Sonar - Monika Czugała - ebook
NOWOŚĆ

Sonar ebook

Monika Czugała

4,7

130 osób interesuje się tą książką

Opis

Historia o zemście, zdradzie i uczuciu, które nigdy nie powinno się narodzić.

Lilith, Mroczna Elfka i doskonale wyszkolona Skrytobójczyni, od wieków tropi i eliminuje wampiry. Nie ma sobie równych. Jej imię budzi postrach, a śmierć podąża za nią. Został jej już tylko jeden cel – Sonar, Książę Dzieci Nocy, najpotężniejszy z wampirów i ostatni na liście.
Będąc o krok od dokonania zemsty Lilith zostaje złapana i wtrącona do lochów księcia. Poddawana okrutnym torturom, nie daje się złamać. W sąsiedniej celi pojawia się tajemniczy wampir, Simon, który obiecuje pomoc zarówno w ucieczce, jak i w likwidacji Sonara. Czy naprawdę może zostać nieoczywistym sprzymierzeńcem?
Współpraca z wampirem to ogromne ryzyko, ale Lilith nie ma wyboru. Wspólna ucieczka i przygotowania do walki zbliżają ich do siebie, aż granice między nienawiścią a fascynacją zaczynają się zacierać.

ZANURZ SIĘ W MROCZNY ŚWIAT ZEMSTY. PAMIĘTAJ: ONA NAJLEPIEJ SMAKUJE NA ZIMNO.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 245

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,7 (15 ocen)
12
2
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Mmkkiel

Dobrze spędzony czas

Wow, fajna, wciągająca, potrzebuję kolejną część na już ! 😀
10
siyah_kiki

Nie oderwiesz się od lektury

Wampiry, Elfy, najlepszy przyjaciel i mroczny nieznajomy a to wszystko na tle żądzy zemsty. To wszystko i chęc poznania wszystkich tajemnic sprawi, że nie oderwiesz się od lektury!
10
Madzik083

Nie oderwiesz się od lektury

polecam ❤️‍🔥
00
AnetaMatysek

Nie oderwiesz się od lektury

Super podobała mi się i jestem ciekawa dalszych części 😍
00
Star88

Nie oderwiesz się od lektury

💞boskie
00



Copyright © by Monika Czugała

Copyright © by Wydawnictwo MonArt

Wszystkie prawa zastrzeżone. Zakaz kopiowania i udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.

Redakcja i korekta: Monika Czugała

Skład, łamanie i przygotowanie e-booka: D.B. Foryś www.dbforys.pl

Projekt graficzny okładki: Kamila Polańska Ig: design_your_cover_with_me

Zdjęcie na okładce: © DJINN 369/stock.adobe.com

Wydanie I

ISBN: 978-84-09-76011-4

Wydawnictwo MonArt

Zemsta najlepiej smakuje na zimno

Dalej, Lilith, przecież już nie raz to robiłaś.

Kolejne powalone drzewo nie stanowiło dla mnie przeszkody, zgrabny skok i już byłam po drugiej stronie, aby bezszelestnie kontynuować wędrówkę. Każdy dzień mojego długiego życia prowadził mnie właśnie tutaj. Palce same zacisnęły się na chłodnej rękojeści ulubionego sztyletu, wygładzonej setkami godzin treningu. Kaptur opadł mi na twarz, z irytacją odgarnęłam go z oczu. Zadarłam głowę do góry i spojrzałam na rozciągający się przede mną zamek.

Wciąż znajdowałam się w lesie, jednak gęste korony drzew nie były w stanie ukryć przede mną potężnej budowli. Zamczysko górowało nad resztą miasta, rzucając złowrogi cień na wszystkich jego mieszkańców. Ściągnęłam wargi w wyrazie niezadowolenia. Tylko patrząc na to miejsce w moim ciele wzbierała się wściekłość.

Spuściłam wzrok, wzięłam głęboki wdech i kontynuowałam marsz. Musiałam dostać się do środka, odnaleźć Księcia, a następnie zatopić srebrny sztylet w jego zimnym sercu. Kącik ust drgnął mi w zwycięskim uśmiechu. Niemal czułam na swoich palcach jego ciepłą krew.

Przestań, szybko zganiłam się w myślach. Na tryumf przyjdzie jeszcze czas, kiedy to wreszcie zrealizuję swoją zemstę.

Dotarłam na skraj lasu i zatrzymałam się przy jednym z drzew. Następnie kucnęłam, uważnie obserwując otoczenie. Był środek nocy, ale moje oczy doskonale widziały w ciemności. Moja rasa była stworzona do polowania i życia w podziemiach. A jednak została odnaleziona i sterroryzowana przez znudzonego wampira.

Całe wieki czekałam na ten moment. Szkolono mnie w miejscu stworzonym do jednego celu, zabijania wampirów. Spędziłam tam wiele długich lat, zagłębiając się w tajniki fachu. Aż w końcu zostałam Skrytobójczynią. I to nie byle jaką, bo najlepszą ze wszystkich. Ćwiczyłam swoje umiejętności polując i zabijając kolejne wampiry.

A teraz stałam u podnóża zamku, w którym mieszkał ich władca. Sonar z klanu Black Coven. Książę Dzieci Nocy. Mój największy wróg.

Kaptur spadł mi na ramiona. Związałam swoje długie, czarne włosy na karku, odsłaniając przy tym spiczaste uszy. Wytężyłam słuch, ale nie wyczułam w pobliżu żadnego strażnika. Uśmiechnęłam się pod nosem, amatorzy.

Podbiegłam do ściany. Z kieszeni wyciągnęłam specjalnie zabezpieczone sztylety i wbiłam je w szczeliny. Rozpoczęłam żmudną wspinaczkę. Byłam jedną z Mrocznych Elfów, smukła, zwinna i zaskakująco silna, nawet jak na moją rasę. W połączeniu z nabytymi umiejętnościami stałam się niezwyciężoną zabójczynią. Przez wieki budowałam swoją legendę, aby w końcu stanąć twarzą w twarz ze swoim ostatnim celem.

Tym najważniejszym ze wszystkich krwiopijców.

Ostrożnie wyjrzałam znad krawędzi i po prawej stronie zobaczyłam dwóch rozmawiających ze sobą strażników. Ubrani w ciemne obcisłe stroje na pewno byli wojownikami. Nie zdołałam powstrzymać kolejnego uśmiechu. Wygląda na to, że zabawa dopiero się zaczyna.

Przez chwilę zawisłam na jednym ręku, drugi sztylet wbijając nieco niżej, abym mogła oprzeć na nim stopę. Przytrzymałam się przez chwilę, dając obciążonej ręce czas na krótki odpoczynek. Potem sięgnęłam po swoje maleństwo.

Pora rozpocząć przedstawienie.

– Pomocy! – zawołałam, siląc się na rozpaczliwy ton. – Na miłość bogów, ktoś mnie słyszy?!

Szybkie i zwinne wampiry w ułamku sekundy znalazły się przy krawędzi, nad którą zwisałam. Na początku zobaczyli przerażoną kobietę. Potem dostrzegli również czarne jak smoła oczy i spiczaste uszy. Kiedy oni wciąż pochylali się nade mną, ja uśmiechnęłam się zwycięsko.

– Niespodzianka, pijawki – rzuciłam.

W ułamku sekundy podciągnęłam się do góry. Sztylet przeciął powietrze bezszelestnie, po czym zatrzymał się na krtani pierwszego. Drugi nie zdążył nawet krzyknąć. Nie dałam im czasu na reakcję. Kiedy oni upadli martwi, ja dostałam się na zamek. Szybko zabrałam ze sobą noże, których użyłam do wspinaczki. Wytarłam sztylet z krwi wampirów i trzymając go mocno, zaczęłam węszyć.

Wielokrotnie widziałam zamek na ilustracjach, ale nigdy nie podeszłam do niego wystarczająco blisko. Domyślałam się, że komnata Sonara znajduje się na samym szczycie, jak na pieprzonego księcia przystało. Wobec tego wespnę się tam, gdzie on.

Bezszelestnie przemykając cieniami z każdą kolejną minutą znajdowałam się coraz bliżej wieży. Z ekscytacji serce zaczęło walić mi jak oszalałe. Jeszcze kilka metrów…

Udało się! Dziesięć minut i kilka martwych wampirów później stanęłam na balkonie wieży. Przede mną znajdowały się otwarte drzwi do komnaty. Uniosłam sztylet na wysokości twarzy i po raz ostatni rozejrzałam się na boki. Dotarcie tutaj było zbyt łatwe. Czułam, że coś jest nie tak, ale nie potrafiłam wskazać, co. Kremowe firany powiewały w przeciągu, zbyt romantycznie jak na legowisko potwora. Widziałam fragment wielkiego łoża i zapaloną na szafce nocnej świecę.

Zrobiłam krok w stronę pomieszczenia, a następnie przystanęłam, wytężając słuch. Niewielki ruch w głębi komnaty przykuł moją uwagę. Zobaczyłam zarys szerokiego męskiego barku.

To on.

Setki myśli przelatywały przez moją głowę w jednej sekundzie. Musiałam się skupić, bo jeśli nawalę, zostanę co najwyżej jego kolacją. Ugięłam nogi w kolanach, przygotowując się do skoku. Wszystko działo się w przeraźliwej ciszy, przerywanej tylko szumem wiatru na tej wysokości. Sonar mnie nie widział, byłam tego pewna.

Cichy szelest z mojej prawej strony kazał mi spojrzeć w tamtym kierunku. Ostatnim, co zobaczyłam, była twarz wampira. Uśmiechał się, ukazując swoje ostre jak brzytwa kły. Potem potworny ból przeszył tył mojej głowy, aż pociemniało mi przed oczami. Zachwiałam się na nogach.

Słyszałam jeszcze, jak sztylet wypada mi z ręki i uderza o posadzkę. Zaraz po nim upadłam ja.

Zmusiłam się, żeby otworzyć oczy. Wszędzie panowała ciemność, ale to akurat mi nie przeszkadzało. Moje elfie oczy przyzwyczajone były do mroku. Rozejrzałam się wokół i szybko zrozumiałam, gdzie trafiłam.

