Rozjaśnione mroki - Jadwiga Courths-Mahler - ebook

Rozjaśnione mroki ebook

Courths-Mahler Jadwiga

0,0

Opis

Tę książkę możesz wypożyczyć z naszej biblioteki partnerskiej! 

 

Książka dostępna w katalogu bibliotecznym na zasadach dozwolonego użytku bibliotecznego. 
Tylko dla zweryfikowanych posiadaczy kart bibliotecznych.  

 

Dwie siostry, podróżujące po Szwajcarii, spotykają tajemniczego mężczyznę, który staje się celem miłości Fridy. Za Bladyną podąża Fiedler, który ją bardzo kocha, ale nie umie Bladyny do tej miłości przekonać. 
/Opis/ 

 

/Rozjaśnione mrokiJadwiga Courths-Mahler, 1991 rok, Akapit/ 

 

Książka dostępna w zasobach: 
Fundacja Krajowy Depozyt Biblioteczny 
Biblioteka Publiczna Miasta i Gminy Jarocin 
Powiatowa i Miejska Biblioteka Publiczna w Kole 
Miejska Biblioteka Publiczna im. Adama Próchnika w Piotrkowie Trybunalskim 

Książnica Pruszkowska im. Henryka Sienkiewicza w Pruszkowie 

Biblioteka Publiczna i Dom Kultury Gminy Zduny (Łódzkie)

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 278

Rok wydania: 1991

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Rozjaśnione mroki

Jadwiga Courths-Mahler

Rozjaśnione mroki

Akapit

Katowice 1991

Projekt okładki i str. tytułowej

Marek Mosiński

Do druku przygotowali

Anna Lubas i Lech Dobrzański

na podstawie wydania tej książki, nakładem

Wydawnictwa Stanisława Cukrowskiego w Warszawie

Ark. druk. 12,0. Ark. wyd. 11,75.

Papier offset, kl. III 70 g, rola 61 cm

Rzeszowskie Zakłady Graficzne

Rzeszów, ul. płk. Lisa-Kuli 19

Zam. 1116/91

Na peronie kolejki prowadzącej na Jungfrau, na stacji Lauterbrunnen stały siostry Freda i Blandyna Nordmann; czekały na odjazd pociągu, który miał je zawieźć do Wengen, gdzie na kilka tygodni zamówiły mieszkanie w Hotelu „Palace”. Po długim czasie, pełnym trosk i kłopotów mogły sobie nareszcie znowu pozwolić na odpoczynek i pobyt w górskim uzdrowisku.

Nie mogły na razie wejść do kolejki, bo musiały najpierw poczekać na przyjazd pociągu, który powracał z przeciwnej strony. Nadjeżdżał właśnie przepełniony pasażerami. W przedziale drugiej klasy siedział przy oknie młody człowiek w eleganckim, praktycznym, lecz bynajmniej nie nowym ubiorze podróżnym. Rozpierał się z miną znudzoną i zniechęconą, nie zwracając uwagi na swoich towarzyszy podróży, aczkolwiek kilka młodych dziewcząt patrzyło na niego z upodobaniem i uśmiechało się do niego. Widocznie miały ochotę rozweselić trochę milczącego młodzieńca.

Gdy pociąg wjeżdżał na dworzec w Lauterbrunnen, młody człowiek dostrzegł na peronie siostry Nordmann, które w swoich eleganckich kostiumach wyglądały bardzo ładnie. Młodzieniec drgnął, a w jego ciemnych oczach zabłysła radość. Opanował się jednak szybko, i udając obojętność, odwrócił od nich oczy. Uśmiechnął się do siedzących naprzeciw siebie panienek, zaczął odpowiadać na ich żarciki, a gdy pociąg zatrzymał się na stacji, pomógł im przy wysiadaniu, podał im ich nesesery i pożegnał je bardzo uprzejmie. Na pozór nie zważał wcale na obie siostry, od czasu do czasu jednak rzucał ukradkiem spojrzenie w ich stronę; przekonał się, że go spostrzegły i że go obserwują. Jego galanteria w stosunku do obcych panienek musiała zwrócić ich uwagę, a o to właśnie mu chodziło.

Siostry rzeczywiście spostrzegły go, zanim jeszcze pociąg zatrzymał się na dworcu. Pierwsza zauważyła go Freda. Później dopiero ujrzała go również i Blandyna. Gwałtownym ruchem położyła rękę na ramieniu siostry.

– Zobacz, Fredo! Przecież to Frieder Lienhard, tam w przedziale przy oknie! A ten skąd się tu wziął?

Freda jednak zdążyła już poprzednio zauważyć, że Frieder Lienhard spostrzegł je, że był w złym humorze, a potem nagle zaczął okazywać żywe zainteresowanie innymi panienkami. Nie uszło również jej uwagi, że młody człowiek spogląda na nie ukradkiem.

– Widzisz przecież, Blandynko, że przyjechał tym pociągiem – rzekła spokojnie.

– Ach, mnie nie o to chodzi. Chciałabym tylko wiedzieć, skąd się wziął w Szwajcarii!

– Zapewne w ten sam sposób co i my. Przyjechał tu na wypoczynek. Szkoda tylko, że już powraca, podczas, gdy my dopiero przyjechałyśmy. Można by było w jego towarzystwie zrobić kilka ładnych wycieczek.

– Tylko tego by mi brakowało! – zawołała gniewnie Blandyna, patrząc na Friedera Lienharda, który zdawał się nie zwracać na nią uwagi. Na twarz dziewczyny wystąpił ciemny rumieniec.

– Przecież jest bardzo miłym i interesującym człowiekiem, o wielkich zaletach towarzyskich – odparła na pozór obojętnie Freda, powstrzymując się ukradkiem od uśmiechu.

– Chwała Bogu, bywają różne gusta. Ja uważam, że jest bardzo nudny.

– Jesteś niesprawiedliwa, Blandynko. Nie lubisz go, lecz musisz przyznać, że cieszy się on powszechną sympatią. Spójrz na te młode panienki, z którymi rozmawia. Uśmiechają się do niego i z wielkim upodobaniem patrzą mu w oczy.

– Niech sobie patrzą – stanie się jeszcze bardziej zarozumiały i nieznośny – Wykrztusiła gniewnie Blandyna, choć siliła się na spokojny ton.

– Doprawdy, nie zauważyłam nigdy, że jest zarozumiały. Szkoda, że nie patrzy w naszą stronę, zapewne nie spostrzegł nas jeszcze...

Blandyna zmarszczyła czoło.

– Spodziewam się, że nas w ogóle nie spostrzeże. Chodźmy, Fredo, teraz możemy już wsiąść do pociągu...

– Czy zamierzasz umyślnie unikać go?

– Czy może mam latać za nim? – spytała Blandyna, odrzucając krnąbrnie głowę w tył.

– Nie, ale mogłybyśmy przecież w jakiś sposób dać mu znać, że tu jesteśmy...

– W żadnym razie! Niech sobie flirtuje z tymi dziewczętami! Chodź prędzej, tam stoi nasz pociąg...

– Nie masz potrzeby obawiać się, że nas zobaczy. Jest zupełnie pochłonięty rozmową z tymi uroczymi dziewczynami. Na pewno nie będzie miał dla nas czasu...

– Urocze dziewczyny? Nie uważam, że są urocze! Są tylko bardzo zalotne! Zobacz, jak go kokietują! Po prostu bezwstydnie!

Freda znowu opanowała uśmiech, po czym podążyła z siostrą do pociągu. Rzuciła jeszcze ukradkiem spojrzenie w stronę Friedera Lienharda i spostrzegła, że pożegnał się szybko z młodymi osóbkami.

Podczas gdy siostry weszły do przedziału, Frieder podbiegł do wózka bagażowego i polecił numerowemu, aby jego kufry znowu wstawił do odjeżdżającej kolejki, z której przed chwilą zostały wyładowane. Spojrzał na zegarek, po czym pośpiesznie podbiegł do kasy i kupił sobie bilet do Wengen. Kilka dni temu wyruszył do Wengen, aby tam „zupełnie przypadkowo” spotkać obie siostry. Dowiedział się już poprzednio, że zamówiły sobie pokoje w Hotelu „Palace” i że spędzą tam kilka tygodni.

Frieder Lienhard natychmiast wyjechał do Wengen i zamieszkał w Hotelu „Palace”, lecz ku swemu wielkiemu żalowi nie zastał tam sióstr Nordmann. Zaczął więc przypuszczać, że zmieniły plan podróży. Zniechęcony wyruszył w powrotną drogę. Toteż ucieszył się ogromnie, gdy spostrzegł obie siostry na peronie w Lauterbrunnen.

Tymczasem siostry wsiadły do przedziału drugiej klasy. Siedział tu już jakiś wysoki mężczyzna, mogący mieć około czterdziestu lat. Był to człowiek niezmiernie interesujący, jeden z tych mężczyzn, którzy na pierwszy rzut oka zdradzają wybitny umysł. Twarz jego była jednak poważna, niemal ponura; Blandyna skrzywiła się nieznacznie, dając siostrze do zrozumienia, że nie będą miały miłego towarzysza podróży. Natomiast Freda od pierwszego wejrzenia zainteresowała się nieznajomym. Pomógł obu paniom umieścić w siatce ich walizeczki, po czym znowu oparł się w swoim kącie i milczał. Przestał zwracać uwagę na swoje towarzyszki podróży.

Freda Nordmann obserwowała go w milczeniu. Miał na sobie elegancki, doskonale skrojony ubiór podróżny. Ciemne, krótko przystrzyżone włosy ocieniały wysokie, piękne czoło. Oczy szare, koloru stali, były głęboko osadzone, wąskie wargi, mocno zaciśnięte. Szeroki, trochę wystający podbródek zdradzał stanowczość i silną wolę. Freda, patrząc na niego, pomyślała:

– Ten człowiek nie musi być szczęśliwy, ale jest ogromnie interesujący.

W tej samej chwili na stacji dano sygnał do odjazdu. Właśnie, gdy pociąg miał ruszyć, do przedziału wskoczył jakiś młody człowiek. Był to Frieder Lienhard, który z dobrze udanym zdumieniem stanął przed siostrami.

– Czy to sen, czy jawa? – zawołał. – Jakież to miłe spotkanie! Więc panie są w Szwajcarii! Doprawdy, to dla mnie radosna niespodzianka!

Patrzył przy tym ze śmiechem na Fredę Nordmann, następnie zaś zwrócił się do Blandyny, która się zaczerwieniła:

– Czy mogę przywitać się z panią? Czy pani również jedzie na „Jungfrau”? Będzie pani miała stamtąd piękny widok.

Blandyna krótko skinęła głową, po czym rzekła:

– Nie, jedziemy tylko do Wengen.

– Ach, do Wengen! Czy panie zatrzymają się tam dłużej?

– Tak jest – odparła chłodno Blandyna.

– Ależ to się doskonale składa! Ja także mieszkam w Wengen, w Hotelu „Palace”. Odprowadziłem teraz do Lauterbrunnen kilka znajomych pań, z którymi spędziłem bardzo miłe chwile. Chciałem się o godzinę dłużej cieszyć ich towarzystwem – powiedział na pozór obojętnie.

Freda nie wierzyła mu ani słowa, lecz rzekła spokojnie:

– Ach, jakiż to zabawny przypadek. My również zamówiłyśmy pokoje w tym hotelu, panie Lienhard.

Na dźwięk tego nazwiska nieznajomy spojrzał badawczo na młodego człowieka, po czym znowu odwrócił się i zaczął wyglądać przez okno. Frieder Lienhard udał bardzo zdziwionego.

– Także w Hotelu „Palace”? To cudownie! Mam jednak wrażenie, że pani nie podziela mojej radości, panno Blandyno?

