Scarlett - Magdalena Dziedzic - ebook

Scarlett ebook

Magdalena Dziedzic

0,0

Opis

Millenia to na pozór sielska kraina. Jednak polityka władcy oraz zazdrość jego syna o koronę burzą spokój jej mieszkańców. Jak zakończy się ten konflikt? Czy wszyscy zaznają spokoju?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 523

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Magdalena Dziedzic

Scarlett

© Magdalena Dziedzic, 2017

Millenia to na pozór sielska kraina. Jednak polityka władcy oraz zazdrość jego syna o koronę burzą spokój jej mieszkańców. Jak zakończy się ten konflikt? Czy wszyscy zaznają spokoju?

ISBN 978-83-8126-032-9

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Wstęp

Jeżeli w pewien piękny, bezchmurny poranek spojrzysz w niebo i bardzo długo i dokładnie będziesz się w nie wpatrywał, być może dostąpisz zaszczytu ujrzenia świateł latarni Milleni. Nie jest to rzecz spotykana na co dzień, ponieważ my, ludzie nie mamy czasu na zajmowanie się takimi głupotami. A przynajmniej tak mówimy. Jeśli jednak masz czasu pod dostatkiem i uważasz siebie za najbardziej ciekawską osobę na świecie, połóż się w taki wyjątkowy dzień na trawie i wpatruj się w niebo nad Tobą. Być może dzięki temu dołączysz do grona tej garstki osób, która miała okazję ujrzeć choćby jeden blask latarni, oświetlające nocą ulice Milleni.

A czymże jest Millenia? To cudowne miejsce, zamieszkane od setek tysięcy lat przez istoty, nazywane Milleńczykami. Zatem kim oni są? Gdybyś przypadkiem spotkał jednego z nich na ulicy, nie zorientowałbyś się, że oto właśnie obok Ciebie przeszedł Milleńczyk. Wyglądają jak my, zachowują się jak my, nie są żadnymi dziwnymi kreaturami. Jednak coś nas musi różnić. Milleńczycy przez fanatyków mogliby zostać nazwani,,nadludźmi”. Dlaczego? Otóż Milleńczycy posiadają zdolności, których my, ludzie nigdy nie będziemy w stanie posiąść. Jakie one są? Och, dość prozaiczne; nadludzka siła, super inteligencja, a czasem nawet coś, co ludzie nazywają magią, czyli zdolności do multiplikacji, stwarzania iluzji lub zawładnięciem czyimś umysłem. Co prawda takie rzeczy zdarzają się znacznej mniejszości Milleńczykom. Istoty proste, jak są potocznie nazywane, posiadają po prostu nad wyraz rozwiniętą jedną umiejętność. Z czasem dzięki temu stają się wyjątkowi.

My, ludzie już nie raz próbowaliśmy odnaleźć tzw. istoty pozaziemskie, jednak gdy to się jak do tej pory nie udało, niektórzy z nas postanowili przenieść je na,,duży ekran”. Stąd wszystkie te filmy science-fiction czy fantasy bijące rekordy popularności- to po prostu próba udowodnienia, iż nie jesteśmy sami we wszechświecie. Gdyby tylko któryś z nas zechciał poświęcić kilka chwil i spojrzeć w górę…

Lecz czymże jest ta Millenia? Otóż jeżeli przypomnisz sobie obrazy z podręczników przedstawiające starożytny Rzym lub Grecję, to tak mniej więcej przedstawia się Millenia. Władcy nią panujący przez setek tysięcy lat nie odważyli się zmieniać zabudowań miasta, jedynie co po niektórym artystom pozwalano na wybudowanie bardziej awangardowych budowli. Dzięki temu na Rynku Głównym po dziś dzień stoi okazała gotycka świątynia, w której oddawana jest cześć różnym bóstwom. Ponieważ, pomimo ich zdolności, Milleńczyków nie można nazwać bogami. Ponadto prócz tradycyjnych domów, często przypominających parodię brył geometrycznych, można by wyróżnić solidniejsze kamienice, w których zamieszkują bogatsi. Jednak sposób poruszania się po mieście nie zmienił się dotychczas; wciąż używa się powozów ciągniętych przez konie, np. wyniszczonych rydwanów, a droga wyłożona jest kocimi łbami, lecz kanalizacja, o dziwo, stoi na wysokim poziomie.

Millenię najbardziej wyróżnia zamek królewski stojący pośrodku miasta. Jest to drugi zamek, w ciągu całej historii monarchii. Został on wzniesiony z rozkazu króla Vasiliasa Toma. Zatem rodzina królewska opuściła mury starożytnego zamku wzniesionego na wzgórzu za miastem i przeprowadziła się do okazałego pałacu.

Pałac Regium ma kształt stożka, tylko z kulistym dachem. Do połowy jest wyłożony złotymi blachami, a od połowy w górę jest szklany. Każde okno w kształcie rombu podzielone jest przez również pozłacane, metolowe obramowanie. Oczywiście od środka można zasłonić okno okiennicą, jeżeli ktoś sobie tego życzy. Pałac mieni się w słońcu, dzięki czemu, jeśli spojrzeć na niebo w nocy, można zobaczyć jego blask wielkiej latarni. Jest najbardziej upragnionym miejscem w Milleni, lecz nie każdy może tam wejść. A już tym bardziej mieszkać. Kto zatem zamieszkuje komnaty zamku królewskiego?

Dynastia Tomów trwa nieprzerwanie od dwustu tysięcy lat. Jest drugą monarchią Milleni, a pierwszą która zmieniła ustrój państwa na monarchię konstytucyjną i automatycznie wprowadziła konstytucję.

Królem Milleni jest Izyros Tom, a u jego boku zawsze można ujrzeć przepiękną Mitis- monarchinię. Dziedziców tronu jest aż czterech.,,Aż” ponieważ zazwyczaj były to dwie lub trzy osoby. Być może więcej, lecz nawet jeśli, pozbyto się ich. Jednak ta para królewska kochała swoje potomstwo, choć posiadanie czwórki dzieci prawie zawsze doprowadza do konfliktów na tle władzy. Jednak Izyros i Mitis naiwnie sądzili, że ich dzieci będą sprawiedliwe\, wyrozumiałe i że nigdy nie dojdzie wśród nich do kłótni o to, kto ma być następcą króla.

Pierworodny pary królewskiej nosi imię Enaret. Jest w miarę przystojnym mężczyzną- ma ciemne blond włosy, gładko zaczesane do tyłu, brązowe oczy i przyjemną, delikatną twarz z niezbyt wystającymi kośćmi policzkowymi, aczkolwiek rysy dość ostre; prosty nos, szeroki na końcu, wysokie, szerokie czoło, dolną wargę pełniejszą, ładny uśmiech. Ponadto ma szczupłą budowę ciała, szersze ramiona, a dzięki regularnym ćwiczeniom jest dość wysportowany. Ma ponad 1,80 wzrostu. To mądry, rozsądny, sprawiedliwy trzystu sześćdziesięciolatek, idealny model na przyszłego króla. Posiada większość cech swego ojca, Izyrosa, a jego zdolnością jest pirokineza.

Jednak jest jeszcze jego siostra- Morifia; ma 324 lata, więc nie wiele mniej niż brat. Została wychowana na odważną, niezależną, waleczną kobietę i te cechy w dorosłym życiu są dla niej priorytetowe. Jest wybitną wojowniczką, jedną z niewielu w królestwie. Posiada zdolność kontroli nad naturą, co najczęściej wykorzystuje w walce. Jednak odznacza się nie tylko charakterem, lecz również urodą; Morifia ma długie, czarne włosy, mocno zaznaczone brwi, surowe rysy twarzy, wysokie czoło, wąskie usta, brązowe oczy i pieprzyk nad wargą. Jednakże jej uśmiech jest w stanie skruszyć serce każdego potwora. Morifia nie należy do tzw.,,chucherek”, czy,,wieszaków” — szczupła, aczkolwiek dobrze zbudowana sylwetka są zasługą wielogodzinnych ćwiczeń. Jest trochę niższa od starszego brata- 175 cm wzrostu.

Trzecim w kolejce do tronu jest Fortis- nazywany,,super żołnierzem”. Dlaczego? To proste; Fortis należy do tych wysokich (1,90 m), dobrze zbudowanych blondynów, z niebieskimi oczami. Ma szeroką twarz, często lekki zarost i tak jak siostra wąskie usta. Inteligencją dorównuje rodzeństwu, lecz tak bardzo się tym nie chwali. W zamku uchodzi za podrywacza, więc nigdy nie wiadomo, którą dziewczynę zaprosi na kolację lub proszony obiad. Jako super żołnierz ma zdolności fizyczne dwudziestokrotnie większe od przeciętnego Milleńczyka. Jednak z racji tego, iż ma dopiero 300 lat, starsze rodzeństwo nie zawsze traktują go na poważnie. Lecz jest uznawany za najlepszego żołnierza w kraju- trudno się dziwić.

No i ostatni z licznego rodzeństwa- Scarlett. Cóż o nim można powiedzieć? Przynajmniej jest drugi, jeżeli chodzi o wzrost- 187 cm. I to tyle, jeżeli chodzi o przodowanie w czymkolwiek. Choć on uważa, że w kwestii inteligencji pozostała trójka mu nie dorównuje. Jeśli chodzi o wygląd, tu również nie odstępuje rodzeństwu, aczkolwiek ze względu na jego wiek, czyli 276 lat, nikt nie zwraca na to uwagi. Lecz może warto ją opisać; ma pociągłą twarz, również wysokie czoło, wyraźne kości policzkowe, a gdy zaciska usta w wąską kreskę, powstaje wrażenie, iż łączą się one z kośćmi- aż tak są wyraźne. Do tego ma niebieskie oczy i kasztanowe, lekko falowane włosy do ramion jak Fortis, jednakże budową ciała znacznie się od siebie różnią, ponieważ Scarlett jest całkowitym przeciwieństwem brata- nie jest szpakowaty, ale można go nazwać,,połową Fortisa”.

Scarlett jest piąty w kolejce do tronu i, gdyby marzenia się spełniały, jeśli coś by się wydarzyło, stałby się królem. Odkąd tylko ta myśl zaświtała mu w głowie, zaczął robić wszystko, byleby jak najlepiej przygotować się do ewentualnej roli króla.

