Staccato - Hubert Enerlich - ebook + książka

Staccato ebook

Enerlich Hubert

4,7

Opis

Zakazana wolność

Losy Krzyśka, Moniki, Magdy i Igora przecinają się na długo wyczekiwanym koncercie rockowym. Niestety, na stadionie, na którym odbywa się koncert, dochodzi do zamachu. Ginie bardzo wiele osób. Tragedia jest tak duża, że nowo wybrany prezydent postanawia… zakazać muzyki w całym państwie. Tak jak kiedyś palono książki, tak teraz niszczy się instrumenty muzyczne, a terror zatacza coraz większe kręgi. Zaczynają się protesty, coraz częściej pada też pytanie, kto tak naprawdę zlecił zamach i po co.

Hubert Enerlich – pisarz, pasjonat piłki nożnej i gier planszowych. Autor „Sumy uśmiechów”.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 300

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,7 (3 oceny)
2
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Copyright © Oficynka & Hubert Enerlich, Gdańsk 2022

Wszystkie prawa zastrzeżone. Książka ani jej część nie może być przedrukowywana ani w żaden inny sposób reprodukowana lub odczytywana w środkach masowego przekazu bez pisemnej zgody Oficynki.

Wydanie pierwsze w języku polskim, Gdańsk 2022

Opracowanie redakcyjne: zespół

Korekta: Anna Marzec

Skład: Piotr Geisler

Projekt okładki: Anna Damasiewicz

Zdjęcia na okładce: © Tetiana Lazunova | Depositphotos.com

ISBN 978-83-67204-66-8

www.oficynka.pl

e-mail:[email protected]

Rodzicom i Dziadkom, za wsparcie, bez którego nie mógłbym rozwijać moich pasji

Prolog

Władza jest celem. Wszystko, co prowadzi do władzy, to jedynie narzędzia. Obietnice zmian, obietnice braku zmian, przekupstwo. Nic z tego się nie spełni, a na pewno nie tak, jak chcieli tego wyborcy. Oni również są narzędziem w rękach sprawnego manipulatora, niczym lalki w teatrze. Człowiek nie urodził się z władzą, jedynie dostrzegł ją i zapragnął okiełznać.

Nadchodziły wybory prezydenckie, gorący okres w politycznym kalendarzu. Ugrupowania już zacierały ręce na zażartą walkę podczas kampanii. Szukanie haków na przeciwników, mapowanie ludzkich pragnień i wplatanie ich w swój plan wyborczy. Maszyna polityczna, która jeszcze nie zdążyła zwolnić po wyborach parlamentarnych, rozpędzała się na nowo.

Pośród tego wszystkiego byli zwykli ludzie, którzy nie zawsze chcieli brać w tym wszystkim udział, ale często nie mieli wyboru. Bo nawet jeśli omijali urny wyborcze, to później musieli odczuwać efekty wyborów innych. Największa siła i słabość demokracji to wolność wyboru, którą prostymi metodami można skutecznie ograniczyć.

Rozdział 1

Był podekscytowany, wręcz palił się do działania. Trzymał w dłoniach coś, na co czekał kilka miesięcy i wkońcu się doczekał. Oczy mu błyszczały z radości.

– Kuba! – krzyknął w kierunku drugiego pokoju. – Otwieraj szampana!

Początkowo nie było odzewu, chwilę później dotarły do niego dźwięki szurania i upadającej myszki komputerowej. W końcu usłyszał kroki.

– Czego chcesz? – zapytał Kuba.

Krzysiek spojrzał na niego. Za duża, biała koszulka wisiała na nim jak na wieszaku, a dodatkowo straszyła żółtą plamą w okolicy pępka. W lewej ręce chłopak trzymał sprawcę tejże, paczkę serowych chipsów.

– Szampana otwieraj – powtórzył. – Mam bilety na koncert!

– Aha – nawet nie udał zainteresowanego. – Jaki koncert?

– Mówiłem ci o nim cały tydzień, dzisiaj ruszyła sprzedaż i zdążyłem kupić. Dlatego tak bardzo się cieszę – wytłumaczył.

– Dobrze wiesz, że nie jestem fanem muzyki w ogóle, więc nie rozumiem, po co mnie w to wciągasz – powiedział i przegryzł chipsa.

– Nie możesz po prostu cieszyć się ze mną jak dobry współlokator? – zapytał z wyrzutem.

– Poczekaj, aż Monika wróci, ona pewnie się ucieszy – podsumował. – Ja wracam do serialu, siema. – Obrócił się na pięcie i wyszedł.

Krzysiek machnął ręką. Nawet jego ciągle niezadowolony współlokator nie popsuje mu tego dnia. A Monika na pewno się ucieszy, w końcu idzie na ten koncert razem z nim. Zdobycie biletów było jego zadaniem na dzisiaj, bo on nie miał zajęć, a Monika siedziała na uczelni prawie do nocy.

Zajrzał do szafki, w której trzymał coś na specjalne okazje. Problem był taki, że nie zdarzyło się w ostatnim czasie nic wartego uwagi, przez co schowana tam whisky zdążyła się zestarzeć o kolejny rok. Wyjął butelkę i poszedł z nią do kuchni. Zatrzymał się przy lodówce i zaczął zastanawiać, czy to dobry pomysł. Jego współlokator malkontent miał skłonności do podbierania rzeczy z lodówki, kompletnie się nie przejmując tym, że to cudze.

Krzysiek zawrócił. Nie chciał ryzykować straty tak drogiej, jak na jego warunki, whisky. Może nie był największym smakoszem tego trunku, ale cena sugerowała, że ta będzie lepsza niż klasyczny Johnnie Walker. Postanowił odstawić butelkę na miejsce i przygotować dużą ilość lodu.

Usłyszał dźwięk powiadomienia. Podszedł do telefonu, który leżał na biurku obok laptopa. Wąski pasek na ekranie informował go o nadchodzącym kolokwium. Klepnął się w czoło.

– Zapomniałem zupełnie – powiedział.

– Oczym zapomniałeś? – odezwał się Kuba.

– Niby jak to usłyszałeś? – zapytał Krzysiek. – Jak czegoś od ciebie chcę, to milczysz, a jak gadam do siebie, to wielce zainteresowany jesteś.

– Czepiasz się – skwitował.

Sam się czepiasz, pomyślał. Momentami miał go naprawdę dosyć, ale to było jego mieszkanie i musiał się dostosować. Nie zwracając już uwagi na nic, usiadł przy biurku i otworzył laptopa. Na pulpicie widniał plik PDF o wymownej nazwie „kolos 2”. Otworzył go, a jego oczom ukazała się strona gęsto zapisana informacjami o historii południowej Europy. Szybko przeleciał do końca pliku i ku jego zdziwieniu każda strona wyglądała tak samo. Ciągi liter od lewej do prawej. Całe pięćdziesiąt stron.

Chyba nici ze świętowania. spojrzał na zegarek. Miał sześć godzin do powrotu Moniki z uczelni. To sporo, ale nigdy nie musiał uczyć się na ostatnią chwilę. Gdyby tylko jego fascynacja koncertem pozwalała mu myśleć o tak przyziemnych sprawach, pewnie załatwiłby to wcześniej. A tak obudził się z ręką w nocniku.

Zabrał się za czytanie linijka po linijce, nie chcąc tracić czasu. Ale czuł coraz większe znużenie. Po pierwszej stronie musiał się podnieść z krzesła, porozciągać zastane stawy. Pokręcił się chwilę po pokoju, szukając motywacji. Nie miał za wiele miejsca na spacery, gdyż pomieszczenie było zastawione przez łóżko, biurko i niewielką szafę. Wystarczało to na podstawowe potrzeby, jednak marzyła mu się większa przestrzeń.

Wyciągnął z szuflady mały, przenośny głośnik i postawił go na blacie. Połączył z nim telefon, po czym zaczął przeglądać ulubione playlisty. Uwielbiał muzykę, słuchał jej niemal cały czas. Był wielkim fanem rocka, ale potrafił rozpływać się także przy innych gatunkach. Po chwili zastanowienia zdecydował się na elektronikę, tę subtelną, okraszoną delikatnym kobiecym wokalem.

Dźwięki rozeszły się po pokoju. Za każdym razem, kiedy głośnik rozbrzmiewał, Krzysiek czuł się zmieszany. Nie było tragicznie, ale mimo to wiele tonów gubiło się w tym małym sprzęcie. Przypominał sobie wtedy o świetnym nagłośnieniu, które kiedyś miał okazję testować u swojego kumpla. Jego ojciec był fanatykiem dobrego brzmienia, dlatego ich zestaw audio przyprawiał o dreszcze.

Minęła piosenka, zanim Krzysiek wrócił na ziemię i usiadł z powrotem do nauki. Rytmiczne uderzenia cyfrowych bębnów uspokajały jego myśli. Kolejne strony opracowania mijały mu znacznie szybciej. Nim się obejrzał, był już w połowie czytania.

Wtedy głośnik odmówił posłuszeństwa. Krzysiek wybił się z rytmu. Zaczął przetrząsać szufladę w poszukiwaniu ładowarki, ale jej tam nie było. Znowu musiał się podnieść. Rozejrzał się po pokoju, zerknął do szafy i pod łóżko. Zdenerwował się na złośliwość rzeczy martwych.

– Kuba! – zawołał.

Odzew nie nadszedł, dlatego zdecydował się pofatygować do drugiego pokoju. Wszedł bez pukania, na nieszczęście swoje i współlokatora.

– Co jest? – krzyknął Kuba. W tym momencie Krzysiek wyskoczył z pokoju.

– Przepraszam, nic nie widziałem – skłamał.

Kuba wyłączył przeglądarkę i podciągnął spodnie. Podenerwowany poderwał się z łóżka i wyszedł z pokoju.

– Co cię napadło? – zapytał wkurzony.

– Chciałem zapytać, czy nie widziałeś gdzieś mojej ładowarki do głośnika. Przepraszam.

– Puka się – warknął. – Nikt cię nie zapraszał do pokoju.

– Oj, dobra, daj już spokój. Nic nie widziałem. Więcej się to nie powtórzy, obiecuję – powiedział i odsapnął. – To masz tę ładowarkę?

Kuba zamyślił się. Nerwy schodziły z niego stopniowo, aż w końcu wypuścił powietrze ze świstem.

– Sprawdzę. Tylko serio, nigdy więcej takich sytuacji.

Wrócił do pokoju. Krzysiek był zakłopotany. Nie wiedział, czy czekać przy wejściu, czy wrócić do siebie. Ostatecznie poszedł do kuchni i nalał sobie soku. Sączył pomarańczowy płyn i patrzył przez okno. Widział z niego drugi blok, pokryty kolorowym tynkiem budynek z wielkiej płyty. Taki sam jak ten, w którym mieszkał i jak dziesiątki innych na osiedlu. Przytłaczało go to otoczenie. Momentalnie zapragnął wyjechać za miasto.

Na myśl przyszło mu ognisko, ekipa kumpli i gitary. Prawie poczuł zapach opiekanych kiełbasek i smak zimnego piwa. Rozmyślania przerwał mu Kuba.

– Nic nie mam – rzekł. – Może to Monika ją wzięła.

– Dobra, dzięki – odparł i dopił swój sok.

Obaj wrócili do swoich pokoików. Krzysiek kolejny raz usiadł przy biurku. Popatrzył na ekran pokryty tekstem. Kompletnie nie wiedział, co robić, bo jego neurony odmawiały przyjmowania informacji. Mózg generował całe melodie, które w normalnych warunkach opuszczałyby głośnik, pieszcząc jego uszy drganiami. Niestety nie było mu to dane, przez co nie potrafił się skupić.

Popatrzył na zegarek. Nadal zostało mu mnóstwo czasu i powinien go wykorzystać. Wstał kolejny raz i przeszedł do pokoju Moniki. Nie zamykała go na klucz, wszyscy tutaj ufali sobie wzajemnie. Przestąpił próg pokoju, który poza kilkoma elementami wyglądał identycznie jak jego. Zajrzał do szuflady w biurku. Ładowarki nie było, za to odkrył coś, czego chyba nie powinien.

Wszufladzie leżało zdjęcie, na którym Monika całowała się z jakąś dziewczyną. Krzyśkowi zrobiło się słabo. Od początku trochę się w niej podkochiwał. Czasem gadali po pijaku o swoich fantazjach, jak to pijani ludzie. Teraz zaczął sobie przypominać, że często wspominała o kobietach, ale Krzysiek myślał, że to tylko żarty. Monika nigdy się nie określiła.

Szybko zamknął szufladę. Nie wiedział, co myśleć. Nie powinien się dowiedzieć w ten sposób. Nie był też pewien, jak się zachowywać. Udawanie, że niczego nie wie, może się okazać dla niego zbyt trudne. Na dźwięk przekręcanego klucza w drzwiach podskoczył. Po chwili wybiegł na korytarz i stanął naprzeciw Moniki.

– Hej, co ty taki sparzony? – zapytała, zdejmując buty w przedpokoju.

– Anic – odpowiedział zakłopotany. – Nie widziałaś może mojej ładowarki do głośnika? Taka czarna.

– Nie, ale możesz wziąć moją. Chyba jest taka sama. Chodź, zaraz jej poszukam. – Minęła go i weszła do swojego pokoju.

Krzysiek zamarł, gdy zbliżyła się do biurka. Otworzyła szufladę, chwilę pogrzebała, potem zajrzała do kolejnej. Odwróciła się sprężyście z ładowarką w dłoni.

– Trzymaj – mówiąc to, rzuciła nią w kierunku współlokatora. – Nie musisz się śpieszyć z oddaniem, dzisiaj raczej z niej nie skorzystam. Idziesz coś zjeść ze mną?

– Yyy, spoko – zawahał się. – Co proponujesz?

– Chinol – odpowiedziała bez namysłu. – Mam smaka na kurczaka – roześmiała się.

– Dobra, tylko podłączę swój głośnik. Jeszcze raz dzięki za ładowarkę – powiedział ucieszony.

Wrócił do swojego pokoju, podłączył urządzenie i opadł na łóżko. Było mu głupio, że sam grzebał w jej rzeczach, poza tym niespodziewane odkrycie wywróciło mu świat do góry nogami. Ciągle w głębi duszy liczył, że uda im się związać. Marzenie legło w gruzach, ale wiedział też, że miłość platoniczna będzie w nim kwitła dalej.

– Idziesz? – usłyszał z korytarza. – Spieszy mi się trochę.

– Już, już – wydukał, wstając z łóżka. – Gdzie tak pędzisz?

– Umówiłam się, bo jutro wolne i mogę poszaleć – mówiła podnieconym głosem. – Może też chcesz iść? Poznasz moją przyjaciółkę i pewnie parę innych osób.

– Nie dam rady, mam kolokwium jutro, a jeszcze dużo nauki przede mną. – Rozmasował sobie kark.

Monika do niego podeszła, spojrzała mu w oczy i pogładziła po policzku.

– Oj, Krzysiu – pokręciła głową. – Jutro nie ma zajęć na uczelni. Rektor dzisiaj to ogłosił, ale masz prawo nie widzieć, nie było cię. Nikt ci nie przekazał?

– Co za ludzie… – wysyczał przez zęby. Wkurzył się, ale poczuł ulgę.

– Czyli dasz się wyciągnąć na piwo?

Przytaknął. Wyszli z mieszkania i ruszyli w stronę najbliższego lokalu z chińszczyzną. Uważali go za najlepszy w mieście, a zdarzało im się jadać w różnych miejscach. Tutaj mięso wydawało się najświeższe. Zamówili kurczaka w sosie słodko-kwaśnym z ryżem. Studencki klasyk, kiedy musisz się najeść za grosze, ale mimo wszystko liczysz na jakikolwiek smak.

– Mam dla ciebie niespodziankę – sięgnął do kieszeni po telefon. Otworzył odpowiedniego maila i pokazał Monice. – Zobacz tylko.

Spojrzała w ekran i oniemiała. Krzysiek widział, jak rozchylają się jej wargi, a potem twarz przepełnia radość.

– Fantastycznie! – prawie krzyknęła. Wszyscy goście w lokalu odwrócili się w ich stronę. – Super, że zdążyłeś. Gdzie mamy miejsca?

– Niestety na trybunie. Trochę się zagapiłem, potem serwery wymiękały – mówił przejęty. – Grunt, że się udało. Będziemy się świetnie bawić.

– Genialnie – zachwycała się dalej. – Aty chyba nie jesteś za bardzo szczęśliwy – stwierdziła.

– Dlaczego tak sądzisz? – zdziwił się.

Załamała ręce. Patrzyła na niego jak na głupka, ale nim zdążyła coś powiedzieć, zawołano ich po odbiór zamówienia. Kurczak w sosie parował, tworząc przed nimi obłoki. Nim zabrali się za jedzenie, Monika zdecydowała się wrócić do tematu:

– Wyglądasz na przybitego, po prostu. Nie pamiętam, żebym przekazała ci złe wieści – skrzywiła się.

– To nie twoja wina – zapewnił.

– Powiedz, co się stało. Mnie możesz powiedzieć, chyba jesteśmy przyjaciółmi.

Chyba tak, pomyślał. Patrzył na nią zauroczony, ona zaś na niego jak na kumpla. Żałował jak cholera, że nic już z tego nie będzie. Ale sam jest sobie winien, był zbyt długo bierny i nie potrafił przyznać się do swojego zainteresowania jej osobą. Katował się w myślach, dopóki jej spojrzenie nie wyrwało go z letargu.

– To jak będzie? – zapytała znad talerza. Nabrała kurczaka na widelec i podmuchała.

– Tak – odpowiedział nieobecny. – Przepraszam, coś ze mną dzisiaj nie tak.

– Widzę, dlatego chcę ci pomóc.

– Chodzi o ciebie – wypalił.

Monika prawie upuściła widelec.

– Słucham – powiedziała, zachęcając do kontynuowania wątku.

– Podobasz mi się – chciał powiedzieć więcej, ale urwał. To i tak był dla niego wyczyn ponad miarę.

– Miło mi – roześmiała się. – Ale to nie jest problem. Nie potrafisz ukrywać uczuć, rozgryzłam cię już dawno.

– Serio? – Zamurowało go. – Jakim cudem?

– Oj, Krzysiek. Przecież przez mieszkanie razem można poznać człowieka. Tym bardziej że wcale się nie kryłeś ze swoją sympatią. Zawsze masz maślane oczy, kiedy rozmawiamy. – nieprzerwanie się uśmiechała, wzmagając bicie serca swojego rozmówcy.

Krzysiek chciał zaryzykować i powiedzieć coś więcej, ale paraliżował go stres. Zresztą już sam nie wiedział, co byłoby najbardziej na miejscu. Wstał i przeprosił. Schował się w toalecie, patrzył na swoje odbicie w lustrze. Poklepał się po twarzy. Wrócił do stolika.

– Musiałem umyć ręce, czymś się upaćkałem – powiedział.

– Popatrz na mnie. – zrobiła poważną minę. – Tylko bez wykrętów. Co się stało? Zrozumiem wszystko, bo już niejedno widziałam.

– To jest głupie i nie powinno się wydarzyć – westchnął. – Bo wiesz, z tą ładowarką wyszło tak, że sam chciałem jej u ciebie poszukać i trafiłem na twoje zdjęcie z jedną dziewczyną.

– Ha, ha – roześmiała się, znów skupiając uwagę sali. – To zdjęcie to są licealne wygłupy po pijaku. Aleś wymyślił. – pokręciła głową, poprawiła włosy. – Ato, że grzebałeś mi w rzeczach, mogę wybaczyć. Dzięki tobie pojadę na świetny koncert.

– To skoro już wszystko jasne…

– Nie, zostańmy przyjaciółmi – przerwała mu. – Nie szukam obecnie partnera, czuję się świetnie sama i chciałabym to podtrzymać. Ale nie czuj się urażony, jesteś świetnym gościem – zapewniła.

– Zawsze to słyszę. Jedzmy i chodźmy, w końcu się spieszysz – postanowił.

Szybko dokończyli posiłek w ciszy. Krzysiek nie był pewien, jak się czuć. Poczuł ulgę, a jednocześnie dostał kosza, więc powinien być przybity. Ale ma też super przyjaciółkę, która potrafi go wysłuchać i kocha muzykę tak samo jak on.

* * *

Klub był niewielki, dla niektórych może nawet ciasny. Sufit był nisko i mógł przytłaczać. Ewidentnie nie było to miejsce dla kogoś z klaustrofobią, zwłaszcza teraz, kiedy było pełno ludzi. Wszyscy zebrani stali z plastikowymi kubeczkami w dłoniach i czekali na przybycie gwiazdy wieczoru.

– Powinni już wychodzić – niecierpliwiła się Magda. – Za każdym razem to samo.

– Nie narzekaj, ważne, że w ogóle dorwałyśmy bilet – uspokajała ją Ania.

– Dobra, masz rację – przyznała.

Ubrane wygodnie, prawie tak samo jak wszystkie zebrane tu panie. Czarne obcisłe spodnie lub dżinsy, biały lub szary top z nadrukiem oraz czarna torebka ze skóry przewieszona przez ramię. Skórzane kurtki zostały w szatni.

Wpewnym momencie rozległ się pisk, tłum zaczął przepychać się pod scenę, niektórzy zbierali kuksańce pod żebra. Na scenie pojawił się zespół złożony z czterech osób. Podeszli do swoich instrumentów, frontman chwycił za mikrofon i przemówił do publiki:

– Witamy! – warknął chropawym głosem. – Jesteśmy DarkFlame, jesteście gotowi na mocne uderzenie?

Wodpowiedzi rozległ się jazgot damskich gardeł i mniej słyszalny ryk podpitych już facetów. Zespół uznał to za pistolet startowy, perkusja wyznaczyła rytm, za nią ruszyły gitary i bas. Tłum zaczął podskakiwać, wywołując drżenie fasad. Magda i Ania były w samym środku ludzkiej masy, przesuwały się razem z nią, zatracając wszelką swobodę ruchów.

Po pierwszej piosence zespół nie zostawił przerwy na odpoczynek i od razu przeszedł do utworu numer dwa. Publika stała się jeszcze głośniejsza. Niemi obserwatorzy zza baru tylko czekali, aż któryś z uczestników podejdzie spragniony do wodopoju. Nie trwało to długo, osoby stojące na obrzeżach prędko zaczęły się wykruszać w poszukiwaniu napitku.

Przy trzeciej piosence Magdę i Anię wyniosło nieco na bok. Skorzystały z okazji i również podeszły do baru.

– Ale świetnie grają – Ania starała się przekrzyczeć muzykę.

– Wiedziałam, że tak będzie. A ten wokalista jest przystojniejszy niż na zdjęciach, podoba mi się – rozmarzyła się.

– Nie bądź głupia. Po robocie pewnie pójdą się zapić gdzieś na zamkniętej imprezie, tyle z twojego romansu – próbowała ściągnąć koleżankę na ziemię.

– Od razu romansu – przekomarzała się. – Chciałabym z nim tylko pogadać.

– Już widzę to twoje gadanie. Pokazałabyś mu cycki, a potem wróciłabyś bez majtek do domu.

– Świnia! – powiedziała z uśmiechem na twarzy.

Wypiły po szybkim drinku i wróciły między ludzi. Po czwartej piosence wokalista zaczął przemawiać:

– Dziękujemy, że jesteście i bawicie się tak dobrze jak my. – Uniósł do góry pięść, gitara zwisała mu na pasku. Tłum zareagował entuzjastycznie. – Wiecie, jak to jest: jeżeli wkładasz w coś miłość, to chcesz, żeby ta miłość do ciebie wróciła. Tworzymy naszą muzykę z pasji, zawsze chcieliśmy to robić. Teraz nasza miłość do muzyki wraca dzięki wam wszystkim. Dziękujemy raz jeszcze.

Dźwięk ostrych gitar poniósł publikę w dzikiej euforii. Ciała unosiły się i opadały, tworząc wrażenie wzburzonego morza. Frontman w przypływie adrenaliny odłożył gitarę, po czym skoczył w podniecony tłum. Na wyciągniętych rękach przenieśli go prawie pod sam bar. Magda próbowała powiedzieć coś przyjaciółce.

– To było ekstra! – krzyczała jej do ucha. – Poza tym dotknęłam jego tyłka.

– Jesteś świruską! – odparła Ania.

Koncert zmierzał ku końcowi, ale zespół nie zwalniał tempa. Wśród ludzi można było znaleźć paru zmęczonych już osobników, którzy dyskretnie opuszczali zbiegowisko. DarkFlame podziękował za świetny wieczór, po czym zszedł ze sceny żegnany oklaskami. Muzycy wrócili na jeden szybki bis i wklubie nastała cisza. Kręciły się jedynie małe grupki ludzi, którzy liczyli na zdjęcie z zespołem i ewentualny podpis na dekolcie. Każdy robi to, co lubi.

Magda i Ania również czekały, same nie wiedziały na co dokładnie. Zamówiły drinki, przy których próbowały ostudzić emocje.

– Było super – powiedziała zmęczonym głosem Magda. Odchrząknęła. – Musimy to powtórzyć w najbliższym czasie.

– Przecież nie zagrają u nas w mieście przez najbliższe pół roku co najmniej – ostudziła jej zapał.

– Za nimi mogę i na drugi koniec kraju pojechać – westchnęła.

– Niewątpliwie.

Wśród grupek pojawiło się poruszenie. Członkowie zespołu wyłonili się zza kulis w świetnych humorach. Po twarzach było widać, że również studzili emocje alkoholem. Przywitali się z każdym, kolejno ustawiali się do zdjęć oraz rozdawali autografy. Na piersiach też, ku uciesze fanek i niektórych fanów. Magda i Ania również do nich podeszły, kiedy zrobiło się już luźniej.

– Hej, wspaniały koncert – powiedziała entuzjastycznie Magda. – Od dzisiaj jestem waszą największą fanką.

– Miło mi to słyszeć – odparł wokalista. Widać było, że jest naturalnym frontmanem, bo reszta chyba nie lubiła zbyt wiele mówić.

– Gdzie gracie następny koncert? – dopytywała.

– Wiesz co, sam już nie wiem. Zawsze muszę to sobie zapisywać. Benek – zwrócił się do perkusisty. – Gdzie gramy za tydzień?

Muzyk zaczął mielić w głowie dane, aż dotarł do odpowiedzi.

– Prawdopodobnie Szczecin, ale ręki nie dam sobie uciąć.

– Idobrze, bo nie znajdziemy w tydzień drugiego perkusisty, który może tyle wypić i nie zgubić rytmu. – Zespół się roześmiał. – Jedziecie z nami?

– Chętnie zobaczę was jeszcze raz. – Magda puściła filuterne spojrzenie w stronę wokalisty. – Jesteście super.

Muzyk uśmiechnął się zawadiacko, poprawił grzywę. Ania stała nieco z boku i patrzyła na to wszystko, nie wiedząc jak się zachować. Czuła się dziwnie, obserwując, jak koleżanka pożera wzrokiem kolesia z zespołu. Zrobili sobie zdjęcie. Magda przylgnęła do wokalisty nienaturalnie blisko, ale jemu to nie przeszkadzało.

– Liczę, że jeszcze się spotkamy – powiedział uradowany. – Atak w ogóle, jestem Bartek. – Wyciągnął rękę. – Chłopaki mówią na mnie Miki. A ty jak się zwiesz?

– Magda. Dlaczego akurat Miki? – zaciekawiła się.

– Opowiem ci w Szczecinie. – Puścił oczko. – Trzymajcie się.

Zespół odbębnił kontakt z fanami, po czym zniknął gdzieś na zapleczu. Magda wyszła z klubu uradowana, tuż za nią człapała Ania. Nie podzielała euforii swojej koleżanki.

– Co to było? – zapytała wkurzona.

– Jak to co? Poznałam się z zespołem, też mogłaś.

– Dziewczyno. – Klepnęła się w czoło. – Gdyby nie ludzie wokół, to byś mu zdjęła spodnie. Hormony ci buzują?

– Może – odparła niewzruszona.

– Prosisz się o kłopoty.

– Oj, daj spokój. Jestem młoda, muszę się bawić – przekonywała.

– Ciekawe co powiedzą twoi rodzice na wyjazd do Szczecina.

– Nie muszą wiedzieć. Kryj mnie, a najlepiej jedź ze mną.

– Zwariowałaś – wzruszyła ramionami. – Nigdzie nie pojadę.

– Ale będziesz mnie kryć? Powiesz, że jestem u ciebie, że mamy jakiś projekt zrobić. Mogę na ciebie liczyć, prawda? – bardziej stwierdziła niż spytała.

Ania zmierzyła ją wzrokiem. Było jej trochę przykro, trochę była zła, a trochę smutna. Nie poznała tego uczucia wcześniej. Magda była jej wzorem. Zawsze błyszczała w towarzystwie, nawiązywała znajomości od ręki, potrafiła być stanowcza, a co najważniejsze – była świetną laską. Za każdym razem, gdy Ania zasypiała, myślała o tym, jak jej dorównać.

Były chwile, kiedy Magda okazywała się mentorką. Służyła radą w wielu kwestiach, między innymi modowych, czasem też sercowych. Była jej przyjaciółką, dlatego Ania czuła się w obowiązku, żeby odwzajemnić wsparcie.

– Dobra, rób, co chcesz. – Uniosła ręce w geście „Ja nic nie wiem”.

* * *

– Wyprostuj się, palce kładź delikatnie na klawiszach – instruował. – To nie jest komputer, nie musisz się śpieszyć.

– Dobrze, dziadku – odparł grzecznie siedmiolatek.

Kazimierz patrzył dumnie spod przymkniętych starością powiek na swojego wnuka. Młody Igor zaraził się pasją do muzyki, uwielbiał słuchać, jak dziadek gra na pianinie, z czasem sam chciał na nim grać. Ćwiczyli od miesiąca, toteż świeży adept dopiero zaczynał poznawać bardziej zaawansowane melodie niż Wlazł kotek na płotek. Był pojętnym uczniem, dlatego Kazimierz nie zwalniał tempa nauki.

– Ok, możemy zaczynać. Palce kładziesz tutaj, druga ręka tutaj. – Ustawiał wnuka jak zabawkową figurkę. – Świetnie, możemy zaczynać.

Igor niepewnie nacisnął pierwszy klawisz, najdelikatniej jak potrafił. Za nim w ruch poszły kolejne palce, klawisze się zapadały, a pojedyncze dźwięki tworzyły melodię. W końcu urwał, wstrzymał rękę tuż nad klawiaturą.

– Co się stało? – zapytał dziadek z troską.

– Nie pamiętam co dalej – odparł z przejęciem. – Przepraszam.

– Igorku, nie przejmuj się. To ma być zabawa. – Chwycił wnuka za ramiona delikatnie drżącymi dłońmi. – Popatrz na mnie. To nie jest szkoła, nie ma ocen. Bawimy się.

– Zagrasz resztę piosenki? – zapytał.

Dziadkowi zrobiło się przykro, ponieważ nienawidził odmawiać swojemu jedynemu wnukowi. Niestety dzisiaj stawy nie dawały mu spokoju, każdy ruch palcami generował strzykanie i tępy ból. Dziękował bogu, że doczekał się bycia dziadkiem, ale żałował, że nie stało się to wcześniej. Córka robiła karierę tak długo, że dopiero przed czterdziestką zdecydowała się na dziecko. Na dodatek kariera nie była taka, jaka miała być.

Kazimierz popatrzył na swojego wnuka, ta kochana buźka, która jako jedyna jeszcze porusza jego stare serce. Nie chciał go zawieść. Przybrał postawę, której uczył Igora, jego ręce zawisły nad klawiaturą. Palce opadły z gracją na konkretne klawisze, melodia wróciła na właściwe tory.

Igor patrzył z zadowoleniem na dziadka. Uwielbiał tę melodię, a według niego to dziadek najlepiej ją grał. Wnuczek bezwiednie poruszał palcami w powietrzu jakby grał na niewidzialnym pianinie. Kazimierz natomiast zaciskał zęby, starając się ignorować ucisk w stawach, który stopniowo przeradzał się w nieznośne kłucie. Po chwili przestał grać razem z końcem taktu.

– No dobra, wystarczy na dzisiaj – zarządził. Dyskretnie rozmasowywał ból.

– Jutro też pogramy?

– Jeśli mama cię przywiezie, to chętnie – zapewnił Kazimierz.

– Super. Pójdziemy na lody?

– No jasne. Leć zakładać buciki.

Igor zeskoczył z krzesła i pobiegł do przedpokoju. Dziadek powoli wstał, spróbował choć trochę rozprostować kręgosłup. Przeszedł przez salon. Nie było tu zbyt wiele rzeczy: kanapa, stolik, pianino i regał z książkami. Przez duży metraż wydawało się tu pusto, jednak Kazimierz nie potrzebował więcej gratów. Cenił sobie to, że nie musiał się przeciskać między zbędnymi meblami.

Wyszedł na korytarz. Na ścianach pozawieszane były przeróżne ramki na zdjęcia. Kazimierz zatrzymał się przy jednej z nich, na której był on i jego świętej pamięci żona. Ona niestety nie doczekała się wnuka. Przypomniały mu się wszystkie kłótnie między nią a córką, głównie o zwlekanie z założeniem rodziny. Poprawił ramkę, niwelując niewidoczne przekrzywienie.

– Idziesz? – krzyczał już z dworu Igor.

– Już, już – uspokajał go. – Nie pali się przecież.

Ledwo unosząc stopy, podreptał do wyjścia. Narzucił na plecy kurtkę, wsunął buty. Zawsze na końcu zaciągał na głowę kaszkiet, który dostał od żony niedługo przed jej śmiercią. Dziwił go fakt, że utożsamiamy bliskich nam ludzi z prostymi przedmiotami, ale to było łatwe. Taki skrót do wspomnień, bardziej intymny niż zdjęcie.

Gdy wyszedł przed dom, zobaczył swojego wnuka, który nie potrafił ustać w miejscu. Bujał się, podśpiewywał coś pod nosem. Nie umiał się nudzić, co bardzo cieszyło Kazimierza, zwłaszcza w dobie wszechobecnych komputerów. Widział w Igorze siebie sprzed blisko siedemdziesięciu lat.

– Jakie lody dzisiaj zjemy? – zapytał chłopiec, łapiąc dziadka za rękę.

– Jakie tylko sobie życzysz. Nie wiadomo, co znajdziemy w sklepie.

– Ja chcę Big Milka w czekoladzie – oznajmił.

Szli wzdłuż jezdni żwirowym poboczem. Igor kopał napotkane kamyczki i obserwował, jak albo lądują w rowie, albo skaczą po ulicy. Wzburzał przy tym tumany piachu, co nie podobało się dziadkowi. Klepnął wnuka po ramieniu, a gdy ten spojrzał w górę, pokazał mu ręką, żeby więcej tak nie robił.

Powoli zbliżali się do małego sklepu, najbliższego spożywczego w okolicy. Do dużego supermarketu musieliby się wybrać samochodem, którego Kazimierz nie posiadał. Odpuścił sobie prowadzenie auta, kiedy stwierdzono u niego kurzą ślepotę. Nie przeszkadzało mu to w jeździe za dnia, ale tak się wystraszył, że już następnego dnia sprzedał samochód jednemu z mieszkańców wsi.

Weszli do sklepu, od razu przywitała ich pani sprzedawczyni. Igor podbiegł do lodówki, stanął na palcach i zaczął przyglądać się przez szybę ukrytym w niej smakołykom. W końcu zdecydował, niemal nurkując w skrzyni pełnej lodów, i wyciągnął swoją zdobycz.

Kazimierz, widząc spojrzenie wnuka, podszedł do lodówki i również wyjął jedną przekąskę. Zapłacił i wyszyli. Igor od razu rozerwał opakowanie i oddał się słodkiej przyjemności. Dziadek trzymał swojego loda, ani myśląc go otwierać. Nie mógł sobie pozwolić na tak zimne rzeczy, bolały go wszystkie zęby, które zdołały się ostać.

Kiedy wrócili, Kazimierz szybko schował swojego loda do zamrażarki. Igor nigdy tego nie zauważył, bo za każdym razem był zbyt przejęty jedzeniem. Kiedy nie było odpowiedniej pogody na spacer, dziadek wyjmował awaryjnego loda z zamrażarki ku uciesze małego muzyka. Wnuk skończył zajadać, wytarł usta w rękaw, kiedy dziadek nie patrzył, potem usiadł przy pianinie.

– Zagrajmy jeszcze raz – zaproponował. – Tym razem mi się uda.

Zapał tego małego człowieka po raz kolejny wzruszył stare, skołatane serce. Kazimierz usiadł obok, patrzył, jak Igor przyjmuje postawę, jak zaczyna grać. Dźwięki wywołały już dawno zapomniane ciarki na plecach, w oku zakręciła się łza. Kochał tego szkraba ponad wszystko.

DALSZA CZĘŚĆ DOSTĘPNA WWERSJI PEŁNEJ