Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
W ciągu ostatniego stulecia ubóstwo na świecie było w dużej mierze postrzegane jako problem techniczny, wymagający jedynie odpowiednich rozwiązań eksperckich. Jednak eksperci zbyt często zalecają przeprowadzanie doraźnych operacji, nie zajmując się systemowymi czynnikami politycznymi, które w pierwszej kolejności doprowadzają do powstania problemów. Co więcej, tworzą oni mimowolną zmowę z życzliwymi autokratami, pozostawiając im jeszcze więcej okazji do naruszania praw ubogich.
W „Tyranii ekspertów” ekonomista William Easterly, autor bestsellera „The White Man’s Burden”, śledzi historię walki z globalnym ubóstwem, pokazując nie tylko, jak stosowane taktyki zdeptały indywidualną wolność ubogich na świecie, ale również, jak stłumiły potrzebną debatę na temat alternatywnego podejścia do rozwiązania ubóstwa – wolności.
Prezentując bogactwo najnowocześniejszych badań ekonomicznych, W. Easterly dowodzi, że tylko nowy model rozwoju, oparty na poszanowaniu indywidualnych praw ludzi w krajach rozwijających się, który jednocześnie przyjmuje, że niekontrolowana władza państwowa jest problemem, a nie rozwiązaniem, będzie w stanie raz na zawsze położyć kres globalnemu ubóstwu.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 548
Rok wydania: 2022
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Pierwsze wydanie
Copyright © 2013, William Easterly
All rights reserved
For the Polish Edition
Copyright © 2021 Fundacja Warsaw Enterprise Institute
All rights reserved
Tytuł oryginału: The Tyranny of Experts
Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej publikacji nie może być powielana, przechowywana w systemie wyszukiwania lub przekazywana, w jakiejkolwiek formie i w jakikolwiek sposób elektroniczny, mechaniczny, fotokopiujący, nagrywający lub inny, bez uprzedniej pisemnej zgody.
tłumaczenie: Wioletta Pysiak
redakcja: Weronika Girys-Czagowiec (UKKLW)
korekta: Firma UKKLW – Małgorzata Ablewska, Elżbieta Steglińska
E-book: Kagira
Fundacja Warsaw Enterprise Institute
Al. Jerozolimskie 30
00-024 Warszawa
ISBN: 978-83-67272-00-1
Spis treści
CZĘŚĆ PIERWSZA Debata, która nigdy się nie odbyła
ROZDZIAŁ PIERWSZY Wprowadzenie
ROZDZIAŁ DRUGI Dwóch laureatów Nagrody Nobla i debata, której nigdy nie przeprowadzili
CZĘŚĆ DRUGA Dlaczego debata nigdy się nie odbyła – prawdziwa historia idei rozwoju
ROZDZIAŁ TRZECI Dawno temu w Chinach
ROZDZIAŁ CZWARTY Rasa, wojna i los Afryki
ROZDZIAŁ PIĄTY Jeden dzień w Bogocie
CZĘŚĆ TRZECIA Niezapisana karta kontra uczenie się z historii
ROZDZIAŁ SZÓSTY Wartości: długa walka o prawa jednostki
ROZDZIAŁ SIÓDMY Instytucje: nękamy je, jeśli tylko możemy
ROZDZIAŁ ÓSMY Instytucje: marzenie większości
CZĘŚĆ CZWARTA Narody kontra jednostki
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY Domy czy więzienia? Narody i migracje
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY Jak bardzo liczą się narody?
CZĘŚĆ PIĄTA Świadomy projekt kontra spontaniczne rozwiązania
ROZDZIAŁ JEDENASTY Rynki: stowarzyszenie rozwiązywaczy problemów
ROZDZIAŁ DWUNASTY Technologie: jak odnieść sukces, nie wiedząc, jak to zrobić?
ROZDZIAŁ TRZYNASTY Przywódcy: jak uwodzą nas dobrotliwi autokraci
ROZDZIAŁ CZTERNASTY Wnioski
Dla Lizzie
Rolnicy z hrabstwa Wood położonego w wiejskim północno-zachodnim Ohio nigdy tego nie przewidzieli. Żołnierze przybyli rano w niedzielę, 28 lutego 2010 r., kiedy mieszkańcy byli w kościele. Rolnicy, słysząc strzały, pospieszyli do swoich domów, które stały już w płomieniach. W tym czasie niektórzy żołnierze trzymali farmerów na muszce, aby uniemożliwić im ratowanie domostw, inni w stodołach oblewali benzyną niedawno zebrane zboże i również je spalili. Ośmioletnie dziecko zostało uwięzione i zginęło w ogniu. Krów mlecznych pozbyto się szybciej i w bardziej humanitarny sposób – serią ognia z karabinu maszynowego. Następnie żołnierze odmaszerowali z ponad 20 tysiącami rolników na celowniku. Powiedziano im: nigdy nie wracajcie, ziemia nie jest już wasza.
Farmerzy, których domy należały do ich rodzin już od pokoleń, nie byli zadowoleni, gdy dowiedzieli się, że brytyjska firma zabiera ich ziemię z pomocą żołnierzy. Zamierzała uprawiać lasy, a następnie sprzedawać drewno. Rolnicy stali się jeszcze bardziej przygnębieni, gdy usłyszeli, że Bank Światowy, oficjalna międzynarodowa organizacja walcząca z globalnym ubóstwem, sfinansował i wypromował projekt brytyjskiej firmy. Bank Światowy nie podlega prawu ani sądom stanu Ohio i Stanów Zjednoczonych.
Być może rolnicy mieli nadzieję, że rozgłos im pomoże. I rzeczywiście, rok później brytyjska organizacja praw człowieka Oxfam opublikowała raport o tym, co wydarzyło się w Wood County w lutym 2010 r. W „New York Timesie” 21 września 2011 r. ukazał się artykuł na temat raportu. Następnego dnia Bank Światowy obiecał przeprowadzenie śledztwa. Nigdy go jednak nie przeprowadzono.
W trakcie pisania tego tekstu minęła już czwarta rocznica tragedii. O całym wydarzeniu zapomnieli prawie wszyscy z wyjątkiem ofiar. Rolnicy mogli się tylko zastanawiać, dlaczego nikogo to nie interesowało.
Prawa bogatych i biednych
Czy ta historia jest autentyczna? To prawda, z wyjątkiem jednego szczegółu o charakterze geograficznym – wydarzenia nie miały miejsca w hrabstwie Wood w stanie Ohio; doszło do nich w dystrykcie Mubende w Ugandzie. Bank Światowy promował tam projekt leśny w celu zwiększenia dochodów. Jednak ci, których prawa Bank pominął, nie znaleźli się wśród beneficjentów1. Niewykluczone, że do takiej historii mogłoby dojść również w Ohio. Gdyby tak się stało, podniesiono by krzyk, który pozwoliłby na zapewnienie sprawiedliwości ofiarom i ukaranie sprawców.
Kiedy Thomas Jefferson w 1776 r. napisał najsłynniejszą na świecie deklarację o ideałach politycznych, wspomniał w niej o aktach przemocy króla Anglii wobec jego amerykańskich poddanych: „Splądrował nasze morza, spustoszył nasze wybrzeża, spalił nasze miasta i zniszczył życie naszych ludzi”. Następujące słowa miały zapobiec takiej przemocy: „Uważamy następujące prawdy za oczywiste: że wszyscy ludzie stworzeni są równymi, że Stwórca obdarzył ich pewnymi nienaruszalnymi prawami, że w skład tych praw wchodzi życie, wolność i swoboda ubiegania się o szczęście, że celem zabezpieczenia tych praw wyłonione zostały spośród ludzi rządy, których sprawiedliwa władza wywodzi się ze zgody rządzących”2.
Podobne idee miały być głoszone w innych krajach Zachodu. Na przykład Deklaracja praw człowieka i obywatela, zatwierdzona przez rewolucyjne francuskie Zgromadzenie Narodowe 26 sierpnia 1789 r., miała na celu: „Postanowili przedstawić w uroczystej Deklaracji naturalne, niezbywalne i święte prawa Człowieka. […] Ludzie rodzą się i pozostają wolni i równi w swych prawach. […] Wolność polega na możności czynienia wszystkiego, co nie szkodzi drugiemu”3.
Owe aspiracje dotyczące wolności były aspiracjami biednych ludzi. Francuzi w roku 1789 i Amerykanie w roku 1776 uzyskiwali średnie dochody na osobę mniej więcej na poziome dochodów współczesnego Afrykanina. Bank Światowy ma swoją siedzibę na Zachodzie i zatrudnia wielu menedżerów oraz pracowników, dla których to marzenie się spełniło. Nie zapewnia jednak jego spełnienia światu obejmującemu również ten obszar, który bywał już nazywany Trzecim Światem czy krajami słabo rozwiniętymi.
Bank Światowy nie może uniknąć dyskusji na temat natury rządu w fazie rozwoju i od lat przygotowuje raporty na ten temat, które od lat ogólnikowo nazywa governance. Najnowsza wersja to raport Banku Światowego na temat rządów z 2007 roku, z którego wynika, iż: „Wdrażanie wzmocnionego podejścia do rządów […] wymagać będzie […] ostrożnego rozwoju […] szczegółowych ram wyników, rozważenia skutków budżetowych i kadrowych […] oraz dalszych konsultacji z zainteresowanymi stronami. Konkretne inicjatywy potrzebne do pełnej operacjonalizacji tej strategii zostaną przedstawione w Planie Wdrożeniowym”4.
Koncepcje, które odgrywają niewielką rolę lub nie odgrywają żadnej we „wzmocnionym podejściu do rządów”, to: wolność, równość, prawa lub demokracja. Owe pominięcia nie są przypadkowe – to trwająca od lat praktyka w zakresie sporządzania raportów Banku Światowego. Zapytane o niezwykle konsekwentne pomijanie słowa „demokracja” w oficjalnych raportach i przemówieniach Banku Światowego biuro prasowe Banku wyjaśniło autorowi, że Bank Światowy zgodnie z swoim własnym statutem nie może używać słowa „demokracja”. Prześledźmy historię stojącą za tym dziwnym i istotnym stwierdzeniem, cofając się do lat 40. XX w.
Przykładem braku przywiązania do takich ideałów jest skuteczne uchylanie się przez Bank Światowy od jakiejkolwiek odpowiedzialności za spalenie domów ubogich rolników. Kolejny przykład stanowią uniki językowe, takie jak „wzmocnione podejście do rządów” wraz z „rozważeniem skutków budżetowych i kadrowych”. Rolnicy z Mubende w Ugandzie mają powody, by wątpić, że należą do „ludzi [którzy] się rodzą i pozostają wolni i równi w swych prawach”.
Technokratyczna iluzja
Konwencjonalne podejście do rozwoju gospodarczego, do wzbogacania się biednych krajów oparte jest na technokratycznej iluzji: przekonaniu, że bieda stanowi problem czysto techniczny, podatny na takie rozwiązania, jak nawozy, antybiotyki czy suplementy diety. Widzimy to w działaniach Banku w Mubende. Zobaczymy, że to samo przekonanie panuje wśród innych instytucji, które zwalczają globalne ubóstwo, jak Fundacja Gatesów, Organizacja Narodów Zjednoczonych oraz agencje pomocowe USA i Wielkiej Brytanii.
Technokratyczne podejście ignoruje to, co w niniejszej książce uznaje się za prawdziwą przyczynę ubóstwa – niekontrolowaną władzę państwa nad biednymi ludźmi pozbawionymi praw. Na przykład w Mubende w Ugandzie techniki ulepszonego leśnictwa oferowały rozwiązanie problemu ubóstwa. Nie było to jednak rozwiązanie dla rolników z Mubende. Iluzja, że problem ma charakter techniczny, tylko odwróciła uwagę od łamania praw rolników przez żołnierzy i Bank Światowy.
Poprzez tę technokratyczną iluzję eksperci techniczni mimowolnie nadają nowe uprawnienia i legitymizację państwu jako podmiotowi, który będzie wdrażał rozwiązania techniczne. Ekonomiści, którzy opowiadają się za podejściem technokratycznym, wykazują się straszliwą naiwnością w kwestii władzy, twierdząc, że gdy ograniczenia władzy zostaną poluzowane lub nawet usunięte, sama władza pozostanie dobrotliwa z własnej woli.
To, co kiedyś było boskim prawem królów, w naszych czasach stało się prawem rozwoju dyktatorów. Ukryta koncepcja dzisiejszego rozwoju stanowi wizję autokratów o dobrych intencjach, którym doradzają eksperci techniczni, co w książce zostało nazwane „rozwojem autorytarnym”. Samo słowo „technokracja” (synonim autorytarnego rozwoju) jest ideą z początku XX w., oznaczającą rządy ekspertów.
Kuglarstwo, które skupia uwagę na rozwiązaniach technicznych, a jednocześnie tuszuje naruszenia praw prawdziwych ludzi, to moralna tragedia dzisiejszego rozwoju. Prawa ubogich – takie jak prawo rolników ugandyjskich, aby ich domy nie zostały spalone – są same w sobie moralnymi celami. Nie istnieją moralnie neutralne podejścia do ubóstwa. Każde podejście do rozwoju będzie albo szanowało prawa ubogich, albo je naruszało. Nie można uniknąć tego moralnego wyboru, odwołując się do „nieideologicznej polityki opartej na dowodach” (sformułowanie popularne w dzisiejszych czasach).
Rozwój autorytarny to także tragedia pragmatyczna. Historia i współczesne doświadczenia sugerują, że wolne jednostki z prawami politycznymi i ekonomicznymi – nazwijmy to wolnym rozwojem – tworzą niezwykle udany system rozwiązywania problemów. Wolny rozwój daje nam prawo wyboru spośród niezliczonej liczby spontanicznych rozwiązywaczy problemów, nagradzając tych, którzy nasze problemy rozwiązują. Owi publiczni i prywatni rozwiązywacze problemów osiągają znacznie więcej niż dyktatorzy, którzy wdrażają rozwiązania dostarczane przez ekspertów. Zobaczymy, jak wolny rozwój pozwala nasmarować skrzypiące koło, podczas gdy autorytarny rozwój tylko je ucisza – być może nalotem policyjnym i karą więzienia.
Technokratyczna iluzja to przekonanie, że ubóstwo wynika z braku wiedzy, podczas gdy tak naprawdę jest to brak praw. Nacisk na problem ekspertyzy pogłębia problem praw, ponieważ techniczne problemy ubogich (i brak technicznych rozwiązań dla tych problemów) są objawem, a nie przyczyną ubóstwa. W książce dowiedziono, że przyczynę ubóstwa stanowi brak praw politycznych i ekonomicznych, brak wolnego systemu politycznego i gospodarczego, który znalazłby techniczne rozwiązania dla problemów ubogich. Autokratyczny dyktator, od którego eksperci oczekują, że zapewni techniczne rozwiązania dla problemów technicznych, nie jest rozwiązaniem – on jest problemem.
Anonimowi autokraci
Wyjaśniłem stanowisko, którego dowodzi niniejsza książka. Jednak może być ono zupełnie błędne – dlatego cała książka poświęcona jest rozważaniu nad tym, czy moralność, teoria i dowody wskazują na tyranię ekspertów.
Ci, którzy wspierają rozwój autokratów, nie postrzegają autokracji jako celu samego w sobie. Szczerze wierzą, że autokraci zapewniliby ucieczkę od biedy szybciej niż wolne systemy. Uważają, że eksperci doradzający autokratom lepiej niż biedni ludzie wiedzą, jak rozwiązać ich problemy. Mogą mieć rację – w końcu w przeszłości miały miejsce przypadki pomyślnego rozwoju pomimo nierespektowania praw jednostek, a wiele wysiłków jednostek kończy się niepowodzeniem (zarówno wśród bogatych, jak i biednych). Pragmatyczne argumenty za wolnym, a nie autokratycznym rozwojem często okazują się sprzeczne z naszą intuicją.
Powszechna przez wiele dziesięcioleci wśród obserwatorów rozwoju była koncepcja „dobrotliwego autokraty”. Zgodnie z nią przywódca może mieć nieograniczoną władzę, ale jego intencje dotyczące tego, co z ową władzą zrobić, mogą być uznawane za dobre. Potrzebuje on (bo większość autokratów to rzeczywiście mężczyźni) tylko fachowej porady, aby osiągnąć dobre cele. Kiedy w kraju rządzonym przez autokratę faktycznie przydarzają się dobre rzeczy – na przykład wysoki wzrost gospodarczy lub szybka poprawa stanu zdrowia społeczeństwa – zasługę za nie przypisuje się autokracie. Dobre wyniki są zatem traktowane jako faktyczny dowód dobrotliwości autokraty. Te twierdzenia mogą być słuszne – być może naprawdę potrzeba autokratów, aby załatwić sprawy, aby uniknąć demokratycznego impasu – jednak należy je co najmniej przedyskutować w ramach jakiejkolwiek debaty. W tej książce zostanie przeprowadzona taka debata.
Poparcie dla autorytarnego podejścia do rozwoju czasami nie jest jawne, lecz dorozumiane. Często okazuje się ono raczej altruistyczne niż samolubne. Poparcie dla autokratów bywa częściej niezamierzone niż zamierzone. Nie istnieje żaden spisek przeciwko prawom. Mogę sympatyzować z ekonomistami, którzy w swojej gorliwości pomagania biednym na świecie nieświadomie sprzyjają autokracji, bo sam przez długi czas byłem jednym z nich.
Historia idei autorytaryzmu
W niniejszej książce opisano historię rozwoju systemu autorytarnego. Dostrzeżemy, że odbyła się debata – rozwój autorytarny kontra wolny rozwój. Jednak dla ekspertów rozwoju, którzy przejęli tę dziedzinę w latach 50. XX w., debata ta już się zakończyła – zwyciężyła strona autorytarna. Jak zauważymy, pomimo że elokwentni zwolennicy nadal opowiadali się za wolnym rozwojem, społeczność rozwojowa już ich nie słuchała. Obecnie nadal ich nie słucha.
Aby dowiedzieć się, jak do tego doszło, musimy cofnąć się do okresu sprzed oficjalnego rozpoczęcia rozwoju w 1949 r., kiedy to Harry S. Truman po raz pierwszy ogłosił amerykański program pomocy zagranicznej, i przyjrzeć się w dużej mierze nieznanej historii rozwoju z początku XX w. w miejscach takich jak przedrewolucyjne Chiny i brytyjska kolonialna Afryka. Przypatrzymy się debatom toczącym się między niektórymi z pierwszych ekonomistów rozwoju, w czasie gdy jeszcze nie byli tak nazywani.
Kiedy po raz pierwszy pomyślano o rozwoju, otwarty rasizm uniemożliwiał zachodnim graczom dostrzeżenie wolnej alternatywy – to znaczy alternatywy opartej na prawach jednostki i inicjatywie – jako możliwej do zastosowania w pozostałej części świata (reszta świata). Działania kolonialne i półkolonialne Zachodu bezpośrednio naruszały prawa ubogich w reszcie świata. Zobaczymy, w jaki sposób rozwój technokratyczny dał tym działaniom osłonę, uznając je za środki techniczne mające na celu poprawę dobrobytu podmiotów kolonialnych.
Jednak pomimo zanikania jawnego rasizmu i kolonializmu idee technokratyczne były nadal atrakcyjne. Historia pozwala nam również zbadać motywacje polityczne, które czasami decydują o zwycięstwie jednej ze stron danej debaty. Rozwój technokratyczny okazał się popularny wśród niezwykle różnorodnych grup interesu, w tym nawet rasistów i kolonialistów na Zachodzie z jednej strony oraz nacjonalistycznych przywódców reszty świata, będących ofiarami rasizmu i kolonializmu – z drugiej. Był to ogromny apel do filantropów i humanitarystów w bogatych krajach, którzy chcieli skończyć z globalną biedą, ale także do tych, którzy nie przejmowali się biedą, lecz jedynie polityką zagraniczną i potrzebami bezpieczeństwa narodowego krajów bogatych.
Rozwój technokratyczny był również apelem zrozumiałym dla grupy, której przypisywał duże znaczenie: grupy ekspertów rozwoju. Dowiemy się, w jaki sposób ekonomiści przed oficjalnym rozpoczęciem rozwoju w latach 50. XX w. i podczas niego dali się uwieść misyjnemu zapałowi, by zostać namaszczonymi ekspertami rozwoju, podczas gdy kilku odważnych i zapomnianych ekonomistów sprzeciwiało się temu.
Większość obserwatorów zgadza się z twierdzeniem, że polityczne interesy Stanów Zjednoczonych w okresie zimnej wojny pomogły ustalić, które kraje otrzymają pomoc zagraniczną – to znaczy darowizny od rządów krajów bogatych na wsparcie rozwoju w krajach mniej rozwiniętych – i w jakich kwotach. Nie jest naciąganiem chęć zbadania, czy idee, które uzasadniały tę pomoc, mogły być również politycznie wygodne dla wielkich mocarstw nawet na długo przed zimną wojną. Te interesy polityczne są dziś nadal widoczne w wojnie z terroryzmem.
Zamiarem autora nie jest automatyczne odrzucenie idei, które miały motywację polityczną. Nikt z nas nie jest całkowicie wolny od programów politycznych, a one z kolei nie wykluczają automatycznie programów altruistycznych. Chcę omówić wszystkie idee w kontekście ich zalet. Motywacje polityczne pomagają jednak wyjaśnić, dlaczego często nie udawało się przeprowadzić debaty na temat zalet idei.
Nadzieja w nowych badaniach
Debaty na temat autorytarnych kontra wolnych alternatyw w zakresie rozwoju brakuje od sześciu dekad. Mimo to istnieje nowe źródło nadziei i inspiracji i tym razem niektórzy ekonomiści to dobrzy ludzie. Nowa fala badań nad historią gospodarczą, polityką, instytucjami, kulturą i technologią dostarczyła wielu materiałów, aby wreszcie można było przeprowadzić debatę. Oprócz historii o tym, jak autorytarny rozwój stał się domyślnym konsensusem w sprawie ograniczania globalnego ubóstwa, nowe badania pozwalają zrekonstruować rolę wolnego rozwoju w zmniejszaniu globalnego ubóstwa.
Trzy wymiary nowych badań kwestionują autorytarny konsensus – wymiary, które pojawiły się już w zdławionej protodebacie. Jednym z nich jest nacisk na historię. Technokratyczne rozwiązania łączą się z postrzeganiem historii jako nieistotnej, który to pogląd możemy nazwać teorią niezapisanej karty. Nowe badania powracają nawet do dawnej historii, takiej jak bitwa pod Legnano w północnych Włoszech w 1176 r., aby pokazać, jak XII-wieczny punkt zwrotny dotyczący indywidualnej wolności nadal wpływa na dzisiejsze wyniki we Włoszech. Przeciwieństwo teorii niezapisanej karty stanowi uznanie, że historia ma znaczenie i należy z niej wyciągać wnioski. Otwiera to również drzwi do samej historii będącej dowodem za autorytarnym rozwojem lub przeciw niemu.
