44,90 zł
Opowieści, które leczą. Poznaj kojącą moc słowa i znajdź drogę do siebie.
Marta wygląda jak milion dolarów, ale nadal oczekuje potwierdzenia, że dobrze się prezentuje. W jej domu stale brakowało pieniędzy. Patryk ma 48 lat, za bycie kochanym zrobi dużo, czasem za dużo. Jego ojciec odszedł, gdy syn miał 11 lat, rodzina się rozpadła. Iwona przez wiele lat ukrywała przemoc swojego męża alkoholika. Opowiadała, jaki jest zaradny i szarmancki, a jej koleżanki go uwielbiały.
Wsłuchując się w trudne i bolesne historie swoich pacjentów, Agnieszka Kozak zaczęła pisać opowiadania terapeutyczne. Poprzez opowieści, symbole oraz obrazy pomogła im odkryć siebie i odnaleźć spokój ducha. Być może, jak w lustrze, rozpoznasz tu własne problemy i niepokoje:
Ostryga – cierpienie i wyjątkowość
Ogrodnik – dziedzictwo i odpuszczenie
Piłeczka – przemoc i współuzależnienie
Gnom – ofiarność i zależność
Kryształ – narcyzm i perfekcjonizm
Szafa – lęk i milczenie
Sadzawka - samozniszczenie i masochizm
Mrówka – ciśnienie i niezadowolenie
Rytm – nadopiekuńczość i więzienie
Las – uznanie i samowspółczucie
Obraz – ramy i niezależność
Diament – wartość i poczucie sensu
Zima – nadzieja i wybór
A jeśli szukasz kogoś, kto czule i mądrze przeprowadzi cię przez chwile załamania i niewiary ku dojrzałości i psychicznemu dobrostanowi, dr Agnieszka Kozak to najlepsza przewodniczka.
Książka zawiera obrazy Aleksandry Wagi-Mizery.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 279
Opowiadania: Ostryga, Ogrodnik, Piłeczka, Sadzawka, Mrówka, Rytm, Diament, Zima na stronach: 8, 26, 52, 140, 168, 184, 230, 248 ukazały się w książce Agnieszki Kozak i Anety Pietrzak W poszukiwaniu siebie. Bajki terapeutyczne dla dorosłych, Edycja Świętego Pawła, Częstochowa 2009.
W niniejszym wydaniu opowiadania te zostały zmienione przez Autorkę.
Obrazy w tekście i na okładce: ALEKSANDRA WAGA-MIZERA
Opieka redakcyjna: KATARZYNA KRZYŻAN-PEREK
Redakcja: ANETA TKACZYK
Korekta: BARBARA GÓRSKA, ANNA MILEWSKA
Opracowanie graficzne: URSZULA GIREŃ
Redaktor techniczny: ROBERT GĘBUŚ
© Copyright by Agnieszka Kozak© Copyright for this edition by Wydawnictwo Literackie, 2025
Wydanie pierwsze
ISBN 978-83-08-08764-0
Wydawnictwo Literackie Sp. z o.o. ul. Długa 1, 31-147 Kraków bezpłatna linia telefoniczna: 800 42 10 40 księgarnia internetowa: www.wydawnictwoliterackie.pl e-mail: [email protected] tel. (+48 12) 619 27 70
Konwersja do formatu ePub 3: eLitera s.c.
Ten e-book jest zgodny z wymogami Europejskiego Aktu o Dostępności (EAA).
Wydawca zakazuje eksploatacji tekstów i danych (TDM), szkolenia technologii lub systemów sztucznej inteligencji w odniesieniu do wszelkich materiałów znajdujących się w niniejszej publikacji, w całości i w częściach, niezależnie od formy jej udostępnienia (art. 26 [3] ust. 1 i 2 ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych [tj. Dz.U. z 2025 r. poz. 24 z późn. zm.]).
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Była tam tylko ona, odnalazła w sobie siłę, słuchała muzyki i odkrywała własny rytm. Pozwoliła sobie na posłuchanie siebie i rytmu, który dyktowało jej serce.
Wmałym domku na skraju lasu mieszkała Agata. Była śliczną, ale bardzo samotną dziewczynką. Czasami była smutna, ale ukrywała swój smutek, żeby nie robić przykrości rodzicom, którzy tak bardzo o nią dbali i codziennie ponosili wielkie wyrzeczenia, opiekując się nią. Słowo „poświęcenie” często pojawiało się w tym domu, dziewczynka dużo słyszała o tym, jak bardzo jej kochani rodzice poświęcili się dla niej, by była szczęśliwa i zadowolona jak inne dzieci. Ona jednak nie była taka jak inne dzieci, ponieważ nie mogła wychodzić z domu. A nie mogła wychodzić, gdyż z jej chorobą wiązała się jakaś dziwna tajemnica – zbyt duża ilość wilgoci w powietrzu mogłaby spowodować, że gardło dziewczynki zaciśnie się tak bardzo, że Agata się udusi. Faktycznie, zdarzało się, że kiedy cichutko płakała w nocy (tak żeby rodzice nie słyszeli, żeby nie sprawić im przykrości), czuła, jak jej gardełko zaciska się tak mocno, że prawie nie może oddychać.
Dziewczynka ciągle wymagała opieki ze strony dorosłych. Tajemnicę choroby znali tylko rodzice i tylko oni mogli dobrze zajmować się córką. Mówili, że tak bardzo się o nią troszczą, bo chcą chronić ją przed ludźmi, którzy mogliby wyśmiewać się z niej i z jej choroby. Dziewczynka mimo ich starań nie czuła się zbyt szczęśliwa. Tęskniła za zabawami z dziećmi, choćby za możliwością obserwowania tego, jak inne dzieci się śmieją i szaleją. Kiedy prosiła rodziców, by pozwolili jej wyjść i pobawić się z dziećmi, mimo ładnej pogody słyszała, że nie powinna tego robić, bo przecież jest bardzo słabym dzieckiem i na pewno nie poradzi sobie w zabawach z innymi dziećmi, które są silniejsze, zdrowe, bo codziennie mogą biegać do woli po łące.
Czasami rodzice zapraszali inne dzieci do domu i to były cudowne chwile, gdy zupełnie zapominała o okropnej chorobie, jaka ją dotknęła. Najbardziej lubiła zabawy z Przemkiem, który robił śmieszne miny, opowiadał piękne historie o zwierzętach i zawsze przynosił cudnie pachnące kwiaty z łąki prowadzącej do jej domu. Uwielbiali wieczorami czytać książki, ale chyba najbardziej turlać się po podłodze, przy czym zaśmiewali się do łez. Niekiedy miała ochotę wyjść z domu i udać się na długi spacer albo pobiec rano po soczystej zielonej trawie polany, czuła jednak, że jest na to za słaba, bała się, że upadnie, bała się spojrzeń ludzi, którzy odkryją jej odmienność i jej nie polubią.
Nadszedł dzień, w którym miała pierwszy raz pójść na bal. Długo się do niego przygotowywała, nawet rodzice pozwalali jej więcej spacerować, by nabrała choć trochę sił. Oczywiście mówili, że na pewno nie będzie mogła dużo tańczyć, w grę wchodził tylko jeden taniec, ale obiecali być z nią na balu. Wybrali oczywiście bezpieczne miejsce, w którym nie było zbyt wielu ludzi, tak by Agata mogła dobrze się czuć w tak ważnym dla siebie dniu. Mama zadbała o wszystko, kupiła jej piękną sukienkę i nowe buciki. Rodzice pojechali wcześniej, ona miała dotrzeć na miejsce razem z Przemkiem. Nie mogła się doczekać jego przyjazdu, bardzo się bała wyjść sama z domu, lecz tęsknota była silniejsza, wygrała z lękiem. Pierwszy raz wyszła sama, bo chciała go spotkać. Szła dość długo, aż zmęczona położyła się na chwilę na ławce przy drodze.
