Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł
Jedno miejsce, wiele historii. Wejdź do Pralni w Yeonnam-dong i odkryj moc prawdziwych relacji.
Dla tych, którzy pokochali książkę Witajcie w księgarni Hyunam-dong autorstwa Hwang Bo-reum, i dla tych, którzy jej jeszcze nie czytali, mamy kolejny podnoszący na duchu i pokrzepiający koreański bestseller. To historia pewnego tajemniczego dziennika, który – pozostawiony przez nieznanego właściciela w pralni samoobsługowej – połączył ludzi z różnych środowisk społecznych i zawodowych. Klienci pralni dzielą się swoimi szczerymi przemyśleniami i otwierają serca przed sąsiadami, którzy do tej pory byli tylko częścią anonimowego tłumu. Dziennik skrywa też pewną mroczną historię; stali bywalcy pralni łączą siły, by doprowadzić ją do szczęśliwego końca.
Powieść o bezcennej wartości relacji międzyludzkich i potędze ludzkiej solidarności w coraz bardziej nieczułej, ekspansywnej i wirtualnej rzeczywistości podbiła serca czytelników na całym świecie.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 288
Jindol zaskomlał. Stary Jang miał go od śmierci żony, więc biały pies rasy jindo1 miał już prawie dziewięć lat. Ponieważ Jindol załatwiał się tylko w ogrodzie lub na spacerze, Stary Jang zazwyczaj zostawiał lekko uchylone drzwi, lecz dzisiaj silny podmuch późnowiosennego wiatru zatrzasnął je z hukiem. Biedny Jindol przez długi czas chodził w tę i z powrotem i popiskiwał. W końcu nie mógł już dłużej wytrzymać i potruchtał do najbliższej rzeczy, która przypominała trawę: do leżącego na podłodze w salonie grubego, zielonego koca swojego pana.
Stary Jang, który zdrzemnął się przed telewizorem, nie zdawał sobie sprawy, co się dzieje. Obudził się dopiero wtedy, gdy poczuł wilgoć.
– Aigoo2, co tak zimno?
Otworzył oczy i napotkał pełne żalu spojrzenie psa. Poczuł się winny, więc natychmiast zerwał się na równe nogi.
– Oj, chyba wiatr zatrzasnął drzwi. Wiem, że nie chciałeś tu nasiusiać. Nie martw się, wrzucimy koc do pralki i będzie jak nowy.
Jindol ożywił się trochę, słysząc te uspokajające słowa. Pomachał ogonem i trącił nosem kolano swojego pana. Mężczyzna podniósł ciężki koc, włożył go do wysłużonej pralki i nacisnął wyblakły przycisk zasilania. Kiedy nic się nie wydarzyło, jeszcze raz dźgnął go palcem, wcześniej jednak wybrał program do prania koców.
Było już bardzo późno, ale Stary Jang nie musiał się martwić, że zakłóci spokój sąsiadom. Mieszkał sam w białym, dwukondygnacyjnym domu z dużym, wypielęgnowanym ogrodem za wysokim ogrodzeniem z niebieską bramą. Kiedy czterdzieści lat temu wprowadził się tutaj, Yeonnam-dong3 było cichą dzielnicą z niską zabudową, ale gdy Hongdae4 zmieniło się w popularne i tętniące życiem miejsce dla młodzieży, artystyczna atmosfera zaczęła się stopniowo przenosić również do sąsiednich dzielnic. Większość sąsiadów Starego Janga postanowiła się wyprowadzić, a ich domy przerobiono na powierzchnie handlowe, w których powstały modne kawiarnie i restauracje. Dom Starego Janga z niebieską metalową bramą z czasem stał się w sąsiedztwie rzadkim widokiem, jednym z niewielu budynków, które jeszcze były zamieszkane.
Na parterze były trzy pokoje, na piętrze kolejne trzy; dom był o wiele za duży dla jednej osoby i psa. Po śmierci żony Stary Jang zaczął się zastanawiać nad wyprowadzką, lecz nie mógł znieść myśli o porzuceniu cennych wspomnień. Nad każdym zakątkiem ogrodu unosił się duch jego żony – od krzewów magnolii, jujuby, persymony i morwy po rosnące w doniczkach balsamowce, róże i pomidory koktajlowe. Stary Jang dobiegał osiemdziesiątki, więc sprzątanie domu i zajmowanie się ogrodem sprawiało mu coraz więcej trudności. Nie poddawał się jednak, wiedząc, że żona w niebie będzie z niego zadowolona.
Wypił szklankę wody i sięgnął po pilota do telewizora. Miał nadzieję, że się rozbudzi, oglądając wiadomości. Pralka grzechotała, wirowała, potem wypuściła wodę i w końcu dała sygnał, że pranie dobiegło końca. Stękając z wysiłku, Stary Jang wyciągnął z bębna mokry koc. Powiesił go w ogrodzie na sznurze do suszenia bielizny, uważając, by nie nadepnąć Jindola. Na zewnątrz było jeszcze ciemno, ale o tej porze roku słońce wstawało dość wcześnie. Postanowił, że zostawi koc na dworze z nadzieją, że do popołudnia zdąży wyschnąć. Teraz, kiedy koc był już wyprany i rozwieszony, Jindol w końcu się uspokoił. Potruchtał do krzewu persymony, zrobił swoje, a potem wszystko starannie zakopał.
– Lepiej się czujesz?
Pies przydreptał do swojego pana, w odpowiedzi pomachał entuzjastycznie ogonem i zaszczekał.