Blandyna starała się panować nad sobą. Za nic w świecie nie przyznałaby się do tego, jak bardzo się cieszy, że Frieder Lienhard mieszka w tym samym hotelu. Odpowiedziała więc szorstko, prawie niegrzecznie:

– Och, przecież możemy się nawzajem unikać.

Frieder drgnął, słowa te sprawiły mu przykrość. Wtem napotkał spojrzenie Fredy, które zdawało się mówić: „Nie przejmuj się słowami mojej siostry”. Pragnąc naprawić nietakt Blandyny, rzekła bardzo uprzejmie:

– My również cieszymy się ogromnie z tego spotkania. Widziałyśmy, że pan przyjechał tym pociągiem i sądziłyśmy, że pan opuścił już Wengen. Ponieważ pan był w towarzystwie, więc nie chciałyśmy przeszkadzać. Inaczej byłybyśmy podeszły do pana...

Nieznajomy, słysząc piękny, dźwięczny głos Fredy, znowu odwrócił się na chwilę i spojrzał na nią. Freda miała bowiem wyjątkowo miły, melodyjny głos, który zdradzał niezwykłą dobroć i szlachetność, jakie cechowały całą jej istotę.

Frieder Lienhard zajął miejsce naprzeciw pań.

– Byłbym bardzo zmartwiony, gdyby panie przeszły obok mnie i gdybyśmy się nie spotkali – powiedział.

Blandyna, która wychyliła się przez okno, ujrzała teraz na dworcu towarzyszki Friedera.

– Te panie, z którymi pan przyjechał, stoją jeszcze ciągle na dworcu... Pewno czekają na pańskie ostatnie pozdrowienie – rzekła z ironią.

– Możliwe – odparł z uśmiechem – to bardzo miłe panienki, spędziłem z nimi kilka pięknych dni.

Słowa te były kłamstwem. Frieder poznał te panie dopiero w pociągu i nie zwracał na nie najmniejszej uwagi, dopóki nie spostrzegł obu sióstr. Dla niego istniała jedna tylko kobieta – była to Blandyna Nordmann. Aczkolwiek odnosiła się do niego szorstko, niemal odpychająco – on nie tracił nadziei, że uda mu się zdobyć jej miłość. Wiedział bowiem, że Blandyna nie interesuje się żadnym innym mężczyzną.

Frieder zdawał sobie sprawę, że niełatwo jest zdobyć Blandynę. Komplementy i słodkie słówka nie wywierały na niej wrażenia. Nie lubiła lekkich flircików, jak jej rówieśnice. Lękała się, że Frieder Lienhard uważa ją za łatwą zdobycz i dlatego okazywała mu taki chłód.

Frieder zorientował się, że swoim postępowaniem nie osiągnie nic u Blandyny, zmienił więc taktykę i przestał jej nadskakiwać. Dlatego też nie chciał, by domyśliła się, że tylko dla niej pojechał do Wengen. Zauważył jednak, że sympatia, jaką okazywał swoim towarzyszkom podróży, wzbudziła w niej zazdrość. To go ucieszyło.

Rozmawiał teraz z wielkim ożywieniem z Fredą, nie troszcząc się na pozór o Blandynę. Freda starała się w miarę możności naprawić niegrzeczne zachowanie siostry. Odpowiadała na pytania Friedera, lecz co chwila spoglądała ukradkiem na nieznajomego. Widziała, że siedzi posępny, że niekiedy boleśnie marszczy brwi. To wzbudzało w niej żywe współczucie, gdyż nie potrafiła patrzeć obojętnie na cudze cierpienia. A nieznajomy sprawiał wrażenie człowieka, którego przytłacza jakiś wielki ból.

Blandyna wyglądała przez okno. Zdawało się, że nic jej nie interesuje oprócz wspaniałego górskiego krajobrazu. Mimo to słuchała uważnie wszystkiego, co mówił Frieder Lienhard. Gdy jednak zwracał się do niej, odpowiadała mu bardzo opryskliwie.

– Mam wrażenie, że panna Blandyna jest ogromnie niezadowolona z naszego spotkania, a także i z tego, że mieszkam w tym samym hotelu, co panie. Postaram się jednak nie narzucać paniom – zwrócił się Lienhard do Fredy.

– Niechże się pan tym nie przejmuje. Moja siostra podziwia w tej chwili panoramę, dlatego nie bierze udziału w rozmowie. Co do mnie to cieszę się bardzo z tego spotkania. Dla młodych kobiet podróżujących samotnie, przyjemnie jest mieć męską opiekę.

– Dziękuję pani za te słowa. Obawiałem się, że będę przeszkadzał pannie Blandynie.

Freda i Frieder gawędzili dalej z wielkim ożywieniem, podziwiając przy tym przepiękny krajobraz. Nieznajomy w milczeniu przysłuchiwał się melodyjnemu głosowi Fredy. Myślał przy tym, że musi być niezwykle łagodną, dobrą i wyrozumiałą istotą. Gdy zwróciła się do siostry, twarz jej okrasił tkliwy, niemal macierzyński uśmiech. Ta dziewczyna nie była właściwie piękna, lecz miała delikatne rysy i ogromnie sympatyczną twarz. Czoło było wysokie i gładkie, szare oczy niezwykle piękne; nosek natomiast był za krótki, górna warga zbyt szeroka. To jednak dodawało jej twarzy tylko dodatkowego uroku, jak również ciemne, długie rzęsy i ładnie zarysowane brwi, które stanowiły oryginalny kontrast z jasnymi oczyma i kasztanowatymi lokami. Gdy mówiła lub śmiała się, widać było jej równe, zdrowe, białe zęby.

Freda Nordmann miała dwadzieścia sześć lat, lecz była tak żywa, że sprawiała wrażenie młodszej. Całą jej istotę cechowała ogromna energia, miała słoneczne usposobienie, choć nieraz oczy jej spoglądały z wielką powagą. Widać było, że jest kobietą niezależną, samodzielną, która potrafi sobie dać radę w życiu.

Nieznajomy kilka razy obrzucał spojrzeniem Fredę Nordmann. W pewnej chwili spotkały się ich oczy. Nieznajomy westchnął i znowu odwrócił się do okna.

Tymczasem Frieder Lienhard nie spuszczał wzroku z Blandyny, która stanowczo była piękniejsza od siostry. Miała również jasne, szare oczy, długie, ciemne rzęsy i pięknie zarysowane brwi, oraz kasztanowate włosy, w których słońce rozpalało metaliczne blaski. Siostry były do siebie podobne, lecz Blandyna miała regularniejsze rysy i mały, klasyczny nosek. Obie były wysokie i wysmukłe. Freda miała nieco pełniejsze kształty, lecz była za to trochę wyższa. O ile Freda tchnęła urokiem iście kobiecej dobroci, o tyle Blandyna zachwycała dziewczęcym wdziękiem.

To właśnie pociągało szczególniej Friedera. Podobała mu się powściągliwość Blandyny. Nie należał do mężczyzn, którzy lubią łatwe zwycięstwa. A ponieważ miał wielkie powodzenie u kobiet, które mniej lub bardziej wyraźnie okazywały mu swoje względy, przeto cenił ogromnie rezerwę Blandyny.

Blandyna wiedziała, że wiele pań interesuje się Friederem. Widziała, że jawnie okazują mu swoją sympatię. W głębi duszy gniewało ją to ogromnie, lecz nigdy nie okazywała swoich uczuć. Na ogół nie miała najlepszego zdania o mężczyznach, choć sama nie przeżyła jeszcze nigdy żadnego smutnego doświadczenia. Natomiast jej ubóstwiana siostra doznała w życiu gorzkiego zawodu, a Blandyna cierpiała nad tym tak bardzo, jakby ją samą spotkało bolesne rozczarowanie.

Freda była niegdyś zaręczona z pewnym młodzieńcem i wierzyła w jego miłość. Gdy jednak ojciec jej stracił po wojnie cały majątek, narzeczony zerwał z nią pod pozorem, że nie może ożenić się z ubogą dziewczyną. W brutalny sposób zażądał od niej, by zwróciła mu słowo, ona zaś nie usiłowała go zatrzymać. Freda uspokoiła się dość prędko. Powiedziała sobie, że lepiej jest przeżyć coś takiego przed ślubem, niż później. Może też nie kochała naprawdę swego narzeczonego, była wtedy bardzo młoda i nie zdawała sobie jasno sprawy ze swoich uczuć. Dość, że pogodziła się z losem, choć nie przyszło jej to łatwo. Blandyna liczyła wówczas piętnaście lat i widziała, że siostra cierpi ogromnie z powodu tej zdrady. Uważała, że postępowanie narzeczonego Fredy jest godne pogardy. Fakt zerwania zaręczyn wywarł na niej tak głębokie wrażenie, że nie mogła się z niego otrząsnąć jeszcze po wielu latach. Od tej chwili nauczyła się pogardzać całym rodem męskim.

W owym okresie siostry przechodziły bardzo ciężkie chwile. Umarł ich ojciec, one zaś zostały bez grosza. Przyzwyczajone do dostatku, musiały teraz podjąć ciężką walkę o byt. Freda musiała zatroszczyć się o siebie i o Blandynę, która jeszcze chodziła do szkoły. Ta troska pomogła jej zapomnieć o śmierci ukochanego ojca i o zdradzie narzeczonego. Była niemal rada, że wśród kłopotów codziennego życia, przeboleje łatwiej osobiste zmartwienia. Na szczęście zaproponowano jej posadę, którą przyjęła bez wahania. Została sekretarką pewnego znakomitego powieściopisarza, którego dzieła cieszyły się ogromnym powodzeniem. Zarabiał on doskonale, toteż płacił Fredzie dużą pensję.

Freda dzielnie spełniała swoje obowiązki, jej zwierzchnik był z niej bardzo zadowolony. Zarabiała dosyć, by zapewnić byt sobie i siostrze. W rok później Blandyna skończyła szkołę. Miała wówczas szesnaście lat. Obie siostry mieszkały w pensjonacie, w maleńkim ciasnym pokoiku. Stołowały się tam również, a choć utrzymanie było bardzo marne, nie zrażały się tym zbytnio. Blandyna po ukończeniu szkoły dostała także posadę w kancelarii pewnego adwokata. Nie pobierała wprawdzie tak wysokiego wynagrodzenia, jak Freda, lecz mogła trochę pomóc siostrze. Obie dzielnie zmagały się z trudnościami, nie traciły otuchy i pracowały ochoczo, zwłaszcza Freda, która zawsze świeciła siostrze przykładem.

Przez kilka lat wegetowały, prowadziły życie skromne i ciche; wreszcie znowu zaświtało im szczęście. Jedyny brat ich przedwcześnie zgasłej matki, który wyemigrował za młodu do Argentyny – umarł i zapisał każdej z nich po sto tysięcy dolarów. Ten spadek wydawał im się darem niebios, gdyż zapomniały w ogóle o istnieniu wuja, który nigdy nie dawał znaku życia.

Siostry nie dowierzały swemu szczęściu. Mogły teraz znowu prowadzić beztroskie, dostatnie życie. Przestały pracować i z wielką radością zabrały się do urządzenia własnego domu. Wynajęły mieszkanie w cichej odległej okolicy Charlottenburgu. Sprowadziły dawną służącą rodziców, z którą musiały się w swoim czasie rozstać z bólem serca. Stara Liza zarządzała domem, a jednocześnie stała się także ich damę d’honneur. Oprócz tego przyjęły jeszcze do pomocy zręczną, żwawą pokojówkę. Po długich latach ubóstwa i wyrzeczenia, czuły się teraz jak w raju. Od roku już mieszkały w swoim nowym mieszkaniu, a teraz wreszcie mogły sobie pozwolić na piękną podróż w lecie.

Od czasu, gdy w bycie ich nastąpiła poprawa, zaczęli się także zjawiać dawni przyjaciele, którzy opuścili je w nieszczęściu. Freda przyjmowała ich uprzejmie, lecz nie okazywała im dawnej serdeczności. Blandyna natomiast okazywała im jawnie, co myśli o ich postępowaniu. Nie rozumiała siostry, która umiała znaleźć dla nich zawsze jakieś usprawiedliwienie.

Dawni znajomi często zapraszali do siebie obydwie siostry, a Freda niekiedy przyjmowała zaproszenia, gdyż pragnęła, aby Blandyna bywała między ludźmi. Wiedziała, że w sercu siostry nagromadziło się wiele żalu i goryczy, nie chciała zaś, aby Blandyna stała się mizantropką.

Blandyna uważała Fredę zawsze na niedościgniony wzór i starała się jej pod każdym względem dorównać. W tym wypadku jednak nie rozumiała siostry i nie chciała podlegać jej wpływowi.

Pewnego dnia zjawił się w mieszkaniu sióstr dawny narzeczony Fredy, który pragnął naprawić swój błąd i pogodzić się z narzeczoną. Blandyna drżała z obawy, że Freda mu ulegnie. Odetchnęła z ulgą, gdy siostra oznajmiła, że nigdy nie mogłaby zostać jego żoną, gdyż nie tylko pogardza nim, lecz jest jej także zupełnie obojętny.

Przed kilkoma miesiącami siostry poznały na jakimś wieczorze Friedera Lienharda, który od razu zaczął nadskakiwać Blandynie. Ona jednak okazywała mu jeszcze więcej rezerwy, niż innym mężczyznom. Właśnie dlatego, że się jej podobał, że serce jej przemówiło dla niego, postanowiła się bronić przeciw temu uczuciu. Wiedziała wprawdzie, że jest jedynym synem bogatego fabrykanta, więc nie zależy mu na jej posagu, mimo to mówiła sobie z dziwnym uporem, jaki zrodził się ze smutnych doświadczeń życiowych:

– Gdybym była uboga, to i on nie spojrzałby na mnie.

Chłód i udana obojętność Blandyny nie zrażały Friedera. Byłby może zniechęcony odwrócił się od niej, gdyby nie Freda, która przy jakiejś sposobności wytłumaczyła mu zachowanie Blandyny. Powiedziała mu, co wpłynęło na nią w ten sposób, a Frieder zrozumiał wszystko. Wiedział już teraz, jak należy postępować z Blandyną. Na razie nie mógł się jeszcze oświadczyć o jej rękę, lękał się bowiem odmowy.

Dziś po raz pierwszy udało mu się wzbudzić w niej uczucie zazdrości, co uważał za sukces. Dlatego też w głębi duszy był wdzięczny owym obcym panienkom, które mu mimowoli pomogły.

***

Pociąg zatrzymał się na stacji w Wengen, a Freda zauważyła, że nieznajomy także powstał z miejsca, aby wysiąść. Ucieszyła się z tego. Wzbudził w niej zainteresowanie, a teraz miała nadzieję, że go jeszcze zobaczy. Idąc z siostrą i Friederem Lienhardem po wąskim peronie, śledziła wzrokiem jego wysoką, imponującą postać. Spostrzegła, że wręcza jednemu ze służących hotelowych jakąś kartkę, zapewne kwit bagażowy. Następnie znikł za budynkiem stacyjnym.

Ponieważ siostry zamówiły poprzednio pokoje, więc oczekiwał je na stacji służący z hotelu, któremu wręczyły kwit bagażowy. Frieder czekał, aż załatwią tę sprawę, po czym i on zbliżył się do służącego, wsunął mu ukradkiem swój kwit do ręki i szepnął:

– Chciałbym zamieszkać w pokoju, który zajmowałem. Czy jest jeszcze wolny?

– Tak, wielmożny panie, na razie nie mamy nowych gości.

– Dobrze, zostanę w tym pokoju, zamawiam go na kilka tygodni. Nie chciałbym jednak, aby te panie dowiedziały się, że już raz wyjeżdżałem stąd. Zmieniłem plan podróży, a zależy mi na tym, aby te panie nie wiedziały, że chciałem dziś wyjechać. Czy rozumiecie, o co mi chodzi?

Służący nie zrozumiał ani słowa, ponieważ jednak Frieder wsunął mu do ręki hojny napiwek, skinął więc gorliwie głową i obiecał, że wszystko załatwi jak najlepiej.

Frieder dogonił teraz obie panie, które ruszyły naprzód. Skręcały właśnie obok poczty, skąd prowadziły dwie drogi. Oczy Fredy szukały nieznajomego z pociągu. Wreszcie ujrzała go przed sobą. Szedł mocnym, równym krokiem, nie oglądając się na nikogo.

– Którędy idzie się do Hotelu „Palace”? – spytała Freda.

Frieder wskazał drogę prowadzącą pod górę. W tym samym kierunku szedł również nieznajomy.

– Tędy, proszę pani. Za pięć minut będziemy u celu.

Wkrótce stanęli przed hotelem, którego fasada składała się z niezliczonej liczby drobnych drewnianych płytek. Tworzyły one mocny, zwarty mur.

Frieder zwrócił się do sióstr:

– Niech panie chwileczkę zaczekają, zaraz przywołam portiera.

Wszedł do loży portiera i oznajmił mu, że zamieszka znowu w swoim pokoju. Poprosił go również, aby nie wspominał o jego odjeździe. Portier zrozumiał od razu o co chodzi. Frieder zaprowadził go do pań. Po chwili zjawił się także młody, jasnowłosy dyrektor, aby powitać nowych gości. Zdziwił się bardzo, ujrzawszy Friedera, który potrafił w ten sposób pokierować rozmową, aby nie wspomniano o jego dzisiejszej rannej podróży. Dyrektor sam zaprowadził panie do ich apartamentu, który znajdował się na pierwszym piętrze. Pojechano windą na górę. Frieder towarzyszył paniom.

Apartament składał się z dużego jasnego pokoju i przylegającej łazienki.

Po chwili zjawiła się żwawa pokojówka i zaofiarowała paniom swoje usługi.

Frieder tymczasem poszedł na koniec korytarza, gdzie był jego pokój.

Freda i Blandyna zdjęły kapelusze i okrycia. Następnie zaczęły się z upodobaniem rozglądać po pokoju i z uśmiechem spojrzały na siebie, jakby chciały powiedzieć:

– Tu będzie nam dobrze.

Otworzyły wysokie oszklone drzwi, które prowadziły na szeroką, przestronną werandę. Ze wszystkich pokoi, położonych na pierwszym piętrze, wychodziło się na ten taras. Przestrzeń przed każdym pokojem była odgrodzona łańcuchami, które stanowiły jakby granice między częściami werandy. Można było jednak odczepić te łańcuchy. Przed każdym pokojem stały stoliki, meble koszykowe oraz leżaki.

Siostry w pierwszej chwili nie zauważyły tego, gdyż rozkoszowały się wspaniałym widokiem. W dali królowała majestatycznie Jungfrau, jej ośnieżony szczyt odbijał się na tle błękitnego nieba. Freda i Blandyna wyszły na werandę.

Nagle Freda drgnęła. Na samym przedzie, wychylając się przez balustradę, stał nieznajomy z wagonu. Blandyna z uśmiechem trąciła ramię siostry.

– Nasz towarzysz podróży. Zdaje się, że mieszka w tym samym hotelu i zajmuje sąsiedni pokój.

Freda rzuciła okiem na sąsiednie drzwi. Tak, były otwarte, nieznajomy tędy wyszedł na werandę.

– Nie przeszkadzajmy mu, możemy później napawać się pięknym widokiem – rzekła Freda i pociągnęła Blandynę do pokoju.

Tymczasem wniesiono do pokoju kufry sióstr. Wypakowały swoje rzeczy, po czym znowu wyszły na werandę. Nieznajomego już nie było. Siostry stanęły przy balustradzie.

– O, Fredo, jakże wdzięczne powinnyśmy być zmarłemu wujowi. Dzięki niemu możemy podziwiać ten cudowny krajobraz.

Freda w milczeniu skinęła głową. Obie przestały mówić i w skupieniu rozkoszowały się wspaniałym widokiem gór. Nieznajomy spostrzegł obie siostry i pomyślał:

– Te przynajmniej zachwycają się w milczeniu i nie krzyczą przy tym jak inne baby.

On również poznał natychmiast swoje towarzyszki podróży, lecz i teraz nie zwrócił na nie szczególnej uwagi. Odczuwał jednak pewnego rodzaju zadowolenie, że jego sąsiadki nie należą do kategorii głośnych i natarczywych kobiet.

Po chwili wyszedł z pokoju na korytarz. Zszedł po schodach do loży portiera.

– Chciałbym zatelefonować do Interlaken. Czy pan zarezerwował dla mnie pokój numer szósty?

– Tak, wielmożny panie.

– Proszę go urządzić dla dziecka i piastunki.

– Dobrze, proszę pana.

– Czy dużo osób mieszka w hotelu?

– Niestety, nie. Na pierwszym piętrze mamy tylko jeszcze dwa pokoje zajęte. W jednym mieszkają dwie panie, w drugim jakiś pan. Na drugim piętrze także jest niewiele gości, a na trzecim mamy tylko pokoje dla turystów, które bywają wynajmowane na kilka dni.

– W takim razie jest nadzieja, że będę miał spokój. A więc proszę – Interlaken.

– Czy mam połączyć pana?

– Proszę.

– Z jakim numerem?

– Z Hotelem Angielskim.

– Czy pan tu zaczeka?

– Zaczekam w holu.

Podczas, gdy portier łączył się, nieznajomy usiadł w fotelu przed kominkiem, w którym wesoło trzaskał ogień. Pomimo słonecznego dnia czerwcowego, było jeszcze chłodno w tej górskiej miejscowości.

Przyjemnie było, gdy paliły się drzewne polana, choć ogień ten nie dawał wiele ciepła.

Nieznajomy przebrał się już, gdyż wkrótce miano podać obiad. W swoim eleganckim smokingu wyglądał jeszcze wytworniej, niż w skromnym podróżnym ubiorze. Zaczął czytać jakąś gazetę, póki wreszcie portier nie zawezwał go do telefonu. Połączył się już z hotelem w Interlaken.

Nieznajomy zaczął mówić:

– Tutaj Frank Markwald, czy mogę poprosić nianię mojej córeczki? Czeka na mój telefon i zapewne jest w holu.

– Tak, proszę pana, jest w pobliżu, podejdzie zaraz – odparł portier.

Po chwili zabrzmiał w słuchawce kobiecy głos.

– Czy to pan?

– Tak. Czy to Janowa?

– Tak, proszę pana.

– Jak się miewa Kocia?

– Jest zdrowa i wesoła, tylko bardzo tęskni za panem.

– Jutro rano przyjadę po was. Niech Janowa wszystko spakuje. Czy nie zaszło coś szczególnego?

– Nie, nie, może pan być zupełnie spokojny. Przez cały czas siedziałam z Kocią w ogrodzie hotelowym. Nie zbliżył się do nas nikt podejrzany.

– Dobrze. Proszę nie wychodzić z hotelu, dopóki ja nie przyjadę.

– Będę się trzymać ściśle wskazówek pana.

– Przyjadę po was około dziesiątej. Niech Janowa wszystko przygotuje do podróży. Proszę pozdrowić Kocię.

– Dziecko się ucieszy. Czy nie chciałby pan z nią pomówić? Jest tutaj ze mną.

– Dobrze, niech podejdzie do aparatu.

Po chwili zabrzmiał dziecinny głosik.

– Tatusiu, kochany tatusiu!

– Moje maleństwo! – rzekł tkliwie Frank Markwald. – Czy tęsknisz za tatusiem?

– Och, tak bardzo!

– Jutro rano przyjadę po ciebie. Bądź grzeczna i śpij dobrze. Do widzenia!

– Do widzenia, tatusiu.

Janowa zgłosiła się ponownie:

– Czy pan ma dla mnie jeszcze jakie polecenia?

– Nie, Janowo. Proszę tylko dobrze uważać na Kocię, nie dopuszczać do niej nikogo nieznajomego. Polegam na Janowej!

– Może pan być spokojny!

– Rozmowa skończona!

Frank Markwald odwiesił słuchawkę i powrócił do holu, gdzie znowu zagłębił się w czytaniu gazety.

Powoli zaczęli się schodzić goście, czekając na obiad. W Szwajcarii pory posiłków są dostosowane do obyczajów Anglików i Amerykanów, których tu przyjeżdża najwięcej. W południe podaje się lunch, obiad zaś wieczorem.

Frieder Lienhard, także już w smokingu, zszedł do holu. Po chwili na schodach ukazały się również obie siostry. Miały na sobie skromne, lecz bardzo wytworne suknie wieczorowe, Blandyna jasnoniebieską, Freda białą. Ładny to był widok, gdy trzymając się pod rękę, z wolna zstępowały po stopniach. Oczy wszystkich zwróciły się na nowo przybyłe.

Frieder Lienhard zbliżył się natychmiast do pań, aby z dumą zaznaczyć, że to jego znajome. Frank Markwald podniósł oczy znad gazety i obrzucił spojrzeniem obie siostry.

– Czy mogę zaprowadzić panie do jadalni? – spytał Frieder, gdyż w tej chwili zabrzmiał głos gongu, wzywający na posiłek.

– Proszę bardzo – odparła Freda – a jeżeli pan nie umówił się już z kimś innym, to będziemy rade, gdy pan usiądzie z nami przy jednym stoliku. Będziemy miały opiekę i przyjemne towarzystwo, nieprawdaż, Blandynko?

Oczy Friedera zabłysły radością, Blandyna jednak odrzuciła głowę w tył.

– To zależy od ciebie, Fredo – odpowiedziała, jakby ta sprawa była jej zupełnie obojętna.

Frieder udał, że uważa te słowa za zaproszenie.

– Wielki to dla mnie zaszczyt i przyjemność. Jestem dumny, że zostanę opiekunem dwóch tak miłych i uroczych pań.

– Może pan oszczędzić sobie komplementów – rzekła szorstko Blandyna.

Freda jednak uśmiechnęła się i skinęła mu głową.

Frieder wprowadził panie w głąb sali, gdzie wszyscy troje zajęli miejsca przy stoliku przy oknie. Przy sąsiednim stoliku siedział Frank Markwald. W głębokim zamyśleniu spożywał posiłek, nie patrząc przy tym na nikogo. Freda mogła ze swego miejsca obserwować jego profil.

Zaledwie wszyscy zajęli miejsca, gdy kelnerki zaczęły już roznosić zupę. Potrawy były doskonale przyrządzone, toteż wśród gości panował wesoły, miły nastrój.

Siostry zwracały powszechną uwagę. Friedera wszyscy znali już z widzenia; teraz jednak panie przestały się nim interesować, gdy zauważyły, że ma swoje znajome. Panowie żałowali, że nie zdążyli mu się poprzednio przedstawić. Za jego pośrednictwem można było przecież poznać teraz te dwie ładne, miłe panienki.

Ponieważ akcje Friedera spadły, cała uwaga pań skupiła się na Franku Markwaldzie. Gdy przeszedł przez salę, zabiły mocniej serduszka wszystkich starszych i młodszych pań. Niestety, siedział odwrócony plecami, nie można było mu rzucić ani jednego zalotnego spojrzenia. Frank nie wiedział, że wzbudza takie zainteresowanie. Gdyby jednak wiedział, to i tak nie zrobiłoby to na nim wrażenia.

Nawet panowie patrzyli z zaciekawieniem na jego wysoką, smukłą postać. Cała jego postawa mimo woli wzbudzała podziw i szacunek.

Freda nie miała odwagi spojrzeć na niego, choć spostrzegła, że zamyślił się i nie widzi nikogo. Niekiedy tylko rzucała w jego stronę przelotne spojrzenia, a wtedy znowu powtarzała sobie w myśli, że musi to być bardzo nieszczęśliwy człowiek.

***

Po obiedzie goście zaczęli się rozchodzić. Niektórzy zajęli miejsca w salonach, inni pozostali w holu, gdzie płonął ogień w kominku.

W jednym z salonów ktoś zaczął grać na fortepianie; kilka par podniosło się, żeby tańczyć. Siostry Nordmann pozostały w holu i usiadły w pobliżu kominka. Nie miały ochoty do tańca. Frieder poprosił, aby pozwoliły mu usiąść obok siebie.

Freda chętnie przytaknęła, lecz powiedziała z uśmiechem:

– Niech pan nie sądzi, że musi pan poświęcać nam każdą chwilę. Zapewne chciałby pan zatańczyć, niech się pan nie krępuje. Możemy tu pozostać same.

Potrząsnął głową.

– Gdybym miał ochotę tańczyć, to tylko z jedną z pań.

– Ja chętnie wyrzeknę się tej rozrywki – powiedziała Freda.

– A pani? – zwrócił się Frieder do Blandyny.

Spojrzała na niego i stwierdziła w głębi ducha, że wygląda bardzo korzystnie, o wiele lepiej niż inni panowie. Wyjątek stanowił jedynie nieznajomy z pociągu, który teraz usiadł w fotelu przed kominkiem i znowu przeglądał pisma. Mimo to odparła z pozorną obojętnością:

– Dziękuję, ja również nie będę tańczyła.

Frieder usiadł więc z nimi przy okrągłym stoliku. Rozmawiano z wielkim ożywieniem. Nawet Blandyna wyzbyła się zwykłej rezerwy i wtrącała się do rozmowy. Freda pytała Friedera, czy robił już jakieś wycieczki w okolice.

– Raz jeden pojechałem tylko kolejką na Jungfrau – odparł – lecz wycieczka nie udała się. Wyjechałem podczas najpiękniejszej pogody, lecz już w Scheidegg niebo zaczęło się chmurzyć. To nie powstrzymało mnie jednak od dalszej podróży. Na następnej stacji niebo było zupełnie zasnute chmurami, po czym zerwała się szalona zadymka śnieżna. Nie mogłem nic zobaczyć w tej mgle. Powróciłem więc i dopiero, gdy znowu przybyłem do Scheidegg, śnieg przestał padać, natomiast zerwał się wicher i ulewa. Jeżeli panie będą chciały pojechać na Jungfrau, to chętnie wybiorę się po raz drugi, o ile panie nie mają nic przeciwko temu.

– Ależ nie, proszę bardzo – rzekła Freda.

– Spodziewam się, że pogoda będzie nam bardziej sprzyjać. Widok stamtąd jest podobno wspaniały.

– Czy pan wybiera się także na jakieś wycieczki wysokogórskie? – spytała Blandyna.

Frieder ucieszył się, że zwróciła się do niego.

– To zależy, czy będę miał ochotę.

– Niech pan jednak nie krępuje się nami – zauważyła Freda.

– Nie jestem zagorzałym alpinistą, choć czasami chętnie wyruszam na dalsze wycieczki – powiedział z uśmiechem. – W każdym razie jestem zawsze na rozkazy pań. Proszę mi tylko powiedzieć, gdy panie będą miały mnie dosyć. Nie chciałbym się okazać natrętem.

– O tym nie może być mowy.

– Jak długo zamierza pan pozostać w Wengen? – spytała Blandyna z udaną obojętnością.

Frieder nie mógł jej odpowiedzieć, że nie wyjedzie stąd, dopóki ona tu przebywa. Spojrzał jej tylko z powagą w oczy i odrzekł:

– Nie wiem jeszcze dokładnie, w każdym razie przez kilka tygodni.

– Czy dostanie pan taki długi urlop?

– Ojciec mój nie ogranicza mi urlopu. Teraz latem, w fabryce, jest mniej pracy, więc wystarczy, gdy na miejscu pozostaje jeden z szefów. Gdy powrócę do domu, zwolnię ojca, który uda się, jak co roku, do Bożen na kurację winogronową.

– Zdaje się, że pan zgadza się doskonale ze swoim ojcem? – spytała Freda.

Frieder roześmiał się.

– Mój staruszek bywa czasami trochę nieposłuszny, lecz na ogół kochamy się bardzo.

– Przecież właściwie dzieci powinny słuchać rodziców – zauważyła Blandyna.

– U nas sprawa przedstawia się inaczej – powiedział żartobliwie – muszę ciągle uważać na staruszka, żeby się nie przemęczał. Czuwam nad nim, bo inaczej nigdy nie wypocząłby porządnie. Od czasu śmierci matki nie słucha już nikogo, staram się więc zachować nad nim przewagę. Kocham bardzo mego ojca, nie chcę więc dopuścić, żeby się przepracował. Gdy widzę, że sobie pozwala za wiele, zaczynam go łajać, a wtedy znowu jest grzeczny.

Słowa te pomimo żartobliwego tonu brzmiały tak ciepło i serdecznie, że Blandyna mimo woli podniosła oczy na Friedera. Przez chwilę jeszcze z tłumionym wzruszeniem słuchała ciepłego brzmienia jego słów.

Piękne oczy Fredy także zabłysły rozrzewnieniem.

– Ojciec pański na pewno zgadza się na taką opiekę.

Frieder znowu zaczął się śmiać.

– O, w takich wypadkach zaczyna się stawiać i burczy na mnie, ale ja go przecież dobrze znam. W gruncie rzeczy jest zadowolony i bardzo szybko następuje zgoda. Te chwile są tak piękne, że często sprzeczamy się tylko po to, żeby się później godzić.

Freda westchnęła.

– Zazdroszczę panu, że ma pan jeszcze ojca.

– Uważam się też za bardzo szczęśliwego i całym sercem współczuję paniom. Niestety, nie macie już ojca, ani matki.

Blandyna zaczęła znowu nadsłuchiwać. Nigdy jeszcze nie słyszała, żeby Frieder przemawiał kiedykolwiek tak serdecznym tonem. Spotykali się dotychczas zawsze w większym towarzystwie, nie było więc okazji do osobistych zwierzeń. Właściwie Blandyna po raz pierwszy prowadziła z nim tak poważną rozmowę. Jednocześnie poczuła, że w sercu jej budzi się jakieś nieokreślone, tkliwe uczucie.

– Mamy za to siebie – rzekła teraz Freda. – Blandyna i ja zastępujemy sobie nawzajem ojca i matkę.

Blandyna ujęła rękę Fredy i przytuliła policzek do dłoni siostry.

– Ty zastępujesz mi wszystkich, Fredo, ale ja? Czymże ja mogę być dla ciebie? Zawsze byłaś dla mnie, jak dobra i kochająca matka, uczyniłaś dla mnie tak wiele...

– A ty byłaś dla mnie ukochanym dzieckiem, Blandyno. Nie pozostałyśmy sobie dłużne...

Gdy Frieder usłyszał ciepły, serdeczny ton Blandyny, zarumienił się po uszy. Nigdy jeszcze nie słyszał z jej ust tak tkliwych słów. Miłość dla niej zalała go gorącą falą. Jakże chętnie porwałby ją w objęcia i ucałował te, zazwyczaj nadąsane usta, które teraz uśmiechały się z bezgranicznym uczuciem.

W tej samej chwili Blandyna napotkała jego płomienne spojrzenie. Zerwała się, postąpiła kilka kroków naprzód, jakby chciała uciec przed sobą. Opanowała się, po czym przystanęła na progu salonu, gdzie kilka osób tańczyło. Udawała, że pragnie się przyglądać tańcom.

Frieder ciężko, głęboko westchnął.

– Cieszę się niezmiernie, że udało mi się jeszcze odnaleźć panie – zwrócił się po cichu do Fredy.

Spojrzała na niego pytająco.

– Odnaleźć? Czyż pan nas szukał?