Tamten świat - Marta Wyka - ebook + książka

Tamten świat ebook

Marta Wyka

3,5

Opis

Najnowsza książka jednej z najbardziej znanych i docenianych polskich krytyków i badaczy literackich

Eseje Marty Wyki są próbą spojrzenia na świat idei, osobowości i tekstów, które kształtowały się w rzeczywistości powojennej, obciążonej traumą niedawnych przeżyć oraz koniecznością dokonywania wyborów i poszukiwania własnych dróg rozwoju pokolenia wchodzącego w życie tuż przed wojną i po wojnie. Opisem świata, który choć pod wieloma względami różnorodny, wyrastał z tradycji kulturowej i czerpał ze wspólnego kanonu literackiego.

W szkicach pojawiają się m.in. takie nazwiska jak: Aleksander i Ola Watowie, Janina Katz, Olga Scherer, Czesław Miłosz, Witold Gombrowicz, Jan Błoński, Sławomir Mrożek, Leopold Tyrmand, Tadeusz Konwicki, Paweł Taranczewski, Jerzy Pilch.

Marta Wyka jest historykiem literatury, krytykiem literackim, profesorem Uniwersytetu Jagiellońskiego. Zajmowała się literaturą Młodej Polski, dwudziestolecia międzywojennego i współczesną. Pisała m.in. o Stanisławie Brzozowskim, Leopoldzie Staffie, Czesławie Miłoszu. W Wydawnictwie Literackim opublikowała następujące książki: Brzozowski i jego powieści (1981), Krakowskie dziecko (1998), Punkty widzenia (2000), Przypisy do życia (2007), Przypomniałam sobie (2015), Napisane niedawno (2018).

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 225

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,5 (2 oceny)
0
1
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Opieka redakcyjna: BARBARA GÓRSKA
Zespół redakcyjno-korektorski: BARBARA GÓRSKA, KRZYSZTOF LISOWSKI, ANNA RUDNICKA, KRYSTYNA ZALESKA
Opracowanie graficzne i projekt okładki: MAREK PAWŁOWSKI
Redaktor techniczny: ROBERT GĘBUŚ
© Copyright by Wydawnictwo Literackie, 2020
Wydanie pierwsze
ISBN 978-83-08-07202-8
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury
Wydawnictwo Literackie Sp. z o.o. ul. Długa 1, 31-147 Kraków tel. (+48 12) 619 27 70 fax. (+48 12) 430 00 96 bezpłatna linia telefoniczna: 800 42 10 40 e-mail: [email protected] Księgarnia internetowa: www.wydawnictwoliterackie.pl
Konwersja: eLitera s.c.

„Odrodzenie” – pierwsze teksty na nową rzeczywistość

Uczestnicy potencjalnego triumwiratu zdają sobie dobrze sprawę z tego, iż plany na teraźniejszość trzeba zmienić. Utopia przyszłości, którą tworzyli podczas okupacji, okazała się w znacznej części nieużyteczna. Kazimierz Wyka napisał o tym dosadnie w liście do Jerzego Turowicza, datowanym 17 X 1944: „Pracować nie jestem w stanie i pędzę dni na całkowitym bałaganie i na obmyślaniu planu życiowego, jeśli przetrwam przejście frontu, planu na nadchodzące czasy. Trzeba przecież prawie wszystkie nasze spodziewania odłożyć pomiędzy wspomnienia i nieziszczone nadzieje”. A jednak tytuły nowych czasopism, które szybko zaczynają się ukazywać, brzmią optymistycznie: „Twórczość”, „Odrodzenie”. Inne pozostawiam na boku, te dwa wybieram, bo są areną publicystyczną dawnego listowego triumwiratu.

Jakie były pomysły, ale także ustępstwa na rzecz „nowej literatury w nowej Polsce”? Mam tutaj na myśli taki zespół tekstów, który można nazwać „bieżącą krytyką literacką”, również publicystyką kulturalną. Chwila historyczna zdaje się jeszcze sprzyjać pisarzom – oni zaś chcą pisać jawnie; o konsekwencjach jeszcze się nie myśli, wydaje się istotne, że nadchodzi odrodzenie, a na pewno twórczość...

Czesław Miłosz i Kazimierz Wyka zaczynają uprawiać gatunek zapewniający im szybkość reakcji na zapowiadającą się zmianę, która nie odsłania jeszcze swojego ponurego zaplecza. Nie ma samokrytyk, pojawią się później, jest natomiast krytyka międzywojnia, w znacznej mierze będąca przecież rozrachunkiem z własną młodością (aktem romantycznym zatem, również dialogiem z błędami tejże młodości). Należący metrykalnie do pokolenia 1910 nie spodziewali się zapewne, iż owa taktyka rozrachunku będzie odczytywana jako akces polityczny, czasem nawet partyjny, co na parę lat odsunie w cień wszelkie inne lektury dwudziestolecia.

W atmosferze skrajnych zagrożeń (a dla pisarza czy poety był to zakaz druku) Gałczyński przyjmuje na siebie atak Adama Ważyka, nie zaprzecza, nie broni się, pisze w „Odrodzeniu” (1950): „wstydzę się tego, że razem z Broniewskim czy Wygodzkim nie łamałem się chlebem więziennym w Polsce faszystowskiej, wstydzę się tego, że kręte dróżki sanacyjnej nocy doprowadziły mnie do tygodnika «Prosto z Mostu»”. Trudno to komentować.

Ale poeta miał też dodać: „Kanarkowi można łeb ukręcić, ale wtedy wszyscy zobaczą klatkę. Co zrobić z klatką, koledzy?”.

Co zachować, co wyrzucić, co włączyć do polskiej powojennej świadomości i wiedzy literackiej? Ulegają osłabieniu okupacyjne więzi, co naturalne, niedawni korespondenci zmieniają miejsca zamieszkania, komentują w dziennikarskich przede wszystkim tekstach pookupacyjną rzeczywistość.

Miłosz, zanim wyjedzie na placówkę dyplomatyczną do Stanów Zjednoczonych, współpracuje regularnie z „Przekrojem”, „Odrodzeniem”, „Twórczością”, „Dziennikiem Polskim”. Kazimierz Wyka rozpoczyna w „Odrodzeniu” szkołę krytyków, jako kjw jest jej mentorem i głównym autorem.

Dzisiaj ich teksty z tamtej rzeczywistości funkcjonują jako: C. Miłosz, W cieniu totalitaryzmów. Publicystyka rozproszona z lat 1945–1951, Wydawnictwo Literackie 2018, oraz K. Wyka, Tylnym pomostem. Felietony zebrane, Universitas 2014. Nie wycofuję tych tytułów do przypisów z pełną świadomością. Poddane lekturze w następnym stuleciu, w świecie umysłowym wielkiej modernizacji, są już oczywiście historyczne, są postulatami kulturalnymi, które tyleż dziś interesują, co dziwią, ale są też świadectwem szczególnej emocjonalności ich autorów, planujących niedawno swoje role powojenne w innym kształcie. Klatka dopiero się buduje.

Autorzy ustawieni są wobec przeszłości i wobec przyszłości. Jak ustalić proporcje pomiędzy tymi biegunami? Czy w ogóle jest to możliwe?

Zygmunt Bauman, tworząc teorię „retrotopii”, zaopatrzył ją podtytułem: „jak rządzi nami przeszłość”. I rozpoczął swój wywód od przypomnienia Waltera Benjamina i jego Anioła Historii, opisując najpierw, jak inni, obraz Paula Klee Angelus Novus. Nostalgia za przeszłością, która wedle Benjamina jest podstawową emocją Klee i tematem jego obrazu, dziś ma inny już wymiar. Nie wdaję się jednak w streszczenie szczegółowej argumentacji Baumana, myślę o „retrotopii” jako o poręcznym terminie w przypadku sytuacji myślowej i duchowej pokolenia Miłosza i Wyki. Zaraz po wojnie powinni raczej, jak się wydaje, nie tyle afirmować, ile przyjmować do akceptującej świadomości literacki dorobek dwudziestolecia; wybrali, nie tylko z powodu opresji politycznej, jego wymazywanie. Tak dzieje się w znanej ankiecie „Twórczości”.

Ale szybko zaczęli też tworzyć zarys nowej programowości. Przy okazji, nie wiedząc o tym, brali udział w szkicowaniu klatki, w której znajdzie się literatura. Czy był to więc „cień totalitaryzmu”, gdzie jedni się chronili, inni zaś planowali opuścić teren, na który cień padał. Zanim jednak do tego doszło, trwał paroletni okres nowej postulatywności.

„W Królestwie Polskim nie było tak źle” – pisze Andrzej Kijowski w Listopadowym wieczorze, eseju o kondycji romantycznego Polaka pod zaborem rosyjskim. Podobny ton pojawia się w Miłoszowych podsumowaniach lat okupacji; pozornie bezczynne, w rzeczywistości zaowocowały znakomitą i obfitą literaturą. Pisarze poważnie traktowali swoje obowiązki wobec stypendiów i wsparcia podziemnego ruchu wydawniczego, ich kondycja twórcza miała również finansowe uzasadnienie. Nie wszystko, co napisali, po wojnie się ukazało; prywatne wydawnictwa kupujące rękopisy zawiesiły swoją działalność. Rozpoczął się natomiast wyścig o posady. Ciekawe, że Miłosz właśnie w zaraz powojennej publicystyce okazuje się w znacznej mierze nastawiony społecznie, widzi w „posadach”, czyli związaniu pisarza z pracą etatową, intelektualne zagrożenie. Gorzej jeszcze: źle płatne posady stwarzały następny problem: „dorabiania”.

Ponieważ pism literackich jest mało, podstawą zarobku stało się dziennikarstwo. Miłosz pisze: „Poeci żyją z felietonów, powieściopisarze piszą artykuły polityczne. Te funkcje mogliby z powodzeniem pełnić zawodowi dziennikarze. Jest w tym marnotrawstwo energii narodowej...”.

Kraków powojenny postrzega więc Miłosz nie tylko jako targowisko idei, ale również biuralistycznych zatrudnień. Nadchodzi czas urzędników od kultury. Poeta jest niezwykle aktywny jako obserwator społeczny swojego zawodu, aczkolwiek szybko zda sobie sprawę, iż jego socjologiczne interwencje nie mają żadnej siły sprawczej. Kiedy pisze dla krakowskiej prasy już z placówki w Waszyngtonie – zajmuje go, co zrozumiałe, literatura i nowe w niej nazwiska. Odłożone do socrealistycznego zamrażalnika, w szerszym odbiorze czytelniczym zaistnieją one w Polsce dopiero za parę lat.

Odwołam się do jednego tylko takiego przykładu. „Powieść Hemingwaya” (chodzi tutaj o Za rzekę, w cień drzew), gatunek, który Miłosz, za krytykami amerykańskimi, nazywa „powieścią gwałtowną”. Streszcza ją jako historię romansu starzejącego się bohatera drugiej wojny z młodą „contessą” włoską; jest to przykład określonego typu „żołnierskości”, jaką główny bohater uosabia. Posługuję się tutaj terminologią Miłosza, później już nie ponowioną w polskiej, bardzo obfitej, krytyce związanej z Hemingwayem. Nie chcę bynajmniej powiedzieć, iż Miłosz był niedocenionym prekursorem innej lektury prozy Hemingwaya; ciekawy natomiast wydaje się kontekst porównawczy, który proponuje: pisarstwo wojenne (lub inspirowane wojną) Hemingwaya przywodzi mu na myśl powieści Ernsta Jüngera – napisane w latach trzydziestych XX wieku i odnoszące się do wojny poprzedniej.

Czy ten „duch gwałtowności” w prozie miał jakiś polski odpowiednik? Doświadczenie pisarzy było krańcowo różne – ale niedługo po wojnie powstają Buty (Szczepański), Z kraju milczenia (Żukrowski), Noc (Andrzejewski), proza obozowa i Pożegnanie z Marią (Borowski).

Miłosz nie musiał wymieniać żadnych tytułów, to oczywiste. Napisane w czasie innego doświadczenia „gwałtowności” nie wchodziły po prostu w amerykański kontekst – a ten właśnie interesuje Miłosza najbardziej. Jest on bowiem częścią amerykańskiej obyczajowości, a właśnie obyczaj, czyli antropologiczna wersja podmiotowego doświadczenia, porusza go najmocniej. Pisze z perspektywy innego świata – o innym świecie. Życie okupacyjne i bezpośrednio powojenne – w Polsce – również miało swoje „gwałtowne” akapity. Inaczej jednak postrzegano ich porządek, kompozycję. Sceny układały się inaczej, dramat dopiero się pisze. Jego zarysy widać jednak dobrze w Końcu legendy Jana Józefa Szczepańskiego, w Murach Jerycha Tadeusza Brezy, ale dopiero po latach zdobycie władzy i jego konsekwencje dla „ludzi książkowych” opisze w powieści Czesław Miłosz.

Istnieje jednak szczególna „retrotopia” tego pokolenia, choć lata między wojnami przyniosły mu tyle rozczarowania, niepowagi, blichtru. Nazywali tę obyczajową powierzchnię „figaryzmami”.

Miłosz w roku 1950 pisze:

„Chciałem mówić o minionych obyczajach, ale widzę, że brak w tym, co napisałem, kapeluszy, czółenek, męskich pumpów, piosenki Szumiały mu echa kawiarni, Titiny, Szwoleżerów, «świadomego macierzyństwa», wycieczek na Hel, tanga Jak pantera co w złotej klatce, jednym słowem, wszystkiego co najważniejsze...”.

Tytuły popularnych piosenek wydawca musi dziś objaśniać. Kampanie Boya i Krzywickiej, biesiadne pieśni o szwoleżerach („jak z nami było – nikt się nie dowie, czy dobrze było nam, czy źle”), wakacyjne enklawy artystyczne na Helu – to są zapomniane już relikty codziennego życia, które ma ożywić powieściopisarz powojenny. W żadnej polskiej powieści do takiego nagromadzenia znaków nostalgii nie doszło. Aby ostatnie wakacje na Helu stały się mityczne i mitologiczne, musiały wejść w plan nadchodzącej katastrofy wojennej (o czym świadczą książki dziennikarzy). Tak jakby tych wakacji nie było, zanim nadszedł 1 września 1939 roku. Jedno lato obnażyło – po czasie – słabość elit, a zarazem państwa.

Planowanie przyszłości – nie tylko literackiej – to jeden z głównych wątków felietonistyki Kazimierza Wyki. Dotyczy ono edukacji młodego Polaka i jego kondycji emerytalnej. Jaka ma być powojenna szkoła?

Myśląc i pisząc o powojennej szkole, Wyka jasno określa swoje intencje. I przypomina, iż u schyłku dwudziestolecia ludziom bardzo młodym (wyrostkom) i jeszcze nieukształtowanym „przypinano sztylet” (czyli mieczyk Chrobrego, znak rozpoznawczy ONR i Falangi), oni zaś gotowi byli tym samym na faszyzm, ale nie na wojnę, okupację i przegrane powstanie.

A po wojnie? Wydaje się Wyce, iż młodzież powojenna, która nie zainicjowała jeszcze żadnego znaczącego ruchu literackiego i artystycznego, przegrała w tym sensie, iż słuszność nie znajduje się już po stronie młodości. Młodość nie ma więc perspektyw? Taka sugestia, choć tylko felietonowa, ukazuje tak naprawdę rozterkę dojrzałych. Może ich właśnie należy zabezpieczyć, pomyśleć, iż skoro młodość nad tym się nie zastanawia, decyzję trzeba zdać na instytucje, zrzeszenia, organizacje? Jaka będzie starość pisarzy?

Kjw nie wie jeszcze, pisząc swoje felietony, że odbędzie się zjazd w Nieborowie, gdzie młodzi pryszczaci odsłonią swoje ideologiczne oblicze i przypuszczą atak na wrogów, czyli metrykalnie dojrzałych.

Społeczne zainteresowania Wyki dotyczą dwóch spraw: funduszu emerytalnego dla pisarzy i zaprojektowania „Domu Wysłużonego Pisarza”. Nie brzmi to dzisiaj najlepiej – i domy takie nigdy nie powstały, natomiast na ich miejsce pojawiły się Domy Pracy Twórczej. Nazwa na pewno bardziej fortunna, choć były one, jak wiadomo, opłacane przez samych pisarzy, nie przez opiekuńcze państwo. Dlaczego wybieram tylko propozycje „bytowe”, pomijając dyskusje, starcia, personalne niechęci?

Byt zaczyna określać świadomość, ideologia rodzi się również za pośrednictwem dostępu do posad i wysokości zarobku. Jeszcze przed dwoma laty powstawała ona przy biurkach i w manuskryptach.

Czy tylko z powodu zmiany wspólnej perspektywy triumwirat stracił swoją siłę zbiorczą? Po wielu latach wymiana myśli przybierze formę listów, epistolografia zastąpi miejsce spotkań wspólnych.

Tamte prowincjonalne miejsca zostały utracone (o tym również pisze Bauman), nowe przestrzenie porozumienia musiały być inne. Pisarze powracają do miast, żaden bodaj nie chce pozostać tam, gdzie oczekiwał na koniec wojny i zmianę. Relokacje stają się faktem egzystencjalnym, przymusem, koniecznością, zapowiedzią dalszych ciągów (niejasnych, co zrozumiałe). Ale trzy okupacyjne dni w Krzeszowicach Miłosz będzie wspominał do końca życia. Również w korespondencji z Janem Błońskim – w czasie okupacji chłopcem.

Złożyły się na tę pamięć inne jeszcze czynniki, które tutaj pominę. Jest pośród nich utrata miejsca – nie miało się ono odrodzić, dawni mieszkańcy musieli je opuścić, dobrowolnie lub zmuszeni do tego siłą. Miasteczko czasem rozbłyska refleksem wspomnienia, ale niczym więcej.

Wraz z poszerzaniem obszaru pamięci wyłaniają się jednak nowe fakty – bądź fakty znane są czytane inaczej. Taka przemiana stała się udziałem „miasteczka Krzeszowice”.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki