Ukryte między wierszami - Julia Kohman,Żurnalista &amp - ebook + audiobook

Ukryte między wierszami ebook i audiobook

Julia Kohman, Żurnalista

4,6

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Kiedyś łączyła ich szczególna, intymna relacja. Mocna więź. Ale czegoś zabrakło. Związek Hani z Kubą rozpadł się w niejasnych okolicznościach. Tęsknią za sobą, wspominają dawne czasy, nadal świetnie się rozumieją. Piszą do siebie maile. Oto wieczne przyciąganie i odpychanie. Hania jest w Nowym Jorku, Kuba pracuje w Warszawie jako wydawca telewizyjny. Ona jeszcze niedawno miała męża, on wciąż zmienia partnerki. Chyba nie są szczęśliwi. Dlaczego nie potrafią być razem, skoro są bratnimi duszami? A może tylko romantyzują przeszłość? Jak pamiętają swój związek i jego koniec? Czy korespondencja doprowadzi ich do kolejnego spotkania?

Ukryte między wierszami to powieść o tęsknocie i straconych szansach. O tym, że żaden związek nie jest idealny. O porozumieniu i niezwykłej przyjaźni. O tym, jak być razem. O wielkiej, niemożliwej miłości.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 167

Rok wydania: 2025

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 4 godz. 7 min

Rok wydania: 2025

Lektor: Jacek KnapJulia Kohman

Oceny
4,6 (10 ocen)
6
4
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Qbikor

Dobrze spędzony czas

Niby nic nadzwyczajnego, ale takiego zakończenia się nie spodziewałam. Poza tym, bardzo lubię formę listów/maili w książkach.
10
Anna-78

Nie oderwiesz się od lektury

coś zupełnie innego, ale jakże dobre, polecam
00
Adinka555

Nie oderwiesz się od lektury

Nie mogłam się oderwać, przeczytałam dosłownie na jednym tchu. Zakończenie może rozczarować, ale ma sens. Polecam!
00



***

Cie­szę się, że do mnie za­dzwo­ni­łaś i zgo­dzi­łaś się na te li­sty. Chciał­bym jak daw­niej na­pi­sać do Cie­bie per „skar­bie”. 

Piję te­raz wino, słu­cham mu­zyki z płyt wi­ny­lo­wych, tak jak ro­bi­li­śmy to wspól­nie. 

Wiem, że wy­je­cha­łaś, bo świat cze­kał na Cie­bie. Bez Cie­bie tylko błą­dzę. Moje błędy mają różne imiona, a ja? Cza­sami nie po­znaję sa­mego sie­bie. Wciąż te same ciemne, krę­cone włosy w nie­ła­dzie i brą­zowe oczy, ale co z tego? Włosy jak moje ży­cie – ciężko je ujarz­mić. A oczy? Po kilku szklan­kach whi­sky szkliły się jak u mo­jego ojca, gdy wra­cał niby z nad­go­dzin, a na­prawdę z baru. Kilka głęb­szych, by uciec od tar­taku i wszyst­kiego, co było z tą pracą zwią­zane.

Ucie­kam, ale nie po­tra­fię uciec od Cie­bie. My­śli o To­bie za­wsze mnie do­ga­niają. Kiedy mil­czymy, w mo­jej gło­wie krzy­czysz. Uci­szam Cię, wtła­cza­jąc do głowy inne ob­razy. Do­ty­kam, pra­gnę, szu­kam Cię w in­nych, choć wiem, że sam sie­bie oszu­kuję.

Nie wiem, czy Ty na­prawdę taka je­steś, czy to wszystko so­bie wy­my­śli­łem. Cza­sami my­ślę, że je­śli nie mogę mieć mi­ło­ści, to przy­naj­mniej mogę mieć tę­sk­notę. Tę­sk­nota trwa dłu­żej niż mi­łość. Ale je­śli to, co nas łą­czyło, było praw­dziwe – za­sta­na­wiam się, jaką część mnie mu­siał­bym wy­rwać i wy­rzu­cić, by mo­gło nam się udać.

Lu­bi­łem nas. Każdą chwilę. Spa­cery za rękę, seks przy ścia­nie, wino przy mu­zyce, którą tylko my ro­zu­mie­li­śmy, kłót­nie, trzask ta­le­rzy i go­rące go­dze­nie się. Na­wet te zło­śliwe słowa, które pa­dały chwilę przed wy­cią­gnię­ciem do sie­bie rąk. Ale ile można się huś­tać? Z ta­kiej huś­tawki za­wsze się w końcu spada. Mimo to wra­cam, wcho­dzę na nią, roz­pę­dzam się. Po co? Może po to, by coś po­czuć.

Bo bę­dąc z in­nymi, nie czuję nic. Ani roz­cza­ro­wa­nia, kiedy od­cho­dzą, ani ra­do­ści, kiedy się po­ja­wiają. Ale te­raz czuję. Do­kład­nie tak samo jak wtedy, gdy pierw­szy raz Cię zo­ba­czy­łem na UW. Gdy­bym mógł prze­ży­wać je­den dzień na nowo, byłby to dzień, w któ­rym Cię po­zna­łem.

Ni­gdy Ci o tym nie po­wie­dzia­łem, ale nasz pierw­szy raz za­pla­no­wa­łem tak, jak lu­biła to bo­ha­terka książki, którą mia­łaś ze sobą na in­te­gra­cji. Książka była kiep­ska, ale tam­ten seks – nie­za­po­mniany.

***

Drogi K.,

wy­je­cha­łam dla­tego, że wła­śnie nikt na mnie nie cze­kał. Od świata tego nie ocze­ki­wa­łam, ale gdzieś w środku od Cie­bie – bar­dzo. Pi­szesz, że błą­dzisz beze mnie, ale ra­zem też nie zna­leź­li­śmy ni­gdy drogi, mimo że szło się tak do­brze, a świat ma­mił pięk­nymi ob­ra­zami. Tyle że po­tem przy­szła do­ro­słość, czy też może po­winna była po nas przyjść, i chyba tylko ja otwo­rzy­łam jej drzwi.

Wy­je­cha­łam też tro­chę po to, żeby uciec, co pa­ra­dok­sal­nie ma po­móc mi się od­na­leźć. Wie­dzia­łam, że ten pa­skudny, cią­gnący się roz­wód bę­dzie pchał mnie pod je­den ad­res, ten sam, który za­wsze, gdy było mi źle, tak mocno przy­cią­gał.

Na­wet nie wiesz, jak do­brze czuję się w tych Two­ich czte­rech (do­słow­nie :)) ścia­nach. Le­że­nie na ma­te­racu na pod­ło­dze, wy­po­mi­na­nie Ci, kiedy ku­pisz w końcu łóżko, słu­cha­nie płyt. Nie­ważne, co za oknem – tam wszystko, co na ze­wnątrz, po pro­stu nie ist­niało.

Może tak, jak na­pi­sa­łeś, tę­sk­nota trwa dłu­żej niż mi­łość, a może jedną z de­fi­ni­cji mi­ło­ści jest tę­sk­nić.

No do­brze, wróćmy na zie­mię. Rety, ależ to mia­sto ina­czej pach­nie, ina­czej brzmi! Dzi­siaj w me­trze przy­glą­da­łam się lu­dziom i nie mo­głam się tym na­cie­szyć. Ko­cham Nowy Jork, cu­dow­nie by­łoby usiąść tu kie­dyś z Tobą w ma­łym jaz­zo­wym lo­kalu. Za­to­pić się w mu­zyce i al­ko­holu. Po pro­stu po­być ra­zem, bez de­fi­nio­wa­nia, czym to by­cie jest.

H.

PS Ale jak to za­pla­no­wa­łeś?! Prze­cież to ja Cię po­de­rwa­łam :)

***

Ha­niu,

za­cznę od końca. Że niby kto kogo po­de­rwał?!

Matka, za­nim ode­szła, po­dzie­liła się czymś ze mną. Mó­wiła, że choć oj­ciec my­ślał, że „tylko” pie­cze cia­sta, to ona trzy­mała stery ich ży­cia. Tyle że tak, by wie­rzył, że de­cy­zje na­leżą do niego. Lu­biła two­rzyć tę ilu­zję spraw­czo­ści. Lu­biła w so­bie to, że po­ciąga za sznurki, nie po­trze­bu­jąc uzna­nia.

Ja też to lu­bię.

Na­pi­sa­łaś o wy­jeź­dzie, żeby uciec i rów­no­cze­śnie się od­na­leźć. Po­słu­cha­łem wtedy utworu pew­nego po­etyc­kiego ra­pera. Re­fren wciąż dudni mi w gło­wie:

Po raz ko­lejny wy­jeż­dżam, bo choć to mia­sto

Ma mi­lion ulic, mi jest wciąż w nim cia­sno

Jadę, żeby nie pa­trzeć już w oczy ni­komu

Kogo znam, bo jest w nich pu­sto jak w moim domu[1].

Iro­nia, prawda? Pustką po­winno być ła­twiej za­rzą­dzać niż ży­ciem z drugą osobą, a ja na­wet z pustką so­bie nie ra­dzę. Za­py­cham ją książ­kami w sa­lo­nie, ro­man­sami w sy­pialni. Kiedy wy­cho­dzi­łaś za Szy­mona, po raz pierw­szy po­czu­łem, że umie­ram. I na­wet umrzeć nie mo­głem do końca. Ni­gdy Ci tego nie mó­wi­łem. Nie chcia­łem mie­szać Ci w gło­wie.

Pa­mię­tam każdą Twoją roz­terkę po ślu­bie. Każde Twoje „ale” trak­to­wa­łem jak na­dzieję. Za­wsze mia­łem prze­czu­cie, że „my” nie za­leży od tego, czy ja się zmie­nię, ale czy Ty zde­cy­du­jesz, że chcesz mnie ta­kim, jaki je­stem. Tro­chę dup­kiem. Tro­chę flir­cia­rzem. I tro­chę kimś, kogo kie­dyś ko­cha­łaś.

A te­raz? Mam kaca po wczo­raj. Dzi­siaj rano ro­bi­li­śmy po­ranne wy­da­nie wia­do­mo­ści. Brzy­dzi mnie ta praca – wy­bie­ramy, co po­wie­dzieć, a co prze­mil­czeć, bo in­te­res wła­ści­ciela jest waż­niej­szy od prawdy. Może dla­tego słu­cham mu­zyki, któ­rej nikt nie chce. Prawdy też nikt nie chce. Mnie chcą wszyst­kie – bo wy­daję się taki nie­praw­dziwy.

Nie wiem, jak pach­nie Nowy Jork. Je­śli To­bie się po­doba, pew­nie i mnie by się spodo­bał. Znam go tylko z ksią­żek i okła­dek płyt. Cza­sami ża­łuję, że całe ży­cie go­ni­łem za czymś więk­szym niż to, co mieli moi ro­dzice. Ko­niec koń­ców mieli wię­cej ży­cia, niż ja mam te­raz. Za­ro­bi­łem tylko pie­nią­dze. Wy­daję je w skle­pie z wi­ny­lami, dla­czego? Bo mi­jam ten sklep po dro­dze do pracy. Obok jest sklep z wi­nami. Cza­sem my­ślę, że po­winni zro­bić dla mnie spe­cjalną pro­mo­cję – do sła­bej płyty dwa wina gra­tis. Może wtedy płyta by­łaby lep­sza. (śmiech)

A skoro mowa o za­pa­chach, to moje miesz­ka­nie śmier­dzi spa­le­ni­zną. Ostat­nio, kiedy roz­bie­ra­łem jedną z ko­biet, jej bie­li­zna wy­lą­do­wała na świeczce. Naj­pierw po­czu­łem smród, po­tem wodę. Po­cząt­kowo my­śla­łem, że to ona try­ska, ale to tylko zra­sza­cze prze­ciw­po­ża­rowe.

Do­brego dnia w No­wym Jorku, Ha­niu.

***

Dzień do­bry, K.,

ładne to o ma­mie. Ża­łuję, że jej nie po­zna­łam; mam wra­że­nie, że dzięki temu mo­gła­bym jesz­cze le­piej po­znać Cie­bie. Za­wsze za tym Twoim cy­ni­zmem i bła­zno­wa­niem wi­dzia­łam – i wi­dzę na­dal – wraż­li­wego, za bar­dzo jak na te czasy, za­gu­bio­nego fa­ceta. Mo­żesz to ukry­wać przed in­nymi, ma­sko­wać zgrab­nymi ri­po­stami, ale znam Cię zbyt do­brze. Ko­cham Twoje po­czu­cie hu­moru, ale chyba za­wsze jesz­cze bar­dziej ko­cha­łam tego go­ścia, któ­rego cho­wasz za dow­ci­pem. Może dla­tego, że to ten pierw­szy pie­przy te wszyst­kie ko­biety.

Ja też umie­ra­łam tam­tego dnia. Ina­czej za­pewne niż Ty, ale wie­dzia­łam, że po­peł­niam naj­więk­szy błąd mo­jego ży­cia. Tylko nie mia­łam po­ję­cia, jak zro­bić krok wstecz. Wma­wia­łam so­bie, że po­stę­puję doj­rzale. Ślub z do­brze za­po­wia­da­ją­cym się le­ka­rzem w teo­rii wy­da­wał się świet­nym po­my­słem. Na­wet na­sze ro­dziny do­sko­nale się znały, na­sze matki same za­pla­no­wały wła­ści­wie całe we­sele... a po­tem na­sze ży­cie. I co, mia­łam na­gle po­wie­dzieć, że nie dam rady? Że to nie jest ży­cie, któ­rego pra­gnę? Wiesz, jaka jest moja mama, trudno jej się sprze­ci­wić. Chyba tylko Ty to umia­łeś, za co Cię ser­decz­nie nie cier­piała.

Pa­mię­tasz, jak mi się oświad­czył? Tan­deta z ko­la­cją na plaży. Po­pły­nęły mi wtedy z oczu łzy. Oczy­wi­ście Szy­mon wziął je za wzru­sze­nie. A mnie bo­lało w środku wszystko, wie­dzia­łam, że to nasz ko­niec, mój z Tobą. Taki na do­bre. Że ta furtka za­trza­śnie się już na za­wsze. Nie by­li­śmy ra­zem od kilku lat, ale lu­bi­łam my­śleć, że to chwi­lowe, że w końcu na sie­bie znowu tra­fimy, tak jak za­wsze. No i oczy­wi­ście tra­fi­łam do Two­jego miesz­ka­nia od razu po po­wro­cie. Szłam do Cie­bie z moc­nym po­sta­no­wie­niem, że po pro­stu po­wiem Ci, że wy­pada za­mknąć to, co nie­do­po­wie­dziane mię­dzy nami, co trwało już tyle lat. Na­prawdę nie pla­no­wa­łam skoń­czyć w Twoim łóżku, ale jak za­wsze na Twój wi­dok zmię­kły mi ko­lana. Nie wiem, co mnie tak w To­bie po­ciąga. Gdy je­stem da­leko, po­tra­fię nad wszyst­kim pa­no­wać, gdy po­ja­wiasz się przy mnie, prze­staję być tą kon­tro­lu­jącą wszystko osobą. Wy­star­czy, że de­li­kat­nie mu­śniesz moją dłoń, a nie je­stem w sta­nie już my­śleć o ni­czym in­nym jak o tym, że­byś mnie ro­ze­brał. Zresztą tam­ten seks z po­czu­ciem winy i tak był lep­szy niż z kim­kol­wiek in­nym. Ko­cha­li­śmy się, za­sy­pia­li­śmy, słu­cha­li­śmy smut­nych płyt i znowu się ko­cha­li­śmy. W za­sa­dzie za­mie­ni­li­śmy może kilka słów, a by­li­śmy tak bli­sko, jak tylko się da być z dru­gim czło­wie­kiem. A jed­no­cze­śnie tak da­leko jak ni­gdy wcze­śniej. Chcia­łam wie­rzyć, że wszystko ro­zu­miesz, że ni­czego nie trzeba tłu­ma­czyć. Wy­szłam nad ra­nem, pa­trzy­łam jesz­cze chwilę, jak śpisz. Chyba li­czy­łam, że się obu­dzisz, że może mnie za­trzy­masz. Po­wiesz coś, co wszystko zmieni. Wy­szłam po ci­chu.

Nie przy­sze­dłeś na ślub. Cho­ciaż to wła­śnie Cie­bie spo­śród dwu­stu pięć­dzie­się­ciu go­ści wy­pa­try­wa­łam naj­bar­dziej. Tylko Cie­bie chcia­łam zo­ba­czyć. Nie wiem, może jako dziew­czynki na­oglą­da­ły­śmy się za dużo Di­sne­jow­skich ba­jek. Gdzieś w środku ma­rzy­łam, że po­jawi się książę, który za­bie­rze mnie do swo­jego zamku. Dla­tego gdy wczo­raj na­pi­sa­łeś, że nie chcia­łeś mie­szać mi wtedy w gło­wie, coś we mnie pę­kło. Otwo­rzy­łam bu­telkę wina i ry­cząc, wy­pi­łam ją do dna. Może wszystko mo­gło wy­glą­dać dzi­siaj ina­czej?

Ude­rza­jące jest to, że na­dal czuję za­zdrość, gdy tylko po­jawi się w Two­jej hi­sto­rii ja­kaś ko­bieta. Wiem, od dawna nie mam do niej prawa. Po pro­stu chcia­ła­bym wie­rzyć, że na ko­niec dnia to za­wsze by­łam i je­stem tylko ja. Ale pisz o nich da­lej, nie chcę, że­byś cen­zu­ro­wał co­kol­wiek. Bądźmy w tych ma­ilach naj­praw­dziw­szymi wer­sjami nas.

Wiesz prze­cież, że Twoja praca jest ważna wła­śnie dla­tego, że nie idziesz na kom­pro­misy, że szu­kasz prawdy na­wet wtedy, gdy jest nie­wy­godna. Po­trzeba nam ta­kich lu­dzi jak ni­gdy wcze­śniej, nie pod­da­waj się. Los bun­tow­nika za­wsze jest trudny, ale prze­cież nie po­tra­fisz ina­czej.

Dzi­siaj mam spo­tka­nie z wy­dawcą, który chce ku­pić prawa do trzech ksią­żek na­szych au­to­rów. Je­śli to wy­pali, czeka mnie tu pew­nie jesz­cze co naj­mniej kilka ty­go­dni pracy.

Trzy­maj za mnie kciuki,

H.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

Przy­pisy

[1] Małpa, Wy­jeż­dżam, by wró­cić, słowa: Łu­kasz Mał­kie­wicz, mu­zyka: Ka­mil Mar­ko­wicz.
Pro­jekt okładkiKa­ro­lina Że­la­ziń­ska-So­biech
Ilu­stra­cja na okładceTo­masz Ko­ło­dziej­czyk „Na plaży”
Re­dak­cjaDo­mi­nik Lesz­czyń­ski
Ko­rektaAnna Stro­żek Te­resa Zie­liń­ska
Co­py­ri­ght © by Żur­na­li­sta, 2025 Co­py­ri­ght © by Ju­lia Koh­man, 2025 Co­py­ri­ght © by Wielka Li­tera Sp. z o.o., War­szawa 2025
ISBN 978-83-8360-150-2
Wielka Li­tera Sp. z o.o. ul. Wiert­ni­cza 36 02-952 War­szawa
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.