Moje córki - Karolina Kasprzak-Dietrich - ebook

Moje córki ebook

Kasprzak-Dietrich Karolina

0,0

Opis

Gnieźnieński policjant Paweł Mikito nawet w najgorszych snach nie przypuszczał, że jego sielankowe życie rodzinne w tak krótkim czasie zmieni się w prawdziwe piekło. W ciągu dwóch dni zaginęły bez śladu nie tylko jego zona i pięcioletnia córka, ale i kochanka z sąsiedztwa. Na domiar złego to on jest głównym podejrzanym o potrójne zabójstwo! Nie wie jeszcze, jak przerażającą tajemnicę skrywa bliska mu osoba i na jak wielkie niebezpieczeństwo naraził swoją rodzinę.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 309

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




 

 

 

 

MOJE CÓRKI

 

Karolina Kasprzak-Dietrich

 

 

 

© Karolina Kasprzak-Dietrich 2021

Wydawca: Karolina Kasprzak-Dietrich

 

 

ISBN 978-83-968106-5-6

 

Redakcja i korekta

Anna Surendra

 

Skład i łamanie

Piotr Górski

 

Projekt graficzny okładki

Jakub Ferenc

 

 

 

Wydanie II 2023

 

 

 

Czarny kapelusz okalał jej twarz. Z daleka widać było czerwone usta pokryte grubszą warstwą błyszczącej pomadki. Stała oparta o ścianę kamienicy w samym sercu Poznania. Urodziła się tutaj i wychowała. Kamienicę zdobiły gdzieniegdzie obdrapany tynk i brudne maszkarony. Na samym szczycie była wyryta data: A.D. 1919. Chciała tutaj wrócić, jej korzenie ciągnęły ją w to miejsce bardziej niż głęboko zakorzenione zło. Tęskniła za Wielkopolską, głównie za Poznaniem, większe miasto kojarzyło jej się z anonimowością. Biała sukienka z dekoltem caro, którą zdobiły po kolana wielkie, czarne guziki, ściskała jej ciało jak folia streczowa. Swoją idealną figurę zawdzięczała specjalnej, restrykcyjnej diecie, która nie kosztowała jej żadnych wyrzeczeń. Dla niej dieta mięsna to sama przyjemność. Nie musiała odmawiać sobie niczego, co lubiła jeść.

W prawej ręce trzymała szklaną lufkę z palącym się papierosem. Lufkę wkładała do ust bardzo powoli, jakby nie potrzebowała tytoniu do życia, tylko chciała się nim delektować. Nadać sobie charakteru i nowego image’u. Paliła od czasu do czasu dla szpanu, zaciągała się dymem tak, jakby delektowała się najlepszą praliną. Z daleka widać było, że ma klasę i styl. Budziła ogólny podziw przechodniów. Nie było nikogo na ulicy, kto przechodząc obok niej, nie zawiesił chociażby na sekundę wzroku na jej sylwetce. Na nosie miała okulary przeciwsłoneczne, chciała obserwować, ale nie być obserwowaną. Może chciała się ukryć przed wszystkimi zmorami z przeszłości?

Na parterze kamienicy, której podpierała ścianę, znajdowała się niewielka cukiernia. Ogródki wypełnione były po same brzegi dziećmi i ich rodzicami. Kolorowe lody w kryształowych pucharkach wdzięczyły się, rywalizując o to, który z nich jest smaczniejszy. Obserwowała otoczenie, wyczekując wolnego stolika. Swoją uwagę szczególnie skupiła na środkowym stoliku. Trzy dziewczynki w wieku wczesnoszkolnym i grubszy, łysawy mężczyzna, ich ojciec. Miał czarny garnitur i obrączkę na lewej ręce. Wszystko, co widziała i rejestrowała, zarówno zachowanie dzieci, jak i mimika i frasobliwość mężczyzny, mówiło jej, że to jest wdowiec i jego trzy półsieroty. Jej intuicja była niezawodna i nigdy się nie myliła. Skończyła palić papierosa, końcówkę wydmuchała, a lufkę schowała do małej, czarnej kopertówki. Nie przestawała się im przyglądać, miała swoje zamiary. Nie była świadoma tego, że ona też jest obserwowana. I to nie tylko przez rozkrzyczane dzieciaki i ich świeżo owdowiałego ojca.

Przysłuchiwała się ich rozmowie. Uśmiech pojawił się na jej ustach, czyli cel osiągnięty. Rozmawiali o niej.

– Tatuś, zobacz, jaka ładna pani. Samotna, może ją zaprosimy do stolika? – prosiła najmłodsza wzrostem i sposobem mówienia dziewczynka. Na głowie miała dwie kitki uwieńczone bordowymi kokardkami.

– Tato, już czas, byś kogoś poznał. Dawaj. – Najstarsza nie pozostawała bierna i kuła żelazo, póki gorące. Tylko ta trzecia w rudych lokach wydawała się nieco wycofana. Milczała jak grób jej matki.

– A ty, Kasiu, co sądzisz? – zapytał dziewczynkę o jesiennej urodzie, chcąc znać zdanie trzeciej córki. Był gotowy zagadać z tajemniczą nieznajomą i bliżej się z nią poznać, tym bardziej że od pewnego czasu byli sąsiadami. Zrobi to, jeżeli wszystkie córki wyrażą na to zgodę i utwierdzą go w przekonaniu, że czas i miłość leczą rany.

Tak było, kiedy żyła jego żona – wszystkie decyzje podejmowali wspólnie. W ich rodzinie panowała zasada jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Teraz, kiedy nieszczęśliwy wypadek zabrał mu żonę, a córkom matkę, nie chciał wprowadzać żadnych nowych reguł. Rozstawać się z wprowadzonymi wcześniej zasadami. Rodzina jest najważniejsza i każdy jej członek musiał się wypowiedzieć na dany temat, a tym bardziej wyrazić zgodę. Zwłaszcza jeżeli chodzi o jego towarzyszkę na resztę życia. Ta kobieta podobała mu się, czuł od niej pozytywne wibracje. To uczucie nie należało do codziennych. W ostatnim czasie wiele złego wydarzyło się w jego życiu.

– Tęsknię za mamą – odparła trzecia dziewczynka, która dotychczas milczała.

– Przestań się dąsać. Mamy nie ma i już nie wróci. – Starsza siostra wskoczyła na nią z pretensjami.

Kobieta nie mogła słuchać tego, jak powolutku wkradała się w tę zgraną rodzinę niezgoda, więc sama postanowiła przejąć stery. Podeszła do stolika, a cztery pary oczu wlepiły się w nią jak w królową.

– Mogę się dosiąść? – zapytała bez ogródek.

Mężczyzna wstał i uzyskawszy zgodę od dwóch starszych mężczyzn, którzy siedzieli przy stoliku obok, pożyczył od nich krzesło i dosunął je kobiecie. Gestem ręki wskazał pięknej damie miejsce. Siadała powolutku, jakby się obawiała, że wąska sukienka pęknie jej w szwach. Nie spuszczała oczu z małej, rudej, naburmuszonej dziewczynki. Zapragnęła ją dotknąć, przytulić, pocieszyć, delikatnie pouczyć. Z wielką gracją założyła nogę na nogę, a oba kolana delikatnie przechyliła w prawą stronę.

– Czego się pani napije? – zapytał.

– Poproszę kawy. Czarnej kawy z jedną łyżeczką cukru.

– Już się robi. – Podniósł rękę, dając znak młodej kelnerce.

Długo rozmawiali, żartowali i opowiadali sobie anegdoty i wesołe historyjki z ich życia. Każdy miał jakieś wspomnienia i doświadczenia. Anna i Paulinka od początku były przychylne tej nowej znajomości, bez problemu polubiły nową koleżankę tatusia, tylko Kasia, ta z jesienną urodą, patrzyła w pusty pucharek po lodach. Ani razu nie spojrzała na elegancką kobietę. Delikatny kwietniowy wiatr rozwiewał jej rude loczki, a w szafirowych oczach zbierały się łzy. Nie prosząc o dokładkę tak jak pozostałe siostry, siedziała nieruchomo i ani razu nie zaszczyciła kobiety swoim spojrzeniem. Dwaj staruszkowie przy stoliku obok właśnie wychodzili, a ich miejsce zajęli wysoki blondyn i postawna brunetka z blizną na policzku. Mrugnęli do siebie porozumiewawczo i tylko oni rozumieli, co oznacza ten gest. Wysoki mężczyzna podniósł rękę by dać znak kelnerce, że jest nowym klientem. Razem z postawną brunetką zamówili swoje ulubione desery lodowe. Nie musieli szpiegować i podsłuchiwać, wszystko już wiedzieli, ale czekali, napawając się zwycięstwem.

 

 

TRZY TYGODNIE WCZEŚNIEJ

 

 

***

 

– Stary, co się z tobą stało? Ogarnij się, wracaj do nas! – Michał próbował przywrócić kolegę z pracy na proste tory.

Niemalże codziennie go odwiedzał, czasem przed służbą, czasem po służbie, czasem pozwolił sobie wjechać do niego i przywieźć mu prowiant w trakcie służby. Nie czuł się z tym do końca dobrze, bo w tym czasie powinien gonić przestępców. Tym bardziej teraz, w okresie przedświątecznym. Początek kwietnia, Wielkanoc za pasem, a kieszonkowcy i drobni złodzieje mnożyli się jak przez kalkę. Na dworze było biało, śniegu spadło na dwa palce, a ubrane w kolorowe jajeczka i jeszcze bardziej kolorowe ozdoby gałązki wierzby stały na każdym parapecie. Chodzące w miejscu świecące zające zdobiły ogród na co drugiej posesji. U Pawła też tak kiedyś było, jeszcze całkiem niedawno. Potem był romans, zdrada, żona Pawła nie wytrzymała i odeszła razem z ich córką Agatką. Paweł pogrążył się w depresji i ciężko było do niego dotrzeć.

W tym roku czas wielkanocny był bardziej zimowy niż czas Bożego Narodzenia, kiedy przed trzema miesiącami za oknami rządziły deszcz i błoto, a Paweł ten czas spędził w szpitalu. Michał teraz jeszcze silniej czuł potrzebę widzenia się z partnerem. Zważywszy na ich przyjaźń i piętnaście lat pełnienia wspólnej służby, podczas której razem i częściej skutecznie gonili groźnych bandytów, tęsknił za partnerem. Paweł z dnia na dzień coraz bardziej się oddalał, izolował od wszystkich. Nawet od Michała, a może w szczególności. Jakby się wstydził swojej głupoty.

– Jeżeli dłużej będziesz się tak alienował, to skończysz w wariatkowie… – wypowiadając ostatnie słowo, Michał niemal ugryzł się w język. Zapomniał o tym, że Paweł jeszcze trzy miesiące wcześniej leżał w szpitalu psychiatrycznym. Miał prawdziwe załamanie nerwowe i silną depresję. Niestety, w całym kraju nie było specjalisty, który mógłby mu pomóc. Najgorsze w tym wszystkim było to, że Paweł udawał, że nie chce pomocy, a co gorsza, mógł faktycznie jej nie chcieć. Robił wszystko, żeby nie wrócić do normalności. To było widać gołym okiem, wychudł i jakby zmalał. Jego niegdyś rude włosy, zazwyczaj idealnie ostrzyżone przez najlepszego gnieźnieńskiego fryzjera, zrobiły się białe jak wielkanocna kiełbasa. Delikatna broda, wyczesywana i podcinana przez Asię, porosła jego twarz tak samo jak chwasty, które porosły jego niegdyś zadbany ogród. Wyglądał jak wrak.

Sam komendant się o niego martwił i dopytywał, tęsknił za nim. Wszyscy z gnieźnieńskiego komisariatu za nim tęsknili. Paweł dawał się lubić, zawsze był miły, uczynny i z poczuciem humoru. Rzadko narzekał, kiedyś szczęśliwy mąż i ojciec.

Teraz wszystko się zmieniło. Paweł od pół roku był na zasiłku chorobowym, całe dni rozmyślał, analizował i żałował. Wyłączył się z życia towarzyskiego i przez cały czas leżał w łóżku. Nie wychodził z piżamy ani z domu. Zapuścił wąsy i brodę, a te zasłaniały mu połowę twarzy. Wyglądał jak cień człowieka, co chwilę drapał się po głowie i spoglądał pod długie, żółte i przerośnięte paznokcie, co tam ciekawego wydrapał. Michał podejrzewał, że wcale go nie swędziło, że to taki nabyty, nerwowy odruch. W każdej części jego ciała było widać mieszkającą od niedawna nerwicę. Trząsł się jak galareta, jakby stale było mu zimno.

– To już koniec, wszystko straciłem! – Paweł tak właśnie odpowiadał na prośby kolegi, żeby się ogarnął. – Nic mi nie pomoże, ja już nie chcę żyć.

– Co ty pieprzysz? Nic nie straciłeś, a życie jest piękne, czemu jej nie szukasz? Dlaczego nie szukasz swojej córki? Dlaczego się poddałeś?

Miał ochotę potrząsnąć kolegą. Powstrzymywała go tylko litość i obawa, że zrobi mu krzywdę.

– Nie wiem. Nie umiem ci odpowiedzieć na to pytanie. Może dlatego, że w głębi duszy czuję, że ich nie odnajdę. – Rozłożył bezradnie ręce.

– Teraz nie odnajdziesz, a szukałeś? W dobie komputerów, Fejsa, Instagrama ludzie sami zgłaszają się na posterunek, by pomóc. Od czegoś trzeba zacząć. Zgódź się, a ja wszystkim się zajmę. Znajdziemy ją. Dlaczego nie zgłosisz zaginięcia, dlaczego nic z tym nie robisz?

– Nie wiem.

Rozmowa z Pawłem zawsze kończyła się na monologu Michała, a ten pogodził się z tym faktem, choć cały czas próbował Pawła nagabywać. Paweł jedyne, co miał do powiedzenia, to słowa „nie wiem”, „mam to, na co zasłużyłem”, „jestem zerem”.

– Słuchaj, a co z tą twoją sexy sąsiadeczką, co tu mieszkała? Masz z nią jakiś kontakt? Numer telefonu? – Michał wiedział, że tym pytaniem wchodzi na pole minowe, ale to wszystko było bardzo dziwne i nie dawało mu spokoju. W jedną noc uciekła jego żona, wróciła nazajutrz i porwała ich córeczkę Agatkę, a sąsiadka, która była jego kochanką, zaraz po tej całej akcji się wyprowadziła i ślad po niej zaginął. Michał przez cały czas zastanawiał się, za kim bardziej tęskni jego kolega po fachu – za kochanką czy za rodziną. Może za jednym i drugim. Pogubił się jak nie on.

– Nie mam z nikim kontaktu. Wszyscy mnie opuścili. Daj mi spokój! Mam to, na co zasłużyłem! Tak to jest, jak się prowadzi podwójne życie, tak to jest – powtórzył Paweł.

Michał nawet był zadowolony, że jego kolega policjant wysilił się na tak długie zdania. Widocznie w końcu poczuł potrzebę wygadania się. Pod grubą pokrywą pozbawionego uczuć zagubionego zająca cały czas krył się ten sam Paweł. Ten sam plotkarz i gaduła, niemal odbicie lustrzane Michała. Obydwaj byli jedynakami, to dlatego lubili razem rozmawiać, plotkować i spędzać czas. Czuli się jak bracia. Michał usiadł obok niego. Temat byłej sąsiadki najwyraźniej rozwiązał Pawłowi język, więc postanowił wiercić, dopóki wiertło nie poczuje oporu.

– Słuchaj, ten facet, Zbigniew Nowak, tak? Ten twój nowy sąsiad, może on coś wie? Może wie, gdzie wyprowadziła się twoja Malwinka? W końcu kupił od niej dom.

– Nie pytałem go o to, nie wiem.

– Nie wiem i nie wiem. Znowu nie wiesz. Wiesz, mam plan, może ja się dowiem, może ja wezmę sprawy w swoje ręce, co ty na to? – Michał patrzył na Pawła z nadzieją, że ten pokiwa głową na znak, że się zgadza. – Mam do niego pójść, porozmawiać z nim? Dowiedzieć się czegoś? Setny raz cię proszę – zgódź się, a ja to zrobię. Już czas zająć się tą sprawą, nie ze względu na ciebie, mój drogi. Ze względu na prawo. Rozumiesz?

– Tak. Jesteśmy policjantami z krwi i kości. Jesteśmy psami.

– O, pies – powtórzył Michał. – Kup sobie psa. Albo mam lepszy pomysł – ja ci kupię. Zgadzasz się?

– Po co? Miałem psa, i co? On też mnie opuścił. Jestem beznadziejny, rozumiesz? Już nigdy nie będzie tak jak kiedyś, nigdy.

– To ja ci mówię, że pieprzysz głupoty. Wiesz – Michał wstał – ja się wszystkim zajmę. Nie potrzebuję twojej zgody. Na twoje miejsce przyszła Monika, ta zajebista – Michał zakaszlał – przepraszam, ta super brunetka z wielkimi beretami. Mówię ci, jakie ma berety, jeden większy od twojej głowy, bracie, obszar nie do ogarnięcia.

– Super, a jak tam Krysia? Nie popełnij moich błędów.

– Spoko, Krysia nic nie widziała. Czasem tylko żartuję sobie przy niej z Moniki cycuchów, żeby odwrócić uwagę. I dobrze, gdyby widziała te berety, to pewnie dostałbym białej gorączki od suszarki, w sensie suszenia głowy.

Paweł jakby się uśmiechnął, a Michał, który wyczytał zgodę w jego zachowaniu, kontynuował:

– My się zajmiemy tą sprawą, nie potrzebuje twojego błogosławieństwa, a tym bardziej zgody. Teraz stąd idę, ale wrócę jutro z psem pod pachą. Może jak będziesz miał o kogo dbać, to się ogarniesz. Nara.

– Nara – odpowiedział Paweł, nie patrząc na kolegę. W jego głowie przelatywały ostatnie obrazy sprzed pół roku. Jego wściekła jak osa żona Asia, która z godziny na godzinę paliła coraz większą liczbę papierosów. Wyglądała źle, a w obliczu świeżej i młodziutkiej sąsiadeczki bardzo źle. Malutka Agatka, jego piękna córeczka o jesiennej urodzie i szafirowych oczach, której co wieczór czytał bajki. I Malwina, seksowna sąsiadka, dla której stracił głowę, dla której zdolny byłby zostawić rodzinę, by wieść radosny żywot, by z nią zbudować nowy związek. Strasznie się w tym wszystkim pogubił, z dnia na dzień opuścili go wszyscy, a on nie wiedział, gdzie ich szukać. Nie potrafił zacząć.

 

***