Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
14,99 zł
Elanor odziedziczyła zaniedbaną posiadłość, puste stajnie i ogromne długi. Ze smutkiem myśli o nachodzących świętach, bo wie, że jeszcze przed końcem roku bank przejmie jej rodzinny dom. Ceni dumę i niezależność, dlatego nie przyjmuje pomocy od Tristana, wieloletniego przyjaciela, w którym się podkochuje. Dwukrotnie odrzuca jego oświadczyny, przekonana, że kieruje nim jedynie litość. Jednak gdy ich znajomość przeradza się w romans, Elanor zaczyna wierzyć w głębię uczuć Tristana. Coraz bardziej zakochana, obmyśla sposób, jak doprowadzić do trzecich oświadczyn.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 253
Rok wydania: 2025
Bronwyn Scott
Trzecia szansa panny Elanor
Tłumaczenie:
Aleksandra Tomicka-Kaiper
Tytuł oryginału: The Captain Who Saved Christmas
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills&Boon, an imprint of HarperCollins Publishers, 2024
Redaktor serii: Grażyna Ordęga
Opracowanie redakcyjne: Grażyna Ordęga
© 2023 by Nikki Poppen
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2025
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Romans Historyczny są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Bez ograniczania wyłącznych praw autora i wydawcy, jakiekolwiek nieautoryzowane wykorzystanie tej publikacji do szkolenia generatywnych technologii sztucznej inteligencji (AI) jest wyraźnie zabronione. HarperCollins korzysta również ze swoich praw na mocy artykułu 4(3) Dyrektywy o jednolitym rynku cyfrowym 2019/790 i jednoznacznie wyłącza tę publikację z wyjątku dotyczącego eksploracji tekstu i danych.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A
www.harpercollins.pl
ISBN: 978-83-291-1347-2
Opracowanie ebooka Katarzyna Rek
Poniedziałek, 16 listopada 1846, Sussex, Anglia
Dla Elanor Grisham okres świąt Bożego Narodzenia bez wątpienia był najstraszniejszym czasem w roku. Czasem, w którym duchy przeszłości były tak blisko, że mogła poczuć, jak przechodzą obok, a nawet usłyszeć ich szepty.
Podczas gdy miasteczko Hemsford przygotowywało się do radosnego świętowania, a kupcy zaopatrywali półki w wyjątkowe przysmaki, ona spędzi następnych osiem tygodni, wiążąc koniec z końcem, uśmiechając się i pilnując, by nikt nie domyślił się tragedii, która miała wkrótce nadejść. Nie zawiedzie tych, którzy polegali na dobroczynności Grishamów. Będą cieszyć się spokojem, nawet jeśli jej kosztem, nawet jeśli nie potrwa on dłużej niż do Bożego Narodzenia. To było wszystko, na co mogła sobie pozwolić, wszystko, co miała im do zaoferowania.
Elanor odłożyła pióro, zdjęła okulary i potarła nasadę nosa. Boże Narodzenie zwykle było okropne, ale tym razem będzie jeszcze gorsze. Pierwsze święta bez brata Teddy'ego i ostatnie w Heartsease, domu pięciu pokoleń Grishamów. Ostatnie, bo najmłodsze pokolenie rodziny zawiodło. Wciąż nie wiedziała, jak to się stało. Może to wina Teddy'ego, który zastawił Heartsease, by zapłacić za ładunek, na którym mieli zarobić, a który zatonął. A może była to seria chybionych wyborów, począwszy od końca wojen w 1815 roku, kiedy ojciec zbyt późno zainwestował w fabrykę amunicji. To była pierwsza duża strata, chociaż Elanor długo wierzyła, że Grishamowie wyszli z tego bez szwanku. Do śmierci rodziców nie miała pojęcia, że myliła się co do wielu rzeczy: pieniędzy, miłości, magii Bożego Narodzenia...
Założyła okulary. Musi znaleźć pieniądze na Boże Narodzenie. Kiedy święta stały się takie drogie? Nawet przy starannym planowaniu i oszczędzaniu wciąż brakowało jej środków. Święta kosztowały o 3 procent więcej niż w zeszłym roku i o 3 procent więcej, niż przewidziała w budżecie. Trzeba będzie oszczędzać. Znowu.
Stała się w tym całkiem biegła, lecz aby oszczędzać, trzeba mieć na czym. Spojrzała na listę, szukając luksusów, z których można byłoby zrezygnować, ale żadnych nie znalazła. Rozważyła zmniejszenie o połowę kwoty, którą przeznaczyła dla dzierżawców i służby. Nie, nie mogła tego zrobić. Wiedziała, jak bardzo ludzie liczą na te małe kwoty. Poza tym to zapewne ich ostatnie wspólne święta.
Wyprostowała się nieco. Nie było sensu rozpaczać nad tym, czego nie sposób zmienić. Musiała skupić się na teraźniejszości i znaleźć pieniądze. Sięgnęła po główną księgę rachunkową posiadłości i spojrzała na ostatnie strony, gdzie zapisywała oszczędności. Rozwiązanie stało się oczywiste, gdy wpatrywała się w zapisaną tam niewielką kwotę.
Mogła wykorzystać pieniądze, które odłożyła na nagrobek Teddy'ego. Kwota nie była jeszcze wystarczająca, ale to, co miała, zrównoważy świąteczny budżet i przyniesie radość ludziom, na których zależało jej i Teddy'emu. Teddy'ego nie było nawet w tym grobie, zginął na morzu wraz z ostatnimi nadziejami na odbudowę fortuny Grishamów. To ona potrzebowała miejsca, które przypominałoby, czym było jej życie, zanim wszystko się zmieniło. A może lepiej nie pamiętać? Czy to nie dlatego nie lubiła duchów, czy raczej wspomnień? Boże, dziś były szczególnie uciążliwe.
Przeliczyła wszystko jeszcze raz. Tak, przeniesienie funduszy powinno pomóc. Umarli mogą poczekać, żywi nie. Żywi potrzebowali tradycji, premii i puddingu.
Skoro mowa o puddingu, to chyba rozwiązała problem finansowy w samą porę. Usłyszała energiczne kroki gospodyni, pani Thornton, która jak zawsze punktualnie stawiła się na cotygodniowe spotkanie.
Elanor wstała i uśmiechnęła się. Nie chciała, by ktokolwiek domyślił się, jakie ma kłopoty. Po co mieli się martwić?
– Pani Thornton, proszę wejść. – Gestem wskazała parę foteli z wyblakłymi obiciami. Pani Thornton zajęła swoje zwykłe miejsce.
Pokojówka przyniosła tacę z herbatą, Elanor nalała i przez kilka minut rozmawiały, jak to miały w zwyczaju, a potem przeszły do spraw bieżących. Tak robiła matka, Elanor podtrzymała tę tradycję. Słuchała, jak pani Thornton opowiada o nowym sposobie usuwania plam z obrusów, o córce, która spodziewała się drugiego dziecka, o kosztach artykułów spożywczych.
– W tym tygodniu wypada ostatnia niedziela przed adwentem, prawda? – napomknęła, sięgając po ciasto. – Kucharka będzie chciała kupić składniki na pudding, a także produkty do świątecznych koszy z jedzeniem.
Elanor uśmiechnęła się uprzejmie, zupełnie jakby nie sumowała w myślach poszczególnych kwot.
– Oczywiście, pani Thornton. Proszę powiedzieć kucharce, żeby zrobiła listę, a ja przygotuję dla niej fundusze, kiedy w środę pojedzie na targ.
Co oznaczało, że jutro będzie musiała udać się do banku, aby wypłacić gotówkę. Nie można powiedzieć, że czekała na tę wizytę z niecierpliwością.
Pani Thornton odchrząknęła i zapytała nieco niepewnie:
– Służba chciałaby wiedzieć, czy odbędzie się w tym roku przedstawienie. – Ton głosu gospodyni postawił Elanor w stan gotowości. Przedstawienie było wieloletnią tradycją Heartsease, otwierano wtedy drzwi dla mieszkańców wioski na wieczór pełen jedzenia i rozrywki. Była to bardzo wyczekiwana impreza. I bardzo kosztowna. Czy pani Thornton domyśliła się problemów finansowych? Elanor poczuła panikę. Skoro wiedziała pani Thornton, to kto jeszcze?
Opanowała się i spytała spokojnie:
– Dlaczego miałoby się nie odbyć?
– Ze względu na pani brata, panienko – odpowiedziała cicho pani Thornton.
Ach, Teddy. Jej sekret był bezpieczny i panika ustąpiła, choć tylko po to, by zastąpiło ją zbyt dobrze znane poczucie straty.
– Dziękuję, pani Thornton, ale Teddy nie żyje od sześciu miesięcy. Spełniliśmy już wymogi żałoby, a on uwielbiał świąteczne przedstawienia i nie chciałby, by z nich rezygnowano. Proszę powiedzieć personelowi, by zaczęli zwykłe przygotowania.
Nie odmówi im świątecznej zabawy, zwłaszcza jeśli miała być ostatnią.
Pani Thornton uśmiechnęła się z ulgą.
– Dziękuję, panienko. Wszyscy będą zachwyceni, gdy to usłyszą.
Elanor wstała, nagle pragnąc uciec z tego pokoju i od wspomnień. Nie wiedziała, jak przetrwa do świąt, ale musiała. Ludzie na nią liczyli.
– Jeśli to wszystko, pani Thornton, to do obiadu będę w ogrodzie.
Tam spływał na nią spokój. Nawet zimą, ukryte i niewidoczne, było tam życie. Zamknęła za sobą drzwi i odetchnęła z ulgą. Uciekła… prawie. Duchy, w przeciwieństwie do sąsiadów i służby, nie szanowały murów. Nie miała wątpliwości, że kilka z nich ją tu dogoni, ale na razie miała ogród tylko dla siebie.
To zawsze było jej miejsce, jedyny zakątek w Heartsease, który należał wyłącznie do niej. Matka powtarzała, że każdy potrzebuje miejsca, które mógłby nazwać swoim. Dla ojca i Teddy'ego były to stajnie. Dla niej i jej matki był to ogród. Elanor kochała patrzeć, jak rośliny rosną, czuć ziemię pod palcami, zachwycać się bogactwem barw.
Spacerowała wąskimi ścieżkami. Nikt oprócz niej nie miał tu wstępu, ale też nie było już nikogo, komu by na tym zależało. Wbrew rozsądkowi na jej ustach pojawił się lekki uśmiech, bo kiedyś trzymanie Teddy'ego i jego najlepszego przyjaciela, Tristana Lennoxa, z dala od tego miejsca, było nie lada wyzwaniem. Nie miałaby nic przeciwko temu, żeby Tristan odwiedził ogród, ale dla zasady głośno protestowała. Nigdy nie przyznałaby się, że podkochuje się w przyjacielu brata. Już kiedy miała piętnaście lat, wiedziała, że z takiego zauroczenia nie wyniknie nic dobrego.
Zatrzymała się, by sprawdzić róże. Dwa tygodnie temu starannie przygotowała je na zimę. Zerwała uschnięte liście, obwiązała łodygi. Miała nadzieję, że będzie mogła zabrać ze sobą kilka sadzonek po tym, jak zostawi instrukcje na temat ich pielęgnacji nowemu właścicielowi Heartsease.