Byłam w lochach. Po tej jakże błyskotliwej konkluzji zerwałam się na nogi. Łoskot łańcucha poniósł się echem po celi. Spojrzałam w dół i zobaczyłam metalową obręcz nad swoją kostką.

– Niech to szlag – zaklęłam pod nosem.

Po obu moich stronach znajdowały się cele oddzielone od siebie jedynie metalowymi prętami. Zbyt ciasnymi, by nawet moje elfie ciało mogło się przez nie przecisnąć. Udało mi się dostrzec w ich głębi innych więźniów. Chciałam tam podejść, ale oni sami wyczuli mój ruch, bo zjawili się przy prętach, wyciągając w moją stronę swoje wysuszone ręce.

To były wampiry.

Cofnęłam się najdalej jak mogłam, przyklejając swoje plecy do ściany.

– Chodź do nas – szeptały głosy wokół.

– Świeża krew.

– Poczęstuj nas.

– Czujecie, jak ona pachnie?

Osunęłam się po ścianie i zakryłam dłonią uszy. Ich szepty przeszywały mój umysł i stawały się nie do wytrzymania. Musiałam jakoś je uciszyć. Przeszukałam kieszenie i zrozumiałam, że odebrali mi broń.

Kurwa.

Przez ułamek sekundy przeszło mi przez myśl, że to koniec. Zaraz potem zdusiłam ją w zarodku. Jestem Lilith, najlepsza Skrytobójczyni. Wydostawałam się już z większego bagna. Muszę tylko opracować dobry plan, nie mogąc stracić przy tym głowy. Na początku powinnam bardziej zorientować się w całej sytuacji. Postanowiłam więc siedzieć cicho i obserwować.

Nie miałam pojęcia, ile to trwało, gdy drzwi lochów stanęły otworem i zjawili się w nich strażnicy. Przez cały ten czas zastanawiałam się, dlaczego Sonar trzyma tu swoich. Do czego ich wykorzystywał?

– Wyprowadźcie ją – rzucił ten stojący w środku.

Dwóch pozostałych otworzyło celę i weszło do środka. Napięłam wszystkie swoje mięśnie w przygotowaniu do ataku. Ogłuszę ich i ucieknę. Nie zdążyłam jednak zareagować, kiedy w ich dłoniach pojawiły się miecze wycelowane we mnie. Chwycili mnie pod ramiona i wyciągnęli z celi. Jeden z nich przyłożył mi ostrze do pleców.

Pozwoliłam się wyprowadzić z lochów. Ugryzienie wampira było dla elfa śmiertelne, poza tym te czubki lubiły pić naszą krew. Byłam otoczona i nieuzbrojona, za to oni wyposażeni po zęby. I to dosłownie.

Wprowadzili mnie do jakiejś sali i rzucili na podłogę. Zamortyzowałam upadek, chroniąc się przed potłuczeniem. Przede mną stał elegancko ubrany wampir.

– Jak się nazywasz? – zapytał mnie.

Nie odpowiedziałam. Wpatrywałam się w jego twarz, zastanawiając, czy to Sonar.

– Kto kazał ci zabić naszego księcia? – kontynuował przesłuchanie.

A więc to jednak nie był on. Milczałam uparcie, z kamiennym wyrazem twarzy. Jeden z otaczających mnie strażników wyprowadził cios prosto w żebra. Stłumiłam krzyk, gdy jedno z nich pękło.

I tak to wyglądało: kolejne pytanie, brak odpowiedzi, następny cios. I znowu. Ciągnęło się, aż straciłam przytomność.

Imię potwora

Ocknęłam się w lochu. Przy drzwiach stała szklanka z wodą i stara bułka. Nie jadłam przez długi czas, przynajmniej tak mi się wydawało. Bez okien trudno było stwierdzić, ile dokładnie minęło. Wampiry w sąsiednich celach ciągle szeptały, mając nadzieję na to, że kiedyś pozwolę im się mną pożywić.

Straciłam rachubę czasu. Torturowali mnie, próbując wydobyć informację, ale ja nic nie powiedziałam. Nie odezwałam się ani razu. Gdy traciłam przytomność, znosili mnie z powrotem do lochu, a kiedy rany się zasklepiały, znów ciągnęli na górę. Przez cały ten czas ani razu nie spotkałam Sonara. Pieprzony książę nie pofatygował się nawet, żeby zobaczyć, kto dostał się tak daleko aby go zabić.

Udało mi się zauważyć pewną rutynę. Zabierali jednego z wampirów, czasem wracał, a niekiedy zamiast niego przyprowadzano nowego. Wysuszali ich do granic, aż w końcu ulegali. Nie wiedziałam tylko, czego od nich żądano. Przynosili mi jedzenie raz dziennie, tak zakładałam, jedynie aby utrzymać mnie przy życiu. Chcieli, żebym była słaba.

Liczba eskortujących mnie strażników świadczyła o tym, że domyślali się kim jestem. I woleli zachować ostrożność. Trudno im się było dziwić, w końcu byłam niebezpieczna.

Tym razem jednak schemat został złamany i zabrano trzech wampirów, a w ich miejsce przyprowadzono jednego. Nowy trafił do celi po mojej lewej stronie. Od razu zauważyłam, że różni się od innych. Zamiast stanąć przy kratkach i wołać mnie, on usiadł pod ścianą tak jak ja. Wsparł dłonie na zgiętych kolanach i spuścił między nimi głowę.

