Tytuł dostępny bezpłatnie w ofercie wypożyczalni Depozytu Bibliotecznego.
Tę książkę możesz wypożyczyć z naszej biblioteki partnerskiej oraz z zasobów Fundacji Krajowy Depozyt Biblioteczny!
Książka dostępna w katalogu bibliotecznym na zasadach dozwolonego użytku bibliotecznego.
Tylko dla zweryfikowanych posiadaczy kart bibliotecznych.
Znany berliński przemysłowiec i zarazem kolekcjoner antycznych dzieł sztuki nagle w tajemniczych okolicznościach umiera. Dochodzenie policyjne nie przynosi rozwiązania i sprawa wyjaśnienia przyczyn tej tragedii spada na jego bratanka oraz... dwie urocze panny, Różę i Erikę Hall. Ten kryminalny wątek ściśle wiąże się z wielką miłością Norberta i Róży, której spełnienie, uwieńczone małżeństwem, kosztuje kochanków wiele łez i cierpień, a zależy ostatecznie od wyjaśnienia okoliczności śmierci wuja. Najbardziej podejrzana, prócz głównego bohatera, okazuje się... rodzina Borgiów.
/Opis okładkowy/
/Relikwiarz Lukrecji Borgii, Jadwiga Courths-Mahler, 1991 rok, ISBN 8385397043, wydanie I powojenne, Akapit/
Książka dostępna w zasobach:
Fundacja Krajowy Depozyt Biblioteczny
Biblioteka Publiczna Miasta i Gminy Jarocin (4)
Powiatowa i Miejska Biblioteka Publiczna w Kole (2)
Miejska Biblioteka Publiczna im. Zofii Urbanowskiej w Koninie
Miejska Biblioteka Publiczna im. Adama Tomaszewskiego w Kościanie (2)
Miejska Biblioteka Publiczna w Łomży (2)
Miejska Biblioteka Publiczna im. Jana Pawła II w Opolu
Miejska Biblioteka Publiczna im. Adama Próchnika w Piotrkowie Trybunalskim
Książnica Pruszkowska im. Henryka Sienkiewicza w Pruszkowie
Miejska i Powiatowa Biblioteka Publiczna w Słupcy
Biblioteka Publiczna w Stęszewie
Biblioteka Publiczna im. H. Święcickiego w Śremie (2)
Biblioteka Publiczna Gminy i Miasta Zduny (Wielkopolskie) (2)
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 278
Rok wydania: 1991
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
RelikwiarzLukrecjiBorgii
Jadwiga Courths-Mahler
RelikwiarzLukrecjiBorgii
ISBN 83-85397-04-3
Adaptacja i opracowanie edytorskie
Halina Kutybowa
Redakcja techniczna
Lech Dobrzański
Opracowanie graficzne
Marek Mosiński
Wydanie pierwsze powojenne P.P.U.Akapit sp. z o.o. Katowice 1991
Ark. druk. 11,25. Ark. wyd. 11.50
Druk i oprawa: Zakłady Graficzne w Poznaniu
Zam. 77077/91
Znany przemysłowiec, Szymon von Werner, szef słynnych wernerowskich fabryk od czasu, gdy przedsiębiorstwo jego zostało przeobrażone w spółkę akcyjną, poświęcił się wyłącznie muzyce. Od najwcześniejszej młodości miał do niej zamiłowanie i byłby ją obrał sobie jako zawód, gdyby nie zmuszono go do objęcia kierownictwa fabryki. Ojciec wytłumaczył mu, że powinien zostać jego następcą w wielkim przedsiębiorstwie; on sam także przecież został następcą swego ojca.
I Szymon von Werner nie uchylił się od tego obowiązku, lecz po śmierci ojca prowadził sumienne fabrykę, a tylko podczas rzadkich wolnych chwil uprawiał w dalszym ciągu studia muzyczne.
Odkąd wernerowskie fabryki stały się wielkim towarzystwem akcyjnym, prowadzonym przez dobrych dyrektorów, miał więcej czasu, by oddawać się ukochanej sztuce i czynił to z wielkim zapałem. Szymon von Werner, pomimo że doprowadził fabrykę do najwyższego rozkwitu i spełniał sumiennie swoje obowiązki, stał się znakomitym muzykiem. Grał nie tylko po mistrzowsku na fortepianie, lecz był również świetnym kompozytorem, a także mistrzem gry na organach oraz wspaniałym dyrygentem.
Żył teraz wyłącznie dla muzyki. W lewym skrzydle swojej pięknej willi, położonej w Lankwitz pod Berlinem, kazał wybudować wspaniałą salę koncertową, gdzie zamierzał urządzać koncerty. Dziś właśnie odbywała się uroczystość otwarcia tej sali, w której mogło się pomieścić przeszło sześćset osób.
Tylu też gości zostało mniej więcej zaproszonych na dzisiejszą uroczystość. Przyjmował ich w westybulu maitre de plaisir państwa von Werner. Hall zapełniał się powoli, stamtąd zaś tłum gości przechodził do sali koncertowej, utrzymanej w barwach białej i złotej. Podłoga była wyłożona czarnym drzewem i pokryta kobiercami rozmaitej wielkości. Na wysokiej estradzie stało kilka fortepianów koncertowych, za nimi wznosiły się organy. Ta część sali była odgrodzona purpurową aksamitną kurtyną; w tej chwili jednak kurtyna była odsłonięta i, spływając w pięknych, ciężkich fałdach, stanowiła jakby ramę dla estrady.
W głębi, na białej ścianie za estradą wisiał portret naturalnej wielkości pani von Werner. Był to portret z jej młodzieńczych lat. Przedstawiał ją w pozycji siedzącej. Piękna kobieta spoczywała w głębokim fotelu. Miała na sobie czarną, wydekoltowaną suknię, z ramion jej spływało szare miękkie futro. Jedną ręką opierała o poręcz fotela – miała wyjątkowo piękne, uduchowione ręce – drugą bawiła się wspaniałym sznurem pereł, okalających smukłą szyję i zwisających aż na kolana.
Piękne oczy tej kobiety o fascynującym wyrazie zdawały się panować nad całą salą koncertową. Miało się wrażenie, że oczy te żyją.
Przy wejściu do sali, nieco na uboczu, pan i pani von Werner przyjmowali swoich gości. Pani von Werner dobiegała dziś do pięćdziesiątki, lecz mimo to była jeszcze piękna. Miała na sobie białą aksamitną suknię, biała, powiewna narzutka okrywała jej klasyczne ramiona. Oczy wszystkich przyciągał jej słynny garnitur turkusowy. W kasztanowatych włosach jaśniał przepyszny diadem, składający się z czternastu wielkich turkusów w brylantowej oprawie. Szyję zdobił turkusowy naszyjnik, miała również odpowiednią broszę, kolczyki i bransolety. Pani von Werner wkładała te kosztowne klejnoty tylko podczas wielkich uroczystości, gdy musiała niejako reprezentować dom męża. Zazwyczaj jednak była kobietą skromną, odznaczającą się wielką naturalnością i prostotą. Była znana jako doskonała gospodyni, bardzo praktyczna, energiczna i zaradna. Tylko w szczególnych wypadkach, jak na przykład dziś, powierzała kierownictwo na swoich przyjęciach specjalnemu maitre de plaisir, musiała się bowiem poświęcić swoim gościom. Czyniła to z nadzwyczajnym wdziękiem. Każdy z gości miał wrażenie, że jest szczególnie mile widziany w tym wspaniałym, bogatym domu. Dla każdego potrafiła znaleźć uśmiech i kilka uprzejmych słów. Była wielką damą w całym znaczeniu tego słowa.
Zanim poślubiła pana von Werner, była żoną pewnego włoskiego księcia i mieszkała wiele lat w Rzymie, w wytwornym pałacu Alferini. Wówczas była jeszcze młodą, piękną kobietą, a cały Rzym leżał u jej stóp. Przyjmowała wszystkie hołdy z niedbałym spokojem, tak jak obecnie przyjmowała hołdy berlińskiego towarzystwa. Wśród gości jej znajdowali się nie tylko przedstawiciele finansjery, ale również wybitne osobistości z kół rządowych i artystycznych. Widziało się kilku ministrów, kilku generałów, panów z poselstwa włoskiego i francuskiego, artystów, artystki, profesorów i znakomitych uczonych.
Teraz do gospodarzy zbliżyło się dwóch mężczyzn, którzy przed chwilą weszli do sali. Starszy z nich, wysoki, siwy pan zwracał powszechną uwagę, choć nierównie większe zainteresowanie budził jego towarzysz, młody człowiek, mogący liczyć lat trzydzieści kilka. Jego energiczną, przystojną, ogorzałą twarz rozjaśniały szare, głęboko osadzone oczy o wyrazie inteligentnym i przenikliwym. Nie można było przeoczyć tych dwóch mężczyzn. Sądząc z podobieństwa, można ich było wziąć za ojca i syna, lecz młodzieniec był tylko bratankiem starszego pana, jedynym synem jego jedynego zmarłego brata. Stryj, pan Antoni Ravenow był jednym z głównych akcjonariuszy Wernerowskich Fabryk. Zdobył on ogromny, milionowy majątek. Jego starszy brat był urzędnikiem i nigdy nie mógł się dorobić fortuny. Umarł jako ubogi człowiek. Ponieważ Antoni Ravenow owdowiał i był bezdzietny, więc przygarnął swego bratanka Norberta, którego wychowywał jak własne dziecko. Norbert Ravenow od osiemnastego roku życia mieszkał u swego stryja i miał zostać jego jedynym spadkobiercą.
Kochał i szanował swego stryja, który darzył go nawzajem ojcowskim przywiązaniem. Norbert skończył politechnikę i otrzymał tytuł inżyniera. Od dwóch lat pracował w wernerowskich fabrykach, gdzie uchodził za dzielnego i bardzo zdolnego pracownika. Nie można zaprzeczyć, że stryj utorował mu drogę, mimo to Norbert i bez protekcji zdołałby się wybić, dzięki swej pracowitości i wrodzonym zdolnościom.
Stryj i bratanek powitali panią domu. Piękna kobieta uśmiechnęła się z macierzyńską życzliwością do młodego człowieka:
– Cieszę się, że pan w samą porę powrócił z podróży, aby móc przybyć na naszą uroczystość.
– I ja cieszę się z tego, proszę pani, zwłaszcza że program koncertu przedstawia się ogromnie obiecująco.
– Słyszałam od mego męża, że pan podczas swojej podróży wywiązał się znakomicie z poruczonego mu zlecenia. Stryj pański może być dumny z pana.
– Niechże mnie pani nie zawstydza! Spełniłem tylko mój obowiązek.
– Och, gdyby wszyscy ludzie pojmowali w ten sposób swoje obowiązki! To by zupełnie wystarczyło.
Norbert Ravenow oddalił się z ukłonem, aczkolwiek byłby chętnie porozmawiał dłużej z tą czarującą kobietą. Wiedział jednak, że pani von Werner musi się zająć innymi gośćmi. Uśmiechnęła się raz jeszcze do niego, mówiąc:
– Pogawędzimy jeszcze później, panie Norbercie!
Tymczasem Antoni Ravenow zamienił kilka słów z panem domu:
– Cieszę się, panie von Werner, że dziś wieczorem będą mógł podziwiać pana w roli dyrygenta. Widziałem w programie, że zamierza pan dyrygować uwerturą ze Śpiewaków norymberskich.
Pan von Werner uśmiechnął się, trochę zażenowany.
– Widzi pan, moja miłość dla muzyki sprawiła, że nie odstrasza mnie nawet tak poważne zadanie. Muzyka, to mój „konik”!
– Trudno, te „koniki” stanowią naszą największą przyjemność w życiu. Ze mną dzieje się to samo, mam na myśli moją namiętność do zbierania.
– Czy pan ostatnio znowu wzbogacił swoje słynne zbiory?
– Nie. Na wiosnę wybieram się znowu do Italii. Niejeden piękny okaz w moich zbiorach mam do zawdzięczenia pańskiej żonie. Dała mi wiele cennych wskazówek. Teraz także przed wyjazdem muszę zasięgnąć jej rady. Może poda mi kilka adresów.
– Uczyni to z wielką przyjemnością, zna przecież doskonale Rzym i wszystkich tamtejszych antykwariuszy.
– Tak, tak. Teraz nie będę pana jednak zatrzymywał dłużej, panie von Werner.
Pan Ravenow pożegnał gospodarza, po czym wraz ze swoim bratankiem udał się w głąb sali, aby zająć miejsca.
Podczas, gdy Ravenow rozmawiał z panem domu, Norbert rozglądał się po sali, szukając kogoś wzrokiem. Oczy jego zabłysły na chwilę, gdy spotkały się z oczyma pewnej młodej panienki. Panienka ta zdawała się go przyciągać, jak magnes, gdyż zaczął dążyć w pobliże niej. Stryj jego szedł za nim bez sprzeciwu, pozostawiając bratankowi wybór miejsca. Gdy jednak spostrzegł panienkę, do której śpieszył jego bratanek, w oczach jego pojawił się filuterny wyraz. Obok panienki siedziała druga, jeszcze młodsza od niej, dalej zaś rodzice obu: pan Jerzy Hall, również akcjonariusz wernerowskich fabryk, oraz jego żona.
Gdy Norbert Ravenow ze stryjem ukazali się w sali koncertowej, młodsza z panienek pociągnęła starszą za rękaw.
– Różo! W tej chwili wszedł inżynier Ravenow ze swoim stryjem – szepnęła.
Róża Hall spostrzegła inżyniera Ravenowa wcześniej niż siostra; aczkolwiek na jego widok serduszko jej mocniej zabiło, udawała zupełną obojętność.
– Widzę go, Riko.
Erika Hall wykrzywiła usteczka. Nie wyrosła jeszcze zupełnie z wieku podlotka, a przy tym była znacznie bardziej żywego usposobienia niż siostra.
– Mój Boże, nie róbże takiej obojętnej miny, Różo! Przecież się zaczerwieniłaś! A Norbert Ravenow jest naprawdę bardzo przystojnym mężczyzną.
– Uważasz? – spytała Róża z pozornym spokojem.
– Uważasz? – powtórzyła drwiąco młodsza siostra. – Tak, uważam. A jeżeli będziesz nadal siedziała z taką skamieniałą twarzą, to zakocham się w nim beznadziejnie i zacznę go tak kokietować, aż zwróci uwagę na mnie i przestanie się zajmować taką lodowatą dziewicą, jak ty.
Róża obejrzała się przestraszona.
– Ależ, Riko, na miłość boską, nie mów tak głośno! Jeszcze ktoś usłyszy!
– Ach, co tam! Rodzice są zajęci rozmową ze swymi sąsiadami i nie wiedzą, co się wkoło nich dzieje, a krzesła obok nas nie zostały jeszcze zajęte. A poza tym wszystko mi jedno! Uważam inżyniera Ravenowa za czarującego młodzieńca i szkoda mi go dla każdej innej kobiety, oprócz ciebie, Różo! Tak, żebyś wiedziała!
– Proszę cię, Riko...
– Aha, kapitulujesz! Teraz prosisz już, żebym ci go nie odbijała! No, zrób zaraz weselszą minę! Jeżeli w dalszym ciągu masz zamiar udawać lodowatą dziewicę, to zacznę go kokietować.
Róża zaczerwieniła się jeszcze bardziej.
– Jesteś dzieciakiem, Riko!
– Lepiej być dzieciakiem, niż soplem lodu. Spójrz, Riko, jak on się rozgląda po sali, zupełnie jakby kogoś szukał. Jak ci się zdaje, kogo on szuka?
– Skądże ja mogę wiedzieć?
– Naturalnie, że możesz wiedzieć i wiesz! A jeżeli w dalszym ciągu będziesz udawała obojętną, to nie dopuszczę do tego, abyś choć raz mogła z nim pomówić bez świadków.
– Ach, Riko, nie męcz mnie tak – rzekła Róża z westchnieniem i nagłym rumieńcem, gdyż w tej samej chwili oczy jej napotkały rozradowane spojrzenie Norberta.
Rika spojrzała na nią z zadowoleniem.
– Tak? Męczę cię? Chwała Bogu, to znak, że jesteś zdolna do cieplejszych uczuć! A ja sądziłam, że zastygłaś cała pod lodową powłoką.
– Czy uważasz, Riko, że to ładnie, gdy mnie męczysz wciąż docinkami i wprawiasz w zakłopotanie?
Rika spojrzała tkliwie na Różę.
– Więc męczę cię naprawdę? Przepraszam cię, moja biedna Różo, byłam znowu trochę nietaktowna. Ale chciałam koniecznie wybadać, czy Norbert Ravenow może mieć nadzieję. Mam wrażenie, że nie będę potrzebowała go pocieszać. Och, uczynię dla was jeszcze znacznie więcej, zobaczysz, Różo! Patrz, patrz idzie wprost do nas, prowadzi za sobą swego stryjka, który o niczym nie ma pojęcia. Mój Boże, jak jego oczy błyszczą, kiedy patrzy na ciebie. Słabo mi się robi! Kto wie, może go nieszczęśliwie kocham? Bo przy nieszczęśliwej miłości nigdy nie wiadomo, czy człowiek ma zepsuty żołądek, czy też to ból w sercu. W każdym razie, to okropne. A mnie się naprawdę zdaje, że kocham się nieszczęśliwie w inżynierze Ravenowie. Moja własna siostra ukradła mi jego serce. Czy to nie tragiczne?
– Riko, błagam cię, przestań. Niedobrze mi się robi! Zachowujesz się tak, jakbyś się, Bóg wie, ile razy nieszczęśliwie kochała.
– Bo też tak było! Ja potrafię kochać się bez wzajemności co dzień w kim innym. Ach, to taka rozkosz kochać się nieszczęśliwie!
– Ależ, Riko – rzekła Róża ze śmiechem – przecież powiadasz, że to takie uczucie, jakbyś miała zepsuty żołądek. Nie wyobrażam sobie, żeby to miało być rozkoszą.
– Nie rozumiesz tego, bo nie wiesz, co to nieszczęśliwa miłość. Spójrz lepiej – inżynier zmierza wprost do nas. Będę siedziała obok ciebie, jak bałwan kamienny i będę udawała, że niczego nie widzę i nie słyszę. Zrobię to dla niego, żebyś wiedziała! A później urządzę już tak, żebyście przez chwilkę mogli zostać sam na sam! Co mi dasz za to?
– Wszystko, czego zechcesz, Riko, ale teraz uspokój się!
– Wszystko, czego zapragnę? No, gdybym nie była tak wspaniałomyślna, to mogłabym cię w tej chwili ograbić! Boże, jak jego oczy płoną! Patrz, już się zbliża!
W chwilę potem Norbert Ravenow powitał obie panienki. Stryj jego spostrzegł je również i także przywitał się z nimi. Antoni Ravenow zwrócił się z uśmiechem do Eriki:
– Czy mogę poprosić, aby pani ustąpiła mi miejsce obok swego ojca? Może pani przesunie się o jedno krzesło dalej?
– Z przyjemnością, proszę pana. Będzie pan jednak musiał się rozłączyć ze swoim bratankiem.
– To nie szkodzi, widujemy się przecież ciągle.
Róża przesunęła się więc także o jedno miejsce dalej, obok niej zaś usiadł Norbert Ravenow. Po chwili szepnął do Róży:
– Nareszcie! To mi się należało od losu, jako odwet za to, że tak długo nie widziałem pani.
Róża zmusiła się do spokoju, aczkolwiek jej serce mocno biło.
– Czy doprawdy nie widzieliśmy się już tak długo, panie inżynierze?
Pochylił się ku niej, patrząc na nią z wyrzutem.
– Więc pani tego nawet nie pamięta? A ja podczas podróży liczyłem godziny do powrotu! Marzyłem o dzisiejszym wieczorze, bo wiedziałem, że nareszcie zobaczę panią.
– Przecież pańska podróż nie trwała tak długo...
– Całe trzy tygodnie, podczas których nie widziałem pani. Czas ten wydawał mi się bardzo długi. Śpieszyłem się bardzo, żeby zdążyć na dzisiejszy koncert.
– Więc i pan cieszył się, że usłyszy ten koncert? Ja cieszę się, że usłyszę Willnera. Będzie grał „Pieśń czarownicy”. W pierwszej części ma dyrygować profesor Schillings a jego żona odśpiewa „Pieśni dzwonów”.
– Mnie zależy na tym koncercie jedynie dlatego, bo mogę siedzieć obok pani – szepnął Norbert.
Zaczerwieniła się i spojrzała mu przelotnie w oczy. Spojrzenie jej zdradziło więcej niż słowa.
– Dzięki, serdeczne dzięki za to spojrzenie – szepnął młodzieniec – daje mi ono znowu cień nadziei.
Słowa te przeniknęły do serca Róży, jak zapowiedź gorącego szczęścia. Nie miała odwagi spojrzeć raz jeszcze na Norberta.
Tymczasem sala zapełniła się po brzegi, nie było już wcale wolnych miejsc. Koncert rozpoczął się. Zapanowała głucha cisza. Ludwik Willner wykonał dwie pieśni profesora Schillingsa. Akustyka nowej sali okazała się znakomita. Na zakończenie pan von Werner dyrygował wstępem do „Śpiewaków z Norymbergi”. Rzęsiste oklaski nagrodziły wszystkich wykonawców.
Po koncercie goście rozproszyli się po wspaniałych apartamentach willi. Wszędzie rozstawiono stoły z przekąskami i chłodnikami. W salonach ustawiono małe stoliki, przy których goście mogli się posilać.
Rodzice Róży byli tak pochłonięci rozmową z Antonim Ravenowem, że pozwolili córce odejść z Norbertem. Pani Hall z uśmiechem rzekła do niego:
– Może pan się zajmie moimi córkami, panie inżynierze? Gdybyśmy się mieli zgubić w tym ścisku, to w każdym razie spotkamy się za godzinę w saloniku obok biblioteki.
– Niech pani będzie spokojna – odparł Norbert – dziękuję pani za tak wielkie zaufanie. Następnie zwrócił się do stryja:
– Ciebie także zastanę chyba w bibliotece, kochany stryju?
– Dobrze, mój chłopcze.
Norbert oddalił się z młodymi panienkami. Wszyscy troje weszli do olbrzymiej sali jadalnej, gdzie stał ogromny stół zastawiony wyszukanymi przysmakami. Norbert zaopatrzył siostry we wszystko, czego pragnęły. Nagle Erika spojrzała na Różę i powiedziała:
– Widzę tam moją przyjaciółkę Heddy. Przepraszam cię, Różo, lecz muszę z nią chwilkę pogawędzić. Panie inżynierze, zostawiam moją siostrę pod opieką pana. Spotkamy się później w czerwonym salonie pod obrazem „Niebiańska i ziemska miłość”. Gdybym się jednak zagadała, to na pewno przyjdę za godzinę do biblioteki.
I zanim Róża lub Norbert mogli coś powiedzieć, Erika znikła. Ujrzeli ją po chwili w gronie młodych panienek.
Norbert spojrzał płomiennie na Różę.
– Właściwie matka pani powierzyła mi swoje obydwie córki, lecz panna Erika zniknęła tak szybko, że nie mogłem się zdobyć na słowo protestu.
Róża zaczerwieniła się po uszy. Łobuzerskie spojrzenie Eriki zdradziło jej, że siostra postanowiła dotrzymać słowa i pozostawić ją sam na sam z inżynierem Ravenowem. Norbert jednak nie powinien był domyślić się tego.
– Niech się pan nie martwi, panie inżynierze, Erika jest w towarzystwie swoich przyjaciółek. Nie możemy uczynić nic ponadto, jak poczekać na nią w czerwonym salonie.
Norbert uśmiechnął się.
– Pod kopią obrazu Tycjana „Niebiańska i ziemska miłość”. Musimy tedy posłuchać rady panny Eriki.
I zaprowadził Różę do tego salonu, którego urządzenie pani von Werner przywiozła z Rzymu, gdy po śmierci księcia Alferiniego została żoną pana von Werner. Salon był urządzony zupełnie tak samo, jak w Rzymie. Ściany jego były obite czerwonym adamaszkiem, ta sama materia pokrywała staroświeckie kosztowne meble. Na ścianie wisiały cenne obrazy włoskiej szkoły, bądź oryginały, bądź też świetne kopie, przeważnie dzieła starych włoskich mistrzów. Jedną ze ścian zajmowała kopia obrazu Tycjana „Niebiańska i ziemska miłość. Pod obrazem tym stała szeroka kanapa, zarzucona jedwabnymi poduszkami. W pokoju tym raziły tylko małe biało nakryte stoliczki, lecz trzeba je było tu rozstawić, aby wszyscy goście mieli dosyć miejsca.
Stolik, stojący w pobliżu obrazu był jeszcze nie zajęty. Tutaj usiedli Norbert z Różą. Młody człowiek przyniósł swojej damie najwyszukańsze potrawy. Stary służący zaopatrzył ich w sztućce i przyniósł im napitki. Później zakochani zostali jak gdyby zupełnie sami. Inne stoliki były wprawdzie zajęte, lecz stały w pewnym oddaleniu, tak że Norbert i Róża mogli swobodnie rozmawiać ze sobą. Na szczęście w salonie tym nie było znajomych.
Z tej niezwykłej sposobności skorzystał Norbert Ravenow, żeby wyznać Róży swoją miłość. Róża wiedziała, że Norbert ją kocha, on zaś domyślał się, iż młoda dziewczyna odwzajemnia jego uczucia. Nigdy jednak nie doszło między nimi do wyznania. Dziś Norbert nie mógł już wytrzymać. Patrzył z zachwytem na czarującą twarzyczkę Róży, na jej brązowe oczy, w których rozpalały się złociste iskierki i mówił jej o swej miłości, a wreszcie zapytał, czy chce zostać jego żoną.
– Chcę... tak... chcę – rzekła cicho dziewczyna. – O, jakie to straszne, że nie mogę panu powiedzieć nic więcej, oprócz tych ubogich słów!
– Różo, moja słodka, Różo, o gdybyś wiedziała, jak bardzo tęsknię za chwilą, gdy będę mógł pozostać z tobą sam na sam. Siedzieć obok ciebie tak spokojnie – to dla mnie istna męka. Nie mogłem jednak już milczeć dłużej, musiałem ci powiedzieć, co się dzieje w mym sercu. Różo, kocham cię nad życie! Twoja młodsza siostra jest aniołem, czuję dla niej bezgraniczną wdzięczność, że pozostawiła nas samych. Nie mogłem dłużej obcować z tobą tak chłodno i oficjalnie. Jutro pójdę do twego ojca i poproszę go o twoją rękę. Sądzę, że mi nie odmówi, nieprawdaż, Różo?
– I ja tak sądzę, Norbercie. Czemuż miałby ci odmówić? Przecież pragnie mego szczęścia.
– A szczęście znajdziesz tylko ze mną, prawda, Różo?
– Tylko z tobą, Norbercie, wiesz przecież o tym.
Ujął jej rączkę i przytulił do niej usta.
– Różo, nie patrz na mnie w ten sposób, bo gotów jestem zapomnieć o tym, gdzie się znajdujemy...
Róża odwróciła od niego wzrok, wtedy jednak zaczął błagać znowu:
– Nie, nie, patrz na mnie, Różo! Dziś jeszcze postaram się panować nad sobą. Ale jutro, Różo. jutro... Jutro już będę miał do ciebie prawo, będę mógł ucałować twoje usteczka. Ach, moje ukochane serce, jakże będziemy szczęśliwi! Ach, jakże cię kocham! A twoje cudne oczy zdradziły mi, że i ja nie jestem ci obojętnym, choć zachowywałaś się zawsze tak powściągliwie i zniechęcałaś mnie...
Spojrzała na niego. Dreszcz wstrząsnął nim pod wpływem jej spojrzenia. Oboje zakochani zapomnieli o całym świecie; widzieli i słyszeli tylko siebie; szeptali sobie nawzajem, jak bardzo się kochają i jak są szczęśliwi, albo też milczeli, a wówczas oczy ich mówiły jeszcze goręcej i serdeczniej o tym, co oboje nawzajem odczuwają dla siebie.
Godzina minęła znacznie szybciej, niż się zdawało; zanim dobiegła do końca, w salonie ukazała się Erika i usiadła obok siostry:
– Przepraszam bardzo, ale Heddy nie chciała mnie puścić. Z przerażeniem spostrzegłam, że minęła już prawie godzina. Musimy teraz przejść do biblioteki.
Róża z trudem wyrwała się ze swojej zaczarowanej krainy szczęścia i powróciła do rzeczywistości. Usiłowała spokojnie patrzeć na Erikę, lecz jej nie można było tak łatwo zwieść. Zauważyła, że nie tylko starsza siostra zmusza się do spokoju, ale tak samo i Norbert Ravenow. Erika była z siebie bardzo zadowolona.
Wstając, spojrzała na kopię arcydzieła Tycjana:
– Jest to właściwie najpiękniejsze miejsce w całym domu, a przy tym w tym salonie nie ma tylu ludzi, jak gdzie indziej. Chciałoby się tu jeszcze posiedzieć trochę, lecz, niestety, obowiązek nas wzywa. Mama będzie się gniewać, jeżeli się spóźnimy.
Norbert i Róża wstali także, ściskając się ukradkiem za ręce.
Wszyscy troje udali się do biblioteki, gdzie zastali już państwa Hall w towarzystwie Antoniego Ravenowa. Obok nich stał pan von Werner. Wkrótce też nadeszła jego żona, która zamieniła kilka uprzejmych słów z Norbertem i pannami Hall.
Z żalem dowiedziała się, że państwo Hall i panowie Ravenow zamierzają już powrócić do domu. Wyraziła mniemanie, że w najbliższej przyszłości zobaczy ich u siebie w ściślejszym gronie przyjaciół. Pożegnała ich na razie, gdyż musiała odejść do innych gości.
Podczas, gdy panie udały się do damskiej garderoby, Norbert Ravenow miał sposobność zamienić na osobności kilka słów z panem Hallem.
– Czy pan pozwoliłby mi jutro przyjść do pana w bardzo ważnej sprawie? – zapytał.
– Bardzo chętnie, panie inżynierze.
– O której mógłbym przyjść, żeby nie przeszkadzać panu?
– Zastosuję się zupełnie do pana, drogi panie Norbercie. Jutro jest niedziela, więc cały dzień będę w domu. Niedziela należy całkowicie do mojej rodziny.
– Czy mógłbym przyjść o pół do dwunastej?
– Naturalnie, będę oczekiwał pana o tej porze.
Norbert skłonił się i oddalił się szybko, żeby przywołać samochód. Pan Hall z uśmiechem śledził wzrokiem młodego człowieka, po czym obrzucił spojrzeniem swoją starszą córkę, która nieśmiało spoglądała na ojca.
Rodzice Róży zauważyli już od dawna, że Norbert Ravenow interesuje się bardzo ich starszą córką. Pan Hall domyślał się więc w jakiej sprawie Norbert zamierza go jutro odwiedzić.
Pożegnano się, a państwo Hall wsiedli do swego samochodu, który odjechał. Norbert długo śledził go wzrokiem, aż wreszcie stryj rzekł:
– Cóż, mój chłopcze, my także musimy wsiąść do samochodu, tamujemy ruch innym maszynom.
Norbert wyrwał się z zadumy i pomógł stryjowi przy wsiadaniu.
Willa Antoniego Ravenowa była położona nad jeziorem Wannsee. Wkrótce przybyli na miejsce. W hallu Antoni Ravenow rzekł do bratanka:
– Czy wypiłbyś ze mną jeszcze filiżankę herbaty, Norbercie? Jutro przecież jest niedziela i nie potrzebujesz zrywać się tak wcześnie.
– Chętnie, stryjku. Cieszę się, że nie jesteś zmęczony, bo chciałbym pomówić z tobą w pewnej sprawie.
– Dobrze, przyjdź do mojego gabinetu, możemy pogawędzić jeszcze godzinkę.
Antoni Ravenow kazał służącemu przynieść herbatę, po czym obydwaj panowie udali się do gabinetu. Łączył się on bezpośrednio z dużą salą, gdzie pan Ravenow przechowywał w wielkich szafach i witrynach swoje zbiory. Drzwi między tymi dwoma pomieszczeniami były zawsze otwarte. Antoni Ravenow lubił niekiedy wstawać do swojej pracy i przechodzić do przyległej sali; oglądał wtedy swoje skarby z miłością, właściwą tylko zbieraczom. Niezależnie od ogromnej wartości, jaką przedstawiały te zbiory, stanowiły one także źródło nieustającej radości dla ich właściciela. Cieszył się zawsze, gdy udawało mu się zdobyć jakiś nowy, szczególnie piękny okaz. Norbert wiedział o tym, toteż poświęcał wiele czasu i trudu, aby wyszperać coś wyjątkowo cennego i pięknego dla swego stryja. On sam interesował się także tymi starożytnościami, które zbierał jego stryj. Były to przeważnie przedmioty bardzo oryginalne, niektóre zaś także ogromnie rzadkie i kosztowne. Służący zapalił zaraz światło w salonie ze zbiorami, wiedział bowiem, że jego pan to lubi. Gdy pan Ravenow przesiadywał wieczorami w swoim gabinecie, sala ze zbiorami musiała zawsze być oświetlona.
Panowie zasiedli przy kominku. Między nimi stał mały okrągły stoliczek z przyborami do palenia.
Starszy pan zapalił hawańskie cygaro, a Norbert doskonałego papierosa. Siedzieli milcząc w głębokich fotelach klubowych, dopóki służący nie przyniósł herbatę. Wreszcie odezwał się pan Ravenow:
– Więc cóż miałeś mi do powiedzenia, Norbercie?
– Stryjku – zaczął młodzieniec – wiesz przecież, że cię kocham i szanuję jak ojca!
– Tak, mój chłopcze, nie mogłoby przecież być wcale inaczej. Tak gorące przywiązanie jak nasze bywa zazwyczaj wzajemne.
– Dlatego też przychodzę dziś do ciebie jak do ojca, by ci wyznać, że kocham Różę Hall. Jutro rano chcę iść prosić o jej rękę. Najpierw jednak pragnąłem się zwierzyć tobie i zapytać cię, czy mój wybór ci odpowiada.
Wargi starszego pana lekko zadrżały. Nigdy jeszcze stryj i bratanek nie byli do siebie tak podobni, jak w tej chwili, gdy nawzajem usiłowali ukryć przed sobą głębokie rozrzewnienie.
– A gdybym się nie zgodził? – spytał pan Antoni.
Norbert spojrzał błagalnie na stryja.
– Wówczas postarałbym się przekonać cię, stryjku, że uczyniłem najlepszy wybór i że całe szczęście mego życia zależy od małżeństwa z Różą Hall. Jestem pewien, że wtedy i ty przestałbyś się opierać...
Starszy pan obrzucił bratanka tkliwym spojrzeniem, po czym serdecznie uścisnął jego rękę.
– Nie martw się, mój chłopcze, to był tylko żart. Zgadzam się na twój wybór, już od dawna pochwalam go.
Norbert spojrzał na niego ze zdumieniem.
– Od dawna? Czyż wiedziałeś, stryjku, że kocham Różę?
Antoni Ravenow roześmiał się.
– Mój drogi, gdy się zna człowieka tak dobrze jak ja ciebie, wówczas potrafi się czytać w jego sercu. Wiedziałem, że będziesz się starał o rękę Róży Hall i cieszyłem się z tego. Jestem również przekonany, że Róża odwzajemnia twoje uczucia.
Norbert westchnął głęboko, a oczy jego zabłysły.
– Tak, stryjku, Róża mnie kocha, tak jak ja ją kocham. Dziś miałem okazję, by zapytać ją o to.
– Ach, w obecności jej siostry, Eriki? Muszę przyznać, że dokonałeś wielkiej sztuki.
Norbert wybuchnął śmiechem.
– Mała Erika spostrzegła na szczęście swoją przyjaciółkę i podeszła do niej. Zagadała się z nią, toteż miałem dość czasu, by wyznać Róży moją miłość i dowiedzieć się, że i ona mnie kocha.
– W istocie, miałeś szczęście, bo mała Erika jest niezmiernie sprytna i domyśliłaby się wszystkiego.
– I ja tak sądzę, stryjku. Lubię zresztą bardzo moją przyszłą szwagierkę, a mam wrażenie, że i ona mnie lubi.
– To dobrze. Lepiej jest zawsze żyć w zgodzie z rodziną przyszłej żony. Jestem pewien, że mój przyjaciel Hall i jego żona będą ci także bardzo radzi. Są to mili i dobroduszni ludzie, choć, jak na mój gust, przywiązują zbyt wielką wagę do zdania innych i są zbyt wielkimi formalistami. Na szczęście obie córki są bardziej swobodne i naturalne niż rodzice. Cieszę się z tego przez wzgląd na ciebie. Spodziewam się, że po ślubie zamieszkacie oboje ze mną. Nie chciałbym się zupełnie rozłączać z tobą, Norbercie, lękam się samotności. Naturalnie, że pod żadnym względem nie będę cię krępował, o tym jesteś chyba przekonany?
Norbert znowu ujął rękę stryja, a jego szare oczy zajaśniały miłością, gdy spojrzał na starszego pana.
– Jakże się cieszę, że pozwalasz, abyśmy mieszkali w twoim domu, stryjku. Doprawdy, ciężar spadł mi z serca!! Nie wiedziałem, jak to urządzić, ale nie chciałem cię zostawić samego, wiedząc, że będzie ci to przykre. A chociaż bardzo kocham Różę, to jednak nawet i ona nie potrafiłaby mi osłodzić rozłąki z tobą.
– Wobec tego musimy jeszcze nakłonić Różę, aby się zgodziła zamieszkać ze mną. Ja pozostanę w prawym skrzydle, dla Róży będzie można urządzić kilka pokoi w lewym skrzydle, obok twoich apartamentów. Położone pośrodku salony będą stanowić teren neutralny. Mój dom jest przecież dość duży, możemy sobie nawzajem schodzić z drogi, gdy nie będziemy mieli ochoty widywać się ze sobą. Róży nie chciałbym się w ogóle narzucać, a ty będziesz mógł zawsze przychodzić do mnie, gdy będziesz miał ochotę. Czy sądzisz, że Róża przystanie na takie warunki?
– Z pewnością, stryjku! Lubi cię bardzo, powiedziała mi, że cię pokocha, już choćby dlatego, bo ja jestem taki podobny do ciebie.
Antoni Ravenow uśmiechnął się.
– Wobec tego, cieszę się, że jesteś podobny do mnie. A więc jutro idziesz się oświadczyć, mój chłopcze?
– Tak. Pan Hall oczekuje mnie o pół do dwunastej. Prosiłem go o chwilę rozmowy.
– Dobrze! Nie dziw się, że ta rozmowa wypadnie trochę oficjalnie. Jestem przekonany, że rodzice Róży zainscenizują to wszystko bardzo sztywno i uroczyście.
Norbert westchnął lekko.
– Mówiąc otwarcie, lękam się tego trochę, ale i to trzeba wytrzymać. Gdyby tylko rodzice Róży nie kazali nam zbyt długo czekać na dzień ślubu!
Starszy pan spojrzał filuternie na bratanka.
– Musisz się na wszelki wypadek uzbroić w cierpliwość. Gdy jednak sprawa posunie się już tak daleko, to postaram się uczynić, co będzie w mojej mocy, aby wam skrócić ten czas wyczekiwania. Użyję wtedy mojego wpływu. Nie trać więc od razu cierpliwości.
– Będę panował nad sobą, stryjku, spodziewając się twojej pomocy. Gdyby tylko pan Hall dał mi swoje zezwolenie! Ostatecznie, jako skromny inżynier, niewiele mam do zaofiarowania mojej żonie!
– No, ale jesteś moim spadkobiercą! To także zaważy na szali!
– Nie chcę wcale myśleć o tym! Chwała Bogu, jesteś zdrów i trzymasz się dobrze, spodziewam się, że dożyjesz sędziwego wieku. Naturalnie, że dla mnie stanowi to już wielką ulgę, że będę mógł z moją młodą żoną mieszkać u ciebie.
– A poza tym ojciec Róży da jej duży posag.
– O tym nie chcę wcale myśleć, a tym bardziej liczyć na to!
– Wiem i cenię to w tobie. Ludzie, którzy się kochają, nie powinni myśleć o cyfrach, ani też pytać o nie. Wszystko się jednak jakoś ułoży, możesz być spokojny. Ojciec Róży tę sprawę również załatwi w sposób jak najbardziej poprawny.
Gawędzili jeszcze przez chwilę o sprawie małżeństwa, po czym pożegnali się, aby udać się na spoczynek.
Po odejściu Norberta pan Antoni przeszedł jeszcze do przyległej sali. Przechadzał się chwilę wśród oszklonych szaf i gablotek, zawierających jego zbiory. Później dopiero udał się do swojej sypialni. Zatrzymywał się przed niektórymi szafami, oglądając rozmaite przedmioty. Znajdowały się tu rozmaite cenne okazy, a niektóre pochodziły sprzed stuleci. Antoni Ravenow znalazł w Italii i Hiszpanii niejedno, co posiadało ogromną wartość historyczną. Znał dobrze dzieje tych wszystkich rzeczy. Gdy tylko wzbogacał swoje zbiory o jakiś okaz, nie zaznawał spokoju, dopóki nie poznał jego pochodzenia, wieku i historii.
A zawsze, gdy przechadzał się po tym małym muzeum, spływał na niego ogromny spokój i cisza. Uświadamiał sobie wtedy, że te wszystkie martwe przedmioty, jakie od dawna stanowią własność człowieka, przetrwają go.
I dziś wieczorem, idąc do sypialni, pomyślał:
– Wszystko to przetrwa mnie, a być może i wielu innych. Mam nadzieję, że dożyję jeszcze tej chwili, gdy mi Norbert złoży w ramiona swego dziedzica. Będzie mi bardzo przyjemnie, gdy ta młoda miłość ogrzeje mój dom swoim blaskiem i ciepłem.
Ta myśl nie opuszczała go jeszcze we śnie.
***
Róża po przybyciu z siostrą i rodzicami do domu, pożegnała się z nimi prędko pod pozorem, że jest zmęczona. Szybko udała się do swego pokoju, a za nią przemknęła się także Erika, która rzuciła się siostrze na szyję:
– Teraz wyznaj mi wszystko, Różo! Czy doszło do porozumienia z Norbertem Ravenowem?
Róża zaczerwieniła się.
– Ach, ty ciekawa Riko!
Erika nadąsała się.
– Czy to ma być wdzięczność za to, że zostawiłam cię prawie godzinę sam na sam z nim? Nudziłam się śmiertelnie w ciągu tego czasu i spędziłabym go znacznie lepiej w interesującym towarzystwie Norberta Ravenowa.
Róża serdecznie uściskała i ucałowała siostrę.
– Masz słuszność, Riko, zasługujesz naprawdę, żebym ci wyznała wszystko. Potem jednak musisz mnie zostawić samą, pragnę bowiem przyjść do siebie. A więc Norbert Ravenow przyjdzie jutro do ojca, aby poprosić o moją rękę.
Erika krzyknęła z radości.
– Ach, to świetnie! I chciałaś to ukryć przede mną, wyrodna siostra? Nie chciałaś mi powiedzieć, że Norbert Ravenow zostanie moim szwagrem?
– Na razie nie powiedziałam o tym nawet rodzicom, Riko!
– No, tak, rodzicom, to zupełnie co innego. Oni znaleźliby natychmiast mnóstwo zarzutów i przestróg, którymi zmąciliby twoje wiośniane szczęście. Aleja? Różo, jak błogo musi ci być teraz na duszy!
Róża ucałowała ją raz jeszcze.
– Teraz, proszę cię, idź już, Riko! Chciałabym pozostać sama z moim wspomnieniem o tej chwili, w której Norbert Ravenow odkrył przede mną swoją miłość.
– Dobrze, dobrze, to jeszcze mogę zrozumieć. Nareszcie i ty odtajałaś, a straciłam już całą nadzieję, że to kiedyś nastąpi.
– Ach, Riko, wiesz przecież, że rodzice mają takie surowe zapatrywania. Nie wolno nigdy okazać, jak człowiekowi jest na duszy.
– Ha! Ja się nie dam tak onieśmielić jak ty.
– Ty masz znacznie więcej odwagi ode mnie.
– Chwała Bogu! Ale i ciebie twój Norbert nauczy, że człowiek ma w żyłach gorącą czerwoną krew a nie mrożoną lemoniadę. A więc dobranoc, Różo, śnij słodko, śnij o nim, o tym jedynym, wybranym. Zresztą, jest naprawdę nadzwyczajnym chłopcem!
Ucałowała siostrę i bardzo zadowolona wymknęła się z pokoju.
Nazajutrz Róża obudziła się wczesnym rankiem, lecz nie mogła ponownie zasnąć. Oczekiwanie wprawiło ją w niepokój. Erika myliła się bardzo, twierdząc, że jej siostra jest „lodową dziewicą”. Właściwie nie wierzyła w to nawet, lubiła się tylko przekomarzać z Różą. Róża była istotą ogromnie tkliwą i zdolną do miłości, lecz została bardzo surowo wychowana i dlatego ukrywała swoje bogate życie uczuciowe. Norbert Ravenow mógł jedynie z jej oczu wyczytać, że jest zdolna do gorących, głębokich uczuć. A gdyby mógł ją zobaczyć w tej chwili, gdy promieniejąca szczęściem i zawstydzona stała przed lustrem, obrzucając się badawczym spojrzeniem – pragnęła się przekonać, czy będzie dość piękna dla ukochanego – wówczas jego tęsknota za nią wzmogłaby się jeszcze.
Lustro odbijało jej uroczą postać. Teraz, gdy mogła swobodnie pozostawić wolny bieg swoim uczuciom – wydawała się jeszcze piękniejszą, niż zazwyczaj, gdy cała jej istota tchnęła spokojem i dumą. Jej prześliczna cera, wielkie aksamitne brązowe oczy, w których płonęły złociste iskierki, lśniące, ciemne puszyste włosy, delikatny owal twarzy, pięknie wykrojone różowe usteczka, jasne czoło oraz jej smukła, lekko zaokrąglona figurka – wszystko to składało się na niezwykle powabną całość.
Zaczęła się ubierać. Długo przeglądała swoje suknie, pragnąc wybrać taką, w której będzie jej najbardziej do twarzy. Aby nie zwracać niczyjej uwagi, zdecydowała się na skromną domową sukienkę. Wszystkie jej toalety były jednak bardzo eleganckie i ładne, toteż wyglądała prześlicznie w wybranej na dzień dzisiejszy, granatowej sukni.
Podczas, gdy zajęta była jeszcze swoim ubiorem, z przylegającego pokoju nadeszła Erika. Miała na sobie jeszcze koszulkę nocną i była trochę zaspana, lecz mimo to wyglądała ślicznie i słodko ze swymi potarganymi jasnymi lokami i okrągłą, dziecinną twarzyczką. Erika bowiem niezupełnie jeszcze przestała być dzieckiem, choć wymagała, by ją traktować jak dorosłą pannę. Rzuciła się Róży na szyję.