Tajemnica Valerie Blue - Monika Czugała - ebook + audiobook

Tajemnica Valerie Blue ebook

Monika Czugała

0,0
39,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Chloe Warren, dziennikarka śledcza, obsesyjnie powraca do nierozwiązanej sprawy zabójstwa Valerie Blue. Bestialska zbrodnia sprzed lat wciąga ją w labirynt mrocznych tajemnic... i wprost w ramiona Joshuy Walkera, seksownego oficera Scotland Yardu. On również pragnie odnaleźć perwersyjnego mordercę, by odkupić błędy przeszłości.

Między Chloe a Joshuą rodzi się niebezpieczna gra – pełna niedopowiedzeń, wyzwań i niepohamowanego pożądania. Im bliżej prawdy, tym bardziej iskrzy między nimi, a granica między współpracą a namiętnością niebezpiecznie się zaciera. Ale czy Joshua naprawdę jest sprzymierzeńcem Chloe, czy też jego własne, skrywane sekrety stanowią dla niej większe zagrożenie niż sam morderca? Czy Chloe uda się zaufać swojemu instynktowi... zanim będzie za późno?

Spodoba się fankom mrocznych romansów z pikantnymi scenami erotycznymi.

Monika Czugała – polska autorka romansów ze szczyptą pikanterii. Od 2014 r. mieszka w Hiszpanii, a pisanie jest jej największą pasją. Tworzy takie książki, jakie sama chciałaby czytać.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 187

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Monika Czugała

Tajemnica Valerie Blue

Saga

Tajemnica Valerie Blue

Zdjęcie na okładce: Midjourney

Redakcja: Monika Pruska

Copyright © 2024, 2025 Monika Czugała i Saga Egmont

Wszystkie prawa zastrzeżone

ISBN: 9788727236407 

1. Wydanie w formie e-booka

Format: EPUB 3.0

Żadna część niniejszej publikacji nie może być powielana, przechowywana w systemie wyszukiwania danych lub przekazywana w jakiejkolwiek formie lub w jakikolwiek sposób bez uprzedniej pisemnej zgody wydawcy, ani rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie oprawy lub z okładką inną niż ta, z którą została opublikowana i bez nałożenia podobnego warunku na kolejnego nabywcę. Zabrania się eksploracji tekstu i danych (TDM) niniejszej publikacji, w tym eksploracji w celu szkolenia technologii AI, bez uprzedniej pisemnej zgody wydawcy.

Język, postacie i poglądy zawarte w tej publikacji nie odzwierciedlają poglądów ani opinii wydawcy. Utwór ma charakter publikacji historycznej, ukazującej postawy i tendencje charakterystyczne dla czasów z których pochodzi.

www.sagaegmont.com

Saga jest częścią Grupy Egmont. Egmont to największa duńska grupa medialna, należąca do Fundacji Egmont, która każdego roku wspiera dzieci z trudnych środowisk kwotą prawie 55 milionów złotych.

Vognmagergade 11, 2, 1120 København K, Dania

Prolog

Dziesięć lat wcześniej

‒ Już mi nie uciekniesz. ‒ Męski głos zakłócił panującą na ulicy nocną ciszę.

Stojąca na pobliskim skrzyżowaniu młoda kobieta wytrzeszczyła oczy, a z jej ust wyrwał się cichy okrzyk. Rzuciła się do ucieczki. Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem. Wysunął sztylet, który trzymał w dłoni, jego ostrze błysnęło w ciemności. Cieszył się, że uciekała. Inaczej byłoby to zbyt proste i nudne.

Ruszył za nią. Słyszał pospieszne kroki kobiety, która próbowała się gdzieś ukryć. Nie było dla niej ratunku, nie za to, co zrobiła. Musi ponieść karę.

Idąc za nią, obmyślał, co zrobi z tym pięknym ciałem. Na jego usta wypłynął delikatny uśmiech. Kobieta obejrzała się za siebie i zobaczyła, że napastnik zbliża się do niej nieubłaganie. Przyspieszyła. Mężczyzna wiedział, w jakim była stanie, i tylko czekał, aż popełni błąd.

Jej płuca paliły żywym ogniem, dyszała ciężko, a nogi uginały się pod każdym krokiem. Przerażona, że w każdej chwili może upaść, rozejrzała się za jakimkolwiek schronieniem. Przed nią rozciągała się prosta droga – nie było żadnego zakrętu, parku, czegokolwiek. Powoli zaczynała tracić nadzieję, a jej prześladowca zaśmiał się cicho.

Niemal czuła na karku jego oddech. Gnała dalej naprzód, aż przed jej oczami pojawił się ogromny tunel, prawdopodobnie odprowadzający ścieki z pobliskiej fabryki. Nie zastanawiając się ani sekundy, skręciła w lewo i odbijając się mocno od ziemi, wskoczyła do niego. Do uszu napastnika dobiegł głośny krzyk, gdy stopy kobiety zetknęły się ze śliską powierzchnią kanału.

Tunel prowadził dalej w dół, zejście było bardzo strome. Dokoła walały się śmieci. Śmierdziało tam okropnie, a w stojącej wodzie gdzieniegdzie widać było ludzki kał.

Mężczyzna wskoczył za nią. Kobieta odwróciła głowę i stanęła twarzą w twarz z zamaskowanym osobnikiem. Krzyknęła, gdy złapał ją mocno za rękę. Szarpnęła się, ale on trzymał ją w żelaznym uścisku. Wrzasnęła ze strachu i kopnęła oprawcę z całej siły w piszczel, co tylko go rozbawiło. Jego lodowaty śmiech poniósł się echem po pustym kanale.

Kobieta próbowała się bronić, ale mężczyzna miał większe doświadczenie w walce wręcz i jednym ciosem w brzuch sprawił, że sapnęła i upadła. Natychmiast zwinęła się w kłębek, starając się chronić głowę.

Oprawca pochylił się nad nią.

‒ Błagam, wypuść mnie ‒ łkała.

‒ Niestety, Valerie, zasłużyłaś na to ‒ odparł pozbawionym emocji głosem.

Szarpała się i wrzeszczała, kiedy ją związywał. Polał jej ciało benzyną, po czym zaczął przystawiać zapalniczkę do jej włosów, paląc po kolei kosmyki, aż stała się prawie łysa. Po twarzy kobiety płynęły łzy. Była bezbronna, zdana jedynie na łaskę znęcającej się nad nią bestii. Ale mężczyzna nie zamierzał okazać jej łaski. Bawił się torturowaniem jej, podpalając i gasząc jej ciało. Był głuchy na rozdzierające ciszę krzyki.

Gdy skończył, wyciągnął z kieszeni scyzoryk. Kobieta nie miała już siły protestować, zabrakło jej głosu, by krzyczeć. Patrzyła tylko na niego szeroko otwartymi z przerażenia oczami. Scyzorykiem zrobił dokładnie sto głębokich nacięć na jej ciele. Potem, całkowicie nagą, zostawił w tunelu, pozwalając, by woda ze ścieków obmywała jej rany, a szczury zajęły się tym, co z niej zostało.

Kobieta umarła po pięciu godzinach męczarni.

Rozdział 1 

Chloe

‒ Warren! Mam coś, co cię zainteresuje.

Na dźwięk swojego nazwiska podniosłam głowę znad biurka i zobaczyłam, jak w moją stronę zmierza szefowa. Poprawiłam się na krześle, spoglądając na nią spod zmarszczonych brwi.

‒ Kolejne nielegalne wyścigi? ‒ spytałam, tłumiąc chęć wywrócenia oczami. Moja dziennikarska duma cierpiała, kiedy szefowa przychodziła do mnie z takimi tematami.

‒ Nie ‒ odparła, uśmiechając się szeroko. Zatrzymała się przed biurkiem i spojrzała na mnie z góry. Krótko obcięta, krępa kobieta ubrana w jasną sukienkę położyła przede mną teczkę z dokumentami.

Popatrzyłam niepewnie na papiery.

‒ Co to? ‒ spytałam niechętnie.

‒ Twoje nowe zadanie ‒ powiedziała z dumą.

‒ Boję się zajrzeć do środka ‒ mruknęłam pod nosem.

‒ Wznowili sprawę morderstwa Valerie Blue sprzed dziesięciu lat. Wiem, że na to czekałaś. Artykuły są dla ciebie.

Nie mogłam w to uwierzyć. Pisnęłam, podskakując na krześle niczym mała dziewczynka. Zerwałam się na równe nogi, obiegłam biurko i zamknęłam szefową w niedźwiedzim uścisku.

‒ Dziękuję, dziękuję, dziękuję! ‒ powtarzałam w kółko.

Kobieta parsknęła śmiechem, wyswobodziła się z moich objęć, po czym odgoniła mnie ręką.

‒ Dobrze, już dobrze ‒ powiedziała ze śmiechem. ‒ Nie schrzań tego, Warren. Drugiej szansy nie dostaniesz.

Po tych słowach odeszła, zostawiając mnie oniemiałą. Znad biurka obok podniosła głowę krótko obcięta blondynka.

‒ Co się stało? ‒ spytała, marszcząc brwi na widok mojego uśmiechu od ucha do ucha.

‒ Spełniło się moje marzenie, Lucy! ‒ zawołałam, doskakując do niej jednym susem.

‒ To znaczy? ‒ Zmarszczki na jej czole się pogłębiły.

‒ Wznowili sprawę Valerie Blue i Jennifer pozwoliła mi się tym zająć! ‒ wykrzyczałam, nie umiejąc zapanować nad emocjami.

Oczy blondynki otworzyły się szeroko.

‒ Mówisz poważnie? ‒ spytała zduszonym szeptem. ‒ To wspaniale!

‒ Dzięki, a teraz siadam do papierów. ‒ Podekscytowana wróciłam za biurko i z wypiekami na twarzy otworzyłam teczkę.

Dziesięć lat temu w Londynie została zamordowana 29-letnia kobieta imieniem Valerie Blue. Sama miałam wtedy 19 lat i doskonale to pamiętam, bo Valerie była moją sąsiadką. Rozpoczynałam wówczas studia dziennikarskie i czułam w sobie zew krwi, który ciągnął mnie ku tej sprawie. Chciałam pomóc, ale nie miałam żadnego doświadczenia, więc jedynie zbierałam wycinki z gazet.

Pamiętam szok całego kraju, dochodzenie komentowane na bieżąco w telewizji i rozpacz rodziców ofiary, którzy szybko sprzedali dom i wyjechali. Nigdy nie byłyśmy ze sobą blisko, bo Valerie była ode mnie dziesięć lat starsza, ale czasami bawiłyśmy się razem na podwórku. Nie miałam rodzeństwa, a ona była jedyną dziewczyną w okolicy.

Jej śmierć mną wstrząsnęła. Zaczęłam się bać i na jakiś czas zamknęłam się w swoim pokoju. Wiedząc, w jak brutalny sposób jakiś psychol pozbawił ją życia, straciłam poczucie bezpieczeństwa. Bo skoro mogło to spotkać ją, to równie dobrze mnie czy kogoś innego, prawda?

Śledziłam tę sprawę i nie mogłam się pogodzić z faktem, że ostatecznie została zamknięta z powodu braku dowodów. Obiecałam sobie wtedy, że jeśli śledztwo zostanie w przyszłości wznowione, to osobiście odnajdę i doprowadzę zabójcę do więzienia.

W teczce było mnóstwo starych artykułów, które kiedyś znałam na pamięć. Doskonale wiedziałam więc, że nie znajdę w nich nic, co okazałoby się pożyteczne. Westchnęłam ciężko. Jedyny artykuł, który mogłam obecnie stworzyć, to informacja o odgrzaniu sprawy i przypomnienie czytelnikom wszystkich jej szczegółów. Odrzuciłam artykuły i wtedy mój wzrok padł na nazwisko na dole strony.

Joshua Walker, policjant prowadzący śledztwo. Przechyliłam głowę na bok, bo nagle mnie olśniło. Wklepałam jego dane do przeglądarki internetowej i po paru minutach udało mi się dowiedzieć, gdzie aktualnie pracuje. Był moim jedynym punktem zaczepienia. Wstałam z krzesła i zaczęłam wrzucać do torebki najpotrzebniejsze rzeczy – komórkę, identyfikator, który zarzuciłam na szyję, oraz teczkę z dokumentami.

Okazało się, że Joshua Walker jest oficerem Scotland Yardu, czyli policji londyńskiej, a dokładniej – wydziału kryminalnego. Opuściłam biuro i pojechałam prosto na ulicę Victorii Embankment, gdzie mieściła się siedziba policji. Miałam ogromne szczęście, znajdując w pobliżu wolne miejsce, gdzie zostawiłam auto. Przeszłam przez ulicę i weszłam przez szklane drzwi do potężnego białego budynku.

Gdy tylko przekroczyłam próg, podeszło do mnie dwóch policjantów.

‒ W czym możemy pani pomóc? ‒ zwrócił się do mnie jeden z nich.

‒ Szukam Joshuy Walkera ‒ odparłam, rozglądając się wokół.

Czułam na barkach ciężar budynku, w którym się znajdowałam.

‒ Jest pani umówiona z oficerem? ‒ zapytał drugi.

‒ Nie, ale to pilne. Muszę z nim porozmawiać. Jestem z „New Times”. ‒ Spojrzałam na niego prosząco.

Policjant westchnął.

‒ Ile razy to słyszałem… ‒ powiedział znużonym tonem.

‒ Przepuśćmy ją, John, na moją odpowiedzialność. ‒ Drugi dźgnął go łokciem w żebra.

Pierwszy, który wydawał się nieprzychylny mojej obecności, wywrócił oczami.

‒ Zgoda, oficer jest u siebie. Ale masz tylko chwilę, Josh szybko traci cierpliwość.

Odetchnęłam z ulgą, szybko kiwając głową. Przepuścili mnie przez bramki, po czym pognałam na piąte piętro, gdzie poszukałam drzwi z odpowiednim nazwiskiem. A kiedy na nie natrafiłam, moja ręka zamarła tuż przed tym, zanim zdążyłam zapukać. Nie mogłam uwierzyć, że to się działo naprawdę.

Zapukałam trzy razy i czekałam, aż oficer otworzy. Po chwili dało się słyszeć kroki, a następnie w progu stanął wysoki, barczysty mężczyzna w garniturze. Na widok jego przystojnej twarzy odjęło mi mowę. Mężczyzna przeczesał dłonią swoje zmierzwione ciemnoblond włosy w niecierpliwym geście. Spojrzenie niebieskich oczu utkwił we mnie, wyrywając z moich ust ciche westchnienie.

‒ Kim jesteś? ‒ zapytał.

‒ Chloe Warren, jestem dziennikarką „New Times” ‒ przedstawiłam się. ‒ Przyszłam w sprawie Valerie Blue.

W błękitnych oczach oficera błysnęła złość. Mężczyzna bezceremonialnie zatrzasnął mi drzwi przed nosem. Rozdziawiłam usta, zszokowana jego chamstwem. Zamrugałam kilkakrotnie, próbując zebrać szczękę z podłogi. Nie wiedziałam, co wprawiło mnie w większe osłupienie – to, że zamknął przede mną drzwi, czy to, jak wyglądał.

‒ Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo ‒ mruknęłam pod nosem.

Byłam zdeterminowana, to była moja życiowa szansa. Chciałam zostać prezenterką wiadomości, a przełom w odkryciu zabójcy Valerie byłby dla mnie przepustką do telewizji. Zapukałam ponownie. Po chwili oficer Walker otworzył drzwi. Skrzyżowałam ramiona na piersi, wbijając w niego gniewne spojrzenie.

‒ Znowu ty ‒ powiedział pod nosem, po czym drugi raz zatrzasnął przede mną drzwi.

‒ Niewiarygodne ‒ sapnęłam oburzona.

Obróciłam się na pięcie i spiorunowałam spojrzeniem mijających mnie policjantów. Nie mogłam odpuścić, ten facet był moją jedyną nadzieją. Rozejrzałam się po korytarzu, klapnęłam na najbliższe wolne krzesło i zacisnęłam zęby ze złości. Zamierzałam tu siedzieć i czekać, aż zmiana aroganckiego oficera dobiegnie końca. Przechodzący obok pracownicy Scotland Yardu obrzucali mnie ukradkowymi spojrzeniami, które postanowiłam ignorować.

Tak chcesz grać, Joshuo Walkerze? Więc zagrajmy.

Rozdział 2 

Josh

Oderwałem wzrok od dokumentów rozłożonych na biurku i pomasowałem czubkami palców skronie. Rozbolała mnie głowa od tego wszystkiego. Spojrzałem przez okno na płynącą po drugiej stronie ulicy Tamizę i odetchnąłem głęboko.

Kiedy dostałem polecenie z góry o wznowieniu śledztwa w sprawie morderstwa Valerie Blue, nie byłem zaskoczony. Sprawca nie został złapany, a rodzina ofiary zasługiwała na to, aby dosięgła go sprawiedliwość. Prowadziłem to śledztwo dziesięć lat temu i było w nim tyle niejasności… Ponadto brak dowodów uniemożliwiał znalezienie sprawcy. Teraz jednak, przy użyciu dzisiejszej technologii, być może naukowcy coś odkryją.

Jedyne, czego się nie spodziewałem, to tego, że tak szybko zainteresuje się tym prasa. Obecność wścibskiej dziennikarki w moim biurze wyprowadziła mnie z równowagi. Do tego była na tyle bezczelna, aby zapukać do mojego gabinetu dwa razy.

Chciałem jak najdłużej utrzymać media z daleka, wiedząc, że będą mi tylko przeszkadzały. Zaraz nagłośnią sprawę, informacja dotrze do mordercy i ten zdąży się ponownie gdzieś zaszyć. Liczyłem na to, że przez ostatnie lata jego czujność została uśpiona i w ten sposób łatwiej mi będzie wpaść na jego trop.

Zapiąłem marynarkę, zabrałem ze sobą dokumenty i opuściłem gabinet, zamykając pokój na klucz. Zdążyłem zrobić zaledwie parę kroków, kiedy przede mną zupełnie znikąd wyrosła ta sama kobieta, która kilka godzin wcześniej zapukała do drzwi biura.

‒ Co pani tu robi? ‒ zapytałem, maskując swoje zaskoczenie. Czy ta wariatka przez cały ten czas czekała na mnie na korytarzu?

‒ Czy teraz możemy porozmawiać? ‒ odpowiedziała pytaniem.

Zlustrowałem ją znużonym spojrzeniem. Była średniego wzrostu, miała figurę o zaokrąglonych biodrach i małym biuście. Blond włosy związała na karku w koński ogon, odsłaniając wydatne kości policzkowe, pełne usta oraz duże brązowe oczy, które mrużyła, wbijając we mnie niezadowolony wzrok. Uniosłem wysoko brwi, lekko rozbawiony jej oburzoną postawą.

‒ Chyba wyraziłem się jasno – nie mamy o czym rozmawiać ‒ odparłem.

Wsparła dłonie na biodrach, przechylając głowę na bok.

‒ Wiem, że śledztwo w sprawie Valerie Blue zostało wznowione. Mam do pana w związku z tym kilka pytań.

Wyminąłem ją i ruszyłem wzdłuż korytarza, zamierzając po prostu opuścić budynek bez słowa. Rzuciłem jednak:

‒ Nie udzielam informacji prasie. A tak w ogóle, skąd pani wie o śledztwie?

Zerknąłem ukradkiem na kobietę, która uparcie dotrzymywała mi kroku. Na jej twarzy zagościł lekki uśmiech.

‒ Nie zamierzam odpowiadać na to pytanie.

Prychnąłem pod nosem. Machnąłem na pożegnanie dwóm policjantom stojącym przed wyjściem z budynku i przekraczając szklane drzwi, znalazłem się na ulicy. Słyszałem, jak dziennikarka depcze mi po piętach. Obróciłem się nagle i kobieta z zaskoczenia wpadła na mnie, boleśnie zderzając się z moim torsem. Widziałem, jak zaczyna tracić równowagę, więc chwyciłem ją za ramiona, żeby nie upadła.

Podniosła głowę i spojrzała mi w oczy. Miała bardzo ładną twarz, w ogóle zauważyłem, że była piękną kobietą.

‒ Przepraszam ‒ bąknęła, cofając się nieznacznie.

Odchrząknąłem.

‒ Dobrze, co chce pani wiedzieć? ‒ zapytałem zrezygnowany. Im szybciej to załatwię, tym lepiej. Jeśli tego nie zrobię, ona nie odpuści i będzie jechała za mną aż do domu.

Uśmiechnęła się szeroko. Przypominała uradowaną dziewczynkę, która zobaczyła upragnionego lizaka. Potrząsnąłem głową. Skup się, Walker.

‒ Czy zaczęliście już jakiekolwiek prace? ‒ spytała.

‒ Nie ‒ odparłem sucho. ‒ Dopiero dziś dostałem rozkaz.

‒ To pan prowadził śledztwo dziesięć lat temu, prawda?

‒ Owszem ‒ potwierdziłem krótko.

‒ Dlaczego wtedy nie udało się znaleźć żadnych śladów? Ma pan pomysł, od czego zacząć? ‒ Wyciągnęła z torebki niewielki notes i naskrobała w nim parę słów. Kosmyk blond włosów spadł jej na twarz, odgarnęła go, zakładając za ucho nerwowym gestem. Była urocza.

Nie, Walker, nie była. Skup się, do cholery.

‒ Zabójca wykonał kawał dobrej roboty. Miejsce zbrodni zostało skrupulatnie wyczyszczone, nie było tam nic oprócz ciała.

‒ A więc nie ma pan żadnego punktu zaczepienia? ‒ drążyła.

Westchnąłem zirytowany.

‒ Może mam, a może nie. Jeśli coś odkryjemy, wydamy specjalny komunikat dla prasy.

Kobieta uniosła ostrzegawczo palec ku górze.

‒ Proszę powiadomić tylko mnie. Chcę mieć to na wyłączność.

Zaśmiałem się krótko. Miała charakterek, bez wątpienia.

‒ Nie mam takiego obowiązku ‒ odparłem, krzyżując ramiona.

Uśmiechnęła się arogancko.

‒ W takim razie opublikuję jutro pierwszy artykuł ‒ zagroziła, przyglądając mi się z zadowoleniem.

Zacisnąłem zęby. Ta kobieta zaczynała mnie wkurwiać.

‒ Zgoda ‒ ustąpiłem. ‒ Nic nie publikuj, bo zamierzam wykorzystać element zaskoczenia. Nagłośnienie sprawy w mediach tylko utrudni śledztwo.

‒ Dobrze, pod warunkiem, że komunikat dla prasy będzie tylko dla mojej stacji ‒ powiedziała, patrząc mi twardo w oczy.

‒ Niech będzie ‒ przytaknąłem.

‒ Wobec tego mamy umowę, panie Walker. ‒ Wyciągnęła dłoń w moją stronę.

Spojrzałem przelotnie na jej rękę, a następnie zmusiłem się, żeby ją uścisnąć.

‒ Dobrze, pani…? ‒ urwałem, nie mogąc sobie przypomnieć, jak się nazywa.

Kiedy nasze dłonie się zetknęły, po moim kręgosłupie przebiegł dreszcz. W jej szeroko otwartych oczach widziałem, że ona również to poczuła. Zmarszczyłem brwi i cofnąłem rękę. Dziwne, nigdy czegoś takiego nie czułem.

‒ Chloe Warren ‒ przedstawiła się, spoglądając na swoją dłoń spod zmarszczonych brwi.

‒ Chloe Warren ‒ powtórzyłem.

Spojrzała na mnie dziwnie.

‒ Zostawię panu swój numer. ‒ Wyjęła z torebki wizytówkę i wręczyła mi ją.

Ostrożnie, tak by uniknąć kolejnego fizycznego kontaktu, wziąłem od niej kartonik i schowałem do kieszeni spodni.

‒ Jeśli to wszystko, to muszę się pożegnać ‒ powiedziałem, odchodząc.

‒ Proszę się odezwać, jeśli coś pan odkryje! ‒ zawołała za mną.

Skinąłem głową, a następnie odmaszerowałem w kierunku samochodu. Wsiadłem do nowego terenowego renault i odpaliłem silnik. Wklepałem w GPS lokalizację, w której dziesięć lat temu znaleziono ciało Valerie Blue, po czym płynnie włączyłem się do ruchu. Prowadząc, mocno ściskałem kierownicę, mając przed oczami scenę z tamtego dnia. Wtedy to był najgorszy widok w moim życiu, zresztą chyba nadal tak było, skoro obraz ten prześladował mnie do dziś.

Nigdy nie widziałem na zastygłej twarzy denata takiego bólu i strachu. Ciało kobiety było w okropnym stanie. Pamiętam, że pierwszą rzeczą, którą zrobiłem na jego widok, było zwymiotowanie między pobliskie drzewa.

Dojechałem na miejsce, wysiadłem i dalej ruszyłem pieszo. Zbliżając się do tunelu, czułem, jak włosy na karku stają mi dęba. Do moich nozdrzy dostał się obrzydliwy smród ścieków. Zatrzymałem się przed wejściem do kanału i zerknąłem na swoje buty. Po tym będą nadawały się do śmieci. Już miałem wskoczyć do środka, kiedy usłyszałem za sobą trzask łamanej gałęzi.

Obróciłem się szybko, wyciągając jednocześnie z kabury na pasku broń. Odbezpieczyłem ją i uniosłem na wysokość twarzy, mierząc przed siebie. Może to zabójca? Wstrzymałem oddech i czekałem w bezruchu, aż się do mnie zbliży.

Słyszałem przybliżające się kroki podejrzanego. Mocniej ścisnąłem rękojeść pistoletu, a serce w piersi zabiło mi mocniej. Co, jeśli to był on i przez cały ten czas obserwował miejsce zbrodni, a teraz miałem okazję go schwytać? O niczym innym nie marzyłem tak bardzo, jak o tym.

Przede mną pojawiła się kobieca postać. Zamrugałem, celując pistoletem prosto w jej głowę. Chloe Warren, wścibska dziennikarka, zamarła w pół kroku. Jej duże brązowe oczy patrzyły na mnie z przerażeniem.

‒ Oszalałaś, kobieto? ‒ wycedziłem przez zaciśnięte zęby.

Rozdział 3 

Chloe

Na widok wymierzonej w moją stronę broni nogi niemal odmówiły mi posłuszeństwa.

‒ Nie strzelaj ‒ wypaliłam, unosząc dłonie.

Walker potrząsnął głową z niedowierzaniem, opuścił broń, po czym wetknął ją do kabury na plecach.

‒ Co ty tu robisz? ‒ warknął, nie kryjąc wściekłości.

‒ Pomyślałam, że pojadę za panem. ‒ Ściągnęłam łopatki i uniosłam wysoko brodę. ‒ Poza tym nie przypominam sobie, żebyśmy przeszli na ty.

‒ Właśnie przeszliśmy ‒ skwitował. ‒ Mogłem cię zabić, jesteś niepoważna?

‒ Jestem dziennikarką ‒ odparłam urażonym tonem. ‒ Moim zadaniem jest węszyć.

‒ Właśnie dlatego wam nie ufam ‒ stwierdził, nachylając się do mnie.

Jego niespodziewana bliskość sprawiła, że wstrzymałam oddech. Szybko jednak zamaskowałam swoją reakcję i zmrużyłam oczy.

‒ Przeczucie mi mówiło, że powinnam za tobą pojechać.

‒ I doprowadziło cię do śmierdzącego kanału. ‒ Wyglądał, jakby nie zdołał powstrzymać się przed tą uszczypliwością.

‒ To tu znaleziono ciało? ‒ spytałam, ignorując jego przytyk.

‒ Tak.

‒ Okropnie śmierdzi ‒ podsumowałam, zaglądając do tunelu.

Czułam na sobie ciężar jego spojrzenia.

‒ Proszę cię, żebyś opuściła to miejsce ‒ powiedział grzecznie.

Zjeżyłam się. Biedactwo myśli, że tak łatwo się mnie pozbędzie.

‒ Nie ma mowy ‒ zaprotestowałam natychmiast.

‒ Przez twoje gadanie nie mogę się skupić na pracy ‒ mruknął, powoli tracąc cierpliwość.

‒ Nie widzę, żebyś pracował ‒ odbiłam piłeczkę.

Westchnął ciężko.

‒ Odejdź, Chloe, zanim będę zmuszony cię stąd usunąć ‒ warknął, spoglądając na mnie z góry.

‒ Mówiłam już, że nie ma mowy ‒ powtórzyłam uparcie.

‒ Dlaczego tak ci na tym zależy?

‒ Bo to moja praca?

Chwycił mnie za rękę i zaczął ciągnąć w stronę zaparkowanego niedaleko samochodu.

‒ Co robisz? Puść mnie! ‒ zawołałam, próbując wyszarpnąć się z uścisku.

‒ Prosiłem, ale jak widać, to do ciebie nie dociera.

‒ To naruszenie mojej przestrzeni osobistej! Nie życzę sobie… ‒ krzyknęłam.

Wbiłam pięty w ziemię, ale na nic się to zdało, bo ten kretyn miał więcej siły ode mnie.

‒ Za to ty naruszasz moją przestrzeń pracy ‒ warknął, otwierając jedną ręką drzwi swojego auta.

‒ I co zrobisz? Zamkniesz mnie w środku? ‒ parsknęłam.

‒ Żebyś wiedziała ‒ rzucił.

Nie wiem skąd, ale w jego dłoni pojawiła się nagle para kajdanek. Jedną obręcz zatrzasnął szybko na moim nadgarstku, a drugą na klamce od wewnętrznej strony drzwi.

‒ Jesteś nienormalny! ‒ wrzasnęłam, szarpiąc się. Metal wbił mi się boleśnie w skórę. ‒ Rozkuj mnie!

‒ Nie ‒ uciął krótko.

Zachłysnęłam się z oburzenia.

‒ Złożę na ciebie skargę ‒ wysyczałam, wyciągając w jego kierunku szyję.

‒ Powodzenia ‒ odparł pewnym siebie tonem. Wyprostował się i ponownie spojrzał na mnie z góry.

Zacisnęłam zęby ze złości. Nienawidziłam tego aroganckiego spojrzenia. Na następne spotkanie przyniosę ze sobą drabinę!

‒ W porządku ‒ powiedziałam, zmieniając taktykę. ‒ Wobec tego pojadę do rodziców Valerie i porozmawiam z nimi. Jaka szkoda, że unikają policji… ‒ Uniosłam dłoń i w ostentacyjny sposób zaczęłam przyglądać się swoim paznokciom.

Po chwili zerknęłam spod rzęs na Walkera. Mężczyzna zesztywniał.

‒ Co powiedziałaś? ‒ wysyczał przez zaciśnięte zęby.

‒ Do ciebie? Nic takiego ‒ odparłam nonszalanckim tonem.

‒ Mówiłaś coś o rodzicach Valerie, co konkretnie? ‒ dociekał.

‒ Nie zamierzam dłużej z tobą rozmawiać ‒ powiedziałam z wyższością.

Walker wymruczał coś pod nosem, po czym przeczesał palcami włosy.

‒ Kobieto ‒ warknął na mnie. ‒ Nie testuj mojej cierpliwości. Jak zamierzasz umówić się na spotkanie z jej rodzicami?

‒ Znam ich. ‒ Wzruszyłam niedbale ramionami.

‒ A coś więcej?

‒ Nie ‒ ucięłam. Uniosłam dumnie brodę, spoglądając mu prosto w twarz. Widziałam, że Walker z trudem nad sobą panuje. ‒ Mieliśmy współpracować, a tymczasem ty zakułeś mnie w kajdanki – dodałam.

‒ Nie wytrzymam ‒ mamrotał do siebie. ‒ Jak cię rozkuję, to mi powiesz?

Uśmiechnęłam się pod nosem.

‒ Nie wiem. ‒ Udałam, że się namyślam. Bawiło mnie doprowadzanie sztywnego oficera policji do szału. ‒ Zastanowię się.

‒ Przestań ze mną pogrywać, Warren. Nie chcesz, żebym stracił cierpliwość. ‒ Podszedł do mnie i zmierzył ostrym spojrzeniem.

Uniosłam wysoko brwi.

‒ Bo co się stanie, oficerze? Zamkniesz mnie za to w więzieniu?

Nachylił się do mnie, tak że jego przystojna twarz znalazła się niebezpiecznie blisko mojej.

‒ Będziesz tego żałować ‒ powiedział tylko.

Przez kilka sekund w ciszy mierzyliśmy się spojrzeniami. W końcu westchnęłam ciężko.

‒ Jeżeli pozwolisz mi wrócić z tobą na miejsce zbrodni, to zabiorę cię na spotkanie z rodzicami Valerie.

Walker przez kilka sekund badał wzrokiem moją twarz, szukając oznak kłamstwa. Mówiłam prawdę – jeśli on dotrzyma słowa, to ja również.

‒ Zgoda ‒ ustąpił. Wyciągnął z kieszeni kluczyk i rozpiął kajdanki. Z ulgą potarłam palcami obolały nadgarstek. ‒ Skąd pewność, że zgodzą się na rozmowę z kimś z prasy? – spytał.

‒ Byliśmy wtedy sąsiadami ‒ wyjaśniłam, idąc za Walkerem z powrotem do tunelu.

Rozdział 4 

Larry

To miejsce. Znów to miejsce. Jak ja tu trafiłem?

Moją czaszkę przeszył ostry ból, jasna plama przesłoniła wzrok. Zatrzymałem się, mrugając.

‒ Co robisz? Znalazłeś coś? ‒ Kobiecy głos zza moich pleców sprawił, że pospiesznie obejrzałem się przez ramię.

Stałem twarzą w twarz z nieznaną mi blondynką. Przyjrzałem jej się uważnie, próbując skojarzyć ją z jakimś nazwiskiem, lecz bezskutecznie. Miała ładną buzię, duże oczy oraz kilka piegów na nosie i policzkach. Była nie za wysoka, miała zgrabną figurę. Na pewno nie należała do kobiet, obok których przeszedłbym obojętnie na ulicy.

Kim ona, do cholery, była?

‒ Zaczynasz mnie przerażać ‒ rzuciła, bo nie przestawałem się w nią wpatrywać.

Odchrząknąłem.

‒ Niczego nie znalazłem ‒ skłamałem, odwracając się do niej plecami.

Dlaczego znowu byłem przed tym pieprzonym tunelem? W dodatku w towarzystwie jakiejś blondynki?

‒ Mam wejść pierwsza? ‒ zapytała, zrównując się ze mną.

‒ Po co chcesz wchodzić? Tam śmierdzi. ‒ Zmarszczyłem nos z odrazą.

Kobieta spojrzała na mnie dziwnie.

‒ Mieliśmy poszukać czegokolwiek… ‒ powiedziała ostrożnie.

‒ A tak, rzeczywiście ‒ mruknąłem.

Wspiąłem się i wskoczyłem do środka. Brudna woda zmoczyła mi buty. Przebłyski wspomnień uderzyły mnie ze zdwojoną siłą. Spojrzałem w miejsce, gdzie wcześniej widziałem ciało kobiety.

‒ Tu jest obrzydliwie ‒ skomentowała blondynka, również wdrapując się do środka. ‒ Jej śmierć musiała być straszna.

‒ Była ‒ potwierdziłem cicho.

‒ Gdzie ją znaleźliście? ‒ spytała, podchodząc do mnie.

Spojrzałem na nią przelotnie. Zasłaniała dłonią usta oraz nos, jakby miało ją to uchronić przed potwornym smrodem. Była policjantką?

‒ Tu. ‒ Wskazałem ręką miejsce dwa metry przed nami.

Blondynka przeszła kilka kroków dalej, a ja zastygłem w miejscu. Wspomnienia wracały ze zdwojoną siłą. Dlaczego ten kretyn Josh tu przyjechał? Powinien trzymać się od tego miejsca z daleka.

‒ Tutaj? ‒ upewniła się, podnosząc głowę.

Skinąłem potakująco.

‒ Nic tu nie ma po takim czasie ‒ mruknęła do siebie.

Takim czasie? To znaczy jakim? Obserwowałem ją uważnie, jak rozgląda się wokół w poszukiwaniu czegokolwiek. W końcu zwróciła się w moją stronę, a na jej twarzy malowało się niezadowolenie.

‒ Będziesz tak stał? ‒ zapytała z irytacją.

‒ A czego mam szukać? Sama mówisz, że po takim czasie niczego nie znajdziemy ‒ odparłem, rozkładając ręce na bok.

Musiałem ją jakoś stąd wyprowadzić.

Kobieta zacisnęła usta i położyła dłonie na biodrach.

‒ Dziwnie się zachowujesz ‒ skwitowała. ‒ Nie rozumiem, co ci się stało. Przecież jesteś policjantem, powinieneś wiedzieć, co robić. Ale jeśli będziesz tak stał bezczynnie, to z naszej współpracy nici. Zapomnij, że zabiorę cię ze sobą do rodziców Valerie.

Drgnąłem nieznacznie. Nasza współpraca? O czym ona mówi? Mamy się spotkać z rodzicami ofiary? Nie mogłem do tego dopuścić.

To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.