Smaki szczęścia - Roksana Samagalska - ebook + książka

Smaki szczęścia ebook

Samagalska Roksana

0,0
40,00 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Czy wypadek samochodowy może stać się początkiem niezwykłej przyjaźni i zmienić losy dwóch kobiet? „Smaki szczęścia” to opowieść o sile kobiecych więzi, determinacji w dążeniu do spełnienia marzeń i przekraczaniu granic. Ta historia poruszy Twoje serce i zainspiruje do działania. Laura, pełna energii miłośniczka wypieków, próbuje spełnić swoje marzenia pomimo braku zrozumienia ze strony ojca. Wraz z Emmą w jej życiu pojawia się Aleksander, z którym połączy ją nie tylko miłość do cynamonowych bułeczek. Emma, autorka bestsellerowych romansów, zmaga się z wypaleniem zawodowym po rozwodzie. Ich losy krzyżują się w nieoczekiwany sposób i nie pozwolą Ci odłożyć książki na półkę. Czy dadzą sobie wsparcie? Czy znajdą siłę, by przedłożyć dobro drugiej osoby nad własne? Jak daleko się posuną, by zrealizować swoje cele? Przeczytaj, by dowiedzieć się więcej.

Roksana to autorka o wielkiej wrażliwości. Ma talent do pisania o niuansach kobiecej duszy i charakteru, wielokrotnie pracowałam z nią jako aktorką, a teraz z nieukrywaną radością śledzę jej karierę pisarską. Jestem przekonana, że najnowsza powieść zabierze Państwa w nieznane i głębokie rejony pełne niespodzianek. Życzę fantastycznej lektury pełnej bardzo “smacznych” zwrotów akcji, a jaki jest ten prawdziwy smak szczęścia? O tym najlepiej opowie nam Roksana Samagalska

Maria Niklińska

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 295

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Copyright © Roksana Samagalska, 2025

Projekt okładki

Paweł Panczakiewicz

Zdjęcia na okładce

archiwum prywatne autorki

Redaktor prowadzący

Michał Nalewski

Redakcja

Weronika May

Korekta

Agnieszka Dudek

ISBN 978-83-8391-745-0

Warszawa 2025

Wydawca

Wydawnictwo Najlepsze

Prószyński Media Sp. z o.o.

ul. Rzymowskiego 28,

02-697 Warszawa

[email protected]

Jeden moment, jedna chwila, ułamek sekundy

potrafi zmienić wszystko. Bieg twojego życia,

historię zapisaną w gwiazdach.

Najdziwniejsze jest to, że nie wiesz,

kiedy to się wydarzy

Rozdział 1

Emma

To był zwykły poniedziałek, jeden z wielu tak podobnych do siebie. Rozmazywały się Emmie przed oczami. Czasem nawet nie wiedziała, jaki jest dzień tygodnia czy miesiąc. Aleksander był w ostatnim czasie jej jedyną ostoją, podporą, przyjacielem i asystentem. Gdyby nie on, pewnie już dawno straciłaby jakąkolwiek chęć do życia i motywację do tego, by wstać z łóżka. Miała wrażenie, że ziemia się pod nią rozstąpiła, a ona spadała bezwładnie w jakąś niemającą końca otchłań. On wiedział doskonale, dlaczego Emma tak się czuła, i miał głęboką nadzieję, że przyjdzie moment, kiedy ta wspaniała kobieta, którą znał i podziwiał, wróci i zacznie się uśmiechać tak jak kiedyś. Prawie każdy ją podziwiał, on nie był jedyny. Kiedy gdzieś wchodziła, skupiała na sobie uwagę absolutnie wszystkich. Uwielbiała ten stan. Teraz jednak chowała się za ciemnymi okularami i kapeluszami, a ukojenia szukała w kieliszku.

Tego dnia rano Aleksander zostawił jej, razem z kawą i świeżym croissantem, korespondencję na biurku. To przy nim jeszcze nie tak dawno powstawały bestsellery, czytane przez dziesiątki tysięcy czytelniczek. Jeden z listów dołożył kolejną cegiełkę do jej złego stanu. Wiadomość, którą otrzymała, przekreślała wszystkie, wciąż żywe, nadzieje i marzenia.

Było już ciemno, siedziała przez chwilę w milczeniu, zapatrzona w okno, z którego rozchodził się widok na jedną z najpiękniejszych ulic w Warszawie, i trawiła przeczytane słowa. Jej były mąż i jego narzeczona, choć nazywanie tej kobiety w ten sposób przechodziło jej z ogromnym trudem, zapraszali ją na swój ślub i wesele w Wenecji. Dlaczego to zrobił? Jej motywacja była dla Emmy jasna, chciała się pochwalić, pokazać, że wygrała, że jest górą i teraz będzie się tym chełpić. Nie mogła tylko zrozumieć, co kierowało Markiem. Rozstali się w dość przyjaznych stosunkach. Kiedy oświadczył jej, że poznał Sonię i zakochał się bez reszty, poczuła się dotknięta i znieważona. Chciała go zatrzymać. Powiedzieć, żeby został. Prosić, żeby zawalczyli o swój związek. Zapewnić, że jest gotowa pójść na terapię, zrobić wszystko, byle walczyć o niego, o nich. Czuła, że jej serce bez niego rozpadnie się na małe cząsteczki i nie będzie w stanie poskładać go do kupy. Jednak wtedy odetchnęła głęboko, spojrzała na niego z wyższością i odpowiedziała, że trudno, przemyśli warunki i rozstaną się jak dorośli, bez skandali i szarpania o majątek. W końcu do wszystkiego doszli wspólnie, więc nie powinni mieć problemu z podziałem tego, co udało im się razem zgromadzić. Byli ze sobą dwadzieścia długich lat. Szmat czasu, mnóstwo emocji, zdarzeń, tych dobrych i tych bolesnych, o których chcieliby nie pamiętać. Tamtego dnia patrzyła mu w oczy i nie potrafiła pokazać swoich prawdziwych uczuć. Czy to dlatego, że nie spodziewała się takich wiadomości? Jej wyobrażenie o ich małżeństwie było zupełnie inne, wydawało jej się, że byli stabilni, wspierali się i zawsze mogli na siebie liczyć. Fakt, brakowało w ich relacji młodzieńczych porywów, szaleństwa czy namiętności nie do zatrzymania, o których tyle pisała w każdej swojej powieści, ale sądziła, że ten etap mieli już za sobą. Może to sobie wmówiła, bo nie chciała widzieć prawdy? Wiele razy się nad tym zastanawiała. Teraz jednak było już za późno. Marek nie należał już do jej świata i nie widziała szansy na zmianę tej sytuacji.

