Słowa i płomienie - Jidi Majia - ebook + książka

Słowa i płomienie ebook

Jidi Majia

3,0

Opis

Jidi Majia uważany jest za jednego z najwybitniejszych współczesnych chińskich poetów wywodzących się z mniejszości narodowych. Pisze po chińsku, ale jego wiersze przesiąknięte są odwołaniami do rodzimej kultury Nuosu, nie tylko przez bezpośrednie nawiązania do obyczajów, miejsc i postaci. Tożsamość i pamięć - to dwa wielkie tematy przenikające większość wierszy w tym zbiorze.

Milcząca srebrna rzeka połyskuje blaskiem
W bezkresnej pustce niczym płomienisty triumf.
Czuję, że moje wargi nie są już z mego ciała
A język dany przez bogów
Rozpadł się w jakieś niewyrażalne wspomnienie
I wtedy jak gdybym stał się spadkobiercą Gesara
A moja dusza przyjęła tajemne pouczenie

(fragment wiersza Gwiaździste niebo nad kamieniami Gyanamani)

Poetycki głos Jidi Majia to głos współczesnego człowieka, świadomego własnej tradycji i tego, jak łatwo jest ją utracić, świadomego ogromu historii i zmienności świata. Ten głos wart jest wysłuchania.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 158

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,0 (1 ocena)
0
0
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Wstęp

Wśród 56 grup etnicznych oficjalnie uznawanych w ChRL jako „narodowości” (minzu) znajduje się narodowość Yi (uprzednio znana głównie jako Lolo), stanowiąca konglomerat blisko spokrewnionych ze sobą grup etniczno-językowych. Ludy zaliczane obecnie do narodowości Yi liczą razem prawie 8 milionów i zamieszkują południowo-zachodnie prowincje Chin: Yunnan (4,5 mln), Sichuan (2 mln), Guizhou (1 mln) i Guangxi (kilkadziesiąt tysięcy). Posługują się blisko spokrewnionymi (ale na tyle różnymi, że nie są wzajemnie zrozumiałe) językami z rodziny tybeto-birmańskiej i wykształciły własne, także spokrewnione ze sobą pisma, odrębne zarówno od pisma chińskiego, jak i tybetańskiego. Najliczniejszym i najlepiej opisanym z tych ludów, charakteryzującym się szczególnie silnym poczuciem własnej tożsamości są Nuosu − co dosłownie znaczy ‘Czarni Ludzie’. Z tej właśnie grupy wywodzi się Jidi Majia.

Nuosu liczą około 2,5 miliona osób i zamieszkują górzyste terytorium na granicy południowego Sichuanu i północnego Yunnanu, znane jako Wielki i Mniejszy Liangshan w Autonomicznej Prefekturze Narodowości Yi w Liangshanie (Liangshan Yizu zizhi zhou). Tradycyjnie życie ludu Nuosu opierało się na myślistwie, pasterstwie i rolnictwie, a jedną z podstawowych tutejszych upraw była gryka. Społeczeństwo Nuosu zorganizowane było w patrylinearne, ściśle egzogamiczne klany, dzielące się na „czarne”, czyli arystokratyczne, i „białe”, czyli wolnych chłopów. Historycznie istniała także grupa niewolnej służby, która z reguły wywodziła się spoza Nuosu − z jeńców zdobytych na wrogach lub porwanych z terenów zamieszkałych przez obcych, głównie Chińczyków Han.

Charakterystyczne stroje Nuosu to haftowane kaftany o zbliżonym kroju dla obu płci, dla kobiet długa, plisowana spódnica i zdobne, skomplikowane nakrycia głowy (różne w zależności od wieku) oraz wielka ilość srebrnej biżuterii: kolczyków, naszyjników, ozdób przy kołnierzu i bransolet. Jedną z ważniejszych ceremonii w życiu kobiety jest ceremonia „zmiany spódnicy”, która miała miejsce w wieku kilkunastu lat i oznaczała wejście w dorosłość i gotowość do zamęścia. Męskie nakrycie głowy to rodzaj turbanu, czasami ozdobiony na czole długim, mocno splecionym z materiału „węzłem bohatera” przypominającym nieco róg. Mężczyźni noszą też pojedyncze kolczyki ze srebra, zawsze w lewym uchu. Zarówno mężczyźni, jak i kobiety okrywają się długimi czarnymi lub białymi pelerynami i opończami bez rękawów, wykonanymi z wełny − uprzędzionej i utkanej zawsze przez kobiety − lub z filcu, którego wykonaniem zawsze zajmują się mężczyźni.

Religia Nuosu nazywana bywa „religią bimo” od nazwy najważniejszych i najbardziej poważanych kapłanów. Kapłani bimo, rozpoznawalni po charakterystycznych czarnych kapeluszach o szerokich rondach, są depozytariuszami tradycji i wiedzy, biegłymi w rodzimym piśmie i księgach. Ich zadaniem jest odprawianie najważniejszych rytuałów, przede wszystkim rozbudowanych rytuałów pogrzebowych, oraz najbardziej złożonych i uważanych za najczcigodniejsze rytuałów przeprowadzenia ducha zmarłego do zaświatów i udzielenia mu pomocy w osiągnięciu statusu przodka. Kult przodków stanowi centrum wierzeń Nuosu, a związek z klanem i znajomość jego genealogii na wiele pokoleń wstecz jest do dziś jednym z najważniejszych czynników kształtujących zbiorową i indywidualną tożsamość Nuosu. Z kultem przodków związana jest także, częsta wśród różnych ludów na południu Chin, wiara w posiadanie przez każdego człowieka trzech dusz, które po śmierci przebywają w różnych miejscach − jedna z nich pozostaje w miejscu przechowywania prochów po skremowaniu ciała, druga przebywa w krainie zmarłych jako przodek, trzecia pozostaje w domu rodziny zmarłego.