Obserwowałam go zza kaskady ciemnych włosów. Czułam jego mocny, piżmowy zapach przypominający zmysłowe perfumy. Ciemne włosy opadały mu na twarz, przez co nie mogłam przyjrzeć mu się wystarczająco dobrze.

Tego dnia wydarzyło się coś jeszcze. Nie zabrano mnie na tortury. Siedziałam więc w swojej celi uważnie przyglądając się łańcuchowi, do którego byłam przykuta. Szukałam czegokolwiek, co mogłoby posłużyć mi za broń.

– Próbujesz się uwolnić.

Z celi obok dobiegł mnie niski, zmysłowy głos. Spojrzałam w tamtą stronę, nowy wampir przyglądał mi się uważnie. Jego błyszczące oczy patrzyły prosto na moją twarzy. Ciemne włosy odgarnął z czoła i zaczesał je dłonią na bok. Szczękę pokrywał mu kilkudniowy zarost. Nawet panująca ciemność nie zdołała ukryć jego uroku.

Milczałam, nie zamierzałam zaprzyjaźniać się z krwiopijcami.

– Jesteś elfką? – zapytał.

– Bystry jesteś – mruknęłam z ironią, wracając do oglądania łańcucha.

– Czuję twój zapach. Jest inny od wszystkich – odezwał się cicho.

Uśmiechnęłam się kpiąco.

– Zamierzasz stąd uciec? – kontynuował.

– Nie rozmawiam z pijawkami – ucięłam.

Zaśmiał się krótko. Coś w jego brzmieniu sprawiło, że moje ciało pokryła gęsia skórka.

– Cięty język w takim miejscu i w twojej sytuacji – mruknął, nie kryjąc podziwu.

Zignorowałam go ostentacyjnie, nie dając się wciągnąć w kolejne zaczepki. Zrezygnowana skończyłam oględziny łańcucha i postanowiłam się zdrzemnąć. Zwinęłam się w kłębek i przymknęłam oczy. Oddech zwolnił, ale sen nie nadchodził. Nie mogłam sobie pozwolić na utratę czujności.

Moje ciało było wykończone, a umysł przeciążony. Słyszałam każdy, nawet najmniejszy szmer. Przy głośniejszym hałasie natychmiast stawałam się w pełni gotowa do obrony. Nie wiedziałam, ile jeszcze tak wytrzymam.

Gdy następnym razem pojawili się strażnicy, zabrali wampira z sąsiedniej celi. W jego miejsce zapewne pojawi się kolejny i było mi z tego powodu wszystko jedno. Po jakimś czasie przyprowadzili go z powrotem, wtedy przyszła kolej na mnie. Znowu wylądowałam na tej samej sali, a przede mną stał ten sam wampir.

– Może powinieneś się przedstawić? – zapytałam z kpiną.

Popchnięta przez strażnika, padłam przed nim na kolana. Zadarłam głowę i spojrzałam mu wyzywająco w twarz.

– Skoro tak często się widujemy – ciągnęłam z ironicznym uśmiechem.

– Na czyj rozkaz chciałaś zabić księcia? – naciskał bezlitośnie.

Nie odpowiadałam. Kopali mnie i na zmianę bili pięściami. W trakcie szkolenia przygotowywali mnie na przetrwanie tortur. Nie mieli pojęcia, jak wiele bólu jestem w stanie znieść. Beznamiętnie patrzyłam w oczy wampirowi, który znęcał się nade mną. Może to był Sonar, ale z jakiegoś powodu nie przyznał się do tego?

Jeśli tak było i uda mi się odpowiednio przygotować, następnym razem go zabiję. Potem ogłuszę strażników i ucieknę.

Wytrzymywałam jego wzrok do momentu, aż ciało się poddawało i traciłam przytomność.

Obudziłam się na kamiennej posadzce w ciemnym lochu. Przez chwilę leżałam nieruchomo, analizując obrażenia na całym ciele. Nie było tak źle. Jeśli zjem tę przeklętą bułkę i wypiję wodę, powinnam zregenerować się jeszcze szybciej. A wtedy mogłam zaatakować. Byłam od nich szybsza i zwinniejsza. Miałam szansę.

– Jesteś twarda – dobiegł mnie znajomy męski głos.

Wykrzywiłam usta w pogardliwym uśmiechu.

– Czego ode mnie chcesz? – zapytałam.

Usiadłam ostrożnie, tłumiąc jęk bólu. Całe ciało pulsowało i piekło. Z rozciętych miejsc sączyła się krew, prowokując sąsiednie wampiry. W ułamku sekundy znalazły się przy kratach.

– Zostawcie ją – powiedział ciemnowłosy.

– Bo co? – warknął z pogardą jeden z nich.

– Widzicie przecież, że nie jest aż tak głupia, żeby do was podejść – parsknął.

– Czego chcesz? – zawarczałam w jego kierunku.

– Jak tu trafiłaś? – spytał.

– Nie twój interes – odburknęłam.

Uśmiechnął się. W ciemności widziałam blask jego białych zębów. Dostrzegłam również dołeczek na lewym policzku. Odwróciłam wzrok.

Może ten drań próbuje zdobyć twoje zaufanie… przemknęło mi przez myśl. A kiedy zbliżysz się do kraty, wyssie z ciebie ostatnią kroplę krwi. A tobie spodobał się jego uśmiech. No świetnie, Lilith.

– Jestem Simon – przedstawił się. – I myślę, że możemy sobie pomóc.

Parsknęłam śmiechem.

– Daruj sobie – powiedziałam szorstko.

– Jestem tu, bo nie chciałem zabijać elfów – kontynuował zupełnie niezrażony.

Poderwałam głowę i spojrzałam na niego lodowato.

– Chcesz dostać za to nagrodę? – warknęłam.

– Próbuję ci powiedzieć, że możemy współpracować.

– Nie jestem na tyle głupia, żeby uwierzyć w takie pieprzenie.

– Oczywiście, że nie jesteś – powiedział.

Zmarszczyłam czoło, nie rozumiejąc, do czego dążył. Westchnęłam ciężko.

– Jak masz na imię? – powtórzył.

– Lilith – burknęłam.

– Dlaczego tu jesteś?

Nie odpowiedziałam.

– Słuchaj – zaczął, nieznacznie zmieniając pozycję.

Obserwowałam go uważnie. Miał na sobie czarną elegancką bluzkę z wywiniętymi rękawami i rozpiętymi guzikami pod szyją. Był mężczyzną o szerokich ramionach i wysportowanej sylwetce. A do tego ten jego zapach… Za każdym razem, kiedy się poruszał, atakował moje zmęczone zmysły.

Jeśli kiedykolwiek stąd wyjdę, wiedziałam, że ten zapach będzie prześladował mnie do końca życia.

– Nikt z twojej rasy, kto byłby głupi albo nie miał odpowiedniego szkolenia, nie odważyłby przyjść do zamku Sonara – mówił. – Złapali cię, bo popełniłaś błąd. Ale jeszcze możesz go naprawić.

– Skąd możesz wiedzieć, co mogę, a co nie? – parsknęłam.

– Bo ja też nie jestem głupi – odparł.

– I jaki z tego wniosek? – spytałam go.

– Taki, moja droga Lilith, że ja również chcę zabić Sonara.

Jego słowa wprawiły mnie w osłupienie. Kiedy nie odpowiedziałam, zobaczyłam jak uśmiecha się zwycięsko.

– Zainteresowana? – zapytał, na nowo opierając się o ścianę.

Zasznurowałam usta. Owszem, ale nie zamierzałam przyznać tego na głos. Na razie wolałam tylko obserwować.

Zaufaj, albo zgiń

– Nic, co powiesz, nie jest w stanie mnie zainteresować – odpowiedziałam chłodno.

Wampir, słysząc moją odpowiedź, lekko się uśmiechnął. Doczołgałam się do talerza z jedzeniem i wróciłam ze swoją zdobyczą pod ścianę.

– Wysłuchaj mojego pomysłu – poprosił spokojnie.

– Dlaczego nie chcesz współpracować z innym wampirem? – zapytałam, pomijając jego prośbę.

– Nie mają twoich umiejętności, takich jak precyzja, szybkość, instynkt. Twój strój zdradza rangę wojownika. Masz ciemne włosy i zapewne równie ciemną skórę. Należysz do najbardziej tajemniczej rasy elfów. – Facet czytał ze mnie jak z otwartej księgi.

– Jesteś bystrzejszy od tego wampira z góry – przyznałam z niechęcią.

Zaśmiał się krótko.

– Wiem – skwitował.

– Dlaczego nie jesteś wysuszony? – Zmrużyłam oczy, nie rozumiejąc, jak mógł wyglądać tak dobrze po tylu dniach.

– Żywią się mną – wyjaśnił spokojnie. Jakby to było coś całkiem normalnego.

– Jak tu trafiłeś? – dopytywałam.

– Już mówiłem, nie chciałem zabijać elfów.

– Dlaczego?

– To nie jest rozmowa na ten moment – uciął z niechęcią.

Wróciłam do jedzenia czerstwej bułki. Współpraca z wampirem była wręcz absurdalnym pomysłem. Musiałabym już do reszty stracić rozum oraz instynkt przetrwania, żeby się w to wpakować.

Kiedy po mnie przyszli, byłam gotowa. Czekałam na nich. Dwóch strażników weszło po mnie do celi, chwycili mnie pod ramiona i dźwignęli do góry. Zawisłam na nich, uginając nogi w kolanach. Położyłam głowę na prawym ramieniu, jakbym nie miała siły jej unieść. Niech uwierzą, że byłam słaba.

Wnieśli mnie na górę i rzucili u stóp tego samego wampira. Napięłam wszystkie mięśnie, gotowa do ataku. Kiedy ten pochylił się nade mną, by sprawdzić, dlaczego się nie ruszam, skoczyłam do góry i wbiłam mu paznokcie w twarz. Ryk wampira poniósł się echem po wysokiej sali. Jego podwładni rzucili się na mnie, próbując odciągnąć od swojego pana. Ale ja nie zamierzałam puścić.

Niewyobrażalny ból przeszył mój prawy bok. Krzyknęłam i cofnęłam ręce. Chciałam osłonić ranę, ale wampir uprzedził mój ruch. Poczułam, jak wbija mi paznokcie w miejsce, z którego przed sekundą wyciągnął sztylet.

Główny wampir rzucił mną o podłogę. Z ust wyrwał mi się cichy jęk, w płucach nie zostało ani grama powietrza. Przeturlałam się i krzyknęłam, widząc smugi krwi, które zostawiałam za sobą. Byłam sama, a w dodatku ranna, w jednym pokoju z trzema wampirami. Mężczyzna w eleganckim stroju podszedł do mnie, po czym kopnął czubkiem buta w rozcięty bok. Zawyłam z bólu, a moje oczy wypełniły się łzami.

– Dostałaś nauczkę. Pamiętaj o tym, kiedy następnym razem będziesz chciała zrobić coś głupiego – wycedził. – Zanieście ją z powrotem do lochów. I nie dawajcie jej dziś jedzenia.

Krwawiąc zostałam zataszczona z powrotem do brudnej celi i rzucona na podłogę, jakbym była nic nie znaczącym śmieciem. Resztkami sił doczołgałam się do ściany i przylgnęłam do niej. W ciągu kilku sekund przy kratach pojawiły się wygłodzone wampiry, które poczuły zapach mojej świeżej krwi.

– Długo tak nie pociągniesz – powiedział Simon. Nie miałam siły mu odpowiedzieć. – Wyciągnę nas stąd, słyszysz?

Powinnam zasnąć, żeby moje rany mogły się uleczyć. Podczas snu ciało regenerowało się znacznie szybciej. Zamknęłam oczy i uspokoiłam oddech, wyciszając wszystko dookoła. Po raz pierwszy, odkąd tu trafiłam, zrozumiałam, że nie mam szans. Nie wydostanę się stąd.

Na szkoleniu uczono mnie, że jeśli nie ma wyjścia, muszę się poddać, zanim zacznę mówić. Nasza rasa ukrywa się od wieków. Nie mogłam ich zdradzić.

Wreszcie nastała długo upragniona cisza.

– Lilith? Słyszysz mnie?

Głos Simona wybudził mnie z głębokiego snu. Otworzyłam oczy i zobaczyłam jego sylwetkę przy kratach dzielących nasze cele. Usiadłam zbyt gwałtownie, bo od tego zakręciło mi się w głowie.

– Nie musisz się mnie bać – dodał, zauważając moją reakcję.

– Czego chcesz? – wychrypiałam.

– Sprawdzałem, czy żyjesz – rzucił i spojrzał na mnie uważnie.

Przełożył swoje przedramiona przez kraty.

– Żyję – potwierdziłam.

Rana niemal się zagoiła, ale wciąż byłam pozbawiona siły.

– Długo tak nie pociągniesz. Musimy uciekać.

– Próbowałam.

– Potrzebujesz mojej pomocy, żeby stąd wyjść.

– Niby jak? – jęknęłam.

– Jestem silniejszy od ciebie, bez problemu poradzę sobie ze strażnikami.

– Dlaczego chcesz mi pomagać?

– Bo wiem, kim jesteś – oznajmił spokojnie.

Spojrzałam na niego. Przyglądał mi się uważnie.

– I co z tego?

– Jeśli połączymy siły, mamy szansę zabić Sonara – wyjaśnił, cierpliwie odpowiadając na moje pytania.

– Dlaczego chcesz go zabić?

Nic mi w tym wszystkim nie pasowało.

– Opowiem ci o tym, kiedy stąd wyjdziemy.

– Nie – powiedziałam. – Musisz mnie przekonać, że mogę ci zaufać.

– Ja też chcę stąd uciec, nie powinno cię to dziwić.

– Dziwi mnie to, że chcesz zabrać mnie ze sobą.

– Razem mamy większe szanse – wyjaśnił.

– Nie w moim stanie – zauważyłam cierpko.

– Służę im jako pokarm, żeby nie musieli polować. Jestem silny. Zdołam nas stąd wyciągnąć. A kiedy już wyjdziemy, przygotujemy się do ataku.

– Skąd w tobie tyle optymizmu? – zapytałam z sarkazmem.

– Nie poddałem się w przeciwieństwie do ciebie.

Wykrzywiłam wargi.

– Jak chcesz stąd uciec?

– Obserwowałem drogę za każdym razem, gdy mnie stąd zabierali – tłumaczył. – Poradzimy sobie.

– A co będzie, jeśli kogoś z nas złapią?

– Drugie musi iść do przodu, mimo wszystko.

– A kiedy stąd wyjdziemy?

– Wtedy zaczniemy walkę. We dwójkę będziemy silniejsi.

– Nie lubię podróżować w parze. Robi się wtedy tłoczno.

Simon uśmiechnął się, ukazując kły.

– Ja cię stąd wyciągnę, a potem razem zajmiemy się Sonarem. Umowa stoi? – zapytał z wyczekiwaniem.

Wyciągnął rękę w moją stronę. Spojrzałam na nią z wahaniem. W głowie miałam mętlik, ale perspektywa ucieczki wydawała się kusząca. Jasne było, że jeśli tu zostanę, umrę. Musiałam się przecież jakoś ratować.

– Lilith, umrzesz, jeśli stąd nie wyjdziesz.

– Wiem o tym – warknęłam.

– Więc na co czekasz?

Zacisnęłam zęby i zbliżyłam się do krat. Simon trzymał wyciągniętą rękę, czekając, aż ją uścisnę. Jeśli spróbuje czegoś podejrzanego, odgryzę mu całe ramię. Z ociąganiem uniosłam swoją dłoń i włożyłam ją w jego. Mężczyzna zacisnął palce na mojej skórze, a mnie przeszył prąd.

Po raz pierwszy byłam tak blisko niego. Widziałam, jak źrenice wampira nieznacznie się rozszerzyły, znak, że musiał poczuć to samo, co ja.

– Zabiję cię, jeśli planujesz coś przeciwko mnie – ostrzegłam go.

Simon wciąż trzymał moją dłoń, patrząc mi prosto w oczy. I właśnie wtedy zrozumiałam, że nie ma już odwrotu.

– Zapewniam cię, że pragnę tego samego, co ty – odparł nie odrywając wzroku.

Ucieczka

Czekaliśmy dwa dni, aż odzyskałam dość sił, by wyjść z tego pieprzonego zamku na własnych nogach. Przez cały ten czas leżałam, udając nieprzytomną. Dzięki temu strażnicy nie zabierali mnie na górę, bo tortury w tym stanie nie przyniosłyby żadnego efektu.

W końcu nadszedł ten dzień. Skulona pod ścianą, zerkałam na Simona stojącego przy kratach. Szarpał je, krzycząc przy tym głośno. W lochu zawrzało, inne wampiry zbliżyły się do swoich krat, zaciekawione hałasem.

Drzwi od lochu otworzyły się i zjawili się w nich ci sami co zawsze strażnicy. Przez chwilę obserwowali, a następnie ruszyli w stronę Simona.

– Co się dzieje? – warknął jeden z nich.

– Wypuśćcie mnie! – krzyczał, szarpiąc za metalowe pręty. – Nie mogę już wytrzymać! Zabierzcie mnie na górę!

– Uspokój się, pójdziesz, kiedy przyjdzie na ciebie pora – powiedział strażnik.

Simon w mgnieniu oka wsunął rękę pomiędzy pręty i chwycił go za gardło. Drugi strażnik doskoczył do swojego kolegi, ale Simon powstrzymał go warknięciem.

– Otwórz cele, inaczej rozszarpię mu gardło – rozkazał.

Obserwowałam go spod lekko uchylonych powiek. Wampir posłusznie otworzył celę, zamek szczęknął i drzwi stanęły otworem. Simon wyszedł na zewnątrz, a następnie z łatwością, jakby strażnicy byli lalkami, skręcił kark najpierw jednemu, a potem drugiemu. Usiadłam pod ścianą, nie spuszczając z niego wzroku.

Kiedy stał, wydawał się być niezwyciężony. Szeroki w barkach i z umięśnioną sylwetką górował nad innymi.

Nadeszła chwila prawdy. Zobaczymy, czy rzeczywiście mnie stąd wyciągnie. Simon pochylił się nad nieprzytomnymi strażnikami i wziął od jednego z nich pęk kluczy. Przeszedł nad nimi, po czym znalazł się przed moją celą. Włożył jeden z kluczy do zamka i otworzył drzwi. Zamarłam w bezruchu, a on zatrzymał na mnie wzrok.

– Idziesz? – rzucił, zerkając w kierunku wejścia do lochów.

Natychmiast się podniosłam. Nie mieliśmy czasu do stracenia. Przeszłam przez celę, zatrzymując się tuż przed nim. Wymieniliśmy spojrzenia. Byłam wysoka, ale on zdecydowanie górował nade mną.

– Jesteś w stanie biec? – zapytał.

– Zostawię cię w tyle – rzuciłam, przeciskając się obok niego.

Musnęłam ramieniem jego twarde ciało. Dotarł do mnie jego zapach, intensywny, przytłaczający i znajomy. Jego dłoń na moment spoczęła na dole moich pleców. Przyjemny dreszcz przebiegł mi wzdłuż kręgosłupa. Odsunęłam się, aby przerwać kontakt fizyczny.

Dotarliśmy do schodów i wyjrzeliśmy ostrożnie. Nikogo nie było. Wymieniliśmy między sobą spojrzenia, po czym zaczęliśmy się po nich wspinać. Simon pierwszy dotarł na górę, rozejrzał się i machnął na mnie ręką.

– Czysto, ale musimy się pospieszyć.

– Muszę wejść do zbrojowni – powiedziałam.

Simon spojrzał na mnie z irytacją.

– Nie mamy na to czasu – przypomniał.

– Chcę odzyskać swoją broń. Poszukajmy jej – oświadczyłam.

Mężczyzna zacisnął zęby. Sięgnął do moich włosów i przesunął pasmo na przód, niemal na twarz. Wstrzymałam oddech, kiedy wierzchem dłoni musnął mój policzek. Kącik jego ust drgnął w uśmiechu.

– Zakryj uszy – szepnął.

Zaskoczona uniosłam brwi i zamrugałam.

– Chodźmy – ponagliłam nas.

Skradaliśmy się wzdłuż korytarza, na którego końcu widać było drzwi.

– Zajrzymy tam? – spytałam.

– Tylko tam – odparł. – Jeśli to nie jest zbrojownia, wychodzimy.

– Zgoda – mruknęłam.

Pierwsza dotarłam do drzwi i delikatnie nacisnęłam klamkę. Zaskrzypiały cicho, ale ustąpiły. Odetchnęłam z ulgą. Za nimi znajdowały się schody prowadzące na dół. Zbiegłam po nich i znalazłam się w ciasnym pomieszczeniu. Już miałam zawracać, kiedy zauważyłam blask ostrza. Uśmiechnęłam się zwycięsko i chwyciłam ze stołu swoje rzeczy. To musiało być miejsce, gdzie przechowywano przedmioty należące do więźniów.

Obróciłam się na pięcie i wpadłam na stojącego tuż za moimi plecami Simona. Mężczyzna położył dłonie na moich ramionach, spoglądając na mnie z góry.

– Masz to, co chciałaś? – spytał.

W odpowiedzi skinęłam głową. Simon wsunął na palec złoty sygnet. Domyśliłam się, że musiał należeć do niego. Szybko wróciliśmy na górę i skręciliśmy w prawo. Przed nami rozciągał się kolejny korytarz.

– To pieprzony labirynt – mruknęłam.

– Szybciej – rzucił Simon.

Chwycił mnie za rękę i pociągnął za sobą. Puściliśmy się biegiem przed siebie. Za naszymi plecami słychać było zbliżające się do nas kroki.

– Tędy! – zawołałam, skręcając ostro w lewo.

Przed nami widać było okno, a za nim las. Przyspieszyłam. Biegliśmy ramię w ramię, aż zza kolejnego zakrętu wyłoniły się drzwi. Serce zabiło mi mocniej. Jeszcze chwila i będziemy na zewnątrz.

Z lewej strony wyskoczył wampir i rzucił się na nas. Wiedziałam, że nie uniknę zderzenia. Zacisnęłam zęby. W dłoni wampira mignął sztylet. Sięgnęłam za pasek i wyciągnęłam swój. Rzuciłam mu jeszcze prowokujący uśmiech. Gdy on zamachnął się, aby mnie dźgnąć, ja wyprowadziłam cios pod jego ramieniem, prosto w podbródek. Ostrze z łatwością wbiło się w jego ciało.

Wampir upadł, przeskoczyłam nad nim i znalazłam się przy drzwiach. Szarpnęłam za klamkę, a następnie obejrzałam przez ramię. Simon skręcił kark kolejnemu i już biegł w moją stronę.

– Lilith! – zawołał, rzucając się na mnie.

Nie zdążyłam zareagować, kiedy przygwoździł mnie swoim ciałem do podłogi. Dopiero wtedy zobaczyłam nóż przelatujący w miejscu, gdzie jeszcze sekundę temu stałam.

– Ruszaj się – warknął, zrywając się na równe nogi.

Złapał mnie w pośpiechu i pociągnął do góry. Wypadliśmy na zewnątrz. Promienie słoneczne i świeże powietrze musnęły moją twarz. Jakie to było cudowne uczucie!

– Udało nam się! – zawołałam, zbliżając się do lasu.

Wbiegliśmy między drzewa i szybko zniknęliśmy z ich pola widzenia. Dla pewności przebiegliśmy jeszcze kilka metrów, po czym przystanęliśmy. Pochyliłam się, wspierając dłonie na kolanach. Obok mnie ciężko dyszał wampir, który przed chwilą uratował mi życie.

– Dziękuję – powiedziałam, prostując się.

– Drobiazg – odparł, patrząc na mnie.

Jego spojrzenie było przenikliwe i intensywne. Przeszywał mnie wzrokiem, jakby znał każdą moją myśl. Złoty sygnet błyszczał na jego palcu, chroniąc go przed światłem. Od dawna wiadomo było, że wampiry zmusiły wiedźmy do stworzenia sygnetów.

– Musimy znaleźć miejsce, gdzie będziemy mogli spędzić noc – oświadczyłam.

– Chodźmy dalej, może znajdziemy jakąś opuszczoną chatkę. W nocy może być zimno.

Zaczęłam iść przed siebie. Szelest liści za moimi plecami zdradził, że Simon podążał tuż za mną. Byłam przyzwyczajona do samotności, więc jego obecność wydawała mi się nienaturalna.

– Dlaczego ten sztylet jest dla ciebie taki ważny? – zapytał.

– To moja broń – powiedziałam krótko.

– Ryzykowałaś dla niej życie.

– Ty również skorzystałeś. Bez sygnetu nie miałbyś szans się stamtąd wydostać.

Na jego ustach pojawił się pełen uznania uśmiech.

– Naprawdę dużo o nas wiesz – rzucił.

– Przygotowałam się.

– Imponujesz mi… bardziej niż powinienem przyznać – mruknął.

– Nie szukam aprobaty – powiedziałam ostrym tonem. – A już na pewno nie ze strony wampira.

– Nie bądź taka zimna – zażartował.

Spiorunowałam go wzrokiem.

– To nie ja tu jestem zimna – skwitowałam.

Simon wywrócił oczami.