Wężowy ołtarz - Halina Kowalczuk - ebook + książka

Wężowy ołtarz ebook

Kowalczuk Halina

4,3

Opis

Joanna od prawie dwudziestu lat pracuje w korporacji, jest doświadczonym, ale niedocenianym pracownikiem. Kiedy już zaczyna myśleć, że to się nigdy nie zmieni, firma wysyła ją na szkolenie dla wypalonych zawodowo, które odbywa się w malowniczej Białej Kamiennej u podnóża Tatr. Joanna poznaje tam niezwykłych ludzi i tajemnicze miejscowe legendy. Dostaje propozycję pracy nie do odrzucenia i… szansę na miłość. Będzie jednak musiała odpowiedzieć sobie na pytanie, czego naprawdę chce w życiu, a także stawić czoła całkiem realnemu niebezpieczeństwu.

Kto sprawi, że serce Joanny zacznie być szybciej?

Czy będzie gotowa otworzyć się na uczucie?

I czy można rozmawiać z wężami?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 290

Rok wydania: 2022

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (43 oceny)
22
15
5
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Agata2727

Całkiem niezła

To moja piąta książka tej autorki, dobrze napisana, jedynie denerwujące jest to, że wszystkie te książki są na jedno kopyto, jak jedną, dwie się przeczyta inne już można sobie darować :(
00
kasiabin

Całkiem niezła

Po wielu przeczytanych książkach autorki, ta nie bardzo przypadła mi do gustu. Średnio ją oceniam.
00
Anna-M-1

Nie oderwiesz się od lektury

Już czekam na następną książkę pani Kowalczuk!
00
osirmina

Nie oderwiesz się od lektury

świetna!
00
melchoria

Całkiem niezła

Jak kto lubi legendy i inne bajkowe historie - to dla niego. Legenda o Wiśle jakby nie na miejscu.
00

Popularność




Co­py­ri­ght © Ha­li­na Ko­wal­czuk Co­py­ri­ght © 2022 by Luc­ky
Pro­jekt okład­ki: Ilo­na Go­sty­ńska-Rym­kie­wicz
Zdjęcia na okład­ce: da­rek, she­vt­so­vy (stock.ado­be.com)
Skład i ła­ma­nie: Mi­chał Bog­da­ński
Re­dak­cja i ko­rek­ta: Bar­ba­ra Ram­za-Ko­ło­dziej­czyk
Wy­da­nie I
Ra­dom 2022
ISBN 978-83-67184-61-8
Wy­daw­nic­two Luc­ky ul. Że­rom­skie­go 33 26-600 Ra­dom
Dys­try­bu­cja: tel. 501 506 203 48 363 83 54
e-mail: kon­takt@wy­daw­nic­two­luc­ky.plwww.wy­daw­nic­two­luc­ky.pl
Kon­wer­sja: eLi­te­ra s.c.

Jo­an­na Wa­śko pra­co­wa­ła w kor­po od pra­wie dwu­dzie­stu lat. Fir­ma zaj­mo­wa­ła się głów­nie pla­no­wa­niem i pro­jek­to­wa­niem re­klam, a ta­kże kol­por­ta­żem pro­duk­tów. Jak okre­śla­ło to wie­lu pra­cow­ni­ków: wszyst­kim i ni­czym. Jo­an­na po ma­tu­rze i stu­diach za­ocz­nych na wy­dzia­le mar­ke­tin­gu i te­le­mar­ke­tin­gu na Uni­wer­sy­te­cie War­szaw­skim roz­po­częła pra­cę w Whi­te jako go­niec, z cza­sem za­częła awan­so­wać, aż za­trzy­ma­ła się na śred­nim szcze­blu w dzia­le pla­no­wa­nia re­klam. Za­wsze lu­bi­ła swo­ją pra­cę, co było wi­dać, bo roz­sie­wa­ła wo­kół sie­bie po­zy­tyw­ną ener­gię, po­moc­na, uśmiech­ni­ęta i pe­łna za­pa­łu do no­wych za­dań. Była od­po­wie­dzial­na za pro­jek­to­wa­nie re­klam te­le­wi­zyj­nych oraz an­gaż ak­to­rów do nich. Do swo­ich za­dań pod­cho­dzi­ła z wiel­ką sta­ran­no­ścią, dba­ła o ka­żdy szcze­gół, co prze­kła­da­ło się na suk­ce­sy klien­tów i fir­my. Od kil­ku lat obie­cy­wa­no jej awans na sta­no­wi­sko kie­row­ni­ka dzia­łu, ale za­wsze ktoś ją wy­prze­dzał. A to zna­jo­my zna­jo­me­go dy­rek­to­ra, a to ku­zyn­ka głów­nej ksi­ęgo­wej, bra­ta­ni­ca pre­ze­sa i tak da­lej. Co praw­da wszy­scy oni szyb­ko też od­cho­dzi­li, bo albo nie spe­łnia­li ocze­ki­wań za­rządu, albo nie wy­trzy­my­wa­li na­pi­ęcia i stre­su, któ­re to­wa­rzy­szy­ły im ka­żde­go dnia. Za ka­żdym ra­zem Aśka mia­ła na­dzie­ję, że to ten mo­ment, kie­dy jej za­pro­po­nu­ją to sta­no­wi­sko, ale aż do tej pory tak się nie sta­ło. Na po­cząt­ku od­gra­ża­ła się w my­ślach, raz na­wet spró­bo­wa­ła szan­ta­żu na dy­rek­to­rze, ale ją zi­gno­ro­wa­no i po­wie­dzia­no, że wol­na dro­ga, na jej miej­sce jest dzie­si­ęć in­nych osób. W ko­ńcu po­go­dzi­ła się z sy­tu­acją. Co­dzien­nie przy­cho­dzi­ła do pra­cy na ósmą, a wy­cho­dzi­ła oko­ło osiem­na­stej. Czy z tego ty­tu­łu mia­ła do­dat­ko­we wy­na­gro­dze­nie? Nie­ste­ty nie. Dy­rek­tor kie­dyś stwier­dził na głos, że nie­udol­ni mu­szą pra­co­wać dłu­żej i sami są so­bie win­ni. Te sło­wa bar­dzo za­bo­la­ły Jo­an­nę, a wspó­łczu­jące i po­cie­sza­jące spoj­rze­nia ko­le­ża­nek i ko­le­gów tyl­ko wzmo­gły w niej po­czu­cie krzyw­dy. Za­mknęła się w so­bie. Pra­co­wa­ła ni­czym au­to­mat, któ­ry ma za­pla­no­wa­ne i wgra­ne za­da­nia na dany dzień. Nie od­czu­wa­ła jed­nak sa­tys­fak­cji ani ra­do­ści z tego, co ro­bi­ła.

Cza­rę go­ry­czy prze­lał pe­wien in­cy­dent. Nową kie­row­nicz­ką zo­sta­ła mło­da, oko­ło trzy­dzie­sto­let­nia Be­ata Kry­ger. Wie­dzia­no o niej, że za­czy­na­ła kil­ka kie­run­ków stu­diów, ale żad­ne­go nie uko­ńczy­ła. Pra­co­wa­ła w kil­ku fir­mach, ale ni­g­dzie nie mo­gła za­grzać miej­sca, bo... go­dzi­ny pra­cy jej nie od­po­wia­da­ły, prze­ło­żo­ny był idio­tą, wy­ma­ga­nia były wy­gó­ro­wa­ne w sto­sun­ku do wy­na­gro­dze­nia. Do Whi­te tra­fi­ła jako pro­te­go­wa­na sa­me­go pana dy­rek­to­ra, więc ka­żdy już wie­dział, że nie ma co pod­ska­ki­wać. W dzia­le Aśki za­częto na­wet ro­bić za­kła­dy, jak dłu­go po­pra­cu­je. Tym bar­dziej, że lu­dzie za­uwa­ży­li, że pani kie­row­nik dość często prze­sia­du­je w ga­bi­ne­cie dy­rek­to­ra, ra­zem wy­cho­dzą z pra­cy... Wszy­scy zna­li też żonę zwierzch­ni­ka, wi­dzia­no ją kil­ka razy w ak­cji, kie­dy szyb­ko roz­pra­wia­ła się z ko­lej­ny­mi ro­man­sa­mi męża. A on? Był wo­bec niej bar­dzo po­tul­ny, ro­bił, co ka­za­ła, w ka­żdej chwi­li od­bie­rał od niej te­le­fo­ny i przy­ta­ki­wał ka­żde­mu zda­niu, któ­re wy­po­wia­da­ła.

