Truciciel - Karolina Kasprzak-Dietrich - ebook + audiobook + książka

Truciciel ebook i audiobook

Kasprzak-Dietrich Karolina

3,6

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

"Truciciel" to pasjonująca historia skromnej krawcowej i bogatego projektanta mody, którzy nie potrafią bez siebie zyć, lecz okoliczności nie pozwalają... Czytając ją czujesz masaż na otwartym sercu!

 

"Wyobraź sobie, że kończysz związek jednym zdaniem.. a potem latami rozrywa Ci serce z tęsknoty..."

- Choć jestem marzycielką, mam duszę samotnika – tak mówi o sobie autorka, Karolina Dietrich-Kasprzak. Zafascynowana życiem i otaczającą go przyrodą, dużo czyta, jeszcze więcej pisze.

Twórczyni kryminałów (Grabarz, Podstępna schizofrenia, Velveteen youth, Moje córki) powraca w świetnym stylu z pierwszym erotykiem „Truciciel”, niosącym ogromny ładunek emocjonalności…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 265

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 6 godz. 50 min

Oceny
3,6 (18 ocen)
8
3
2
2
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
wojciechowski8

Nie polecam

Ta książka to jakiś koszmar. Gdyby nie wulgarny język o autorstwo podejrzewałabym 12-latkę. Szkoda nawet 5 minut na taki chłam
10
Edzia3003

Nie oderwiesz się od lektury

Rewelacja....wysłuchana w jeden dzień!!!
00
WiolaN

Nie oderwiesz się od lektury

super
00
Justyssap

Nie oderwiesz się od lektury

"Wyobraź sobie, że kończysz związek jednym zdaniem... A potem latami rozrywa ci serce z tęsknoty..." Tylko co się stało? Kasandra i Wojtek to ich historia dała mi wiele do myślenia. Komunikacja w związku jest kluczowa i to na nią autorka zwraca uwagę. Kasandra rzuciła Wojtka 10 lat wcześniej, podczas wspólnej imprezy. Nie mogła znieść ciągłego poniżania i flirtowania z innymi. Skąpiec, któremu za zwykłą czekoladę musiała zwrócić. "Muszę sprawić, żeby żałowała, muszę ją kolejny raz rozkochać i rzucić tak jak ona mnie rzuciła przed laty. Muszę doprowadzić ją do obłędu." Tyle lat minęło a oni wciąż o sobie myślą. Historię poznajemy z perspektywy obu bohaterów. Czułam się jakbym siedziała w ich głowie. Ich myśli, uczucia, wszystko przeżywałam razem z nimi. Kas jest krawcową i utrzymuje swojego bezrobotnego chłopaka Daniela. Nagle dostaje on świetną pracę o, której nic nie mówi. Coś tutaj nie pasuje?.. Wojtek natomiast odniósł sukces rozwijając firmę, którą kiedyś razem założyli. Planuje ...
00
Fiba1

Nie oderwiesz się od lektury

super czekam na ciąg dalszy
00



Wydanie, redakcja i korekta: Studio Million

Ilustracje na okładce: Unsplash.com, Pixabay.com

Skład: Karolina Przesmycka-Szustak

Druk: druk-24h.com.pl

Wydanie II, 2022

Copyright © Karolina Kasprzak-Dietrich & Studio Million licensed by Kubatura sp. z o.o.

All rights reserved.

ISBN 978-83-67103-15-2

Kubatura sp. z o.o.

www.STUDIOMILLION.pl

Tę książkę dedykuję Wam, Drodzy Czytelnicy, za to, że daliście mi szansę.

Autorka

Siedziałem za kierownicą białego mercedesa. Nowy nabytek prosto z salonu. Spojrzałem do lustra. Moje białe jak mleko implanty zabłysnęły z większą mocą niż majowe słońce. Cały czas nie dowierzałem, że to auto należy do mnie. Koniecznie chciałem czerwone alufelgi. Boczne lusterka też musiały być w krwistym kolorze. Dodatkowo wbudowana kamera, ale wiadomo – to już przeżytek. Jestem pionierem, zawsze taki byłem. Toteż na moją gwiazdę czekałem pół roku. Czasem bywam próżny, lecz nic nie poradzę, że kocham mercedesy. Pierwszy wyjazd: moje rodzinne miasto – Gniezno. Tak mnie naszło na sentymenty, choć rzadko bywam ckliwy. Jestem umysłem ścisłym, nie lubię się rozklejać. Moim zdaniem to zaleta, a że nie liczę się ze zdaniem innych, to oszczerstw rzucanych za moimi plecami nie analizuję. Bary mam szerokie, mogą pluć. Jedyną rzeczą, jaka na moment zdjęła mi z twarzy uśmiech, był zapach ulic. One ciągle pachniały jej ciałem. Zganiłem się za te myśli. Dość już wycierpiałem, teraz jedynie mogę brać i odrywać metki. Nie ta, to inna, nie inna, to następna, ale nie Kasandra. To wiedźma, femme fatale, a może zwyczajnie nikt. Zero… Dlaczego więc ją czuję? Wydawało mi się, że tęsknię za Gnieznem, a może wcale nie za Gnieznem. Może w duchu liczyłem, że ją spotkam, wyjdę z auta, spojrzę z tryumfem i powiem: „widzisz, co straciłaś idiotko?”, a ona uklęknie i będzie mnie prosić, bym wrócił. Odejdę bez słowa, w samej rzeczy, tak to sobie wyobrażam. Choć trudno było mi się do tego przyznać, ale wystarczyło, że zobaczyłem te ulice, kawiarenki, przystanek i ten park. Wszystko to pachniało nią! Aż tak bardzo nie mogę się oszukiwać. Przejechałem miasto wzdłuż i wszerz po czym wróciłem do Poznania.

Uśmiechnęłam się do lustra.

Kas, jesteś fajną dupą, niczym się nie przejmuj. Czarne oczy, zgrabna sylwetka, wystające kości jarzmowe, a co najważniejsze, masz Daniela, razem wszystko przetrwacie, najważniejsza jest miłość.

Poczułam się lepiej. Podobno takie zabiegi dobrze działają na psychikę. Zaczęłam je praktykować i faktycznie było lepiej. Daniel chrapał, sen go powalił. Dziś przez cały boży dzionek stał na targu i sprzedawał warzywa. Kuzyn zatrudnił go na umowę zlecenie i dlatego w końcu on też przynosi do domu pieniądze. Co prawda, to nic pewnego, praca zaledwie okresowa. Odkąd Daniel pokłócił się z szefem, stracił stałe zatrudnienie. Na szczęście udaje nam się związać koniec z końcem, a będzie jeszcze lepiej. Ja dużo pracuję, szefowa dobrze mi płaci, a praca to moja pasja. Nie wyobrażam sobie życia, gdy nie pracuję w zawodzie, urodziłam się z igłą w ręce, a z nitką w ustach.

Moje życie ułożyło się zupełnie inaczej, niż planowałam. Teraz, projektując ubrania, szyjąc, obszywając, cerując i doszywając, staram się o tym nie myśleć. Czasem w życiu jest tak, że pewne decyzje podejmuje za nas los, a nam nie pozostaje nic innego jak się z tym pogodzić. Odgarnęłam kruczoczarne włosy z oczu i pogwizdując, zaczęłam szykować się do pracy.

Jak nie przyjeżdżałem do Gniezna, to nie przyjeżdżałem, jakbym na wszystkich mieszkańców się zgniewał, a to przecież była wina tej zołzy. Teraz jestem tutaj drugi raz z rzędu. Wczoraj wieczorem odbyła się kameralna impreza u Gawła Menzy. Komisarza Gawła, mojego przyjaciela z lat szkolnych. Jego urodziny, tym razem czterdzieste, na które zazwyczaj zapraszał mnie i Tymka Waligórkę. Nasza święta trójca, znajomość, która przetrwała od podstawówki (choć nie byliśmy w równym wieku), zebrała się kolejny raz przy wspólnym stole. Prowadziliśmy bardzo skondensowane męskie pogaduchy o pogodzie i nie tylko. Wspominaliśmy szkolne perypetie. Daria, żona Gawła, przygotowała kolację, na której nie była obecna. Raz, że nie chciała nam przeszkadzać, bo to przecież męski spęd, a dwa, jak poinformował nas Gaweł, ponoć wieczorami nie robi nic innego, jak tylko siedzi na zydlu w swoim gabinecie i pali fajkę za fajką. Taki to jej wieczorny rytuał. W ten sposób odreagowuje stres po pracy. Jest adwokatem i zazwyczaj broni wszystkich przestępców z czarnych zakamarków Gniezna i okolic.

Daria z Gawłem, zawzięta pani adwokat i równie zawzięty policjant, cieszą się ogólnym uznaniem. Wszystko jakoś uchodzi im płazem. A podejrzewam, że niejedną tajemnicę skrzętnie ukrywają.

Mają swoje układy, a mafia właśnie za to im płaci. Tylko tych pieniędzy u nich jakoś nie widać. Ale, co tam… Nie mój cyrk, nie moje małpy.

– Trzeba wiedzieć z kim i co – tak zawsze twierdził Gaweł.

– Wolę tego nie wiedzieć – odpowiadałem z uśmiechem i zmieniałem temat. Zresztą Tymek reagował podobnie. Ojciec zawsze mnie uczył, że czym mniej wiesz, tym dłużej żyjesz. Coś w tym było, choć pochłaniałem w szkole książki i byłem żądny wiedzy. Przyznawałem ojcu rację, że pewnych rzeczy lepiej jest nie wiedzieć. Tym bardziej, że Gaweł miał bardzo specyficzną urodę, żeby nie powiedzieć, iż był po prostu brzydki. Z roku na rok jego rysy twarzy się wyostrzały i w końcu zaczął tworzyć dystans swoją aparycją. To już nie był ten sam chłopak co kiedyś. Czasem robił się dziwnie nerwowy. W takich chwilach rozmowy o niczym były jak najbardziej wskazane. Tak czy siak, będąc u niego, nie potrafiłem się wyluzować, piłem kieliszek za kieliszkiem, zagryzałem białą kiełbasą i kolorowymi koreczkami, jakie donosiła nam Daria.

Jednak moje myśli znowu krążyły wokół Kasandry. Jadąc do Gawła, około godziny dziewiętnastej niespodziewanie ją zauważyłem. Szła ulicą w seledynowej sukience, a tę podwiewał wiatr, tym samym uwidaczniając jej długie, zgrabne nogi. Przeszedł mnie dreszcz. Szła z marketu, w dłoniach ściskała ciężkie papierowe torby wypchane prawdopodobnie spożywką. Z jednej wystawał por i bagietka. Sporo miała tych zakupów. Byłem ciekawy, o kogo dba? O mnie nie potrafiła. Pozwoliła mi odejść…

Jej czarne, gęste włosy sięgały niemal do pasa, zakrywając długą, smukłą szyję. Tyle razy jej powtarzałem, że powinna je spinać w koczek, bo o wiele lepiej prezentowała się w upiętych włosach. Nie, ona wie lepiej. „Nie będziesz mną rządził”. Głupia pipa, teraz leci z zakupami zmęczona po pracy, by upichcić jakiś obiadek dla swojego kochasia. W sumie to nie wiem, czy kogoś ma, tak tylko się domyślam. Z tyloma zakupami, o tej godzinie? Nie potrafiłem tego widoku zinterpretować inaczej.

Sukienkę, o dziwo, miała ładną, seledynową w żółte mazaje, krótką z szerokiego koła. Rękawki takie, jakie lubiłem, lekko za łokieć. Ciekawiło mnie czy sama ją sobie zaprojektowała i uszyła, czy może kupiła. Wyobraziłem sobie, jak ślęczy nad maszyną do szycia, fastryguje i przeszywa. Wycina, przekreśla coś mydełkiem krawieckim, nawleka igłę, delikatnie przeklinając. Lekko zgarbiona, z wytkniętym językiem i uśmiechem na ustach. Tak, ten opis idealnie do niej pasował.

W mojej rodzinie temat Kasandry od dawna jest tematem tabu, może dlatego, że ja nigdy nie pytam. Boję się, że znowu zobaczę u swoich spowinowaconych te pełne pożałowania spojrzenia. „Rzuciła cię, a ty wciąż o niej myślisz, biedaku”. Gorzej, gdybym usłyszał: „U Kas jest super, ma narzeczonego, świetnie sobie radzi”. Wolałem nie pytać nikogo, żeby nie wiedzieć. Nawet kuzyna, męża Wioletty, siostry Kas, z którym przecież cały czas mam kontakt, bo jestem ojcem chrzestnym jego córki Gabrysi. On też milczał, nabrał wody do pyska i się nie odzywał.