W oddali usłyszała miarowe bicie bębnów. Niezwykłe było to, że rytm, który słyszała, dokładnie pasował do bicia jej serca. Miarowy, delikatny, głęboki, niosący w sobie jednocześnie siłę i ukojenie. Nie wiedziała, jak długo leżała, słuchając tego rytmu, on zdawał się istnieć tylko dla niej, jakby jego celem było towarzyszenie jej sercu. Zapragnęła pójść w kierunku tego rytmu. Wiedziała, że polana, z której płynie, jest dość daleko, a ona była ubrana w swoje najlepsze buty i najpiękniejszą sukienkę – miała przecież iść na bal, który wybrali dla niej rodzice. Bała się, czy przejdzie przez las, jeszcze nigdy nie przebyła tak długiej drogi sama. Rytm bębnów zdawał się stawać jej częścią, czuła, jak dotyka jej wnętrza, budzi niewypowiedzianą tęsknotę... Wstała i powoli ruszyła w jego kierunku.
Bębny zaczęły grać piękną melodię, w której nadal słyszała dźwięk zgodny z rytmem jej serca. Melodia powodowała, że Agata, drżąc, szła w jej kierunku, nawet nie zastanawiając się, czy jej słabe nogi podołają marszowi. Melodia tak ją fascynowała, że szła, jakby w nią otulona, nie zważając na drogę, na gałęzie ani na to, że może pobrudzić sukienkę. W miarę jak zbliżała się do polany, zaczęła odczuwać lekki niepokój. Ponad sobą widziała zbierające się chmury i ogromnie bała się, że może z nich spaść deszcz, który przecież jest zagrożeniem dla jej życia. Przystanęła. Muzyka była już bardzo blisko, niemal jej dotykała, słyszała śmiech ludzi, czuła ciepło bijące od ogniska rozpalonego na polanie. Ze zdziwieniem zobaczyła, jak daleko doszła, jak pewnie stała na nogach po dość długim marszu. Tylko chwilę wahała się, czy nie zawrócić do domu, który dałby jej bezpieczne schronienie przed deszczem. Wiedziała, że powrót oznaczałby także rezygnację z pięknej muzyki, która niosła w sobie coś, czego Agata zawsze pragnęła – ludzi, zapachy, radość i... siłę. Tak! Przecież, pociągnięta muzyką, znalazła w sobie siłę, by pójść w jej kierunku.
Weszła na polanę i nagle znalazła się w kręgu światła, pośród tańczących ludzi. Stała oczarowana, patrząc, jak tańczą. Nigdy tego nie widziała, nigdy sama nie tańczyła. Ciągle słyszała rytm bębna tak bardzo podobny do rytmu jej serca. Weszła w krąg tańczących, zamknęła oczy i dała się poprowadzić własnemu ciału. Była tam tylko ona, odnalazła w sobie siłę, słuchała muzyki i odkrywała własny rytm. Pozwoliła sobie na posłuchanie siebie i rytmu, który dyktowało jej serce. Była wśród ludzi, tańczyła razem z nimi, a jednocześnie nie widziała nic i nikogo. Była urzeczona muzyką, odurzona tańcem.
Nie zauważyła nawet, kiedy zaczął padać deszcz. Czuła go na włosach i ramionach, ale nie przestawała tańczyć, upojona harmonią muzyki, która przynosiła poczucie wolności. W końcu przystanęła, bo nie mogła złapać oddechu... Nie dlatego, że padał deszcz, ale dlatego, że długo płynęła w tańcu. Okazało się, że deszcz nie zagrażał jej życiu. Przyniósł zapach ziemi i kwiatów, a do tego niemal namacalną świeżość. Agata stała pośrodku polany, otoczona zielenią, kolorami kwiatów, przez chmury powoli przedzierały się promienie słońca. Stała tam w białej sukience, która delikatnie otulała jej drżące z zimna ciało. Ale drżała nie tylko z zimna – poczuła w sobie niezwykłą siłę, poczuła siebie samą, tak jakby zerwała niewidzialne więzy krępujące ją do tej pory. Nie widziała i nie słyszała nic oprócz bicia swego serca. Czuła się wolna, czuła, że jest na swoim miejscu, odkryła, że czuje siebie, swoje ciało, swoje pragnienia i marzenia. Odnalazła siłę, która cały czas w niej była, choć uśpiona, ukryta, stłumiona lękiem przed niezależnością, przed którą tak bardzo chcieli ochronić ją rodzice...
Ludzie stali urzeczeni, patrząc na to, jak stała wyprostowana, zjawiskowo piękna w promieniach wschodzącego słońca.
Budził się nowy dzień, budził się nowy etap jej życia – jej własnego życia, zgodnego z biciem jej serca.
Miłość, która trzyma
Więź
Więzienie
Zatrzymanie
Trzymanie pod kloszem
Serce zatrzymane
W klatce miłości
Tej, która nie chce
Wypuścić
Puścić do świata
Złego
A może prawdziwego
Martin Seligman, odwołując się do pojęcia egzystencjalizmu, wskazuje na pierwotną przyczynę ludzkich lęków, jaką stanowi cienka linia oddzielająca życie od śmierci. Prawdopodobnie każdy z nas przynajmniej raz w życiu zadał sobie pytanie, czy potrafi ochronić powierzoną mu kruchą i delikatną istotę, jaką jest bezbronne małe dziecko. Bezbronne i jednocześnie oddane w nasze ręce, dosłownie i w przenośni. Dziecko to dar i zadanie. Jako rodzice zadajemy sobie pytanie, czy będziemy umieli zapewnić mu wsparcie i ochronę jednocześnie, opiekować się nim i budować w nim odwagę, wymagać i być wyrozumiałym. Ostatecznie sprowadza się to do pytania, czy będę „dobrym” rodzicem. Opuszczenie, opieka, nadopiekuńczość – granica jest równie cienka jak linia oddzielająca życie od śmierci. Nadopiekuńczych rodziców cechuje podwyższone poczucie kruchości egzystencji i poprzez nadmierną opiekę pragną chronić dziecko przed potencjalnym zagrożeniem. Potencjał życia i rozwoju zostaje zatrzymany wobec potencjału zła czyhającego na dziecko poza wzrokiem rodzica. Dlatego ten wzrok jest nieustająco kontrolujący.
Nadopiekuńczość to przemoc psychiczna. Paradoksalnie nie jest ona bliskością – jest ograniczeniem i zawłaszczeniem. Nie pozwala dziecku na rozwój, każe mu żyć pod parasolem lęku rodzica, który tak bardzo się zamartwia, że niemal każdego dnia czyni go martwym.
Żeby się nie przewrócił.Żeby się nie rozchorował.Żeby nie była głodna.Żeby się nie zachłysnął wodą.Żeby jej krzywdy nie zrobili.Pełna kontrola wszelkich zachowań – by utrzymać dziecko przy sobie. Bo zdrowie ma zbyt wątłe, bo serduszko słabe, bo jest nieśmiały, bo zbyt wrażliwy, bo za mało wygadana. Etykiety, które zatrzymują życie. Mocne, jak tatuaż wciśnięte pod skórę, jak delikatna toksyna jątrząca się z niewidocznej gołym okiem kroplówki przywiązanej do ramienia rodzica. Nadopiekuńczość to też sposób radzenia sobie rodzica z lękiem przez próbę kontroli, a raczej, jak już wiemy, przez iluzję kontroli.
Otulone delikatnymi nićmi niepewności i niepokoju, dziecko staje się jak bezwolna mucha w pajęczynie zakazów płynących z ostrożności i źle pojętej troski. Nie może podejmować własnych decyzji, mieć pragnień, wyrażać swojego zdania. Trzymane pod parasolem, jakimś kloszem, przez który widać świat i świat je widzi, ale nie może dojść do spotkania – szkło pozwala widzieć, lecz nie pozwala dotykać, smakować, doświadczać. Dziecko jest jak hodowana roślinka i w rzeczywistości staje się roślinką – bezwolną i dobrze przycinaną, byle tylko nie opuściła bezpiecznego miejsca, jakim jest relacja z rodzicem.