Jo­an­na pra­co­wa­ła w tym cza­sie nad kam­pa­nią re­kla­mo­wą kre­mu dla cery doj­rza­łej. Pla­no­wa­nie i pro­jek­to­wa­nie za­jęło jej po­nad dwa mie­si­ące, nie­mniej była za­do­wo­lo­na z re­zul­ta­tu. Ze­spół rów­nież po prze­ana­li­zo­wa­niu pro­jek­tu zło­żył jej gra­tu­la­cje. Dała go Be­acie do ak­cep­ta­cji, co uwa­ża­ła za for­mal­no­ść, bo wy­ni­ku była pew­na. Po dwóch go­dzi­nach zo­sta­ła jed­nak we­zwa­na do ga­bi­ne­tu kie­row­nicz­ki i... ca­łko­wi­cie za­sko­czo­na re­pry­men­dą, a wręcz awan­tu­rą.

– Co to jest? – Be­ata sie­dzia­ła roz­par­ta w wiel­kim skó­rza­nym fo­te­lu i ma­cha­ła pli­kiem do­ku­men­tów ze szcze­gó­ła­mi pro­jek­tu.

– Pro­jekt re­kla­my i ca­łej kam­pa­nii kre­mu... – od­pa­rła za­sko­czo­na Aśka.

– Kpisz? Kto po obej­rze­niu ta­kiej re­kla­my chcia­łby ku­pić ten krem? Chy­ba śle­pa baba, i jesz­cze by się tar­go­wa­ła. Ko­bie­to, je­steś naj­bar­dziej nie­udol­na w ca­łym ze­spo­le i po­wa­żnie za­sta­na­wiam się nad tobą... – ce­lo­wo za­ak­cen­to­wa­ła osta­nie sło­wa.

– Mo­żesz ja­śniej mó­wić? – Wa­śko czu­ła, jak jej żo­łądek na prze­mian to kur­czy się, to roz­lu­źnia, by za se­kun­dę ze zdwo­ją siłą po­now­nie za­mie­nić się w su­peł.

– Na­wet tego nie ro­zu­miesz? Kie­dy tu­taj przy­szłam, tyle osób cię chwa­li­ło, nie ro­zu­miem za co? Ani in­wen­cji twór­czej, ani pra­co­wi­to­ści, o któ­rych mó­wio­no. Za­sta­nów się, czy nie czas zmie­nić bra­nżę na taką, gdzie my­śle­nie nie jest po­trzeb­ne.

– Chy­ba się my­lisz... – za­częła ostro­żnie Jo­an­na.

– Ja się mylę? Ja? – Be­ata rzu­ci­ła tecz­kę z do­ku­men­ta­mi na swo­je biur­ko i gwa­łtow­nie wsta­ła, omal nie prze­wra­ca­jąc fo­te­la. – Chy­ba nie wiesz, co mó­wisz i do kogo! Wyj­dź stąd le­piej, za­nim będzie za pó­źno, za­sta­no­wię się, co z tobą zro­bić! – Pod­nio­sła rękę i pal­cem wska­za­ła drzwi.

Wa­śko po­słusz­nie wy­ko­na­ła po­le­ce­nie. Do swo­je­go po­ko­ju wró­ci­ła nie­mal jak au­to­mat. Czu­ła na so­bie spoj­rze­nie wspó­łpra­cow­ni­ków. Do­my­śla­li się, że coś po­szło nie tak, ale nie na­ci­ska­li, by od razu za­częła mó­wić. Zna­li ją, wie­dzie­li, że musi to prze­tra­wić, za­nim ze­chce coś po­wie­dzieć.

– Ktoś chce kawę? – za­py­tał Mi­chał Za­krzew­ski, wy­so­ki 38-let­ni mężczy­zna, któ­ry do­łączył do ich ze­spo­łu dwa lata wcze­śniej i do­pie­ro te­raz otrzy­mał swo­je pierw­sze sa­mo­dziel­ne za­da­nie. Do­ty­czy­ło re­kla­my jo­gur­tów dla dzie­ci, z cze­go był dum­ny i cze­go też nie ukry­wał.

W dzia­le lu­bio­no go za po­czu­cie hu­mo­ru, em­pa­tię i wiecz­ną go­to­wo­ść do po­mo­cy ka­żde­mu.

– Ja się na­pi­ję! – pod­chwy­ci­ła Mar­ty­na, do któ­rej za­raz do­łączy­li Łu­kasz, Pa­weł i Ni­ko­la.

– Ja też chęt­nie zro­bię so­bie prze­rwę – stwier­dzi­ła Mo­ni­ka, sie­dząca naj­bli­żej Wa­śko. – Asiu, na­pi­jesz się z nami?

Za­py­ta­na ski­nie­niem gło­wy po­twier­dzi­ła. W za­sa­dzie było jej to obo­jęt­ne, ale czu­ła, że nie jest te­raz w sta­nie pra­co­wać.

Wspó­łpra­cow­ni­cy za wszel­ką cenę sta­ra­li się za­cho­wy­wać nor­mal­nie i roz­ma­wiać o tym co zwy­kle, kie­dy Mar­ty­na wy­szła z Mi­cha­łem do pra­cow­ni­czej kuch­ni, aby przy­go­to­wać kawę dla wszyst­kich.

– Po­noć nowy pre­zes jed­nak bywa u nas, tyl­ko że rzad­ko wy­cho­dzi z ga­bi­ne­tu – za­częła ostro­żnie Ni­ko­la.

– Też tak sły­sza­łem. Nikt go nie wi­dział, sam sta­ra­łem się zna­le­źć cho­ciaż jego zdjęcie w in­ter­ne­cie, żeby zo­ba­czyć, jak wy­gląda, ale nic z tego, fa­cet chro­ni swo­ją pry­wat­no­ść – od­pa­rł Pa­weł, bu­ja­jąc się w swo­im fo­te­lu.

– Ko­lej­ny fo­tel po­ła­miesz – za­uwa­ży­ła ze śmie­chem Ni­ko­la.

– A bo te­raz ta­kie dzia­do­stwo ro­bią! Po­win­ni wie­dzieć, że fo­te­le biu­ro­we mu­szą być znacz­nie moc­niej­sze – od­pa­rł ni­czym nie­zra­żo­ny.

– Masz ra­cję. Ile już sprzętu po­szło na śmiet­nik? A to biur­ko, a to pó­łka, a to krze­sło dla klien­ta. Taki szajs te­raz ro­bią, tyl­ko wy­gląda, jak­by było z pa­ła­cu kró­lew­skie­go – po­pa­rła go sie­dząca obok Ani­ta.

– Nie za­prze­czam, ale wie­dząc o tym, po­win­no się mimo wszyst­ko uwa­żać, by ko­lej­ny sprzęt nie po­sze­dł na śmiet­nik – przy­zna­ła im ra­cję Ni­ko­la.

