Heart of My Monster - Rina Kent - ebook + audiobook + książka
NOWOŚĆ

Heart of My Monster ebook i audiobook

Rina Kent

4,7

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

113 osoby interesują się tą książką

Opis

Ostatni tom mrocznej trylogii bestsellerowej zagranicznej autorki!

 

Nie mam żadnych zasad moralnych i jestem całkowicie pozbawiony uczuć.

Zaszedłem tak wysoko tylko po to, by zdobyć władzę.

Nikt i nic nie zdoła mnie powstrzymać przed osiągnięciem celu. 

A przynajmniej do tej pory taki był plan.

Teraz moim jedynym pragnieniem jest odzyskać należącą do mnie kobietę

Sasha sądzi, że wszystko między nami skończone, ale to dopiero początek.

Jest moją kochanką. Partnerką. Żoną.

I jest tylko moja.

 

Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia.                                Opis pochodzi od Wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 421

Rok wydania: 2025

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 10 godz. 49 min

Rok wydania: 2025

Lektor: Magdalena Emilianowicz

Oceny
4,7 (609 ocen)
470
87
38
12
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
ewaolaant

Dobrze spędzony czas

Cała seria była bardzo dobra, ale trzecia chyba była najgorsza, nnajbardziej przesłodzona, dlatego daję tylko 4 gwiazdki za tę część, ale ogolnie warto przeczytać.
40
PatrycjaKramarz

Nie oderwiesz się od lektury

Długo na nią czekałam, Rine się kocha albo nienawidzi książki mają specyficzny klimat w kontu co Dark, Kirill i Adrien to moi faworyci :)
30
biszon

Nie oderwiesz się od lektury

chyba najlepsza seria autorki!
20
dbasia2000

Nie oderwiesz się od lektury

piekna ,cala seria polecam gorąco 🥰
20
Walindor

Nie oderwiesz się od lektury

⭐️5/5
20



Tytuł oryginału: Heart of My Monster

Copyright © Rina Kent 2023

Copyright © for Polish edition by Wydawnictwo NieZwykłe Zagraniczne, Oświęcim 2025

All rights reserved · Wszystkie prawa zastrzeżone

Redakcja: Katarzyna Moch

Korekta: Aleksandra Krasińska, Magdalena Kłodowska, Kamila Grotowska

Skład i łamanie: Michał Swędrowski

Oprawa graficzna książki: Paulina Klimek

Projekt okładki: Opulent Designs

ISBN 978-83-8418-303-8 · Wydawnictwo NieZwykłe Zagraniczne · Oświęcim 2025

Grupa Wydawnicza Dariusz Marszałek

Fragment

Od autorki

Playlista

Prolog

Rozdział 1

Rozdział 2

Rozdział 3

Rozdział 4

Rozdział 5

Rozdział 6

Rozdział 7

Rozdział 8

Rozdział 9

Rozdział 10

Rozdział 11

Rozdział 12

Rozdział 13

Rozdział 14

Rozdział 15

Rozdział 16

Rozdział 17

Rozdział 18

Rozdział 19

Rozdział 20

Rozdział 21

Rozdział 22

Rozdział 23

Rozdział 24

Rozdział 25

Rozdział 26

Rozdział 27

Epilog 1

Epilog 2

O autorce

Przypisy

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Tę książkę dedykuję tym pięknym, grzesznym zakamarkom, które skrywa Twoja dusza.

OD AUTORKI

Witajcie, drodzy Czytelnicy, moi przyjaciele!

Jeśli nie mieliście jeszcze okazji zapoznać się z moimi książkami, powinniście wiedzieć, że piszę mroczne historie, które mogą wzbudzać niepokój, a także wywoływać silne emocje. Zarówno moje powieści, jak i ich bohaterowie nie są stworzeni dla osób o słabym sercu.

Heart of My Monster stanowi ostatnią część trylogii i nie jest samodzielną powieścią. Trylogia „Monster” obejmuje:

#1 Blood of My Monster.

#2 Lies of My Monster.

#3 Heart of My Monster.

Moje pozostałe książki znajdziecie na stronie www.rinakent.com.

***

Niniejsza powieść jest fikcją literacką. Imiona, postacie i zdarzenia w niej przedstawione stanowią owoc wyobraźni autorki. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób, zarówno żyjących, jak i zmarłych, a także wydarzeń lub miejsc jest całkowicie przypadkowe.

W naszym okrutnym świecie pojęcie prawdy nie istnieje.

Królują kłamstwa powtarzane tak długo, aż staną się faktem.

Tymczasem ja jestem zdeterminowana, by odkryć prawdę na temat tego, co przydarzyło się mojej rodzinie.

Jednak ktoś staje na mojej drodze – ten zimny drań Kirill.

Między nami wszystko się zmieniło.

Nie umiemy już sobie wzajemnie ufać, a jednocześnie nie potrafimy też bez siebie żyć.

Lecz choć wiemy, że nie powinna nas łączyć tak szalona namiętność, i tak dajemy się jej porwać.

Może się okazać, że pewnego dnia przyjdzie nam za to zapłacić krwią.

PLAYLISTA

Glasgow – You Me At Six

Just Pretend – Bad Omens

Nothing at All – Traceless

Redeemer – Palaye Royale

Crash – Mokita & Charlotte Sands

Best Excuse – Saint Chaos

Rain – grandson & Jessie Reyez

I’ll Carry You – Tommee Profitt & Stephen Stanley

Maps – Maroon 5

The Grave – LOWBORN

Roads Untraveled – Linkin Park

New York – Snow Patrol

7 Minutes – Dean Lewis

Lose My Mind – Dean Lewis

Wszystkie piosenki znajdziecie na Spotify.

PROLOG

SASHA

Szesnaście lat

– Złapcie mnie, jeśli potraficie!

Mój krzyk odbija się echem w powietrzu, gdy pędzę przez biały puch. Bliźniacy, Erik i Eduard, depczą mi po piętach, a ich kroki chrzęszczą w rozmokłej śnieżnej brei.

Szkoda, że oni mają na sobie spodnie, a ja jestem ubrana w kieckę, która tylko krępuje mi ruchy.

Mam przechlapane.

– Już nie żyjesz, Sasha! – wrzeszczy Erik, którego głos przecina otaczającą nas ciszę.

Kusi mnie, żeby się odwrócić i sprawdzić, jak jest daleko, ale wiem, że to tylko mnie spowolni.

Tymczasem moje stopy w eleganckich butach grzęzną w głębokim śniegu. Tata polecił pracownikom, by nie odśnieżali ogrodu, tylko sam podjazd. Mimo że tutaj, na północy kraju, nieustannie toczymy nierówną walkę ze śniegiem, to moja rodzina – zachwycona dziką przyrodą – kupiła w okolicy kilka domów letniskowych.

Kiedy przebiegam przez rozległy ogród, widok gigantycznych drzew otaczających posiadłość i kojącej bieli rozciągającej się aż po sam horyzont zapiera mi dech w piersiach.

– A niech cię, Sasha! – woła Eduard, kiedy wymykam mu się z rąk. Odwracam się i robiąc głupią minę, nadal biegnę, tylko że tyłem.

– Okropnie się guzdrzesz. Nie wierzę, że jesteśmy w tym samym wieku – podpuszczam go.

Niesforne blond kosmyki wymykają mu się spod czapki i wpadają do oczu. Wyraźnie zniecierpliwiony chłopak odsuwa je czym prędzej z twarzy. W naszej rodzinie przeważają blondyni, ale za to mamy różne kolory oczu. Bliźniacy mają jasnoniebieskie, lśniące tą samą barwą, co otaczający nas śnieg. W dodatku, i to już jest znacznie bardziej irytujące, są też wyraźnie wyżsi ode mnie. Dlatego nie umiem skakać tak wysoko jak oni, co zresztą bezlitośnie mi wytykają, odkąd weszliśmy w okres dojrzewania.

Jednak mimo sukienki, babskich butów oraz pasującego do nich miękkiego, pudrowego płaszcza, i tak jestem od nich szybsza.

– Co? Zaniemówiłeś? – rzucam drwiąco. – Na co ci być takim wielkoludem, skoro i tak nie potrafisz mnie złapać?

Wtedy tyłem głowy wpadam na jakąś twardą powierzchnię, więc milknę i powoli się obracam. Natychmiast krzywię się na widok Antona, brata, który jest z nas najstarszy i w tej chwili obrzuca mnie z góry uważnym spojrzeniem.

Jemu akurat nie przypadł w udziale nasz rodzinny gen blondynów. Ma ciemnobrązowe włosy, które zwykle nosi perfekcyjnie ułożone. Podczas gdy ja zawsze pakuję się w kłopoty i jeszcze wciągam w nie swoich kuzynów, Anton stanowi wcielenie powściągliwości i nudy.

Trudno inaczej go opisać. Tak naprawdę nie przypominam sobie, żeby kiedyś bawił się w coś ze mną, może nie licząc gry w te wkurzające planszówki. Twierdzi, że mają nauczyć mnie krytycznego myślenia, ale ja, prawdę mówiąc, nie widzę w nich większego sensu.

– Co ty wyprawiasz, malyshka?

Czy wspominałam już, że uwielbia mnie strofować? Serio, to jego najprawdziwsze hobby, któremu oddaje się z prawdziwą pasją. Ma też dość osobliwy sposób okazywania, że mnie kocha, bo kupuje mi prezenty, lecz nigdy mi ich osobiście nie wręcza.

Zawstydzona kopię stopą w śniegu.

– Po prostu się bawię.

Erik i Eduard klepią mnie w barki, uśmiechając się jak koty z Alicji w Krainie Czarów, po czym jednocześnie wrzeszczą:

– Mam cię!

– Nie, nieprawda. To się nie liczy! – burzę się.

Aczkolwiek oni już uciekają z powrotem do domu, po drodze odwracają się tylko po to, by rzucić mi triumfalne spojrzenie.

Przenoszę wściekły wzrok na Antona.

– To wszystko przez ciebie. Dlaczego musiałeś się pojawić akurat tutaj?

Anton unosi idealnie zarysowaną brew.

– Chyba to ja powinienem zapytać o to ciebie. Czy mama nie kazała ci przypadkiem czekać w domu?

– No tak, ale bardzo się nudzę, kiedy muszę siedzieć w domu przez cały dzień, a jeszcze babushka ciągle by mnie upominała: „Siedź prosto, Sasha! Przestań się wygłupiać! I żebym nie musiała się powtarzać!”. Potem użyłaby swojej laski, żeby pokazać mi, że się garbię – burczę. – To okropne.

Mój brat kręci głową bardziej z rezygnacją niż ze złością.

– Nigdy nie dorośniesz, prawda?

Podnoszę ręce.

– A co jest takiego fajnego w byciu dorosłym? Poza tym ty jesteś wystarczająco dojrzały za nas oboje.

Na jego ustach pojawia się cień uśmiechu, potem zaś Anton chwyta mnie za kark i ciągnie w stronę domu.

– Czas na kolację.

– Nie! – protestuję i próbuję bezskutecznie wyrwać się z jego uścisku. – Jest jeszcze wcześnie.

– Przestań zachowywać się jak dzieciak.

– Ale ja nie chcę. Daj mi spokój, Tosha.

Wtedy wzmacnia uścisk i praktycznie wpycha mnie do środka, jakbym była workiem kartofli.

W jednej chwili ogarnia nas pełna radości atmosfera. Na każdym kroku czuje się bożonarodzeniowy klimat, tak jakbyśmy szykowali się z pompą na królewską ucztę. W owalnym holu stoi kilka choinek, a pośrodku znajduje ogromne drzewko, które sięga prawie kryształowego żyrandola zwisającego z sufitu na drugim piętrze.

Na choince mienią się feerią barw dziesiątki złotych ozdób i mrugających lampek. Otacza ją mnóstwo świeżego śniegu, a obok stoi prawdziwy bałwan, bo uparliśmy się wraz z bliźniakami, by wnieść go do środka.

Dlatego tata kazał go zabezpieczyć za pomocą specjalnej metody przechowywania śniegu przy wysokich temperaturach, bo w domu jest naprawdę ciepło.

Wnętrze wypełniają okrzyki radości, rozmowy i niekończące się odgłosy kroków. Wokół krząta się personel, roznosi naczynia i nakrywa do stołu tak, by wszystko było, zgodnie z poleceniem babushki, dopięte na ostatni guzik.

Tata i jego bracia prowadzą interesy, ale to ona jest niekwestionowaną panią tego domu. Żony stryjów mówią o niej nawet per „królowa-wdowa”, choć mama nigdy nie włącza się w podobne złośliwości. Jest po prostu zbyt uprzejma i nie zrobiłaby nic, co mogłoby sprawić komuś przykrość, nawet jeśli chodzi o moją niewiarygodnie surową babushkę, która właściwie nikogo ani niczego nie lubi.

Wyjątek stanowi Anton, pewnie dlatego, że jest ulepiony z tej samej gliny i jest równie despotyczny co babcia. Nigdy nie potrafił cieszyć się życiem, nie wiedział, co to zabawa, tylko nieustannie skupiał się albo na nauce, albo na tym, co robi z tatą w ramach „pracy”.

– Malyshka!

Wzdrygam się na dźwięk głosu mamy, a wówczas mój paskudny starszy brat puszcza mnie, unosząc lekko kąciki ust.

Przede mną stoi mama z ręką opartą na biodrze. Jest wysoką, absolutnie oszałamiającą kobietą o ciemnych włosach, okrągłej twarzy i dużych, orzechowych oczach, które odziedziczyłam właśnie po niej.

Ma na sobie prostą, ciemnozieloną, sięgającą kolan sukienkę, która idealnie podkreśla jej figurę i sprawia, że wygląda jak najprawdziwsza modelka. Dochodzę do wniosku, że chyba musi mieć w sobie coś z wampira, bo odkąd pamiętam, nie postarzała się ani odrobinę.

– Cześć, mamo – zwracam się do niej, bawiąc się paskiem płaszcza.

– Nie próbuj odwracać mojej uwagi, młoda damo – oznajmia, po czym sięga do torebki i wyjmuje z niej niewielką szczotkę. Zawsze ma przy sobie takie małe gadżety, które mogą się przydać w najróżniejszych sytuacjach. – Wyglądasz jak szczur, który przed chwilą wynurzył się z kanału. Przecież tak cię prosiłam, żebyś chociaż ten jeden raz prezentowała się jak należy.

– To samo jej powiedziałem – dodaje niepotrzebnie Anton. – Najwyraźniej twoja córka woli zachowywać się tak, jakby miała dziesięć lat.

Rzucam mu gniewne spojrzenie, lecz on tylko przygląda mi się tym swoim idiotycznym, niewzruszonym wzrokiem. Przysięgam na Boga, że wyrośnie na drugą babushkę, tylko bez laski. Chociaż może pewnego dnia ją odziedziczy, a wtedy będzie mnie przeganiał z kąta w kąt po całym domu.

Mama rozpina mi guziki płaszcza, a następnie zdejmuje go zręcznym, zdecydowanym ruchem.

– Najwyraźniej powinnam się cieszyć, że chociaż nie zniszczyłaś sukienki. Naprawdę nie mam już do ciebie siły, malyshka.

Wygładza jasnoróżową koronkę i poprawia wstążkę, która oplata moją talię, a potem rozczesuje mi włosy.

– Mamo, nic się nie stało. Zobacz – dodaję, obciągając sukienkę. – Nie martw się.

– Całe buty zniszczone! – krzyczy mama i podbiega do szafki pod schodami, by po chwili wrócić z inną parą, identyczną jak ta, którą mam na sobie. Tylko mama zawsze kupuje po dwa zestawy ubrań, bo wie, że w mgnieniu oka je zniszczę. Pomaga mi zmienić buty, a przemądrzały Anton tylko kręci głową. Mógłby już sobie stąd iść, ale uparcie sterczy obok, oparty o ścianę, z założonymi rękami i skrzyżowanymi nogami, nienagannie ubrany w elegancki garnitur, i przygląda mi się uważnie. Wygląda na to, że sprawia mu to ogromną przyjemność, kiedy może obserwować, jak mama karci mnie bez końca.

Mogę jedynie pochylić głowę i cierpliwie wszystkiego wysłuchać. Gdybym próbowała się stawiać, wtedy to już na pewno by mi się oberwało. Nie żebym miała w zanadrzu jakieś szczególnie mocne argumenty, których mogłabym w tej sytuacji użyć…

Po chwili otwierają się drzwi gabinetu i pojawiają się w nich tata i wujek Albert. Mój ojciec Akim Ivanov jest najprzystojniejszym, najbardziej troskliwym i charyzmatycznym mężczyzną, jakiego znam. Nie obchodzi mnie, że ludzie, którzy dla niego pracują, uważają, że jest tak samo apodyktyczny jak babushka. Wobec mnie i reszty rodziny nigdy się w ten sposób nie zachowuje, a tylko to tak naprawdę się liczy.

Anton jest do niego łudząco podobny, może poza ciemnymi włosami. Tymczasem ja wcale go nie przypominam, choć właśnie po nim odziedziczyłam złote włosy.

Kiedy tata mnie widzi, uśmiecha się szeroko i woła:

– Sasha!

Wyrywam się z bezlitosnego uścisku mamy i rzucam się mu w ramiona. Tata mnie przytula, po czym całuje w czubek głowy.

– Ślicznie wyglądasz, Sashenka.

– Bo w ostatniej chwili udało mi się uratować sytuację – wtrąca się zirytowanym głosem mama zza moich pleców.

– A ja zapobiegłem katastrofie – dodaje mój brat.

– No cała Sasha – oznajmia stryjek Albert, śmiejąc się serdecznie.

– Na tym właśnie polega mój urok – odpowiadam, uśmiechając się nieśmiało do ojca. – Prawda, tato?

Gładzi mnie po głowie.

– Oczywiście. Dla mnie zawsze będziesz moją małą córeczką.

– Właśnie!

– Nie zachęcaj jej, Akim – upomina go mama. – To przez ciebie potem taka jest.

– Popieram – dopowiada Anton, stając obok mamy. – Za bardzo ją rozpieszczasz, tato.

– Nic nie poradzę. Chcę, żeby jak najdłużej pozostała dzieckiem – odpowiada ojciec, obejmując mnie ponownie, a ja wtulam nos w jego klatkę piersiową.

Zapach taty kojarzy mi się z zimą. Pozornie wydaje się ostry, ale w głębi kryje ciepło. Ten mężczyzna jest moją kotwicą, twardo wbitą w dno morza.

Mama i Anton, którzy wierzą w wychowanie twardą ręką, kręcą tylko głowami, gdy tata obejmuje mnie ramieniem i prowadzi do jadalni.

Wszyscy znajdują się już w środku, rozmawiają swobodnie i zaczynają zajmować miejsca. Pomieszczenie zdobią okazałe dekoracje bożonarodzeniowe, a na środku stoi olbrzymi stół, który został zastawiony niezliczoną liczbą dań przykrytych złotymi kopułkami. Przy każdym miejscu leży estetycznie ułożone nakrycie.

Erik i Eduard robią do mnie miny, więc odpowiadam im tym samym, opierając się na tacie.

Wtedy nas i stryja Alberta zatrzymuje stryj Anatolij. To najmłodszy z braci mojego taty i ojciec bliźniaków. Jest szczuplejszy niż mój ojciec, jednak są tego samego wzrostu i mają podobne rysy. Niemniej w tej chwili na jego twarzy gości kamienna mina, a pod oczami rysują się ciemne kręgi.

Tata jest z nich najprzystojniejszy, a stryj Albert najmniej, ich trzeci brat zaś plasuje się gdzieś pośrodku. Jest też zabawny, przez całe życie opowiada dowcipy.

Tylko jakoś ostatnio zdarza mu się to dużo rzadziej.

Od kilku miesięcy wuj Anatolij wygląda tak, jakby ktoś wyssał z niego życie i pozostawił jedynie szkielet bez duszy.

Mojej uwadze nie umknęły również pewne zmiany w zachowaniu stryja Alberta. Zazwyczaj poświęcał nam chwilę swojego czasu, składał z nami coś, co kupiliśmy, jednak ostatnio już tego nie robi.

Jedynie tata pozostaje naszą niezmienną opoką, choć teraz ma wyraźnie podkrążone oczy, bo całymi dniami przesiaduje w gabinecie.

– Jaką decyzję podjęliście? – pyta cicho stryj Anatolij.

– To chyba nie najlepszy moment – szepcze wuj Albert.

– Zamknij się! – burzy się stryj Anatolij. – Powinniśmy byli to zawczasu powstrzymać, ale nie, kurwa, musieliśmy pójść na dno razem z całym statkiem…

Nie puszczając mnie, tata wyciąga wolną rękę i ściska go za ramię.

– Przestań, Anatolij. To nie jest ani odpowiedni czas, ani miejsce. Musisz wziąć się w garść. Zajmij miejsce obok żony oraz dzieci i zachowuj się, jak na Ivanova przystało. Daj sobie na wstrzymanie i uspokój się, do jasnej cholery.

Chociaż słowa te nie są skierowane do mnie, przechodzi mnie lodowaty dreszcz. Po raz pierwszy słyszę, by tata zwracał się do kogoś tak chłodno.

Wyraźnie widzę, że stryja coś gryzie, ale zamiast go pocieszyć, tata wręcz go upokorzył. Cóż, może to trochę zbyt mocne określenie. Po prostu sprowadził go na ziemię.

W jednej chwili na ustach taty pojawia się uśmiech, zupełnie jakby przełączył się z powrotem w tryb ojca, jakiego znam.

– Porozmawiamy po kolacji.

Stryj Anatolij wbija w braci wściekłe spojrzenie.

– Jesteśmy w poważnym niebezpieczeństwie, a ty myślisz tylko o jakiejś pieprzonej kolacji?

Kręci głową i nie czekając na odpowiedź, podchodzi do żony, po czym siada obok niej z poważną miną.

– Nie przejmuj się stryjkiem Anatolijem, Sashenka. Jest po prostu zmęczony – wyjaśnia tata i całuje mnie w czubek głowy. – Usiądź na swoim miejscu.

Całuję go w policzek, a potem kieruję się w stronę krzesła. Kiedy potykam się o czyjąś wystawioną nogę i prawie upadam, zauważam, że Erik i Eduard trzęsą się ze śmiechu.

Naszła was ochota na wygłupy?

Popycham krzesło Erika, po czym obaj prawie lądują na podłodze.

Wówczas dobiega mnie stukot laski o podłogę, dlatego od razu prostuję plecy. Babushka, która siedzi u szczytu stołu, mruży oczy, więc posyłam jej uśmiech i zajmuję miejsce obok bliźniaków. Tym gnojkom wcale nie przeszkadzałoby, gdyby babcia zatłukła mnie swoją laską.

Kiedy wszyscy już siedzą, babushka kiwa głową w stronę równie beznamiętnej ochmistrzyni, która daje znak pozostałym członkom personelu, by zdjęli kopuły znad poszczególnych półmisków.

Kiedy w nasze nozdrza wdzierają się niezliczone zapachy dań, pokój wypełnia się dźwiękami pełnych uznania westchnień. Stół ugina się pod ciężarem najróżniejszych rodzajów zup i ogromnej pieczeni z jagnięciny. Niektórym warzywom nadano nawet kształt choinek i gwiazdek.

Zaczynamy jeść, otacza nas gwar toczących się rozmów. Erik i Eduard próbują mnie sprowokować, ale ja ich kopię i szczypię pod stołem, aż w końcu zawodzą z bólu. Tym razem to na nich pada pełne niezadowolenia spojrzenie babushki.

Szef ochrony taty wbiega do sali z wykrzywioną twarzą. Po raz pierwszy widzę go tak zdenerwowanego.

Tata kieruje na niego surowe spojrzenie.

– Wyraźnie prosiłem, żeby nie przeszkadzać nam podczas rodzinnych posiłków!

– To pilna sprawa, proszę pana. Ktoś wyłączył główny system bezpieczeństwa, więc nie otrzymuję żadnych informacji od ochroniarzy na zewnątrz…

Milknie gwałtownie, gdy na jego czole pojawia się czerwona kropka z celownika laserowego, a po chwili rozrywa mu głowę na strzępy. Krew bryzga na świąteczne dekoracje i jedzenie na talerzach przed moimi kuzynami, a ciało mężczyzny z łoskotem osuwa się na podłogę.

Z głębi pokoju rozlega się przeraźliwy krzyk, ale ja nie jestem w stanie oderwać wzroku od zwłok ochroniarza. Kiedy w końcu udaje mi spojrzeć w górę, dostrzegam małe czerwone kropki na czole, klatce piersiowej i brzuchu mamy. Widzę je także na tacie.

Znaczą dosłownie wszystkich wokół.

O nie.

Tylko nie to.

Na zewnątrz rozlegają się ciężkie kroki, które brzmią, jakby dochodziły spod ziemi. Chociaż możliwe, że dobiegają z równoległego wszechświata.

Moje nadzieje legną w gruzach, gdy do jadalni wpada cała armia uzbrojonych mężczyzn. Są ubrani w czarne kombinezony bojowe, wojskowe trepy i masywne hełmy, a ich twarze skrywają się za kominiarkami. Wszyscy mają wielkie karabiny przewieszone przez klatki piersiowe. Takie sceny widziałam tylko raz, kiedy oglądałam film o drugiej wojnie światowej. Wcale mi się nie podobał. Opowiadał o oblężonym mieście, gdzie ginęli młodzi mężczyźni, a na ulicach piętrzyły się gnijące zwłoki. Pokazywał najohydniejszy okres w historii, kiedy chciwość i żądza władzy doprowadziły do śmierci milionów niewinnych istnień ludzkich.

Dlaczego czuję się, jakbym właśnie przeniosła się do tamtych czasów?

– Wszyscy na ziemię! – woła tata, po czym chwyta mamę za kark, ale zanim udaje mu się ją popchnąć na podłogę, z jego piersi tryska krew, a on spogląda na mnie, nawet gdy oczy zaczynają mu uciekać w tył czaszki.

Słyszę krzyk mamy, który jednak milknie nagle, gdy pocisk odrywa jej pół twarzy.

Krzyczę i krzyczę, ile tylko mam sił w płucach, ale mój wrzask zagłuszają dźwięki strzałów i pełne przerażenia wrzaski pozostałych osób. Żołnierze zachowują się jak roboty, eliminując kolejne osoby jedna po drugiej. Stryj Anatolij chwyta swoją ciężarną żonę i próbuje ją do siebie przyciągnąć, ale ciotka zostaje trafiona w brzuch. Wówczas brat ojca chwyta broń i krzycząc, zaczyna strzelać na oślep, jednak zanim zdąży opróżnić magazynek, jego plecy dosięga kula i wuj przewraca się prosto w kałużę krwi swojej nieżyjącej już żony.

Bum.

Bum.

Bum.

Nagle wszystko spowija mrok, choć nadal doskonale słyszę wrzaski, łkanie i jęki, a także inne dźwięki.

Wokół bez przerwy rozlegają się strzały.

Czuję też zapach krwi, któremu towarzyszą zawodzenie i szlochy.

Płacz dzieci.

Przerażone krzyki kobiet.

Wydaje mi się, że utknęłam w jakimś koszmarze i dlatego niczego nie widzę. Dopiero po chwili dociera do mnie, że ktoś wepchnął mnie pod stół, gdzie leżę twarzą do dywanu. Powoli podnoszę głowę.

– Sza – mówi Erik, który przyciska drżącą dłoń do moich ust, a na jego rzęsach dostrzegam ślady łez. – Przestań krzyczeć… Sasha, proszę…

Staram się oddychać, choć przeszkadza mi jego ręka. Nie jestem pewna, jednak chyba krzyczę od chwili, gdy zobaczyłam, jak zabito moich rodziców.

– Wszystko będzie dobrze – szepcze Erik, choć sam cały się trzęsie, a w jego błyszczących od łez oczach maluje się czyste przerażenie.

Czy on też widział, jak ginęli jego rodzice? Czy on… Gdzie jest Eduard? A Anton?

Chwytam Erika za dłoń obiema rękami, a on przyciąga mnie do siebie. Uświadamiam sobie, że Eduard stara się nas osłonić, podobnie jak Timur i Gavriil – synowie stryja Alberta. Znajdują się tuż obok nas, podczas gdy Erik i ja leżymy skuleni na podłodze, starając się wcisnąć w niewielką przestrzeń między stołem a ścianą.

Zaciskam palce na plecach Erika. Czuję, jak oboje drżymy i wtulamy twarze w nasze zmoczone łzami szyje. Serca walą nam tak głośno, że chyba za chwilę eksplodują. Zaciskam powieki tak mocno, że aż mnie bolą.

Nagle osuwa się na mnie jakiś ciężar, więc zaczynam gwałtownie szarpać Erika. Coś ciepłego spływa mi po głowie i policzkach. Otwieram delikatnie oczy.

Krew wsiąka w moją jasnoróżową sukienkę i spływa z czoła Erika, po jego policzkach i szyi. Kiedy spoglądam w górę, otwieram usta do krzyku, bo widzę pozbawione życia oczy Eduarda i Timura. W ich klatkach piersiowych dostrzegam dziury po kulach, a Timur nie ma połowy twarzy. Gavriil ściska rękami brzuch i krzyczy, podczas gdy z jego ran nieubłaganie płynie krew.

– Nie… – szlocha Erik, wyciągając rękę do swojego brata.

Puszcza mnie, twarz ma popielatą, a ślady łez znaczą jego pokryte krwią policzki.

– Eriku… Nie… Nie odchodź… – powtarzam, kurczowo trzymając go za nadgarstek drżącą dłonią. Jeśli się podniesie, dowiedzą się, że żyje…

Wtem Erik odskakuje do tyłu i już mam krzyknąć, lecz wtedy osuwa się na mnie. Przygniata mnie ciężar jego martwego ciała, a potem przestaję oddychać.

Przez chwilę wydaje mi się, że mnie też trafili.

Tylko że gdyby tak było, to czy nadal słyszałabym strzały? Czy czułabym spływającą na mnie krew?

Teraz krzyki i jęki ucichły, ale strzały rozbrzmiewają nadal. Chyba nigdy się nie skończą.

Jestem w stanie tylko trząść się jak osika, bezgłośnie płakać, leżąc w kałuży krwi, pod zwłokami własnych kuzynów.

W tej chwili pragnę tylko jednego – śmierci.

W myślach błagam o nią z całych sił…

Lecz ona nie nadchodzi.

ROZDZIAŁ 1

KIRILL

Dziś się żenię.

Tak się składa, że to mój drugi ślub w ciągu jednego tygodnia.

I choć nie wierzę w to całe ślubne szaleństwo ani w samą instytucję małżeństwa, pewne okoliczności sprawiły, że musiało do tego dojść.

Wszystko, co się obecnie dzieje, jest konieczne, żeby mój domek z kart nie runął. Już wkrótce poszczególne figury zajmą odpowiednie miejsca na szachownicy. Zresztą tak naprawdę od początku znajdowały się dokładnie tam, gdzie powinny.

Wszystko idzie zgodnie z moim planem.

Kościół jest wypełniony po brzegi. Na samym przedzie siedzą pakhan i przywódcy bractwa, a tuż za nimi pozostali członkowie różnych organizacji.

Zebrali się tu, by stać się świadkami nowego początku – pojawienia się człowieka, który będzie decydować o losach wszystkich i wszystkiego.

Czyli mnie.

Z uwagi na rangę tego wydarzenia cerkiew została obstawiona przez ochroniarzy z całego półświatka, nawet mysz się nie prześlizgnie. Jednak to Viktor kieruje całą operacją. W kwestii zapewnienia płynnego przebiegu ceremonii ufam wyłącznie jemu.

Większość moich ludzi rozlokowano w środku, a reszta czuwa na zewnątrz. Doskonale wiem, że Viktor nie zawiedzie, jeśli chodzi o odpowiednie zabezpieczenia.

Patrzę na zegarek i marszczę brwi, bo Maksim do tej pory nie dał znaku życia. Już dawno powinien się odezwać.

Chyba że… ktoś go zabił?

W duchu kręcę głową. Nie mógł zginąć. Maksim jest jednym z moich najlepszych ludzi, w walce dałby mu radę może jedynie Viktor, więc tylko jemu mogłem zlecić to delikatne zadanie.

– Proszę pana?

Podnoszę głowę i spoglądam na kapłana. Jego oczy otacza sieć drobnych zmarszczek, które świadczą o latach, które udało mu się przeżyć, choć w tej chwili z uwagą obserwuje mnie i moją rzekomo przyszłą żonę. Być może zbyt długo wpatrywałem się w zegarek, całkowicie ignorując tę przypominającą maszynę kobietę, która nigdy nie powinna być niczyją żoną.

A jednak nią zostanie.

Oczywiście, o ile po drodze nic się nie wysypie.

– Proszę wybaczyć – zwracam się do mężczyzny z ujmującym uśmiechem. – Nie mogę się już doczekać, aż będę mógł zabrać świeżo poślubioną małżonkę do domu i dlatego z taką niecierpliwością odliczam kolejne minuty.

W cerkwi rozlega się śmiech. Pop uśmiecha się i zapewnia mnie półgłosem, że nic się nie stało.

Niemniej Kristinie chyba wcale nie jest wesoło. Twarz ma bladą jak płótno i wygląda, jakby w każdej chwili miała zemdleć.

Dokładnie o to mi chodzi – zawsze zachowujesz się jak robot. Choć raz w swoim mizernym życiu okaż jakieś emocje.

– Proszę kontynuować – mówię do kapłana, po czym chwytam obleczone w rękawiczki dłonie Kristiny. Są wręcz lodowate, co w sumie pasuje do jej miny, a także trupiobladej cery.

Wpatruje się we mnie ciemnoniebieskimi oczami, w których nie dość, że nie ma ani krzty życia, to jeszcze są, kurwa, w niewłaściwym kolorze.

Jedyne oczy, o jakich w tej chwili myślę, łączą w sobie odcienie zieleni, brązu i złota, które zmieniają się w zależności od nastroju. Dłonie tamtej dziewczyny były ciepłe, gdy ich dotykałem, a z jej ust nie schodził uśmiech. Nawet uszczypnęła się w udo, kiedy myślała, że nie patrzę.

A jak z moich ust padło sakramentalne „tak”, w jej oczach najpierw zalśniły łzy, a potem wypełniły je szmaragdowe i złote iskry szczęścia. Była tak poruszona, że emocje wręcz z niej kipiały.

Tymczasem kobieta stojąca obok mnie wygląda, jakby miała pierdolony udar. I to zdecydowanie nie z powodu emocji, tylko raczej przez ich brak.

A żeby było jeszcze gorzej, szczerze wątpię, by córka Igora w jakikolwiek sposób mogła mi się przydać. Niemniej, jeśli informacje, które zebrałem, okażą się prawdziwe, może jednak warto będzie zaryzykować.

Zerkam z ukosa na pierwszą ławkę, w której siedzi Yulia wraz z moją siostrą Kariną, która ledwie się trzyma. Powiedziałem jej, że nie musi pojawiać się na ślubie, ale kategorycznie odmówiła i poprosiła, by towarzyszyła jej Anna. W tej chwili starsza kobieta trzyma moją siostrę za rękę, oczywiście ku zgorszeniu Yulii. Nie muszę dodawać, że moja najdroższa mamusia, jak przystało na socjopatkę, wolałaby, żeby żadna z nich nie brała udziału w tym wydarzeniu, ponieważ ich obecność ponoć rujnuje wizerunek naszej rodziny.

Co więcej, była przeciwna temu całemu ślubowi, czemu daje upust, rozglądając się wokół gniewnym wzrokiem.

Za to prawdziwa gwiazda dzisiejszego dramatycznego spektaklu cały czas pozostaje nieobecna.

Z kolei Igor, jego żona i syn uważnie obserwują widowisko, siedząc po stronie panny młodej. Albo raczej powinienem powiedzieć, że są skoncentrowani na Kristinie i jej postawie godnej pieprzonej królowej lodu.

Moja przyszła żona właśnie śledzi mój wzrok, po czym jej spojrzenie pada na Yulię lub na osobę, która powinna siedzieć obok niej, po czym dyskretnie odwraca się do kapłana.

– Czy ty, Kristino Petrova, bierzesz Kirilla Morozova za męża, wstępując z nim w święty związek małżeński, i ślubujesz go kochać, szanować, wspierać w zdrowiu i w chorobie, bez względu na wszystko, dopóki śmierć was nie rozłączy? – pyta pop.

Tymczasem Kristina patrzy na mnie niewidzącym wzrokiem. Pewnie wolałaby spoglądać w inne oczy, a nie napotykać moje beznamiętne spojrzenie.

– Ja… – zaczyna i milknie, po czym przełyka ślinę i na krótką chwilę zamyka powieki.

Widzę, że chwieje się na nogach i gdyby było mnie stać na choć minimalny ludzki odruch, pewnie wyciągnąłbym rękę, by ją podtrzymać. Tylko czy wówczas nie zabrakłoby w całej sytuacji tej odrobiny dramatyzmu?

Kątem oka dostrzegam, że Igor coraz bardziej prostuje się na swoim miejscu i najwyraźniej jego wzburzenie rośnie wraz z przedłużającym się milczeniem jego córki.

– Kristino? – powtarza pop, a wśród zgromadzonych gości rozchodzi się cichy szmer.

Moja narzeczona otwiera oczy, ale gdy na mnie spogląda, widzę w nich łzy, choć jej mina cały czas pozostaje niezmieniona.

To ci dopiero. Kto by pomyślał, że ta maszyna jest zdolna do uczuć?

Nie spodziewałem się, że wywinie dziś taki numer, a tu okazuje się, że wszystko przebiega znacznie lepiej, niż przewidywałem.

– Wszystko w porządku? – pytam na tyle głośno, by mój głos dotarł do całego pierwszego rzędu. Chcę, żeby Igor usłyszał, że traktuję jego córkę jak prawdziwy dżentelmen, który jednocześnie rozpieprza w trzy dupy reputację jej ojca.

Z jej drżących warg wydobywa się szept tak cichy, że ledwo go słyszę:

– Nie mogę…

– To tylko jedno krótkie „tak”, Kristino. Po prostu to powiedz.

Kobieta uparcie kręci głową.

– Wszyscy na nas patrzą, nawet twój drogi papa – dodaję coraz bardziej złowrogim, a nawet szyderczym tonem. – Musisz to powiedzieć.

– Nie! Nie mogę! – krzyczy na cały głos. Tym razem słyszę ją nie tylko ja, lecz także wszyscy zebrani w cerkwi.

Teraz naprawdę przeszła moje najśmielsze oczekiwania.

Kristina krzyczy? Publicznie? A przede wszystkim w ogóle potrafi krzyczeć? I to z takim uczuciem?

Czy ktoś mógłby podać jej coś na uspokojenie?

Nie sądziłem, że ta dziewczyna jest w stanie powiedzieć cokolwiek nie głosem robota.

Nie mówiąc już nic więcej, chwyta materiał sukni ślubnej, unosi go nad ziemią i wybiega z kościoła, zostawiając mnie stojącego samotnie przed ołtarzem.

Pewnie postronny obserwator stwierdziłby, że powinienem być wściekły albo czuć się upokorzony. Jednak prawda jest taka, że ledwo udaje mi się powstrzymać od śmiechu.

I tak to się właśnie robi.

Tłum milknie, lecz tylko na chwilę, bo zaraz znów podnosi się rwetes, a wszystkie oczy kierują się na mnie i Igora, który jest czerwony jak burak.

Czas odegrać rolę bohatera.

– Proszę wszystkich o spokój – odzywam się cichym, całkowicie opanowanym głosem. – Wygląda na to, że Kristinę nieco poniosły nerwy. Proszę pozostać na swoich miejscach. Zaraz do państwa wrócimy.

Ignorując rzucane w moją stronę spojrzenia i szepty, opuszczam kościół. Gdy tylko wychodzę na zewnątrz, u mojego boku pojawia się Viktor.

– Maksim się odzywał? – pytam, rozluźniając muszkę.

– Jeszcze nie, szefie.

Kurwa mać.

– Spróbuj go złapać na łączach – nakazuję, po czym zatrzymuję się przed cerkwią i odwracam do mężczyzny. – Gdzie podziewa się Yuri?

– Powiedział, że fatalnie się czuje i musiał wrócić do rezydencji.

Hmm. To zupełnie nie w jego stylu, żeby przegapić takie wydarzenie, ale na razie muszę wierzyć mu na słowo. Odkąd odesłałem Sashę, zarówno on, jak i Maksim w kółko łażą naburmuszeni, chociaż przecież to ona sama chciała odejść.

Zresztą Karina zachowuje się podobnie.

Przyłapałem ją i Maksima na wspólnej kawie, zupełnie jak wtedy, gdy dołączała do nich Sasha. Z tym że teraz, zamiast śmiać się i żartować, wzdychali jak stetryczałe staruszki.

A potem ta nieznośna dwójka zasrańców miała czelność robić mi wyrzuty i omal nie skończyło się na bójce. Yuri natomiast stał z boku i tylko piorunował mnie wściekłym wzrokiem. Oczywiście, gdy tylko na niego spoglądałem, przybierał neutralny wyraz twarzy, ale i tak coś mi tu śmierdziało.

Będę musiał się temu przyjrzeć, gdy tylko uporam się z tą gównoburzą. Wszystko po kolei.

– Zablokujcie wyjazd – polecam Viktorowi. – Żaden samochód stąd nie odjedzie bez mojego pozwolenia.

Kiwa głową i rusza w stronę bramy.

Natomiast ja zmierzam w przeciwnym kierunku, z ręką w kieszeni i lekkim uśmiechem na ustach. Tak jak przypuszczałem, Kristina skorzystała z tylnego wyjścia, które prowadzi bezpośrednio na parking dla obsługi.

Mimo że wybiegła, nie mogła poruszać się zbyt szybko, szczególnie że ma na sobie szpilki i suknię ślubną z niewiarygodnie długim trenem. Kiedy docieram na miejsce, Kristina krąży wśród stojących samochodów. Im szybciej się porusza, tym więcej łez spływa po jej policzkach, bo ewidentnie nie potrafi znaleźć tego, czego szuka.

Przystaję za rogiem i rzucam okiem na zegarek. W tym tempie zdążę wrócić do swojej prawdziwej żony szybciej, niż zakładałem. Aczkolwiek na razie brakuje mi tylko popcornu, bo czeka mnie nie lada przedstawienie.

Kristina w końcu przestaje się miotać jak pozbawiona głowy kura i po chwili zaczyna szczerze ronić łzy, mimo że do tej pory zachowywała się jak robot.

– Gdzie jesteś? Pojawiłam się tu tak, jak prosiłeś… Gdzie jesteś…?

Milknie, a potem wypuszcza z rąk suknię, która opada na ziemię. Wówczas między samochodami pojawia się nie kto inny, jak mój młodszy brat, który teraz przypomina jebanego olbrzyma. Zbliża się zdyszany, jedną rękę wciska do kieszeni, a w drugiej trzyma broń.

– Konstantin… – szepcze Kristina.

– A jednak przyszłaś – oznajmia mój brat, który wygląda w tej chwili tak chłopięco, jakby nagle odmłodniał o dziesięć lat.

Cóż za niezręczna sytuacja.

Kristina niepewnie stawia krok w jego stronę.

– Nie… Nie byłam w stanie tego zrobić. Nawet jeśli rodzice się mnie wyrzekną, a brat będzie chciał zabić, nie mogłam… nie mogłam poślubić Kirilla, skoro za każdym razem w jego twarzy widziałam wyłącznie ciebie. Po prostu… nie potrafiłam.

– To dobrze, bo gdybyś się tu nie pojawiła, porwałbym cię i trzymał jako zakładniczkę, zanim ten skurwiel, który uważa się za mojego brata, zdołałby się z tobą ożenić.

Pierdol się, kutasie. Gdyby nie ja, nic z tego by się dzisiaj nie wydarzyło.

– Och, Konstantinie. – Moja narzeczona gładzi go po policzku. – Kocham cię. Całe życie bez słowa podporządkowywałam się obowiązkom i zdążyłam się pogodzić z tym, że dla swojej rodziny stanowię jedynie kartę przetargową. Nigdy nie pozwoliłam sobie na jakiekolwiek uczucia, żyłam wyłącznie myślą o swoich powinnościach, ale kiedy na mojej ścieżce pojawiłeś się ty, wszystko się zmieniło. I choć nienawidzę cię za to, że mnie w sobie rozkochałeś, za nic w świecie bym tego nie oddała.

Mój brat zaciska ręce na jej talii i przyciąga ją do siebie.

– Ja też cię kocham, milaja. Tylko dla ciebie każdego ranka otwieram oczy.

A potem zaczyna ją całować tak, jakby chciał ją pożreć, wydając przy tym ohydne dźwięki.

Muszę bardzo nad sobą panować, by nie przewrócić oczami albo nie porzygać się w duchu, aż w końcu wyciągam telefon i robię kilka zdjęć.

Tylko mój brat mógł okazać się na tyle pompatyczny, by użyć tak oklepanego określenia w stosunku do swojej kobiety. Powiedział do niej „moja najmilsza”.

Z drugiej strony zaskakująco dobrze pasuje to do Kristiny.

Kiedy wreszcie odklejają się od siebie, ona się uśmiecha i wyciera szminkę z jego ust.

– Co teraz zrobimy? Jeśli papa cię zobaczy… Wolę nawet o tym nie myśleć. A Kirill? Co on ci zrobi?

– Pierdolę tego dupka.

Hej. To tak mi dziękujesz za pomoc?

– Chodźmy – oznajmia zdecydowanym głosem Konstantin. – Nikt nie spojrzy na nas przychylnym okiem, skoro zostawiłaś mojego wspaniałego braciszka przed ołtarzem. Winą obarczą ciebie, mnie oberwie się zdecydowanie mniej, ale i tak nie pozwolę, byś musiała sama przez to przechodzić.

– Tylko że… papa i Alexei nie puszczą nam tego płazem – protestuje Kristina drżącym głosem. – Nie znasz mojego brata. W przeciwieństwie do ojca nie wie, co to dyplomacja, więc od razu cię zabije. Nie mogę… Nie mogę do tego dopuścić.

– Jestem gotów zaryzykować, jeśli dzięki temu będziemy mogli być razem.

– Ale… co z twoimi marzeniami i planami na przyszłość?

– Nic mi po nich, skoro miałbym się nimi cieszyć bez ciebie.

Mam już powyżej uszu rzewnego pierdololo Konstantina, więc wychodzę zza narożnika, teatralnie klaszcząc w dłonie.

– Brawo! Ogromnie podoba mi się koncepcja zakazanej miłości. Niemniej muszę przyznać, że zdecydowanie powinniście popracować nad dialogami.

Oboje natychmiast sztywnieją, a Konstantin nawet zasłania Kristinę własnym ciałem, jakbym miał mu ją wydrzeć z objęć.

Jestem w pełni świadom, że mój brat nie ucieka się tak często do przemocy jak, dajmy na to, Damien, ale mimo wszystko miewa chwile słabości i zdaje się, że teraz nadeszła jedna z nich, bo zaciska palce na broni, którą cały czas trzymał na widoku.

– Może wyjaśnisz mi, co tu robisz z moją niedoszłą żoną, Konstantinie?

Wygina górną wargę w groźnym grymasie.

– Ona nigdy nie będzie twoją żoną. Jest tylko moja, do kurwy nędzy.

W odpowiedzi zwracam się do niego nonszalanckim tonem:

– Czyżby? A omówiłeś tę kwestię z Igorem? Albo z Alexeiem? Chyba że od razu poszedłeś do pakhana? Bo, jak zapewne się orientujesz, bractwo nie pochwala tego typu zagrywek. Wręcz ich nie toleruje. Dodajmy też, że rozchodzi się tu nie tylko o jej głowę, ale i o twoją.

– Zwolnij ją z danego słowa – mówi niemal błagalnie.

Od dnia, w którym zaciągnąłem się do armii, mój brat nigdy o nic mnie nie błagał. O nic też nie prosił, a rozmawiał ze mną tylko po to, by odgrywać rolę pokornego sługusa Yulii.

Nie łączyły nas najlepsze stosunki od czasu wydarzeń, które wywołały u Kariny traumę na całe życie, ale gdy potem postanowiłem opuścić dom, wpatrywał się we mnie tym samym błagalnym wzrokiem. Takim, jakim młodszy brat spogląda na starszego. Pamiętam, jak wtedy powiedział: „Proszę, nie zostawiaj nas”.

Za to teraz rzuca:

– Przecież cieszysz się na tyle silną pozycją, że mógłbyś zerwać te zaręczyny.

– To prawda, obawiam się jednak, że nie mogę być stroną, która narusza umowę zawartą z Igorem i pakhanem. Gdybym to zrobił, naraziłbym na szwank własne interesy.

– Kirill – zaczyna mówić mój brat, choć widzę, że z trudem zachowuje spokój, a pewnie najbardziej chciałby mi przyłożyć. – Czy chociaż raz w życiu, nawet na krótko, mógłbyś przestać być takim jebanym egoistą i pomyśleć o mnie?

– Ale dlaczego? Już kiedy wyjechałem do Rosji, stwierdziłeś, że nie jestem twoim bratem, prawda? Mam nagle udawać, że wszystko jest cacy, bo mnie potrzebujesz? Poza tym w tej chwili wyświadczam ci ogromną przysługę. Jak myślisz, dlaczego kilka dni temu cię sprowokowałem? – pytam, a on otwiera szeroko oczy, w których pojawia się błysk zrozumienia.

Dobra, może zachowałem się jak ostatni dupek i powiedziałem Konstantinowi, że nie mogę się doczekać, aż wezmę sobie żonę, która co noc będzie mnie obsługiwać w łóżku. Co prawda miałem na myśli zupełnie inną kobietę, ale on nie miał o tym pojęcia i pewnie gdybym się w porę nie odsunął, dosięgłaby mnie jego pięść.

A jednak dzięki temu wybiegowi potwierdziłem własne podejrzenia. No i widziałem ich razem na przyjęciu zaręczynowym. Nie mogłem wtedy puścić pary z gęby, bo musiało dojść do tego ślubu. Teraz na twarzach Konstantina i Kristiny maluje się absolutne zaskoczenie, bo byli do tego stopnia pochłonięci swoim małym romansem, że zupełnie umknęło im to, że w tym rozdaniu to nie oni dostali wszystkie asy.

Zbudowałem im już całkiem zgrabny domek z kart i jeśli odpowiednio rozegrają tę partię, być może go nie zniszczę.

– Czyli… zrobiłeś to celowo? – pyta mój brat.

– Nie mogę tego wykluczyć.

– Wiedziałeś o nas?

– Być może.

– W takim razie dlaczego? – sapie Konstantin. – Dlaczego, do chuja ciężkiego, poszedłeś na układ, w którym miałeś poślubić moją kobietę?

– Bo oficjalnie nie była twoja, a przede mną pojawiła się okazja, by zyskać coś więcej, więc z niej skorzystałem.

– Ty pierdolony…

– Stul pysk – warczę, stając z nim oko w oko. – Za chwilę będą tu Igor, Alexei i pakhan. Być może ściągną tu również swoich ochroniarzy albo i cały ten tłum, który zebrał się w kościele, choć szczerze w to wątpię, bo przed chwilą wysłałem Igorowi i Alexeiowi to śliczne zdjęcie, na którym się całujecie.

Odblokowuję telefon i pokazuję im dowód na to, że wylizywali sobie migdałki.

Kristina zaczyna drżeć i odpycha Konstantina.

– Szybko! Uciekaj! Mnie oszczędzą, ale ciebie na pewno zabiją.

– Nie – syczy mój brat. – Może cię nie zabiją, ale za to sprzedadzą temu, kto zapłaci najwięcej. Jeśli nie Kirillowi, to komuś innemu.

– Proszę, idź już, Kosta – dodaje zapłakana i rozpaczliwie go popycha, jednak on ani drgnie. – Błagam cię.

– Nigdzie się bez ciebie nie ruszę – odpowiada mój brat, po czym obejmuje ją w pasie i przyciąga do siebie.

– I stracisz wszystko, co tak długo budowaliście z Yulią? – pytam protekcjonalnym tonem.

– Gówno mnie to obchodzi.

– Jestem pewien, że tak właśnie jest. Ale Kristina ma rację. Jej ojciec wraz z bratem wytropią cię i zabiją za to, że splamiłeś jej honor. Poza tym, czy naprawdę chcesz, żeby przez resztę życia żyła w strachu? A co z tobą? Jesteś ambitnym facetem, masz mnóstwo planów na przyszłość. Rozumiesz chyba, że odsuną cię od wszystkich spraw i cały czas będziesz musiał oglądać się przez ramię?

– Wygląda na to, że nie mamy wyboru, skoro nie chcesz nam pomóc.

– Kto powiedział, że nie chcę? – pytam, unosząc brew. – Powiem więcej, dam wam życiową szansę. Musicie tylko zrobić, co każę.

Spogląda na mnie, mrużąc oczy.

– Co tym razem planujesz?

– Coś miłego – szepczę. – Zaczynamy.

Zgodnie z tym, co powiedziałem kilka minut temu, z kościoła wychodzą tylko Igor, Alexei i pakhan. Kristina tymczasem stara się, choćby częściowo, wsunąć za Konstantina. Te dwa gołąbeczki pewnie spotykają się w tajemnicy od dłuższego czasu, aczkolwiek dopiero teraz, gdy wszystko się posypało, zebrali się do kupy i postanowili wyznać sobie dozgonną miłość. Co zrobić? Było mi to na rękę.

– Kristino! – grzmi Igor. – Co to ma znaczyć?!

Jego córka zaciska usta, a potem mamrocze:

– Ja… kocham Konstantina. Zawsze go kochałam.

Alexei unosi rękę zapewne po to, żeby ją uderzyć albo szarpnąć, lecz mój brat chwyta go za nadgarstek i wbija w niego wściekłe spojrzenie.

– Nie waż się jej, kurwa, tknąć.

Alexei jest postawnym gościem, mniej więcej tego samego wzrostu, co mój brat, a mimo to spogląda na niego z góry i oznajmia:

– Odsuń się od mojej siostry, zanim cię zajebię.

– Już, już, bez nerwów – wtrącam się i staję między nimi, bez trudu ich rozdzielając. – Nie trzeba zaraz uciekać się do przemocy, skoro zebraliśmy się tutaj, by świętować to radosne wydarzenie.

– Natychmiast poślubisz Kirilla – zwraca się do córki Igor, ona jednak tylko kręci głową i wbija paznokcie w marynarkę Konstantina.

– Obawiam się, że nie mogę ożenić się z kobietą, która należy do innego mężczyzny, Igorze, zwłaszcza jeśli jest nim mój brat.

Na twarzy Igora pojawia się grymas.

– Zawarliśmy przecież umowę.

– Owszem, ale nie dotrzymałeś swojej części. Obiecałeś mi rękę córki, niemniej, jak się okazuje, nie dość, że znalazła już sobie mężczyznę, to jeszcze jest z nim w ciąży.

Wszyscy łącznie z Konstantinem i Kristiną natychmiast milkną.

Oczywiście kobieta wcale nie jest w ciąży, ale szkoda byłoby przepuścić taką okazję i dodatkowo nie posypać rany Igora solą. Poza tym ten element odgrywa ważną rolę w kolejnym etapie mojego planu.

– Ty zasrany bydlaku! – Alexei ponownie doskakuje do mojego brata, choć tym razem odsuwam się z drogi, by zdołał go trafić.

Musiał przecież spuścić trochę pary. Z gardła Kristiny dobiega krzyk, a Konstantinowi tryska krew z nosa.

Kiedy Alexei ponownie podnosi pięść, sam blokuję cios i rzucam mu wściekłe spojrzenie.

– Za pierwszym razem pozwoliłem ci go uderzyć z czystej uprzejmości, ale jeśli jeszcze raz podniesiesz rękę na mojego brata, to ci nogi z dupy powyrywam.

Kątem oka zauważam, że Konstantin otwiera ze zdziwienia usta, przez co wygląda jak kompletny idiota.

Owszem, moja relacja z bratem może nie należy do łatwych, ale nikt nie będzie z nim zadzierał.

– Alexei. – Igor, kręcąc głową, przywołuje do porządku syna, który wreszcie się wycofuje.

Spoglądam na pakhana, którego panowanie dziś dobiegnie końca. Przygląda się całemu zajściu w pełnym dezaprobaty milczeniu. Sergei nie jest głupcem, więc jestem przekonany, że wie, do czego to wszystko zmierza.

– Skoro to Igor wycofał się z umowy, na co wskazuje fakt, że Kristina porzuciła mnie przed ołtarzem i nosi dziecko innego mężczyzny, żądam, bym właśnie dziś otrzymał tytuł.

– Co, do… – zaczyna Alexei, lecz Igor znów kręci głową.

– Kirill ma rację. Nie dotrzymaliśmy umowy i nic tego nie zmieni.

– Zgadza się, jednak nie zapominajmy, że cenię sobie uczciwość, Igorze. Nie skompromituję cię na oczach wszystkich ani nie zamierzam uznać cię za człowieka pozbawionego honoru. Co jak co, ale łączyła nas umowa. Mimo wszystko chciałbym ci zaproponować układ – oznajmiam, ściskając Konstantina za ramię. – Kristina wejdzie do mojej rodziny, dzięki czemu zawrzemy sojusz, który wcześniej uzgodniliśmy.

Konstantin wciąż stoi z rozdziawioną gębą jak jakiś debil, więc rzucam mu znaczące spojrzenie, żeby wziął się wreszcie w garść. Po chwili odchrząkuje i oznajmia:

– Będę ją chronić nawet za cenę własnego życia.

Igor jakiś czas milczy, ale potem nabiera powietrza, kiwa mi głową i odpowiada:

– Dziękuję.

– Pakhanie? – pytam z uniesioną brwią.

– Ależ z ciebie pieprzony manipulant. W dodatku tak bardzo przypominasz mi mojego brata, że zaczyna mnie to niepokoić – kwituje Sergei i wzdycha przeciągle. – Niemniej wydaje mi się, że właśnie tacy ludzie zostają najlepszymi przywódcami, więc dam ci zielone światło, Kirill. Zobaczymy, czy uda ci się utrzymać pokój, czy wszystko spierdolisz.

Uśmiecham się krzywo.

– Czas pokaże.

– Wracamy do domu – warczy Alexei i chwyta Kristinę za ramię, ale dziewczyna jeszcze mocniej przywiera do Konstantina i spogląda na niego oczami pełnymi przerażenia.

– Teraz nasz dom jest również jej domem – oświadczam. – Skoro ten ślub zgromadził takie tłumy, dajmy ludziom powód do świętowania.

Wtedy Konstantin naprawdę mnie przytula. Sentymentalny dupek, słowo daję. Klepię go po plecach. Naturalnie tylko po to, by zachować pozory. Nic więcej.

Absolutnie nic.

Nawet nie pamiętam, kiedy ostatni raz objąłem tego gówniarza. Chyba kiedy byliśmy jeszcze dziećmi. Nadal prawdziwa z niego przylepa, pod tym względem nic się nie zmienił.

Poza tym przytula się jak baba. Tak tylko mówię.

A kiedy to wszystko się skończy, zostanę pakhanem i będę mógł świętować ze swoją kobietą.

Nie, ze swoją żoną.