W poszukiwaniu imperium - Laurence Bergreen - ebook + książka

W poszukiwaniu imperium ebook

Bergreen Laurence

0,0

Opis

Francis Drake, Elżbieta I i burzliwe początki brytyjskiego imperium.

Laurence Bergreen, uznany biograf takich odkrywców, jak Magellan, Kolumb i Marco Polo, przedstawia w tej barwnej opowieści niezwykłe życie i przygody sir Francisa Drake’a, którego kunszt żeglarski zmienił bieg dziejów za panowania Elżbiety I.

Potajemnie wysłany przez nią w rejs dookoła świata, a później wezwany do ocalenia Anglii przed hiszpańską Wielką Armadą, zdobył renomę, rabując statki na morzach całego świata. W ojczyźnie uważany był za skrzyżowanie niedościgłego odkrywcy z bohaterem w typie Robin Hooda, choć wcześniej także handlował niewolnikami. Oczarował młodą królową Anglii, dla której urzeczywistnił to, co wydawało się niemożliwe.

Znacząco przyczynił się do powstania imperium brytyjskiego. Przez całą karierę, będąc narzędziem imperialnych ambicji Elżbiety, gromadził własny majątek. A jako wiceadmirał uosabiał przemianę Anglii w Wielką Brytanię.

Stosunki między Drakiem a Elżbietą, które stanowią brakujące ogniwo w zrozumieniu powstania imperium brytyjskiego, nie zostały dotąd w pełni opisane. W poszukiwaniu imperium z werwą wypełnia tę lukę.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 502

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Dedykacja

Dla Jacqu­eline

Mapy

Główne postacie

Anglia

Boro­ugh, Wil­liam (1536–1599). Ofi­cer i kon­tro­ler mary­narki wojen­nej. W 1583 roku kazał powie­sić dzie­się­ciu kapi­ta­nów stat­ków pirac­kich. Wice­ad­mi­rał pod­czas rajdu Fran­cisa Drake’a na Kadyks w 1587 roku. Oskar­żony o bunt, ale wyro­kiem sądu unie­win­niony.

Car­der, Peter. Chło­piec okrę­towy, który twier­dził, że prze­szedł Bra­zy­lię na pie­chotę z zachodu na wschód, po czym wró­cił stam­tąd do Anglii.

Cecil, Wil­liam, 1. baron Bur­gh­ley (1520–1598). Sekre­tarz gene­ralny kró­lo­wej Elż­biety. W 1572 roku powo­łany na lorda skarb­nika. Zmarł w swym lon­dyń­skim domu w 1598 roku.

Cecil, Robert, syn Wil­liama (1563–1612). Po śmierci ojca zastą­pił go na sta­no­wi­sku głów­nego doradcy kró­lo­wej.

Dee, John (1527–1608). Mate­ma­tyk, astro­nom, astro­log, alche­mik. Wpły­wowy doradca kró­lo­wej Elż­biety. Sfor­mu­ło­wał kon­cep­cję „impe­rium bry­tyj­skiego”.

Deve­reux, Robert, 2. hra­bia Essex (1565–1601). W póź­nych latach życia Elż­biety jej fawo­ryt. Kiedy jej się nara­ził, kazała go stra­cić.

Doughty, Tho­mas. Bun­tow­nik. Ska­zany na śmierć przez Drake’a.

Drake, sir Fran­cis (1540–1596). Naj­star­szy z dwu­na­stu synów Edmunda Drake’a. Krewny sir Johna Haw­kinsa, z któ­rym han­dlo­wał nie­wol­ni­kami na Kara­ibach. W latach 1577–1580 opły­nął Zie­mię. Wice­ad­mi­rał floty angiel­skiej pod­czas pod­boju Anglii przez hisz­pań­ską Wielką Armadę. Zmarł na czer­wonkę w Indiach Zachod­nich. Pocho­wany w morzu w pobliżu Por­to­bello w Pana­mie 27 stycz­nia 1596 roku.

Drake, John. Bra­ta­nek Fran­cisa Drake’a.

Dudley, Robert, 1. hra­bia Leice­ster (1532–1588). Piąty syn Johna Dudleya, stra­co­nego księ­cia Nor­thum­ber­land. Podej­rze­wany o zabój­stwo pierw­szej żony, Amy Rob­sart.

Elż­bieta I (1533–1603). Córka Hen­ryka VIII i Anny Boleyn, jego dru­giej żony.

Flet­cher, Fran­cis (ok. 1555–ok. 1619). Kape­lan Drake’a pod­czas wyprawy dookoła świata. Na statku pro­wa­dził dzien­nik, który sta­no­wił pod­stawę The World Encom­pas­sed, rela­cji z tej podróży napi­sa­nej przez sir Fran­cisa Drake’a.

Fro­bi­sher, sir Mar­tin (1539–1595). Żeglarz. Popro­wa­dził trzy wyprawy do Nowego Świata. Pod­czas star­cia z Wielką Armadą dowo­dził okrę­tem Triumph. Zmarł w Ply­mo­uth.

Haw­kins, sir John (1532–1595). Kor­sarz, han­dlarz nie­wol­ni­kami i men­tor Drake’a. Skarb­nik mary­narki wojen­nej. Pod­czas star­cia z Wielką Armadą dowo­dził okrę­tem Vic­tory. Paso­wany na ryce­rza. Zgi­nął w Por­to­ryko pod­czas wspól­nej wyprawy z Dra­kiem.

Howard, Char­les, 2. baron Effin­gham (1536–1624). Naj­star­szy syn Wil­liama Howarda. W 1585 roku mia­no­wany lor­dem admi­ra­łem Anglii. W 1588 roku popro­wa­dził angiel­ską flotę do zwy­cię­skiego star­cia z hisz­pań­ską Wielką Armadą. Wal­czył w bitwie pod Gra­ve­li­nes.

Maria I (1516–1558). Jedyne dziecko Hen­ryka VIII i jego pierw­szej żony Kata­rzyny Ara­goń­skiej, które dożyło wieku doro­słego. W 1554 roku wyszła za mąż za króla Hisz­pa­nii Filipa II. Zmarła bez­dziet­nie w Lon­dy­nie.

New­man, Mary (ok. 1552–1583). Pierw­sza żona Fran­cisa Drake’a w latach 1569–1581.

Nor­reys, sir John (1547–1597). Dowódca woj­skowy zaan­ga­żo­wany w masa­krę Szko­tów na wyspie Rath­lin. Paso­wany na ryce­rza przez Leice­stera. W 1589 roku wraz z Dra­kiem stał na czele nie­uda­nej kam­pa­nii mają­cej na celu osa­dze­nie na tro­nie Por­tu­ga­lii dom Antó­nia.

Oxen­ham, John. Pierw­szy nie­hisz­pań­ski odkrywca, który prze­mie­rzył Prze­smyk Panam­ski (1575). Wal­czył wraz z Dra­kiem prze­ciwko Hisz­pa­nom w dwóch wcze­snych kam­pa­niach w Ame­ryce Środ­ko­wej. W 1578 roku schwy­tany przez Hisz­pa­nów i stra­cony w Limie 30 wrze­śnia 1580.

Pretty, Fran­cis. Mary­narz i zbrojny w zało­dze Drake’a.

Syden­ham, Eli­za­beth (1540–1596). Druga żona Fran­cisa Drake’a.

Wal­sin­gham, sir Fran­cis (1532–1590). Szpieg i mini­ster kró­lo­wej Elż­biety. Paso­wany na ryce­rza w 1577 roku. Zmarł w Lon­dy­nie, tonąc w dłu­gach.

Win­ter (Wyn­ter), sir Wil­liam (ok. 1521–1589). Kon­tro­ler mary­narki wojen­nej, admi­rał. W star­ciu z hisz­pań­ską Wielką Armadą dowo­dził okrę­tem Van­gu­ard.

Szko­cja

Jakub VI Stu­art, król Szko­cji (1566–1625). Syn Marii, kró­lo­wej Szko­tów. Następca Elż­biety I na tro­nie Anglii jako Jakub I.

Maria I Stu­art, kró­lowa Szko­tów (1542–1587). Jedyna pra­wo­wita spad­ko­bier­czyni króla Szko­cji Jakuba V, który zmarł sześć dni po jej uro­dze­niu. Domnie­mana spad­ko­bier­czyni korony Anglii jako córka star­szej sio­stry Hen­ryka VIII, Mał­go­rzaty. W 1568 roku ucie­kła ze Szko­cji do Anglii. Zatrzy­mana przez Elż­bietę I dzie­więt­na­ście lat była jej więź­niem, dopóki nie została przez nią stra­cona.

Hisz­pa­nia

de Antón, San Juan. Kapi­tan „Caca­fu­ego”, schwy­tany przez Drake’a u wybrzeży Bra­zy­lii.

de Figu­eroa, Gómez Suárez, 5. hra­bia de Feria (1520–1571). Książę Feria, jak go póź­niej nazwano, peł­nił funk­cję przed­sta­wi­ciela Filipa II w Anglii w latach 1557–1559.

de Guzmán y Zúñiga-Soto­mayor, Alonso Pérez, 7. książę Mediny-Sido­nii (1550–1615). Dowódca Wiel­kiej Armady, która w 1588 roku miała zaata­ko­wać połu­dnie Anglii.

de Men­doza, Ber­nar­dino (1540–1604). Amba­sa­dor i szpieg hisz­pań­ski w Lon­dy­nie w latach 1578–1584.

Far­nese, Alek­san­der, książę Parmy (1545–1592). Jego matka była przy­rod­nią sio­strą króla Filipa. Nie dotarł na miej­sce spo­tka­nia z okrę­tami Wiel­kiej Armady dowo­dzo­nej przez Medinę-Sido­nię.

Filip II, król Hisz­pa­nii, zwany Roz­trop­nym (1527–1598). Wstą­pił na tron w 1556 roku po abdy­ka­cji ojca, cesa­rza Karola V. W róż­nych okre­sach był kró­lem Hisz­pa­nii, Por­tu­ga­lii, Neapolu, Sycy­lii, Anglii i Irlan­dii. Zmarł w pałacu Esco­rial.

Waty­kan

Grze­gorz XIII (1502–1585). Papież w latach 1572–1585. Refor­ma­tor, który pró­bo­wał znie­chę­cić do sze­rze­nia się pro­te­stan­ty­zmu, zakła­da­jąc nowe semi­na­ria duchowne. Odpra­wił w Rzy­mie mszę za masa­krę pro­te­stanc­kich huge­no­tów w Paryżu w 1572 roku.

Pius V (1504–1572). Papież 1566–1572. 25 lutego 1570 roku eks­ko­mu­ni­ko­wał Elż­bietę I.

Syk­stus V (1520–1590). Papież w latach 1585–1590. Cho­ciaż lubił Elż­bietę I, odno­wił eks­ko­mu­nikę i obie­cał udzie­lić Fili­powi II hoj­nej sub­wen­cji po przy­by­ciu Wiel­kiej Armady do Anglii.

Uwaga na temat dat

W tro­sce o spój­ność tek­stu posta­no­wi­łem poda­wać daty wyda­rzeń we wszyst­kich miej­scach na świe­cie zgod­nie z kalen­da­rzem gre­go­riań­skim.

W 1582 roku papież Grze­gorz XIII zastą­pił kalen­darz juliań­ski, obo­wią­zu­jący od 45 roku p.n.e., nowym, aby zni­we­lo­wać naro­słe w cza­sie róż­nice mię­dzy kalen­darzem juliań­skim a sło­necz­nym. Kalen­darz gre­go­riań­ski omi­jał dzie­sięć dat dzien­nych, a więc 5 paź­dzier­nika 1582 roku stał się 15 paź­dzier­nika w kra­jach kato­lic­kich, takich jak Hisz­pa­nia. Ale kraje pro­te­stanc­kie na­dal trzy­mały się tra­dy­cyj­nego kalen­darza juliań­skiego, nie­które aż do XX wieku. Anglia doko­nała zmiany w 1752 roku.

Reforma kalen­da­rza spo­wo­do­wała pewne zamie­sza­nie. Na przy­kład doku­menty sprzed reformy mówią, że Fran­cis Drake wyru­szył z Ply­mo­uth w swą wyprawę dookoła świata 23 grud­nia, któ­rego odpo­wied­ni­kiem w naszym współ­cze­snym kalen­da­rzu jest 13 grud­nia.

Księga I

Korsarz

Wiwerna – dwu­nogi smok,

sym­bol heral­dyczny Fran­cisa Drake’a

(The Rare Book & Manu­script Library,

Uni­ver­sity of Illi­nois at Urbana-Cham­pa­ign)

ROZDZIAŁ 1

Wyspa oraz imperium

Rankiem 13 grud­nia 1577 roku Fran­cis Drake, kor­sarz i były han­dlarz nie­wol­ni­ków, wydał roz­kaz pod­nie­sie­nia kotwic swej nie­wiel­kiej flo­cie sto­ją­cej w Ply­mo­uth. Okręty odci­nały się na tle posęp­nego nieba, kolo­rowe żagle wydy­mały się na wie­trze, który niósł hała­śliwe nawo­ły­wa­nia mary­na­rzy.

Ply­mo­uth leży w Devo­nie, trzy­sta kilo­me­trów na połu­dniowy zachód od Lon­dynu. Wci­śnięty jest mię­dzy dwie rzeki, Plym i wyzna­cza­jącą gra­nicę z Korn­wa­lią Tamar, które wpa­dają do zatoki zwa­nej Soun­dem. W XVI wieku to spo­kojne mia­sto w dużej czę­ści zaj­mo­wały zie­mie uprawne cią­gnące się u pod­nóża pół­wy­spu wci­na­ją­cego się w zatokę. Drake, który pocho­dził z hrab­stwa Devon, uczy­nił port swą bazą wypa­dową. Ply­mo­uth, choć sły­nęło ze stoczni, sta­no­wiło także cen­trum angiel­skiego han­dlu nie­wol­ni­kami. Nie było to nie­winne miej­sce. Zresztą cały Devon wedle podań ludo­wych to schro­nie­nie cza­row­nic i samego sza­tana.

Mało kto wie­dział, dokąd zmie­rza ta flo­tylla, ale nie spo­dzie­wano się jej powrotu przed naj­bliż­szym Bożym Naro­dze­niem, a może i następ­nym – jeśli ambitny plan Drake’a się powie­dzie. Wielu z tych, któ­rzy z nim popły­nęli, zain­we­sto­wało w to przed­się­wzię­cie i liczyło, że się na nim wzbo­gaci, choć rów­nie dobrze mogli już ni­gdy nie ujrzeć Ply­mo­uth. Kilka tygo­dni wcze­śniej na nie­bie prze­mknęła wielka kometa, co w Euro­pie uznano za zapo­wiedź jakichś wiel­kich wyda­rzeń. Poja­wie­nie się komet – tajem­ni­czych, jaśnie­ją­cych posłań­ców z kosmosu – zbie­gało się w cza­sie z naro­dzi­nami nowych epok.

Praw­dziwy cel eks­pe­dy­cji, okrą­że­nie kuli ziem­skiej, znały dwie naj­waż­niej­sze posta­cie tych cza­sów: Fran­cis Drake i kró­lowa Elż­bieta. Gdyby został on osią­gnięty, żeglarz prze­szedłby do histo­rii jako pierw­szy kapi­tan, który opły­nął zie­mię i wró­cił żywy. Elż­bieta zaś trak­to­wała wyprawę jako wyzwa­nie rzu­cone glo­bal­nemu porząd­kowi, a więc domi­na­cji Hisz­pa­nii i dru­go­rzęd­nej roli swego wyspiar­skiego kró­le­stwa. Przy tym oboje liczyli, że doro­bią się na niej for­tuny. Na razie jed­nak trzy­mali swe ambitne plany w tajem­nicy, nie wspo­mi­na­jąc o nich w doku­men­tach.

Drake pozwa­lał wie­rzyć zało­dze, że wybie­rają się do Panamy po złoto albo do egip­skiej Alek­san­drii szu­kać porze­czek. Były to lukra­tywne, acz mało emo­cjo­nu­jące cele. Gdyby załoga znała praw­dziwy plan, zde­zer­te­ro­wa­łaby przy pierw­szej lep­szej oka­zji. „Pogoda w Cie­śni­nie jest tak straszna, że sama myśl o pró­bie jej sfor­so­wa­nia napawa lękiem”, napi­sał jeden z komen­ta­to­rów, mając na myśli zdra­dziec­kie przej­ście mię­dzy Oce­anem Atlan­tyc­kim a Spo­koj­nym, naj­bar­dziej oczy­wi­stą z prze­szkód na dro­dze do opły­nię­cia świata. Utrzy­ma­nie tajem­nicy, zwłasz­cza przed męż­czy­znami mają­cymi tego doko­nać, było więc sprawą naj­wyż­szej wagi.

Spółka finan­su­jąca wyprawę upo­waż­niła Drake’a do poko­na­nia Atlan­tyku, opły­nię­cia połu­dnio­wego krańca Ame­ryki, zba­da­nia zachod­niej strony kon­ty­nentu i oceny szans na zdo­by­cie złota i sre­bra – zwłasz­cza złota, sre­bra oraz innych cen­nych ładun­ków trans­por­to­wa­nych przez hisz­pań­skie statki. Nie­wy­po­wie­dziane gło­śno zle­ce­nie doty­czyło wyrzu­ce­nia Hisz­pa­nów z tego boga­tego w surowce kraju. Nikt nawet nie pisnął o opły­nię­ciu kuli ziem­skiej. To pozo­sta­wiono do decy­zji Drake’a, który wyru­szał w podróż mającą cał­ko­wi­cie zmie­nić obli­cze Anglii.

Jeśli Drake kie­dy­kol­wiek miał chwile zwąt­pie­nia w kwe­stii cze­ka­ją­cych go zadań, to źró­dła mil­czą na ten temat. Doce­niał siłę sztor­mów, ale nie budziły one w nim prze­ra­że­nia. Na pokła­dzie każ­dej jed­nostki, na któ­rej pły­wał, czy to pinasy, czy karaki, zacho­wy­wał cał­ko­wity spo­kój. Rów­nie pew­nie i szybko co na morzu podej­mo­wał decy­zje na lądzie. Jako lojalny pod­dany rzecz jasna sza­no­wał kró­lową i jej dwo­rzan, w więk­szo­ści wysoko uro­dzo­nych, ale dla niego mało przy­dat­nych. Nie czuł jed­nak przed nimi stra­chu. Oka­zy­wa­nie sza­cunku nie leżało w jego natu­rze.

Czuł respekt tylko wobec Boga Naj­wyż­szego. Ojciec Fran­cisa, Edmund, który pod koniec życia został kazno­dzieją, nauczył go zaufa­nia do wszyst­kiego, co wiąże się z wiarą. Mary­narz, który zamu­stro­wał na rejs pod dowódz­twem Drake’a, wie­dział, że będzie musiał śpie­wać psalmy i modlić się nawet kilka razy dzien­nie. Kapi­tan kazał zało­dze śpie­wać psalmy przed bitwami, dzię­ko­wać za zwy­cię­stwa i gdy to moż­liwe, urzą­dzać zabi­tym i zmar­łym chrze­ści­jań­ski pochó­wek – w tym wypadku pro­te­stancki. Kato­lic­kie obrzędy dopro­wa­dzały go do szału, mimo że oba wyzna­nia róż­niły się wtedy dużo mniej niż dzi­siaj. Choć nie­okrze­sany w porów­na­niu z ary­sto­kra­cją, nie ustę­po­wał nikomu w swej wie­rze w kró­lową i ojczy­znę oraz w pogar­dzie dla jej wro­gów, zwłasz­cza Hisz­pa­nii. Kie­ro­wał się pro­stym, acz twar­dym kom­pa­sem moral­nym, dzięki któ­remu poko­ny­wał nie­bez­pieczne prze­szkody – czy to praw­dziwe, czy wyima­gi­no­wane.

Odważny i sta­now­czy, miał tro­chę ponad 171 cen­ty­me­trów wzro­stu – choć nie­któ­rzy dawali mu 177 – i krępą budowę ciała. Prze­ja­wiał typowo korn­wa­lij­skie upodo­ba­nie do malo­wa­nia i ryso­wa­nia. Pod­czas podróży wiele szki­co­wał, chcąc lepiej zro­zu­mieć dzieło Stwórcy. Tam, gdzie inni widzieli świat w sza­rych bar­wach, on dostrze­gał całe ich spek­trum. Nie­któ­rzy kor­sa­rze kochali kobiety, inni roz­lew krwi lub szer­mierkę. Drake pożą­dał złota i nie prze­stał kraść, nawet gdy miał go już tyle, że wystar­czy­łoby go kilku ludziom do końca życia. Plą­dro­wa­nie tkwiło bowiem głę­boko w jego natu­rze. Był jak sroka – wszystko nale­żało do niego, przy­naj­mniej to, co błysz­czało. Wysko­czył na świat, pra­gnąc zoba­czyć jak naj­wię­cej w cza­sie, który został mu dany. Wie­dział, jak wszy­scy w elż­bie­tań­skiej Anglii, że życie bywa krót­kie. Ludziom zagra­żały plagi, wojny i cho­roby, nie mówiąc już o nie­bez­pie­czeń­stwach żeglo­wa­nia w nie­znane. Nie­mniej jed­nak liczba lud­no­ści stale rosła: 2 miliony, 3 miliony, aż do 4 milio­nów w cza­sie dłu­giego pano­wa­nia Elż­biety. Pod­dani kró­lo­wej roz­py­chali się w poszu­ki­wa­niu dóbr i prze­strzeni i to samo robił Drake. Róż­nica mię­dzy nim a innymi była taka, że miał dostęp do stat­ków i, co rów­nie ważne, dys­po­no­wał licen­cją na sia­nie pożogi w imię kró­lo­wej, z czego skwa­pli­wie korzy­stał. Sława i szczę­ście Drake’a dawały szansę na stwo­rze­nie impe­rium, a przy jego zuchwa­ło­ści wyda­wało się to wręcz pewne.

W skład spółki finan­su­ją­cej wyprawę w 1577 roku wcho­dziły ważne posta­cie elż­bie­tań­skiej Anglii: Robert Dudley, Chri­sto­pher Hat­ton, hra­bia Lin­coln (lord admi­rał), John Haw­kins i jego brat Geo­rge. Drake wyło­żył 1000 fun­tów z zysków, jakie przy­nio­sły mu kor­sar­skie rajdy na hisz­pań­skie statki i pla­cówki. Kolejne 1000 fun­tów prze­ka­zała Elż­bieta, tak w każ­dym razie twier­dził póź­niej Drake, choć nie ma potwier­dza­ją­cych to doku­men­tów – kró­lowa być może sta­rała się ukryć tę trans­ak­cję. Wil­liam Win­ter, kon­tro­ler floty kró­lew­skiej, doło­żył 750 fun­tów, a jego brat, Geo­rge, płat­nik floty – 500 fun­tów. (Jedyna kopia doku­mentu zawie­ra­ją­cego listę inwe­sto­rów czę­ściowo spło­nęła, na wieki skry­wa­jąc ich nazwi­ska). Choć ofi­cjal­nie kró­lowa nie dała wypra­wie swego bło­go­sła­wień­stwa, jej uczest­nic­two w spółce świad­czyło, że wyra­ziła zgodę na przed­się­wzię­cie, co było pra­wie tak samo dobre jak ofi­cjalna zgoda. W ten spo­sób żądza zemsty Drake’a na Hisz­pa­nach spo­tkała się z kieł­ku­ją­cym w gło­wie Elż­biety pomy­słem zbu­do­wa­nia impe­rium.

Flo­tyllę pro­wa­dził trzy­dzie­sto­sze­ścio­me­trowy okręt fla­gowy Drake’a, galeon Peli­can – wie­lo­po­kła­dowy sta­tek zamó­wiony dwa lata wcze­śniej i zbu­do­wany według wska­zó­wek kapi­tana w stoczni w Ply­mo­uth. Sze­roki na około sześć metrów, długi mniej wię­cej na trzy­dzie­ści, o zanu­rze­niu nie­spełna trzech metrów. Dość pokaźny – mógł wziąć na pokład do 150 ton, w tym dwa­dzie­ścia dwa działa – nie przy­tła­czał jed­nak wiel­ko­ścią. Na więk­szy Drake’a nie było stać, wyło­żył na niego pie­nią­dze z kor­sar­skich łupów. Pier­wot­nie dla zaspo­ko­je­nia swej próż­no­ści nadał mu imię Fran­cis, ale Elż­bieta wolała peli­kana, jeden ze swo­ich sym­boli. Według śre­dnio­wiecz­nego ale­go­rycz­nego bestia­riu­sza peli­kan sym­bolizował Jezusa cier­pią­cego za grze­chy ludz­ko­ści. Ptak ów, szy­bu­jąc ze zwie­szo­nym brzu­chem i roz­po­star­tymi skrzy­dłami, przy­po­mi­nał ludziom tych cza­sów Jezusa na krzyżu. Jeśli Peli­can miał suge­ro­wać, że za wyprawą stoi kró­lowa, nazwa okrętu wice­ad­mi­ral­skiego, Eli­za­beth, jasno o tym świad­czyła. Choć mniej­szy od Peli­cana – o nośno­ści osiem­dzie­się­ciu ton, z jede­na­stoma dzia­łami odla­nymi z żelaza – zbu­do­wany został z drewna pocho­dzą­cego z oso­bi­stych zapa­sów kró­lo­wej i wizu­al­nie robił więk­sze wra­że­nie.

Resztę flo­tylli sta­no­wiły bark Mari­gold, karaka Swan i dwie pinasy, Bene­dict oraz Chri­sto­pher. Ta ostat­nia nale­żała do Drake’a. (Pinasa była nie­wiel­kim żaglow­cem i tak się zło­żyło, że w elż­bie­tań­skim slangu ozna­czała nie­rząd­nicę). W sumie flo­tylla zabrała 164 osoby, w tym mary­na­rzy, żoł­nie­rzy, prak­ty­kan­tów i kil­ku­na­stu dżen­tel­me­nów.

Choć Drake był kapi­ta­nem, nie nale­żał do wyso­kich sfer. Był jed­nak pro­te­stan­tem bez­względ­nie lojal­nym wobec kró­lo­wej, a lata doświad­czeń zdo­by­tych w towa­rzy­stwie Haw­kinsa i na wła­sną rękę świad­czyły o odwa­dze, przed­się­bior­czo­ści i umie­jęt­no­ściach żeglar­skich.

Zaopa­trze­nie stat­ków w żyw­ność jak na tamte czasy pre­zen­to­wało się nad­zwy­czaj­nie: suchary, suszona i mary­no­wana woło­wina oraz wie­przo­wina, suszony dorsz, ocet, oliwa, miód, suszony groch, masło, ser, mąka owsiana, sól, przy­prawy, musz­tarda i rodzynki. Nie­mal wszystko dostar­czył Irland­czyk James Sydae, który od dawna współ­pra­co­wał z Dra­kiem. Szkor­but – utrata kola­genu, jed­nego z bia­łek struk­tu­ral­nych orga­ni­zmu – dzie­siąt­ko­wał mary­na­rzy i dopiero w 1912 roku zro­zu­miano, że może mu zapo­biec kwas askor­bi­nowy, czyli wita­mina C dostępna w owo­cach cytru­so­wych, warzy­wach i piwie. Jed­nak już w cza­sach Drake’a kapi­ta­no­wie stat­ków poda­wali cho­rym mary­na­rzom poma­rań­cze i cytryny, nie wie­dząc, dla­czego są sku­tecz­nym lekar­stwem.

Angiel­scy mary­na­rze sły­nęli z picia w ogrom­nych ilo­ściach piwa i wina, ale doku­menty mil­czą o zaopa­trze­niu wyprawy w alko­hol. Wię­cej wia­domo na temat towa­rów, które Drake zabrał na han­del. Znaj­do­wały się wśród nich noże, szty­lety, szpilki, igły, sio­dła, uzdy, wędzi­dła, papier, kolo­rowe wstążki, zwier­cia­dła, karty do gry i kości oraz len. Cie­śle pako­wali kala­fo­nię, pakuły, smołę, sznury, igły, haczyki, naczy­nia, jak rów­nież, piki, kusze, musz­kiety, proch i naboje. Drake lubił towary luk­su­sowe, takie jak per­fumy (nie­zbędne w cza­sach braku higieny) i srebrne zastawy sto­łowe z pozła­ca­nymi kra­wę­dziami, ozdo­bione jego her­bem.

