Ukryty skarb - Oaklander Violet - ebook

Ukryty skarb ebook

Oaklander Violet

0,0

Opis

Jak to się dzieje, że niektóre dzieci podejmują wyzwania, są aktywne, szukają dla siebie przestrzeni, a inne pozostają bierne, wycofują się z kontaktu i wolą być niezauważone.

Co sprzyja rozwojowi dzieci? Co wywołuję u nich radość ? Co powoduje, że czują się bezpiecznie w relacji z rówieśnikami i dorosłymi ?

W książce Violet Oaklander znajdziesz odpowiedź na te pytania. To obszerne źródło wiedzy dla psychologów i psychoterapeutów, którzy znajdą w niej praktyczne wskazówki do pracy psychoterapeutycznej. Nauczyciele szkolni i przedszkolni, pedagodzy, odnajdą w tej pozycji drogowskazy do tego, co zrobić, aby dzieci w ich grupie czy klasie, chciały się bawić i uczyć. Rodzice, którzy chcą poznawać świat dzieci, dowiedzą się z niej, jak być z dzieckiem w pełnym, żywym i twórczym kontakcie. Autorka opisuje konkretne, a jednocześnie pełne ciepła interwencje psychoterapeutyczne oraz reakcje dzieci, jakie one wywołują.

„Ukryty skarb” to lektura, która pomaga zrozumieć nam wszystkim, jak ważni jesteśmy w życiu dzieci.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 395

Rok wydania: 2024

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




copyright © 2006 by Violet Oaklander

copyright © for the Polish translation by Katarzyna Krawczyk 2024

copyright © for this edition by Oficyna Związek Otwarty 2024

redakcja: Aleksandra Małek

korekta: Joanna Wysłowska

opieka redakcyjna: Katarzyna Kurska-Wilk

projekt okładki i ilustracje: Zofia Wilk

układ typograficzny, skład i łamanie: Paweł Sky

wydanie I

Warszawa 2024

ISBN 978-83-972220-0-7

Oficyna Związek Otwarty

www.oficynazwiazekotwarty.pl

[email protected]

PODZIĘKOWANIA

Przede wszystkim chciałabym podziękować moim drogim synowi i córce: Mha Atma Khalsie i Sarze Oaklander, którzy mnie zachęcali, namawiali, a także z miłością robili wszystko, co w ich mocy, abym mogła napisać tę książkę.

Moja synowa, Martha Oaklander, pomogła mi szczególnie, o wiele bardziej, niż myśli.

PRZEDMOWA DO WYDANIA POLSKIEGO

Adaś (7 lat) podczas gry w piłkę w pokoju terapii zabawą patrzy na mnie i mówi:

– Możesz rzucać teraz wyżej, możesz też rzucać bliżej słupka. Ja umiem wszystko obronić, zobacz!

Mateusz (9 lat) zbudował statki z klocków, pomalował je farbami, a potem zatopił w kolorowej wodzie, którą sam wcześniej przygotował. Na koniec stwierdził:

– To ja już wiem, ja nie jestem głupi, ja tylko mam dużo pomysłów, żeby się dobrze bawić.

Julka (5 lat) zmieszała różne kolory farb, malowała nimi dłonie i odciskała ślady na kartce papieru. W pewnym momencie wykrzyknęła:

– Patrz, patrz, co zrobiłam, ja to zrobiłam! Jaki to piękny kolor, to naprawdę jest możliwe!

Słuchając takich zdań w pokoju terapii zabawą, sam wielokrotnie zastanawiałem się, jak to się dzieje, że niektóre dzieci podejmują wyzwania, są aktywne, szukają dla siebie przestrzeni, a inne pozostają bierne, wycofują się z kontaktu i wolą być niezauważone. Co sprzyja rozwojowi dzieci? Co wywołuje w nich radość? Co powoduje, że czują się bezpiecznie w relacji z rówieśnikami i dorosłymi?

Czytelniku, trzymasz w dłoniach książkę, w której możesz znaleźć odpowiedzi na te wszystkie pytania. Ukryty skarb Violet Oaklander to książka, która odsłania przed nami wewnętrzny świat dzieci i może być pomocna w rozumieniu dorosłych. To obszerne źródło wiedzy dla psychologów i psychoterapeutów, którzy znajdą w niej praktyczne wskazówki do pracy terapeutycznej. To wykład nie tylko z zakresu Gestalt Play Therapy, ale i twórcze nawiązanie do wielu zagadnień z zakresu psychoterapii: fragmentacji i integracji, mechanizmów kontaktowania się, procesu zdrowienia, agresywnej energii i wreszcie samego pojęcia self. Nauczyciele przedszkolni i szkolni, pedagodzy odnajdą w tej pozycji drogowskazy do tego, co zrobić, aby dzieci w ich grupie czy klasie chciały się bawić i uczyć. Rodzice, dziadkowie i inni dorośli, którzy chcą poznawać świat dzieci, dowiedzą się z niej, jak być z dzieckiem w pełnym, żywym i twórczym kontakcie. Autorka opisuje zrozumiałe, konkretne, a jednocześnie pełne ciepła interwencje terapeutyczne oraz reakcje dzieci, jakie one wywołują. Dzięki temu czytelnicy mogą pełniej poznać, czym jest terapia dzieci i młodzieży w podejściu Gestalt. Ukryty skarb to lektura, która pomaga zrozumieć nam wszystkim, jak ważni jesteśmy w życiu dzieci.

Szczególną wartość nadają książce fragmenty opisujące: analizę procesu pracy terapeutycznej (rozdział trzeci) oraz temat wzmacniania self (rozdział czwarty). Violet Oaklander zwraca uwagę na to, że terapia Gestalt jest zorientowana na proces, a nie na treść, co sprawia, że „pomaganie dzieciom w uświadomieniu sobie ich indywidualnego procesu ma pierwszeństwo przed modyfikacją zachowania przez rozwiązywanie konkretnych problemów, nagrody, wykłady lub innego rodzaju interwencje”.

Z kolei pojęcie self autorka opisuje jako poczucie bycia w pełni świadomym siebie, swojego ciała, emocji, myśli i doznań, które składają się na indywidualność i tożsamość osoby. To poczucie self daje dziecku rozeznanie, czym dysponuje, gdy wchodzi w kontakt ze światem. Takie podejście do rozumienia terminu self w połączeniu z rozumieniem procesu Gestalt Play Therapy precyzuje obszar podejmowanych interwencji terapeutycznych.

Podczas czytania kolejnych rozdziałów książki moją uwagę przykuło to, jak wielkie znaczenie w terapii autorka nadaje takim zagadnieniom, jak: relacja terapeutyczna, dokonywanie wyborów i doświadczanie mistrzostwa. Bez relacji, jak pisze Violet Oaklander, nic nie ma prawa się wydarzyć. Budowanie relacji jest podstawą i początkiem terapeutycznej pracy z dziećmi. W tym miejscu warto przytoczyć słowa prof. Garry’ego Landretha, przedstawiciela niedyrektywnego podejścia zorientowanego na dziecko w terapii zabawą: „Dzieci dopóty nie mogą swobodnie eksplorować, testować granic, dzielić się przerażającymi chwilami ze swego życia ani zmieniać się, dopóki nie doświadczą relacji, w której ich subiektywny świat jest rozumiany i akceptowany”1.

Dokonywanie wyborów wiąże się z byciem sprawczym, a z tego miejsca już tylko krok do wzięcia przez dziecko odpowiedzialności za swoje decyzje. Taki proces może być trudny w pierwszym etapie terapii, ale jest nieodłącznym elementem zmiany i zdrowienia.

A czym tak naprawdę jest doświadczanie mistrzostwa? Zapraszam Cię do eksperymentu, Czytelniku. Przymknij na chwilę oczy, weź głęboki oddech i spróbuj sięgnąć pamięcią do własnego dzieciństwa. Poszukaj takiego momentu, w którym zmagałeś się z jakąś trudnością, nie ma znaczenia, czego dotyczyła. W tych zmaganiach, niepowodujących frustracji, osiągnąłeś sukces, a obserwując reakcję ważnego dla Ciebie dorosłego, odczuwałeś, że Twój wysiłek jest istotny, zauważony i doceniony. Tak, to właśnie jest doświadczanie mistrzostwa. Pamiętasz, jak się wtedy czułeś? Może ważny, sprawczy i kompetentny – po prostu mistrz. Według autorki dzieci potrzebują właśnie tego uczucia do zdrowego rozwoju, a rolą dorosłych jest stworzenie takich warunków, aby mogły go jak najczęściej doświadczać.

Jacy jeszcze mogą być dorośli w kontakcie z dziećmi? Odpowiedzi pomogą nam zrozumieć, którędy wiedzie droga do self dziecka. W publikacjach i wywiadach Violet Oaklander tak mówiła o swoich relacjach z dziećmi:

„Nie naprawiam dzieci”. „To, jaka byłam, to autentyczna. To, jaka byłam, to w pełnym kontakcie z nimi”. „Lubiłam ich słuchać i z nimi przebywać”. „Uważałam dzieci w każdym wieku za cudowne i ciekawe”. „Naprawdę kochałam dzieci”.

Czytając te zdania i mając w pamięci bardzo osobiste fragmenty książki, w których autorka dzieli się własnymi trudnymi przeżyciami (długa indywidualna terapia po śmierci ukochanego syna i zakończeniu związku małżeńskiego), zaryzykuję stwierdzenie, że drogę do self dziecka każdy dorosły musi przebyć sam w sobie. Być może rozpoczynając niniejszą lekturę, robisz pierwszy krok w tej podróży.

A co z tytułowym skarbem? – ktoś zapyta. Dla mnie skarbem jest ta książka, stanowiąca kwintesencję widzenia dzieci sercem i traktowania ich z miłością. Nikt tego nie ujmie lepiej niż sama autorka w osobistym wyznaniu: „Dzieci są naszymi najlepszymi nauczycielami. One wiedzą, jak rosnąć, jak się rozwijać, jak się uczyć, jak poszerzać swoje horyzonty i odkrywać, jak czuć, śmiać się, płakać i wściekać, co jest dla nich dobre, a co nie, czego potrzebują. Dobrze wiedzą, jak kochać, cieszyć się i żyć pełnią życia, pracować, być silnymi i pełnymi energii. Wszystko, czego one (i dzieci w nas samych) potrzebują, to przestrzeń, aby to robić”2.

Trzymając ten skarb w dłoniach, czytaj z uwagą i wracaj do niego zawsze, kiedy będziesz chciał przypomnieć sobie drogę do serca dziecka, może także tego, którym sam jesteś. Wierzę w to, że kiedy to robisz, wtedy świat staje się lepszym miejscem.

Dziękuję moim nauczycielom terapii zabawą Garry’emu Landrethowi (Association for Play Therapy) oraz Joannie Babińskiej (Polskie Towarzystwo Terapii Zabawą) za ich troskliwe serca, mądrość i wsparcie. Bez Was nic nie byłoby możliwe.

Robert Kordoński

psychoterapeuta Gestalt

terapeuta zabawą Polskiego Towarzystwa

Terapii Zabawą w certyfikacji

ROZDZIAŁ PIERWSZYWprowadzenie

Minęło dwadzieścia osiem lat od opublikowania mojej pierwszej książki Okna do naszych dzieci (polskie wydanie: 2021), lecz tak naprawdę niewiele się zmieniło. Oczywiście w ciągu tych prawie trzydziestu lat nastąpił ogromny postęp technologiczny (Okna… pisałam na małej przenośnej maszynie do pisania Hermes, a teraz mam luksusowy komputer) i tak dużo wydarzyło się na świecie. Lecz niewiele zmieniło się, jeśli chodzi o potrzeby dzieci. Nadal cierpią z powodu przemocy, molestowania, rozwodów, straty, rozłąki i wielu, wielu innych. Ci z nas, którzy pracują z dziećmi, wciąż desperacko poszukują narzędzi, które pomogą dzieciom przetrwać, poradzić sobie i stać się całością w stopniu wystarczającym, aby żyć w naszym stresującym społeczeństwie. W ciągu tych lat kontynuowałam swoją pracę i odkryłam, że terapia dzieci i młodzieży w podejściu Gestalt jest nadal skuteczna.

Ponieważ nie miałam czasu na kolejną książkę, robiłam nagrania audio, jedno po drugim, omawiając wybrane osiągnięcia i nowe pomysły, które stosowałam. Od czasu do czasu pisałam artykuły i rozdziały do książek innych osób. Prowadziłam prelekcje i prezentacje na licznych warsztatach. Zdałam sobie wreszcie sprawę, że muszę umieścić w jednej pubikacji wszystkie te nowe (od czasu Okien do naszych dzieci) idee, przemyślenia, odkrycia i rozwiązania z mojej praktyki. Pięknem tej pracy jest dla mnie to, że wraz z upływem czasu mamy możliwość, by się rozwijać, nawet gdy się starzejemy.

W tym momencie mojego życia (w kwietniu skończyłam siedemdziesiąt dziewięć lat), uważam się za „półemerytkę”. Siedem lat temu zrezygnowałam z prowadzenia prywatnej praktyki i teraz zajmuję się prowadzeniem superwizji, nauczaniem i moim dwutygodniowym letnim programem szkoleniowym. Nadal trochę podróżuję po Stanach Zjednoczonych i poza krajem, prowadząc warsztaty i wykłady, jednak bardzo staram się to ograniczyć. W ciągu ostatnich kilku lat pracowałam w RPA, Irlandii, Austrii, Meksyku i Anglii, a także w kilku miastach w USA. Na moje szkolenia przyjeżdżają ludzie z całego świata. Gdy tylko pomyślę o tym, żeby przestać prowadzić ten intensywny program, dostaję zapytania z Brazylii, Argentyny, Tajwanu, Nowej Zelandii i innych odległych miejsc – od osób pragnących nauczyć się mojej metody pracy z dziećmi i młodzieżą. Łaknienie dobrej pracy z dziećmi jest zdumiewające.

Grupa osób założyła Fundację Violet Solomon Oaklander (The Violet Solomon Oaklander Foundation), żeby zapewnić kontynuację mojej pracy w przypadku odejścia przeze mnie na pełną emeryturę. Kiedy to piszę, grupa ta jest na początkowym etapie i czuję się bardzo szczęśliwa, mogąc w tych początkach uczestniczyć. Osoby te są zaangażowane i pełne pasji dla działalności, którą podjęłam. Nie trzeba dodawać, że stanowią one samą śmietankę i napełniają moje serce dumą i wdzięcznością.

Moja praca dała mi ogromną radość. Mam nadzieję, że dla tych z was, którzy wykonujecie ten zawód, niniejsza książka okaże się pomocna i będziecie z niej czerpać te same dary, które i ja otrzymałam, dar pomagania dzieciom w podążaniu ich własną ścieżką życia i rozwoju.

ROZDZIAŁ DRUGICo sprowadza dzieci na terapię Perspektywa rozwojowa

Co sprowadza dzieci na terapię? Udzielając odpowiedzi na to pytanie, prawdopodobnie powiedziałbyś, że są one w jakiś sposób zaburzone; nie radzą sobie w szkole; są agresywne lub wycofane; doznały traumy; źle znoszą rozwód rodziców i tak dalej. Wszystko to są objawy i reakcje. Co jest przyczyną tych reakcji i objawów?

Poświęciłam tej sprawie wiele uwagi i chciałabym przedstawić moją tezę. To, co powiem, może ci się wydać dość podstawowe i elementarne. Tak naprawdę patrzę na to, co oczywiste, co zwykle przeoczamy. Czasami musimy po prostu wrócić do tego oczywistego miejsca.

Większość dzieci, z którymi w ciągu lat spotykałam się na terapii, miała dwa podstawowe problemy. Po pierwsze, trudności z nawiązaniem dobrego kontaktu: z nauczycielami, rodzicami, rówieśnikami, książkami. Po drugie, na ogół niskie poczucie self.

Określenie „postrzeganie siebie” (self-concept) jest przeważnie używane do opisania tego, jak dzieci myślą o sobie. Lubię używać określenia „poczucie self” (sense of self), ponieważ pozwala uniknąć oceny i jest pojęciem bardziej zintegrowanym.

Aby nawiązać dobry kontakt ze światem, trzeba dobrze korzystać z tych funkcji kontaktowych, które nazywamy widzeniem, słyszeniem, dotykaniem, smakowaniem, wąchaniem, ruchem, wyrażaniem uczuć, pomysłów, myśli, ciekawości i tak dalej (Polster i Polster, 1973). Tak się składa, że są to te same modalności, które tworzą self. Dzieci, które są emocjonalnie zaburzone na skutek doznanej traumy lub z innego powodu, mają tendencję do odcinania się w jakiś sposób; znieczulają swoje zmysły, ograniczają ciało, blokują emocje i zamykają umysł. Działania te znacząco wpływają na zdrowy rozwój dzieci i dodatkowo pogłębiają ich problemy. Kiedy tak się dzieje, dzieci nie mogą nawiązać dobrego kontaktu, a co więcej, hamowane jest self.

Zdałam sobie sprawę, że nie tylko trauma i inne trudne sytuacje życiowe powodują, że dzieci angażują się w tego typu szkodliwe rozwiązania. Przyczyniają się do tego różne czynniki rozwojowe!

Wierzę, że zdrowy noworodek przychodzi na świat ze zdolnością do pełnego korzystania ze swoich zmysłów, ciała, ekspresji emocjonalnej i intelektu. Noworodek przychodzi na świat jako istota zmysłowa: musi ssać, aby żyć; musi być dotykany, by dobrze się rozwijać. W miarę dorastania aktywnie korzysta ze wszystkich swoich zmysłów. Przygląda się uważnie wszystkiemu, dotyka wszystkiego, czego może dosięgnąć, smakuje to, co może włożyć do buzi.

Jego ciało jest w ciągłym ruchu. Wydaje się, że nagle pojawia się świadomość. Może przypadkowo upuścić grzechotkę, którą ściskało. Zacznie płakać, ktoś ją podniesie i włoży mu do rączki. Lecz ono nie chce jej trzymać – chce ją upuszczać. Robi to w kółko, aż opanuje tę nową umiejętność. Będzie wielokrotnie obserwować swoje ręce i nagle zdaje się rozumieć, że może po coś sięgnąć. Rosnąc, nie ogranicza swoich ruchów ciała. Kiedy raczkuje, chodzi, wspina się, biega, robi to żywiołowo i z zapałem.

Dziecko od samego początku wyraża emocje. Uśmiecha się. Śmieje. Wygląda na zadowolone, leżąc w swoim łóżeczku. Lecz nagle zaczyna płakać. Nawet najbardziej spostrzegawczej matce trudno jest określić, czego chce jej dziecko. Czy jest głodne? Ma mokro? Przestraszyło się? Zezłościło? Czuje się samotne? Wraz z rozwojem gestykulacji, artykulacji, mimiki, a zwłaszcza języka, jego ekspresja emocjonalna staje się całkiem jasna. Małe dziecko jest spójne ze swoimi uczuciami. Na przykład wiesz, kiedy dwulatek jest przestraszony, smutny, szczęśliwy lub zły. Nie ukrywa swoich emocji, czego może nauczyć się w późniejszym życiu.

A co z intelektem? Jesteśmy pod wrażeniem tego, ile niemowlę i małe dziecko potrafi się nauczyć. Uczy się języka, jest dociekliwe, eksploruje i zadaje mnóstwo pytań. Chce wszystko wiedzieć. Stara się jak najlepiej zrozumieć świat. Jego umysł to cudowna rzecz.

Organizm, składający się ze zmysłów, ciała, intelektu i umiejętności wyrażania emocji, wraz z dorastaniem dziecka funkcjonuje tak, jak powinien, w piękny, zintegrowany sposób.

ALE z każdym dzieckiem zaczyna coś się dziać – z niektórymi bardziej niż z innymi – co zakłóca zdrowy rozwój. Zmysły stają się znieczulone, ciało ograniczone, emocje zablokowane, a intelekt nie jest taki, jaki mógłby być.

Dlaczego tak się dzieje? Z pewnością różne traumy, takie jak: przemoc, rozwód, odrzucenie, opuszczenie, choroba, wymieniając tylko kilka, mogą spowodować, że dziecko w jakiś sposób odetnie się od siebie. Zrobi to instynktownie, aby się chronić. Poszczególne etapy rozwojowe i rozmaite czynniki społeczne w życiu dziecka również mogą spowodować ograniczenia, zablokowanie i zahamowanie u dzieci.

Na czynniki rozwojowe składają się: konfluencja i separacja, egocentryzm, introjekty, zaspokajanie potrzeb, stawianie granic, wpływ różnych systemów, oczekiwania kulturowe oraz reakcje rodzica na dziecko, zwłaszcza na wyrażanie przez nie złości. Niewątpliwie istnieje jeszcze wiele innych czynników. Dziecko jest zwierzęciem społecznym i nie żyje w izolacji (i nie powinno). To, w jaki sposób uczestniczy w świecie, i to, w jaki sposób inni na nie reagują, ma na nie ogromny wpływ. Wielu uważa, że dziecko jest zdeterminowane biologicznie. Do pewnego stopnia może to być prawda. Jednak każde dziecko, niezależnie od temperamentu i osobowości, podlega w mniejszym lub większym stopniu wpływowi tych czynników rozwojowych.

Konfluencja

Dziecko przychodzi na świat zlane (konfluentne) z matką: stanowi z nią jedno. Poczucie własnego self czerpie od matki: z jej głosu, gestów, spojrzenia, dotyku. Konfluencja jest niezwykle istotna dla dobrostanu dziecka. Pierwszym zadaniem dziecka jest oddzielenie się (separacja). Bez więzi dziecko tak naprawdę nie ma od czego się oddzielić. Może to być powodem dużego niepokoju u dorastającego dziecka. Dziecko może podejmować wysiłki w kierunku separacji i jednocześnie potrzebuje mieć poczucie jedności z rodzicem. Ma to kluczowe znaczenie. Walka o separację zaczyna się w wieku niemowlęcym, a nie w wieku dojrzewania, jak na ogół sądzimy. Dzieje się to cyklicznie wraz z rozwojem dziecka – w przód i w tył – przez całe jego życie. Dla dziecka zasadniczą sprawą jest to, by mogło czuć się odrębną istotą. Jednak stanowi to dla niego problem, ponieważ ma niewielkie oparcie w sobie. Reakcja na jego zmagania może pomóc lub utrudnić to zadanie.

Egocentryzm

Egocentryzm zawsze brzmi źle, gdy mówisz: „Ta osoba jest taka egocentryczna – myśli tylko o sobie. Uważa, że cały świat kręci się wokół niej”. Dzieci jednak zwykle są egocentryczne. Zasadniczo nie rozumieją doświadczenia bycia odrębnym. Są zdziwione faktem, że mogę doświadczać świata inaczej, niż one go doświadczają. Wyobrażają sobie, że doświadczenie każdego człowieka jest takie samo jak ich własne, a ich doświadczenie jest takie samo jak moje. Zrozumienie odrębności doświadczania stanowi spory proces uczenia się i dzieci eksperymentują z tym od małego. Na przykład 3,5-letnia dziewczynka zapytała swoją babcię: „Babciu, czy ty mieszkasz sama?”. Kiedy ta potwierdziła, dziewczyna powiedziała: „Tak mi przykro” i łzy napłynęły jej do oczu. Ponieważ babcia nie czuła się szczęśliwa, mieszkając samotnie, odniosła wrażenie, że jej wnuczka jest niezwykle spostrzegawcza i pełna współczucia. W rzeczywistości dziewczynka projektowała swoje uczucia względem siebie. Nie wyobrażała sobie życia samej bez rodziców. Piaget obszernie pisał o egocentryzmie i uważał, że dziecko jest w stanie poznawczo zrozumieć odrębne doświadczenia w wieku siedmiu lub ośmiu lat (Phillips, 1969). W swojej pracy odkryłam, że egocentryzm emocjonalny utrzymuje się znacznie dłużej. W zasadzie wielu dorosłych emocjonalnie wraca do stanu egocentryzmu. Na przykład gdy dzieje się coś strasznego, mówimy: „Och, co ja zrobiłem!” albo „Jak mogłem temu zapobiec?”, albo „To wszystko moja wina!”. I tak właśnie robią dzieci. Z powodu swojego egocentryzmu i trudności w oddzieleniu indywidualnego doświadczenia obwiniają się o całe zło, jakie im się przytrafia. Małe dzieci obwiniają się w przypadku choroby, jeśli są opuszczone, odrzucone w jakiś sposób, jeśli rodzica boli głowa, jeśli rodzic jest rozzłoszczony i w złym humorze, jeśli są molestowane i doznają jakiegoś rodzaju traumy. W skrytości czują, że każda zła rzecz, która się wydarzyła, to ich wina. Dowiedziałam się tego o małych dzieciach, kiedy studiowałam pisma Piageta, by uzyskać tytuł magistra pedagogiki specjalnej w zakresie pracy z dziećmi cierpiącymi na różne zaburzenia. Ale w pewnym momencie, pracując jako psychoterapeutka z dziećmi i młodzieżą, zdałam sobie sprawę, że wiek nie ma znaczenia. Dzieci w każdym wieku obwiniają się za wszelkiego rodzaju okropne rzeczy.

Oto przykład: 12-letni chłopiec został do mnie skierowany na badanie przez sąd, ponieważ jego rodzice toczyli zaciekłą walkę o rozwód i opiekę nad nim. Jego oceny spadały, coraz więcej czasu spędzał samotnie w swoim pokoju i występowały u niego różne objawy fizyczne. Na sesji ze mną całkowicie zaprzeczył temu, że przejmuje się tym, co robią jego rodzice. „To ich sprawa. Nie obchodzi mnie to”. Gdy rozejrzał się po moim pokoju, jego zainteresowanie skupiło się na piaskownicach i zapytał, do czego one służą. Wyjaśniłam, że moi goście wybierają figurki spośród wielu stojących na półkach i umieszczają je w piaskownicy, tworząc jakiś rodzaj sceny. Zaproponowałam, żeby spróbował. Przyjrzał się uważnie figurkom, wybrał trzech surferów (dekoracje na tort) i po przesunięciu nieco piasku rękami, umieścił ich w piaskownicy. „Gotowe”, stwierdził. Poprosiłam go, aby opowiedział mi, co się dzieje. „Cóż, to jest trzech surferów i oni surfują”. Dla wielu dzieci typowe jest podanie krótkiego zdania opisującego ich scenę. Rozpoczęliśmy pewnego rodzaju dialog, aby rozbudować historię.

JA: Chciałabym, żebyś był jednym z surferów. Wskaż tego, którym będziesz.

ZACK wskazuje jednego z nich.

JA: Cześć, surferze. Jakie są fale?

ZACK: Są świetne.

I tak zaczynamy rozmawiać o surfingu, falach, ogólnie o oceanie, o czym tylko przyjdzie mi do głowy. Kiedy Zack mówi, jeden z surferów się przewraca.

JA: Och! Co się mu się stało?

ZACK: Spadł z deski.

JA: Co się z nim stanie?

ZACK: Utonie, bo zanim zdąży wstać, deska uderza go w głowę.

JA:Co robi ten drugi surfer?

ZACK:Po prostu odpływa.

JA: A co z tobą (wskazując na tego, którego wybrał)?

ZACK:No cóż, chyba mogłem mu pomóc, ale nie pomogłem, więc utonął.

W tym momencie ZACK zamilkł, uciął kontakt i zaczął odchodzić od piaskownicy.

JA: Zanim skończymy, chcę cię tylko zapytać, czy twoja scena i historia przypominają ci coś z twojego życia?

ZACK:Cóż, lubię surfować.

JA: Tak, i dużo wiesz o surfingu. W twojej historii wybrany przez ciebie surfer czuje się odpowiedzialny za to, że ten drugi gość utonął. Czy ty czasem czujesz się odpowiedzialny za coś w swoim życiu? Myślisz, że coś jest twoją winą?

ZACK zaczyna szlochać.

ZACK:Wszystko to moja wina! Ciągle się o mnie kłócą. Nie wiem, co robić!

Piaskownica daje możliwość zastosowania bardzo skutecznej techniki projekcyjnej. Historia opowiedziana przez dziecko jest często silną metaforą jakiegoś aspektu jego życia. Zazwyczaj 12-letni chłopiec zapytany o to, jak się czuje, odpowie: „W porządku”, mając niewielką świadomość swoich prawdziwych uczuć. Jest biegły w ignorowaniu uczuć i zaprzeczaniu im (jak surfer, który właśnie odpłynął), i nie pozwala sobie zobaczyć, że może „tonąć”. Kiedy te ukryte uczucia wychodzą na powierzchnię, wtedy może rozpocząć się proces zdrowienia. Dziecko może się dowiedzieć, że to, że jego rodzice są na siebie źli, nie jest jego winą. Może się nauczyć wyrażać swoje uczucia w zdrowy sposób. Może poznać sposoby radzenia sobie z tą sytuacją. Mogę dać mu wsparcie, którego potrzebuje. Podczas kolejnej sesji z rodzicami Zack był w stanie powiedzieć im, co czuje.

(Uwaga: Nie wiem, jak potoczyłaby się historia, gdyby jeden z surferów się nie przewrócił, ale jestem pewna, że coś by się pojawiło).

Terapeuci pracujący z dziećmi i młodzieżą muszą rozumieć zjawisko egocentryzmu i jego wpływ na życie ich małoletnich klientów.

Introjekty

Introjekt to przekaz, który o sobie słyszymy i czynimy częścią tego, kim jesteśmy. Bardzo małe dzieci nie są w stanie rozróżnić prawdziwości tych przekazów. Nie mają zdolności poznawczych, aby powiedzieć: „Tak, to do mnie pasuje” lub „Nie, to w ogóle do mnie nie pasuje”. Dziecko wierzy we wszystko, co słyszy na swój temat, pomimo że ma przeciwne dowody. Niektóre przekazy są ukryte. Jeśli dziecko rozleje mleko, rodzic nie musi mówić: „Och, taka z ciebie niezdara”. Wyraz jego twarzy może nieść taki przekaz. Ponieważ dzieci są egocentryczne i za wszystko obwiniają siebie, dziewczynka czuje, że jest złym dzieckiem, gdy jej matka ma, na przykład, zły humor lub boli ją głowa. Te negatywne przekazy nosimy przez całe życie. (Właściwie to działamy, opierając się na systemie wierzeń czterolatka). Nawet jeśli spędziliśmy lata na terapii, zajmując się tymi przekazami, i czujemy, że zniknęły, odkrywamy, że pod wpływem stresu pojawiają się ponownie. Znajoma terapeutka powiedziała mi kiedyś: „Spędziłam lata na terapii, pracując nad relacją z rodzicami, i czuję, że to przepracowałam. Ale w zeszłym tygodniu poszłam ich odwiedzić i wszystkie te negatywne uczucia, które miałam jako dziecko – negatywne uczucia wobec siebie – pojawiły się ponownie!”. Uważam, że tak naprawdę nigdy nie pozbywamy się negatywnych introjektów. Najlepsze, co możemy zrobić, to być ich świadomymi i nauczyć się nimi zarządzać.

Nawet pozytywne stwierdzenia mogą być szkodliwe. Ogólne stwierdzenia, takie jak: „Jesteś najlepszym chłopcem na całym świecie”, powodują u dziecka zamieszanie. Wie, że nie jest najlepszy – w głębi duszy wie, że poprzedniego dnia był „zły”. Dlatego przekształca przekaz na negatywny. Właściwie ogólne stwierdzenia mają tendencję do fragmentowania dziecka, ponieważ jakaś jego część uwielbia ich słuchać, podczas gdy druga część wie, że to nieprawda. Może dorastać, czując się jak oszust.

Mówię rodzicom, że muszą być konkretni, na przykład: „Podoba mi się sposób, w jaki pozbierałeś zabawki” lub „Uwielbiam kolory, jakich użyłeś do rysowania – sprawiają, że dobrze się czuję”. Takie stwierdzenia nie są introjektami, lecz przekazami, które wzmacniają self dziecka.

Zaspokajanie potrzeb

Małe dziecko zrobi wszystko, aby zaspokoić swoje potrzeby. Wie, że nie jest w stanie zaspokoić ich samo. Nie może znaleźć pracy, prowadzić samochodu, kupić jedzenia i tak dalej. Świadomość tego, że się jest mistrzem w jakiejś dziedzinie to niezbędny element rozwoju dziecka, ponieważ daje mu poczucie kontroli i władzy. Zasadniczo jednak dziecko, aby przetrwać, jest całkowicie zależne od dorosłych. Nie będzie ryzykować gniewu, porzucenia lub odrzucenia ze strony swoich rodziców i zrobi wszystko, aby temu zapobiec. Poza podstawowymi potrzebami małe dziecko rozwija się dzięki miłości i akceptacji. Problem w tym, że nie zawsze wie, co zrobić, aby uzyskać to, czego potrzebuje, a czasami jego proces życiowy może przebiegać w sposób nieprawidłowy i powodować dalsze trudności. Dziecko może też wykształcić sposób bycia, który ma je chronić, lecz w zamian odetnie aspekty własnego self. Na przykład dziecko, które jest molestowane seksualnie, zwykle się znieczula. Bez odpowiedniej interwencji, mającej na celu odzyskanie kontaktu ze sobą, pozostanie znieczulone emocjonalnie przez całe życie.

Organizmiczna samoregulacja

Organizm reguluje się sam, starając się utrzymać nas w zdrowiu (Perls, 1969). Rozumiemy tę ideę z fizycznego punktu widzenia: organizm mówi nam, kiedy mamy jeść i kiedy mamy przestać jeść, kiedy iść do łazienki, kiedy spać i tak dalej. Nie zawsze słuchamy, jednak organizm się nie poddaje. Kiedy mówię podczas seminarium, bardzo nie lubię robić przerw, aby napić się wody, ponieważ mogę stracić wątek. Lecz jeśli nie słucham tej potrzeby, moje gardło dostaje chrypy i mogę ostatecznie stracić głos. Biorę więc łyk wody – i czuję moment homeostazy, uczucie równowagi. Dana potrzeba została zaspokojona i może teraz zrobić miejsce nowym potrzebom, o które trzeba zadbać. Zjawisko to dotyczy zarówno kwestii emocjonalnych, psychologicznych, poznawczych czy duchowych. Czujemy, że dokuczają nam różne potrzeby. Gdy zwrócimy na nie uwagę i zrobimy to, co potrzebujemy zrobić, dana potrzeba zostaje domknięta, pozwalając pojawić się nowym. Jest to proces życia i rozwoju, który nigdy się nie kończy.

Złość

Oto przykład tego, co dzieje się z dzieckiem: Syn czuje złość na swojego ojca, który każe mu być cicho i przestać go męczyć. Chłopiec nauczył się wcześniej, że wyrażanie złości nie jest akceptowane i tylko pogorszy sytuację. Może być nawet niebezpieczne. Zatem dziecko tłumi złość. Jednak organizm, w swoim nieustannym dążeniu do zdrowia, stara się wydobyć to uczucie – znaleźć drogę, by je wyrazić. Niestety na ogół złość zostaje wyrażona w niewłaściwy, a nawet szkodliwy – z punktu widzenia własnego dobrostanu – sposób.

Dziecko może zretroflektować uczucie złości, co oznacza, że może skierować ją do wewnątrz, aby mieć pewność, że nie zostanie wyrażona. Spycha ją tak głęboko, że wcale nie jest jej świadome. Takie dziecko cierpi na bóle głowy, brzucha lub jest bardzo ciche i wycofane. Inne dziecko może zdeflektować uczucie złości – odwrócić się od niej. Jednak organizm musi pozbyć się tej energii. Takie dziecko za ogół bije innych, kopie i odreagowuje w działaniu. Zapytałam mojego 8-letniego klienta, co sprawia, że tak często bije się z innymi dziećmi na placu zabaw, choć nigdy wcześniej tego nie robił. Odpowiedział: „Muszę to robić, ponieważ te dzieciaki są wredne”. Nie powiedział: „Ponieważ mój tata nas zostawił i chyba mu na mnie nie zależy, a mama cały czas płacze i może to moja wina”. Dopiero gdy wykonaliśmy sporą ilość pracy projekcyjnej, był w stanie wyrazić swoje prawdziwe uczucia. Po czym jego zachowanie znacząco się zmieniło.

Dzieci raczej stają się nadpobudliwe, rozproszone, moczą się lub zanieczyszczają, zaczynają się bać, a nawet przejawiać fobię, niż wyrażają złość bezpośrednio. Zazwyczaj oddzielają się od uczuć i zwykle nie są ich świadome. Odkrycie tych stłumionych uczuć wymaga odrobiny wysiłku i często okazuje się, że złość jest zmieszana ze smutkiem lub wstydem.

Mogłabym spekulować, dlaczego jedno dziecko deflektuje uczucia, a inne stosuje inny mechanizm unikania kontaktu, lecz znalezienie odpowiedzi wymagałoby przeprowadzenia kontrolowanych badań klinicznych. Prawdopodobnie jest to oparte na szeregu czynników, takich jak wczesny okres rozwojowy, dynamika rodzinna, osobowość itp.

Większość z tych zachowań manifestuje się bez świadomości dziecka; są jednak chwile, kiedy decyzja jest podejmowana świadomie. Moja dorosła klientka powiedziała mi, że pamięta, jak w wieku czterech lat postanowiła, że już zawsze będzie bardzo cicha. W tym wieku, będąc żywą, energiczną i aktywną dziewczynką, bawiła się z ulubionym wujkiem, mocując się z nim na podłodze, aż nagle wydał on straszne dźwięki, zesztywniał i umarł (o tym dowiedziała się później). Krzyknęła z przerażenia i przybiegła jej matka. Matka wpadła w histerię, ale udało jej się zadzwonić pod numer alarmowy. Przyjechała karetka i ratownicy próbowali reanimować mężczyznę, lecz zmarł. Zabrali go. W międzyczasie moja klientka wciąż naciskała matkę, pytając o wujka. Matka bardzo płakała i kazała jej być cicho i nie przeszkadzać. Ponieważ dziewczynka miała zaledwie cztery lata, była pewna, że zrobiła wujowi coś strasznego i że matka na nią bardzo się zirytowała. To wtedy podjęła decyzję, żeby wycofać się tak bardzo, jak to będzie możliwe. Powiedziała, że chciałaby zniknąć, gdyby tylko wiedziała jak. Otrzymywała wiele wzmocnień za to, że była bardzo cichą dziewczynką, a gdy miała 16 lat, wstąpiła do klasztoru, została zakonnicą i złożyła śluby milczenia. Kiedy w wieku 45 lat podjęła decyzję o odejściu z zakonu, okazała się zupełnie nieprzygotowana do życia w świecie i zdecydowała się podjąć terapię. Czuła, że jej cichość utrudnia jej życie i możliwość nawiązywania przyjaźni. Wspomnienie zdarzenia z wujkiem pojawiło się, gdy poprosiłam ją, aby cofnęła się do czasu, kiedy nie była taka cicha. (Poprosiłam ją, żeby cofnęła się do czasu, kiedy jako mała dziewczynka czuła się najbardziej żywa). Całkowicie zapomniała o tym wydarzeniu, dopóki konkretnie jej o to nie poprosiłam.

Paradoksalnie większość zachowań pojawia się w wyniku organizmicznej samoregulacji i dążenia organizmu do zdrowia. Uciążliwe zachowania są postrzegane jako „opór” lub „zakłócenia granicy-kontaktu”, chociaż są sposobem dziecka na ochronę siebie, przetrwanie, radzenie sobie i dorastanie. Ale zamiast tego zachowania te wpędzają dziecko w kłopoty, wywołują niepokój, wpływają na zdrowie fizyczne, zużywają dużo energii, a przede wszystkim dochodzi do ich generalizacji. W sytuacji stresowej dziecko stanie się nadpobudliwe, będzie bolał je brzuch lub zareaguje jeszcze inaczej, zgodnie ze swoją specyfiką. Jeśli powiemy dziecku: „Przestań tak robić”, będziemy je pouczać czy karać – okaże się to bezowocne, ponieważ dziecko jest względem tego bezsilne, nie ma kontroli nad swoimi reakcjami. Jeśli ustaną, ich miejsce zajmie inne niewłaściwe zachowanie.

Pod koniec naszych spotkań 13-letnia dziewczynka powiedziała mi coś, co zawsze będę wspominać ciepło i z wdzięcznością. Kiedy zapytałam ją, co wyróżniało się dla niej podczas naszej wspólnej pracy, odpowiedziała: „Nigdy nie zapomnę naszej pierwszej sesji. Zabrałaś mnie w podróż w wyobraźni i poprosiłaś, żebym narysowała miejsce, do którego się przeniosłam. Nigdy, przenigdy nie pouczałaś mnie tak jak reszta. Nigdy nie kazałaś mi być jakąś. Nigdy tego nie zapomnę”. To dziecko trafiło na terapię w ramach eksperymentalnego programu, który zapewniał terapię dzieciom z zaburzeniami emocjonalnymi. Kiedy się spotkałam z tą dziewczynką, miała za sobą pobyt już w siedmiu rodzinach zastępczych i planowano umieścić ją na oddziale młodzieżowym szpitala psychiatrycznego, oddziale dla „niereformowalnych” nastolatków. W ciągu czterech miesięcy (tyle dano mi czasu), pracując raz w tygodniu, odmieniła się do tego stopnia, że nie trafiła do szpitala, chodziła do szkoły i czuła się z siebie bardzo dumna. Prawda jest taka, że się nie odmieniła – raczej odnalazła siebie.

Kiedy jesteśmy czymś ograniczeni i zablokowani, nasze self jest w znacznym stopniu osłabione. U niektórych dzieci utrata self jest tak dotkliwa, że będą robiły wszystko, by je odnaleźć. Niektóre będą dążyć do konfluencji (zlania się) z drugą osobą, czyli do uzyskania poczucia self od kogoś innego. Dosłownie uwieszają się na kimś, nieustannie starają się zadowolić drugą osobę, nie są w stanie dokonać wyboru, podjąć zobowiązania ani ukończyć zadania z obawy przed porażką. Inne dzieci próbują odnaleźć self, wykorzystując do tego całą swoją moc, jak to się dzieje w przypadku napadów złości, bójek, podpalania i ogólnie walki o władzę.

1 G. L. Landreth, Terapia zabawą, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, 2016.

2 V. Oaklander, Okna do naszych dzieci. Terapia dzieci i młodzieży w podejściu Gestalt, Oficyna Związek Otwarty, 2021.