W efekcie tego począł obserwować swego ojca podczas czynienia obowiązków najważniejszego mężczyzny w kraju, a potem prosił go o przydzielenie mu jakichkolwiek obowiązków związanych z jego stanowiskiem. Jednak ojciec zawsze odmawiał, tłumacząc się tym, że Scarlett jest za młody, nie zna się na tym, zrobi błąd. Tak więc Scarlett zaczął nienawidzić ojca; co kolację przyglądał się mu i z każdym wieczorem znajdywał w nim coraz więcej wad. A sobie z dnia na dzień przypisywał niezliczone zalety, dzięki którym byłby idealnym królem- nie to, co jego ojciec.

Oblicza

— Szach- odparł Enaret po chwili ciszy.

Scarlett wpatrywał się z napięciem w szachownicę. Wraz z bratem siedział przy jednym ze stolików ustawionych na rozległych polach Milejskich. Delikatny wietrzyk targał włosy chłopaka, o które dziś nie zadbał, nie zaczesał gładko do tyłu, tylko pozwolił im zachowywać się jak chcą, przez co grzywka wchodziła mu do oczu, czego bardzo nie lubił. Nie spodziewał się, aby to akurat dziś zaczęto mu poświęcać należytą uwagę.

Scarlett niepewnie poruszył ręką, by zasłonić koniem króla. Na ten ruch Enaret nie mógł powstrzymać uśmiechu; zbił swym gońcem królówkę brata. Scarlett właśnie stracił najwszechstronniejszego pionka. Westchnął ciężko, skapitulował. Do końca partii starał się bronić króla, lecz z marnym skutkiem. Po kilku minutach Enaret mógł pochwalić się kolejnym zwycięstwem nad bratem.

— Szach mat- oznajmił zwycięsko, po czym naprężył się w fotelu.

Najmłodszy z Tomów delikatnie pchnął swego króla.

— Racja- odparł cicho, po czym oparł brodę na złączonych w pięści dłoniach, nie patrząc na starszego brata.

— Nie martw się- Enaret uśmiechnął się do niego, wracając do poprzedniej pozycji- Na razie jesteś na etapie samodoskonalenia, lecz gdy już zakończysz ten żmudny proces, nikt nie będzie tobie równy, bracie.

— Myślisz? — odparł Scarlett z nutą kpiny w głosie, unosząc lekko jedną brew.

— Oczywiście- Enaret nie chciał lub nie wyczuł tej kpiny; wciąż zachowywał pogodny ton- Mnie ta sztuka zajęła około… — mężczyzna spojrzał w niego, jak gdyby tam miał znaleźć odpowiedź- …trzystu lat, a ty masz dopiero dwieście siedemdziesiąt sześć- jeszcze wiele przed tobą.

— Cudowne perspektywy na przyszłość- Scarlett odchylił się w fotelu i założył ręce na piersi- To jeszcze przez dwadzieścia cztery lata będziemy gnić przy tym stoliku- dodał, przymykając lewe oko na dosłownie kilka milimetrów, co było jedną z jego oznak, niezadowolenia, jeżeli ich oczywiście perfidnie nie uzewnętrzniał.

— Nie marudź- Enaret wstał; już chciał odejść w stronę pałacu, gdy jeszcze na chwilę zatrzymał się przy młodszym bracie- A tak przy okazji…

Scarlett westchnął ciężko.

— Czego znowu chcesz? — spojrzał na brata jak na potencjalną ofiarę.

Enaret przykucnął przy fotelu, oparł brodę na oparciu i patrzył na Scarletta wzrokiem szczeniaczka.

— Wiesz… mam dziś spotkanie z Gianną… — zaczął.

Scarlett prychnął.

— Ta istota ludzka zawróciła ci w głowie, bracie- mężczyzna pokręcił głową.

— Nie nazywaj jej tak- wzburzył się Enaret- To kobieta, taka sama jak nasze. W dodatku Gianna jest Włoszką. Jeśli już musisz, nazywaj ją,,Włoszką”.

— Mniejsza z tym- Scarlett machnął ręką, po czym nachylił się do brata i ściszył głos- Czy ona wie, kim jesteś?

— Nie- odparł bardzo spokojnie Enaret- Powiem jej w stosownym czasie.

— Jak sądzisz, jak ta Włoszka- zaakcentował rzeczownik- zareaguje na to? Pomyśli, że jesteś chory i odeśle cię do szpitala… — mężczyzna zmarszczył brwi w zamyśleniu- …psychiatrycznego. Chyba tak to się nazywa.

— No chyba tak- Enaret dał się zwieść bratu; szybko jednak oprzytomniał; pomachał rękami przed twarzą, jak gdyby chciał wymazać niepożądane obrazy- Ale jeśli Gianna mnie kocha, zostanie ze mną na zawsze.

— Ha! — Scarlett oparł się o oparcie fotela i spojrzał na brata z góry- Tylko że u ciebie wieczność, bracie, to jakieś dziewięćset lat, a u niej, gdy ktoś przeżyje sto razy mniej lat, jest uznawany za człowieka bardzo starego.

— Och, wiem- westchnął Enaret; przyłożył czoło do oparcia fotela- Ale ona jest taka piękna i cudowna…

— Tu również nie brakuje kobiet pięknych i cudownych, które są, powtarzam, są w stanie dożyć twojego wieku- Scarlett spojrzał z ukosa na Enareta- Na pewno podobasz się niejednej dwórce.

— Ale żadna z nich nie jest Gianną- lamentował wciąż najstarszy z Tomów.

Scarlett ponownie westchnął.

— ,,Beznadziejny przypadek” — pomyślał, kręcąc głową.

Po chwili ciszy młodszy z braci znów zabrał głos.

— A właściwie, o co ci od samego początku chodzi? — zapytał niezbyt delikatnie.

To pytanie wyrwało Enareta z zamyślenia.

— Co? A, tak… -mężczyzna odchrząknął- Mógłbyś na kolacji powiedzieć, że znów źle się czuję i trzymać rodziców z dala od mej komnaty?

— O dobra Kalos- Scarlett przewrócił oczami- Znowu? — spojrzał na brata z wyrzutem- Ostatnim razem było to niezwykle trudne.

— Ja wiem- Enaret wyciągnął przed siebie dłonie, jak gdyby chcąc zatrzymać brata, który jednak nie ruszył się ani o milimetr- Wiem, że powinienem powiedzieć rodzicom. Jednak wiesz, że oni chcą mnie wyswatać z Ilithią. To poważna sprawa.

— Jakie ty masz problemy matrymonialne- Scarlett pokręcił głową z udawanym podziwem- Doprawdy, nikt w królestwie nie cierpi większych katuszy z powodu swych problemów jak ty. Nim jeszcze zostaniesz królem wybudują ci pomnik, braciszku.

— Ha, ha, ha- Enaret sposępniał przez docinki brata- Sam sobie poradzę- wstał i zaczął iść w stronę pałacu- A gdy będziesz mnie potrzebował- nie licz na to.

— ,,Tak by było najlepiej- myślał Scarlett- I choć znam jego przemiłe serduszko, to znam również jego pamiętliwość. Nie mam wyjścia.”

Mężczyzna westchnął.

— Zgoda- powiedział na tyle głośno, aby Enaret, który za daleko nie odszedł, go usłyszał.

Scarlett nie był w stanie zobaczyć, lecz doskonale wyobraził sobie, jak Enaret uśmiecha się szeroko.

— Jestem twoim dłużnikiem- powiedział przymilnie; Scarlett usłyszał oddalające się po trawniku kroki.

— ,,Jak ja mam wytrzymać z kimś, kto zajmuje się takimi trywialnymi rzeczami jak kobiety z Ziemi? — myślał, kręcąc głową- Gdybym był królem, postawiłbym straż przy wszystkich, nawet najmniej znanych przejściach i skończyłyby się te wycieczki na Ziemię. Lecz ojciec, miast pomyśleć, zostawia jednego gwardzistę i to tylko przy czterech głównych portalach. Jak można być takim ignorantem?”.

Wtem podszedł do niego Archigos- główny gwardzista- i oznajmił, iż król Izyros go wzywa.

— ,,Już mnie wyczaił” — ubolewał w duchu Scarlett, lecz poszedł.

Trzeba wiedzieć, iż król Tom ma zdolność do widzenia czyjejś duszy, a może bardziej intencji, dlatego zawsze zawierał intratne umowy lub sojusze.

Scarlett szedł niezadowolony przez długą Salę Główną, powłóczając peleryną, której wprost nie cierpiał.

Na Tronie siedział Król Ojciec- Izyros Tom. Prezentował się dumnie w białej szacie; długie, siwe, a kiedyś czarne, włosy spływały mu na ramiona i po klatce piersiowej, wypiętej dumnie jak na króla przystało. W wieku sześciuset dziewięćdziesięciu sześciu lat król wydaje się znacznie młodszy. Choć twarz nosi znamiona lat, mężczyzna wciąż przypomina młodego chłopaka sprzed czterystu lat- ma gładkie rysy, szersze usta i niezbyt szerokie czoło oraz brązowe oczy. Nie odznacza się muskularnością, ponieważ nigdy o nią nie dbał, lecz intelektem; jest uznawany za najmądrzejszego w królestwie, a do tego najwyższego z rodziny- ponad 1,90 m.

Gdy tylko Scarlett podszedł do ojcowskiego tronu, skłonił się nisko, po czym wyprostował się równie dumnie jak król i założył ręce za siebie.

— Słucham, ojcze- odparł spokojnie, choć w głowie Scarletta szalała burza; nie wiedział, czego ojciec może od niego chcieć i wcale nie chciał tego wiedzieć.

Król Izyros nim odpowiedział, przyjrzał się swemu najmłodszemu synowi; mężczyzna odchrząknął, po czym rzekł:

— Obserwuję cię, synu, już od dłuższego czasu- zaczął.

— I? — Scarlett pochylił się lekko do przodu.

— Nie podoba mi się to, co widzę- król wciąż mówił spokojnie, choć widział, iż najmłodszy syn już się niecierpliwi.

— Aha- Scarlett znów się wyprostował i czekał; zacisnął usta w wąską kreskę.

— Widzę, że twa dusza z dnia na dzień staję się coraz bardziej mroczna- król mówił stanowczo.

Scarlett uśmiechnął się sztucznie i zamrugał dwa razy, co zawsze oznaczało zbliżający się sarkazm.

— Cóż zatem zamierzasz z tym zrobić, Królu Ojcze? Czekam z niecierpliwością na twój kolejny pomysł na okiełznanie krnąbrnego syna- młody mężczyzna mówił pewnie, z nutą rozbawienia w głosie.

Izyros wstał, wysoko unosząc głowę, a jego cień padł na najmłodszego z synów. Scarlett cofnął się.

— Masz słuszność- do tej pory nie udało mi się to- król mówił twardo i ostro.

