44,90 zł
Nie każdy wróg pokazuje kły…
Dopóki sfora trzymała się razem, nic nie mogło jej złamać. Coś jednak niszczy ją od środka niczym niewidzialne kły zaciskające się na jej gardle. Z każdym dniem fundamenty lojalności kruszeją, a dawni towarzysze zaczynają patrzeć na siebie z podejrzliwością.
Napięcie wisi w powietrzu jak nadciągająca burza. Psy bojowe, które niegdyś walczyły po stronie wroga, wzbudzają coraz większą nieufność. Ktoś szeptem podsyca podziały, a w sercach dzikich psów kiełkuje zwątpienie – czy można ufać tym, którzy zostali wychowani do walki?
Nawałnica dostrzega, że rozłam w sforze się pogłębia, a psy dzielą się na obozy. Psy dzikie przeciwko psom bojowym. Dawni wrogowie przeciwko nowym sojusznikom. Wśród nich ktoś czeka na właściwy moment, by uderzyć.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 280
Bohaterowie trzeciego tomu cyklu
CZAS MROKU
DZIKA SFORA (w kolejności określonej przez rangę)
Alfa — drobna chartka o krótkiej, szarej sierści (znana też pod imieniem Słodka)
Beta — pies o gęstej, biało-złotej sierści (znany też pod imieniem Fuks)
Myśliwi:
Werwa — mała suczka o biało-brązowej sierści
Bruno — duży, waleczny pies o gęstej, brązowej sierści i zawadiackim spojrzeniu
Bella — suczka o gęstej, biało-złotej sierści
Miki — smukły pies farmerski o czarno-białym umaszczeniu
Nawałnica — suczka bojowa o brązowej sierści
Grot — pies bojowy o czarno-brązowym futrze
Bór — krępy pies o brązowej sierści
Psy patrolowe:
Luna — suczka o czarno-białym umaszczeniu, pies farmerski
Tik — brązowy pies myśliwski w czarne łaty, z trzema łapami
Strzała — szczupła suczka myśliwska o brązowo-białym umaszczeniu
Stokrotka — mała suczka o białej sierści, z brązowym ogonem
Łobuz — kościsty, kędzierzawy pies z bliznami na pysku
Bryza — drobna suczka o długich uszach i krótkiej brązowej sierści
Pogoń — drobna suczka o rudej sierści
Żuk — kudłaty pies o czarno-białym umaszczeniu
Zadra — kędzierzawa suczka o czarnej sierści
Atut — drobna suczka o czarnym umaszczeniu
Omega — drobna suczka o długiej białej sierści (znana też pod imieniem Promyk)
Szczenięta:
Puchatka — kudłata brązowa suczka
Chwiejek — piesek o złotej sierści
Gryzka — jasnobrązowa suczka
Kruszynka — złota suczka o jasnych oczach
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Te drzewa były niesamowicie wysokie! Ich czerwonawe pnie pięły się bez końca ku błękitnemu niebu, aż Lizę rozbolały oczy od samego wpatrywania się w górę. Zamiast tego drobna szczeniaczka postanowiła ruszyć w podskokach wśród wysokich traw za swoimi braćmi z miotu, których małe kupry prawie zniknęły już z widoku. Wszyscy troje musieli bardzo się starać, żeby nadążyć za Martą, wielką, czarną wodołazką, prowadzącą ich przez las.
Uwielbiam takie przygody! — pomyślała podekscytowana Liza. Gdyby przymknęła oczy, mogłaby wyobrazić sobie, że wysokie trawy są całym lasem, a ona gigantycznym psem. Wzdłuż ścieżki rosły gęste krzewy o mięsistych liściach — one mogły uchodzić za ogromne, dzikie lasy widoczne w oddali, poza granicami żółto-zielonych źdźbeł Trawiastego Lasu…
Nie — upomniała się w myślach, szybko mrugając. — Wcale nie muszę wyobrażać sobie kolejnej ekscytującej przygody. Ta wyprawa z Martą jest wystarczająco świetna! — Nabrawszy szybkości, Liza dogoniła Mruka i Zawijasa, a krocząca przed nimi Marta obejrzała się na trójkę szczeniąt. Jej ciemne oczy były pełne czułości.
— Już niedaleko, szczeniaki — szczeknęła cichutko.
— Ale co to za niespodzianka? — zaskowyczał Mruk.
— Powiedz nam, Marto, prosimy! — pisnął Zawijas, najmniejszy z trójki szczeniaków.
— O nie, maleńki. — Marta przystanęła, by polizać go po czubku głowy. — To zepsułoby niespodziankę!
— Ja chcę zobaczyć! — zajazgotała Liza, po czym przebiegła przez trawę obok Marty, która wydała z siebie krótkie, ostrzegawcze szczeknięcie.
I w samą porę. Liza zatrzymała się z poślizgiem tuż przed spadkiem wilgotnej, piaszczystej ziemi i spoglądała przed siebie w osłupieniu. Mruk i Zawijas także podbiegli bliżej i otworzyli pyski ze zdziwienia.
— Co to jest? — wyjąkał Mruk.
Marta przysiadła na tylnych łapach. Jej oczy błyszczały.
— To, moje maluchy, jest rzeka. Mieszka tutaj Pies Rzeka, a ja jestem tu najszczęśliwsza na świecie.
Liza gapiła się na ciemną, prędko poruszającą się otchłań, która zdawała się sięgać poza granice jej pola widzenia. Jeżeli istniał przeciwległy brzeg, to był tylko odległą, rozmazaną plamą zieleni. Szczeniaczka oczywiście widziała już jasną wodę szemrzącą w strumykach, maleńkie pieniące się wodospady obmywające kamienie oraz głębokie, nieruchome stawy pośród drzew. Rzeka była jednak inna. Mniej więcej na jej środku woda kipiała wokół na wpół zanurzonych głazów, a bliżej szczeniąt była gładsza i ciemniejsza, lecz mimo to Liza wyraźnie widziała, jak szybko płynął jej nurt. Wielka rzeka wydawała jej się potężna, wspaniała i niebezpieczna.
A także ekscytująca!
— Chcę do niej wejść! — zaszczekał Mruk.
— Ja też! — pisnęła Liza, uparcie nie pozwalając bratu z miotu się prześcignąć.
Zawijas nerwowo cofnął się o krok.
— Mnie się nie podoba.
— Nie tak szybko, szczeniaki. — Marta potrząsnęła potężną głową. — Zanim nauczę was pływać, musicie nauczyć się respektu do Psa Rzeki. Jeżeli nie będziecie jej szanować, może was pożreć!
Szczeniaczka pokiwała łebkiem, czując dreszcze. Choć rzeka kusiła ją wieloma uciechami, Liza całkowicie wierzyła słowom Marty. W końcu to wodołazka zajmowała się nimi po śmierci Psiej Mamy. Zawsze troszczyła się o nią i jej braci z miotu, dlatego Liza ufała jej bezgranicznie. Usiadła posłusznie, chociaż jej ogon wciąż bił o ziemię z nadmiaru energii.
— Te zapachy… — mruknął z podziwem Zawijas, obwąchując piaszczystą ziemię. — Są tutaj zupełnie inne! Wyczuwam woń wody i wodorostów, które przypominają bardzo podmokłą trawę i… och, a co to za zapach?
Marta delikatnie opuściła nos do ziemi.
— To rzeczny królik — odpowiedziała. — Nazywamy je tak, ponieważ przypominają smakiem króliki, ale tak naprawdę są myśliwymi, takimi jak my! Rzeczne króliki łapią ryby. W rzece pływa pełno ryb, a niektóre z nich potrafią nawet ugryźć!
— Ojej — westchnął Zawijas.
— Jeżeli któraś z nich mnie ugryzie, to ja też ją ugryzę! — zadeklarował Mruk. — I wtedy to ona pożałuje!
Marta zaśmiała się serdecznie.
— Co jeszcze można znaleźć w rzece? — dopytywała Liza.
— Żyją w niej też rzeczne szczury — odparła Marta. — I węgorze, czyli takie długie, śliskie ryby. Czasami także węże. I ptaki, które potrafią pływać pod wodą!
— O rany! — krzyknął Zawijas.
— Pies Rzeka trzyma w swoich łapach wiele żywotów — wyjaśniła Marta. — A ponadto zapewnia życie całemu lasowi. To dzięki Psu Rzece drzewa rosną wysoko, a trawa się zieleni. Odżywia wszystkie leśne stworzenia i dba o okoliczne rośliny.
— To bardzo wyjątkowy Psi Duch — wyszeptała w zachwycie Liza.
