Verath Althuum Sanktuarium Zerwanej Pętli - Darek Bujalski - ebook

Verath Althuum Sanktuarium Zerwanej Pętli ebook

Darek Bujalski

5,0

Opis

Na pierwszy rzut oka to opowieść, która mogłaby należeć do świata klasycznego fantasy — pełna magii, pradawnych ruin i bohaterów kroczących ku nieznanemu.

Arel, wędrowiec bez wspomnień, trafia w miejsce, którego praw i zasad nikt nie potrafi wytłumaczyć. Wyrusza w podróż, która ma przynieść odpowiedzi, lecz każdy krok odkrywa coraz mroczniejsze warstwy rzeczywistości.

 

To historia o poszukiwaniu siebie, o cenie prawdy i o granicach, które istnieją tylko do chwili, gdy ktoś odważy się je przekroczyć. Zakończenie zaskoczy nawet tych, którzy są pewni, że wiedzą, dokąd prowadzi ta droga.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 521

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Verath Althuun

Sanktuarium Zerwanej Pętli

Książkę dedykuję mojej ukochanej żonie Ewie

ISBN: 978-83-976964-0-2

Spis treści

Strona tytułowa

Prolog

Rozdział I

Prolog

Błysk.Kolejny błysk.Usłyszał szczekanie psów. Ludzie z latarniami oddalali się od niego.W świetle księżyca ujrzał dziewczynę — na oko piętnastoletnią, bardzo szczupłą, niemal chudą. Miała na sobie mocno znoszoną suknię o nieokreślonym kolorze, która choć podarta i sprana, była czysta, jakby ktoś mimo wszystko starał się ją utrzymać w porządku. Rude włosy, rozczochrane i splątane, błyszczały w blasku jak żywy ogień.Twarz, usiana piegami, była zbyt surowa, by nazwać ją piękną, ale miała w sobie coś, co przyciągało wzrok — może przez przenikliwe oczy, a może przez sposób, w jaki stała. Niewinna, a jednocześnie gotowa do walki.

Dziewczyna przyłożyła palec do ust i szepnęła:– Ciii...Nie spuszczała z niego wzroku.Drugą ręką dała mu znak, by szedł za nią.Ruszyli cicho przez las, ostrożnie stąpając między korzeniami i mokrymi liśćmi.Wokół panowała niemal grobowa cisza, przerywana tylko odległym ujadaniem psów.Dziewczyna prowadziła go pewnie, jakby znała każdy kamień i każdą ścieżkę.Wkrótce dotarli na niewielką polanę, ukrytą między drzewami.Nagle z zarośli wyskoczyło zwierzę.Ogromne, czarne, przypominające wilka, ale znacznie większe niż jakiekolwiek znane mu stworzenie. Poruszało się z niesamowitą gracją, jakby każdy jego krok był przemyślany i wyważony.W jego obecności nawet noc wydawała się gęstsza.Sierść lśniła w blasku księżyca, gęsta i ciemna. Mięśnie grały pod skórą, tworząc harmonijne, idealne proporcje. Oczy — jarzące się delikatnym, nienaturalnym światłem — patrzyły na niego z uwagą. Nie było w nich ślepej wściekłości, lecz czysta świadomość, czujność, rozum.Zamarł.Odruchowo zasłonił dziewczynę swoim ciałem, ale ta wysunęła się zza niego i uniosła rękę.– Nie bój się – powiedziała spokojnie.Bestia zatrzymała się, powarkując nisko, po czym — jakby posłuszna niewidzialnemu rozkazowi — opuściła łeb i wycofała się w ciemność.Spojrzał na nią z niedowierzaniem.– Kim ty jesteś? – zapytał szeptem.Dziewczyna uśmiechnęła się lekko.– Póki co... jedyną osobą, która cię tu nie chce zabić. 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Rozdział I – Sariel

 

Spojrzał na nią szeroko otwartymi oczami.– Nie rozumiem. Dlaczego ktoś miałby chcieć mnie zabić?

Dziewczyna zawahała się. Jej spojrzenie na moment pociemniało.– Bo nie jesteś stąd. I ktoś bardzo się boi, że sobie przypomnisz, kim naprawdę jesteś.

Dziewczyna spuściła wzrok, jakby zbierała myśli.– Wczoraj i dziś... ludzie od Strażnika. A może nawet od samego Nadzorcy – nie wiem.Chodzili po wsi, rozpytywali. Mówili, że szukają kogoś bardzo groźnego.Kogoś, kto może... zburzyć porządek tego świata.

Zamilkła na chwilę.– Pokazywali rysunek. Nie był dokładny, ale... trochę cię przypominał.Ludzie bali się zadawać pytania. Kazali dzieciom zostać w domach.

Spojrzała na niego ostrożnie, jakby mierzyła jego reakcję.– Jeśli to naprawdę ty, to musisz być kimś... bardzo ważnym. Albo bardzo niebezpiecznym.

Zrobił krok do tyłu i ściszył głos jeszcze bardziej.– Czy... możesz mi jakoś pomóc? – zapytał.

Dziewczyna zawahała się, ściskając dłonie.– Nie... właściwie sama się boję. Batko powiedział, że mam bardzo uważać. Boję się, że gdyby cię zobaczył, kazałby cię wydać.

Spojrzał na nią pytająco.– Kto to jest Batko?

Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, ale jej spojrzenie pozostało poważne.– Batko to mój ojciec. Tak go zawsze nazywałam. To on mnie wychował... sam, po śmierci mamy. Zajmuję się nim, odkąd zachorował. A on... pilnuje, żebym nie włóczyła się po lesie.

Zrobiła krótką pauzę, jakby chciała coś dodać, ale się wahała.– Jest dobry. Tylko... bardzo strachliwy. Zawsze mówi, że trzeba się trzymać z daleka od spraw, które nie są nasze. I boję się, że jeśli by cię zobaczył... nie potrafiłby cię ukryć.Nie dlatego, że chce źle. Tylko... dlatego, że tak bardzo się boi.

Stał przez chwilę bez słowa. Potem odetchnął głęboko i powiedział cicho:– Nie wiem, co tu robię. Nie wiem, dlaczego ktoś chciałby mnie zabić. Nie wiem, dlaczego mnie wszyscy szukają.

Uniósł wzrok na dziewczynę.– Nie wiem nawet, kim jestem.

Dziewczyna spojrzała na niego z uwagą, jakby próbowała go rozgryźć.– Ja też nie wiem, kim jesteś – powiedziała cicho. – Ale... nie wyglądasz na człowieka takiego jak my. Wyglądasz na... wielkiego pana. Kogoś, kto nosił się dumnie. Może byłeś kimś ważnym. Może dalej jesteś.

Zamilkła na chwilę, po czym dodała:– Nie umiem ci w tej chwili pomóc. Ale... zaprowadzę cię do osoby, która być może potrafi ci doradzić.

W tym czasie bestia, która do tej pory czaiła się w cieniu, podeszła ostrożnie.Obwąchała go, zamachała ogonem i usiadła tuż przy nim, jakby chcąc pokazać, że go akceptuje.Nie wiedział, czy bardziej dziwi się temu, że bestia się przy nim uspokoiła, czy temu, jak naturalnie Sariel to przyjęła.

Dziewczyna uśmiechnęła się szerzej.– Widzisz? On naprawdę cię polubił. A jeśli takie stworzenie Ci ufa… to może znaczy, że jesteś dobrym człowiekiem.

Spojrzał na nią z nadzieją w oczach.– Nawet nie wiem, jak ci na imię – powiedział cicho - zabierz mnie do tej osoby, której ufasz. Mam nadzieję, że mi pomoże.

Dziewczyna skinęła głową, ale zanim ruszyła, spojrzała na niego poważnie.– Nazywam się Sariel – wyszeptała. – Ale nie mów nikomu. Tu imiona mają swoją cenę.

Zamilkła na chwilę, jakby sprawdzając, czy zrozumiał wagę jej słów. Potem, z lekkim zawahaniem, zapytała:– A jak mam mówić do ciebie?

Cicho się roześmiał, pierwszy raz od kiedy ją spotkał.– Nie wiem – odpowiedział, kręcąc głową. – Wymyśl coś.

Sariel przyglądała mu się przez chwilę, mrużąc oczy w zamyśleniu, jakby szukała odpowiedniego słowa. W końcu uśmiechnęła się lekko.– Nazwę cię Arel – powiedziała miękko. – Tak miał na imię mężczyzna mojej przyjaciółki. Myślę, że by ci się spodobało.

Uniósł brwi lekko zdziwiony.– Arel?

– Tak – kiwnęła głową. – To dobre imię dla kogoś, kto zaczyna wszystko od nowa.

Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu, a potem Sariel lekko skinęła głową w stronę ścieżki.– Chodź, Arel. Musimy się spieszyć.

Ruszyli w milczeniu, ostrożnie stawiając kroki po miękkim, wilgotnym mchu.Las był gęsty, a nocne cienie wydawały się niemal namacalne, jakby chciały zatrzymać ich w miejscu.Gałęzie nisko zwieszały się nad ich głowami, czasem musieli się schylać, by przedrzeć się dalej.Szli wąską, ledwo widoczną ścieżką, którą tylko Sariel zdawała się znać.Bestia – ta sama, która wcześniej ich pilnowała – szła obok, bezszelestna jak cień, czujnie rozglądając się wokoło.

Co jakiś czas dziewczyna zatrzymywała się, nasłuchując – wtedy wszyscy troje zastygali w bezruchu, jakby las trzymał oddech razem z nimi.Gdzieś w oddali rozlegało się pohukiwanie sowy, a czasem szelest – może zwierzęcia, może czegoś więcej.Powietrze pachniało mokrą ziemią i żywicą.Co chwilę Arel musiał odrywać się od swoich myśli, kiedy korzenie drzew nieoczekiwanie wyrastały mu pod nogami.

Po dłuższej chwili cichego marszu Sariel odwróciła się do niego i powiedziała półgłosem:– Niedaleko stąd jest miejsce, w którym się zatrzymamy. Potem... dalej musisz iść sam.

Spojrzał na nią z niepokojem, ale nie zdążył nic powiedzieć.Sariel położyła mu dłoń na ramieniu.– Jeśli spotkasz Wiedźmę... powiedz jej, że jesteś ode mnie. Nic więcej. Ona zrozumie.

W jej oczach pojawił się cień niepokoju, ale szybko go ukryła.– Będzie cię badać. Patrz jej w oczy i mów prawdę. Inaczej ci nie pomoże.

Przybliżyła się jeszcze trochę i szepnęła:– I nie bój się. Ona nie jest twoim wrogiem.

Spojrzał na nią uważnie, jakby chciał zapamiętać każdy szczegół jej twarzy.– Dziękuję ci, Sariel – powiedział cicho. – Nie wiem, dlaczego mi pomagasz, ale... jestem ci wdzięczny.

Dziewczyna uśmiechnęła się smutno.– Może dlatego, że kiedyś ktoś też podał mi rękę, gdy najbardziej tego potrzebowałam – szepnęła. – A może po prostu tak miało być.

Odwróciła się i wskazała mu ścieżkę tonącą w ciemnościach między drzewami.– Idź teraz. I pamiętaj, nie patrz za siebie.

Gdy miał już ruszyć, Sariel zatrzymała go jeszcze gestem.– Zaczekaj. To Vaekhan. Będzie ci towarzyszył.Jeśli będziesz mnie potrzebował, po prostu wyślij go do mnie.– Kocham go. A on mnie.Ale jeszcze nigdy nie obdarzył nikogo taką sympatią jak Ciebie.Masz w sobie jakąś moc, Arel.Żegnaj.

Zniknęła w ciemnościach.Vaekhan długo patrzył w kierunku, w którym zniknęła. Chłonął zapach, który był tylko dla niego – delikatny, ale wyczuwalny, jakby jeszcze wisiał w powietrzu, wyczuwalny tylko przez niego.Potem odwrócił się do Arela przodem, trącił pyskiem jego dłoń, jakby dawał znak, by ruszył.Został tylko on, Vaekhan i ścieżka, która czekała.

Las pogrążył się w ciszy, gdy Sariel zniknęła między drzewami. Arel spojrzał przed siebie – ścieżka była ledwie widoczna, jakby utkana z cieni i szeptów. Obok niego szła bestia. Masywna, milcząca, czujna. Jej kroki były ledwie słyszalne, ale Arel czuł jej obecność – jak cień, który nie opuszczał go ani na krok.

Szli długo. Gałęzie szurały nad ich głowami, co chwila z oddali dobiegał trzask, jakby coś ich śledziło. Arel próbował nie oglądać się za siebie – pamiętał słowa Sariel. Nie patrz. Idź.

Powietrze stało się chłodniejsze, wilgotne. Gdzieniegdzie ze ściółki unosiła się lekka mgła. W pewnym momencie ścieżka przestała być ścieżką – prowadziła przez zarośla, między powalonymi drzewami i głębokimi, ciemnymi kałużami.

W końcu dotarli do miejsca, gdzie drzewa rozstępowały się nieco, tworząc półokrągłą polanę. Na jej skraju, niemal wrośnięta w ziemię, znajdowała się niska, omszała konstrukcja – ledwie widoczna w mroku.

Ziemianka.Jej wejście przysłaniały korzenie i sucha trawa. Nie było światła, nie było dymu z komina.

Tylko cisza – ciężka i napięta. Arel zatrzymał się i spojrzał na bestię. Ta usiadła obok niego, jakby czekała na znak.

Ziemianka była skromna, z wyglądu prosta, ale miała w sobie coś tajemniczego. Jej ściany pokrywały gęste mchy i porosty, w których wciąż rosły drobne kwiatki i liście, jakby ziemia nie pozwalała jej całkowicie zniknąć w otaczającej ją ciemności. Dach był częściowo zapadnięty, odsłaniając kawałek nieba nad głową – jednak wciąż wystarczał, by chronić to miejsce przed deszczem.

Tuż obok ziemianki, na obrzeżach polany, znajdowało się niewielkie źródło – strumień czystej, krystalicznej wody, której delikatny szum słychać było w oddali. Woda wypływała spod korzeni drzewa rosnącego nieopodal, tworząc mały, lśniący potoczek, który snuł się wśród kamieni i mchu. Na powierzchni wody tańczyły odbicia gwiazd, a sam strumień sprawiał wrażenie, jakby był w pełni wkomponowany w naturę, jakby sam las dawał mu życie.

Wokół źródła rosły rzadkie rośliny, ich liście pokrywały się wilgocią, a zapach wilgotnej ziemi mieszał się z delikatną świeżością wody, niosącą spokój. Ziemia w tym miejscu była wilgotna, a powietrze przesycone chłodem, jakby zapraszało do odpoczynku i zanurzenia się w tej ciszy i harmonii.

Zrobił krok do przodu.Ziemia pod jego stopami wydała z siebie głuche stęknięcie, jakby oddychała.

Arel już miał podejść bliżej, gdy usłyszał cichy szelest. Z wnętrza ziemianki wysunęła się sylwetka kobiety.Była wysoka i smukła, ubrana w prostą, ciemną suknię, która zdawała się poruszać z wiatrem, choć powietrze wokół było nieruchome. Miała długie włosy, ciemniejsze niż noc, i oczy jaśniejsze niż światło księżyca. Była... piękna. Tak bardzo, że przez chwilę zapomniał oddychać.

Vaekhan warknął ostrzegawczo, ale nie ruszył się z miejsca. Kobieta spojrzała na niego spokojnie.Bestia powoli usiadła, spuszczając ogon i patrząc na nią swoimi błyszczącymi, mądrymi oczami – pełnymi niepokoju i szacunku.

Kobieta przeniosła wzrok na Arela.– Jesteś od Sariel – powiedziała łagodnie. Nie pytała, po prostu stwierdziła.