Innym wymiarem nowych badań jest nacisk na czynniki pozanarodowe – na przykład technologię, wartości i kontakty sieciowe, które migranci zabierają ze sobą z jednego kraju do drugiego. Odwiedzimy tak zaskakujących graczy, jak senegalskie bractwo religijne, które przeniosło się do głównych miast Zachodu. Ta i wiele innych historii oraz wyników badań rzucają światło na wielką debatę rozwojową dotyczącą prerogatyw narodów kontra praw jednostek.
Wreszcie nowe badania pokazują, jak ważne są spontaniczne rozwiązania w polityce, na rynkach i w technologii. Okazuje się, że kiedy szanuje się prawa miejscowej ludności, powstają nowe branże, nowe technologie, nowe usługi publiczne. To kwestionuje konwencjonalną mądrość o „dobrotliwych autokratach” stojących za wieloma przypadkami sukcesu. Istnieje na przykład więcej dowodów na to, że wzrost znaczenia Chin jako ekonomicznego supermocarstwa można przypisać anonimowemu rozpowszechnianiu ziemniaka w tym kraju zamiast polityce gospodarczej chińskiego władcy Deng Xiaopinga. Docenienie tego zjawiska pozwala nam wreszcie na odbycie największej ze wszystkich debaty rozwojowe: świadome projektowanie rozwoju przez ekspertów kontra spontaniczne rozwiązania jednostek.
Jak na ironię większość ekonomistów zaangażowanych w te badania nie próbowała rozwiązać problemu globalnego ubóstwa; po prostu próbowali oni lepiej zrozumieć i wyjaśnić świat. Badacze ci nie byli też świadomi wielkiej debaty o rozwoju autorytarnym kontra rozwoju wolnym, do której nie doszło przez sześć dekad. Tak więc społeczność rozwojowa z oficjalnych agencji i fundacji filantropijnych nie zmieniła swojego przywiązania do autorytarno-rozwojowego konsensusu. Natomiast obecnie posiadamy wreszcie materiał, który pozwoli nam ponownie otworzyć debatę z uwzględnieniem kwestii praw ubogich.
Niebezpieczne debaty
Zawarta w tej książce intelektualna podróż w kierunku debaty o autokracji kontra wolności będzie zdradliwa, ponieważ konsensus w zakresie rozwoju (jak zobaczymy) ma długą historię dyskwalifikacji i odrzucania przez jego krytyków. Istnieje wiele nieporozumień, które mają tendencję do tłumienia odmiennych poglądów. Przyjrzyjmy się im.
„Po prostu powtarzasz wymęczony argument o wolnym rynku w opozycji do interwencji państwa”. Jest to główna debata dotycząca rozwoju, która wydaje się powiązana z debatą o rozwoju autorytarnym kontra rozwoju wolnym. Jednak nie jest to ta sama debata, ponieważ debata: rynek kontra państwo nie mówi nic o władzy państwa nad jednostką. Rynkowa strona debaty zmierza do tego, aby państwo poszerzyło zakres rynku. Na przykład może znieść cła na handel chroniące niektóre branże, tak aby wolny handel decydował, które branże przetrwają. Państwo mogłoby znieść kontrolę cen i zamiast tego pozwolić rynkom na ich ustalanie. Strona państwowa chce, aby państwo chroniło biednych za pomocą kontroli cen podstawowych towarów i wykorzystywało politykę handlową do wybierania najbardziej obiecujących sektorów, które poprowadzą gospodarkę ku rozwojowi. Jednak żadna ze stron tej debaty nie zajmuje się ograniczeniami władzy państwowej. Niezależnie od tego, która strona zwycięży w debacie „rynek kontra państwo”, państwo wciąż może bezkarnie naruszać prawa osób prywatnych. Według rynkowej strony debaty to wciąż przywódca państwa może decydować, co jest polityką rynkową. Przywódca państwa jest w stanie wybrać, czyje prawa i jakie rodzaje praw – jak na przykład do wolności gospodarczej w ramach handlu – mogą tymczasowo przysługiwać jednostce. Prawa te nigdy nie są bezpieczne, gdy brakuje ograniczeń władzy państwowej lub gdy nie uznaje się zasady równych praw dla wszystkich jednostek we wszystkich sferach działalności.
Rozróżnienie między wolnością gospodarczą a wolnością polityczną pojawia się po obu stronach debaty: rynek kontra państwo, ponieważ niektóre podmioty z każdej ze stron obstają przy prymacie jednego rodzaju wolności nad drugim, lecz nie zgadzają się co do tego, który z nich jest ważniejszy. Jednak choć rozróżnienie to jest pomocne w analizie, to tylko jednolita wizja wolności jest spójna jako ideał. Czy Bank Światowy i rząd Ugandy naruszyły wolność ekonomiczną rolników z dystryktu Mubende w Ugandzie, czy była to ich wolność polityczna? Trudno je rozdzielić: łamanie praw własności narusza wolność gospodarczą, a brutalne tłumienie przez żołnierzy protestów rolników narusza wolność polityczną. Ilekroć w niniejszej książce mówi się o prawach jednostki, dotyczy to zarówno praw politycznych, jak i ekonomicznych, długiej listy praw tradycyjnie szanowanych w dzisiejszych dojrzałych demokracjach kapitalistycznych. Obejmuje to wolność polityczną od zajęcia twojej wolności osobistej oraz gospodarczej, od zajęcia twojej własności, a także wolność polityczną w zakresie gromadzenia się i wolność ekonomiczną handlu, jak również polityczną wolność zastępowania złych dostawców usług publicznych dobrymi oraz ekonomiczną wolność zastępowania złych dostawców usług prywatnych dobrymi.
„Jesteś ideologiem”. Według twórców rozwoju zauważalna jest równia pochyła. Jeśli odejdziesz od tego, co centrum polityczne uważa za centrystowskie, ześlizgujesz się po percepcyjnej równi pochyłej w kierunku ideologii. Odbiorcy czasami szukają zaszyfrowanych słów, które sugerują, że pisarz jest zbyt fundamentalny. Wspomnij o rynkach, a zakłada się, że faworyzujesz świat bez rządu. Jeśli zbyt często wspominasz o wolności, to przypuszcza się, że opowiadasz się za jakąś skrajnie prawicową ideologią. Wspomnij o książce Friedricha Hayeka The Road to Serfdom, a wszyscy będą przekonani, że masz prawo wygłaszać tyrady gospodarzom talk-show. Mniej powszechnie rozpoznawana jest percepcyjna równia pochyła po lewej stronie. Jeśli zbyt często używasz słów „kolonializm”, „rasizm” lub „imperializm” jako pojęć wciąż istotnych dla zrozumienia przeszłego i obecnego rozwoju, ryzykujesz, że będziesz postrzegany jako ideolog lewicowy.
Mam nadzieję, że udało mi się zniechęcić czytelników do poszukiwania słów kodów, ponieważ nie wierzę w nie. Oczywiście naprawdę istnieją zwolennicy białej supremacji, zwolennicy teorii spiskowych i inni ekstremiści, których należy wykluczyć z debaty. Jeśli jednak nasze wykluczenie ekstremistów okaże się zbyt szerokie, po prostu skończymy na powtarzaniu bez końca konsensusu, którego pochodzenie jest niejasne. Jedną z najciekawszych cech historii, z którą się właśnie zapoznajesz, stanowi fakt, że buntownicy przeciwko technokratycznemu konsensusowi pochodzą zarówno z lewicy, jak i z prawicy i często mają sprzeczne poglądy na prawie wszystkie inne tematy.
„Atakujesz figuranta”. Innym zestawem sformułowań sabotujących debatę są: „prawda leży gdzieś pośrodku” lub „nie ma między nami istotnej różnicy”, lub „atakujesz figuranta”.
Czasami łatwiej jest spojrzeć na debatę w kategoriach skrajności, której każda ze stron najbardziej desperacko pragnie uniknąć. Rozważmy dwie przeciwstawne skrajności: (1) świadome projektowanie rozwoju przez przywódców państw i ekspertów Pierwszego Świata oraz (2) rozwój wyłaniający się ze spontanicznych rozwiązań jednostek. Być może nikt nie znajduje się na poziomie czystej skrajności (1), jednak większość w ramach rozwoju ucieka od (2) w sposób, w jaki nie ucieka od (1), obawiając się (błędnie), że (2) nie pozostawia ekspertowi rozwoju nic do zrobienia. Desperacja, z jaką unika się jednej skrajności, sprawia, że druga skrajność wydaje się bliższa uzasadnionej, pośredniej pozycji, a przez to jest się figurantem w mniejszym stopniu.
Niniejsza książka czasami odnosi się do konsensusu opisanej w niej społeczności rozwojowej. Społeczność rozwojowa obejmuje ekspertów politycznych, intelektualistów publicznych, ekonomistów i innych naukowców społecznych. Jej granice są zdefiniowane podobnie jak granice osób, które pracują dla agencji pomocowych rządów bogatych krajów, międzynarodowych agencji pomocy, takich jak Bank Światowy, think tanków, jak Brookings Institution, instytucji filantropijnych, do których należy Fundacja Gatesów, lub konsultantów czy doradców któregokolwiek z powyższych. Nie obejmuje ona profesorów ekonomii prowadzących czysto akademickie badania nad rozwojem, chyba że przejdą oni do pracy w wymienionych powyżej rodzajach agencji.
Idea konsensusu, który pozostaje stabilny w czasie i między grupami, stanowi nadmierne uproszczenie, tak samo jak skrajności w debacie. W ramach takiego konsensusu istnieją oczywiście różne punkty widzenia, a także zmiany w zakresie konsensusu w czasie. Jednak uproszczenie jest konieczne, aby wyjaśnić najważniejsze kwestie.
Również treść konsensusu okazuje się dyskusyjna. Opisując w niniejszej książce konsensus rozwojowo-społeczny, czerpię z własnego 30-letniego doświadczenia w zakresie rozwoju, z kilkudziesięciu lat czytania pism o rozwoju oraz z bezpośrednich cytatów z oficjalnych źródeł, które przedstawiam w dalszej części książki.
Ta książka po prostu skłania do debaty. Nie popadajmy w obsesję na punkcie tego, kto i ile osób znajduje się w dowolnym miejscu pomiędzy dwiema skrajnościami lub kto i ile osób popiera konsensus.
Jaki jest program?
Innym sposobem tłumienia odmiennych poglądów jest przypisanie dysydentowi programu. Pomoże on wyjaśnić, czego autor niniejszej książki nie czyni.
„Nie wspomina o ideologicznych debatach w bogatych krajach”. Istnieje wiele książek o debatach między lewicą a prawicą w Stanach Zjednoczonych i innych bogatych krajach. Zwykle dotyczą one sporów między państwem a rynkiem (jak opisano powyżej). Skupiają się również na konkretnych sprawach, takich jak prawo do kontroli broni, do aborcji lub do prywatności. Ta książka nie dotyczy takich organizowanych w bogatych krajach debat. Ani konserwatyści, ani liberałowie w bogatych społeczeństwach nie podważaliby aksjomatycznego istnienia niezbywalnych praw dla ludzi bogatych, choć oczywiście mogliby się nie zgadzać co do definicji i realizacji poszczególnych praw. Jednak w niniejszej publikacji argumentuje się, że rozwój nie obejmuje niezbywalnych praw dla ubogich, nawet jako punktu wyjścia – a jest nim brakująca debata, której autor tej książki się domaga.
