To nie koniec - Paulina Nowak - ebook

To nie koniec ebook

Paulina Nowak

3,3

Opis

Gdy staczasz się na dno, pojawia się ONA. Miłość, dla której warto walczyć.

Okoliczności pierwszego spotkania Laili i Jakuba nie wróżą ich znajomości niczego dobrego. Młoda kobieta właśnie próbuje posklejać swoje serce w całość po tym, jak zdradził ją ukochany. Na domiar złego wredna kuzynka Wanda, która nigdy nie przepadała za Lailą, ponownie stara się uprzykrzyć jej życie.

Tymczasem natrętny, a jednocześnie intrygujący nieznajomy robi wszystko, by zbliżyć się do tej, którą sobie upatrzył. I wkrótce dopnie swego: Laila za namową przyjaciółki pozwala mu na coraz więcej, a wkrótce nawiązuje z nim romans. Nie podejrzewa, że właśnie podjęła decyzję, która w tragiczny sposób wpłynie na całe jej życie, a Jakub jest tylko częścią uknutej z nienawiści intrygi…

Przyjdzie taki czas, że nawet największy twardziel padnie pokonany. Nie pomoże wymiana baterii na Duracell, a łyk Red Bulla nie doda skrzydeł. Jak do tego doszło? – pomyśli. – Co poszło nie tak? Żyjąc w przekonaniu, że posiada wszystko, przydeptuje to, co może okazać się najcenniejsze. Zamykając się w świecie przepełnionym materializmem, odcina dostęp do tej małej cząstki siebie, która tkwi gdzieś głęboko przygnieciona niemoralnością. Cząstka ta, pomimo swej prostoty, nieustannie walczy, chcąc być wreszcie zauważona. Bo czymże jest życie bez miłości, wiary i nadziei? Ileż warta jest codzienność bez szczerości, szacunku, wyciągniętych dłoni ku drugiemu człowiekowi?

Paulina Nowak
Urodziła się w 1986 roku w Jastrzębiu-Zdroju. Ukończyła studia administracji samorządowej i obecnie pracuje jako specjalista w zakresie kredytów samochodowych. Jest miłośniczką czytania książek, słuchania muzyki, spędzania czasu na łonie natury i kolekcjonowania fotografii. Uwielbia podróżować w nowe miejsca wraz ze swoim mobilnym domkiem.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 193

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,3 (4 oceny)
1
0
2
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Kasiap_2010

Z braku laku…

dawno nie czytałam takiej książki, w której główna bohaterka była tak irytująca, że ciężko było czytać...ledwo dobrnęłam do końca ... i te rozkminy... większości postaci słabe ...
00

Popularność




To nie koniec

ISBN: 978-83-8313-287-7

© Paulina Nowak i Wydawnictwo Novae Res 2023

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody Wydawnictwa Novae Res.

REDAKCJA: Marta Grochowska

KOREKTA: Marta Martynowicz

OKŁADKA: Magdalena Czmochowska

Wydawnictwo Novae Res należy do grupy wydawniczej Zaczytani.

Zaczytani sp. z o.o. sp. k.

ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia

tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]

http://novaeres.pl

Publikacja dostępna jest na stronie zaczytani.pl.

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Błaszczyk

Wstęp

Przyjdzie taki czas, że nawet największy twardziel padnie pokonany. Nie pomoże wymiana baterii na Duracell, a łyk Red Bulla nie doda skrzydeł. Jak do tego doszło? – pomyśli. – Co poszło nie tak? Żyjąc w przekonaniu, że posiada wszystko, przydeptuje to, co może okazać się najcenniejsze. Zamykając się w świecie przepełnionym materializmem, odcina dostęp do tej małej cząstki siebie, która tkwi gdzieś głęboko, przygnieciona niemoralnością. Cząstka ta, pomimo swej prostoty, nieustannie walczy, chcąc być wreszcie zauważona. Bo czymże jest życie bez miłości, wiary i nadziei? Ileż warta jest codzienność bez szczerości, szacunku, wyciągniętych dłoni ku drugiemu człowiekowi?

Można próbować uciekać przed prawdą, można także wypierać się jej za dnia. Lecz kiedy nastanie głucha noc i zgasną wszystkie światła, nadejdzie chwila na rozprawę z własnym sumieniem.

Rozdział 1

Z głębokiego snu wyrwało mnie gwałtowne pukanie do drzwi. Nazwałabym to bardziej waleniem bez opamiętania. Być może wrażenie to było skutkiem ulatujących procentów z mojego ciała po wczorajszym balowaniu. Zawsze nadmiar alkoholu kończył się dla mnie fatalnie i choć rzadko doprowadzałam się do takiego stanu, to przy wczorajszej okazji nie wypadało odmówić.

Wygramoliłam się z łóżka. Zdążyłam jedynie założyć kuse szorty i cienką bluzeczkę na ramiączkach. Ogarnęłam artystyczny nieład na głowie, upinając moje długie blond loki. Podbiegłam do drzwi i otworzyłam je bez zastanowienia. No tak, mogłam pomyśleć, zanim to zrobiłam. W wejściu stał Adam, a jego mętne spojrzenie mówiło samo za siebie: „Jeszcze nie wytrzeźwiałem”.

Jak to bywało w jego życiu, i jak też przystało na pseudogwiazdę rocka, kochał imprezy i wszystko, co z nimi związane: alkohol lejący się strumieniami, balangi do białego rana, narkotyki i, jak wynikało z nieoficjalnych informacji, niezobowiązujący seks z przypadkowymi panienkami. Nie przyłapałam go jeszcze na gorącym uczynku, ale czy naprawdę musiałam to zrobić, by w końcu dotarło do moich szarych komórek, że jest zadufanym w sobie dupkiem?

Dlaczego ja to wszystko dotychczas akceptowałam? Faktem było, że odkąd go poznałam, moje życie nabrało kształtu. Tylko problem polegał na tym, że wraz z upływem czasu, kształt ten przestał przypominać cokolwiek. W wielu kwestiach przytakiwałam Adamowi, choć wcale nie zgadzałam się z jego tokiem myślenia. Potwornie bałam się samotności i może właśnie w taki sposób szukałam aprobaty, którą straciłam wieki temu. Powiedzmy, że dzięki niemu zamknęłam pewien rozdział życia i chyba przez to trzymałam się go kurczowo, przymykając oczy na jego wyskokowy temperament.

– Nie wpuścisz mnie? – zapytał swoim słodkim, podstępnym tonem.

– Wolałabym nie. Czy to prawda, że znowu to zrobiłeś?! – Spojrzałam na niego podejrzliwie, a on próbował odeprzeć mój atak.

– Co masz na myśli, słonko? – szepnął mi czule do ucha, chwytając za lewy pośladek.

Odparłam jego dłoń. Niegdyś zadrżałabym w takiej sytuacji, stając się wilgotna w miejscach intymnych. Wiedział doskonale, jak mnie udobruchać, jednak tym razem te sztuczki na mnie nie zadziałały. Na myśl o jego zdradach, złączeniu swojego ciała z innymi kobietami, czułam dogłębne obrzydzenie.

– Czy naprawdę nie potrafisz utrzymać swojego penisa w majtkach? Tyle razy przysięgałeś, że to, co widzą inni, jest wymysłem złośliwych znajomych. Tylko jak to się dzieje, że ludzie naokoło mają oczy szeroko otwarte, a mnie wetknięto na nos różowe okulary? Jak mam ci dalej ufać?!

Próbowałam zamknąć drzwi, jednak Adam zabarykadował je swoją doskonale umięśnioną nogą.

– Kotku, nie przesadzaj! Naprawdę nie wiem, dlaczego mi nie wierzysz. To normalka, że po intensywnym graniu rozdaję autografy swoim fankom.

– Zamykając się z nimi na zapleczu?! – wrzasnęłam rozgniewana.

– Ktoś mało życzliwy naopowiadał ci głupot, a ty naiwna wierzysz we wszystkie brednie. Zejdź na ziemię i wyluzuj w końcu, bo nawet gdyby, to czy nic nieznaczący numerek można nazwać zdradą?

– Słyszysz, człowieku, co ty wygadujesz?! – Gotowałam się niczym wulkan przed erupcją. – Jeśli preferujesz takie życie, to po jaką cholerę podtrzymujemy nasz związek?! Zmieniłeś się albo wszystkie te lata udawałeś kogoś, kim wcale nie potrafisz być! To jest nienormalne! Mam naprawdę tego dość! Odejdź i wytrzeźwiej, muszę wszystko przemyśleć!

Mocując się z drzwiami, nie byłam na tyle silna, by podołać naporowi Adama.

– No proszę! Słodka Laila pokazuje pazurki! Tylko nie zapominaj, przy kim stałaś się prawdziwą kobietą!

– Wynoś się, idioto! – ryknęłam zdruzgotana, w końcu zatrzaskując drzwi.

Ciśnienie podskoczyło mi do granic wytrzymałości. Co było najgorsze w całej tej sytuacji? To, że Adam być może miał rację. Pojawił się w moim życiu zupełnie niespodziewanie, co wystarczyło, by mnie zauroczyć, sprawić, że moje serce włączyło piąty bieg, nachalnie poszukując szóstego. Nie oczekiwałam od niego gwiazdki z nieba, drogi usłanej różami bez kolców. Liczyła się raczej myśl, że u mojego boku jest ktoś, kto rozpala moje serce do czerwoności. Ufając mu bezgranicznie, widziałam w nim pewnego rodzaju opokę. A ja? No właśnie! Jaką rolę ja tak naprawdę odgrywałam w życiu Adama? Kiedyś potrafił mnie rozweselić, sprawiał, że swoją powagę chowałam głęboko w kieszeń. Czy ja go nadal kochałam? A czy on kiedykolwiek kochał mnie?

Słysząc po chwili ponowne pukanie, z wściekłością i impetem podskoczyłam do klamki.

– Wal się! – wysyczałam, uchylając drzwi, lecz w całym tym amoku nie zauważyłam, że w progu nie stał Adam.

– Chyba przyszedłem w złym momencie – rzekł nieznajomy mężczyzna o niespotykanym błękicie oczu i nietuzinkowych rysach twarzy.

Zaniemówiłam, znieruchomiałam i na moment przestałam oddychać. Tak mi się przynajmniej wydawało.

– Cięty masz język. Chciałem tylko oddać zgubę. Wypadł ci przy wejściu do autobusu – odparł, podając utracony przedmiot.

Zgubę? Jaką zgubę?! Nie umiałam zebrać myśli. Och, tak! Mój organizer, którego szukałam od tygodnia. Stojąc w bezruchu jak zahipnotyzowana, nim zdążyłam podziękować, tajemniczy nieznajomy zniknął w głębi klatki schodowej, pozostawiając ciągnący się za sobą uwodzicielski zapach kosztownych perfum.

Wróciłam do łóżka, nie zamierzając z niego wychodzić do końca dnia. Pogrążona w myślach, czułam jednocześnie frustrację i bezsilność. Cóż za dupek z tego Adama! Dlaczego go tak kocham? – pytałam samą siebie. – Za co darzę go takim uczuciem? Za to, że był przystojniaczkiem? A może za to, że pomógł mi wyrwać się z toksycznego domu? Czterech kątów, które tak naprawdę nigdy nie tworzyły gniazdka rodzinnego. Były miejscem, z którego chciałam uciec jak najdalej. Pragnęłam schronić się w czyichś ramionach, by zapomnieć, jakim byłam śmieciem. Desperacko szukałam uczucia, które zabliźni zadane mi rany i pozwoli odbudować samoocenę. Od śmierci rodziców byłam poniewierana, poniżana i mieszana z błotem. Czułam się jak drzewo bez liści jesienną porą, jak ogryzek po zjedzonym jabłku, mówiąc dobitnie – jak zużyta prezerwatywa po niezbyt udanym stosunku. Do chwili, kiedy zjawił się on, zachwycający Adam, pożeracz damskich serc.

Rozmyślając i analizując zamierzchłe czasy, musiałam przysnąć, bo obudził mnie dzwonek telefonu.

– Witaj, moja piękna! Na uwieńczenie mojego wieczoru panieńskiego zapraszam na odrobinę rozrywki. Za godzinę przyjadę po ciebie z Leo! – Kora jak zwykle nie traciła entuzjazmu.

– Sama nie wiem, czy mam ochotę dzisiaj gdziekolwiek wychodzić… – Skrzywiłam się na myśl o spotkaniu Adama.

– Laila, przestań. Przecież jest sobota. Musimy się zrelaksować przed kolejnym tygodniem pracy.

– Odnośnie pracy, to mam trochę zaległości do nadgonienia w księgarni. Zresztą po twoim panieńskim nie czuję się zbyt dobrze.

– Och, piękna, nie przynudzaj. Mamy pierwszy dzień lata, weekend trwa, więc wykorzystajmy chwilę odpoczynku. Ostatnio cię nie poznaję. Jesteś jakaś wyłączona.

– Pokłóciłam się z Adamem. Doszły mnie słuchy, że wczoraj po swoim koncercie bzyknął jakąś cichą wielbicielkę. Nie mam już sił.

– Bydlak! Tym bardziej ruszaj swoje pośladki. Spotkamy się całą paczką w klubie. – Nim zdążyłam zaprotestować, Kora rozłączyła się.

– Wspaniale, po prostu wspaniale! – Przewróciłam oczami.

Wypełzłam z łóżka i zażyłam chłodnej kąpieli. Spojrzałam w lustro: delikatna, lekko opalona twarz, duże, jasnobrązowe oczy, ponętne usta. Zdawałam sobie sprawę, że moja uroda jest nieprzeciętna, jednak nie chciałam, żeby kiedykolwiek stanowiła klucz do męskich serc, a co gorsza, do męskiego przyrodzenia. Pragnęłam, by książę z bajki dotarł do mego wnętrza. Oczywiście nie przez krocze, tylko przez narząd, którym czuję i pragnę być kochana.

Włożyłam na siebie idealnie przylegające jeansy z niskim stanem i obcisły, seledynowy top. Miałam na tyle jędrne piersi, że nie potrzebowałam bielizny. Wszak do Pameli Anderson brakowało mi kilka rozmiarów, jednak to nie u kobiet gabaryt wpływał na rozkosz.

Ujrzawszy przez okno nadjeżdżających przyjaciół, w pośpiechu chwyciłam za torebkę i wyszłam z mieszkania. Na przywitanie Kora ucałowała mnie w policzek.

– Cześć – westchnęłam, siadając na tylnej kanapie.

– Siema. Skąd ta grobowa mina? – Leo spojrzał w lusterko cofania.

– Poproszę inny zestaw pytań albo telefon do przyjaciela – burknęłam nadąsana.

– Kobiece dni? – odchrząknął. – Rozumiem. Nic nie mówić, nie zawracać głowy.

– Męskie mądrości, uszczypliwe i jakże zabawne. – Przewróciłam oczami, nie chcąc przeciągać dyskusji.

Leo ruszył w kierunku klubu. Dojeżdżając na miejsce, zauważyłam na parkingu motor Adama. A niech to szlag! – krzyczało moje serce. Na szczęście w środku były tłumy ludzi, więc niczym kameleon starałam się wkomponować w tło. Podążając za Korą, prosiłam w duchu, by nie stanąć oko w oko z Adamem. Przyjaciółka, witając się ze znajomymi, zniknęła mi z pola widzenia. Kiedy rozglądałam się w jej poszukiwaniu, omal nie straciłam gruntu pod nogami.

Moja uprzykrzająca życie kuzynka obmacywała Adama, a on nie pozostawał jej dłużny. Co ona wyczyniała i skąd pojawiła się w Koszalinie?! Czarne myśli przemknęły mi przez głowę, a serce waliło jak bokser w worek treningowy. Myślałam, że zwariuję. Koszmar mojej młodości powrócił z przytupem. Żołądek niemalże podskoczył mi do gardła, a fala tropikalnego gorąca przepłynęła przez ciało. Nie wytrzymałam. Musiałam do nich podejść.

– Wanda! – zawołałam. – Po co tu przyjechałaś?! Czy zamierzasz prześladować mnie do końca życia?! – Odepchnęłam ją od Adama.

– Do końca świata i jeden dzień dłużej, moja droga. Jestem tam, gdzie mi się podoba. Będę miała okazję popatrzeć, jak jest odbierane ci coś, co należy się mnie.

– Nie jestem ci nic winna! – Podeszłam bliżej nich.

– To się jeszcze okaże. A tak poza tym, przystojny ten twój Adam. – Chwytając go za ramię, rzuciła mi kąśliwe spojrzenie.

Co tej kobiecie siedziało w tym ptasim móżdżku? Może jej wygląd był zniewalający, za to iloraz inteligencji nie potrafił przekroczyć minimalnego pułapu. Dlaczego tak bardzo mnie nienawidziła? Wraz ze swoją matką prześladowały mnie przez całe młodzieńcze lata. Tak mocno pragnęłam miłości, że po stracie rodziców nie potrafiłam odnaleźć się w domu, w którym wszelkie wartości były zamiatane pod dywan. Ciotka, niezła aktorka, zawsze wypindrzona, desperacko podążająca za modą, identyczne geny przekazała swojej córce. Pogarda, mania wywyższania się, wrogość i skąpstwo miały wyrysowane na twarzach grubą, permanentną kreską. A wuj? Cóż poradzić, zaślepiony naiwnością, nie widząc kłamstw i zdrad ciotki, oddałby wszystko swojej rodzinie. Kochałam go jak ojca, bo po części mi go zastępował, jednak pomimo świadomości, że również darzył mnie takim uczuciem, rzadko miałam okazję zaznać od niego ciepła w sposób fizyczny. No bo jak miałby to uczynić, jeśli jako właściciel potężnej firmy transportowej większość życia spędzał w delegacjach i na różnych spotkaniach biznesowych, a w swoim własnym domu był jedynie gościem? Jeśli już zawitał do Raszyna, nie krył swojego wzruszenia i opiekuńczości wobec mnie. Natomiast poza miastem to, co czuł, mógł wyrazić w pieniądzach, które zarabiał. Tak więc najczęściej byłam sama jak kołek w płocie. Bo nawet największe bogactwo nie jest w stanie wypełnić pustki spowodowanej samotnością, załatać dziury wydrążonej przez ludzką zawiść, skleić w całość pęknięte serce.

Wymuszając spojrzenie w kierunku Adama, moje oczy przepełniał potok łez. Nie zastanawiając się zbyt długo, truchtem wybiegłam na zewnątrz. Podążałam przed siebie z zamiarem powrotu do swojego mieszkania.

Dlaczego ludzkie życie musiało być takie skomplikowane? Kiedy wydawało mi się, że już sprawy osobiste idealnie poukładałam na odpowiednich regałach, znienacka załamywały się one, wprowadzając chaos i zamęt. Ponownie zmuszona byłam od początku układać półkę po półce. Tylko ile jeszcze takich początków przede mną? Żądałam końca początków albo, jak kto preferuje, początku końca problemów, które dotykały mnie od wypadku rodziców!

Szłam przed siebie i płakałam jak bóbr. Moje wnętrze krzyczało, a język, wyładowując negatywne emocje, wymienił pod nosem przypuszczalnie wszystkie wulgaryzmy świata.

– Cięty masz język, mała.

Odwracając się, dostrzegłam faceta, który dzisiejszego ranka przyniósł mi organizer.

Ni stąd, ni zowąd stanął przede mną, uśmiechając się zalotnie. Tym razem nie chciałam patrzeć mu prosto w te niebywale błękitne oczy, a mimo to ponownie zaniemówiłam i zdębiałam. Wdech-wydech, wdech-wydech – myślałam w pośpiechu. To, że był nieziemsko przystojny, dało się spostrzec nawet w tych egipskich ciemnościach.

– Kontynuuj. Chętnie posłucham twojego monologu. Wygłaszasz go lepiej niż sam Kordian na górze Mont Blanc.

Za kogo on się uważał? Jego uszczypliwe uwagi dowodziły, że inteligencja nie szła za rączkę w tej samej parze co uroda. Nie mogłam tak milczeć i bardziej się pogrążać, lecz czułam, jakby kamień ugrzązł w moim gardle. Już drugi raz zrobiłam z siebie przed nim wariatkę.

– Chyba musimy spotkać się ponownie, żebyś wypowiedziała jakiekolwiek kulturalne słowo. Do trzech razy sztuka – stwierdził na odchodne, znikając w otchłani ciemności.

Zostałam sama z otwartą buzią, jak karp szukający tlenu po wyrzuceniu na brzeg jeziora. Dlaczego ponownie odebrało mi mowę na widok tego kolesia? Nawet go nie znałam, a on potrafił sparaliżować każdą część mojego ciała. Dosłownie.

Uczucie rozpaczy przerodziło się w rezygnację i tak ze spuszczoną głową, tym razem w milczeniu, dotarłam do swojego mieszkania. Słysząc dzwonek telefonu, spojrzałam na wyświetlacz.

– Słucham cię, Kora – westchnęłam, siadając na kanapie.

– Dlaczego zniknęłaś bez pożegnania? Szukałam cię w całym klubie. Dopiero po czasie Leo uświadomił mnie o niezapowiedzianej wizycie Wandy. Jak się czujesz?

– Fizycznie doskonale. Psychika i serce są w rozsypce. Nie masz ochoty poukładać puzzli? – rozgoryczona uśmiechnęłam się pod nosem.

– Bardzo zabawne, Laila. Jak mogę ci pomóc?

– Nie wiem. To jest już taka patowa sytuacja… – zamilkłam na ułamek sekundy. – Dlaczego wydarzenia sprzed lat powracają jak bumerang? Kora, ja już nie mam siły. – Przymknęłam oczy, powstrzymując gwałtowny napływ łez. – Ile procent jadu kryje w sobie ta żmija? W jakim celu zjawiła się w Koszalinie, podrywając mojego faceta?

– Laila, nie dramatyzuj. Niepotrzebnie się denerwujesz. Niech straszy cię, czymkolwiek zechce, ale swojego celu nie osiągnie. Adamowi dawno powinnaś nakopać do tyłka. Takie jest moje zdanie i koniec kropka!

– Serce nie sługa?

– Poważnie? Lepiej pomyśl dwa razy, co tak naprawdę do niego czujesz. Bo ze statystycznego punktu widzenia jest to obecnie wyraz wdzięczności za wyrwanie z letargu, w którym tkwiłaś. Kochana! Przecież to nie powód, by ugrzęznąć przy nim do starości.

– Pewnie, tylko dlaczego na jednych prawdziwa miłość czeka z otwartymi ramionami, a u pozostałych istnieje wyłącznie w marzeniach albo urojeniach?

– Marzenia prędzej czy później spełnią się. A teraz odpocznij, Laila, bo już majaczysz. Wpadnę na pogawędkę w poniedziałek. – Rozłączyła się, a ja padłam na łóżko.

Rozdział 2

Bywa, że cisza i spokój są sprzymierzeńcami codzienności. I chociaż emocje napędzają do działania, to nie chcąc igrać z losem i wplątać się w kłopoty, ostateczny wybór pada na monotonię.

W taki też sposób przebiegła końcówka mojego weekendu. Bez niepotrzebnej irytacji, wgapiona w ekran laptopa, postawiłam na nudę. Adam nie dał o sobie znać, dlatego tym bardziej chciałam trwać w swoim mocnym postanowieniu o uwolnieniu się spod jego macek. Niestety rzeczywistość powróciła, gdy o godzinie szóstej rano z błogiego snu wyrwał mnie alarm budzika.

Upijając kilka łyków czarnej, mocnej kawy, po upływie kilku minut zdołałam szerzej otworzyć powieki. Nie mając zbyt wiele czasu, w błyskawicznym tempie upiększyłam swój wygląd poprzez delikatny makijaż. Założyłam zwiewną sukienkę i niewysokie szpilki, chwyciłam za torebkę i płaszcz i wybiegłam z mieszkania, z ledwością zdążając na ostatni autobus jadący w kierunku miejsca mojego zarobku.

Pracę zaczynałam dzisiaj sama, a że za oknem pogoda nie zachęcała do wyjścia z domu, miałam chwilę spokoju. Zajęta układaniem nowo zakupionych książek, chwyciłam całą stertę naraz. Przecież co to dla mnie? – pomyślałam. Niestety! Rach-ciach i wszystkie książki znalazły się na ziemi.

– Cholera! Co za miły początek dnia! – krzyknęłam, przekonana, że jestem sama, lecz w tej samej chwili trzasnęły drzwi wejściowe.

– Cięty masz język. – Nie musiałam odwracać się, by wiedzieć, z czyich ust pochodzi ta przemiła opinia.

– W czym mogę pomóc, proszę pana? – wydukałam, nie patrząc w jego kierunku. Ułamek sekundy dzielił mnie od osunięcia się na ziemię.

– Do trzech razy sztuka. Myślałem, że twoje wypowiedzi są ograniczone tylko do wulgaryzmów. – Pochylając się, pomógł mi zebrać rozrzucone książki.

– Śledzi mnie pan?

– Skąd taki pomysł? Czysty przypadek.

– Czyżby? Nie wierzę w przypadki. Nic nie dzieje się bez przyczyny. – Odwróciłam się od niego i zaczęłam układać książki na półce.

– Wulgarna, nieufna, a do tego szukająca we wszystkim intrygi… – Próbował mną manipulować.

– Kto, że niby ja?! – Spojrzałam na niego zza ramienia.

– Oprócz tego zabawna.

– No nie wierzę! – Pokręciłam głową.

Ten koleś naprawdę mnie irytował. Czego on ode mnie chciał? Wiedzę o moim miejscu zatrudnienia zaczerpnął zapewne ze znalezionego organizera, ale czy to był powód, żeby za mną łazić?

– Jesteś jakimś psycholem, który szwenda się ukradkiem za kobietą, a gdy już uśpi jej czujność, to zadźga ją nożem? Albo udusi i zakopie w lesie?

– Zapomniałaś dodać, że najpierw wykorzysta seksualnie – uśmiechnął się pod nosem, a jego oczy błyszczały niczym diamenty.

– Palant i zboczeniec w jednym! – nie umiałam się powstrzymać. – Jeśli nic pan nie kupuje, to proszę wyjść!

– Miałem zamiar nabyć najnowszy kryminał Harlana Cobena, ale rozmyśliłem się. Skorzystam z usług konkurencji. – Rozejrzał się po księgarni, po czym ku mojemu zdziwieniu wyszedł, jak gdyby nigdy nic.

Co temu facetowi siedziało w głowie? Jego arogancja działała mi na nerwy. Może był jakimś psychopatą, który ledwo co został zwolniony z ośrodka zamkniętego i teraz szuka swojej kolejnej ofiary? Z drugiej strony był zniewalająco przystojny i wyglądem nie pasował do opisów szaleńców, o których nie raz słyszałam w mediach.

Biorąc głęboki oddech, powróciłam do swoich obowiązków. Będąc totalnie wkurzoną, nie mogłam ogarnąć myśli. Nerwowo zerknęłam w ekran telefonu, by odczytać wiadomość, którą otrzymałam przed układaniem książek. Jeszcze tego mi brakowało! Jakiż gbur był z tego Adama! Nawet nie miał czelności wysilić się, zachować jak prawdziwy mężczyzna i zadzwonić, nie mówiąc już o stanięciu twarzą w twarz. No tak! Przecież to takie trudne wyznać przed kimś prawdę, jednocześnie patrząc rozmówcy prosto w oczy. Akurat ja nie miałam z tym najmniejszego problemu. Postanowiłam więc nie odpowiadać na wiadomość, tylko raz na zawsze rozprawić się z Adamem.

– Siemka, Laila. Widzę, że dzisiaj mały ruch.

– Na szczęście. Przynajmniej mam czas nadrobić zaległości. – Spojrzałam ukradkiem na wchodzącego do księgarni Brunona.

Sam jego widok zawsze przysparzał mi ogromu radości. Cieszyłam się, że chociaż w życiu zawodowym miałam wyrozumiałego partnera.

– Jak po panieńskim Kory? Głowa ciężka? – Położył neseser na biurko, po czym udał się na zaplecze.

– I to jak! Poznałam kilka sympatycznych dziewczyn, w sam raz dla ciebie. – Czekając na reakcję Brunona, w namyśle podparłam dłonią podbródek.

– Pozwól, że w kwestii kobiet sam ocenię ich przydatność w moim życiu – dobiegł mnie stanowczy głos zza ściany.

Jak zwykle Bruno unikał drażniącego go zagadnienia. Nic dziwnego, że u jego boku nigdy nie stanęła żadna z kobiet. Nie chcąc wywołać w nim gniewu, zmieniłam temat.

– Ok. Za to ja oceniłam przydatność Adama w moim życiu. Właśnie się rozstaliśmy. To znaczy on wysłał mi jednoznacznego SMS-a, a ja zamierzam złożyć mu pożegnalną wizytę.

– Po co? – zapytał, niosąc w dłoni świeżo zaparzoną kawę. – Jeśli typek nie śmiał powiedzieć ci tego osobiście, to moim zdaniem zachował się jak małolat.

– Może masz rację, ale muszę mu udowodnić, że nie jestem taka słaba, za jaką mnie uważa. Muszę mu pokazać, że już nic mnie nie złamie, że potrafię ułożyć sobie życie bez niego.

– Nie rozumiem twojego toku myślenia, ale decyzja należy do ciebie. W razie draki wiesz, gdzie mnie szukać – stwierdził, przechodząc do swoich zajęć.

Do końca zmiany nie zamieniliśmy ani słowa. Widziałam, że unikał mojego spojrzenia, co było dla mnie niezrozumiałe. W końcu znaliśmy się jak dwa łyse konie. Oj ten Bruno, Bruno – westchnęłam w myślach. Zawsze się o mnie troszczył. Był moim przyjacielem, taką bratnią duszą, na której mogłam nieustannie polegać.

Idąc na przystanek autobusowy, wyciszyłam telefon. Nie chciałam, by ktokolwiek mnie rozproszył. W drodze do Adama układałam sobie przemowę, którą zamierzałam z siebie wyrzucić. Stojąc już przed jego mieszkaniem, przeżegnałam się w duchu. Ręka zadrżała mi przed naciśnięciem dzwonka.

– Tylko bądź dzielna – mruczałam pod nosem.

Drzwi otworzyły się, a w przejściu stanął Adam z obnażonym torsem i owiniętym wokół pasa ręcznikiem.

– Co tu robisz, Laila?! Nie czytasz SMS-ów?! – Poprawiając dłonią bujną grzywkę, nie próbował kryć zdziwienia.

– Jesteś skończonym egoistą, męską szowinistyczną świnią! – Wymierzyłam mu ostry policzek. – Po tylu długich latach spędzonych razem nie potrafiłeś zadzwonić?! Gdzie podziały się twoje słodkie słówka, twoje płomienne uczucia?!

– Nie wrzeszcz, kobieto! Już dawno nic do ciebie nie czuję. To, co było między nami, skończyło się. Jesteś nudna zarówno w życiu, jak i w łóżku!

– Co ty powiedziałeś?!

Z rąk wypadła mi torebka, a ja nerwowo starałam się pozbierać rozsypane manatki.

– To, co słyszałaś. Jesteś nudna, żałosna i nawet nie potrafisz zadowolić swojego faceta. – Moje uszy nie dowierzały, a oczy nieomal wyskoczyły z orbit, patrząc na wychodzącą z łazienki półnagą Wandę. – Jak widzisz, jestem od ciebie lepsza we wszystkim. Zrozum wreszcie, że byłaś i jesteś tylko przybłędą, którą trzeba za każdym razem ratować z opresji. Pamiętaj, bo będę ci to udowadniać do końca świata i jeden dzień dłużej!

– Jesteś szalona! Wiedz, że kto sieje wiatr, ten zbiera burzę. Nie pakuj się buciorami w moje życie, bo wyjdziesz z połamanymi obcasami. Już dość naniosłaś brudu w konspiracji ze swoją mamusią! I nie myśl sobie, że mnie pogrążysz!

Zebrawszy z podłogi swoje rzeczy, wystrzeliłam sprzed tego przeklętego mieszkania. Nie czekając na windę, zbiegłam po schodach. Psia kość! Upadając na przedostatnim stopniu, to ja złamałam obcas w moich nowych szpilkach. Pięknie! Stare przysłowie „nie życz drugiemu, co tobie nie miłe” okazało się być na czasie. Nie czułam bólu fizycznego. Zbyt mocno cierpiała moja psychika.

– Nie będę płakać – cedziłam przez zaciśnięte zęby. – Nie uronię ani jednej cholernej łzy!

Wyciągnąwszy z torebki telefon, zdecydowanie wybrałam numer swojego przyjaciela.

Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej

Rozdział 3

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 4

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 5

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 6

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 7

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 8

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 9

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 10

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 11

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 12

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 13

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 14

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 15

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 16

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 17

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 18

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 19

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 20

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 21

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 22

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 23

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 24

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 25

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 26

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 27

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 28

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 29

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 30

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 31

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 32

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 33

Dostępne w wersji pełnej