Twoje szczęśliwe dziecko, czyli jak być wystarczająco dobrym rodzicem - Aleksandra Piotrowska, Irena A. Stanisławska - ebook

Twoje szczęśliwe dziecko, czyli jak być wystarczająco dobrym rodzicem ebook

Aleksandra Piotrowska, Irena A. Stanisławska

4,1

Opis

Na początku jest wiele pytań i wątpliwości. Młodzi rodzice z reguły czują się niepewnie.

Dlaczego dziecko płacze? Jak je uspokoić? Czemu nie je buraczków?  Jak je kochać, by nie skrzywdzić?

Doktor Aleksandra Piotrowska i Irena Stanisławska przekonują, że bycia rodzicem można się nauczyć.

Aby dziecko miało szczęśliwe dzieciństwo, rodzice muszą być spokojni i kochający, ale także pewni swoich umiejętności. Warto przebyć tę drogę.

Autorki rozmawiają m.in. o tym:

  • jak nie przekarmiać dzieci i unikać awantur przy jedzeniu
  • jak rozsądnie korzystać ze smoczka i kiedy z niego zrezygnować
  • kiedy zrezygnować z pieluch i nauczyć malucha czystości
  • jak zachować się, gdy dziecko „tam” się dotyka
  • jakie są skutki nadopiekuńczości
  • czy i jak nagradzać i czy karać
  • jak kontakt z dziadkami wpływa na rozwój dziecka

To nie jest typowy poradnik, ale szczere rozmowy o tym, jak tworzyć rzeczywistość wychowawczą dziecka, bez przesadnej potrzeby bycia idealnym rodzicem, ale z przeświadczeniem, że warto uczyć się na błędach innych i doskonalić swoje umiejętności.

Irena A. Stanisławska

Dziennikarka. Zaprasza do rozmowy cenionych psychologów, by dzielili się swoją wiedzą. Współautorka m.in. takich książek jak: Moje dziecko cz. 1 i cz. 2 (z Dorotą Zawadzką),Być lekarzem. być pacjentem (z Wojciechem Eichelbergerem) Jak wychować dziecko, psa, kota…i faceta (z Dorotą Sumińską i Dorotą Krzywicką), Oswoić narkomana, Pułapki przyjemności, Toksyczna matka (z Robertem Rutkowskim), Między nami samicami (z Aleksandrą Piotrowską i Dorotą Sumińską), Jak tu nie zwariować (z psychiatrą Edwardem Krzemińskim).

Aleksandra Piotrowska

Doktor psychologii. Emerytowany pracownik naukowy Wydziału Pedagogicznego Uniwersytetu Warszawskiego. Oprócz pracy naukowej i doradztwa dla rodziców i nauczycieli współpracuje  z Komitetem Ochrony Praw Dziecka, a w latach 2008–2018 była społecznym doradcą Rzecznika Praw Dziecka. Zajmuje się także propagowaniem wiedzy psychologicznej pełniąc rolę eksperta w kontaktach z prasą, stacjami radiowymi i telewizyjnymi. Autorka kilkudziesięciu publikacji naukowych i popularyzatorskich. Prywatnie nałogowa czytelniczka literatury wszelakiej, miłośniczka wyjazdów narciarskich i podróży. Matka dwojga dzieci i babcia trojga wnucząt.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 208

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,1 (9 ocen)
3
4
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Ty­tuł ory­gi­na­łu:Two­je szczęśli­we dziec­ko,czy­li jak być wy­star­cza­jąco do­brym ro­dzi­cem
©  Co­py­ri­ght by Alek­san­dra Pio­trow­ska, 2022 ©  Co­py­ri­ght by Ire­na A. Sta­ni­sław­ska, 2022 © Co­py­ri­ght for the Po­lish edi­tion by Wy­daw­nic­two Zwier­cia­dło sp. z o.o., War­sza­wa 2022
Ko­rek­ta: Bar­ba­ra Fi­li­pek
Skład i ła­ma­nie: Syl­wia Kusz, Ma­graf s.c., Byd­goszcz
Zdjęcie okład­ko­we: iStock.com/Hu­sam Ca­ka­lo­glu
Ilu­stra­cje we­wnętrz­ne: pl.fre­pik.com
Pro­jekt okład­ki: Alek­san­dra Zi­moch
Re­dak­tor ini­cju­jąca: Blan­ka Wo­śko­wiak
Dy­rek­tor pro­duk­cji: Ro­bert Je­żew­ski
Wy­daw­nic­two nie po­no­si żad­nej od­po­wie­dzial­no­ści wo­bec osób lub pod­mio­tów za ja­kie­kol­wiek ewen­tu­al­ne szko­dy wy­ni­kłe bez­po­śred­nio lub po­śred­nio z wy­ko­rzy­sta­nia, za­sto­so­wa­nia lub in­ter­pre­ta­cji in­for­ma­cji za­war­tych w ksi­ążce.
Wy­da­nie II, 2022
ISBN: 78-83-8132-424-3
Wy­daw­nic­two Zwier­cia­dło Sp. z o.o. ul. Wi­dok 8, 00-023 War­sza­wa tel. 22 312 37 12
Dział han­dlo­wy:han­dlo­wy@gru­pa­zwier­cia­dlo.pl
Wszel­kie pra­wa za­strze­żo­ne. Re­pro­du­ko­wa­nie, ko­pio­wa­nie w urządze­niach prze­twa­rza­nia da­nych, od­twa­rza­nie, w ja­kiej­kol­wiek for­mie oraz wy­ko­rzy­sty­wa­nie w wy­stąpie­niach pu­blicz­nych tyl­ko za wy­łącz­nym ze­zwo­le­niem wła­ści­cie­la praw au­tor­skich.
Kon­wer­sja: eLi­te­ra s.c.

OD AU­TO­REK

Naj­trud­niej­sze są po­cząt­ki. Nie na­le­ży się jed­nak zra­żać, wręcz – nie wol­no! By­cia ro­dzi­cem – nie ide­al­nym, ale wy­star­cza­jąco do­brym – mo­żna się na­uczyć. Ba, mo­żna się w tej roli nie­usta­jąco do­sko­na­lić.

Au­tor­ki ni­niej­szej ksi­ążki są prze­ko­na­ne o tym, że aby dziec­ko mo­gło do­świad­czać szczęśli­we­go dzie­ci­ństwa, po­trze­bu­je nie tyl­ko ko­cha­jących, ale i spo­koj­nych, dość pew­nych sie­bie ro­dzi­ców. Nie jest dziś ła­two o taką pew­no­ść – od­rzu­ca­my prze­cież jako nie­wła­ści­we daw­ne spo­so­by wy­cho­wy­wa­nia, ale nie bar­dzo wie­my, czym je za­stąpić. Pa­ra­dok­sal­nie nie po­ma­ga­ją też po­rad­ni­ki dla ro­dzi­ców, bo sku­tecz­nej in­struk­cji ob­słu­gi dziec­ka po pro­stu stwo­rzyć się nie da.

Pre­zen­to­wa­na ksi­ążka nie jest po­rad­ni­kiem. Ko­lej­ne roz­dzia­ły to za­pis swo­bod­nych roz­mów, w trak­cie któ­rych Czy­tel­ni­cy mogą so­bie uświa­do­mić, ja­kie są naj­częst­sze błędy ko­cha­jących, pe­łnych do­brych in­ten­cji ro­dzi­ców.

Je­śli za­tem chcesz się za­sta­no­wić nad tym, czy po­pe­łniasz ja­kieś błędy, i do­wie­dzieć się, jak ich unik­nąć w co­dzien­nych sy­tu­acjach, jak kar­mie­nie, po­da­wa­nie smocz­ka, na­uka ko­rzy­sta­nia z noc­ni­ka czy dzie­le­nia się z in­ny­mi; je­śli nie chcesz być ro­dzi­cem nad­mier­nie su­ro­wym, wy­ma­ga­jącym albo, wprost prze­ciw­nie, ochra­nia­jącym dziec­ko po­nad mia­rę lub po­zwa­la­jącym mu rządzić w domu, je­śli chcesz roz­sąd­nie i sku­tecz­nie po­słu­gi­wać się sys­te­mem na­gród i kar w wy­cho­wa­niu – ta ksi­ążka jest dla Cie­bie.

DLA MA­TEK I IN­NYCH RO­DZI­CÓWZA­MIAST WSTĘPU

Czy my przy­pad­kiem nie kom­pli­ku­je­my pro­stych w isto­cie spraw?

Czy za­sta­na­wia­nie się nad tym, jak być do­brą mat­ką nie jest dzie­le­niem wło­sa na czwo­ro? Czy ana­li­zo­wa­nie błędów ro­dzi­ciel­skich w ogó­le ma sens? Prze­cież in­tu­icyj­nie ka­żda z nas chy­ba wie, jak po­stępo­wać wo­bec wła­snych dzie­ci?

No, to za­cznij­my od roz­pra­wie­nia się z in­stynk­tem ma­cie­rzy­ńskim. Po­wszech­ne prze­ko­na­nie jest ta­kie, że przy­cho­dzi­my na świat wy­po­sa­żo­ne w go­to­we sche­ma­ty za­cho­wań, któ­re w okre­ślo­nych mo­men­tach na­sze­go ży­cia po pro­stu się uak­tyw­nia­ją. I już umie­my być ma­mu­sią! Ale tak, nie­ste­ty, nie jest.

Za­cho­wa­nia, któ­re tak ła­two tłu­ma­czy­my bez­względ­ną siłą na­tu­ry, bez­wa­run­ko­wo dzia­ła­jącym in­stynk­tem, są tak na­praw­dę bar­dzo zło­żo­ne i tyl­ko częścio­wo, w ogól­nym za­ry­sie, wy­zna­cza­ne si­ła­mi bio­lo­gicz­ny­mi. Przy­cho­dzi­my na świat za­le­d­wie z za­dat­ka­mi i mo­żli­wo­ścia­mi, któ­re mogą się w nas w trak­cie ży­cia roz­wi­nąć, ale nie mu­szą. Nie ma bo­wiem ta­kiej pro­ce­du­ry, któ­ra prze­wi­dy­wa­ła­by, że nie­za­le­żnie od wa­run­ków roz­wo­ju, u ka­żdej z nas te in­stynk­ty doj­rze­ją.

To, co na­zy­wa­my „in­stynk­tem ma­cie­rzy­ńskim”, jest wy­pad­ko­wą pew­nych sił bio­lo­gicz­nych i na­szych prze­żyć, do­świad­czeń, czy­li tego, co nam mó­wi­ła ma­mu­sia, ja­kie ksi­ążki czy­ta­li nam ro­dzi­ce, czy sąsiad pi­ętro wy­żej bił żonę, czy wy­cho­dzi­ły­śmy na dwór przez pi­ęk­ną klat­kę scho­do­wą czy przez ob­skur­ną... Ty­si­ąc tego typu od­dzia­ły­wań przy­czy­nia się do tego, czy mamy in­stynkt ma­cie­rzy­ński, czy nie, oraz jak on się kszta­łtu­je i w jaki spo­sób prze­ja­wia.

Kwe­stią tą zaj­mo­wał się mi­ędzy in­ny­mi Har­ry Har­low z uni­wer­sy­te­tu w Wi­scon­sin. Co praw­da, swo­je ba­da­nia prze­pro­wa­dzał na re­zu­sach, ale ma­łp­ki te nie ró­żnią się od nas na tyle, aby­śmy nie mo­gli (oczy­wi­ście z dużą ostro­żno­ścią) od­no­sić do sie­bie wy­ci­ągni­ętych przez nie­go wnio­sków. Oka­za­ło się, że re­zu­ski, któ­re przez pierw­szy rok ży­cia wzra­sta­ły w ca­łko­wi­tej izo­la­cji od przed­sta­wi­cie­li swo­je­go ga­tun­ku, pó­źniej jako do­ro­słe sa­mi­ce nie po­tra­fi­ły być mat­ka­mi. Ktoś spy­ta obu­rzo­ny: „Jak to nie po­tra­fi­ły?! Prze­cież jest in­stynkt ma­cie­rzy­ński!”. No wła­śnie. Ta­kie eks­pe­ry­men­ty ob­na­ża­ją błędy na­sze­go my­śle­nia o in­stynk­tach. U ba­da­nych ma­łpe­czek wzra­sta­jących bez kon­tak­tu z in­ny­mi re­zu­sa­mi pro­blem po­ja­wiał się już przy za­jściu w ci­ążę. Ich in­stynkt sek­su­al­ny naj­wy­ra­źniej nie dzia­łał (a przy­naj­mniej – nie w pe­łni), bo mimo rui nie da­wa­ły się po­kryć. Trze­ba było wspó­łpra­cy we­te­ry­na­rza i do­świad­czo­ne­go re­zu­sa re­pro­duk­to­ra, żeby taką ma­łpecz­kę za­płod­nić. Po po­ro­dzie na­to­miast wie­le no­wo­rod­ków nie prze­ży­wa­ło. Z ró­żnych po­wo­dów, cho­ćby ta­kich, że mat­ka w naj­mniej­szym stop­niu nie była za­in­te­re­so­wa­na swo­im dziec­kiem. Ono umie­ra­ło z wy­zi­ębie­nia i gło­du. Ale to tyl­ko wer­sja laj­to­wa. Bo nie­któ­re z re­zu­sich no­wo­rod­ków i nie­mow­ląt były przez ma­mu­sie uśmier­ca­ne po­przez zmia­żdże­nie ich głów­ki czy usa­do­wie­nie się na dziec­ku i sa­mi­ce nie wi­dza­ły naj­mniej­szych po­wo­dów, żeby tego nie ro­bić.

?  Więc jak jest z tym in­stynk­tem ma­cie­rzy­ńskim? Cza­sem go dzie­dzi­czy­my, a cza­sem nie?

Wczo­raj na­tknęłam się na in­for­ma­cję (ja­kich dziś wie­le, bo na­uczy­li­śmy się zwra­cać na to uwa­gę): sze­ścio­ty­go­dnio­we dziec­ko tra­fi­ło do szpi­ta­la ska­to­wa­ne, z po­pęka­ny­mi że­bra­mi. Ta­tuś – ca­łkiem wy­kszta­łco­ny czło­wiek – twier­dzi, że nie umiał so­bie po­ra­dzić z pła­czem dziec­ka! Za­tem gdzie jest w nas ta na­tu­ral­na, in­stynk­tow­na go­to­wo­ść, któ­ra po­noć jest w ka­żdym z ro­dzi­ców (a w ko­bie­tach to już na pew­no!), by – gdy tyl­ko usły­szy­my płacz dziec­ka – na­tych­miast pędzić, żeby je utu­lić i zo­rien­to­wać się, co jest tego pła­czu przy­czy­ną?

Nie mamy w gło­wie przy­ci­sku, za po­mo­cą któ­re­go uru­cho­mi­my funk­cję: ro­dzic.

Nie łu­dźmy się więc, że ka­żdy czło­wiek z na­tu­ry po­sia­da in­stynkt ro­dzi­ciel­ski. Nie mamy w gło­wie przy­ci­sku, za po­mo­cą któ­re­go uru­cho­mi­my funk­cję: ro­dzic. Dzi­siaj nie­któ­re ko­bie­ty mają od­wa­gę przy­znać się, że nie lu­bią wła­sne­go dziec­ka, że nie lu­bią się nim zaj­mo­wać. Ro­bią to z po­czu­cia obo­wi­ąz­ku. Mo­żna, oczy­wi­ście, za­ło­żyć, że w ich przy­pad­ku ten in­stynkt za­wió­dł. Ale w ta­kim ra­zie wszyst­ko da­ło­by się wy­tłu­ma­czyć in­stynk­tem, na­wet to, że opar­li­śmy się le­wym łok­ciem o stół, bo in­stynkt tak nam pod­po­wie­dział! Mo­żna tak mó­wić, ale to prze­cież ni­cze­go nie wy­ja­śnia. Od­wo­ły­wa­nie się do in­stynk­tu jako nie­za­prze­czal­nej bio­lo­gicz­nej siły, uru­cha­mia­jącej się au­to­ma­tycz­nie po na­ro­dzi­nach dziec­ka, to dla mnie nad­uży­cie.

?  Ro­zu­miem, że ten wy­wód słu­ży temu, aby­śmy zro­zu­mie­li, że by­cia ro­dzi­cem trze­ba się na­uczyć?

Na­praw­dę będzie­my się tego uczyć przez wie­le ko­lej­nych lat, i to bez gwa­ran­cji osi­ągni­ęcia mi­strzow­skie­go po­zio­mu. Oczy­wi­ście, naj­trud­niej­sze są po­cząt­ki. Wy­da­wać się może, że w cza­sie kil­ku mie­si­ęcy ci­ąży je­ste­śmy w sta­nie spo­koj­nie przy­go­to­wać się do na­ro­dzin dziec­ka, pod­jąć sze­reg usta­leń. Ow­szem, przy­szli ro­dzi­ce mogą za­pla­no­wać, gdzie po­sta­wią łó­żecz­ko, mogą po­roz­ma­wiać, czy dziec­ko na po­cząt­ku będzie spa­ło z nimi czy osob­no, i może na­wet im się uda tych usta­leń do­trzy­mać, ale to jesz­cze nie wszyst­ko. O tym, w ja­kim śro­do­wi­sku roz­wi­ja się dziec­ko, w mniej­szym stop­niu roz­strzy­ga ko­lor ścian w jego po­ko­iku czy wzo­rek na po­ście­li, a w znacz­nie wi­ęk­szym – po­sta­wy, ja­kie mają wo­bec nie­go ro­dzi­ce. Bo to one two­rzą rze­czy­wi­sto­ść wy­cho­waw­czą dziec­ka.

A czym te po­sta­wy są? To w mia­rę sta­ły spo­sób re­ak­cji ro­dzi­ca na dziec­ko, od­no­sze­nie się do nie­go. Przy czym to re­ago­wa­nie może mieć tro­ja­ką na­tu­rę: in­te­lek­tu­al­ną, uczu­cio­wą lub be­ha­wio­ral­ną (czy­li prze­ja­wia­jącą się w okre­ślo­nych, wi­docz­nych na ze­wnątrz za­cho­wa­niach).

Skład­nik in­te­lek­tu­al­ny to na­sze prze­ko­na­nia i opi­nie o tym, co dziec­ko po­win­no, a cze­go nie, ja­kie jest (ład­ne – brzyd­kie, mądre – głu­pie, do­bre – złe), w czym jest do­bre, a w czym nie itp. Dru­gi skład­nik to na­sze uczu­cia, emo­cje. Naj­częściej od­czu­wa­my czu­ło­ść, tkli­wo­ść, ser­decz­no­ść, dumę, tro­skę i bez­gra­nicz­ne od­da­nie. Nie jest jed­nak praw­dą, że od rana do nocy prze­pe­łnia nas mi­ło­ść i prze­ogrom­ne szczęście. Ka­żdy, kto ma dziec­ko, wie, że są chwi­le, kie­dy ono nas iry­tu­je, zło­ści, a cza­sem wręcz go nie­na­wi­dzi­my (uspo­ka­jam: je­śli to są tyl­ko chwi­le, to na­praw­dę wszyst­ko jest w po­rząd­ku). I wresz­cie trze­ci skład­nik na­szych po­staw to za­cho­wa­nia, ta­kie re­ali­zo­wa­ne na ze­wnątrz, be­ha­wio­ral­ne, typu: przy­tu­lę czy nie przy­tu­lę, we­zmę na ko­la­na czy od­su­nę, po­roz­ma­wiam z nim czy każę się udać do swo­je­go po­ko­ju itp. Wa­żne jest, żeby w tych za­cho­wa­niach nie było fa­łszu. Bo mo­żesz zde­cy­do­wać się – wie­dząc o tym, jak istot­ny jest kon­takt fi­zycz­ny, do­tyk – wzi­ąć dziec­ko na ko­la­na, ale tak na­praw­dę będziesz drętwieć z za­że­no­wa­nia lub nie­chęci, kie­dy ono przy­lgnie do cie­bie ca­łym cia­łkiem. Mo­żesz też z nim roz­ma­wiać, bo czy­ta­łaś o ogrom­nym zna­cze­niu ta­kich chwil dla jego roz­wo­ju, lecz je­śli w trak­cie roz­mo­wy od­czu­wasz znie­cier­pli­wie­nie i masz po­czu­cie mar­no­wa­ne­go cza­su – nie spe­łni ona swo­jej funk­cji i ocze­ki­wań dziec­ka.

Na­ro­dzi­ny dziec­ka są jak prze­wrót ko­per­ni­ka­ński.

Na czym po­le­ga dow­cip? Nie mo­żna tych po­staw prze­dys­ku­to­wać, usta­lić. A to dla­te­go, że re­ali­zu­je­my je przede wszyst­kim nie­świa­do­mie; nie pod­le­ga­ją one na­szym de­cy­zjom ani de­fi­ni­cjom, ale są kon­se­kwen­cją tego, jacy je­ste­śmy, jaką mamy oso­bo­wo­ść. Je­śli ktoś zwra­ca mi uwa­gę, że po­pe­łniam błąd, mó­wi­ąc „pro­szę pa­nią”, to kon­tro­lu­jąc się przez mie­si­ąc, mogę świa­do­mie go zli­kwi­do­wać i za­cząć mó­wić po­praw­nie: „pro­szę pani”. I po­wiedz­my, że w na­stęp­nym ty­go­dniu czy mie­si­ącu mogę po­dob­nie kon­tro­lo­wać inny dro­biazg. Ale nie da się kon­tro­lo­wać ca­łe­go swo­je­go za­cho­wa­nia przez dwa­dzie­ścia go­dzin na dobę! A przez tyle cza­su zaj­mu­je nas dziec­ko. Za­tem nie pró­buj­my po­dej­mo­wać pew­nych zo­bo­wi­ązań typu: ni­g­dy się nie zi­ry­tu­ję na dziec­ko, za­wsze będę z nim roz­ma­wia­ła, ni­g­dy nie po­wiem: „idź stąd i nie za­wra­caj mi gło­wy”. To są przy­rze­cze­nia, co do któ­rych z góry mo­że­my za­ło­żyć, że nie zo­sta­ną do­trzy­ma­ne.

?  A mogę za­ło­żyć, że będę w pe­łni an­ga­żo­wać part­ne­ra do po­mo­cy? Że go od dziec­ka nie od­su­nę?

Mo­żesz. Mało tego – to są te­ma­ty, któ­re w cza­sie ci­ąży po­win­ny zo­stać po­ru­szo­ne, bo pó­źniej bywa ró­żnie. Może się oka­zać, że two­ja wi­zja po­sia­da­nia dziec­ka jest na­stępu­jąca: on na chwil­kę pój­dzie do pra­cy, a gdy wró­ci, ra­zem, ład­nie ubra­ni, będzie­cie się trzy­mać za rącz­ki i pa­trzeć z uśmie­chem, jak wa­sze ma­le­ństwo pi­ęk­nie się roz­wi­ja, ra­do­śnie wy­ma­chu­je nó­żka­mi. Mo­żna i tak. Tyl­ko po­tem często się oka­zu­je, że pi­ęk­ne ubran­ko zo­sta­ło za­rzy­ga­ne, bo dziec­ku wła­śnie się ula­ło, a do tego part­ner wra­ca z pra­cy, kie­dy po­cie­cha od dwóch go­dzin już śpi. I cała pi­ęk­na wi­zja bie­rze w łeb.

Ustal­cie więc pew­ne za­sa­dy, przyj­mu­jąc do wia­do­mo­ści, że na­ro­dzi­ny dziec­ka są jak prze­wrót ko­per­ni­ka­ński. Umów­cie się wcze­śniej, kto za co będzie od­po­wia­dał, kto czym będzie się zaj­mo­wał. My, ko­bie­ty, po­pe­łnia­my często błąd, bo kie­dy już za­miesz­ka­my ra­zem z uko­cha­nym, ule­ga­my ja­ki­mś ata­wi­stycz­nym si­łom i go­to­we je­ste­śmy (choć nikt nam tego nie każe) wi­tać go cie­pły­mi obiad­ka­mi, ko­la­cyj­ka­mi przy za­pa­lo­nych świe­cach, kwiat­ka­mi na sto­le. Nie za­po­mi­naj­my oczy­wi­ście o wy­pra­so­wa­niu mu ko­szul! Su­per, tyl­ko pod wa­run­kiem, że ten uko­cha­ny też cza­sem na­szą ko­szul­kę wy­pra­su­je i ten kwia­tu­szek też cza­sem przy­nie­sie.

Czy ja mó­wię, że ka­żda czyn­no­ść po­win­na być wy­ko­ny­wa­na w po­ło­wie przez fa­ce­ta, w po­ło­wie przez ko­bie­tę? Broń, Boże! My­ślę, że lu­dzie mu­szą się do­ga­dać i usta­lić, kto co robi. Je­śli ko­bie­ta mówi na przy­kład, że będzie go­to­wać, ale za to nie chce mieć do czy­nie­nia z od­ku­rza­czem, sa­mo­cho­dem i in­nym śru­bo­krętem, to ich spra­wa. Ale niech to nie będzie taki po­dział, że ona wy­ko­nu­je dzie­wi­ęćset dzie­wi­ęćdzie­si­ąt osiem czyn­no­ści ka­żde­go dnia, a on tyl­ko dwie, i to na­zy­wa się wspól­nym dzia­ła­niem. Bo gdy po­ja­wi się dziec­ko, ten bar­dzo nie­rów­ny po­dział do­mo­wych obo­wi­ąz­ków za­cznie ude­rzać w ro­dzi­nę, po­nie­waż ko­bie­ta będzie mu­sia­ła wi­ęk­szo­ść swo­je­go cza­su po­świ­ęcać dziec­ku, a gdzie tu miej­sce i siły na ogar­ni­ęcie resz­ty? W zwi­ąz­ku z tym u prze­ogrom­nej wi­ęk­szo­ści ko­biet (nie u wszyst­kich) będzie na­ra­sta­ło po­czu­cie krzyw­dy i tego, że są wy­ko­rzy­sty­wa­ne. A to nie jest do­bry stan i po­zy­tyw­na emo­cja do bu­do­wa­nia domu dla dziec­ka.

?  To zna­czy, że w cza­sie ci­ąży ko­bie­ta po­win­na dy­plo­ma­tycz­nie przy­spo­so­bić part­ne­ra do za­jęć do­mo­wych?

Na­wet ca­łkiem nie­dy­plo­ma­tycz­nie. Nie je­stem zwo­len­nicz­ką po­glądów, że mężczy­zna jest spraw­ny ina­czej i trze­ba mu tra­fiać do głów­ki w ja­kiś inny spo­sób. Ja na­praw­dę wie­rzę w to, że i oni, i my na­le­ży­my do tego sa­me­go ga­tun­ku, i że mo­że­my się do­ga­dać. Tyl­ko trze­ba wy­ra­źnie wy­ar­ty­ku­ło­wać, o co nam cho­dzi. A pro­sty po­dział: ty zaj­mu­jesz się za­ra­bia­niem pie­ni­ędzy, a wszyst­ko, co się wi­ąże z dziec­kiem, za­ła­twiam ja, w wi­ęk­szo­ści przy­pad­ków pro­wa­dzi do osła­bie­nia wi­ęzi, a na­wet do roz­pa­du zwi­ąz­ku.

?  Ten po­dział to częściej po­my­sł ko­biet czy mężczyzn?

Naj­częściej mężczyzn. Znacz­nie pro­ściej jest zo­stać po go­dzi­nach w pra­cy i coś tam po­ro­bić, na przy­kład po­grać na słu­żbo­wym kom­pu­te­rze, niż wró­cić do domu i za­su­wać mi­ędzy kuch­nią, pla­cem za­baw a ła­zien­ką.

Wy­ko­rzy­staj­my więc ten okres ci­ąży na dys­ku­sję, jak ma wy­glądać na­sze ży­cie po na­ro­dzi­nach dziec­ka, żeby jed­na ze stron (nie­mal za­wsze ko­bie­ta) nie była zo­sta­wio­na sama so­bie, żeby było wia­do­mo, czym będzie się zaj­mo­wać fa­cet. I wpro­wa­dźmy to w czyn jesz­cze przed po­ja­wie­niem się dziec­ka. Od­stąp­my od roli ko­bie­ty ob­słu­gu­jącej. Tym bar­dziej że wi­ęk­szo­ść z nas pra­cu­je.

My­ślę, że bar­dzo do­brze zro­bi­ło­by też part­ne­rom (i na szczęście ca­łkiem ła­two ten po­my­sł zre­ali­zo­wać), gdy­by spędzi­li jed­no czy dru­gie po­po­łud­nie w domu, w któ­rym jest już małe dziec­ko. Niech zo­ba­czą, czy jest tak jak w re­kla­mie, że ten słod­ki anio­łe­czek się bu­dzi i uśmie­cha­jąc się, mówi: „mama”, czy może tak, że zna­jo­mi nie mogą z nimi za­mie­nić trzech zdań, bo ma­luch cały czas się wy­dzie­ra.

?  Są ta­kie lal­ki, któ­re pła­czą, któ­re trze­ba no­sić ze sobą...

To głu­po­ty. To tyl­ko za­ba­wa, któ­rą za­wsze mo­żna prze­rwać, kie­dy sta­je się nie­wy­god­na lub nud­na, i da­lej żyć w prze­ko­na­niu, że z wła­snym dziec­kiem będzie ca­łkiem ina­czej.

Re­ko­men­du­ję ser­decz­nie wszyst­kim pa­niom, żeby po uro­dze­niu dziec­ka jak naj­częściej mó­wi­ły, że cze­goś nie po­tra­fią, nie wie­dzą. Je­śli od­gry­wa­ły do tej pory „blon­dyn­ki”, niech tak ro­bią da­lej.

Przy­kła­do­wo: kwe­stia umy­cia dziec­ka, prze­nie­sie­nia, prze­wi­ni­ęcia. Rzecz w tym, żeby so­bie wy­ra­źnie uświa­do­mić, że ja, ma­mu­nia, nie przy­szłam na świat z umie­jęt­no­ścią prze­wi­ja­nia dziec­ka, i do­kład­nie taką samą ze­ro­wą umie­jęt­no­ść ma on, czy­li ta­tuś. W zwi­ąz­ku z tym nie ma żad­ne­go po­wo­du, aby to pierw­sze prze­wi­ni­ęcie po po­wro­cie ze szpi­ta­la było w moim wy­ko­na­niu. Nie­ste­ty, my­śle­nie, że zaj­mo­wa­nie się ma­łym dziec­kiem jest spra­wą wy­łącz­nie ko­biet, bar­dzo często wspie­ra­ją bab­cie. Te dow­ci­py kie­ro­wa­ne do zi­ęciów: „A, idźże ty z tymi wiel­ki­mi boch­na­mi, bo jesz­cze zro­bisz dziec­ku krzyw­dę!”. Nie wiem, w czym tu­taj duże łapy mia­ły­by prze­szka­dzać. Prze­cież za­ło­że­nie pie­lu­chy to nie jest fi­ne­zyj­na ro­bo­ta, to nie na­wle­ka­nie igły! W do­dat­ku ręka pew­nie trzy­ma­jąca dziec­ko jest tym, cze­go ono po­trze­bu­je. A do tego, gdy­by­śmy zro­bi­ły prze­gląd ste­reo­ty­pów, mężczy­źni są po­noć bar­dziej spo­koj­ni, opa­no­wa­ni (to nam przy­pi­su­je się emo­cjo­nal­no­ść). To rów­nież prze­ma­wia za tym, aby zaj­mo­wa­li się dziec­kiem. Mu­si­my tyl­ko te fak­ty do­pu­ścić do swo­jej świa­do­mo­ści. Uwa­żam, że nie­zwy­kle trud­no jest po­dać po­wo­dy, dla któ­rych mężczy­źni nie mo­gli­by tego ro­bić. Stoi za tym na­sza in­er­cja, ta­kie bez­wład­ne, bez­re­flek­syj­ne przej­mo­wa­nie wzor­ców, spo­so­bów funk­cjo­no­wa­nia, któ­re dzia­ła­ły do tej pory.

Mężczy­źni są po­noć bar­dziej spo­koj­ni, opa­no­wa­ni (to nam przy­pi­su­je się emo­cjo­nal­no­ść). To rów­nież prze­ma­wia za tym, aby zaj­mo­wa­li się dziec­kiem.

Po­na­wiam za­tem apel: Czy­tel­nicz­ko, je­śli je­steś w ci­ąży, wy­ko­rzy­staj te mie­si­ące, któ­re ci jesz­cze zo­sta­ły, do uła­dze­nia się ze swo­im fa­ce­tem! Uwierz mi, że ró­żo­wy czy nie­bie­ski wó­zek to bzde­ty – oby tyl­ko był wy­god­ny. Po­roz­glądaj się, czy ktoś ze zna­jo­mych nie ma aku­rat do od­da­nia. Na­praw­dę mu­sisz na­kręcać ry­nek i mieć nowe rze­czy? Po­my­śl, czy rze­czy­wi­ście mu­sisz ku­po­wać ciusz­ki, czy wy­star­czy, że roz­pu­ścisz wici, i za­czną do cie­bie spły­wać to­na­mi. Naj­wa­żniej­szą rze­czą jest do­ga­da­nie się ze swo­im part­ne­rem. Na­wi­ążcie jak najści­ślej­szą więź, bli­sko­ść. Uświa­dom­cie so­bie, co te­raz mi­ędzy wami tro­chę ku­le­je, i zrób­cie wszyst­ko, by so­bie z tym po­ra­dzić. Po na­ro­dzi­nach dziec­ka będzie tyl­ko go­rzej. Je­śli do tej pory dra­żni­ły cię jego brud­ne ko­szu­le zo­sta­wio­ne w sy­pial­ni, to wy­obraź so­bie, co będzie, je­śli do jego brud­nych ko­szul doj­dą brud­ne ka­fta­ni­ki.

?  Mo­że­my jesz­cze ten wstęp za­ko­ńczyć tak: Czy­tel­nicz­ko, a te­raz za­chęca­my Cię, abyś prze­czy­ta­ła, ja­kie błędy będziesz naj­częściej po­pe­łniać jako mat­ka.

No cóż, trud­no jest błędów unik­nąć, lecz ku po­krze­pie­niu po­wiem, że ma­cie­rzy­ństwo (i w ogó­le ro­dzi­ciel­stwo) daje nie­zwy­kle sil­ne wzmoc­nie­nia po­zy­tyw­ne – od or­ga­zmu na star­cie po­cząw­szy, po za­pie­ra­jące dech w pier­siach, roz­le­wa­jące się po­czu­cie na­praw­dę nie­wia­ry­god­nej szczęśli­wo­ści, kie­dy małe ła­pi­ny zła­pią nas za pa­lec albo naj­pi­ęk­niej­szy bu­zia­czek świa­ta przy­ssie się do na­szej pier­si. To są rze­czy­wi­ście cu­dow­ne chwi­le. War­te ka­żde­go po­zio­mu nie­wy­spa­nia i zmęcze­nia.

Za­pra­sza­my do za­ku­pu pe­łnej wer­sji ksi­ążki