10,10 zł
Jeden dzień potrafi zmienić wszystko. Wpłynąć na resztę naszego życia. Najlepiej przekonuje się o tym Anastazja w dniu w którym traci Eryka. A może jeszcze nie wszystko jednak stracone? Czy zdołają się ponownie odnaleźć?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 43
Podziękowania:
Anna Piłacik
© Kinga Michałowska, 2022
Jeden dzień potrafi zmienić wszystko. Wpłynąć na resztę naszego życia. Najlepiej przekonuje się o tym Anastazja w dniu w którym traci Eryka. A może jeszcze nie wszystko jednak stracone? Czy zdołają się ponownie odnaleźć?
ISBN 978-83-8324-483-9
Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero
Cały mój świat
Zamienił się w nicość
Jeszcze wczoraj byłeś tak blisko.
A dziś widzę cię
Tylko w migawkach
Wspólnych wspomnień.
Nie zrozumie, co czuje
Zakochany i porzucony człowiek
Ten kto w życiu nie zaznał miłości.
Lecz, choćby miał w gruzach runąć cały świat.
Wiem, że to nie zbrodnia cię kochać.
Dla mojej jedynej miłości.
Anastazja.
Weź, też pod uwagę mnie.
Znajdź w swoim życiu dla mnie miejsce.
Bo utracimy się bezpowrotnie.
Nie wiem, czy zasłużyłam na kolejną szansę.
Lecz z każdym dniem
Daję ci coraz więcej z siebie.
Weź, też pod uwagę mnie.
Zaśpiewałam
Ocierając, zapłakaną twarz o ramię.
I opierając głowę o okno.
Gdy go straciłam, stało się ono
Dla mnie miejscem, beznadziejnego wyczekiwania
Z którego, wypatrywałam jego powrotu.
Chociaż on, miał zapewne nigdy nie nadejść.
Zadawałam sobie jednocześnie
To samo rutynowe pytanie.
Czemu miłość jest tak beznadziejna.
Miłość, jest, jak róża z kolcami.
Kusi mnie swoją delikatnością.
Aby, zadać cios i zranić.
Jestem przygotowana
Że, gdy znów zakocham się.
To po raz kolejny klęską.
Zakończy się.
Chociaż miłość, ślepa jest.
Ponad wszystko inne, pragnę jej.
Chociaż dobrze wiem,
Że przyniesie mi
Więcej smutku, niż radości
Potrzebuję jej.
************
Tak jak przedtem
Budzę się, co rano.
Lecz nic, nie jest takie samo.
Nie wiem kim jestem.
Lecz dzięki Tobie.
Dowiedziałam się.
Co się czuję
Gdy, w jednej chwili
Wszystko się straci.
Czy taki był twój plan
A może to faktycznie.
Tylko przypadek.
I nigdy
Nie zamierzałeś mnie zawieść?
Żal, ból, gniew.
Emocje przeplatają się.
Nie mogę ich powstrzymać.
Nie mam wpływu na to, co czuję.
Lecz dzięki tobie
Uświadomiłam sobie
Że, byłeś dla mnie
Moim prawdziwym szczęściem.
Na które zawsze czekałam
I zbyt szybko utraciłam.
Zmuszam się do uśmiechu.
Ponieważ, nie chcę znowu płakać.
Uderzam głową w mur.
Nie mam siły krzyczeć dość.
Wycierpiałam, przez ciebie
Nazbyt wiele.
Mogłeś mi powiedzieć
Że złamiesz mi serce.
Choć to mnie rani
Wciąż, wypowiadam twoje imię.
Powinieneś mnie uprzedzić
Że, nie mogę cię pokochać.
Wzięłam głęboki oddech, kończąc ostatnie zdanie.
Jedynie zeszyt wiedział, co tak naprawdę czuję
I ile jest we mnie żalu, o którym nikomu.
Nie potrafiłam powiedzieć i przez wszystkie dni.
Próbowałam sobie, jakoś z nim radzić w samotności,
Jednocześnie, zmuszając się, do tego, aby żyć dla innych.
Nawet jeśli, nie odnajdywałam już chęci, aby żyć dla siebie
Byłam pewna, że znam, to miejsce.
Ściany, obrazy, lustra.
Tak, znałam to miejsce, jednak wyglądało inaczej.
Niż, w mojej pamięci.
Zapewne tak wyglądało za czasów swojej świetności.
Stałam sama w sali balowej, zachwycając się jej pięknem.
Marmurowe ściany, w kolorze kości słoniowej, lustra.
że złoconymi ramami, a także ogromny fortepian.
I kryształowy żyrandol, wiszący u sufitu.
Zapewne, u każdego, wywołałyby zachwyt.
Jednak ja, czułam coś jeszcze.
Niepokój, wywołujący dreszcze.
Rozchodzące się, po moim ciele.
Wywołane, przeczuciem.
Że, w ogóle nie powinno mnie tu być.
Jednakże, nawet strach.
Nie, był w stanie.
Skłonić mnie do odejścia. Postanowiłam zostać.
Poczułam czyjś oddech na swoich plecach.
I przeszył mnie dreszcz.
Powoli odwróciłam się za siebie.
Natychmiast lęk zniknął, ustępując miejsca
Bezvranicznemu szczęściu, wdzięczności
I nieprzemijającej miłości.
Przede mną, znów stał mój ukochany.
Taki, jakim go zapamiętałam, kochałam i na którego czekałam.
— Jesteś — wyszeptałam.
— Jestem i już nigdy więcej, cię, nie zostawię — odpowiedział,.
Uśmiechając się do mnie szeroko.
Wyciągnął do mnie rękę, na znak, abym do niego, podeszła.
Bez sprzeciwu, zbliżyłam się, tak jak chciał.
Wówczas, uścisnął mnie w pasie, a drugą dłonią, objął moją dłoń.
Zaczęliśmy tańczyć, gdy przy fortepianie.
Niespodziewanie, pojawił się mężczyzna, który zaczął na nim grać.
Z wiszących na ścianach luster, wyszły pary.
Aby, dołączyć do nas w tańcu.
Nareszcie, byłam szczęśliwa, uśmiechałam się do Eryka.
Całkowicie, mu się poddając i pozwalając, aby mnie prowadził.
Nie tylko w tańcu, ale i przez życie.
Po chwili muzyka ucichła, Eryk ukłonił się.
Składając, na mojej dłoni czuły pocałunek.
— Chciałabym, aby ta chwila.
Mogła, trwać, już wiecznie — wyszeptałam.
Tonąc, z zachwytem w jego objęciach.
— Ja również, bardzo bym tego chciał.
Niestety, teraz muszę, już odejść- stwierdził.
Tak, po prostu, odsuwając się ode mnie i tym samym.
Odtrącając mnie, po raz kolejny.
— Nie może mnie, znów opuścić.
Nie, po tym, co razem przeżyliśmy. — powiedziałam z rozpaczą,
Czując, jednocześnie jak świat.
Ponownie rozpada mi się, pod nogami.
Nie zdołam przeżyć, naszego rozstania, po raz drugi.
Nie, gdy zostawia mnie, w ten sposób — uznałam,
Pewna, że tym razem, nie przetrwam, naszego rozstania.
Chwyciłam go, za rękę, ratując się na siłę.
Nie chciałam, pozwolić mu odejść, lecz moje próby.
Nie poskutkowały, był zbyt silny, abym, mogła go, powstrzymać
Wyrwał się z mojego uścisku i odszedł.
Nie przestając się do mnie uśmiechać, a wraz z nim.
Opustoszała, także cała sala jak z bajki.
Zniknęły meble i tańczący kochankowie.
Stałam sama, pośród zgliszczy.
Patrząc na obdrapane ściany i zniszczone drzwi.
Po chwili, oprzytomniałam, zrozumiałam, że, nie mogę się poddać.
Nie tym razem.
Otworzyłam z rozmachem drzwi.
Wybiegłam na korytarz, a następnie na zewnątrz.
Wiatr, wiał mi, prosto w twarz, kolce róż.
Kwitnących, po obu stronach alei, kaleczyły, całe moje ciało,
Zagradzały mi przejście, tak chciały mnie pochłonąć i pochować
żywcem.
W ten sposób, rozdzielając mnie z moim ukochanym, na wieki.
I odgradzając mnie, od słońca.
Nie mogłam, na to pozwolić.
Pomimo ran, zadawanych mi, przez kolce i duszących łez.
Szłam, przed siebie, bez przerwy, chwytając powietrze.
Pomimo ciemności i zimna, nie zamierzałam, zrezygnować.
Nie chciałam zawrócić, ponieważ wiedziałam.
Że, mam, zbyt wiele do stracenia.
Nie bacząc na nic, podążałam przed siebie.
Szukałam w ciemności Eryka.
Nierówna walka, dobiegła końca, gdy, zahaczyłam, o coś nogą.
Potknęłam się i upadłam.