Tytuł dostępny bezpłatnie w ofercie wypożyczalni Depozytu Bibliotecznego.
Tę książkę możesz wypożyczyć z naszej biblioteki partnerskiej oraz z zasobów Fundacji Krajowy Depozyt Biblioteczny!
Książka dostępna w katalogu bibliotecznym na zasadach dozwolonego użytku bibliotecznego.
Tylko dla zweryfikowanych posiadaczy kart bibliotecznych.
Piękna żona konsula Waldecka nie kocha swego starego męża i zdradza go z przystojnym baronem. Zakochany w niej po uszy konsul nie podejrzewa zdrady, czyniąc miłość do Erny treścią swego życia. Świadkiem wydarzeń staje się córka konsula, Ruth. Młoda dziewczyna, aby oszczędzić cierpień ojcu, bierze na siebie winy swojej macochy, przyznając się do rzekomego romansu z baronem. Ryzykuje utratę miłości swojego narzeczonego, który jest przekonany o jej nielojalności.
/Opis okładkowy/
/Tajemna miłość, tajemne cierpienie..., Jadwiga Courths-Mahler, 1991 rok, ISBN 8385397183, wydanie I powojenne, Akapit/
Książka dostępna w zasobach:
Fundacja Krajowy Depozyt Biblioteczny
Biblioteka Publiczna Miasta i Gminy Barcin im. Jakuba Wojciechowskiego
Biblioteka Publiczna Miasta i Gminy w Gostyniu
Miejska Biblioteka Publiczna im. Adama Asnyka w Kaliszu (3)
Powiatowa i Miejska Biblioteka Publiczna w Kole
Miejska Biblioteka Publiczna im. Zofii Urbanowskiej w Koninie
Miejska Biblioteka Publiczna im. Adama Tomaszewskiego w Kościanie
Miejska Biblioteka Publiczna w Łomży
Miejska Biblioteka Publiczna im. Jana Pawła II w Opolu
Miejska Biblioteka Publiczna im. Adama Próchnika w Piotrkowie Trybunalskim
Biblioteka Publiczna im. H. Święcickiego w Śremie
Biblioteka Publiczna Gminy i Miasta Zduny (Wielkopolskie)
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 146
Rok wydania: 1991
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tajemna miłość, tajemne cierpienie...
Jadwiga Courths-Mahler
Tajemna miłość, tajemne cierpienie...
Akapit sp. z o.o.Katowice 1991
ISBN 83-85397-18-3
Adaptacja i redakcja merytoryczna
Elżbieta Dobrzańska
Redakcja techniczna
Roman Klec
Projekt okładki i strony tytułowej
Marek Mosiński
Wydanie pierwsze powojenne
Wydawca: P.P.U. Akapit sp. z o.o. Katowice 1991
Ark. druk. 6,25. Ark. wyd. 5,8
Papier offset, kl. III 70 g.
Zakłady Graficzne w Poznaniu
Zam. 77027/91
Upalny, letni dzień miał się ku schyłkowi.
Na balkonie, przylegającym do panieńskiego pokoiku, siedziała Ruth Waldeck, nieruchomo wpatrzona w ciągnące się pasma gór.
Na wysokim cyplu Goli, kładły się w różowej poświacie ostatnie blaski, obejmując swym ciepłym kolorem sterczące zwaliska skał. Od tła nieboskłonu, gorejącego purpurą zachodzącego słońca, odcinały się ostro i wyraziście kontury Watzmannu. W dolinach kładły się już głębokie cienie. W ciszy zapadającego zmierzchu stały pogrążone w tajemniczym milczeniu ciemnoszare bory. Ku samotnie siedzącej dziewczynie, przypłynął od strony Lockstein donośny okrzyk radości, przebrzmiewając w dalekiej przestrzeni delikatnym echem. Ruth Waldeck zdawała się zupełnie nie brać udziału w tej uroczystej kontemplacji natury. Bolesne, widać, rozmyślania czyniły ją nieczułą na zjawiska świata zewnętrznego.
Mrok gęstniał coraz bardziej. Na wysokich szczytach konały ostatnie refleksy, a na ciemniejącym firmamencie poczęły niebawem pojawiać się blade światełka gwiazd.
Tuż pod balkonem przed głównym wejściem, rozbłysło nagle elektryczne światło, budząc młodą dziewczynę z ponurej zadumy. Dźwignąwszy się z eleganckiego, z wyplatanej trzciny krzesła, wyprostowała swą smukłą postać, po czym, przygładziwszy włosy, splotła swe szczupłe piękne dłonie w tyle głowy.
Tak stała przez dość długą chwilę,. wreszcie skierowała się ku drzwiom swego pokoiku.
W powodzi elektrycznego światła zajaśniało wytworne, pełne artystycznego smaku, wnętrze. Było to mieszkanie młodej, nie pozbawionej dobrego gustu, kobiety.
Prezencja Ruth doskonale przystawała do tych ram. Wytworna postać, o miękkich, okrągłych kształtach, mimo całej delikatności, silnie sklepionych. Maleńka główka o miłej, jakkolwiek nie klasycznie pięknej twarzyczce, pełnej dziewczęcego uroku. Skończonej piękności były natomiast ciemne, wyraziste oczy oraz delikatnie zarysowane usta. Toteż wyraz posępnej zadumy nie bardzo harmonizował z tą młodziutką buzią i niewątpliwie był zbyt świeżej daty, by mógł wycisnąć jakieś trwalsze piętno.
Z uczuciem niewysłowionego bólu Ruth rzuciła się na sofę, sięgnąwszy po leżący na stojącym opodal stoliczku list. Jakkolwiek doskonale znała jego treść, ciągle do niego wracała, chcąc go lepiej zrozumieć.
Moje kochane dziecko!
List Twój, pełen wzruszającej tęsknoty, czytałem kilkakrotnie. Trudno mi wyrazić, jak gorąco pragnąłem przybyć do Ciebie, by Cię zamknąć w swoich ramionach i jak każdego roku, powałęsać się z Tobą po górach! Tym razem jednakże, moja maleńka, to się nie dało zrobić. Niestety, kochana Ruth. A dlaczego?
Posłuchaj moja pieszczotko. Jako Twój ojciec zmuszony jestem wyspowiadać się przed Tobą, jakkolwiek niezbyt łatwo mi to przychodzi. Czemu tego roku wysłałem Cię samą, w towarzystwie naszej zacnej pani majorowej, do Berchtesgaden?! Ponieważ było ponad moje siły powiedzieć Ci wprost, o czym teraz musisz się dowiedzieć.
Gdy byłaś jeszcze maleńka, zmarła Twoja matka. Razem z panią Grotthus, wdową po moim najserdeczniejszym przyjacielu, podjęliśmy się Twego wychowania. Jej też powierzyłem rolę gospodyni, mającej nam zastąpić zmarłą panią domu. Sądzę, że nie mam potrzeby zapewniać Cię, o czym wiesz sama aż nazbyt dobrze, jak bardzo mi jesteś droga i kochana! Niemniej jednak trudno Ci będzie Twym młodym serduszkiem pojąć, do jakiego stopnia czułem się osamotniony od chwili zgonu Twej kochanej matki. Lecz oto nastąpiła pewna zmiana w postaci szczęścia, które u schyłku mojego życia raz jeszcze ukazało mi się uśmiechnięte oblicze, a które na zawsze pragnąłbym zachować dla siebie.
Krótko mówiąc, dostajesz moje dziecko drugą matkę. Już widzę malującą się w Twych oczach trwogę! Lecz trudno, jestem zmuszony zadać Ci ból, czego mi może nie wybaczysz, nie rozumiejąc, że najgorętsza chociażby miłość dziecka nie wystarcza, by dać pełnię szczęścia dorosłemu mężczyźnie.
Jesteś jeszcze zbyt młoda, by to pojąć. Mając zaś na względzie, że ta wiadomość może być dla Ciebie przykra, wysłałem Cię w nadziei, że ją w ten sposób nieco złagodzę. Chciałem nadto uniknąć Twego smutnego spojrzenia. Ale jak widzisz, nie pozostaje Ci nic innego, jak tylko się z tym pogodzić. Nie znaczy to, by z tego powodu zmieniło się coś między nami. Chyba jesteś o tym przekonana?
W chwili, gdy otrzymasz ten list, będziemy już po ślubie. Za parę tygodni zjedziemy do Berchtesgaden. Twoja nowa matka jest zaledwie o parę lat od Ciebie starsza i pragnie być dla ciebie oddaną przyjaciółką. Wszak zrobisz to dla mnie, że będziesz dla niej uprzejmą i nie dasz jej odczuć, że jest dla Ciebie niepożądana? Z miłości dla swego ojca będziesz o niej myśleć jak najlepiej?
Załączam jej podobiznę. Czy nie jest uroczą? A mimo to zgodziła się zostać moją i pragnie mnie, pięćdziesięcioletniego mężczyznę, kochać i uczynić szczęśliwym! Ale i Tobie chce oddać swe serce! Więc i Ty, najdroższa, będziesz starała się ją pokochać, a tym samym zdjąć ostatnią troskę z serca Twego kochającego Cię ojca.
Na razie więc pozostajesz nadal w Berchtesgaden, dokąd obydwoje przyjedziemy w pierwszych dniach sierpnia, by Cię zabrać do francuskiej Szwajcarii. Zaś z końcem września wracamy wszyscy do Berlina, gdzie dla Twojej przyjemności i Twego zadowolenia, spędzimy wesołą zimę, urozmaiconą balami, wycieczkami oraz innymi rozrywkami. Zobaczysz jak będzie pięknie!
Pani Grotthus pragnie nadal pozostać u nas w charakterze gospodyni. Sądzę, że Cię to ucieszy.
Więc bądź rozsądna, kochanie. Wstrzymaj się na razie od pisania, a dopiero gdy ból i smutek przeminą, uraduj paru serdecznymi słowami
Twego oddanego Ci ojca.
Oczy Ruth napełniły się łzami. Otarłszy je gniewnie, szybkim ruchem sięgnęła po fotografię dołączoną do listu, topiąc badawcze spojrzenie w pięknej, pełnej życia twarzy kobiety, którą niebawem nazwać miała swą matką! Lecz to dumnie uśmiechnięte oblicze, o wyzywających i wyraźnie uwielbienia domagających się oczach, nie bardzo jej przypadło do gustu. Suknia, o przesadnie głębokim wycięciu, zdradzała pewien ekstrawagancki smak, pozwalając podziwiać klasycznie zaiste, piękne ramiona i plecy. Całość jednakże robiła wrażenie wybitnie teatralne. Nie, nigdy ta kobieta nie zdoła pozyskać jej sympatii, tego była zdecydowanie pewna.
Westchnąwszy boleśnie, wcisnęła główkę w miękkie wezgłowie otomany. W tym samym momencie otworzyły się drzwi, w których ukazała się postać jakiejś starszej kobiety. Podeszła ku młodej dziewczynie i objęła ją pieszczotliwie ramieniem.
– Czy jeszcze wciąż jesteśmy smutni, Ruth?
Młoda dziewczyna szybko się zerwała.
– Ach, to ty cioteczko?
Potarłszy dłonią czoło, spojrzała smutnie w troskliwie na nią patrzące, dobre, przyjazne oczy.
– Tak, dziecino, to ja. Stanowczo za długo pozwoliłam ci oddawać się nierozsądnej rozpaczy. Jak można być tak dziecinną?
– Jak widzę cioteczko, jesteś zdumiona, że małżeństwo mojego ojca nie napawa mnie radością.
Na wargach pani Grotthus zaigrał delikatny uśmieszek.
– W moim wieku trudno już byłoby czemukolwiek na świecie się dziwić! Tym bardziej że doskonale rozumiem, iż wiadomość ta mogła cię zasmucić. Ale z tego przecież nie wynika, byś ją tak głęboko miała brać do serca, i w nieskończoność zapłakiwała się z powodu czegoś, co się już nie da odmienić. Sądzę raczej, że byłoby daleko lepiej, gdybyś na tę rzecz chciała spojrzeć z innego, mniej egoistycznego punktu widzenia i nieco pomyślała o swoim ojcu, który tak samotnie spędził te wszystkie ubiegłe lata.
– Jak to, cioteczko, czy nie byliśmy wciąż razem i czy nie było nam ze sobą dobrze?
– Dlatego, że ty czułaś się szczęśliwa, sądzisz to samo i o twoim ojcu? Nigdy nie należy swej miary przykładać do drugich!
– Więc byłam dla niego niczym?
Staruszka potrząsnęła głową z wyrazem zniecierpliwienia.
– Wstydź się Ruth coś takiego mówić! Czyż muszę ci koniecznie przypominać, jak często nazywał cię swym szczęściem, swym jedynym, jasnym promieniem?
Ruth wsparła swą główkę na piersi pani Grotthus.
– I teraz ma się to wszystko zmienić! Oto, co mnie najboleśniej dotyka.
– Ależ od ciebie tylko zależy, by nic w twoim stosunku do najlepszego z ojców się nie zmieniło! Tylko trochę dobrej woli!
– Ach, ja bym nigdy podobnej przykrości ojcu nie wyrządziła!
Uśmiechając się, pogładziła pani Grotthus ciemne, ciężkie sploty
Ruth, które niby ozdobny diadem okalały jej kształtną główkę.
– Dzieciaku! – Niech tylko zjawi się ten, którego ci nieba przeznaczyły, a z zamkniętymi oczami pójdziesz tam, gdzie on cię zawiedzie. No, a wtedy twój ojciec zostałby zupełnie sam. Powinnaś być zatem rada, że ma kogoś, kto go pocieszy.
– Cioteczko, ty nie wiesz, czym on był dla mnie!
– Jak to, czyżbym była ślepa przez te całe dziesięć lat, które spędziłam przy waszym boku? Czy sądzisz, że nie zdaję sobie sprawy, jak ciężko ci się z tym pogodzić? Przyszłam do ciebie, powodowana najszczerszymi chęciami, by ci pomóc. Czy chcesz mi to zupełnie uniemożliwić?
– Nie, najdroższa, kochana! Jesteś tak dobra i właściwie we wszystkim, co mówisz, przyznaję ci rację. Gdyby tylko świadomość, że nagle stajemy się zbyteczni, nie była tak ciężka do zniesienia! Nie być nikomu potrzebną, gdy całą duszą pragnie się być niezbędną, to – okropne!
– Nie mów tego, Ruth – rzekła majorowa poważnie. – Być może, że właśnie teraz okażesz się ojcu bardziej niż kiedykolwiek nieodzowna.
W oczach młodej dziewczyny zamajaczyła trwoga.
– Jak to rozumiesz, cioteczko?
– Nie pytaj dziecko. Było to ot, takie sobie bezmyślne powiedzenie.
– O, nie wymiguj się, bądź szczera i powiedz raczej, że i ty się jakoś do niej nie możesz przekonać.
To mówiąc wskazała na fotografię.
Wziąwszy ją w rękę, pani Grotthus długo nie mogła oderwać wzroku.
– Szukasz dziur w całym, moja mała. Twoja macocha jest czarującym stworzeniem. A ludziom pięknym nietrudno chyba być dobrymi.
– Widzę, że nie masz zbyt wielkiej ochoty podzielić się ze mną swoimi myślami. Niech i tak będzie! Ale na kilka moich pytań przecież mi odpowiesz. Gdzie i kiedy poznał mój ojciec swoją obecną żonę i co ona za jedna?
– Poznał ją na dobroczynnym koncercie. Twoja macocha była śpiewaczką i jako taka została twemu ojcu, należącemu do komitetu, przedstawiona. Było to w marcu tego roku, gdy z powodu choroby zmuszona byłaś pozostać w domu.
– Nigdy o niej nie słyszałam.
– Nie była światową sławą i śpiew jej nie budził zbyt wielkiego zachwytu. Nawet krytyka dość ostro przeciw niej występowała. Ale niektóre mniej poczytne pisma, wynosiły ją pod niebiosa, wyrażając się z entuzjazmem o jej niezwykłych zdolnościach.
– Czy ją już kiedyś słyszałaś?
– To było niemożliwe, gdyż twój ojciec życzył sobie by zaprzestała publicznych występów. Ale słyszał ją Fred, który tego wieczoru towarzyszył twojemu ojcu, i on to właśnie zakomunikował mi, że śpiew jej, oczywista że to zostanie między nami, uczynił na nim niemiłe wrażenie. Rozumie się, że należy wziąć pod uwagę niezbyt wielką muzykalność mojego syna, jak również i okoliczność, że nie znosi wysokiego sopranu. Natomiast zachwyca się twoim niskim altem i z rozkoszą słucha zawsze twojego śpiewu, o czym zresztą sama dobrze wiesz. A więc powiedziałam już wszystko!
– Czy rodzice jej jeszcze żyją?
– Nie, jest sierotą, i o ile mi wiadomo, zupełnie niezamożną.
– Jeszcze tylko jedno pytanie, a przestanę cię dręczyć. Czy sądzisz, że poślubiła ojca z miłości?
Staruszka utkwiła wzrok w przestrzeni.
– Któż to może zgłębić? Twój ojciec, mimo swych pięćdziesięciu lat, jest jeszcze bardzo przystojnym mężczyzną. Dlaczego więc nie miałaby go pokochać młoda żona?
Ruth, wsparłszy swą główkę na dłoni, pogrążyła się w zadumie.
– Dlaczego? Nie wiem. Tak mi się jakoś wydaje. Z jej oczu można by sądzić, że w ogóle nie byłyby zdolne do tkliwszych uczuć.
– Trudno z fotografii wyrokować o ludziach.
– To prawda, lecz mimo to jestem przekonana, że poślubiła ojca jedynie z wyrachowania. Jest od niej dwa razy starszy. Tylko nie patrz na mnie cioteczko takim karcącym spojrzeniem, bo w gruncie rzeczy jesteś tego samego zdania co ja.
– A gdyby nawet tak było? Najważniejsze w danej chwili jest to, że twój ojciec kocha i wierzy, że jest kochany. Nie zabieraj mu tego. Bo przecież szczęście to tylko iluzja. Bądź dzielna Ruth, zapanuj nad sobą i nie mąć mu tego szczęścia, lecz przeciwnie, umacniaj go w nim, choćbyś nawet sama była przekonana, że ono jedynie polega na jego własnej imaginacji. A czy to małżeństwo do dobrego czy do złego doprowadzi, tego my przewidzieć nie jesteśmy w stanie, gdyż wszystko jest w ręku Boga. Natomiast w twojej mocy leży zdjąć z jego serca tę jedyną smugę cienia i okazać mu swą dziecięcą miłość i przywiązanie tym, że napiszesz mu parę dobrych i serdecznych słów, które dadzą mu złudzenie, że radujesz się jego szczęściem.
Objąwszy swą pocieszycielkę za szyję, Ruth zaczęła ją całować.
– Ach, ty najlepsza, co by się ze mną stało, gdybym ciebie nie miała?!
– No widzisz, teraz to mi się dużo lepiej podobasz. Przejdźmy do jadalnego pokoju, gdzie czeka na ciebie tyle dobrych rzeczy. Nawet nadeszły już wyborne brzoskwinie. Zobaczysz, jak po tej głodówce, zaprawionej bólem i goryczą, wszystko będziesz zmiatać.
Młoda dziewczyna uśmiechnęła się.
– Dla ciebie cioteczko jestem jeszcze ciągle takim małym głuptaskiem, którego bóle i cierpienia można złagodzić łakociami.
– Nie uważam, ażeby to było takie głupie, mój skarbie. Dobry apetyt to rzecz nie do pogardzenia.
Ująwszy się pod ręce, obydwie kobiety przeszły do przeciwległego pokoju jadalnego, urządzonego z wykwintnym, eleganckim smakiem. Ściany były do połowy obite jasnodębowym drewnem, a bogato rzeźbione meble, wytwory snycerskiej szkoły w Berchtesgaden doskonale harmonizowały z otoczeniem.
Gdy jeszcze przed laty konsul Waldeck zaczął budować tę willę, kazał przede wszystkim uwzględnić istniejący na miejscu przemysł drzewny. Wszędzie, nawet od strony fasady, widać było bogate rzeźby, wskutek czego ten piękny budynek nabrał wyjątkowo miłego charakteru.
Willa „Waldeck” należała do najpiękniejszych i najelegantszych w okolicy, tworząc ze swymi tarasowymi ogrodami widok niezmiernie malowniczy. Każde niemal lato spędzał Waldeck ze swą córką w tym uroczym ustroniu. Wałęsał się z nią trochę po górach, wypełniając sobie resztę czasu myślistwem i rybołóstwem. Z początkiem zaś października wracał z powrotem do Berlina. Jednak tym razem przybyła tutaj Ruth w towarzystwie pani Grotthus. Ojciec zaś, wstrzymany interesami, pozostał w stolicy, gdzie w dzielnicy Tiergarten zajmował willę, urządzoną z książęcym przepychem.
Zrazu Ruth sprzeciwiała się, by zostawiać ojca samego; lecz zniewolona jego energiczną postawą – ustąpiła. Teraz dopiero stało się dla niej jasne, czemu ojciec tak bardzo się przy tym upierał. Nic więc dziwnego, że uważała się za odepchniętą i opuszczoną i to do tego stopnia, że nawet ten uroczy zakątek wydawał się jej niejako miejscem wygnania.
Oczy Ruth ponownie napełniły się łzami. Nie uszło to bacznej uwagi pani majorowej, która chcąc jej myśli sprowadzić na inne tory, poczęła jej opowiadać jakąś wesołą anegdotę. Udając, że nie widzi jej smutku, ciągnęła dalej tok swego opowiadania, gdyż ta mądra i dobra kobieta wiedziała, że w przeciwnym razie strumień łez by się tylko spotęgował a żałość jeszcze wzmogła. I rzeczywiście, po niejakiej chwili młoda dziewczyna, opanowawszy się dzielnie, poszła za biegiem opowiadania staruszki, dla której to było wielkim zadośćuczynieniem.
Po spożytym posiłku, obie panie przeszły na werandę, gdzie siedziały przez chwilę w milczeniu, każda oddana swym myślom. Wreszcie Ruth powiedziała:
– Cóż my tu będziemy same robić? W dalekich wycieczkach nie możesz mi towarzyszyć, a wiecznie kręcić się po deptaku to przecież niesłychanie nudne.
– Będziemy sobie wyjeżdżać, ilekroć nam przyjdzie ochota. Do Ramsan, do Reichenhallu, nad twoje ulubione jezioro a nawet i do Salzburga. Co się tyczy mniejszych wycieczek górskich, to sądzę, że im jeszcze podołam. Rozumie się, że o dzikim Watzu i jego groźnych kompanach ani mi marzyć! Ale i na to znajdzie się rada, jeśli tylko wykażesz trochę cierpliwości.
– Jaka to rada?
– Twój kochany ojciec o niczym nie zapomniał. Zaprosił mego syna, by z nami spędził swój urlop. Więc mam nadzieję że go wkrótce zobaczymy.
Na te słowa twarzyczka Ruth ożywiła się. Lekki rumieniec wystąpił na jej policzki, a oczy zajaśniały blaskiem.
– Ach ty niedobra, więc dopiero teraz mi to mówisz?
– Czy cieszysz się z jego przyjazdu?
Pani majorowa śledziła w napięciu twarz młodej dziewczyny, na której pojawił się wyraz zażenowania.
– Ależ naturalnie. Choćby tylko ze względu na ciebie. Przecież ilekroć Fred jest przy tobie, jesteś jak gdyby wniebowzięta.
Twarz staruszki rozpromieniła się: – Tak, to mój jedynak.
– I jest ci ponad wszystko drogi. Ty na pewno nie dałabyś mu ojczyma!
– Masz tobie! I znowu natknęliśmy się na ten drażliwy temat.
– Ależ dziecko! Zastanów się! Gdy przed dwunastu laty zmarł mój mąż, byłam już wtedy niemal starą kobietą. A na twarzy mojego chłopaczka poczęły się pojawiać pierwsze ślady męskości. Wtedy dziecino, przestaje się już po prostu myśleć o sobie; bo kobieta, która całą duszą oddaną była swojemu ukochanemu mężowi, zamyka niejako bilans swego osobistego życia. Wszak byłam już wtedy prawie w tym samym wieku, co obecnie twój ojciec. A z chwilą, gdy kobieta zaczyna pięćdziesiątkę, staje już niejako u progu starości, tym bardziej, jeśli ma za sobą życie pełne trosk i niepokoju. Już jako niemłoda dziewczyna stanęłam na ślubnym kobiercu, gdyż chodziło nam o rangę kapitana, na którą byliśmy zmuszeni czekać. Jedyne zaś, co mi po śmierci męża pozostało, to troska o nasz byt materialny. Pensja bowiem była maleńka, a Fred chciał koniecznie zostać żołnierzem. Więc ułatwienie mu tej możliwości stało się odtąd jedynym zadaniem mego życia. Nie wyobrażasz sobie, jak bardzo czułam się szczęśliwa propozycją twego ojca, by zająć w jego domu stanowisko gospodyni.
I tylko dzięki wysokiej pensji jaką pobieram, mogę pomagać mojemu Fredowi.
– A jednak nie bylibyśmy w stanie zapłacić pieniędzmi twego poświęcenia i twego wiernego oddania.
Młoda dziewczyna, zerwawszy się, podeszła do staruszki i objęła ją ramionami.
– Ależ dziecino, czynię to przede wszystkim ze szczerego popędu serca, no a po wtóre dlatego, być dać wyraz swej bezgranicznej wdzięczności.
– Ach, najdroższa, czy mnie rzeczywiście choć troszkę lubisz?
– Nie tylko troszkę, ale nawet bardzo, moja Ruth.
– A czy Fred, jeśli to spostrzeże, nie będzie zazdrosny?
– O, co to, to nie! Ten zna swoją matkę lepiej, aniżeli pewne maleńkie, niesforne dziewczątko swego kochanego ojczulka. Albowiem wie, że nikt nie byłby w stanie uszczuplić jego cząstki.
To mówiąc, ucałowała alabastrowe czoło dziewczyny, patrząc z powagą w jej młodą twarz. Ruth, odwróciwszy głowę objęła marzącym spojrzeniem pogodną letnią noc.
Zaległo głębokie milczenie. Po chwili Ruth weszła do pokoju i przyniósłszy ze sobą podnóżek, usiadła u stóp pani Grotthus, a wsparłszy się łokciami o jej kolana, podniosła ku niej wzrok pełen dziewczęcej szczerości:
– I ja cioteczko postaram się być równie rozsądna jak Fred. Zdaje się, że z niego w ogóle dobry chłopak, nieprawdaż?
– Poczciwe i zdolne z niego dziecko. Toteż mam w Bogu nadzieję, że do czegoś dojdzie. Za rok skończy akademię, no a potem zobaczymy, co mu los przyniesie. Ufam, że nic złego.
– Czy sprawił ci kiedyś jaką przykrość?
– Świadomie z pewnością nie. Ale na ogół nie uważam, żeby był ideałem! Jest gwałtowny i porywczy, a jego duma szalenie na tym cierpi, że pomoc, z jakiej korzysta, zmuszony jest zawdzięczać mojej zarobkowej pracy. To w wysokim stopniu drażni jego ambicję.
– I to prawdopodobnie jest powodem, że nas świadomie unikał, będąc przy tym czegoś na nas zły.
– Nie, przeciwnie; poniekąd jest nawet wdzięczny twojemu ojcu, że mi to wszystko ułatwił.
– Za to mnie z duszy i serca nienawidzi! Przyznaj; zauważyłam bowiem niejednokrotnie, że ilekroć tylko nadarza się ku temu sposobność, zawsze mnie omija.
Pani majorowa z zagadkowym uśmiechem spojrzała w młodą, pytającą twarz dziewczyny.
– Nie czyni tego z pewnością z powodu niechęci, moja droga. Może raczej dlatego, że obawia się być natarczywy. Wszak ci powiadam: to dumny i niepodległy charakter. Jeśli tylko w jakikolwiek sposób dasz mu do zrozumienia, że towarzystwo jego nie jest ci przykre, wszystko się zmieni. A może zdarzyło ci się kiedyś być wobec niego niegrzeczną?
– Ponieważ miałam wrażenie, że mnie nie znosi.
– A czy ty go lubisz?