W dzie­dzi­nie nawi­ga­cji Drake pole­gał na por­tu­gal­skich mapach świata oraz dokład­nych mapach nawi­ga­cyj­nych Cie­śniny Magel­lana. Zabrał ze sobą słynną Rela­cję z pierw­szej podróży dookoła świata por­tu­gal­skiego żegla­rza, którą spi­sał Anto­nio Piga­fetta. Uży­wał jej jako prze­wod­nika nawi­ga­cyj­nego oraz porad­nika, jak radzić sobie z bun­tami mary­na­rzy.

Młody Wene­cja­nin był przy Magel­la­nie pod­czas dra­ma­tycz­nych wyda­rzeń na wyspie Maca­tan i jako jeden z nie­licz­nych wró­cił z podróży. Z jego rela­cji jasno wynika, że Magel­lana, nim zgi­nął na Fili­pi­nach, spo­tkały nie­mal wszyst­kie moż­liwe kło­poty. Podróż Magel­lana przy­po­mi­nała, że próba prze­pły­nię­cia Atlan­tyku, nie mówiąc już o okrą­że­niu świata – stale się zmie­nia­ją­cego, słabo pozna­nego i ogrom­nego – może być bar­dziej niż nie­bez­pieczna i skoń­czyć się kata­strofą. Ci, któ­rzy się na nią sku­sili, musieli być lek­ko­myślni, nie­ustra­szeni i chciwi. Mieli nie­wiele do stra­ce­nia, a mogli zyskać pie­nią­dze i sławę.

Książki na temat Nowego Świata sta­no­wiły wów­czas nowy i szybko zysku­jący na popu­lar­no­ści gatu­nek lite­racki i Drake wziął ze sobą kilka naj­lep­szych opra­co­wań na ten temat, w tym L’Art de navi­guer, publi­ko­waną z prze­rwami w latach 1554–1573. Było to tłu­ma­cze­nie na fran­cu­ski hisz­pań­skiego dzieła Pedra de Mediny, ory­gi­nal­nie wyda­nego w ośmiu tomach w Val­la­do­lid w 1545 roku i dedy­ko­wa­nego przy­szłemu kró­lowi Hisz­pa­nii Fili­powi II. Poza tym Drake miał ze sobą Breve com­pen­dio de la sphera y de la arte de nave­gar Martína Cortésa de Alba­cara opu­bli­ko­wane w Sewilli i prze­tłu­ma­czone na angiel­ski w 1561 roku. Bogato ilu­stro­wane sta­no­wiło pod­ręcz­nik dla angiel­skich kapi­ta­nów, gdyż wyja­śniało wiele kwe­stii tech­nicz­nych, takich jak dekli­na­cja magne­tyczna (kąt mię­dzy bie­gu­nem magne­tycz­nym Ziemi a praw­dziwą pół­nocą) czy bie­guny gwiaz­dowe, hipo­te­tyczne punkty na nie­bie, w któ­rych oś obrotu Ziemi prze­cina gwiezdną sferę, czyli pro­jek­cję nieba na pół­kulę. Te wiel­ko­ści przy­da­wały się w pomia­rach poło­że­nia statku na peł­nym morzu bez widocz­no­ści lądu. Cortés opi­sał także zegar nocny, przy­rząd poma­ga­jący nawi­ga­to­rom okre­ślić w nocy względną pozy­cję gwiazd na nie­bie w celu obli­cze­nia pły­wów, odgry­wa­ją­cych ogromną rolę, jeśli cho­dzi o czas wpły­nię­cia do portu. Nautyczna biblio­teka Drake’a zawie­rała także dwa stan­dar­dowe pod­ręcz­niki: Regi­ment of the Sea Wil­liama Bourne’a (1574) będący tłu­ma­cze­niem popu­lar­nego dzieła Cortésa i Cosmo­gra­phi­cal Glasse leka­rza i astro­loga Wil­liama Cunin­ghama.

Drake nie spo­dzie­wał się, że obej­mie dowódz­two nad wyprawą. Natu­ral­nym lide­rem wyda­wał się sir Richard Gre­nville, dobrze uro­dzony żeglarz z Devonu, par­la­men­ta­rzy­sta, który pró­bo­wał szczę­ścia jako kor­sarz. W 1574 roku zapro­po­no­wał, że złupi hisz­pań­skie statki, prze­prawi się przez Cie­śninę Magel­lana, a potem przez Pacy­fik popły­nie do Wysp Korzen­nych. W tym cza­sie Drake pró­bo­wał zdła­wić krwawą rebe­lię Irland­czy­ków i Szko­tów, doko­nu­jąc masa­kry na wyspie Rath­lin. Zgi­nęły setki bun­tow­ni­ków, a Drake, który nie otrzy­mał zapłaty za swoje wysiłki, wyco­fał się. Gre­nville otrzy­mał list kaper­ski od Korony, który został póź­niej unie­waż­niony, bo Anglia nie chciała pro­wo­ko­wać potęż­nego, wio­dą­cego samotne życie króla hisz­pań­skiego Filipa II. Dyplo­ma­cja, nie kon­flikt – brzmiało hasło prze­wod­nie dnia. Drake prze­jął rolę kie­dyś prze­zna­czoną sir Richar­dowi, który do końca życia żało­wał swo­jego przed­wcze­snego startu.

Hisz­pa­nia zdo­była zde­cy­do­waną prze­wagę nad Anglią w glo­bal­nym han­dlu i odkry­wa­niu świata. W lipcu 1525 roku, zale­d­wie trzy lata po powro­cie spo­nie­wie­ra­nej Vic­to­rii do Sewilli, król Karol wysłał Garcíę Jofrego de Loaísę z sied­mioma stat­kami i 450 ludźmi na Wyspy Korzenne w celu ich zba­da­nia. W wypra­wie wziął także udział baskij­ski mary­narz Juan Sebástian Elcano, który pły­nął wraz z Magel­la­nem i jako jeden z nie­licz­nych wró­cił żywy do domu. Loaísa otrzy­mał roz­kaz odzy­ska­nia zagi­nio­nych stat­ków nie­for­tun­nej „Armady Molu­kań­skiej” Magel­lana, ale ten ambitny cel oka­zał się nie­moż­liwy do osią­gnię­cia.

W wyniku gwał­tow­nych sztor­mów i bun­tów bar­dzo skur­czona flo­tylla Loaísy w maju 1526 roku dotarła do Cie­śniny Magel­lana. Druga część podróży, przez Pacy­fik, oka­zała się kata­strofą, gdy jeden sta­tek po dru­gim szły na dno. María del Par­ral dotarła do wybrzeży Sula­wesi w Indo­ne­zji, gdzie wielu człon­ków załogi, któ­rzy zeszli na ląd, zabito albo wzięto do nie­woli. Tylko czte­rem udało się ura­to­wać. Do Wysp Korzen­nych dotarł zale­d­wie jeden z sied­miu stat­ków. W tym cza­sie Loaísa i Elcano już nie żyli. Zmarli na szkor­but. Ciała owi­nięto w lniane płachty i rzu­cono do morza. Pod koniec podróży załoga skur­czyła się do dwu­dzie­stu czte­rech ludzi, któ­rzy osta­tecz­nie powró­cili do Hisz­pa­nii. Wśród nich znaj­do­wał się Hans von Aachen, kano­nier Magel­lana. W ten spo­sób stał się on pierw­szym czło­wie­kiem, który dwu­krot­nie opły­nął Zie­mię.

Póź­niej, w 1533 roku, Fran­ci­sco de Ulloa z roz­kazu króla Hisz­pa­nii wyru­szył z Val­di­vii w Chile na połu­dnio­wym wybrzeżu tego kraju, by zba­dać Cie­śninę, i stał się pierw­szym Euro­pej­czy­kiem, który wpły­nął do niej od zachodu. Gdy był w poło­wie drogi, zorien­to­wał się, że koń­czą mu się zapasy, i zawró­cił. W listo­pa­dzie 1577 roku Juan Ladi­rello prze­szedł do histo­rii jako pierw­szy odkrywca, który poko­nał Cie­śninę w obie strony. W jego ślady poszli następni hisz­pań­scy żegla­rze.

Wysiłki Hisz­pa­nów pod­nio­sły rangę podróży Drake’a. Dla Elż­biety szyb­kie zazna­cze­nie angiel­skiej, a sze­rzej pro­te­stanc­kiej, obec­no­ści w Nowym Świe­cie, zanim będzie za późno, stało się kwe­stią życia lub śmierci. Drake jed­nak nie tra­cił spo­koju. Sam ogrom Ame­ryki Połu­dnio­wej i Środ­ko­wej unie­moż­li­wiał jakie­mu­kol­wiek mocar­stwu, nawet Hisz­pa­nii, prze­ję­cie nad nią cał­ko­wi­tej kon­troli. Choć nie kłuło to jesz­cze w oczy, hisz­pań­ska flo­tylla była nad­mier­nie roz­cią­gnięta, nie­zdy­scy­pli­no­wana i nie­wy­dolna.