Tego wieczoru razem z Gawłem i Tymkiem obaliliśmy dwie zero siedemdziesiąt pięć Finlandii, co zupełnie mi nie pomogło, w żołądku czułem ścisk, a w sercu ból. Znowu o niej myślałem. Nawet słysząc, jak pijany Gaweł idzie na Tymka z pięściami, nie reagowałem. Duchem byłem z nią.

Rano wstałem, a kiedy Gaweł użyczył mi alkomatu i upewniłem się, że mogę spokojnie wsiąść za kierownicę, postanowiłem wrócić do Poznania, do mojego domu. Od siedmiu lat tam mieszkam. To przez nią się wyprowadziłem z Gniezna. Nie musiałem, nikt mnie nie zmuszał, ale nie zniósłbym widoku tej czarownicy średnio raz w tygodniu spacerującej ulicami. Gniezno jest małe i z pewnością bym na nią trafiał.

Z tego, co wyczytałem między wierszami z rozmowy z Gawłem, pracuje w jakiejś podrzędnej firmie krawieckiej. Nie rozwija się, jest zadowolona z nędznej wypłaty. A przecież mogła mieć wszystko, być właścicielką sto razy prężniejszej firmy, której ja jestem właścicielem.

Gaweł chciał powiedzieć coś więcej, ale ja udawałem gieroja i szybko uciąłem temat, żeby pokazać kolegom, że ten problem już mnie nie dotyczy. DOTYCZYŁ… jak najbardziej!

Zawsze jej powtarzałem, że ma potencjał, talent, że świat potrzebuje takich zdolnych projektantów jak ona. Jednak Kas była lękliwa i zakompleksiona, bała się lepszego. Często mówiła, że lepsze jest wrogiem dobrego. Ale mnie jakoś umiała wyrzucić z życia. Czyli zaliczała mnie do lepszych? Tak, właśnie to pojąłem! Może ten alkohol wcale do końca nie wyparował, że naszło mnie na przemyślenia i doszedłem do takich wniosków?

Włączyłem piąty bieg i rura na Poznań. Moje myśli nadal były przy Kas. Zasrana trucicielka rozsiała w moim organizmie truciznę, która pomału mnie zabija.

Będąc już w Poznaniu, nadal nie mogłem uwolnić się od myśli o niej. W końcu postanowiłem rozładować napięcie w domu uciech. Zamówiłem panienkę ubraną jedynie w prześwitującą halkę, która eksponowała wydatny biust i nie zasłaniała waginy. Pociągnęła mnie za dłoń.

– Trzy stówy i robisz, co chcesz. Pięć dych dopłaty jak chcesz, żebym połknęła.

– A możemy tylko pogadać? – zapytałem. Pierwszy raz byłem u kurwy.

– Tylko seks, żadnych rozmów. To moja praca, nie jestem powiernicą.

Ogarnąłem ją wzrokiem i zrezygnowałem.

– To pa. – Wybiegłem w popłochu. Wystraszyłem się, sam nie wiem czego…

Leżałam odwrócona tyłem do Daniela, byłam zmęczona. Dziś w pracy szefowa dała mi wycisk. Tysiąc białych koszul musiało wyjść na Holandię. Mnie przypadło najgorsze. Dla mnie najgorsze! Doszywanie kołnierzyków. Czasem miałam wrażenie, że szefowa celowo daje mi najgorszą robotę. Tłumaczy się tym, że jestem najzdolniejsza najdokładniejsza, ale nie zawsze dawałam wiarę jej słowom. To ciotka Gawła, Gaweł to cały czas przyjaciel Wojtka. To mógł być ich cichy układ. Wojtek zapewne jest żądny zemsty. Myślę, że tylko czeka na dogodny moment. Taki to charakter.

Daniel przybliżył się do mnie i chwycił mnie za pierś. Ja pierniczę, zebrało mu się na amory, a ja ledwo zipię. Zatem udaję, że śpię i nie reaguję.

– Śpisz?

Milczę.

– Śpisz? – powtórzył pytanie, nie przestając masować mojego cycka.

– Daniel, jestem zmęczona – odpowiadam niechętnie.

– Kas, proszę, tylko raz. Mogę possać twoje sutki? – Bywały takie momenty, że miałam go dość. Był kiepskim kochankiem, w ogóle przeciętny pod każdym względem, a jednak jestem jego dziewczyną, mało tego, planujemy ślub.

Czasem myślę, że to kara za to, że w tak okrutny sposób zostawiłam Wojtka. To nie tak miało być! Ja chciałam go tylko ukarać, dać nauczkę, nastraszyć. Zbierało mu się, od miesięcy mu się zbierało, aż w końcu moja cierpliwość się skończyła. Wybuchnęłam w najmniej odpowiednich okolicznościach. Stało się!

A poza tym, skąd miałam wiedzieć, że to będzie mu na rękę? Tak jakby na to czekał, nie walczył o mnie.

Kiedy powiedziałam mu, że to koniec, liczyłam na to, że się opamięta, przestanie mnie wiecznie pouczać, zwracać uwagę, nakazywać. Rządzić mną. Miałam nadzieję, że najdłużej po tygodniu stanie pod drzwiami mojego mieszkania z bukietem kwiatów i mnie przeprosi. Obieca się zmienić. Poudaje skruchę. On natomiast więcej się nie pojawił, mimo że wielokrotnie pisałam do niego esemesy z przeprosinami. Może zwyczajnie go wyręczyłam. To on był tym zranionym, a ja tą najgorszą. I tak pozostało po dziś dzień.

Czy słusznie zostałam osądzona? Nikt z nami nie mieszkał i nie wie, jak było naprawdę. We wszystkim go wyręczałam, pracowałam dwadzieścia cztery godziny na dobę, zrobił sobie ze mnie tanią siłę roboczą. Przeklęty egocentryk!

W firmie, którą razem rozkręcaliśmy, choć to on czuł się właścicielem, pojawiła się nowa krawcowa, Angela i to zapewne ona zajmuje teraz moje miejsce. Może nawet są razem…

Nikt z rodziny nic nie mówi, a ja nie pytam. Wszyscy nabrali wody w usta, nawet mój szwagier. Przecież mógł mi cokolwiek powiedzieć o Wojtku, jestem matką chrzestną jego córki, a on jest Wojtka kuzynem. Wie o wiele więcej. Męska solidarność wygrała. Moja siostra Wiola wszystko zawsze miała gdzieś i choćby chciała, to nie potrafiłaby mi nic powiedzieć. Była skupiona na dorastającej Gabrysi i rocznym Mikołaju. Taki przypadeczek po szesnastu latach małżeństwa niby wyczekany, ale moim zdaniem wpadka.

„Kas, nie rozpamiętuj” – karcę siebie w myślach.

– Jak musisz – powiedziałam Danielowi. – Jessu, jakim on był kiepskim kochankiem. Kochał mnie i szanował, pomagał, wyręczał. A już na pewno nie podważał mojego autorytetu, tak jak robił to Wojtek, ale w łóżku nie potrafił zadowolić kobiety. Chwycił moją drugą pierś i chaotycznym ruchem zaczął ją masować. Potem podniósł moją koszulę i próbował wcelować w dziurkę i jak zawsze gubił się między tymi dwoma. Znowu muszę go nakierować. Jego członek jest rozmiarów takich, jakich bym sobie nie życzyła.

„Ja pierdolę” – myślę. Ujęłam jego kutasa w dłoń i wcelowałam w odpowiednią dziurkę. Wszedł. Wyjątkowo miałam mokro, może dlatego, że w tym momencie wspominałam Wojtka. Dlaczego o nim myślę? Minęło tyle lat. Może dlatego, że on jako jedyny potrafił mnie dobrze zerżnąć? Razem uczyliśmy się miłości, wspólnie spełnialiśmy najśmielsze fantazje erotyczne. A zaczęło się tak zwyczajnie: pierwsze niewinne spojrzenie, nieśmiałe muśnięcie dłoni, pierwszy pocałunek. Skończyło się na klapsach, kajdankach i całej gamie gadżetów stricte typu BDSM. Oboje to lubiliśmy.

Z Danielem już tak nie potrafię. Może dlatego, że za dużo musiałabym mu tłumaczyć. Wojtkowi nigdy niczego nie musiałam mówić, on znał moje myśli i pragnienia. Ale co z tego! Był tyranem i despotą. W dodatku skąpym materialistą. Po tych przemyślanych wnioskach postanowiłam trochę się postarać i pokręcić dupką, może tym razem uda mi się dojść do orgazmu. Nawet coś poczułam, ale w momencie, w którym być może nadchodził orgazm, on wyjął członka i mocno go ścisnął, zeskakując z łóżka jak oparzony tarzan.

– Już, już! – krzyczał. – Mam nadzieję, że doszłaś. – Biegł do łazienki. Po niecałej minucie wrócił. – Nie mogłem dłużej, tak mnie podniecasz, że prawie spuściłem się do środka. Nie możemy sobie na to pozwolić. Rozumiesz!

– Tak – odpowiedziałam zawiedziona.

– Nie mamy pieniędzy, a dziecko to spory wydatek – tłumaczył.

– Wiem – powiedziałam bezradnie. Wtulił się we mnie.

– Dobrze ci było? – zapytał.

– Tak – odpowiedziałam w taki sposób, że nawet trzylatka bym nie przekonała. Zasnęłam. Śnił mi się Wojtek, uprawialiśmy perwersyjny seks. Mieliśmy wszystko, byliśmy młodzi, zdrowi, piękni i prawie bogaci. Przed nami z otwartymi rękoma stała i czekała świetlana przyszłość, wołała nas. Czego nam zabrakło? Tego, czego zabrakło podróżującym Titanikiem. SZCZĘŚCIA.

Teraz też czegoś mi brakuje, skoro mam faceta, a cały czas myślę o Wojtku.

Wyszłam do marketu. Nadal myślałam o tym wszystkim. Czy sobie polepszyłam? Sama nie wiem, Daniel cały czas nie miał pracy, siedział w moim portfelu, toteż był hojny. Kupował mi kwiaty i bombonierki, za moje pieniądze. Ale kupował, a Wojtek jedyne co potrafił mi kupić, to przeterminowaną czekoladę, za którą jeszcze ode mnie skasował. Nawet mi nie wydał z tych pięciu złotych, schował do kieszeni, jakby tak musiało być.

Idąc z ciężkimi siatkami, spojrzałam na ulicę. Właśnie przejechał biały mercedes, a ja byłam pewna, że widziałam w nim Wojtka. Czy mam już przywidzenia, wpadam w paranoję, czy może tęsknota płata mojej głowie figle? Czy on mi kiedyś wybaczy, czy będziemy kiedyś w stanie usiąść naprzeciwko siebie i porozmawiać o tym wszystkim jak ludzie? Pytania kłębiły się w mojej głowie. Raczej nie, bo to zawzięty gnojek. Zapewne prędzej czy później będzie chciał się zemścić. Dziwię się, że jeszcze tego nie zrobił. Ośmieszyłam go, odrzuciłam. Na tamten moment nie potrafiłam inaczej. Siostra do dziś mi się dziwi, że tak postąpiłam, a szwagier patrzy na mnie z litością w oczach. Znajomi moi i Wojtka, gdy ich spotykam, rozmawiają o pogodzie. Nikt nie wspomina tego feralnego wieczoru. Nie mam też pojęcia co słychać u Wojtka, czy się ożenił, czy kogoś ma, czy może związał się z Angelą? Nie wiem. Moja szefowa, która jest ciotką Gawła, przyjaciela Wojtka, tylko między wierszami zdradza szczątkowe informacje. A to Wojtek kupił hotel, a to działkę, a to buduje ogromny gmach pod Poznaniem. Powodzi mu się. Jasne, że to ja zostałam tą najgorszą, dlatego mam za swoje. Może powinnam zostawić go w bardziej intymnych okolicznościach? Nie potrafiłam, coś we mnie wstąpiło i już. Zastanawiałam się, czy moja szefowa informuje Gawła, jak u mnie jest fatalnie. Skoro mi mówi, jak u Wojtka jest super, to zapewne Gawłowi mówi co słychać u mnie. Gaweł zapewne przekazuje to Wojtkowi i tak krążą różne pierdoły.

Nie jest najlepiej w moim życiu i to żadna tajemnica. Co miesiąc biorę zaliczkę, bo nie starcza do pierwszego, potem wypłata jest okrojona i znowu biorę zaliczkę. Mamy z Danielem chyba z pięć kredytów, ale pieniądze niezainwestowane w sposób, żeby się zwróciło. Wszystko wydajemy na sprawy bieżące, opłaty, sprawunki itp.. „Trudno” – myślę, odstawiam ciężkie siatki na chodnik, przecieram grzbietem ręki pot z czoła, chwytam ponownie papierowe torby i idę w kierunku mieszkania. To chyba nie był Wojtek, co by robił w Gnieźnie? A może jednak to on jechał, czyżby wrócił na stare śmieci? Chyba bym tego nie chciała, nie zniosłabym jego widoku średnio raz w tygodniu. Gniezno jest małe.

Piję piwo, choć rzadko mi się to zdarza. Znowu o niej myślę. „Czyżby wyjazd do Gniezna do reszty popalił mi styki w mózgu? Czy nadal ją kocham?” – pytam siebie w myślach zupełnie bez sensu… „NIE!” Piwo mi nie wchodzi, ale piję i na moje nieszczęście wspominam…

Tamtego ranka Kas była jakaś nieobecna, inna, dziwna. Nie wnikałem za bardzo, ponieważ jak każdej babie, jej też zdarzało się mieć fochy. Tylko stopniowo mi je dawkowała, ale nie trwały dłużej niż dobę. Powiedzmy, że mój palec i kutas łagodziły jej złośliwy, krnąbrny charakter.

Drzemała, to oczywiste, mogła być na tamten moment zmęczona. Myślałem, że śpi, ale coś mi podpowiadało, że tylko udaje. Żeby to sprawdzić zasadziłem w jej gorącej cipce swojego palucha. Zaczęła się kręcić, jęknęła, a potem zaczęła się wić. No i powiedziała coś, co z jej ust usłyszałem pierwszy raz: „Wojtek, nie mam ochoty”. „Co?” – myślę. „Moja Kas nie ma ochoty, to znaczy, że jak najbardziej muszę mocno ją zarżnąć”. Wszedłem w nią, a ona wydobywała z siebie dźwięki, które chciałem usłyszeć. Z tym że nawet przez sekundę na mnie nie spojrzała. Czułem te prądy, błyskawice, ona też zapewne je czuła. Jej sutki sterczały jak guziki starej klawiatury, a ja je ssałem i podgryzałem. Nie patrzyła na mnie z pożądaniem. Już nie, a ja na tamten moment nie znałem przyczyny.

Fakt, że za nami był ciężki okres. Nie, on trwał nadal! Kas całymi dniami szyła spódniczki na import, a ściślej, na wybieg do Paryża. Nowy kontrahent dobrze płacił, ale był też wymagający. Żadna z zatrudnionych wtedy w naszej szwalni dziewczyn nie poświęcała się tak bardzo, jak robiła to moja narzeczona. Przecież to była nasza wspólna firma, nasza wspólna przyszłość! Liczył się każdy grosz, zawsze byłem oszczędny i pracowity, Kasandra zresztą też. Wiedziała, do czego dążymy, znała priorytety, jeszcze przed miesiącem sama narzucała tempo. Więc mogła się poświęcić, nic nie trwa wiecznie. Najdłuższa zima przemija!

Dobudowana do domu moich rodziców oficyna, którą przerobiłem na warsztat krawiecki, przestawała być wygodna. Było coraz więcej zleceń, potrzebowałem więcej rąk do pracy, sprzętu, który poprzez dotacje unijne był na wyciągnięcie ręki i też musiał się gdzieś zmieścić. No i w przyszłości planowałem oszczędzić mojej lubej dodatkowej pracy. W końcu byliśmy zaręczeni i chciałem, żeby to ona kiedyś wydawała polecenia, a nie bawiła się w szwaczkę. Choć twierdziła, że lubi pracować. Wiedziałem, że góra rok, a cała nasza włożona praca i energia zaowocują. Tym bardziej że w tamtym okresie stawaliśmy się coraz sławniejsi i cieszyliśmy się uznaniem na rynku. Najpierw wśród lokalnych klientów, ale niedługo później poszerzyliśmy swoje terytoria. Parę dni wcześniej wybraliśmy wspólnie logo naszej firmy – żółta błyskawica miała przecinać napis marki Gold Sky. To Kas wymyśliła nazwę, a mnie się spodobała.

Firma nazywała się Fauda kontra Kas, trzy pierwsze litery jej imienia i moje nazwisko. To akurat był mój pomysł. Może nie w tej kolejności, w której życzyłaby sobie moja narzeczona, ale tak lepiej brzmiało. Poza tym planowaliśmy ślub. Po czasie sama przyznała mi rację. Firma Fauda kontra Kas i nazwa naszej marki, Gold Sky, którą przecinała żółta błyskawica, zaczęły być rozpoznawalne w Polsce, a także w Europie. Dlaczego błyskawica? Bo już od pierwszego naszego pocałunku ją poczuliśmy. To nas połączyło. Co rozłączyło? Nie wiem.

Kiedy już doszła do orgazmu, to nie pocałowała mnie, śliniąc mój nos, tak jak zazwyczaj to robiła, tylko wstała, odrzucając do tyłu swoje czarne włosy i wyszła do łazienki. Chciałem z nią porozmawiać, chciałem być miły. Martwiłem się, zastanawiałem, co spowodowało u niej tak fatalne samopoczucie. Tego dnia miała odbyć się impreza na cześć naszego zwycięstwa. Trzy kontrakty, dwa występy w Paryżu i jeden w Mediolanie. Nasze kolekcje zdobywały serca paryżanek i nie tylko. Były minimalistyczne, ale eleganckie. Miały coś w sobie, może serce Kas, które wkładała w każdy wykonany, swoją drobną ręką, projekt.

– Jesteś zła? – zapytałem, a raczej krzyknąłem przez zamknięte drzwi łazienki.

– Nie, skądże… – odpowiedziała tak, że wcale mnie nie przekonała.

– W co się dziś ubierzesz? – Wiedziałem, że tym pytaniem ją rozzłoszczę, ale tym samym zmuszę, by wylazła z tej cholernej łazienki.

– W tę czarną sukienkę z golfikiem. – Ona też wiedziała czym mnie rozzłościć.

– Czarny we wrześniu? Kas, to będzie bardzo ważna impreza, będą na niej zaproszeni fotoreporterzy i dziennikarze. Chciałbym, żebyś wyglądała zjawiskowo. – Tak, byłem, jestem i pewnie będę przeklętym wzrokowcem.

– To co mam włożyć, jak się uczesać? Wszędzie musisz wkładać swoje paluchy, wtrącać się, niszczyć mnie. – Co ją tak wyprowadziło z równowagi? Trochę przesadzała. Zacząłem żartować:

– No wiesz, masz rację, wszędzie muszę włożyć swoje paluchy. – I kiedy wyszła z łazienki, kolejny raz włożyłem jej w pochwę palec.

– Zostaw mnie! Nie mam ochoty na marne żarty. – Odepchnęła mnie, pierwszy raz tak ordynarnie.

– Od kiedy to są dla ciebie marne żarty?

– Od wczoraj. – Poszła do kuchni. Potem, aż do wyjścia, mnie unikała.

Wdziałem swój najlepszy garnitur, walnąłem na moją śniadą twarz nieco fluidu, który pożyczyłem od narzeczonej i powiedzmy, że byłem gotowy do wyjścia. Zapukałem do jej pokoju, gdzie zwykle projektowała i szyła.

– Mogę wejść? – zapytałem przez zamknięte drzwi.

– Tak.

Wszedłem. Miała na sobie śliczną, srebrną sukienkę. Posłuchała mnie, nie założyła tej czarnej. Sukienka miała półgolfik i była bez rękawków. Odsłaniała drobne, opalone ramiona Kas. Jedyne co mi się nie spodobało, to że nie spięła włosów, tylko je wyprostowała i luźno rzuciła na plecy. To kompletnie nie pasowało do tej sukienki, powinna to wiedzieć, dlaczego nie wie? Do golfików i półgolfików lepiej jest spiąć włosy.

– Nie zepniesz włosów? – Wiem, że powinienem najpierw ją pochwalić. W końcu nad sukienką pracowała dwa popołudnia, ale te rozpuszczone włosy wszystko zepsuły, cały efekt, a do wyjścia z domu zostało niewiele czasu. Chciałem dobrze.

– A muszę? – Spojrzała na mnie z pogardą.

– Wyglądałabyś sto razy lepiej. Proszę.

– Powoli mam cię dość – powiedziała, zbierając włosy w niedbały kok.

– Właśnie widzę, ale nie wiem, co cię boli.

– Wszystko, cały ty! – Spięła włosy, pochwyciła niewielką kopertówkę w dłoń i wyszła. Na imprezę jechaliśmy w milczeniu. Kas co chwilę wyjmowała z torebki pomadkę i poprawiała pomalowane już usta. Nie odezwała się do mnie ani słowem, a ja nie miałem pojęcia, o co chodzi. Zresztą nie było czasu się nad tym zastanawiać. Przed nami impreza, a nazajutrz z pewnością pojawimy się na stronach tytułowych wszystkich lokalnych gazet. Myślałem, że wszystko się ułoży. Już sobie wyobrażałem nagłówki. „Nowa polska firma zrzeszająca najlepszych krawców i projektantów wkracza na arenę dziejową”. „Wymiata wszystkich istniejących, ich dzieła podbijają serca Francuzek i Włoszek”.

Tak też się stało. To nie były tylko moje wyobrażenia. Czekałem, aż Kas się uśmiechnie, ale ona ani razu tego nie zrobiła. Toteż kiedy wszedłem do hotelu, w którym odbywała się uroczystość i zobaczyłem optymistyczną, uśmiechniętą Angelę, nową pracownicę, to z nią zacząłem rozmawiać. Miałem nadzieję, że Kas rozpogodzi się i w końcu wyluzuje. Angela była bardzo apetyczną kobietą, nie za bardzo w moim stylu, bo blondynka, ale miała czym oddychać i na czym siedzieć. W dodatku lubiła moje żarty. Spędziłem w jej towarzystwie pierwszą godzinę, obserwując kątem oka moją narzeczoną. Siedziała na swoim miejscu, struta jak mało kto. A przecież za moment wspólnie będziemy wznosić toast. Dziękować i pysznić się. W końcu podszedłem do niej i chwyciłem ją za rękę.

– Za moment będę przemawiać. Mam nadzieję, że mi potowarzyszysz? – oznajmiłem tryumfalnie.

– Jasne! – powiedziała tonem obrażonej kury. Trzymając ją za rękę, w blasku fleszy i towarzystwie całej naszej rodziny, przyjaciół i zaproszonych gości, zacząłem przemawiać, przede wszystkim oficjalnie dziękując. Sam nie wiem za co, ale na tym polegają przemowy. Dziękuje się rodzinie, że przy nas jest, że nas wspiera. Dziękuje się przyjaciołom, kontrahentom, tak wypada i tyle. Po owacjach, oddałem mikrofon swojej drugiej połówce. To był błąd. Odwaliła taki numer, którego nawet w najgorszych, w najczarniejszych myślach nie mógłbym sobie wyobrazić. Zbladłem i miałem wrażenie, że za moment wypiję butelkę wódki.

– Witam wszystkich, ja też jestem bardzo dumna z osiągnięć mojego narzeczonego, Wojtka Faudy. Zresztą… byłego już narzeczonego, bo niestety z przykrością muszę stwierdzić, że do siebie nie pasujemy. Zatem chciałam wszystkim wszem wobec oznajmić, że odchodzę z firmy. Wojtek musi sobie sam poradzić, ale ja wiem, że da radę. Uważam, że jestem mu absolutnie niepotrzebna, bo to chory egoista, który myśli tylko o swoich czterech literach. Nasz związek to nieporozumienie i tyle. Szczerze, to mam go dość. – Odłożyła mikrofon i wyszła, co ja mówię – wybiegła. Chciałem biec za nią, ale mnie zatkało. A w zasadzie, wmurowało w podłoże. Wszyscy obecni na sali również zamarli. Po niecałej minucie ktoś się roześmiał, ale ja nie wiedziałem kto, gdyż moje pole widzenia ogarnęła czarna mgła. Stałem jak osioł i czekałem, aż się wybudzę. Nawet się uśmiechnąłem, ale cały czas stałem w tym samym miejscu. Ktoś robił mi zdjęcia, raził fleszem po oczach, a ja miałem wrażenie, że zaraz coś rozwalę. Nagle podeszła do mnie Angela, położyła mi na ramieniu dłoń i szepnęła:

– Nie martw się, to skończona idiotka. – A potem wzięła mikrofon i powiedziała do wszystkich: – Najwspanialsza partia w okolicy jest wolna, a ja wiem, że jutro będą tworzyć się pod jego domem kolejki wspaniałych kobiet, trzeba to uczcić. – Uniosła wypełniony winem kieliszek, który zostawiła po sobie Kas. Wszyscy jakby odetchnęli z ulgą. Ta krępująca sytuacja, którą wywołała, była dla wszystkich niewygodna. Nagle zrobiło się normalnie, jakby jej słowa nigdy nie padły. Jakby nie było Kasandry. Nigdy!

Jak ona mogła zerwać ze mną w taki sposób, przy tylu świadkach i przy okazji tak bluźnić? Może byłem chytry, oszczędny, może żałowałem jej grosza, ale to tylko dlatego, że chciałem do czegoś dojść, coś osiągnąć. Przecież robiłem to wszystko dla niej! Kochałem ją, powinna o tym wiedzieć. Czuć, kurwa, cokolwiek.

Więcej się nie spotkaliśmy, kiedy wróciłem do notabene jej mieszkania, było puste. Nie było też jej rzeczy osobistych. Zniknęła, a mnie zalewała kurwica. Byłem pewien, że ją zastanę skruszoną, płaczącą i przepraszającą. Pewnie, że bym jej wybaczył. Rozumiałem ją. Ostatni okres był bardzo ciężki. Napięty, wymagający, tyle się działo. „Być może kogoś ma” – myślałem. Ale nic nie tłumaczyło jej godnego pożałowania zachowania.

Musiałem opuścić jej mieszkanie. Pokątnie dowiedziałem się, że ona tymczasowo mieszka w hotelu. Zmuszony byłem wyjechać, wyprowadzić się, zmienić numer telefonu, aby uniknąć natrętnych telefonów od znajomych. „I co? I jak? Macie kontakt?” – już to słyszałem w uszach. Nie mogłem zdzierżyć tych pełnych współczucia spojrzeń rodziny i znajomych. Upokorzyła mnie przy wszystkich, jedyna kobieta, której ufałem.

Daniel wiercił w mojej pochwie palcem i oczekiwał, że zacznę jęczeć. Nie wiem, czy wiedział o tym, że zawsze z nim udaję orgazm, czy nie miał bladego pojęcia. Chyba nie był aż tak głupi? Wojtek zawsze wiedział, czy mam orgazm, jego nie dało się oszukać. Mówił, że moja cipka tak mocno pulsuje, jakby to w niej było serce. I nie spoczął, dopóki nie błagałam, by przestał. Z obecnym partnerem to inna historia, ale o to mi chodziło. Seks to nie wszystko, a Daniel uchyliłby mi nieba. Może nie był taki wspaniałomyślny w łóżku jak Wojtek, ale najzwyczajniej w świecie, to dobry człowiek.

Wiem, że wtedy przed laty przegięłam, ale to było silniejsze i Wojtkowi od dawna się zbierało. Człowiek to nie maszyna. Ile mogłam wytrzymać parcie na sławę, na pieniądz? Jakim kosztem? Zrobił sobie ze mnie tanią siłę roboczą, wmawiając mi, że to dla naszej przyszłości. Jakiej przyszłości? Skoro pojawiła się nowa pracownica Angela i Wojtek robił do niej maślane oczy, a mnie traktował przedmiotowo: „uszyj tak, tu skróć, tam podszyj, za duże, za małe, źle skroiłaś spodnie, dlaczego nie masz gustu? miałaś go, co się z tobą dzieje?”. W ostatnim naszym wspólnym miesiącu tylko tak się do mnie zwracał. „Jak ty się ubrałaś? jak uczesałaś? Zobacz Angelę, to fajna babka, bierz z niej przykład”. Pięć nocy z rzędu nie przespałam, żeby nadążyć z produkcją, żeby udobruchać nerwowych kontrahentów, bo pokaz, bo modelki czekają, bo nowe kontrakty, a on jeszcze nade mną się psychicznie znęcał. O NIE, DOŚĆ! Tak sobie powiedziałam, ale nie sądziłam, że zerwę z nim w tak spektakularny sposób. To wyszło samo z siebie, po tygodniach frustracji i zapędzania w kozi róg. Nagle wszystko robiłam źle. I wyszła ze mnie ta gorsza Kasandra.

Któregoś dnia wszedł do mojej pracowni, jakieś trzy dni przed rozstaniem. To chyba dolało oliwy do ognia. Nigdy tego nie zapomnę! Schwycił mnie wtedy za ramię, sztucznie żałując, że jestem pracusiem, że to dobrze. Wręczył mi czekoladę. To mnie dobiło, a ręce opadły. Wyłączyłam owerlok. Mój narzeczony położył na stole Milkę kupioną gdzieś w markecie, najprawdopodobniej z kosza, bo miała pomarańczową naklejkę z przeceną. Dodatkowo kazał mi za nią zwrócić sobie dwa złote. Pękłam. Rozumiem, że oszczędzał, rozumiem, że na naszą przyszłość, choć wcale nie wiedziałam, czy na naszą, w końcu pojawiła się zjawiskowa Angela. Może w głębi duszy planował mnie zostawić, może czekał na odpowiedni moment? Po tym zerwaniu ani razu się nie odezwał. Gdyby mu na mnie zależało, toby walczył. Więc nie mogę myśleć inaczej, ale chyba wyświadczyłam mu przysługę.

Usłyszałam głos Daniela, który wyrwał mnie z przemyśleń. – Już doszłaś? – przytaknęłam. Wtedy we mnie wszedł, posapał, pojęczał, wykonał chaotyczny taniec niczym ogier na kobyle i ekspresowym tempem zszedł ze mnie, trzymając czubeczek swojego fiuta, żeby tylko nie popuścić kropli genetycznego materiału.

A ja znowu brnęłam myślami w dno…

I wtedy, kiedy otworzyłam tę Milkę i zobaczyłam na niej biały nalot, wyjęłam ostentacyjnie z szufladki pięć złotych (prosił mnie o dwa) i rzuciłam mu na blat. Miałam dość, w dodatku rozkazał mi uszyć dodatkowo pięć par spodni, bo Angela się nie wyrobiła. Byłam zmęczona, ale zrobiłam to dla niego. Czy on nie miał serca? Wiem, że tę firmę rozwijaliśmy razem, i wiem też, że robiłam to po części dla siebie. Poza tym lubiłam swoją pracę, urodziłam się krawcową. Już jako mała dziewczynka nie bawiłam się lalkami, tylko dla nich szyłam. Jednak nie można przekładać ponad wszystko pieniędzy. Wojtek traktował mnie przedmiotowo. W dodatku nie zauważył, że to mnie boli, że czuję się zmęczona, wyczerpana, że przestałam czuć satysfakcję z pracy. Przestał mnie kochać? Gdyby mnie kochał, zauważyłby to!

W ten dzień, kiedy miała się odbyć impreza, chciałam włożyć czarną sukienkę, miałam wzdęty brzuch, tylko ja o tym wiedziałam, bo aż tak bardzo nie rzucał się w oczy. Jednak w czarnym lepiej bym się czuła. Zabronił mi. No to chociaż chciałam iść na imprezę w rozpuszczonych włosach, też nakazał je spiąć.

Oczywiście, że tego dnia patrzył na mnie z pożądaniem, ale z jeszcze większym pożądaniem patrzył na Angelę. Tak to czułam. I stało się, pękłam jak bańka mydlana, jak nasze szczęście, bo przecież kiedyś byliśmy szczęśliwi. Tylko ten ostatni okres, ten szalony czas. To on mnie wykończył. Wojtek starał się udawać silnego, że nad wszystkim panuje, ale summa summarum zachowywał się jak despota. Niby świat stanął przed nami otworem, ale ja miałam wrażenie, że tam nie pasuję. Wojtek o wszystko się czepiał i ciągle wytykał moje błędy, że to źle, tamto też. „Musisz teraz uważać, bo dziennikarze będą chcieli wyłapać każdą naszą wpadkę, jesteśmy sławni”. I tak jakoś nerwy mi puściły i samo ze mnie wyszło, kiedy obserwowałam Wojtka, z jaką dumą przemawia, jak jeży się ze szczęścia. Mnie za nic nie dziękował. Powinien, przecież pracowałam, dlaczego mi nie podziękował? Tylko dał mikrofon i oznajmił: „Teraz wypowie się moja narzeczona”. Nawet nie przedstawił mnie z imienia i nazwiska, bo po co? FAUDA! To mieli ludzie zapamiętać. Po co jakaś tam Kasandra Wójcicka, podrzędna krawcowa. Wzięłam od niego ten mikrofon i stało się najgorsze, nawet się tego nie spodziewałam, nie planowałam tego. Jakoś samo wypłynęło z moich ust. Po wszystkim zrobiło mi się gorąco i uciekłam. Nie wiem, jak zakończyła się ta impreza i co powiedział Wojtek. Jak się wytłumaczył. Na drugi dzień nagłówki lokalnych i nie tylko lokalnych gazet pisały tylko o tym. „Nowa gwiazda mody i dobrego smaku, Wojciech Fauda, podczas uroczystości firmowej został brutalnie potraktowany przez swoją narzeczoną”. Czytałam i nie wierzyłam. Za pierwszym razem przeczytałam, że nie potraktowany, a zamordowany. Przetarłam oczy, a jednak było napisane „brutalnie potraktowany”.

Nie odezwał się do mnie więcej, nie zadzwonił. Mieszkałam w hotelu, bo bałam się wrócić do mieszkania. Po tygodniu dowiedziałam się od naszego wspólnego znajomego, że się wyprowadził. A ja po dwóch latach poznałam Daniela i tak jakoś się toczyło. Wojtek był złym człowiekiem, bezwzględnym! Dlaczego więc o nim myślę? Zupełnie tego nie rozumiem. Może przez te pierwsze wspomnienia. Przecież kiedyś było pięknie.

Już w liceum znaliśmy się z widzenia, ale bliżej poznaliśmy się, dopiero będąc na studiach. Wojtek był na trzecim roku studiów, a ja właśnie zaczynałam. Obydwoje wybraliśmy tę samą uczelnię ASP w Łodzi, wydział tkaniny i ubioru. Tak samo fascynowaliśmy się modą. Z tym że ja nie raz miałam wrażenie, że Wojtek ze mną rywalizuje, na każdym kroku próbował mi udowodnić, że jest lepszy ode mnie. „To bez sensu” – myślałam. I ani mi się śniło pójść w jego ślady. Moglibyśmy się pozabijać, a tego nie chciałam. Zresztą ja zawsze byłam skromna i pokorna. To ON. To ON był pewnym siebie, chamowatym dupkiem. Bardzo długo to tolerowałam, bo go kochałam, ale tak długo dzban nosi wodę, póki ucho się nie urwie.

Często po zajęciach siedzieliśmy pod wierzbą w łódzkim parku i marzyliśmy o karierze i sławie. Wojtek miał straszne parcie na karierę, ja też, a może wcale nie… Może to przez niego taka się stałam. Z roku na rok się zmieniał, był coraz bardziej uparty, zaborczy, jak sobie coś postanowił, musiał to osiągnąć. Ale wtedy, na początku, przeżywaliśmy piękne chwile, nasza miłość była czysta, niczym nieskażona. Dzieliliśmy się każdą radością i każdym smutkiem, jak dzieci, które jeszcze nic nie rozumieją. Suchą bułką potrafiliśmy się podzielić, a już na pewno nikt za nią nikogo nie kasował. I to pamiętam, za to kochałam Wojtka. Poza tym to mój pierwszy mężczyzna, to z nim straciłam cnotę. To on pomógł mi spełnić każdą, nawet najbardziej szaloną fantazję erotyczną, razem się uczyliśmy miłości. Zresztą ja mu nic nie musiałam tłumaczyć, on odgadywał moje pragnienia. Seks z Wojtkiem zawsze był cudowny.

Nic to, otrząsnęłam się z niewygodnych wspomnień. A raczej Daniel pomógł mi wrócić do rzeczywistości.

– Dobrze ci było? – spytał i się przytulił. – Bo mnie tak.

– Mnie również – powiedziałam bez emocji, tak, jak zwykle.

– No to super – szepnął mi do ucha.

– Daniel, szukałeś jakiejś stałej pracy?

– Tak, byłem w pośredniaku, może coś w przyszłym tygodniu będą dla mnie mieli.

– Okey. To ja wstaję do swojej, bo pomrzemy z głodu.

– To ja poleżę i spróbuję coś znaleźć na necie.