Wdzięczność - Oliver Sacks - ebook + książka

Wdzięczność ebook

Oliver Sacks

0,0
33,00 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

„Moim dominującym uczuciem jest wdzięczność. Kochałem i byłem kochany. Wiele mi dano i sam też coś dałem w zamian. Przede wszystkim byłem istotą czującą, myślącym zwierzęciem na tej pięknej planecie – a to samo w sobie było ogromnym przywilejem i przygodą”.

Żaden pisarz nie potrafił ująć ludzkiego dramatu choroby równie szczerze i pięknie jak Oliver Sacks. W ostatnich miesiącach życia poruszająco opisał swoje uczucia wobec zamknięcia pewnego etapu i pogodzenia się ze śmiercią. Zawarte w tej książce cztery szkice tworzą pochwałę niepowtarzalności każdego człowieka oraz wdzięczności za dar życia. To głęboko poruszające świadectwo i celebracja tego, jak można żyć w pełni – oraz refleksja nad sensem istnienia i pogodzeniem się z nieuchronnym końcem. „Każdemu człowiekowi pisane jest – stwierdza Sacks – być jedynym w swoim rodzaju, odnaleźć własną ścieżkę, przeżyć własne życie, umrzeć własną śmiercią”.

„Oliver Sacks był jak żaden inny lekarz ani pisarz. Pociągały go domy chorych, instytucje wspomagające najbardziej wrażliwych i niepełnosprawnych, towarzystwo ludzi niezwykłych. Pragnął widzieć człowieczeństwo w jego wielu odmianach – i robił to po swojemu, niemal anachronicznie: twarzą w twarz, w czasie rzeczywistym, z dala od rosnącej dominacji komputerów i algorytmów. I dzięki jego pisarstwu mieliśmy szansę doświadczyć choć cząstki tego, co sam przeżył”.

Atul Gawande, autor książki Śmiertelni. Wyzwania medycyny u schyłku życia

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 23

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Oliver Sacks Wdzięczność Tytuł oryginału Gratitude ISBN Copyright © 2015, Oliver SacksAll rights reserved Copyright © for the Polish translation by Zysk i S­‍‑ka Wydawnictwo s.j., Poznań 2025 Redakcja Magdalena Wójcik Skład i łamanie Maribook Maria Uniejewska Projekt graficzny okładki Agata Wawryniuk Wydanie 1 Zysk i S-ka Wydawnictwo ul. Wielka 10, 61-774 Poznań tel. 61 853 27 51, 61 853 27 67 dział handlowy, tel./faks 61 855 06 [email protected] Wszelkie prawa zastrzeżone. Niniejszy plik jest objęty ochroną prawa autorskiego i zabezpieczony znakiem wodnym (watermark). Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku. Rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci bez zgody właściciela praw jest zabronione. Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w Zysk i S-ka Wydawnictwo.
Nieubłaganie już umieram, ciągle jednak nie rezygnuję z życia.

Przedmowa

W czterech zamieszczonych tu, a napisanych w dwóch ostatnich latach życia esejach Oliver Sacks mówi o starzeniu się, chorobie i śmierci z nieocenioną powściągliwością i klarownością.

Rtęć napisał za jednym zamachem na kilka dni przed swoimi osiemdziesiątymi urodzinami, które przypadały w lipcu 2013 roku. Naświetla tu dobre strony sędziwego wieku, nie kryjąc związanych z nim ułomności ciała i umysłu.

Kiedy osiemnaście miesięcy później nadał finalną postać swej autobiografii Zawsze w ruchu, dowiedział się, że zdiagnozowany w roku 2005 rzadki nowotwór, czerniak gałki ocznej, dokonał przerzutów na wątrobę. Niewiele było w tym wypadku możliwości leczenia operacyjnego, a lekarze prognozowali, iż Sacks pożyje jeszcze może pół roku. Napisał wtedy Mój żywot, gdzie dawał wyraz swej ogromnej wdzięczności, że dane mu było przeżyć takie właśnie życie, a chociaż zabrało mu to ledwie kilka dni, wahał się z natychmiastową publikacją. Czy myślał, że byłoby to przedwczesne i że lepiej poczekać do chwili, gdy choroba wejdzie w fazę terminalną? Kiedy kilka tygodni później doktor Sacks poddał się operacji, która miała mu zapewnić jeszcze kilka miesięcy aktywnego życia, kazał przesłać ten esej do redakcji „New York Timesa”, która wydrukowała go następnego dnia. Gorąca aprobata, z jaką tekst został przyjęty, stanowiła dla autora nieocenioną nagrodę.

W maju, czerwcu i na początku lipca doktor Sacks cieszył się względnie dobrym zdrowiem, co pozwalało mu pisać, pływać, grać na pianinie i podróżować. Pośród powstałych wtedy tekstów znalazła się Moja tablica okresowa, w której autor zastanawia się nad swą długowiecznością i dla różnych etapów swego życia szuka symboli w tablicy okresowej pierwiastków, ale nie pomija też tematu śmiertelności.

W sierpniu zdrowie doktora Sacksa gwałtownie się pogorszyło, niemniej resztkę sił poświęcił na pisanie. Szczególnie ważny dla niego był ostatni z zamieszczonych tu tekstów, Szabat. Wręcz pieścił każde z jego słów. Esej ukazał się na dwa tygodnie przed śmiercią autora, która nastąpiła 30 sierpnia 2015 roku.

Kate Edgar i Bill Hayes

 Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Rtęć

Zeszłej nocy śniła mi się rtęć: wznoszące się i opadające wielkie lśniące kulki żywego srebra. Rtęć ma w układzie okresowym pierwiastków liczbę atomową 80, sen zatem przypomniał mi o tym, że we wtorek ja sam stanę się osiemdziesięciolatkiem.

Pierwiastki i urodziny splatały się ze sobą od moich chłopięcych czasów, kiedy dowiedziałem się o liczbach atomowych. Dlatego mając jedenaście lat, mogłem powiedzieć: „Jestem sodem” (liczba atomowa 11), a teraz, skoro mam siedemdziesiąt dziewięć lat, jestem złotem. Gdy przed kilkoma laty sprezentowałem przyjacielowi na urodziny butelkę rtęci – absolutnie szczelną i niemogącą się stłuc – obdarzył mnie osobliwym spojrzeniem, ale potem przysłał uroczy list, w którym żartował: „Teraz codziennie rano biorę odrobinkę na zdrowie”.

Osiemdziesiątka! Ledwie mogę w to uwierzyć. Często czuję, że życie dopiero się zaczyna, ale wtedy sobie uświadamiam, że już się niemal skończyło. Moja matka była szesnasta z osiemnaściorga dzieci; ja zaś najmłodszym z jej czterech synów, i w ogóle niemal najmłodszy z całego pnia rodziny po kądzieli. W szkole średniej zawsze byłem najmłodszy w klasie – i to poczucie bycia juniorem zachowałem po dziś dzień, chociaż teraz jestem niemal najstarszą ze znanych mi osób.

Przypuszczałem, że umrę jako czterdziestojednolatek, kiedy poszedłszy samotnie w góry, miałem paskudny wypadek i złamałem nogę. Unieruchomiłem ją najlepiej, jak potrafiłem, i niezdarnie zacząłem się przemieszczać w dół, do czego wykorzystywałem tylko ręce. Przez długie, mozolne godziny zalewały mnie wspomnienia: dobre i złe. W większości jednak były przepojone wdzięcznością – wdzięcznością za to, co otrzymałem od innych, wdzięcznością także i za to, że dane mi było jakoś się odpłacić. Rok wcześniej ukazała się moja druga książka: Przebudzenia.

Niemal już osiemdziesięcioletni, mający kłopoty ze zdrowiem, które czasami wymagają interwencji chirurgicznej, ale mnie nie obezwładniają – cieszę się z tego, że żyję. „Cieszę się, że nie umarłem”, wyrywa mi się czasami, gdy pogoda jest piękna. (Z czym kontrastuje opowieść mego przyjaciela, który przechadzał się kiedyś w Paryżu z Samuelem Beckettem, a że był właśnie cudowny wiosenny poranek, spytał go: „Czy takiego dnia jak ten nie cieszy się pan, że żyje?”. Na co Beckett odparł: „Tak daleko bym się nie posunął”). Jestem wdzięczny, że doświadczyłem najróżniejszych rzeczy – niektórych wspaniałych, niektórych straszliwych – że byłem w stanie napisać kilka książek, że otrzymuję niezliczone listy od przyjaciół, kolegów po fachu oraz czytelników i że mogę radować się tym, co Nathaniel Hawthorne nazwał „rozmową ze światem”.

Boleję nad tym, że zmarnowałem (i ciągle marnuję) tak wiele czasu, boleję nad tym, że jako osiemdziesięciolatek jestem tak samo rozpaczliwie nieśmiały jak w wieku lat dwudziestu, boleję nad tym, że władam tylko swoim ojczystym językiem oraz że nie odwiedziłem i nie doświadczyłem tak wielu innych kultur, jak warto było zrobić.

Czuję, że powinienem spróbować nadać memu życiu „pełnię”, cokolwiek pełnia miałaby znaczyć. Niektórzy z moich dziewięćdziesięcio- i stuletnich pacjentów mówią nunc dimittis: „Żyłem po kres i teraz mogę odejść”. Dla niektórych z nich oznacza to pójście do nieba – zawsze to jest raczej niebo niż piekło, aczkolwiek Samuel Johnson i James Boswell drżeli na myśl o tym, że wylądują w piekle, i wściekali się na Davida Hume’a, który nie żywił takich przekonań. Nie wierzę w żadną pośmiertną egzystencję ani jej nie pragnę, chyba że miałaby znaczyć tyle, iż przyjaciele zachowają mnie w pamięci, a niektóre z moich książek także po moim odejściu będą „przemawiać” do ludzi.

 Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Spis treści

Okładka

Strona tytułowa

Strona redakcyjna

Dedykacja

Przedmowa

Rtęć