Test góry. Partnerstwo na szczytach - Wojciech Tadeusz Brański - ebook

Test góry. Partnerstwo na szczytach ebook

Wojciech Tadeusz Brański

0,0
59,90 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Polski taternik i alpinista, pisarz, z wykształcenia i zawodu mgr inż. elektronik oraz dr fizyki. Wspinał się w Tatrach (m.in. przeszedł Wariant R na Mnichu, dr. Orłowskiego na Galerii Gankowej, Hokejkę na Łomnicy, zimą filar Kopy Spadowej) i Alpach (wejścia m.in. na Mont Blanc, Monte Rosa i Mont Paradiso). Wspinał się również w Kaukazie, Ałtaju Mongolskim, Pamirze. Brał udział w wyprawach w Himalaje, uczestniczył w pierwszym wejściu na Kangbachen oraz w pierwszym wejściu na Kangchrujngę Central (1978 r., wtedy polski rekord wysokości).

Członek honorowy PZA, dwukrotnie odznaczony za „Za Wybitne Osiągnięcia Sportowe”.

Alpinizm od zarania miał partnerską formę działania. Obserwowane  obecnie kwestionowanie tej zasady wiąże się z głoszoną konieczności odejścia w tzw. strefie śmierci od  tradycyjnego etosu górskiego. Akceptacja tej tendencji oznaczałaby, że nieskrępowany wieloma regułami – wolnościowy w istocie alpinizm – stałby się dyscypliną bliską „wolnej amerykance”, w której żadne zasady już nie obowiązują. Czy tak musi być, czy każdy sprzeciw jest jedynie wyrazem nie nadążania za naturalnym postępem?

„Test Góry” jest próbą odpowiedzi na to pytanie. Szukając jej konieczne wydało się zbadanie kondycji dzisiejszego alpinizmu. W pierwszej części książki zatytułowanej  „Alpinizm jaki jest każdy wie (ale nie całkiem rozumie)” prezentowane są różnorodne opinie i poglądy pochodzące ze środowiska ludzi gór i spoza niego. W drugiej części: – „Testy najwyższej próby” – omawiane są liczne przypadki  akcji w szczytowych partiach gór wysokich, gdzie dochodziło do ratowania życia poszkodowanego lub tracącego siły wspinacza. Dowodzą one, że himalaiści są zdolni nie tylko do wejścia i zejścia ze szczytu sięgającego ponad  8000 m, ale zachowując rezerwy sił, są w stanie wspomagać partnera, a nawet prowadzić akcję ratującą  mu życie.

Przeprowadzony dowód podważa tezy deklarujące różne limes nie tylko górskiej, ale co by nie powiedzieć, ludzkiej etyki do poziomu 7- 8 tysięcy metrów. Problem mają tylko ci, których organizmy nie są odpowiednio odporne  i wydajne, lecz czy wszyscy muszą być mistrzami?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 253

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Książka ukazała się przy współudziale Fundacji Wspierania Inicjatyw Twórczych i Naukowych FOSTER

Redakcja językowa: Agnieszka Jurczyńska-Kłosok

Skład i łamanie: Andrzej Sobkowski, Magraf sp.j., Bydgoszcz

Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski, Magraf sp.j., Bydgoszcz

Zdjęcie na okładce: Wojciech T. Brański

Zdjęcie Autora na IV s. okładki: Roman Gołędowski

Zdjęcia w środku: s. 4 – Adobe Stock/2ragon, s. 6 – Adobe Stock/Hussain, s. 16, 18, 142, 218, 228, 236, 237–238 – z archiwum Jerzego Kukuczki/www.jerzykukuczka.com; s. 39, 47, 141, 144, 208, 222 – Marek Bytom; s. 81, 220 – Jerzy Surdel; s. 34, 226, 232 – Stanisław Cholewa & Aleksander Pańkow; s. 234 Wojciech Brański

Copyright © for Wojciech Tadeusz Brański

Copyright © for by Wydawnictwo Stapis, Katowice 2023

Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w Internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując jej część, rób to jedynie na użytek osobisty. Szanujmy cudzą własność i prawo. Więcej na www.legalnakultura.pl

Polska Izba Książki

Z uwagi na to, że praca ta nie nosi aspektu naukowego, Autor podjął decyzję o niepodawaniu źródeł niektórych użytych cytatów. Ręczy za ich prawdziwość.

ISBN epub 978-83-7967-258-5

ISBN mobi 978-83-7967-259-2

Wydawnictwo STAPIS

ul. Floriana 2a

40-288 Katowice

tel. +48 32 206 86 41, +48 32 259 75 74

www.stapis.com.pl

–fragment–

Książkę tę dedykuję partnerom udanych i szczęśliwych wejść na trzy dziewicze wierzchołki Kangczendzongi – Południowej, Środkowej i Kangbaczena oraz Piotrowi Młoteckiemu, inicjatorowi i niezawodnemu kierownikowi tamtych wypraw

autor

Autor dziękuje wszystkim nękanym tematem partnerstwa na najwyższych szczytach, a w szczególności Tomkowi Łubieńskiemu, Krystynie Dolebskiej-Kaczarowskiej i Krystynie Palmowskiej, która przejrzała rękopis i wypatrzyła szereg błędów oraz Dobremu Duchowi, wspomagającemu mnie w pisaniu, lecz odmawiającemu przyjęcia odpowiedzialności za współautorstwo.

Pytali śmierci Pana:

– Mamyż wyrzec się prawa stanowienia o sobie, aby innych ratować? Azaż sami też, o Czcigodny, zginąć mamy?

Śri Kryszna długo wodził kijem po piasku i milczał. I w końcu rzekł im, nie podnosząc głowy.

– Czyńcie, co należy.

BHAGAWADGITA

(imitacja)

PRZEDSŁOWIE

– I do not think it is heroic to risk your life to save another; I think it is a shame and it’s stupid[1]. Autorka tej wypowiedzi to doświadczona duńska alpinistka Lene Gammelgaard, pierwsza Skandynawka, która stanęła na szczycie Everestu. Rzadko czyjeś słowa działają tak wstrząsająco. Odrzucając wszystko, co dobre i piękne było w alpinizmie – wierzymy, że ciągle jeszcze jest – podważają sens niezliczonych udanych akcji ratunkowych prowadzonych nie tylko w górach, lecz także na morzu, w jaskiniach, płonącym buszu i w trakcie gaszenia pożarów budynków. Gammelgaard, o której nie sposób powiedzieć, że nie zna dobrze angielskiego – wszyscy Duńczycy świetnie ten język znają – używa słowa risk, czyli „ryzykować”. Gdyby użyła sacrifice (pol. poświęcać), to moglibyśmy rozpocząć dyskusję, bo nikt nie może wymagać bezwzględnego poświęcenia swego życia dla ratowania innego. Ale wchodząc w góry, ryzykujemy tym więcej, im wyżej chcemy wejść, im trudniejszą wybieramy trasę, a akcja ratownicza (w dowolnej postaci) ryzyko to z pewnością zwiększa. Kiedy pomoc jest niemożliwa, nikt nie żąda od ratującego poświęcenia życia. Jeśli dochodzi do śmierci ratownika, zazwyczaj dzieje się to na skutek nieszczęśliwego wypadku lub błędu w działaniu. Wypowiedź Gammelgaard może jednak wzbudzić niepokój, a nawet sprzeciw.

Żeby jednak oddać sprawiedliwość, należy przypomnieć, że ta sama himalaistka w drodze zejściowej z wierzchołka oddała słabnącej partnerce z zespołu Mountain Madness swoją prawie pełną butlę tlenu i gotowa była nieść pomoc tym, którzy przecenili swoje siły. Co więcej, współpracowała z innymi członkami zespołu. Skąd zatem ta dychotomia słów i czynów? Może nie po słowach, a po czynach osądzajmy ludzi, jak mówi stara prawda?

Nie lubimy uogólnień, ale cóż począć, jeśli ludzie o dużym autorytecie i praktycznej znajomości alpinizmu mówią o nim następująco: Na naszych oczach ten „królewski sport”, uprawiany kiedyś z dala od cywilizacyjnego zgiełku, opanowały media i biznes. Najszlachetniejsze motywacje, najwyższe wartości zeszły na dalszy plan wobec naporu sensacji, popularności i pieniądza[1]. Rywalizacja niepomiernie rozdmuchana popycha wspinaczy do przekraczania granic ryzyka, za co często przychodzi im płacić najwyższą cenę.

Niestety, przykładów erozji zachowań etycznych, a nawet nihilizmu etycznego w górach wysokich można przytoczyć wiele. Coś z naszego podwórka: W sytuacji zagrożenia życia jedyne, co możemy zrobić, to zadbać o siebie i próbować zejść jak najniżej[2]. Czy to nie powalająca logika? Przecież każda wspinaczka w jakimś stopniu jest zagrożeniem życia, po co więc osoba wyznająca takie zasady w ogóle się wspina? Co innego, jeśli robi to solo i odpowiada tylko za siebie. Ale i w takim wypadku winna mieć świadomość tego, że też może stać się obiektem akcji ratunkowej, w której zagrożone będzie życie wspinaczy udzielających jej pomocy.

Komercjalizacja alpinizmu bazująca na niehamowanych niczym i chyba niezbyt zdrowych ambicjach czy aspiracjach ludzi pragnących osiągnąć to, co wielu nigdy nie będzie dane – sprzyja postawom, które bliskie są wizji słynnych igrzysk śmierci. Co gorsza, promowanie sukcesu za każdą cenę obserwowane w środowisku profesjonalnych alpinistów, wydaje się zbliżać ich poglądy do przytoczonej wyżej tezy Gammelgaard.

Byliśmy zbyt zmęczeni, żeby ich ratować. Ta wysokość – ponad 8000 metrów – to nie jest miejsce, gdzie ludzie mogą sobie pozwolić na moralność. A to dobre! „Pozwolić (sobie) na moralność”. Czyli moralność możemy uruchamiać w zależności od okoliczności, od wygody? To słowa Japończyka, Eisuke Shigekawy, po powrocie ze szczytu Everestu osiągniętego w towarzystwie Hiroshiego Hanady granią północnowschodnią (od Tybetu). 11 maja 1996 r. dwóch Japończyków wspieranych przez trzech Szerpów wystartowało z obozu na wysokości 8300 m. Himalaiści osiągnęli skały Pierwszego Stopnia już o godzinie 6.00 rano i tu natknęli się na silnie odmrożonego, półżywego wspinacza z trzyosobowego zespołu należącego do liczącej trzydziestu dziewięciu uczestników wyprawy indyjskiej policji granicznej z prowincji Ladakh, który dzień wcześniej wyruszył na szczyt. Japończyków nie powstrzymały ani widok, ani jęki umierającego w cierpieniach Hindusa. Kontynuowali podejście do Drugiego Stopnia, a pokonawszy go, zobaczyli dwóch pozostałych wspinaczy wyprawy indyjskiej, u których zaobserwowali wyraźne objawy ostrej choroby wysokościowej. Nie podjąwszy nawet próby rozeznania sytuacji, zaledwie kilkadziesiąt metrów dalej zatrzymali się na odpoczynek i wymianę butli. W drodze powrotnej ze szczytu, w pobliżu Drugiego Stopnia, ponownie natknęli się na dwóch Hindusów. Jeden z nich wykazywał jeszcze objawy życia, ale nie był w stanie się przemieścić, bo tkwił w plątaninie lin poręczowych. Idący z Japończykami Szerpa Pasang Kami uwolnił go z tej pułapki, a następnie kontynuował zejście granią. Przy Pierwszym Stopniu japoński zespół nie odnotował już śladów napotkanego wcześniej mieszkańca Ladakhu. – Nie znaliśmy ich. Nie, nie daliśmy im wody. Nie rozmawialiśmy z nimi. Mieli ostrą chorobę wysokościową. Sprawiali wrażenie szalonych i niebezpiecznych. To słowa Hiroshiego Hanady wyjęte z wywiadu dla „Financial Timesa”. Rozmowę przeprowadził Ryszard Cowper zaraz po zejściu Japończyków ze szczytu do obozu na wysokości 6400 m.

Zwieńczeniem tego obrazu, który można by nazwać schizofrenią himalajską, niech będzie informacja, że wyprawa hinduskich policjantów pokazała swoją moc i w następnym ataku wprowadziła na szczyt Everestu sześciu wspinaczy. Tym razem był to właściwy wierzchołek. Nieszczęsna trójka, którą spotkali Japończycy – ogarnięta szczytową gorączką – osiągnęła punkt o wysokości 8700 m i tam zostawiła dziękczynne modlitewne flagi w przekonaniu, że dotarła na wierzchołek. A co do Japończyków, to ci z pewnością nie zmarnowali pieniędzy włożonych w ambitne – jakżeby inaczej – przedsięwzięcie…

Inny przypadek też z Everestu. W 2006 r. na wierzchołek wchodziło m.in. kilka grup komercyjnych, ale nie tylko. Samotny, trzydziestodwuletni David Sharp, brytyjski inżynier, który wcześniej wszedł na Czo Oju, po raz trzeci próbował wejść na Everest bez wsparcia Szerpów lub przewodników. Prawdopodobnie wszedł nocą na szczyt, ale nie zdołał wrócić do najwyższego obozu (mówimy o wejściu od strony północnej). Mijało go wielu wspinaczy idących w górę lub w dół, więc niemożliwe, że nikt go nie zobaczył. Szerpowie z ekipy nagrywającej film zapisali nawet krótką wymianę zdań z Sharpem i materiał ten trafił do serwisu YouTube. Jeden z Szerpów zostawił mu butlę z tlenem, ale inni uznając, że „był praktycznie martwy”, nie próbowali nawet pobudzić go do życia, które tliło się w nim do następnego dnia – po drugiej nocy spędzonej w niszy skalnej zwanej Wnęką Zielonego Buta. Okoliczności śmierci Sharpa, wskazujące na całkowity brak empatii mijających go wspinaczy, wzbudziły w środowisku himalaistów ostrą dyskusję. Słowa potępienia padły nawet z ust samego Edmunda Hillary’ego. Jego zdaniem zostawianie innego wspinacza na pewną śmierć, jak również dążenie do zdobycia szczytu za wszelką cenę, są nie do zaakceptowania.

Może ktoś utrzymywać, że stan Sharpa był taki, iż żadna pomoc nie zapobiegłaby jego śmierci, ale z tym trudno się zgodzić, bo żadnej pomocy nie podjęto, a tylko w jej trakcie konkluzję taką powziąć by można.

To, że ratowanie słabnącego wspinacza znajdującego się gdzieś w kopule szczytowej Everestu jest możliwe, pokazały okoliczności uratowania Lincolna Halla[3] wspinającego się na wierzchołek w niecałe dwa tygodnie po Sharpie. Niedomagającego Halla pozostawili na śniegu uczestnicy grupy, z którą podjął próbę wejścia na Everest od północy. Nie zostawili mu nawet butli z tlenem do wymiany, bo uznali, że jego stan jest na tyle krytyczny, że żadna pomoc nic mu już nie da. Następnego dnia dzięki czterem wspinaczom: Danowi Mazurowi, Andrew Brashowi, Mylesowi Osborne’owi i Jangbu Sherpie, którzy natknąwszy się na niego, odstąpili od kontynuowania wejścia i zajęli się nim fachowo, Hall odzyskał siły na tyle, że z pomocą grupy Szerpów zszedł do obozu IV. Oczywiście porównanie tych dwóch przypadków jest zawodne, ponieważ trzeba by znać kondycję, stan zdrowia osób ratowanych oraz aktualne warunki pogodowe. Istotne jest jednak, że ratunek na tych wysokościach jest możliwy, a potwierdzeń tej tezy można znaleźć wiele. Warto przytoczyć tu słowa Mazura (ma korzenie polskie, prowadzi znaną firmę organizującą m.in. wyprawy górskie): – Wierzę, że wszyscy możemy zatrzymać się i wspomóc innych, ale również możemy kontynuować drogę bez zatrzymania. Problem w tym, jak chcemy żyć. Co chcesz czynić? Kim jesteś? A co do Lincolna Halla, to po szczęśliwym wyzdrowieniu sprzedał swoją historię jako „Całkiem szczęśliwy. Życie po smierci na Evereście”[2].

Wracając do tragicznej śmierci Sharpa, odwołajmy się jeszcze do komentarza Erica Simonsona „Simo”, wybitnego wspinacza i organizatora wielu wypraw, w tym wyprawy poszukiwawczej próbującej odnaleźć zwłoki Andrew Irvine’a i George’a Herberta Leigh Mallory’ego na Evereście w 1999 r.: – Wspinacze bywają egoistami. Trudno zrozumieć, jak tacy ludzie mogą spać spokojnie. To odrażające. W 2001 roku podczas wyprawy na Everest wspinacze z zespołu „Simo” ratowali dwóch członków ekspedycji Russela Brice’a, którzy znajdowali się wówczas na większej wysokości niż Jama Zielonego Buta (8500 m).

Omawiając ciemne strony dzisiejszego himalaizmu, nie można zapomnieć o zmieniającym się zachowaniu Szerpów. Ci zawsze pogodni towarzysze większości dawnych wypraw, a nieodzowni we wszystkich przedsięwzięciach komercyjnych, obecnie, chcąc nie chcąc, zaczynają upodabniać się do tych, którym dawniej rankami przynosili do namiotów gorącą herbatę z nieodzownym: – Good morning. Hot tea, sahib.

Kiedyś nie zostawili nikogo, kto był w potrzebie. Zdarzało się, że trwali przy słabnącym wspinaczu, ryzykując swoje życie. Dziś nie tylko konkurują w zakresie organizacji wypraw komercyjnych, lecz także potrafią siłą dochodzić swoich racji. Nieoczekiwanie i przykro przekonał się o tym Simone Moro przy próbie wyznaczenia drogi wspinaczkowej na Evereście. Himalaista nie zważając na rutynowe działania Szerpów przygotowujących szlak dla komercyjnych klientów, wszedł z nimi w konflikt.

Najprzykrzejsza, a wręcz szokująca jest relacja Krzysztofa Sabisza[3] z próby wejścia na najwyższą górę świata. Gdańszczanin pragnąc zdobyć Koronę Ziemi, wziął udział w komercyjnej wyprawie na Everest – ostatni ze szczytów, jaki został mu do zdobycia. Do wierzchołka nie dotarł (historię tę opisujemy w II części). W drodze powrotnej zauważył Szerpę zabierającego wspinaczowi, pozostawionemu na szlaku przez członków swojej ekipy, butlę, rękawice, czekan, plecak i maskę tlenową.

O Evereście, wymarzonej przez wielu „górze gór” mówi się dziś góra trupów[4], kolejek oraz zatorów ludzkich. Jest to góra licznych zwłok degradujących piękno górskiego krajobrazu. Aż dziw bierze, że ciągle są jeszcze amatorzy takiego „himalaizmu”.

– Ale himalajska turystyka nijak się ma do prawdziwego himalaizmu – powie zaraz „wspinacz jak się patrzy”, który na niejednej był wyprawie, i zacznie wyliczać polskie osiągnięcia. Tylko że, jak napisał Janusz Majer[4], te wielkie sukcesy zostały okupione ogromnymi tragediami. Ostatecznie zginęła prawie cała czołówka polskich himalaistów[5]. Nie brzmi to dobrze. Natychmiast rodzą się pytania: Czy można było tego uniknąć? Jakie błędy zostały popełnione? Co trzeba zmienić, żeby nie zaistniały w przyszłości? Odpowiedzi próbuje dać w swojej ostatniej książce Krystyna Palmowska. Tutaj natomiast pragniemy jedynie dać świadectwo, naszym zdaniem, głównym wartościom reprezentowanym przez alpinizm – partnerstwu i heroizmowi wykazywanym w akcjach ratowania nie tylko swojego partnera, lecz także każdego innego wspinacza, członka braterskiego kręgu ludzi gór. Brzmi zbyt patetycznie? Być może, ale wolimy to od opowieści o niewyobrażalnych warunkach na szczycie, kiedy ostatkiem sił ktoś ratował swoje, za przeproszeniem, „cztery litery”, nie oglądając się na nikogo.

Książkę adresujemy do szerokiego kręgu czytelników, obejmującego miłośników gór, dla których słowa takie jak braterstwo i heroizm nie są pustymi frazesami. Dla nich, niekoniecznie śledzących meandry współczesnego alpinizmu, celowe i interesujące może okazać luźne przedstawienie tego fenomenu, który sportem jest i jednocześnie nie jest. O tym traktuje pierwsza część książki.

W części drugiej omówione zostały akcje ratownicze podejmowane zazwyczaj ad hoc i bez udziału służb specjalistycznych, przebiegające w większości na najwyższych wysokościach, gdzie obok ludzkich słabości ujawniają się także moc, piękno i metafizyczna tajemnica fascynacji górami.

Zainteresowanych dogłębnym omówieniem wielowątkowych aspektów alpinizmu oraz himalaizmu czy też szerzej – aktywności człowieka w górach w ogóle, odsyłamy do monumentalnej monografii Góry. Medycyna, antropologia autorstwa prof. Zdzisława Jana Ryna, psychiatry i andynisty. „Lżejszym” uzupełnieniem tego dzieła jest nie tak dawno wydana książka Wojciecha Fuska i Jerzego Porębskiego Lekarze w górach. Obie pozycje wybrane zostały przez nas z bogatej i ciągle rozszerzającej się listy tytułów zaliczanych do literatury o tematyce górskiej.

* * *

koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji

PRZYPISY/BIBLIOGRAFIA

[1] Ryn Z.J., Góry. Medycyna, antropologia, Wydawnictwo Medycyna Praktyczna, miejsce wydania 2015.

[2] Hall L., Dead Lucky. Life after Death on Mount Everest, Random House, Australia 2007.

[3] Jakubowski J., Krzysztof Sabisz – Mount Everest wystawił rachunek [w:] „Prestiż. Magazyn Trójmiejski”, 12, 2017, prestiztrojmiasto.pl/magazyn/87, [dostęp: 18.09.2022].

[4] Jaroń D., Majer J., Janusz Majer. Góry w cieniu życia, S.Q.N., Kraków 2020.

[5] Palmowska K., Zaklętym w górski kamień, STAPIS, Katowice 2021.

[1] Nie uważam, że heroizmem jest ryzykować swoje życie dla ratowanie czyjegoś; myślę, że to obciach i głupota.

[2] Rezygnuję z upublicznienia danych autorki tej wypowiedzi.

[3] Nie mylić z Robertem (Robem) Hallem.

[4] Liczba pozostawionych zwłok przekracza 60 (do roku 2020).