Drake zda­wał sobie jed­nak sprawę, że jego załoga nie doro­sła jesz­cze do ambit­nego zada­nia, które przed nią posta­wił. Tylko jeden z mary­na­rzy, Wil­liam Coke, dotarł do Oce­anu Spo­koj­nego, i to jedy­nie jako hisz­pań­ski jeniec. Byli wśród niej doświad­czeni rze­mieśl­nicy: kowale, bed­na­rze i cie­śle. A także muzy­kanci, bo dowódca bar­dzo lubił muzykę, któ­rzy przy­gry­wali pod­czas zmiany wachty czy śpie­wa­nia psal­mów.

Na pokła­dzie znaj­do­wało się także kil­ku­na­stu dżen­tel­me­nów, a wśród nich Tho­mas Doughty, inwe­stor, oraz jego młod­szy brat przy­rodni John. Doughty praw­do­po­dob­nie znał praw­dziwe zamiary Drake’a, a ze swoją pozy­cją łudził się, że jest nie­mal współ­do­wódcą. Wyni­kłe stąd zagro­że­nie dla taj­no­ści przed­się­wzię­cia dener­wo­wało Drake’a, co wpły­wało na załogę i mogło zagro­zić całej eks­pe­dy­cji.

W zało­dze znaj­do­wał się także bota­nik Law­rence Elliot i kilku kup­ców, mię­dzy innymi John Sca­rold, czło­nek Prze­zac­nej Kom­pa­nii Kup­ców Bła­wat­nych [Wor­ship­ful Com­pany of Dra­pers], potęż­nego sto­wa­rzy­sze­nia han­dlo­wego, któ­rego początki się­gały 1180 roku.

Do wyprawy włą­czono także księ­dza Kościoła angli­kań­skiego, Fran­cisa Flet­chera, który miał dbać o prak­tyki reli­gijne załogi. Z doku­men­tów wynika, że stu­dio­wał on w Pem­broke Col­lege w Cam­bridge, ale nie uzy­skał dyplomu i przez krótki czas był pasto­rem para­fii św. Marii Mag­da­leny w Lon­dy­nie. Tylko kilku człon­ków załogi potra­fiło czy­tać i pisać, zatem to na Flet­chera spa­dła funk­cja kro­ni­ka­rza. Spo­rzą­dził on szcze­gó­łowe zapi­ski z podróży, które póź­niej bra­ta­nek Drake’a zawarł w szer­szej rela­cji pod tytu­łem The World Encom­pas­sed [Okrą­że­nie świata]. Flet­cher był zaan­ga­żo­wa­nym naocz­nym świad­kiem, czu­łym na nastroje załogi, potra­fią­cym soczy­ście opi­sy­wać rze­czy­wi­stość i jak się oka­zało, być cał­ko­wi­cie lojal­nym. Drake wzo­rem innych kapi­ta­nów zabrał w podróż oso­bi­stego słu­żą­cego, Diega, Afry­kań­czyka, z któ­rym uciekł z hisz­pań­skiej nie­woli. Był to chyba jedyny czarny czło­nek załogi. Spo­tkali się w 1572 roku, kiedy Drake zaata­ko­wał hisz­pań­ski port Nom­bre de Dios w Pana­mie. Ponie­waż Diego mówił po angiel­sku i hisz­pań­sku, był szcze­gól­nie uży­teczny i otrzy­my­wał pen­sję tak jak inni człon­ko­wie załogi. No i byli jesz­cze krewni Drake’a: młod­szy brat, Tho­mas, kuzyn John, zale­d­wie pięt­na­sto­letni, oraz bra­ta­nek kuzyna Drake’a i men­tora Johna Haw­kinsa, który wpro­wa­dził go w okrutny, nie­bez­pieczny, ale intratny han­del nie­wol­ni­kami.

Z wyjąt­kiem Tho­masa Doughty’ego, który krótko przed odpły­nię­ciem 11 wrze­śnia 1577 roku pod­pi­sał testa­ment, i samego Drake’a nikt z załogi nie prze­czu­wał, że roz­po­czy­nają najam­bit­niej­szą podróż w dzie­jach angiel­skiej żeglugi. I nawet kapi­tan nie był pewny, gdzie wylą­duje. Pro­wa­dził go głód złota i pra­gnie­nie wspię­cia się po dra­bi­nie spo­łecz­nej.

Przez cały czas wszystko to obser­wo­wali hisz­pań­scy szpie­dzy i się mar­twili. Zanie­po­ko­je­nie pla­nami Anglii, a zwłasz­cza wyprawą Drake’a, rosło z tygo­dnia na tydzień. Anto­nio de Guarás, amba­sa­dor Hisz­pa­nii na dwo­rze Elż­biety, 27 wrze­śnia 1577 roku ostrze­gał: „Skoro snują swe nie­cne plany z tak wielką ostroż­no­ścią, można mnie­mać, że Drake, ten pirat, ma na jakimś sta­teczku popły­nąć do Szko­cji. Po czym zawi­nąć do dogod­nego portu i zagar­nąć wło­ści króla Szko­cji, za co obie­cano mu dużą sumę pie­nię­dzy; potem zaś ma spro­wa­dzić go tutaj w kon­woju kró­lew­skich okrę­tów, które się tam znaj­dują”.

Spo­kojne zacho­wa­nie Drake’a nic nie zdra­dzało. Zapewne szy­ko­wał się na kolejną wyprawę. Popły­nie tam, gdzie zawiodą go wia­try losu – przez Morze Śród­ziemne do portu w Alek­san­drii albo wzdłuż wybrzeży Afryki czy może przez Atlan­tyk. „Dnia 15 listo­pada roku Pań­skiego 1577 pan Fran­cis Drake na czele flo­tylli zło­żo­nej z pię­ciu stat­ków oraz załóg w licz­bie 164 ludzi, dżen­tel­me­nów i mary­na­rzy, wypły­nął z Ply­mo­uth, zamie­rza­jąc dotrzeć do Alek­san­drii”, napi­sał Fran­cis Pretty. I natych­miast pierw­szy z wielu nie­spo­dzie­wa­nych wypad­ków zmie­nił plany dowódcy. „Z powodu prze­ciw­nego wia­tru musie­li­śmy następ­nego ranka zawi­nąć do Fal­mo­uth Heaven w Korn­wa­lii, gdzie zasko­czyła nas prze­ra­ża­jąca burza, jakiej ludz­kie oczy nie widziały, a była ona tak gwał­towna, że wszyst­kim naszym stat­kom gro­ziło, iż się roz­biją. Bóg łaskawy zechciał jed­nak oszczę­dzić nam takiej nie­doli i zesłał na nas jeno dwa nie­szczę­ścia: maszt Peli­cana, statku naszego Gene­rała, musie­li­śmy ściąć i wyrzu­cić za burtę dla rato­wa­nia statku, a Mari­gold została wyrzu­cona na brzeg i tro­chę się poobi­jała. Aby napra­wić szkody, wró­ci­li­śmy do Ply­mo­uth”.

Drake spę­dził tygo­dnie na napra­wie uszko­dzeń. „Po raz drugi wypły­nę­li­śmy z Ply­mo­uth 13 dnia grud­nia”, napi­sał kro­ni­karz wyprawy. Dni były krót­kie, a powie­trze chłodne i wil­gotne – tak nie­po­dobne do upa­łów, jakich się spo­dzie­wali w Alek­san­drii, gdyby to Egipt był ich miej­scem prze­zna­cze­nia. W prze­ci­wień­stwie do Magel­lana, który swe statki nazwał Armadą Molu­kań­ską, by ogło­sić swój cel, Drake ni­gdy nie nadał swej flo­tylli nazwy i pozo­sta­wił sobie różne opcje. Mogli pły­nąć do Alek­san­drii albo i nie. Szyb­kim i intrat­nym przed­się­wzię­ciem mogła być podróż do Bra­zy­lii. Gdyby udało mu się dotrzeć do bra­zy­lij­skiego wybrzeża, uni­ka­jąc spo­tka­nia z okrut­nymi żoł­nie­rzami hisz­pań­skimi, i wró­cić z ładow­niami peł­nymi sre­bra i złota, kró­lowa zapewne uzna­łaby wyprawę za suk­ces. Drake nie miał zamiaru ginąć jak Magel­lan gdzieś na dale­kiej plaży z porą­ba­nym cia­łem i ska­la­nym imie­niem.

Więk­szość infor­ma­cji na temat Ame­ryki Połu­dnio­wej Drake zaczerp­nął z rela­cji zmar­łego w 1512 roku flo­ren­tyń­skiego żegla­rza Ame­rigo Vespuc­ciego. Utrzy­my­wał on, że odbył aż cztery podróże do ziemi, którą nazwał Nowym Świa­tem, i pod­pi­sał swym nazwi­skiem cztery zna­czące listy, w któ­rych opi­sy­wał swoje przy­gody (histo­rycy kwe­stio­nują autor­stwo pierw­szego i czwar­tego z nich). To dzięki tym listom Europa dowie­działa się o odkry­ciach Vespuc­ciego, który umiał zręcz­nie robić wokół sie­bie szum i stwo­rzył barwny por­tret ogrom­nego lądu, Bra­zy­lii, któ­rego nazwa wywo­dziła się od pau bra­sil – bre­zylki cier­ni­stej, kwit­ną­cego drzewa, w tym cza­sie rosną­cego wszę­dzie dookoła. Vespucci opo­wie­dział o nagich tubyl­cach bie­gną­cych do brzegu, by powi­tać (przy­zwo­icie odzia­nych) Euro­pej­czy­ków. Opi­sał pierw­sze nie­śmiałe próby komu­ni­ka­cji, w więk­szo­ści podej­mo­wane w języku migo­wym, wzmac­niane wymianą podar­ków na dowód poko­jo­wych inten­cji. „Tubylcy umieli zna­ko­mi­cie pły­wać i ufali nam, jakby znali się z nami od wielu lat”, napi­sał. Umie­jęt­no­ści pły­wac­kie kra­jow­ców budziły tym więk­szy podziw, że wielu Euro­pej­czy­ków, nawet żegla­rzy, w ogóle nie radziło sobie w wodzie. Kobiety pły­wały nawet lepiej niż męż­czyźni. „Wiele razy widzie­li­śmy, jak poko­nują w morzu dystans dwóch lig [sze­ściu mil], po czym w ogóle nie muszą odpo­czy­wać”. Tubylcy uży­wali pro­stej broni, „takiej, jak zahar­to­wa­nych w ogniu włóczni i pięk­nie rzeź­bio­nych maczug z drew­nia­nymi kol­cami”. Toczyli wojny „z ludami mówią­cymi innymi języ­kami, bar­dzo okrutne wojny, i nikomu nie daro­wali życia, chyba żeby zadać mu jesz­cze więk­sze cier­pie­nia. Idąc na wojnę, zabie­rali ze sobą kobiety, nie dla­tego żeby wal­czyły, ale po to, żeby nio­sły za nimi ich ziem­skie dobra, kobiety bowiem mogły je nieść na ple­cach przez trzy­dzie­ści–czter­dzie­ści lig, czemu żaden męż­czy­zna by nie podo­łał”.

Vespucci ostrze­gał czy­tel­ni­ków, aby nie lek­ce­wa­żyli rdzen­nych miesz­kań­ców Nowego Świata tylko dla­tego, że „w roz­mo­wie wydają się pro­stymi ludźmi”. W rze­czy­wi­sto­ści jest zupeł­nie ina­czej. „Są bar­dzo sprytni i poważni w tym, co ich doty­czy, mówią mało i cicho. Uży­wają podob­nej arty­ku­la­cji co my, gdyż wypo­wia­dają słowa przez pod­nie­bie­nie, zęby lub wargi”. Mieli bogate słow­nic­two, a idiomy czę­sto się zmie­niały. „Co każde 100 lig obser­wo­wa­li­śmy takie zmiany w języku, że różne ple­miona prak­tycz­nie się nie rozu­miały”.

Przy­naj­mniej jedna nowość pod­biła serce Vespuc­ciego: „Śpią w wiel­kich siat­kach zro­bio­nych z bawełny i zawie­szo­nych nad zie­mią. Choć może się to wyda­wać nie­wy­godne, ja powie­dział­bym, że śpi się w nich bar­dzo słodko. Spało nam się tak lepiej niż na naszych płót­nach”. Hamak – siatka zro­biona z lin i zawie­szona na sznu­rach umo­co­wa­nych na jej koń­cach – był wszech­obecny i spodo­bał się Euro­pej­czy­kom, któ­rzy zaczęli uży­wać go na stat­kach. Jedna solidna chata przy­kryta liśćmi pal­mo­wymi dawała schro­nie­nie „600 duszom”. Wio­skę z zale­d­wie trzy­na­stoma cha­tami zamiesz­ki­wało kilka tysięcy „dusz”.

Poczu­cie war­to­ści i wła­sno­ści ame­ry­kań­scy tubylcy także mieli zupeł­nie inne niż przy­by­sze. „Bogac­twa, któ­rymi cie­szymy się w naszej Euro­pie i gdzie indziej, takie jak złoto, klej­noty, perły i inne podobne dobra, mają za nic; i cho­ciaż ich zie­mie w nie obfi­tują, nie sta­rają się ich pozy­skać ani ich nie cenią”. Zamiast tego wolą „róż­no­ko­lo­rowe pióra pta­sie” i „różańce” zro­bione z ości. Do policz­ków, warg i uszu przy­mo­co­wują „białe lub zie­lone kamie­nie”. Byli szczo­drzy. „Rzadko cze­go­kol­wiek odma­wiają, a z dru­giej strony nie krę­pują się pro­sić o coś swych przy­ja­ciół”.

Jeden z ich zwy­cza­jów był nie do przy­ję­cia. „Zja­dali swo­ich wro­gów, któ­rych zabili bądź schwy­tali, kobiety i męż­czyzn bez wyjątku, i robili to z takim bestial­stwem, że mówić o tym jest strasz­nie, a widzieć po wie­lo­kroć w róż­nych miej­scach – jesz­cze gorzej”.

Vespucci się tym obu­rzał, ale sam han­dlo­wał nie­wol­ni­kami. Prze­chwa­lał się, że gdy 15 paź­dzier­nika 1498 roku jego statki wró­ciły do Kadyksu, przy­wio­zły 222 nie­wol­ni­ków. „Przy­jęto nas tam dobrze i mogli­śmy wszyst­kich sprze­dać”.

Sława Vespuc­ciego łatwo by prze­mi­nęła, gdyby nie łut szczę­ścia. Nowy Świat mógłby zostać nazwany Kolum­bią na cześć naj­sław­niej­szego i naj­bar­dziej upar­tego bada­cza kon­ty­nentu, mimo że sądził on, iż odkrył Indie. Lecz w 1507 roku, już po śmierci Krzysz­tofa Kolumba, nie­miecki kar­to­graf Mar­tin Waldseemüller spo­rzą­dził wielką mapę świata, nazy­wa­jąc nowo odkryty kon­ty­nent Ame­ryką, czyli żeń­skim rodza­jem łaciń­skiej wer­sji imie­nia Ame­rigo. Pro­te­sty w imie­niu Kolumba Waldseemüller skwi­to­wał, mówiąc: „Nie rozu­miem, dla­czego ktoś miałby prawo mi zabro­nić nazwać go […] Ame­ryką od nazwi­ska jego odkrywcy Ame­ri­cusa [Vespuc­ciego], czło­wieka tak prze­ni­kli­wego. Prze­cież i Europa, i Azja otrzy­mały swoje nazwy od imion kobiet”. I tak już zostało.

Wysiłki Drake’a na rzecz wznie­ce­nia wojny prze­ciwko Fili­powi II, kró­lowi Hisz­pa­nii, nie uszły uwagi Elż­biety. Kró­lowa nie chciała otwar­cie zadzie­rać z potęż­nym impe­rium hisz­pań­skim, co mogło osła­bić jej pozy­cję za gra­nicą, a także w kraju wśród kato­lic­kich pod­da­nych, toteż wolała, by Hisz­pa­nom szko­dzili kor­sa­rze, któ­rzy mogli to robić zarówno dla zysku, jak i w imie­niu Korony.

„Panie Drake, chęt­nie zemści­ła­bym się na królu Hisz­pa­nii za roz­ma­ite krzywdy, jakie mi wyrzą­dził”, wyja­wiła, a raczej zażą­dała od pod­da­nego Jej Kró­lew­ska Mość.

Łatwiej mówić, niż zro­bić. Hisz­pa­nia nale­żała bez­sprzecz­nie do naj­po­tęż­niej­szych kra­jów Europy, na doda­tek cie­szyła się popar­ciem Kościoła kato­lic­kiego. Anglia tym­cza­sem była kra­jem pro­te­stanc­kim, a raczej półpro­te­stanc­kim – izo­lo­wa­nym par­we­niu­szem, dru­go­rzęd­nym w porów­na­niu do impe­rium Filipa. To Hisz­pa­nia, a nie Anglia rzą­dziła na morzach. Rzu­ce­nie wyzwa­nia impe­rium hisz­pań­skiemu wyma­gało dobrze prze­my­śla­nej stra­te­gii, nie­sza­blo­no­wego podej­ścia i odwagi. Potrzebny był do tego kapi­tan, który raczej parłby do kon­fron­ta­cji, niż się przed nią uchy­lał. Drake z nad­dat­kiem speł­niał te wyma­ga­nia. Wiara i lojal­ność zna­czyły dla niego wię­cej niż życie. Pra­gnął zemsty na Hisz­pa­nach i kochał złoto.

Kapi­tan wymy­ślił zuchwały plan szko­dze­nia Hisz­pa­nii w inte­re­sach na zachod­nim wybrzeżu Panamy, do któ­rej „droga wio­dła przez Cie­śninę Magel­lana”. Kró­lowa wyło­żyła tysiąc fun­tów na to przed­się­wzię­cie. Trzeba było jed­nak utrzy­mać sprawę w tajem­nicy. „Jej Kró­lew­ska Mość przy­się­gła na swą koronę, że jeśli kto­kol­wiek z jej pod­da­nych donie­sie o tym kró­lowi Hisz­pa­nii, straci głowę”, wspo­mi­nał Drake.

Hisz­pa­nia miała prze­wagę w wiel­ko­ści i bogac­twie, ale Anglia miała Fran­cisa Drake’a. Ze wszyst­kich angiel­skich żegla­rzy tylko on miał odwagę i zdol­no­ści, by dać Anglii glo­balne wpływy i zna­cze­nie, któ­rych pra­gnęli Elż­bieta i jej doradcy. Zawsze mu było mało, o czym świad­czy począ­tek modli­twy, którą kie­dyś napi­sał: „Zakłóć Panie nasz spo­kój, gdy poczu­jemy się zbyt zado­wo­leni z sie­bie, gdy nasze marze­nia się speł­nią, bo były zbyt skromne, gdy dopły­niemy szczę­śli­wie, bo pły­nę­li­śmy zbyt bli­sko brzegu”. Nikt ni­gdy go nie oskar­żył, że trzyma się brzegu. Wolał być daleko na morzu, daleko od lądu, pły­nąć z wia­trem, dokąd­kol­wiek go zanie­sie, lub wal­czyć z nim w razie potrzeby.

Kró­le­stwo Elż­biety w porów­na­niu z wiel­kim impe­rium hisz­pań­skim było biedne i odosob­nione, bli­żej mu było do Beowulfa niż legend o królu Artu­rze. Bar­dziej praw­do­po­dobne wyda­wało się, że sys­te­ma­tyczny król Filip pod­bije Anglię i zastąpi eks­ko­mu­ni­ko­waną przez papieża pro­te­stancką kró­lową odpo­wied­nim monar­chą kato­lic­kim, który z powro­tem pchnie kraj w obję­cia Waty­kanu. Kraj był w poło­wie kato­licki i wielu jego miesz­kań­ców przy­ję­łoby to z ochotą. Jed­nakże impro­wi­zo­wana stra­te­gia Elż­biety i odwaga Drake’a odparły to realne zagro­że­nie i prze­sta­wiły Anglię, Europę i osta­tecz­nie cały świat na nowe tory. W tym momen­cie Anglia przy­ćmiła Hisz­pa­nię i Por­tu­ga­lię oraz defi­ni­tyw­nie odrzu­ciła auto­ry­tet Kościoła kato­lickiego. Drake oka­zał się kata­li­za­to­rem wiel­kiej trans­for­ma­cji wyspiar­skiej Anglii w impe­rium bry­tyj­skie.

Wszyst­kiego, czego się dopusz­czał pod­czas swych podróży, zwłasz­cza gra­bieży i prze­mocy, doko­ny­wał w imie­niu Elż­biety i dzięki jej szczo­dro­ści. Kor­sar­stwo sta­no­wiło naj­pew­niej­szą drogę do osią­gnię­cia bogac­twa i pozy­cji spo­łecz­nej, a jako naj­star­szy syn pastora nie miał więk­szych szans na zdo­by­cie majątku w inny spo­sób. Pozy­cja Elż­biety i Anglii ni­gdy nie była wyż­sza niż w latach podróży Drake’a. Mógł się on cie­szyć z tego, że stał się drogą jej osobą, dołą­cza­jąc do dłu­giej listy męż­czyzn, któ­rych omo­tała. Im dalej zapusz­czę się w świat, tym głę­biej tra­fię do jej serca, myślał i taką zapewne miał nadzieję. Zapo­wia­dała się długa i nie­pewna podróż.

Fran­cis Drake uro­dził się w hrab­stwie Devon w 1541 roku jako syn Edmunda Drake’a (1518–1585) i Mary Myl­waye. Ojciec wiel­kiego podróż­nika, wła­ści­ciel nie­po­kaź­nego gospo­dar­stwa rol­nego, wygła­szał kaza­nia dla nie­wiel­kiej grupy pro­te­stan­tów gnież­dżą­cych się w dokach kró­lew­skich w Cha­tham. Nazwi­sko Drake było znane w Devo­nie i ojciec małego Fran­cisa bła­gał miej­sco­wego magnata, Fran­cisa Rus­sela, żeby trzy­mał nowo­rodka do chrztu, ale nic nie wskó­rał. Na temat mło­do­ści Fran­cisa Drake’a wia­domo nie­wiele, zapewne dla­tego, że jego ojciec wplą­tał się w spór reli­gijny. Wil­liam Cam­den, bry­tyj­ski histo­ryk współ­cze­sny Drake’owi, wyja­śniał: „Kiedy był jesz­cze dziec­kiem, jego ojciec, który przy­jął pro­te­stan­tyzm, został wezwany na prze­słu­cha­nie na pod­sta­wie Aktu Sze­ściu Arty­ku­łów uchwa­lo­nych za pano­wa­nia Hen­ryka VIII prze­ciwko pro­te­stan­tom. Opu­ścił tedy rodzinne strony i schro­nił się w Ken­cie. Po śmierci Hen­ryka VIII zamiesz­kał wśród żegla­rzy floty kró­lew­skiej, któ­rym czy­tał modli­twy. Nie­ba­wem wyświę­cono go na dia­kona i mia­no­wano ple­ba­nem kościoła w Upnore”.

Ojca Drake’a nie stać było na utrzy­my­wa­nie syna, co zde­cy­do­wało o życiu mło­dego Fran­cisa. „Będąc biedny, umie­ścił syna na trój­masz­towcu Master of Bark nale­żą­cym do sąsiada, który twardo przy­uczał go do pracy na statku ope­ru­ją­cym wzdłuż wybrzeża, a cza­sem wożą­cym towary do Zelan­dii [Danii] i Fran­cji. Mło­dzie­niec […] tak zachwy­cił starca swą pra­co­wi­to­ścią, że ten, będąc kawa­le­rem, przed śmier­cią zapi­sał mu bark w testa­men­cie”.

Potrze­bu­jąc pie­nię­dzy, młody Fran­cis pod­jął się han­dlu nie­wol­ni­kami pod dowódz­twem krew­niaka, Johna Haw­kinsa – waż­nej postaci w gwał­tow­nie się roz­wi­ja­ją­cym angiel­skim han­dlu ludźmi. W 1562 roku obaj popły­nęli trzema stat­kami do Gwi­nei, gdzie porwali 400 Afry­kań­czy­ków i sprze­dali ich w Indiach Zachod­nich. Wielu upro­wa­dzo­nych zmarło w dro­dze, ale podróż oka­zała się han­dlo­wym suk­ce­sem. W ciągu następ­nych pię­ciu lat Drake i Haw­kins odbyli jesz­cze trzy podróże do Gwi­nei, skąd przy­wieźli i sprze­dali jesz­cze 1200 nie­wol­ni­ków.

Do lata 1568 roku Drake, który miał wów­czas zale­d­wie dwa­dzie­ścia sie­dem lat, wciąż pły­wał pod Haw­kin­sem, ale teraz pro­wa­dził flo­tyllę ośmiu stat­ków wio­zą­cych pięć­dzie­się­ciu sied­miu nie­wol­ni­ków oraz zra­bo­wane sre­bro i klej­noty do Anglii, gdzie wraz z Haw­kin­sem mieli nadzieję uzy­skać ze sprze­daży ładunku godziwy zysk. 12 sierp­nia roz­pę­tał się sztorm i przez jede­na­ście dni mio­tał stat­kami, roz­pra­sza­jąc je po oce­anie. Po tygo­dniach błą­dze­nia Haw­kins i Drake natknęli się na hisz­pań­ski sta­tek, któ­rego załoga opo­wie­działa im o por­cie San Juan de Ulúa. Leżał on nie­da­leko mek­sy­kań­skiego mia­sta Vera­cruz, a rzą­dzili w nim hisz­pań­scy urzęd­nicy regu­lar­nie tor­tu­ru­jący podej­rza­nych. Drake zatrząsł się z obrzy­dze­nia – jego naj­gor­sze obawy co do kato­li­ków się potwier­dziły. Gdy Haw­kins i inny angiel­scy kapi­ta­no­wie dopro­wa­dzili swe potur­bo­wane statki w pobliże portu, wielka mek­sy­kań­ska flota zła­pała ich w pułapkę. Tylko Judith, którą dowo­dził Drake, zdo­łała się wymknąć, co było tym więk­szym wyczy­nem, że była nie­uzbro­jona.

Przez cztery wyczer­pu­jące mie­siące Drake pły­nął przez Atlan­tyk, aż w końcu 20 stycz­nia 1569 roku dotarł do Ply­mo­uth. Dwa tygo­dnie póź­niej do portu wpły­nął Haw­kins, prze­kli­na­jąc pecha, Hisz­pa­nów i Drake’a, któ­rego uwa­żał za dezer­tera. Pre­ten­sje żegla­rza zapewne dotarły do naj­wy­żej posta­wio­nych osób w pań­stwie, bo kró­lowa uwię­ziła Drake’a na kilka tygo­dni, aby udo­bru­chać Haw­kinsa i dalej uda­wać, że nie akcep­tuje ani nie wspiera pirac­twa.

Drake wyszedł z wię­zie­nia, kipiąc ze zło­ści – nie z powodu kró­lo­wej, któ­rej mil­czą­cej apro­baty potrze­bo­wał, ani nawet Haw­kinsa, ale Hisz­pa­nów. Miał ku temu powody, dowie­dział się bowiem, że inkwi­zy­cja w Mek­syku aresz­to­wała jego krew­niaka Roberta Bar­reta, mimo że guber­na­tor don Martín Enríquez de Almanza dał słowo Angli­kom, że będą bez­pieczni. Potem jed­nak oświad­czył, że nie musi dotrzy­my­wać słowa danego here­ty­kom, i kilku z nich wtrą­cił do wię­zie­nia. Część tor­tu­rami zmu­szono do wypar­cia się swo­jej wiary.

Bar­reta cze­kał jesz­cze gor­szy los – spa­lono go na sto­sie. Drake ni­gdy nie zapo­mniał i ni­gdy nie wyba­czył tej znie­wagi. Od tej pory gar­dził hisz­pań­ską tyra­nią i zaan­ga­żo­wał się w oso­bi­stą kru­cjatę prze­ciwko złu, jakie uosa­biała. Zoba­czył hisz­pań­ską wer­sję świa­to­wego impe­rium opar­tego na tor­tu­rach oraz wyzy­ski­wa­niu tubyl­ców i poczuł do niej wstręt. Wyco­fał się z han­dlu nie­wol­ni­kami i poprzy­siągł, że zemści się na tych, co kup­czą ludz­kim życiem. Stał się zago­rza­łym kor­sa­rzem, kie­ru­ją­cym się spry­tem i rozu­mem, który napada na hisz­pań­skie warow­nie, bie­rze hisz­pań­skich jeń­ców, ale ich nie zabija. Mówił po pro­stu, że „odbiera to, co jego” w odwe­cie za znie­wagi, któ­rych doznał w San Juan de Ulúa.

Jedyna wcze­śniej­sza podróż dookoła świata zakoń­czyła się tra­gicz­nie pięć­dzie­siąt pięć lat wcze­śniej. W 1518 roku por­tu­gal­ski żeglarz Fer­dy­nand Magel­lan po wielu bez­sku­tecz­nych pró­bach namó­wie­nia swego króla Manu­ela I prze­ko­nał jego rywala, króla Hisz­pa­nii Karola V, do wspar­cia jego wyprawy dookoła świata. Magel­lan wyru­szył na czele pię­ciu nie­wiel­kich stat­ków i 258 żegla­rzy z róż­nych kra­jów, z któ­rych wielu pod­jęło ryzyko nie­bez­piecz­nej podróży, by unik­nąć wię­zie­nia w swych ojczy­stych kra­jach. W cza­sach, kiedy powszech­nie wie­rzono, że statki mogą dopły­nąć tylko do kra­wę­dzi świata, flo­tylla Magel­lana chciała prze­kro­czyć hory­zont i dotrzeć do odle­głych Molu­ków, gdzie rosły musz­ka­to­łowce, cyna­mo­nowce i goź­dzi­kowce dające naj­cen­niej­sze przy­prawy na świe­cie – cen­niej­sze nawet niż złoto. Wcze­śniej euro­pej­scy kupcy, któ­rzy chcieli dotrzeć do Wysp Korzen­nych, musieli ruszyć w długą podróż lądem i morzem na wschód. Wyprawa tam i z powro­tem do naj­od­le­glej­szych rejo­nów świata mogła trwać nawet sie­dem lat, pod warun­kiem że uczest­nicy prze­żyją jej trudy. Na doda­tek przy­prawy, które przy­wo­zili do Europy, w dro­dze tra­ciły sporą część aro­matu. Magel­lan miał nadzieję, że zmie­rza­jąc w prze­ciw­nym kie­runku, na zachód, drogą mor­ską, uda mu się odbyć całą podróż w mniej niż rok i powró­cić ze śwież­szymi i lepiej pach­ną­cymi przy­pra­wami. Wszystko to były czy­ste spe­ku­la­cje, bo nikomu wcze­śniej taka podróż się nie udała.

Pod­czas całej wyprawy Magel­lan, który dys­po­no­wał zesta­wem bar­dzo nie­do­kład­nych map, tylko żeglar­skiemu instynk­towi zawdzię­czał, że prze­pły­nął Atlan­tyk i dotarł do Bra­zy­lii, wal­cząc po dro­dze ze sztor­mami, ucie­ka­jąc przed Por­tu­gal­czy­kami i tłu­miąc bunty załogi.

Po kilku roz­cza­ro­wu­ją­cych pró­bach dotarł do cie­śniny w pobliżu połu­dnio­wego krańca Ame­ryki. W tym cza­sie miał już tylko trzy statki, które wpły­nęły do nie­za­zna­czo­nego na żad­nej mapie prze­smyku. Trzy­dzie­ści osiem dni póź­niej wypły­nęli na Ocean Spo­kojny i zapła­kali ze szczę­ścia. Radość nie trwała długo. Roz­po­ście­rał się przed nim naj­więk­szy zbior­nik wody na pla­ne­cie, o któ­rym w Euro­pie nikt nic nie wie­dział. Przez tę część podróży zmniej­szona flo­tylla musiała sta­wiać czoło sza­le­ją­cym sztor­mom i wojow­ni­kom prze­mie­rza­ją­cym ocean zwrot­nymi łód­kami proa. Zamknięci na stat­kach ludzie Magel­lana żywili się zaro­ba­czo­nymi sucha­rami i lata­ją­cymi rybami spa­da­ją­cymi na pokłady. Powoli zaczy­nali cho­ro­wać na szkor­but, który omi­nął Magel­lana i ofi­ce­rów. Sto­sow­nie do swo­jej rangi naj­wyżsi rangą otrzy­my­wali bowiem do jedze­nia dżem z pigwy, boga­tej w wita­minę C. Nie zda­wali sobie sprawy, że to dzięki niemu zacho­wali zdro­wie.

6 marca 1521 roku flo­tylla dotarła do Guam. Wyspa miała powierzch­nię około 500 kilo­me­trów kwa­dra­to­wych i led­wie wysta­wała nad poziom morza. Był to pierw­szy ląd, jaki ujrzeli od dzie­więć­dzie­się­ciu dzie­wię­ciu dni. Dzie­sięć dni póź­niej dopły­nęli do dzi­siej­szych Fili­pin, odle­głych o 700 kilo­me­trów od Molu­ków. Prze­byli trzy czwarte drogi dookoła świata. Tutaj Magel­lan wdał się w spór z wojow­ni­czym wodzem Lapu-Lapu. Czu­jąc się bez­pieczny dzięki broni pal­nej, tar­czom i sta­lo­wym mie­czom, wraz z osiem­na­stoma wier­nymi ludźmi sta­nął naprze­ciwko setki wojow­ni­ków Lapu-Lapu wyma­chu­ją­cych drew­nia­nymi mie­czami i włócz­niami. Tubylcy skon­cen­tro­wali atak na Magel­lanie, któ­rego wyróż­niał błysz­czący hełm. I go zabili.

Po tra­gicz­nej śmierci dowódcy po brzegi wyła­do­wana przy­pra­wami Vic­to­ria obrała kurs na zachód. Dowódz­two objął Juan Sebastián Elcano, baskij­ski nawi­ga­tor, który prze­pro­wa­dził sta­tek przez Ocean Indyj­ski do Przy­lądka Dobrej Nadziei i osta­tecz­nie dotarł do Sewilli, gdzie zawi­nęli 6 wrze­śnia 1522 roku, trzy lata od roz­po­czę­cia podróży. Przy­pły­nię­cie spo­nie­wie­ra­nej Vic­to­rii zdu­miało wła­dze, które dawno uznały, że cała flo­tylla prze­pa­dła gdzieś w dale­kich stro­nach świata. Nie­wiele się myliły. Z 258 żegla­rzy i pię­ciu stat­ków, które wyru­szyły w podróż, powró­cił tylko jeden z osiem­na­stoma ludźmi na pokła­dzie. Przez pięć­dzie­siąt lat nie­for­tunną wyprawę Magel­lana uwa­żano raczej za prze­strogę niż wielki krok naprzód w odkry­wa­niu świata. Poka­zała ona, że okrą­że­nie kuli ziem­skiej to sza­leń­stwo – przed­się­wzię­cie dla prze­ce­nia­ją­cych swe siły monar­chów i lek­ko­myśl­nych kapi­ta­nów szu­ka­ją­cych nie­osią­gal­nych bogactw. Por­tu­gal­ski żeglarz wyka­zał, że świat jest więk­szy, niż kto­kol­wiek w Euro­pie sobie wyobra­żał – i dużo bar­dziej nie­bez­pieczny.

Tak oto przed­sta­wiały się sprawy przez ponad pół wieku, aż tu Anglia rzu­ciła wyzwa­nie kato­lic­kiemu – hisz­pań­skiemu – porząd­kowi świata.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Tytuł ory­gi­nału: In Search of a King­dom: Fran­cis Drake, Eli­za­beth I, and the Peri­lous Birth of the Bri­tish Empire

Copy­ri­ght © 2021 by Lau­rence Ber­green

All rights rese­rved

Copy­ri­ght © for the Polish e-book edi­tion by REBIS Publi­shing House Ltd., Poznań 2021

Infor­ma­cja o zabez­pie­cze­niach

W celu ochrony autor­skich praw mająt­ko­wych przed praw­nie nie­do­zwo­lo­nym utrwa­la­niem, zwie­lo­krot­nia­niem i roz­po­wszech­nia­niem każdy egzem­plarz książki został cyfrowo zabez­pie­czony. Usu­wa­nie lub zmiana zabez­pie­czeń sta­nowi naru­sze­nie prawa.

Redak­tor: Grze­gorz Dziam­ski

Mapy: Jef­frey L. Ward

Pro­jekt i opra­co­wa­nie gra­ficzne okładki:

Krzysz­tof Rych­ter

Na okładce

Por­tret kró­lo­wej Elż­biety I po roz­gro­mie­niu Armady, autor nie­znany, 1588, Domena publiczna/Wiki­me­dia Com­mons

Por­tret sir Fran­cisa Drake’a, Mar­cus Ghe­era­erts Młod­szy, 1591, Domena publiczna/Wiki­me­dia Com­mons

Klę­ska Wiel­kiej Armady, Phi­lip James de Louther­bo­urg, 1796, Domena publiczna/Wiki­me­dia Com­mons

Wyda­nie I e-book (opra­co­wane na pod­sta­wie wyda­nia książ­ko­wego: W poszu­ki­wa­niu impe­rium, wyd. I, Poznań 2022)

ISBN 978-83-8188-962-9

Dom Wydaw­ni­czy REBIS Sp. z o.o.

ul. Żmi­grodzka 41/49, 60-171 Poznań

tel. 61-867-47-08, 61-867-81-40

e-mail: [email protected]

www.rebis.com.pl

Kon­wer­sję do wer­sji elek­tro­nicz­nej wyko­nano w sys­te­mie Zecer