Świrszczyńska. Genialna i nieznana - Stapkiewicz Agnieszka - ebook
NOWOŚĆ

Świrszczyńska. Genialna i nieznana ebook

Stapkiewicz Agnieszka

4,5

Opis

Portret Anny Świrszczyńskiej – poetki, która wyprzedziła swoją epokę.

To nie było łatwe życie. Jako córka niespełnionego artysty szybko poznała smak biedy. Jako sanitariuszka w czasie Powstania Warszawskiego doświadczyła grozy zagłady miasta. Po wojnie zamieszkała pod tym samym adresem, co Szymborska, Mrożek czy Różewicz – w legendarnym domu literatów na Krupniczej w Krakowie – ale nie stała się bohaterką anegdot, bo przez wiele lat ciężko pracowała, żeby utrzymać z pisania rodzinę. Jak się okazało, nie mogła liczyć na wierność męża, który zainteresował się sąsiadką – Haliną Poświatowską.

Pełną wolność poczuła po sześćdziesiątce.Wtedy też nastąpiła prawdziwa eksplozja jej talentu – zupełnie zaskakującego na tle polskiej literatury. Zbiór wierszy Budowałam barykadę to zapis traumy Powstania, któremu dorównywać może tylko Pamiętnik z powstania warszawskiego Mirona Białoszewskiego. Mimo tego, że tomem Jestem baba wyprzedziła swój czas o kilka dekad, a wśród jej wielbicieli znalazł się noblista Czesław Miłosz, nigdy nie została w pełni doceniona.

Dziś jest czas Świrszczyńskiej, bo nastał czas kobiet – ich emancypacji, budowania siły i samoświadomości” – pisze Agnieszka Stapkiewicz.Autorka kreśli fascynujący obraz kobiety, która nie bała się mówić własnym głosem. Odkrywa wyjątkowość poetki, piszącej szczerze o kobiecych doświadczeniach – cielesności, macierzyństwie, seksualnej wolności i starzeniu się. Właśnie teraz twórczość Świrszczyńskiej wybrzmiewa z jeszcze większą siłą.

 

Świrszczyńska – paradoks. Znana i zarazem tajemnicza poetka, która nadal inspiruje kolejne pokolenia kobiet. Prekursorka zdrowego życia, naznaczona traumą XX wieku, a jednocześnie gloryfikująca śmiech jako sposób na przezwyciężenie problemów. Kiedy wydaje nam się, że zinterpretowałyśmy jej twórczość, to wymyka się nam i gubi w domysłach. Fascynująca i niebywale zdolna literatka, której ciągle potrzebujemy.

Sylwia Chutnik

 

Książka Agnieszki Stapkiewicz to piękny portret poetki, wielostronny i prawie pełny. Dowiemy się z niego i ile miała wzrostu, w kim była zakochana i dlaczego jej poezja była przełomowa. To nie jest najeżona terminami rozprawa akademicka. Ale czy o Annie Świrszczyńskiej, poetce, która oczyściła swój styl z wszelkich „zawijasów” i postawiła na maksymalną rzeczowość, nie należy opowiadać właśnie jak najprościej?

Anna Nasiłowska

 

Agnieszka Stapkiewicz – łodzianka, literaturoznawczyni, autorka rozprawy doktorskiej Ciało, kobiecość i śmiech w poezji Anny Świrszczyńskiej(2014). Lubi czytać i pisać, dlatego wrażenia z istotnych lektur notuje w recenzjach na blogu Hipnotyczne lektury:agsta4.wixsite.com/hipnotycznelektury. Ceni gotyk i secesję, jazz i flamenco, wyjazdy i powroty.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 295

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (6 ocen)
4
1
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Kazik2019

Nie oderwiesz się od lektury

świetna książka,szczególnie dla seniorek
00
laragu

Nie oderwiesz się od lektury

autorka wnikliwie ukazala postac bohaterki, inspirujaco zachecila do jej poezji , czytanie tekstu to prawdziwa przyjemnosc.
00



Agnieszka Stapkiewicz

Świrszczyńska

Genialna i nieznana

1

Każdy ma swoją Świrszczyńską

Miłość aż po (krakowski) grób

Upalny piątkowy wieczór w  Krakowie, lipiec 2024  roku. Piękna sala w  Pałacu Potockich przy Rynku jest wypełniona. Za chwilę rozpocznie się spotkanie poświęcone Annie Świrszczyńskiej, zorganizowane w  ramach Festiwalu Miłosza. We wrześniu minie czterdzieści lat od jej śmierci. Twórczości poetki towarzyszy paradoksalne zjawisko: z  jednej strony jest nieobecna w  kanonie, pominięta w  spisach lektur, nawet na polonistyce; jest postacią zapoznaną. Z  drugiej strony  – jeśli ktoś się tą poetką interesuje, może mieć wrażenie, że ona wciąż gdzieś się pojawia; ktoś odczytuje ją na nowo, ukazują się książki, artykuły, nawet wystawy sztuki inspirowane jej wierszami. Że Świrszczyńska trwa  – może właśnie tym wyraźniej, bo jest poza głównym nurtem. Świadczy o  tym i  ta dyskusja, w  sali, w  której przeważają kobiety. Ktoś dowcipnie trawestuje Różewicza: „przyszli zobaczyć poetkę…”[1].

Genialna i nieznana. Warto o niej ciągle przypominać

Toczy się rozmowa o  tym, w  ilu obszarach Świrszczyńska jest prekursorką, jak bardzo wyprzedziła swój czas. Była wegetarianką, uprawiała jogę, biegała dla zdrowia. Istna nowoczesna, samoświadoma kobieta  – a  przecież to wszystko robiła już w  latach siedemdziesiątych. Z  wewnętrznego przekonania, długo zanim nastała na to moda. Świrszczyńska nie miała potrzeby podobania się. Biegała po to, aby lepiej się czuć, aby lepiej pracował jej mózg. Małgorzata Lebda podkreśla, że ma podobne motywacje. To poetka, ale też ultramaratonka, która zasłynęła przebiegnięciem wzdłuż koryta Wisły. Bieg na dystansie 1113  kilometrów był wyrazem protestu poetki przeciwko projektowi betonowania koryt rzek[2]. Lebdę ze Świrszczyńską łączą odwaga, szczerość, lakoniczność oraz wrażliwość na naturę i  zwierzęta, co ukazała jej sensualna proza poetycka Łakome[3].

Głos zabiera Katarzyna Szopa  – literaturoznawczyni, autorka monografii Świrszczyńskiej Wybuch wyobraźni[4], akurat wtedy będąca w  zaawansowanej ciąży, co jakoś pasowało do bohaterki spotkania. Szopa mówi o  tym, że dla poetki „baba” oznacza pokrzywdzoną kobietę. Jest nią staruszka, żebraczka, polska chłopka i  afrykańska kobieta. Świrszczyńska zbudowała własny projekt feminizmu za żelazną kurtyną, który jest zastanawiająco spójny z  założeniami feministek Zachodu. Była krytyczna wobec partii. Żywo interesowała się wydarzeniami swojej epoki i  odbierała impulsy zmieniającego się świata. Ferment dekolonizacji lat sześćdziesiątych, którego powiewy docierały i  do PRL  – zwłaszcza zamordowanie pierwszego premiera niepodległego Konga Patrice’a Lumumby czy antywojenny nurt pacyfistyczny  – znalazły odbicie w  jej twórczości.

Padają inne ciekawe tezy. Świrszczyńska nie jest poetką metafizyczną, bo nie ignoruje ciała  – można by rzec, że z  tego powodu jest „poetką fizyczną”. Ważne było dla niej doświadczenie biedy i  głodu. Ojciec wybijał się na pierwszy plan, ale poetka notuje także, że matka, która niegdyś śpiewała, przestała to robić. Prowadząca spotkanie literaturoznawczyni i  krytyczka młodego pokolenia Anna Marchewka sugeruje, że styl Świrszczyńskiej narodził się bodaj na deskach sceny, bo pisała dramaty, dzięki czemu tak biegle operuje językiem mówionym.

Nieoczekiwanie dostaje się Miłoszowi  – mimo że to festiwal jego imienia… Noblista przyczynił się do spopularyzowania twórczości Świrszczyńskiej, ale też narzucił własny jej odbiór. Marchewka zauważa, że już tytuł jego eseju o  Świrszczyńskiej  – Jakiegoż to gościa mieliśmy[5]  – zdradza szczególne zależności między nimi. Być może to nadgorliwość czytania przez pryzmat współczesności (bo przecież w  latach dziewięćdziesiątych nie brzmiało to wcale zawłaszczająco), jednak warto zwrócić uwagę na wpływ Miłosza na odbiór Świrszczyńskiej. W  artykułach o  niej często czytam powtórzone rozpoznania poety, traktowane jako ustalona wiedza, a  nie tylko jego interpretacja. A  przecież poezja Świrszczyńskiej lśni własnym blaskiem  – nie potrzebuje reklamy noblisty.

Ta rozmowa jest dla mnie bardzo inspirująca. Czuję się jak w  domu, wśród entuzjastek, osób znających i  ceniących tę poezję. Na sali jest dziennikarka Małgorzata  I.  Niemczyńska, która już pracuje nad biografią poetki. Nareszcie! Na pewno czekają na nią zgromadzeni w  Pałacu Potockich  – a  przecież wielbicieli poetki jest więcej.

Błyska mi myśl: Świrszczyńska jest postacią tragiczną  – genialną i  nieznaną. Warto o  niej ciągle przypominać.

Anna Marchewka przytacza ujmującą opowieść. Swego czasu na grobie Świrszczyńskiej w  Krakowie ktoś kładł kartki z  jej wierszami, własnoręczne przepisanymi. Gdy padał deszcz, kartki jakby wtapiały się w  nagrobek. Piękna to scena, pokazująca tajemniczy związek dzisiejszych czytelniczki lub czytelnika z  – od dawna nieobecną  – pisarką. Właśnie: nieobecną, a  przecież tak uparcie obecną. Przytoczona historia subtelnie ukazuje, jak szczególne impulsy daje ta poezja: budzi potrzebę dotknięcia  – czy to kartki z  tekstem, czy to kamienia w  miejscu spoczynku poetki. Jakiegoś konkretnego kontaktu z  nią. Ucieszyła mnie ta opowieść, zwłaszcza że sama także zaplanowałam wizytę na cmentarzu Rakowickim. Niestety, tym razem wierszy nikt nie zostawił.

Po dyskusji wiersze Świrszczyńskiej czytają cztery poetki[6]. Każda z  nich wybrała kilka utworów. Jedne korzystają z  tekstu wyświetlonego w  telefonie, inne z  nowego zbioru poezji Świrszczyńskiej. To imponująca księga, świetnie pokazująca, jak wielkie (dosłownie) jest dzieło poetki. Każdy tekst wydrukowano  – jak należy  – na osobnej stronie, dodano kilka dramatów i  posłowie. Wspaniały skądinąd pomysł wydawnictwa Marginesy[7] ma jednak praktyczne ograniczenia: księga ma ponad dziewięćset stron, a  jej grzbiet mierzy sześć centymetrów szerokości… Z  powodu wagi i  rozmiarów trudno ją zabrać do parku, a  szkoda. Jednak przyjemnie jest ją powertować; poczuć w  ręce, ile ważą te wiersze. I  zobaczyć, jak wiele ich jest  – dociera do mnie, że nie zdawałam sobie z  tego sprawy, bo sama korzystam z  poręcznego wydania złotej serii PIW[8] albo ze zdobytych w  antykwariatach pierwszych wydań: małych, cienkich tomików.

Lektorki zapraszają następnie osoby na sali do odczytania wybranego wiersza poetki. Chętnych nie brakuje, co jest dla mnie zaskakujące. Dlaczego ludzie mają potrzebę wypowiedzieć swoim głosem słowa poetki, przepuścić przez siebie te wyraziste wiersze? Wybrzmiewają zresztą dobrze, nawet przy niewyćwiczonej dykcji. Dwie siostry recytują wiersz Siostry z  dna. Chorwatka czyta Wiatr w  tłumaczeniu na swój język. Wiersze są krótkie, trafiają w  sedno. Nie wymagają erudycji. To poezja tak przystępna, że dopuszcza każdego odbiorcę.

Co wiemy o  Świrszczyńskiej

Od kilkunastu lat poezja Anny Świrszczyńskiej bywa przypominana regularnie przy obchodach rocznicy powstania warszawskiego, jednak zawsze na drugim  – a  nawet trzecim  – planie: za pieśniami powstańczymi i  za Mironem Białoszewskim. Dlaczego? Wiersze ukazujące przemożny strach i  ogromną odwagę zwykłych ludzi wplątanych w  tryby wielkiej historii trudno wykorzystać w  konwencji „akademii ku czci”. Ma rację Jacek Dehnel, gdy pisze:

[tom] Budowałam barykadę nie pasuje do tych rac, ryczących kiboli, peanów wygłaszanych nad „wielkim wolnościowym zrywem”. Pasuje do kapitulacji, szeregów sunących przez Pruszków szarych twarzy, do odoru tysięcy gnijących zwłok, ropiejących ran, spalenizny[9].

Świrszczyńska właściwie nigdy nie była naprawdę sławna, dlatego nie ma wielu materiałów jej poświęconych. Na biografię nadal czekamy, a  apetyt jest duży, bo „ponawiane pytania o  intrygującą i  przejmującą poezję przenoszą się na jej twórczynię”[10]. Jak  dotąd najbardziej osobistym dokumentem z  archiwum poetki są dwie teczki z  napisem „Józef”, wydane w  książce Jeszcze kocham… Zapiski intymne[11]. To spontaniczny zapis przeżyć poetki z  czasu jej związku z  Józefem Oleszczukiem, gdy oboje mieli po ponad sześćdziesiąt lat. Publikacji z  2019  roku przyklasnęły czasopisma dla kobiet, podkreślając przekroczenie tabu miłości cielesnej ludzi dojrzałych. Najgłośniej wybrzmiały erotyczne zwierzenia dojrzałej poetki, wtajemniczające w  jej życie intymne. Z  tego pamiętnika wyłania się Świrszczyńska codzienna: szczera, ale i  trochę nużąca. Niczym pensjonarka notuje powtarzalne komplementy kochanka, mówi potocznym językiem o  sprawach ważnych dla niej, jednak niekoniecznie zajmujących czytelnika. Książka pozwala zajrzeć za kulisy życia pisarki  – czy jednak po jej lekturze ten, kto nie znał wcześniej twórczości poetki, sięgnie po jej wiersze? Wątpię, a  to chyba największa strata. Zapewne to gratka dla fanów Świrszczyńskiej, jednak mam poczucie, że to w  wierszach można znaleźć jej intymne myśli, oczyszczone z  egzaltacji. Dla mnie najciekawsze w  Jeszcze kocham… są te miejsca, w  których widać, jak jakaś myśl, zanotowana na gorąco w  pamiętniku, wraca potem jako perła wiersza.

Jak dotąd to jedyne materiały, jakie udostępniła córka poetki, właścicielka jej archiwum. Niektórzy uważają, że nie ma nadziei, by coś jeszcze z  niego wypłynęło.

Mam […] pesymistyczne przeczucie (przed którym przestrzegam), że nie warto liczyć na wiele więcej w  skarbcu prywatnego archiwum Anny Świrszczyńskiej i  nie warto projektować „ksiąg wymarzonych”, które przeczytamy na podstawie jego bogactw. Trzeba pracować na szczątkach i  wycinkach[12].

Dlatego wiedzę o  pisarce można czerpać jedynie z  tego, co już ujrzało światło dzienne: wierszy, dramatów, publicystyki, audycji radiowych. Czyli tego, co sama poetka zredagowała i  w  świat wypuściła. Nawet jeśli to tylko fragmenty, odpryski jej wizerunku. Portret ten jest migotliwy i  dlatego każdy ma „swoją” Świrszczyńską: Jacek Dehnel ceni jej wczesne wiersze, a  Czesław Miłosz  – późne.

Jak o  niej pisać?

Gdy czytałam biografię Leopolda Tyrmanda pióra Mariusza Urbanka[13], miałam ambiwalentne odczucia. Autor zbudował ją konsekwentnie na zasadzie przytaczania relacji kolejnych osób, które Tyrmanda znały  – czyli uczciwie, transparentnie. Obraz jednak wcale nie jest jednoznaczny. Raz słyszymy, że Tyrmand miał kolorowe skarpetki, a  zaraz później że wcale nie były takie kolorowe. Że lgnęły do niego kobiety, a  za chwilę  – że to raczej on się za nimi uganiał. Ktoś stwierdza, że był przenikliwym diagnostą czasów w  Dzienniku  1954, inni zaś zarzekają się, że był hochsztaplerem i  na pewno napisał to później… Sprzeczne relacje osób w  większości już nieżyjących powodują, że oglądamy przebłyski postaci, niczym w  potłuczonym lustrze, jednak nie widzimy nigdy pełnego obrazu bohatera. Pamiętam moje zniecierpliwienie podczas lektury, gdy pojawiło mi się w  głowie pytanie: No to jaki w  końcu był ten Tyrmand?! Z  książki Urbanka nie sposób tego wywnioskować, bo to, „jak było naprawdę”, jest już nieodtwarzalne. Lektura utwierdziła mnie w  przekonaniu, że Leopold Tyrmand był fascynującą osobą. A  potem uświadomiłam sobie, że wspomniane przytoczenia to świetna metoda na nakreślenie portretu pisarza. Nie wiemy, jaki był Tyrmand, i  już się nie dowiemy  – i  to jest właśnie prawda, o  każdym człowieku, nie tylko o  nim. To jednocześnie prawda o  złożoności świata, o  tym, jak migotliwa bywa osobowość, i  o  wewnętrznych sprzecznościach tkwiących w  każdym z  nas. A  także o  względności opinii i  niepotwierdzalności subiektywnych wspomnień.

Ze Świrszczyńską rzecz jest nawet bardziej skomplikowana, bo krąg osób, które ją znały bliżej i  wspominały, jest coraz mniejszy: Ewa Lipska, Bronisław Maj… W  artykułach o  poetce powtarzają się pewne anegdoty, jednak nie wiemy, ile z  nich jest prawdziwych. Przykład: jako badaczka Świrszczyńskiej miałam w  głowie informację, że jej przyjaciółką była Jadwiga Żylińska, pisarka o  feministycznych zainteresowaniach. Gdy zapytałam o  to córkę poetki, Ludmiłę Adamską-Orłowską, zaprzeczyła  – Żylińska była po prostu koleżanką po piórze. Wspomina za to[14], że przyjaciółką jej i  jej matki przez lata była Bogna Wernichowska, dziennikarka „Przekroju”. Zaprzyjaźniły się w  1977  roku, gdy Wernichowska przeprowadziła wywiad z  poetką dla „Szpilek”[15]. Niestety, Bogna Wernichowska zmarła niedawno i  te drzwi także się zamknęły. Gdy czytam jej teksty, dostępne na stronie „Przekroju”, odnajduję wątki, które zajmowały także Świrszczyńską: zainteresowanie słowiańskimi wierzeniami czy przekonanie o  tym, że nie wolno zabijać zwierząt.

Zatem pewnie nie dowiemy się już, jaka naprawdę była poetka  – i  może nie ma to aż takiego znaczenia (bo czym jest owo „naprawdę”…?). Zostawiła wystarczająco dużo utworów poetyckich i  artykułów prasowych, byśmy wiedzieli, co było dla niej ważne. Z  jej wierszy wynika najwięcej. Zarówno wybór tematu, jak i  formy utworu, są świadome i  przemyślane. Postaram się opowiedzieć o  poetce i  dodatkowo oświetlić jej sylwetkę wierszami. Wierzę, że to pozwoli mi nakreślić portret artystki zgodny z  jej intencjami.

Nie aspiruję do spisania uporządkowanej biografii poetki; interesuje mnie raczej łączność na linii życie–wiersz. Chcę pokazać te wydarzenia z  jej życia, które określiły jej pisarstwo. Przez empatyczną lekturę wypowiedzi autorki spróbuję dotrzeć do źródeł jej inspiracji i  nakreślić okoliczności, w  których powstały jedne z  najciekawszych wierszy w  polskiej literaturze.

Krótki życiorys poetki

Wyobraźmy sobie życie Anny Świrszczyńskiej.

Urodziła się w  Warszawie 7  lutego 1909  roku, zatem jeszcze pod zaborem rosyjskim. Ojciec, Jan Świerczyński, był malarzem. Matka, Stanisława z  Bojarskich, zajmowała się domem. Rosyjski urzędnik zapisał nazwisko ich córki Anny z  błędem  – stwarzając jego nową, niepowtarzalną i  trudną (nawet w  polszczyźnie) wersję: Świrszczyńska. Maturę zdaje już w  niepodległej Polsce, w  1927  roku, i  wkrótce, w  wieku dwudziestu jeden lat, debiutuje wierszem Śnieg w  „Płomyku”. Za swój właściwy debiut poetka uważała jednak wiersz Południe, który zajął pierwsze miejsce (ex  equo z  dwoma innymi) w  konkursie ogłoszonym przez „Wiadomości Literackie” w  1934  roku. W  1936  roku dwudziestopięcioletnia poetka i  wydaje własnym sumptem  (!) swój pierwszy tom poetycki, Wiersze i  proza. Otrzymuje bardzo dobre recenzje. Podejmuje pracę w  czasopiśmie „Płomyczek” i  zaczyna pisać utwory dla dzieci.

Czas okupacji poetka spędza w  Warszawie, pracując dorywczo. W  1944  roku uczestniczy w  powstaniu warszawskim jako sanitariuszka. Po jego upadku ucieka ze zniszczonej stolicy i  znajduje przystań w  Krakowie, w  Domu Literatów na Krupniczej. Zostanie tam do końca życia.

Zajmuje się pracą pisarską, tworząc głównie dramaty i  utwory dla dzieci. Są to najczęściej wierszowane historie i  legendy z  dziejów Polski (jak powieść Arkona, gród Świętowita, czy liczne ilustrowane bajki w  rodzaju Jak myszy zjadły Popiela, Jak Krak zbudował Kraków). Współpracuje z  czasopismami, Polskim Radiem i  Teatrem Młodego Widza w  Krakowie.

W  1953  roku wychodzi za mąż za aktora Jana Adamskiego. Poetka ma wówczas czterdzieści cztery lata, a  jej mąż  – dwadzieścia dziewięć. Rok później Świrszczyńska rodzi córkę, Ludmiłę.

W  1958  roku wydaje Liryki zebrane  – dwadzieścia dwa lata po debiutanckim zbiorze. Do poezji wraca tomem Czarne słowa w  1967  roku.

W  1969  roku się rozwodzi.

Powrót do poezji, który następuje w  kolejnych latach jest widowiskowy  – jakby nagromadzone przez lata przeżycia Świrszczyńska detonowała w  kolejnych zbiorach. W  każdym z  nich rozszerza swój poetycki świat o  nowe tematy: pacyfizm, opresję wobec kobiet, postawy uczestników powstania, cielesność, miłość, śmierć.

Wiatr  – 1970.

Jestem baba  – 1972.

Budowałam barykadę  – 1974.

Szczęśliwa jak psi ogon  – 1978.

To twórcze pasmo przerywa śmierć spowodowana chorobą onkologiczną. Anna Świrszczyńska umiera 30  września 1984  roku, w  wieku siedemdziesięciu pięciu lat.

Pośmiertnie ukazuje się ostatni przygotowany przez nią tom wierszy: Cierpienie i  radość (1985).

Zaczyna się jej „życie po życiu”, czyli niepozornie rosnąca sława. W  1996  roku Czesław Miłosz publikuje wspomnianą już książkę będącą komentarzem do życia i  poezji Świrszczyńskiej: Jakiegoż to gościa mieliśmy. Ukazują się kolejne monografie, liczne artykuły. Chętnie cytują ją feministki.

W  2023  roku ukazują się jej Poezje zebrane.

Celowo piszę tę notę biograficzną tak sucho i  zdawkowo, nie łącząc faktów z  ich konsekwencjami. Znam dobrze poezję Świrszczyńskiej i  wiem, że zanotowała w  niej ogrom trudnych i  radosnych przeżyć, a  także drobiazgowo zniuansowanych uczuć. Z  kart poezji wyziera osoba zdecydowana, odważna, żarliwa. Dalej spróbuję wypełnić niektóre miejsca tego życiorysu barwami, czerpiąc z  jej dzieł, a  także wypowiedzi prasowych czy listów. Tu umieszczam tylko Świrszczyńską „na mapie” historii i  historii literatury polskiej. Pracuję na dostępnych materiałach, dlatego informacje bywają zdawkowe  – ważne, ale pozbawione dodatkowego kontekstu. Sama chciałabym wiedzieć więcej.

Mogę od razu obiecać, że opowieść o  poetce jest znacznie ciekawsza, niż wynika z  encyklopedycznego zestawienia dat. Jak trafnie napisała Joanna Barańska w  czterdziestą rocznicę śmierci poetki:

Podręczniki szkolne, jak to mają w  zwyczaju, pomijają najciekawsze fakty z  jej życia. Tak, poszła do Powstania, ale nie  ukrywała, że ma sporo zarzutów do jego organizatorów. Tak, kochała i  pisała o  tym, ale równocześnie szukała wolności i  nie chciała być przez nikogo ograniczana. Miłość znalazła  – z  mężczyzną 15  lat młodszym od siebie  – by dość szybko ją stracić na rzecz innej znanej poetki…[16]

Kilka powodów, by napisać o  Świrszczyńskiej

Czytam Świrszczyńską od lat i  wiem, że jej twórczość nie straciła nic na aktualności. Przeciwnie, właśnie teraz  – czterdzieści lat po śmierci poetki  – zawarte w  jej wierszach refleksje brzmią niezwykle trafnie, zwłaszcza w  kontekście sytuacji kobiet. Mimo pozornie innych czasów spostrzeżenia Świrszczyńskiej są nadal aktualne  – to zasmuca, ale i  ukazuje istotność i  rozmiary zjawiska. Poetka wyrażała bunt i  gniew wobec ograniczeń i  niesprawiedliwości. Cytaty z  jej wierszy mogłyby spokojnie pojawić się na sztandarach Strajku Kobiet. Dziś jest czas Świrszczyńskiej, bo nastał czas kobiet  – ich emancypacji, budowania siły i  samoświadomości.

Dlaczego wyprzedziła epokę, w  której żyła i  pisała na wskroś współcześnie  – to tajemnica, której pewnie nie rozwikłam. Postaram się za to dotknąć przyczyn, dla których erupcja jej talentu poetyckiego musiała nastąpić w  wieku dojrzałym. Nie zapominam o  tym, że już na początku Świrszczyńska zapowiadała się świetnie. Niektórzy sądzą, że debiutancki tom wierszy poetki z  1936  roku zawiera tyle świeżych pomysłów i  zaskakujących metafor stosowanych później przez wybitnych, późniejszych poetów, że zasługuje na miano „plagiatu przez antycypację”. To teza Elizy Kąckiej, która dostrzega pokrewieństwa obrazowania debiutującej Świrszczyńskiej z  późniejszymi utworami Zbigniewa Herberta, Wisławy Szymborskiej, Mirona Białoszewskiego, Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, Tadeusza Różewicza, Stanisława Grochowiaka. Kącka zachęca do porównania konkretnych wierszy Świrszczyńskiej z  wierszami innych poetów, na przykład utworu Victoria z  Nike która się waha Herberta; Groteski z  Kobietami Rubensa Szymborskiej[17]. Jako czytelniczka Świrszczyńskiej potwierdzam, że zdarza mi się w  jej wierszu „usłyszeć” język czy myśl podobną do innego poety czy poetki.

Po debiucie właściwie nigdy nie obniżyła lotów. Bywa nazywana autorką najśmielszych erotyków  – i  słusznie. Anna Świrszczyńska obalała tabu jedno za drugim: pisała o  orgazmie, o  seksie z  różnymi partnerami, także młodszymi, o  miłości starszych osób i  uprawianiu sportu w  późniejszym wieku. Nie przeszkodziło jej to zadawać jednocześnie pytań o  sens życia. Była prawdziwą filozofką, mówiącą prosto i  na temat. To kombinacja, która naprawdę rzadko się zdarza.

O  Świrszczyńskiej mówią przede wszystkim osoby związane z  literaturoznawstwem i  badaczki feministyczne. Jest to sprzeczne z  wolą poetki, która mówiła: „Chciałabym, by moje wiersze przeczytał człowiek ciężko chory, przed poważną operacją, by je zabrał do szpitala”[18]. Świrszczyńska była blisko ludzi, czerpała inspiracje dosłownie z  ulicy i  warto ją popularyzować. Coraz to nowe omówienia poezji Świrszczyńskiej udowadniają, jak wiele wyczyta z  niej dociekliwy czytelnik. Może to mrzonka, ale chciałabym, by  – zgodnie z  wolą poetki  – o  jej wierszach usłyszały po prostu kobiety: gospodynie domowe, młode matki, mężatki z  długim stażem i  kobiety dojrzałe. By mogły się przekonać, co mówi o  sprawach im bliskich i  czy to się zgadza z  ich doświadczeniem. Zapraszam do lektury także mężczyzn. To okazja, by dać się wprowadzić do uniwersum kobiecości przez osobę szczerą, odważną i  bezpruderyjną. Obraz mężczyzny w  tej poezji daje do myślenia  – podobnie jak różne niuanse relacji dwojga ludzi.

Anna Świrszczyńska to wielka humanistka. Tematy przez nią poruszone dotykają rdzenia człowieczeństwa, spraw kluczowych, a  niezwykła szczerość sprawia, że jej myśli są nadal inspirujące. Zapytam kilka osób czytających Świrszczyńską, jak te wiersze dzisiaj rezonują  – i  dlaczego.

Przytoczę fakty, wypowiedzi, ale także wiersze  – bo świetnie oświetlają niektóre zjawiska, a  poza tym są cennym źródłem wiedzy o  autorce. Jak mówi profesor Ryszard Koziołek, poezja może być konkurencją wobec informacji wyświetlanych na tak zwanym pasku dnia podczas programu telewizyjnego. W  świecie przykrojonym do krótkich form (grafiki, instagramowe rolki czy memy) wiersz ma szansę stać się najlepszą formą komentarza  – przecież jest krótki i  skondensowany[19].

Od jakiegoś czasu trwa dobra passa dla książek o  silnych kobietach z  przeszłości. Wystarczy wspomnieć tylko Simonę Kossak, Zofię Stryjeńską czy Marię Konopnicką. Widocznie potrzebujemy usłyszeć także historie „zapomnianej połowy ludzkości”. A  Świrszczyńska na pewno zasługuje na to, by o  niej przypomnieć i  opowiedzieć.

Mój ulubiony wiersz

Gdy ktoś mnie pyta o  mój ulubiony wiersz Świrszczyńskiej, wymieniam Dusza i  ciało na plaży. Zachwycają mnie jego inteligentny koncept i  ironia. A  mówię o  nim zwłaszcza osobom, które nie znają tej poezji, bo pokazuje jej istotne idee i  może być dobrym początkiem przygody ze Świrszczyńską.

Dusza i  ciało na plaży[20]

Dusza na plażystudiuje podręcznik filozofii.Dusza pyta ciała:– Kto nas związał razem?Ciało mówi:– Trzeba opalić kolana.

Dusza pyta ciała:– Czy to prawda,że nas wcale nie ma?Ciało mówi:  – Opalam kolana.

Dusza pyta ciała:– W  tobie czy we mniezacznie się umieranie?Ciało się śmieje.Opaliło kolana[21].

Wyznam, że to wybór trochę wyreżyserowany. Trudno mi wskazać jeden wiesz, skoro od dawna „myślę Świrszczyńską” i  różne frazy z  jej wierszy pobrzmiewają mi w  głowie. Uwielbiam choćby passus: „Jest mnie za dużo.  / Poza tym brak mi puenty”[22]  – to takie celne! Często też tak się czuję.

2

Czar i  cień rodziny

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

© Wydawnictwo WAM, 2025

© Agnieszka Stapkiewicz, 2025

Opieka redakcyjna: Artur Wiśniewski

Redakcja: Anna Niklewicz

Korekta: Urszula Jakubowska

Projekt okładki: Magda Kuc

Fotografia na pierwszej stronie okładki: Wacław Klag/Reporter/East News

Publikacja ukazała się przy wsparciu Instytutu Książki w ramach programu wydawniczego Inne Tradycje. Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego w ramach dotacji celowej Nr 90/DF‑VII/ 2025.

ISBN EPUB 978-83-277-4828-7

ISBN MOBI 978-83-277-4829-4

MANDO

ul. Kopernika 26 • 31-501 Kraków

tel. 12 62 93 200

www.mando.pl

DZIAŁ HANDLOWY

tel. 12 62 93 254-255

e-mail: [email protected]

Opracowanie ebooka: Katarzyna Rek