– Wszystko będzie dobrze – zapewniła kwiaty. Ona też na pewno jakoś sobie poradzi. Przeniesie się do domku na skraju posiadłości i zacznie hodować róże w nowym ogrodzie. Z czasem ból po opuszczeniu Heartsease przestanie być taki dotkliwy. Ludzie, którzy na niej polegali, znajdą innych opiekunów.
– Na wszystko przychodzi pora – wymruczała. Szkoda tylko, że akurat ta przyszła zdecydowanie za szybko.
Kapitan Tristan Lennox zatrzymał konia na wzniesieniu, z którego roztaczał się widok na Hemsford. Połowa listopada w Sussex była absolutnie najlepszą porą roku, pomostem między jesienią a zimą. Ostatnie liście zaścielały ziemię złotym dywanem, a ciemne gałęzie wyciągały się ku zimowemu niebu, nie mogąc doczekać się śniegu. Odetchnął głęboko i poczuł satysfakcję. Jeśli było coś, co kochał bardziej niż mroźne listopadowe popołudnia w Sussex, to Boże Narodzenie w Sussex. Spędzi święta w domu po raz pierwszy od dziesięciu lat.
Co prawda przeżył kilka uroczych świąt za granicą, ale żadne z nich nie dorównywały Bożemu Narodzeniu w domu. Był to też czas nadziei i wspomnień, momentami słodko-gorzki i zmuszający do zadumy, lecz i radosny.
Ten rok nie będzie wyjątkiem. Wiosną niespodziewanie zmarł jego najlepszy przyjaciel, Theodore Grisham, który też kochał święta. Tristan poklepał sakwy, myśląc o czekających go wizytach. Dwóch chłopców z Sussex z jego jednostki zginęło, a on obiecał dostarczyć rodzinom ich rzeczy. Podczas tych wizyt poleją się łzy, ale po jakimś czasie pojawi się też cicha radość, która przychodzi wraz z celebrowaniem życia. I on tego dopilnuje. Jednak te pierwsze chwile spędzi w domu.
Spojrzał w szare niebo i poczuł niemal dziecięcą ekscytację, gdy zastanawiał się, czy w tym roku spadnie śnieg. Było wystarczająco zimno, lecz chłód mógł pozostać tylko wspomnieniem, zanim nadejdą święta. Ta część Sussex znajdowała się blisko morza, co oznaczało, że choć w powietrzu było mnóstwo wilgoci, to często nie było wystarczająco niskich temperatur, by zamienić tę wilgoć w śnieg.
Szare niebo sugerowało również, że wkrótce zrobi się ciemno. Musiał się pospieszyć, jeśli chciał dotrzeć do domu, zanim znikną ostatnie promienie słońca. Popędził konia w kierunku rozwidlenia dróg. Dobrze pamiętał to rozdroże, chociaż nie jechał nim od dekady. W lewo do Heartsease, w prawo do Brentham Woods. Przez chwilę się wahał, czy przez wzgląd na dawne czasy nie pojechać w lewo. Jak często stał w tym miejscu i zamiast sztywnych reguł Brentham wybierał przytulność i radość Heartsease?
Ale nie dziś. Teddy'ego tam nie będzie, więc Heartsease musiało się zmienić, gdy została tam jedynie Elanor. Na wszystko jest pora, a dzisiejszy wieczór nie był czasem smutku i rozmyślań, lecz radości i powrotu do domu. Jego bagaże powinny były dotrzeć wczoraj, rodzina go oczekiwała.
Skinął głową i skierował konia w prawo. W stronę Brentham Woods. Do domu.
Dom. Tristan wstrzymał konia, poświęcając chwilę na delektowanie się widokiem. Dom wyglądał dokładnie tak, jak go pamiętał. Brentham lśniło w zmierzchu niczym klejnot. Wiedział, że ten spokojny obraz był nieco mylący, bo wewnątrz domu panował zgiełk, gdyż zapewne przygotowywano wieczorny posiłek. W kuchni stukały pokrywki i patelnie, porcelana dyskretnie brzęczała, a stół zastawiony był kryształami i srebrem. Matka na to nalegała i mawiała, że każdy wieczór jest świętem. Jego brat pewnie kończył pracę. Julien twierdził, że człowiek, który nie planuje każdej godziny dnia, od ósmej rano do piątej po południu, nie wykorzystuje w pełni swoich możliwości. I być może, tylko być może, wszyscy czekali na Tristana.