Czy można kochać za bardzo? Nadwrażliwy i zaniepokojony rodzic uczy dziecko skupiania się na sobie, bo tak bardzo skoncentrowany jest na nim zamiast na sobie i swoim życiu. Mały człowiek przyzwyczaja się więc, że świat kręci się wokół niego, i oczekuje tego w dorosłym życiu. Żona ma być jak opiekuńcza matka, mąż ma być tatą, który znajdzie rozwiązanie w każdej sytuacji i będzie wspierał i załatwiał wszystkie rzeczy za żonę, bo ta nie potrafi podjąć najprostszej decyzji.
Kiedy rodzic jest lękowy, to dziecko nie dostaje komunikatu w stylu: ufam ci, możesz iść do swojego życia, możesz żyć swoje życie. Jest jak helikopter ciągle krążący nad głową – niby daje osłonę, ale jednak zagłusza wszelkie inne głosy, które mogłyby przynieść informację, że do świata można wyjść i się w nim odnaleźć. Trzyma mocno. Dla siebie. W ten sposób swój lęk wkłada w dziecko i próbuje się nim zająć. Wtedy bowiem nie musi zajmować się sobą. Nie musi konfrontować się z tym, że w nim jest lęk, który mu zaszczepiono w dzieciństwie. Dorosły uważa, że bardzo kocha i dlatego tak dba o to delikatne przecież dziecko. A ono faktycznie staje się coraz delikatniejsze, ponieważ nie może ani zmężnieć, ani doświadczyć swojej siły i sprawczości.
Izabela mówi, że ciągle martwi się o swojego sześcioletniego syna Frania. Franio jest bardzo wrażliwym dzieckiem i trudno mu wchodzić w relacje z rówieśnikami. Tak bardzo się martwi, że ciągle Franiowi o tym mówi. Franio jest miłym dzieckiem i nie chce martwić mamy, nie chce, żeby była smutna, więc rezygnuje z wielu zabaw z kolegami, żeby mama nie musiała się bać. Za to sam boi się coraz bardziej pójść do przedszkola, bo dzieci zaczynają się od niego odsuwać, gdy mówi, że się boi i że nie wolno mu biegać za szybko. Frania coraz częściej boli brzuszek, kiedy ma pójść do przedszkola, i boli go też po wyjściu z niego. Mama martwi się coraz bardziej, bo ewidentnie maluch ma słabe jelita i coś jest nie tak z jego układem trawiennym. Robi mu przecierane zupki i wyjątkowe śniadania, żeby tylko nie był głodny, na szczęście wie, co lubi jej synek, i może o niego zadbać na tyle dobrze, żeby tych wszystkich zmartwień było jednak mniej. Zmartwienie, martwienie, martwota.
Nadmiarowa opieka może też być efektem postawy, którą opisałabym: „ja nie miałam, ty będziesz miał”. To sytuacja, w której rodzic sam doświadczył opuszczenia lub różnych braków w dzieciństwie i teraz próbuje to „wynagrodzić” swojemu dziecku. Ten paradoks widoczny jest w wielu domach, często o nim rozmawiam podczas pracy warsztatowej. Kupujemy dzieciom więcej rzeczy, niż potrzebują. To nadmiar, w którym nie ma umiaru. Nowe ubrania, ogromna ilość butów, egzotyczne wakacje, jakbyśmy chcieli ubrać i nakarmić swoje wewnętrzne dziecko. Czasami słyszę od rodziców: „Żeby nie musiał przeżywać tego, co ja”. To kolejna próba ochrony przed światem, który przecież bardzo się zmienił. Nadmiarowe dawanie może doprowadzić do wejścia w tryb rodzica męczennika: „Tyle ci daję, a ty nie umiesz być wdzięczny”. Dziecko zaciąga dług i zobowiązanie, nie będąc stroną umowy. To dług niemożliwy do spłacenia, lecz jego efektem jest silne poczucie winy, jeśli potem nie dba się o rodzica „wystarczająco” albo „co najmniej tak, jak on dbał o ciebie”. Konsekwencją może być przywłaszczenie i zawłaszczenie. Dorosły pozostaje ciągle dzieckiem:
któremu mamusia robi ulubione kotleciki, bo żona nie potrafi zrobić tak samo pysznych; któremu mama kupuje mieszkanie, a potem decyduje, jak należy je urządzić;od którego mama oczekuje wspólnych obiadów co niedzielę; jeżeli ma własną rodzinę – to jego matka decyduje, jak należy wychowywać wnuki, by wyrosły na porządnych ludzi;któremu mama kupuje ubrania, bo trzeba dbać o zdrowie o każdej porze roku;któremu mama za każdym razem wciska „parę złotych” do kieszeni na odchodnym; któremu mama mówi, jak wybrać partnera i dlaczego każdy kolejny nie jest wystarczająco dobry;do którego mama z troską dzwoni codziennie pogadać i jest jego najlepszą przyjaciółką mimo upływu lat;któremu mama podpowiada pomysły na obiadki i na pyszne ciasto dla rodzinki.Nadopiekuńczość zabiera możliwość bycia dla własnej rodziny. Pamiętam Kubę, który był zaskoczony tym, że jego żona odmówiła jeżdżenia do jego mamy co niedzielę na obiad. Tym bardziej był zaskoczony, kiedy powiedziałam, że matka stosuje przemoc psychiczną, zabierając go z jego własnego domu, a właściwie zatrzymując go w domu pochodzenia. Nie widział nic niewłaściwego w tym, że mama co tydzień gotowała dla nich jego ulubione dania i potem dostawali jedzenie na kilka dni do domu. Nie wydawało mu się niepokojące to, że cała niedziela poświęcona była mamie, że przy stole rozmawiali o tym, co dla niej ważne, i byli odpytywani z całego tygodnia, a na koniec obdarowywani całą masą dobrych rad na temat tego, jak dbać o zdrowie i się nie przemęczać. Pępowina była tak mocna, że nawet już jej nie zauważał. Na szczęście żona postanowiła to przerwać, wtedy Kuba trochę oprzytomniał i zaczął zadawać sobie pytania, gdzie jest jego dom i komu ślubował wierność i bliskość. Dodam, że w pracy bał się odezwać na spotkaniach, nie wierzył w swoje kompetencje i nie zmienił pracy od dwudziestu pięciu lat, bo bał się, że sobie nie poradzi w nowej.
Lękowi rodzice wychowują lękowe dzieci. Nadopiekuńczość jest toksyczna.
W rolę rodzica wpisana jest niepewność. Dojrzały rodzic pozwala dojrzeć swojemu dziecku po swojemu. Może być jednak i tak, że rodzic nigdy nie dojrzeje. Może warto zacząć mówić, że za każdym dzieckiem, które wierzy w siebie, stoi rodzic, który postanowił mu zaufać, wierząc w siebie. Dziecko jest nam dane na chwilę, nie jest naszą własnością. Dlatego ogromnie ważne jest, byśmy mieli świadomość, że rola rodzica to jedna z wielu ról, które pełnimy w życiu, i oddanie się tylko tej jednej może być elementem kompensacji. Potrzebujemy mieć dobre, szczęśliwe życie także jako partnerzy, przyjaciele czy pracownicy. Istotne jest, byśmy umieli zaspokajać swoje potrzeby w relacjach równorzędnych, wtedy nie zawłaszczymy sobie dziecka.
Dojrzeć do podjęcia decyzji o własnej autonomii, o życiu po swojemu – zgodnie z rytmem swojego serca – to trudne zadanie, ponieważ wymaga odwagi w krytycznym myśleniu. Wymaga zakwestionowania przyjemnego status quo na rzecz własnego rozwoju.
Jaki rytm ma twoje serce? Agata z opowiadania postanowiła pójść za swoim rytmem. Kiedy wyobrażam sobie ciebie czytającą/czytającego teraz tę książkę, zgaduję, że możesz pomyśleć: „Ale w moim wieku?”. Wielu ludzi, niestety, tak myśli i wielu żyje nie swoim życiem, w lęku przed jego fascynującym pięknem. Życie potrafi pociągnąć. Pozwól mu na to.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Przypisy są dostępnetylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu