Throne of Vengeance - Rina Kent - ebook
NOWOŚĆ

Throne of Vengeance ebook

Rina Kent

4,9

549 osób interesuje się tą książką

Opis

Kiedy nadchodzi czas zemsty…

 

Nie znasz mnie. Za to ja znam ciebie.

Jestem cieniem podążającym za tobą zupełnie niezauważenie. Bo w chwili, gdy mnie dostrzeżesz, staniesz się trupem.

Byłem zabójcą. Mordercą. Nikim. A potem stałem się kimś.

Każdy człowiek, przez którego musiałem ukrywać się w ciemności, słono za to zapłaci. I jestem gotów poświęcić wszystko, by osiągnąć swój cel.

Wszystko, z wyjątkiem mojej upartej żony.

Rai Sokolov może protestować, wierzgać i wrzeszczeć, krzyczeć i kopać, ale nasza historia znajdzie swój finał dopiero, gdy rozłączy nas śmierć.

Droga do tronu jest usłana porażką, zdradą oraz krwią.

Aby na nim zasiąść, zapłacimy najwyższą cenę. Nawet jeśli tą ceną jest nasze życie.

 

Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia.

Opis pochodzi od Wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 355

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,9 (14 ocen)
12
2
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
shake150

Nie oderwiesz się od lektury

KOCHAM KAŻDĄ KSIĄŻKĘ RINY KENT i nie mogę się doczekać seri o dzieciach bohaterów
00



Tytuł oryginału: Throne of Vengeance

Copyright © Rina Kent 2021

Copyright © for Polish edition by Wydawnictwo NieZwykłe Zagraniczne, Oświęcim 2025

All rights reserved · Wszystkie prawa zastrzeżone

Redakcja:Anna Grabowska

Korekta: Karina Przybylik, Agnieszka Zwolan, Aga Dubicka

Skład i łamanie: Paulina Romanek

Oprawa graficzna książki: Paulina Klimek

ISBN 978-83-8418-153-9 · Wydawnictwo NieZwykłe Zagraniczne · Oświęcim 2025

Grupa Wydawnicza Dariusz Marszałek

NOTA AUTORKI

Witaj, drogi czytelniku, przyjacielu.

Jeśli wcześniej nie czytałeś moich książek, to możesz o tym nie wiedzieć, ale piszę mroczne historie, które mogą wzbudzać niepokój i mieszane uczucia. Moje książki i moi bohaterowie nie są dla osób o słabym sercu.

Ta książka jest drugą częścią dylogii i NIE jest samodzielną powieścią.

Dylogia „Throne Duet”:

#1 Throne of Power

#2 Throne of Vengeance

Nie zapomnij zapisać się do mojego newslettera, aby otrzymywać informacje o przyszłych wydaniach i zyskać wyjątkowy prezent.

Kiedy nadchodzi czas zemsty…

Nie znasz mnie, za to ja znam ciebie.

Jestem cieniem, który podąża za tobą zupełnie niezauważony.

W chwili, gdy mnie dostrzeżesz, padniesz trupem.

Byłem zabójcą. Mordercą. Nikim.

A potem stałem się kimś.

Każdy człowiek, przez którego musiałem stać się cieniem, słono za to zapłaci.

I jestem gotów poświęcić wszystko, by osiągnąć swój cel.

Wszystko z wyjątkiem mojej upartej żony.

Rai Sokolov może pokazywać mi swoją najgorszą stronę, ale nasza wspólna historia będzie trwać, póki śmierć nas nie rozłączy.

Droga do tronu jest usłana porażką, zdradą i krwią.

Aby na nim zasiąść, zapłacimy nawet najwyższą cenę.

Wliczając w to nasze życie.

PLAYLISTA

Let Down – Palisades

Killing Me – The New Low

Despicable – grandson

I Don’t Care – Apocalyptica & Adam Gontier

The Beginning of the End – Klergy & Valerie Broussard

why you gotta kick me when i’m down? – Bring Me The Horizon

Sweet Disaster – DREAMERS

Bad for Me – FNKHOUSER

The War We Made – Red

Lucid Dreams – Flight Paths & Divisions

Golden Dandelions – Barns Courtney

Rusted From the Rain – Billy Talent

For My Eyes Only – NEW CITY

I’m Trouble – WAR*HALL

Eyes That Kill – CooBee Coo

Cold Blood – Dave Not Dave

Secrets – OneRepublic

Kompletną playlistę znajdziesz na Spotify

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Kyle

Pięć lat

Na ramieniu czuję dotyk delikatnych dłoni, a do moich nozdrzy dociera zapach mleka i miodu. Bardzo go lubię; przypomina mi lato i zabawę na basenie.

Powoli otwieram oczy i przez chwilę wydaje mi się, że dostrzegam anioła otoczonego delikatnym blaskiem.

Ale to nie byle jaki anioł. To mój własny anioł stróż. Wyłącznie mój. Taki, którego inne dzieci nie mogą zobaczyć.

To moja mama.

Kąciki moich ust natychmiast się unoszą, ale mama po raz pierwszy, odkąd stała się moim aniołem, nie odwzajemnia uśmiechu. Nad pociemniałymi oczami widzę ściągnięte brwi, a gdy spoglądam niżej, zauważam, że jej blade wargi są bardzo mocno zaciśnięte.

– Musimy iść, skarbie.

– Ale jest noc. Mówiłaś, że tylko złe dzieci szwendają się po nocy, mamo.

– Tak, ale tym razem jest inaczej. – Głaszcze moje długie włosy, a po chwili zakłada mi kosmyk za ucho. – Chodź za mną.

Nie ruszam się jednak. Po prostu się w nią wpatruję. Jest ubrana inaczej niż zwykle, bo nie ma na sobie jednej z tych pięknych kwiecistych sukienek, które na co dzień nosi. Tym razem założyła czarne spodnie i kurtkę. Może dziś wygląda marnie, ale dla mnie jest najładniejsza na świecie. Ma skórę tak delikatną jak dziecko albo wata cukrowa. Jej włosy przypominają promienie słoneczne w gorący letni dzień. Czasami myślę, że moja mamusia spłynęła ze słońca tylko po to, by być ze mną. Nikt nie jest w stanie uciec przed tą palącą kulą żaru. A mimo wszystko mojej mamie się udało, i to tylko po to, by mogła być ze mną każdego dnia.

Nie jest tu za fajnie, bo urodziłem się w pałacu. Jednak nie jest to taki zamek jak te z bajek, które mamusia opowiada mi co wieczór. Mimo że jest prawdziwy, ogromny i ciągle kręci się w nim mnóstwo ubranych na czarno panów, którzy nie rozstają się z ciężkimi metalowymi przedmiotami. Pilnują mnie i mamy, bo tata im kazał.

Jest naprawdę wielki ten mój tatuś. Jest też przywódcą, więc nikt nie śmie przy nim nawet podnieść głosu. Kiedy tata jest w pobliżu, mamusia się ze mną nie bawi. Panowie w czarnych garniturach twierdzą, że mam do spełnienia ważny obowiązek, więc nie mogę się bawić, bo zabawa jest dla gamoni. Nie wiem, co to w ogóle jest obowiązek. Zastanawiam się, czy tutaj będzie jak w Irlandii. Ludzie byli tam bardzo niemili dla mamusi. Nie lubię ich.

Lubię tylko mamusię, bo bawi się ze mną w tajemnicy i zbudowała nawet mały namiot, w którym może mnie uczyć i opowiadać mi historie o czarodziejach albo zaczarowanych ograch. Uwielbiam ogry; są ogromne i nikt nie potrafi ich pokonać. Kiedy dorosnę, zostanę ogrem, by chronić mamusię przed tymi głupkami w czarnych garniturach.

– Dalej, Kyle. Bądź grzecznym chłopcem.

Zarówno jej głos, jak i usta drżą. Nawet w słabym świetle lampki stojącej na stoliku nocnym widzę żyły biegnące pod skórą mamy. Kiedy zapytałem ją, czy jej skóra jest przezroczysta, roześmiała się.

Mamusia ma najfajniejszy śmiech na świecie, podobny do tych dźwięków z płyt z muzyką tatusia. Właśnie o jej śmiechu myślę zawsze, kiedy tata na mnie krzyczy, bo byłem niegrzeczny. Nie podoba mu się, że nie spędzam czasu z nauczycielami, których mi sprowadza. Są głupi i ciągle krzywo na mnie patrzą, zupełnie jak nasi ochroniarze.

Mamusia i tak jest najmądrzejsza. Lubię spędzać z nią czas i jeść pyszności, które mi przyrządza. Zwłaszcza uwielbiam jej placek i naleśniki.

– Dokąd jedziemy?

– Nie musisz wiedzieć – odpowiada z wyraźnym irlandzkim akcentem, po czym zaczyna wrzucać moje ubrania do torby, którą przyniosła ze sobą. – Wskakuj.

Głos mamy brzmi jak głos panów w czarnych garniturach.

– Mamusiu…? – pytam przestraszonym głosem, jakbym był małym elfem z książki, którą czytaliśmy wczoraj na dobranoc.

Szybkim ruchem chwyta mój płaszcz wiszący przy drzwiach i każe mi go założyć, a następnie łapie mnie za ramię i obejmuje. Po raz pierwszy w jej dotyku nie ma czułości i łagodności. W tej chwili jest jak tatuś, zupełnie jakby stała się taka jak on.

– Mamusiu… boję się.

– Nie bój się, słoneczko. Wszystko będzie dobrze.

– Naprawdę?

– Naprawdę. Jedziemy tylko na małą wycieczkę. Zobaczysz, spodoba ci się.

– Ale mnie się chce spać.

– Możesz spać w samochodzie.

– Ale rano wrócimy?

– Nie.

– Dlaczego?

– Powiedz, skarbie: czy chciałbyś zamieszkać gdzieś indziej, daleko stąd i z dala od panów w czarnych garniturach?

– Tak!

– Zatem mamusia sprawi, że tak się stanie. Przeniesiemy się do nowego domu, bardzo daleko stąd.

Oczy prawie wychodzą mi na wierzch.

– Do zupełnie nowego?

– Dokładnie. Chciałbyś tak?

– Ale co z tatusiem?

Jej wzrok wędruje do drzwi, a potem wraca do mnie.

– Nie martw się o niego. Będziemy tylko ty i ja.

– Bo jesteś czarodziejką, a ja jestem ogrem?

– Dokładnie. – Mierzwi mi włosy. – A teraz musisz być cichutko niczym myszka, słoneczko.

– Dlaczego?

– Bo nie chcemy, żeby ktoś nas zatrzymał.

– Czy panowie w garniturach naskarżą tatusiowi, a on się zdenerwuje i da nam karę?

– Tak. Jesteś takim mądrym chłopcem, Kyle. Zawsze wiedziałam, że mój synek będzie bystry.

– Nie martw się, mamusiu. Będę cię chronić i uderzę każdego, kto się do ciebie zbliży. Spójrz, będę miał ręce jak wielki ogr.

Unoszę pięści w powietrze, a mama wybucha radosnym śmiechem. Następnie mamusia zakłada mi ciepłe buty, po czym zarzuca mi na plecy plecak i bierze mnie na ręce, każąc mi objąć ją nogami w pasie.

– Trzymaj mnie mocno, Kyle. Zgoda?

– Zgoda.

Wychodzi z mojego pokoju, przytrzymując mnie za głowę drugą dłonią. Nasz dom jest ogromniasty. Stoi na wzgórzu, otacza go mnóstwo wody i nieustannie słychać, jak fale uderzają o skały. Kiedyś powiedziałem tatusiowi, że wyglądają, jakby walczyły o dom, a on stwierdził, że to prawdziwa wojna, więc jeśli chcę ją wygrać, muszę robić to, co on.

Idziemy przez niekończące się korytarze, których nigdy wcześniej nie widziałem. Wciąż jestem mały, a tata nie lubi, kiedy włażę mu do gabinetu.

Mamusia wzięła ze sobą tylko plecak. Chyba nie zostaniemy zbyt długo w nowym domu, bo tatuś będzie zły, a mamusia smutna.

Wczepiam się w ramię mamy, po czym otula mnie zapach mleka i miodu. To mój ulubiony zapach, oznaczający, że wszystko będzie dobrze. Potem poklepuję mamę po plecach, bo cała się trzęsie. Chciałbym ją zapytać, czy to z zimna, ale kazała mi być cicho.

Odsuwam się więc trochę i uśmiecham do niej. Chociaż jest blada i ma zaczerwienione oczy, to odwzajemnia uśmiech, zupełnie niczym anioły z obrazu w gabinecie taty.

Kiedy zapytałem ją, co robią anioły, powiedziała, że są bez skazy, niosą światło i pomagają dorastać dzieciom takim jak ja. Dlatego mamusia jest moim aniołem. Pomoże mi dorosnąć, podczas gdy ja będę ogrem, który ją ochroni, bo ogry są silniejsze od aniołów, nawet jeśli czasem śmierdzą.

Mamusia zatrzymuje się w progu, wygląda zza drzwi, a potem obejmuje mnie mocniej i rusza powoli. Przesuwa się tuż przy ścianie, aż docieramy do ogrodu. Jest wielgachny i otacza go długi płot z kłującym drutem na górze. Trochę przypomina rogi diabła z takiego jednego strasznego serialu, który oglądał wujek, a ja tylko zerkałem z ukrycia.

Mama zatrzymuje się obok płotu i wyciąga telefon ze spodni, po czym przykłada urządzenie do ucha. Niespokojnie tupie stopą o ziemię, pewnie czekając, aż ktoś odbierze.

Tup.Tup.Tup.

Im bardziej skupia się na telefonie, tym mocniej mnie obejmuje, a potem wkłada kciuk do ust i zaczyna obgryzać paznokieć. Tatuś nie lubi, kiedy tak robi.

– Dalej… No odbierz… – mamrocze. – Psia mać.

– Mamusiu, czy to nie jest brzydki wyraz?

– Ciii, Kyle.

– Ale mówiłaś, że tak nie wolno.

– Przepraszam, syneczku, nie powinnam była tak brzydko mówić. – Uśmiecha się. – Mamusia troszeczkę się denerwuje. Wybaczysz mi?

– No dobra. Nie powtórzę tatusiowi.

– Grzeczny chłopiec.

– Co będziemy robić w ogrodzie, mamusiu?

– Teraz czekamy na przyjaciela, który po nas przyjedzie.

– Masz przyjaciela?

– Tak. – W jej oczach pojawia się coś dziwnego. – To mój stary przyjaciel. Myślę, że go polubisz.

– Dlaczego wcześniej go nie widziałem?

– Ponieważ znałam go, zanim jeszcze się urodziłeś, synku.

– A teraz ja go poznam?

– Mam taką nadzieję.

– Czy będzie się z nami bawił w czarodziejów i ogry?

– Zapytamy go. Co ty na to?

Nagle z tyłu dobiega nas jakiś dźwięk. Jest tak cichy, jakby ptak lądował na zeschłym liściu, ale mamusia natychmiast zastyga w bezruchu i kładzie mi palec na ustach.

Milczę. Nie przeszkadzałoby mi, gdybyśmy tu zostali, ale skoro mamusia stąd wyjeżdża, to ja chcę jechać z nią.

– Czysto – odzywa się szorstki męski głos.

To chyba Luke, tatusia ulubiony pan w garniturze. Przyjechał aż z Irlandii.

Tata też jest wielkim szefem z Irlandii. Dobrze się bawiłem, kiedy wybraliśmy się tam kilka miesięcy temu, ale chyba mamusi mniej się podobało.

Mama powiedziała, że ona pochodzi z Irlandii Północnej, a tata z Dublina. Najwyraźniej Irlandia Północna i Irlandia to dwa różne kraje, chociaż rodzice mówią podobnie. Choć tak właściwie chyba nie aż tak podobnie, bo tatuś nie znosi, kiedy mówię jak mamusia. Ale ja lubię sposób, w jaki ona mówi, bo tak mówią anioły. Tata się nie zna.

Nie słychać już Luke’a, ale mama jeszcze przez dłuższą chwilę zaciska rękę na mojej buzi, po czym wypuszcza głośno powietrze.

Następnie ponownie przykłada telefon do ucha.

– Szybciej… No odbierz… – Nagle jej oczy rozświetlają się nawet w ciemności. – Dzięki Bogu. Gdzie jesteś? Tak, jestem przy tylnej bramie. Odłączyłam już kamery, ale za chwilę ktoś się połapie. Mam tylko kilka minut. Jest ze mną Kyle.

Przez moment słucha, a potem przenika ją gwałtowny dreszcz, jakby stała na strasznym mrozie. Paluszkami dotykam jej policzka, żeby było jej cieplej, tak jak mnie.

Mamusia jest jednak całkiem skupiona na telefonie, bo tylko szepcze:

– On wie. Niedługo nas zabije.

Jej usta bledną, gdy jeszcze chwilę wsłuchuje się w głos w słuchawce. Nienawidzę tego kogoś, bo mamusia jest przez niego nieszczęśliwa. Uderzę go.

– Jak to: zamierzasz zaatakować? Nie to mi obiecałeś. Powiedziałeś, że pomożesz mi się stąd wydostać. Muszę wyjechać. W Irlandii i Stanach nie będziemy bezpieczni i…

Milknie, gdy od strony domu dobiega nas głośny huk.

Łup. Łup. Łup.

Drżę w jej ramionach, a mamusia mocno mnie przytula. Po jej policzkach zaczynają spływać łzy, kiedy dalej rozmawia przez telefon z tym złym panem.

– Zaufałam tobie, Rosjaninowi, a nie własnym rodakom. Jak możesz mi to robić?

Nie czekając na odpowiedź, wsuwa telefon do kieszeni i zaczyna biec. Odgłosy wystrzałów rozbrzmiewają coraz bliżej, tak jak w historiach, które mi opowiadała. Wtedy sama imitowała te dźwięki.

Mimo że cała się trzęsie, nie zatrzymuje się, dopóki nie docieramy do niższego płotu, który nie ma drutu na górze. Chwyta mnie za ręce i owija je sobie wokół szyi.

– Kyle, trzymaj się mocno i nie puszczaj.

– Dobrze.

Odsuwa mi włosy z twarzy i uśmiecha się, ale w jej oczach ponownie pojawiają się łzy.

– Jesteś takim wspaniałym chłopcem, kochanie. Szkoda, że ten świat, w którym przyszło ci żyć, jest tak wstrętny. Nie powinnam była cię tu sprowadzać. Mamusi jest bardzo przykro, ale postaram się to naprawić.

Zaczyna wspinać się na mur, a ja kurczowo się do niej przyciskam.

– Wybierasz się dokądś, Amy?

Mamusia gwałtownie nabiera powietrza.

Powoli odwracam głowę, a wówczas dostrzegam tatusia. Jego ciemne oczy błyszczą w nocy, a po knykciach spływa mu krew, bo lubi bić innych. Wygląda jak jeden ze złych panów, którego widziałem na obrazie z aniołami.

Mamusia zeskakuje, ale nie puszcza mnie, tylko patrzy tacie w oczy.

– Po prostu pozwól nam odejść, Niall.

– I dokąd pójdziecie?

Próbuję na niego spojrzeć, ale ona obejmuje dłonią moją głowę, by mnie powstrzymać, przyciskając moje usta i nos do swojego ramienia.

– Ty już dobrze wiesz.

– Niby co?

– Chcę po prostu odejść. Nie jesteśmy bezpieczni!

– Jak to: nie jesteście? Dałem ci wszystko. Dosłownie wszystko. Dzięki mnie stałaś się kimś i tak mi się teraz odwdzięczasz? Chyba jednak dziwka zawsze pozostanie tylko dziwką, prawda?

– Nie mów tak przy Kyle’u – szepcze mama. – Chociaż przy nim okaż mi szacunek.

– A ty okazywałaś go mnie? Czy w ogóle o mnie pomyślałaś, do kurwy nędzy? – ryczy wściekle. – Zabierz go, Luke.

– Nie! – krzyczy mamusia, gdy Luke wyrywa mnie z jej ramion.

Próbuję przytrzymać się mamy z całej siły, ale Luke chwyta mnie w stalowym uścisku i odrywa od niej. Mama krzyczy i zaczyna go uderzać, ale bez skutku. Chociaż go gryzę, to on nawet nie krzywi się z bólu.

– Mamusiu!

Łzy płyną mi po policzkach, więc wycieram je grzbietem dłoni, bo tatuś nie lubi, kiedy się mażę.

Mama wpatruje się we mnie przez chwilę, po czym cała zapłakana zwraca się do taty.

– Nie rób mu krzywdy. Proszę cię.

– Sama to na niego sprowadziłaś, kiedy postanowiłaś mnie zdradzić, Amy. Poprzednio było ci mało, więc drugi raz wbijasz mi nóż w plecy. Będziesz musiała za to zapłacić. – Wpatruje się w drugiego pana ubranego na czarno, Patricka. – Zabierz ją stąd.

– Proszę… Błagam, Niall. Obiecuję, że będę posłuszna. Przysięgam.

– Już kiedyś słyszałem od ciebie podobne obiecanki, ale czy ich dotrzymałaś? Czy obdarzyłaś mnie szacunkiem, który ja ci okazywałem? Trzeba było uwierzyć na słowo, kiedy mówili, że kurwy się nie zmieniają. – Wskazuje głową w stronę Patricka. – Zamknij ją.

Pan w czerni chwyta ją za ramię tak mocno, że mamusia się krzywi.

Usta zaczynają mi drżeć, kiedy usiłuję wyrwać się z uścisku Luke’a.

– Mamusiu! Mamusiu, nie zostawiaj mnie! Powiedziałaś, że zawsze będziesz przy mnie!

– Zamknij się, Kyle – beszta mnie tata.

Zwykle byłbym posłuszny, ale dziś nie mogę. Dzisiaj chcę, żeby mamusia mnie przytuliła i położyła do łóżka, nawet jeśli nie będzie to w naszym nowym domu. Właściwie możemy zostać z tatą, żeby przestał się złościć.

– Skarbie, posłuchaj. – Mama uśmiecha się do mnie przez łzy. – Wszystko będzie dobrze.

– Naprawdę?

– Naprawdę – potwierdza, po czym odwraca się twarzą do taty. – Powiem ci.

– Co mi powiesz?

– Wszystko, co wiem o ataku Rosjan. Powinieneś też wiedzieć, że masz w swoich szeregach kreta.

Tatuś mruży oczy.

– Dlaczego miałbym ci wierzyć?

– Bo nie chciałabym odejść, gdyby ten zdrajca nie stanowił dla nas zagrożenia.

– I naprawdę powiesz mi wszystko?

– Tak, ale musisz pozwolić mi zostać z Kyle’em.

– Już nigdy nie uciekniesz?

Teraz tata nie wydaje się już wściekły, tylko… smutny. Nie rozumiem dlaczego. On nigdy nie jest smutny.

Mamusia kiwa głową.

– Nie ucieknę.

– Skąd mogę wiedzieć, że nie kłamiesz?

– Nigdy w życiu nie naraziłabym Kyle’a na niebezpieczeństwo. Wiesz o tym.

– Wiem. No to mów.

Mama otwiera usta, by coś powiedzieć, ale nie wydobywa się z nich żaden dźwięk. Za to rozlega się strzał.

Wstrzymuję oddech i przestaję płakać, chociaż nie wiem, co tak naprawdę się stało. Najpierw z klatki piersiowej mamy zaczyna coś ciec, mocząc czarną kurtkę, a potem mama się zatacza i osuwa w ramiona Patricka.

– M-mamusiu…? – odzywam się cicho, niepewnie.

Mama się nie rusza.

– Amy! – wykrzykuje tatuś, padając przed nią na kolana. – Dorwijcie skurwiela, który to zrobił!

Patrick zostawia mamusię i zaczyna biec w przeciwnym kierunku, ale nie patrzę na niego. Widzę wyłącznie mamusię, która leży na ziemi i nie może się ruszyć. Dlaczego? Czy to z powodu tej mokrej plamy, którą uciska tatuś?

– Mamusiu…! – wołam ją jeszcze raz, bo zawsze odpowiada.

Ale teraz milczy.

Odchyla głowę na bok i kaszle krwią. To niedobrze. Mamusia mówiła, że leci nam krew, kiedy jesteśmy ranni.

– Amy… Ja pierdolę… – Tata mocno obejmuje jej policzek. – Zostań ze mną… Wybaczę wszystko, jeśli tylko… nie odejdziesz.

– K-Kyle… – mamrocze mamusia.

Tata wskazuje na Luke’a, a ten stawia mnie na ziemi, obok mamy, która ma półprzymknięte oczy. Zupełnie jakby miała zasnąć, ale zauważam, że się do mnie uśmiecha.

– Przepraszam, skarbie. Mamusi jest tak bardzo przykro.

– Dlaczego?

– Ponieważ nie potrafiłam cię ochronić.

– Ja go ochronię. – Tata obejmuje mnie ramieniem. – Tylko nie odchodź. To dla Kyle’a przeszłaś przez to wszystko, więc nie możesz teraz umrzeć.

– Jesteś dobrym człowiekiem, Niall. Naprawdę. Ale mają na ciebie wpływ źli ludzie, dlatego nie myślisz jasno. – Kładzie dłoń na jego ręce. – Nigdy nie żałowałam, że zdecydowałam się być z tobą. Zapewniłeś nam bezpieczeństwo, tak jak obiecałeś. I… b-będę ci za to dozgonnie wdzięczna.

– Amy… nie możesz odejść.

– Jeśli kiedykolwiek mnie kochałeś, proszę… zaopiekuj się Kyle’em.

– Mamusiu… – Dotykam rączką jej ust i staram się zetrzeć krew. – Jesteś ranna?

– T-tak myślę, skarbie.

– Wytrę ci krew, żeby cię nie bolało.

Wycieram ją rękawem kurtki, ale krew ciągle płynie, ściekając mamie po brodzie.

– Mój wspaniały synek – szepcze z lekkim uśmiechem. – Pewnego dnia staniesz się kimś wielkim, skarbie. Mamusia będzie z ciebie dumna, wiesz?

Tata zaciska usta.

– Przestań tak mówić, Amy.

– Zaopiekujesz się nim, Niall?

– Dojdziesz do siebie i sama to zrobisz.

– Obiecaj, że dobrze go wychowasz. Przysięgnij.

– Przysięgam.

Jej usta zastygają w uśmiechu, a po policzku spływa łza.

– Dziękuję…

Mruga raz, a potem przestaje, chociaż nadal ma szeroko otwarte oczy. Mimo to nie patrzy na mnie.

– Mamusiu! – krzyczę. – Mamusiu!

– Kurwa – mamrocze tata pod nosem, wciąż naciskając na jej klatkę piersiową. – Niech to jasny chuj!

– Dlaczego mamusia się nie rusza?! – wrzeszczę. – Pomóż jej! Ona jest ranna.

Ściska mnie za ramię tak mocno, jakby chciał zmiażdżyć mi kości.

– Przepraszam, chłopcze. Tak bardzo mi przykro.

– Nie chcę, żebyś przepraszał. Chcę, żeby mamusia się poruszyła.

– Luke, zabierz go do jego pokoju.

– Nie tak szybko – słyszę dochodzący z tyłu znajomy głos.

Tata odwraca się, ale jest już za późno. Nagle rozlega się huk i na białej koszuli taty pojawia się czerwona plama. Zataczając się, gwałtownie mnie puszcza, po czym upada twarzą na trawę.

– T-tatusiu…?

Przyglądam się, jak tata leży na mamusi, ale żadne z nich się nie rusza. Zupełnie jakby spali, ale przecież nikt nie śpi z otwartymi oczami i krwią na twarzy. A przynajmniej tak mi się wydaje.

Bo wtedy nie byłoby wszędzie tyle krwi.

Tak dużo krwi.

Odwracam się, żeby poprosić Luke’a o pomoc, ale ktoś uderza mnie w twarz. Natychmiast tracę równowagę i upadam z łoskotem na ziemię.

Wodzę wzrokiem między rodzicami, ponieważ nie mogę przestać na nich patrzeć. Jeśli śpię, to rano, kiedy się obudzę, będą przy mnie, prawda?

– Co mamy zrobić z chłopakiem, szefie? Zabić go? – pyta jeden z panów ubranych na czarno.

– Oczywiście, że tak. To problem, który musimy rozwiązać – odpowiada inny.

– Nie – przerywa im ten, który zastrzelił tatusia, a jego oczy migoczą w ciemnościach nocy. – Mam wobec niego inne plany.

ROZDZIAŁ DRUGI

Kyle

Obecnie

Na kilka sekund zamykam oczy, aby odgonić napływ wspomnień. Tamtej nocy rozstrzygnął się mój los. Nie tylko pozbawiono mnie rodziców, ale jednocześnie straciłem jedyne dwie osoby, które chroniły mnie przed światem. Spadło to na mnie niczym grom z jasnego nieba.

Lecz był to zaledwie początek tego, w co zmieniło się moje życie, punkt wyjścia do tego, jak przeistoczyłem się w cień, którym jestem dzisiaj.

To jeszcze nie koniec.

Życie może dawać nam w dupę, ale przynajmniej wtedy nie zginąłem. Dostałem drugą szansę, by stać się cieniem, a także by poderżnąć im wszystkim gardła, jednemu po drugim.

Teraz jestem już blisko.

Po prawie trzydziestu latach tak niewiele mi brakuje, by moja matka była ze mnie dumna. Stałem się nawet gorszy niż ogr. Jestem potworem, który nie ma nic do stracenia, a ci, którzy przyczynili się do śmierci mamy, zapłacą tą samą krwią, która splamiła ciała jej i taty.

Za wszystkim stoją nie tylko moi rodacy – Irlandczycy – lecz również Rosjanie. Mamę zdradził człowiek, któremu ufała. Przekazała mu informacje w zamian za wolność dla nas. On natomiast pociągnął wtedy za spust.

Zachował się równie niewybaczalnie jak ten drugi, irlandzki skurwiel, który z zimną krwią zabił mojego ojca i odebrał mu władzę. Mnie zepchnął na boczny tor, jakbym był szkodnikiem, który mógłby przeszkodzić mu w realizacji jego wielkich planów.

Teraz ma cykora, co się z nim stanie, a ja dopiero się rozkręcam.

Koniec końców między Irlandczykami i Ruskimi dojdzie do ostatecznej konfrontacji, w wyniku której zniszczą się nawzajem. Tymczasem ja będę stał i napawał się każdą sekundą ich krwawego starcia.

Więc, owszem, nigdy nie chodziło mi o władzę, bratwę ani o to, kto zasiądzie na tronie. W dupie mam, kto będzie sprawował rządy. Nie interesują mnie te wszystkie intrygi, które oni nieustannie snują.

Zawsze chodziło mi o zemstę. Sprawiedliwość.

Oko za oko i ząb za ząb to jedyna zasada, którą się kieruję. Być może przeżyłem, ale ogromna część mnie umarła tamtej nocy wraz z moimi rodzicami i moim dzieciństwem. Musiałem pożegnać się z całym życiem, jakie wówczas miałem.

Kończę rozmowę z Flame’em, zakładam marynarkę i staję przed lustrem. Zazwyczaj Rai wślizguje się przede mnie i wygładza ubranie albo poprawia mi kołnierzyk, bo zawsze znajdzie coś, co można jeszcze dopracować.

Pomimo wizerunku osoby absolutnie opanowanej, który kreuje przed światem, Rai jest niezwykle dokładna i nie lubi niespodzianek. Gdy wszystko wyjdzie na jaw, pewnie będzie zaciekle ze mną walczyć, lecz jestem na to przygotowany. I to od samego początku.

Dziś wyjątkowo starannie się ubieram, ponieważ po raz ostatni spotkam się z Rosjanami, zanim opuszczę ich szeregi. Jednak ją zabiorę ze sobą. Moją żonę.

Nie ma znaczenia, że nasze małżeństwo zaczęło się dość niekonwencjonalnie. Pozostaje w mocy, a ona się na nie zgodziła, składając przysięgę. Sakramentalne „tak, ślubuję”, które padło wtedy z jej ust, niesie za sobą konsekwencje dalece przekraczające to, czego Rai mogłaby się spodziewać.

Nie ma znaczenia fakt, że planuję powrócić do starych zwyczajów – do zabijania i życia samotnego wilka. Jedyna różnica polega na tym, że teraz u mego boku będzie Rai.

Bez dwóch zdań będzie protestować, i to z całą stanowczością. Bo choć ja szczerze nienawidzę bractwa i planuję zmieść je do szczętu z powierzchni ziemi, Rai je kocha. Miała szansę zamienić się ze swoją bliźniaczką lub zniknąć, ale nie wykorzystała tej okazji. Wybrała to przeklęte miejsce, w którym połowa ludzi ma ją gdzieś, a druga połowa kombinuje, jak ją zniszczyć. Lojalność dla tej kobiety jest najwyższą wartością, dlatego nakłonienie jej, by porzuciła dziedzictwo Nikolaia Sokolova, nie będzie łatwe. Mimo wszystko na pewno znajdę na to sposób.

Kiedy stwierdzam, że wreszcie wyglądam odpowiednio, ruszam do wyjścia. Jednak gdy tylko otwieram drzwi, uderza mnie złe przeczucie. Coś tu nie gra. Nie wiem, o co chodzi i dlaczego szósty zmysł wyostrza się właśnie teraz, lecz czuję, że coś się stało.

Nie mam zamiaru lekceważyć instynktu, dzięki któremu tak długo udawało mi się utrzymać przy życiu. W momencie kiedy zabójca zapomina o instynkcie, ginie. Prosta zasada.

Czyżby Ruscy coś zwąchali?

Raczej jestem poza podejrzeniem, skoro zasłoniłem Sergeia własnym ciałem. Choć wcale nie zamierzałem tego robić, a moja reakcja wynikała jedynie z pragnienia, by ochronić Rai, to mój gest według ich kodeksu lojalności wiele znaczy.

Powoli podchodzę do szczytu schodów. Początkowo nie wierzę w to, co widzę. Wzrok chyba płata mi figle.

Ogarnia mnie uczucie, jakbym utkwił w jednym z tych przedziwnych złych snów, z którego jedyne wyjście stanowi kolejny koszmar. Być może wspomnienia o najstraszniejszej nocy mojego życia nawiedziły mnie tylko po to, by wepchnąć mnie w kolejną czarną dziurę zalaną krwią.

Mrugam raz, potem drugi, ale to, co dostrzegam, nie znika.

Ja pierdolę, dlaczego nie mogę się obudzić?

Na sekundę zaciskam powieki, a następnie je unoszę i ponownie jestem porażony widokiem, który ukazuje się moim oczom. Tak jakbym znów był tym pięcioletnim chłopcem, który mógł tylko patrzeć, jak odbierają mu kolejne cząstki życia.

U podnóża schodów leży Rai z głową przechyloną na bok i kończynami ułożonymi pod tak nienaturalnym kątem, jakby były połamane, choć nie to pozbawia mnie tchu. Chodzi o to, że ona się nie rusza.

– Rai… – szepczę, lecz nadal nic. – Rai!

Zbiegam prędko po schodach, prawie z nich zlatując. Klękam przy nieruchomym ciele mojej żony i delikatnie dotykam jej ramienia. Wreszcie dostrzegam ruchy jej klatki piersiowej, choć są prawie niezauważalne.

Do diabła. Kurwa, najwyraźniej spadła ze schodów, tylko dlaczego nic nie słyszałem?

Teraz to bez znaczenia, liczy się wyłącznie ona. Biorę ją na ręce, starając się nie wykonywać gwałtownych ruchów, na wypadek gdyby jej obrażenia okazały się jednak poważne. Jest blada jak ściana, usta ma rozchylone, a na dłoniach widać krew, jakby wbijała w nie paznokcie.

– Co się stało? – pyta Ruslan, podbiegając do mnie.

Za nim podąża Katia, skupiona wyłącznie na Rai, którą trzymam w ramionach.

– Przyprowadź samochód – warczę.

Wprawdzie lepiej byłoby wezwać karetkę, ale nie mamy na to czasu.

– Tak jest, proszę pana.

Natychmiast wybiega z rezydencji. Katia otwiera mi drzwi i razem podążamy za nim.

– Co się stało? – odzywa się.

– To ja powinienem cię o to spytać. Dlaczego cię z nią nie było?

– Prosiła, bym coś załatwiła, a Ruslan przygotowywał samochód.

Kurwa.

Wsiadam na tył, a Katia pomaga ułożyć głowę Rai na moich kolanach. Następnie sama wślizguje się na przednie siedzenie.

– Jedź do szpitala – rzucam Ruslanowi. – Gazu!

Jedyną odpowiedź stanowi skinienie głową, po czym samochód rusza z piskiem opon.

Podkładam palec wskazujący pod nos Rai. Oddycha. Powoli, ale oddycha. Jednak ciągle pozostaje nieprzytomna.

– Niech to szlag, Rai.

Staram się utrzymać ją nieruchomo, podczas kiedy Ruslan błyskawicznie przebija się przez korki, wyprzedzając samochody, jakby ścigał go sam diabeł.

Katia wpatruje się w nas, jak gdyby chciała się upewnić, że Rai wciąż żyje. Robię dokładnie to samo i co chwila sprawdzam jej puls.

W tych długich sekundach, zanim wyczuwam jej tętno, serce wali mi tak mocno, jakby wcześniej cały czas pozostawało uśpione i dopiero teraz wróciło do życia. To uczucie jest wręcz bolesne. Bo choć moje serce odradza się z popiołów, to osoba, dzięki której się to dzieje, jest nieprzytomna i nie może być tego świadkiem.

– Dalej, Rai. Jeszcze na dobre nie zaczęliśmy, a ty już dajesz za wygraną? Nie jesteś chyba tchórzem, prawda?

Odgarniam potargane pasma włosów z jej twarzy. Poza sypialnią zawsze je spina, lecz teraz klamra się odpięła, pewnie z powodu upadku.

Ściskam jej dłoń, ale puls słabnie z każdą sekundą. Fatalnie to wygląda.

– Szybciej, Ruslan.

– Tak, proszę pana.

Wciska gaz do dechy, a ja przytrzymuję Rai, żeby nie zsunęła się z siedzenia.

Pochylam się i łączę nasze czoła, a następnie zamykam oczy, wdychając jej zapach. W nozdrza uderza mnie mieszanka róż, cytrusów i czegoś egzotycznego, zupełnie jak ona. Jej zapach zawsze dawał mi ukojenie, lecz w tej chwili wywołuje we mnie paraliżujące przerażenie.

Wokół mojego gardła zaciskają się macki strachu, pozbawiając mnie zarówno oddechu, jak i resztek zdrowych zmysłów. Myśl, że być może już nigdy nie otoczy mnie zapach Rai, sprawia, że całe moje ciało skuwa pieprzony lód.

Samochód z piskiem zatrzymuje się przed oddziałem ratunkowym, a Katia pędzi, by otworzyć drzwi. Biorę Rai na ręce i wchodzę do środka.

– Spadła ze schodów – zwracam się do pielęgniarek, które do nas podbiegają. – Nie obchodzi mnie, co musicie zrobić. Po prostu mi ją oddajcie.

Jedna z pielęgniarek wpatruje się we mnie, a potem w masywną sylwetkę Ruslana i mało przyjazną minę Katii. Na pewno uświadamia sobie, kim jesteśmy, bo kiwa głową.

Niechętnie układam ciało Rai na łóżku i pozwalam pielęgniarkom przewieźć ją do jednej z sal, gdzie nie wolno nam wchodzić. Mógłbym się uprzeć i wparować tam zaraz za nią, lecz wówczas odwróciłbym ich uwagę, a muszą poświęcić ją wyłącznie Rai.

Zostaję w poczekalni z Ruslanem i Katią. Całe pomieszczenie jest białe, pachnie środkami dezynfekcyjnymi i śmiercią. W przeciwieństwie do tego, co myślą ludzie, śmierć nie pachnie rozkładem; raczej przypomina sterylną woń szpitala.

Po jakimś czasie Katia i Ruslan w końcu siadają na nijakich zielonych krzesłach. Ja nie. Fala adrenaliny, która ogarnęła mnie w chwili, gdy zobaczyłem Rai u podnóża schodów, wciąż we mnie buzuje.

Różni się jednak od tej, która jeszcze tli się we mnie po tym, jak zostałem postrzelony w klatkę piersiową.

Czekanie ciągnie się w nieskończoność. Pewnie nie minęło nawet pół godziny, ale mam wrażenie, że jestem tu kilka lat. Przemierzam korytarz w tę i z powrotem niczym uwięzione ranne zwierzę. W dodatku świadomość bezradności sprawia, że jeszcze chwila, a ogarnie mnie obłęd. Myślami wracam do momentu, kiedy patrzyłem, jak umierali moi rodzice, a ja na próżno czekałem, aż się poruszą.

Nie. Tym razem będzie inaczej.

– Jak to się stało? – słyszę, jak Ruslan szepcze do Katii.

– Skąd mam wiedzieć? – odpowiada szeptem. – Musiałam wyjść, pamiętasz?

– Nie mogę uwierzyć, że spadła ze schodów. To do niej zupełnie niepodobne.

– Wiem. No chyba że…

Odwraca się do niej.

– Chyba że co?

– Może ktoś ją zepchnął?

– Co to ma, do cholery, znaczyć? – warczę, świdrując ich wściekłym spojrzeniem.

Wbijają we mnie wzrok. Zarówno Ruslan, jak i Katia nigdy nie ukrywali niechęci wobec mnie. Najpewniej z powodu historii, jakimi raczyła ich Rai. Lub dlatego, że ich zdaniem trochę za bardzo ją kontroluję. Albo chodzi o to, że ostatnio to mnie poświęca większość czasu, więc nie może już siedzieć i bawić się z nimi… czy co tam, kurwa, robią, kiedy są razem. Lecz ze względu na hierarchię bractwa są zmuszeni mnie szanować, więc nie gapią się na mnie ani mnie nie ignorują.

Ruslan nie odzywa się ani słowem. Ten typ zawsze należał do milczków, nawet gdy dziewięć lat temu razem pełniliśmy rolę ochroniarzy Rai.

– Po prostu wydaje mi się dziwne, że pani zwyczajnie spadła ze schodów – oznajmia rzeczowo Katia.

Przestaję krążyć w kółko i staję tuż przed nią.

– Zatem dlaczego uważasz, że ktoś ją popchnął? – pytam.

– Po prostu tak czuję – stwierdza.

– Tak czujesz?!

– To kwestia instynktu.

Znów ten jebany instynkt. Ten sam, który podpowiedział mi, że coś jest nie tak, kiedy dzisiaj wyszedłem z pokoju.

Jeśli rzeczywiście ktoś przyłożył do tego rękę, to znajdę gnoja, a gdy to zrobię, będzie się modlił o szybką śmierć.

Nagle drzwi sali Rai otwierają się, więc natychmiast ruszam do lekarza, który ukazuje się w progu. Zdejmuje maseczkę, odsłaniając tłustą skórę i kropelki potu na wąskiej górnej wardze.

– Co z nią? – pytam.

– Nadwyrężyła odcinek szyjny kręgosłupa i mocno uderzyła się w głowę. Chociaż uraz nie jest poważny, prawdopodobnie to on był powodem omdlenia.

– Czyli? Nic jej nie będzie, tak?

– Cóż, tak nam się wydaje.

– Co to, kurwa, znaczy, że „tak nam się wydaje”?

– Pan jest mężem, prawda?

– Tak.

– Zatem byłoby lepiej, gdyby pan wszedł i przekonał się na własne oczy. Tylko proszę jej nie denerwować.

– Jest przytomna?

– Tak. Przed chwilą otworzyła oczy.

Wówczas z siłą tsunami uderza we mnie ulga. Potrzebuję chwili, by szalejące w moich płucach płomienie wygasły.

Przepycham się obok lekarza i wpadam do środka, nawet nie zwracając uwagi na to, że mogę ponownie otworzyć własną ranę.

Rai leży na łóżku. Co prawda jej policzki odzyskały nieco koloru, ale wciąż jest blada. Wpatruje się w sufit, a jej oczy wydają się puste i pozbawione blasku.

– Rai! Nic ci nie jest? – pytam.

Przysiadam na materacu, choć obok stoi krzesło. Ujmuję niemal przezroczystą, wątłą dłoń żony i próbuję wmówić sobie, że wcale nie znajdujemy się w tym cuchnącym odorem śmierci miejscu. Zabiorę ją stąd najszybciej, jak to możliwe.

Odwraca do mnie głowę, po czym podejrzanie długo się we mnie wpatruje. Ani razu nie mruga, jakby nie potrafiła skupić spojrzenia.

Kiedyś jej błękitne oczy wypełniały iskierki i emocje, lecz teraz wydają się całkowicie z nich wyzute, zupełnie jak u figury woskowej.

Co jest, do cholery?

– Hej, księżniczko. Jak się czujesz? Powiedz coś.

Rozchyla blade wargi, spomiędzy których padają słowa raniące mnie niczym nóż.

– Kim jesteś?