Jeśli Grishamowie byli ucieleśnieniem ciepła i serdeczności, Lennoxowie uosabiali biznes. Nie marnuj, nie trać, było ich mottem. Chodziło zarówno o czas, jak i pieniądze. Lennoxowie pilnowali każdego funta i tego, by pożytecznie spędzić każdą minutę. Marnowanie czasu na wyglądanie przez okno, by sprawdzić, czy już przyjechał, zdecydowanie nie było w ich stylu. Tristan uśmiechnął się pod nosem i popędził Vitalisa.
Nie oznaczało to, że nie był kochany. Matka kochała go na tyle, by pisać do niego listy, gdy przebywał za granicą. Ojciec kochał go na tyle, by opłacić mu kurs oficerski, który pozwolił mu podążać za marzeniami o podróżach, jednocześnie ucząc odpowiedzialności. Oczywiście zakładano, że wróci do domu i wykorzysta tę lekcje, aby rozwijać rodzinny biznes inwestycyjny.
Tristan nie służył już w wojsku, jednak nie był pewien, czy opuściła go żądza przygód. Zawsze było jakieś nowe miejsce do odwiedzenia i coś do zobaczenia. A może po prostu jeszcze nie znalazł tego, czego szukał. Choć dobrze było na chwilę wrócić do domu, nie miał ochoty dołączyć do brata i ojca w ich pogoni za bogactwem. Dla większości dżentelmenów dążenie do pomnożenia majątku było raczej obcą koncepcją. Ich zdaniem prawdziwy dżentelmen nie para się pracą. Sąsiedzi woleli czerpać zyski z posiadłości i oddawać się słodkiemu lenistwu. Taki styl życia charakteryzował Grishamów, którzy przewodzili społeczności Hemsford, przynajmniej gdy dorastał.
Na podjeździe Tristan zsiadł z konia i poklepał silnego gniadosza po karku.
– Kapitanie Lennox, witamy w domu – powiedział zdyszany stajenny.
Tristan wpatrywał się w niego przez chwilę. Czuł, że powinien znać tego człowieka.
– Joey, czy to ty?
Stajenny przesunął palcami po włosach.
– Tak, proszę pana, teraz jednak jestem Joe, główny stajenny ujeżdżalni.
Ojciec miał ujeżdżalnię? To musiała być stosunkowo nowa inwestycja, ponieważ nie było o niej wzmianki w ostatnim liście, który otrzymał w kwietniu.
– Oczywiście, wcale mnie to nie dziwi. – Tristan wyciągnął dłoń do chłopaka. – Zawsze byłeś ambitny, a ojciec to ceni. Poza tym dobrze radziłeś sobie z końmi. Zaopiekuj się tym tutaj, to Vitalis, mój długoletni wierny towarzysz.
– Tak, kapitanie. Zajmę się nim osobiście. – Joe skinął w stronę domu. – Wszyscy ucieszą się na pana widok.
Jak na zawołanie, frontowe drzwi otworzyły się i wybiegła z nich matka, gotowa go objąć. Ojciec i brat podążali za nią w bardziej dostojnym tempie, ale ich powitanie było nie mniej czułe.
– Jesteś wyższy, niż zapamiętałam – zaśmiała się matka, gdy wypuściła go z objęć. – I szerszy.
– Dziesięć lat treningu. – Tristan również się roześmiał i objął ją. Boże, jak dobrze było być w domu, wśród bliskich. Poprosił Boga, by pozwolił mu pozostać tu na tyle długo, by zdołali nadrobić stracony czas.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji
