Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
TOM I
Nieśmiały Witek Pająk wyjeżdża na studia do obcego miasta. Jego życie obraca się wokół imprez, uczelni i kobiet. Zdesperowany szuka swojej pierwszej miłości w internecie. Niespodziewanie zaczyna poznawać atrakcyjne dziewczyny na portalu randkowym.
Kiedy pojawia się Karina, jego serce zaczyna bić w innym rytmie. Miłosny wir odmienia młodego mężczyznę.
Czy główny bohater utrzyma się na uczelni? Czy pokona przeciwności, które staną na jego drodze?
Czy Witek doświadczy miłości?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 470
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
– Zaraz, gdzie! – wywarczała kobieta w czerwonawych włosach. Była starsza, przygrubawa i miała pomarszczoną twarz. Kiedy siedziała za biurkiem, można było ją posądzić o lekki garb. – Nie widzi pan, że mam studentkę! Proszę zaczekać! – wydarła się.
Witek zamknął drzwi i czekał.
– Ja pierdolę, gdyby mogła, to by mi drzwiami nos wyprostowała – mruknął pod nosem.
Oparł się o ścianę. Czekał nieco zdenerwowany. Gdy wyszła osoba przed nim, od razu zrobił krok w stronę zamykających się drzwi.
– Gdzie! Zaraz, pięć minut przerwy. Zaraz zawołam.
– Dobrze – powiedział młody mężczyzna i ponownie oparł się o ścianę.
Tym razem irytacja coraz śmielej ujawniała swoją obecność w postaci zaciśniętych pięści oraz ściągniętych warg. Poczekam, co mi pozostało? – pomyślał. Po dziesięciu minutach kobieta ubrana na czerwono – najwyraźniej pod kolor włosów – otworzyła mu drzwi. W milczeniu wpuściła go do pomieszczenia. Wyczuł zapach tytoniu, uciekającego przez otwarte na oścież okno.
– Czego? Pewnie zameldować się chciał, pan piękny, co?
Ja pierdolę, gdzie ja jestem? – zastanowił się, by w końcu przytaknąć kobiecie.
– Dokumenty – odpowiedziała grubiańsko kobieta.
Podał dowód osobisty.
– Co pan mi daje? Nikt panu nie powiedział, że trzeba pobrać druk ze strony uczelni i załatwić w urzędzie meldunek tymczasowy? Co pan, śpisz? – warknęła.
– Co, ale… Nie wiedziałem – próbował bronić się zszokowany Witek.
– Jak was w domu te matki wychowują, co? Na takie sieroty, bladź jego mać. Dobrze, tutaj ma pan druk. Z tym do urzędu miasta i wróci do mnie. Ma dwie godziny, bo urząd do czternastej dziś. Ja pracuję do piętnastej. Rusza, byle migiem.
Chłopak wyszedł z pokoju w szoku. Był tak osłupiały, że skierował się do wyjścia z budynku jak na autopilocie. Nie rozmawiał z nikim, na nic nie patrzył. W głowie analizował to, co się właśnie wydarzyło. Czy ona powiedziała do studenta: „Bladź jego mać?”. Czy to jest jakiś polski film z lat osiemdziesiątych? Czy to się wydarzyło naprawdę? – pomyślał.
Przeszedł parę kroków, przystanął i zaczął się zastanawiać, gdzie jest urząd miasta? Niewiele myśląc, zapytał przechodzącego mężczyznę o poszukiwaną lokalizację. Domyślał się, że starszy człowiek z torbą na kółkach jest tutejszy.
Po chwili wiedział już mniej więcej, dokąd ma iść i do którego budynku wejść. Według opisu starszego pana urząd mieścił się kilkanaście minut drogi pieszo lub około pięciu minut tramwajem. Nie miał biletów. Nie znał lokalnej komunikacji miejskiej. Kłębiący się tłum na przystanku go przerażał. To, co przeszedł w gabinecie administracji, już wystarczyło. Włożył słuchawki do uszu. Na wyświetlaczu mp3 ustawił „Shotgun Blues” Guns N’ Roses i ruszył w kierunku urzędu.
Dość tego – pomyślał, po czym ruszył szybkim krokiem, ciągnąc za sobą bagaż.
Pół godziny później dotarł do celu. Nie lubił spraw urzędowych, ale miał pewne doświadczenia, choćby z sytuacji, kiedy ubiegał się o dowód osobisty. Wiedział, że trzeba wybrać numer sprawy, z którą się przyszło, na pulpicie małego urządzenia przy wejściu, a po wydrukowaniu numeru z literą udać się w oczekiwaniu na swoją kolej do konkretnego stanowiska. Z drukiem, który dostał od krogulca w akademiku, sprawę udało się załatwić dość szybko.