Poza kultem przodków, religia Nuosu obejmuje wiarę w istnienie różnych duchów natury (nieba i ziemi, gór, rzek, roślin i zwierząt itd.) oraz demonów − najczęściej są to dusze zmarłych, które z różnych powodów nie uzyskały statusu przodka, demony nieokreślonego pochodzenia, sprowadzające choroby i epidemie, urażone duchy. Drugim typem kapłana, który przeprowadza lub pomaga w przeprowadzeniu rytuałów nieco mniejszej wagi, związanych z mniej ważnymi duchami są suni − szamani, którzy w odróżnieniu odbimo bywają (lub bywali) niepiśmienni, gdyż ich funkcja nie zależy od znajomości rytualnych tekstów, ale od bezpośredniego nawiedzenia. O ile rytuały odprawiane przez bimo są spokojne i ciche, rytuały suniobejmują bicie w bębny i gwałtowny taniec. Funkcję bimo mogą pełnić tylko mężczyźni, wśród szamanów znajdują się także kobiety, nazywane moni.

Hnewo teppy − Księga Początku

Hnewo tepyy to wielki epos opisujący początki nieba i ziemi, różne etapy pojawiania się roślin, zwierząt i ludzi, a także legendy o wyłonieniu się i najstarszych wędrówkach różnych ludów i klanów. Epos ten nie ma wersji standardowej, istnieje w wielu wersjach różniących się długością i szczegółami; funkcjonuje zarówno w przekazie ustnym, jak i w tekstach, kopiowanych i przekazywanych z pokolenia na pokolenie przez bimo, którzy deklamują jego odpowiednie fragmenty w rytuałach. Jedną z najważniejszych i najpopularniejszych postaci wymienionych w eposie jest Zhyge Alu − bohater wszystkich ludów Yi. Zhyge Alu narodził się po tym, jak jego matkę zapłodniły krople krwi spadłe z frunących nad nią orłów. Dzieciństwo spędził wśród smoków i został przez nie wychowany, a po osiągnięciu wieku męskiego dokonał wielu bohaterskich czynów: zestrzelił jedenaście słońc i księżyców, które wypalały gorącem życie na ziemi; zmniejszył wielkie gady oraz płazy i zmusił je do życia w miejscach, w których żyją dzisiaj; a kiedy ostatnie słońce i księżyc ukryły się, przerażone jego strzałami, przywołał je ponownie i wyznaczył pory, w których miały pojawiać się na niebie, ustalając ostatecznie granice nocy i dnia. Kolejnym z najbardziej znanych wątków eposu jest pojawienie się dwunastu plemion śniegu: po niszczących upałach z nieba spadł czerwony śnieg, który następnie przekształcił się w sześć „plemion bez krwi” − czyli rośliny i sześć „plemion z krwią” − czyli zwierzęta, ptaki i człowieka.

W eposie Hnewo Tepyy wszelkie życie na ziemi wywodzi się z nieba, a rośliny i zwierzęta zostały udoskonalone lub oswojone przez ludzi, którzy obdarzeni są największą inteligencją ze wszystkich istot. Ludzie także pochodzą od „plemion śniegu” i postrzegani są jako organiczna część złożonego świata, którego wszystkie elementy przenikają się wzajemnie.

Ta wrażliwość i wyczulenie na liczne, nie zawsze możliwe do wyrażenia więzi łączące wszelkie formy życia na ziemi jest jedną z najbardziej charakterystycznych cech poezji Jidi Majia.

 

Jidi Majia urodził się w 1961 roku. W wieku siedemnastu lat został przyjęty na wydział języka i literatury Południowo-Zachodniego Uniwersytetu Narodowości Xinan Minzu Daxue (któremu zadedykował swój wiersz Wspomnienie młodości) w Chengdu, stolicy prowincji Sichuan. Tam zetknął się z wielką poezją chińską i światową. Wkrótce po ukończeniu studiów opublikował kilka swoich wierszy w ważnym piśmie literackim „Xingxing” („Gwiazdy”). W 1982 roku rozpoczął pracę w syczuańskim oddziale Związku Pisarzy, a w 1986 zdobył za swoją poezję nagrodę Chińskiego Związku Pisarzy i zwrócił na siebie uwagę wielkiego poety Ai Qinga (1910−1996), który został jego mentorem (Jidi Majia zadedykował mu wiersz Ostatnia morska skała). Od tego czasu obok obfitej i nagradzanej twórczości poetyckiej, pełnił różne funkcje w Chińskim Związku Pisarzy i w kwietniu 2015 roku został jednym z jego wiceprzewodniczących. Zajmował ­także inne wysokie stanowiska, między innymi od 2006 do 2010 roku pełnił funkcję wicegubernatora prowincji Qinghai, a od 2010 do 2014 roku wicedyrektora departamentu propagandy we władzach Qinghai.

Jidi Majia uważany jest za jednego z najwybitniejszych współczesnych chińskich poetów wywodzących się z mniejszości narodowych. Pisze po chińsku (tzn. w urzędowym języku ogólnonarodowym, putonghua), ale jego wiersze przesiąknięte są odwołaniami do rodzimej kultury Nuosu, nie tylko przez bezpośrednie nawiązania do obyczajów, miejsc i postaci. Tożsamość i pamięć − to dwa wielkie tematy przenikające większość wierszy w tym zbiorze i można chyba uznać za poetyckie credo poety takie wersy jak:

 

Wierzę, że przeznaczono mi, bym gorzkie cierpienia narodu

Przemieniał wwierszach wjego wspólną pamięć

Bo kiedy wszystkie kamienie jeszcze mocno spały

Ja spijałem uźródła

Mleko mojego ludu czarnej duszy

Iwtedy moje życie się zaczęło

Poświęciłem je nieśmiertelnej, cudownej

Podróży wgłąb czasu

(fragment wiersza Wspomnienie młodości).

 

Ale tożsamość i pamięć, jako tematy poezji Jidi Majia, nie ograniczają się do dziedzictwa Nuosu, nawet jeśli dziedzictwo to jest poecie najbliższe. Jidi Majia jest wyraźnie zafascynowany różnorodnością świata, kultur i tradycji poetyckich. Próba uchwycenia istoty tożsamości i zachowania jej w poetyckiej pamięci jest obecna także w jego wierszach inspirowanych podróżami do Europy i Ameryki Południowej, a także w tych, które inspirowane są poezją europejską i amerykańską. A jednak − i w tym także przejawia się jego duchowa i poetycka więź z rodzimym dziedzictwem − w niektórych z nich pojawia się charakterystyczny dla tradycji Nuosu motyw genealogii, znajomości imion przodków i obowiązku kontynuacji ich dzieła. Ta genealogiczna samowiedza i ciągłe poczucie odpowiedzialności wobec pokoleń minionych, wobec zmarłych − a więc przebywających w najbardziej pierwotnych obszarach wiecznego istnienia − przodków, to w wierszach Jidi Majia jedna z dróg zapewnienia pamięci i wieczności w stale przemijającym świecie.

W poezji Jidi Majia zwraca także uwagę specyficzna wrażliwość, którą można by nazwać ekologiczną. Poza miłością i współczuciem dla natury krzywdzonej przez ludzi i otwarcie wyrażaną grozą wobec zniszczeń zadawanych ziemi przez człowieka, powtarza się w niej także motyw wspólnoty ludzkiego losu i losu natury, a także wzajemnego przenikania się różnych form istnienia, życia i śmierci, reinkarnacji. To poczucie wzajemnych zależności i zatartych granic między zjawiskami i istotami na świecie obecne jest m.in. w często pojawiającej się w wierszach synestezji, w wyczuleniu na współgranie i współbrzmienie barw, dźwięków, rytmu.

Wiersze Jidi Majia, nawet te najsilniej nawiązujące do jego ojczystych tradycji, są bardzo dalekie od powierzchownej egzotyki. Jidi Majia po prostu pisze o swoim świecie, ale świat jego poezji, choć jego centrum znajduje się w Liangshanie, wykracza przecież poza Liangshan i obejmuje też południowo-zachodnie Chiny, a także świat poza Chinami − Europę, Afrykę i Amerykę Południową. Kluczem do tego pozachińskiego świata jest dla Jidi Majia nie tylko bezpośrednie zetknięcie z jego krajobrazami, ale przede wszystkim jego poezja. Uderzająca jest ilość nawiązań i dedykacji dla niechińskich poetów: Achmatowej, Cwietajewej, Miłosza, Gelmana, Aimé Cesaire’a, by wymienić tylko kilka nazwisk.

Poetycki głos Jidi Majia to głos współczesnego człowieka, świadomego własnej tradycji i tego, jak łatwo jest ją utracić, świadomego ogromu historii i zmienności świata. Ten głos wart jest wysłuchania.

 

Małgorzata Religa

Autoportret

Ozmierzchu wiatr na pagórku szeptał coś cicho do dziecka. Potem odszedł, bo gdzieś daleko czekała na niego baśń. Dziecko, niech twoje imię zostanie na tej ziemi, gdy kiedyś nadejdzie dzień twojej dumnej śmierci.

 

 

Jestem historią w piśmie Nuosu spisaną na tej ziemi

Dzieckiem kobiety, która nie mogła przeciąć pępowiny

Moje bolesne imię

Moje piękne imię

Moje imię nadziei

To wiersze mężczyzn

Tysiąc lat wynoszone

W ciężarnym brzuchu prządki

Mój ojciec z tradycji

To mąż pośród mężów,

Którego ludzie nazywają Zhyge Alu

Moja matka bez wieku

To pieśniarka tej ziemi

Głęboka rzeka

Moja wieczna kochanka

To piękność wśród piękności

Którą ludzie nazywają Gamo Anyo

Jestem mężczyzną tysiąc razy po śmierci ułożonym na lewym boku do wiecznego snu

Jestem kobietą tysiąc razy po śmierci ułożoną na prawym boku do wiecznego snu

Jestem współczuciem przybyłym z daleka

Po tysiącu pogrzebów

Jestem głoskami uwięzłymi w gardłach matek

W bólu tysiąca pogrzebów

I choć zawarty w tym wszystkim

To przecież naprawdę od tysięcy lat

Jestem zmaganiem dobra i zła

Tak naprawdę od tysięcy lat

Jestem dziećmi zrodzonymi z miłości i snów

Tak naprawdę od tysięcy lat

Jestem jednym nieskończonym weselem

Tak naprawdę od tysięcy lat

Jestem wszelką zdradą

I wszelką wiernością

Każdym życiem

I każdą śmiercią

O świecie, posłuchaj mojej odpowiedzi:

Jestem – z ludu – Nuosu

Odpowiedź

Czy jeszcze pamiętasz,

Dróżkę do Jjile Bute1?

O miodowym zmierzchu

Powiedziała do mnie

Zgubiłam igłę do haftu

Pomóż mi poszukać

(Szukałam wszędzie na dróżce)

 

Czy jeszcze pamiętasz

Dróżkę do Jjile Bute?

O srogim zmierzchu

Powiedziałem do niej

Coś przekłuło mi serce

Czy nie twoja igła?

(Zapłakała wzruszona)

1 Jjile Bute – miejsce pochodzenia poety, znajduje się w Sichuanie, w Autonomicznym Okręgu Narodowości Yi w Liangshanie.

Nuosu mówi o ogniu

Daj nam krew, daj nam ziemię

Twoja historia jest starsza niż ludzkość

Daj nam podnietę i daj nam pociechę

Niech wnuki w ciemnościach zobaczą podobizny przodków

Jesteś czułością i wsparciem dla życia

Pozwalasz nam poczuć dobroć i miłosierdzie

Bronisz naszej godności

Chronisz przed krzywdą z obcych rąk

Jesteś zakazem i wezwaniem, i snem

Dajesz nam radość bez końca

Byśmy się mogli wyśpiewać

Gdy opuszczamy ten świat

Ty bez żadnego żalu

Tak samo bogatym i biednym

Wszystkim nam dusze odziewasz

Szatami wieczności

Drumla1 mówi o sobie

Jestem drumlą

Zawieszoną na jej piersi

Od tych cudownych chwil gdy była dziewczynką

Aż po samotną starość

Jestem drumlą

Los mi pozwolił

Spać przy jej sercu

Dzięki mnie może

Zwierzyć się ciemnościom

Z radości i smutków

Jestem drumlą

Gdyby naprawdę

Miała nagle opuścić ten świat

Będę jej towarzyszyć

Gdy w końcu wszystko, co jej

Zleje się w jedno wewnątrz lodowatej ziemi

Ale, mój bracie, gdy w środku czarnej nocy

Kiedyś poczujesz

Żałość tej bryły ziemi,

To będzie moja tęsknota

1 Drumla – instrument muzyczny, wykonany z trzech płatków blachy, których kształt przypomina rybie płetwy albo skrzydła ważki.

Rozbieżność

Nie mam celu

 

I nagle, słońce za moimi plecami

Zwiastuje niebezpieczeństwo

 

Widzę innego siebie

Jak przechodzi nad głową ciemności i czasu

Wysysa chłodny cień gryki

I widzę, że nie mam tu ręki

Jest w ciemnej głębinie ziemi

Wysoko podnosi kościany kwiat

By plemię w swej ceremonii

Wezwało dusze przodków

 

Widzę, jak ściana starzeje się w słońcu

Wszystkie przysłowia pochowane w winie

Widzę, jak rytm muzyki wspina się na baranią skórę

A śpiewak chwiejną pochodnią języka

Szuka surrealistycznej ziemi

 

Nie ma mnie tu, bo jakiś inny ja

Idzie w przeciwnym kierunku

Stary byk

Pierwszy z serii Historie walczących byków z Liangshanu

 

 

Stoi tam

Pod wieczornym słońcem

Nie rusza się

Opuścił stary łeb

Jego ciało

Jest jak rozdarta falami

Morska skała

Jego rogi całe w cętkach blizn

Są niczym wilcze połamane kły

 

Stoi tam

Pod wieczornym słońcem

Zaciska mocno jedyne

Ocalałe oko

Znosi stada much

Latające wokół czaszki

Znosi zuchwałe gzy

Łażące po pysku

Jego pan odszedł w nieznane

 

Stoi tam

Pod wieczornym słońcem

Śni o latach młodości

Wspomina poranki w Święto Pochodni

Jakby znów słyszał grzmiący dźwięk własnych rogów

Jakby znów słyszał górskie pieśni wytchnięte przez własne

nozdrza

Jakby znów czuł zapach areny

Tę znaną wilgotną woń

Jakby znów poczuł ten gwałtowny impuls

Który zrywa się z czarnej ziemi

Jakby znów poczuł

Poryw krwi rwącej w całym ciele

Gdy każdy włos jego sierści był jak stalowa nić

Jakby znów słyszał radosne głosy ludzi

Na polach pod letnim słońcem

Jak złociste jelenie

Radośnie biegną, skaczą

Jakby znów widział swego młodego pana

Jak go prowadzi z wstęgą czerwoną na głowie

Wysoko, wysoko na wzgórzu

Jego ostre rogi bodą słońce

Czerwone jak krew

 

Stoi tam

Pod wieczornym słońcem

Czasem otwiera swe samotne oko

Patrzy ku arenie z przeszłości

Wydaje żałosny ryk

A wtedy

Ta żółta skóra

Staje się niby pochodnia

Buchająca szalonym płomieniem

Śmierć byka

Drugi z serii Historie walczących byków z Liangshanu

 

Można go zniszczyć, ale nie pokonać

Ernest Hemingway

 

 

Głęboko w nocy

Gdy ludzie mocno spali

Leżał bez siły w oborze

Czekając aż przyjdzie śmierć

W półotwartych oczach

Były rozpacz i żal

 

Ale właśnie w tej chwili zdało mu się, że słyszy

Jak na dalekich polach

Na niegdysiejszej arenie

Potężny byk wzywa go do walki

Rzuca mu wyzwanie

Woła go dawno zapomnianym imieniem

Drażni się z nim, obraża, przeklina

I w tej właśnie chwili poczuł

Jak rozpala się w nim jakaś dzika podnieta

Jak oszalały popędził w stronę znanych pól

I właśnie kiedy rzucił się przed siebie

Obora stęknęła jakby miała runąć

Drzewko trzasnęło jakby ktoś je łamał

Głazy wydały łoskot niczym uderzone

Ziemia jęknęła jakby ktoś ją przebił

 

A kiedy wstało słońce

O mglistym poranku

Ludzie odkryli, że ich byk nie żyje

Na niegdysiejszej arenie

Jego rogi wbite są głęboko w ziemię

Jego ciało jak zwalone toporem

I tylko z dwojga wciąż otwartych oczu

Wypływa uśmiech dumny i szczęśliwy

Ręka matki

Wśród ludu Nuosu jest taki obyczaj, że po śmierci matki do ceremonii spalenia układa się ją na prawym boku. Słyszałem, że czyni się tak, ponieważ wten sposób jej lewa ręka pozostaje wolna iwświecie duchów może nadal prząść.

 

 

Śpi cicho, zwrócona w prawo

Wyśniła wielką i długą rzekę

Wyśniła górskie pasmo ciągnące się w dal

Wielu ludzi widziało

Jak śpi

A wtedy synowie i córki gór

Poszli na brzeg niewidocznego morza

Na brzegu była syrena

A kiedy płynna ziemia opadła

Za jej plecami wyrosła milcząca rafa

I pozostała tylko starożytna pieśń

Ciągnąca za sobą czysty wygięty półksiężyc

Śpi cicho, zwrócona w prawo

W czystym wietrze

W drobnym deszczu

Zasłonięta lekkimi mgłami

Otulona białymi chmurami

Czy o spokojnym brzasku

Czy o ślicznym zmierzchu

Cała zmieniła się w lodową rzeźbę

Tylko jej lewa ręka jest wciąż uniesiona

Jej skóra jest ciągle ciepła

W żyłach wciąż płynie krew

 

Śpi cicho, zwrócona na prawo

Podobna do pięknej syreny

Do wygiętego czystego półksiężyca

Do milczącej rafy

Śpi między niebem a ziemią

Na wyżynie życia i śmierci

Bo dopiero teraz pod jej ciałem płyną rzeki

Bo dopiero teraz pod jej ciałem rosną lasy

Bo dopiero teraz pod jej ciałem stoją skały

Bo ten mój utrudzony i słodki lud

Dopiero teraz płacze, zawodzi i śpiewa

 

Śpi cicho, zwrócona na prawo

Wszystko na świecie przepadnie

W ogromnym nieboskłonie

W nieśmiertelnym wspomnieniu

Tylko jej ręka ciągle się unosi

Łagodna, piękna i wolna

Czarna rzeka

Znam ceremonię pogrzebu

Znam starą ceremonię pogrzebu w wielkich górach.

(Na czarnej rzece

Złote błyski w ludzkich oczach.)

 

Widzę rzekę ludzi płynącą cicho przez górską dolinę.

Widzę rzekę ludzi wezbraną falami żałoby.

Głęboko przecina zmienne ludzkie losy,

Głęboko przecina ten cudowny świat.

 

Widzę rzeki ludzi zebrane w oceany,

Szumiące przy ciele zmarłego, gdy wizje totemu przodków jawią się na niebie.

Widzę ludzi w kondukcie i dusze jak sen,

Gdy na wołanie strzału zjawiają się w szatach pierwotnego piękna.

Widzę ludzi umarłych pogodnych jak góry

Pod czułym dotknięciem tysięcy rąk wsłuchanych w pieśni o bólu.

 

Znam ceremonię pogrzebu

Znam starą ceremonię pogrzebu w wielkich górach.

(Na czarnej rzece

W ludzkich oczach złote błyski.)

Chusta

WWielkim Liangshanie wśród Nuosu istnieje zwyczaj, że mężczyzna ofiarowuje kobiecie chustę jako prezent zaręczynowy.

 

 

Pewien mężczyzna ofiarował chustę

Kobiecie, którą kochał

Kobieta była szczęśliwa

Bo miała wyjść za mąż

Za tego, którego całym sercem pokochała

Kochała go o poranku

Kochała go wieczorem

Lata płynęły cicho

I każde spojrzenie na chustę

Budziło najsłodsze wspomnienia

 

Pewien mężczyzna ofiarował chustę

Kobiecie, którą kochał

Ale rodzice kobiety

Zawzięli się wydać ją za mąż

Za człowieka obcego

I od tej pory wylała wiele łez

I od tej pory wyśniła wiele snów

A chustą mogła tylko

Ocierać kurz z tych snów

 

Pewien mężczyzna ofiarował chustę

Kobiecie, którą kochał

Może przez wiatr

Może przez deszcz

A może przez wielką powódź

Nie mogli się spotkać

Minęło wiele lat

Na uczęszczanej drodze

Kobieta i mężczyzna nagle się spotkali

Oboje milczeli

Żadne nie chciało wspomnieć o przeszłości

Bo każde z nich za rękę

Prowadziło dziecko

 

Pewien mężczyzna ofiarował chustę

Kobiecie, którą kochał

Być może przez piorun daleko

A może przez chłód wiosenny

Kobieta odeszła z obcym

Myślała, że wróci letnim wieczorem

Ale kiedy wróciła, był zimowy ranek

I odtąd mogła tylko w księżycowe noce

Po kryjomu przeliczać wzory na swej chuście

 

Pewien mężczyzna ofiarował chustę

Kobiecie, którą kochał

Ale w imię wiecznego czekania

Niebo żądało zdrady

Ziemia żądała zdrady

A naprawdę były dwa morskie brzegi patrzące na siebie

Choć kiedyś była między nimi łódź

Na jawie szeptała

Wieczorem szeptała

Aż w końcu pewnego dnia

Kobieta umarła

Ludzie idący z pogrzebem

W jej najcenniejszych rzeczach

Znaleźli tamtą chustę

Nikogo nie obeszła

Nikt nie znał jej historii

Więc po prostu zakryli

Chustą bladą twarz zmarłej

A potem razem z jej skulonym ciałem

Spalili na popiół gdzieś w górskim pustkowiu

Stary wytwórca drumli

Czyja to drumla połyskuje wsłońcu? Taka podobna do skrzydła ważki…

 

 

1.

W krętej górskiej dolinie

Stukot rozchodzi się w bezdźwięcznej mgle

Z muzyki prysną perły jak spadające gwiazdy

Dziewiczy las zatrzyma swój taniec na wietrze

I niech to męskie drżenie

Na bujnym brzuchu górskiego jeziora

Rozpocznie pod księżycem

Przymierze miłości i piękna

 

2.

Jego starcze pomarszczone dłonie

To grudniowe rzeki na wyżynie

Płyną brunatnym rymem

Płyną wezbraną myślą

Powoli

Tną złotą, złotą miedź

 

3.

Przez jego ręce płynie wolna ryba

Skrzydlate płetwy niczym fale miedzi

A on wznosi wysokie, coraz wyższe rafy

I kiedy się zderzają ze złocistą łuską

Ze świata jego baśni

Stadami wyfruwają najpiękniejsze ważki

 

4.

Złociste skrzydła ważek rozedrgane dźwięczą

Dźwięczą na jasnym niebie

Dźwięczą na ziemskich szczytach

Dźwięczą na czołach mężczyzn

Dźwięczą na wargach kobiet

Dźwięczą w kolczykach dzieci

Złociste skrzydła ważek rozedrgane dźwięczą

Dźwięczą na wschodzie

Dźwięczą na zachodzie

Grają dla żółtych ludzi

Grają dla czarnych ludzi

Grają dla białych ludzi

Dźwięczą u źródeł Jangcy i Żółtej Rzeki

Dźwięczą u ujścia Missisipi

Są głosem Nuosu przybyłych z dalekiej przeszłości

Są głosem Nuosu wydobytym z duszy

 

5.

Księżyc wznosi się jasny za plecami gór

Miłość jak skała staje na wzniesieniu

Ważki tkliwe

Ważki niecierpliwe

Ważki słodkie jak miód

Przysiadają na piersi dziewczyny

Jak milczący powój

W samotnym oddechu niesionym do gwiazd

 

Bo tylko z tymi złotymi skrzydłami

Miłość na ziemi może trwać

 

6.

Gdyby ziemi zabrakło trzepotu złotych skrzydeł

Gdyby zabrakło echa przyjaznego głosu

Świat byłby tylko światem martwej ciszy

Ziemia byłaby tylko zdziczałym pustkowiem

Czyż jest coś, co bardziej napawa rozpaczą?

Czyż jest coś, co budzić może większy smutek?

7.

Ludzkość stworzyła proteiny życia

Stworzyła także bomby atomowej śmierci

Gołąb pokoju Picassa

Skrzydło przy skrzydle frunie z bombowcami

Lotem nad głową ludzkości

Przefrunie lotem nad równinami

Przefrunie lotem nad górami

Przefrunie lotem nad rzekami

Przefrunie lotem nad ciemnymi, nienazwanymi dolinami

Nasi starcy tysiąc razy już stworzyli miłość

Nasi starcy stworzyli już tysiące słońc

Zobacz, te ważki złotoskrzydłe

Fruną do wszystkich narodów

 

8.

On kiedyś umrze cicho

W imię wiecznej miłości stanie jego oddech

A wtedy, nad jego spokojną głową

Zawirują w locie najpiękniejsze ważki

Ich skrzydła rozbłysną złotem

A lud tej ziemi, ci Nuosu kochający pieśni

Podniosą jego ciało i niosąc je pójdą

Pójdą w stronę wiecznego słońca, co nie ginie

Piosenka Nuosu

Tysiąc razy

Wpatrywałem się w niebo,

Bo czekałem

Aż pokaże się orzeł.

Tysiąc razy

Wpatrywałem się w góry

Bo wiem,

Że jestem orła potomkiem.

Od gór Wielkiego i Mniejszego Liangshanu

Do brzegów rzeki Jinsha,

Od łańcucha Wumeng

Do brzegów Rzeki Czerwonej

Mleko matki jest słodkie jak miód

Od dymów w stronach rodzinnych wilgotnieją oczy

 

Tysiąc razy

Wpatrywałem się w niebo,

Bo wyglądałem

Przyszłości narodu.

Tysiąc razy

Wpatrywałem się w góry

Bo wciąż przechowuję

Niezapomnianą miłość.

Od gór Wielkiego i Mniejszego Liangshanu

Do brzegów rzeki Jinsha,

Od łańcucha Wumeng

Do brzegów Rzeki Czerwonej

Mleko matki jest słodkie jak miód

Od dymów w stronach rodzinnych wilgotnieją oczy

Podziękowanie dla rzeki

Kiedy o tobie myślę

Pamiętam tamtą rzekę

Pamiętam także to niebo nad rzeką

Spotkanie złamanych serc, jak ze snu

I przez tę długą chwilę

Wierzę, że nasze głodne i spragnione dusze

Przeszły przez wszystkie światy

Teraz dopiero pojmuję, że należę do ciebie

Jak ty należysz do mnie

Długo czekaliśmy na ten moment

Czy taka jest wola Boga? Czy zrządzenie losu?

Czemu smutek i radość przybywają razem?

Wiem, że ten przeznaczony nam kompleks rzeki

Przyniesie na zawsze i słodycz, i ból

Dedykowane sobie

Gdyby nie było dróżek

Może wciąż byłaby pamięć

Gdyby nie było gwiazd

Może wciąż byłoby ciepło

Gdyby nie było łez

Może wciąż byłby smutek

Gdyby nie było skrzydeł

Może wciąż byłyby kłamstwa

Gdyby nie było końca

Może wciąż byłaby śmierć

Ale mogę powiedzieć jedno

Gdyby nie było Wielkiego Liangshanu i mojego ludu

Nie byłoby też i mnie – poety

Słuchając „Sutry odprowadzania dusz”

Gdyby można było za życia

Poprosić bimo1, by odprowadził mą duszę

Gdyby można było za życia

Wrócić drogą przodków

Gdyby to wszystko

Mogło się zdarzyć

Inaczej niż we śnie

I gdyby

Dawno uśpione przeszłe pokolenia

Spytały mnie, co robię ze swoimi dniami

Odparłbym całkiem szczerze:

Ten facet

Kocha wszystkie narody

I wonne usta kobiet

A jeszcze nocami często pisze wiersze

Ale nigdy nikogo nie skrzywdził

1Bimo – kapłan religii Nuosu, znawca tradycji.

Zrozumienie

Chodź ze mną

Wejdź ze mną w tę ludzką rzekę

Posłuchać muzyki fletu i mabu1

Na własne oczy zobaczysz

Jak po każdej melodii

Pochylam nisko głowę

 

Chodź ze mną

Ale proszę o jedno

Nigdy, przenigdy

Widząc, jak wtedy płaczę

Nie sądź, że jestem pijany

Bo jeśli rzeczywiście moje zachowanie

Jest trochę niezwyczajne

To przez to

Że ten niepowtarzalny język muzyki

Jest pradawny i piękny

 

Chodź ze mną

Ale nie ciągnij mnie zaraz do domu

Nie wiesz jeszcze

Ile znajduję radości

W tych melodiach i tonach

1Mabu – tradycyjny instrument muzyczny.

Kozice z Gunyilada

Jeszcze raz spojrzeć

W ten cudowny obszar

Tak naprawdę to wszystko jest na niebie

Wchodzi w mistyczną wieczność

Złączoną z bezkresnym ogromem

Są tam pustka i zimno

Cichnące echo racic

 

Wygięte rogi samca

Zdobią sunące chmury

Za sobą ma czarną otchłań

W jego dziecinnych oczach

Wstają błękitne fale

 

W moich snach

Nie może zabraknąć tej gwiazdy

W mojej duszy

Nie może zabraknąć tej błyskawicy

Bo gdybym je stracił

Na najwyższym szczycie Liangshanu

Moje sny obróciłyby się w nicość

Rytm plemienia

Nawet w chwilach pełnego spokoju

Także potrafię doznać

Jak odsłonięte przezeń pragnienia

Oplatają mi duszę

Wzniecają kolejne burze

 

Nawet w czasie beztroskiego spaceru

Także potrafię poczuć

Jak wzbudzony przez niego impuls

Rwie przez moje ciało

I chce popędzić mi nogi

Do szalonego biegu

 

Nawet w czasie słodkiego snu

Także potrafię odkryć

Jak sprowadzone przez niego myśli

Krążą po moim mózgu

I śnię o nocach bezsennych

 

Och, dobrze wiem

Ile już lat

Ta cudowna siła

Każe mej prawej ręce

W lekkiej melancholii

Pisać wiersze o Nuosu

Kołysanka

Matkom zludu Nuosu

 

 

Orzeł na niebie

Też czasami stanie

Lampart na ziemi

Też się czasem zmęczy

Synku mamusi

Zaśnij

(Kochające ramię

Wyciąga się z ciepła

Poważne czoło śpiewaczki

Spokojne jak zjawa księżyca)

 

Turkawka na niebie

Też czasem nie lata

Jelonek na ziemi

Też się czasem zatrzyma

Synku mamusi

Zaśnij

(Stare magiczne legendy

Wplecione w warkocze dziewczynek

Bawią się aż do zmierzchu

Sny zostawiają przed drzwiami)

 

Gąska na niebie

Też czasem zasypia

Gończy pies na ziemi

Też się czasem zdrzemnie

Synku mamusi

Zaśnij

(Cichy grzmot gdzieś daleko

Zostawia tkliwe wspomnienia

Dróżka już nie zrozumie

Nadziei po porze deszczowej)

 

Słonko na niebie

Też czasem zachodzi

Ogień na ziemi

Też czasami zgaśnie

Synku mamusi

Zaśnij

(Kiedy zbudzisz się rano

Będziesz już wielkim, silnym wojownikiem

A jeśli twojej mamy

Nie ma już na świecie

To w żadnym razie nie idź

Jej boleśnie szukać

Bo ona już na zawsze

Należy do czarnej ziemi)

 

Księżyc na niebie

Też czasami zniknie

Rzeka na ziemi

Też czasem ucichnie

Synku mamusi

Zaśnij

(Gwiazdy się wspięły na zasłonę nieba

Po liliowym wietrzyku w dolinie

Dawno już nie ma śladu

I tylko dusza poczuje

Tę melancholię bez słów)

Doznanie

Przeleciał nad chatą

Bezgłośnie

I tak jak zawsze

Lekko zadrżał

Rozpłynął się w powietrzu

 

Gdzieś w majaczących górach

Z czterech stron spływa słoneczny blask

Na zielonych kamiennych płytach

Pełno owadów

Hipnotyczna zwrotka ballady

Unosi się nad wodą razem z parą

Niewyraźne cienie

Z wolna znikają

 

Kiedy zbliża się wieczór

Otwieram ciężkie wrota

Spoglądam w spokojne niebo

I chciałbym coś powiedzieć

Ale nie potrafię

Czarna rapsodia

We śnie, w którym życie łączy się ze śmiercią

W miejscu, gdzie potajemnie rzeka spotyka się z ziemią

Kiedy gwiazdy w uśpionych pozach

Milczą na nocnym niebieskim przestworzu

Melancholijne wargi śpiewaka tracą swoją miękkość

Drewniane wrota nie skrzypią, żarna już nie śpiewają

Ostatnie nuty kołysanki migają świetlikami

Wszystkie zmęczone matki są już w krainie snów

 

Gdzieś daleko, daleko za chmurami

W najwyższym punkcie tych skał

Głęboko uśpiony orzeł depce krawędzie snu

Śmierć w tym dalekim miejscu zaciska mocno oczy

I gdzieś daleko, daleko na tej ziemi

Tysiąc rzek płynie pod księżycem

Ich cienie mkną ku nicości

 

Gdzieś daleko, daleko w tamtym lesie

Na kuszącej poduszce z sosnowych igieł

Okrutny lampart zapomniał pożreć kozicę

W takiej spokojnej chwili

O, ty rzeko bez nazwy w wąwozach Gunyilada

Daj mi rytm swojej krwi

Niech moja mowa będzie twoim głosem

 

O Vupo, ty szczycie – mężu Wielkiego Liangshanu, obejmij

Agajjumo, niewieścią górę Mniejszego Liangshanu

Niech moje ciało znów stanie się waszym płodem

Niech wzrasta w jej brzuchu

Niech ponownie spęcznieją utracone wspomnienia

 

W takiej chwili spokoju

O czarne sny, zakryjcie mnie, owińcie

Niech zniknę w waszym objęciu jak w ramionach kochanki

Niech stanę się powietrzem i słonecznym blaskiem

Niech stanę się głazem, rtęcią, dereniem

Niech stanę się żelazem, niech stanę się miedzią

Perłową macicą, azbestem, fosforem

O czarne sny, połknijcie mnie, przetrawcie

Niech zniknę pod waszą troskliwą opieką

Niech stanę się stepem i owcą

Niech stanę się jelonkiem, skowronkiem, łososiem

Niech stanę się siodłem i krzesiwem