– Wra­ca­jąc do temu, to za­sta­na­wiam się, dla­cze­go nowy pre­zes ni­g­dy się nam nie po­ka­zał? Chy­ba po­wi­nien przy­je­chać, prze­jść wszyst­kie dzia­ły, przy­wi­tać się – kon­ty­nu­ował Pa­weł.

– Nie wiem, w su­mie głów­na sie­dzi­ba fir­my jest w Kra­ko­wie, więc tam prze­by­wa. – Wzru­szy­ła ra­mio­na­mi Ani­ta.

– Tam­tej­sza sie­dzi­ba jest mniej­sza od na­sze­go dzia­łu, i to jest dziw­ne – do­rzu­cił Łu­kasz.

– Tak, ale on, o ile wiem, miesz­ka w Kra­ko­wie, tam też ma ro­dzi­ców, może chce być z nimi – dy­wa­go­wa­ła Ni­ko­la.

– On jest żo­na­ty? – za­py­ta­ła Ani­ta.

– Nie, tego je­stem pe­wien, bo kie­dyś dy­rek­tor mó­wił, że sta­ry pre­zes ubo­le­wa nad tym, jak to jego syn się nie oże­nił, jest sam – po­in­for­mo­wał Pa­weł.

– Może gej? – za­sta­na­wiał się na głos Le­szek, stu­dent in­ży­nie­rii kom­pu­te­ro­wej, któ­ry do­łączył do ze­spo­łu pół roku wcze­śniej.

– Mo­żli­we, ale w tej fir­mie chy­ba nie będzie ro­bił co­ming outu. Mo­gła­by na tym wie­le stra­cić, wśród na­szych klien­tów jest wie­lu ho­mo­fo­bów – stwier­dził Łu­kasz. – Pa­mi­ęta­cie tego, co zle­cił nam re­kla­mę kap­su­łek do pra­nia?

– To był nie­zły ubaw – za­re­cho­tał Le­szek. – Kap­su­łki w kszta­łcie swa­styk dla „czy­stych ra­so­wo go­spo­dyń do­mo­wych”.

– Mat­ko, ale się wte­dy dy­rek­tor na­męczył, żeby mu wy­ja­śnić, ja­kie to może mieć kon­se­kwen­cje, że w jed­nej chwi­li może stra­cić fir­mę i cały do­ro­bek ży­cia!

– No fakt, to był hard­co­re, ja­kie­go w tej fir­mie nie wi­dzia­no – przy­zna­ła Ani­ta. – A do tego fa­cet upa­rł się, że Asia ma mu tę re­kla­mę zro­bić... – Dziew­czy­na na chwi­lę za­mil­kła, za­sta­na­wia­jąc się, czy nie za wcze­śnie włączy­ła Wa­śko do roz­mo­wy, i spoj­rza­ła na nią kątem oka, ale zo­ba­czyw­szy mi­mo­wol­ny uśmiech na ustach ko­le­żan­ki, kon­ty­nu­owa­ła: – Za­bra­łaś go do mu­zeum Au­schwitz-Bir­ke­nau – zwró­ci­ła się już bez­po­śred­nio do niej.

– Tak, do­brze to pa­mi­ętam... – od­pa­rła spo­koj­nie Aśka. – Wy­na­jęłam dla nie­go in­dy­wi­du­la­ne­go prze­wod­ni­ka, któ­ry nas opro­wa­dził, opo­wie­dział o wszyst­kim, za­pre­zen­to­wał eks­po­na­ty, sta­ty­sty­ki, ilu lu­dzi tam po­mor­do­wa­no... Gość wy­sze­dł stam­tąd bla­dy jak ścia­na...

– Ale dzi­ęki temu kap­su­łki sta­ły się kwiat­ka­mi – za­uwa­żył Pa­weł.

– W na­szej pra­cy za­wsze mu­si­my li­czyć się z tym, że klien­ci są dziw­ni i trze­ba ich na­pro­wa­dzać na do­bre roz­wi­ąza­nia – stwier­dził nie­co fi­lo­zo­ficz­nym to­nem Łu­kasz, co mu się dość często zda­rza­ło.

– Ko­cha­ni, kawa! – Drzwi po­ko­ju się otwo­rzy­ły, we­szła Mo­ni­ka, to­ru­jąc dro­gę Mi­cha­ło­wi, któ­ry nió­sł na tacy kub­ki. Mo­ni­ka zgrab­nie po­sta­wi­ła czar­ny, pa­ru­jący na­pój przed ka­żdym na biur­ku. Spoj­rza­ła zna­cząco na Ani­tę, któ­ra mru­gnęła okiem, co mia­ło ozna­czać, że Wa­śko za­czy­na­ła „od­ta­jać” po wi­zy­cie w ga­bi­ne­cie Be­aty.

– W kuch­ni na­tknęli­śmy się na Be­atę, oczy­wi­ście nie oby­ło się bez jej sar­ka­stycz­nej uwa­gi, że nie pra­cu­je­my, tyl­ko kawę pi­je­my albo plot­ku­je­my – po­in­for­mo­wał Mi­chał, od­kła­da­jąc pu­stą tacę na pa­ra­pet okna.

– Asiu, wy­pluj to z sie­bie, bo się męczysz, a my pa­trząc na cie­bie też. – Mo­ni­ka ze­bra­ła się na od­wa­gę, sia­da­jąc w swo­im fo­te­lu i pa­trząc na ko­le­żan­kę wy­mow­nie.

Jo­an­na opa­rła się łok­cia­mi o blat biur­ka i prze­ta­rła dło­ńmi twarz.

– No więc... – za­częła nie­chęt­nie. – Wie­cie, że od dłu­ższe­go cza­su pra­co­wa­łam nad re­kla­mą no­wa­tor­skie­go kre­mu dla ko­biet...

– No tak, świet­na ro­bo­ta – wtrącił Mi­chał, za­wzi­ęcie dmu­cha­jąc w ku­bek, by nie­co ostu­dzić wci­ąż go­rącą kawę.

– Tak, to praw­da, ale Be­ata oświad­czy­ła mi, że pro­jekt jest okrop­ny pod ka­żdym względem, a ja po­win­nam się za­sta­no­wić nad zmia­ną bra­nży, bo nic nie po­tra­fię. Je­stem le­ni­wa... – Jo­an­na wes­tchnęła ci­ężko.

– A to fran­ca za­po­wie­trzo­na! – Ani­ta nie wy­trzy­ma­ła.

– Fran­ca? To mało po­wie­dzia­ne – stwier­dzi­ła Mar­ty­na. – Idź z tym pro­jek­tem do dy­rek­to­ra, ba­biarz i wia­do­mo, że ro­mans z Be­atą wisi w po­wie­trzu, ale rze­tel­ną ro­bo­tę po­tra­fi do­ce­nić – do­ra­dzi­ła.

– Nie od­da­ła mi pro­jek­tu, chy­ba wy­rzu­ci­ła go do ko­sza, nie pa­mi­ętam, co z nim zro­bi­ła. Ma­cha­ła mi do­ku­men­ta­mi przed no­sem, rzu­ca­ła nimi o biur­ko i da­rła się na mnie – od­pa­rła Aśka.

– Dziw­ne, coś cho­le­ra knu­je. Le­piej idź i za­bierz od niej ten pro­jekt, Mar­ty­na ma ra­cję – do­rzu­cił Pa­weł, a resz­ta mu przy­tak­nęła.

– Te­raz mam iść? – Wa­śko mia­ła lek­kie opo­ry.

– Oczy­wi­ście, ta­kie spra­wy trze­ba za­ła­twiać na go­rąco – od­po­wie­dział Le­szek. – Iść z tobą?

– Nie, dzi­ęku­ję ci. Sama mu­szę to za­ła­twić – oświad­czy­ła Aśka i wsta­ła z fo­te­la. Wzi­ęła głębo­ki wdech i ru­szy­ła w stro­nę drzwi, od­pro­wa­dza­na wzro­kiem wspó­łpra­cow­ni­ków. Czu­ła się jak ska­za­niec idący na sza­fot. Ale wie­dzia­ła, że nie może tak tego zo­sta­wić i nie po­zwo­li, by taka smar­ka­ta bez do­świad­cze­nia na nią wrzesz­cza­ła.

Wy­szła z po­ko­ju i wąskim ko­ry­ta­rzem skie­ro­wa­ła się do ga­bi­ne­tu Be­aty. Po kil­ku­na­stu me­trach sta­nęła przed drew­nia­ny­mi drzwia­mi. Wzi­ęła ko­lej­ny wdech i na­ci­snęła klam­kę. We­szła. Kie­row­nicz­ka sie­dzia­ła w fo­te­lu i prze­gląda­ła coś w te­le­fo­nie. Zo­ba­czyw­szy Aśkę, skrzy­wi­ła się wy­mow­nie.

– Cze­go chcesz jesz­cze? – za­py­ta­ła nie­przy­jem­nie.

– Chcę swój nie­uda­ny pro­jekt – od­pa­rła Jo­an­na od­wa­żnie, sta­ra­jąc się, by głos jej nie za­drżał.

– Po co?

– Bo ja go zro­bi­łam, jest mój, na­wet je­że­li to­bie się nie po­do­ba.

– Ro­bi­łaś go w go­dzi­nach pra­cy i mimo że jest nie­udol­ny, wy­pła­tę we­źmiesz, więc na­le­ży do fir­my, nie do cie­bie. A te­raz że­gnam, nie mam cza­su na ta­kie pier­do­ły, za­raz mam kon­fe­ren­cję on-line z pre­ze­sem i mu­szę się do niej przy­go­to­wać. Je­stem pod tym względem pe­dan­tycz­na, to­bie też to ra­dzę – od­pa­rła z kpi­ącym uśmie­chem na ustach.

– Po­wta­rzam, że chcę swój pro­jekt, albo...

– Albo co? Gro­zisz mi?! – Be­ata wsta­ła z fo­te­la i opa­rła się ko­ńca­mi pal­ców o blat biur­ka, przy­bie­ra­jąc wro­gą po­sta­wę.

– To nie jest gro­źba, tyl­ko pro­śba – od­pa­rła Aśka, nie­co zbi­ta z tro­pu.

– Tak już le­piej, ale... po­wta­rzam: nie do­sta­niesz go, a te­raz idź i zo­bacz, czy cię nie ma z dru­giej stro­ny drzwi. Jesz­cze z tobą nie sko­ńczy­łam. A tym wy­stępem tu­taj jesz­cze do­la­łaś oli­wy do ognia! – Be­ata syk­nęła przez zęby ni­czym żmi­ja szy­ku­jąca się do ata­ku.

Wa­śko cała ze­sztyw­nia­ła i ni­czym ro­bot ru­szy­ła do drzwi. Do­pie­ro kil­ka me­trów da­lej w ko­ry­ta­rzu za­trzy­ma­ła się i opa­rła ple­ca­mi o ścia­nę. Zro­bi­ło jej się sła­bo. Czar­ne punk­ci­ki za­częły wi­ro­wać jej przed ocza­mi, po­tem dziw­na zie­lo­na ścia­na spra­wi­ła, że ni­cze­go już nie wi­dzia­ła.

♥ ♥ ♥
Za­pra­sza­my do za­ku­pu pe­łnej wer­sji ksi­ążki