Wbrew rozsądkowi - Agnieszka Pruska - ebook + książka

Wbrew rozsądkowi ebook

Agnieszka Pruska

4,4

Opis

Nieunikniona jak śmierć!

Zacięta, bezkompromisowa i szurnięta – tak najkrócej można opisać komisarz Sarę Lipner, potocznie zwaną Szajbą. Po traumatycznych wydarzeniach, w których zginął jej partner, Sara dochodzi do siebie na urlopie. Stara się nie włączać w sprawy policji, ale kiedy ktoś brutalnie zabija jej znajomego, bez chwili namysłu podejmuje prywatne śledztwo i idzie na zwarcie z mordercą.

Wbrew rozsądkowi to pierwszy tom serii powieści kryminalnych Szajba, których główną bohaterką jest gdańska policjantka Sara Lipner.

 

Agnieszka Pruska – powieściopisarka i animatorka kultury. Specjalizuje się w policyjnych kryminałach, choć nie stroni od powieści czy opowiadań lżejszego kalibru.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 378

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,4 (117 ocen)
71
27
16
3
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Warmia55

Nie oderwiesz się od lektury

Znakomity kryminał! Ciekawy pomysł, dobrze napisany, dzieje się dużo i dość szybko. Bardzo charakterna główna bohaterka, inteligentna, sprawna i działająca skutecznie, choć nie ma tak, że wszystko jej się udaje, czasem i ona jest poszkodowana. Niecierpliwie będę czekać na ciąg dalszy ...
30
ewkaj

Nie oderwiesz się od lektury

Dobry kryminał policyjny,szybka ,pełna zwrotów akcja oraz bezkompromisowa na adrenalinie komisarz Sara Lipner -ksywa Szajba na dłuższym urlopie. Czytałam z przyjemnością i czekam na ciąg dalszy! Gorąco polecam!
10
BabciaBasia699

Nie oderwiesz się od lektury

ok. czekam na następne przygody.
10
AgnieszkaSulkowska

Nie oderwiesz się od lektury

To było moje pierwsze spotkanie z twórczością p. Agnieszki Pruskiej i powiem, że bardzo, bardzo udane! Fabuła wciąga, główną bohaterka .....prawdziwa Szajba! Czekam na kolejną część, polecam!
10
anitax1x

Nie oderwiesz się od lektury

dobrze się czyta
10

Popularność




Copyright © Oficynka & Agnieszka Pruska, Gdańsk 2022

Wszystkie prawa zastrzeżone. Książka ani jej część nie może być przedrukowywana ani w żaden inny sposób reprodukowana lub odczytywana w środkach masowego przekazu bez pisemnej zgody Oficynki.

Wydanie pierwsze w języku polskim, Gdańsk 2022

Opracowanie redakcyjne: zespół

Skład: Dariusz Piskulak

Projekt okładki: Magdalena Zawadzka

Zdjęcia na okładce: © Enric Cruz López/pexels, © Elina Krima/pexels, © Hurst Photo/shutterstock, © life of pix/pexels

© Nik Merkulov/shutterstock, © Lorenzo/pexels

ISBN 978-83-67204-54-5

www.oficynka.pl

e-mail:[email protected]

Prolog

Grał z córką w jej ulubioną grę planszową, gdy ktoś zadzwonił do drzwi. Nieco zdziwiony, bo nikogo się nie spodziewał, mrugnął do małej, mówiąc, żeby nie przestawiała pionków i nie oszukiwała podczas jego nieobecności, i poszedł otworzyć. Gwałtownie pchnięte przez intruza drzwi odrzuciły go na ścianę i pozbawiły równowagi. Na to właśnie liczył napastnik. Kilkoma silnymi ciosami posłał napadniętego na podłogę.

– Wypierdalaj do pokoju, ale już! – Poleceniu towarzyszyły kopniaki.

– Tatusiu, co robisz? – spytała zdziwiona dziewczynka, widząc idącego na czworakach ojca. Przez chwilę miała nadzieję, że wymyślił nową zabawę. – Co ci się stało, upadłeś? – przestraszyła się na widok krwi na jego twarzy.

– Taaak, tatulek upadł i już się raczej nie podniesie. – Kolejne ciosy spadły na korpus ofiary. – No proszę, tego się nie spodziewałem, taki mały bonusik. Mam cię teraz czym postraszyć, zgadza się? Nie ruszaj się!

Polecenie było skierowane do usiłującego wstać mężczyzny. Był dobrze zbudowany i wysportowany. Normalnie nie dałby się tak pobić, teraz jednak został zaskoczony. Nie wiedział jeszcze, kto go napadł, ale doskonale zdawał sobie sprawę, co oznaczają ostatnie słowa napastnika. Córka! Rodzice zrobią wszystko, żeby ochronić dzieci. Nie był wyjątkiem i mimo bólu już prawie stanął na nogi, gdy silne uderzenie w głowę ponownie go powaliło. Dziewczynka pisnęła przeraźliwie.

– Stul pysk, głupi bachorze!

Mężczyzna wyjął z plecaka szeroką szarą taśmę i bez problemów zakneblował sparaliżowane strachem dziecko. Nie bawił się w subtelności, po prostu kilkukrotnie owinął jej głowę taśmą na wysokości ust. Potem to samo zrobił z rękoma i nogami. Dziewczynka płakała, ale to było jedyne, co mogła zrobić. Uporawszy się z nią, intruz skrępował jej ojca. Zadowolony uśmiechnął się szeroko. Był panem sytuacji, teraz musiał tylko poczekać, aż ofiara się ocknie. Poszedł zamknąć drzwi wejściowe na klucz. Wracając, trącił nogą leżącego na podłodze mężczyznę, żeby sprawdzić, czy nie odzyskuje przytomności, i usiadł naprzeciwko dziewczynki. Była przerażona całą sytuacją, ale również wyglądem napastnika. Nie było w tym nic dziwnego, bo jeszcze nie widziała nikogo w jednoczęściowym kombinezonie roboczym, maseczce chirurgicznej na twarzy i w rękawiczkach.

– Widzisz, lepiej być ostrożnym. Po co ktoś ma tu potem znaleźć moje odciski palców albo włos? – rzucił tonem pogawędki, a potem obiecał ze złym błyskiem w oku: – Zaraz się pobawimy, tylko ten skurwiel się ocknie – wskazał na ojca dziewczynki.

Siedział w bezruchu, spoglądając raz na mężczyznę, raz na dziecko. Czekał. Był cierpliwy.

Rozdział pierwszy

Szczupła kobieta szybko szła prawie ciemną ulicą jednego z gdańskich osiedli. Było zimno, ale nawet przy tak niskiej temperaturze nie włożyła czapki. Jej niesforne, sięgające za ramiona włosy powiewały na wietrze, od czasu do czasu przysłaniając oczy i wdzierając się do ust. Odgarniała je automatycznie, najwyraźniej była do tego przyzwyczajona. Ciemna, ciepła kurtka, czarne spodnie i buty sięgające za kostkę powodowały, że prawie zlewała się z otoczeniem. Nawet skórzane rękawiczki miała czarne. To była jej stała trasa, znała tu każdy dom, każdy kamień i każde drzewo. Wiedziała, którędy prowadzi skrót i gdzie jest największe błoto. Co drugi dzień o dwudziestej drugiej wracała tędy z siłowni. Mogła oczywiście podjechać samochodem, ale ten dodatkowy wysiłek, szybki marsz, traktowała jak ciąg dalszy treningu. Dbałość o formę została jej z czasów przed tragiczną w skutkach akcją policyjną. Nie było to tak dawno, zaledwie osiem miesięcy temu, zanim w ciągu jednej nocy zawalił się cały jej świat. Ten służbowy i ten prywatny. Rzeczywistość legła w gruzach, a do zdrowia dochodziła przez kilka miesięcy. Straciła chęć do życia i teraz jedynie egzystowała, starając się znaleźć jakieś uzasadnienie dla swojego istnienia. Czuła się zawieszona w rzeczywistości i jednocześnie pozbawiona wszystkich silniejszych bodźców. Gdyby poszła o krok dalej, zaczęłaby się zastanawiać, czy to przypadkiem nie deprywacja sensoryczna.

Nie starała się jednak żyć inaczej. W imię czego ma się wychylać i próbować zmienić świat? Po co ma robić cokolwiek, jeżeli nieuniknionym końcem jest śmierć? Wcześniej czy później, ale zawsze. Tak właśnie się teraz czuła. Wkurzało ją to na początku i starała się wyjść z tego stanu, ale po nieudanych próbach odpuściła. Nauczyła się żyć innym życiem. Miała trzydzieści osiem lat, była samotna, a po zwolnieniu przeszła na bezpłatny urlop i nie robiła tego, co sprawiało jej zadowolenie i napędzało ją, dając niezłą dawkę adrenaliny. Teraz najchętniej zakopałaby się w pościeli z pilotem w ręku i oglądała serial za serialem, żyjąc bez żadnego wysiłku życiem innych ludzi. Na szczęście wrodzone zamiłowanie do aktywności i konieczność robienia zakupów powodowały, że wychodziła z domu i pracowała. Jeździła na Uberze, cud, że dostała pozwolenie. Nie musiała, bo przecież pieniądze wpływały jej co miesiąc na konto, ale parę dodatkowych groszy na czarną godzinę zawsze się przyda. Przyzwyczajenie do ruchu wyciągało ją na siłownię. I to wszystko, jeżeli nie liczyć biblioteki. I wizyt u rodziców, bardzo zaniepokojonych stanem córki. Męczyła się na tych obiadach, ale nie miała wyjścia. Na pytania odpowiadała, że dobrze jej tak jak jest, a gdyby chciała coś zmienić, to już dawno by to zrobiła. Po takich spotkaniach wracała do domu kompletnie wyprana z chęci do czegokolwiek, nalewała sobie koniaku i tkwiła nieruchomo w fotelu, dopóki go nie wypiła.

Tak, lubiła koniak. Nie piwo, wino czy inny alkohol, tylko właśnie koniak. Znajomi czasem się z niej podśmiewali z tego powodu, ale miała to w dupie. Niech każdy pije to, na co ma ochotę, tak samo jak ubiera się w to, co chce, czyta to, co lubi, i sypia, z kim ma ochotę. Jednym słowem – niech nikt nie wtrąca się w prywatne życie bliźnich. Trudno było nie przyznać jej racji, tym bardziej że tłumaczenie okraszone było zawsze przyjaznym uśmiechem. Kiedyś. Teraz uśmiechała się rzadko i prawie automatycznie, tak jakby wykonywała wyuczony gest. Sytuacja wymaga uśmiechu, więc w górę wędrują kąciki ust, mięśnie powtarzają zapamiętany skurcz. Miała wrażenie, że wygląda jak Schwarzenegger w drugiej części Terminatora.

Znajomi przez jakiś czas próbowali podtrzymywać kontakty towarzyskie, ale potem odpuścili i czekali, aż Sara wróci do formy. Tylko jedna osoba, kolega jeszcze ze szkoły oficerskiej, nie odpuścił. Pracowali w tej samej komendzie, czasem współpracowali ze sobą i cenili się. Komisarz Piotr Sulich miał nadzieję, że Sara Lipner jeszcze wróci do pracy i poprowadzi następne sprawy. A jeżeli nie, to może chociaż po prostu zacznie normalnie żyć. Spotykali się od czasu do czasu, głównie w pubach, które oboje nieźle znali. Wtedy przerzucała się z koniaku na piwo, bo taki napój pasował jej do otoczenia.

Sara sprzed pamiętnego wieczoru była inna. Zadziorna, uparta, trochę lekkomyślna, dążąca do celu i żyjąca pełnią życia. Lekko szalona. Czy brakowało jej tego? Czasem tak, ale usiłowała nie myśleć o tym. Tym bardziej że nie wiedziała, czy nie powinna z kimś porozmawiać o wydarzeniach poprzedzających strzelaninę. To nie był jednak temat na przyjemną, przyjacielską rozmowę i na razie nie czuła się jeszcze na siłach o tym wspominać komukolwiek. Zwłaszcza że dotyczyło to Sławka, zastrzelonego partnera.

Weszła do mieszkania, zdjęła buty i kurtkę, ale zamiast jak zwykle iść się wykąpać po powrocie z siłowni, nalała sobie soku pomidorowego i siadła na fotelu w swojej ulubionej pozie, bokiem do oparcia, przerzucając nogi przez podłokietnik. To było odstępstwo od ułatwiającej życie rutyny, której tak ostatnio pilnowała, ale była zaniepokojona i zdezorientowana. Od ośmiu miesięcy, od pewnego cholernego marcowego dnia, nie czuła niczego podobnego. Nie dopuszczała takich uczuć, nie chciała wracać do tego, co się stało, a nawet myśleć jak gliniarz. A może nawet nie tak. Wiedziała, że jeżeli nie będzie się pilnowała, pozwoli sobie na rozpatrywanie minionych wydarzeń i kombinacje „co by było, gdyby’’, to cała praca, którą włożyła w to, żeby w miarę normalnie funkcjonować, pójdzie w diabły.

Siedziała praktycznie bez ruchu, jeżeli nie liczyć bębnienia palcami w oparcie fotela. Miała taki swój rytm, który wystukiwała zawsze, gdy była czymś zaniepokojona lub podekscytowana.

– Bo nie mam pojęcia, co się stało. – Sara często rozmawiała sama ze sobą, nie ma to jak inteligentny interlokutor. – Nie mogę się do niego dodzwonić i nie było go na siłowni. A byliśmy umówieni. A to nie jest pieprzony dupek, który wystawia ludzi do wiatru. Na siłce nikt go cztery dni nie widział, a to maniak. Nie przychodzi tylko, gdy jest chory, wyjeżdża lub opiekuje się córką. Ale wtedy odbierałby telefon.

Podniosła się z fotela jednym zwinnym ruchem i podeszła do barku. Nalała sobie pół kieliszka koniaku i z nieukrywaną aprobatą powąchała napój.

– Ipo co ja się, kurwa, tak stresuję? – spytała samą siebie. – Nie przyszedł, to nie przyszedł. Dorosły jest i nie muszę go pilnować.

Zabrała kieliszek do łazienki i puściła wodę do wanny.

DALSZA CZĘŚĆ DOSTĘPNA WWERSJI PEŁNEJ