Tajemnicze Poddasze - Mariusz Frankowski - ebook

Tajemnicze Poddasze ebook

Mariusz Frankowski

0,0
14,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Pewnego dnia ciekawska chomiczka Mini trafia na poddasze starego domu. Nie jest to jednak poddasze zwykłego domu - to Tajemnicze Poddasze. Mini poznaje tam wielu przyjaciół, nadaje im nowe imiona, przeżywa wiele przygód. Jej ciekawość prowadzi ją we wszystkie zakamarki, również te zakazane. Co jeszcze może się tam wydarzyć? Już wkrótce Mini pozna wszystkie sekrety Tajemniczego Poddasza.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB

Liczba stron: 48

Rok wydania: 2024

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Mariusz Frankowski

TAJEMNICZE

PODDASZE

Copyright © by Mariusz Frankowski, 2024

Redakcja i korekta:

Joanna Borek

Okładka:

Maja Stanisławczyk / M-ART

Skład i łamanie:

Mariusz Frankowski

Rysunki:

Amelia Frankowska

Wydanie I

ISBN 978-83-971293-4-4

Znajdziesz mnie:

https://lubimyczytac.pl/autor/265471/mariusz-frankowski

www.facebook.com/mariuszfrankowski

www.instagram.com/czterowyspie

www.czterowyspie.pl

Moim cudownym dzieciom

Rozdział 1

Poddasze

Mini rozchyliła źdźbła trawy i wystawiła swój różowiutki nosek. Mrugnęła parokrotnie oczkami błyszczącymi jak diamenty. Jej ciałko, kształtem przypominało morelę. Jednak nie była to zwykła, znana wszystkim morela. Ta miała biały brzuszek i sterczące uszka. I oczywiście nie nadawała się do zjedzenia. Tak przynajmniej na razie mogłoby się wydawać.

—To tutaj, mamo? — zapytała Mini, powiększając diamenciki.

Zza maleństwa wychyliła się dwa razy większa, biała chomiczka.

—Jesteśmy na miejscu — potwierdziła.

Mini urodziła się niedawno w jednym ze sklepów zoologicznych. Jego właściciele szybko rozdzielili chomiczą gromadkę i umieścili w różnych akwariach. Pech sprawił, że któregoś dnia wypadła z pojemnika podczas transportu do innego sklepu. Przestraszona błąkała się po wyludnionej drodze, a deszczową noc spędziła pod wielkim muchomorem. I siedziała tam do momentu, aż znalazła ją wędrująca Pianka. Podzieliła się swoimi zapasami i dała jej na imię Mini, bo była miniaturowa. Od tamtego czasu, a minął już cały tydzień, wspólnie przemierzały lasy, łąki, większe i mniejsze pagórki oraz rzeczki. Wreszcie dotarły do celu. Przed sobą miały nieduży, obskurny dom z drewna.

Mini rozejrzała się dokoła, nasłuchując ptasiego śpiewu, podziwiając powiewającą na wietrze trawę i fruwające wszędzie owady. Wciąż nie mogła nacieszyć się otaczającymi ją „pięknościami”.

—Chodźmy — poleciła z uśmiechem Pianka.

Wyruszyła dwa miesiące wcześniej w poszukiwaniu swojego brata, który zagubił się pewnego wieczoru, uciekając przed kotem. Nie było dnia, żeby przystanęła na dłuższy odpoczynek. Wędrowała i wędrowała, zwiedziła niejedno miasto. Niestety ślad po bracie zaginął i postanowiła w końcu wrócić do domu.

Dwie chomiczki szybko uporały się z przejściem przez rzadko uczęszczaną drogę. Potem przeszły pod pochylonym płotem i wbiegły na podwórko. Mini ledwo nadążała, ale postanowiła za wszelką cenę dotrzymać kroku swojej przybranej mamie.