W zaciśniętej pięści trzymała kopertę i zaproszenie pięknie zdobione kryształkami Swarovskiego. Spojrzenie miała nieobecne. Jak na autopilocie zeszła na niższe piętro swojego apartamentu i skierowała się do lodówki. Wyjęła otwartą butelkę białego wina, sięgnęła po kieliszek, nalała sobie zbyt dużą porcję. Spojrzała na kołyszący się płyn. Już miała przyłożyć naczynie do ust, opróżnić jednym haustem, ale nagle odłożyła je na blat, sięgnęła po torebkę i wybiegła z mieszkania. Po chwili siedziała w swoim Porsche 911. Jeszcze nie tak dawno należało do Marka. Zostawił jej ten samochód, bo takie było jej żądanie. Wtedy miała nadzieję, że będzie walczył. Że zrozumie, że zapragnęła tego auta tylko dlatego, żeby mu pokazać, że nadal jej na nim zależy. W końcu kiedy byli razem, to on nim jeździł. Wiedziała przecież, że kochał tę maszynę. Miała dla niego wartość sentymentalną. Kiedy jego firma deweloperska zaczęła odnosić sukcesy, to był pierwszy samochód, który kupił, i dbał o niego jak o żaden inny. W chwili, gdy Emma powiedziała, że chce go zatrzymać, nie wahał się. Wtedy zrozumiała, jak bardzo zależało mu na tej lafiryndzie o wyglądzie licealistki. Z tlenionymi włosami, zbyt mocnym makijażem i nogami do nieba. Cholera, musiała przyznać, że nie była obiektywna. Czy to w ogóle było możliwe w jej sytuacji? Wiedziała, że Sonia była bardzo atrakcyjną kobietą, dużo bardziej niż ona, ale nigdy publicznie by tego nie przyznała. Najbardziej bolało ją jednak to, że gdyby Marek w młodości się postarał, mógłby być jej ojcem.

Odpaliła silnik i wyjechała z garażu. Szybko wmieszała się w ścisk zawsze panujący w centrum. Nie miała konkretnego celu. Chciała jechać przed siebie, jak najdalej. Zagłuszyć myśli, znaleźć spokój. Bardzo jej go brakowało. A może chciała zniknąć? Wtopić się w tłum i nie czuć swoich pragnień, uczuć, zniszczyć to, co blokowało ją tak bardzo, że od czasu rozwodu nie napisała nawet zdania. Godzinami siedziała przy biurku, wpatrując się w migający kursor na ekranie komputera i nie potrafiła napisać absolutnie nic. Nawet kiedy przychodził jej do głowy jakiś pomysł i próbowała zacząć historię, coś ją powstrzymywało, podpowiadało, że to, co wymyśliła, nie jest dobre, nie jest wystarczające, że ona nie jest wystarczająca. Ilekroć jej ręce dotykały klawiatury, czuła ogromny strach. Paraliżował jej myśli. Nie pozwalał, by to, co było w jej głowie, zostało zapisane i być może opublikowane. Po rozstaniu nie umiała zmusić się do napisania romantycznej historii. Przepełniały ją gorycz i żal. Zupełnie inny styl był jednak na tyle ryzykowny, że Emma nie potrafiła znaleźć w sobie wystarczająco dużo siły, by coś zmienić. Bała się, że jeśli to, co stworzy, okaże się porażką, nie zostanie jej już nic w życiu. Dlatego żyła przeszłością, swoją historią. Tak było łatwiej i choć miała świadomość, że zabijało ją to każdego dnia, nie była w stanie przerwać katatonii, w którą wpadła.

Wcisnęła gaz do dechy i zaczęła wymijać jadące przed nią samochody, nie zważając na to, jak niebezpieczne są jej wybryki. Ryk silnika kołysał ją i zagłuszał niechciane myśli. Czuła łzy szczypiące ją pod powiekami, ale nie chciała pozwolić im spłynąć, nawet ze świadomością, że nikt ich tutaj nie zauważy. Nie umiała się przyznać sama przed sobą, że była słaba, zraniona, zagubiona. Nie chciała już dłużej się czuć w ten sposób. Ciągle na nowo przeżywać rozwód, swoją największą porażkę w życiu. Dokładnie tak o tym myślała. Przegapiła moment, w którym uczucie męża wygasło, a właściwie przeniosło się na inną kobietę, a jej czar i wdzięk straciły swoją moc. To była jedyna rzecz w jej życiu, której naprawdę szczerze żałowała, i nie umiała zrobić kroku naprzód. Nie potrafiła spojrzeć prawdzie w oczy i pogrążała się coraz głębiej w zwątpieniu w siebie. Każdy dzień był stratą czasu. Udowadniał jej, jak bardzo była samotna i jak wielki błąd zrobiła, że pozwoliła Markowi zniknąć ze swojego życia.

Laura

Przemierzała ulice Warszawy swoim miętowym Fiatem 500 i uśmiechała się, czując, że przepełnia ją radość i pozytywna energia. Wreszcie wszystko stało się całkowicie jasne i krystaliczne. Nigdy wcześniej nie była tego tak bardzo pewna jak w tej chwili. Miała plan, wystarczyło go tylko zrealizować.

Od zawsze ciągnęło ją w stronę cukiernictwa. Już jako mała dziewczynka eksperymentowała z pieczeniem ciastek, tortów i tart z najróżniejszymi owocami. Kiedy jednak wspominała o swojej pasji przy rodzicach, ojciec nie chciał nawet słyszeć, aby rozwijała się w tym kierunku. Dla niego liczyła się kariera. Najlepiej, gdyby tak jak brat, poszła w stronę prawa, lub jak on – medycyny estetycznej. Dla niej żadna z tych profesji nie wydawała się atrakcyjna i pociągająca. Ostatecznie, dla świętego spokoju, skończyła zarządzanie i nowe technologie i pracowała w wielkiej korporacji. Wielokrotnie żałowała, że nie umiała się postawić ojcu i robić w życiu tego, co kochała i sprawiało jej przyjemność. Każdy kolejny miesiąc w korporacji przekonywał ją, że to całkowita strata czasu i musi zmienić swoje życie. Nawet jeśli się bała, nawet jeśli mogło się nie udać, nawet jeśli ojciec nie będzie chciał z nią rozmawiać.

Wracała właśnie z warsztatów cukierniczych, które tylko utwierdziły ją w przekonaniu, jakie jest jej przeznaczenie, i nawet korki i duży ruch w Warszawie nie mogły zmienić jej pozytywnego nastawienia. Dziś kochała cały świat, każde żywe stworzenie i chciała to manifestować na prawo i lewo. Mimo że powinna być zmęczona po całodziennym staniu i robieniu wymyślnych tortów, monoporcji z najróżniejszymi kremami i owocami, miała ochotę tańczyć i wykrzyczeć swoje szczęście na całe gardło, żeby usłyszeli ją wszyscy mieszkańcy Warszawy. Zaczęła od swojej przyjaciółki Agaty. Poznały się w korporacji. Laura na dzień dobry dała plamę, wpadając na przełożonego. Stos papierów z jego rąk wylądował na podłodze, ku uciesze pracowników, i tylko Agata przyszła jej z pomocą. Potem zaprosiła ją na kawę i tak już zostało.

Laura wybrała jej numer i czekała, aż przyjaciółka odbierze połączenie, a potem wypaliła oszołomiona:

– Agata, to było niesamowite. Jedne z lepiej wydanych pieniędzy w moim życiu.

– Może mi nie uwierzysz, ale miałam przeczucie, że tak właśnie będzie. To twoja pasja. Nie wiem, dlaczego nie dopuszczałaś tego do siebie tak długo – odparła z nutką satysfakcji w głosie.

– Masz rację i po tych dzisiejszych warsztatach wiem już na stówę, co chcę robić w życiu. – Laura, mówiąc to, nie próbowała nawet powstrzymać uśmiechu.

– Cieszę się twoim szczęściem. Masz moje pełne wsparcie.

– Nie chcę ani minuty dłużej zmarnować.

– Hej, nie przesadzaj z tym marnowaniem – zażartowała Agata, moszcząc się wygodniej w swoim fotelu.

Jak zwykle pracowała po godzinach, choć już w mniej formalnym stroju niż w firmie i z lampką dobrego wina.

– Za taką kasę, jaką mi płacą, mogę zmarnować kilka chwil – dodała Agata i zaśmiała się serdecznie.

Laura od samego początku pracy w amerykańskim gigancie software’owym czuła, że jest z zupełnie innej bajki. Podczas gdy jej przyjaciółkę nakręcał każdy podpisany kontrakt i bycie zawsze na czele handlowców sprzedających najwięcej, ona dusiła się w firmie, trzymającej ją w sztywnych ramach. Marzyła o własnej małej kawiarence, gdzie będzie serwowała swoim klientom przygotowane przez siebie wypieki. Gdzie sama będzie sobie szefem i będzie mogła puścić wodze swojej jakże bujnej wyobraźni. Oczywiście kiedy tylko pomyślała, że to może się udać, pojawiał się lęk. Ostrzegał ją przed zagrożeniami. Co zrobi, jeśli się jej nie powiedzie i kawiarnia okaże się klapą? Odpędzała te myśli, bo wewnętrzny głos podpowiadał jej, że powinna spróbować. Cieszyć się życiem, robić to, co podsuwało serce, a nie poddawać się słabościom i lękom.

– Mam nadzieję, że jesteś w domu, bo musisz spróbować tych pysznych makaroników, miniaturowych bezików, brownie, serniczków i całej masy monoporcji.

– Jestem…

– Niech zgadnę, siedzisz i pracujesz? – weszła jej w słowo przyjaciółka.

Agata się zaśmiała, a Laura wiedziała, że się nie pomyliła. Podczas gdy ona spełniała swoje marzenia, jej przyjaciółka siedziała przy komputerze i robiła wszystko, żeby zrealizować cele sprzedażowe. Uważała, że Agata była w pewnym sensie niewolnikiem swojej pracy. To była najważniejsza część jej życia, ale dobrze się z tym czuła i nie zamierzała tego zmieniać. Obie były singielkami, więc mogły cały swój czas przeznaczyć na kreowanie przyszłości i realizowanie siebie. Laura piekła i eksperymentowała w kuchni, co dawało jej dziką satysfakcję, podczas gdy jej przyjaciółka zakopywała się w liczbach.

– Przyłapałaś mnie.

– Wiedziałam, Agatko. Wyluzuj trochę.

– Lepiej mi powiedz, jaki jest ten twój mistrz od cukru?

– Mistrz cukiernictwa – poprawiła ją żartobliwie Laura i zmieniła pas ruchu. – Jest fantastyczny. Jeszcze nigdy nie widziałam, żeby ktoś z taką pasją opowiadał o słodyczach.

– Bo nie słuchałaś siebie.

– Ha, ha… Gdybyś widziała, z jaką pewnością siebie on pracuje w kuchni. Napatrzeć się nie można. To wielki talent i do tego ma niesamowitą wiedzę.

– Przystojny chociaż?

– Nie wiem, nie przyglądałam się.

– A patrzyłaś tylko na ręce, czy…

– Hej! Agata, ewidentnie musisz znaleźć sobie faceta.

– Laura?! Tak łatwo się nie wykręcisz. Przystojny?

– No dobra. Przystojny, wysoki, szerokie ramiona, zielone oczy, potargane włosy… ale zajęty. Widziałam obrączkę na palcu.

– Szkoda. Byłaby niezła para. Już widzę te nagłówki w gazetach: najbardziej znana para cukierników w Polsce, Laura i jak mu tam?

– Ty się z powołaniem minęłaś. Zamiast sprzedawać te cholerne systemy do analizy danych, powinnaś pisać romanse.

– Ja i romanse? – zaśmiała się Agata. – Niezły żart, szkoda mi czasu na takie bzdety. Za to wszystko, co dotyczy ekonomii, pochłaniam namiętnie, i to garściami.

– Fantazji ci nie brakuje. Wierzę, że dałabyś radę.

– Dobra, dobra, nie zmieniaj tematu. Czekam na pikantne szczegóły.

– Nie mam żadnych.

– Laura! – ostrzegła ją niby w żartach Agata.

– Jutro składam wypowiedzenie i zaczynam szukać miejsca.

W słuchawce rozległy się brawa.

– Wreszcie poszłaś po rozum do głowy! Pierwszą klientkę już masz i przyprowadzę ci tłumy na te twoje pyszności. A teraz otwieram szampana, a ty jedź spokojnie.

– Agata, jesteś najwspanialszym człowiekiem, jakiego znam.

– Podziękujesz, jak ich przyprowadzę albo jak będą wychodzić obładowani ciastkami i tortami.

– Masz to u… – urwała.