— Nic takiego nie powiedziałem- przerwał mu bezczelnie Scarlett.

— Milcz! — Izyros podniósł głos; zszedł po schodach prowadzących do Tronu- W ogóle mnie nie szanujesz- wciąż mówił donośnie, przechadzając się po podeście- Bogowie- wyciągnął ręce ku górze- czym sobie zasłużyłem na tak niewdzięcznego potomka?

— Może nim nie jestem? — zasugerował ostrożnie młody Tom.

Król odwrócił się w stronę syna i spojrzał na niego karcąco.

— Kim nie jesteś? — zapytał, raczej po to, by upewnić się, że się nie przesłyszał.

— No potomkiem, dziedzicem, następcą… — Scarlett zaczął spokojnie wymieniać- Może mnie adoptowaliście lub przygarnęliście?

— A po co nam by było czwarte dziecko? — Izyros wzruszył lekceważąco ramionami.

— Ocho ho! — Scarlett z uciechy klasnął w dłonie- Ojcu się język wyostrzył! — zaśmiał się.

Izyros podszedł do syna i spoliczkował go. Scarlettowi natychmiast przestało chcieć się śmiać.

— Im jesteś starszy, tym coraz częściej zaczynasz się zapominać- mówił cicho, grożąc palcem- Na razie nie powiem o niczym matce, lecz jeżeli zauważę, iż twe intencje się nie zmienią… — król odwrócił się na pięcie i podszedł do tronu- A teraz idź i nie pokazuj mi się na oczy do wieczoru.

— Idź do diabła- mruknął Scarlett.

— Słucham? — zapytał Izyros, siadając na tronie.

Scarlett uśmiechnął się jak poprzednio.

— Już idę, panie- skłonił się, po czym odszedł. -,,Jak ja go nienawidzę- myślał- Takich powinno się tępić”.

Scarlett udał się do swej komnaty, gdzie ściągnął tą idiotyczną pelerynę. Chciał zostać sam na sam ze swymi myślami, jednak wtedy ktoś zapukał do jego drzwi.

— Wejść- rozkazał, kładąc się na łóżku, aby pokazać, że ktokolwiek stoi za drzwiami, zostanie zlekceważony.

Do pokoju wszedł Fortis- jak zwykle wesoły i uśmiechnięty.

— Witaj bracie- przywitał się, siadając na łóżku.

— No… — Scarlett odsunął się od starszego brata- Czego chcesz? — zapytał od niechcenia.

— Przyszedłem, by prosić cię o pomoc- Fortis patrzył w podłogę; proszenie o pomoc nie należało do jego ulubionych zajęć.

— O pomoc? — Scarlett zdziwił się-,,Tu jest już za późno na pomoc” — pomyślał; odchrząknął i zapytał na głos- W czymże ja mógłbym ci pomóc?

— Wiesz- Fortis czuł się skrępowany; wstał i zaczął chodzić po pokoju brata, co pomagało mu myśleć- Za tydzień podchodzę do Wielkiego Testu.

— Tego, co to go ojciec wymaga? — zapytał lekceważąco Scarlett, po czym prychnął- I na co ci ja?

— W sprawności nie będzie problemu, jedynie te pytania na temat ustroju państwa… — pokręcił głową- nigdy nie umiałem na nie odpowiedzieć.

— O… — westchnął młodszy z braci, niby to ze współczuciem- I mam cię ich nauczyć?

Fortis odwrócił się z radością do Scarletta.

— Gdybyś tylko mógł- odparł.

Scarlett przez chwilę wpatrywał się w niego, rozważając ewentualną pomoc.

— Ale tych Zasad Ustrojowych jest ponad dwieście… — zaczął.

Fortisowi zrzedła mina.

— Odmawiasz mi? — mężczyzna podszedł groźnie do braterskiego łoża.

Scarlett wstał, nie bojąc się Fortisa, ponieważ nie musiał unosić głowy, by na niego spojrzeć.

— Nie zapominaj bracie, że nie mam już stu pięćdziesięciu sześciu lat- mężczyzna mówił cicho- I że mam zdolności równie rozwinięte jak twoje- to mówiąc, siłą umysłu podniósł świecznik ze swego biurka i trzymał go nad głową brata; Fortis nie mógł tego dojrzeć, aczkolwiek domyślił się, co knuje brat.

— Nie nabiorę się na te twoje sztuczki, Scarlett- odparł Fortis ze złością, po czym odwrócił się, chwycił świecznik i rzucił nim o ścianę.

Scarlett otworzył usta, lecz nim przemówił, wpatrywał się przez chwilę w kawałki kruszcu leżącego na ziemi.

— To był mój najlepszy świecznik- mężczyzna odwrócił twarz do brata i uniósł jedną brew.

— To był twój najlepszy świecznik- Fortis poprawił brata, po czym z dumą skierował swe kroki do drzwi- To co- pomożesz mi? — zapytał na odchodne.

— Zastanowię się- odrzekł Scarlett, nie odwracając się, ponieważ wciąż patrzył na podłogę.

Mężczyzna usłyszał trzaśniecie drzwi. Dopiero wtedy odwrócił się i posłał nieobecnemu już bratu ostre spojrzenie.

Pół godziny przed kolacją Morifia chodziła w te i we wte przed pokojem młodszego brata. Miała nadzieję, że to właśnie rozmowa z nim pomoże jej w rozwiązaniu problemu. Jednak nawiedzały ją również wątpliwości. Co chwilę zmieniała zdanie, i gdy właśnie znów stwierdziła, że to jednak nie ma sensu i chciała odejść, drzwi sypialni otworzyły się.

— O! — zdziwił się Scarlett stając w progu- Cóż się stało, moja siostro, że pomyślne wiatry skierowały cię aż tutaj? — zapytał sarkastycznie.

— Taaak… — Morifii nigdy nie podobał się ten ton głosu brata- Przyszłam, aby cię o coś prosić.

Scarlett wziął się pod boki i westchnął.

— No… — odparł tylko tyle.

— Mogę wejść? — zapytała dziewczyna, wskazując za plecy brata.

— Nie- uciął krótko Scarlett; zamknął drzwi za sobą na klucz- Chodźmy tam- pociągnął siostrę w stronę okna.

Rodzeństwo usiadło na dość szerokim i niskim parapecie.

— Słucham- Scarlett usiadł prosto i zrobił minę, jak gdyby był na rozmowie kwalifikacyjnej.

Morifia westchnęła głęboko.

— Chodzi o to, że chcę, byś porozmawiał z naszą matką- zaczęła.

— W jakim celu?

— W celu… przekonania jej… — dziewczyna zaczęła przeciągać każde słowo- że… nadaję się do… bitwy z Thymosanami- ostatnie trzy słowa wypowiedziała bardzo szybko.

Scarlett zaśmiał się cicho.

— Dlaczego to ja mam z nią rozmawiać, a nie ty? — zapytał z kpiącym uśmiechem.

— Ponieważ jesteś jej pupilkiem i ona z chęcią cie wysłucha- odparła Morifia milutko, chcąc się zrewanżować bratu za jego wszechobecny sarkazm.

Scarlett zwęził oczy i spojrzał karcąco na siostrę.

— Być może- wycedził przez zaciśnięte zęby- Lecz cóż będę z tego miał?

Morifia westchnęła; tego pytania obawiała się najbardziej.

— Dostaniesz to, co tylko zechcesz, o ile będę w stanie spełnić warunek- odpowiedziała po chwili przerwy.

Scarlett zastanawiał się przez chwilę.

— Zgoda- odparł, powoli kiwając głową- Co dokładnie mam powiedzieć matce?

Morifia uśmiechnęła się- nareszcie osiągnęła swój cel.

— Zacznij taktycznie- dziewczyna mówiła ze skupieniem- Wspomnij, że widziałeś mnie na treningu jak walczę. Pamiętaj powiedzieć, iż idzie mi tak dobrze jak mężczyzną, a nawet lepiej. Na końcu zagaj, czy ja przypadkiem nie chciałam dołączyć do wyprawy na Thymos. Daj matce chwilę na zastanowienie, zapewnij ją, że nie rozmawiałeś ze mną, to bardzo ważne. W sumie możesz mówić o tym od niechcenia, jakby cie to w ogóle nie interesowało.

— Z tym nie będzie problemu- odparł Scarlett pół żartem pół serio.

Morifia wykrzywiła usta w grymasie i pokręciła głową.

— Jak zwykle wiem, że mogę na ciebie liczyć- dziewczyna wstała.

— Ale wiesz, że wszystko zależy od ojca? — Scarlett spojrzał na nią krzywo.

— Lecz mnie nie chce wysłuchać, a matkę- zawsze- wyjaśniła Morifia, odwracając się na pięcie.

— A ty gdzie? — zaoponował młody mężczyzna- Co z moim warunkiem?

— No tak- Morifia odwróciła się powoli- Słucham- przybrała znudzony ton głosu.

Scarlett odwrócił się w stronę siostry, złożył ręce i skupił na niej swój wzrok.

— Chcę, droga siostro, byś jeszcze przed kolacją porozmawiała z Enaretem i wyciągnęła od niego, którędy wychodzi, by spotkać się z tą swoją Gianną.

Morifia zdziwiła się.

— Na cóż co to wiedzieć? — zapytała.

Scarlett uśmiechnął się przymilnie.

— Tego nie było w umowie- po czym wstał z godnością i oddalił się z uniesioną głową.

Morifia szybkim krokiem udała się do drugiego skrzydła, gdzie mieściła się sypialnia jej jedynego starszego brata. Zastukała szybko dwa razy i raz wolno, co od dzieciństwa było kodem najstarszego rodzeństwa.

Enaret otworzył drzwi z uśmiechem.

— Witaj, Mori- tak nazywał ją pieszczotliwie- Coś się stało?

— Oczywiście- mężczyzna otworzył szerzej drzwi i wpuścił siostrę do środka.

Sypialnia Enareta należała do największych pojedynczych sypialń. Znajdowała się w zachodnim skrzydle, więc teraz młodzi ludzie mogli podziwiać przepiękny zachód słońca.

Większość zdobień w sypialni była pozłacana, a łóżko znajdowało się na specjalnym podeście. Pokój był podzielony kotarą na część sypialnianą i gościnną, gdzie znajdował się okrągły stół i kilka krzeseł z miękkich obić.

Morifia po wejściu do pokoju brata wpatrywała się przez chwilę w zachód słońca.

— O czym chciałaś rozmawiać, Mori? — zapytał Enaret, siadając na szezlongu.

Dziewczyna nie odpowiedziała.

— Mori? — brat spojrzał na nią z ukosa.

Morifia wzięła ze świstem głęboki wdech, po czym wypuściła wolno powietrze.

— Słyszałam, że dziś wieczorem znów spotykasz się z Gianną- zaczęła dziewczyna, odwracając się w stronę brata.

— Od Scarletta? — Enaret uniósł jedną brew z powątpiewaniem

— Nie, nie… — zaparła się Morifia- Taka plotka krąży… Powiedziała mi służąca, która wie to od podkuchennej, która dowiedziała się od stajennego- dodała bardzo szybko- Plotka szybko się roznosi.

— Aha… — Enaret skinął głową z powątpiewaniem- W takim razie muszę ją potwierdzić.

Morifia uśmiechnęła się promiennie.

— Czy to coś poważnego? — zapytała, zniżając głos.

— Cóż… — Enaret wzruszył ramionami, lecz jego szeroki uśmiech zdradzał wszystko- Mam nadzieję, że tak- roześmiał się.

Morifia mu zawtórowała.

— To dobrze, cieszę się- młoda dziewczyna klasnęła w dłoń, podchodząc do brata- Ja chciałabym jednak wiedzieć jedną rzecz.

— Słucham- Enaret wciąż się uśmiechał i wydawał się skłonny powiedzieć wszystko.

— ,,Złapał przynętę” — pomyślała z zadowoleniem Morifia.

— Którędy dostajesz się na Ziemię? — zapytała.

Uśmiech Enareta zbladł.

— A po co ci to wiedzieć? — mężczyzna nie wiedział, czy śmiać się, czy nie.

Morifia wystraszyła się, lecz nie dała tego po sobie poznać.

— No dobrze- westchnęła, opuszczając ramiona- Tak naprawdę przysłał mnie tu Scarlett- odparła.

— A jednak! — Enaret uniósł wysoko brwi i założył ramiona na piersi.

— Powiedział, że ma cię dziś kryć- zaczęła dziewczyna.

— To prawda.

— Lecz słyszał, że podczas naszej kolacji kilku żołnierzy ma zbadać Przejścia Poboczne, w związku z ostatnimi atakami. Któreś z nich mają zamknąć.

Enaret przybrał zmartwioną minę.

— Sądzisz, iż mogliby zamknąć przejście, przez które ja dostaję się do Gianny? — zapytał.

— Niewykluczone.

— To zaiste niedobrze- Enaret zamyślił się na chwilę.

— Jeśli powiesz mi, którędy wychodzisz, postaram się przekonać rodziców, aby nie wysyłali wojska w tamto miejsce- skłamała Morifia.

Enaret przyjrzał się uważnie siostrze. Czy może jej wierzyć? Gdyby nie wspomniała o ich bracie, nie miałby żądnych wątpliwości co do prawdziwości jej słów. Jednak od jakiegoś czasu zaufanie młodego księcia do młodszego brata malało.

Morifia zauważyła wzrok brata. Wiedziała, o jego wątpliwościach, znała go w końcu od tylu lat. Młoda kobieta podeszła do Enareta i odparła cicho:

— Przecież wiesz, że nigdy cię nie oszukałam- to też nie było do końca prawdą.

Enaret skinął głową ze zrozumieniem.

— Przejście znajduje się w jaskini pod Górą Ischys- powiedział, nachylając się ku siostrze.

Morifia zatryumfowała w środku, lecz nie dała po sobie nic poznać; spokojnie podeszła do brata i wyszeptała:

— Możesz być spokojny, bo zrobię wszystko, by nie rozłączono cię z Gianną- uśmiechnęła się delikatnie.

— Dziękuję ci- Enaret skłonił lekko głowę.

Po wyjściu siostry młody mężczyzna z jeszcze większym zadowoleniem zaczął przygotowywać się do spotkania z ukochaną. Ubrał się w codzienny strój książęcy, lecz za pazuchą ukrył mały tobołek z ubraniami Ziemianina. Potem Enaret wymknął się cicho z pałacu, będąc szczególnie ostrożnym na półpiętrach, gdzie nie mógł się schować, gdyby ktoś nakrył go na ucieczce. Inaczej rzecz się miała, jeżeli spotkałby kogoś na zewnątrz- zawsze mógł skłamać, że nie jest głodny i przechadza się po ogrodzie. Kiedyś już zdarzyły mu się obie sytuacje; gwardzista zauważył go na korytarzu i kazał iść do jadalni, zgodnie z rozporządzeniem króla. Lecz gdy inny strażnik spotkał księcia w ogrodzie, uwierzył w jego historię.

Teraz Enaret był już wystarczająco wprawiony, by przemknąć niezauważonym przez pałacowe korytarze i zakamarki ogrodu. Młodemu mężczyźnie było trochę wstyd, iż mając tyle lat musi się ukrywać, jeżeli chce się sprzeciwić rozporządzeniu ojca. Enaret liczył jednak cicho, że starzejący się król przekaże koronę pierworodnemu.

Jego najmłodszy brat pragnął tego samego, jednakże jeszcze mocniej. Dlatego będąc w jadalni usiadł przy Morifii, aby wydobyć z niej zdobyte informacje.

— Wpierw powiedz mi, ku czemu ma ci służyć taka informacja- zapytała dziewczyna z największą powagą, na jaką było ją stać.

— To raczej nie należy do twojego interesu- odparł lekceważąco Scarlett, nie zwracając uwagi na siostrę, tylko na właśnie podane przez służbę bażanty w sosie leśnym- Umowa była taka- przysługa za przysługę. Ty swoją część umowy spełniłaś, ja postaram się jutro rozmówić z matką- mówił, wydawać by się mogło, że z lekka znużonym tonem głosu, nakładając kawałek mięsa i polewając go sosem.

— Ale ty wiesz, w jakim celu masz porozmawiać z matką, a ja nie wiem, po co ci wiedzieć, którędy Enaret dostaje się na Ziemię.

— I niech tak zostanie- Scarlett w końcu spojrzał na Morifię; lecz było to spojrzenie wyzywające i pełne dumy.

Morifia wytrzymała ten świdrujący wzrok dopóty, dopóki do sali nie weszła para królewska- Izyros i Mitis Tomowie.

Wraz z wejściem Mitis Tom cała sala i wszyscy zebrani zostali oczarowani jej wdziękiem; miała 692 lata, lecz wciąż piękną twarz, choć naznaczoną zmarszczkami, które wyrzeźbił czas. Na tejże szerokiej, pogodnej twarzy gościł uśmiech dużych ust, prosty, niezbyt mały nos, błyszczące niebieskie oczy i szerokie czoło. Nie była zbyt niska, ani zbyt wysoka. Największym atutem królowej były ponętne kobiece kształty i długie blond, z odcieniem rudości włosy. Zawsze poruszała się z wdziękiem i gracją, posyłając każdej napotkanej osobie ujmujący uśmiech. Tak zdobywała serca poddanych, którzy darzyli ją bezgraniczną miłością.

Również teraz królowa praktycznie wpłynęła do sali u boku męża, który jak zwykle zachował surowy wyraz twarzy. Para królewska usiadła u szczytu stołu, gdzie natychmiast pojawili się służący z tacami i półmiskami.

Po nałożeniu sobie na talerz owoców morza, królowa Mitis omiotła wzrokiem siedzących przy stole i natychmiast zauważyła, iż brakuje jej najstarszego dziecka.

— Czemuż to znów nie ma z nami Enareta? — zapytała.

Wszyscy milczeli. Rodzeństwo Tomów oraz inni zebrani przy stole jak gdyby bardziej zaciekawili się potrawami, znajdującymi się na ich talerzach i mocniej się nad nimi pochylili.

— Czy zatem mam iść do jego komnaty zaraz po kolacji? Dobrze- wzruszyła ramionami- Tak zrobię.

Scarlett westchnął.

— No właśnie lepiej, żebyś tam nie szła- powiedział niechętnie.

Morifia spojrzała zdziwiona na syna.

— Dlaczego?

— Ponieważ… źle się czuje- Scarlett wymówił każde słowo bardzo powoli.

— Może czegoś potrzebuje? — królowa nie wierzyła w słowa najmłodszego z jej dzieci.

— Nie- uciął krótko Scarlett- Powiedział, iż nikogo nie chce widzieć na oczy, najlepiej jakbyście mu wszyscy dali święty spokój i przestali dręczyć, bo sam da sobie świetnie radę- to zdanie mężczyzna wymówił już bardzo szybko; potem uśmiechnął się, mrugając dwa razy i odparł- Jak dziecko…

— No cóż… — Morifia znała Enareta i nie zdziwiła jej taka odpowiedź- Zatem trudno, niech żałuje- po czym wróciła do konsumpcji.

— ,,A może czasem jestem zbyt opiekuńcza? — myślała- Staram się ich wychować na godnych następców ojcowskiego tronu, lecz im są starsi, tym więcej pyskują. Najgorzej to było ze Scarlettem, pamiętam. Doprowadził na do takiego stopnia wzburzenia, że musieliśmy go wysłać do zamkniętej szkoły, by tam nabrał ogłady. Lecz odnoszę wrażenie, iż tam stał się jeszcze bardziej wyrachowany. Co ja mówię- królowa potrząsnęła nieznacznie głową- Jak mogę myśleć, że mój własny syn jest wyrachowany?”

Kolejne pół godziny minęły ucztującym w milczeniu. Każdy zastanawiał się, co powiedzieć, jak rozpocząć kolejną konwersację, jednak każdy temat wydawał im się nieodpowiedni lub bezsensowny. W końcu głos zabrał król Izyros, któremu jedynemu cisza nie przeszkadzała.

— Chciałbym z wami, moje drogie dzieci, porozmawiać- zaczął- Wielce żałuję, że nie ma z nami Enareta, lecz chciałbym poruszyć tą kwestię dzisiaj.

Wszyscy kulturalnie skupili uwagę na przemawiającym, aczkolwiek nie wszyscy chętnie.

Król odłożył sztućce i złożył ręce, jak przed oficjalnym przemówieniem, po czym kontynuował:

— Jak zapewne wszyscy wiecie jesteśmy najbogatszym krajem z całego Mainu, dlatego zgadzamy się dofinansowywać te najuboższe państwa, a one w zamian eksportują do nas część swoich dóbr naturalnych. Jednak sytuacja w Invidii staje się coraz bardziej napięta. Każdego miesiąca wybucha kolejne powstanie, rebelianci próbują obalić rządy króla Aneparkisa. W takim razie odmówiłem kolejnych dotacji dla Invidii. Jednak dziś rano dostałem oficjalne pismo od króla z prośbą o pomoc naszego wojska. Aneparkis wysłał podobne pisma do reszty państw Mainu i z tego, co wiem, zgodę wyraziły: Kupidia, część Acedanu i Thymos. Teraz wraz z doradcami muszę zdecydować, czy odpowiedzieć twierdząco na prośbę króla Invidii, a może wznowić jedynie dotację. Jednak chcę poznać waszą opinię w tej sprawie. Zauważcie, że zgodę wyraził władca Thymosu, naszego odwiecznego wroga, a finansowo wspomagamy również Epitymię i Lamargię.

Na dziesięć minut zapadła głucha cisza, w trakcie której trójka młodych Tomów kreowała swoją odpowiedź. Pierwszy głos zabrał Fortis.

— Musimy zbrojnie pomóc Invidii- odparł zdecydowanie, uderzając pięścią w stół- Naszym obowiązkiem jest wysłać wojsko, by wspomóc inne państwo.

— Lecz czeka nas również walka z Thymosem- zauważył spokojnie król.

— Przecież oni zgodzili się wysłać swoją armię. Dlaczego nie mielibyśmy również tego zrobić?

— A zdajesz sobie sprawę z liczebności naszego wojska? — tym razem ton głosu króla był lekko drwiący.

— No… więc… — Fortis zaciął się, tracąc pewność siebie.

— Nasza armia liczy sto tysięcy jazdy konnej i dwieście tysięcy piechurów. Do tego pięćdziesiąt tysięcy sił powietrznych i wodnych oraz kilkaset artylerii ciężkiej- wtrącił Scarlett z miną znawcy.

— To dużo! — Fortis prawie się roześmiał.

— Nie, jeżeli armia Thymosu liczy ponad milion i mogą ją podzielić, by starczyło na dwie różne walki- mówił Izyros- Ponadto są lepiej wyszkoleni, a flota, siły powietrzne i artyleria jest o wiele liczebniejsza od naszej.

— Lecz można spróbować- Fortis spoważniał- Wesprzemy Invidię, co pozwoli nam później to wykorzystać, jako kartę przetargową.

— Na przykład w jakiej sytuacji?

Młody książę musiał się przez chwilę zastanowić.

— Moglibyśmy zgodzić się, pod warunkiem, że wcielimy wojsko Invidii w nasze szeregi, co zwiększy liczebność armii.

— Ale nie wydajność- wtrącił Scarlett.

— Dobry pomysł- odrzekł w tym samym momencie Izyros.

Najmłodszy z Tomów spojrzał na swego ojca szeroko otwartymi oczami, lecz ten go zignorował.

— Obiecuję- kontynuował król- że przedyskutuję wraz z doradcami twój pomysł, synu.

— Ale ojcze- Scarlett podniósł się z miejsca.

— Morifio- odparł donośnie władca, ignorując potomka.

Książę powoli opadł na krzesło z niedowierzaniem. Z napięciem spojrzał na swą siostrę, błagając wszystkich bogów, by wszystko co powie spotkało się z dezaprobatą ojca.

— Moim zdaniem nie powinniśmy czynnie angażować się w bitwę- mówiła dziewczyna rzeczowym tonem- Owszem, naszym obowiązkiem jest wspomóc Invidyjczyków, lecz powinno się to ograniczyć jedynie do wysyłania im pewnej części naszych zbiorów, rzeczy, typu odzież, pościel, obuwie oraz niezbędnej, aczkolwiek jedynie brakującej broni. Nie możemy angażować się w bitwę na taką skalę, jeżeli nas samych czekają podobne zmagania. Do tego czasu powinniśmy dalej szkolić naszych żołnierzy oraz udoskonalać sprzęt wojenny- Morifia oprała się, co miało oznaczać, iż już skończyła.

— ,,Zabezpiecza się- myślał Scarlett- Chce mieć pewność, że armia będzie przygotowana na starcie, w którym chce wziąć udział, a dodatkowo i zwycięży”.

Izyros w zamyśleniu kiwał głową.

— To faktycznie brzmi bardzo logicznie- rzekł w końcu- Jest to skrajne od tego, co uważa twój brat. Jednakże na ten moment nie mogę się opowiedzieć po żadnej ze stron- oświadczył spokojnie król, po czym zrobił dłuższą pauzę, by zebrać myśli; gdy był gotowy, odrzekł- Teraz chcę usłyszeć, co ty masz do powiedzenia w tej sprawie, Scarlecie.

— ,,Nie cierpię, gdy zwraca się do mnie w ten sposób- tak oficjalnie” — pomyślał mężczyzna, po czym wstał.

— Proponuję- zaczął- By odpowiedzieć twierdząco na list króla Aneparkisa, lecz z warunkiem, jaki wcześniej zaproponował mój kochany brat- Scarlett ukłonił się w jego stronę, jednak nie mógł ukryć mocno przebijającego się sarkazmu- To znaczy dołączyć się do bitwy, lecz tylko w tedy, gdy wojska Invidii zostaną pododdziałem naszej armii.

— Ale ja to już powiedziałem- wzburzył się Fortis.

— Moment- uspokoił go brat- Jednak nim wyślemy kogokolwiek na front, król Aneparkis ma wyrazić na to pisemny zgodę i dopiero wtedy zbierzemy oddział składający się z najsłabszych żołnierzy. Wyślemy ich, zdobywając nowych kombatantów, nie tracąc najsilniejszych wojskowych. Jeżeli król Invidii będzie potem robił problemy możemy albo skłamać, że reszta wojska zachorowała na ciężką grypę lub obiecać, iż wyślemy im coś z naszych zapasów żywności. Zdobędziemy wsparcie, nie tracąc być może nikogo z naszego oddziału.

— Lecz król Aneparkis może to uznać za oszustwo i wykorzystanie och trudnej sytuacji- zaoponował Izyros.

— Wtedy pokażemy mu akt z jego podpisem, na którym zgodził się na wszystko. Oczywiście na dokumencie trzeba umieścić kilka druczków i kruczków, których nie będzie się chciało królowi przeczytać- Scarlett rozejrzał się po pozostałych, jak gdyby tylko to ostatnie zdanie również adresował do nich.

Król Izyros skupił wzrok na najmłodszym z dzieci, lecz wzrok ten nie był pobłażliwy.

— Nie podoba mi się twój pomysł- odparł tylko.

— Ale… — zaczął Scarlett, siadając ciężko z niedowierzania.

— Po za tym, to będzie raczej nie zgodne z prawem, nie pomyślałeś o tym?

Młody książę pochylił się i odparł dobitnie:

— Ty jesteś prawem.

Zapadła cisza, ponieważ takie słowa w ustach najmłodszego z Tomów były prawie że odbierane jako szacunek do króla, którego na co dzień młody Milleńczyk nie okazywał. W końcu władca wciągnął powietrze ze świstem.

— Przemyślę naturalnie wszystkie propozycję, lecz zapewne największy spór będzie się toczył pomiędzy pierwszymi dwoma wariantami- oświadczył tonem nie znoszącym sprzeciwu- A teraz wróćcie do kolacji- machnął ręką, kończąc dyskusję.

Scarlett nie tknął już nic do końca posiłku, który biegł swym zwyczajowym tokiem. Potem mężczyzna odprowadził wzrokiem odchodzącego ojca i udał się do swej komnaty.

Scarlett trzasnął drzwiami, ściągnął czarną pelerynę i rzucił ją tak, że rozłożyła się na podłodze jak pawi ogon. Potem usiadł przy biurku i zaczął rozmyślać. Wtem do komnaty weszła matka.

— Nic nie mów! — krzyknął, gdy tylko ją ujrzał.

— Jeszcze nie zdążyłam- Mitis była jak zwykle spokojna i opanowana, gdy rozmawiała z najmłodszym synem.

Przez twarz Scarletta po kolei przeszły uczucia: wzburzenie, duma, spokój, a przynajmniej częściowy. Mężczyzna wstał z fotela, wzdychając ciężko, wsadził ręce do kieszeni i spojrzał spod uniesionej brwi na matkę.

— Jakimi sposobami znów chcesz mnie uspokajać? — zapytał z gniewem.

Mitis bez słowa podeszła do jednego z głębokich foteli i usiadła, zakładając grzecznie nogę na nogę.

— Nie odwracaj się ode mnie- rozkazał Scarlett, pochylając się.

Królowa słusznie odwróciła głowę w stronę syna i spojrzała na niego czule.

— A ty nie popadaj w szaleństwo- oświadczyła spokojnie.

— W szaleństwo? — Scarlett podszedł szybkim krokiem do fotela naprzeciw matki, na którym usiadł- Czy chęć przypodobania się ojcu jest szaleństwem? — zapytał ostro.

— Jeżeli nie umiesz pogodzić się z porażką- kobieta wzruszyła ramionami.

— Jeżeli przegrywam z pomysłami, które są bez sensu…

— ,,Bez sensu” nie jest argumentem- wtrąciła Mitis.

Scarlett uderzył w oparcie fotela.

— W takim razie ich pomyły były słabe i mało opłacalne- poprawił się.

— Lecz o tym dopiero zadecyduje ojciec- zauważyła królowa.

— No właśnie- Scarlett znów się wzburzył- A ojciec jak zwykle zignoruje wszystko, co zasugerowałem, bo jakżeby jakikolwiek mój pomysł mógł zostać zrealizowany, nawet jeżeli przedstawia najlepsze wyjście z sytuacji- mówił z sarkazmem.

— Nie przesadzaj- skarciła go matka.

— Nie przesadzam, mówię tylko, jak jest- mężczyzna oparł podbródek na zaciśniętej pięści.

Mitis westchnęła; zrobiło jej się żal syna. Pochyliła się, by położyć delikatnie dłoń na jego kolanie. Chciała mu dodać otuchy i wsparcia.

— Posłuchaj- zaczęła, lecz kontynuowała dopiero wtedy, gdy Scarlett na nią spojrzał- Wiem, że masz wielkie aspiracje do bycia królem; jesteś ambitny i wytrwały, lecz… — pokręcił lekko głową- …nie zawsze dostajemy to, czego pragniemy najmocniej na świecie.

— Wszystko rozumiem- Scarlett wydawał się uspokojony- Ale nie, jeżeli miast mnie będą rządzić jakieś miernoty! — krzyknął.

— Nie mów tak, o swoim rodzeństwie- skarciła go Mitis ponownie, ostrzej niż dotychczas- Jesteście sobie równi i nie masz prawa wywyższać się ponad nich.

— Lecz jeżeli to ojciec ich wywyższa, a mnie poniża? — mężczyzna zaakcentował wszystkie zaimki.

Scarlett wstał, założył ręce za siebie i zaczął się przechadzać po komnacie. Przez dłuższy czas w pokoju słychać było tylko głuchy odgłos kroków. W końcu Mitis odezwała się cichym, słabym głosem:

— Wtedy musisz się z tym pogodzić.

Na te słowa Scarlett raptownie się odwrócił i pochylił.

— Nigdy- wysyczał lodowatym tonem.

— W takim razie- Mitis wstała- będziesz musiał sobie z tym poradzić sam- odeszła ku drzwiom.

— Dam sobie radę- Scarlett wyprostował się dumnie- Jestem Indywiduum.

Mitis ostatni raz odwróciła się, spoglądając z głębokim smutkiem na syna.

— Nie wątpię, Scarlett- westchnęła, otwierając drzwi- Nie wątpię… — po czym wyszła.

Mężczyzna przez chwilę bił się z myślami; nie należał do osób nerwowych, wyżywających się na innych fizycznie- już prędzej psychicznie- lecz czasem miał zwykłą ochotę czymś rzucić. Prawie taka sama sytuacja jak ze świecznikiem, jednak wtedy Scarlett chciał jedynie ogłuszyć brata, a nie wyżyć się na nim, a potem rzucił Fortisem pod postacią świecznika. Jednak teraz rozchodziło się o rzecz martwą. Jednak jego w większej części spokojne usposobienie kazało mu odetchnąć bardzo głęboko, przymknąć oczy i skupić się na czymś innym. Tym czymś okazał się leżący na biurku projekt ustawy o opodatkowaniu czterech wielkich targów. Ojciec dał za zadanie Scarlettowi go przeczytać, skoro chce się czegoś nauczy.

Niedawno w Millenii zostały przeprowadzone wybory do sejmu i senatu. Wygrała partia Siły Millenii, której prezesem jest Apatonas Katis, ale na fotelu premiera zasiadła pani Peftis Sydel. Scarlett w żadnym wypadku nie popierał tej partii, w przeciwieństwie do Izyrosa.

Scarlett powoli przeczytał projekt nie dowierzając, jak naród Milleński mógł wybrać kogoś, kto obiecuje- a i tak wiadomo, że swych obietnic nie spełni- lecz nie wspomina dokładnie i rzeczowo, skąd na to wszystko weźmie pieniądze. Niby mówili, że chcą kombinować jeszcze z opłatami za grunty rolne i fabryki, co miałoby przynieść 26,6 mld arumów- waluty Millenii.

Jednak najbardziej młodego mężczyznę rozśmieszyło to, że partia rządząca chce przeznaczyć na inwestycje ponad bilion arumów, a przez okrągłe cztery lata każda partia mówiła, że jest dług i nie ma pieniędzy. No, chyba że na nowe auta i wczasy.

Przez większość następnego dnia Scarlett robił notatki i wnikliwie dopatrywał się wszystkich niejasności w ustawie- a właściwie jej kopii, którą każdy z rodzeństwa wraz z matką otrzymali. Chciał to przedstawić ojcu, choć ten ma coraz mniej do gadania w tym kraju. Co prawda rząd dał mu kilka praw, nie tylko funkcję reprezentacyjną, ale chytrze mu je od ostatnich lat odbiera. Scarlett nie dowierzał naiwności swego ojca.

Teraz, siedząc spokojnie na jednym z wielkich zamkowych tarasów, również nie dowierzał, jak ludzie mogli wybrać tą partię, znając ich obietnice wyborcze.

— ,,Przecież jak opodatkują te targi- myślał- to ceny produktów wzrosną i ludzie na tym ucierpią; będą musieli płacić jeszcze więcej za towary. A jak wiadomo najliczniej właśnie na tych targach robione są zakupy. Ale to nie moja sprawa, że ludzie dali się oszukać i nie zagłosowali na małe partie; najwięcej głosów dostała prawicowa Siła Millenii i konserwatywno-liberalny Wybór Narodu, czyli największe pasożyty kraju. Dobrze, że zostało kilka mniejszych bazarów.”

Nagle przed mężczyzną wyrósł wielki cień.

— Książę Scarlett- odezwał się gwardzista- Król pana wzywa. Jest w swej komnacie.

Scarlett westchnął ciężko i zebrał papiery tak, aby gwardzista nic nie zobaczył. By nikt nie zobaczył, bo tego typu notatki zostałyby potraktowane jako zdradę króla i tych spraw, które on popiera. Dlatego Scarlett najpierw zaniósł notatki i projekt do sejfu w swojej komnacie, by dopiero potem spotkać się z ojcem.

Król rzadko wzywał którekolwiek ze swych dzieci do prywatnej komnaty. Tym razem tego zaszczytu dostąpił właśnie Scarlett.

Mężczyzna zapukał ostrożnie, ponieważ nie wiedział, skąd to nagłe wyróżnienie. Obawiał się, że czeka go kolejna kłótnia. Jednak pomylił się.

— Usiądź, synu- Izyros stał przed lustrem, poprawiając mankiety długiej, złotej szaty.

Z boku, na krześle czekał na króla zielony płaszcz. Właśnie te dwa kolory widnieją na fladze Millenii- złote tło z zielonym pasem wzdłuż, symbolizujące dostatek i urodzaj.

— Tu leży jakaś koperta- zauważył książę.

— Och- król odwrócił się, rzucając krótkie spojrzenie- Połóż to gdzieś- machnął lekceważąco ręką, po czym poszedł za parawan po złocone spinki do mankietów.

Takie zachowanie wzbudziło ciekawość młodego mężczyzny, dlatego najciszej jak mógł schował kopertę za pazuchę. Jednakże by nie wywołać podejrzeń ze strony ojca, chłopak zabrał ze stojącego opodal stolika jedną z gazet, by ponownie ją tam rzucić. Wtedy król wyszedł zza parawanu, zapinając spinki.

— Chciałeś mnie widzieć- odparł Scarlett, siadając powoli.

Zdziwił go ubiór ojca, ponieważ Szatę Reprezentacyjną ubiera się tylko na zebranie Kongresu Mainu, czyli reprezentantów- królów, prezydentów, carów- wszystkich krajów wspólnoty Mainu, składającego się z siedmiu państw: Lamrgii, Invidii, Epitymii, Kupidii, Superbii, Acedanu, Thymosu i Millenii.

— Tak, chciałem- król skinął głową powoli.

— ,,Jakaż wartościowa konwersacja” — westchnął w duchu Scarlett.

— Po co? — zapytał, przejeżdżając mocno rękami po udach.

Nim Izyros odpowiedział stanął bokiem do lustra i przyłożył dłonie do brzucha.

— Trochę urósł- odparł niezadowolony.

— O tym chciałeś ze mną porozmawiać? — zapytał Scarlett z sarkazmem.

— Oczywiście, że nie- westchnął król, przymierzając szatę- Chciałem powierzyć ci specjalne zadanie.

— Słucham- Scarlett zapadł się w fotelu; przeczuwał, że będzie to coś nieciekawego.

Władca Millenii zapiął klamrę płaszcza, który był zrobiony z kaszmiru, a potem założył bisiorowe rękawiczki.

— W przyszłym tygodniu odbywają się Dni Wolnej Polityki dla Młodzieży- mówił Izyros, nie patrząc na syna- Ty już nie należysz do młodzieży, lecz jesteś naszym najmłodszym potomkiem.

Scarlett nie lubił, gdy ojciec określał siebie i matkę mianem,,nasze”, gdy jej nie było w pobliżu, bo wydawało mu się, iż mówić,,nasze”, król ma na myśli siebie i syna. Mógłby miast tego użyć słowa,,mój”, prawda?

— I co w związku z tym? — mężczyzna coraz bardziej się nudził.

— Chciałbym, abyś to ty wygłosić główną mowę- mówił król, ściągając z ramion pelerynę i odkładając ją z pieczołowitością z powrotem na pozłacane, obijane aksamitem krzesło.

— Tę mowę, wygłaszaną co roku, która ma nastawić wszystkich zgromadzonych na jedno myślenie? — zapytał Scarlett niby obojętnie, ale w środku cały krzyczał.

Izyros spojrzał karcącą na syna, rozpinając guziki szaty.

— Na właściwe myślenie- poprawił go.

Król ukrył się za parawanem, aby już dorosły syn nie oglądał go w negliżu.

— Czyli o czym mam mówić? — Scarlett pochylił się, jednak na tyle, by nie widzieć ojca- O Sile Millenii? O ich reformach?

— ,,Które nie znajdą pokrycia w rzeczywistości” — dodał w myślach.

— Dokładnie tak- z parawanu zostały ściągnięte spodnie węższego kroju oraz luźny wams bez kołnierza- Chciałbym, abyś przedstawił wszystkie superlatywy Siły Millenii, jak również innych partii politycznych…

— Ale na tą partię mam poświęcić najwięcej czasu- przerwał mu.

Król nie lubił, gdy mu się przerywa, jednak tylko zacisnął zęby zakładając wams.

— Wiem, że jesteś do niej sceptycznie nastawiony, jednakże jest ona najlepszym wyborem naszych rodaków, którzy zawierzyli swoje zaufanie temu, co było najbardziej obiecujące.

Scarlett przez chwilę milczał; przeczesał włosy ręką, co często mu pomagało myśleć i westchnął cicho.

— Nie uważasz tego za propagandę? — zapytał.

Król wyjrzał zza parawanu, by spojrzeć srogo na syna.

— Uważam, iż Milleńczycy powinni się cieszyć, że tak o nich dbam.

— No to faktycznie mają szczęście- mruknął Scarlett z konsternacją.

— Słucham? — na chwilę szelest ubrań zamilkł.

— Nic- młody książę roześmiał się sztucznie- Tak tylko mamroczę do siebie, że… — próbował coś wymyślić na poczekaniu, ale wszystko było wbrew jego przekonaniom.

— Że? — zapytał król.

— No już w sumie to nic- Scarlett zapadł się głębiej w fotelu.

Król westchnął.

— ,,Czasem nie jestem w stanie go zrozumieć, a już tym bardziej z nim dogadać; zupełnie jakby to nie był mój syn, aczkolwiek jest zbyt podobny do mnie- myślał król, zakładając wysokie buty- W młodości również byłem przeciwny ówczesnemu systemowi i nie zgadzałem się z decyzjami ojca. Jednak go szanowałem, a on- w ogóle mnie nie szanuje.”

— W takim razie- odrzekł na głos- Przygotuj, synu, na jutrzejszy wieczór swe wystąpienie. Ja je sprawdzę i skoryguję ewentualne błędy. A teraz- król wyszedł zza parawanu- możesz już odejść.

Scarlett wstał z godnością, wyprostował się jak struna i skinieniem głowy pożegnał ojca. Na odchodne jeszcze zmierzył ojca wzrokiem i dodał:

— Twarzowy wams- po czym zamknął cicho drzwi, choć miał ochotę nimi trzasnąć.

Skrywane pragnienia

Morifia jeszcze raz, ze zdwojoną siłą uderzyła mieczem w manekin, lecz ten wciąż pozostawał nieugięty. Jego drewniane członki były już mocno pokiereszowane, jednak brzuszysko wypchane słomą stawało trwały opór. Dziewczyna zastanawiała się w nerwach, jak ta szmaciana lalka może jej się nie poddawać. Przecież to ona- władczyni natury, jedyny kobiecy pretendent do tronu w linii prostej, dlaczego zatem to truchło nie ulega takiej potędze? Kobieta uderzyła po raz ostatni, lecz na nic się to zdało; Morifia rzuciła miecz na ziemię i odwróciła się, lecz tylko po to, by uchwycić mocą wystający z ziemi korzeń drzewa i przebić się nim przez sam środek manekina. Dopiero wtedy usiadła zmęczona i zrezygnowana na zbitej z desek skrzynce i schowała twarz w dłoniach.

— Cóż, ma pani, się dzieje? — zapytał aksamitny głos.

Morifia podniosła głowę. Przed nią stał Dudus Vos, jej kolega z wspólnych lekcji.

Dudus, na którego mówi się po prostu Dud, to piękny, opalony, ciemnooki szatyn. Jednak trochę nieśmiały, a ośmielający się dopiero w dobrze znanym sobie towarzystwie. Dudus lubił Morifię, ponieważ nie była ona wyniosła, jak można by się spodziewać po księżniczce. Czuł się przy niej dobrze i skrycie się w niej podkochiwał. Jednak nie uważał siebie za godnego ręki księżniczki. Po za tym zauważył, że Morifia nie jest zainteresowana, przynajmniej na ten moment, zamążpójściem.

Młoda kobieta uśmiechnęła się. W zasadzie nie miała teraz ochoty na,,pogaduchy”, jednakże Dud zawsze wiedział, czego Morifia potrzebuje.

— Jestem tylko trochę zmęczona- odparła, przysłaniając sobie oczy przed mocno rażącym słońcem.

— Brzmisz, jakbyś się chciała usprawiedliwić- mężczyzna usiadł obok niej- A przecież przede mną nie musisz się tłumaczyć- dodał ciszej.

Morifia westchnęła i rozejrzała się wokoło. Rozmowa z przyjacielem zawsze jej pomagała, lecz mimo to kobieta zastanawiała się, czy wyjawić mu swój problem.

— Przejdziemy się? — zapytała cicho.

Dud jedynie lekko skinął głową. I tak przyjaciele pozostawili boisko i udali się do leżącego nieopodal sadu. Przez chwilę szli w milczeniu wśród dojrzały jabłoni i grusz oraz kwitnących krzewów jagód. Wokół unosiła się wspaniała woń owoców, a najbardziej wyczuwalny wydawał się aromat brzoskwiń, zasadzonych na żyźniejszej glebie. Morifia zerwała jedną i przez chwilę delektowała się jej smakiem. Był to również swego rodzaju pretekst na odwleczenie odpowiadania na pytanie Duda. Lecz nawet po wyrzuceniu pestki brzoskwini Morifia nie mogła zebrać się w sobie. Uważała to za tchórzostwo, jednakże traktowała problem jako jej prywatna sprawa.

— Pięknie tu- odezwał się Dud, chcąc jakoś rozpocząć konwersację.

— Co? A, tak, tak- Morifia machnęła ręką- Przepraszam. Tak, masz rację- dla mnie to jest chyba najpiękniejsze miejsce w całym królestwie. A może i w całej Millenii.

— A może i w całym Mainie, co? — Dud uśmiechnął się przyjaźnie.

Księżniczka odwzajemniła uśmiech, lecz nie podobało jej się to, że zawsze musiała unosić głowę wysoko, by spojrzeć przyjacielowi w oczy.

— Podoba mi się twoja wrażliwość- odparła.

Chłopak zarumienił się.

— Nikt mi jeszcze nie sprawił takiego komplementu- powiedział próbując ukryć zawstydzenie- Uwielbiam obserwować naturę, lecz nie wszystkim się do tego przyznaję; w sumie nikomu- zwiesił głowę- W Millenii uczą młodych chłopców na wojowników- nie na poetów- westchnął.

Przez chwilę przyjaciele szli w milczeniu.

— Zadeklamuj mi jeden ze swoich wierszy- zażądała nagle Morifia.

Dud zatrzymał się i spojrzał dziwnie na księżniczkę.

— Nie chcesz tego słyszeć- pokręcił głową.

Morifia usiadła po turecku w miejscu, w którym stała i spojrzała wyzywająco na młodego mężczyznę.

— Nawet nie wiesz, jak bardzo tego chcę- zadeklarowała.

Dud westchnął i z niechęcią usiadł przy dziewczynie.

— Tylko się nie śmiej- ostrzegł, unosząc palec wskazujący.

— Jestem poważna do bólu- Morifia zacisnęła usta w wąską kreskę i poczęła słuchać.

— A zatem to będzie wiersz o wschodzie słońca w Millenii- odparł chłopak; odchrząknął i przyjąwszy poważny ton zaczął deklamować:

,,Zatrzymaj się na Górze Tchnienia i spójrz w dół głęboko

Zachowaj od zapomnienia ten widok, cieszący oko.

Niech czas dla ciebie stanie, niech świat skupi się w jedno

Bo łączą się krainy w Mainie i ich wielkości bledną

Przy cudzie stworzenia tego, co rozłączyć musiało się dawno.

Gdzie co moje było jego, a potem oddzielnie chciało być sławną.

W istocie jednym jesteśmy rano, choć w nocy się odłączamy

Cieszyć się tym dłużej nie dano, a wmawia się, że tylko tak przetrwamy

Czerpać zatem trzeba z cudu, który nas w jedną koronę obleka

Wyzbądźmy się z życia nienawiści brudu, na który tylko nieprzyjaciel czeka.”

W trakcie słuchania wiersza uśmiech Morifii rozciągał się, a teraz sięgał prawie od ucha do ucha, a oczy rozbłysły dziewczynie jak dwa ogniki. Była zauroczona talentem przyjaciela, którego jak dotąd nie miała okazji poznać.

— To jest piękne- odparła cicho, nie chcąc zmącić resztek aury wiersza.

— Eee tam- Dud machnął ręką- Wszystko jest do rymu, ale ten wiersz nie jest miarowy- wzruszył ramionami- Muszę go dopracować.

— Co ty mówisz? — księżniczka czuła podekscytowanie- Jest świetny i ma drugie dno. Trzeba tylko znać historię Mainu. Wydaje mi się, że takie wiersze powinny być umieszczane w podręcznikach szkolnych, aby dzieciom łatwiej było uczyć się historii.

— Teraz doskonale wiesz, co się dzieje w tych szkołach- odparł Dud z nieukrywaną złością- System jest zmieniany, aby dzieci czuły się jednolicie, a coraz większy nacisk jest kładziony, co prawda właśnie na historię, ale nie na tę zawartą w liryce, tylko w podręcznikach i zeszytach- mężczyzna westchnął- Szkoda mi tylko tych, którym trudno jest się uczyć nauk humanistycznych.

— W Szkole Wyższej ma obowiązywać w ogóle przez cały cykl nauki- dodała Morifia- Prezes Siły Millenii twierdzi, że jest to podstawowa wiedza każdego Milleńczyka, ale nie wziął pod uwagę trudności z nauczeniem się całego materiału, zwłaszcza jeżeli ktoś ma głowę do nauk ścisłych i prędzej pojmie budowę roślin okrytonasiennych niż powstanie wrześniowe z 1096 roku. Ponadto jest to nauka dodatkowa, która przy sporej ilości innego materiału będzie tylko obciążeniem.

— Byleby tylko zarobić na nowych reformach- westchnął Dud ze smutkiem.

— Taka polityka, ale nie mówmy o tym- Morifia ujęła dłoń przyjaciela- Tacy ludzie jak ty mogą zmienić myślenie dzisiejszej młodzieży.

— Ale oni nawet nie czytają wierszy- uważają to za głupotę- mężczyzna znów zwiesił głowę.

— No tak- kobieta puściła jego dłoń- Trudno jest w dzisiejszych czasach czegokolwiek nauczyć młodych ludzi. Być może dramatyzuję- wzruszyła ramionami- ale dzisiejsza młodzież jest strasznie niepokorna, a nie mają przeciw czemu się buntować. Jest pokój, wszystkim żyje się dobrze- Morifia zrobiła wielkie oczy, jak zawsze, gdy nie mogła czegoś pojąć.

— Z tą wojną to niewiadomo- Dudus pokręcił głową; milczał przez chwilę, póki nie odważył się zadać pytania- To cie trapi, prawda? Wojna z Thymosem?

Morifia przejechała dłońmi po udach, skrywając wzrok przed przyjacielem. Nie odzywała się dłuższą chwilę, bijąc się z myślami. To była jej prywatna sprawa, która jednakże mogła ujrzeć światło dzienne, jeżeli tylko wszystko pójdzie pomyślnie. To zatem było decydującym aspektem tej decyzji.

— Chciałabym wziąć w niej udział- wyszeptała, wciąż wbijając wzrok w dłonie.

Było to dla Duda niezwykłe, aczkolwiek niezbyt zadziwiające; znał doskonale wojowniczą naturę księżniczki.

— Rozumiem twoją naturalną wolę walki i chęć poświęcenia… — zaczął.

— Nie rozumiesz- przerwała mu Morifia nareszcie podnosząc wzrok na młodego mężczyznę- Mogę powiedzieć ty tylko tobie; ja nie robię tego dla poświęcenia, nawet sława nie jest tu pierwszorzędna. Walki są motorem, który napędza mnie do działania. Dają mi niezbędna do życia jak powietrze adrenalinę, a widok przelewanej na polu walki krwi wroga jest jednym z najcudowniejszych. Ja żyję dla walki, nawet jeśli budzi to niesmak- kobieta mówiła z przejęciem- Dla mnie jest to jak sport, a sława, którą przynosi jest dodatkowym trofeum, które każe mi zdobywać więcej. Czasem czuję się jak maszyna, nie mogąca zawieść, a zakazy ojca są dla mnie jak powolne ciosy w plecy- Morifia odetchnęła głęboko- Nikomu o tym nie mówiłam, jesteś pierwszy- wzruszyła ramionami ze zrezygnowaniem- Taka jest moja prawdziwa natura- zwiesiła głowę.

Dud spokojnie wysłuchał dziewczyny, potem spokojnie przemyślał jej słowa, a następnie spokojnie odpowiedział:

— Wszystkie wady są do zaakceptowania. Jeżeli oczywiście nimi są- ujął dłoń przyjaciółki, tak samo, jak ona zrobiła to wcześniej- To ważne, abyś nie udawała kogoś innego, ponieważ konsekwencje tego w przyszłości mogą być znacznie gorsze niż sobie to wyobrażasz; ludzie nabiorą o tobie mylnego przekonania, przez co możesz ich stracić, zwłaszcza jeżeli naprawdę ci na nich należy.

— Ty nie uciekłeś- zauważyła Morifia trochę dziecinnie.

— Bo przyjąłem twoją prawdziwą naturę, która w ogóle mi nie przeszkadza- Dud uśmiechnął się czule, choć nie taki był jego zamysł.

Morifia odwzajemniła uśmiech, co spowodowało szybsze bicie serca młodego mężczyzny.

— Wracamy? — zapytał Dud, chcąc wbrew sobie przerwać tą wymarzoną chwilę, której podświadomie się obawiał.

Para w milczeniu wróciła na boisko obok zamku.

Scarlett siedział na szezlongu znajdującym się przed pokojem jego matki. Był to jej prywatny,,gabinet’’, w którym przyjmowała swoje przyjaciółki, kuzynki, ciotki itd.. Ogólnie rzecz biorąc, mogły tam wejść tylko kobiety lub dzieci królowej, a synowie tylko do trzechsetnego roku życia. Fortis już zatem nie mógł, lecz Scarlett- owszem. Dlatego teraz musiał czekać, aż matka odprawi jedną z kuzynek, która wpadła na cotygodniową popołudniową herbatkę. Siedziała tam już drugą godzinę. Polyla, bo tak ma na imię, znana jest z długiego języka i koszmarnego gadulstwa. Zawsze trudno się jej pozbyć. Teraz królowa znów musiała się zmierzyć z tym problemem. W końcu drzwi otworzyły się i jedna z dwórek Mitis- śliczna, krucha blondyneczka Xanthia, która miała słabość do każdego z książąt po kolei, więc teraz pora na Scarletta- wpuściła młodego mężczyznę do środka.

Książę wszedł do dość przestronnego pokoju, pełnego kanap, foteli i wygodnych poduszek dla najmłodszych gości. Wszędzie były rozłożone stoliki do kawy, a w jednym z rogów stała wielka szafa z mnóstwem sukienek w każdym rozmiarze. Obok znajdował się rząd toaletek ze światełkami wokół luster. Przy równoległej ścianie stały komody na biżuterię, buty i różne akcesoria. Ściany były pomalowane w przyjemny kremowy kolor z wzorkami w delikatne kwiaty. Na drewnianych panelach nie znajdował się żaden dywan. Jedną ścianę całkowicie zajmowały lustra, a inną- najwęższą- duże okno z wyjściem na taras. Tam znajdowały się wygodne, białe meble ogrodowe. Wszystko harmonicznie ze sobą współgrało, wydawało się idylliczne, a w czasie wojen i konfliktów to miejsce stawało się jedynym bezpiecznym miejscem. W każdym bądź razie dla każdego, kto mógł tam wejść.

Mitis stała na tarasie i machała na pożegnanie Polyli, gdy podszedł do niej syn z rękami założonymi z tyłu, wyglądając przez to jak urzędnik.

— Scarlett! — krzyknęła Polyla, zobaczywszy syna swej kuzynki; zaczęła machać jak opętana, ponieważ książę wciąż był dla niej małym chłopcem.

Mężczyzna skinął kobiecie lekko głową, lecz nawet cień uśmiechu nie pojawił się na jego twarzy.

— Mógłbyś być choć trochę milszy- syknęła Mitis tak, by Polyla tego nie zauważyła.

Gdy tylko natrętna kuzynka zniknęła z pola widzenia, królowa odwróciła się twarzą do syna.

— Jaka pilna sprawa sprowadza cię do mnie? — zapytała oficjalnie.

— Chciałbym porozmawiać z tobą o mej jedynej siostrze- Scarlett przyjął podobny ton, jednakże on mógł spojrzeć na swoją rozmówczynię z góry.

— Zatem wejdźmy do środka- królowa wskazała ręką gabinet.

Gdy matka ruszyła przodem, Scarlett odetchnął głęboko; nie chciał przeprowadzać tej rozmowy, aby w razie wywołania gniewu ojciec, po nitce do kłębka nie doszedł do roli Scarletta w tym spisku. Bo był to spisek- jedyny sposób w jaki księżniczka powinna myśleć o wojnie było wspieranie swojego kraju z jak największego dystansu lub zastanawianie się, czy jej ukochany przeżyje. Sama propozycja wzięcia udziału księżniczki w bitwie była objawem niesubordynacji. Jej zadaniem jest ładnie wyglądać, a nie bić się.

Mitis usiadła na jednej z pąsowych kanap, a Scarlett zasiadł na brzoskwiniowym, tapicerowanym fotelu.

— Po pierwsze- zaczęła królowa, zakładając nogę na nogę- przestańmy używać tego oficjalnego tonu- westchnęła- Przecież jesteśmy matką i synem, a nie urzędnikiem i petentem.

Scarlett wzruszył ramionami.

— Zatem dobrze- odparł bez entuzjazmu.

— Co cię do mnie sprowadza? — zapytała Mitis powtórnie.

— Jak już wspomniałem- sprawa Morifii.

— A co dokładniej?

Scarlett zastanowił się, jak ubrać wskazówki siostry w słowa.

— Widziałem dzisiaj, jak walczy- zaczął książę dość pewnie, wysoko unosząc głowę- Zawsze wiedziałem, że walczy dobrze, ale dziś w południe mi zaimponowała- kłamał- Wydawała się być mistrzynią w tym, co robi, nawet na tle wszystkim walczących wokoło mężczyzn.

— To się chwali- Mitis nie kryła zadowolenia- Jestem z niej dumna, mimo iż walka stereotypowo nie pasuje do młodej dziewczyny, a przede wszystkim do księżniczki. Pomimo tego cieszę się, że znalazła swoją drogę życiową. A przynajmniej tymczasowo.

— No ja właśnie w sprawie tej drogi życiowej- odparł Scarlett szybko i trochę niewyraźnie; odchrząknął- Wierzę, że będzie dobrą zawodniczką, jeżeli jednak nigdy nie dostanie szansy od losu, nie spełni się na tym polu.

Mitis przeanalizowała trochę pokrętną wypowiedź syna, po czym zapytała dość niepewnie:

— Co masz na myśli?

— Bitwa z Thymosanami zbliża się lada dzień- Scarlett starał się zachować spokój i chłód, lecz sam nie wierzył w swoje słowa- Uważam, iż wraz z ojcem powinniście dać jej właśnie tę szansę- spojrzał przelotnie na swoje dłonie- i włączyć Morifię w szeregi naszego wojska.

— Poczekaj, stop- Mitis pomachała dłońmi przed oczami- Nie mówisz tego poważnie, prawda? — zapytała, marszcząc brwi- Nie wierzę, że takie słowa padają z ust mego najmłodszego syna.

— To uwierz- Scarlett znów wzruszył ramionami, starając się ukryć słabnącą pewność siebie- Może i rzadko spostrzegam zdolności mojego rodzeństwa, jednakże Morifia zwróciła moją szczególną uwagę. Po prostu- przełknął ciężko ślinę nie mogąc wymówić tego, co chodziło mu po głowie; w końcu zdecydował się na alternatywę- Po prostu wyróżnia się wśród wszystkich wojowników. Tak matko- wojowników, nie- wojowniczek.

Mitis wstała, wpatrując się w syna jak w ducha. Zamrugała dwa razy oczyma i tylko odwróciła się od niego. Musiała na spokojnie pomyśleć, skupiając swój wzrok na czym innym. Padło na stojące na jednej z komód puzderko, w środku którego znajdował się komplet bransoletek z malachitu. Bawiła się nimi na przemian, choć głównie podświadomie, ponieważ cały czas analizowała w głowie każde wypowiedziane przez Scarletta słowo, każdy jego najdrobniejsze ruch twarzy i tembr głosu. Wniosek dla niej był tylko jeden.

— Zawsze jesteś taki poważny i oficjalny- zaczęła powoli, odkładając bransoletki na miejsce i odwracając się powoli w stronę syna- Zawsze kpisz ze swego rodzeństwa, nie przejmujesz się nimi do póty, do póki nie są ci potrzebni.

— To dość drastyczne słowa — zauważył spokojnie młody mężczyzna.

— Jednak taka jest rzeczywistość- Mitis spojrzała głęboko w oczy księciu- Nie dajesz się poznać z innej strony. W każdym bądź razie- westchnęła- nie łatwo cię zachwycić kimkolwiek, zwłaszcza twoim rodzeństwem. To pierwsza rzecz, która mnie uderzyła w twojej wypowiedzi. Druga to twoja pewność siebie; zawsze jesteś dumny, lecz w rozmowie ze mną zachowujesz trochę zwyczajnego luzu. Teraz wydawałeś się nawet spięty, zmuszony do słów, które padły z twoich ust. Gdy tylko podałam je w wątpliwość twoje zuchwalstwo opadło. Starałeś się utrzymać pozory, ale raz uciekłeś ode mnie wzrokiem. To wystarczyło, by zapaliła mi się wyimaginowana czerwona lampka. Raz zawahałeś się na dłużej, przełknąłeś ciężko ślinę i zastanawiałeś się nad tym. Z czegoś zrezygnowałeś. Domyślam się, że chciałeś powiedzieć, że wyróżnia się wśród waszej czwórki, ale duma ci na to nie pozwoliła. Zamieniłeś to na wojowników- Mitis uśmiechnęła się delikatnie przez sekundę- Znam cię aż za dobrze, synu.

Scarlett przez chwilę wytrzymał wzrok matki, lecz po chwili spuścił oczy. Wstyd mu było, że królowa go tak szybko rozszyfrowała.

— A zatem- Mitis powróciła na swe miejsce i nachyliła się do syna- jaką przysługę wyświadczyłeś dla Mori? — jej głos stał się subtelniejszy, a wzrok złagodniał; chciała dobrocią wyciągnąć od syna prawdę.