Śmierć starszej pani. Tom 12 True Monsters - Agnieszka Pruska - ebook

Śmierć starszej pani. Tom 12 True Monsters ebook

Agnieszka Pruska

4,5

Opis

Seryjni mordercy, psychopaci, szaleńcy. Prawdziwe potwory są wśród nas!

Na początku XX wieku w Sopocie popełniono morderstwo na samotnej wdowie, pani Biber. Kobieta została śmiertelnie pobita, a z jej domu zniknęły cenne meble i biżuteria. Do sprawcy policję doprowadził przypadek. Jego brutalność i bezczelność do dziś każą zastanawiać się nad naturą ludzką.

TRUE MONSTERS to seria opowiadań kryminalnych opartych na faktach. Jej bohaterami są wzbudzający grozę sprawcy zabójstw z całego świata, których motywacje i działania każą zadać pytanie, co sprawia, że człowiek staje się potworem.

Agnieszka Pruska – powieściopisarka i animatorka kultury. Specjalizuje się w policyjnych kryminałach, choć nie stroni od powieści czy opowiadań lżejszego kalibru.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 59

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (2 oceny)
1
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Copyright © Oficynka & Agnieszka Pruska, Gdańsk 2023

Wszystkie prawa zastrzeżone. Książka ani jej część nie może być przedrukowywana ani w żaden inny sposób reprodukowana lub odczytywana w środkach masowego przekazu bez pisemnej zgody Oficynki.

Wydanie pierwsze w języku polskim, Gdańsk 2023

Redakcja: Anna Grzeca

Korekta: Anna Marzec

Skład: Dariusz Piskulak

Projekt okładki: Magdalena Zawadzka

Zdjęcia na okładce: © Eky Studio/shutterstock

© Steve Collender/shutterstock

© OoddySmile /shutterstock

© mikkel-kvist/pixeles

© gabriela-cheloni/pixeles

ISBN 978-83-67875-24-0

www.oficynka.pl

e-mail:[email protected]

Sopot, zwany też Riwierą Północy, na początku dwudziestego wieku był znaną nadmorską miejscowością od niedawna posiadającą prawa miejskie. Od ponad osiemdziesięciu lat ściągali tu liczni kuracjusze, którzy odpoczywali i leczyli się w uzdrowisku stworzonym przez Jerzego Haffnera na wzór francuski. Napływ wczasowiczów powodował stały rozwój miasta, a wielu z jego mieszkańców żyło z wynajmowania pokojów lub domów. Kuracjusze ściągali do Sopotu przez cały rok, aby zażyć różnego rodzaju kąpieli zdrowotnych. Nie każdego chcącego skorzystać z dobrodziejstw otwartego w tysiąc dziewięćset czwartym roku Zakładu Kąpielowego było stać na zamieszkanie w hotelu, więc wynajęcie prywatnej kwatery było dobrym rozwiązaniem.

Wracająca ze spaceru w ciepły kwietniowy wieczór Anna Weber odruchowo spojrzała w okna mijanego domu. Stojąca w niewielkim ogrodzie willa wyglądała na wymarłą, było widać tylko stadko kur, które gdacząc, chodziły pod drzewami. Weber czuła się bardzo zaniepokojona. Już od kilku dni nie mogła skontaktować się z mieszkającą tam przyjaciółką Edith Schulz. Kobiety często spotykały się na popołudniowej herbacie, chodziły razem na spacery, a niekiedy na targ. Obie były niezamężne i obie ceniły swoje towarzystwo. Minionej niedzieli miały zaraz po mszy pójść na dłuższy spacer, ale nic z tego nie wyszło, Edith nie było w kościele, a na pukanie do drzwi nie odpowiadała. Anna Weber była przekonana, że gdyby przyjaciółka miała gdzieś wyjechać, na pewno by ją uprzedziła. Niepokój narastał. Najpierw myślała, że przyjaciółka zachorowała, ale trwało to już za długo, a od poniedziałku pukała do jej drzwi rano i wieczorem. Nagle powzięła decyzję. Zamiast wrócić do domu, poszła do Elke Bauer, kuzynki Edith. Co prawda kobieta i jej mąż byli znacznie młodsi, ale świetnie dogadywali się z krewną. Być może wiedzą coś o niej.

Niestety, Elke też była zaskoczona brakiem kontaktu z kuzynką. Miała jednak klucz do jej mieszkania i po krótkim wahaniu obie kobiety uznały, że nie zważając na dobre wychowanie, trzeba sprawdzić, czy Edith nie jest chora. Ponieważ właśnie przyjechali letnicy, Elke Bauer miała pełne ręce roboty i sama nie mogła pójść, ale zaproponowała znajomej, że da jej klucz. Wchodzenie do cudzego domu jak do siebie było sprzeczne z naturą Anny Weber i dobrym wychowaniem, ale po krótkim wahaniu kobieta zgodziła się pójść sama. Ponieważ było już dosyć późno, uznała, że lepiej będzie poczekać do rana. Edith mogła być chora i już spać, a nagłe wtargnięcie tylko by ją przestraszyło.

Wczwartek rano, wracając z zakupów, Anna Weber weszła na posesję przyjaciółki. Zawahała się i rozejrzała dookoła. Od wczoraj nic się nie zmieniło, nawet kury chodziły po ogrodzie. Kobieta odstawiła na schody kosz z kupionymi właśnie na targu masłem, jajami oraz smakowitą sztuką mięsa, którą odłożył dla niej zaprzyjaźniony rzeźnik. Miała młodą i niedoświadczoną służącą i wolała jeszcze nie powierzać jej zakupów. Zanim zdecydowała się wejść do przyjaciółki, obeszła cały dom dookoła. Musiała uważać, żeby nie pomoczyć sukni mokrą od rosy trawą, uniosła ją więc trochę i starała się omijać kwiaty oraz krzaki. W zaglądaniu przez okna przeszkadzał jej nieco kapelusz, zsunęła go więc na tył głowy, co nadało jej nieco zawadiacki wygląd. Chciała zorientować się, czy przypadkiem w którymś pomieszczeniu nie będzie widoczna jej przyjaciółka. Mimo że już podjęła decyzję, że wejdzie do domu, nadal się wahała. Niezapowiedziane wtargnięcie do kogoś było zdecydowanie w złym tonie. Nie mogła przecież przewidzieć, w jakiej sytuacji zastanie przyjaciółkę. Mogła właśnie wstać i chodzić po domu w porannym stroju, mieć bałagan albo nawet przyjmować na porannej kawie jakiegoś amanta. Tak, trzeba przyznać, że właśnie ta ostatnia ewentualność najbardziej powstrzymywała Annę Weber. Edith od pięciu lat była wdową, miała już sześćdziesiąt lat, ale na pewno nie byłaby daleka od tego, żeby się ponownie nie wydać za mąż. Nie bardzo majętna, ale też nie musiała się bać o przyszłość, a to na pewno przyciągało do niej mężczyzn, którzy liczyli na jej pieniądze. Oczywiście tych starszych, ale przecież serce może zabić szybciej nawet wtedy, gdy nie ma się już dwudziestu lat. Kobiety nieraz o tym rozmawiały, bo jak ognia obawiały się łowców posagów.

Zaglądając do każdego okna, Anna Weber obeszła cały dom. Nie zauważyła ani nic niepokojącego, ani Edith. Na ile mogła ocenić, to w domu panował porządek, nic nie wskazywało na to, żeby na przykład w pośpiechu wyjechała lub chorowała. Nawet w kuchni nie było brudnych naczyń, które mogłyby świadczyć o złym samopoczuciu przyjaciółki. Oczywiście zostawało jeszcze piętro domu, na którym znajdowały się wynajmowane letnikom pokoje, ale tam Anna Weber nie miała jak zajrzeć. Wróciła na schody, sięgnęła do torebki po klucz i z ciężkim sercem otworzyła drzwi. Podniosła koszyk, którego wolała nie zostawiać na widoku, i weszła do domu Edith. Zawołała ją półgłosem, a potem głośniej. Odpowiedziała jej cisza. Anna poczuła się nieswojo, musiała zajrzeć do wszystkich pomieszczeń, a to kojarzyło jej się z wścibstwem. Nie żeby była pozbawiona ciekawości, ale myszkowanie po domu przyjaciółki wydawało jej się niestosowne. Weszła do kuchni, położyła na stole rękawiczki i koszyk i zaczęła obchód mieszkania. Przez chwilę zdawało jej się, że coś w domu się zmieniło, ale zaraz o tym zapomniała. Gdy minęła położony centralnie salon, zmarszczyła nos. Coś śmierdziało. Czyżby pod podłogę dostał się jakiś szczur, który tam potem zdechł? Starając się wstrzymać oddech, Anna szła dalej. Minęła łazienkę, w której nikogo nie było, a gdy doszła do małej służbówki, poczuła, jak robi się jej niedobrze z powodu smrodu. To chyba niemożliwe, żeby od jednego szczurzego truchła tak cuchnęło! Zawahała się, a potem otworzyła drzwi do pokoiku. I zamarła. Żeby nie upaść, musiała przytrzymać się futryny.

Przed nią, w dosyć dziwnej pozycji, ni to klęczała przed, ni to leżała na wąskim łóżku Edith Schulz. Była martwa, co do tego Weber nie miała wątpliwości.

Anna jednocześnie odzyskała władzę w nogach i głos. Jej krzyk rozległ się donośnie w pustym domu, a potem kobieta uciekła. Dodatkowo najadła się strachu, gdy zahaczyła skrajem sukni o gwóźdź wystający ze ściany i prawie wywróciła.

Anna Weber przez chwilę stała na schodach i usiłowała się chociaż trochę uspokoić. Co robić? Nigdy nie była w takiej sytuacji, a przecież nie może tak zostawić przyjaciółki. Musi kogoś zawiadomić. Ale kogo? Kuzynów czy policję? Anna nie żyje, ale jak zmarła? Może to atak serca? Ale dlaczego leżała w takiej dziwnej pozycji? Szósty zmysł podpowiadał Annie, że coś jest nie tak ze śmiercią przyjaciółki. W takim razie lepiej od razu zawiadomić policję, a oni niech robią dalej to, co trzeba. Ze zdziwieniem odkryła, że co prawda w kuchni zostawiła koszyk i rękawiczki, ale klucze cały czas trzyma w ręku. Dobrze, że ich nie upuściła, gdy zobaczyła Edith, bo może teraz zamknąć dom, jeszcze tego brakowało, żeby jakiś złodziejaszek skorzystał z okazji.

Nie wahając się już ani chwili, szybkim krokiem ruszyła w stronę dyżurki policyjnej. Miała nadzieję, że zastanie tam wachmistrza Franka Bergera. Znali się z widzenia, bo mieszkał niedaleko, a wolałaby o tym, co zastała w domu przyjaciółki, porozmawiać z kimś, kogo chociaż trochę zna.

Na widok Anny Weber Berger podniósł się zza biurka i przybrał urzędowy, a zarazem życzliwy wyraz twarzy. Był zaskoczony widokiem kobiety, bo absolutnie nie kojarzyła mu się z niczym, co mogłoby wejść w zakres zainteresowań policji.

– Witam szanowną panią. Co…

Chciał spytać, co ją sprowadza w policyjne progi, ale mu przerwała:

– Znalazłam przyjaciółkę – powiedziała dramatycznie.

Wachmistrz spojrzał na nią zdziwiony, bo zabrzmiało to tak, jakby zwierzała mu się, że nareszcie poznała bratnią duszę.

– Zachce pani usiąść i powiedzieć coś więcej?

– Nie! Nie ma czasu! Edith Schulz leży martwa u siebie w domu!

Bergera zatkało. Nie podejrzewał szacownej matrony o żarty na taki temat, a alternatywą było tylko to, że mówi prawdę. Edith Schulz nie żyje, a Anna Weber znalazła jej zwłoki.

– Kiedy dokonała pani tego odkrycia? – spytał, szykując się do wyjścia.

– Przed chwilą. Niepokoiłam się o nią, bo nie dawała znaku życia od kilku dni. Ustaliłam z jej kuzynką, że sprawdzę, co się dzieje, miałam od niej klucz, żebym mogła tam wejść.

– Asama się nie pofatygowała? – zdziwił się wachmistrz, przepuszczając kobietę w drzwiach.

– Nie mogła. Rozumie pan, letnicy.

Frank Berger rozumiał to doskonale. Nie przepadał za letnikami, bo bywały z nimi kłopoty, ale wiedział, że sporo osób tak zarabia. Postanowił, że po drodze powiedzą o śmierci Anny Weber kuzynce.

Na wieść o śmierci Edith Schulz Elke Bauer i jej mąż oświadczyli, że idą razem z wachmistrzem. Muszą na własne oczy zobaczyć, że krewna nie żyje, bo inaczej nie uwierzą. Edith może nie była już najmłodsza, ale na nic się nie uskarżała, wydawała się zdrowa.

– To straszne, nie mogę uwierzyć, że nie żyje. Może to coś z sercem? – zastanowiła się Elke, zakładając kapelusz przybrany kwiatami.

Gdy w czwórkę stanęli przed domem wdowy Schulz, Anna Weber z namaszczeniem podała wachmistrzowi klucze do mieszkania. Policjant wszedł do środka, a pozostali za nim. Od razu dostrzegł w kuchni koszyk z zakupami i rękawiczki.

– To moje – wyjaśniła pośpiesznie Weber. – Na śmierć zapomniałam.

Wtym momencie zorientowała się, co powiedziała, słowa nie były zbyt fortunnie dobrane. Nikt jednak nie zwrócił na to uwagi.

– Zechce mi pani pokazać, gdzie znalazła pani przyjaciółkę? – spytał policjant.

– Onie, nic z tego. To jest bardzo… – zawahała się – przykry widok. I zapach też – dodała z lekką niechęcią. Niech pan sam idzie, to ten pokoik za salonem po lewej.

Anna Weber została w kuchni, ale krewni nieboszczki poszli za wachmistrzem. Elke przykładała do twarzy uperfumowaną chusteczkę i mocno trzymała męża pod ramię. Berger szedł i rozglądał się po mieszkaniu. Nic nie wskazywało na to, że doszło tu do jakiejś tragedii. Wszedł do pokoju i przyjrzał się zmarłej. Tak jak poprzednio Annę, uderzyła go dziwna pozycja kobiety. Czyżby się modliła i zasłabła? Ale dlaczego w służbówce? Podszedł bliżej i od razu zweryfikował swoje zdanie. Przekrzywiona w bok twarz nieboszczki pokryta była krwią, podobnie jak jej włosy i suknia, a w każdym razie ten jej fragment, który widział. Wachmistrz był doświadczonym policjantem i od razu zorientował się, że ciosy, które zadano kobiecie, były naprawdę silne. Weber nie zauważyła krwi, bo nie weszła w głąb pokoju, poza tym suknia była w kolorze ciemnego wina. Wachmistrz odwrócił się, chrząknął i poprosił Bauerów, żeby sami przeszli do kuchni, a poprosili tu przyjaciółkę pani Schulz. Gdy z nimi rozmawiał, jego wzrok padł na framugę drzwi i od razu dostrzegł ślady krwi. Były zastygnięte i ciemnobrunatne, ktoś musiał ją tam nanieść już jakiś czas temu.

DALSZA CZĘŚĆ DOSTĘPNA W WERSJI PEŁNEJ