Czasami tak bardzo rozpędzała nogi, że kuperek wyprzedzał głowę. Kiedy rozpędzała łapki, rozciągała się do tego stopnia, że przypominała morelową dżdżownicę. Jednak to nie przeszkadzało jej w wyłapywaniu szczegółów otoczenia. Mimo coraz bardziej natrętnego kuperka zobaczyła rosnące z boku, wielkie drzewo z liśćmi w kształcie gwiazd. Dalej był przewrócony, stary wóz bez jednego koła, dziurawy płot otaczający podwórko i brudny samochód zaparkowany, jakby od niechcenia gdzieś na uboczu. Na ganku siedział siwy człowieczek w gumowcach. Nos i oczy przykrywał mu słomiany kapelusz. Co jakiś czas machnął ręką, odganiając jakąś natrętną muchę. Pod krzesłem drzemał stary kot, którego rude, wymięte futro sterczało we wszystkich możliwych kierunkach.

Chomiczki przemknęły pod gankiem, gdzie znalazły otwór, zasłonięty przykrywką od słoika. Przeszły za nim, trafiając do piwnicy. Wewnątrz panował półmrok, a wszędzie wisiały pajęczyny. Na półkach stały tuziny brudnych słoików. Każdy był większy od Mini. W niektórych z nich pływały niekoniecznie już zjadliwe ogórki. Na podłodze leżało parę worków ze zbożem oraz kupka ziemniaków. Wiele z nich miało na sobie ślady gryzoniowatych ząbków.

Zwierzątka wdrapały się na jedną z półek, na której sterczała, przyklejona woskiem świeca. Zakrywała wydrążony w ścianie otwór, prowadzący do kolejnej dziury i schodów. Pianka bez problemu wskoczyła na pierwszy stopień. Gorzej miała Mini, bo często lądowała na pupie albo na pyszczku. Z pomocą udało się jej pokonać wszystkie schody i ujrzała coś, co zaparło jej dech w piersiach.

Przed nią roztaczało się poddasze, oświetlane tylko przez jedno okienko w ścianie i dziurę w szczycie dachu. Środek pomieszczenia był prawie pusty. Z boku znajdowała się zakurzona komoda z szufladami, kilka kartonów i ogromna szafa z wyłamanymi drzwiami. W prawym rogu stały dwie dziurawe skrzynie, natomiast w lewym zakurzony tapczan z wystającymi sprężynami. Był też mały stolik, a na nim zakurzony wiatrak i nieużywane od wieków radio z rozłożoną antenką. Tuż przy schodach, na których stanęły chomiczki, wznosiła się barierka z zawieszonymi na niej starymi lampami naftowymi. Gdzieniegdzie z drewnianych ścian odstawały kawałki poupychanej na siłę słomy, która służyła za dodatkowe ocieplenie w zimie. Z niektórych desek sterczały gwoździe z uwiązanymi do nich sznurkami, podtrzymującymi uwieszoną pod sufitem dziurawą łódkę.

—Pokażcie się! To ja, Pianka! — zawołała radośnie większa chomiczka.

Rozdział 2

Mieszkańcy

Spod szafek, z kartonów, z otwierających się szuflad oraz dziur w ścianach wychyliły się przeróżnej wielkości pyszczki. A chwilę później wokół przybyszek utworzył się krąg stworków.

—Wróciłaś Pianko! — wykrzyknął jako pierwszy szary chomik z wielką, białą łatą na środku głowy i jednym okiem skierowanym w stronę drugiego. Na imię miał Ogórek.

Mini dowiedziała się później, że lubił pałaszować korniszony. Wtedy pomyślała, że równie dobrze mógł nazywać się Korniszon, Kiszonek albo Nochal. To ostatnie ze względu na jego niespotykanie wielki nosek.

—Tęskniłaś za nami? — odezwał się jako następny Czwartek, czochrając przy tym swoją ciemną czuprynę.

Imię dostał ze względu na dzień, w którym się urodził. Mini odetchnęła z ulgą, bo urodziła się w środę. Zdecydowanie wolała swoje obecne imię. Uważała, że dziwnie byłoby nazywać się Środa. Chociaż środa to tak pośrodku, więc ostatecznie Środeczek mogłaby znieść.

Przez tłum przedarł się nagle w pośpiechu tłuściutki, wykropkowany jak biedronka chomik z nadętymi policzkami i odstającym brzuchem. Z łzami w oczach wpadł w ramiona Pianki.

—Wróciłaś siostrzyczko — zawołał, zalewając się łzami.

—Gdzie byłeś Kropku? — odpowiedziała Pianka.

Tłuścioszek odskoczył i zaczął miętosić swoje odstające wąsy.

—Szukałam ciebie dwa miesiące — kontynuowała biała chomiczka. — Przemierzyłam chyba z pół świata i już myślałam, że nigdy cię nie zobaczę.

Mini od razu wiedziała, skąd wzięło się imię Kropka. Pomyślała, że bardziej pasowałoby do niego Łezka lub Biedronek.

—Trafił do piwnicy — odezwał się zgarbiony chomik, podpierający się na słomce od napoju. Jego długa broda ciągnęła się po podłodze tuż za nim. Wyblakłe futerko przykrywał kawałek materiału. — Najadł się do syta i zasnął w jednym z worków zboża. Nasz gospodarz wyniósł go potem na podwórko i wyrzucił w trawę. Zanim zdołał ze swoją wagą wrócić na poddasze, ty byłaś już daleko, daleko w świecie.

—Policzę się z tobą później — zagroziła Pianka swojemu bratu, który przestraszony schował się za jedną ze stojących w rzędzie, myszy.

—Kogo nam tu przyprowadziłaś? — zapytał stary chomik, wskazując na stojącą obok niej, Mini.

Mała chomiczka delikatnie zawstydzona ukłoniła się ładnie. Domyśliła się, że stary chomik to Pan Chomciszek. To on sprowadził pierwszych mieszkańców na poddasze. Podobno miał sto lat i przeżył niejednego człowieka. Mini wyobrażała go sobie zupełnie inaczej. Myślała, że będzie miał łysą głowę, zwisające do ziemi uszy i będzie bez zębów. A gdy mu sie tak przyglądała, znalazła jeden żółty siekacz. Pomyślała, że pewnie świetnie otwierałby nim konserwy. Pan Konserwa. Mini zachiochotała, zakrywając pyszczek łapkami.

Pianka szybko opowiedziała wszystkim o podróży i późniejszym spotkaniu Mini. Następnie każdy z mieszkańców zaczął witać małą chomiczkę. Mini niczym odkurzacz, tylko tak ciszej, bez burczenia, pochłaniała wszystko, co działo się wokół niej. Długo czekała na ten moment, tak bardzo chciała znaleźć się na poddaszu. I wreszcie na własne oczy ujrzała to cudowne miejsce. Podczas wędrówki lubiła wtulać się w miękkie futerko Pianki i słuchać opowieści o poddaszu.

Oprócz Ogórka, wciąż drapiącego się Czwartka, tłuścioszka Kropka i Pana Chomciszka, Mini poznała wszystkich pozostałych mieszkańców poddasza.

Dwaj pierwsi mieszkali najwyżej ze wszystkich, bo w wiszącej pod sufitem łódce. Chomik Białuś zawsze nosił biały fartuch i czapkę kucharską. Za kuchnię i zarazem mieszkanie służyła mu wydrążona w jednej ze ścian, spora dziura. Lilia była największą modnisią. Malowała sobie nawet usta. Łaciaty chomik nazywał się Łatek. Stokrotka i Grzyb należeli do pierwszych mieszkańców. Mieszkali razem z Panem Konserwą, to znaczy Chomciszkiem, w starej lampie naftowej. Upchana była w rogu za potężną szafą. Jedną ze skrzyń zamieszkiwała pięcioosobowa rodzina myszy. Nazywali się Jeden, Dwa, Trzy, Cztery i Pięć.

Mini stwierdziła, że nosili bardzo dziwaczne imiona, bo jak można nazywać się cyferkami. Przynajmniej nie nazywali się pojedynczymi literami alfabetu. Wtedy to by było. Taka rodzina alfabetyczna.

Tapczan służył jako miejsce nauczania małych osesków, a ich nauczycielką była ryjówka Rolla. Na długim nosie zawsze nosiła binokle, a jej szyję zdobiły czerwone korale z zasuszonej jarzębiny. Na samym końcu przedstawił się Mokruś. Nie wyjawił, skąd wzięło się jego imię. Mini była bystrym zwierzątkiem i domyśliła się, że pochodziło od jego wiecznie wyglądającego na mokre, futerka.

Mini zauważyła, że pomimo rozmowy z mieszkańcami, Pianka często spoglądała gdzieś w górę. Ponownie obejrzała całość pomieszczenia. Jej uwagę przykuł szary chomik z nadgryzionym uchem. Stał na najwyższej półce starej szafy, oparty o jedną z zakurzonych butelek. Na plecach wisiała długa zapałka, zaczepiona na sznurku.

—To jest Mlecz — powiedziała znienacka żółta, mała chomiczka. Pojawiła się znikąd. Jej futerko było tak jasne, że przypominało słońce. — A ja jestem Słoneczko. To moi bracia, Chmurek i Lejek.

Bracia ukłonili się i popędzili w swoją stronę.

—Lejek strasznie moczy się w nocy — zachichotała Słoneczko. — Sama go tak nazwałam. Chyba wiesz, dlaczego?

Mini uśmiechnęła się szeroko, lecz jej wzrok wciąż uciekał w górę.

—On nie jest zbyt rozmowny — kontynuowała Słoneczko. — Nigdy nie uczestniczy w naszych spotkaniach. Chroni za to poddasze przed niebezpieczeństwami.

—Co mu się stało w ucho? — zapytała zaciekawiona Mini.

—Słyszałam od mamy, że on już taki tutaj przybył. Nie mieszkał tu od początku, ale jak się urodziłam, to już tu był. Zawsze stoi na straży.

Błyszczące diamenciki Mini zaświeciły jeszcze bardziej niż do tej pory. To ugryzione ucho wciąż ją dręczyło. Kto mógł to zrobić? Jakiś wygłodniały kot? A może pies? Inny chomik? A może sam zjadł kawałek, bo był głodny? Ciekawe jak może smakować takie ucho?

—Słuchasz mnie? — Słoneczko uniosła głos.

Mini zamrugała, udając, że słucha.

—Wychodzicie stąd na podwórko? — zapytała.

—Codziennie — odparła z uśmiechem żółta chomiczka.

Niebawem tłum zaczął się powoli rozchodzić, kiedy pojawiła się jeszcze jedna mieszkanka poddasza. Jej futerko w promieniach wpadającego przez okienko słońca, nabierało różowej barwy. Prędko wpadły sobie z Pianką w ramiona. Chomiczka okazała się być jej najlepszą przyjaciółką i mamą Słoneczka, Chmurka i Lejka. Nazywała się Tosia.

—Nie mogliśmy doczekać się twojego powrotu — przyznała różowa chomiczka. — Tęskniłaś za mną?

—No pewnie. Gdzie indziej znalazłabym taką przyjaciółkę jak ty. — Pianka pociągnęła noskiem.

Mini uważnie przysłuchiwała się dalszej rozmowie, lecz jednocześnie wyłapywała elementy poddasza, których wcześniej nie zobaczyła. Ze ściany nad schodami wystawała cienka i długa aż do ziemi rurka, z której leniwie ściekała woda. Służyła mieszkańcom jako poidełko, czerpiące wodę z deszczu.

Nagle rozległ się skrzek, a przez okno wpadł kruk. Trzepocząc skrzydłami, uderzył z hukiem o podłogę i kilkakrotnie przekoziołkował. Mini drgnęła, łapiąc przy tym łapkę swojej przybranej mamy. Spod podnoszącego się kruka wypełzła zielona mysz.

—Spokojnie Mini, to przyjaciele — uspokoiła ją Pianka. — Nasi powietrzni strażnicy, kruk Lucek i mysz Zielony.

—Zielona mysz? — zdziwiła się Mini.

—Już nikt nie pamięta jego prawdziwego koloru. Wpadł kiedyś do puszki z zieloną farbą i teraz już tak wygląda. Najśmieszniejsze jest w tym to, że przedtem też nazywał się Zielony.

Pianka zachichotała, a zaraz za nią Tosia, Słoneczko i wreszcie Mini, wyganiając swój strach daleko, daleko stąd. Jednak teraz miała dwie zagadki na głowie. Pierwszą było nadgryzione ucho Mlecza. Drugą zaś — dlaczego zielona mysz, nie będąc jeszcze zieloną, też nazywała się Zielony?