Adrenalina podskoczyła jej w momencie tak bardzo, że zaczęły ją szczypać uszy. Przed oczami na swoim pasie zobaczyła jadący w jej kierunku samochód. Wszystko działo się w ułamku sekundy. Z całych sił nacisnęła na pedał hamulca, zerkając jednocześnie w prawe lusterko w poszukiwaniu drogi ucieczki, ale pas był całkowicie zakorkowany. Panicznie zaczęła dusić klakson w nadziei, że kierowca Porsche 911 zobaczy, że jest na nie swoim pasie, ocknie się i do wypadku nie dojdzie. Z każdą nanosekundą miała coraz mniej nadziei. Porsche nie zwolniło, nie zmieniało pasa, pruło prosto na jej maleńkiego Fiata 500, a Laurze przyszła do głowy tylko jedna myśl. Nie zdążyła. Tyle rzeczy chciała jeszcze spróbować w życiu, a teraz czuła, że było za późno. Że nie będzie jej to dane. Że kierowca samochodu jadącego wprost na nią odbierze jej wszystkie nadzieje, marzenia i pragnienia. Nie zakochała się na zabój, nie otworzyła kawiarni, nie zrobiła tortu weselnego, nie skoczyła na bungee, nie urodziła dziecka, nie tańczyła nago w deszczu. Było tego tak dużo…

Kiedy samochód był na tyle blisko, że miała pewność, że w nią wjedzie, zamknęła oczy i mocno zacisnęła dłonie na kierownicy. Nim doszło do uderzenia, po jej policzku stoczyła się łza pełna goryczy.

– Laura! Co się dzieje? Laura! – krzyknęła jej przyjaciółka.

Przeraźliwy huk uderzenia, warkot wysokich obrotów silnika, wycie klaksonu, dźwięki pękającej, tłuczonej szyby i rozdzierający uszy hałas wyginającej się i rozrywającej blachy odbijały się echem w słuchawce. Wszystkie te odgłosy trwały zaledwie kilka chwil, a w ich miejsce pojawiła się głucha cisza. Jedna chwila, jeden moment, jedno nieplanowane zdarzenie. Czy przekreśli wszystko, o czym marzyła i do czego dążyła?

Najbardziej żałujemy tego, co nie zostało powiedziane

Na szpitalnym korytarzu zapanował totalny chaos. Starsza pielęgniarka miała sporo cierpliwości. Zdawała sobie sprawę z emocji, jakie targały ludźmi przychodzącymi do swoich najbliższych ten pierwszy raz po telefonie ze szpitala z okropną, dramatyczną wiadomością, że ktoś, kogo kochają, uległ wypadkowi i został tu przywieziony. Pracowała w tym zawodzie już długo i niejedno widziała. Zawsze tak samo się wzruszała, widząc łzy i obawę, bo to chyba było najgorsze z uczuć towarzyszących rodzinom pacjentów leżących na jej oddziale. Obawa o ich życie, o stan, w jakim się znaleźli. Strach, czy najbliżsi wyjdą z wypadku obronną ręką. Czy sami spędzą na korytarzach szpitala długie minuty, przeradzające się w godziny, czasem dni, żeby na końcu pogodzić się z koniecznością ostatniego pożegnania z ukochaną osobą? Mieli pytania, pretensje, oczekiwania i zawsze szukali u niej pomocy. Czasem była tym zmęczona, ale misja niesienia wsparcia wciągała jak narkotyk. Nie była w stanie bez tego funkcjonować.

– Ktoś z państwa do nas dzwonił.

– Jest tutaj nasza córka.

– Gdzie ona leży?

– Chcemy ją zobaczyć.

– Proszę nam powiedzieć, jak ona się czuje.

Rodzice Laury, Barbara i Emil, mówili jedno przez drugie, stojąc przed pielęgniarką. Z jej wyrazu twarzy nie byli w stanie niczego wyczytać. Byli zdenerwowani, roztrzęsieni do tego stopnia, że nie dopuszczali jej do głosu i nie pozwalali odpowiedzieć choćby na jedno pytanie. Wiktor, straszy brat Laury, wszedł na szpitalny korytarz chwilę po nich. Jego twarz wyrażała głęboki smutek, ale i skupienie. Intensywnie się nad czymś zastanawiał i coś analizował.

Kiedy zobaczył rodziców wręcz atakujących pielęgniarkę, od razu przyspieszył i podszedł w ich stronę.

– Dzień dobry. Szukamy Laury Kowalskiej. Jestem jej bratem, a tych dwoje to, jak pani zapewne się domyśla, jej rodzice. Najmocniej panią przepraszam, pani Danuto, za ten atak.

Odczytał jej imię zapisane na plakietce przyczepionej do pielęgniarskiego uniformu. Wiedział, że zwrócenie się do niej po imieniu na pewno pomoże w nawiązaniu miłej atmosfery i przyspieszy osiągnięcie celu, jakim było dowiedzenie się, gdzie jest jego siostra. Pielęgniarka uśmiechnęła się do Wiktora, odetchnęła głęboko, a potem najspokojniej jak potrafiła, powiedziała, przyglądając się uważnie całej trójce.

– To ja do państwa dzwoniłam, pani Laura została przywieziona z wypadku.

– Jak ona się czuje? – zapytała matka Laury. Była osobą bardzo wrażliwą i uczuciową. Szczególnie w takich chwilach ciężko jej było utrzymać emocje na wodzy.

– Mamo, proszę cię – upomniał ją Wiktor, tracąc powoli cierpliwość.

Matka spojrzała na niego, a on posłał jej tylko uspokajające spojrzenie pełne ciepła i troski. Objął ją ramieniem i przyciągnął do siebie.

– Możecie państwo ją zobaczyć, ale muszę uprzedzić, że śpi. Pani Laura potrzebuje odpoczynku i spokoju. Spędzi u nas trochę czasu, choć muszę przyznać, że obie…

– Obie? – wtrącił Emil.

– W wypadku ucierpiały dwie kobiety, ale tak jak mówiłam, miały sporo szczęścia. U państwa córki, siostry – zwróciła się bezpośrednio do Wiktora – poza licznymi otarciami na ten moment mamy zdiagnozowane tylko wstrząśnienie mózgu. Dlatego też nie wolno jej denerwować. Potrzebuje dużo snu i odpoczynku.

– Już my się o to postaramy.

Wiktor przewrócił tylko oczami, słysząc autorytarny ton swojego ojca. Wciąż wydawało mu się, że są małymi dziećmi, które można przestawiać z kąta w kąt i mówić im, co mają robić. Oboje z Laurą tego nie znosili, ale podczas gdy on miał jako taki luz, bo jego droga zawodowa w pełni zgadała się z pomysłem ojca na jego przyszłość, Laura zawsze była według niego tą mniej zaradną, bardziej zbuntowaną i nie do końca wiedzącą, czego chce od życia. Za to dla Wiktora to właśnie siostra była wzorem – podążała za swoimi marzeniami i umiała wbrew wszystkiemu i wszystkim robić to, co podpowiadało jej serce. Nie była podatna na wpływy, zwłaszcza ojca, ku jego wielkiej frustracji.

– Możecie państwo wejść do niej na chwilę.

Pielęgniarka uśmiechnęła się do nich delikatnie i podeszła do pierwszych drzwi po lewej w korytarzu, a następnie je uchyliła. Laura leżała na łóżku zupełnie bez ruchu. Na twarzy matki od razu pojawiły się szkliste łzy kapiące jedna po drugiej. Jej dziecko leżało na szpitalnym łóżku zupełnie bezbronne i pokiereszowane. Barbara weszła do pokoju jako pierwsza, stąpała tak, jakby się bała, że jeśli wyda jakiś dźwięk, to na pewno ją obudzi. W miarę jak zbliżała się do łóżka, rosło jej przerażenie. Piękna twarz Laury, a także ramiona, ręce i dłonie pokryte były mnóstwem zadrapań i krwawych ran obandażowanych i pozaklejanych plastrami i specjalnymi opatrunkami. Wyglądała jak mała dziewczynka. Potrzebowała, żeby ktoś się nią zajął. Niesforne kosmyki ciemnych włosów spadały na jej policzki, przysłaniając częściowo otarcia na skroniach. Ojciec i Wiktor pojawili się tuż za matką przy jej łóżku. Na twarzy Wiktora można było odczytać troskę i lęk, ojciec był wściekły. Chciał jak najszybciej znaleźć winnego i na własną rękę wymierzyć sprawiedliwość.

– Znajdę gnoja, który jej to zrobił.

– Tato! – skarcił go szeptem Wiktor i zganił wzrokiem, pokazując na sąsiednie łóżko, na którym leżała inna pacjentka.

Jego emocje były jednak zbyt mocne, musiał wyjść na chwilę z sali. Pomimo że nie zgadzał się z jej życiowymi wyborami, wciąż była jego małą dziewczynką, jego oczkiem w głowie, a jego obowiązkiem było ją chronić. Opiekować się nią i za wszelką cenę sprawić, żeby była szczęśliwa. Nie umiał patrzeć na krzywdę swoich dzieci. Z wierzchu miał grubą skórę i był szorstki w obyciu, ale wewnątrz targały nim ogromne emocje. Chował je najgłębiej, jak umiał, pod płaszczykiem obojętności i wyrachowania. Najbliżsi wiedzieli jednak, że kierowała nim miłość. To ona wypełniała jego serce po brzegi. Przeszedł kilka kroków w prawo i w lewo długim korytarzem, próbując wyrównać oddech. Jak na zawołanie pojawiła się znajoma pielęgniarka.

– Potrzebuje pan czegoś na uspokojenie?

– Nie… nie, dam radę. Po prostu…

– Proszę pamiętać, że jestem tutaj i w każdej chwili pomogę, dobrze? Wiem, że to duże emocje, ale proszę mieć na uwadze, że jest pan jej potrzebny.

Była przekonana, że to zadziała, i się nie pomyliła. Po chwili ojciec Laury wyprostował się dumnie, przywdział swoją dawno wyuczoną minę i wszedł do jej szpitalnego pokoju.

Siedzieli w milczeniu przy łóżku Laury jeszcze dobrą godzinę, a może dwie. Czas nie miał dla nich żadnego znaczenia. Wpatrywali się w śpiącą dziewczynę i każde z nich zastanawiało się, jak jej pomóc.

Kiedy przyszedł lekarz, odpowiedział na ich wszystkie pytania, potwierdzając to, co przekazała im wcześniej pielęgniarka. Stan Laury był stabilny, ale mieli ją zatrzymać kilka dni na obserwacji. Na koniec kazał im iść do domu, porządnie się wyspać i wrócić jutro, kiedy pacjentka się obudzi i będzie potrzebowała najbliższych. Na początku rodzice nie chcieli o tym słyszeć, gotowi spędzić przy jej łóżku całą noc, ale Wiktor wiedział, jak przemówić im do rozsądku, i w końcu, choć niechętnie, przyznali mu rację.

W szpitalnym pokoju zapanowała cisza, przerywana jedynie miarowymi oddechami dwóch pacjentek. Los zetknął je ze sobą w chwili, kiedy dla jednej zaczynało się wszystko, a dla drugiej wszystko się kończyło.

Życie w zwolnionym tempie czyni nas tchórzami

Błyski fleszy, obrazy pojawiające się na ułamek sekundy, samochód jadący wprost na nią, oślepiające światło, dźwięk klaksonu tak głośny i przeszywający, strach, ból, żal… Obrazy, jeden po drugim, bicie serca, dławiący oddech… Wystarczy.

Laura się ocknęła, mając nadzieję, że to był tylko sen. Co prawda tak bardzo rzeczywisty, że bez najmniejszego problemu byłaby w stanie uwierzyć, że wszystkie te sceny naprawdę się wydarzyły. Była zlana potem, a jej oddech nie był miarowy i spokojny. Bolała ją głowa, twarz, właściwie bolało ją całe ciało, jakby dzień wcześniej dała sobie niezły wycisk na siłowni. Podniosła rękę, chcąc dotknąć swoich skroni, i wtedy zrozumiała, że to jej się nie śniło. Że wszystko, co podpowiadał jej mózg, to były wydarzenia, które pamiętała, bo miały miejsce kilka godzin wcześniej. Otworzyła oczy, zbyt gwałtownie, bo ból głowy tylko się nasilił. Rozejrzała się delikatnie, żeby jak najmniej ruszać obolałym karkiem. Była w szpitalu, surowy wygląd pokoju nie pozostawiał co do tego wątpliwości. Na sąsiednim łóżku zobaczyła przyglądającą jej się kobietę, a może wcale nie patrzyła na nią, bo kiedy Laura skupiła na niej wzrok, uświadomiła sobie, że spojrzenie blondynki siedzącej na łóżku pod przeciwległą ścianą było nieobecne. Pogrążona była we własnych myślach. Miała w sobie coś, czego Laura nie była w stanie od razu nazwać, jakiś rodzaj magnetyzmu, który sprawiał, że człowiek chciał się do niej odezwać i nawiązać jakąś więź. Przynajmniej ona chciała. Może była po prostu podobna do kogoś, kogo Laura dobrze znała? Nie mogła sobie tylko przypomnieć do kogo. Czy chciała uciszyć lęk, który czuła, zagłuszyć go zwykłą rozmową?

– Hej – zaczęła nieśmiało, trzęsącym się głosem. Niezdarnie wsparła się na łokciach i próbowała podnieść się z łóżka. – Aaa – wyrwało jej się z piersi.

Przeszył ją nieoczekiwany ból. Spojrzała na swoje łokcie, oba były zabandażowane. Odetchnęła głęboko kilka razy i postanowiła, że się nie podda. Musiała sprawdzić, w jakim stanie było jej ciało. Ręce, najważniejsze były ręce, tak potrzebne do pieczenia ciast i zdobienia tortów. Czuła każdy palec, mogła nimi ruszać. Uff… Na szczęście mogła wykluczyć złamania, tego by nie zniosła. Nie teraz, kiedy miała tyle planów i w końcu miała odwagę na ich realizację. Nogi… Wstrzymała oddech i odchyliła kołdrę. Nie zobaczyła gipsu czy szyny, żadnego sprzętu sugerującego złamanie. Poruszyła palcami u stóp, były całe. Pomyślała, że miała sporo szczęścia. Samochód, który zjechał na jej pas, uderzył w nią, nie hamując, a ona nic sobie nie połamała. Jasne, bolało ją całe ciało, każda jego część, ale to minie, powierzchowne rany szybko się zagoją i będzie gotowa do działania. Było tyle do zrobienia, nie mogła tracić czasu na leżenie w szpitalu. Chciała kuć żelazo póki gorące, a skoro wyszła z wypadku obronną ręką, to znaczy, że opatrzność dała jej znak, że ma się wreszcie ruszyć i spełniać swoje marzenia. Może to było ostrzeżenie? Może wszechświat pogroził jej palcem, bo marnowała się w nielubianej pracy? Ba! Pracy, która ją dusiła. Zabijała jej kreatywność. Nie wiązała z nią przecież żadnej przyszłości. Co z tego, że dobrze płatna, skoro nie dawała jej, poza pieniędzmi, absolutnie nic. Choć w sumie powinna być wdzięczna, że każdą chwilę spędzała na wykonywaniu firmowych zadań i brakowało jej czasu na inne przyjemności. Dzięki temu nie miała gdzie wydawać zarobionych pieniędzy i na jej koncie uzbierała się całkiem pokaźna sumka. Teraz posłuży jej do realizacji wreszcie skrystalizowanego planu. Uśmiechnęła się do siebie półgębkiem, wyobrażając sobie, z jaką satysfakcją zrobi to teraz, spełniając swoje marzenie o miejscu z dobrą kawą i pysznymi ciastami. O miejscu, gdzie każdy poczuje się jak u mamy czy babci. Wreszcie to, co do tej pory wydawało się odległe i nieosiągalne, nabrało dla niej zupełnie innego znaczenia i miała stuprocentową pewność, że nie ucieknie od swojego przeznaczenia. Tylko co, jeśli się nie uda? Jeśli odczytuje znaki opacznie i to była wiadomość, że powinna się trzymać stałej, bezpiecznej pracy, a nie uganiać za marzeniami? Z całych sił próbowała rozgonić te myśli, choć kłębiły się w jej głowie i kwestionowały jej świeżo podjętą ­decyzję.

Kobieta na sąsiednim łóżku nadal się nie odzywała, ale Laura miała wrażenie, że teraz przygląda się jej uważnie. Na jej twarzy widać było zadrapania i skaleczenia, rękę trzymała na temblaku, na nodze miała gips. Laura odwróciła głowę w kierunku sąsiadki.

– Też nie możesz spać? – zapytała z lekkim uśmiechem przeplatanym grymasem bólu.

Kobieta i tym razem nie odpowiedziała, skrzywiła się jedynie, ale Laura nie zamierzała dać się tak łatwo zbyć. Nie umiała tego zrozumieć, ale czuła, że tamta skrywa w sobie jakiś ból, jakąś tajemnicę. Nie dawało jej to spokoju. Może potrzebowała odrobiny ciepła i serdeczności, żeby poczuć się lepiej? Może to było naiwne myślenie, ale nie potrafiła przejść obok drugiego człowieka obojętnie, zwłaszcza kiedy widziała, że jest mu źle. Poza tym rozmowa dobrze by zrobiła im obu. Czas spędzony w szpitalu zawsze dłużył się w nieskończoność.

– No nie jest to jakieś wypasione spa, ale może jakoś damy radę. – Próbowała się zaśmiać.

– To ja w ciebie wjechałam – odezwała się nagle jej współlokatorka miękkim, niskim głosem.

Słowa wybrzmiały w szpitalnej ciszy. Laura była zaskoczona, nie wiedziała, co powinna odpowiedzieć, jak zareagować. Po chwili uświadomiła sobie, że zastygła z głupim wyrazem twarzy, z rozchylonymi ustami i zdziwionym spojrzeniem. Nie czuła ani złości, ani nienawiści. Właściwie dopiero teraz uświadomiła sobie, że nawet nie zastanawiała się, kto i dlaczego w nią wjechał. Nie miało to znaczenia. Co się stało, to się nie odstanie, więc uznała, że nie ma sensu tego rozpamiętywać.

– Nie chciałam… Wiem, że to żadne usprawiedliwienie… Bardzo mi przykro… Pokryję wszelkie koszty…

– Czekaj, spokojnie. Co się stało? To był wypadek? – zapytała niepewnie Laura, patrząc na pełną skruchy kobietę.

– Nie chciałam w ciebie wjechać… Obraz mi się rozmazał… Nie powinnam była wsiadać do tego przeklętego samochodu… Kiedy zobaczyłam karetkę… Cały czas się modliłam… błagałam w myślach, żebyś przeżyła.

– Udało ci się. Cieszę się, że twoje prośby zostały wysłuchane.

– Masz w sobie… tyle pozytywnej energii. Jesteś taka miła, nawet teraz, kiedy już wiesz, że to przeze mnie tu jesteś.

Laura patrzyła na nieco starszą od siebie, zadbaną kobietę o smutnym spojrzeniu łagodnym wzrokiem i zastanawiała się, co takiego wydarzyło się w jej życiu, że znalazła się na jej pasie tego feralnego popołudnia. Jaka była jej historia? Zapragnęła ją poznać. Nie miała pojęcia dlaczego i wydawało jej się to co najmniej dziwne, ale miała wrażenie, że jej współlokatorka potrzebuje wsparcia. Nie była pewna, czy będzie umiała jej go udzielić, ale nie umiała inaczej. Musiała spróbować.

Potrzebujemy uderzenia pioruna, by odróżnić sen od rzeczywistości

Emma nie mogła uwierzyć, że dziewczyna przyjęła to, co próbowała jej przekazać, w tak spokojny sposób. Ona na pewno byłaby wściekła. Może zrobiłaby awanturę? Tamta kobieta przyjęła to tak godnie, elegancko. Tak jakby nie chciała jej urazić żadnym słowem czy gestem. Nie umiała tego zrozumieć. Stres, który towarzyszył jej całą noc, od fatalnego wypadku aż do tej chwili, nagle zaczął odpuszczać. Poczuła się zmęczona, jakby przebiegła maraton, jakby wszystkie wydarzenia, nie tylko ostatnich dwudziestu czterech godzin, ale miesięcy, nagle spadły z jej barków. Ta piękna młoda kobieta miała w sobie coś takiego, co pozwalało jej poczuć się bezpiecznie. Przyglądała jej się i zastanawiała, co to było. Czy orzechowe oczy wielkości pięciozłotówek, patrzące śmiało i pewnie? Czy ciepły uśmiech błąkający się po jej twarzy? Nagle w jej głowie zaczęły rodzić się zdania, które z powodzeniem mogłaby wykorzystać w jednej ze swoich powieści. To było dziwne, ale miała przeczucie, że jej czytelniczki pokochałyby taką bohaterkę. Jeszcze dziwniejsze było to, że nie czuła strachu. Paraliżujące ją do tej pory uczucie tym razem się nie pojawiło. Największy wróg przestał kneblować jej myśli. Coś się w niej odblokowało, jakieś tamy puściły. Czy to wypadek coś w niej zmienił? Sprawił, że znów mogła tworzyć bez lęku i ciągłej autokorekty? Zastanawiała się, czy to na pewno wypadek tak na nią podziałał? Może to ta dziewczyna, jej spojrzenie, pozbawione oceny czy krytyki? Potrząsnęła delikatnie głową, choć już po sekundzie tego pożałowała. Ból, pomimo sporej ilości środków przeciwbólowych, dał się znów we znaki. Wstrzymała oddech i przymknęła powieki, żeby przeczekać najgorszy moment. Zastanawiała się, ile czasu minęło od ostatniej dawki leków i zerknęła w kierunku drzwi wejściowych z nadzieją, że za moment ujrzy w nich pielęgniarkę. Zatrzymała spojrzenie na dziewczynie. Nie mierzyły się wzrokiem, było to raczej coś w stylu nawiązywania więzi. Nagle jej towarzyszka jednym ruchem wstała z łóżka.

– Jestem Laura. Chyba powinnyśmy się…

Widać było, że zakręciło jej się w głowie, jedną ręką sięgnęła do skroni. Pulsujący ból był nie do zniesienia, drugą próbowała przytrzymać się prześcieradła, zaciskając je kurczowo w pięści. Emma namierzyła dłonią przycisk przywołujący pielęgniarkę i zaczęła go nerwowo wciskać raz za razem.

– Pomocy! – krzyknęła z całych sił, ignorując narastający ból.

Kiedy pielęgniarka otworzyła drzwi do ich pokoju, Laura osunęła się na podłogę. Jak zwykle w takich sytuacjach zrobił się rwetes i w sekundę pokój zapełnił się pracownikami szpitala. Na szczęście przy wstrząśnieniach mózgu utrata przytomności była, jak się okazało, całkowicie naturalną sytuacją i zdarzała się często, szczególnie w kilku pierwszych dobach po urazie głowy. Emma mogła rozluźnić napięte mięśnie. Zdała sobie sprawę, że dawno już się o nikogo tak bardzo nie martwiła, co dziwiło ją jeszcze bardziej.

Kiedy znów zostały same, odetchnęła spokojnie, i ku swojemu zaskoczeniu z jej oczu polały się łzy. Nie potrafiła sobie wybaczyć. Jak mogła być tak głupia? Przez swoją ignorancję mogła pozbawić życia młodą, szczęśliwą dziewczynę, która miała jeszcze wszystko przed sobą. Czuła przecież, że straciła panowanie nad sobą. Powinna była natychmiast zatrzymać się na poboczu i wrócić do domu taksówką. Ona jechała jednak dalej, bez celu, ledwie widziała coś przez łzy, nieustannie napływające do oczu. Dokładnie tak samo ostatnio żyła. Traciła dni na rozmyślaniu o utraconych bezpowrotnie czasach. Topiła smutki w winie i nie była w stanie znaleźć choć jednego, najmniejszego powodu, dającego jej radość w życiu. Nie chciała nawet myśleć o zrobieniu planów. Nic nie miało dla niej znaczenia. Czuła się wypalona, wydrążona, pozbawiona możliwości odczuwania pozytywnych emocji. Otaczały ją tylko ból i żal. Nawet jej wydawca przestał do niej dzwonić z pytaniem o następną powieść. Jedynie Aleksander nie tracił nadziei i pojawiał się każdego dnia. To nic, że mu płaciła. Wiedziała, że gdyby tego nie robiła, on i tak by się nią interesował. Na myśl o Aleksandrze uświadomiła sobie, że musiała dać mu znać, że jest w szpitalu, i poprosić, żeby przyniósł im obu jakieś śniadanie i najlepiej butelkę dobrego wina. Choć nie, to nie był dobry pomysł. Wystarczy kawa, taka, jaką parzył codziennie rano, zaraz po przekroczeniu progu jej apartamentu.

Od rozwodu miała niezwykle lekki sen. Odwykła od hałasów, bo mieszkali z Markiem w domu pod Warszawą, gdzie najbliżsi sąsiedzi oddaleni byli o jakieś pół kilometra, a kiedy się rozstali i przeniosła się do kamienicy przypadającej jej w udziale, okazało się, że ta część Warszawy tętniła życiem tylko w ciągu dnia. Wieczorem i w nocy robiło się cicho jak na wsi. O ile wcześniej Emma ceniła sobie ciszę, bo wtedy przychodziły do niej najlepsze pomysły na sceny miłosne bohaterów jej książek, to kiedy została sama, nie znosiła jej. Głównie dlatego, że słyszała wszystkie galopujące w jej głowie myśli. Próbowała je na siłę zagłuszyć.

Teraz leżała unieruchomiona w szpitalnym łóżku, jak zwykle nie mogła zasnąć. Słyszała niemal każdy szelest i dźwięk dobiegający z korytarza, miarowy oddech Laury śpiącej na sąsiednim łóżku i z całych sił skupiała się na tych dźwiękach, żeby nie dopuścić do siebie myśli o zbliżającym się ślubie Marka. Marzyła tylko o tym, aby wrócić do domu, położyć się w swoim łóżku, otulić zmęczone i obolałe ciało jedwabną pościelą i zasnąć snem bez snów. Miała sporo czasu na przemyślenia, życie w szpitalu nie kończyło się po zmroku i nie zaczynało o świcie, przynajmniej nie na tym oddziale. Wiele razy słyszała czyjeś pospieszne kroki i głosy pełne emocji. Zdążyła zawiadomić Aleksandra i wydać mu instrukcje. Poprosiła o małe zakupy i kilka przedmiotów z mieszkania. Chciała też jak najszybciej rozmówić się z lekarzem i przenieść do jakiejś prywatnej kliniki. Tu zaczynało się zadanie Aleksandra. Musiał znaleźć miejsce, gdzie odpowiednio się nią zajmą i zapewnią dyskrecję. Oczywiście samo wspomnienie, że miała wypadek, było jak najbardziej pożądane, szczególnie w prasie plotkarskiej, ale już okoliczności wypadku musiały pozostać w głębokiej tajemnicy. Emma miała w tym swój cel i żywiła nadzieję, że Aleksander dobrze się spisze, a jej mała intryga zadziała.

Myślała o pisaniu, o swoim życiu z Markiem. Kiedy zapytała go, czego mu brakowało w ich małżeństwie, powiedział coś, czego wtedy nie zrozumiała, ale teraz zaczynała to dostrzegać. Brakowało emocji, żaru, namiętności, życia, które po wielu latach zwyczajnie się między nimi wypaliło. Miał rację, już od dłuższego czasu czuła się wyzuta z uczuć, jakby wszystkie oddawała bohaterom swoich powieści, a sama pozostawała w środku pusta. W którym momencie to nastąpiło? Co było powodem? Dlaczego pozwoliła sobie przestać czuć? Wydawało jej się, że znała odpowiedź, choć nie chciała o tym pamiętać. Najtrudniejsze pytanie brzmiało, dlaczego Marek nie walczył o te emocje, tylko pozwolił jej zamknąć je w sobie i stać się zgorzkniałą, z pozoru szczęśliwą kobietą. Dokładnie tak, z pozoru była szczęśliwa. Miała wszystko. Raczyła wszystkich, w tym siebie, uśmiechniętą maską. Kiedy jednak patrzyła w lustro, widziała samotną, opuszczoną kobietę. Musiała zaakceptować rzeczywistość i udawać, że się z nią pogodziła. Tylko czy aby na pewno musiała? Może nawet nie powinna. Może udając potulną i pogodzoną z życiem, zdradzała tę małą dziewczynkę. Kiedyś nią była. Obiecywała jej, że będzie szczęśliwa, że będzie kochać całą sobą i do końca walczyć o marzenia.

Nie była pewna, czy udało jej się zasnąć, ale kiedy za oknem zrobiło się jasno, jej wzrok, raz po raz uciekał w kierunku staranowanej wczorajszego wieczoru dziewczyny. Była wdzięczna losowi, że nic jej się nie stało. Niewielkie zadrapania, kilka siniaków. Najpoważniejszy był uraz głowy, ale była młoda, więc raz-dwa stanie na nogi i wróci do swoich zajęć, jakie by one nie były. Będzie musiała jakoś polubownie załatwić z nią temat wypadku, pokrycie kosztów, może jakieś zadośćuczynienie. Była pewna, że uda jej się to zrobić bez skandalu. Z jednej strony, chciała jak najszybciej zapomnieć o całym tym zdarzeniu, ale z drugiej, coś ją intrygowało w towarzyszce tej niedoli. Miała w oczach jakiś błysk, jakąś iskrę i aż chciało się z nią przebywać. Do tego była niezwykle piękna i Emma zauważyła to od razu, pomimo zmęczenia i bólu odciśniętego na jej twarzy.

Dziewczyna, jakby wywołana do tablicy, poruszyła się nerwowo i otworzyła oczy. Chwilę potem usiadła na łóżku i wbiła w nią wzrok. Emma siedziała jak sparaliżowana, a może zahipnotyzowana?

– Chyba nie zdążyłam się przedstawić. Jestem Laura. – Emma nie odezwała się, ale uporczywie przyglądała się jej oczom, próbując z nich coś wyczytać. – Wstałabym, żeby się przywitać, ale po wczorajszym wolę dmuchać na zimne. Niepotrzebny mi kolejny siniak. – Uśmiechnęła się szeroko.

Była taka energetyczna, taka… Emma nie umiała znaleźć odpowiedniego określenia idealnie opisującego dziewczynę. Była szczęśliwa, pełna życia, ideałów, nadziei, ciepła. Była jak… żywa kula pozytywnej energii. Człowiek nie mógł pozostać wobec niej obojętny. Kąciki ust same podciągnęły się ku górze i Emma zauważyła, że zrobiło jej się miło. Kiedy ostatnio tak się czuła?

– Emma.

– Piękne imię. Przepraszam, że tak mówię, ale kogoś mi przypominasz. Nie mogę sobie tylko przypomnieć… To pewnie przez to uderzenie w głowę. – Zaśmiała się.

Emma uśmiechnęła się łagodnie i z nieskrępowaną ciekawością śledziła każdy ruch dziewczyny. Laura zwiesiła nogi z łóżka i bardzo wolno próbowała zejść. Robiła to z taką gracją, z takim wdziękiem, że nie mogła oderwać od niej oczu.

– Ciekawe, jak długo tu zostaniemy? – zapytała. W tym samym momencie na jej twarzy pojawiło się zakłopotanie, jakby sobie o czymś przypomniała.

Emma patrzyła na nią i znów pojawiło się to dziwne, dawno już zapomniane uczucie, kiedy do pisarza przychodzi historia i prosi, by ją opisać. Poczuła dreszcz emocji, podniecenie, którego tak pragnęła w ostatnim czasie. Chciała odpłynąć w świat fantazji, napisać nową książkę, znów poczuć, że jest coś warta, że jej książki rozchodzą się już w dniu premiery, a do niej spływają setki maili z prośbą o autograf. Chciała tego, pragnęła każdą komórką ciała. Dlaczego to uczucie pojawiło się właśnie teraz? Czy to za sprawą wypadku, czy nowo poznanej kobiety? Czy pojawiła się na jej drodze zupełnie przypadkiem? Czy to może los postawił tam Laurę?

CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI