43,99 zł
Głęboko romantyczna opowieść - porywa od pierwszego zdania i pozbawia tchu. To historia, która rzuci na ciebie urok.
Rebecca Ross, autorka serii “Divine Rivals”
On jest jej śmiertelnym wrogiem. Ona jego największą słabością.
Kiedy ulice Nowej Republiki spłynęły krwią, życie Rune Winters zmieniło się na zawsze. Czarownice stały się wyrzutkami i pojawili się łowcy, którzy polują na każdą z nich. Dlatego Rune musi ukrywać, kim jest. Jako bogata arystokratka spędza całe dnie na salonach, wykradając wszelkie możliwe sekrety synów i córek republiki. Jako Szkarłatna Ćma jest symbolem oporu czarownic, ratuje je przed czystką i mści ich krzywdy. Chęć zdobycia informacji o więzionych czarownicach popycha ją do desperackiego kroku. Postanawia uwieść jednego z łowców. I to najbardziej bezlitosnego z nich, Gideona Sharpe’a.
Lojalny wobec republiki Gideon obsesyjnie tropi wiedźmę kryjącą się pod pseudonimem Szkarłatna Ćma. Jest zdeterminowany i gotowy przekroczyć każdą granicę, by osiągnąć cel. Gdy ślady prowadzą go do Rune, która reprezentuje wszystko, czego Gideon nienawidzi, łowca postanawia owinąć sobie Rune wokół palca i zdobyć dowody na to, że arystokratka spiskuje ze Szkarłatną Ćmą.
W sercu Gideona płonie żądza zemsty. Serce Rune rozpala walka o wolność. Jako Rune i Gideon zbliżają się do siebie. Jako czarownica i łowca chcą się wzajemnie zniszczyć. Uczucia stają się bronią. W tej niebezpiecznej grze zdrada jest jedynie kwestią czasu…
Kristen Ciccarelli to autorka bestsellerowych powieści young adult. Jej książki przetłumaczono na kilkanaście języków. Polskim czytelnikom znana jest z serii fantasy „Iskari”. Dorastała na plantacji winogron swojego dziadka, gdzie większość czasu spędzała, biegając między rzędami winorośli, budując forty w stodole i spacerując po lesie rosnącym za domem. Dziś mieszka w regionie Niagara w Ontario z mężem i córką.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 433
Data ważności licencji: 4/8/2029
Tytuł oryginału: Heartless Hunter
HEARTLESS HUNTER © 2024 by Kristen Ciccarelli
All rights reserved
Copyright © for this edition by Wydawnictwo Otwarte 2024
Copyright © for the translation by Daria Kuczyńska-Szymala
Wydawca prowadzący: Natalia Karolak
Redaktor prowadzący: Anna Małocha, Dagmara Małysza
Przyjęcie tłumaczenia: Aleksandra Szpak
Adaptacja makiety na potrzeby wydania i ozdobniki w książce:
Agnieszka Gontarz
Adiustacja i korekta: Pracownia 12A
Promocja i marketing: Magdalena Wojtanowska
Projekt okładki: Agnieszka Gontarz
Ilustracje ciem na okładce: Nadzeya Kavalkova / Shutterstock
Ilustracje ciem na stronach tytułowych: Nadzeya Kavalkova / Shutter stock
ISBN 978-83-8135-677-0
www.moondrive.pl
www.otwarte.eu
Wydawnictwo Otwarte sp. z o.o., ul. Smolki 5/302, 30-513 Kraków
Kraków 2024
Dystrybucja: SIW Znak. Zapraszamy na www.znak.com.pl
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Katarzyna Rek
DLA TYCH, KTÓRZY BOJĄ SIĘ
Towarzysze! Tylko poprzez śmierć starego świata możemy zapobiec powrotowi zła. Musimy zniszczyć czarownice i wyeliminować ich magię. Wszelkie działania usprawiedliwia wyższy cel: wolność od ucisku. Niech ich krew na zawsze splami ulice.
Nicolas Creed, wasz Dobry Dowódca
Kiedy członkowie Krwawej Gwardii posądzili jakąś dziewczynę o bycie czarownicą, zdzierali z niej ubranie i szukali na jej ciele blizn.
Za panowania Królowych Sióstr czarownice z dumą nosiły blizny po rzuconych zaklęciach, podkreślając nimi swoją potęgę niczym pierścieniami z klejnotami czy jedwabnymi szatami. Blizny oznaczały bogactwo i wpływy, a przede wszystkim magię.
Teraz oznaczały zwierzynę.
Ostatni raz Rune widziała takie blizny dwa lata temu, kiedy królowe czarownice zostały zamordowane we własnych łożach, a ulicami spłynęła krew ich doradców. Krwawa Gwardia przejęła władzę nad miastem i rozpoczęło się oczyszczanie.
Zachodziło słońce, gdy falujący tłum zebrał się w centrum zanurzonego we mgle miasta. Rune stała pośród nich i widziała te głodne, rozgorączkowane spojrzenia. Ludzie pragnęli zemsty. Chcieli łykać ją niczym słodkie czerwone wino.
Mewy krzyczały w górze, gdy stara czarownica potknęła się na schodach wiodących na szafot oczyszczenia. W przeciwieństwie do kolejnych czarownic, starsza kobieta nie płakała ani nie błagała o litość. Znosiła swój los ze spokojem. Krwawa Gwardia oderwała rękaw jej koszuli, ukazując dowód zbrodni: skomplikowany wzór blizn spływający po lewym ramieniu niczym delikatna biała koronka na tle złotej skóry.
Rune uważała, że są piękne. Niegdyś stanowiące symbol wyższego statusu, teraz były trudne do ukrycia i sprawiały, że leciwa kobieta stała się łatwą zdobyczą dla łowców.
I dlatego Rune nigdy ich sobie nie robiła.
Nie mogła pozwolić, by odkryto blizny.
Rune
Miraż – podstawowy i najprostszy rodzaj zaklęcia.
Zaklęcie mirażu to prosta iluzja utrzymywana przez krótki czas i wymagająca niewiele krwi. Im krew jest świeższa, tym zaklęcie silniejsze i łatwiej je rzucić.
Zasady magii królowej Callidory Walecznej
Przypominająca żmiję błyskawica rozjaśniła niebo, kiedy Rune Winters przemierzała wilgotny las. Przed deszczem chroniły ją jedynie gałęzie sosen nad głową. Blask latarenki rozświetlał ścieżkę pełną powykręcanych korzeni i kałuż.
To była okropna noc na rzucanie czarów. Peleryna przemokła jej od deszczu, a wilgoć rozmywała znaki, które namalowała sobie krwią na nadgarstku. Powinna je poprawić, zanim całkiem znikną, zabierając ze sobą magię.
Iluzja skrywająca Rune musiała się utrzymać, dopóki dziewczyna nie zyska pewności, że Seraphine jej nie zabije.
Seraphine Oakes, była doradczyni Królowych Sióstr, była potężną czarownicą. Po dwóch latach poszukiwań Rune wreszcie ją wytropiła. Teraz pozostawało pytanie, kogo napotka na krańcu zalesionego przylądka – przyjaciółkę czy wroga?
Rune przygryzła wargę, przypominając sobie ostatnie słowa swojej babki, które ta wypowiedziała dwa lata wcześniej.
Obiecaj, że znajdziesz Seraphine Oakes, kochanie. Ona powie ci wszystko to, czego ja nie mogłam.
Kiedy Krwawa Gwardia aresztowała Bunię i wywlokła ją z domu, namalowała też na drzwiach frontowych krwawy znak X, obwieszczający, że znaleziono w nim wroga Republiki, który zostanie poddany oczyszczeniu.
Wspomnienie tego dnia było niczym dźgnięcie nożem.
Krew wrzała Rune w żyłach i szumiała jej w uszach, gdy dziewczyna szła przez las. Niczym uwertura, coraz głośniejsza i szybsza. Jeśli Seraphine dostrzeże Rune pod osłaniającą ją iluzją, zanim jej wysłucha, może nie wpuścić jej do swego domu – albo, co gorsza, zabić na miejscu.
Bo gdziekolwiek udawała się Rune Winters, towarzyszyła jej szczególna reputacja, o którą bardzo dbała.
Była donosicielką. Zdrajczynią czarownic. Ulubienicą Nowej Republiki.
To Rune była dziewczyną, która wydała swoją babkę.
I dlatego przebrała się dziś za starą obwoźną handlarkę prowadzącą muła obładowanego towarami. W powietrzu unosił się odór mokrego zwierzęcia, a garnki i patelnie pobrzękiwały przy każdym kroku – wszystkie te szczegóły powoływała do istnienia magia płynąca we krwi Rune i podtrzymywana przez symbole namalowane na jej nadgarstku łączące dziewczynę z zaklęciem.
To był miraż – najprostszy rodzaj zaklęcia – a mimo to rzucenie go kosztowało Rune wszystkie mentalne siły. Efektem był ból głowy rozsadzający skronie.
Gałęzie drzew aż uginały się od ulewy. Znów zajaśniała błyskawica, ukazując malutką chatkę tkwiącą na skraju klifu, gdzie kończył się las. Jej okienka świeciły ciepłym blaskiem lampy, a Rune poczuła zapach dymu z drew unoszącego się z komina.
Iluzja, którą wokół siebie roztoczyła, migotała z powodu rozmywających się znaków. Musiała podtrzymać ją dłużej.
Odstawiwszy latarenkę, Rune wyjęła z kieszeni szklaną fiolkę i odkorkowała ją. Skapnęła odrobinę krwi z fiolki na czubek palca, podsunęła nadgarstek do latarenki i nakreśliła ponownie symbole, żeby je wzmocnić. Jeden z nich zmieniał jej wygląd – posiwiał włosy, marszczył skórę, garbił ramiona – a drugi przywoływał miraż towarzyszącego jej muła.
Gdy tylko skończyła, zaklęcie zawyło jej w uszach, a na języku poczuła smak soli. Iluzja powróciła na miejsce, więź łącząca ją z dziewczyną umocniła się, a łupanie w skroniach Rune przybrało na sile. Przełknąwszy słonawy smak magii, Rune naciągnęła kaptur na włosy, zacisnęła zęby z powodu bólu głowy, podniosła latarenkę i wyszła z lasu, by podążyć ścieżką do chatki.
Błoto lepiło jej się do butów. Deszcz chłostał w twarz.
Cokolwiek miało się stać po otwarciu tych drzwi, leżało w rękach Pradawnych. Jeśli Seraphine dostrzeże ją przez iluzję i rzuci na nią czar śmierci, najwyraźniej sobie na to zasłużyła. A jeśli okaże litość…
Rune przygryzła wargę, starając się nie podsycać w sobie nadziei.
Przechodząc przez podwórze, usłyszała niespokojne rżenie konia w pobliskiej stajence. Pewnie wystraszył się burzy. Kiedy dotarła do chatki, okazało się, że drzwi są otwarte i pasmo złotego światła wylewa się na podwórze.
Rune zacisnęła zesztywniałe palce na mosiężnym pierścieniu latarenki. Czyżby Seraphine się jej spodziewała?
Niektóre czarownice potrafiły przewidzieć wyrywki przyszłości – choć obecnie była to rzadka i dość niestabilna umiejętność. Nie do porównania z przepowiedniami dawnych potężnych jasnowidzek. Ale może Seraphine była jedną z takich wieszczek.
Na tę myśl Rune wyprostowała się i zmusiła, by iść dalej. Jeśli Seraphine przewidziała ich spotkanie, wiedziała, kim Rune jest i że przybędzie.
Tym bardziej trzeba to zrobić.
Pozostawiwszy miraż muła na podwórzu, Rune przekroczyła próg chatki. Nikt nie wyszedł jej na powitanie. W palenisku dogasał ogień, węgle migotały czerwonawo, a na stole stał talerz z jedzeniem. Sos stężał, jakby potrawa czekała już jakiś czas. Deszcz wpadający przez otwarte drzwi zmoczył kamienną posadzkę u stóp dziewczyny.
Rune zmarszczyła brwi.
– Jest tu kto?
Odpowiedziała jej cisza.
– Seraphine?
Dom jęknął na dźwięk imienia gospodyni: belki zaskrzypiały nad głową dziewczyny, a ściany ugięły się pod naporem wiatru. Rune rozejrzała się dokoła, szukając śladów mieszkającej tu kobiety. W małej chatce była tylko jedna izba, z kuchnią w jednym kącie i pracownią po drugiej stronie.
– Musisz gdzieś tu być…
Grubo ciosana drabina pośrodku pomieszczenia prowadziła na stryszek. Rune weszła po szczeblach i zobaczyła na górze niepościelone łóżko i trzy palące się świece. Wosk o barwie miodu skapywał na deski podłogi. Dziewczyna zeszła na dół i sprawdziła drzwi na tyłach chaty, które wychodziły na ogród. Nikogo tam nie było.
Ani śladu Seraphine.
Rune poczuła, że z niepokoju cierpnie jej skóra.
Gdzie ona jest?
Koń znów zarżał nieopodal.
Stajnia. Oczywiście. Skoro zwierzę się wystraszyło, Seraphine zapewne poszła je uspokoić.
Z latarenką w dłoni i bólem wciąż pulsującym w głowie Rune ponownie przekroczyła próg chaty i wyszła na deszcz, pozostawiając otwarte drzwi. Zabrała ze sobą iluzję muła. Deszcz kapał jej na nadgarstek, a zaklęcie migotało, słabnąc. Dziewczyna śpieszyła się, lecz w połowie drogi coś chlupnęło jej pod stopą. Trudno było dostrzec cokolwiek w deszczu i ciemności, więc Rune przykucnęła i postawiła latarenkę w błocie.
To był jakiś materiał.
Rune sięgnęła po przemoczoną tkaninę. Wstała i przyjrzała się znalezisku w świetle lampy: prosta wełniana suknia. Taka, jaką służąca włożyłaby do szorowania podłóg.
Tyle że ktoś rozciął jej tył.
Dlaczego ktoś…
Rune spojrzała na dróżkę i dostrzegła kolejne ubranie. Podeszła i rozpoznała bawełnianą koszulę, zbrązowiałą od błota. Również z rozciętym tyłem. Nie – pomyślała, przesuwając mokrymi od deszczu palcami po postrzępionych brzegach. – Nie rozciętą.
Rozdartą.
Poczuła ucisk w żołądku.
Deszcz swobodnie padał na jej nadgarstki i całkowicie rozmazał znaki, więc iluzja się rozpłynęła. Ból głowy zniknął wraz z nią. Zanim Rune poprawiła znaki, nagle zerwał się wiatr, który zawył jak wściekły wilk.
TRZASK!
Drzwi chaty Seraphine zamknęły się z hukiem.
Rune upuściła suknię i obróciła się ku nim z zapartym tchem. Na zamkniętych drzwiach widniał krwawy znak X, nakreślony od rogu do rogu na drewnianej powierzchni.
Symbol Krwawej Gwardii.
Seraphine nie była w stajni, żeby uspokoić konia. Gwardziści znaleźli ją, zdarli z niej odzienie i ją zabrali.
Najdawniejsza przyjaciółka Buni znalazła się w rękach Krwawej Gwardii – czyli w najniebezpieczniejszym miejscu dla każdej czarownicy.
Rune
Rune pędziła zmęczoną klacz Buni, Lady, przez zamglone ulice stolicy.
Drogę rozświetlały brzęczące lampy elektryczne, ich białe światło padało na pozamykane sklepy po obu stronach. Uderzenia o bruk kopyt galopującej Lady ostro kontrastowały z panującą wokół ciszą.
Dwa lata minęły, odkąd te ulice spłynęły krwią i narodziła się Republika Czerwonego Pokoju. Rune spędziła ten czas na poszukiwaniu Seraphine Oakes, zdeterminowana, by spełnić ostatnie życzenie swojej babci.
Reżim zgładził wszystkie przyjaciółki Buni, które były czarownicami, przejmując ich majątki i spuścizny. Jedyną przyjaciółką, która uniknęła oczyszczenia, była Seraphine, lecz tylko dlatego, że została zesłana na wygnanie przez poprzednią królową niemal dwadzieścia lat wcześniej i nikt jej od tamtej pory nie widział.
A teraz, w noc, gdy Rune ją wreszcie odnalazła, łowcy czarownic dopadli ją pierwsi.
Czy to przypadek? Czy też ktoś wytropił Rune? Spodziewała się, że to się stanie. Teraz będzie musiała być wyjątkowo ostrożna. Jeśli podejrzewa ją ktoś z Krwawej Gwardii, musi zmylić trop.
Rune starała się nie myśleć o przekreślonych krwawo drzwiach i podartych ubraniach w błocie. Dokładnie wiedziała, co się stało z Seraphine. Widziała to na własne oczy w dniu, w którym członkowie Krwawej Gwardii przyszli po Bunię.
I to Rune ich zaprosiła.
Tuż po powstaniu gwardziści wyłapywali wszystkie znane czarownice i poddawali je oczyszczeniu. Armia Nowej Republiki przejęła kontrolę nad portami, uniemożliwiając ucieczkę z wyspy.
Łowcy czarownic zawłaszczyli statki Buni i tylko kwestią czasu było, kiedy wejdą do Wintersea House, żeby ją aresztować.
Lecz babka Rune miała plan. Jej dawny znajomy posiadał łódź rybacką i przemycał czarownice z wyspy. Łódź odpływała z prywatnej zatoczki o północy i na pokładzie było miejsce zarówno dla Buni, jak i dla Rune, jeśli tylko przybędą na czas.
Rune miała wtedy szesnaście lat i nie władała jeszcze magią. Nigdy nie przyszłoby jej do głowy, że posiądzie tę umiejętność, bowiem jej rodzice nie byli czarownikami, a tylko czarownicy płodzą czarowników – choć magia czasem pomijała poszczególne dzieci, a nawet całe pokolenia, czyniąc to trudnym do przewidzenia. Rodzice Rune utonęli w katastrofie morskiej, kiedy była malutkim dzieckiem. Została sierotą bez rodziny. A Kestrel Winters ją adoptowała.
Lecz to, że Rune sama nie była czarownicą, ani to, że nie była z Bunią tak naprawdę spokrewniona, nie miało znaczenia. Zgodnie z zasadami Czerwonego Pokoju istotne było to, czy Rune doniosła na Bunię. Gdyby Krwawa Gwardia przybyła po Kestrel Winters, uznaliby Rune za jej zwolenniczkę i stracili ją wraz z nią za zbrodnię ukrywania czarownicy.
To była ich jedyna szansa na ucieczkę.
Rune w pośpiechu pakowała swoje rzeczy, gdy dotarła wiadomość od Alexandra Sharpe’a, jej wieloletniego przyjaciela.
Ktoś was zdradził – donosił. Krwawa Gwardia zna wasze plany. Żołnierze aresztowali już tego wieczoru rybaka i czekają na was w jego zatoczce.
To nie był koniec złych wiadomości: Drogi z miasta zostały zamknięte. Aresztują każdego, kto nie ma pozwolenia na podróżowanie.
Nie było dokąd uciec. Wintersea House stał się pułapką. Mogły się tu ukrywać, ale jak długo?
Musisz na nią donieść, Rune. Zanim będzie za późno.
Wiadomość była jasna: jeśli Rune nie doniesie na Bunię, natychmiast obie zostaną zgładzone.
Odmowa oznaczałaby dla Rune brutalną śmierć. Lecz Kestrel była jej babką. Osobą, która Rune kochała najbardziej na świecie. Zdradzenie jej byłoby jak wycięcie sobie serca z piersi. Zaniosła więc tę wiadomość Buni, mając nadzieję, że babka będzie wiedziała, jak wybrnąć z sytuacji.
Pamiętała stalowe spojrzenie oczu Buni, kiedy ta czytała wiadomość. Lecz zamiast wymyślić nowy plan ucieczki, babka powiedziała: On ma rację. Musisz natychmiast na mnie donieść.
Przerażona Rune pokręciła głową.
Nigdy. Musi istnieć inny sposób.
Bunia przyciągnęła Rune do siebie i mocno ją przytuliła. Dziewczyna wciąż pamiętała zapach olejku lawendowego, którym Bunia skrapiała się za uszami. Skarbie mój, oni cię zabiją, jeśli tego nie zrobisz.
Rune rozpłakała się, pobiegła do swojego pokoju i zamknęła się w nim.
Jeśli naprawdę mnie kochasz – powiedziała Bunia z drugiej strony drzwi – to oszczędzisz mi męki patrzenia na to, jak cię zabijają.
Oczy piekły Rune od łez, gardło dławił szloch.
Proszę cię, kochanie. Zrób to dla mnie.
Rune zacisnęła mocno powieki, pragnąc obudzić się z tego koszmaru. Lecz to nie był zły sen. Taki miała wybór: wydać babkę albo umrzeć okrutną śmiercią razem z nią.
Gorące łzy spływały jej po policzkach.
Wreszcie otworzyła drzwi i wyszła z pokoju.
Bunia gwałtownie ją objęła. Pogładziła Rune po włosach tak, jak robiła to, gdy ta była dzieckiem. Musisz być teraz bardzo sprytna, skarbie. Sprytna i dzielna.
Z pomocą Lizbeth Bunia wsadziła Rune na konia i posłała galopem w noc.
Rune pamiętała świszczący wiatr i bębniący deszcz. Pamiętała, jak drżało całe jej ciało. Noc była lodowata, lecz strach w sercu jeszcze zimniejszy.
Mogła się nie zgodzić. Mogła pójść prosto do gwardzistów i poddać się im zamiast Buni.
Lecz nie zrobiła tego.
Bo gdzieś głęboko w środku Rune nie chciała umierać.
Gdzieś głęboko w środku była tchórzem.
Przemoknięta i roztrzęsiona wpadła do kwatery Krwawej Gwardii i wypowiedziała słowa, który oznaczały dla jej babki wyrok.
Kestrel Winters to czarownica, która planuje ucieczkę – powiedziała im, zdradzając osobę, którą kochała najmocniej na świecie. Mogę was do niej zaprowadzić. Ale musimy się pośpieszyć, zanim ucieknie.
Poprowadziła Krwawą Gwardię prosto do Wintersea House, a oni wyciągnęli z niego starszą kobietę i aresztowali ją na oczach Rune. Milczącej, nieruchomej i chłonącej wszystko.
Dopiero gdy gwardziści byli daleko, osunęła się na podłogę i zapłakała.
Przez ostatnie dwa lata Rune starała się zadośćuczynić za tamtą noc.
Lecz Bunia miała rację: donos na nią pokazał, że Rune jest równie lojalna Nowej Republice jak wszyscy inni. A nawet bardziej. Ostatecznie kto zdradziłby własną babkę? Tylko ktoś, kto pała do wiedźm najczystszą nienawiścią.
Życie niezliczonych czarownic zależało teraz od tego właśnie podstępu.
Rune zacisnęła drżące palce w rękawiczkach ze skóry jelenia na wodzach Lady. Pilnie przyglądała się zamglonym ulicom stolicy. Jeśli dopisze jej szczęście, Krwawa Gwardia zatrzyma Seraphine w tymczasowym areszcie. Będą czekać, aż dopadną jeszcze kilka czarownic, i dopiero razem przeniosą je do więzienia w pałacu.
Natomiast jeśli szczęście jej nie dopisze…
Myśl o alternatywie – Seraphine już uwięzionej w celi pod pałacem i oczekującej na oczyszczenie – sprawiła, że Rune poczuła mdłości.
Popędziła konia, żeby uciec przed tą perspektywą.
Musiała dowiedzieć się tego wieczoru: czy Seraphine nadal żyje, a jeśli tak, to gdzie Krwawa Gwardia ją przetrzymuje.
Kiedy dojechała na Lady do centrum miasta, z mroku wyłoniła się masywna kopulasta budowla, dorównująca wielkością pałacowi.
Opera.
Zapewne są tam teraz łowcy czarownic oraz członkowie Trybunału. Niektórzy z nich wiedzą, gdzie obecnie czarownice są tymczasowo przetrzymywane.
Pierwsza ukazała się miedziana kopuła pawilonu, w którym zatrzymywały się powozy, żeby wysadzić widzów. Podtrzymywało ją pięć potężnych kolumn, każda wysoka na pięć pięter.
Rune zawsze dziwiło, że Dobry Dowódca pozwolił, by opera nadał działała. Niedługo po rewolucji patrioci splądrowali budynek, pozbawiając go dawnego splendoru. Obrazy, posągi i inne ozdoby pochodzące z czasów panowania czarownic zostały spalone, rozbite lub wrzucone do morza. Lecz samo wnętrze, z siedzeniami pokrytymi złotą blachą i czerwonym aksamitem, pozostało, przypominając o dekadencji królowych czarownic.
Wjechawszy do pawilonu, Lady zwolniła, a starszy stajenny odziany w czarny mundur z lamówkami wyszedł spod sklepienia krużganka.
Rune zsiadła z konia. Kiedy jej jedwabne pantofle zetknęły się z kamiennym chodnikiem, kolana omal się pod nią nie ugięły. Bolały ją wszystkie kości od intensywnej jazdy. Pędziła, byle tylko dotrzeć tu tego wieczoru.
– Obywatelko Winters, bardzo się dzisiaj spóźniliście.
Rune skrzywiła się w duchu, słysząc znajomy głos. Wolała młodszego stajennego od tego starego patrioty. Młodym imponowały nie tylko bogactwo Rune i jej znajomości, ale też reputacja bohaterki rewolucji.
Carsonowi Mercerowi nie mogła natomiast zaimponować, a brak szacunku z jego strony budził jej niepokój. Podejrzewał ją czy był tylko zgryźliwym starcem?
– Spektakl jest już prawie w połowie.
Słysząc dezaprobatę w jego głosie, Rune weszła w swoją rolę. Odsuwając kaptur peleryny z cienkiej wełny, potrząsnęła włosami, sprawiając, że opadły rdzawozłotymi falami.
– Wolałam pominąć pierwszy akt, panie Mercer. To byłoby nużące. Wystarczy wiedzieć, jak się kończy. Kogo obchodzi reszta?
– Rzeczywiście – odpowiedział Carson, mrużąc oczy. – Aż dziw, po co się pani w ogóle tam wybiera.
Odwrócił się, by odprowadzić konia do operowych stajni.
Niezadowolona z tonu jego głosu Rune zawołała za nim:
– Po ploteczki, oczywiście!
Gdy tylko mężczyzna zniknął jej z oczu, Rune niespokojnie sprawdziła wszytą w suknię sekretną kieszeń, gdzie trzymała fiolkę z krwią. Uspokojona postarała się zapomnieć o marudnym stajennym i weszła do opery, w której członkowie Krwawej Gwardii będą się zapewne przechwalać swoją najświeższą zdobyczą. Wystarczy, że Rune nadstawi dziś uszu, zada odpowiednie pytania i zanim kurtyna opadnie, zdobędzie informacje potrzebne do uratowania Seraphine.
Przy wejściu minęła kilkoro dzieci żebrzących o monety lub jedzenie. Sądząc po znakach wyciętych na ich czołach, były Pokutnikami. Potomkami popleczników wiedźm. Oznaczało to, że ktoś w ich rodzinie nie zgodził się donieść na czarownicę albo ukrywał ją przed łowcami.
Zamiast stracić lub uwięzić potomków zwolenników czarownic, Dobry Dowódca wyciął symbole pokuty na ich czołach, by każdy widział, co uczynili. To było ostrzeżenie. Sposób na zniechęcenie innych do pomagania czarownicom.
Rune aż swędziały palce, żeby sięgnąć do sakiewki i rzucić im parę monet, ale bezpośrednia pomoc Pokutnikom była zabroniona. A mając Carsona w pobliżu, wolała nie ryzykować. Uśmiechnęła się tylko leciutko. Nieśmiałe uśmiechy dzieci w odpowiedzi sprawiły, że ścisnęło ją w sercu, kiedy je mijała.
Wewnątrz okazało się, że Carson miał rację: minęła połowa przedstawienia. Ceremonialne schody – podzielone na dwa oddzielne, splatające się ze sobą biegi – były niemal puste. Jednak kakofonia głosów dobiegających z wielkiego foyer wysoko w górze jednoznacznie wskazywała, że właśnie trwa antrakt.
Opierając dłoń o chłodną marmurową balustradę, Rune oderwała myśli od dzieci Pokutników i zaczęła wchodzić po schodach. Czuła na sobie spojrzenia mężczyzn, ich uważny wzrok śledzący ją długo po tym, jak ich minęła, co przypomniało jej niedawną rozmowę, którą odbyła ze swoją przyjaciółką Verity.
Nie uważasz, że już pora, żebyś sobie któregoś wybrała?
Miała na myśli zalotnika. Jednego z wielu chętnych młodzieńców, którzy ustawiali się w kolejce po wstążki do tańca Rune na balach, zapraszali ją na romantyczne kolacje i długie przejażdżki powozem. Lecz to nie Rune ich przyciągała. Oczywiście, niektórzy mogli rzeczywiście być zainteresowani ładną buzią, którą prezentowała światu. Lecz większość pragnęła fortuny Buni, przynoszących zyski statków i olbrzymiej posiadłości. Wszystko to zostało „podarowane” Rune przez Nową Republikę za jej bohaterstwo podczas powstania.
Rune wodziła za nos kilku użytecznych spośród nich przez ponad rok – wszyscy pochodzili z doskonale skoligaconych rodzin z dostępem do tajemnic, których potrzebowała. I które wydobywała z nich w ustronnych zakątkach i w przyciemnionych alkowach.
Lecz nie mogła robić tego w nieskończoność. Ich cierpliwość miała granice, a Rune nie mogła sobie pozwolić na to, by stali się jej wrogami.
Verity spisała listę najbardziej wartościowych kandydatów i zostawiła ją na poduszce Rune rankiem po ich rozmowie.
Będzie musiała wybrać któregoś i będzie to musiała zrobić już wkrótce.
Lecz nie dziś – pomyślała, wchodząc po schodach opery. Dziś wieczorem wmiesza się między synów i córki rewolucji, wykradając wszelkie możliwe sekrety.
Kiedy dotarła do szczytu paradnych schodów, roztoczył się przed nią widok na wielkie foyer, pełne widzów opery odzianych w pastelowe jedwabie i pieniste koronki, z kremowymi perłami wplecionymi we włosy. Wszystkich ich oświetlały dwa tuziny migoczących żyrandoli zwisających z sufitu.
– Rune Winters – rozległ się głos, który sprawił, że znieruchomiała. – Widzę, że zakradasz się spóźniona. Byłaś na schadzce z którymś ze swoich kochanków?
Rozbrzmiały pełne zgorszenia chichoty.
Głos należał do Verity de Wilde – najlepszej przyjaciółki Rune.
Verity stała pod żyrandolem z ironicznym uśmieszkiem na twarzy, podpierając się pod boki. Kręcone brązowe kosmyki otaczały jej bladą twarz z ciemnymi oczami ukrytymi za okularami. Miała na sobie suknię w kolorze słoneczników z białymi koronkowymi rękawami i wyciętymi plecami – prezent od Rune po zeszłym sezonie. Pierwotnie była to kreacja bez rękawów, ale takie wyszły teraz z mody, więc Rune zleciła swojej krawcowej, by doszyła je, zanim przekazała suknię Verity.
Verity otaczało grono ich eleganckich przyjaciół. Byli to młodzi mężczyźni i kobiety, którzy jadali przy stole Rune i tańczyli w jej sali balowej setki razy – i uczynią to ponownie tego wieczoru, po przedstawieniu.
Jednak „przyjaciele” było określeniem raczej na wyrost, gdyż żadne z nich nie zawahałoby się ani sekundy z wydaniem jej, gdyby dowiedzieli się, kim jest.
– A może… – rozległ się inny głos, sprawiając, że wszyscy się odwrócili – Rune cały wieczór ratowała wiedźmy. Podobno Szkarłatna Ćma działa tylko pod osłoną ciemności.
Te słowa zmroziły Rune, która spojrzała prosto w przenikliwe ciemne oczy Laili Creed. Laila była od niej trochę wyższa, co zawsze sprawiało wrażenie, jakby patrzyła na Rune z góry, i należała do Krwawej Gwardii.
Była też piękna, z mocno zarysowanymi kośćmi policzkowymi i upiętymi wysoko w koronę kruczoczarnymi włosami. Rune rozpoznała krój sukni z wysoką talią w kolorze pawiego błękitu. To było dzieło Sebastiana Khana, popularnego projektanta z kontynentu, na którego suknie czekało się niemal rok, ale zawsze były przebojem sezonu. Na taką stać było tylko osoby bardzo zamożne i ze znakomitymi koneksjami.
Rune miała w swojej szafie dwie.
Fakt, że Laila ubrała się w tę wyjątkową suknię, a nie w mundur, świadczył o tym, że tego wieczoru nie jest na służbie. Raczej nie uczestniczyła w aresztowaniu Seraphine.
Rune zmroziło krew w żyłach na myśl o pustym domu Seraphine. I o tym, że Krwawa Gwardia zgarnęła czarownicę tuż przed jej przybyciem. Jeśli ktoś ją szpiegował, to tym szpiegiem mogła być Laila, która z niewiadomych przyczyn nigdy Rune nie lubiła.
Przybierając stosowną maskę – tę skrywającą prawdziwą Rune Winters – dziewczyna odrzuciła głowę do tyłu i się roześmiała.
– Ha! Wyobrażacie to sobie? Ja kręcąca się po nocach po tej przeklętej wyspie, z paskudną pogodą, deszczem i błotem? Pomyślcie, jak by się to skończyło dla moich minewsów!
Podciągnęła rąbek sukni, żeby pokazać jedwabne pantofelki, ręcznie robione przez Evelyn Minew, wykwintną projektantkę obuwia z dalekich stron, której dzieła były wyjątkowe i niepowtarzalne. Skontaktowanie się z nią zajęło Rune sześć miesięcy, a kolejny rok czekała na dostawę.
No i co, Lailo Creed?
Usatysfakcjonowana pełnymi zdumienia i zawiści spojrzeniami Rune opuściła suknię i z uśmiechem wkroczyła w krąg znajomych, stając tak, by zasłonić Lailę. Ściszając głos niczym spiskowiec, powiedziała:
– Słyszeliście? Buntowniczka przemyciła ostatnią bandę wiedźm kanałami ściekowymi. Ściekowymi! Pomyślcie tylko!
Wszyscy skrzywili się z odrazą.
Rune nie musiała udawać swojej reakcji. Aż skręciło ją w żołądku na to wspomnienie: obrzydliwy odór ścieków chlupoczących wokół jej kolan w ciemnym tunelu, kiedy z bliźniaczkami, które ratowała – miały ledwie trzynaście lat – przemierzała całe mile pod miastem. Służąca znalazła ich pościel ukrytą pod deskami podłogi i doniosła na nie. Plamy krwi miesięcznej nie były czerwone, tylko czarne – znak rozpoznawczy czarownicy, która uzyskuje moc wraz ze swoim pierwszym krwawieniem.
Tamtej nocy Alexander Sharpe – ten, który uprzedził Rune, że Krwawa Gwardia dopadnie Bunię – czekał na nie po drugiej stronie z odzieniem na zmianę i koniem, który zabrał dziewczęta prosto do doków, gdzie stał już załadowany i gotowy do wypłynięcia statek Rune. Alex zawsze czekał po drugiej stronie. Czasem z końmi albo powozem, kiedy indziej z łodzią. W ich akcjach odpowiadał za ostatni etap ucieczki i nigdy nie zawiódł Rune.
Statek towarowy dotarł do portu dwa dni temu i bliźniaczki przesłały zaszyfrowaną wiadomość, że są już bezpieczne na kontynencie.
– Nie wiem, jak ktoś może woleć brodzenie w odchodach od smacznego snu w czystej, miękkiej pościeli. Faktycznie rewolucyjne.
Czując, że jest jej za ciepło pod peleryną, Rune rozwiązała tasiemki przy szyi.
Otaczające ją osoby wydały z siebie potwierdzające pomruki. Poza Lailą.
– Ale czy nie to właśnie powiedziałaby Szkarłatna Ćma?
Palce Rune zamarły i tasiemki się z nich wysunęły. Peleryna z cienkiej wełny opadła z jej nagich ramion, lecz zanim ją chwyciła, ktoś z tyłu podszedł, złapał ją, złożył i przewiesił sobie przez ramię.
– Daj spokój – oznajmił uspokajający głos tuż przy uchu Rune. – Gdyby Rune była Ćmą, wydałaby swoją babkę na oczyszczenie?
Kiedy przybysz stanął obok Rune, spojrzała na niego. Alex Sharpe. W obecności swojego wiernego przyjaciela – prawdziwego przyjaciela, jak Verity – całe jej ciało się odprężyło.
Ze złotymi włosami lśniącymi w blasku żyrandoli Alex przypominał lwa. Spojrzenie miał ciepłe i spokojne, lecz czoło leciutko zmarszczone, co mówiło, że wie, gdzie była, i że się martwił.
Do rozmowy włączył się Noah Creed – brat Laili i młodzieniec, który widniał na przygotowanej przez Verity liście zalotników do rozważenia przez Rune.
– Szkarłatna Ćma nie uderzyła od paru tygodni – stwierdził, również stając w obronie Rune. By potwierdzić swoją teorię, dodał: – Podobno złapali dzisiaj kolejną czarownicę bez żadnych trudności. Ćma nawet nie próbowała jej ratować.
Rune skupiła uwagę na Noah.
Ciekawe, skąd to wiesz?
Noah miał takie same jak siostra ciemnobrązowe oczy, mocno zarysowane kości policzkowe i skórę barwy ochry. W czarnej marynarce z jedwabnymi wyłogami wyglądał bardzo przystojnie, a do tego był synem Dobrego Dowódcy. To sprawiało, że znajdował się bardzo blisko bezpośredniego źródła najtajniejszych informacji, i czyniło go bardzo interesującym.
Ale czy nie zauważy, że żona wymyka się w nocy z łóżka? Albo wraca wykończona o świcie… Niekiedy z siniakami?
Rune posłała Noah uśmiech.
– Czarownicę? Dzisiaj? Nie drocz się z nami, opowiadaj!
Noah aż się rozszerzyły źrenice, gdy znalazł się w centrum jej uwagi. Jednak w obronnym geście uniósł dłonie.
– Gideon Sharpe ją dorwał. Tylko tyle wiem.
Gideon Sharpe.
Rune omal nie ściągnęła ust, słysząc imię starszego brata Alexa. Ten zagorzały zwolennik Nowej Republiki był bezwzględnym i krwiożerczym łowcą czarownic, który posłał ich na oczyszczenie więcej niż jakikolwiek inny członek Gwardii.
Ponoć pomógł też w zamachu na Królowe Siostry, który był początkiem rewolucji.
Rune go nienawidziła.
Dwaj bracia Sharpe nie mogli się bardziej różnić.
Podchwyciwszy spojrzenie Rune, Verity uniosła ciemną brew w niemym pytaniu. W odpowiedzi Rune wsunęła sobie kosmyk włosów za ucho, ukazując rubinowe kolczyki babki. Założyła je tego wieczoru i zwisały z jej uszu niczym krople krwi. Te kolczyki były jej odpowiedzią mówiącą wspólniczce w zbrodni wszystko, co powinna wiedzieć o wydarzeniach tego dnia. Klęska. Seraphine jest w rękach wroga. Albo Verity domyśli się reszty, albo Rune opowie jej o tym przed przyjęciem, które wyda później tej nocy.
Na widok rubinów usta Verity drgnęły. Odwracając wzrok od Rune, odchrząknęła.
– Ja tam zawsze uważałam, że to panna Blackwater jest Ćmą – oznajmiła, kierując uwagę grupy na drugą stronę głośnego i jasno oświetlonego foyer, na starszą kobietę z kędzierzawymi włosami i szyją ciasno owiniętą sznurami pereł. Panna Blackwater siedziała sama na tarasie operowej kawiarni i mamrotała coś do siebie. – Wyobrażacie sobie, że ten stary babsztyl wodzi Krwawą Gwardię za nos? To by dopiero był numer!
Wszyscy wybuchnęli śmiechem.
Typowano kolejne osoby, a Rune skorzystała z okazji, jaką zapewniła jej Verity, i wślizgnęła się po cichu w tłum z nowym celem: odnalezieniem Gideona Sharpe’a.
Gideon
Dalsza część dostępna w wersji pełnej