— Zgadza się — przyznała Marta, a jej spojrzenie stało się odległe. — Jest wyjątkowa. A kiedy pływamy w rzece, to tak, jakbyśmy się z nią bawili. Chciałabym, żebyście poczuły, szczeniaki, jak to jest. Ale bądźcie ostrożne! Kiedy Pies Rzeka wpada w figlarny nastrój, potrafi miotać nami raz w jedną, raz w drugą stronę, a nawet wciągnąć nas pod powierzchnię! Jest bardzo silna!
Liza z zapałem pokiwała głową.
— Tak, na pewno jest silna!
Zapuszczanie się na terytorium Psa Rzeki nagle przestało się jej wydawać takim świetnym pomysłem. Woda wyglądała na bardzo ciemną, zimną… i głęboką. Liza, drżąc, wycofała się nieco.
Poczuła, jak ciepły język Marty obmywa jej ucho.
— Nie martw się, Lizo. Pamiętaj, że Pies Rzeka jest naszą przyjaciółką, o ile okazujemy jej należny szacunek. Popatrz na mnie!
Wielka, czarna wodołazka z rezonem potruchtała do brzegu i delikatnie skłoniła głowę, po czym wbiegła do rzeki i zanurzyła się w srebrzystym deszczu pobłyskujących kropel. Zawijas cichutko zawył z niepokoju, ale Marta bez trudu obróciła się pośród nurtu, wytrzepała wodę z uszu i wywiesiła język z pyska. Liza obserwowała, jak jej silne łapy pracują pod powierzchnią przezroczystej wody.
Marta zaszczekała w kierunku wybrzeża:
— Widzicie, w jaki sposób się poruszam, maluchy? Nie walczcie z prądem, pozwólcie Psu Rzece was podtrzymywać! Pies Rzeka potrafi być zarówno dzika, jak i delikatna. Tylko nigdy nie odpływajcie za daleko!
Mruk zaczął zbliżać się w kierunku wody. Widać było, że się boi, ale ekscytacja pchała go dalej. Liza nie mogła pozwolić, żeby wszedł do wody pierwszy! Marta wyglądała na niesamowicie szczęśliwą, a pływanie wydawało się świetną zabawą. Szczeniaczka stanowczo odsunęła Mruka z drogi i zaczęła brodzić w płytkiej wodzie nieopodal brzegu falującej rzeki.
— Wcale nie jest zimna! — zaskowyczała, gdy woda zawirowała wokół jej przednich łap. — Raczej przyjemnie chłodna!
— Tak! — zgodził się Mruk, który wbiegł z pluskiem obok siostry z miotu. Zawijas wydawał się mniej przekonany. Trącał wodę łapą, ale zaraz ją wycofywał. Liza i Mruk ruszyli przez wodę w kierunku Marty, coraz bardziej zanurzając się w rzece.
Liza śmiało brnęła przed siebie, coraz szybciej i pewniej — aż nagle przestała czuć piach pod łapami. Grunt zniknął! Wzięła gwałtowny oddech i wpadła pod wodę, jednak instynktowne ruchy jej łap szybko sprawiły, że zaczęła się unosić. Jej głowa znalazła się ponad powierzchnią. Mogła oddychać, mogła się poruszać…
— Ja pływam! — zawołała.
— Ja też! — Mruk zderzył się z nią, porwany na bok przez lekki prąd rzeki.
— Tu jest cudownie! Chodź do nas, Zawijasie!
W rozemocjonowaniu Liza przechyliła się na bok i jedno z jej nozdrzy zanurzyło się w rzece. Na szczęście Marta wsunęła szeroki pysk pod jej brzuch i naprostowała ją, zanim szczeniaczka wpadła w panikę. Liza kichała i rzucała się w wodzie, ale gdy zaczęła energicznie machać łapami, szybko odzyskała równowagę w delikatnych objęciach Psa Rzeki. Marta wycofała się i odpłynęła dalej, choć przez cały czas czujnie obserwowała szczeniaki.
Zawijas zdawał się namyślać, ale wciąż był nerwowy. Odszedł już nieco dalej od brzegu, lecz najwyraźniej bał się oderwać łapy od bezpiecznego dna. Liza szczekała do niego zachęcająco.
— Popatrz na mnie, Lizo! — szczeknął dumnie Mruk.
Liza odwróciła głowę i zauważyła, że znajdował się w połowie drogi do Marty, w głębszej części rzeki. Jego małe ciałko podskakiwało na wodzie, kiedy dyszał i wiosłował łapkami.
— Pies Rzeka wcale nie jest straszna! To proste! — dodał szczeniak.
Zawijas ostro zapiszczał na alarm. Liza się obróciła. Mruk nadal beztrosko płynął do opiekunki, gdy przerażona szczeniaczka dostrzegła, że jej starszy brat wpadł w nagły, zdradziecki wir. Wielki Psi Duch wyłonił się na powierzchnię, porwał Mruka w szczęki i zmiótł go z prądem w dół rzeki.
Nie okazał jej wystarczającego szacunku! — pomyślała w panice Liza.
— Mruku! Mruku, wracaj! — krzyknęła.
Ale on nie mógł wrócić. Jego głowa na chwilę zanurzyła się pod powierzchnią, a kiedy udało się mu wypłynąć, dławił się, a jego oczy były pełne strachu. Chwilę później zalała go kolejna fala. Szczeniak już nie pływał; był zupełnie bezradny w łapach Psa Rzeki, która znosiła go coraz dalej i dalej.
Liza zaczęła wyć z przerażenia, ale zamilkła, gdy Marta ostro pociągnęła ją na brzeg. Gdy tylko jej małe łapki zadrapały o dno, na którym mogła stanąć, wodołazka natychmiast obróciła się w wodzie i co sił w nogach popłynęła za Mrukiem.
Liza wdrapała się na brzeg, dysząc, a Zawijas przycisnął drżący bok do jej ciała.
— Czy Marta go uratuje? — zaskowyczał. — Marto, błagam, dopłyń do niego na czas!
— Nie widzę go już! — zaskomlała Liza. Jej kończyny zdawały się niesamowicie słabe, a rzeczna woda na sierści była teraz dużo bardziej lodowata.
— Ja też nie… Och! Jest tam! — Zawijas dyszał rozpaczliwie, wskazując uszami na wodę.
Liza skierowała wzrok w tamtą stronę i dostrzegła ciemny kształt, który stawał się coraz większy, kiedy Marta umiejętnie walczyła z prądem rzeki. Ze szczęk wodołazki zwisało brudne, bezwładne ciałko. Liza miała wrażenie, że minęła cała wieczność, nim wielka czarna suczka wyłoniła się z rzeki i położyła maleńkie, sztywne stworzonko na piasku.
— Mruku! — zawył z rozpaczą Zawijas.
Liza nie była w stanie nawet skomleć. W pysku czuła suchość, a w ciele przenikający do kości chłód. Jej brat z miotu wydawał się o wiele mniejszy niż zwykle. Był niczym przemoczony, maleńki zwitek futra i kości.
— Marto, on się nie rusza! — wyjęczała.
— Spokojnie — odparła stanowczo wodołazka. Wzięła głęboki oddech, podniosła jedną z potężnych łap z błoną pomiędzy palcami i mocno ucisnęła najmiększy obszar na boku Mruka.
Liza pisnęła i wstrzymała oddech. Wyglądało to boleśnie, ale Marta z pewnością wiedziała, co robi. Jak mogłoby być inaczej?
Mruk nie zareagował, więc suczka nacisnęła na jego bok po raz drugi. I trzeci.
Nagle ciało Mruka podskoczyło w gwałtownym spazmie kaszlu, a z jego pyska wytrysnął w górę strumień wody.
— Dzięki Psim Duchom! — Marta odetchnęła z wielką ulgą.
Liza pomyślała, że Mruk wygląda jak w agonii. Jego mięśnie drżały, łapy bezwładnie podskakiwały, a maleńka pierś dygotała pod naporem duszącego kaszlu.
A jednak szczeniaczka czuła wyłącznie ogromne szczęście. Pomimo bólu, cierpienia i przemoczonego, drżącego ciała — jej brat z miotu nadal żył! Zawyła głośno z wdzięczności do Marty — ale przede wszystkim w podziękowaniu dla surowej, choć litościwej Psa Rzeki.
Nie pożarłaś Mruka! Pozwoliłaś mu odejść! — myślała. — Dziękujemy ci! Mimo wszystko nie zabrałaś mojego brata z miotu…
Przysięgam, że zawsze będę cię szanowała!
Jak mogło do tego dojść?
Nawałnica z przerażeniem uświadomiła sobie, że w zdobyczach, które sfora właśnie zamierzała zjeść, zostały ukryte rozbite kawałki przezroczystego kamienia. Dwa pulchne, wspaniałe jelenie — najlepsze zdobycze, jakie widzieli od wielu podróży Psa Księżyca — a jednak któryś z psów postanowił je zniszczyć. Dlaczego?
Każdy pies miał na pysku wyraz oszołomienia i obrzydzenia. Bella, stojąca tuż za Nawałnicą, zaskowyczała z niepokoju, a nawet jej wierny partner Grot, będący psem bojowym, był przerażony tak samo jak dobermanka, więc nie mógł jej nawet pocieszyć. Stał przy boku Nawałnicy i dygotał ze strachu. Większość sfory milczała i ze zjeżoną sierścią patrzyła na zniszczone zdobycze. W powietrzu wciąż unosiło się echo pełnego niedowierzania wycia Bryzy. Nawałnica wiedziała, jak suczka musiała się czuć.
Już od pewnego czasu podejrzewała, że w sforze ukrywa się pies działający przeciwko wszystkim pozostałym, a mimo to nawet ona nie potrafiła uwierzyć, że jej towarzysz mógłby zrobić coś równie podłego. Tej nocy wszyscy byli tacy szczęśliwi, dzieląc się łupami z cudownego polowania — a teraz trzeci pies sfory leżał na ziemi, dławiąc się i piszcząc, podczas gdy Werwa wyciągała zdradzieckie odłamki z jego zakrwawionego pyska. Kawałki przezroczystego kamienia błyszczały, gdy odrzucała je na ziemię; okrutnie ostre i mokre od krwi.
Stokrotka, przytrzymując przednimi łapami rudobrunatną głowę Tika, lizała go po uchu i jednocześnie żałośnie skamlała.
— Proszę, spróbuj się nie ruszać. Już prawie koniec.
— O nie, o nie. Och, Tiku. Biedny Tiku… — popiskiwała Promyk, próbując pomagać Stokrotce oraz Werwie. Usuwała odłamki przezroczystego kamienia spod ich łap, po czym odkładała je na niewielki stosik.
Odkąd Bryza zawyła z przerażenia, a sfora nareszcie zorientowała się, że ma w sobie zdrajcę, pozostałe psy stały niczym skamieniałe i tylko rozglądały się po sobie ze strachem w oczach. Nawałnicę przeszył dreszcz, kiedy drobna Atut odwróciła się i wbiła wzrok prosto w Grota. Oczy suczki błyszczały oskarżycielsko. Nawałnica zmierzyła ją wzrokiem, lecz nagle zauważyła, że Bruno także odwraca się w stronę Grota. Kolejne głowy towarzyszy, jedna po drugiej, kierowały się prosto na psa bojowego.
Nie ufają mu — stwierdziła w myślach Nawałnica. — I to wyłącznie dlatego, że Grot jest psem bojowym! Ale ja także jestem suczką bojową, a przecież to ja próbowałam ich ostrzec…
Serce mocno biło jej w piersi ze strachu oraz złości na tę niesprawiedliwość. Nawałnica była przekonana, że Grot był tak samo niewinny podłożenia przezroczystego kamienia do zdobyczy jak ona, a mimo to stał się głównym podejrzanym, który od razu wpadł na myśl każdemu z towarzyszy.
Bruno jako pierwszy zawarczał na głos swoje myśli. Potężny pies obnażył przy tym ostre kły.
— Mówiłem wam. Mówiłem wam od początku! Psom bojowym nie wolno wierzyć.
Sierść Nawałnicy nastroszyła się z oburzenia, ale Bruno patrzył prosto na Grota.
— Nigdy nie chciałem mieć w swojej sforze psa bojowego! — burknął złowieszczo.
Wściekłość zagotowała się w Nawałnicy, zagłuszając jej strach. Nie spała spokojnie od wielu podróży Psa Słońca, przerażona wizją, że może okazać się złym psem. Bała się, co mogłaby zrobić, gdyby znów zaczęła chodzić podczas snu. Dopiero teraz zrozumiała, że to nie ona odpowiadała za straszliwe wydarzenia, które spotkały jej sforę. Świadomość, że torturowała samą siebie zamartwianiem się o bycie złym psem, podczas gdy przez cały ten czas pośród towarzyszy czaił się prawdziwy zdrajca, wprawiała ją w jeszcze większą furię. A co najgorsze — Bruno założył, że zdrajcą jest Grot, ponieważ był psem bojowym, tak samo jak Nawałnica.
— Bruno, jak śmiesz? Grot nie zrobił nic, żeby sobie na to zasłużyć! — Nawałnica poczuła się lepiej, mogąc dać upust skrywanej wściekłości i otwarcie naszczekać na psa, który rzucał tak wiele uszczypliwych uwag w kierunku psów bojowych. — Od samego początku Grot jest lojalnym członkiem sfory, nawet jeżeli nie pozwalasz sobie tego zauważyć!
— Ha — warknęła cicho Werwa. — To było do przewidzenia.
Nawałnica obróciła się do małej czarnej suczki, a jej uszy skierowały się w przód.
— Co masz na myśli? Powiedz to na głos!
— Z wielką chęcią — prychnęła Werwa, dawna omega ze Sfory Tika. — Cóż za niespodzianka, że suczka bojowa broni psa bojowego!
Zanim Nawałnica zdążyła się odgryźć, Strzała także wydała z siebie ciche warknięcie.
— Nie musisz stawać w obronie Grota, Nawałnico. On nie jest taki jak ty. Należy do nas dopiero od niedawna. Ty udowodniłaś swoją wierność sforze. A co wiemy na jego temat? Nic!
— Nic — dodała Pogoń — poza faktem, że zdradził swoją poprzednią sforę. Może nie?
— Hej, zaczekajcie! — Bella wyskoczyła naprzód z nastroszoną sierścią. — Grot zdradził psy bojowe, żeby nas ocalić! A wy nie macie powodu go obwiniać. Mogę poświadczyć, że nie miał nawet szans zniszczyć zdobyczy! Byłam z nim przez cały czas, odkąd myśliwi przynieśli jelenie do obozu.
— Ach tak? — Wysoki, niechlujny Łobuz przechylił głowę na bok i zmrużył powieki. — A więc ani na chwilę nie spuszczałaś go z oczu? Nie rozproszyłaś się nawet na krótki moment?
— Każdy pies się rozprasza — zawarczał Bór. — Zwłaszcza kiedy w pobliżu kręcą się szczenięta alfy. Nie mogłaś obserwować go przez cały czas, Bello.
— A jednak obserwowałam — warknęła wyzywająco. — Ja zawsze wiem, gdzie jest Grot. Zawsze!
— Ha — prychnęła z pogardą Atut, potrząsając głową. — Doprawdy? A dlaczego to robisz, Bello?
Atut ma dziś do powiedzenia o wiele więcej niż zwykle — pomyślała z goryczą Nawałnica. — W końcu ma okazję zaatakować psy bojowe…
— Ja też chciałabym się tego dowiedzieć. — Strzała zmarszczyła wąski pysk, z zapałem wpatrując się w Bellę. — Dlaczego nagle tak bardzo interesujesz się Grotem? A może chciałabyś nam o czymś powiedzieć?
Bella wahała się jeszcze przez chwilę. Kiedy uniosła głowę, Nawałnica dojrzała, jak podrygują mięśnie na jej szyi. Serce suczki bojowej podeszło jej do gardła, ponieważ jedynie ona wiedziała, co zaraz nastąpi. Zastanawiała się, czy Bella wyzna prawdę? W tej chwili nakłonienie sfory, by zaakceptowała ich związek, byłoby przecież trudniejsze niż kiedykolwiek.
Sierść na karku złotej suczki wciąż stała sztywno, kiedy ta skrzywiła pysk.
— Owszem, chciałabym — odparła wyzywająco. — Grot i ja jesteśmy partnerami. I to już od pewnego czasu.
W obozowisku na chwilę zapanowała cisza, jeżeli nie liczyć bolesnego postękiwania Tika, od którego właśnie odsunęła się Werwa po zakończeniu swojego straszliwego zadania.
Wtem po raz pierwszy odezwała się Bryza. Jej głos był niepewny, lecz rozbrzmiał wyraźnie w cichym obozowisku.
— Ale w takim razie… alfo? — Odwróciła się do smukłej przywódczyni, chartki. — Przykro mi, ale chyba nie możemy wierzyć słowom Belli, prawda? Skoro jest partnerką Grota, to ma obowiązek go bronić.
— Nie! — zaszczekał głośno Fuks, beta sfory, wyróżniający się złotą sierścią. — Znam Bellę lepiej niż którekolwiek z was! — Nawałnica zauważyła, że po tych słowach posłał spojrzenie w kierunku Grota, jakby chciał dodać, że być może jednak nie tak dobrze jak on. — I wiem, że Bella nigdy nie byłaby z psem, który obrócił się przeciwko własnej sforze. Gdyby Grot był złym psem, moja siostra z miotu nie zostałaby jego partnerką! — Zerknąwszy na Bellę, zamilkł na chwilę, by nabrać oddechu, po czym otrzepał sierść i niepewnie oblizał fafle. Bez względu na to, co mówił, nie potrafił ukryć, że jej wyznanie go zaskoczyło.
No cóż, to rzeczywiście była szokująca wiadomość — przyznała w myślach Nawałnica. Nic dziwnego, że Bella miała nadzieję znaleźć lepszy moment, aby przekazać wieści swojemu bratu z miotu, psu dużo wyższemu rangą od niej.
— Nie byłabym tego taka pewna. — Strzała przysiadła na brązowo-białych tylnych łapach, a jej ogon uderzał o ziemię, gdy rozmyślała. W jej oczach błyszczało coś złośliwego. — Nie byłby to pierwszy raz, kiedy Bella wybiera sobie podejrzanych sprzymierzeńców…
Miki, starszy i uprzejmy czarno-biały pies farmerski, zawarczał z gniewu.
— To już przeszłość, Strzało. Nie wywlekaj jej jak zgniłej zdobyczy ze sterty.
Nawałnica przestąpiła z łapy na łapę. Wiedziała, o czym mówili. Bella kiedyś sprzymierzyła się z gangiem lisów, próbując zmusić byłego alfę sfory, półwilka, żeby podzielił się swoim terytorium. Jak później sama jej powiedziała, była to pochopna strategia, która ostatecznie obróciła się przeciwko niej.
Strzała nie powinna przypominać o tym w takim momencie! Jej słowa były kolejnym mściwym, bolesnym ciosem wymierzonym w Bellę, która szczerze żałowała swojej lekkomyślności. A także następny sposób na dogryzienie Grotowi. Nawałnica poczuła, że jej warga się podwija.
Tymczasem wszystkie psy odwróciły się w kierunku alfy i czekały na to, co odpowie Bryzie. Szara chartka wyglądała na bardzo zamyśloną, ale nie wydała z siebie nawet warknięcia.
— To co, alfo? — Bruno skinął głową w stronę Bryzy, po czym popatrzył prosto na przywódczynię. — Zgadzasz się z naszym betą czy z Bryzą? Zamierzasz zaufać Belli, chociaż jest teraz partnerką psa bojowego?
Nawałnica powstrzymała się przed westchnięciem. Nie przypuszczała, że ktoś mógłby równie otwarcie podważać słowa bety. Wiedziała, że Bruno nie przepadał za Grotem, ale czy alfa nie powinna już uciszyć tego przysadzistego psa obronnego? W jej trzewiach zagotowała się złość, ale była zbyt skołowana i pełna furii, by się odezwać. Teraz wszystko zależy od naszej alfy — pomyślała. — Niech ona pokaże tym psom, jak niedorzeczne są ich oskarżenia!
Alfa zakołysała wąską głową. Rozejrzała się po polanie, zatrzymując wzrok na każdym psie z osobna. Na jej pysku malował się wyraz zawodu i irytacji, lecz mimo to zdołała zachować chłodny ton głosu.
— Jest zbyt wcześnie, żeby oskarżać kogokolwiek. Każdy z was musi się uspokoić i przestać czepiać się starych kości. — Przywódczyni wskazała łbem na Tika, który leżał wykończony bólem, z mocno falującymi bokami. — Tik został ranny. To nie czas na bezsensowne kłótnie!
— Ale alfo! — zaszczekał Bruno.
— Musimy natychmiast położyć temu kres — jęknął Bór. — A Grot jest najbardziej prawdopodobnym podejrzanym!
— Przecież to oczywiste, prawda? — warknęła pochmurnie Strzała.
— Wystarczy już! — Głos alfy stał się śmiertelnie poważny.
Chartka zamilkła i wpatrywała się w członków swojej sfory, aż ich słowa zmieniły się w pomruki lub kaszlnięcia, a potem w pełne zawstydzenia milczenie. Alfa nie oszczędziła również Nawałnicy. Popatrzyła jej w oczy z ogromną śmiałością, która nie pozostawiała miejsca na ewentualne protesty. Nawałnica zacisnęła szczęki i powstrzymała chęć wycia na niesprawiedliwość towarzyszy.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki