W mojej krwi - Szydlak Marek - ebook + audiobook

W mojej krwi ebook i audiobook

Szydlak Marek

4,2

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Miłość namalowana tęczą

Szesnastoletni Bartek od dawna czuł, że jest inny niż jego rówieśnicy. W końcu przychodzi dzień, w którym uświadamia sobie, że przyczyną tej inności jest jego orientacja seksualna. Spodziewa się, że ani rodzina, ani koledzy nie zaakceptują tego, kim jest. Nie w wiosce, gdzie przecież wszyscy są „normalni”. Wie też, że niełatwo mu będzie znaleźć prawdziwą miłość, o której skrycie marzy. Czy warto jej poszukać na portalu randkowym dla gejów? A może lepiej zdać się na szczęśliwe zrządzenie losu? Ze swoich rozterek i nie zawsze pozytywnych doświadczeń może się zwierzyć tylko jednej osobie, dziewczynie, która też jest inna – nie z powodu swojej orientacji seksualnej, ale powierzchowności. Dzięki jej wsparciu Bartek wkrótce zrozumie, że warto walczyć o siebie i swoje szczęście, nawet gdy wydaje się, że na spełnienie marzeń nie ma najmniejszych szans...

Księżyc wirował, gwiazdy obracały się w radosnym tańcu. Poczułem, jak robi mi się gorąco. Nagle złapałem Maćka za policzki i pocałowałem. Moje usta przylgnęły do jego warg. Na te kilka sekund świat się zatrzymał. Poczułem, że Maciek mnie odpycha i zeskakuje z muru, strącając przy tym swoją pustą szklankę.
– Pojebało cię? – Spojrzał na mnie jak na wariata.
– Eee, przepraszam. Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Chyba jestem… Za dużo tego.
Próbowałem się usprawiedliwić, ale nie mogłem znaleźć nic sensownego, co mógłbym w tej sytuacji powiedzieć. Język plątał mi się niczym bluszcz na opuszczonym dworku, pod którym siedzieliśmy.
– Jesteś pedałem czy co? – krzyknął Maciek.
– Nie! – odpowiedziałem szybko.
– Spierdalaj! – warknął i natychmiast odszedł.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 422

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 10 godz. 9 min

Lektor: Nikodem Kasprowicz

Oceny
4,2 (30 ocen)
12
13
5
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
joladanieluk1979

Nie oderwiesz się od lektury

Nie spodziewałam się tak fajnej historii. Bartek mnie zaskoczył, swoją romantyczną naturą, naiwnością a czasem i uporem w szukaniu miłości. Choć sam nie wiedział że już dawno ją znalazł. Przyjemnie się czyta.
00

Popularność




Rozdział I

• • •

Promienie słoneczne wpadały przez okno mojego pokoju jak estradowe światło na koncercie Josha Grobana. Uwielbiam tego artystę i cenię go za szeroką skalę repertuaru. Uprawia zarówno muzykę klasyczną, jak i popularną. Potrafi idealnie łączyć te dwa gatunki, dzięki czemu łączy melomanów i słuchaczy muzyki rozrywkowej.

Kiedy budzik stojący na nocnym stoliku obok mojego łóżka pokazywał dziewiątą dwadzieścia, otworzyłem oczy, ziewając jak znudzony lew, którego widziałem niedawno w zoo. W całym domu słychać już było spory zgiełk. To oznaczało, że wszyscy domownicy są już od dawna na nogach.

Wynurzyłem się z pościeli w niebiesko-żółte koty, którą dostałem od babci na święta Bożego Narodzenia. Śpię w spodniach od piżamy i koszulce z krótkim rękawem. Zeszłego lata postanowiłem, że będę spał nago. Miało mi to zapewnić większy komfort i lepszy sen. Większy był jednak strach przed tym, że do pokoju wpadnie ktoś z rodziny. A co, jeśli w domu wybuchnie pożar? Musiałbym w panice szukać czegoś do ubrania lub wybiec zupełnie nago przed dom. Ryzyko się nie opłacało. Wróciłem do spania w piżamie.

Usiadłem na brzegu łóżka i spojrzałem w okno. Słońce było już rozgrzane, oznajmiając, że dzień będzie niezwykle ciepły. Przeciągałem się, stojąc bliżej okna. Na podwórku rozłożyła swoje zabawki moja ośmioletnia siostra Ania. Wśród lalek dominowały Barbie, o które dba i każdą po skończonej zabawie odkłada w oryginalny karton. Na kocu zauważyłem kucyki Pony i postacie z bajek Disneya. Wyglądało na to, że Ania spędzi sobotnie popołudnie w towarzystwie swoich lalek na herbatce i ciastku.

– Bartuś, wstałeś? – usłyszałem zza zamkniętych drzwi mojego pokoju.

To babcia Janina. Przyszła z kuchni, żeby się upewnić, że może zaparzyć dla mnie herbatę. Uwielbia dbać o całą naszą rodzinę.

– Tak. Za dziesięć minut zejdę na dół – odpowiedziałem, przeciągając końcówkę zdania.

Babcia zeszła po schodach do kuchni. Na piętrze w naszym domu mieści się mój pokój oraz sypialnia rodziców. Dodatkowo od paru miesięcy mam też własną łazienkę. Po gruntownym remoncie tata wyodrębnił dla mnie małe pomieszczenie, żebym nie musiał korzystać z tej samej łazienki co oni. Ułatwiło mi to życie, bo jak twierdzi moja mama, zaczynam mieć więcej kosmetyków niż ona. W łazience oczyściłem twarz tonikiem, użyłem kremu na dzień i oczywiście nałożyłem gumę do włosów.

Moje blond włosy sporo urosły od ostatniej wizyty u fryzjera. Jeszcze niedawno nosiłem fryzurę à la Justin Bieber z początków swojej kariery. Teraz zaczesuję ją na bok.

Włożyłem krótkie dżinsowe spodenki i białe stopki, do tego biały T-shirt z napisem „Wroclove”. Koszulkę wygrałem w konkursie na Facebooku. Dodatkowo dostałem wtedy kubek i parę długopisów. Wystarczyło napisać, dlaczego Wrocław jest wyjątkowym miejscem. To nie było trudne. Od urodzenia mieszkam w małej miejscowości Pruszowice. Do centrum Wrocławia mam jakieś piętnaście kilometrów. Często jeździmy tam z rodzicami, czasem do kina, czasem na kręgle, czy choćby po to, by pochodzić po mieście.

W kuchni była tylko babcia. Stała przy zlewie i zmywała kubki po kawie. Na stole zauważyłem kilka kanapek. Dwie z serem i salami, dwie z szynką i jedną z żółtym serem i pomidorem. Natychmiast złapałem tę z serem i pomidorem.

– Dzień dobry – powiedziała babcia, odwracając się w moją stronę.

– Dzień dobry! – odpowiedziałem z pełnymi ustami.

Na stole stał też kubek z gorącą herbatą. Wsypałem dwie łyżeczki cukru i wypiłem łyk. Zmywarkę mamy od kilku lat, od momentu, kiedy rodzice wyremontowali kuchnię, ale babcia woli wszystkie naczynia myć ręcznie.

– Co dzisiaj będziesz robił? – spytała, nie przerywając zmywania.

– Nie wiem. Może pójdę do Kaśki albo do Maćka pograć w gry.

– A Rosiakowie nie jechali dzisiaj na wesele do Kłodzka?

– Masz rację – odparłem, przypominając sobie, że moja przyjaciółka pojechała na wesele swojego kuzyna. – To w takim razie pójdę do Maćka – stwierdziłem.

Babcia nie przerywała zmywania naczyń, a ja już kończyłem śniadanie. Odłożyłem talerz z pozostałymi kanapkami na blat kuchenny i wróciłem do swojego pokoju.

Po kilku lekturach Stephena Kinga postawiłem na horror z lat osiemdziesiątych. Wczoraj kupiłem książkę Deana Koontza Szepty. Nie mogłem się doczekać, kiedy zacznę ją czytać. Zabrałem książkę do ogrodu, rozłożyłem swój niebieski leżak, na stoliku postawiłem kompot truskawkowy. Gdy zamieszałem słomką, kostki lodu wirowały zupełnie jak na karuzeli w wesołym miasteczku. Ustawiłem książkę przy szklance i zrobiłem zdjęcie na Instagrama. Dodałem kilka filtrów i hashtagów. Zdjęcie poszło w świat. Zajęło mi to dosłownie parędziesiąt sekund. I teraz mogłem w pełni oddać się lekturze.

Pot spływał mi po czole. Słońce było chyba właśnie w fazie największego promieniowania. Babcia siedziała na tarasie, odpoczywając od domowych obowiązków, ale też nie mogła dłużej wytrzymać. Dawno nie pamiętam tak upalnego dnia.

– A ty dzisiaj przeleżysz cały dzień? – spytała mama, wracając z ogrodu.

– Co? Nie – odparłem.

– Idź na rower albo na spacer – zachęcała mama. – Albo możesz pomóc mi w ogrodzie. Trzeba wykopać kwiaty, które się nie przyjęły.

– A nie, to ja wolę na rower! – powiedziałem, zrywając się z leżaka.

Szesnaste urodziny obchodziłem niecały miesiąc temu. Od rodziców dostałem nowy rower i od tego czasu zrobiłem już sporo kilometrów. Wyjąłem go z garażu, a do bidonu nalałem sobie niegazowanej wody.

– Tylko wróć na obiad – zastrzegła babcia.

– Wrócę, wrócę – odpowiedziałem, by ją uspokoić, chociaż prawda była taka, że wcale nie chciało mi się jeść.

Gdy ruszałem spod domu, mama pomachała mi, trzymając w rękach grabie. Jadąc przed siebie zupełnie bez pomysłu na drogę, spoglądałem na wszystkich moich sąsiadów. Państwo Miśtalscy też pracowali w ogrodzie, byli tak zgodnym małżeństwem, że wszędzie chodzili razem. Przed emeryturą nawet razem pracowali. Przejeżdżając obok starego domu, gdzie mieszka sklepowa, pani Wiola, ujrzałem tylko jej starą schorowaną mamę siedzącą na krześle przed domem. Na końcu ulicy, przy której mieszkam, jest dom mojej najlepszej przyjaciółki. Przyjaźnimy się od piaskownicy. Im dłużej się znamy, tym więcej czasu spędzamy razem. Kaśka mieszka z rodzicami i dwiema siostrami. Od pół roku ma także braciszka. Rosiakowie nie są zbyt zamożni. Cenię ich jednak za dobroć. Jestem pewien, że oddaliby ostatni grosz potrzebującemu.

Potem przejechałem obok starego opuszczonego dworku. Szkoda, że nikt go nigdy nie wyremontował. Patrząc jednak na to z innej perspektywy, dzięki temu, że nikt się nim nie interesuje, stał się miejscem moich spotkań z przyjaciółmi. Siadamy wieczorami na murach dworu i obserwujemy zachody słońca.

Kawałek dalej krajobraz przechodził w wysokie pole kukurydzy. Zatrzymałem się, opierając rower o duże drzewo na skrzyżowaniu. Napiłem się podgrzanej przez słońce wody z bidonu i obserwowałem okolicę. Z oddali zauważyłem traktor. Kiedy się mieszka na wsi, taki widok jest zupełnie normalny. Ale gdy pojazd powoli zbliżał się do mnie, zauważyłem, że za kierownicą siedzi przyjaciel mojego taty, nasz sąsiad Karol Michałowski.

Michałowski ma trzydzieści pięć lat i pochodzi z Milicza. Przeprowadził się tutaj cztery lata temu, gdy wziął ślub z mieszkanką Pruszowic. Od kiedy zobaczyłem go pierwszy raz, poczułem dziwne podniecenie i zainteresowanie. Za każdym razem, gdy tata zapraszał go do domu, chciałem siedzieć jak najbliżej niego, słuchałem go jak mentora i obserwowałem każdy jego ruch.

Zobaczyłem, jak siedział na tej dużej maszynie w samych ogrodniczkach i starych zabrudzonych adidasach. Na głowie miał granatową czapkę z daszkiem. Jedną ręką przecierał czoło z potu, który spływał mu po całej głowie. Mimo to wyglądał seksownie. Dodatkowo pociągał mnie jego kilkudniowy zarost, który choć wyglądał niedbale, dodawał mu seksapilu. Karol pracował w polu, dzięki ciężkiej fizycznej pracy wyrobił sobie mięśnie oraz ciało, którego nie da się zbudować ani żadnymi proszkami, ani na siłowni. Na jego rękach widoczne były żyły, a klatka piersiowa miała idealnie zaznaczone wszystkie wyrzeźbione linie.

– Cześć, młody! – zawołał, mijając mnie.

Skręcił w polną drogę, a ja stałem bez ruchu i tylko obserwowałem, jak odjeżdża. Nie byłem zdolny odpowiedzieć mu na przywitanie. Poczułem, że robię się czerwony jak burak. Gorąco zrobiło się także w innej części mojego ciała. Poczułem, że moje bokserki zwiększyły objętość. Nie czekając zbyt długo, odłożyłem bidon na miejsce i rozglądając się, czy nikogo nie ma w pobliżu, wszedłem w sam środek pola kukurydzy. Wiedziałem, że nie powstrzymam swojego popędu.

Rozpiąłem rozporek, a spodnie opadły na dół. Z czarnych bokserek wyciągnąłem już twardego i naprężonego penisa. Przed oczami miałem widok Karola w ogrodniczkach, jego umięśnionej klaty i zarostu, który tak mnie kręcił. W myślach widziałem, jak się całujemy i dotykamy naszych ciał. Krew dotarła do mózgu, a ja poczułem ogromną ulgę. Jakby ktoś dał mi znieczulenie, całe napięcie opuściło moje ciało. Poczułem się cudownie.

Rozdział II

• • •

W pośpiechu wróciłem do domu. Droga powrotna zajęła mi trzy razy mniej czasu niż w poprzednią stronę. Pędziłem, jakby goniło mnie stado wściekłych psów. Co u nas na wsi jest możliwe. Przez całą drogę w mojej głowie widniał obraz umięśnionego sąsiada. Karol pojawiał się w ogrodniczkach i bez. W czapce i bez niej. Na traktorze i przy nim. Nie mogłem zapanować nad tymi wizjami. Nie pomagał nawet smród, gdy przejeżdżałem obok gnojownika w pobliżu stawu.

Karol wyróżniał się na tle innych sąsiadów inteligencją, był wykształcony, kulturalny i znał się na modzie. Wyglądał dobrze zarówno w eleganckim garniturze, jak i w zwykłym dresie. Pracując, nie zapominał o higienie, w przeciwieństwie do innych mieszkańców naszej wsi dbał o paznokcie, dłonie i cały wygląd zewnętrzny. Odnajdował się idealnie w każdej sytuacji. Potrafił rozmawiać o maszynach rolniczych, po czym płynnie przejść do historii czy kultury. Wiedział, jak kokietować kobiety, prawić komplementy. Nie da się go nie lubić. Podziwiam go, od kiedy tylko pierwszy raz pojawił się w Pruszowicach.

Zbliżając się już do domu, myślałem, czy to możliwe, że zakochałem się w Karolu? Czy ja właśnie zakochałem się w facecie? Jestem gejem? Rzuciwszy rower pod drzwiami garażu, wpadłem do domu jak struś pędziwiatr. Na szczęście nikt nie widział mojego spektakularnego potknięcia na schodach. Często zdarza mi się na nich upaść. To jakieś fatum albo klątwa, którą ktoś na mnie rzucił. Natychmiast zamknąłem drzwi od swojego pokoju. Wyjrzałem przez okno. Ania nadal bawiła się lalkami. Dolewała im wyimaginowanej herbaty do pustych maleńkich filiżanek.

Usiadłem na łóżku, a właściwie rzuciłem się na nie z impetem. „Czy to możliwe, że podobają mi się faceci?” – pytałem siebie, ale nie umiałem znaleźć odpowiedzi. Rodzice się kochają, są przykładnym małżeństwem. Dziadkowie całe życie się kochali i nie ukrywali swoich uczuć. Nie rozumiałem, skąd pojawiło się u mnie to zauroczenie Karolem Michałowskim.

W zeszłym roku w urodziny taty odwiedził nas Karol z żoną Eweliną. Cały wieczór mu się przyglądałem. Jak porusza rękoma czy zakłada nogę na nogę. Spoglądałem, jak wypija kieliszek wódki za kieliszkiem. Rejestrowałem, czy wybiera pepsi, czy sok jabłkowy. Istotne było dla mnie też to, czy lubi zimne nóżki, czy nie. Ja za nimi nie przepadam, i on również ich nie jadł. Każde jego słowo było dla mnie na wagę złota. Przysłuchiwałem się, jak opowiada o swoim podejściu do Kościoła i religii. Moja rodzina jest bardzo wierząca. Chodzimy razem do kościoła, w całym domu wiszą krzyże i portrety Jana Pawła II. Gdy żył dziadek, rytuałem przed każdym posiłkiem była modlitwa, później zastąpiona przez zwykły znak krzyża. Karol odchodził od Kościoła, od pewnych przyjętych zasad, nie tolerował bogactwa, w jakim pławią się księża, oraz skrywanych tajemnic. Słuchałem z uwagą, jak poucza moją mamę, że orchidee trzeba nawozić co trzy, cztery tygodnie, a nie co trzy miesiące. Ważne było dla mnie jego podejście do życia i to, jak się zachowuje. W łóżku często zastanawiałem się, jak w danej sytuacji zachowałby się Karol. Wtedy myślałem o nim jak o osobie, która mnie inspiruje, jest przykładem idealnego mężczyzny. Chciałem być taki jak on.

Leżąc na łóżku, patrząc w biały sufit, zdałem sobie sprawę, że nie chciałem być taki jak on. Chciałem być z nim. Zakochałem się i nie było innego wyjaśnienia mojego zachowania. Tak na prawdę wszystkie zdarzenia z mojego szesnastoletniego życia teraz układały się w całość. Odrzucane wcześniej podejrzenia, że mogę być homoseksualistą, dotarły do mnie jak trafienie pioruna. Przecież nie od dziś podobają mi się faceci.

Moja chrzestna Mirka, siostra mojej mamy, obchodzi urodziny pierwszego czerwca. W ubiegłym roku nie pojechałem do niej z tej okazji. Udawałem przed rodzicami, że źle się czuję i boli mnie brzuch. Prawda była jednak inna. Nie chciałem spotkać moich kuzynów. Adam i Artur są bliźniakami jednojajowymi. Ja znam ich różnice w wyglądzie. Adam ma krzywą dwójkę, a Artur trzy pieprzyki przy uchu. Poza tym Adam ma krzywy nos. Ale gołym okiem tego nie widać. Nie przepadam za nimi z uwagi na traumatyczne wspomnienia z dzieciństwa. Adam i Artur, fani piłki nożnej, zawsze chcieli grać na podwórku. Ja miałem być bramkarzem. Ten straszny widok, kiedy ktoś z całej siły kopie w twardą piłkę, ona leci prosto w moją stronę, a moim zadaniem jest ją złapać. To idiotyczne.

Adam i Artur mają jeszcze jedną drażniącą cechę. Kochają kolorowe ubrania. Ubierają się niemal identycznie. Jednego dnia wkładają zielone koszulki i zielone buty, innego – czerwone spodnie i czerwone czapki. Drażni mnie ich uporczywa autopromocja. Przekrzykują każdego i wychwalają się, co ostatnio wydarzyło się w ich życiu. Dla mnie są zawsze mili i chyba mnie lubią. Niestety bez wzajemności.

Gdy udało mi się nabrać rodziców na numer z bolącym brzuchem i rozpoczynającą się jelitówką, zostałem w domu sam. Poczułem błogi stan, kiedy zamknąłem drzwi na klucz i nalałem do szklanki bulgocącą, pełną niezdrowego gazu colę. Paczkę paprykowych chipsów pochłonąłem jak wygłodniały chomik. Oczywiście cały wieczór byłem w kontakcie z Kaśką. Ona jedna znała prawdę na temat mojej fikcyjnej choroby.

Siedziałem przy biurku, oglądając na laptopie nowe teledyski. Obok leżał telefon, który co chwila świecił, dając znak nowej wiadomości od Kaśki. Przeglądając nowinki ze świata muzyki, natknąłem się na artykuł o Adamie Levine z zespołu Maroon 5. Media pisały o jego nowym romansie, nieco mniej o nowym singlu. Ale w artykule było zdjęcie, które mnie zainteresowało.

Adam świecił nagością. Goła klata, delikatnie owłosiona, szczupła, ale zarysowana, z dużą liczbą tatuaży, przyciągnęła mnie na dobrych kilka minut. Jego przyrodzenie zakrywały damskie dłonie. Ale na moją wyobraźnię działało to niezwykle mocno. Widziałem go bez tych rąk. Ściągnąłem koszulkę. Spojrzałem w lustro, ale ja byłem po prostu szczupły. Nie miałem włosów na klacie i nie miałem tatuaży, ani jednego. Marzyłem o ciele, jakie miał Adam.

Siedziałem przy biurku bez koszulki, w szarych spodenkach od dresu i białych stopkach. Coś dziwnego działo się w mojej głowie. Pomimo że szukałem w internecie informacji o nowych przepisach na ciasto, o które prosiła mnie babcia, nie mogłem wyrzucić z głowy tego obrazka. Ciało Adama krążyło wokół wszystkiego, co robiłem. Wróciłem do tego zdjęcia jeszcze raz. Zapisałem je w folderze „Moje dokumenty”. Po czym wpisałem w wyszukiwarkę „Adam Levine naked”. Pojawiło się więcej zdjęć z sesji, ale i fotomontaże. Mnie jednak najbardziej ciekawiło zapisane zdjęcie. Włączyłem je, czując, że jestem bardzo podniecony. Przyciągnąłem bliżej chusteczki, które stały w kącie biurka, i wyjąłem ze spodenek penisa. Wystarczyło kilka ruchów ręką i spuściłem się na siebie, fotel i jeszcze trochę na podłogę. Nie sądziłem, że sperma może eksplodować niczym wulkan.

Wtedy pierwszy raz się masturbowałem. Wiedziałem, czym jest zaspokajanie siebie, ale jakoś nigdy wcześniej nie miałem takiego bodźca. Z każdym kolejnym dniem robiłem to częściej, dłużej, szybciej. Pomagał mi nie tylko Adam Levine. Robbie Williams czy Ryan Reynolds stali się moimi partnerami na kilka minut. Dopiero po jakimś czasie szukałem mocniejszych wrażeń niż zdjęcia klat znanych osób. Zdarzyło mi się masturbować się przy filmach z udziałem aktorów porno. Miałem jednak poczucie, że to tylko ze względu na ich ciała podziwiam ich i wyładowuję się w ten sposób.

Kiedy poczułem, że w rzeczywistości też myślę o mężczyznach, gdy się podniecam – a właściwie o jednym mężczyźnie – doszedłem do wniosku, że nie ucieknę od przeznaczenia. Nie zmienię tego, kim jestem.

– Wnusiu, obiad. Zejdziesz? – spytała babcia, stojąc za zamkniętymi drzwiami mojego pokoju.

– Za chwilę zejdę – odpowiedziałem jak gdyby nigdy nic.

Musiałem na czas obiadu przestać myśleć o tym, co mnie spotkało na polu kukurydzy. Zupa pomidorowa z ryżem i kotlety mielone z surówką z pora na drugie danie nasyciły mnie i poczułem, że muszę odpocząć. Zebrałem się, odstawiłem naczynia do kuchni i najedzony ruszyłem w stronę schodów.

– A ty idziesz do pokoju? – spytała mama.

– Tak. Chyba się położę.

– Taka pogoda, a ty idziesz leżeć?

– Najadłem się.

Mama kiwała głową, jakbym zrobił coś okropnego, wymagającego skarcenia mnie. Nie zważając na jej zachętę do pozostania na dworze, wróciłem do pokoju. Zamknąłem drzwi i usiadłem na parapecie. W telefonie miałem wiadomość od Kaśki. Na weselu jest beznadziejnie, jedzenie marne, a didżej ciągle gra śląskie utwory biesiadne. Była też wiadomość od Maćka. Zapraszał mnie na wieczór, zaplanował dla nas grę w Hitmana. Ostatnie, co było mi dzisiaj potrzebne, to gra w zabijanie. Najchętniej sam siebie bym zastrzelił. Odpisałem mu, że dziś nie dam rady. Wymyśliłem historię z rodzinną grą w scrabble. To fakt, czasem grywamy w to wszyscy, ale dzisiaj myślałem jedynie o mojej orientacji seksualnej. Nie mogłem oswoić się z myślą, że nie da się oszukać życia.

W internecie jest mnóstwo artykułów i wywiadów dotyczących odkrywania swojej seksualności. Każdy z nich jest inny. Jedni mówią o pełnej akceptacji ze strony rodziny, inni o brutalnym odrzuceniu. Przeanalizowałem swoją sytuację. Rodzice nie są zbyt tolerancyjni. Mama, pomimo że jest pedagogiem i pracuje w szkole, uznaje, że osoby homoseksualne muszą się leczyć psychiatrycznie. Tata jest bardziej radykalny. Gdy widzi w telewizji Michała Piróga, jak go nazywa „pedzia”, to zdarza mu się wołać: „do gazu z nim!”.

Tata pracuje na budowie, jest kierownikiem i zarządza grupą ludzi. Nadzoruje dostawy i cały proces powstawania jednego z wrocławskich osiedli. Gdy przejeżdżamy obok tych, które już stoją, kiwa im i je pozdrawia. Traktuje je jak swoje dzieci. Jakkolwiek by na to patrzeć, też je budował. Poglądy polityczne tata ma nowoczesne tylko na pokaz, wiem, że w duchu jest bardzo konserwatywny. Wybór Trumpa na prezydenta USA skomentował słowami: „Wreszcie ktoś zrobi porządek”. Bałem się jego słów krytyki, często bywały bardzo agresywne i niepokojące. Tata jest brunetem z brodą i mocnym, owłosionym ciałem. Mama żartuje czasem, że jest wymierającym gatunkiem goryla. Tata jest wysoki i szczupły, chociaż upływ czasu odznacza się na jego brzuchu. Z każdym kolejnym piwem i tłustym daniem upodabnia się do tego goryla. Interesuje się sportem; najbardziej tymi dyscyplinami, w których to Polacy zdobywają medale; i motorami. Ciągle mówi, że kiedyś kupi sobie harleya-davidsona. Modą się nie interesuje. Wkłada to, co ma pod ręką. Mama wybiera mu koszulki, buty i spodnie. On tylko przytakuje.

Moja mama pracuje w podstawówce. Uczy biologii, od niedawna także chemii. Niełatwo było być uczniem własnej matki. Na szczęście ona potrafiła znaleźć granicę między pracą a wychowaniem. To przez jej bardzo ciężki, wymagający i uparty charakter, który po niej odziedziczyłem. Mama jest niewiele niższa od taty, za to bardzo szczupła. I to też mam po niej, i jeszcze blond włosy. Ona jeszcze do niedawna miała włosy do ramion, grzywkę i ciemne pasemka. Teraz, po wizycie w renomowanym salonie we Wrocławiu, stała się krótkowłosą blondynką. Jest oczytana, książka to zawsze idealny prezent dla niej. Najbardziej lubi kryminały, ale także powieści psychologiczne z nietypowym zakończeniem. Bałagan jest dla niej niedopuszczalny. Pedantyczna i konkretna w swoich wymaganiach, zawsze stawia sprawy prosto z mostu. Lubię to. W przeciwieństwie do taty, mama zawsze stara się postępować zgodnie ze swoim sumieniem. Jest zdecydowanie mniej konserwatywna, potrafi iść z duchem czasu i akceptować odmienność. Ale to od niej usłyszałem kiedyś, oglądając wywiad z Agnieszką Holland w telewizji, że współczuje jej córki lesbijki. Mama wtedy w rozmowie z tatą mówiła wtedy o leczeniu się z tego „zaburzenia”.

Jedno było pewne: rodzice nie mogą się teraz dowiedzieć o mojej orientacji. Nie wiem, jak zareagują. Zamkną mnie w domu, wyślą do katolickiej szkoły czy otworzą szampana. To ostatnie oczywiście nie wchodziło nawet w grę. Czułem wstyd. Przecież w naszej wiosce nikt nie jest homoseksualny. Tylko ja. Gdy tylko ta wiadomość się rozniesie, będę miał przegrzebane. Nie chciałem zostać sam ze swoim odkryciem. Jedyną osobą, która mogła mnie zrozumieć i otoczyć wsparciem, była Kaśka. Zdecydowałem, że powiem jej, jak tylko wróci z Kłodzka.

Rozdział III

• • •

Kasia wróciła z wesela kuzyna w niedzielę późnym popołudniem. Ja spędziłem kolejny dzień w swoim pokoju, pomimo że na dworze panował afrykański upał. Z głośników laptopa wybrzmiewały piosenki z płyty Closer Josha Grobana. Przeglądałem zadania domowe na kolejny dzień szkoły. Niestety szło mi to bardzo opornie. Ani historia, ani geografia, a już tym bardziej matematyka – żaden przedmiot nie mógł wygrać ze strachem i myślami nad przyszłością, które buszowały w mojej głowie.

Impas przerwały wibracje telefonu. To była Kaśka. „Wróciłam!” – informowała wiadomość. „Nareszcie” – odpisałem natychmiast. „Kiedy możemy się zobaczyć?” – dodałem w kolejnej wiadomości. Wymiana SMS-ów była w tej chwili dla mnie najważniejsza. Kaśka szybko oznajmiła, że się odświeży i przyjdzie do mnie. Ucieszyłem się, a jednocześnie zmartwiłem. Coraz bardziej zbliżał się moment, którego tak się obawiałem. Nie chciałem ukrywać przed przyjaciółką tego, że jestem homoseksualny.

Nigdy nie mieliśmy przed sobą tajemnic. Kasia mnie pierwszemu powiedziała o swojej pierwszej miesiączce. To z nią pierwszy raz piłem alkohol i to ona jedyna wiedziała, że miałem na DVD całą kolekcję bajek z kucykami Pony. Ale teraz chodziło o coś poważniejszego. Nie miałem pewności, jak zareaguje na moje wyznanie.

Włożyłem żółtą koszulkę z dwiema palmami i dżinsowe szorty. Wygrzebałem jeszcze resztkę gumy do włosów i przeczesałem fryzurę na lewo. Gdy spoglądałem w lustro, widziałem zupełnie innego chłopaka niż do tej pory. Sam nie wiedziałem, co mam o sobie myśleć. Reakcja Kasi będzie dla mnie kluczowa. Jeśli ona mnie nie zaakceptuje, to będzie katastrofa. Nie wiem, czy przeżyłbym utratę takiej przyjaciółki.

Obserwowałem Kasię z daleka, kiedy tanecznym krokiem zmierzała w stronę mojego domu. Chyba od wczoraj został jej ten dansingowy chód. Zbiegłem na dół i włożyłem czarne conversy. W tym czasie Kaśka już witała się z moją babcią, która stała przy bramie. Gdy tylko mój wzrok spotkał się ze spojrzeniem przyjaciółki, na moich ustach natychmiast pojawił się uśmiech.

– Cześć! – zawołała ze szczerym uśmiechem.

– Cześć! – odpowiedziałem, ciesząc się na jej widok.

– Pani Janinko, w tygodniu wpadnę ze zdjęciami z wesela, to wszystko pani opowiem – obiecała mojej babci, po czym przytuliła mnie swoim mocnym uściskiem.

– Idziemy? – spytałem.

– Pewnie. Do widzenia – pożegnała się z babcią.

Kasia miała na sobie zieloną sukienkę w żółte kwiaty, a na nogach japonki. Najbardziej jednak uwagę przyciągały jej czerwone usta. W domu ma chyba czterdzieści szminek w tym kolorze. Czasami mam wrażenie, że tymi mocno zaakcentowanymi ustami odwraca uwagę od swojej tuszy. Moja przyjaciółka należy do osób otyłych. Na szczęście nie ma z tym problemu. Przez całą podstawówkę była pośmiewiskiem nie tylko naszej klasy, ale całej szkoły. Pewność siebie pozwoliła jej ignorować wszystkie obraźliwe komentarze.

– Jak ja za tobą tęskniłam, wiesz? – powiedziała.

– Przecież nie widzieliśmy się tylko jeden dzień.

– Ale tam, na weselu, nie miałam z kim rozmawiać, z kim tańczyć. Smutno było bez ciebie.

– Chcesz powiedzieć, że jesteśmy dla siebie stworzeni?

– No tak. Chyba nie myślisz inaczej?

– Oczywiście, że nie. – Zaśmiałem się.

Jak zwykle wybraliśmy drogę do stawu, a potem kierowaliśmy się na opuszczony dwór. Kasia jeszcze przez chwilę opowiadała o weselu swojego kuzyna. Słuchałem jej z uwagą, ale skoncentrowany byłem oczywiście na tym, co chciałem jej powiedzieć później.

– Pamiętasz, że za tydzień Eurowizja? – spytałem, gdy docieraliśmy do dworku.

– No pewnie. Nie mogę się doczekać – powiedziała entuzjastycznie. – Oglądamy w tym roku u mnie czy u ciebie?

– Myślę, że u mnie. Twój brat nie byłby szczęśliwy, gdybyśmy wydawali okrzyki radości, gdy na scenie pojawi się nasz faworyt.

– Masz rację, nie mielibyśmy spokoju – zgodziła się Kaśka.

Konkurs Eurowizji oglądamy z zapartym tchem każdego roku. Bez znaczenia, czy kibicujemy naszemu wykonawcy, czy nie. To dla nas wielkie święto, zupełnie jak mistrzostwa w piłce nożnej. Raz oglądamy u mnie, a drugiego roku u Kaśki.

Kasia podskoczyła na murek, na którym zawsze siadamy, po czym z niego zeskoczyła. Usłyszeliśmy odgłos, który mógł świadczyć o tym, że jej sukienka się rozerwała. Kasia zaczęła nerwowo oglądać się za siebie, sprawdzając, czy wszystko w porządku z jej ubraniem.

– Boże! Rozdarłam ją? Widzisz coś?! – krzyczała.

– To nie ty! To ja! – odparłem, trzymając w ręku oderwany kawałek koszulki.

– Co zrobiłeś? – zapytała zdziwiona Kaśka.

– Zahaczyłem o gwóźdź – wyjaśniłem.

– A skąd tu gwóźdź? Przecież zawsze tu siadamy. Wcześniej go nie było.

– Był, tylko nigdy nie zwróciliśmy na niego uwagi.

– Poważnie? Ha, ha, no to teraz zwrócił naszą całkowitą uwagę! – Kaśka śmiała się wniebogłosy.

W naszej relacji rzadko następują momenty ciszy. Ale teraz było inaczej, każdy kolejny temat podjęty przez Kasię szybko ucinałem. Chyba robiłem tak dlatego, że chciałem szybko przejść do rzeczy i powiedzieć jej o tej najważniejszej dla mnie kwestii.

– Kasiu… – zacząłem.

– Co?

– Muszę ci o czymś powiedzieć – powiedziałem, przełykając głośno ślinę.

Gardło miałem zaciśnięte, jakby ktoś próbował mnie dusić. Język odmówił mi posłuszeństwa, usta drgały jak galareta. Moje ciało reagowało tak, jak jeszcze nigdy, gdy rozmawiałem z Kaśką. Na przemian spodziewałem się najgorszego, czyli całkowitego zerwania kontaktu, ale i najlepszego – pełnego zrozumienia i akceptacji. Aby jednak poznać reakcję Kaśki, musiałem wydobyć z siebie tę najważniejszą informację.

– No co jest? – spytała po chwili ciszy.

– Nie wiem, jak ci to powiedzieć.

– Może po prostu?!

Kasia zaczynała się denerwować moimi podchodami. Spuściłem głowę, bawiłem się oderwanym kawałkiem mojej koszulki. Kasia machała w powietrzu nogami i ponaglała mnie:

– Powiesz w końcu, co się stało?

– No więc… Słuchaj…

I znowu przerwa. Nie miałem pomysłu, jak o tym powiedzieć. Mogłem to zrobić na dwa sposoby. Szybko i konkretnie poinformować ją, że jestem gejem i ona to akceptuje albo nie. Lub w drugiej wersji, ze wstępem pełnym szczegółowych informacji o moim życiu. Nie miałem czasu, aby to przemyśleć. Nie było chyba tyle czasu, który pozwoliłby mi idealnie rozegrać tę rozmowę.

– Boże. Bartek, co jest!? – dopytywała się zdenerwowana Kaśka.

– Wiesz o tym, że nie jestem taki jak większość chłopaków.

– Wiem. Dlatego mamy taką super relację.

– Ale wiesz, że ja nie jestem tym, kim myślisz, że jestem? – dodałem.

– Co? – spytała zdenerwowana. – O co konkretnie ci chodzi?

– Mam swoje tajemnice i wstydzę się o nich mówić.

– Co takiego ukrywasz? Zabiłeś kogoś i ukrywasz zwłoki czy jesteś w sekcie? – Zaśmiała się delikatnie.

– Chodzi o to, że ja… – już prawie miałem przejść do sedna.

– Że? – przerwała mi znowu.

Złapałem w płuca dużą ilość powietrza.

– Jestem gejem – powiedziałem, wyduszając z siebie zgromadzone przed momentem powietrze.

Znów cisza. Tym razem to ja oczekiwałem na reakcję. W prawo lub w lewo. A ona spojrzała przed siebie w dal. Tylko czekałem, aż wstanie i po prostu odejdzie, i nigdy więcej jej nie zobaczę. Minęło może pięć, może dziesięć sekund. Kasia spojrzała na mnie, a na jej twarzy rozbłysnął uśmiech.

– Przecież wiedziałam – powiedziała spokojnie.

– Jak…? – zdziwiłem się.

– Wiedziałam. Nie wiem, może czułam, podejrzewałam.

Zaskoczyła mnie tym, że spodziewała się mojej odmiennej orientacji. Nie miałem pojęcia, na jakiej podstawie wysnuła takie podejrzenia.

– Może to dlatego, że ty nigdy mnie nie oceniałeś. Zwracałeś uwagę na moje atuty, nowy kolor włosów, dobierałeś mi kolorystycznie ubrania.

– Tylko dlatego?

– Przy tobie czuję się swobodnie. Nigdy nie było między nami napięcia seksualnego. Czysta przyjaźń – stwierdziła.

– Ale ja do końca nie wiedziałem. Podejrzewałem oczywiście, że podobają mi się faceci, a to oznacza właśnie to.

– Miałam cię kiedyś o to zapytać, ale stwierdziłam, że sam powinieneś mi o tym powiedzieć. I voilà.

– Bałem się, jak zareagujesz.

– No co ty?! – zdenerwowała się.

– Skąd miałem wiedzieć, czy mnie nie znienawidzisz?

– Ja miałabym cię znienawidzić? Masz mnie za kretynkę czy tylko na tyle mnie cenisz?

– Nie o to chodzi, ale ludzie mają różne podejście do takich osób jak ja.

– Nie ja. Jestem tolerancyjna. Zresztą, jeśli ktoś kto waży jakieś czterdzieści kilogramów za dużo, nie może nie być tolerancyjny. No proszę cię. – Kaśka się roześmiała.

Dzięki temu atmosfera się zmieniła, a całe napięcie, jakie miałem w sobie, odpuściło. Wreszcie poczułem, że ktoś za mną stoi i mnie wspiera. Odetchnąłem z ulgą. Kasia właściwie mnie nie zaskoczyła. Przypieczętowała naszą przyjaźń. Żadna informacja nie będzie w stanie zniszczyć tej więzi.

– Zaraz, zaraz – powiedziała, mrużąc oczy.

– Tak? Możesz pytać, jeśli chcesz coś wiedzieć.

– Czy ty masz chłopaka?

Zaczerwieniłem się.

– Nie.

– Więc skąd to nagłe wyznanie? Czemu akurat teraz?

– Przemyślałem pewne sprawy. Nie chciałem się dłużej oszukiwać. I nie chciałem być sam z tą informacją. Czytałem, że w czasie, kiedy odkrywa się swoją seksualność, warto mieć kogoś bliskiego. Ja mam tylko ciebie.

– Twoi rodzice nie wiedzą? – spytała.

– Nie. I chyba lepiej, żeby na razie nie wiedzieli.

– Masz rację. Rodzice różnie reagują na wieść o innej orientacji.

Kasia miała sporo racji. W przypadku rodziców mogłem się domyślać tylko najgorszych reakcji.

– Dla rodziców informacja o tym, że ich dziecko jest homoseksualne, to jak huragan uderzający w domek z kart – dodała Kasia.

– Przeczuwam to.

– Czasem mam wrażenie, że dla nich życie ma się toczyć według zasad określonych przez… – Zamilkła na moment. – No właśnie. Nie wiadomo przez kogo…

Słuchałem jej z wielką uwagą.

– Najpierw masz się uczyć. Zdobyć wykształcenie, najlepiej wyższe. Potem znajdujesz partnerkę, w moim przypadku partnera. Układasz swoje życie zawodowe. Budujecie dom, płodzicie dzieci, najlepiej jeśli to dziewczynka i chłopiec. A potem zajmujesz się tylko nimi.

– I koło się zamyka.

– Właśnie!

Kasia miała rację. Moi rodzice też zaplanowali już moje życie. Wiele razy słyszałem, jakie studia powinienem skończyć w przyszłości. Swojego czasu próbowali także zeswatać mnie z Lilianką, córką sąsiadów. Na szczęście nasze kontakty całkowicie się rozpadły, kiedy włożyłem do rozgrzanej frytownicy wszystkie jej lalki. Dla niej było to traumatyczne przeżycie, a dla mnie wolność od jej osoby.

– Też uważasz, że nie powinienem mówić rodzicom? – spytałem.

– Dokładnie. Myślę, że dla nich przyjdzie czas, kiedy będziesz samodzielny.

– A Maciek? – dopytałem jeszcze o naszego przyjaciela.

– Hmmm. To bardzo ciekawy przypadek. Maćko to z jednej strony nasz ziomek, ale z drugiej trzyma ze sportowym towarzystwem. Nigdy nie pytałam go o sprawy tolerancyjności.

Sytuacja z Maćkiem była skomplikowana. Owszem, był moim najbliższym przyjacielem, ale nie czułem się z nim tak związany jak z Katarzyną. Nasze relacje są poprawne, nie umiem mu powiedzieć o swoich problemach ani dziwnych wydarzeniach z życia, a tym bardziej powierzyć takiego sekretu.

– Wiesz co? Na razie wystarczy mi, że mam ciebie – powiedziałem.

Kasia przysunęła się bliżej mnie. Oboje właśnie w tym momencie potrzebowaliśmy uścisku. Przytuliliśmy się i po raz kolejny dzisiejszego dnia nastała cisza. Ale była to pozytywna cisza.

– Nawet nie wiesz, jak mi ulżyło – wyznałem po chwili.

– Chyba wiem. Byłeś zesrany jak małe dziecko – śmiała się Kaśka.

– Serio? Było widać, że się boję? – spytałem.

– No ba. Wiedziałam, że coś się stało, nie wiedziałam tylko co.

– Dzięki. Wiedziałem, że mam super przyjaciółkę.

Chwilę później wróciliśmy do naszych domów. Jutro miał być nowy tydzień, szkoła, a ja przecież kompletnie zaniedbałem w ten weekend lekcje. Na szczęście Kasia poprawiła mi trochę humor. Uświadomiła mi, że nie mam się czego się wstydzić. Bycie gejem nie jest niczym złym i nie muszę przy niej udawać kogoś, kim nie jestem. Szkoda, że tego samego nie mogłem powiedzieć o rodzicach i reszcie świata.

Rozdział IV

• • •

Kolejny tydzień w szkole był dla mnie niezwykle radosny. Przychylność Kasi dodała mi skrzydeł, a wszystkie problemy jakby ktoś wymazał gumką. Czułem też, że coś się w moim życiu zmieniło i nie ma powrotu do przeszłości. Żartobliwe docinki Kaśki nie uszły uwadze Maćka. Wypytywał, czy coś się wydarzyło przez weekend i czemu jesteśmy tacy roześmiani. Ale nie pozna w tej chwili prawdy. Postanowiłem, że nie wtajemniczę go w moją sytuację.

Wtorkowy i czwartkowy wieczór spędziliśmy na oglądaniu konkursu Eurowizji. Coroczny festiwal piosenki zawsze wzbudza w nas wielkie emocje. Tak było i tym razem. Reprezentantce Polski nie udało się przejść do sobotniego finału. Byliśmy tym przybici. Podczas półfinałów usłyszeliśmy jednak mnóstwo piosenek, które natychmiast wbiły się w nasze umysły.

W sobotę Kasia przyszła do mnie już przed dziewiętnastą. Miała na sobie czerwoną sukienkę z czarnym napisem „Love me just the way I am”. Ja siedziałem przed telewizorem w białej koszulce z logo MTV i filiżanką zielonej herbaty.

– Cześć – powiedziała moja przyjaciółka, zamykając drzwi wejściowe.

– Hej, chodź, jestem w salonie.

– A gdzie wszyscy?

– Rodzice pojechali z Anią do kina, a babcia po kościele miała iść do Goszczanowskiej.

– Czyli mamy wolną chatę? – spytała Kaśka, wyjmując z reklamówki colę i chipsy.

Moja mama bardzo restrykcyjnie podchodzi do słodyczy i słodzonych napojów. Chipsy stawia na równi z narkotykami. Dlatego dobrze, jeśli nie zobaczy, że mamy dwie paczki dużych chipsów paprykowych i aż cztery litry coli.

Kasia znalazła w kuchni miskę, do której przesypała chipsy. Ja rozlałem do szklanek napój i zaniosłem wszystko do salonu. W telewizji leciał jakiś serial paradokumentalny. Aktorzy byli niezwykle drętwi, pomimo że sprawa dotyczyła porwania nastolatki.

– Włącz coś normalnego – powiedziała moja przyjaciółka, zażenowana rozwojem akcji.

– Nic nie ma, sprawdzałem.

Chipsy zaczęły znikać w tempie pendolina. Kasia zrobiła nam selfie i wrzuciła na swój Instagram, opisując dziesięcioma hashtagami sytuację ze zdjęcia.

– Maciek jest podejrzliwy – powiedziałem.

– Zauważyłam. Ale nie domyśla się, co ty – uspokoiła mnie, przegryzając chipsa.

– Wiem, tylko trochę mi szkoda, że nie mogę mu powiedzieć.

– Chyba nie chcesz problemów w szkole?

– Pewnie, że nie, ale czuję, że nie jesteśmy takimi przyjaciółmi, jak myślałem.

– Słuchaj… – zaczęła poważnie Kasia. – Podpytałam go wczoraj, jakie ma myślenie na ten temat.

– I co!? – Nastawiłem uszy.

– Ogólnie nie przeszkadza mu to, ale dopóki nie jest częścią tego „wynaturzenia”. Tak to nazwał.

Jestem dla Maćka wynaturzeniem? To mnie zasmuciło. Czułem, że robię się czerwony jak burak, i Kasia to zauważyła.

– Nie przejmuj się. Na pewno gdyby oswoił się z tym, że jego kumpel ze szkolnej ławki jest gejem, zmieniłby myślenie.

– Ej, ciiiii… – Wystraszyłem się słowa „gej”.

– Przecież nikogo tu nie ma. Podsłuchów chyba też nie założyli?

– No nie – powiedziałem spokojnie.

Zmieniliśmy temat na przyjemniejszy. A właściwie zaczęliśmy obgadywać ludzi z naszej szkoły. Obgryzione paznokcie Marka, doczepione włosy Justyny i sześciopak Huberta z młodszego rocznika. Kasia martwiła się, że nie da rady dostać czwórki z matematyki. Nie powinna przejmować się tak bardzo ocenami. Uczy się bardzo dobrze. Najlepiej idzie jej plastyka. To w tej dziedzinie chciałaby się w przyszłości kształcić. Marzy o własnej galerii sztuki. Jest uparta i konsekwentna, więc myślę, że w przyszłości dopnie swojego celu.

– Jeszcze dziesięć minut. – Spojrzałem na zegarek.

Miska po chipsach była już opróżniona. Na jej dnie leżały małe pokruszone kawałeczki, których nikt nie chciał ruszyć.

– Skoczę do toalety – powiedziała Kasia.

Reklamy w telewizji skłoniły mnie, bym zajrzał w telefon. Pod naszym zdjęciem było już pięćdziesiąt siedem lajków. Głównie od znajomych ze szkoły. Na profilu Kaśki było trzysta pięćdziesiąt pięć zdjęć. Miała już prawie dwa tysiące obserwujących. Nie dorastałem jej do pięt. Czterdzieści dziewięć zdjęć i zaledwie dwieście trzydzieści osiem osób obserwowało mój Instagram. Czasem myślałem, że powinienem się zająć swoimi social mediami. W końcu żyjemy w czasach, kiedy to jeden z najważniejszych elementów w życiu. Ja jednak swój wolny czas poświęcałem na czytanie. To było dla mnie ważniejsze, wolałem rozwijać swój umysł niż wzrok.

W telewizji usłyszałem sygnał konkursu Eurowizji.

– Jezu, już jest? – usłyszałem głos z łazienki.

– Jest. A ty siedzisz w łazience od dziesięciu minut – skomentowałem.

– To te chipsy. Więcej nie jem – powiedziała Kaśka, siadając na kanapie.

– Tak. Właśnie idę dołożyć.

– Nie będę tego jadła! – niemal krzyknęła. – Dolej mi coli – dodała.

Siedzieliśmy na kanapie, a telewizor szedł na dość wysokich obrotach. Nawet nie usłyszeliśmy, kiedy w kuchni pojawiła się babcia.

– O! Cześć! – krzyknąłem, żeby zagłuszyć muzykę dochodzącą z telewizora.

– Głośniej się nie da? – spytała z ironią babcia.

– Już przyciszamy – uspokoiła ją Kaśka.

– A grajcie sobie, idę do siebie – powiedziała i wlała wodę do czajnika.

Pojawienie się babci zmusiło nas do przyciszenia telewizora. Kolejni uczestnicy wykonywali swoje piosenki, a nas zachwycały choreografie, stroje i utwory. Tymczasem napisałem SMS-a do siostry. Chciałem wiedzieć, kiedy wrócą. Ania odpisała, że za parę minut będą w domu.

– Kaśka! – krzyknąłem. – Oni zaraz tu będą.

Kasia wpakowała do ust jeszcze garść chipsów i popiła colą.

– Zbieraj to! – krzyknęła.

W popłochu posprzątałem ze stołu. Zostawiłem tylko szklanki i napój. Babcia wyjrzała ze swojego pokoju, by zalać sobie herbatę. My zrobiliśmy to samo.

– O, teraz śpiewa ten przystojniak! – Moja przyjaciółka była wyraźnie podniecona.

– Skąd on jest?

– Z Cypru.

– Faktycznie ciacho – skomentowałem cicho.

Po chwili do domu wbiegła Ania, a za nią rodzice. W telewizorze słychać było popisy wokalne kolejnej uczestniczki, która śpiewała piękną balladę o rozstaniu.

– Dobry wieczór – powiedziała Kasia, spoglądając na moich rodziców.

– Dobry wieczór – odpowiedzieli niemal równocześnie.

– I kto wygrał? – spytała mama.

– Jeszcze trwa – wyjaśniła jej Kasia.

– Na czym byliście w kinie? – spytałem.

– Nie wiem, jakaś bajka o gadającym żółwiu – powiedział tata, zaglądając do lodówki.

Potem usiadł na kanapie obok nas. Mama tymczasem zabrała się do szykowania kolacji.

Właśnie na scenie pojawił się mój faworyt, Hiszpan, który śpiewał dość płytką piosenkę z banalnie prostym refrenem: „La, la, la. Yeah! Yeah!”. Ale tańczył i świecił gołą klatą. Wiatr powiewał w jego kruczoczarne włosy, a on bardzo zalotnie spoglądał w kamerę. Zapatrzyłem się na niego i nie przeszkadzały mi nawet komentarze taty na temat niskiej jakości konkursu.

Mama przyniosła kanapki. Czasami zgadzała się na posiłek przed telewizorem, chociaż uważała, że powinno się jeść przy stole. Ania usiadła na podłodze i zajadała się kolacją. Kiedy część konkursowa zbliżała się do końca, a mama zdążyła posprzątać w kuchni, rodzice pozwolili nam zostać samym w salonie pod warunkiem, że będziemy cicho. Oni poszli na górę do sypialni, Ania do kąpieli i spać.

– I komu kibicujesz? – spytała Kasia, trzymając w ręku kubek z herbatą.

– Hiszpania!!! – krzyknąłem z entuzjazmem.

– Cypr!!! – oświadczyła swoim donośnym głosem.

Śmialiśmy się, czekając na wyniki, które miały być znane około północy. Kasia co jakiś czas zaglądała do telefonu. Zauważałem to już wcześniej, ale nie chciałem wnikać w to, z kim pisze. Teraz jednak ciekawość wygrała.

– Z kim ty tak piszesz?

– Co? – spytała zamyślona.

– Pytałem, z kim piszesz cały wieczór?

– A nie wiem.

– A, okej.

Zaśmialiśmy się w tym samym momencie.

– Piszę z jakimś chłopakiem na Tinderze.

– Na czym?

– Na Tinderze. To apka randkowa.

– Pokaż.

Kasia wytłumaczyła mi, jak działa ta aplikacja. Dodała, że jest dostępna dla wszystkich, nie tylko dla osób hetero. Podchodzę do takich spraw bardzo sceptycznie. Przeczytałem wiele romansów, w tym także harlequinów, i chciałbym przeżyć romantyczną miłość. Nie tak zwykłą, banalną, z internetu.

– A wy nie macie żadnej aplikacji randkowej? – spytała Kaśka, patrząc w swój telefon.

– Kto wy? – spytałem.

– No wiesz. Geje.

Spojrzałem na nią z góry i wróciłem wzrokiem na telewizor. Po chwili Kasia powiedziała triumfalnie:

– Jest! Oczywiście. Zobacz. – Przysunęła się bliżej i spojrzeliśmy wspólnie w jej telefon.

– I co z tego?! – powiedziałem.

– No jak to, co z tego. Teraz, kiedy już wiesz, kim jesteś, chyba powinieneś sobie kogoś znaleźć.

– Ale przez internet?

– A czemu nie? Co w tym złego?

– To nie dla mnie.

– No tak, bo ty byś chciał, żeby ktoś przyjechał tu na białym koniu albo żeby zatrzymał cię na ulicy i zaprosił na randkę. W jakich czasach ty żyjesz? Obudź się – dodała, pukając się w czoło z otwartej ręki. – Jak się nie zalogujesz, to się nie zakochasz!

Naszą dziwną rozmowę przerwały wyniki konkursu Eurowizji. Po chwili było już wiadomo, że ani Cypr, ani Hiszpania nie triumfowali w tym roku. Zwyciężyli Niemcy. Ich piosenka moim zdaniem nie była najlepsza, ale wokalistka zszokowała wszystkim swoim kostiumem. Podzielona była na pół, z prawej strony strój i makijaż bardzo kobiecy, z drugiej – ogolona głowa i garnitur. Pół kobieta, pół mężczyzna śpiewający o akceptacji, przekraczaniu granic i wyzerowaniu płci. To musiało zdobyć uznanie publiczności. Nie oszukujmy się, w przeważającej mierze fani eurowizji to osoby LGBT.

– Więc pomyśl o zainstalowaniu tej aplikacji, bo inaczej zostaniesz starym kawalerem – powiedziała Kasia, wkładając buty w korytarzu.

– Pomyślę, ale wiesz, że dla mnie to głupota. Poza tym mam jeszcze do zaliczenia fizykę. Jak nie zdam w środę sprawdzaniu, to nie wskoczę na tróję.

– Okej. Rób, jak chcesz, ale moim zdaniem tracisz czas. – Kasia wstała z podłogi i ucałowała mnie w policzek.

– Do jutra? – spytałem.

– Pewnie. Pójdziemy razem do kościoła na osiemnastą?

– Ooo, super. Sklikamy się! – powiedziałem i otworzyłem jej drzwi.

Odprowadziłem ją wzrokiem do furtki. Jej słowa dały mi do myślenia. Czy nie powinienem zakopać swoich starodawnych przekonań i faktycznie zalogować się na jakimś portalu dla homoseksualistów? Może w ten sposób poznam kogoś wyjątkowego. Przecież to nic złego poznać miłość w internecie.

W mojej krwi

Wydanie pierwsze, ISBN 978-83-8147-820-5

 

© Marek Szydlak i Wydawnictwo Novae Res 2020

 

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody wydawnictwa Novae Res.

 

REDAKCJA: Marzena Kwietniewska-Talarczyk

KOREKTA: Katarzyna Pacyga

OKŁADKA: Artur Rostocki

KONWERSJA DO EPUB/MOBI:Inkpad.pl

 

WYDAWNICTWO NOVAE RES

ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia

tel.: 58 698 21 61, e-mail: [email protected], http://novaeres.pl

 

Publikacja dostępna jest w księgarni internetowej zaczytani.pl.