– Cicho! Ludzie jeszcze śpią. – Stary Jang przyłożył palec do ust i Jindol natychmiast zamilkł. – Aigoo, nasz Jindol to taki dobry piesek – zagruchał mężczyzna. – Ale zimno. Chodź, wejdziemy do środka!
Klub seniora popołudniami zwykle tętnił życiem. Teraz, kiedy dzielnicę przejęli młodzi ludzie, nieczęsto można było gdzieś zobaczyć taki spęd starszych mieszkańców.
– Doktorze Jang, strasznie dokuczają mi kolana – powiedziała pani Hong, sącząc kawę rozpuszczalną, którą przyniosła z domu w plastikowej butelce. – Kiedyś bolały tylko podczas chodzenia, a teraz kłują, nawet jak siedzę albo leżę. Dałoby się jakoś temu zaradzić?
– A co może wiedzieć na ten temat zwykły aptekarz? Powinnaś się zbadać w szpitalu! – wtrącił się Stary Woo, który z jakichś powodów uważał Janga za rywala.
– W szpitalu zaczną mi robić te wszystkie prześwietlenia i badania, a ja nie chcę tracić całego dnia. Doktorze Jang, co mi radzisz?
Stary Jang odchrząknął, ignorując nieuprzejmą uwagę Starego Woo.
– Powody mogą być bardzo różne – odparł. – Może wiek daje ci się we znaki albo doszło do uszkodzenia chrząstki…
– Doktorze? Jaki z niego doktor? – zadrwił Stary Woo. – Nie pamiętasz, że po tym skandalu musiał zamknąć aptekę?
Woo nawiązał do wypadku z zeszłego roku, kiedy Stary Jang błędnie odczytał receptę i wydał pacjentowi złą dawkę leku. Po tej aferze postanowił zamknąć aptekę, którą przez ponad pięćdziesiąt lat prowadził na stacji kolejowej Sinchon.
Stary Jang zakaszlał.
– Później napiszę esemesa i wszystko w nim wyjaśnię.
– Komuś tutaj się wydaje, że on nadal jest farmaceutą – prychnął pogardliwie Stary Woo, spoglądając z urazą na panią Hong.
– Stary Woo! Ranisz uczucia doktora Janga. Wszyscy jesteśmy u kresu życia, więc powinniśmy wzajemnie o siebie dbać…
– Madame Hong, to ty ranisz moje uczucia. Dlatego że jestem zwykłym Starym Woo, a on jest doktorem? Gardzisz mną?
Pani Hong zwróciła się do Starego Janga i delikatnie pociągnęła go za rękaw.
– Doktorze Jang, chodźmy już. Jindol czeka na zewnątrz.
Na widok pani Hong pies, radośnie machając ogonem, rzucił się do przodu na tyle, na ile pozwoliła mu smycz, by się z nią przywitać.
– Jindol, biedactwo. Tak mi przykro, że przez tego zawziętego starucha nie mogłeś wejść do środka. Ale spójrz, mam dla ciebie smakołyki.
Pani Hong otworzyła czerwony woreczek, który sama zrobiła na szydełku, i wyjęła z niego paczuszkę pałeczek do żucia o smaku wołowiny.
– Och, niepotrzebnie zadałaś sobie tyle trudu. Jindol to prawdziwy szczęściarz.
– Nie bierz sobie słów Starego Woo do serca. Wyrzucili go z poprzedniego klubu seniora i nie zmienił się ani na jotę. Potrafi tylko wszczynać awantury!
– Później do ciebie napiszę i polecę jakieś suplementy na twoje kolana.
– Aigoo, będę niezmiernie wdzięczna, doktorze Jang.
– Ależ nie ma za co. Dobrze wiedzieć, że jeszcze nie jestem całkowicie bezużyteczny. Jedziesz teraz odebrać swojego wnuka?
– Tak, powinnam się zbierać.
Stary Jang pomachał ręką, sygnalizując, że powinni pojechać razem.
– Chętnie pójdę z chłopakiem na spacer wokół szkoły.
– Och, nie. Nie pójdę aż do samej bramy…
– Ale przecież tam masz go odebrać?
Madame Hong zawahała się, pocierając kikut palca serdecznego, który jej częściowo amputowano.
– Mój wnuk mówi, żebym nie czekała na niego przed szkołą – przyznała cichym głosem. – Podejrzewam, że nie chce, by koledzy się dowiedzieli, że jego babcia nie ma palca. Straciłam go w wypadku przy maszynie do szycia. Musiałam pracować, żeby utrzymać jego ojca. Cóż mogę począć? Nie chcę, żeby wyśmiewali się z niego z mojego powodu.
Pani Hong uśmiechnęła się gorzko, głaszcząc kikut. Próbowała zlekceważyć sytuację, żartując na temat marzenia swojego życia, którym było nałożenie obrączki ślubnej na ten właśnie palec, lecz Stary Jang nie miał wątpliwości, że od wielu lat cierpi z tego powodu. Zacisnął więc tylko usta i pokiwał głową.
Stary Jang i Jindol powędrowali w stronę parku. Chociaż dzielnica Yeonnam-dong popołudniami nie była aż tak zatłoczona jak wieczorami, to jednak ulice były pełne ludzi. Nadeszła już wiosna i robiło się coraz cieplej. Stary Jang zauważył nawet kilka osób w koszulkach z krótkim rękawem. Przechodząc przez ulicę, dostrzegł młodą kobietę z naręczem ubrań wychodzącą z pralni samoobsługowej. Inni przechodnie mieli słuchawki na uszach albo wgapiali się w swoje smartfony, a ta młoda dama uśmiechała się od ucha do ucha, jakby właśnie doznała objawienia. Zaciekawiony Jang podszedł bliżej, by przyjrzeć się pralni.
Nazwa była namalowana z wielką starannością. Szyld oświetlały ciepłym blaskiem żółte reflektory, a wielkie okno rozciągające się od sufitu aż do wysokości talii pozwalało zajrzeć do wnętrza. Cegły w kolorze kości słoniowej nadawały pomieszczeniu przytulny wygląd i zapraszały do środka. Przy oknie stał drewniany stolik z automatem do kawy, a przy ścianie niewielki, aczkolwiek zapełniony książkami regał.
– To wygląda raczej jak biblioteka albo kawiarnia. Cudowne miejsce. Co o tym sądzisz, Jindolu?
Pies entuzjastycznie zamerdał ogonem.
Po powrocie do domu Stary Jang sprawdził, czy koc już wysechł. Wprawdzie był jeszcze odrobinę wilgotny, ale nie było wątpliwości, że wkrótce będzie całkowicie suchy. Problemem był tylko nieprzyjemny zapach. Może powodem była ostra woń moczu psa, a może wiekowa pralka nie działała już prawidłowo. Stary Jang skrzywił się, czując ten odór.
– Nie mam zapasowego koca.
Jindol, świadomy, że jego pan znalazł się w trudnym położeniu, położył się przed doniczkami z krzakami pomidorów i wygrzewał się w promieniach słońca. Właśnie wtedy zabrzęczał dzwonek do drzwi. Stary Jang otworzył bramę i ujrzał swojego syna i synową. Synowa trzymała papierową torbę z marketu, z której wystawał ogon suszonego dorsza.
– Wejdźcie, pewnie jesteście zmęczeni po podróży.
– Ani trochę. Przyjechaliśmy samochodem – odparł syn, wymachując kluczykami z logo przedstawiającym czarnego mustanga.
Spotkali się, by wziąć udział w ceremonii zwanej jesa na cześć zmarłej żony Starego Janga. Ponieważ zginęła w wypadku samochodowym, nie mieli aktualnego portretu, który mógłby posłużyć jako fotografia pamiątkowa. Musieli zatem wykorzystać zdjęcie paszportowe, które zrobiła dwadzieścia lat temu, gdy miała mniej więcej pięćdziesiąt lat i wyglądała o wiele młodziej.
W związku z tym, że syn i synowa mieli jeszcze odebrać syna ze szkoły przygotowującej do egzaminów w języku angielskim, zakończyli ceremonię przed ósmą. W powietrzu nadal unosił się dym z kadzidełka, gdy oni już uprzątali wszystkie dary.
– Tak długo nie widziałem Suchana – odezwał się ze smutkiem Stary Jang.
– To wcale nie było tak dawno – odparł jego syn. – Przecież świętował z nami Seollal5.
Synowa skończyła zmywać naczynia i wyłoniła się z kuchni z tacą pełną gruszek, a potem usiadła obok Starego Janga i zaczęła obierać owoce.
– Nie czujesz się samotny z Jindolem, prawda? No i możesz w ciągu dnia wybrać się do klubu seniora i złapać trochę słońca.
– Tak, Jindol to dla mnie prawdziwe błogosławieństwo. Lubimy razem zwiedzać dzielnicę. W sąsiedztwie pojawiło się sporo interesujących miejsc.
– Interesujących miejsc?
– Na przykład dzisiaj natrafiliśmy na pralnię samoobsługową, która wygląda jak kawiarnia. Można się tam napić kawy i poczytać książkę. Młodzi ludzie w dzisiejszych czasach uwielbiają pić kawę, dlatego wszędzie są kawiarnie. Ale od kofeiny można się uzależnić. Lepsza jest herbata z bambusa albo zielona. Synu, powinieneś pić zdecydowanie mniej kawy w tym swoim szpitalu. Przestaw się na herbatę.
– Bez obaw, teściu. On bardzo dobrze wie, jak zadbać o swoje zdrowie.
– Tato, skoro już o tym mówimy… – Syn Starego Janga głośno przełknął ślinę. – Ten… hm, dom…
– Wystarczy.
– Nawet mnie jeszcze nie wysłuchałeś!
– Ale to chyba oczywiste, nieprawdaż? Ta sama stara gadka, żebym przerobił dom na sklep, wynajął go i przeprowadził się do małego mieszkania!
– Uspokój się, proszę, i mnie wysłuchaj. Nawet moja szwagierka, wiesz, ta scenarzystka, niedawno kupiła w pobliżu dom i kasuje całkiem niezły czynsz. Czy to nie wspaniałe mieć stały dochód? Dlaczego twoim zdaniem nazywają to miejsce Yeontral Park? To teraz najmodniejsza i najbardziej pożądana okolica. Przecież sam przed chwilą powiedziałeś, że powstają tu atrakcyjne miejsca, czyż nie? Ludzie nie mogą się doczekać, żeby czerpać zyski z takiej lokalizacji, na przykład otworzyć pralnie lub inne dochodowe interesy! Dlaczego się upierasz, żeby mieszkać w takim dużym domu?
Synowa, która układała na talerzu pokrojone owoce, również wtrąciła się do rozmowy:
– On ma rację. Niełatwo utrzymać samemu tak duży dom. Popytałam trochę tu i ówdzie i dowiedziałam się, że jest wielki popyt na tę nieruchomość. A czynsz za wynajem będzie o wiele wyższy, niż mógłbyś oczekiwać nawet w najśmielszych snach. Szkoda, żeby marnowało się całe piętro, którego do tej pory nie zagospodarowałeś.
– Nie. I mówię to po raz ostatni.
Mimo że Stary Jang wypowiedział te słowa oschłym tonem, syn i synowa nie ustępowali.
– Suchan został przyjęty do Fairmont Prep Academy w hrabstwie Orange. Masz pojęcie, tato, jakie tam jest czesne? Co najmniej sto milionów wonów rocznie. A to nie pokrywa wszystkich kosztów: wynajęcia domu dla mojej żony i Suchana, opłat za samochód i wydatków na życie.
– W hrabstwie Orange? Wysyłasz Suchana do Ameryki?
– Muszę. Jako absolwent miejscowej szkoły publicznej nie podbije świata.
– Ty ukończyłeś szkołę publiczną i popatrz na siebie: jesteś profesorem w szpitalu uniwersyteckim. Za moich czasów potrzebny był tylko ołówek, a zobacz, jak daleko zaszedłem.
– Nie zaczynaj – mruknął syn, a jego szyja pokryła się ciemnoczerwonymi plamami.
– Naprawdę uważasz, że nie najlepiej ci się powodzi? Masz piękny apartament w Gangnam, więc dlaczego jesteś niezadowolony? Mówiłeś, że chcesz żyć tak dobrze jak inni. Dlatego nie oponowałem, kiedy się uparłeś, żeby zamieszkać w najbogatszej dzielnicy, i poprosiłeś mnie o pieniądze na przedpłatę.
– Teściu, ale w dzisiejszych czasach nikt nie zadowala się tym, że żyje tak jak inni. Powinniśmy dążyć do tego, by osiągać o wiele więcej. Dlatego chcemy zapewnić Suchanowi jak najlepsze wykształcenie. Nasz syn…
– Właśnie o to mi chodzi. Dlaczego wy dwoje zawsze porównujecie się z innymi? To was zniszczy, a najbardziej ucierpi na tym Suchan. Wiesz, co się dzieje, gdy raniuszek usiłuje chodzić jak bocian?6
Ta rozmowa prowadziła donikąd. Syn Starego Janga tylko pokręcił głową, wstał i sięgnął po marynarkę.
– Świetnie, tato. Zostań tutaj na zawsze ze swoimi drogocennymi wspomnieniami, które tak pielęgnujesz, ale wierz mi, że są nic niewarte. Chodź, kochanie. Suchan na nas czeka.
Synowa Starego Janga odłożyła gruszkę, którą właśnie kroiła, lekko skinęła głową i podążyła za mężem. Jindol wskoczył na kanapę i umościł się obok swojego pana. Chwilę później usłyszeli trzaśnięcie furtki.
– Jindolu, jak myślisz? Chyba będziemy musieli pozbyć się naszych bezcennych wspomnień, bo nic na nich nie zarobimy.
Widząc smutne oczy swojego pana, Jindol polizał jego pomarszczoną dłoń.
Przed pójściem spać Stary Jang zawsze sprawdzał, czy zażył wszystkie suplementy. Wytrząsnął więc na dłoń kapsułki: omega-3, biotynę, wapń, magnez i multiwitaminę i połknął je za jednym zamachem. Potem, by zyskać pewność, że Jindol znowu nie zostanie uwięziony, zablokował uchylone drzwi, ale najpierw przyniósł z dworu koc i rozłożył go na podłodze w salonie. Nie był już wilgotny, ale niezależnie od tego, jak go układał czy odwracał, czuł woń moczu.
– Sprzedawca w supermarkecie zarzekał się, że to najsilniejszy płyn do płukania, ale ten zapach…
Stary Jang przewrócił się na bok i uruchomił YouTube’a na smartfonie. Przewijał różne kanały, które zasubskrybował, głównie te związane z polityką i ogrodnictwem.
– Och! Przecież obiecałem pani Hong, że do niej napiszę.
Prawie o tym zapomniał. Sporządził więc szybko listę sześciu suplementów i wysłał ją pani Hong.
W ciągu pięćdziesięciu lat prowadzenia apteki Stary Jang ani razu nie zamknął jej bez uprzedzenia lub wyraźnego powodu. Żona nie pochwalała tego sztywnego harmonogramu, ale jednocześnie podziwiała jego silne poczucie odpowiedzialności i oddanie pracy, ponieważ apteka każdego dnia działała jeszcze długo po zamknięciu przychodni. Jedynego wolnego dnia w tygodniu wybierał się z żoną na targ kwiatowy w Goyang City, gdzie kupowali nasiona i rośliny doniczkowe. Wiele lat później krzewy jujuby, które razem zasadzili, przerosły otaczający ogród mur. Owe krzewy i rośliny w doniczkach były dla Starego Janga wystarczającym powodem, by nigdy nie zamienić domu w sklep ani w inną formę działalności gospodarczej.
Tej nocy nie mógł zasnąć z powodu smrodu. Potem przypomniał sobie, że pralnia samoobsługowa jest otwarta przez całą dobę, wstał więc i z niemałym trudem upchnął zwinięty koc do dużej plastikowej torby, której używał do przyrządzania kimchi. Wziął Jindola na smycz i razem pomaszerowali do pralni.
Była już jedenasta w nocy, ale dzielnica była o wiele bardziej zatłoczona niż w ciągu dnia. Stary Jang przyglądał się z zazdrością młodym ludziom, którzy siedzieli na trawie i popijali piwo z puszek. Ostatnio zaczął doceniać niewybredny dowcip, że picie to aktywność stanowiąca wyzwanie fizyczne, ponieważ sam był w stanie wypić ledwo dwie małe szklaneczki cheongju7. Jindol szedł kilka kroków przed nim.
W mig znaleźli się przed pralnią. Stary Jang miał już przywiązać psa do słupa, gdzie mógłby go widzieć przez okno, ale wtedy zauważył tabliczkę: ZWIERZĘTA MILE WIDZIANE. Weszli więc razem do środka. Stary Jang postępował zgodnie z instrukcjami wypisanymi na tablicy. Były wyraźne i wydrukowane dużą czcionką, która nadzwyczaj ułatwiała czytanie starszym klientom, takim jak on.
Włożył koc do pralki, a kiedy maszyna ruszyła, umieścił w suszarce dwie saszetki zapachowe z logo pralni. Potem podszedł do stojącego przy ścianie małego regału z książkami. Miał nadzieję znaleźć jakąś lekturę, żeby zabić czas, ale żaden z tytułów nie przypadł mu do gustu. Usiadł więc przy stoliku i wyjrzał przez okno. Nawet o północy park tętnił życiem.
– To wszystko stanie się kiedyś naszym wspomnieniem. Nie sądzisz, Jindolu? Nieważne, jak jesteś bogaty, nie zdołasz cofnąć czasu. Nawet miliarder jest młody tylko raz.
Pies pomachał ogonem.
– Gdybyś tylko potrafił mówić!
Spojrzenie Starego Janga spoczęło na oliwkowozielonym dzienniku leżącym na stole. Czy ktoś zostawił go tutaj przypadkowo? Już miał odłożyć go na półkę z książkami, gdy dostrzegł, jak bardzo jest sfatygowany. Zaciekawiony zaczął przerzucać kartki.
Na pierwszej stronie widniała w rogu starannie wykaligrafowana sentencja:
Ku światu, w którym możemy spokojnie spać.
Litery były odciśnięte na papierze, jakby ktoś bardzo mocno przyciskał długopis. Zeszyt nie wyglądał jak zwykły dziennik. Na następnej stronie data w kalendarzu była zaznaczona czerwoną gwiazdką.
Dwudziesty piąty listopada. Może to urodziny właściciela dziennika, zastanawiał się Stary Jang.
Na kolejnej stronie zapisano trzy słowa, które zapełniały połowę miejsca.
Poniżej znajdował się diagram z symbolami, których Stary Jang ani trochę nie rozumiał: strefa 1-1, strefa 1-2, strefa 1-3. Przerzucił jeszcze kilka stron, aż natrafił na portret mężczyzny pospiesznie narysowany ołówkiem. Wąskie oczy, jasne, krzaczaste brwi, nos z wysokim grzbietem i cienkie, lekko wykrzywione wargi.
Gdzie widział tego człowieka? Zawodna pamięć nie dawała mu spokoju. Przez chwilę wpatrywał się w portret mężczyzny, a potem przerzucił kilka kartek, żeby poszukać jakiejś wskazówki, ale niczego nie znalazł. Może to autoportret? Stary Jang jeszcze raz pogrzebał w pamięci, lecz wspomnienia i tym razem były nieuchwytne.
Postanowił przejrzeć dziennik do końca. W przeciwieństwie do pierwszych kart zapisanych tą samą ręką, resztę stron zapełniały wiadomości sporządzone różnymi charakterami pisma. Od ledwo czytelnych bazgrołów z narzekaniami na nudę oczekiwania na koniec prania, po pytania o dobrą restaurację, w której w Yeonnam-dong można samotnie zjeść posiłek. Zobaczył nawet prośbę o radę:
Mam w weekend randkę w ciemno. Jak powinnam się ubrać?
Pod spodem widniały różne propozycje. Stary Jang zastanawiał się, kto zostawił tu ten dziennik. Może właściciel pralni, a może po prostu ktoś go zgubił? Tak czy owak, z czasem dziennik zmienił się we wspólną przestrzeń dla klientów, którzy zapisywali w nim swoje myśli i zmartwienia.
Nie chcę już dłużej żyć. Dlaczego życie jest takie trudne?
Starego Janga zainteresował ten wpis. Nikt go nie skomentował. Może ludzie nie chcą się wtrącać w cudze sprawy? Albo nie interesuje ich życie innych? Zastanawiał się nad tym przez chwilę, a potem sięgnął po leżący na stole długopis i zaczął pisać, wkładając całe serce w każde słowo.
W glebie żyją bakterie, które mają właściwości przeciwdepresyjne. Wiem, że w dzisiejszych czasach młodzi ludzie nie znoszą, gdy starsi mówią: „Za moich czasów…”, ale kiedyś ludzie naprawdę kopali w ziemi i uprawiali ją. Myślę, że przebywanie na świeżym powietrzu i grzebanie w ziemi pomagają radzić sobie z depresją. Jeśli nie masz nic przeciwko mojej nieproszonej propozycji, chciałbym ci polecić uprawę roślin doniczkowych. Dotknij gleby, pozwól, by ogrzały ją promienie słońca, podlej ją. Robiąc to, rozkoszuj się świeżym powietrzem. Czasem myślę, że to może rośliny opiekują się mną, ponieważ w ogrodzie czuję się o wiele szczęśliwszy.
Stary Jang odłożył długopis i przeczytał swój starannie sporządzony wpis. Tymczasem suszarka, do której przełożył koc, również zakończyła swój cykl.
Mam nadzieję, że to pomoże.
Stary Jang wyjął koc i powąchał go. Ani śladu po przykrej woni moczu ani po słabym zapachu starego człowieka, który czasem wyczuwał na swoich ubraniach. Wygląda na to, że będę tutaj często zaglądać, pomyślał. Wpakował koc z powrotem do torby i sięgnął po smycz Jindola.
W małym sklepiku obok pralni zatrzymał się przed lodówką, żeby wybrać jakiś napój. Poza pozostawieniem odpowiedzi chciał zrobić coś jeszcze dla osoby, która napisała tę rozpaczliwą wiadomość, może podarować jej coś pożywnego. Zdecydował się na napój witaminowy i sięgnął po największą butelkę.
Wrócił do pralni i kiedy stawiał butelkę obok dziennika, do środka weszła kobieta sporo po trzydziestce. Było już po północy. Pierwszą rzeczą, jaką zauważył, były jej podkrążone oczy. Potem zerknął w dół na różową piżamę w truskawki, która wystawała z kosza na pranie. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, kobieta podskoczyła ze strachu. Staremu Jangowi wpadła do głowy pewna myśl. Może to właśnie ona napisała tę dramatyczną wiadomość?
W aptece od czasu do czasu miał styczność z osobami, które chorowały na depresję. Żaliły się, że przez cały czas wali im serce i często czują lęk. Prosiły, by polecił im jakieś środki, które uśmierzą lęki i poprawią nastrój. Stary Jang mógł im zaoferować ziołowy preparat na bazie dziurawca łagodzący objawy depresji, lecz nie był skory do wydawania leków, bo jego zdaniem nie były najlepszym rozwiązaniem. Zamiast nich zalecał włączenie do diety małży, które mają dobroczynny wpływ na tarczycę, a także miodu, który pomaga regulować nastrój. Prosił takie osoby, żeby przyszły ponownie, jeśli nie zauważą poprawy, a wtedy zaordynuje im lek. A potem z uśmiechem wręczał im darmowy napój witaminowy.
Stary Jang obawiał się, że jeśli zachowa się niezbyt delikatnie, ta kobieta – jeżeli rzeczywiście jest autorką wiadomości – już nic więcej nie napisze w dzienniku. Na wszelki wypadek pociągnął Jindola i szybko opuścili pralnię. Gdy znaleźli się na zewnątrz, jego myśli nadal krążyły wokół nieznajomej. Miał nadzieję, że kobieta przeczytała jego wiadomość. Odniósł wrażenie, że zdawała sobie sprawę z jego obecności, bo gdy uruchomiła pralkę, ostrożnie wyjrzała przez okno.
– Mamusiu, posiusiałam się…
Nahee stała przy łóżku i szturchała mamę, żeby ją obudzić. Głębokie zmarszczki pobruździły czoło Miry, jakby ktoś przeciągnął jej po skórze trójzębem. Kiedy nie zareagowała, Nahee przeszła na drugą stronę łóżka, żeby obudzić tatę.
– Mira-ya8, Jung Miro9. Nahee zmoczyła łóżko. – W głosie Woochula zabrzmiała irytacja.
Mira wydała nieartykułowany dźwięk.
Mężczyzna potrząsnął ramieniem żony, która z jękiem podniosła się do pozycji siedzącej. Nahee stała nieśmiało przy łóżku.
– Nasiusiałaś? – Głos Miry był ochrypły od snu.
– Przepraszam, mamusiu. Myślałam, że jestem w łazience. Chyba mi się śniło. Prześcieradło jest całe mokre.
– W porządku, kochanie. Chodźmy do łazienki – powiedziała Mira, biorąc córeczkę na ręce.
Dziewczynka ostatnio często moczyła się w nocy i za każdym razem budziła matkę. W przyszłym roku miała pójść do szkoły podstawowej, więc Mira martwiła się tym, że córce nadal przytrafiają się takie wypadki. W maleńkiej łazience nie było wanny, rzuciła więc brudną pościel na płytki i spłukała ją prysznicem.
Z jej ust wyrwało się ciężkie westchnienie. Nahee spojrzała na nią pokornie.
– Mamusiu, przepraszam…
– Nie martw się, skarbie. Mamusia jest tylko trochę śpiąca.
Niemal conocne pobudki były bardzo męczące. Mira zastanawiała się, czy nie zacząć znów zakładać Nahee pieluszki, ale obawiała się, że to tylko pogorszy sprawę. Pomogła jej zmienić majteczki i włożyć piżamkę w truskawki. Potem zaczęła czytać córce bajkę na dobranoc, ale mała natychmiast zasnęła. Mira patrzyła przez chwilę, jak klatka piersiowa dziewczynki równomiernie unosi się i opada, a potem zmęczonym gestem przesunęła dłonią po jej policzku. W końcu powędrowała do sypialni i wyczerpana padła na łóżko.
– Powinnaś coś z tym zrobić. Jeśli tak dalej pójdzie, będziesz jeszcze bardziej zmęczona. I tak już cały czas narzekasz – powiedział Woochul następnego ranka, gdy przywdziewał swój służbowy uniform konserwatora instalacji grzewczych i bojlerów.
– Nie dlatego jestem zmęczona. Dlaczego ty choć raz nie wstaniesz do małej, nie posprzątasz i nie położysz jej spać? Dlaczego to zawsze muszę być ja?
– Dlatego że Nahee chce tylko do mamusi. A ja pracuję od świtu.
– A jak było, kiedy ja również pracowałam? Pomagałeś mi wtedy? Lepiej wymyśl jakąś bardziej wiarygodną wymówkę. Albo przynajmniej bądź uczciwy. Przyznaj, że po prostu ci się nie chce! – wybuchnęła Mira.
Kiedy urodziła się Nahee, nie byli w stanie związać końca z końcem bez drugiego dochodu, wysłali więc córkę do żłobka, żeby nie rezygnować z pracy. Przed ślubem Mira pracowała przez kilka lat w sklepie wolnocłowym na obrzeżach Hongdae, gdzie sprzedawała kosmetyki chińskim turystom. Gdy wróciła z urlopu macierzyńskiego, dotarło do niej, jak bardzo wzrosły koszty życia. Wynajęcie niani na pełen etat kosztowałoby milion osiemset tysięcy wonów na tydzień, o wiele więcej, niż wynosiło jej miesięczne wynagrodzenie, więc kontynuowanie pracy zawodowej mijało się z celem. Ostatecznie podjęli decyzję, że Mira na razie zostanie w domu i będzie się opiekować Nahee, a przez ten czas spróbują żyć ze skromnych dochodów Woochula.
Usłyszeli, że w sąsiednim pokoju Nahee zaczyna się wiercić.
– Zachowujesz się zbyt głośno – syknął Woochul. – Wybacz, moja droga, ale ja muszę ciężko pracować, żebyśmy mieli co włożyć do garnka!
Patrząc na przygarbione plecy męża, Mira poczuła ukłucie żalu i wyrzuty sumienia z powodu swojego wybuchu. Powinnam się była powstrzymać, pomyślała, przygotowując śniadanie dla córki. Słodki aromat chińskiej zupy z jajkiem i mocno przyprawioną cukinią rozniósł się po pokoju i obudził dziewczynkę.
– Mamusiu! Jak pysznie pachnie!
– Tak, to twoja ulubiona zupa. Idź się umyć. Nasza Nahee potrafi sama umyć ząbki, prawda?
– Tak! Nahee ma już prawie sześć lat!
Dziewczynka była dzisiaj w radosnym nastroju. To dobrze. Łatwiej będzie wyprawić ją do przedszkola.
Mira machała do chwili, gdy żółty autobus zniknął w oddali, a potem poczłapała wąskimi uliczkami w stronę domu. Mieszkali w dwupokojowym, niskim mieszkaniu na obrzeżach Yeonnam-dong, w pewnej odległości od słynnego Yeontral Parku. Był to stary budynek z przesuwnymi oknami wychodzącymi na zabudowaną werandę, która służyła jako prowizoryczny magazyn, więc zawsze pozostawały zamknięte. Ponieważ weranda nie znajdowała się od strony południowej, słońce świeciło na nią tylko do jedenastej.
Mira włożyła mokre prześcieradło oraz inne brudne rzeczy do bębna, wlała sporą ilość detergentu i uruchomiła pralkę. Gdy sprzątała kuchnię, usłyszała rytmiczny łoskot i niewyraźny cichy jęk. Poczerwieniała na twarzy. Zachichotała, zastanawiając się, kto uprawia rano taką namiętną miłość. Skończyła zmywać naczynia, a jęki nadal nie ustawały. A rytm był zadziwiająco jednolity. A może to…? Popędziła do pomieszczenia gospodarczego i znalazła źródło tajemniczych dźwięków. Winowajczynią była pralka!
Wprowadzili się tutaj cztery lata temu. Mira chciała wziąć pożyczkę – innymi słowy, zaprzedać duszę bankowi – na mieszkanie w budynku wielopiętrowym. Jej wniosek został jednak odrzucony, gdyż nie miała żadnych dochodów. Ponieważ zależało im na czasie, nie mieli innego wyboru, jak szybko znaleźć coś tańszego i w ten sposób skończyli w obecnym mieszkaniu. Właścicielka twierdziła, że lokal jest w pełni umeblowany oraz wyposażony w całkiem nową pralkę i klimatyzację. Mira była uradowana i zadowolona, że nie będzie musiała wydawać dodatkowych pieniędzy na sprzęty i meble. Taka inwestycja wydawała się ryzykowna, ponieważ mogłyby nie pasować do nowego mieszkania, jeżeli kiedykolwiek będzie ich na nie stać. W każdym razie ich budżet był tak niewielki, że nie mogli sobie pozwolić na wybrzydzanie.
Kiedy się wprowadzili, Mira zaczęła wątpić w zapewnienia właścicielki na temat nowych sprzętów. Psuły się tak często, iż zaczęła podejrzewać, że gospodyni nabyła je za bezcen na rynku wtórnym. Woochul próbował naprawić pralkę, ale to chyba tylko pogorszyło sytuację, sądząc po tych nieprzyzwoitych odgłosach!
Ding-dong!
Ktoś zadzwonił do drzwi. Mira odebrała domofon. To była sąsiadka z dołu, która pracowała zdalnie i dźwięki z mieszkania Miry utrudniały jej telekonferencję.
Mira była zawstydzona.
– Przepraszam. Proszę mi wierzyć, że nie robimy nic złego. To nasza pralka…
Odwiesiła słuchawkę domofonu i poszła wyłączyć urządzenie.
– Nie kochamy się już od sześciu miesięcy – mruknęła i z całej siły kopnęła pralkę.
Wirowanie jeszcze się nie zakończyło, tak że musiała wyżąć mokre prześcieradło rękami. Wielkie krople spływały na popękane niebieskie kafelki. Ból w nadgarstkach sprawił, że coraz trudniej było jej wyciskać wodę, przez co była jeszcze bardziej sfrustrowana. Rozzłoszczona zadzwoniła do agenta nieruchomości.
– Witam. Jestem lokatorką mieszkania na trzecim piętrze w Wonjin Villa. Moja pralka znowu się zepsuła, a przeczytałam w Internecie, że jeśli lokator przy podpisywaniu umowy o dzierżawę wpłacił kaucję za sprzęt, wówczas za jego naprawę odpowiedzialny jest właściciel.
Emocje Miry nieco opadły i mówiła spokojnie, ale agent jej przerwał.
– Rozumiem, proszę pani. Właśnie miałem do pani dzwonić.
Agent zazwyczaj był w radosnym nastroju, więc jego przytłumiony głos i ostrożne słowa dały jej do myślenia. Instynktownie wiedziała, że nie spodoba jej się to, co za chwilę usłyszy.
– Właścicielka poinformowała mnie, że planuje podniesienie kwoty kaucji, kiedy tylko bieżąca umowa dobiegnie końca. Jestem przekonany, że wie pani, jak bardzo rosną ceny domów w obecnych czasach, prawda? Nie mówiąc o tym, że podpisała pani umowę na względnie niewielką kwotę.
– Minęły już dwa lata od ostatniego przedłużenia umowy? Czas tak szybko płynie, zupełnie zapomniałam, że zbliża się termin. Mogę się dowiedzieć, ile…
– Pięćdziesiąt milionów wonów.
– Pięćdziesiąt?!
Wstrząśnięta Mira aż krzyknęła. Spodziewała się najwyżej trzydziestu milionów.
– Tak. Prawdę mówiąc, wspomniała o siedemdziesięciu i musiałem zadać sobie sporo trudu, żeby ją przekonać do obniżki.
– Pięćdziesiąt milionów wonów to dla nas za dużo. Budynek znajduje się daleko od stacji metra, mieszkanie ma tylko dwa pokoje. Mógłby pan z nią porozmawiać w naszym imieniu?
– Zobaczę, co się da zrobić, kiedy zadzwonię do niej w sprawie pralki.
– Nie! Jakoś sobie poradzimy. Proszę porozmawiać tylko o przedłużeniu umowy. Bardzo proszę. Nie możemy się przeprowadzać co kilka lat. Trzeba przecież zapłacić prowizję agentowi i opłacić ludzi od przeprowadzek. Moja córka przyzwyczaiła się już do miejscowego przedszkola, a w przyszłym roku musimy zapisać ją do szkoły. Będę niezmiernie wdzięczna za pomoc. Mógłby pan przekazać mi informację dziś wieczorem?
Mira jeszcze raz poprosiła agenta, by porozmawiał z właścicielką, a potem się rozłączyła i ciężko westchnęła do słuchawki. Jej serce waliło jak młot. Woochul nie odbierał telefonu. Może był zajęty pracą. Na razie zajęła się więc wykręcaniem prania i rozwieszaniem go na suszarce.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Rasa psa w typie szpica wyhodowana prawdopodobnie w średniowiecznej Korei, aczkolwiek według niektórych teorii jej przodkowie pochodzą z Chin lub Mongolii. Wszystkie przypisy pochodzą od tłumaczki. [wróć]
Odpowiednik polskiego „mój Boże”. [wróć]
Szybko rozwijająca się dzielnica Seulu. [wróć]
Dzielnica Seulu skupiona wokół Uniwersytetu Hongik, znana ze sztuki miejskiej, lokalnej sceny muzycznej, klubów i street foodu. [wróć]
Koreański Nowy Rok. [wróć]
Koreańskie przysłowie, które mówi, że jeśli próbujesz naśladować kogoś lepszego od siebie, możesz ściągnąć na siebie kłopoty. W społeczeństwie koreańskim „raniuszek” symbolizuje ludzi z niższej klasy społecznej lub młode pokolenie, „bocian” to odniesienie do klasy wyższej lub starszej generacji. [wróć]
Koreański alkohol ryżowy, odpowiednik japońskiej sake. [wróć]
Końcówkę -ya dodaje się w języku nieformalnym do imion bliskich osób (szczególnie młodych). [wróć]
W kulturze koreańskiej najpierw pisze się nazwisko, a potem imię. [wróć]
Tytuł oryginału
(Bubbling Yeonnam-Dong Laundry)
Copyright © 2023 Jiyun Kim
English Language Translation Copyright © Shanna Tan
First published in KOREA by Sam & Parkers Co., Ltd., 2023
All rights reserved including the rights of reproduction in whole or in part in any form.
Published by arrangement with Eric Yang Agency c/o Randle Editorial & Literary Consultancy
Copyright © for the Polish e-book edition by REBIS Publishing House Ltd., Poznań 2024
Informacja o zabezpieczeniach
W celu ochrony autorskich praw majątkowych przed prawnie niedozwolonym utrwalaniem, zwielokrotnianiem i rozpowszechnianiem każdy egzemplarz książki został cyfrowo zabezpieczony. Usuwanie lub zmiana zabezpieczeń stanowi naruszenie prawa.
Redaktor: Elżbieta Bandel
Projekt i opracowanie graficzne okładki: Michał Pawłowski
Ilustracja na okładce: Ewa Skrzypiec
Wydanie I e-book (opracowane na podstawie wydania książkowego: Sekrety pralni w Yeonnam-dong, wyd. I, Poznań 2025)
ISBN 978-83-8338-995-0
WYDAWCA
Dom Wydawniczy REBIS Sp. z o.o.
ul. Żmigrodzka 41/49, 60-171 Poznań, Polska
tel. +48 61 867 47 08, +48 61 867 81 40
e-mail: [email protected]
www.rebis.com.pl
Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w systemie Zecer