Moje córki - Karolina Kasprzak-Dietrich - ebook + książka

Moje córki ebook

Kasprzak-Dietrich Karolina

4,0

Opis

Zaginęła żona i córka gnieźnieńskiego policjanta, Pawła Mikito. Kochanka z sąsiedztwa również przepadła bez śladu. Temperaturę przerażenia podkręca fakt, iż jego samego podejrzewa się o potrójne zabójstwo.  Jaką dramatyczną tajemnicę skrywa bliska mu osoba? Czy Mikito wie na jakie niebezpieczeństwo naraził swoją rodzinę?

 

Kilka słów o Autorce:

 

„Choć jestem marzycielką, mam duszę samotnika – tak mówi o sobie autorka, Karolina Kasprzak-Dietrich. Twórczyni powieści: GrabarzPodstępna schizofreniaVelveteen youth oraz Truciciel, jest zafascynowana życiem i otaczającą go przyrodą. Dużo czyta, jeszcze więcej pisze.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 310

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (2 oceny)
1
0
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



I'

MOJECORKI

I'

MOJECORKI

Karolina Kasprzak-Dietrich

Moje córki, Karolina Kasprzak-Dietrich Copyright © Karolina Kasprzak-Dietrich & Studio Million licensed by Kubatura sp. z o.o., 2022.

All rights reserved.

ISBN 978-83-67103-08-4

Redakcja i korekta

Anna Surendra

Skład i łamanie

Piotr Górski

Projekt graficzny okładki

Jakub Ferenc

Wydawca

Warszawska Firma Wydawnicza

oraz wersji E-BOOK:

Million – studio wydawnicze

licenced by Kubatura sp. z. o.o.

www.STUDIOMILLION.pl

Czarny kapelusz okalał jej twarz. Z daleka widać było czerwone usta pokryte grubszą warstwą błyszczącej pomadki. Stała oparta o ścianę kamienicy w samym sercu Poznania. Urodziła się tutaj i wychowała. Kamienicę zdobiły gdzieniegdzie obdra-pany tynk i brudne maszkarony. Na samym szczycie była wyry-ta data: A.D. 1919. Chciała tutaj wrócić, jej korzenie ciągnęły ją w to miejsce bardziej niż głęboko zakorzenione zło. Tęskniła za Wielkopolską, głównie za Poznaniem, większe miasto kojarzyło jej się z anonimowością. Biała sukienka z dekoltem caro, którą zdobiły po kolana wielkie, czarne guziki, ściskała jej ciało jak folia streczowa. Swoją idealną figurę zawdzięczała specjalnej, re-strykcyjnej diecie, która nie kosztowała jej żadnych wyrzeczeń.

Dla niej dieta mięsna to sama przyjemność. Nie musiała odma-wiać sobie niczego, co lubiła jeść.

W prawej ręce trzymała szklaną lufkę z palącym się papierosem. Lufkę wkładała do ust bardzo powoli, jakby nie potrzebowała tytoniu do życia, tylko chciała się nim delektować. Nadać sobie charakteru i nowego image’u. Paliła od czasu do czasu dla szpanu, zaciągała się dymem tak, jakby delektowała się najlepszą praliną. Z daleka widać było, że ma klasę i styl. Budziła ogólny podziw przechodniów. Nie było nikogo na ulicy, kto przecho-5

dząc obok niej, nie zawiesił chociażby na sekundę wzroku na jej sylwetce. Na nosie miała okulary przeciwsłoneczne, chciała obserwować, ale nie być obserwowaną. Może chciała się ukryć przed wszystkimi zmorami z przeszłości?

Na parterze kamienicy, której podpierała ścianę, znajdowała się niewielka cukiernia. Ogródki wypełnione były po same brzegi dziećmi i ich rodzicami. Kolorowe lody w kryształowych pucharkach wdzięczyły się, rywalizując o to, który z nich jest smaczniejszy. Obserwowała otoczenie, wyczekując wolnego stolika. Swoją uwagę szczególnie skupiła na środkowym stoliku.

Trzy dziewczynki w wieku wczesnoszkolnym i grubszy, łysawy mężczyzna, ich ojciec. Miał czarny garnitur i obrączkę na lewej ręce. Wszystko, co widziała i rejestrowała, zarówno zachowanie dzieci, jak i mimika i frasobliwość mężczyzny, mówiło jej, że to jest wdowiec i jego trzy półsieroty. Jej intuicja była niezawodna i nigdy się nie myliła. Skończyła palić papierosa, końcówkę wydmuchała, a lufkę schowała do małej, czarnej kopertówki. Nie przestawała się im przyglądać, miała swoje zamiary. Nie była świadoma tego, że ona też jest obserwowana. I to nie tylko przez rozkrzyczane dzieciaki i ich świeżo owdowiałego ojca.

Przysłuchiwała się ich rozmowie. Uśmiech pojawił się na jej ustach, czyli cel osiągnięty. Rozmawiali o niej.

– Tatuś, zobacz, jaka ładna pani. Samotna, może ją zaprosimy do stolika? – prosiła najmłodsza wzrostem i sposobem mówienia dziewczynka. Na głowie miała dwie kitki uwieńczone bordo-wymi kokardkami.

– Tato, już czas, byś kogoś poznał. Dawaj. – Najstarsza nie pozostawała bierna i kuła żelazo, póki gorące. Tylko ta trzecia 6

w rudych lokach wydawała się nieco wycofana. Milczała jak grób jej matki.

– A ty, Kasiu, co sądzisz? – zapytał dziewczynkę o jesiennej urodzie, chcąc znać zdanie trzeciej córki. Był gotowy zagadać z tajemniczą nieznajomą i bliżej się z nią poznać, tym bardziej że od pewnego czasu byli sąsiadami. Zrobi to, jeżeli wszystkie córki wyrażą na to zgodę i utwierdzą go w przekonaniu, że czas i miłość leczą rany.

Tak było, kiedy żyła jego żona – wszystkie decyzje podejmo-wali wspólnie. W ich rodzinie panowała zasada jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Teraz, kiedy nieszczęśliwy wypadek zabrał mu żonę, a córkom matkę, nie chciał wprowadzać żadnych nowych reguł. Rozstawać się z wprowadzonymi wcześniej zasadami. Rodzina jest najważniejsza i każdy jej członek musiał

się wypowiedzieć na dany temat, a tym bardziej wyrazić zgodę.

Zwłaszcza jeżeli chodzi o jego towarzyszkę na resztę życia. Ta kobieta podobała mu się, czuł od niej pozytywne wibracje. To uczucie nie należało do codziennych. W ostatnim czasie wiele złego wydarzyło się w jego życiu.

– Tęsknię za mamą – odparła trzecia dziewczynka, która dotychczas milczała.

– Przestań się dąsać. Mamy nie ma i już nie wróci. – Starsza siostra wskoczyła na nią z pretensjami.

Kobieta nie mogła słuchać tego, jak powolutku wkradała się w tę zgraną rodzinę niezgoda, więc sama postanowiła przejąć stery. Podeszła do stolika, a cztery pary oczu wlepiły się w nią jak w królową.

– Mogę się dosiąść? – zapytała bez ogródek.

7

Mężczyzna wstał i uzyskawszy zgodę od dwóch starszych mężczyzn, którzy siedzieli przy stoliku obok, pożyczył od nich krzesło i dosunął je kobiecie. Gestem ręki wskazał pięknej da-mie miejsce. Siadała powolutku, jakby się obawiała, że wąska sukienka pęknie jej w szwach. Nie spuszczała oczu z małej, rudej, naburmuszonej dziewczynki. Zapragnęła ją dotknąć, przytulić, pocieszyć, delikatnie pouczyć. Z wielką gracją założyła nogę na nogę, a oba kolana delikatnie przechyliła w prawą stronę.

– Czego się pani napije? – zapytał.

– Poproszę kawy. Czarnej kawy z jedną łyżeczką cukru.

– Już się robi. – Podniósł rękę, dając znak młodej kelnerce.

Długo rozmawiali, żartowali i opowiadali sobie anegdoty i wesołe historyjki z ich życia. Każdy miał jakieś wspomnienia i doświadczenia. Anna i Paulinka od początku były przychylne tej nowej znajomości, bez problemu polubiły nową koleżankę tatusia, tylko Kasia, ta z jesienną urodą, patrzyła w pusty pucharek po lodach. Ani razu nie spojrzała na elegancką kobietę. Delikatny kwietniowy wiatr rozwiewał jej rude loczki, a w szafirowych oczach zbierały się łzy. Nie prosząc o dokładkę tak jak pozostałe siostry, siedziała nieruchomo i ani razu nie zaszczyciła kobiety swoim spojrzeniem. Dwaj staruszkowie przy stoliku obok właśnie wychodzili, a ich miejsce zajęli wysoki blondyn i postaw-na brunetka z blizną na policzku. Mrugnęli do siebie porozu-miewawczo i tylko oni rozumieli, co oznacza ten gest. Wysoki mężczyzna podniósł rękę by dać znak kelnerce, że jest nowym klientem. Razem z postawną brunetką zamówili swoje ulubione desery lodowe. Nie musieli szpiegować i podsłuchiwać, wszystko już wiedzieli, ale czekali, napawając się zwycięstwem.

8

T R Z Y T Y G O D N I E W C Z E Ś N I E J

***

– Stary, co się z tobą stało? Ogarnij się, wracaj do nas! – Michał próbował przywrócić kolegę z pracy na proste tory.

Niemalże codziennie go odwiedzał, czasem przed służbą, czasem po służbie, czasem pozwolił sobie wjechać do niego i przywieźć mu prowiant w trakcie służby. Nie czuł się z tym do końca dobrze, bo w tym czasie powinien gonić przestępców. Tym bardziej teraz, w okresie przedświątecznym. Początek kwietnia, Wielkanoc za pasem, a kieszonkowcy i drobni złodzieje mnożyli się jak przez kalkę. Na dworze było biało, śniegu spadło na dwa palce, a ubrane w kolorowe jajeczka i jeszcze bardziej kolorowe ozdoby gałązki wierzby stały na każdym parapecie. Chodzące w miejscu świecące zające zdobiły ogród na co drugiej posesji.

U Pawła też tak kiedyś było, jeszcze całkiem niedawno. Potem był romans, zdrada, żona Pawła nie wytrzymała i odeszła razem z ich córką Agatką. Paweł pogrążył się w depresji i ciężko było do niego dotrzeć.

W tym roku czas wielkanocny był bardziej zimowy niż czas Bożego Narodzenia, kiedy przed trzema miesiącami za oknami rządziły deszcz i błoto, a Paweł ten czas spędził w szpitalu. Michał teraz jeszcze silniej czuł potrzebę widzenia się z partnerem.

Zważywszy na ich przyjaźń i piętnaście lat pełnienia wspólnej służby, podczas której razem i częściej skutecznie gonili groź-9

nych bandytów, tęsknił za partnerem. Paweł z dnia na dzień coraz bardziej się oddalał, izolował od wszystkich. Nawet od Michała, a może w szczególności. Jakby się wstydził swojej głupoty.

– Jeżeli dłużej będziesz się tak alienował, to skończysz w wa-riatkowie… – wypowiadając ostatnie słowo, Michał niemal ugryzł się w język. Zapomniał o tym, że Paweł jeszcze trzy miesiące wcześniej leżał w szpitalu psychiatrycznym. Miał prawdziwe załamanie nerwowe i silną depresję. Niestety, w całym kraju nie było specjalisty, który mógłby mu pomóc. Najgorsze w tym wszystkim było to, że Paweł udawał, że nie chce pomocy, a co gorsza, mógł faktycznie jej nie chcieć. Robił wszystko, żeby nie wrócić do normalności. To było widać gołym okiem, wychudł

i jakby zmalał. Jego niegdyś rude włosy, zazwyczaj idealnie ostrzyżone przez najlepszego gnieźnieńskiego fryzjera, zrobiły się białe jak wielkanocna kiełbasa. Delikatna broda, wyczesy-wana i podcinana przez Asię, porosła jego twarz tak samo jak chwasty, które porosły jego niegdyś zadbany ogród. Wyglądał

jak wrak.

Sam komendant się o niego martwił i dopytywał, tęsknił za nim. Wszyscy z gnieźnieńskiego komisariatu za nim tęsknili.

Paweł dawał się lubić, zawsze był miły, uczynny i z poczuciem humoru. Rzadko narzekał, kiedyś szczęśliwy mąż i ojciec.

Teraz wszystko się zmieniło. Paweł od pół roku był na zasiłku chorobowym, całe dni rozmyślał, analizował i żałował. Wyłączył

się z życia towarzyskiego i przez cały czas leżał w łóżku. Nie wychodził z piżamy ani z domu. Zapuścił wąsy i brodę, a te zasła-niały mu połowę twarzy. Wyglądał jak cień człowieka, co chwilę drapał się po głowie i spoglądał pod długie, żółte i przerośnięte 10

paznokcie, co tam ciekawego wydrapał. Michał podejrzewał, że wcale go nie swędziło, że to taki nabyty, nerwowy odruch.

W każdej części jego ciała było widać mieszkającą od niedawna nerwicę. Trząsł się jak galareta, jakby stale było mu zimno.

– To już koniec, wszystko straciłem! – Paweł tak właśnie odpowiadał na prośby kolegi, żeby się ogarnął. – Nic mi nie pomoże, ja już nie chcę żyć.

– Co ty pieprzysz? Nic nie straciłeś, a życie jest piękne, czemu jej nie szukasz? Dlaczego nie szukasz swojej córki? Dlaczego się poddałeś?

Miał ochotę potrząsnąć kolegą. Powstrzymywała go tylko litość i obawa, że zrobi mu krzywdę.

– Nie wiem. Nie umiem ci odpowiedzieć na to pytanie. Może dlatego, że w głębi duszy czuję, że ich nie odnajdę. – Rozłożył

bezradnie ręce.

