The Candidates. Panna Richwood - Marcel Moss - ebook + audiobook

The Candidates. Panna Richwood ebook i audiobook

Marcel Moss

3,7

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

10 osób interesuje się tą książką

Opis

W ŚWIECIE WIELKICH PIENIĘDZY I POKUS PRAWDZIWA MIŁOŚĆ TO BEZCENNY SKARB.
W dniu osiemnastych urodzin Jasmine Stokes otrzymuje od rodziców list, który wywraca do góry nogami jej spokojne
i poukładane życie. Dowiaduje się z niego, że jako niemowlę została przez nich adoptowana, a jej jedynym żyjącym krewnym jest tajemniczy miliarder Bernard Richwood.
Początkowo niechętna, za namową bliskich Jasmine decyduje się na podróż do Kalifornii. Na miejscu poznaje stryja i wprowadza się do jego luksusowej, pilnie strzeżonej rezydencji.
W miarę upływu czasu Jasmine nabiera coraz więcej pewności, że Richwood nie mówi jej wszystkiego. Dlaczego przez osiemnaście lat zatajał przed nią prawdę na temat jej pochodzenia? I jakie tajemnice skrywa utworzona przez niego organizacja Silver Seven, do której należą najbogatsi
ludzie świata?
Wkrótce Richwood składa jej propozycję: uczyni ją jedyną spadkobierczynią ogromnej fortuny, jeśli zostanie w Richwood Residency i w ciągu roku wyjdzie za mąż za jednego
z wybranych przez niego kandydatów. I tak się składa, że wszyscy są synami członków Silver Seven.
„Myślałem, że mam wszystko. Dopiero gdy cię poznałem, dotarło do mnie, że nie miałem nic.”

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 340

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 9 godz. 7 min

Lektor: Marcel Moss
Oceny
3,7 (292 oceny)
107
58
72
40
15
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
AnnaSzczepkowska

Z braku laku…

Bohaterka to jedna z bardziej denerwujących postaci. Niby się buntuje ale i tak robi co jej każą. Dopiero końcówka książki zrobiła się odrobinę ciekawsza, ale to zabieg żeby nakłonić czytelnika, aby sięgnął po kolejny tom. Ja raczej podziękuję.
90
Artigiana

Z braku laku…

Ciężko uwierzyć, że to książka Mossa.Potworna grafomania.
51
Karus133

Z braku laku…

nudna, nic się nie dzieje, jak człowiek dobije tak do 80% książki nagle autor przypomina sobie że może czas ogarnąć fabułę opisana w zajawce. książka jest wstepniakiem do kolejnych części. bardzo słaba nie polecam.
40
Sm00czyca

Nie polecam

Nowa książka Marcela Mossa, którego styl bardzo lubię, choć uważam, że ostatnimi czasy mocno idzie w ilość, a nie jakość, co widać często w braku researchu. Jak było tutaj? Styl niezmiennie mi się podoba. Lubię lekkie pióro autora. I właściwie na tym kończą się plusy. Po dłuższym zastanowieniu nie ma w tej książce nikogo, kogo dałoby się polubić. Jas ma ciekawe odpowiedzi, ale to jak często zmienia zdanie, dobija. Jest tak zmienna i tak irytująca w tych swoich rozkminach, że zwyczajnie mam jej dość. Theo natomiast ma wielką tajemnicę. Prosi pracodawcę, by móc powiedzieć o niej Jas, po czym zabiera ją daleko, opowiada łamiącą serce historię, po czym irytuje się, że dziewczyna chce widzieć w kimś dobro. Już abstrahując od tego, że w ogóle mocno dziwna ta tajemnica i jakoś jej nie kupuję. Theo okazuje się mega rozczeniowym, bezczelnym, wściekłym na wszystko i wszystkich młodym człowiekiem, którego zupełnie nie polubiłam. Nie da się polubić kogoś, kto obraża się jak dziecko, bo ktoś ...
41
Justyna_1987

Z braku laku…

zdecydowanie wolę mroczne książki tego Autora
20

Popularność




 

 

 

 

 

 

 

Prolog

 

 

 

– Panno Jasmine, informuję, że rozpoczęliśmy zniżanie do lotniska w Los Angeles. – Z głośnika wmontowanego w panel nad moją głową wybrzmiał niski głos pilota. – Proszę o zapięcie pasów bezpieczeństwa. Wylądujemy za około dziesięć minut. Dziękuję za wspólną podróż i życzę miłego pobytu w Kalifornii.

Niemal w tej samej chwili podeszła do mnie ubrana w elegancki czarny uniform stewardesa. Tuż przed startem z lotniska w Springield przedstawiła się jako Olivia. Już wtedy poprosiłam ją, by mówiła mi po imieniu. Na szczęście zapamiętała.

– Na lotnisku czeka już na ciebie Kurt, zaufany szofer pana Richwooda – wyjawiła po upewnieniu się, że mam zapięty pas. – Zawiezie cię prosto do Hidden Hills.

– Czy mogę cię o coś zapytać, Olivia? Jaki jest ten mój stryj?

– Nie powiem ci, bo chociaż pracuję tu już cztery lata, spotkałam go tylko raz. Było to zeszłego lata podczas lotu do Seattle. A już myślałam, że w ogóle go nie poznam, bo on bardzo rzadko podróżuje.

– Nie rozumiem… W takim razie po co mu prywatny odrzutowiec?

– Nie odrzutowiec, a odrzutowce – poprawiła mnie z uśmiechem. – Ma ich pięć i wszystkie służą do transportu osób do jego rezydencji.

– Pan wygodnicki… Ale cóż, tacy jak on pewnie mogą sobie na to pozwolić.

– Pewnie tak… – odpowiedziała Olivia i wróciła na swoje miejsce.

Następne minuty spędziłam, podziwiając przez okno skropioną przedpołudniowym słońcem panoramę Los Angeles. Właśnie spełniało się moje wieloletnie marzenie. Zawsze chciałam udać się w podróż do Kalifornii, ale nigdy nie sądziłam, że nastąpi to w takich okolicznościach. Byłam zwyczajną nastolatką, która nigdy wcześniej nie leciała samolotem, a jedynym wielkim miastem, które odwiedziłam, było Chicago. A tymczasem dzisiaj siedziałam na pokładzie prywatnego odrzutowca należącego do jednego z najbogatszych ludzi świata. Bernard Richwood… Człowiek, który dosłownie wywrócił moje życie do góry nogami. Dwudziestego siódmego maja zupełnie nieoczekiwanie dowiedziałam się o istnieniu krewnego, który, jak się okazało, postanowił ni stąd, ni zowąd uczynić mnie jedyną spadkobierczynią ogromnego majątku. W najśmielszych snach nie napisałabym dla siebie takiego scenariusza.

Po płynnym lądowaniu Olivia i druga stewardesa zniosły po schodach moje wypchane po brzegi walizki i przekazały je czekającemu na dole mężczyźnie. Ubrany był w szary garnitur, do którego dobrał czarną koszulę.

– Dzień dobry, panno Stokes. Mam na imię Kurt – powiedział oficjalnym tonem dobrze zbudowany, ale mocno już siwiejący czterdziestokilkulatek. Jego gładka, pozbawiona zmarszczek mimicznych twarz nie zdradzała żadnych emocji. – Proszę za mną.

Po kilku minutach szybkiego marszu dotarliśmy do parkingu dla VIP-ów. Kurt umieścił walizki w bagażniku czarnego cadillaca, a następnie otworzył mi tylne drzwi.

– Dziękuję – rzuciłam w trakcie wsiadania.

– Będziemy w RR za około trzydzieści pięć minut – powiedział tuż po tym, jak zajął miejsce za kierownicą.

– RR? – dopytałam ze zdziwieniem, bo nigdy wcześniej nie słyszałam tego skrótu.

– Richwood Residency – sprecyzował i szybkim ruchem uruchomił auto.

Ruszyliśmy. Byłam tak przejęta podróżą i tak pełna obaw przed spotkaniem z moim jedynym żyjącym krewnym, że nie byłam w stanie podziwiać widoku za oknem. Próbowałam podpytać Kurta o stryja, ale szybko wyczułam, że szofer nie chce o nim rozmawiać. Stwierdził jedynie wymijająco, że „pan Richwood bardzo się cieszy na nasze spotkanie”. Wkrótce zatrzymaliśmy się przed jedną z bram prowadzących do Hidden Hills, a serce omal nie podeszło mi do gardła. Wciąż nie mogłam w to wszystko uwierzyć. „Totalne szaleństwo”, pomyślałam, po czym wysłałam mojej przyjaciółce Katie zdjęcie białego szlabanu.

„Już dotarłaś? Czaaaad! To kiedy wpadasz na kawę do Miley Cyrus?” – spytała, załączając roześmianą emotkę.

„No wiesz? Mogłabyś chociaż powiedzieć, że wszystko będzie dobrze…” – odpisałam.

„A dlaczego miałoby nie być? Nie panikuj, Jas. Richwood to twój przyjaciel, nie wróg. Zapomniałaś już, jak miło się do ciebie zwracał w liście?”

„Pisał go osiemnaście lat temu. A co, jeśli jest teraz zupełnie innym człowiekiem?”

„Bądź dobrej myśli. Gdyby było z nim coś nie tak, jego pracownicy raczej dyskretnie by cię uprzedzili” – stwierdziła Katie.

„Jasne… Oczerniałabyś własnego pracodawcę? Poza tym sami nie wiedzą o nim zbyt wiele. Stewardesa, która pracuje dla niego od czterech lat, tylko raz widziała go na oczy. Mam złe przeczucia…”

Katie skwitowała moją wiadomość trzema kropkami, a za minutę dodała:

„Weź głęboki wdech i ciesz się chwilą. WSZYSTKO BĘDZIE DOBRZE. Tylko nie każ mi zbyt długo czekać na pierwsze relacje ;)”

Po mniej więcej dziesięciu minutach powolnej jazdy krętą drogą podjechaliśmy pod ogromną, żelazną bramę, otoczoną wysokim na co najmniej piętnaście stóp murem. Kurt wyjął ze schowka czip, którym ją otworzył, a następnie wjechał na porośnięty drzewami i idealnie przystrzyżonymi krzewami teren parku. Niemal na każdym zakręcie przy drodze stał mężczyzna w czarnym garniturze i okularach przeciwsłonecznych. Domyśliłam się, że to pracownicy ochrony, choć zdziwiło mnie, że jest ich tak dużo. Chciałam nawet spytać Kurta, czy Richwood zawsze w ten sposób witał gości, ale nim się obejrzałam, zza drzew wyłonił się potężny, trójkondygnacyjny pałac z różową fasadą, mnóstwem prostokątnych okien i trójkątnym szczytem. Nie sądziłam, że na celebryckim osiedlu pełnym nowoczesnych willi znajdę klasycystyczny budynek. Oddzielał go od nas okrągły plac, w którego środku umiejscowiono fontannę w kształcie kobiety trzymającej na głowie donicę.

– Jesteśmy na miejscu, panno Stokes – powiedział Kurt tuż po tym, jak zaparkował auto przed Richwood Residency. Następnie opuścił prędko pojazd i otworzył mi drzwi.

– A moje walizki? – spytałam, gdy wskazał ręką wejście do budynku. Zdobione witrażem drzwi znajdowały się za czterema kolumnami, które podpierały szeroki balkon.

– Zaniosę je do pokoju. Zapraszam do środka. Pan Richwood pani wyczekuje.

Nie chciałam wchodzić sama do cudzego domu, dlatego zaczekałam, aż Kurt wyjmie z bagażnika walizki, a potem ruszyłam z nim w stronę drzwi. To był ten moment. Za chwilę miałam poznać człowieka, który wywarł kluczowy wpływ na moje życie. Człowieka, który przed laty jedną decyzją dramatycznie zmienił wszystko.

 

 

 

 

 

 

Rozdział 1

 

Osiem dni wcześniej

 

 

 

– Na pewno chcesz sobie zrujnować tak ważny wieczór? – Moja przyjaciółka Katie wyłączyła silnik starego volvo swojego taty i spojrzała na mnie z troską. Następnie przeniosła wzrok na zegarek, po czym dodała: – Dokładnie za dwie godziny i dwadzieścia siedem minut staniesz się oficjalnie dorosła. Powinniśmy teraz leniuchować w twoim pokoju i zajadać się pizzą, a nie uganiać za tym dupkiem. On na to nie zasługuje.

– Wiem, Katie, ale chcę to już mieć za sobą. Jeśli Camille mówiła prawdę i Shane rzeczywiście jest w środku z Jenną, to chcę przed nimi stanąć i powiedzieć, co o nich myślę.

– Nie rozumiem, dlaczego tak ci na tym zależy. Po co dokładać sobie bólu? Łatwiej byłoby wyżyć się na nim na iMessage, a potem zablokować jego numer – przekonywała mnie.

– Nie powstrzymuj jej, Katie – odezwał się siedzący za mną Lucas. – Lepiej stawić czoła prawdzie, nawet najgorszej, i pozbyć się złudzeń.

– Serio w takiej chwili raczysz nas swoimi mądrościami? – Katie przewróciła oczami, po czym otworzyła drzwi i wystawiła lewą nogę z auta. – W porządku, chodźmy. Tylko potem nie płacz mi do rękawa przez pół dnia i nie powtarzaj: „Powinnam była cię posłuchać”.

– Nawet jeśli wyjdzie na twoje, to przytulisz mocno Jas i puścisz dopiero wtedy, gdy się uspokoi. A potem otrzesz palcem łzy z jej policzków i powiesz, że nigdy jej nie opuścisz. – Przyjaciel poklepał mnie po ramieniu.

– Oczywiście, że jej nie opuszczę, bo jest moją najlepszą przyjaciółką – odparła Katie. – Co nie zmienia faktu, że uważam przyjazd tutaj za beznadziejny pomysł. – Po tych słowach ścisnęła mi dłoń i powiedziała spokojniejszym tonem: – Słuchaj, Jas, ja po prostu nie chcę, byś cierpiała. A wiem, że gdy tam wejdziesz i zobaczysz Shane’a z Jenną…

– Jakoś to przeżyję – weszłam jej w słowo.

– Na pewno? – dopytywała wyraźnie zmartwiona Katie.

– Wiem, że się o mnie martwisz. Gdybym była na twoim miejscu, też pewnie próbowałabym cię odwieść od konfrontacji.

– W takim razie dlaczego…?

– Bo zgadzam się z Lucasem. Wolę najgorszą prawdę niż życie w kłamstwie i nieświadomości – odpowiedziałam, po czym wysiadłam z auta. – Idziecie ze mną?

Dom Aarona, jednego z kolegów wciąż jeszcze mojego chłopaka, znajdował się na niewielkim wzniesieniu, do którego prowadziło kilkadziesiąt schodków. Przez dłuższą chwilę przyglądałam się z ulicy głośno rozmawiającym na balkonie ludziom i wsłuchiwałam w dobiegającą z otwartych, rozświetlonych okien muzykę.

– Czyli tak się bawi szkolna elita… Współczuję sąsiadom Aarona – powiedziała Katie, która, podobnie jak ja, nie lubiła hucznych imprez ani zabaw do białego rana. Miała też od dawna na pieńku z Shanem i jego kumplami. Pamiętam naszą kłótnię, gdy zeszłej wiosny powiedziałam jej o wiadomości, którą Shane wysłał mi na Instagramie. Spytał, czy nie chciałabym wpaść do niego na wieczór gier tylko we dwoje. Katie nie wiedziała, że wcześniej pisaliśmy ze sobą przez kilka tygodni. Gdy wyznałam jej prawdę, zagroziła, że jeśli przyjmę zaproszenie, to więcej się do mnie nie odezwie.

– To gorsze niż wbicie noża w plecy. Zapomniałaś już, co ten kretyn zrobił mojej rodzinie?!

– Shane nie miał nic wspólnego z próbą podpalenia warsztatu twojego taty – odparłam. – Policja potwierdziła jego alibi: przez cały weekend nie było go nawet w mieście.

– Może i nie, ale jednym z wandali był David, jego najlepszy kumpel – nie odpuszczała Katie. – To oczywiste, że Shane był w to zamieszany.

– W takim razie jak wytłumaczysz to, że od razu po tym incydencie Shane przestał się zadawać z Davidem?

– Damage control – odrzekła z przekonaniem w głosie Katie. – Znam Shane’a na tyle dobrze, by wiedzieć, że zdradziłby każdego, byle tylko ratować swój tyłek.

W tamtej chwili nie wierzyłam Katie. Lubiłam rozmowy z Shanem i pragnęłam lepiej go poznać. Czułam, że w głębi duszy był skromnym i poukładanym chłopakiem, a nie zapatrzonym w siebie osiłkiem, jak mogłoby się wydawać. W końcu Katie odpuściła i dała mi swoje błogosławieństwo.

– Nie pochwalam tego, co robisz – westchnęła z rezygnacją – ale jeśli czujesz, że Shane to ten jedyny, trzymam za was kciuki.

– Wymiatasz, wiesz? – Rzuciłam jej się z wdzięcznością w objęcia.

– Też mi odkrycie – prychnęła Katie.

Żałuję, że jej wtedy nie posłuchałam. Prawda była taka, że cieszyło mnie zainteresowanie najpopularniejszego ucznia Springfield High School. Większość dziewczyn w szkole marzyła o tym, by Shane chociaż na nie spojrzał. Charyzmatyczny, pewny siebie brunet z szerokimi ramionami, oliwkową cerą i błyszczącymi, bursztynowymi oczami, który zawsze był w centrum uwagi. Stanowił całkowite przeciwieństwo mnie: cichej, zakompleksionej szatynki, która w obawie przed krytyką nigdy nie wychodziła przed szereg. Mógł mieć każdą dziewczynę, a jednak wybrał akurat mnie, choć nie byłam tak przebojowa. I chyba właśnie tym mnie zdobył. Wierzyłam, że zobaczył we mnie to, czego inni nie potrafili dostrzec. Byłam głupia i naiwna. Szkoda, że tak późno to sobie uświadomiłam.

– Jeszcze możesz się wycofać. – Katie trzymała mnie za drżącą rękę, gdy przebywający w domu imprezowicze wykrzykiwali słowa refrenu piosenki Kill Bill autorstwa SZA: I might kill my ex, not the best idea. His new girlfriend’s next, how’d I get here?

– Że też akurat w tej chwili musieli puścić ten kawałek. – Stojący przed nami Lucas próbował zdławić śmiech, ale w końcu nie wytrzymał i zaniósł się chichotem. – Sorry, Jas.

– Nie szkodzi. Też bym się śmiała, gdyby nie to, że serce za chwilę wyskoczy mi z piersi – odrzekłam i nabrałam powietrza w płuca. – Chodźmy. Chcę to już mieć za sobą.

Wkrótce znaleźliśmy się przy drzwiach, zza których dobiegał szum muzyki wymieszanej z dziesiątkami nakładających się na siebie głosów. Zanim zdążyłam położyć dłoń na klamce, drzwi otworzyły się, a przed nami stanął kumpel Shane’a, Mike.

– No hej. – Przyłożył dłoń do policzka zaskoczonej Katie, po czym teatralnie zachwiał się i omal nie osunął na ziemię. – O rany, na twój widok aż straciłem czucie w nogach.

– Żebyś zaraz nie stracił go gdzieś jeszcze – syknęła przez zaciśnięte zęby Katie. Następnie odepchnęła Mike’a i przekroczyła próg domu. – Na co czekacie?

Pół minuty później przedzieraliśmy się przez tłum ludzi, z których większość widziałam pierwszy raz w życiu. Imprezowicze pili alkohol z czerwonych kubków i nie zwracali na nas uwagi. Zewsząd uderzał mnie smród potu i marihuany, a na domiar złego nie mogłam zlokalizować Shane’a. Przez głowę przeszła mi myśl, że może Camille kłamała i tak naprawdę wcale go tu nie było. Zaczęłam żałować mojego przyjazdu. Gdyby nie Lucas, który szedł za mną i nieustannie mnie popychał, pewnie zawróciłabym i wybiegła na zewnątrz.

Gdy w końcu udało nam się dotrzeć do salonu, zaskoczył nas jeszcze większy tłum. Prawie wszyscy sprawiali wrażenie pijanych, choć dałabym sobie rękę uciąć, że większość nie miała nawet ukończonych dwudziestu jeden lat.

– Wiedziałaś, że Shane ma aż tylu znajomych? – krzyknął mi do ucha Lucas.

– Nie, ale nie wiedziałam o nim wielu rzeczy, jak się okazuje.

Im dłużej patrzyłam na tych ludzi, tym większą czułam satysfakcję z tego, że nigdy nie dałam się Shane’owi wciągnąć w to towarzystwo. Z początku regularnie zapraszał mnie na imprezy i przekonywał, że polubię jego znajomych. Teraz właśnie przypominałam sobie wszystkie te sytuacje, kiedy mnie o to męczył. Zwłaszcza jedna zapadła mi w pamięć…

– Nie daj się prosić. Będzie fajnie. Mike i Damon ciągle o ciebie wypytują – naciskał Shane tamtego dnia, podobnie jak wiele razy wcześniej.

– To ciekawe… Mieli trzy lata, by się mną zainteresować. Tymczasem żaden z nich nawet nie powiedział mi „cześć”, gdy mijaliśmy się na korytarzu – broniłam się.

– Daj spokój. Nic nie mówili, bo cię nie znali. Teraz jest inaczej. Jesteś moją dziewczyną, a to z automatu czyni cię członkinią naszej grupy. Moi przyjaciele są twoimi przyjaciółmi – upierał się jak zwykle.

– Nieprawda, Shane. Przyjaciele to ludzie, których sami sobie wybieramy. – Ja też nie dawałam za wygraną i pamiętam, że wierzyłam głęboko w to, co mówiłam.

– W porządku, bardzo możliwe, że nie zostaniecie przyjaciółmi. Mimo to mogłabyś się dla mnie poświęcić i spędzić trochę czasu z osobami, które są dla mnie ważne – tłumaczył dalej Shane.

– Zabawne, że akurat ty mówisz o poświęceniu. Odkąd jesteśmy razem, tylko raz spędziłeś ze mną piątkowy wieczór.

– Przecież zawsze umawiasz się z Katie i tym, jak mu tam…

– Nie mam aż tak wielu przyjaciół, żebyś nie był w stanie zapamiętać ich imion – rzuciłam niemal ze złością. – Poza tym Katie i Lucas nie mają nic przeciwko temu, byś uczestniczył w naszych spotkaniach. No co, kotku? Mógłbyś się dla mnie poświęcić i spędzić trochę czasu z osobami, które są dla mnie ważne – przedrzeźniałam go, bo mimo wszystko humor mnie nie opuszczał.

– To dwie kompletnie różne sytuacje. Nie masz tylu znajomych, co ja, więc nie wiesz, jak to jest. Nie mogę tak po prostu się z nimi nie widywać, bo wypadnę z towarzystwa.

– No tak, towarzystwo jest dla ciebie ważniejsze od dziewczyny. W sumie mogłam się tego spodziewać…

– To nie tak… – Shane przyciągnął mnie do siebie i namiętnie pocałował, co spowodowało, że irytacja mi minęła. – Liczysz się tylko ty. Nawet nie waż się w to wątpić.

– Hm… No nie wiem… Jakoś mało przekonujący był ten pocałunek – odpowiedziałam, drocząc się z nim.

– Tak sądzisz? – Shane uśmiechnął się złowieszczo, po czym popchnął mnie na łóżko i przycisnął swoim umięśnionym ciałem.

Po godzinie pieszczot nie pamiętałam nawet, o co się sprzeczaliśmy. Tak było za każdym razem. Wystarczyło, że Shane okazywał mi choć trochę zainteresowania, bym wszystko mu wybaczała… Psychologowie twierdzą, że silne uczucie do drugiej osoby uniemożliwia często trzeźwą ocenę sytuacji i odbiera zdolność racjonalnego myślenia. Przytrafia się to często osobom, które doświadczają pierwszej miłości. To właśnie wtedy dochodzą do głosu gromadzone przez lata uczucia. Osoba niedoświadczona w miłości idealizuje drugą połówkę, ignorując wszelkie sygnały ostrzegawcze. Dopiero niedawno uświadomiłam sobie, że przez ostatni rok właśnie taka byłam. Ślepo wierzyłam we wszystko, co mówił mi Shane, i nie słuchałam przyjaciół, którzy delikatnie sugerowali mi, że mój chłopak nie jest wobec mnie fair. W końcu mleko musiało się rozlać. Pech chciał, że doszło do tego krótko przed moimi osiemnastymi urodzinami.

Tymczasem z głębokiego zamyślenia wyrwała mnie Katie, która sprowadziła mnie brutalnie z powrotem na ziemię, mówiąc:

– Widzę Aarona, tam, koło pianina.

Złapała mnie za rękę i zaprowadziła nas pod stojący przy ścianie biały instrument. Jeden z imprezowiczów siedział przy nim i udawał, że gra. Z kolei opierający się o parapet Aaron trzymał w ustach papierosa i siłował się z zapalniczką. Gdy wreszcie udało mu się go odpalić, zaciągnął się i spojrzał w moją stronę. – Jasmine? – spytał zaskoczony, gdy przybliżyłyśmy się do niego z Katie. – A co ty tu robisz?

– Szukam Shane’a. Wiesz, gdzie go znajdę?

– Shane’a? Ale…

– Nie próbuj go kryć. Wiemy, że tu jest. W dodatku z osobą towarzyszącą. – Na twarzy Katie pojawił się grymas zgorszenia, za co byłam jej wdzięczna.

– Nie kryję go. Po prostu nie widziałem go od jakiejś godziny. Mogę go poszukać – odparł po kilku sekundach namysłu Aaron.

– Żebyś go ostrzegł? Nie ma mowy. Zostaniesz tu ze mną. – Lucas chwycił go lekko za przedramię. O dziwo Aaron nie próbował mu się wyszarpać.

– Jak chcesz. To i tak nie moja sprawa.

– Rozdzielmy się. Ja sprawdzę dół, a ty górę – zaproponowała Katie.

– Okej.

Wchodząc po schodach, czułam przeszywające mnie dreszcze. A gdy stanęłam przed drzwiami do jednego z pokoi, ponownie zapragnęłam uciec. Bałam się tego, co zobaczę po otwarciu drzwi. Jakaś część mnie wciąż idealizowała Shane’a i odpędzała od siebie negatywne myśli. Nie chciałam wierzyć, że chłopak, któremu oddałam serce, tak okrutnie mnie potraktował. Pielęgnowałam w sobie kłamstwo ze strachu przed zranieniem. Robiłam to jednak zbyt długo. Nadszedł czas, bym poznała prawdę, jakakolwiek by ona była.

Odetchnęłam z ulgą, gdy po otwarciu drzwi zobaczyłam jedynie dwie plotkujące dziewczyny. Podeszłam do kolejnych drzwi, a zanim nacisnęłam klamkę, po moim ciele rozeszło się nieprzyjemne ciepło. Niepewnie weszłam do środka i spostrzegłam całującą się w łóżku parę. Dziewczyna siedziała na chłopaku, zasłaniając jego twarz. Krew uderzyła mi do głowy, gdy uzmysłowiłam sobie, że Shane niedawno kupił sobie podobne szare dresy.

– Sh-shane? – wydukałam, a wtedy dziewczyna obróciła się przez ramię i zeszła z chłopaka, który zapytał z irytacją:

– Czego?

Zignorowałam pytanie, zatapiając wzrok w jej partnerze. Nigdy wcześniej nie widziałam tego człowieka.

– Przepraszam – rzuciłam, zanim w pośpiechu opuściłam pomieszczenie. Miałam już podejść do trzecich drzwi, gdy usłyszałam dobiegający ze schodów głos Katie.

– Znalazłam go – powiedziała. – Jest w ogrodzie za domem. Tylko Jas… Musisz wiedzieć, że…

– Chodźmy – odparłam i ruszyłam żwawo w jej stronę.

– Zaczekaj. – Katie zablokowała mi przejście. – Potrzebuję twojego pozwolenia.

– Pozwolenia?

– Wiesz, że nigdy nie zrobiłabym niczego za twoimi plecami, dlatego…

– Katie, o co chodzi? – poganiałam ją, coraz silniej drżąc z nerwów.

– Po prostu pozwól mi dać w pysk temu sukinsynowi – wyjaśniła stanowczo moja przyjaciółka. – Zresztą przywalę mu nawet, jeśli się nie zgodzisz.

Jej słowa sprawiły, że zrobiło mi się słabo. Miała rację. Shane zdradził mnie z Jenną. Chłopak, którego pokochałam, nigdy nie liczył się z moimi uczuciami.

– Odsuń się. Idę tam. – Odepchnęłam lekko Katie i zbiegłam po schodach z zaciśniętymi pięściami. – Przepraszam… Przepraszam – powtarzałam, przebijając się przez tłum pijących i tańczących do przeboju Rihanny imprezowiczów. Gdy wreszcie dotarłam do otwartych na oścież drzwi salonowych, przystanęłam i zamknęłam oczy. – Tylko nie zrób nic głupiego – szeptałam do samej siebie, odsuwając w czasie nieuniknione. A potem wykonałam trzy kroki do przodu i znalazłam się na tarasie.

– Jas! – Katie zjawiła się przy mnie i chwyciła za rękę.

– Gdzie on jest? – spytałam, rozglądając się po pomieszczeniu. Długą, ustawioną przy ścianie kanapę okupowało jakieś dziesięć osób. Nie mam pojęcia, jak udało im się tam wcisnąć.

– W altanie. Zaprowadzę cię – odpowiedziała Katie, po czym zbliżyła się do pary siedzącej na schodkach prowadzących do ogrodu. Chłopak, w którym rozpoznałam kolegę Shane’a z drużyny koszykarskiej, całował dziewczynę w szyję, a ta głośno się śmiała. – Przepraszam – powiedziała moja przyjaciółka, ale kompletnie ją zignorowali. Postanowiła ich wyminąć, ale przechodząc obok nich, niechcący wytrąciła dziewczynie kubek z dłoni.

– Ej! Uważaj, jak leziesz! – krzyknęła młoda, posyłając Katie gniewne spojrzenie.

– A ty uważasz, jak wymachujesz łapskami? – odpowiedziała moja przyjaciółka i zaraz zwróciła się do mnie: – Są tam. – Wskazała ulokowaną przy płocie niedużą altanę. – Chodźmy.

– Zostań tu, Katie. Sama pójdę.

– Jesteś pewna?

– Tak – odpowiedziałam drżącym głosem.

– Okej. Zaczekam tutaj.

– Dzięki – odrzekłam i obróciłam się na pięcie. – Katie, a może jednak… – rzuciłam po pokonaniu kilku kroków. Przyjaciółka natychmiast do mnie dołączyła i wzięła pod rękę.

– Jestem przy tobie. Wszystko będzie dobrze – uspokoiła mnie.

Następne pół minuty było dla mnie niczym wieczność. Z każdym kolejnym krokiem czułam się coraz bardziej ciężka, a gdy od altany dzieliło nas nie więcej niż piętnaście stóp, zatrzymałam się i przełknęłam ślinę.

– Nie dam rady, Katie. Boję się.

– Wiesz, że najchętniej bym cię stąd wyprowadziła, ale skoro już tu przyjechałaś, to miej to za sobą. Powiedz mu w twarz, co o nim sądzisz, a potem odwróć się do niego plecami i wyjdź z altany z podniesioną głową. – Katie uścisnęła mnie mocno. – Poradzisz sobie.

– Obyś miała rację – odrzekłam cicho i ruszyłam w stronę wejścia. Nagle wyrósł przede mną wysoki, kościsty brunet, trzymający w dłoni butelkę po whisky.

– Pójdę po następną – rzucił do kogoś za drewnianą ścianą. Zaczekałam, aż mnie wyminie, a następnie weszłam do środka. I wtedy ich ujrzałam. Shane siedział na ławce i obściskiwał się z kompletnie pijaną Jenną. Dziewczyna nie miała na sobie koszulki i strasznie bełkotała, gdy mój chłopak ściskał jej ledwo mieszczące się w czarnym staniku piersi.

– Ykhm – chrząknęłam głośno. Wydawało mi się, że Shane mnie zobaczył, bo zerknął na moment w moją stronę, ale zaraz zatopił twarz w biuście Jenny, dlatego dodałam podniesionym głosem: – Jak mogłeś?!

Gdy nasze spojrzenia wreszcie się skrzyżowały, Shane uniósł brwi.

– Jasmine? Ale… co ty tu robisz?

Choć miałam mu tak wiele do powiedzenia, to jednak nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa. Stałam przed nimi z zaciśniętymi zębami i przyglądałam się ledwo przytomnej Jennie, która szturchała ramię Shane’a, próbując zwrócić na siebie jego uwagę. Mój już-nie-chłopak odepchnął ją lekko, wstał z ławki i w ułamku sekundy znalazł się przy mnie. Objął mnie w biodrach i przez dłuższą chwilę coś do mnie mówił. Nie zrozumiałam jednak ani słowa. Jego głos przypominał niskie dudnienie. W pewnym momencie docierało do mnie jedynie ledwo słyszalne echo. Shane był tuż obok, a jednocześnie dalej niż kiedykolwiek…

– Jas… Wszystko okej? – Zza pleców dobiegł mnie wyraźny głos Katie. Wtedy ocknęłam się z transu i gwałtownie cofnęłam.

– Nie dotykaj mnie – wysyczałam do Shane’a.

– Kotku, to nie tak jak myślisz. Nie rób afery… Tylko się wygłupialiśmy, co nie, Jenna?

– Jesteś żałosny – odparłam, posyłając mu nienawistne spojrzenie. – Nigdy więcej się do mnie nie odzywaj.

– Ale Jas…

– Głuchy jesteś? Zostaw ją w spokoju! – Katie objęła mnie w boku i wyprowadziła z altany. Shane jednak nie odpuszczał i podążył za nami aż do samochodu.

– Nie wmówisz mi, że nigdy nie zrobiłaś niczego głupiego po pijaku. Kreujesz się na świętoszkę, ale oboje wiemy, że w rzeczywistości jesteś…

– Odwal się wreszcie! – weszła mu w słowo Katie. Tymczasem z prawej strony podbiegł do nas Lucas.

– Tu jesteście! Wszędzie was szukałem.

– Super. Teraz rodzinka jest w komplecie. – Idący obok mnie Shane pogardliwie prychnął i ścisnął mi mocno rękę powyżej nadgarstka. – Czyli co, tak po prostu wyjdziesz i mnie zostawisz? Naprawdę sądzisz, że ci na to pozwolę?

– To boli! – jęknęłam przez łzy.

– Ma boleć. Mnie się nie porzuca. Myślałem, że to wiesz.

– Puść ją, gnoju! – Katie odepchnęła go z taką siłą, że Shane ledwo ustał na nogach. – Tylko spróbuj jej jeszcze raz dotknąć, a cię załatwię!

– Katie, odpuść. To nie ma sensu… Katie, spójrz na mnie… – mówiłam do ogarniętej furią przyjaciółki. Jeszcze nigdy nie widziałam jej w takim stanie.

– Idziemy do auta. – Lucas chwycił wzburzoną Katie za rękę. Minęło kilka sekund, zanim przestała mu się opierać.

– Proszę bardzo, uciekaj. – Shane pomachał mi na pożegnanie, rechocząc przy tym. Gdy byłyśmy już przy pojeździe, krzyknął: – I tak jesteś moja, Jas! Nikomu cię nie oddam!

– Usiądź z nią z tyłu – polecił mi Lucas. Następnie zaczekał, aż zajmiemy miejsca, po czym zamknął drzwi i ruszył szybkim krokiem w stronę Shane’a.

– LUCAS! – W pośpiechu wysiadłam z auta, ale było już za późno. Mój przyjaciel powalił Shane’a na trawnik, przycisnął mu kolano do torsu i przyłożył dwa razy w twarz prawym sierpowym. A potem wstał i wrócił do mnie z uśmiechem satysfakcji.

– Spadamy stąd, Jas. Ja prowadzę – powiedział, zanim wsiedliśmy do auta.

Milczeliśmy przez kilka przecznic. Emocje wciąż w nas buzowały, bo oddychaliśmy szybko, a nasze ciała drżały. Gdy zatrzymaliśmy się na czerwonych światłach, Lucas wyciągnął ze schowka paczkę papierosów.

– Cholera – syknął chwilę później, próbując odpalić zapalniczkę. Gdy zorientował się, że jest pusta, cisnął nią ze złością o siedzenie obok i nabrał powietrza w płuca.

– Nie powinieneś był tego robić, Lucas – odezwałam się po chwili. – Shane jest mściwy. A co, jeśli doniesie na ciebie policji?

– Mam to gdzieś. I tak go oszczędziłem. – Zanim światło zmieniło się na zielone, obrócił się przez ramię, posłał mi szeroki uśmiech i zapytał: – A może jakieś „dziękuję”?

– Głupek. – Zdusiłam śmiech i chwyciłam dłoń siedzącej obok Katie. – Nie poradziłabym sobie bez was. Jesteście najlepsi – dodałam po chwili, a wtedy Katie pociągnęła nosem i szybkim ruchem palca otarła wilgotne od łez oczy.

– Nie no, komedia. Ryczę, choć przecież to nie ja straciłam chłopaka.

– Co się dzieje, Katie? – spytałam zmartwiona.

– Co się dzieje? Jest mi przykro, bo moja najlepsza przyjaciółka zmarnowała rok życia na skończonego dupka.

– Och, kochana… – Przycisnęłam ją do siebie i pocałowałam w głowę. Wtedy Katie kompletnie się rozkleiła, a ja wraz z nią.

– Chociaż przyznaj, że konkretnie nawrzeszczałam gardłowo na Shane’a. – Katie zaśmiała się przez łzy, nawiązując do sformułowania popularnego wśród użytkowniczek Wattpada.

– Moja kochana obrończyni. – Ścisnęłam jej dłoń. – Byłaś jak zawsze bezlitosna. Strach z tobą zadzierać.

– Żebyś wiedziała.

Dziesięć minut później Lucas zaparkował wzdłuż ulicy nieopodal mojego domu.

– Do północy została godzina i dwie minuty – oznajmił po wyłączeniu silnika. – Mamy jeszcze czas, by uratować ten wieczór. To co, może szybki konkurs karaoke?

– Przepraszam was, ale chyba wolałabym pobyć sama…

– Ale Jas… – odezwała się zaskoczona Katie. Jej oczy wciąż były spuchnięte od łez.

– Spokojnie, nic mi nie będzie. Po prostu jestem tym wszystkim wykończona… Czuję, że gdy tylko upadnę na łóżko, zasnę w przeciągu chwili.

Katie i Lucas spojrzeli po sobie, po czym jednocześnie wzruszyli ramionami.

– No dobrze, jak uważasz. W takim razie wszystkiego najlepszego, kochanie – odrzekła moja przyjaciółka.

– Dziękuję. – Pożegnałam się z nią długim uściskiem.

– Do zobaczenia w dorosłym życiu – powiedział Lucas, posyłając mi szeroki uśmiech. – Odezwij się jutro.

– Jasne.

Po opuszczeniu auta pomaszerowałam szybko w kierunku domu. Zanim weszłam do środka, pomachałam przyjaciołom na pożegnanie. Dopiero wtedy Lucas odpalił silnik.

– A gdzie Kat i Lou? – spytała siedząca w fotelu przed telewizorem mama. Jako jedyna tak ich nazywała. Towarzyszył jej tata, który stał przy oknie z grobową miną. Martwiłam się o niego. Zawsze uchodził za optymistę, który potrafił rozweselić największego ponuraka, a ostatnio na próżno było szukać na jego twarzy uśmiechu. Mama też wydawała się dziwnie przygaszona, a gdy pytałam, czy mają z tatą jakieś kłopoty, wymigiwała się od odpowiedzi.

– Wrócili do domu – odpowiedziałam szybko, unikając jej spojrzenia. – Idę spać. Padam z nóg.

– Zaczekaj. Czy coś się stało? Myślałam, że będziecie świętować do rana…

– Zmiana planów. Po prostu jestem zmęczona.

– Córciu… Chcielibyśmy ci złożyć życzenia – odezwał się tata.

– Jutro, tato, dobrze? Dzięki – zbyłam go resztką sił.

Po wejściu do swojego pokoju zamknęłam drzwi na klucz i momentalnie osunęłam się na podłogę. Zdruzgotana zasłoniłam usta dłońmi i przez kilka minut z całych sił powstrzymywałam się od krzyku rozpaczy. Nie powiedziałam Katie i Lucasowi, jakie wrażenie zrobił na mnie widok Shane’a i Jenny. Przez całą podróż samochodem zaciskałam zęby, starając się przy nich nie rozpłakać. I tak wystarczająco już obarczyłam przyjaciół swoimi problemami. Prawda jest taka, że sama byłam sobie winna. Gdybym posłuchała Katie i Lucasa, uniknęłabym cierpienia. Właśnie dlatego musiałam teraz przejść przez piekło.

Gdy wreszcie udało mi się uspokoić, odsłoniłam usta i wydałam z siebie ciche westchnięcie. Stało się. Straciłam chłopaka. Naiwnie wierzyłam, że uda mi się oszukać system i Shane będzie tym jedynym, na zawsze. Tymczasem skończyliśmy tak jak większość nastoletnich par. Zanim podniosłam się z podłogi, powtórzyłam sobie kilka razy w myślach, że jakoś to przetrwam. Musiałam. I gdy już wydawało się, że sytuacja była opanowana, wybuchłam niekontrolowanym szlochem, a łzy zaczęły mi strumieniami wypływać z oczu.

Nagle rozległo się pukanie do drzwi.

– Jas? Możemy wejść? – usłyszałam głos Katie.

– K-katie? – spytałam łamiącym się głosem i w pośpiechu przetarłam dłońmi mokrą twarz. – M-myślałam, że p-pojechaliście…?

– Yhy… Serio uwierzyłaś, że byśmy cię dziś zostawili? Słabo nas znasz. – Nacisnęła na klamkę. – Otwieraj albo powiem Lucasowi, by wyważył drzwi.

– Okej, okej. – Wstałam i przekręciłam kluczyk. A potem stanęłam twarzą w twarz z zatroskanymi Katie i Lucasem. Nie musiałam nic mówić. Wszystko wiedzieli.

– Chodź tu. – Wyższy o dwie głowy Lucas przytulił mnie i pozwolił, bym wypłakała mu się do piersi. W tym czasie Katie masowała mnie po plecach i powtarzała, że cokolwiek się wydarzy, zawsze będziemy mogli na siebie liczyć.

– Nikt i nic tego nie zmieni. Zrozumiałaś?

Rozumiałam doskonale. Nasza przyjaźń była niezniszczalna.

 

 

 

 

 

 

Rozdział 2

 

 

 

– Hej, Jas. Witamy w dorosłości – wyszeptała leżąca obok mnie Katie.

– Która jest godzina? – Przeciągnęłam się, a następnie zmieniłam pozycję na siedzącą.

– Dochodzi dziesiąta. Spałaś jak zabita i strasznie chrapałaś.

– Musiałaś mnie pomylić z Lucasem – odparłam i rozejrzałam się po pokoju. Na podłodze leżał napompowany materac. – Nie ma go?

– Wyszedł jakieś pół godziny temu. Wspomniał, że musi gdzieś zawieźć ojca. Kazał ci przekazać, że wieczorem spotykamy się u niego na wspólnym pieczeniu pizzy. Nie przyjmuje odmowy.

– I tak nie mam nic innego do roboty – powiedziałam z rezygnacją w głosie, a po chwili dodałam: – Katie, przepraszam…

– Za co?

– Dobrze wiesz… Gdyby nie wy, pewnie przepłakałabym całą noc. A tak beczałam jedynie do drugiej.

– I tak byłaś dzielna. Obstawialiśmy z Lucasem, że dopiero koło piątej się uspokoisz.

– Oż ty – zasyczałam i żartobliwie szturchnęłam Katie.

– Jas, musisz mi obiecać, że już nigdy więcej nie wylejesz tylu łez z powodu faceta. Oni nie są tego warci.

– Nie martw się. Po tym wszystkim nieprędko na jakiegoś spojrzę. Wiesz, Katie… Od początku miałaś rację co do Shane’a. Żałuję, że cię nie posłuchałam.

Słysząc to, moja przyjaciółka uśmiechnęła się z satysfakcją.

– Grunt, że poszłaś po rozum do głowy i już zawsze będziesz robić wszystko, co ci rozkażę.

– Nie zapędzaj się, kochana… – Pogroziłam jej teatralnie palcem. – To co, omlet na śniadanie?

– Bardzo chętnie.

 

*

 

Po śniadaniu pożegnałam się z Katie i jeszcze raz podziękowałam jej za wsparcie.

– Nie wiem, jak ci się odwdzięczę.

– Coś wymyślę. Poproszę cię o przysługę wtedy, gdy będziesz się tego najmniej spodziewać. – Na jej twarzy zagościł szelmowski uśmiech. – To co, do zobaczenia wieczorem?

– Tak. Do zobaczenia.

Zanim wróciłam do swojego pokoju, przyjęłam życzenia urodzinowe od mamy i taty, którzy nie kryli wzruszenia.

– Wiesz, że jesteś dla nas całym światem, prawda? – Mama z trudem powstrzymywała się od płaczu. Zdziwiło mnie jej zachowanie, bo zwykle była powściągliwa. Twierdziła, że wiecznie radosny tata nadrabiał za nich dwoje.

Przez następne godziny leżałam w łóżku i słuchałam ułożonej wspólnie z przyjaciółmi playlisty, którą zatytułowaliśmy Normal People Do Nothing on Fridays. Ustaliliśmy, że każdy z nas może dodać taką samą liczbę piosenek, a jako iż nasze gusta kompletnie się różniły, playlista była bardziej chaotyczna niż lokalna stacja radiowa. Spokojne utwory z moich ulubionych płyt Taylor Swift, Folklore i Evermore, przeplatane były tanecznymi kawałkami Dui Lipy, którą uwielbiała Katie. A jakby tego było mało, Lucas dorzucił parę rockowych kawałków i trzy ostatnie albumy Drake’a. Powstała mieszkanka wybuchowa, która niejedną osobę przyprawiłaby o ból głowy. Nam to jednak nie groziło, bo lubiliśmy to, że byliśmy tak różni – także pod względem charakteru…

Lucas to taka odważniejsza wersja mnie. Marzyciel, który dążył do realizacji postawionych sobie celów. Od najmłodszych lat pragnął zostać gitarzystą i choć jego rodziców nie było stać na lekcje gry, nie poddawał się i trenował sam z pomocą filmików na YouTubie. W zeszłym roku założył zespół, z którym coraz częściej koncertował. Na razie lokalnie, ale obie z Katie byłyśmy przekonane, że czekała ich wielka kariera. Z kolei Katie to istny wulkan energii, przez co wszędzie było jej pełno. Zawsze też musiała mieć ostatnie słowo i żartowała, że jest liderką naszej paczki, irytując tym Lucasa. Mnie to akurat nie przeszkadzało. Lubiłam, gdy Katie wyręczała mnie w wielu sprawach, z którymi sama jako introwertyczka bym sobie nie poradziła. Nie żebym ją wykorzystywała, ale widziałam, z jaką łatwością przychodziło jej choćby wykłócanie się z ludźmi. Kiedyś pożarła się z moją sąsiadką, której pies wybiegł na ulicę i ugryzł mnie w łydkę, gdy akurat schodziłam z roweru. Pani Stephens sugerowała, że to moja wina, bo pewnie sprowokowałam zwierzaka. Innym razem Katie zrobiła awanturę sprzedawcy ze sklepu z pamiątkami, po tym, jak oszukał mnie na parę dolarów. Przekonywałam ją, że to nic takiego i najwyżej więcej tam nie pójdę.

– Jeśli mu odpuścisz, dasz mu przyzwolenie na oszukiwanie kolejnych osób – upierała się. A potem odebrała moje pieniądze i uzyskała list z przeprosinami od menadżera.

Kochałam swoich przyjaciół i zawsze pragnęłam dla nich jak najlepiej. Mimo to czasem czułam ukłucie w sercu na myśl o tym, że nie mam tyle odwagi i determinacji co Lucas. W dzieciństwie marzyłam o trenowaniu baletu. Nie potrafiłam jednak postawić na swoim, przez co tata posłał mnie do szkółki tenisa. Wiedziałam, że robił to głównie dla siebie. W przeszłości marzył o profesjonalnej grze, ale kontuzja kolana bardzo szybko przekreśliła jego rozwijającą się karierę. Ja zaś trenowałam przez cztery lata z poczuciem marnowania czasu. W końcu tata zaakceptował fakt, iż nie zostanę wybitną tenisistką. To jednak nie powstrzymało go przed wynajdywaniem mi innych zajęć. W kolejnych latach próbował zrobić ze mnie siatkarkę, koszykarkę, a nawet szachistkę. A ja ani razu mu się nie sprzeciwiłam. Katie na pewno nie pozwoliłaby sobą tak dyrygować.

– Jak się czujesz? – Zadzwoniła po trzeciej, akurat gdy kończyłam oglądać piąty z rzędu odcinek serialu Wednesday.

– Od twojego wyjścia ani razu nie płakałam, więc chyba nieźle. – Następnie opowiedziałam jej o spontanicznym planie zapisania się na zajęcia baletu. – Od dawna nie zrobiłam nic dla siebie. Czas to zmienić.

– Sądzę, że to świetny pomysł. Szczególnie teraz, gdy powinnaś znaleźć sobie jakieś zajęcie, by nie myśleć o… – urwała, jakby w obawie, że wzmianka o moim byłym chłopaku wytrąci mnie z równowagi.

– Nie robię tego ze względu na Shane’a – zadeklarowałam ze spokojem w głosie. – Po prostu chcę wreszcie skupić się na sobie. Jeśli masz ochotę, możesz zapisać się ze mną.

– Dzięki, ale obie wiemy, że mam dwie lewe nogi do tańca. – Odczekała kilka sekund i spytała: – Czy Shane próbował się z tobą skontaktować?

– Zablokowałam go, gdzie się dało – wyjawiłam.

– A co zrobisz, gdy złoży ci niezapowiedzianą wizytę? Powiedziałaś rodzicom o rozstaniu?

– Jeszcze nie. Nie chcę im dokładać zmartwień.

– Co takiego? Co się dzieje, Jas? Twoi rodzice mają problemy? – zasypywała mnie pytaniami Katie.

– Ostatnio są jacyś nieswoi. Ewidentnie o czymś mi nie mówią. Zamierzam na dniach z nimi o tym porozmawiać. Powinnam to zrobić jak najszybciej, ale trochę się boję… A jeśli któreś z nich jest ciężko chore?

– Zapomniałaś już, co powiedziałaś wczoraj wieczorem? Zgodziłaś się z Lucasem, że najgorsza prawda jest lepsza niż nieświadomość.

– Wiem, ale tu chodzi o moich rodziców…

– Idź do nich i spytaj, co przed tobą ukrywają. Nie ma sensu się zadręczać domysłami. Mam przyjechać?

– Nie trzeba. Poradzę sobie.

– Słuchaj, Jas… Ostateczna decyzja i tak należy do ciebie. Rozumiem, że się boisz, ale takich rozmów nie powinno się odkładać w czasie. A nuż okaże się, że wyolbrzymiasz temat i twoim rodzicom nic nie jest…

– Masz rację. Pogadam z nimi.

Po zakończonej rozmowie z Katie przez kwadrans kręciłam się po pokoju i tworzyłam w myślach najczarniejsze scenariusze. Nie zniosłabym wieści o chorobie mamy lub taty. Nie teraz, gdy wciąż nie otrząsnęłam się po rozstaniu z Shanem. A może rodzice postanowili się rozstać? Tylko dlaczego? Byli przecież taką zgodną parą… W trakcie mojego życia pokłócili się może raptem kilka razy, a w sylwestra tata zabrał mamę do najdroższej restauracji w Springfield. Później przez kilka dni chwalił się wyróżnieniem dla najlepiej tańczącej pary. Ponoć zeszli z parkietu dopiero po piątej, gdy tata dostał skurczu łydki. Nie, na pewno nie chodziło o rozwód. W takim razie została choroba.

– Gdzie tata? – spytałam chwilę później krzątającą się po kuchni mamę.

– Wyszedł pobiegać.

– Tata i bieganie? – Zmarszczyłam czoło. – Mamo, co wy ukrywacie?

– Słucham?

– Wiem, że czegoś mi nie mówicie. Jesteś chora?

Mama milczała, unikając mojego spojrzenia.

– Skąd ci to przyszło do głowy? – odpowiedziała pytaniem na pytanie, po czym wyjęła z opakowania nawilżaną ściereczkę i przetarła nią blat.

– Nie jestem ślepa. Widzę, że coś was trapi. Powiedz, o co chodzi. Mamo! – podniosłam głos, a wtedy odwróciła się do mnie i zatopiła we mnie wzrok.

– Nie martw się, nic nam nie dolega. To znaczy, twój tata mógłby mieć trochę niższy poziom cholesterolu, ale poza tym wszystko z nim dobrze.

– A zatem co was tak martwi? Rozstajecie się?

– Ależ skąd…

– To co się dzieje? Macie problemy finansowe?

Mama spuściła głowę i przez kilka sekund w milczeniu wpatrywała się w podłogę.

– Masz rację, jest coś, o czym chcielibyśmy z tobą porozmawiać… Zawsze wiedzieliśmy, że ten dzień kiedyś nadejdzie, i wydawało nam się, że jesteśmy przygotowani, ale na coś takiego nie można być przygotowanym. – Jej poważny ton przyprawił mnie o gęsią skórkę.

– Mamo, przerażasz mnie… O co chodzi?

– Zaczekajmy na tatę, dobrze?

– Ale mamo…

– Jasmine, idź do swojego pokoju. Zawołam cię, gdy tata wróci.

 

*

 

Dwa kwadranse później usłyszałam pukanie do drzwi.

– Otwarte – powiedziałam głośno, a wtedy do pokoju weszli rodzice. Oboje wyglądali na straszliwie przygnębionych i przez dłuższą chwilę nie byli w stanie wydusić z siebie ani słowa. – Boże, przerażacie mnie. Powiedzcie coś!

– Córeczko, my… – urwała mama, chowając twarz w dłoniach.

– Wiesz, że bardzo cię kochamy – odezwał się tata. Głos drżał mu jak nigdy. – Jesteś całym naszym światem i absolutnie nic i nikt tego nie zmieni. – Po tych słowach wsunął dłoń do kieszeni swoich ulubionych dresów i wyjął z niej zgiętą kopertę wpół. – Daj jej to, Tina. Ja nie dam rady – powiedział do mamy.

– Ale obiecałeś, że…

– Wiem i przepraszam, ale to mnie przerosło. Muszę wyjść. – Tata wcisnął mamie kopertę i w pośpiechu opuścił pokój.

– Simon! – krzyknęła za nim zdenerwowana mama. – Cholerny tchórz…

– Co to jest? – spytałam niepewnie, a wtedy ona wydała z siebie cichy jęk rozpaczy.

– Jasmine… Och, to takie trudne… – Zrobiła pauzę, by uspokoić oddech. – W kopercie znajduje się list, który przechowywaliśmy dla ciebie przez prawie osiemnaście lat. Gdy go przeczytasz, zmieni się całe twoje życie. Będziesz musiała podjąć wiele kluczowych decyzji. Domyślam się, że jest ci teraz bardzo ciężko i najchętniej oszczędziłabym ci dodatkowych cierpień, ale nie mogę złamać warunków umowy…

– Jakiej umowy, mamo? I skąd wiesz, że jest mi ciężko? Rozmawiałaś z Katie?

– Nie musiałam. Znam cię lepiej niż ktokolwiek. Wystarczyło, że spojrzałam ci w oczy, by wiedzieć, że coś cię trapi. Chodzi o Shane’a, mam rację?

– Tak, ale nie chcę o nim rozmawiać…

– W porządku. – Mama zbliżyła się do mnie i wręczyła mi kopertę. – Tylko proszę, nie osądzaj nas pochopnie. Nie chcieliśmy z tatą niczego przed tobą ukrywać. Gdyby to od nas zależało, powiedzielibyśmy ci wszystko wiele lat temu.

– Co byście powiedzieli?

Mama przetarła palcem zwilżone oczy i pomasowała mnie po policzku.

– Przeczytaj ten list. Gdy będziesz gotowa, zadzwoń.

– Wychodzisz?

– Poszukam twojego taty – powiedziała, po czym odwróciła się do mnie plecami i ruszyła w stronę drzwi. – Kocham cię, Jasmine. Zawsze będę cię kochać.

Gdy mama zamknęła za sobą drzwi, w pokoju zapanowała niepokojąca cisza, w której niemal słyszałam bicie własnego serca. „Gdy go przeczytasz, zmieni się całe twoje życie”. Słowa mamy napawały mnie strachem. Niepewnie otworzyłam starą, pogiętą kopertę i wyjęłam z niej plik odręcznie zapisanych kartek. Już data w prawym górnym rogu pierwszej kartki zmroziła mi krew w żyłach. 21 sierpnia 2005 roku, niecałe dwa miesiące po moich narodzinach. Zaintrygowana przeczytałam wstęp: „Droga Jasmine, jeśli czytasz ten list, to znaczy, że właśnie wkroczyłaś w dorosłość. Przyjmij moje najserdeczniejsze życzenia”.

Po plecach przebiegł mi dreszcz, a głos z tyłu głowy nakazywał podrzeć list na drobne kawałeczki. Podświadomie czułam, że nadchodzą kłopoty, ale ciekawość okazała się silniejsza niż zdrowy rozsądek. Usiadłam więc po turecku na łóżku i zaczęłam czytać.

 

 

Ciąg dalszy w wersji pełnej

 

 

 

Copyright © by Marcel Moss, 2023

Copyright © by Grupa Wydawnicza FILIA, 2023

 

Wszelkie prawa zastrzeżone

 

Żaden z fragmentów książki nie może być publikowany w jakiejkolwiek formie bez wcześniejszej pisemnej zgody Wydawcy. Dotyczy to także fotokopii i mikrofilmów oraz rozpowszechniania za pośrednictwem nośników elektronicznych.

 

Wydanie I, Poznań 2023

 

Projekt okładki: © Andrzej Komendziński

 

Redakcja: Hanna Trubicka

Korekta: Marta Akuszewska, Jarosław Lipski

Skład i łamanie: Dariusz Nowacki

 

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej:

„DARKHART”

Dariusz Nowacki

[email protected]

 

 

eISBN: 978-83-8280-794-3

 

 

Grupa Wydawnicza Filia sp. z o.o.

ul. Kleeberga 2

61-615 Poznań

wydawnictwofilia.pl

[email protected]

 

Seria: HYPE

 

Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci i zdarzeń jest przypadkowe.