„Nie zarzuca winy z powodu skojarzenia”. Zrozumienie historii rozwoju wymaga zmagania się z rasistami i kolonialistami. Osoby wyznające dziś poglądy, które niegdyś wyznawali rasiści i kolonialiści – na przykład że biedni ludzie nie dbają o własne prawa – nie są tym samym winne rasizmu lub kolonializmu. Historia idei ma znaczenie, ale nie dyskwalifikuje automatycznie idei, które mają wątpliwych prekursorów. Jedną z niespodzianek w zakresie historii idei jest fakt, że te same idee mogą jednocześnie przemawiać zarówno do rasistów, jak i antyrasistów, kolonialistów i antykolonialistów.
„Nie próbuje rozszerzać praw na nowe obszary”. Oprócz tradycyjnej definicji praw jednostki podanej powyżej wielu sugerowało dodatkowe prawa, takie jak prawo do pożywienia lub do opieki zdrowotnej. Toczy się debata na temat tego, czy słowo „prawo” jest odpowiednie w takich przypadkach. Autor niniejszej książki nie uczestniczy za jej pośrednictwem w tejże debacie, która została już odpowiednio opisana w wielu innych książkach (takich jak klasyczna publikacja Development as Freedom laureata Nagrody Nobla Amartyi Sena).
„Nie czyni niniejszej książki podręcznikiem dla pracowników pomocy społecznej i filantropów”. Nie mówi się tu o tym, „co możemy zrobić, aby skończyć z ubóstwem”. Jej cel jest po prostu tożsamy z celem pracowników pomocy społecznej i filantropów: koniec biedy. Nakłanianie, by jakiekolwiek dyskusje na temat rozwoju koniecznie prowadziły do natychmiastowego działania filantropijnego, hamuje jasne myślenie. Działania wynikają z zasad i zrozumienia. W niniejszej książce omawia się zasady rozwoju, dąży się do zrozumienia, czym jest rozwój, nie zaleca się w niej konkretnych działań. Istnieje obawa przed bezczynnością i obojętnością na tragiczne problemy światowego ubóstwa, którą podzielam. Jednak nieprawidłowe działania są równie niebezpieczne i mogą wywołać większą obojętność i rozczarowanie, gdy zawiodą. Niezwykle ważne jest poznanie zasad działania tuż przed jego podjęciem i temu właśnie jest poświęcona ta publikacja. Na koniec powiem więcej o tym, dlaczego nieuniknione i absolutnie konieczne jest skupienie się na zasadach.
„Nie wygłasza exposé naukowego”. Eksperci i technokraci omawiani w tej książce nie są badaczami akademickimi. Są to eksperci w dziedzinie polityki, intelektualiści publiczni, pracownicy agencji pomocowych i fundacji filantropijnych, ekscentryczni miliarderzy i thinktankerzy – wspomniana już społeczność rozwojowa. Środowisko akademickie jest dalekie od ideału. Jednak w tym przypadku mamy wiele dobrego do powiedzenia o akademickich badaniach z zakresu nauk społecznych. Z mojego doświadczenia wynika, że większość badaczy akademickich odznacza się wyjątkową uczciwością i sumiennością. Oczywiście niektórzy naukowcy są również intelektualistami publicznymi (w tym autor książki). Inni stają się urzędnikami państwowymi i tylko w tej roli mogliby oni zmieścić się w definicji technokraty. Natomiast wyłącznie jako publiczni intelektualiści lub urzędnicy uczestniczą oni w wielkiej debacie o autokracji kontra wolności.
„Nie krytykuje całości wiedzy eksperckiej”. Kiedy moja toaleta przestaje działać, jestem wdzięczny za pomoc ekspertowi hydraulikowi. Kiedy dopadnie mnie giardia, jestem wdzięczny lekarzowi ekspertowi, który przepisuje flagyl. Eksperci w zakresie spraw sanitarnych, zdrowia i edukacji oferują ogromne korzyści ubogim na świecie. Leki i chroniące przed malarią moskitiery z pewnością ratują życie. W niniejszej książce nie dąży się do potępienia wszelkiej wiedzy, ale do rozróżnienia pomiędzy dobrymi i złymi ambicjami w zakresie korzystania z wiedzy ekspertów rozwoju.
Opiszmy teraz tę debatę bardziej szczegółowo na przykładzie dwóch przeciwnych sobie laureatów Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii, którzy otrzymali swoje wyróżnienia tego samego dnia. Byli oni elokwentnymi rzecznikami przeciwnych krańców spektrum w rozwoju praw jednostki, chociaż nigdy nie debatowali. Po zapoznaniu się z ich poglądami lepiej zrozumiemy, jak wysoka była stawka w tej debacie. Zobaczymy też, jak i dlaczego jeden z nich chciał debaty, a drugi nie.
1 J. Kron, In Scramble for Land, Group Says, Company Pushed Ugandans Out, „New York Times” 2011, September 21; M. Grainger, K. Geary, The New Forests Company and its Uganda Plantations, Oxfam International Case Study, September 22, 2011, , [dostęp: 6.09.2013].
2 Powszechna historia i prawa. Wybór tekstów źródłowych, wybór M.J. Ptak, M. Kinstler, Wrocław 1999, s. 331.
3 http://libr.sejm.gov.pl/tek01/txt/konst/francja-18.html, [dostęp: 6.11.2021].
4 World Bank, Strengthening World Bank Engagement on Governance and Anticorruption, March 21, 2007, s. 33. http://siteresources.worldbank.org/EXTPUBLICSECTORANDGOVERNANCE/Resources/GACStrategyPaper.pdf, [dostęp: 6.09.2013].
W grudniu 1974 r. dwóch mężczyzn przybyło do Sztokholmu w Szwecji, aby odebrać Nagrodę Nobla w dziedzinie ekonomii. Obaj byli u kresu swojej długiej kariery, dzieliło ich zaledwie sześć miesięcy, jeśli chodzi o wiek, a urodzili się w Europie Zachodniej trzy czwarte wieku wcześniej. Znali się od 1931 r. i obaj podejmowali problematykę rozwoju gospodarczego.
Friedrich Hayek zajmował się tematem rozwoju gospodarczego, zanim dziedzina oficjalnie zaistniała. Pisał on o epickiej konfrontacji w XX w. między zachodnimi wartościami liberalnymi z jednej strony a faszyzmem i komunizmem z drugiej. To starcie skłoniło go do wyartykułowania wizji, gdzie prawa jednostki są zarówno celem samym w sobie, jak i środkiem, za pomocą którego wolne jednostki w wolnym społeczeństwie rozwiązują wiele własnych problemów. Hayek przedstawił rozwiązania obejmujące zarówno dobra prywatne, jak i usługi rządowe jako wyłaniające się z działań konkurencyjnych przedsiębiorców gospodarczych i politycznych.
Hayek i Gunnar Myrdal mieli bardzo różne poglądy na to, jak społeczeństwa wychodzą z ubóstwa do dobrobytu. Podział między nimi był być może najbardziej fundamentalnie wyrażony przez ich przeciwstawne poglądy na temat praw jednostki w ramach rozwoju.
W całej karierze Myrdal nie przykładał dużej wagi do praw jednostki w swoich pismach traktujących o tym, w jaki sposób rozwój miał lub powinien był nastąpić. Jego zdaniem ludzie ubodzy nie byli ani zainteresowani prawami, ani też zdolni do jakiejkolwiek dużej indywidualnej inicjatywy, nawet jeśliby takie prawa mieli. Uważał, że rządy krajowe musiały osiągnąć rozwój pomimo „w dużej mierze niepiśmiennych i apatycznych obywateli”1. Myrdal argumentował, że nawet takie naruszenia praw jak „element autokratyczny w sowieckim komunizmie” często „zaspokajają predyspozycje mas w tych krajach […] [które] przez wieki były przyzwyczajone do pozytywnej reakcji na polecenia władzy”2.
Myrdal uważał, że wysiłki na rzecz rozwoju byłyby „w dużej mierze nieskuteczne”, gdyby nie istniały „regulacje poparte przymusem”, to znaczy „nakładanie na ludzi obowiązków i wspieranie ich egzekwowania siłą”3. Na przykład wzrost produkcji wymaga większych inwestycji w maszyny, ale jednostki mogą nie posiadać oszczędności, które byłyby wystarczające, aby sfinansować taką inwestycję. Rząd powinien zmusić je do oszczędzania, przejmując część ich dochodów w formie podatków lub obowiązkowych programów oszczędnościowych i inwestując je na ich rzecz. Podobnie lepsze metody techniczne, które zaoferowali eksperci, mogą zwiększyć produkcję rolną, ale nie można ufać temu, że chłopi przyjmą je dobrowolnie. W takim przypadku rząd powinien narzucić technicznie lepszą mieszankę upraw i inwentarza żywego, aby zwiększyć całkowitą produkcję, „nawet jeśli wymagałoby to zabicia wielu na wpół zagłodzonych krów”4.
Hayek, wręcz przeciwnie, od lat pisał o tym, że prawa jednostki są zarówno celem samym w sobie, jak i sposobem, w jaki społeczeństwa uciekną od ubóstwa do dobrobytu. Celebrował on przemiany „sztywno zorganizowanego systemu hierarchicznego” w taki, w którym ludzie mogą „kształtować własne życie” jako źródło dobrobytu na Zachodzie5. Hayek oświadczył, że jest zbulwersowany społeczeństwami faszystowskimi i komunistycznymi, które zaobserwował w swoim życiu, gdzie „jednostka jest jedynie środkiem służącym celom wyższego podmiotu zwanego społeczeństwem lub narodem”. Z tego wynikało „lekceważenie życia i szczęścia jednostki” wraz z „nietolerancją i brutalnym tłumieniem sprzeciwu”6.
Hayek potępił tych, którzy „uwielbiają autorytet”, oraz tych, którzy wykazywali się „ostrym nacjonalizmem”. Potępił on także tych, którzy nie chronią jednostki przed „przymusem lub arbitralną władzą”, o ile ta władza jest wykorzystywana do tego, co uważają za „właściwe cele”. Jak na ironię dla osób postrzegających Hayeka jako ikonę prawicy, krytyka ta była skierowana przeciwko konserwatystom7.
Jakie były te właściwe cele, co do których Hayek obawiał się, że konserwatyści używają władzy państwowej? Zaatakował on „antydemokratycznych” konserwatystów, którzy bronią przywilejów jakiejś „małej elity”8, którzy wykorzystują „uciekanie się do przywilejów, monopolu lub jakiejkolwiek innej siły przymusu państwa, aby chronić takich ludzi przed siłami zmian gospodarczych”9. Przeciwko tej możliwości Hayek podjął pryncypialną obronę praw jednostki, która nieustannie generowałaby nowe możliwości dla jednostek, a co za tym idzie, ciągłą wymianę elit politycznych i ekonomicznych. Dla Hayeka „polityka wolności dla jednostki była jedyną prawdziwie postępową polityką”10. Hayek nie mógł również zgodzić się z konserwatystą, który wykorzystuje państwo do wymuszania moralności lub nacjonalistycznego zapału, konserwatystą, który „uważa się za uprawnionego, aby narzucać innym ludziom wartości, jakie wyznaje”11. Zdawał sobie sprawę, jak widać poniżej, z niebezpieczeństwa, jakie owe użycie władzy państwowej niesie za sobą wobec mniejszości o odmiennych kulturach etnicznych lub kodeksach moralnych. Wciąż atakując konserwatystów, jednak zauważając, że krytyka dotyczyła również lewicy, Hayek szydził z imperialistycznego lub kolonialistycznego myśliciela, który uważał „swoje własne sposoby za lepsze”, sądził, że służą mu one do realizacji swojej misji „ucywilizowania” innych, i stosował je, „przynosząc im błogosławieństwa sprawnego rządu”12.
Hayek i Myrdal w ciągu poprzednich dekad opowiadali się za przeciwstawnymi poglądami. Hayek bardzo wyraźnie wyjaśnił, dlaczego odrzucił poglądy Myrdala oraz inne podobne, jednak Myrdal nigdy nie odniósł się do argumentu, że prawa jednostki są kluczowe dla rozwoju. W swoich obszernych pismach nigdy nie odpowiedział na ten argument Hayeka ani kogokolwiek innego. Utrzymywał, że jego podejście do rozwoju zostało „jednogłośnie poparte przez rządy i ekspertów w krajach rozwiniętych”13.
Twierdzenie Myrdala o jednomyślności było zaskakująco słuszne. Do lat 50. XX w., jak dowiadujemy się w następnej części niniejszej książki, na Zachodzie pojawił się konsensus w sprawie rozwoju Reszty Świata między rządami i ekspertami. Jednomyślne poparcie dla autorytarnego rozwoju wśród ekspertów rozwoju osiągnięto poprzez ogłoszenie, że każdy, kto sprzeciwia się takiemu podejściu, nie jest ekspertem rozwoju. Dlatego nigdy nie odbyła się debata na temat stanowisk Hayeka i Myrdala w zakresie rozwoju. Jedyna debata, jaka miała miejsce, dotyczyła interwencji państwa kontra rynków, ale przekonamy się, że to nie to samo co debata na temat praw jednostki. Debata na temat praw jednostki, o której mowa powyżej, nigdy nie miała miejsca w fazie rozwoju. Do tej pory się to nie wydarzyło.
Hayek unika nazistów
Historia życia Hayeka może pomóc w zrozumieniu jego pasji do praw jednostki. Friedrich August von Hayek urodził się 8 maja 1899 r. w Wiedniu, stolicy Cesarstwa Austro-Węgierskiego. Pochodził on z drobnej szlachty zarówno ze strony matki, jak i ojca, co jest źródłem przyimka „von” w jego nazwisku. Tytuły szlacheckie zostały zniesione w 1919 r., a on sam zrezygnował z przyimka von (choć jego krytycy nadal często używali go lekceważąco)14.
Pierwsze wejście Hayeka do świata anglojęzycznego nastąpiło, gdy miał 24 lata, po tym jak poznał w Wiedniu profesora Uniwersytetu Nowojorskiego Jeremiaha Jenksa. Jenks zaproponował mu pracę w Nowym Jorku w charakterze asystenta naukowego. Hayek przebywał tu od marca 1923 r. do maja 1924 r.15 Ów pobyt w Nowym Jorku miał dla niego dwie ważne konsekwencje: nauczył się języka angielskiego i pogłębił swoją znajomość anglojęzycznej literatury ekonomicznej. To drugie pozwoliło mu znaleźć się w światowej czołówce w dziedzinie ekonomii, pierwsze zaś umożliwiło mu w późniejszym czasie dostęp do międzynarodowych odbiorców, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii.
Po powrocie do Wiednia Hayek stał się częścią kwitnącej tu społeczności intelektualnej. Wiedeń miał jedną ze stosunkowo największych społeczności żydowskich w Europie, a Żydzi byli solidnie reprezentowani w środowisku akademickim. Hayek wspominał później: „Trudno przecenić, ile zawdzięczam temu, że związałem się z […] inteligencją żydowską Wiednia, […] która okazała się znacznie wyprzedzić mnie w wykształceniu literackim i ogólnym rozwoju16.
Austriacka partia nazistowska rosła w potęgę w latach 30. XX w. równolegle z niemieckimi nazistami Hitlera (który sam był oczywiście Austriakiem). Większość austriackich żydowskich przyjaciół Hayeka uciekła i tułała się po świecie. Jego bliski przyjaciel Fritz Machlup był jednym z pierwszych. Hayek pisał do Machlupa 1 maja 1936 r. o Wiedniu: „Szybkość kapitulacji intelektualnej i korupcja polityki są druzgocące”17. Sam Hayek uciekł już na stanowisko w London School of Economics (LSE). Jako wciąż mało znany trzydziestoczteroletni ekonomista rozpoczął sprawowanie swojej funkcji w LSE 1 marca 1933 r.
Miesiąc wcześniej Hitler przejął władzę w Niemczech. W przeddzień wykładu wykorzystał pożar Reichstagu jako pretekst, by skłonić niemieckiego prezydenta Hindenburga do wydania następującego dekretu: „Na podstawie art. 48 ust. 2 Konstytucji Rzeszy Niemieckiej jako środek obronny przeciwko komunistycznym aktom przemocy zagrażającym państwu […] dekretuje się, co następuje: ograniczenie wolności osobistej, prawa do wolności wypowiedzi […], w tym wolności prasy, prawa do zgromadzeń […], a stosowanie nakazów przeszukania domów, nakazów konfiskaty, a także ograniczenia własności jest dopuszczalne poza granicami prawnymi określonymi w inny sposób”18.
Hayek był prekursorem fali uchodźców z Europy Środkowo-Wschodniej, niektórych sławnych, innych zapomnianych, którzy w latach 40. i 50. XX w. pisali o początkach i naturze totalitaryzmu. Należeli do nich: Hannah Arendt, Isaiah Berlin, Michael Polanyi, Karl Popper i Jacob Talmon. Zburzyli oni konwencjonalną mądrość głoszącą, że totalitaryzmy nazistowski i komunistyczny zajmowały przeciwległe krańce prawicowo-lewicowego spektrum. Hayek – podobnie jak jego koledzy myśliciele w zakresie totalitaryzmu – uważał, że właściwym spektrum jest jednostka kontra kolektyw, z liberalizmem na jednym końcu i zarówno z faszyzmem, jak i komunizmem na drugim. Stalina i Hitlera łączyło gwałtowne przymuszanie jednostki do służenia zbiorowym celom.
Hayek dostrzegł to niemal od pierwszej chwili, gdy naziści przejęli władzę. W notatce, którą napisał do szefa LSE wiosną 1933 r., zwrócił uwagę na rolę, jaką w Niemczech i Rosji odgrywały „powszechny przymus” oraz „nietolerancja i tłumienie wolności intelektualnej”. Zauważył, że „fundamentalne podobieństwo metod i idei” w Niemczech i Rosji „kryją różnice w zakresie frazeologii i grup uprzywilejowanych”19. Hayek wspominał później, jaki wpływ na życie intelektualne miasta, zwłaszcza na Uniwersytecie Wiedeńskim, miało pojawienie się austriackich nazistów: „Na początku lat trzydziestych XX wieku umiera ono, nie tylko w dziedzinie ekonomii, umiera w całości”20,21. W 1938 r., przekonany, że miasto nie ma przyszłości, złożył wniosek o obywatelstwo brytyjskie i je otrzymał. Do końca życia miał unikać Wiednia.
Hayeka dręczyły obawy o przyjaciół i kolegów żyjących pod władzą nazistów. Mentor Hayeka, Ludwig von Mises, był Żydem. Mises uciekł z Wiednia na stanowisko w Genewie w 1934 r., ale szwajcarska stolica nie była bezpieczniejsza po rozpoczęciu wojny, gdy Szwajcarzy wydali austriackich Żydów nazistom. Hayek pisał do Machlupa 21 czerwca 1940 r., w niecały miesiąc po bitwie pod Dunkierką: „Moim głównym zmartwieniem w tej chwili jest to, czy Mises […] na czas uciekł z Genewy. […] Ostatni list, który otrzymałem od M., został wysłany pod koniec maja. Wtedy prawie każdego dnia miał on nadzieję, że uda mu się uciec. Zrobiłem, co w mojej mocy, za pośrednictwem mojego francuskiego przyjaciela, aby zapewnić mu francuską wizę tranzytową, ale obawiam się, że nadejdzie ona za późno, i jedyną nadzieją jest to, że wyleciał z Locarno do Barcelony, zanim został zatrzymany”22. Minie trochę czasu, zanim Hayek otrzyma potwierdzenie, że Mises rzeczywiście uciekł…
Droga do zniewolenia
Z niniejszej książki dowiemy się, że istnieje wiele wymówek, by uniknąć debaty na temat idei kogokolwiek, kto opowiada się za alternatywą wolnego rozwoju wobec rozwoju autorytarnego. Najjaskrawszy tego przykład stanowi inna publikacja, która ukazała się siedem dekad temu. Jest to jedna z najbardziej znanych i kontrowersyjnych książek XX w. Wielu wybitnych ekonomistów rozwoju było uczniami lub współpracownikami jej autora. Stanowi ona bezpośredni atak na rozwój technokratyczny i obronę praw jednostki jako drogę ucieczki od ubóstwa. Jednak książka i jej autor nigdy nie doczekali się reakcji myślicieli zajmujących się rozwojem. Po prostu zignorowali oni twórcę i jego publikację.
Autorem tym był Friedrich Hayek, a książką – wydana w 1944 r. The Road to Serfdom. Usprawiedliwieniem ignorowania Hayeka jest to, że mógł on sugerować równię pochyłą, na której jakakolwiek interwencja państwa w gospodarkę zapoczątkowałaby spiralę w kierunku totalitaryzmu. Ja sam nie zgadzam się z tą ideą. Nie wierzę też, że Hayek rzeczywiście to powiedział (sam temu zaprzeczył), ale nawet jeśli to zrobił, nie ma powodu, aby odrzucić wszystkie jego inne idee. Gdybyśmy odrzucili wszystkie dobre idee jakiegokolwiek myśliciela, który kiedykolwiek głosił złą ideę, tych dobrych pozostałoby nam bardzo niewiele.
Idea równi pochyłej mogła przylgnąć do Hayeka, ponieważ książka The Road to Serfdom alarmowała o zagrożeniu wolności w Wielkiej Brytanii, które miało pojawić się po II wojnie światowej. Możemy trochę zrozumieć panikę Hayeka, biorąc pod uwagę fakt, że widział, jak jego własny cywilizowany Wiedeń uległ nazistom. Z pewnością wielu zwolenników czy to lewicy, czy prawicy alarmuje na temat tego, co się stanie, jeśli ich idee nie zostaną uwzględnione. Wydaje się jednak, że to, co stało się z reputacją Hayeka, wynika z tego, iż jego alarm zbiegł się w czasie z paniką prawicowego skrzydła Republikanów w Stanach Zjednoczonych, którzy zareagowali zarówno przeciwko New Deal, jak i groźbie komunizmu, i dlatego został on utożsamiony ze skrajną prawicą.
To smutna ironia losu, że człowiek, który pomógł obalić konwencjonalny podział na lewicę i prawicę w debacie na temat wolności jednostki, jest przez niektórych trwale postrzegany jako prawicowy ekstremista. W rzeczywistości, jak wynika z powyższego, istnieje wiele dowodów na to, że Hayek nie był konserwatywnym ideologiem, jak twierdzili jego krytycy. The Road to Serfdom opowiadała się za takimi niekonserwatywnymi ideami, jak minimalny dochód gwarantowany przez państwo: „Nie ma wątpliwości, że pewne minimum żywności, schronienia i odzieży, wystarczające do zachowania zdrowia i zdolności do pracy, może być zapewnione wszystkim”23. W rzeczywistości Hayek potępił niektóre osoby, z którymi identyfikowali go jego krytycy. Na stronach The Road to Serfdom z 1956 r. powiedział, że brytyjscy konserwatyści byli „paternalistyczni, nacjonalistyczni i wielbiący władzę, tradycjonalistyczni, antyintelektualni i często mistyczni”24. Hayek sam przyznał po fakcie, że przyciągnął niektórych zwolenników, z którymi się nie zgadzał, za cenę własnego dobra: „Sposób, w jaki [The Road to Serfdom] została wykorzystana [w Stanach Zjednoczonych], wyraźnie uświadomił mi prawdę o spostrzeżeniu Lorda Actona, że zawsze szczerzy przyjaciele wolności byli rzadkością, a jej triumfy były zasługą mniejszości, które zwyciężyły, łącząc się z pomocnikami, których cele często różniły się od ich własnych, a takie połączenie, które zawsze jest niebezpieczne, bywało czasem katastrofalne”25.
Ten mój argument nie ma na celu odniesienia się do jakiejkolwiek debaty na temat prawicy i lewicy w polityce wewnętrznej USA. Argument omawiany w tym rozdziale również nie stanowi obrony Hayeka jako jego samego. Interesują mnie tylko niektóre jego idee jako cenne spostrzeżenia same w sobie. Jedynym celem tego rozdziału jest wskazanie, że nie było i nie ma podstaw do odruchowego odrzucenia Hayeka jako ideologicznego ekstremisty. Ignorując kontrowersje o równi pochyłej, w niniejszym rozdziale omówiono niektóre dobre idee zaczerpnięte z The Road to Serfdom, z których wiele jest sprzecznych z ogólnym obrazem książki. Niealarmistyczna część jego publikacji była obroną praw jednostki, wyjaśnieniem tego, w jaki sposób owe prawa powodowały rozwój wolnego społeczeństwa w kierunku dobrobytu.
Idee zawarte w książce były przeciwieństwem pojawiających się idei na temat rozwoju technokratycznego w reszcie świata. Byli studenci i koledzy Hayeka, którzy stawali się ekspertami rozwoju – w tym Gunnar Myrdal – byli świadomi jego idei, ale zdecydowali się nie o nich dyskutować. Debata na temat rozwoju, która nigdy się nie odbyła między Hayekiem i Myrdalem, jest jedną z intelektualnych tragedii XX w. W dalszej części książki zrozumiemy, że ideologiczna błędna klasyfikacja zwolenników wolnego rozwoju nie była powodem ich ignorowania w debatach dotyczących rozwoju w trakcie ostatnich sześciu dekad. Wszyscy oni byli ignorowani z innych powodów, a my zastanowimy się, dlaczego tak było. Spróbujemy teraz dojść do tego, o czym byłaby debata, do której nigdy nie doszło między Hayekiem a Myrdalem. Porównamy poglądy Hayeka z poglądami Myrdala, czerpiąc z pism wydanych przez każdego z nich w trakcie całej ich działalności.
Aby odnieść się do bogactwa debaty na temat: autokracja kontra wolność, i zrozumieć, dlaczego autokracja wygrała w zakresie rozwoju, warto podzielić jej wielką ideę na trzy elementy składowe. Przedstawiamy je tutaj jako dychotomię, w ramach której niewielu znalazłoby się w obrębie którejkolwiek ze skrajności (a skrajności są dziś mniej ekstremalne niż w latach 50. XX w.):
Niezapisana karta kontra uczenie się z historii. Czy ekspert może pisać na niezapisanej karcie? A może przeszłość każdego kraju ma znaczenie dla jego przyszłości – to znaczy, czy historia ogranicza zdolność eksperta do opracowywania nowych rozwiązań od zera? Czy potrzebne jest całkowicie świeże myślenie, czy może porównanie historii każdego kraju z historią innych krajów stawowi cenny sposób na poznanie, jak przebiega rozwój?Dobrobyt narodów a dobrobyt jednostek. Czy przedmiotem wysiłków na rzecz rozwoju ma być naród czy jednostka? Czy rozwój polega na osiąganiu celów narodowych, czy też pozwalaniu jednostkom na wybór i realizację ich własnych celów? Czy rozwój może nastąpić tylko wtedy, gdy zostanie poparta strona opowiadająca się za realizacją celów narodowych, czy też cele indywidualne również znajdą poparcie?Świadomy projekt kontra spontaniczne rozwiązania. Czy rozwój był wynikiem świadomego planowania przez ekspertów centrowych, czy też wyłonił się z nieplanowanych rozwiązań zaproponowanych przez jednostki? Czy rozwój był zbiorem kwestii technicznych, które świadomie rozwiązywali specjaliści techniczni?A może było to pojawienie się rozwiązań w wyniku konkurencji między wieloma różnymi indywidualnymi rozwiązywaczami problemów, dysponującymi wieloma różnymi elementami wiedzy?
Strona wolnościowa w debacie o wolności kontra autokracji postrzegała element pierwszy każdej z tych par jako zagrożenie dla wolności jednostki, a drugi zarówno jako wartość samą w sobie, jak i środek do osiągnięcia rozwoju. Przyjrzyjmy się każdej z tych trzech debat stanowiących części składowe ogólnej debaty na temat rozwoju.
Debata 1: Niezapisana karta kontra uczenie się z historii
W 1955 r. szwedzki rząd mianował żonę Gunnara Myrdala, Alvę Myrdal, ambasadorem w Indiach. Gunnar poszedł w jej ślady i wkrótce otrzymał zlecenie przeprowadzenia poważnego studium rozwoju Azji Południowej i Wschodniej. Opublikowanie 2200-stronicowego Asian Drama, będącego wynikiem ogromnego projektu diagnozowania i leczenia braku rozwoju w Azji, nastąpiło w 1968 r.
Amerykański antropolog Clifford Geertz sprzeciwił się obrazowi Indii nakreślonemu przez Myrdala, co stanowi dobry przykład wyznawania poglądu o niezapisanej karcie. Geertz stwierdził, że jest to „całkowicie stereotypowe, zdumiewająco abstrakcyjne, niedokładne i niesprecyzowane. Wydawałoby się niemożliwe napisać prawie milion słów o kraju o tak bogatej historii, tak głębokiej kulturze i tak złożonym systemie społecznym i nie podkreślić jego oryginalności i witalności jego ducha, a jednak profesor Myrdal tego dokonał”26.
Idea niezapisanej karty to tendencja do ignorowania historii i postrzegania każdego biednego społeczeństwa jako nieskończenie elastycznego, co pozwala na to, aby ekspert rozwoju mógł zastosować swoje rozwiązania techniczne. Alternatywą byłoby wyciągnięcie z historii wniosków, dlaczego każde biedne społeczeństwo jest biedne, dlaczego inne społeczeństwa się wzbogaciły, oraz wyciągnięcie odpowiednich wniosków, aby być w stanie uniknąć ubóstwa. Ponieważ idea niezapisanej karty ignoruje szczegóły historii w każdym kraju, a eksperci techniczni zaczynają wszędzie od zera, wszystkie biedne kraje wydają się równorzędne. Najlepszym przykładem wszechobecnej mentalności typu niezapisana karta w rozwoju jest sama idea „braku rozwoju”. Kategorie takie jak „kraje słabo rozwinięte” i „Trzeci Świat” homogenizują inne kraje, takie jak Chiny, Kolumbia i Benin, w jednej grupie. Popularność idei niezapisanej karty wynika po części z tego, że oddaje ona pewne prawdy – na przykład poziomy dochodu na mieszkańca w Trzecim Świecie są znacznie bliższe sobie niż tym z Pierwszego Świata. Z dochodami wiąże się wiele innych wymiarów społeczeństwa, jak słaby stan zdrowia, niski poziom wykształcenia i wysoki poziom korupcji. Co więcej, członkowie Trzeciego Świata bardzo różnią się od członków krajów Pierwszego Świata, a między sobą są bardzo podobni. To doprowadziło Myrdala i innych do koncepcji, że Trzeci Świat musiał zostać najpierw zaatakowany przez analfabetyzm, głód i choroby, aby można było oczekiwać, że jednostki będą w stanie o siebie zadbać.
Pogląd o niezapisanej karcie otworzył tym samym drogę ekspertom rozwoju do odrzucenia użyteczności zachodnich historii praw jednostki i rozwoju jako precedensu. Jeśli reszta świata nie mogła się niczego nauczyć z historii własnej, to nie mogła się również niczego nauczyć z historii Zachodu. Myrdal powiedział później, że „wszyscy specjalni doradcy krajów słabo rozwiniętych” zgadzają się z tym, iż „dzisiaj wszyscy przyjmują podejście do problemów społecznych i gospodarczych krajów słabo rozwiniętych zupełnie inne niż to, które historycznie stosowano w krajach rozwiniętych”27.
Plastyczna idea niezapisanej karty stworzyła także technokratom wielki potencjał do tworzenia uniwersalnych rozwiązań, możliwych do zastosowania na szeroką skalę, zamiast konieczności badania kontekstu historycznego w każdym przypadku. Łatwo dostrzec atrakcyjność rozwiązań, które mogłyby działać wszędzie w Trzecim Świecie. Hayek odniósł się do postaw związanych z ideą niezapisanej karty w The Road to Serfdom, kiedy krytykował przekonania, że można po prostu wymazać stare i zacząć od nowa oraz że „nie można oczekiwać dalszego postępu według starych zasad”28. Potwierdził on tradycyjną narrację, że triumf praw jednostki doprowadził do rozwoju, podając za przykład naukę: „Być może największym rezultatem uwolnienia indywidualnych energii był cudowny rozwój nauki, który nastąpił wskutek dotarcia idei indywidualnej wolności z Włoch do Anglii i poza nią. Dopiero w chwili gdy wolność w dziedzinie przemysłu otworzyła drogę do swobodnego korzystania z nowej wiedzy, odkąd można było spróbować wszystkiego – na własne ryzyko – nauka poczyniła wielkie postępy, które w ciągu ostatnich stu pięćdziesięciu lat zmieniły oblicze świata”29.
Jednak dopiero teraz, w Road to Serfdom z 1944 r., Hayek obawiał się, że pojawił się nowy nurt polegający na lekceważeniu uczenia się z historii o tym, co „umożliwiło postęp w przeszłości”. Dostrzegł on również założenie o zupełnie plastycznym punkcie wyjścia, który umożliwił „całkowitą przebudowę społeczeństwa”. Był on zaniepokojony tymi, którzy nie wyciągnęli wniosków z historii, „dodając lub ulepszając istniejącą maszynerię”, których podejście opierało się na „całkowitym zezłomowaniu i wymianie” takiej maszynerii30.
Gunnar Myrdal już na początku swojej kariery dostarczył przykładu idei niezapisanej karty, który Hayek krytykował w bogatych krajach. Po tym jak Myrdal rozpoczął swoją pomyślną karierę akademicką, dzięki której do 1933 r. zdobył prestiżową katedrę na Uniwersytecie w Sztokholmie, zapragnął on nowej roli, którą dziś nazwalibyśmy rolą „publicznego intelektualisty”. Zarówno Gunnar, jak i jego żona Alva mieli wielkie ambicje przekształcenia własnego społeczeństwa we własnym domu. Latem 1934 r. zaszyli się oni w chacie w górach Norwegii, aby napisać książkę The Population Problem in Crisis. Zajmowali się tym, co w tamtym czasie wydawało się kryzysem: drastycznym spowolnieniem wzrostu liczby ludności w Szwecji. Szczegóły dotyczące tego problemu i jego rozwiązania wydały się mniej ważne niż chęć Myrdalów do przyjęcia koncepcji, którą Hayek nazwałby „całkowitą przebudową społeczeństwa”.
Książka Myrdalów zalecała odrzucenie tego, co nazywali „prawie patologiczną” – tradycyjną rodziną, w której rodzice poświęcali nadmierną uwagę swoim dzieciom. Zbyt duże zainteresowanie rodziców poświęcone każdemu dziecku powodowało, że mieli oni zbyt mało dzieci. Tak więc dzieci powinny być wychowywane głównie przez państwo w państwowych przedszkolach w ramach „wielkiego narodowego gospodarstwa domowego”. Myrdalowie twierdzili, że dążą do tego wszystkiego, „aby ukształtować lepszy ludzki materiał”31.
Myrdal przyjął ideę, którą nazwał „inżynierią społeczną”; oznaczała ona gotowość do odrzucenia wszystkich poprzednich instytucji i tradycji, niezależnie od tego, czy istnieją jakiekolwiek historyczne dowody na to, że działały. Eksperci projektowaliby nowe instytucje od podstaw, kierując się czystym rozumem. W 1932 r. Myrdal wyjaśnił, że nowa ideologia polityki społecznej była „racjonalna, podczas gdy stara była dość sentymentalna”. Ekspert reformator powinien być „uwolniony od zahamowań” w postaci jakiegokolwiek szacunku dla doświadczeń z przeszłości. Myrdal dobrze uchwycił nowe podejście technokratyczne jako „czysto techniczną analizę kwestii polityki społecznej”. Takie podejście „zawiera pewną tendencję do podążania w skrajnie radykalnym kierunku”. Wynikało to z faktu, że rozwiązanie techniczne rzeczywiście startowało od zera i odrzucało poprzednie instytucje, „po prostu dlatego, że czysto techniczna analiza nie ma w swoim harmonogramie miejsca dla konwencjonalizmu instytucjonalnego”32. Takie właśnie myślenie skłoniło Gunnara i Alvę do zaproponowania zmian w tradycyjnej rodzinie w Szwecji.
Hayek był przerażony ambicją technokratów, by stworzyć od podstaw nowe społeczeństwo. Widział on „zaabsorbowanie problemami technologicznymi” jako źródło poglądu o niezapisanej karcie. Była to zapowiedź nastawienia na rozwój, które wciąż jest obecne, zmusza do poszukiwania czysto technicznych rozwiązań u przyrodników i inżynierów próbujących odpowiedzieć na pytanie: „Co musimy zrobić, aby skończyć z ubóstwem?”. Dla Hayeka technokracja stanowiła „bezkrytyczne przeniesienie na problemy społeczeństwa nawyków myślowych przyrodników i inżynierów”.
Technokraci „skłaniali się do dyskredytowania wyników wcześniejszych badań społeczeństwa, które nie zgadzały się z ich stronniczym nastawieniem” do tego, jakie jest właściwe rozwiązanie techniczne. Zdecentralizowane rozwiązywanie problemu przez wolny system społeczny – bez nikogo odpowiedzialnego – nie było analogiczne do rozwiązania przez inżyniera jednego problemu technicznego całkowicie pod jego kontrolą33.
Idea niezapisanej karty miała dwie ważne konsekwencje dla roli wolności jednostki w rozwoju. Po pierwsze, odrzuciła ona pozytywne dowody na to, jak dobrze wolność jednostki działała w przeszłości na rozwój (o czym dowiemy się w dalszej części niniejszej książki). To odrzucenie historycznych dowodów czyniło bardziej prawdopodobnym odrzucenie wolności w rozwoju.
Po drugie, sama idea niezapisanej karty wymagała bardziej autokratycznego przymusu dla jednostek, aby skłonić je do rezygnacji z poprzednich instytucji i zaakceptowania nowych rozwiązań technicznych ekspertów. Technokracja w większości zawiodła na Zachodzie, ponieważ instytucje demokratyczne pozwoliły ludziom zachować instytucje, które chcieli oni zachować, i odrzucić alternatywy ekspertów. Na przykład Szwedzi nie byli skłonni zrezygnować z tego, co Myrdalowie nazywali ich „patologicznymi” tradycyjnymi rodzinami, i zaakceptować jednego „wielkiego narodowego gospodarstwa domowego” dla swoich dzieci. Możliwość stopniowej ewolucji, w większości przypadków zgodnie z tradycją, nie była wynikiem przymusu, lecz tym, co przychodziło naturalnie.
Hayek bronił tych, którzy chcieli zachować swoje instytucje, zamiast przyjmować wzorce ekspertów, i nie wymagał od nich dostarczania pełnego, racjonalnego uzasadnienia dla każdej praktyki społecznej. Technokraci nie rozumieli, że instytucje (takie jak rodzina) są skomplikowanymi rozwiązaniami złożonych problemów. Ewoluowały one bez wskazówek ekspertów. Były „produktami procesu społecznego, którego nikt nie zaprojektował i przyczyn którego nikt nie może zrozumieć”34. Nie chodziło o to, żeby wszystko pozostało niezmienne, ale o to, by eksperci mieli więcej pokory wobec tradycji, której zupełnie nie potrafili zrozumieć. Dzięki swojej lokalnej wiedzy nieeksperci mogą lepiej niż importowani technokraci docenić, jak tradycja działa na ich rzecz. Instytucje mogą nadal ewoluować samodzielnie w miarę zmieniających się okoliczności. Ostatecznym wnioskiem była potrzeba pozwolenia jednostkom na to, aby same dokonały wyboru.
Instytucje demokratyczne umożliwiły na Zachodzie opcję odrzucenia idei niezapisanej karty. W reszcie świata autokraci i ich doradcy eksperci posiadali większą, niekontrolowaną władzę, co pozwalało im narzucać ideę niezapisanej karty. Debata na temat: idea niezapisanej karty kontra uczenie się z historii, miała miejsce na Zachodzie, ale mogłoby do niej dojść również w reszcie świata. Strona, która przegrała debatę na Zachodzie, miała wygrać w reszcie świata nawet bez debaty.
Debata 2: Dobrobyt narodów kontra dobrobyt jednostek
Cel rozwoju jako rozwoju państwa narodowego – tj. rozwoju w poszczególnych krajach, realizowanego przez nie i na ich rzecz – jest tak oczywisty, że rzadko nawet się go dostrzega. W różnych wyrażeniach stosowanych w dyskursie dotyczącym rozwoju, takich jak – kraje rozwijające się, kraje słabo rozwinięte, kraje Trzeciego Świata – dyskusja zwykle dotyczy tego, którego modyfikatora użyć, podczas gdy słowo „kraj” nigdy nie jest kwestionowane.
Powyższe wyrażenia były wszechobecne w pismach Myrdala na temat rozwoju. Komu doradzali doradcy ds. rozwoju? Byli oni doradcami krajów słabo rozwiniętych. Jakie problemy badali? Były to problemy krajów słabo rozwiniętych. Kto zamierzał działać? Doradcy „z krajów rozwiniętych” „nakłaniali kraje słabo rozwinięte do przeprowadzenia […] ich reformy społecznej i gospodarczej”. Opisał on działania, które muszą podjąć kraje słabo rozwinięte. Żałował, że „czas nie pozwala im” na jakiekolwiek opóźnienie. Jego imperatywem było sformułowanie: „One muszą się zreformować”. Mówiąc „one”, Myrdal miał na myśli kraje, które pozostają w fazie rozwoju aż do chwili obecnej. Oczywiście pewne działania są nieuchronnie podejmowane na poziomie krajowym, a wiele analiz rozwoju przeprowadza się również na tym poziomie. Zerowy nacisk na narody okazuje się nie do utrzymania. Jednak wyłączny nacisk na narody niesie za sobą zagrożenia dla praw jednostki, jak zauważył Hayek.
Jednym z oczywistych zagrożeń jest zagrożenie dla praw mniejszości etnicznych. W Asian Drama Myrdal nazwał „religię, pochodzenie etniczne, kulturę, język” „barierami”, które należy „przełamać”35. Istnieją łagodne i mniej łagodne sposoby na pokonanie barier etnicznych, jeśli rzeczywiście jest to powszechnie pożądane. Gdyby chodziło po prostu o wezwanie do wzajemnej tolerancji grup etnicznych, porzucenia rasistowskich postaw wobec innych grup, nikt nie dyskutowałby z tak łagodnymi ideałami. Mniej łagodnym sposobem jest odmawianie mniejszościowym grupom etnicznym prawa do obrony własnej, dobrowolnie wybranej tożsamości etnicznej – na przykład zakazanie używania własnego języka przez mniejszość lub stosowania mniejszościowych praktyk religijnych i kulturowych. Najmniej korzystnym ze wszystkich sposobów jest utożsamianie przez jedną grupę etniczną narodu z samą sobą i aktywne promowanie nienawiści i dyskryminacji wobec wszystkich innych.
Myrdal nie wydawał się świadomy tego, że jego wezwanie do okazywania „mocnej lojalności” wyłącznie wobec „wspólnoty narodowej” może promować nacjonalizm i nietolerancję. Hayek okazał się znacznie bardziej świadomy potencjalnego zagrożenia nacjonalizmem wobec grup mniejszościowych. Zauważył on na przykład, że nacjonalizm jest pożyteczny dla autokratów, którzy również manipulują nienawiścią do grup nienarodowych, aby skonsolidować swoją własną władzę: „Kontrast między »my« a »oni«, wspólna walka z tymi spoza grupy wydają się istotnym składnikiem każdego wyznania, które solidnie zjednoczy grupę do wspólnego działania [na rzecz] bezwarunkowego posłuszeństwa ogromnych mas. Z punktu widzenia [autokratów] ma to wielką zaletę, mianowicie daje im większą swobodę działania, niż ma to miejsce w przypadku prawie każdego pozytywnego programu”36.
Hayek zwrócił uwagę na szczególną podatność mniejszości etnicznych w biznesie lub finansach na nienawiść nacjonalistyczną. Zazdrość o ich sukces i uprzedzenia etniczne tworzą toksyczną mieszankę. Polityka narodowa, taka jak „wywłaszczenie nadmiernych zysków” kapitalistów, mogła w rzeczywistości być wymierzona bardziej w mniejszości niż w kapitalistów. Ostrzeżenia Hayeka dotyczące biznesmenów pochodzących z mniejszości miały być tragicznie prorocze, jak pokażą to później przykłady wygnania wschodnich Hindusów z Ugandy przez Idiego Amina w 1972 r. i masowe zabójstwa Chińczyków w Indonezji w latach 60. XX w. Ogólny problem mniejszości stał się później dobrze znany. Jako przykłady należałoby wymienić Tutsi, bośniackich muzułmanów, Kurdów, Tybetańczyków, mieszkańców Darfuru i wielu innych.
Jednak ryzyko, że nacjonalizm przybierał pozę wolności, wiązało się z czymś więcej niż tylko z zagrożeniem dla mniejszości etnicznych. Co dokładnie oznaczał cel rozwoju narodowego? Nie mógłby on mieć sensu jedynie jako zjednoczone dążenie wszystkich jednostek, podczas gdy owe jednostki mają tak wiele własnych celów. W rzeczywistości inny laureat Nagrody Nobla, Kenneth Arrow, miał wykazać słynne „twierdzenie o niemożności” w 1950 r., dowodząc, że nie istnieje żadna metoda uszeregowania wyborów zbioru jednostek w sposób, który spełnia najbardziej elementarne zdroworozsądkowe zasady konsekwencji i spójności.
Hayek bez ogródek stwierdził, że cel narodowy po prostu posłużył do przykrycia faktu, iż niektóre cele pewnych grup zostały osiągnięte kosztem celów innych grup. Ekonomia i polityka „obejmują wybór między sprzecznymi lub konkurencyjnymi celami – różnymi potrzebami różnych ludzi”. Dokonywanie określonego zestawu wyborów i nazywanie tego rozwojem narodowym tak naprawdę oznacza podejmowanie decyzji dotyczących tego, które cele „będziemy musieli poświęcić, jeśli chcemy osiągnąć inne cele”. Rozwój narodowy zgodnie z instrukcjami ekspertów oznacza po prostu, że eksperci „są w stanie zdecydować, który z różnych celów ma być preferowany. Jest nieuniknione, że narzucą społeczności swoją skalę preferencji”37. Ponieważ demokracja raczej nie przekaże tak istotnych osądów ekspertom, mogą oni nawet wyrażać frustrację spowodowaną tym, że demokracje nie potrafią załatwić spraw, jak też nie są w stanie promować tego, co ekspert postrzega jako rozwój. Eksperci mogą faktycznie potrzebować autokraty, który z kolei może wykorzystać promocję rozwoju ze strony ekspertów jako część uzasadnienia swoich autokratycznych rządów.
Jeśli nie da się pogodzić narodowego celu rozwoju z celami wybranymi przez jednostki, trzeba dokonać wyboru. Jasne było, że Myrdal i Hayek dokonają przeciwnych wyborów. Dla Hayeka, jak można było zauważyć we wstępie do niniejszego rozdziału, niedopuszczalne było to, że „jednostka jest jedynie środkiem służącym celom wyższego podmiotu zwanego […] narodem”38. Co ciekawe, Myrdal, podobnie jak Hayek, rozumiał, że połączenie nacjonalizmu z narodowym celem, jakim jest rozwój, stanowi drogę do władzy: „Przywódcy polityczni nowych krajów muszą rozbudzać w masach ambicje”, bo „to jest ich sposób na zdobywanie władzy”. Przywódcy zdają sobie sprawę z tego, że „aspiracje, które mogą skutecznie wzbudzić, są pragnieniem […] rozwoju gospodarczego”. Przywódcy wiedzą, że „ugięte, niepiśmienne masy” mogą być „pobudzane przez nacjonalistyczne apele”39. Różnica między Myrdalem a Hayekiem polegała na tym, że Myrdal uważał, iż tak szeroka władza państwa narodowego i jego nacjonalistycznego przywódcy była czymś dobrym. Rozwój według myśli Myrdala mógł nastąpić tylko dzięki egzekwowaniu przez przywódców takich narodowych celów rozwojowych przy zastosowaniu w razie potrzeby przymusu wobec jednostek.
Hayek i Myrdal zajmowali przeciwne stanowiska w tej debacie: prawa jednostki kontra prerogatywy narodów w fazie rozwoju, kolejnej debaty, która nigdy się nie odbyła. Przejdźmy teraz do trzeciej debaty między Hayekiem a Myrdalem.
Debata 3: Świadomy projekt kontra spontaniczne rozwiązania
W lutym 2013 r. Owen Barder, zasłużony w dziedzinie rozwoju, wygłosił przemówienie, w którym zdefiniował rozwój jako „wyłaniającą się właściwość złożonego systemu adaptacyjnego”. Miał on przez to na myśli, że rozwój wyłonił się z całego systemu, który okazał się zbyt złożony, aby mógł być zarządzany przez jednego przywódcę. Jednak system był adaptacyjny w tym sensie, że problemy generowały zdecentralizowane informacje zwrotne i odpowiedzi, które następnie umożliwiały systemowi naprawienie problemów. Idea wywołała pozytywny szum na blogach dotyczących rozwoju i nikt nie nazwał Bardera prawicowym ekstremistą40.
Hayek miał pecha, że wyprzedził swoje czasy. Duża część The Road to Serfdom dotyczyła tego, co nazwał „spontanicznym porządkiem”. Wśród przykładów, które podał, znajdowały się rynki, ewolucja rządów prawa i ewolucja norm społecznych. Podobne koncepcje są obecnie licznie formułowane. Niezależnie od tego, czy nazywa się je złożonością, złożonymi systemami adaptacyjnymi, systemami samoorganizującymi się, czy też wyłaniającymi się i czy do ich orędowników należą przyrodnicy, czy entuzjaści Doliny Krzemowej, są one systemami przez nikogo niezaprojektowanymi, wykazującymi porządek, którego nikt nie zaprowadził, i zapewniającymi wyniki, których nikt nie zamierzył. Niektóre ich przykłady to internet, ewolucja, język, miasta i mrowiska. Dotycząca rozwoju debata między świadomym projektowaniem a spontanicznymi rozwiązaniami jest podobna do debaty na temat ewolucji między religijnymi wyznawcami inteligentnego projektu a tymi, którzy celebrują spontaniczny porządek ewolucji.
Spontaniczny porządek Hayeka wiązał się z ideą, która była już koncepcją głównego w ekonomii nurtu ogólnej równowagi, a która głosiła, że system niekontrolowanych rynków każdego możliwego produktu konsumenta lub producenta będzie systemem samoregulującym się, godzącym podaż i popyt na każdym rynku, na którym nikt nie rządzi41. Kenneth Arrow podsumował to w zdaniu, które brzmi bardzo podobnie jak wypowiedzi Hayeka: „Pogląd, że skutki działania całego systemu mogą bardzo różnić się od intencji, a nawet być im przeciwne, jest z pewnością najważniejszym wkładem intelektualnym, jaki myśl ekonomiczna wniosła do ogólnego zrozumienia procesów społecznych”42.
Lawrence Summers, ekonomista z Harvardu, który był sekretarzem skarbu w okresie prezydentury Billa Clintona (zbiegiem okoliczności także bratanek Kennetha Arrowa), napisał o Hayeku: „Jaka jest obecnie najważniejsza rzecz, której należy się nauczyć na wykładzie z ekonomii? To, co próbowałem przekazać moim studentom, to pogląd, że niewidzialna ręka jest potężniejsza niż ręka [nie]ukryta. Wszystko będzie się działo dzięki dobrze zorganizowanym wysiłkom i bez ukierunkowania, kontroli, planów. Taki jest konsensus wśród ekonomistów. Jest to dziedzictwo Hayeka”43. W The Road to Serfdom Hayek przede wszystkim podkreślił spostrzeżenie w kwestii niezaprojektowanego porządku (jak podsumowano powyżej w przemówieniu Bardera), które dziś wywołuje u nas emocje: „Spontaniczne i niekontrolowane wysiłki jednostek pozwalały na wytworzenie złożonego porządku działań gospodarczych”44. Hayek przyznał, że „niecierpliwe oczekiwanie na szybkie rezultaty”45,46 doprowadziło niektórych do odrzucenia „spontanicznych sił występujących w wolnym społeczeństwie” i zaproponowania zamiast tego „zbiorowego i świadomego ukierunkowania wszystkich sił występujących w społeczeństwie na zamierzone cele”47. Zauważył on pokusę świadomego kierowania, ponieważ „osoba, która faktycznie coś robi”, zawsze będzie o wiele bardziej popularna niż „ekonomista [który jest] odrażającą jednostką, która siedzi w swoim fotelu i wyjaśnia, dlaczego wysiłki tego pierwszego zostały zniweczone”48.
Mamy jednak alternatywę dla podejścia opartego na eksperckich rozwiązaniach – są to spontaniczne rozwiązania, które zapewnia konkurencja rynkowa. Rynki konkurencyjne pozwalają każdemu, kto dysponuje możliwym rozwiązaniem w zakresie danej potrzeby, na zaoferowanie go konsumentom. Konsumenci wybierają rozwiązania zapewniające najwyższe zaspokojenie potrzeb przy najniższych kosztach. Mówiąc słowami Hayeka, „polegamy na niezależnych i konkurencyjnych wysiłkach wielu osób”, aby produkować to, czego chcemy. Poetycki akcent Hayeka zawarty był w twierdzeniu, że nawet gdy nie wiemy, czego chcemy, spontaniczna konkurencja rynkowa wytworzy „to, czego będziemy chcieli, gdy to zobaczymy”49.
Ci, którzy opowiadali się za świadomym kierowaniem, myśleli, że wiedzą lepiej niż jednostki, co jest dla tych jednostek dobre. Uważali oni również, że są wystarczająco sprytni, aby kierować całym społeczeństwem, identyfikować i łagodzić ograniczenia w społeczeństwie, które powstrzymywały wyjście społeczeństw z ubóstwa. Spontaniczność i pokora indywidualizmu są czymś zupełnie przeciwnym: „Indywidualizm jest postawą objawiającą się pokorą wobec procesu społecznego i tolerancją dla innych opinii i jest dokładnym przeciwieństwem tej intelektualnej pychy, która leży u podstaw żądzy wszechstronnego kierowania procesem społecznym”50.
Myrdal rzeczywiście wypowiedział się przeciwnie do Hayeka, twierdząc, że państwo powinno wziąć „odpowiedzialność za rozwój gospodarczy”51. Myrdal wyobrażał sobie „rząd i jego otoczenie jako podmiot aktywny w planowaniu, a resztę ludzi jako względnie pasywne obiekty polityk wyłaniających się z planowania”52. Słowo „planowanie” dla Myrdala nie oznaczało centralnego planowania w stylu sowieckim. Myrdal wyjaśnia, że planowanie jest właśnie tym, co nazywamy świadomym projektowaniem: „Plany dotyczące rozwoju często wyraźnie definiują planowanie jako kompleksową próbę zreformowania wszystkich niezadowalających warunków”53. Zauważył on, że „tym, czego te kraje potrzebują, jest program, który będzie wywoływał zmiany jednocześnie w wielu czynnikach, które hamują ich wzrost”54,55.
Kiedy pisał Asian Drama w 1968 r., nie widział nadziei na spontaniczne rozwiązania, które wyłonią się wśród biednych jednostek: „Dominujące postawy i wzorce indywidualnego działania w życiu i pracy są z punktu widzenia rozwoju ułomne” i charakteryzują się „niskim poziomem dyscypliny pracy” oraz „przesądnymi przekonaniami i irracjonalnymi poglądami, brakiem czujności, zdolności adaptacyjnych, ambicji i ogólnej gotowości do zmian i eksperymentowania”56.
„Nie” dla debaty państwo kontra rynek
Jednak wbrew błędnym wyobrażeniom spontaniczne rozwiązania kontra świadome projektowanie to nie tylko argument na korzyść rynków kontra interwencja państwa. Jest to jedno z największych nieporozumień w debacie na temat rozwoju obecne już od sześciu dekad. To była jedyna debata o wolności, jaka miała miejsce w dziedzinie rozwoju, jednak była to błędna debata o wolności.
Na przykład brytyjsko-węgierski ekonomista Peter Thomas Bauer opublikował swoją książkę Dissent on Development w 1971 r., wspierając wiele poglądów Hayeka i atakując autorytarne podejście Myrdala do rozwoju (w niniejszej książce podałem wiele cytatów z Myrdala wskazanych przez Bauera). Jednak społeczność rozwojowa twierdziła, że argument Bauera to nic innego jak standardowa wolnorynkowa krytyka interwencji rządu. W 1971 r. Bauerowi, podobnie jak wielu innym przed i po nim, nie udało się nakłonić społeczności rozwojowej do zaangażowania się w bardziej fundamentalną debatę na temat rozwoju autorytarnego kontra rozwoju wolnego.
Istnieją trzy powody, dla których debata między państwem a rynkiem jest debatą błędną. Po pierwsze, sam Hayek uznał komplementarność państwa i rynku, identyfikując zapotrzebowanie na towary dostarczane przez państwo lub jego interwencje w obszarach, których rynek nie obejmuje. To, co Hayek nazwał „szerokim i niekwestionowanym polem działalności państwa”, obejmowało drogi, zanieczyszczenia, kanalizację, ramy prawne, zapobieganie oszustwom i usługi socjalne57.