– Teraz nie odnajdziesz, a szukałeś? W dobie komputerów, Fejsa, Instagrama ludzie sami zgłaszają się na posterunek, by pomóc. Od czegoś trzeba zacząć. Zgódź się, a ja wszystkim się zajmę. Znajdziemy ją. Dlaczego nie zgłosisz zaginięcia, dlaczego nic z tym nie robisz?

– Nie wiem.

Rozmowa z Pawłem zawsze kończyła się na monologu Michała, a ten pogodził się z tym faktem, choć cały czas próbował

Pawła nagabywać. Paweł jedyne, co miał do powiedzenia, to słowa „nie wiem”, „mam to, na co zasłużyłem”, „jestem zerem”.

– Słuchaj, a co z tą twoją sexy sąsiadeczką, co tu mieszkała?

Masz z nią jakiś kontakt? Numer telefonu? – Michał wiedział, że tym pytaniem wchodzi na pole minowe, ale to wszystko było 11

bardzo dziwne i nie dawało mu spokoju. W jedną noc uciekła jego żona, wróciła nazajutrz i porwała ich córeczkę Agatkę, a sąsiadka, która była jego kochanką, zaraz po tej całej akcji się wyprowadziła i ślad po niej zaginął. Michał przez cały czas zastanawiał się, za kim bardziej tęskni jego kolega po fachu – za kochanką czy za rodziną. Może za jednym i drugim. Pogubił się jak nie on.

– Nie mam z nikim kontaktu. Wszyscy mnie opuścili. Daj mi spokój! Mam to, na co zasłużyłem! Tak to jest, jak się prowadzi podwójne życie, tak to jest – powtórzył Paweł.

Michał nawet był zadowolony, że jego kolega policjant wysilił

się na tak długie zdania. Widocznie w końcu poczuł potrzebę wygadania się. Pod grubą pokrywą pozbawionego uczuć zagu-bionego zająca cały czas krył się ten sam Paweł. Ten sam plotkarz i gaduła, niemal odbicie lustrzane Michała. Obydwaj byli jedy-nakami, to dlatego lubili razem rozmawiać, plotkować i spędzać czas. Czuli się jak bracia. Michał usiadł obok niego. Temat byłej sąsiadki najwyraźniej rozwiązał Pawłowi język, więc postanowił

wiercić, dopóki wiertło nie poczuje oporu.

– Słuchaj, ten facet, Zbigniew Nowak, tak? Ten twój nowy sąsiad, może on coś wie? Może wie, gdzie wyprowadziła się twoja Malwinka? W końcu kupił od niej dom.

– Nie pytałem go o to, nie wiem.

– Nie wiem i nie wiem. Znowu nie wiesz. Wiesz, mam plan, może ja się dowiem, może ja wezmę sprawy w swoje ręce, co ty na to? – Michał patrzył na Pawła z nadzieją, że ten pokiwa głową na znak, że się zgadza. – Mam do niego pójść, porozmawiać z nim? Dowiedzieć się czegoś? Setny raz cię proszę – zgódź się, 12

a ja to zrobię. Już czas zająć się tą sprawą, nie ze względu na ciebie, mój drogi. Ze względu na prawo. Rozumiesz?

– Tak. Jesteśmy policjantami z krwi i kości. Jesteśmy psami.

– O, pies – powtórzył Michał. – Kup sobie psa. Albo mam lepszy pomysł – ja ci kupię. Zgadzasz się?

– Po co? Miałem psa, i co? On też mnie opuścił. Jestem bez-nadziejny, rozumiesz? Już nigdy nie będzie tak jak kiedyś, nigdy.

– To ja ci mówię, że pieprzysz głupoty. Wiesz – Michał wstał

– ja się wszystkim zajmę. Nie potrzebuję twojej zgody. Na twoje miejsce przyszła Monika, ta zajebista – Michał zakaszlał – przepraszam, ta super brunetka z wielkimi beretami. Mówię ci, jakie ma berety, jeden większy od twojej głowy, bracie, obszar nie do ogarnięcia.

– Super, a jak tam Krysia? Nie popełnij moich błędów.

– Spoko, Krysia nic nie widziała. Czasem tylko żartuję sobie przy niej z Moniki cycuchów, żeby odwrócić uwagę. I dobrze, gdyby widziała te berety, to pewnie dostałbym białej gorączki od suszarki, w sensie suszenia głowy.

Paweł jakby się uśmiechnął, a Michał, który wyczytał zgodę w jego zachowaniu, kontynuował:

– My się zajmiemy tą sprawą, nie potrzebuje twojego błogosławieństwa, a tym bardziej zgody. Teraz stąd idę, ale wrócę jutro z psem pod pachą. Może jak będziesz miał o kogo dbać, to się ogarniesz. Nara.

– Nara – odpowiedział Paweł, nie patrząc na kolegę. W jego głowie przelatywały ostatnie obrazy sprzed pół roku. Jego wściekła jak osa żona Asia, która z godziny na godzinę paliła coraz większą liczbę papierosów. Wyglądała źle, a w obliczu świeżej 13

i młodziutkiej sąsiadeczki bardzo źle. Malutka Agatka, jego piękna córeczka o jesiennej urodzie i szafirowych oczach, której co wieczór czytał bajki. I Malwina, seksowna sąsiadka, dla której stracił głowę, dla której zdolny byłby zostawić rodzinę, by wieść radosny żywot, by z nią zbudować nowy związek. Strasznie się w tym wszystkim pogubił, z dnia na dzień opuścili go wszyscy, a on nie wiedział, gdzie ich szukać. Nie potrafił zacząć.

***

Zataczał niewielkie kółka wokół własnej osi. Nie miał zbyt wiele miejsca na to, żeby swobodnie poruszać się po łazience.

Pomieszczenie, które z żoną na nią przeznaczyli, zajmowało niecałe sześć metrów kwadratowych, więc było najmniejsze w całym domu. Ciągle huczały mu w głowie narzekania i lamenty Asi. Wiecznie marudziła, że łazienka jest mała i nie ma w niej miejsca na pralkę ani na najpotrzebniejsze przybory. Nie wspo-minając o elektrycznej suszarce do odzieży. Przez kilka lat musiała schodzić z wielką miską pełną brudnych ubrań do piwnicy.

Tam prała i rozwieszała pranie, miała też kącik z deską do praso-wania. Nie raz się o to sprzeczali.

– Wybrałeś najmniejszy z najmniejszych kątów. Ruszyć się tu nie można, lepiej, jakbyś kibel zrobił w piwnicy. Twoja Malwinka to ma dopiero salony. Miło popatrzeć, nie wspomnę o innych pokojach. Wszystko zrobiłeś na łapu-capu, dobrze, że ja dbam o ogród, inaczej też byłby byle jaki.

Paweł starał się tego nie słuchać, wpuszczał jednym, wypusz-czał drugim uchem. Dla niego najważniejsze było to, że miał

14

gdzie załatwiać swoje potrzeby fizjologiczne. Jeżeli chodziło o inne, to niejedną taką potrzebę zrealizował u Malwiny w łazience, niejedną swoją fantazję, z tym że Asia wtedy o tym nie wiedziała. Mogła się tylko domyślać.

W kwestii aranżacji domu skupiał się na tym, żeby jakoś było.

Dla niego szczytem marzeń było to, że miał już dom i nie musiał

dusić się w bloku w wynajętym mieszkaniu bez możliwości wyjścia do ogrodu. Na całą resztę doskonalenia i upiększania wnętrza dawał sobie czas.

– Ja muszę zapieprzać z koszem bielizny na dół stromymi schodkami, przez co tracę czas. Agatka w tym momencie jest zdana sama na siebie. Kiedyś coś się stanie i wtedy zrozumiesz.

Dokładnie tak było, Agatka była zbyt mała, żeby wędrować z matką w tę i z powrotem po stromych, drewnianych schodach.

Miała zaledwie pięć lat, a odległość między stopniami była spora. Na tyle spora, że mała Agatka musiała wspinać się po nich na jednym kolanie. Kiedy kupował dom, był szczęśliwy, nie liczył się z dokładnym rozmieszczeniem i zaprojektowaniem przeznaczonych na pewne funkcje pomieszczeń. Zrobił remont możliwie jak najszybciej, żeby już zamieszkać w swoich czterech kątach. Żeby nie męczyć się na wynajmie i nie płacić nikomu czynszu. Wolał płacić raty kredytu.

– Nie marudź, przynajmniej masz gdzie palić i nie smrodzisz w domu, a przy okazji napalisz w piecu – odpowiadał jej z przekąsem, żeby tylko dała mu spokój i czasem nie wpadła na pomysł zrobienia nieplanowanego remontu. Dawała mu spokój, dokładnie tak, jak sobie życzył, brała w swoje ręce kosz z brudną bielizną, na to kładła paczkę papierosów i zapalniczkę, potem 15

schodziła do piwnicy, trzaskając przy tym drzwiami z taką siłą, że okna w ramach się trzęsły.

Teraz wszystko wyglądało inaczej, zmieniło się jego nastawie-nie, oddałby ten dom za darmo temu, kto pomógłby mu odnaleźć jego żonę Asię i ich córkę Agatkę. Teraz chciałby zrobić remont, wszystko pozmieniać, zaaranżować, wynająć architekta, udobruchać żonę. Niestety, Asia zniknęła, wysłała mu tylko krótki esemes

„Nie szukaj mnie”. Paweł nie miał motywacji, by cokolwiek zrobić, nie miał dla kogo się starać, bał się konfrontacji z Asią, nie próbował jej szukać. Wiedział, że odeszła z jego powodu. Zdradził ją.

Pies, którego dostał w prezencie na Wielkanoc od Michała, plątał mu się pod nogami i raz po raz skakał na wysokości kolan, by Paweł go pogłaskał. Nie był rasowy, zwykły kundel, ale wyglądem przypominał mu Guffiego. Mądrego psa, którego razem z Asią i Agatką kupili przed rokiem z nietaniej hodowli w Pyrzycach. Z tym że oryginalny Guffi był rasowym maltań-czykiem z rodowodem, a ten Guffi to tylko kundel, który ma coś w oczach, coś zaskakującego i niezwykłego, jakby ciekawość i troskę. Dlatego Paweł po raz pierwszy od pół roku postanowił

się ogolić i wykąpać. Obciął paznokcie u rąk, a do tych u nóg miał ochotę wziąć z garażu pilarkę spalinową. Na szczęście nie musiał, obcęgi Asi dały radę. Człapał w starych laczkach po łazience, a potem po całym swoim domu, czasem odgarniając ur-wane, zakurzone pajęczyny, które zwieszały się z sufitu niczym serpentyny. Na blacie kuchennym zgromadził się kurz i cały czas stała zapełniona petami popielniczka Asi.

Paweł ubrał się w niebieskie spodnie i błękitną koszulę, chciał

dobrze wyglądać. Za niecałą godzinę miał przyjechać do niego 16

Michał, kolega z pracy, powiernik i prawdziwy przyjaciel. Na myśl o Michale uśmiechnął się. Ciągle pamiętał, jak tydzień wcześniej w porze śniadania wielkanocnego, którego Paweł sobie nie przyrządził, o dziesiątej pod jego okna podjechał radiowóz na sygnale. Patrzył na ten widok i zrobiło mu się ciepło na sercu i w okolicach szyi. Jego ciało pokryła gęsia skórka. Wtedy przypomniał sobie, jaki zawód wybrał, kim był i dlaczego. Właśnie tego dnia postanowił małymi kroczkami wrócić do świata żywych, uciec ze swojej skorupy, którą sam zbudował, i żyć tak jak kiedyś. Ten widok rozpalonego i rozkrzyczanego radiowozu przypomniał mu, jakimi niegdyś kierował się zasadami. Jak szybko starał się dociec prawdy i zamknąć śledztwo Z takich wychodził założeń, nie było zlituj się dla nikogo. Pies jest psem. Kiedy z radiowozu wyłonił się Michał i w swoich ramionach trzymał

białą, nerwowo poruszającą się kulkę z przewiązaną czerwoną kokardką, jego serce zaczęło mocniej bić. „Guffi” – pomyślał. Od tego czasu ten prezent cały czas żył i miał się dobrze, a nawet z nim spał. Paweł miał dodatkowe zajęcie, dzięki czemu aż tak nie wspominał przeszłości. Wychodził z psem na spacery rano i wieczorem, dbał o niego, kupował zdrową karmę. Postanowił, że nie wypuści go samego do ogrodu. Przynajmniej na początku.

Bał się o niego, że ten ucieknie tak samo jak jego poprzednik. Ze swoim pierwszym psem popełnił ten błąd. Wypuszczał go na zewnątrz, by ten sobie pohasał, i któregoś dnia Guffi po prostu nie wrócił, ślad po nim zaginął. Agatka była w rozterce i codziennie biegała do swojej koleżanki z sąsiedztwa, by bawić się z jej pieskiem, wielkim wilczurem o imieniu Puszek. Sam nie wiedział, jak dokładnie ten wilczur miał na imię. Ola, nieletnia właściciel-17

ka Puszka, córka Malwiny, nazywała go Puszkiem, a Malwina, jej mama, a potem Pawła kochanka, mówiła na niego Wandal.

Na Pawła nieszczęście Malwina była super dziewczyną, mówiła o sobie forte donna. Taka była, twarda i pewna siebie. Miała to coś, siłę, aparycję, seksapil. To coś, czego Asia nie miała.

Niestety, w wyniku tego, że Guffi zaginął, a Agatka ciągnęła do Oli, Paweł codziennie odwiedzał swoje sąsiadki. Między nim a Malwiną zrodziło się uczucie, którego do końca nie chciał. Tak wyszło, to było silniejsze od niego.

Tęsknił za żoną i za córką, ale o Malwinie nie mógł zapomnieć.

Rozległ się dzwonek do drzwi, a Guffi zaczął radośnie szczekać. Paweł, stawiając długie kroki, podszedł do drzwi i je otworzył. „Co jak co, ale Michał był punktualny jak hejnał mariacki”

– przyznał w duchu.

– Cześć, szybko wejdź, bo zimno. Kwiecień jak kwiecień, płata figle. – Paweł trząsł się z zimna.

– Piździ jak w kieleckim. – Michał wszedł, a Gufii wskoczył

mu na ręce.

– Oj, ty mój kundelku, powiedz mi, dbasz o naszego Pawełka? – Guffi zaczął oblizywać twarz Michała na znak, że tak, że dba lepiej, niż Michałowi się wydaje. – To dobrze – powiedział, patrząc na Pawła, i odłożył białą kulkę na drewniana podłogę.

– Słuchaj, rozesłaliśmy z naszą gwiazdą, brunetką w sporych be-retach, ogłoszenie o zaginięciu twoje drugiej połówki i waszej córki. Wszędzie, na Fejsie, na Insta, opublikowaliśmy w „Gnie-zno Całą Dobę”. Dokładnie podaliśmy wiek, zainteresowania, styl ubierania się. Nałogi też, wybacz.

18

– Spoko, palenie fajek nie jest powodem do wstydu, nawet na-łogowe. I co, ktoś się odezwał?

– Na razie cisza, kilka zagubionych dusz, które za wszelką cenę chcą coś wnieść do śledztwa. Sam rozumiesz. – Michał

spojrzał na Pawła – Pamiętasz?

– Pamiętam, zawsze po ogłoszeniu komunikatu zjawiało się tylu wszechwiadków na posterunek. Każdy coś widział, opowiadał własną wersję. Nieraz miałem ochotę wyjebać ich wszystkich przez okno. Zamiast ułatwić, to tylko utrudniali.

Obaj pokiwali głowami.

– Szukają sensacji, ale… Wiesz, jak to jest, po nitce do kłębka.

Czuję, że je znajdziemy. – Michał pokiwał głową, jakby był z siebie dumny. – Czuję, że rozwikłamy niebawem tę zagadkę. Asia porwała waszą córkę bezprawnie, nie powinna. Tak się nie robi.

Może za to odpowiedzieć przed sądem, ale najpierw musimy ją odnaleźć. Wszystkie posterunki policji w całej Polsce postawili-śmy na równe nogi. Współpracujemy z policjantami z zagranicy, Niemcy, Holandia, Czechy i tak dalej. Znajdziemy je. Spotkacie się, porozmawiacie. Wszystko sobie wyjaśnicie! Może Asia ci wybaczy i wróci, może ty jej wybaczysz i obejdzie się bez sądów.

W końcu nie ty pierwszy w historii zdradziłeś żonę. Chryste, nie dajmy się zwariować. – Michał mówił potokiem słów.

– Super, że tak mówisz, pocieszające, czekam – odpowiedział

Paweł bez większych emocji.

– A przy okazji – zmierzył byłego partnera od stóp do głowy

– ładnie wyglądasz. Kiedy wracasz do pracy?

– Chcesz kawy? – Paweł zmienił temat, nie chciał na razie niczego obiecywać. Nie lubił rzucać słów na wiatr. Starał się żyć 19

dobrze i tak, żeby nie musiał się wstydzić. Jednak nie do końca, bo cały czas karcił siebie za to, że dopuścił się zdrady. Czuł się jak największy zbrodniarz. Jakby przez dwa miesiące nie był sobą.

– Nie chcę, nie rób sobie zbędnej roboty. Kawę piłem w pracy.

Naprawdę siedzę na czterech literach i drążę ten temat. Gorący temat nagłego zniknięcia twojej rodziny, zaginięcia dziewczyn. Całe dni nic innego nie robię, tylko pije kawę i szukam.

Nie odchodzę od komputera, nie wychodzę ze swojego pokoju.

Komendant trzyma za mnie kciuki, wiesz, on naprawdę cię lubi.

Tęskni za tobą, ma do ciebie słabość. Wygadał się ostatnio na zebraniu.

– Super. – Paweł siedział na krześle i nie rozumiał do końca, dlaczego Michał dzisiaj go odwiedził. Czyżby tylko dlatego, żeby przekazać mu informacje o odczuciach komendanta? Przez telefon zaznaczył, że to pilne.

– Dlaczego przyjechałeś? To jest takie pilne?

– Nie, i tu cię zmartwię, ale potrzebuję więcej informacji o Malwinie, jak ona się nazywała, jej zainteresowania.

Mina Pawła wyrażała niepewność. To nie był dla niego wygodny temat.

– Wiesz co, z tego, co pamiętam, to chyba nazywała się Zbytniewska, ale nie wiem. Tak mi się kojarzy z tabliczki na skrzynce na listy, nie pytałem jej o nazwisko.

– Nie żartuj, spałeś z nią i nie wiesz, jak się nazywa? Kpisz sobie ze mnie.

– Nie wiem! – Teraz w oczach Pawła pojawiły się łzy i Michał

pożałował, że w tak ostry sposób zareagował. Z Pawłem cały czas trzeba było postępować delikatnie jak z wielkanocnym jajkiem.

20

– A jakieś zdjęcie, jej, wasze wspólne? Numer telefonu?

– Nie mam!

– Nie masz numeru jej komórki?

– Nie, tylko stacjonarny, ale to teraz własność Nowaka, nie mam innego numeru!

– Miała chociaż Fejsbuka?

– Nie wiem!

– Kurwa, nie wierzę. Poczekaj. – Michał zdenerwował się nie-wiedzą kolegi, wyjął z kieszeni munduru telefon, zaczął wyszu-kiwać wśród użytkowników znanego portalu społecznościowe-go Malwinę Zbytniewską.

– Ty to tylko „nie wiem”, „nie”, ewentualnie „super”, a my musimy działać.

Wszystkie propozycje znajomych, które mu się wyświetliły, pokazywał Pawłowi, a ten bez większego zastanowienia twierdził, że nie przedstawiają jej wizerunku. Były Malwiny Zbytniewskie, nawet kilkanaście, ale zupełnie niepodobne do tej Malwiny, z którą romansował.

– Nie, to żadna z nich.

– Jesteś pewny?

– Tak. Przecież ty też ją raz czy dwa widziałeś, to chyba wiesz, że nie kłamię.

– Fakt, widziałem ją, ale kiedy próbuję sobie ją przypomnieć, to jej twarz mi się rozmywa. Za pierwszym razem nie wpadła mi w oko, ale wtedy na mieście, oj, powiem ci, grzechu warta. Z tym że oprócz czerwonych ust nie pamiętam nic!

– Taa… – Paweł przypomniał sobie scenę w jego sypialni i zamknął oczy, jakby uciekł w marzenia.

21

– No, to nie mam wyjścia.

– Nie rozumiem.

– Muszę iść do twojego nowego sąsiada, tego, co kupił od Malwiny dom. Muszę go wypytać, zaznaczam, że mam do tego prawo. Jestem tutaj służbowo.

– Serio?

– Mam zgodę od prokuratora, Katarzyna Frox udzieliła mi błogosławieństwa.

– To będzie grubsza afera?

– Tłumaczę ci, że nie spocznę, dopóki ich nie znajdziemy. Jestem jak nakręcony.

– Chciałbym ci pomóc, ale nie mam na to siły. – Paweł pokręcił bezradnie głową i zwiesił ją zrezygnowany. Wiele by dał, by cofnąć czas.

– Spoko, poradzę sobie, razem z naszą cycoliną. – Michał zwrócił się do Guffiego: – Idziesz ze mną, piesku, będzie mi raźniej.

Guffi zamerdał wesoło ogonem na znak, że się zgadza.

– No to idziemy.

– Weź smycz i nie spuszczaj go z oczu. – Paweł wręczył Michałowi smycz i pomachał Guffiemu na do widzenia. Tak jak się macha dzieciom, kiedy wychodzą rano do szkoły.

Przez następną godzinę Paweł ciągle wpatrywał się w okno, wyczekując Michała. Miał cichą nadzieję, że ten czegoś się dowie, czegokolwiek. Przecież nowy sąsiad podpisywał z Malwiną akt notarialny, musiała podać u notariusza numer i serię dowodu oso-bistego, PESEL. Cokolwiek. Paweł żałował, że wcześniej sam nie wpadł na pomysł, by zagadać Nowaka, odnaleźć Malwinę. Pod-22

pytać nowego sąsiada. Nie wpadł to, bo był załamany i chory, nie miał ochoty ani siły. W dodatku czuł się względem Asi jak ostatnia menda. Pytając sąsiada o Malwinę, zdradziłby Asię kolejny raz.

Po godzinie zobaczył, że Michał powolnym, luzackim krokiem wraca z niby-przesłuchania sąsiada. To, co ujrzał, zmroziło mu krew. Guffi biegał sobie beztrosko, obwąchując teren, a Michał ze smyczą owiniętą na ręce niczym bransoleta szedł dumnie jak paw.

– Mówiłem mu, żeby go nie puszczać, bo ucieknie, a on swoje

– powiedział do siebie. Już chciał dać koledze reprymendę, ale widok jego uśmiechniętej twarzy go powstrzymał.

– Spoko, gościu, wiem, co chcesz mi powiedzieć. Obiecałem, że nie spuszczę Guffiego z oczu, ale sorry, to nie areszt. Pies to też istota żywa i coś mu się należy. Zobacz, jaki jest szczęśliwy.

– Nie mów mi, że ty sobie siedziałeś na kawce u sąsiadów, a pies biegał sam po ich ogrodzie. – Paweł w końcu zaatakował kolegę.

– Tak się składa, że właściciel domu to nie twoja Malwinka, ma uczulenie na psią sierść. I nie mogłem wejść z Guffim do środka.

Więc nie marnując czasu i nie dając twojemu sąsiadowi obszernej rezerwy czasowej na wymyślenie przemyślanych zeznań, kułem żelazo, póki gorące. Nie cofnąłem się do ciebie, żeby odstawić Guffiego w bezpieczne miejsce, zostawiłem go na dworze i zają-łem się przesłuchaniem świadka. Wiesz… istnieje podejrzenie, że on mógł brać udział w zaginięciu sexy sąsiadeczki, a może też Asi i Agatki. Od tego momentu każdy jest podejrzany, nawet ty.

– To na serio poszło grubo. – Paweł kiwał głową i kręcił się jak fryga. Michałowi wydawało się, że gdyby Paweł miał taką moc, przekręciłby swoją łepetyną jak kurkiem od kranu.

23

– Tak, poszło grubo.

– Czego się dowiedziałeś?

– Niby niczego specjalnego, ale Malwinie się spieszyło.

– Nie rozumiem.

– Wystawiła dom na sprzedaż na początku sierpnia, mocno zaniżyła cenę. Już pierwszego dnia zdobyła klienta. W dodatku fakt sprzedaży domu ukrywała przed swoją córką. Tak zeznał

Nowak, kazała mu milczeć, spotykała się z nim w tajemnicy przed Olą. Jak dla mnie to bez sensu, bo mała i tak prędzej czy później by się dowiedziała. Po co te konspiracje?

– Mnie też nic nie powiedziała, ani jednego słowa o tym, że się wyprowadza.

– Po podpisaniu aktu notarialnego miała trzy tygodnie, żeby opuścić dom, miało to być z początkiem września. Ona jednak zadzwoniła do Nowaków i poinformowała ich, że dom opuszcza dwudziestego sierpnia. Dziesięć dni przed czasem, zaraz po zaginięciu Asi i Agatki. Kiedy oddawała im klucze, była sama, jej córki przy niej nie było. I teraz pytanie do ciebie, mój ty Casanovo.

– Nie mów tak.

Michał jakby tego nie słyszał, siorbał czarną, słodką kawę i na tym etapie śledztwa nic sobie nie robił z fochów kolegi. Ta sprawa od samego początku mu śmierdziała, sam teraz był zły na siebie, że wcześniej się tym nie zajął, że posłuchał Pawła i odsunął

się od tej sprawy.

– Teraz rusz łepetyną i przypomnij sobie, na jakim etapie seksu i biznesu byłeś w sierpniu z Malwiną. Czy wspominała ci o tym, że wyjeżdża? Może wspominała coś o dalszej rodzinie?

Babci, siostrze, cioci? O czym rozmawialiście?

24

– Malwina nigdy nic nie wspominała o tym, że sprzedaje dom.

Ola była z nią do końca, czasem spędzała czas u dziadków, ale nie poznałem ich. W ogóle za wiele o sobie nie mówiła, nie było czasu, uprawialiśmy seks, ona ssała i połykała, nie chcąc nic w zamian.

– Hm. Nie wydaje ci się to dziwne? Ta druga zazwyczaj chce więcej, chce zająć miejsce tej pierwszej. Chce zajebistych orga-zmów. Nie wiem, czego jeszcze może chcieć, doprowadzić do rozwodu, do destrukcji związku swojego kochanka. Chce zająć miejsce żony i być z kochankiem szczęśliwa aż do grobowej de-ski. Tak zazwyczaj jest. Coś musiała mówić.

– Nic, zajebiście kręciła tyłkiem i ładnie pachniała. Miałem orgazm za orgazmem, nie rozmawialiśmy o wspólnej przyszłości. Nie pamiętam też, żeby wspominała coś o sprzedaży domu.

– Kiedy zaczął się wasz romans, ile trwał?

– Pamiętasz, jak podwoziliśmy ją do domu, wtedy, razem, kiedy kończyłem służbę, a ty miałeś przejąć stery? To chyba od wtedy mi się spodobała. Potem dobrze się rżnęła i to wszystko.

– Ona już wtedy na ciebie leciała, doskonale to pamiętam. Leciała na ciebie. Chciała cię wyrwać, miała plan. Wkładała palec wskazujący do ust i kręciła nim kółka, widziała, że na nią patrzysz.

Nie była głupia. Wiedziała, że odbija ci się w przednim lusterku.

– Jak dla mnie to przesadzasz. Chyba za dużo oglądasz fil-mów kryminalnych, daj spokój i nie wymyślaj. Zresztą szukamy Asi i Agatki, a nie Malwiny.

– Nie, nie dam ci spokoju, od czegoś trzeba zacząć. Nowak pokazał mi akt notarialny, zdobyłem jej dane z dowodu, znajdę ją i przyprowadzę do ciebie.

– Po co?

25

– To się jeszcze okażę. O ile to był jej dowód!

– Idź już, proszę. Obudziłeś moje wspomnienia, zresztą bardzo niewygodne.

– Idę, ale wrócę z nowymi informacjami, obiecuję!

– Michał, poczekaj! – Paweł, widząc, że kolega przekracza próg jego domu i kieruje się w stronę furtki, nagle coś sobie przypomniał. Sam się zdziwił, ale to mogło mieć jakiś związek.

– Tak?

– Coś sobie przypomniałem. Kiedyś byłem z Malwiną na spa-cerze w lesie. Chodziliśmy cały dzień, zbieraliśmy jeżyny, uprawialiśmy seks pod drzewkiem. To już było przy końcu, przed jej wyprowadzką. Ona wtedy zapewniała mnie, że Ola jest u dziadków. Kiedy wróciłem do domu, to Agatka płakała w swoim pokoju. Zapytałem ją, o co chodzi. Odpowiedziała mi, że jest jej przykro, bo była u Oli, a ta nie wpuściła jej do domu. Przyjaźniły się, więc zrobiło jej się przykro, kiedy Ola rozmawiała z nią przez zamknięte drzwi. Była w domu sama, to znaczy z Puszkiem, wilczurem. Nie uwierzyłem Agatce, wierzyłem Malwinie. Bo przecież nie zostawiłaby czterolatki samej w domu, w dodatku z niemałym psem. Z tym że Agatka nigdy nie kłamała. Myślałem, że wymyśliła tę historię, bo tęskni za Guffim, on jakoś dwa tygodnie wcześniej zaginął. Sam nie wiem, chyba się wkręcam.

– Może obaj się nakręcamy, dzięki za info. Nara.

– Pa.

26

***

Michał siedział przy swoim biurkiem i szukał w internecie informacji o Malwinie Zbytniewskiej. Cały czas brodził po porta-lach społecznościowych, próbując coś wynaleźć. Najlepiej, jakby ukazał mu się jakiś obszerny artykuł o tym, gdzie obecnie przebywa Malwina Zbytniewska, z kim mieszka, co u niej słychać.

To było marzenie ściętej głowy. Nerwowo drapał się po czole, nie zwracając uwagi na to, czy w pokoju jest sam, czy z Moniką, swoją nową partnerką. Nie mógł zwracać na nią uwagi, często udawał, że jej nie widzi, teraz też nie patrzył, nie liczył, ile razy Monika wstawała i wychodziła z pokoju, a ile razy wracała i sia-dała na krzesło. Onieśmielała go, więc patrzył w ekran. Rozmiar biustu miała równy modelce z okładki Playboya. Nie mógł na nią patrzeć, ponieważ ilekroć na nią spoglądał, jego wzrok wędrował

niżej. Widać było, że dla niej też to było krępujące.

– Bo sobie dziurę wydrapiesz. – Aspirant Monika Hugała, jego nowa partnerka, która zajęła miejsce Pawła, bezszelestnie weszła do ich pokoju, zwróciła się do niego, pokazując przy tym idealny, równy rządek białych zębów.

– To jest niemożliwe, żeby żył sobie człowiek, a potem zniknął

jak rozpuszczony w kwasie. To niemożliwe – powtórzył Michał, nie patrząc na koleżankę. Starał się na nią nie patrzeć, ale spojrzał. Jego wzrok z jej twarzy mimochodem powędrował na dwie jędrne, sporych rozmiarów kule, zwane potocznie cyckami.

– Może ktoś ją rozpuścił w kwasie, może wzajemnie się roz-puściły? – Zaczęła się śmiać, krzyżując ręce na wysokości biu-27

stu, żeby ograniczyć koledze widoki. – Z tego, co ustalili śledczy, wiesz, Waldek i Włodek, to Malwina Zbytniewska pochodzi z Poznania. Tam się urodziła i wychowała. Matka trzech córek, dwie nie żyją. Jej pierwszy partner wypadł z balkonu, śledczy ustalili, że popełnił samobójstwo. Z drugim mężem, Januszem Zbytniewskim, się rozwiodła. Nie wiemy, gdzie ten facet obecnie przebywa, ale daliśmy informację do mediów. Urodzony w Szamotułach. Robert, jej pierwszy facet, urodził się i wychował w Gorzowie Wielkopolskim. Szukamy kontaktu z jego daleką kuzynką Reginą Brąz. – Monika zalewała Michała informacjami, które zdołała zdobyć przez ostatnie dwa dni. – Gdzie jest obecnie Malwina Zbytniewska, nikt nie wie. Zapadła się pod ziemię.

– Nie wydaje ci się to dziwne? Trzy pogrzeby w przeciągu sześciu lat. Czy wiesz, gdzie pochowane są jej córki, na którym cmentarzu? Musi przecież odwiedzać miejsce wiecznego spoczynku córek.

– Jak to trzy pogrzeby?

– No jeszcze Robert.

– A, jasne. Robert i ich córka Wanda, Klara, córka Malwiny i Janusza Zbytniewskich… Zakładamy, że trzecia córka Malwiny, a druga Janusza, Ola Zbytniewska, żyje. Myślisz, że nie robimy sztucznej sensacji?

– Sam nie wiem, im dalej w to brniemy, tym groźniej wygląda. Ale może my tak to widzimy, bo chcemy. Sam nie wiem.

– Michał odgarnął gęste włosy z czoła. Niesforny kosmyk opadł

z powrotem na twarz. Dla Moniki ten widok był zniewalający.

– Kazałeś, sprawdziłam! No właśnie, i tu pojawia się następne dziwactwo. Każda z jej nieżyjących córek jest pochowana w in-28

nym miejscu. Jej konkubent Robert Kulewicz leży w jednym grobie z Wandą Kulewicz, ich córeczką, a Malwiny pierwszą córką. W Gorzowie Wielkopolskim, w miejscowości, w której się urodził. To też jest dziwne, bo ten grób jest zadbany. Z tym że Malwina o niego nie dba! Nasi ludzie odwiedzili te cmentarze i wszystko sprawdzili. Tam, gdzie jest pochowana malutka Klara, niedaleko Poznania, w Przeźmierowie, złapali się za głowę.

Z pomocą grabarzy i księdza odnaleźli grób małego aniołka. Jest zupełnie zaniedbany. Tak jakby nikt jej nie odwiedzał latami.

U Klary Zbytniewskiej na grobie są jeszcze wieńce z pogrzebu, suche i pourywane przez wiatr kwiaty, wypłowiałe przez słońce wstęgi, ale cały czas te same. Mamusia nie dba o groby córek.

Dlaczego, czyżby ich nie kochała?

– A w Gorzowie kto dba o grób Roberta i Wandy, co ustalili?

– Kuzynka Roberta, Regina Brąz. To właśnie do niej musimy dotrzeć.

– Muszę tam jechać i to sprawdzić. Zobaczyć na własne oczy.

– Nie ufasz mi? – Monika spoglądała na kolegę z zawodem w oczach.

– Ufam, tak tylko próbuję wnieść coś do sprawy. Rozumiesz, poszukać natchnienia. Mieszkańcy miejscowości, w której mieszkała Malwina i nadal mieszka Paweł, zeznali, że Ola, córka Malwiny, cierpiała na bardzo groźną i tajemniczą chorobę.

– No i? Paweł nic mi o tym nie wspominał!

– Jemu to dupa oczy zasłoniła. Sprawdziliśmy to. W tamtej-szej przychodni nikt nic o tym nie wiedział. W kartotece małej, oprócz otyłości i delikatnego nadciśnienia, nie było żadnej wzmianki o rzekomej groźnej i śmiertelnej chorobie. Nic, kom-29

pletnie nic. Ludzie pracujący w Caritasie też nic o tym nie wiedzą. Malwina twierdziła, że małą Olę czekała droga operacja w Stanach. Niby były dwudzieste w kolejce. Do Stanów nigdy nie wyleciały. Też to sprawdziliśmy. Cisza jak makiem zasiał.

– Hm. Dlaczego zasłaniała się córką? Musiała mieć powód.

Jesteś zabójczo szybka. – Zastanawiał się, czy we wszystkim jest tak szybka i niechcący lubieżnie się uśmiechnął.

– Nie widzę powodu do śmiechu – zganiła go. – Ola generalnie nie istnieje, nie uczęszcza do żadnego przedszkola w Polsce, nie jest zapisana do żadnej przychodni, podobnie zresztą jak jej mama, nigdzie nie figurują. Jakby zmieniła sobie nazwisko, ale nie zmieniła. To też sprawdziliśmy w urzędach stanu cywilnego.

Może ma lewy dowód osobisty.

– Ta kobieta jest jedną wielką zagadką.

– Może faktycznie wyjechały za granicę, niekoniecznie do Stanów, może Berlin, Paryż? – Monika spekulowała, rysując ołówkiem na blacie.

– Może… Ale wiesz, jakie jest morze.

– Wiem, ale wiem też, że ludzie ot tak nie znikają. W sumie to poszukujemy Asi i Agatki, ale tyś się uparł na tę Malwinę. Podobała ci się? – Michał udał, że tego nie słyszy. Monika nie raz żartowała, ale dla Michała jej żarty działały tylko na jej nieko-rzyść – coraz bardziej mu się podobała. Teraz Monika nerwowo drapała się po czole. Chyba poczuła, że to sarkastyczne pytanie było nie na miejscu.

– Myślisz, że ją znajdziemy? – zapytał po chwili milczenia.

– Teraz, choćbym musiała iść na rzęsach z Gniezna do Czę-stochowy, to nie spocznę, dopóki jej nie znajdziemy.

30

– No a Asia i Agatka? Bo w sumie masz rację, to one są najważniejsze, to je trzeba odszukać. Chyba że te dwa na pozór od-rębne zaginięcia się jakoś łączą.

– Ty miałeś zająć się zaginięciem Asi i Agatki. Ustaliłeś coś?

– Nic specjalnego. Asia zniknęła dokładnie siedemnastego sierpnia, następnego dnia jakby wróciła i nikomu nic nie mówiąc, nie biorąc z domu rzeczy osobistych, swoich i Agatki, porwała Agatkę i obydwie odjechały samochodem. Według Malwiny czerwonym uno. Zniknęły bezpowrotnie. Nie pożegnała się z Pawłem, nie kontaktowała się ze swoimi rodzicami. Nikt ich nie widział, z nikim nie rozmawiały. Ostatniej nocy przed zniknięciem Agatka spała u Oli, czyli u córki Malwiny Zbytniewskiej. Dziewczynki się zaprzyjaźniły. Malwina powiedziała Pawłowi, że kiedy rano szła odprowadzić Agatkę do jego domu, podjechała Asia czerwonym fiatem uno i wzięła Agatkę do samochodu, a ją popchnęła, w wyniku czego Malwina upadła na ziemię. Odjechały w kierunku centrum i więcej ich nie widziała.

Nie wróciły.

– To brzmi wiarygodnie. Kobieta jest świadoma, że mąż ją zdradza. Gniewa się, odchodzi. Potem wraca po jednej dobie nieobecności, widzi kochankę swojego męża idącą ulicą z jej córką, w dodatku trzyma ją za rękę i robi za nową mamusię. Zdradzona żona wpada w szał, bierze swoją córkę i znika, popychając Malwinę na ziemię. Tak to niby wyglądało? Ale Malwina była cała i zdrowa? Może Asia wróciła na drugi dzień, by ją dobić?

– Tak, Malwina była cała. To się nie trzyma kupy. Bo dlaczego Malwina zaplanowała sprzedać dom w tajemnicy? Ona nie była kryształowa. Zresztą to byłoby wiarygodne, gdyby Asia umiała 31

prowadzić auto. Podobno miała prawo jazdy, ale za kierownicę nigdy nie wsiadła. Tak twierdzi Paweł. I skąd to uno?

– Ktoś tutaj kłamie, tylko kto? Może Paweł miał jakiś związek z zaginięciem żony i córki? Dlatego odsuwał nas od śledztwa, nie chciał ich szukać, udawał chorobę. Jednym słowem, grał na zwłokę. Teraz, kiedy zdążył zatrzeć wszystkie ślady, nagle chce odnaleźć żonę? Co sądzisz?

– Też tak może być, ale nie powiem mu o twoich podejrze-niach. To go zabije.

– Musisz mu powiedzieć. Musimy go przesłuchać, tu, na policji, a nie przy kawie w jego domu.

– On tego nie udźwignie.

– Musi, ruchał… Przepraszam, naważył piwa, to niech je teraz wypije.

– Monika, co się z tobą dzieje, takie słowa! – Michał nerwowo zamrugał, bo patrząc na nią, sam miał ochotę poruchać, a potem dodał:

– No to dobrze. Będę go wzywał w charakterze świadka.

– Podejrzanego świadka.

– Nie ma takiej mieszanki. Albo świadek, albo podejrzany.

Michał niedbale machnął ręką, bo ta teza nie za bardzo mu się podobała.

– Z tym że świadek może stać się z czasem podejrzanym.

***

Paweł usiadł na betonowym schodzie, który prowadził wprost do jego domu. Beton jak co roku po zimie nieco się kruszył i bladł.

32

Już dawno miał się za to zabrać, Asi marzyła się kostka brukowa w ceglanym kolorze. Nic nie zrobił, nie pomógł jej w spełnieniu marzeń. Ciągle był zajęty pracą i łapaniem drobnych złodziejasz-ków albo groźnych bandytów, potem romansem, odkładał temat wszelkich remontów na później. Gdy Asia go pytała „kiedy to zrobisz?”, nie umiał jej tego jasno sprecyzować. Może dlatego od niego uciekła? Szukał w sobie przyczyny, obwiniał się. Chciał cofnąć czas i wszystko odwrócić. Kiedy tylko ją odnajdzie, będzie ją błagał na kolanach i nosił na rękach, żeby tylko zechciała do niego wrócić.