Mroczne sekrety - Marcel Moss - ebook + audiobook + książka
BESTSELLER

Mroczne sekrety ebook i audiobook

Marcel Moss

4,2

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

16 osób interesuje się tą książką

Opis

Dorota od lat żyje pod jednym dachem z mężem despotą, stwarzając na zewnątrz pozory normalności. Kobieta obmyśla w tajemnicy plan uwolnienia się od agresywnego partnera.

 

Jakub i Alicja wybierają się na zagraniczne wczasy w celu ratowania małżeństwa. Na miejscu zawierają znajomość z tajemniczą parą. Z czasem wchodzą z nimi w nietypowy układ, który wywraca ich życie do góry nogami.

 

Osiemnastoletnia Nadia spotyka się z biologiczną matką, która porzuciła ją tuż po porodzie. Nie wie, że dopuszczając kobietę do swojego życia, ściąga niebezpieczeństwo na swoich najbliższych. Trzy historie łączą się ze sobą w najmniej odpowiednim momencie. Teraz każdy zrobi wszystko, by jego mroczne sekrety nigdy nie wyszły na jaw... 

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 259

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 8 godz. 10 min

Lektor: Marcel Moss
Oceny
4,2 (1656 ocen)
891
407
208
112
38
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
melania3

Nie polecam

Niestety dla mnie porażka. Jakby występowali sami głupi ludzie, którzy podejmują codziennie nieracjonalne decyzje. Treść i poziom pisarstwa dla mnie nie do zaakceptowania.
Renik14

Całkiem niezła

Bardzo mroczna , smutna i pełna brutalnej agresji historia. Ukazuje najmroczniejsze zakamarki psychiki ludzkiej. To studium drogi do zła .... Znakomicie ukazuje też moment kiedy człowiek przekraczając jedną granicę, potem nie ma umiaru... Ego człowieka zwycięża, zostawiając po sobie zgliszcza...Tu nie ma zwycieców. Świat w zapętlonej dystopii, który istnieje, a nie powinien... Od nas zależy, którego wilka karmimy... Lektorka niestety udającą stany emocjonalne i przesadnie zmienia głosy wybijając z treści. - odbiera sporo.
30
NataliaWieslaw

Z braku laku…

Jak dla mnie dziwna książka. Momentami kuriozalna. Mam mieszane uczucia po jej przeczytaniu.
30
Rubiczar

Z braku laku…

Mam trzy słowa, które najlepiej opiszą Mroczne sekrety : patologia, zboczenia seksualne i pijaństwo..
30
michal060699

Nie polecam

Książka zaczęła się zupełnie nieźle, zaczęła wciągać. Po kilkudziesięciu stronach z thrillera staje się jednak słabym opisem fantazji erotycznych, co całkowicie zniesmaczyło dalszą lekturę.
20

Popularność




 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Powieść zainspirowana prawdziwymi wydarzeniami.

Wszystkie imiona, nazwiska, miejsca i opisy wydarzeń

zostały zmienione tak, by nikt nigdy się nie domyślił,

kogo dotyczą.

 

 

 

 

 

 

PROLOG

 

 

 

 

 

– Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus.

– Na wieki wieków. Amen – odpowiada młody kapłan, a następnie wykonuje znak krzyża. – Bóg niech będzie w twoim sercu, abyś skruszona w duchu wyznała swoje grzechy.

– Ostatni raz byłam u spowiedzi trzy lata temu. Pokutę… – Zacinam się.

– Tak? – Kapłan przykłada ucho do oddzielającej nas kratki.

– Proszę księdza… bo ja tak naprawdę nie wiem, czy kiedykolwiek odpokutowałam za to, co zrobiłam. – Przełykam ślinę, dając sobie kilka sekund na pozbieranie myśli. Jeszcze mam szansę na ucieczkę. – Czy można otrzymać rozgrzeszenie za morderstwo? – pytam. Już nie ma odwrotu.

Zapada cisza, którą po chwili przerywa pytanie mężczyzny:

– Morderstwo?

– Tak – mówię najciszej, jak potrafię. – Przyczyniłam się do śmierci człowieka i jest mi z tym potwornie ciężko. A to nie jedyny grzech, który mam na sumieniu…

Słyszę jego przyspieszony oddech i widzę, jak drapie się po jasnobrązowych włosach.

– Bóg stwarza każdemu szansę na odkupienie swoich win. Pytanie tylko, czy wszyscy tego chcą…

– To nie tak, proszę księdza – mówię drżącym głosem. – Nie ma dnia, bym nie żałowała tych okropieństw, które zrobiłam. Ja po prostu… Wydaje mi się, że w pewnym momencie uwierzyłam, iż moją jedyną szansą na względny spokój jest wyparcie wszystkich grzechów. – Wzdycham. – Żyłam w iluzji, wmawiając sobie, że nie ma sensu wracać do przeszłości. Próbowałam skupić się na tym, co dopiero nadejdzie. Powtarzałam sobie codziennie, że przede mną jeszcze wiele pięknych chwil…

– Człowiek nigdy nie zazna spokoju, jeśli nie wyjaś­ni sobie wszystkiego z Bogiem. – Słyszę wyświechtany frazes.

– Być może – odpowiadam – ale byłam przekonana, że Bóg i tak nigdy by mi nie wybaczył.

– Bóg wybacza wszystkie grzechy – stwierdza mój spowiednik. – Zwłaszcza te, za które żałujemy. Czy żałujesz?

– Żałuję, proszę księdza. Za wszystkie grzechy serdecznie żałuję i postanawiam poprawę.

– Zaczekaj – strofuje mnie. – Wciąż nie powiedziałaś, co to za grzechy.

– Boję się – wyznaję.

– Nie musisz. Jesteś w kościele. Tutaj nikt nie będzie cię z niczego rozliczał.

– Sama nie wiem, proszę księdza…

– Nie spiesz się – dodaje spokojnym głosem. – Mamy dużo czasu.

Poza nami w świątyni nie ma nikogo. Ostatnia msza skończyła się dwadzieścia minut temu.

– Nigdy z nikim o tym nie rozmawiałam. A już tym bardziej z Bogiem…

– Najwyższy czas – stwierdza kapłan.

– No dobrze… Ale zanim wyjawię księdzu… to znaczy Bogu, co zrobiłam, chciałabym pokrótce opowiedzieć o swoim życiu.

– Oczywiście. – Mężczyzna poprawia się na siedzeniu, które cicho skrzypi.

– Często mówi się, że kobiety wybierają sobie partnerów podobnych do swoich ojców. Ja teoretycznie nie miałam takiej możliwości. Ojca nie było w moim życiu, bo nigdy mnie nie chciał. Był dużo starszy od mamy. Uwierzy ksiądz, że dzieliło ich dwadzieścia siedem lat?

– Miłość nie patrzy na wiek, lecz na duszę. – Słyszę zza kratki.

– Rodzice się nie kochali – prostuję. – Myślę, że ojciec wykorzystał mamę, bo była młoda i naiwna.

– Jak to?

Chrząkam, po czym kontynuuję:

– Mama zatrudniła się u niego jako pomoc domowa. Ojciec był starym majętnym kawalerem, który rok wcześ­niej miał poważny wypadek na polu. Od tamtej pory poruszał się na wózku inwalidzkim i z wieloma rzeczami sobie nie radził. Uważam, że po prostu nie chciał się przystosować do nowej codzienności i wolał płacić ładnej młodej dziewczynie za to, że mu usługiwała.

– Dziewczynie, która coś do niego poczuła – dopowiada ksiądz.

– Zgadza się. Mijały miesiące, a mama coraz bardziej wierzyła, że jej miejsce jest przy ojcu. Że powinna trwać u jego boku nie jako pomoc domowa, ale jako partnerka. Nawet po latach, gdy o nim wspominała, na jej twarzy pojawiał się delikatny uśmiech, a w oczach dostrzegałam tęsknotę. Byłam pewna, że gdyby ojciec nagle zadzwonił i poprosił ją o powrót, rzuciłaby wszystko i do niego pobiegła. Był jej wielką miłością i pierwszym kochankiem. – Kręcę głową. – Nie powinnam jej winić za naiwność, bo uczucie odbiera ludziom zdrowy rozsądek. A mimo to przez długi czas chowałam w sobie urazę.

– Negatywne emocje to niszcząca siła, nad którą czasem trudno zapanować – zauważa kapłan. – Są jednak całkowicie normalne. Sztuka polega na tym, by nauczyć się ujarzmiać gniew i nie czynić z jego powodu zła. List do Efezjan mówi: „Kiedy się rozgniewacie, nie grzeszcie”.

– Brakowało mi ojca – ciągnę. – Brakowało nam mężczyzny, który zaopiekowałby się domem. Byłam coraz bardziej sfrustrowana i obwiniałam mamę o to, że nie umiała zatrzymać przy sobie taty. Zmieniłam zdanie dopiero jako nastolatka, gdy mama uznała, że może mi wreszcie opowiedzieć prawdę. Okazało się, że ojciec brutalnie zabawił się jej uczuciami. Wyrzucił mamę na bruk, gdy oznajmiła mu, że jest w ciąży. Nie minął tydzień, gdy miał już nową służkę.

– Co zrobiła twoja mama?

– Długo ukrywała ciążę. Łudziła się, że ojciec do niej wróci. Potrzebowała go. Panna z dzieckiem nie była na wsi mile widziana. W końcu jednak zrozumiała, że nie ma na co liczyć. Wyjawiła prawdę rodzicom. Mój dziadek wpadł w szał, bo dobrze znał ojca. Byli w podobnym wieku i utrzymywali koleżeńskie stosunki. To był trudny czas dla mojej mamy. Ostatecznie z pomocą rodziców wywalczyła alimenty, które regularnie odkładała. Gdy skończyłam osiemnaście lat, dostałam uzbierane pieniądze w prezencie. Mogłam wynająć kawalerkę w Warszawie i bez przeszkód studiować.

– Jaki ma to związek z twoim grzechem?

– Bo widzi ksiądz… Teoretycznie wkraczałam w dorosłe życie z czystą kartą. To prawda, mój ojciec był draniem, ale nigdy nie przekonałam się o tym na własnej skórze. Miałam oszczędności, ukończone studia i wiele ambitnych planów na życie. Wtedy na mojej drodze stanął on.

– Kto?

– Mężczyzna, który wiele lat temu zmienił moje życie w piekło.

Ksiądz luzuje sobie koloratkę.

– Żaden ziemski dramat nie może równać się z piekłem, które Pan przygotował dla największych grzeszników po śmierci.

Mam już dość jego moralizatorskiego tonu i najchętniej wyszłabym z kościoła bez słowa. Wiem jednak, że jeśli to zrobię, nie znajdę już w sobie odwagi, by kiedykolwiek się wyspowiadać.

– Myślałam, proszę księdza, że nie spotka mnie już nic gorszego niż ostatnie lata. A teraz słyszę, że to dopiero początek koszmaru.

– Nie trafisz do piekła – zapewnia mnie. – Przyszłaś tu, bo szczerze żałujesz. Mam rację?

– Tak. – Zakrywam twarz spoconymi dłońmi. – Gdybym tylko mogła cofnąć czas…

– Żal za grzechy to pierwszy krok do zbawienia – zauważa. – Wyspowiadaj się przed Bogiem ze wszystkiego, czego żałujesz.

Wypuszczam powietrze i zamykam oczy.

– Żałuję, że podzieliłam los mojej matki – wyznaję. – Straciłam czujność i pokochałam niewłaściwego mężczyznę. Nie wyciągnęłam żadnych wniosków z jej błędów. Poznałam go, gdy przez wakacje dorabiałam w kawiarni koleżanki ze studiów. Przychodził tam codziennie między dwunastą a pierwszą. Siadał zawsze przy oknie, zamawiał duży kubek herbaty malinowej, a potem czytał gazetę od początku do końca. Gdy do niego podchodziłam, by spytać, czy życzy sobie czegoś jeszcze, zagadywał mnie. Interesował się szczególnie polityką, która mnie niespecjalnie zajmowała. Mimo to coś mnie do niego przyciągało i przysiadałam do stolika, by słuchać jego monologów. Lubiłam jego niski zachrypnięty głos, starannie przystrzyżony zarost i duże szare oczy. Sama nie wiem, kiedy jego wizyty w kawiarni stały się dla mnie najważniejszym momentem dnia. – Milknę na moment i pozwalam, by wspomnienia tamtych chwil zawładnęły moimi myślami. – Gdy któregoś dnia powiedział mi, że mam piękny uśmiech, miałam ochotę rzucić mu się w objęcia i go pocałować.

– Brzmi jak początek pięknej znajomości – odzywa się ksiądz.

– Tak było…

– W takim razie dlaczego ten człowiek tak bardzo cię skrzywdził?

Otwieram oczy.

– Jak to skrzywdził?

– No przecież sama to powiedziałaś.

– Ależ skąd, proszę księdza… Ten człowiek niczemu nie zawinił, bo niczego mi nie obiecywał. Wraz z końcem wakacji, gdy moja praca w kawiarni dobiegła końca i zaczęłam szukać czegoś poważniejszego, postanowiłam dać mu do zrozumienia, że jestem zainteresowana kontynuowaniem znajomości. Wyobraża to sobie ksiądz? Ja, młoda dziewczyna, położyłam przed nim karteczkę z moim numerem telefonu. Wtedy on przeniósł wzrok z gazety na mnie, przyglądał mi się przez chwilę z poważnym wyrazem twarzy, a potem się uśmiechnął i przeprosił.

– Przeprosił? Ale za co?

– Za to, że najwyraźniej wysyłał mi niewłaściwe sygnały. Okazało się, że kilka tygodni później miał się pobrać z wieloletnią partnerką. Od początku nie miałam u niego żadnych szans.

– Nic już nie rozumiem – odpowiada ksiądz. – To w takim razie kim jest mężczyzna, który, cytuję, zamienił twoje życie w piekło?

Zaciskam zęby i wyobrażam sobie, że jednym pstryknięciem palca wymazuję ze swojego życia każdą chwilę spędzoną z tym potworem. Może w jakiejś alternatywnej rzeczywistości moje losy potoczyły się zupełnie inaczej? Może zaznałam szczęścia i spełnienia?

– Jego poznałam kilka miesięcy później – wyjaś­niam. – Na stażu w biurze rachunkowym. Był naszym klientem. Reprezentował dużą firmę produkującą części do samochodów. Nieprzyjemny, zadufany w sobie typ. Był po trzydziestce, a zachowywał się tak, jakby wszystko już w życiu widział. Wydawało mu się, że może się wypowiedzieć na każdy temat, i nieustannie pouczał moją szefową. Spytałam ją kiedyś, dlaczego po prostu nie wypowie umowy. Odparła, że gdy ktoś płaci tyle, co jego firma, trzeba schować dumę do kieszeni.

– Co było dalej? – dopytuje mój spowiednik.

– Wkrótce zaczął przyjeżdżać do naszego biura pod byle pretekstem. Wtedy jeszcze nie dostrzegałam tego, że był mną zainteresowany. Zrozumiałam to, gdy pewnego dnia czekał na mnie przed budynkiem. Zaprosił mnie na kawę i powiedział, że nie przyjmie odmowy.

– Poszłaś z nim?

– Tak. Zrobiłam to, bo wciąż miałam w sercu zadrę z powodu tamtego mężczyzny. Chciałam odbudować swoje poczucie własnej wartości.

– Chciałaś się nim posłużyć… – Ksiądz mnie ocenia. Nie powinien tego robić.

– To nie tak. Podobało mi się jego zainteresowanie. Potrzebowałam tego, a poza tym wychodziłam z założenia, że nigdy nic nie wiadomo. Byłam młoda i niczego nie wykluczałam. Jedno małe rozczarowanie nie oznaczało, że już nigdy w nikim się nie zakocham.

– A zakochałaś się w nim?

– Nie – odpowiadam pewnie. – To nie była miłość. Fascynował mnie jako pierwszy mężczyzna, który o mnie zabiegał. Uważał mnie za atrakcyjną. Zasypywał mnie bukietami. Kilka razy przysłał do biura kuriera z czekoladkami. Twierdził, że mojej idealnej figurze nie zaszkodzi, jeśli trochę zgrzeszę. To wszystko dodawało mi pewności siebie.

– W takim razie na czym polegał problem? – Ksiądz rytmicznie stuka palcami o kratki.

– Na tym, że aby kogoś dobrze poznać, potrzeba czasu. A on mi go nie dał. Zaręczyliśmy się po pół roku znajomości, a trzy miesiące później wzięliśmy ślub. Nie musiałam nic robić, jego rodzina wszystkim się zajęła. Osaczyli mnie i pilnowali, żebym się nie rozmyśliła. Uwielbiali mnie, wychwalali, jego matka nazywała mnie swoją córeczką. Nie pozwalali mi złapać oddechu.

– Co na to twoja matka?

– Była zachwycona. Wmawiała mi, że druga taka szansa się nie powtórzy. On miał pieniądze, mieszkanie na kredyt i pewną posadę. Ja miałam staż, za który dostawałam marne grosze, i niepewność, czy dostanę etat.

– Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że wyszłaś za mąż dla pieniędzy? – Spowiednik stuka palcami jeszcze szybciej.

– Ależ skąd. Aż tak zdesperowana nie byłam. A może byłam? Sama już nie wiem… – Po drugiej stronie rozlega się głośne westchnienie. – Nie ma ksiądz pojęcia, jak to jest być młodą kobietą, która ciągle słyszy, że to jej jedyna szansa na dostatnie, szczęśliwe życie.

– Masz rację. Nie mam. – Chrząka. – Do czego to wszystko zmierza? W którym momencie zgrzeszyłaś?

– Najpierw zrobiłam to przed ołtarzem, gdy przyrzekałam narzeczonemu miłość, chociaż w głębi duszy wiedziałam, że go nie kocham.

– Nie o tym mówię. – Ksiądz coraz bardziej się niecierpliwi. – Pytam, kiedy złamałaś piąte przykazanie.

– W zeszłym miesiącu.

Kapłan się prostuje i wpatruje się we mnie przez kratki.

– W zeszłym miesiącu? W takim razie dlaczego opowiadasz mi o czymś, co wydarzyło się dawno temu?

– Ponieważ do tej tragedii doprowadziły błędne decyzje sprzed lat…

– Jakiej tragedii? Powiesz wreszcie, kogo zabiłaś?

W jednej chwili tracę całą odwagę.

– Nie mogę. – Ocieram palcem oczy. – Więcej grzechów nie pamiętam. Za wszystkie grzechy serdecznie żałuję i postanawiam poprawę.

– Zaczekaj. – Ksiądz próbuje mnie zatrzymać.

– Proszę o pokutę i rozgrzeszenie – dodaję, po czym wstaję z miękkiego klęcznika.

Duchowny wychodzi z konfesjonału i staje przede mną.

– Jak mogę ci dać pokutę, skoro nie znam szczegółów?

– Wystarczy, że Bóg je zna. Oby mi wybaczył – odpowiadam, po czym z pochyloną głową obracam się na pięcie i ruszam w kierunku wyjścia.

– Nie odchodź. – Słyszę za plecami.

Coś nakazuje mi zawrócić. Nie mogę się teraz poddać.

– Proszę księdza. – Przystaję. Duchowny wciąż mnie obserwuje. – Nie byłam z księdzem do końca szczera…

– Jak to? – Robi kilka kroków w moją stronę.

– Bo widzi ksiądz… – Przełykam ślinę. – Zabiłam więcej niż jedną osobę.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

CZĘŚĆ 1

 

 

MAGDA

 

TERAZ

 

1

 

Gdy koła samolotu stykają się z pasem startowanym na Lotnisku Chopina, przechodzi mnie dreszcz. Jestem ogromnie podekscytowana. Po raz pierwszy od ponad dekady stanę na ojczystej ziemi. Cieszę się, że wreszcie tu wróciłam.

Planowałam przyjazd od dłuższego czasu. Od blisko osiemnastu lat mieszkam w Anglii i przez ten okres odwiedziłam Polskę tylko raz. Przyleciałam wtedy na kilka dni, by pochować siostrę. Nie byłyśmy zbyt blisko, nawet nie wiedziałam, że poważnie chorowała. Nie chciała mnie o niczym informować. Zrobił to jej mąż, który uznał, że powinnam być na pogrzebie.

– Jesteś jej siostrą, czy to ci się podoba, czy nie.

Przyglądałam się jej blademu wychudzonemu ciału w otwartej trumnie. Nie poznałam jej. Nie taką ją zapamiętałam. W zasadzie to nie wiem, jak ją zapamiętałam. Minęło tyle lat… Tyle straconych wspólnych chwil. Zapomniałam, jaki miała uśmiech, głos, kolor oczu… Moja rodzona siostra była mi bardziej obca niż sprzedawczyni w polskim sklepie na przedmieściach Londynu, do którego codziennie chodziłam. A jednak łączyły nas więzy krwi. Coś niepodważalnego, magicznego.

Ludzie mają obsesję na punkcie pokrewieństwa. Wierzą, że zobowiązuje ich ono do trwania przy osobach, z którymi poza genami często nic ich nie łączy. Rodzice bezwarunkowo kochają swoje dzieci i akceptują je nawet wtedy, gdy nie odwdzięczają się troską ani zainteresowaniem. Jeszcze gorsza jest sytuacja, w której potomstwo ratuje z opresji nieradzących sobie z życiem rodziców. Wierzą, że tak trzeba, bo przecież matki i ojca się nie wybiera. No właśnie. Na pewne rzeczy nie mamy wpływu. Możemy jednak, a wręcz musimy, sami decydować, jak chcemy żyć. I nikt nie może oceniać tego, że postanowiliśmy zerwać z więzami krwi.

Stewardesa żegna się z pasażerami szerokim uśmiechem. Idę do holu, gdzie odbieram swoją wypchaną po brzegi walizkę. Przyleciałam na kilka tygodni. Od dawna planowałam wizytę w Polsce, ale pandemia pokrzyżowała mi plany.

Wychodzę z lotniska, gdy słyszę dźwięk telefonu. Dzwoni moja przyjaciółka Natalia. Zaproponowała, że przyjedzie po mnie samochodem, ale stwierdziłam, że to bez sensu.

– Daj spokój. Zamówię sobie taksówkę.

– Jesteś pewna? Wiesz, jak oni lubią zdzierać kasę?

– Przygotowałam się na to – zapewniam. – Czekaj na mnie w centrum.

– Nie pogniewasz się, jeśli się trochę spóźnię? – pyta Natalia. – Mała ciągle płacze i domaga się jedzenia. Maksymalnie pół godzinki.

– Nie szkodzi. Poczekam.

Rozglądam się dookoła w poszukiwaniu taksówek. W końcu stwierdzam, że skoro Natalia i tak ma poślizg, to nic się nie stanie, jeśli pojadę komunikacją. Odnajduję przystanek i kilka minut później wsiadam w autobus numer 175, który zawozi mnie prosto na Dworzec Centralny. Po drodze oglądam miasto, które kiedyś było mi tak bliskie, a teraz stało się zupełnie obce. Niektórzy pasażerowie zakrywają twarze maseczkami, inni nie. Dzień jest duszny. W pewnym momencie sama odsłaniam twarz i przysuwam się do okna. Przyjemny, letni wiatr wysusza pot na moim czole. Od razu czuję się lepiej.

Pod koniec podróży dostaję wiadomość od Natalii: „Wychodzę. Będę szybciej”. Nie widziałyśmy się na żywo od ośmiu lat. Swego czasu pracowałyśmy razem w wytwórni kart kredytowych. Byłam kierowniczką zmiany, a Natalia moją podwładną. Od razu ją polubiłam i to nie ze względu na narodowość. Nigdy nie przepadałam za Polakami w Anglii. Generalnie nie przepadam za Polakami. Postanowiłam jednak tu wrócić, między innymi by się przekonać, czy moje uprzedzenia są słuszne.

Wysiadam w okolicy dworca i idę w kierunku Złotych Tarasów. Mamy się spotkać na kawę, choć najchętniej poszłabym na obiad. Wyleciałam z samego rana i nie miałam czasu zjeść nawet śniadania.

Siadam w Costa Coffee i wysyłam Natalii wiadomość. Odpisuje, że będzie za kwadrans. Cieszę się, że ją zobaczę. Nigdy nie zapomnę, co dla mnie zrobiła. To ona przez trzy lata przed swoim wyjazdem do Polski wspierała mnie, gdy byłam w nieszczęśliwym związku. Facet, z którym się spotykałam, okazał się niewiernym draniem. Grał na dwa fronty i liczył, że uda mu się to utrzymać w tajemnicy. Liczne nieporozumienia przypłaciłam załamaniem nerwowym i rzuciłam się w wir pracy. Przyjeżdżałam do fabryki rano i wracałam późnym wieczorem. Natalia często zostawała dłużej, by dotrzymać mi towarzystwa. Sama miała nieciekawe doświadczenia z mężczyznami. Jak to mówią, nic nie łączy ludzi tak jak wspólny wróg. Stworzyłyśmy front przeciwko płci brzydkiej. Nasza przyjaźń kwitła. Gdyby nie ona, nie odważyłabym się odejść od Matthew.

Wkrótce Natalia poznała Polaka, który zawrócił jej w głowie. Gdy po roku znajomości wyznał, że myśli o powrocie do kraju, moja przyjaciółka długo się nie zastanawiała.

– Będę cię odwiedzać – zapewniała. – A poza tym mamy kontakt na Facebooku i Skypie. Zobaczysz, nic się nie zmieni.

Nie wierzyłam jej. Nie miałam wątpliwości, że nasza przyjaźń nie przetrwa rozłąki. I się nie myliłam.

Z początku rozmawiałyśmy na Skypie co kilka dni. Natalia opowiadała mi o problemach ze znalezieniem pracy i o tym, jak partner ją wspierał. Kilka miesięcy później zdzwaniałyśmy się już rzadziej niż raz w tygodniu. Wkrótce nasze kontakty ograniczyły się do sporadycznych wiadomości na Facebooku. Po roku Natalia zaprosiła mnie na ślub i wesele. Rodzice jej narzeczonego wynajęli lokal na Mazurach. To miała być wielka, niezapomniana biesiada. Byłam rozczarowana, gdy się dowiedziałam, że Natalia wybrała na świadkową kogoś innego. Nigdy jej jednak tego nie powiedziałam. Przecież powinnam się tego spodziewać. Mimo to czułam straszny żal i postanowiłam nie przylatywać do Polski. Wymyśliłam na poczekaniu wymówkę, którą Natalia przyjęła bez problemu. Wtedy tylko utwierdziłam się w przekonaniu, że już dawno ruszyła naprzód i było jej wszystko jedno, czy znajoma z deszczowej Anglii pofatyguje się na uroczystość.

– Magda! – Słyszę znajomy głos. Zerkam się przez ramię i widzę Natalię idącą z otwartymi ramionami. – Chodź tu, kochana!

Przytulamy się mocno i ronimy kilka łez. Chociaż regularnie widuję ją na ekranie laptopa, nic nie może się równać z fizycznym kontaktem.

– Dobrze cię widzieć, Nejt – mówię, używając pseudonimu, który kiedyś dla niej wymyśliłam.

– Ciebie też.

Po wymianie czułości podchodzimy do lady i zamawiamy dwa duże cappuccino, a potem siadamy naprzeciwko siebie i badamy się nawzajem wzrokiem.

– Dobrze wyglądasz – stwierdza Natalia. – Wydaje mi się czy schudłaś?

– Daruj sobie tę kokieterię. – Macham ręką. – Pandemia dowaliła mi trzy kilo.

– Nie żartuj. – Moja przyjaciółka kręci głową. – To co ja mam powiedzieć?

Pół roku temu Natalia urodziła trzecie dziecko. Mimo to wygląda lepiej, niż jej się wydaje. No chyba że tylko stara się być miła.

– Cieszę się twoim szczęściem. Naprawdę – mówię, wyciągając ku niej dłoń. – Siedem lat małżeństwa… Piękny staż.

– Nie przesadzaj, Evans. Przecież byłaś z Craigiem równie długo.

– No właśnie, byłam. – Biorę łyk kawy. – I co mi po tym?

Natalia przysuwa się do mnie, nie puszczając mojej dłoni.

– Masz za sobą piękny okres. Sama wiele razy podkreślałaś, że nigdy nie byłaś szczęśliwsza. Musisz skupiać się na tych dobrych wspomnieniach. Czasem po prostu związek nie wypala. Obie przez to przechodziłyśmy.

– Ja aż dwa razy. – Wzruszam ramionami. – Zmarnowałam kawał życia na facetów, którzy nie byli tego warci.

– Przestań marudzić. – Natalia lekko mną potrząsa. – Myśl pozytywnie. Przecież sama powiedziałaś, że Craig nie puścił cię z torbami. Jesteś ustawiona na długie lata. A poza tym gdyby nie te wszystkie nieudane relacje, nie byłabyś teraz szczęśliwa z Joshem. No chyba że o czymś mi nie mówisz?

– Coś ty, Nejt. Między mną a Joshem wszystko w porządku. Właściwie to myślimy nawet o zmianie mieszkania.

– Ty to dopiero się ustawiłaś… Chłopak młodszy o piętnaście lat, a w dodatku ułożony i pracowity. Każda babka w twoim wieku marzy o kimś takim. Będę szczera: ja też. – Wybucha śmiechem. – A właśnie, gdzie on jest?

– Musiał zostać w Londynie – wyjaśniam. – Szkoda, że nie mógł się ze mną zabrać. Miałam nadzieję, że wreszcie się poznacie.

W ciągu ostatnich trzech lat moja relacja z Natalią znacznie się poprawiła. Napisałam do niej niedługo po rozwodzie z Craigiem. Nie radziłam sobie z żalem, który trawił mnie od środka. Zaczęłyśmy regularnie pisać na Messengerze i rozmawiać przez kamerkę. Dzieliłyśmy się rozterkami i nadrabiałyśmy utracony czas. Pół roku później poznałam Josha i straciłam dla niego głowę. Nie planowałam tego, a już na pewno się nie spodziewałam, że trafię na dwudziestodziewięciolatka. Natalia odradzała mi kolejny związek, zwłaszcza z dzieciakiem.

– Odpocznij, nabierz dystansu. Ten chłopiec wyssie z ciebie resztki energii.

Nie posłuchałam jej. Josh był czuły, troskliwy i wyrozumiały. A do tego doskonały w łóżku i szalenie przystojny. Jak miałam pozwolić mu odejść? To mogła być moja ostatnia szansa na miłość jak z bajki.

Z czasem dałam przyjaciółce do zrozumienia, że od początku się myliła. Przy Joshu odzyskałam równowagę emocjonalną i znów zaczęłam się uśmiechać. Widząc moją przemianę, Natalia szybko zmieniła zdanie.

– W życiu najważniejsze jest szczęście. Jeśli on daje ci szczęście i czujesz, że to ten właściwy, będę cię wspierać, choćby nie wiem co.

Natalia dotrzymała słowa i od tamtej pory już się ode mnie nie odwróciła. Nic dziwnego, że była pierwszą osobą, z którą postanowiłam się spotkać po przylocie do Warszawy. Poza nią nie mam w Polsce żadnej przyjaciółki. Kiedy opuszczałam kraj, spaliłam za sobą wszystkie mosty.

No może nie do końca…

 

 

2

 

– Cieszę się, że przyleciałaś na dłużej. Musisz koniecznie poznać moją rodzinkę. – Natalia pokazuje mi na telefonie zdjęcia swojej najmłodszej córeczki. Wcześniej dwa razy wysłała mi je na WhatsAppie. – Może jednak zatrzymasz się u nas? Nie mamy aż takich wygód jak ty w Londynie, ale na pewno znajdzie się dla ciebie miejsce. Dzieciaki się ucieszą, że wreszcie poznają ciocię Madzię.

– Dziękuję za propozycję, ale wynajęłam już pokój w hotelu – wyjaśniam.

– W hotelu? Na kilka tygodni? – pyta zdziwiona Natalia. – A w którym, jeśli można wiedzieć?

Gdy podaję jej nazwę, unosi brwi.

– No ładnie… Faktycznie dobrze ci się żyje… – Natalia spuszcza głowę.

– Przesadzasz, Nejt. Przecież nie zatrzymałam się w Hiltonie, chociaż Josh mnie do tego namawiał. Ostatnio nieźle mu się powodzi. Rozkręca własny biznes i pozyskał już kilku świetnych klientów.

– Wreszcie masz swoją bajkę – stwierdza Natalia.

– Do bajki jeszcze długa droga – oświadczam. – Zrobiliśmy jednak pierwszy poważny krok. Teraz tylko czekam na pierścionek.

Natalia wybałusza oczy i szeroko otwiera usta.

– Myślisz, że to już ten moment?

– Jasne, że tak – mówię z przekonaniem. – Spotykamy się już ponad dwa lata. Ile jeszcze mamy czekać? Sama wiesz, Nejt, że młodsze nie będziemy. Mam czterdzieści cztery lata i przespałam moment na założenie rodziny.

– Nigdy nie mów nigdy – poucza mnie przyjaciółka.

– Jestem za stara – stwierdzam. – Nie zrobiłabym tego dziecku.

W jednej chwili Natalia blednie i wbija wzrok w blat. Dostaję gęsiej skórki, gdy dociera do mnie, że popełniłam straszne faux pas. Moja przyjaciółka jest ode mnie młodsza raptem o trzy lata. Mogłam sobie darować krytyczną uwagę na temat ciąży w późnym wieku. Wiem, że nie uda mi się z tego wyplątać, więc postanawiam zmienić temat.

– Jakieś nowinki z pracy?

– Wiesz… Łatwo nie jest.

Natalia, która z wykształcenia jest kosmetyczką, dwa lata temu wreszcie założyła swój gabinet. Gdy urodziła, zatrudniła na swoje miejsce dwudziestokilkulatkę po studiach. Niestety przez koronawirusa salon nie mógł działać. Na domiar złego właściciel budynku, w którym Natalia wynajmuje lokal, nie zgodził się na obniżenie czynszu. Moja przyjaciółka miała wybór – albo się wyniesie, albo będzie dalej płacić za czynsz i pracownicę. Została, bo zbyt długo pracowała na własny biznes i nie była gotowa na porażkę. Zawsze miała problem z harowaniem dla kogoś.

– Możesz dawać z siebie wszystko, starać się, jak tylko możesz, ale i tak nigdy nie zostaniesz doceniona – mówiła. – A wiesz dlaczego? Bo dla każdego szefa będziesz tylko parobem, który powinien być wdzięczny za to, że ktoś zechciał go zatrudnić.

– Przesadzasz. – Przewróciłam oczami. – Znam wiele osób, które szanują swoich pracowników i uczciwie ich wynagradzają.

– Naoglądałaś się chyba za dużo bajek, Magda. Rzeczywistość jest dużo mroczniejsza, niż ci się wydaje.

Zaoferowałam Natalii pożyczkę, dzięki której mogłaby opłacić wynajem lokalu za co najmniej pół roku i zapłacić pracownicy część pensji. Tak jak przewidziałam, przyjaciółka odmówiła. Natalia to szlachetna dziewczyna, która nie lubi prosić o pomoc. Uważa, że każdy powinien sobie radzić z własnymi problemami i korzystać z życzliwości innych wyłącznie w sytuacjach krytycznych.

– Nie jestem jeszcze na dnie. Jeśli tam trafię, dam ci znać. Możemy się tak umówić?

Teraz siedzi przede mną zmęczona, pomarszczona i ubrana w nieuprasowaną koszulę. Mimo to w jej oczach dostrzegam błysk szczęścia.

– Masz rodzinę, Nejt. – Ściskam jej dłoń. – To najważniejsze. Wszystko inne nie ma znaczenia.

– Tylko za co tę rodzinę wyżywić? Piotr też ostatnio mało wyciąga. – Natalia dopija kawę. – Nie obraź się, Magda, ale już dawno nie musisz się przejmować prawdziwym życiem. Cieszę się, że nie masz żadnych zmartwień. Naprawdę. Zawsze dobrze ci życzyłam. – Wiem, że mówi szczerze. – No dobra, koniec użalania się nad sobą. Mam jeszcze trochę czasu i szczerze mówiąc, zgłodniałam.

– Czekałam, aż to powiesz.

– Niedaleko jest restauracja, w której podają pysznego pieczonego łososia. Co myślisz?

– Czemu nie.

 

*

 

Obiad upływa nam w przemiłej atmosferze, a ryba smakuje wyśmienicie. Wypijam dwa kieliszki białego chardonnay, podczas gdy Natalia zadowala się wodą z cytryną.

– Nie chcę pić, ciągle karmię i gdy wrócę do domu, mała od razu rzuci się do cycka – tłumaczy.

Po wszystkim, czego się dowiedziałam o jej problemach finansowych, proponuję, że opłacę rachunek.

– Żartujesz? Przecież to ja cię tu zaprosiłam.

– To dla mnie żaden problem, Nejt – mówię, uśmiechając się szeroko. – Jestem wdzięczna, że znalazłaś dla mnie czas.

– Jesteś pewna? – pyta zawstydzona. Wiem jednak, że mój gest jest jej bardzo na rękę.

– Tak – zapewniam. – Zapłacę kartą – zwracam się do kelnera.

– Oczywiście.

– Dzięki, Magda. – Natalia zerka na mnie spode łba. – To bardzo miłe z twojej strony.

– Odwdzięczysz mi się dobrą domową kolacją.

– Bardzo chętnie.

Idziemy w stronę parkingu, gdy Natalia pyta, jakie mam plany na resztę dnia.

– Zaniosę walizkę do hotelu, odpocznę, a potem może pojadę do Łazienek. Kiedyś uwielbiałam po nich spacerować.

– No dobrze. W takim razie do zobaczenia.

– Do zobaczenia.

Czekam, aż odjedzie, siadam na najbliższej ławce i wyciągam z torebki telefon. Nie byłam z Natalią do końca szczera. Nie przyleciałam do Polski tylko po to, by powspominać stare czasy i przeczekać pandemię. Wróciłam w konkretnym celu.

Przyjechałam, bo jest ktoś, z kim muszę się spotkać. Ktoś, o kim Natalia nie ma pojęcia.

 

 

3

 

Wysyłam jej na WhatsAppie wiadomość o treści: „Jestem już wolna. A ty?”. Odpisuje kilka minut później. Pyta, gdzie jestem.

 

Niedaleko Dworca Centralnego. Gdzie chcesz się spotkać?

 

Może pawilony na Nowym Świecie?

 

Nie znam tego miejsca.

 

Nie wiesz, gdzie jest Nowy Świat?

 

Po tylu latach z dala od Warszawy nikogo nie powinno to dziwić. Nie chcę jej jednak spłoszyć, więc odpisuję, że sobie poradzę. Umawiamy się za pół godziny.

Z pomocą Google Maps odnajduję właściwy przystanek tramwajowy. Podróż trwa raptem kilka minut, dlatego nawet nie kupuję biletu. Przystrzyżony nastolatek w szortach pomaga mi wynieść na przystanek ciężką walizkę. Dziękuję mu, siadam na ławce i sprawdzam mapę w smartfonie. Jestem już blisko. Kilka minut później stoję przy przejściu do Pawilonów i niepewnie rozglądam się dookoła. Widziałam jej zdjęcia i powinnam ją rozpoznać. To wyjątkowo charakterystyczna dziewczyna, ewidentnie lubi się wyróżniać i żyć na przekór całemu światu. Pytanie tylko, czy ona rozpozna mnie. Ją też okłamałam i przesłałam jej swoje zdjęcia sprzed kilku lat. Wyglądałam wtedy zgrabniej. Od tamtej pory przybyło mi kilka kilogramów, a wolałam się zaprezentować z jak najlepszej strony. Ale w prawdziwym życiu nie ma miejsca na pozory.

Serce zaczyna bić mi szybciej, kiedy na ekranie telefonu widzę powiadomienie o wiadomości.

 

Gdzie jesteś? Docieram do Pawilonów.

 

Wzdrygam się i omal nie upuszczam telefonu na chodnik. To ten moment. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że czekałam na to prawie osiemnaście lat. Najchętniej nigdy bym się z nią nie spotkała. Podskórnie czułam jednak, że przyjdzie taki dzień, gdy staniemy naprzeciw siebie i spojrzymy sobie prosto w oczy. Powinnam się do tego przygotować. Dlaczego więc ogarnia mnie taka panika?

Widzę ją. Stoi pośrodku chodnika, jakieś dziesięć metrów dalej, i patrzy w moją stronę. Nie poznaje mnie. A może mnie nie widzi? Wtapiam się w tłum przechodniów. W przeciwieństwie do niej zupełnie niczym się nie wyróżniam.

– Nadia! – wołam, machając ręką. Dziewczyna kiwa głową i żwawym krokiem rusza w moją stronę.

– Co ty masz na sobie? – pyta, mierząc mnie wzrokiem od stóp do głów. Nie przytula mnie ani nawet nie podaje mi ręki. Nie oczekiwałam tego. – Myślałam, że włożysz coś ze zdjęć.

– Dopiero przyleciałam – wyjaśniam. – Nie miałam nawet czasu zanieść walizki do hotelu, nie wspominając o przebraniu się.

– No dobra. – Nadia wzrusza ramionami. – W sumie nie jest tak źle. Mam ochotę na piwo. Ty też?

Nie wspominam jej, że dopiero co piłam wino. Nie chcę jej zniechęcać do alkoholu. Niech pije. Rozmowa stanie się wtedy łatwiejsza.

Wchodzimy do lokalu z wysokim barem i miękkimi ciemnymi fotelami. Zajmujemy miejsce przy oknie.

– Aśka, dwa piwa – odzywa się Nadia.

– Często tu bywasz… – zauważam.

– Aśka to moja koleżanka z liceum – wyjaśnia.

– Skończyłaś teraz drugą klasę, tak?

– Pierwszą. Miałam rok przerwy.

– Nie wspominałaś.

– Dla ciebie z sokiem – zwraca się barmanka do Nadii, stawiając na stoliku dwa kufle.

– Nie było okazji – mówi chwilę później dziewczyna. – Przecież dopiero niedawno zaczęłyśmy ze sobą pisać.

– Co się stało, że nie uczyłaś się przez rok?

Nadia drapie się za uchem i przenosi wzrok na kufel piwa. Unosi go i bierze duży łyk.

– Nieważne. Jakie to ma znaczenie?

– Chciałabym cię lepiej poznać.

– Serio? Miałaś na to osiemnaście lat.

Nadia ma rację. Milczałam tak długo, że nie mam najmniejszego prawa wypytywać ją o prywatne sprawy. Nie jestem przecież jej matką.

Jestem tylko kobietą, która ją urodziła i kilka tygodni później uciekła do Anglii.

Przyglądam się jej sięgającym do ramion ciemnym włosom, kolczykowi w nosie, tatuażowi w kształcie łańcucha oplatającemu lewe przedramię i napisowi „Die Now, Because Why Not?” na czarnym T-shircie. Tak bardzo się od siebie różnimy… W jej wieku uwielbiałam proste ubrania w stonowanych, pastelowych kolorach, muzykę klasyczną i zacisze własnego pokoju. Nie wiedziałam nawet, jak smakuje piwo. Przyglądam się jej twarzy, próbując znaleźć jakieś podobieństwo… Utrudniają mi to jednak gruba warstwa jasnego pudru, czarne usta i przedłużone rzęsy.

– Możesz przestać się tak na mnie gapić? – Wytrąca mnie z zamyślenia. – Nie przypominam cię ani trochę.

– Wybacz… – Przykładam do ust zimny kufel i biorę łyk piwa. – Tak w ogóle to wszystkiego najlepszego – zmieniam temat. – Obchodziłaś urodziny siedemnastego lipca, prawda?

– Osiemnastego – poprawia mnie. – Byłaś blisko… mamo.

– No jasne, osiemnastego. Nie wiem, dlaczego powiedziałam inaczej. – Sięgam po leżącą na podłodze torebkę i kładę ją na udach. – Mam coś dla ciebie. – Wyjmuję z kieszonki stare zdjęcie. Przedstawia mnie i owiniętego białym kocem noworodka. – To nasza jedyna wspólna fotografia. Zrobił mi ją twój tata.

– Nie widziałam jej…

– To jedyna kopia. Gdy… no wiesz, wyjechałam… zabrałam ją ze sobą. Chciałam mieć po tobie pamiątkę.

– Och… – Nadia przewraca oczami. – Daj znać, kiedy mam uronić łezkę.

– Obiecałaś, że obędzie się bez uszczypliwości – przypominam.

– No dobra. – Nadia odkłada kufel na stolik. – W sumie to nic do ciebie nie mam, serio. Kiedyś miałam wiele pytań. Chciałam wiedzieć dlaczego. Ale z czasem dotarło do mnie, że mam na to wyjebane. Nauczyłam się żyć bez ciebie i przestałam ci źle życzyć. Nie jesteś mi potrzebna do szczęścia, ale uznałam, że możemy się spotkać, skoro już mnie odnalazłaś.

– Cieszy mnie to – mówię zadowolona. – Długo biłam się z myślami, czy powinnam się mieszać w twoje życie.

– Nie mieszasz się – podkreśla Nadia. – Pisałaś, że przylatujesz tylko na kilka tygodni. To nadal aktualne?

– Tak.

– W takim razie po twoim wylocie wszystko będzie po staremu. Możemy pisać do siebie od czasu do czasu, ale nic poza tym.

– Nawet nie śmiałabym prosić o więcej – zapewniam.

Nie wiem, kiedy wypijam całe piwo, a Aśka podaje mi drugi kufel.

– Ja stawiam – mówi Nadia.

– Dziękuję, ale…

– Żadnego „ale”. Kto wie, może to nasza jedyna okazja na wspólną najebkę…

Nie zamierzam się upijać, tym bardziej że mam przy sobie ważne dokumenty i walizkę. A poza tym nie chcę, by rozwiązał mi się język przy biologicznej córce.

– Gdzie nocujesz? – pyta po chwili milczenia Nadia.

– W hotelu w centrum.

– Na bogato. – Uśmiecha się pod nosem. – Opowiesz mi coś o sobie?

Nie pisałam jej wiele o swoim życiu w Anglii. Wspomniałam jedynie, że mam młodszego partnera i stanowisko dyrektorskie w firmie odzieżowej. Nadia z kolei milczała jak grób. Nie dowiedziałam się o niej niczego szczególnego. Gdy odnalazłam ją na Face­booku, z początku myślała, że jakaś koleżanka robi sobie z niej żarty. Nie wierzyła, że naprawdę rozmawia ze swoją biologiczną matką, i mimo moich próśb była skłonna pokazać naszą korespondencję ojcu. Przekonałam ją dopiero wtedy, gdy napisałam, jak poznałam się z Bogdanem.

 

Znam tę historię. Tata opowiedział mi ją wiele lat temu, gdy go o Ciebie spytałam.

 

Teraz nadszedł czas, by powiedzieć jej coś więcej.

– Brzmi trochę jak brazylijska telenowela – stwierdza dziesięć minut później Nadia. – Zmieniasz partnerów jak rękawiczki.

– To dopiero mój trzeci w ostatnich kilkunastu latach – zauważam.

– Trzeci związek. A ilu było kochanków?

Patrzę na nią wymownie. Nadia unosi ręce i rozbawiona stwierdza, że tylko żartowała.

– A może nie? Zresztą nieważne. – Dziewczyna dopija drugie piwo i woła Aśkę. – Daj od razu dwa.

– Ja dziękuję. Naprawdę.

– Nie przesadzaj. To będzie ostatnie.

– Dobrze, ale pod jednym warunkiem.

– Jakim?

– Teraz ty opowiesz mi w skrócie o osiemnastu latach swojego życia.

Nadia rozsiada się w fotelu i unosi lewy kącik ust.

– I tak zamierzałam to zrobić.

 

 

4

 

Wiem, że Nadia ma młodszego brata, bo widziałam go na jednym z jej zdjęć. Byłam jednak ciekawa, jak wygląda kobieta, która po moim zniknięciu zastąpiła jej matkę.

– Mama ma na imię Dorota.

Mama…

– Dorota – powtarzam po niej. – Jaki macie kontakt?

– Dobry. A jaki niby mamy mieć?

– A bo ja wiem? Nastolatkowie rzadko dogadują się ze swoimi rodzicami. W wieku osiemnastu lat byłam dość spokojna, ale i tak potrafiłam ostro pokłócić się z mamą.

– Nie kłócimy się – stwierdza Nadia. – Czasem dochodzi między nami do nieporozumień, ale nie pamiętam, żebyśmy kiedykolwiek na siebie krzyczały. – Stukamy się kuflami, po czym bierze mały łyk. – Nie jestem buntowniczką. Wiem, że na to nie wyglądam, ale rodzice naprawdę nie mają ze mną większych problemów.

– A szkoła? – Nawiązuję do jej rocznej przerwy.

– Tak bardzo chcesz wiedzieć? Byłam chora.

– Przepraszam… Nie wiedziałam. Mam nadzieję, że już wszystko w porządku?

– Na szczęście. Naprawdę nie chcę o tym rozmawiać.

Jestem już w połowie trzeciego piwa, gdy zaczyna mi się kręcić w głowie. Mam słabą głowę, na co dzień nie piję dużo. Na pewno nie przyjmę czwartego kufla.

– Opowiedz o rodzicach. Co robią, jak się dogadują, jak długo są razem…

– Poznali się, gdy miałam nieco ponad dwa latka. Krótko potem wzięli ślub.

Bogdan nie zwlekał długo ze znalezieniem opiekunki do małego dziecka. W sumie mogłam się tego po nim spodziewać.

– Jak ma na imię twój brat?

– Marcin.

– Ile ma lat?

– Czternaście.

– Podobny do ojca – zauważam.

– Wszyscy nam to mówią.

– Nam? Tobie też?

Nadia kiwa głową. Faktycznie, jest w tym sporo prawdy. Odziedziczyła po Bogdanie mocno zarysowaną szczękę, niebieskie oczy i odrobinę wysunięty podbródek. Wykapany ojciec. Od początku naszego spotkania tak usilnie próbuję doszukać się podobieństw między nami, że zignorowałam to, co oczywiste.

– Czy Bogdan… to znaczy twój tata, dalej pracuje w firmie produkującej części do samochodów? – pytam, choć wiem, że mój były mąż od sześciu lat zarządza siecią myjni samoobsługowych. Nie chcę jednak, by dziewczyna wzięła mnie za jeszcze większą stalkerkę.

– Nie, ma swój własny biznes – odpowiada zgodnie z prawdą.

– A mama?

– Prowadzi kwiaciarnię niedaleko placu Konstytucji. Tylko jej nie nachodź.

– Spokojnie, nie planowałam.

– No ja myślę. – Nadia powoli sączy piwo. – W przeciwnym razie narobię ci niezłego smrodu – mówi, po czym parska śmiechem. Jestem przekonana, że nie żartuje.

Muzyka w barze robi się coraz głośniejsza, choć nie ma jeszcze wieczoru. Odnoszę wrażenie, że Aśka celowo próbuje wprowadzić nas w imprezowy nastrój i sprawić, że pójdę w długą. Tylko po co Nadia miałaby mnie upijać? Liczy na to, że półprzytomna uklęknę przed nią i przeproszę za to, że ją porzuciłam? Przecież sama przyznała, że jestem jej obojętna.

– Ja naprawdę już dziękuję – odmawiam, gdy barmanka proponuje mi kolejne piwo. – Mam swoje lata. Tyle alkoholu mi wystarczy. Muszę jeszcze wrócić do hotelu.

– No co ty? Już idziesz? – Nadia robi zatroskaną minę. – Dopiero się rozkręcam. Zostań jeszcze trochę.

Decyduję się zostać, ale dla odmiany zamawiam zieloną herbatę z cytryną. Tymczasem Nadia opowiada mi o szczęśliwym małżeństwie Bogdana i Doroty, rodzinnej sielance, świętach spędzanych w licznym gronie bliskich przyjaciół domu i corocznych wakacjach w ciepłych krajach. Zaczynam rozumieć, dlaczego moja biologiczna córka nie miała czasu, by mnie znienawidzić. Dorota zastąpiła jej matkę. Nadia od najmłodszych lat wychowywała się w domu pełnym miłości i troski.

Nie byłam, nie jestem i nigdy nie będę jej do niczego potrzebna. Zresztą czy nie o to mi chodziło?

Dochodzi siódma, gdy ogarnia mnie zmęczenie. Właś­nie kończę drugą herbatę i zaczynam trzeźwieć. Tymczasem Nadia zaczyna szóste piwo, a po jej nieobecnym spojrzeniu wnioskuję, że długo już nie pociągnie.

– Powiedz – odbija się jej – co tak naprawdę wydarzyło się między tobą i tatą? – Patrzy na mnie z zaciekawieniem. Nie sądziłam, że o to spyta.

– A co ci powiedział? – drążę.

– Niewiele. Kiedyś tylko rzucił jakiś banał o tym, że mimo dobrych chęci czasem ludziom zwyczajnie się nie układa.

– Samo życie – mruczę.

– Żałujesz?

– Rozstania z Bogdanem? Nie. Tak miało być.

– Nie pytam o niego. Pytam o mnie.

Muszę się ewakuować, nim dojdzie do nieprzyjemnej wymiany zdań.

– Przecież obiecałyśmy sobie, że nie będziemy tego roztrząsały.

– Nie zamierzam nic roztrząsać. Chcę po prostu wiedzieć. O nic więcej cię nie spytam.

Wstaję z fotela i zgarniam z podłogi torebkę.

– Dziękuję za miłe spotkanie.

– Nie idź jeszcze. – Nadia próbuje się podnieść, ale nie ma siły. – Tylko jedno pytanie…

– O jedno za dużo. Do zobaczenia.

Wychodzę i szybkim krokiem idę w kierunku przejścia prowadzącego do Nowego Światu. Nagle czuję mocny uścisk na wysokości łokcia.

– Poczekaj. – Nadia szarpie mnie za rękę. Wypuszczam z dłoni uchwyt walizki, która omal nie upada mi na stopę. – Odpowiedz.

Nie da za wygraną. Widzę to w jej oczach. Jest już pijana. Straciła czujność i pozwoliła, by puściły jej hamulce. Robi to, czego na szczęście udało mi się uniknąć. Nie da mi spokoju, dopóki nie udzielę jej odpowiedzi.

– Czy żałuję, że nie byłam częścią twojego życia? Tak, bo po dzisiejszym spotkaniu czuję, że mimo wszystko mamy ze sobą wiele wspólnego.

– Serio? – Dziewczyna przestępuje z nogi na nogę.

– Tak myślę. Natomiast wiem, że twoi rodzice dołożyli wszelkich starań, byś była kochana i nigdy nie czuła się samotna. Masz ogromne szczęście.

Kładę dłoń na jej ramieniu, po czym podnoszę walizkę i odchodzę.

– Magda. – Słyszę jej głos zza pleców. – Spotkamy się jeszcze?

– Oczywiście – odpowiadam. – Odezwę się. Tylko pamiętaj, ani słowa ojcu.

 

*

 

Autobus wiezie mnie aż na Pragę. Google Maps pokazuje, że od przystanku do miejsca docelowego dzieli mnie dziesięć minut marszu. Z ciężką walizką i po alkoholu podróż zajmuje mi dwa razy tyle. Gdy wreszcie docieram do starej, pomazanej kamienicy, upewniam się, że na pewno dobrze trafiłam. Tak, to tutaj. Najtańszy hostel w mieście, jaki znalazłam.

Jedyny, na jaki mnie stać.

Siedząca za ladą nastolatka żuje gumę i pochyla się nad telefonem.

– Rezerwacja? – pyta, odkładając urządzenie na blat. – Na ile?

– Właściwie to nie… Chciałam spytać, czy mają państwo wolny pokój.

– Pokój? Ma pani na myśli łóżko w pokojach sześcio- lub ośmioosobowych? Zaraz sprawdzę. Może być ciężko, zwykle na weekend mamy komplet.

Dziewczyna wpatruje się w monitor, a ja modlę się w myślach, by znalazło się dla mnie cokolwiek. Nie mam siły tułać się dziś po mieście, a zwracanie się do Natalii o pomoc to ostatnia rzecz, jaką bym zrobiła. Nie może poznać prawdy.

– Ma pani szczęście. Zostały dwa wolne łóżka. W jednym pokoju łóżko na górze, a w drugim na dole.

Wybieram dolne łóżko, po czym wzdrygam się, gdy recepcjonistka informuje mnie o płatności z góry i podaje kwotę.

– W internecie jest inna cena – zwracam się do niej.

– W tygodniu płaci się mniej, proszę pani. Ale piątkową noc zaliczamy już do weekendu.

Nie mam wyjścia. Wyciągam z portfela kartę i liczę na to, że płatność zostanie zaakceptowana. Na szczęście się udaje.

– Tu są kluczyki do schowka. Jeśli walizka do niego nie wejdzie, mogę ją przechować w piwnicy.

Przez następną godzinę rozpakowuję rzeczy w dusznym, zagrzybionym pomieszczeniu, w którym stoją cztery piętrowe łóżka. Na jednym z nich w samych szortach leży brodaty mężczyzna o bliskowschodniej urodzie, który rozmawia przez telefon w nieznanym mi języku. Gdy nie udaje mi się wepchnąć walizki do schowka, wypakowuję z niej wszystkie rzeczy, a potem wsuwam ją pod łóżko. Wychodzę przed budynek, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Właśnie zachodzi słońce. Będę mog­ła spokojnie pójść do parku, który według internetu znajduje się dwieście metrów stąd, i w spokoju napiję się wódki.

Nie chciałam upijać się przy Nadii, co nie znaczy, że nie planowałam w ogóle tego zrobić. Planowałam, bo wiem, że bez alkoholu długo nie pociągnę.

Od trzech miesięcy piję codziennie. Na trzeźwo nikt nie zniósłby gehenny, w którą wpakowałam się na własne życzenie.

Jestem zerem.

 

 

5

 

Od początku kłamałam. Nie mam szczęśliwego związku, dużej sumy na koncie i stabilnej pracy. Iluzja, którą od dawna przedstawiam Natalii, zaczyna mnie już powoli wykańczać. Brakuje mi jednak odwagi, by przyznać się przed nią do porażki. Nie chcę, by ktokolwiek patrzył na mnie z litością. Wolałabym już pogardę.

Idę do pobliskiego sklepu spożywczego i kupuję butelkę pigwówki. Chowam ją do torebki i powoli kieruję się do parku. Dziś już nigdzie mi się nie spieszy. Opłaciłam nocleg, spotkałam się z Nadią i mogę w spokoju się napić. O tym, co będzie jutro, pomyślę po przebudzeniu. Teraz muszę rozładować napięcie, które nie opuszcza mnie od momentu wyjścia z samolotu.

Nie byłam szczera w wielu sprawach, również na temat powodu mojego przylotu do Polski. Tak naprawdę nigdy nie planowałam kontaktować się z Nadią. Wymazałam ze swojego życia zarówno ją, jak i Bogdana. Zaczęłam wszystko od nowa za granicą i nie myślałam o powrocie do Polski.

Prędzej bym umarła, niż wróciła do tego skurwysyna.

Gotowało się we mnie, gdy wysłuchiwałam przechwałek Nadii na temat ojca. Gdyby tylko znała prawdę… Nawet jeśli się zmienił, to tylko z zewnątrz. Nawet najlepszy kamuflaż nie jest w stanie ukryć prawdziwej natury człowieka. Bogdan prędzej czy później pokaże, na co go stać.

Siadam na ukrytej w cieniu ławce i upewniam się, że dookoła mnie nikogo nie ma. Wyciągam z torebki butelkę pigwówki i biorę dwa szybkie łyki. Wódka rozgrzewa mi przełyk i żołądek. Dobrze znam to uczucie. Uwielbiam je.

Wyjmuję z portfela swoje zdjęcie z maleńką Nadią. Czy to, że nigdy jej nie kochałam, czyni ze mnie potwora? Po co w ogóle do niej pisałam, skoro nie jestem tu z jej powodu? Od początku chodzi o Bogdana.

Tylko on mnie interesuje. A konkretnie jego pieniądze.

Mogłam to załatwić dyskretnie. Spotkać się z nim i przedstawić swoje żądania. Nie musiałam mieszać w to Nadii. Gdyby Bogdan zrobił to, czego od niego oczekuję, nasza córka nawet by się nie dowiedziała o moim przylocie do Polski.

Biorę kolejne dwa łyki i wsłuchuję się w szum drzew. Wieje coraz silniejszy wiatr. Mam nadzieję, że to nie zwiastun nadchodzącej burzy. Na szczęście aplikacja pogodowa na to nie wskazuje. Nie zamierzam prędko wracać do tego cuchnącego pokoju, w którym poza mną będzie nocowało sześć osób.

Jestem w połowie butelki, gdy słyszę powiadomienie o nowej wiadomości. To Nadia. Pisze, że wciąż jest w tamtym lokalu i jeśli chcę, mogę wpaść. Musi być bardzo pijana, bo zrbiła kilka literówek. Odpisuję jej, że leżę w wannie i za chwilę kładę się do łóżka.

 

Jutro ciężki dzień. Mam kilka spotkań służbowych, o których Ci nie wspominałam.

 

Po chwili Nadia przysyła mi długą wiadomość z przeprosinami. Twierdzi, że nie chciała mnie urazić, ale prawda jest taka, że nie mam pojęcia, co przeżywa dziesięciolatka, która dowiaduje się, że kobieta, którą uważała za swoją matkę, tak naprawdę nią nie jest.

 

Trztmali to w tajennicy przrz tyle lat.

 

Nie zamierzam ciągnąć tej rozmowy. Chowam telefon do torebki i wyłączam dźwięk.

Dopijam wódkę, a potem wymiotuję na trawę. Potwornie kręci mi się w głowie i wiem, że powinnam już wracać do hostelu, bo w przeciwnym razie zasnę na ławce i trafię na izbę wytrzeźwień, co trochę by mnie kosztowało, a nie śmierdzę groszem. Straciłam wszystko przez swoją głupotę i naiwność.

Upadłam w życiu wiele razy, a mimo to nie wyciągnęłam żadnych wniosków ze swoich porażek. Nic dziwnego, że mój świat rozpada się na kawałki.

Jak na ironię, może mnie uratować tylko człowiek, który zapoczątkował mój koszmar.

Cała nadzieja w Bogdanie.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

CZĘŚĆ 2

 

 

MAGDA

 

DZIESIĘĆ LAT TEMU

 

 

 

Mam za sobą trzy nieudane randki w ciągu jednego weekendu. Pierwszy facet okazał się dużo niższy i bardziej zaokrąglony niż na zdjęciach w internecie. Sytuacji nie poprawiały też ubytki w uzębieniu. Drugi przyszedł tylko po to, by pod koniec randki w restauracji wyznać mi, że kilka miesięcy temu stracił pracę i krucho u niego z pieniędzmi, dlatego umawia się z kobietami, które fundują mu kolację. Trzeci w ogóle nie przyszedł, choć czekałam na niego w parku pół godziny mimo kiepskiej pogody. Odpisał mi dopiero kilka godzin później. Zapomniał.

– Ciężki weekend? – pyta Dana, koleżanka z pracy w wytwórni kart kredytowych.

– Nawet nie wiem, od czego zacząć… – Popijam obrzydliwe espresso z automatu. Wiele razy prosiłam prezesa, by zainwestował w lepszą kawę, ale on za każdym razem stwierdzał, że wydziwiamy.

Siadamy z Daną przy stoliku w ciasnym pomieszczeniu bez klimatyzacji. Całą ścianę za nami pokrywają motywacyjne hasła, z których największe to: „Nie ma przeszkód, których nie przeskoczysz”. Farmazony.

Nie lubię tej pracy. Już dawno powinnam ją zmienić. Codziennie jadę godzinę w jedną stronę do ponurej fabryki na przedmieściach Londynu, wykonuję te same czynności i wiem, że wyżej już nie awansuję. Myślałam, że gdy w końcu uda mi się dostać brytyjskie obywatelstwo, prezes oddeleguje mnie do drugiej fabryki położonej bliżej centrum, w której mogłabym zarządzać jeszcze większym zespołem. Nie rozumiem, dlaczego wybrał na to stanowisko mniej doświadczoną pracownicę zamiast mnie. Czy dlatego, że jest rodowitą Brytyjką?

Frustracje związane z pracą zbiegły się w czasie z niepowodzeniami w życiu prywatnym, przez co na pewien czas wpadłam w dołek. Po rozstaniu z Matthew, który tak naprawdę nigdy mnie nie kochał, na wiele miesięcy porzuciłam myśli o tym, że kiedykolwiek będę jeszcze w stanie stworzyć z kimś szczęśliwy związek. Czułam się kompletnie bezwartościowa i pracowałam ciężej niż kiedykolwiek. Wkrótce potem Natalia poinformowała mnie, że wraca do Polski. Najpierw straciłam mężczyznę, którego szczerze kochałam, a potem jedyną przyjaciółkę. Było bardzo źle.

Z głębokiego kryzysu wyciągnęła mnie psychoterapeutka, którą poleciła mi Natalia. Wydawałam na te spotkania mnóstwo pieniędzy, ale dziś wiem, że było warto. Jane pomogła mi nabrać dystansu do związku z Matthew i nauczyła pielęgnować w sobie tylko dobre wspomnienia. Nie zaprzątałam sobie już głowy tym, z iloma kobietami mnie zdradził i w ilu sprawach okłamał. Dziś, gdy o nim myślę, widzę przed oczami angielskie śniadanie, które uwielbiał przynosić mi do łóżka. Dawno już takiego nie jadłam…

To właśnie Jane namówiła mnie do założenia konta na portalu randkowym.

– Mówię ci to nie jako twój lekarz, ale przyjaciółka. Otwórz się na nowe znajomości, a zobaczysz, jak szybko znowu zaczniesz się uśmiechać.

Po ostatnim weekendzie wcale nie jest mi do śmiechu. Gdy opowiadam o swoich przygodach Danie, koleżanka kręci głową z niedowierzania.

– Faceci są z natury dupkami. Nie przejmuj się, każda z nas ma podobne przeżycia. Grunt to nie brać tego do siebie.

– Najchętniej usunęłabym konto i została singielką – stwierdzam, opierając się o niewygodne, chwiejące się krzesło.

– Może od razu zamknij się w jakimś zakonie? – ironizuje Dana. – Nim się obejrzysz, twój książę z bajki stanie w drzwiach i odmieni twoje życie.

W tym samym momencie drzwi kuchni otwierają się i do środka wchodzi Clive – sześćdziesięcioletni stróż, który jedną nogą jest już na emeryturze.

– Chyba nie mówisz o nim? – pytam ze śmiechem.

– Co kto lubi.

Po powrocie do domu biorę szybki prysznic i wskakuję do łóżka. Padam ze zmęczenia. Codziennie pracuję do późna i nie mam siły zrobić sobie kolacji. W takich chwilach tęsknię za Matthew, który lubił mnie rozpieszczać. Szkoda tylko, że przy okazji rozpieszczał też swoje inne dziewczyny.

Ostatni raz przed snem sprawdzam internet. Dostaję wiadomość od mężczyzny, z którym zostałam sparowana na portalu. Pamiętam go. Od razu zwróciłam uwagę na jego zdjęcie profilowe, na którym pozuje w białym stroju kucharza, a w uniesionej prawej ręce trzyma ugotowanego homara. Fotografia wygląda jak z katalogu pierwszego lepszego supermarketu. Mimo to Craig, bo tak się podpisał, urzeka mnie swoim szerokim uśmiechem, ciepłym spojrzeniem i opisem profilu. Przedstawia siebie jako ułożonego mężczyznę, który szuka stabilnego, szczęśliwego związku z kobietą ceniącą wzajemny szacunek i zaufanie. Brzmi banalnie, ale doskonale pasuje mi to do jego aparycji. Bez wahania wysyłam mu uśmiechniętą buźkę. On robi to samo.

„Piękna kobieta w pięknym miejscu”, pisze, nawiązując do zdjęcia, które Matthew zrobił mi trzy lata temu na moście Złotników we Florencji. Byłam wtedy w szczytowej formie. Szczupła, szczęśliwa i pewna siebie. Wydawało mi się, że nic nie stanie mi na drodze do szczęścia.

Jane na pewno nie pochwaliłaby tego, co robię. Powiedziałaby, że nigdy nie nawiążę z kimś bliższej relacji, jeśli od początku będę udawała kogoś, kim już nie jestem. Wiem, że powinnam opublikować w aplikacji swoje aktualne zdjęcie, ale brakuje mi odwagi. Przepracowałam rozstanie z Matthew i drugi raz nie weszłabym do tej samej rzeki, ale tęsknię za tamtą Magdą. Moja obecna wersja siebie wcale mi się nie podoba.

Przez kilka dni regularnie wymieniamy wiadomości. Dowiaduję się, że Craig prowadzi znaną restaurację w City. Średnia ocen cztery przecinek dziewięć na pięć przy prawie dwóch tysiącach opinii w sieci robi wrażenie.

 

Może dasz się zaprosić na kolację w piątek wieczorem? Poproszę moich kucharzy, by przygotowali dla nas coś specjalnego.

 

A może Ty pochwalisz mi się swoimi umiejętnościami?

 

Na co masz ochotę :)?

 

Zaskocz mnie.

 

Wysiadam z taksówki tuż przed lokalem. Wyszłam dziś wcześniej z pracy, by mieć czas na zakręcenie włosów, zrobienie starannego makijażu i uprasowanie sukienki. Wybrałam swoją ulubioną, ciemnozieloną w delikatne cekiny, która nie uwydatnia fałdek na brzuchu.

Craig czeka na mnie przy drzwiach. Ma na sobie idealnie dopasowany garnitur i cienki czarny krawat. Wygląda tak dobrze, że mam ochotę obrócić się na pięcie i uciec. To niemożliwe, że tak przystojny mężczyzna zainteresował się przeciętną trzydziestoczterolatką.

– Witaj. – Podchodzi i całuje mnie w dłoń. – Zapraszam.

Przez kilka godzin czuję się jak księżniczka w bajce i z całych sił próbuję nie uszczypnąć się w rękę. Jeśli to sen, niech trwa jak najdłużej.

Gdybym wtedy wiedziała, jak jedna kolacja z mężczyzną poznanym na portalu randkowym wpłynie na moje życie, prawdopodobnie roztrzaskałabym komputer o ścianę i przez długi czas nie zaglądała do internetu. Wierzyłam jednak, że wyczerpałam już limit nieszczęść. Jane zawsze powtarza, że nagrodą za pokorę i cierpliwość jest wielkie szczęście. Musiało mi się udać. Nie było innej możliwości.

A jednak los znów postanowił okrutnie ze mnie zadrwić…

 

 

 

 

DZIEWIĘĆ LAT TEMU

 

 

 

To najpiękniejszy rok mojego życia, pełen emocjonujących wydarzeń: romantyczne oświadczyny na Teneryfie, przeprowadzka do jego domu i zmiana pracy. Dzięki ukochanemu zbieram się na odwagę, by ruszyć z miejsca. Wysyłam CV do znanej marki odzieżowej, która szuka osoby na stanowisko menadżera zespołu. Odpowiedź dostaję już na drugi dzień.

– Jestem przekonany, że sobie poradzisz. Kto jak nie moja piękna i mądra narzeczona?

Wsparcie Craiga jest dla mnie nieocenione. Prawdziwego mężczyznę poznaje się po tym, że sprawia, iż kobieta przy nim rozkwita. U boku Craiga wiosna trwa dla mnie dwanaście miesięcy.

We wrześniu pobieramy się w małej kapliczce na klifie w hrabstwie Devon. Towarzyszy nam jedynie najbliższa rodzina Craiga i kilku przyjaciół. Z mojej strony jest tylko Jane. Myślałam o zaproszeniu Natalii, ale jej wyprowadzka do Polski sprawiła, że już nie jesteśmy ze sobą tak blisko. Nie trzymałam się też z nikim z poprzedniej pracy.

Cieszy mnie wyrozumiałość Craiga. Wiem, że też marzył o skromnej ceremonii. Był już kiedyś żonaty i jak przyznał, zmagał się z nadmiernymi oczekiwaniami partnerki i potrzebą ciągłego udowadniania, że jest ona dla niego kimś wyjątkowym.

– Kocham w tobie to, że akceptujesz mnie takim, jaki jestem – mówi, ściskając przed ołtarzem moje drżące dłonie. – Nigdy niczego na mnie nie wymuszałaś. Twoja uczciwość i bezinteresowność sprawiają, że jeszcze bardziej chcę ci przychylić nieba. Kocham cię, Magdo. Jesteś kobietą mojego życia. Obiecuję, że zrobię wszystko, byś już zawsze była ze mną szczęśliwa.

Przede mną przyszłość, o jakiej marzyłam. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że siedem lat później, leżąc w szpitalnym łóżku po nieudanej próbie samobójczej, obiecam sobie, że już nigdy nie dam wiary w czcze obietnice wydobywające się z męskich ust.

Największą porażką w życiu każdej kobiety jest mężczyzna.

 

 

 

 

PIĘĆ LAT TEMU

 

1

 

Niedawno nasi wspólni znajomi Thomas i Ally ogłosili, że spodziewają się dziecka. Radosna nowina sprawiła, że sami zaczęliśmy rozmawiać o powiększeniu rodziny. Craig doskonale wie, że nie chcę być matką. Na długo przed zaręczynami okłamałam go, że mam problemy z zajściem w ciążę. Opowiedziałam mu o poronieniu i druzgocącej diagnozie lekarzy, którzy dawali mi minimalne szanse na to, że kiedykolwiek uda mi się zostać matką.

– Nawet jeden procent szansy to zawsze szansa – upierał się Craig.

– To prawda, ale z reguły okupiona dużo większym wysiłkiem. Nie chcę po raz kolejny przez to przechodzić.

Rozpłakałam się, by uciąć niewygodną dyskusję. Craig objął mnie mocno i pocałował w głowę.

– Mam nadzieję, że kiedyś zmienisz zdanie i przekonasz się, że może być jeszcze piękniej.

Wiedziałam, że dzięki kłamstwom na jakiś czas będę miała z głowy rozmowy o macierzyństwie. Nawet teściowa, która kiedy tylko miała okazję, wtrącała się do naszego małżeństwa, w pewnym momencie przestała wypytywać o wnuki. Mogłam w spokoju skupić się na rozwoju zawodowym i liczyć na to, że Craig w pewnym momencie doceni nasz styl życia. Nie chciałam dzieci. Niby jak miałabym być dobrą matką po tym, jak porzuciłam córkę krótko po jej narodzinach?

Teraz znów muszę znosić maślane oczy męża, gdy przypadkiem natrafia w telewizji na reklamę kaszki dla niemowląt albo ogląda w internecie oferty wózków dziecięcych.

– No co? Chyba można sobie pomarzyć?

Nie podoba mi się to, że Craig stosuje wobec mnie szantaż emocjonalny. Jeśli myśli, że mu ulegnę, to grubo się myli. Za rok kończę czterdziestkę. To nie jest wiek na dziecko. Jako dojrzała kobieta chcę się skupić na korzystaniu z życia, a nie tonąć w brudnych pieluchach i pozwalać, by po nieprzespanych nocach pogłębiały mi się zmarszczki.

Kilka dni później Craig zaprasza mnie do swojego ulubionego baru, do którego chodzi z kolegami mniej więcej co dwa tygodnie. Zaskakuje mnie jego propozycja, ale i tak nie mam ciekawszego pomysłu na wieczór. Craig od początku jest w dobrym nastroju.

– Brałeś coś? – pytam poważnie. – Zachowujesz się dziwnie.

– Widzisz tę dziewczynę przy barze? – pyta, zerkając w stronę zgrabnej brunetki z pomalowanymi szminką w kolorze landrynkowego różu. – Jest tu nowa.

– No i co w związku z tym? – Marszczę brwi.

– Ładna jest, nie sądzisz?

Craig popija ciemne piwo i nie odrywa wzroku od ubranej w krótkie dżinsowe szorty dziewczyny.

– O co ci chodzi? – dopytuję zdezorientowana.

– Byłaś kiedyś z kobietą? – rzuca niespodziewanie.

– Żartujesz sobie, prawda? – Parskam śmiechem. – Nie pytasz serio?

– Jak najbardziej serio.

Potrzebuję chwili, by pozbierać myśli. Cokolwiek dzieje się teraz w głowie mojego męża, musi się jak najszybciej skończyć.

– Nie interesują mnie kobiety.

– A trójkąty?

Wybałuszam oczy i mam ochotę odejść od stołu.

– Czy chcesz mi coś powiedzieć?

Nagle oblewa mnie zimny pot. Czy to możliwe, by Craig i ta dziewczyna…? Nie, nawet nie chcę o tym myśleć. Nie przeżyłabym kolejny raz.

– No już, spokojnie, kochanie. – Craig chwyta mnie za dłoń i śmieje się pod nosem. – Do niczego nie doszło. Po prostu uważam, że Rachel to fascynująca kobieta.

– Rachel? To wy się znacie? I w ogóle jaka kobieta? Przecież ta smarkula nie ma więcej niż dwadzieścia lat.

– Dwadzieścia dwa – precyzuje Craig. – Poznaliśmy się, gdy byłem tu ostatnio.

– I nic mi nie powiedziałeś?

– A co ci miałem powiedzieć? – Mój mąż rozkłada ręce i kręci głową. – Przecież ty też nie spowiadasz się przede mną ze wszystkich mężczyzn, z którymi rozmawiasz. To była tylko zwykła pogawędka przy barze. Rachel opowiadała, że dorabia na studia. W przyszłym roku chciałaby wreszcie zacząć marketing.

– Młoda, ambitna i do tego pracowita – mruczę, wpatrując się w jej głęboki dekolt i krągłe pośladki.

– Powiedziała coś jeszcze. I nie ukrywam, że bardzo mnie to zaintrygowało.

 

 

2

 

W osłupieniu przysłuchuję się rewelacjom Craiga na temat Rachel.

– Poliamoryzm? To jakiś nowy fetysz?

– Nie fetysz, tylko tożsamość seksualna, która polega na darzeniu silnym uczuciem więcej niż jednej osoby.

– Mam rozumieć, że panny Rachel zza baru nie zadowala standardowy związek?

– Nie. I to jest w niej najciekawsze.

Widzę, że Craig za chwilę dopije piwo i będzie chciał podejść do baru po kolejne. Muszę go trzymać z daleka od tej dziewuchy.

– To samo? – pytam, podnosząc się z krzesła.

– Zaczekaj. Pójdę z tobą. – Tego nie przewidziałam. – To dobry moment, żeby was sobie przedstawić.

Barmanka uśmiecha się do mojego męża, po czym przenosi wzrok na mnie.

– Pewnie żona – rzuca, po czym podaje mi rękę i się przedstawia.

– Magda – odpowiadam. – Pochodzę z Polski – dodaję, wiedząc, że i tak by mnie o to spytała.

– Tak, wiem – mówi ku mojemu zaskoczeniu. – Craig wspominał.

Mierzę stojącego obok męża surowym spojrzeniem. Rachel ratuje Craiga z opresji, pytając, czy nie chcieli­byśmy się dla odmiany napić jakiegoś drinka.

– Muszę ćwiczyć przyrządzanie drinków. Problem w tym, że panowie zamawiają głównie piwo.

Niechętnie zamawiam mojito i patrzę, jak uśmiechnięta barmanka stara się zaimponować Craigowi.

– Całkiem nieźle jak na nowicjuszkę – komplementuje ją mój mąż.

– Proszę. – Rachel stawia przed nami szklankę mojito i kieliszek margarity. – Mielibyście coś przeciwko, gdybym do was dołączyła? I tak nie ma dużego ruchu. Powiem koleżance, by zastąpiła mnie na kwadrans.

– Daj jej szansę – mówi Craig, gdy wracamy do swojego stolika. – To ciekawa dziewczyna, w dodatku otwarta na nowe znajomości.

– Po tym, czego się o niej dowiedziałam, wcale mnie to nie dziwi – stwierdzam uszczypliwie. – Jak możesz w ogóle myśleć o takich dziwactwach?

– Zastanów się. – Z twarzy Craiga momentalnie znika uśmiech. – Co w tym dziwnego, że szukam urozmaicenia dla naszego życia, skoro pozbawiłaś mnie wszystkich marzeń?

Przełykam ślinę.

– A więc to moja wina?

Mój mąż poprawia się na krześle i pochyla głowę.

– Nie chciałem, żebyś tak to odebrała. Próbowałem powiedzieć, że skoro nie możemy żyć jak standardowe małżeństwo, które na pewnym etapie zaczyna myśleć o powiększeniu rodziny, to powinniśmy się zastanowić, jak nie wpaść w rutynę.

– W rutynę? Craig, jesteśmy raptem cztery lata po ślubie.

Słowa męża omal nie wyprowadzają mnie z równowagi. Wypijam szybko drinka i próbuję zachować spokój. Jak on śmie dawać mi do zrozumienia, że nudzi się w naszym małżeństwie? Przecież daję z siebie sto procent. Craig jest dla mnie wszystkim. Myślałam, że on to odwzajemnia. Co mu strzeliło do głowy?

– Wybacz, kochanie. – Wzrusza ramionami. – Po prostu tak się czuję.

Wpadam w panikę i mówię coś wbrew sobie:

– Daj mi jeszcze trochę czasu. Będziemy mieli dziecko, obiecuję.

Craig prycha.

– Kiedy?

– Może za kilka lat. Przecież wiesz, że jestem krok od awansu.

– Magda. – Ściska mocno moją dłoń. – Nie gniewaj się, ale naprawdę sądzisz, że możemy tyle czekać? Jesteś tuż przed czterdziestką, ja już po. To ostatni moment, by postarać się o dziecko.

Moja samoocena w jednej chwili zaczyna spadać na łeb, na szyję. Kilkadziesiąt minut wystarczyło, by Craig rozbudził we mnie wszystkie negatywne emocje, które przez tyle lat próbowałam okiełznać z pomocą Jane.

– Uważasz, że w moim wieku nie ma miejsca na ciekawość… – Ocieram palcami oczy. – Tego się po tobie nie…

– Już jestem. – Rachel siada na wolnym krześle i stawia przed sobą butelkę pepsi. – Przepraszam, że musieliście czekać, ale koleżanka miała jeszcze coś do zrobienia i nie mogłam opuścić baru.

– I tak nie zamierzaliśmy wychodzić – odpowiada Craig.

– Coś się stało? – Rachel przygląda mi się z niepokojem. – Wydajesz się jakaś smutna.

– Miałam ciężki dzień. – Chrząkam.

– Ciesz się, że tylko dzień – odpiera barmanka. – Niektórzy mają pod górkę przez całe życie.

Przez następny kwadrans rozmawiamy głównie o Rachel. Dziewczyna bez skrępowania opowiada nam o swoim życiu i ostatnim związku.

– Rob i Tanya to cudowni ludzie, ale w pewnym momencie w naszej relacji coś się wypaliło.

– Co takiego? – dopytuje Craig.

– Ciężko powiedzieć. – Rachel popija pepsi. – Myślę, że problemem był mój wiek. Dopiero co skończyłam osiemnaście lat i nie miałam doświadczenia w sprawach sercowych. Nie wiedziałam, czego tak naprawdę chcę, a oni mieli bardzo konkretne oczekiwania. Zrozumiałam chyba, że nie będę w stanie ich spełnić. Nie byłam wystarczająco dojrzała.

– A teraz już jesteś? – Pytanie mojego męża sprawia, że omal nie podskakuję na krześle.

– Craig! – syczę przez zaciśnięte zęby.

– Dziś wciąż poznaję siebie, ale wiem, że jestem gotowa na prawdziwe uczucie – mówi ze spokojem w głosie. – Pragnę trwałego związku, który zapewni mi poczucie bezpieczeństwa i spełnienia.

Mój mąż uśmiecha się do Rachel, dyskretnie spoglądając na jej dekolt. Nie wierzę, że to się dzieje naprawdę. Podczas naszej pierwszej randki unikałam szczypania, by przypadkiem nie wybudzić się z pięknego snu, a teraz chowam dłonie pod blat i szczypię się najmocniej, jak potrafię. Niestety wciąż siedzę przy jednym stoliku z młodziutką barmanką, która mogłaby być moją córką.

Gdy Rachel wraca za bar, zaczynam go szantażować: jeśli zamówi u niej kolejnego drinka, może już sobie szukać noclegu w hotelu.

– Co cię ugryzło? – pyta poirytowany, gdy wracamy na piechotę do domu. – Przecież nie zrobiłem nic złego.

– Jeszcze – stwierdzam. – Wiem, co chodzi ci po głowie.

– Tak, polubiłem ją – przyznaje. – To sympatyczna dziewczyna, która była w stosunku do nas bardzo serdeczna.

– I lepiej żeby na tej serdeczności się skończyło.

Craig staje w miejscu i opiera dłonie na biodrach.

– A jeśli nie, to co?

 

 

 

 

TRZY I PÓŁ ROKU TEMU

 

 

 

Przez godzinę przygotowuję dla nas pyszną kolację, bo w ten weekend przypada moja kolej w kuchni.

– Wyborne szparagi – mówi Craig, ocierając usta serwetką. – Jesteś najlepsza, kochanie. – Wyciąga ku mnie rękę. – No chodź, chcę ci podziękować.

Podchodzę i się nad nim pochylam, a wtedy on całuje mnie namiętnie w usta. Czuję smak sosu kurkowego, którym polałam pieczeń.

– Cieszę się, że ci smakowało.

– Mnie też bardzo smakowało – odzywa się siedząca po drugiej stronie stołu Rachel. – Mogę?

– Jasne.

Okrążam stół, siadam obok Rachel i pozwalam się pocałować.

– Smakujesz jeszcze lepiej niż ten sos – stwierdza dziewczyna.

– Magda, kochanie – przerywa nam czułości Craig – odpocznij po obiedzie, a ja porwę Rachel do sypialni.

Nie protestuję. Dziś jest ich dzień sam na sam. Nasz przypadnie jutro.

Mieszkamy razem od pięciu miesięcy. Nie byłam przygotowana na to, że nasz związek, o ile można nazwać związkiem nasz układ, rozwinie się tak szybko. Craig i Rachel od razu wpadli sobie w oko i naciskali, bym zgodziła się na trójkąt. Słuchałam zapewnień, że dopuszczenie do sypialni drugiej kobiety doda pikanterii naszemu małżeństwu i pozwoli nam przezwyciężyć wszystkie nieporozumienia. Zaciskałam zęby i płakałam po kątach, nie chcąc, by Craig wiedział, jaki naprawdę mam stosunek do tego chorego pomysłu. Czułam jednak, że jeśli odmówię, mój mąż i tak nie zrezygnuje z Rachel. Patrzył na nią pożądliwie i wyczekiwał dnia, w którym wreszcie będzie mógł ją posiąść.

– Zrobimy to razem – zapewniał mnie. – Ja, ty i Rachel. Zgódź się chociaż na próbę. Proszę.

Wiedziałam, że nie mam wyjścia. Za słowem „proszę” kryła się groźba. Mogłam się zgodzić albo usunąć się w cień i pozwolić Craigowi szaleć z Rachel. Wzięłam wolne w pracy i przez trzy dni siedziałam pod kocem przed telewizorem. Powiedziałam mężowi, że się przeziębiłam, ale tak naprawdę potrzebowałam czasu na pogodzenie się z kolejną rewolucją w swoim życiu. Zostałam upokorzona przez ukochanego mężczyznę, ale mimo wszystko nie chciałam go stracić. Nie mogłam podjąć innej decyzji.

– Robię to tylko dla ciebie.

– Nieprawda. – Craig objął mnie i mocno przycisnął do siebie. – Ty też na tym skorzystasz, tylko jeszcze tego nie dostrzegasz.

Idą po schodach do sypialni na piętrze. Craig wchodzi pierwszy, trzymając Rachel za rękę. Oboje z uśmiechami spoglądają w moją stronę i mi machają. Odmachuję im i życzę miłej zabawy.

– Na pewno taka będzie – odpowiada Rachel, a potem znika za drzwiami.