Rzeczy, których nie dokończyliśmy - Rebecca Yarros - ebook + audiobook + książka
BESTSELLER

Rzeczy, których nie dokończyliśmy ebook i audiobook

Rebecca Yarros

4,6

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

76 osób interesuje się tą książką

Opis

WROGOWIE. NIEUKOŃCZONY MASZYNOPIS. PONADCZASOWY ROMANS.

Georgia Stanton dowiaduje się, że jej zmarła prababcia Scarlett – sławna autorka romansów – nie dokończyła swojej ostatniej książki. Kobieta postanawia spisać historię nestorki.

Tymczasem pojawia się Noah Harrison, autor bestsellerowych powieści. Mężczyzna na żywo okazuje się tak samo arogancki, jak w wywiadach. Georgia postanawia nie dopuścić, by dokończył książkę jej prababci, nawet jeśli wydawca upiera się, że ten przystojny autor romansów świetnie się do tego nadaje.

Dla Noah wymyślenie zakończenia powieści legendy pióra to jedno, jednak uporanie się z jej piękną, upartą i cyniczną prawnuczką Georgią, to zupełnie inna sprawa.

Wkrótce jednak rozpoczynają wspólną pracę i zaczynają rozumieć, dlaczego autorka nigdy nie dokończyła swojej książki. Razem odkrywają, że Scarlett skrywała najwspanialszą historię miłosną
wszech czasów – swoją własną. Podczas drugiej wojny światowej zakochała się w atrakcyjnym i tajemniczym pilocie Jamesonie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 516

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 16 godz. 4 min

Lektor: Rebecca Yarros
Oceny
4,6 (3540 ocen)
2529
687
209
86
29
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
mucha19945

Nie oderwiesz się od lektury

Co jak co, ale Rebecca Yarros potrafi wyciskać z czytelnika łzy. Przepiękna opowieść o miłości, o różnych jej rodzajach. Prawdziwa perła warta przeczytania.
170
Karolina0108

Nie oderwiesz się od lektury

Zakończenie tej książki…. Brak słów
ftstrtmoh

Nie oderwiesz się od lektury

Z całą szczerością przyznaję, że jest to jedna z najlepszych książek romantycznych jakie czytałam. Pióro autorki w tej pozycji jest niesamowite i naprawdę ma się wrażenie, że czyta się dwie książki - jedną opowiadającą historię głównych bohaterów i drugą opisującą miłość przodków Georgii. Absolutnie zakochałam się w historii Jamesona i Scarlett, autorka bezbłędnie ukazała ich uczucie i zdecydowanie było to najpiękniejsze przedstawienie rozwijającej się miłości z jakim w życiu miałam do czynienia. Historia Georgii i Noaha natomiast mnie nie porwała. Była ciekawym urozmaiceniem książki, ale czegoś tam zdecydowanie brakowało, być może jakiegoś rozwinięcia. Niemniej jednak cała książka prezentuje się pięknie i polecam ją każdemu z całego serca!
110
PaulinaLipiec

Nie polecam

„Jej słowa zostawiły mnie bez słów” 😂 Okropne. Nie mam pojecia jak taka książka może być „sensacją TikToka”

Popularność




 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Jasonowi –

za te dni, w których organizm usuwa odłamek,

przypominając nam, że po pięciu misjach i dwudziestu dwóch

latach służby jesteśmy szczęściarzami, skarbie.

Jesteśmy jak uderzający piorun.

 

Rozdział 1

 

 

 

Georgia

 

 

 

 

 

Najdroższy Jamesonie,

to nie oznacza naszego końca. Moje serce pozostanie z Tobą bez względu na to, gdzie będziemy się znajdować. Dla takiej miłości jak nasza czas i odległość to jedynie niedogodności. Będziemy czekać. Znajdziesz mnie tam, gdzie strumień zakręca wokół kołyszących się osik, jak sobie wymarzyliśmy, czekającą z tym, którego kochamy. Bardzo trudno mi odejść, lecz zrobię to dla Ciebie. Zapewnię nam bezpieczeństwo. Będę czekała na Ciebie w każdej sekundzie, godzinie, każdego dnia do końca życia, a jeśli to nie wystarczy, przeczekam całą wieczność, czyli dokładnie tyle, ile będę Cię kochać, Jamesonie.

Wróć do mnie, ukochany.

Scarlett

 

––––––––––––––––––––

 

Georgia Ellsworth. Przesunęłam kciukiem po karcie kredytowej, pragnąc zetrzeć te litery. Sześć lat małżeństwa, a pozostało po nim jedynie nazwisko, w dodatku nie moje.

Za kilka minut zniknie i ono.

– Dziewięćdziesiąt osiem? – zawołała Juliet Sinclair zza pleksiglasowej szyby w boksie, jakbym przez ostatnią godzinę nie była jedyną osobą czekającą w urzędzie miasta Poplar Grove. Przyjechałam tu po południu po tym, jak rano przyleciałam do Denver. Nawet nie zdążyłam wstąpić do domu – tak bardzo byłam zdesperowana, aby pozbyć się z życia resztek Damiana.

Liczyłam, że jeśli pozbędę się jego nazwiska, utrata jego oraz sześciu lat życia będzie nieco mniej bolesna.

– Tutaj. – Schowałam kartę i podeszłam do okienka.

– Gdzie numerek? – zapytała Juliet, wyciągając rękę. Na jej twarzy rozciągał się uśmieszek, który niewiele zmienił się od szkoły średniej.

– Nie ma tu nikogo poza mną, Juliet. – Dopadło mnie wyczerpanie. Kiedy tylko znajdę się w domu, zwinę się w kłębek w wielkim fotelu w gabinecie babuni i do końca życia będę ignorować świat.

– Przepisy mówią…

– Och, dajże spokój, Juliet. – Sophie przewróciła oczami, wchodząc do boksu. – Mam tu już dokumenty Georgii. Idź na przerwę, czy coś.

– Dobra. – Juliet odsunęła się od blatu i zwolniła krzesło. Zajęła je Sophie, która ukończyła liceum rok przed nami.

– Miło cię widzieć, Georgia. – Posłała mi przesłodzony uśmiech.

– Ciebie również. – Przywołałam swój radosny wyraz twarzy opanowany do perfekcji przez kilka ostatnich lat. Trzymał mnie w kupie, kiedy wszystko wokół się rozpadało.

– Przepraszam. – Sophie skrzywiła się, marszcząc nos, po czym poprawiła okulary. – Juliet… cóż, za bardzo się nie zmieniła. W każdym razie wszystko wydaje się w porządku. – Podała mi dokumenty, które wczoraj po południu wraz z kartą z nowym numerem ubezpieczenia, przekazał mi prawnik. Wsunęłam je do koperty. Prawdziwa ironia, że podczas gdy rozlatywało mi się życie, fizyczny dowód tego rozkładu trzymał się razem dzięki idealnej, wbitej pod kątem czterdziestu pięciu stopni zszywce. – Nie czytałam wyroku, ani nic – wyznała cicho.

– Znalazł się w „Tygodniku z gwiazdami”! – rzuciła Juliet z zaplecza.

– Nie wszyscy czytamy brukowce! – odpowiedziała jej koleżanka przez ramię, po czym posłała mi pełen współczucia uśmiech. – Wszyscy tu byli naprawdę dumni z tego, jak radziłaś sobie… w trakcie.

– Dzięki, Sophie – odparłam i z trudem przełknęłam ślinę. Jedyną rzeczą gorszą od rozpadu mojego małżeństwa, przed którym wszyscy mnie ostrzegali, było upokorzenie w sieci, prasie plotkarskiej oraz czytelnicy, którzy pochłaniali historię mojej osobistej tragedii dla własnej chorej satysfakcji. Trzymałam usta na kłódkę i wysoko uniesioną głowę, dzięki czemu w ciągu ostatniego półrocza zaskarbiłam sobie przydomek „Królowej Lodu”. Jeśli to koszt zachowania resztek mojej godności osobistej, to niech i tak będzie.

– Powinnam zatem powitać cię w domu? Czy przyjechałaś tylko na chwilę? – Sophie podała mi niewielki dokument, który miał być moim tymczasowym prawem jazdy, dopóki właściwe nie przyjdzie pocztą.

– Zostaję na dobre. – Moja odpowiedź równie dobrze mogłaby być wyemitowana w radiu, bo Juliet z pewnością dopilnuje, by wszyscy w Poplar Grove dowiedzieli się o tym przed kolacją.

– Zatem witamy w domu! – Uśmiechnęła się promiennie. – Wieść niesie, że w mieście jest również twoja mama.

Żołądek mi się skurczył.

– Naprawdę? Jeszcze nie… dotarłam do domu. – Plotki znaczyły, że zauważono mamę w jednym z dwóch tutejszych sklepów spożywczych lub w lokalnym barze. Druga możliwość była bardziej prawdopodobna. Chociaż może dobrze…

Nie kończ tej myśli.

Pomysł, że mama może tu być, by mi pomóc, skończy się jedynie wielkim rozczarowaniem. Na pewno czegoś chce.

Odchrząknęłam.

– Jak się miewa twój tata?

– Dobrze! Lekarze sądzą, że się udało. – Posmutniała. – Naprawdę przykro mi z powodu tego, co cię spotkało, Georgio. Nie potrafię sobie nawet wyobrazić, że mój mąż… – Pokręciła głową. – W każdym razie nie zasłużyłaś na to wszystko.

– Dziękuję. – Odwróciłam wzrok, gdy dostrzegłam jej obrączkę. – Pozdrów Dana ode mnie.

– Jasne, dzięki.

Wyszłam na oświetloną popołudniowym słońcem główną ulicę i odetchnęłam z ulgą. Odzyskałam swoje nazwisko, a miasto wyglądało dokładnie tak, jak je zapamiętałam. Na chodnikach rodziny cieszyły się letnią aurą, znajomi rozmawiali na tle malowniczych, skalistych górskich zboczy. W Poplar Grove nie mieszka zbyt wiele osób. Miasto jest na tyle duże, by postawić sygnalizatory świetlne na sześciu skrzyżowaniach, ale jest też na tyle małe, że wszyscy wszystko tu wiedzą. Och, no i mamy świetną księgarnię.

Babunia o to zadbała.

Rzuciłam dokumenty na siedzenie pasażera samochodu z wypożyczalni i znieruchomiałam. Mama prawdopodobnie była teraz w domu – po pogrzebie nie upomniałam się o klucze. Nagle odeszła mi ochota, żeby tam jechać. Wydarzenia ostatnich miesięcy wyssały ze mnie całe współczucie, siłę, a nawet nadzieję. Nie byłam pewna, czy zdołam znieść mamę, skoro pozostał we mnie już tylko gniew.

Ale od teraz będę w domu, gdzie zdołam się pozbierać, naładować baterie.

Naładować baterie. Właśnie tego potrzebowałam przed spotkaniem z matką. Udałam się więc na drugą stronę ulicy do Stolika – księgarni, którą babunia pomogła założyć swojej przyjaciółce. Według testamentu, który po sobie zostawiła, zostałam współwłaścicielką interesu. Byłam spadkobierczynią… wszystkiego.

Serce mi się ścisnęło na widok tabliczki „na sprzedaż” w witrynie lokalu, który niegdyś był sklepem zoologicznym pana Navarro. Już rok temu babunia informowała mnie o śmierci właściciela, a to przecież najlepsza lokalizacja przy głównej ulicy miasta. Dlaczego nikt jej nie zajął? Czy Poplar Grove borykało się z problemami? Gorycz podeszła mi do gardła, gdy wchodziłam do księgarni.

W środku pachniało herbatą, kurzem i domem. Mieszkając w Nowym Jorku, w żadnej księgarni nie udało mi się znaleźć tak kojącej woni, więc teraz wraz z pierwszym oddechem do oczu napłynęły mi łzy. Babunia odeszła pół roku temu, a ja tak bardzo za nią tęskniłam, że wydawało mi się, że pierś mi się zapadnie, bo pozostawiła po sobie tak wielką pustkę.

– Georgia? – Pani Riverze na sekundę opadła szczęka, jednak już po chwili uśmiechała się szeroko zza lady, przytrzymując telefon ramieniem przy uchu. – Zaczekaj moment, Peggy.

– Dzień dobry pani. – Uśmiechnęłam się i pomachałam na widok jej przyjaznej, znajomej twarzy. – Niech się pani nie rozłącza. Wpadłam się jedynie przywitać.

– Cudownie cię widzieć! – Spojrzała na telefon. – Nie, nie ciebie, Peggy. Właśnie przyszła Georgia! – Spojrzała na mnie znowu ciepłymi, brązowymi oczami. – Tak, ta Georgia.

Ponownie pomachałam, gdy kontynuowały rozmowę, po czym podeszłam do działu romansów, w którym znajdowała się cała półka z dziełami babuni. Wzięłam jej ostatnią wydaną powieść i otworzyłam, by zobaczyć na skrzydełku jej twarz. Miałyśmy takie same niebieskie oczy. Babunia około siedemdziesiątych piątych urodzin zrezygnowała z farbowania swoich niegdyś zupełnie czarnych włosów – rok po tym, gdy mama zostawiła mnie u niej po raz pierwszy.

Na zdjęciu babunia miała perły i jedwabną bluzkę, chociaż na co dzień chodziła w poplamionych od pracy ogrodniczkach oraz słomkowym kapeluszu, który miał rondo tak wielkie, że mógłby zacienić całe hrabstwo. Równie szeroki miała uśmiech. Wzięłam kolejną książkę, aby zobaczyć inną wersję jej twarzy.

Odezwał się dzwonek nad drzwiami i chwilę później za moimi plecami mężczyzna z telefonem komórkowym przy uchu zaczął przeglądać beletrystykę.

– Współczesna Jane Austen – przeczytałam szeptem z okładki. Nie przestawało mnie zadziwiać, że babunia miała tak wielce romantyczną duszę, a jednocześnie większość życia spędziła samotnie, pisząc o miłości, choć sama doświadczyła jej jedynie przez kilka lat. Wyszła za dziadka Briana, ale byli ze sobą jedynie dekadę, ponieważ zabrał go rak. Może na kobietach w mojej rodzinie ciążyła klątwa, jeśli chodziło o ich życie miłosne?

– Co to, do diabła, jest? – Mężczyzna podniósł głos.

Zdziwiona, rzuciłam okiem przez ramię. Trzymał w ręce książkę Noaha Harrisona, której okładka przedstawiała – jak zwykle – parę w klasycznej pozie tuż przed pocałunkiem.

– Ponieważ nie byłem w stanie sprawdzić maila pośrodku Andów, więc tak, to pierwszy raz, gdy widzę tę nową. – Facet praktycznie kipiał gniewem. Wziął kolejną powieść Harrisona, uniósł ją i przystawił do poprzedniej. Dwie różne pary, ta sama poza.

Definitywnie będę trzymać się swoich lektur czy czegokolwiek innego, co znajduje się w tym dziale.

– Wyglądają praktycznie identycznie i w tym właśnie problem. Co było złego w tej starej… Tak, jestem wkurzony! Byłem w osiemnastogodzinnej podróży i w razie gdybyś zapomniał, skróciłem wyjazd, aby tu przyjechać, a miałem zbierać materiały… Mówię, że wyglądają identycznie. Czekaj, udowodnię. Przepraszam panią?

– Tak? – Obróciłam się nieznacznie i przed twarzą zobaczyłam dwie okładki. Nie za mało miejsca?

– Czy według pani wyglądają podobnie?

– Tak. Są całkowicie wymienne. – Odłożyłam książkę babuni na półkę i w duchu wyszeptałam pożegnanie, jak robiłam za każdym razem, gdy widziałam jej powieści w księgarniach. Czy tęsknota kiedykolwiek zelżeje?

– Widzisz? A nie powinny wyglądać tak samo! – warknął gość, miejmy nadzieję, że do biedaka, z którym rozmawiał przez telefon, bo jeśli w ten sposób zwracał się do mnie, to nie skończy się to dobrze.

– W jego obronie powiem tylko, że wszystkie jego książki czyta się tak samo – mruknęłam. Cholera. Wymknęło mi się, nim zdołałam się powstrzymać. Chyba emocje przytępiły mój osąd. – Przepraszam… – Spojrzałam na niego i dostrzegłam czarne brwi uniesione nad równie ciemnymi oczami. Wow.

Drgnęło moje pogruchotane serce – zupełnie jak w jednej z książek babuni. Był najwspanialszym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek widziałam, a jako była żona reżysera filmowego widywałam niezłe ciacha.

O nie, nie, nie. Jesteś odporna na przystojniaków, ostrzegła logiczna część mojego umysłu, ale byłam zbyt zajęta gapieniem się na faceta, by jej słuchać.

– Nie czyta się ich tak… – Zamrugał. – Oddzwonię. – Przełożył obie książki do jednej ręki, rozłączył się i schował telefon.

Mógł być mniej więcej w moim wieku – przed trzydziestką, może ciut po. Miał z pewnością ponad metr osiemdziesiąt pięć centymetrów wzrostu i czarne, zmierzwione włosy, jakby dopiero wstał z łóżka. Opadały mu na oliwkowe czoło i uniesione nad brązowymi oczami brwi. Nos miał prosty, usta pełne, co przypomniało mi jedynie o tym, od jak dawna nikt mnie nie całował. Na podbródku i kwadratowej żuchwie widać było lekki zarost. Wnioskując po szerokich ramionach i napiętych mięśniach przedramion, mogłabym postawić księgarnię na to, że doskonale znał wnętrze siłowni… i prawdopodobnie niejednej sypialni.

– Czy pani właśnie powiedziała, że wszystkie czyta się tak samo? – zapytał powoli.

Zamrugałam. No tak. Książki. Skarciłam się w duchu za błądzenie myślami na widok ładnej buźki. Całe dwadzieścia minut temu odzyskałam nazwisko – w najbliższej przyszłości nie zamierzałam uganiać się za facetami. Poza tym on nawet nie był stąd. Pomijając osiemnaście godzin podróży, dopasowane, eleganckie spodnie musiał mieć od projektanta, a rękawy białej, lnianej koszuli, które podwinął niby niechlujnie, ewidentnie prezentowały się stylowo. Mieszkańcy Poplar Grove nie wydawali tysiaka na portki, nie mieli też nowojorskiego akcentu.

– W zasadzie to tak. Chłopak poznaje dziewczynę, zakochują się, dochodzi do tragedii i ktoś umiera. – Wzruszyłam ramionami, dumna, że nie zdradziły mnie czerwone policzki. – Dodać do tego nieco dramatu na sali sądowej, trochę niesatysfakcjonującego, choć poetyckiego seksu, może scenę na plaży i to mniej więcej tyle. Jeśli lubi pan takie rzeczy, nie zawiedzie się pan na żadnej z tych książek.

– Niesatysfakcjonujący? – Zmarszczył brwi, spoglądając to na książki, to znów na mnie. – I nie zawsze ktoś umiera.

Najwyraźniej przeczytał już kilka książek Harrisona.

– Dobra, w osiemdziesięciu procentach przypadków. Śmiało, niech pan sam sprawdzi – zachęciłam. – Właśnie dlatego książki tego autora znajdują się po tej stronie. – Wskazałam półkę z ogólną literaturą obyczajową, po czym przesunęłam palec w kierunku znaku „romanse”. – A nie po tej.

Na chwilę opadła mu szczęka.

– A może w jego powieściach jest coś więcej niż seks i nierealistyczne oczekiwania. – Stracił nieco na swojej atrakcyjności, ponieważ zaczął temat, który mnie drażnił.

Zjeżyłam się.

– W romansach nie chodzi o nierealistyczne oczekiwania i seks. Chodzi o miłość i pokonywanie przeciwności losu poprzez to, co można uznać za uniwersalne doświadczenie. – Tego właśnie nauczyła mnie babunia i przeczytane w ciągu moich dwudziestu ośmiu lat życia tysiące romansów.

– I najwyraźniej o satysfakcjonujący seks. – Uniósł brwi.

Chciałabym się nie zarumienić na widok tego, w jaki sposób jego wargi zdawały się pieścić to słowo.

– Hej, jeśli nie lubi pan seksu albo nie czuje się komfortowo z kobietą, która jest świadoma swojej seksualności, mówi to więcej o panu niż o gatunku literackim, nie? – Przechyliłam głowę na bok. – A może nie podobają się panu szczęśliwe zakończenia?

– Popieram seks, kobiety świadome swojej seksualności i szczęśliwe zakończenia – warknął.

– W takim razie te książki nie są dla pana, bo znajdzie pan w nich jedynie uniwersalną niedolę, ale jeśli właśnie to pana satysfakcjonuje, to na zdrowie. – To tyle, jeśli chodzi o porzucenie postawy Królowej Lodu… Właśnie wykłócałam się z nieznajomym w księgarni.

Pokręcił głową.

– To romanse. Tak jest tu napisane. – Uniósł jedną z książek, na okładce której znajdował się cytat babuni. Opinia, o którą wydawca błagał ją tak długo, że w końcu ustąpiła, po czym powyrywał z kontekstu jej słowa.

– „Nikt nie pisze takich historii miłosnych jak Noah Harrison” – przeczytałam na głos i lekko się uśmiechnęłam.

– Powiedziałbym, że Scarlett Stanton to dość szanowana autorka romansów, a pani? – Na jego twarzy odmalował się zabójczo seksowny uśmieszek. – Jeśli ona mówi, że to romans, to musi być to romans.

Jakim cudem ktoś tak niesamowicie atrakcyjny mógł mnie tak irytować?

– Powiedziałabym, że Scarlett Stanton to najprawdopodobniej najbardziej szanowana autorka romansów swojego pokolenia. – Pokręciłam głową i obróciłam się, by odejść, zanim nawrzeszczę na niego za to, że rzuca nazwiskiem babuni, jakby cokolwiek o niej wiedział.

– Zatem bezpiecznie wierzyć w jej rekomendację, tak? Jeśli facet chce przeczytać jakiś romans. A może aprobuje pani historie miłosne napisane jedynie przez kobiety? – zawołał za mną.

Poważnie? Zatrzymałam się na końcu przejścia pomiędzy regałami. Temperament wziął nade mną górę, gdy podeszłam do niego, by stawić mu czoła.

– Nie widzi pan kontekstu tego cytatu.

– To znaczy? – Na jego czole pojawiły się dwie zmarszczki.

– Opinia jest niepełna. – Spojrzałam w górę, próbując, przypomnieć sobie dokładnie słowa babuni. – Napisała wtedy: „Nikt nie pisze tak przepełnionych bólem, depresyjnych, udających historie miłosne obyczajów jak Noah Harrison”.

Słowa na okładce wydawca sobie zinterpretował. Niemal słyszałam w głowie głos babuni, która mówiła, że to zdecydowana przesada.

– Co? – Pewnie to wina tego, że przesunął się pod jarzeniówkami, ale wyglądał, jakby pobladł.

– Proszę posłuchać, to dość częste. – Westchnęłam. – Nie wiem, czy pan zauważył, ale tutaj w Poplar Grove wszyscy dość dobrze znaliśmy Scarlett Stanton, a ona zawsze mówiła to, co myślała. – To chyba przeszło w genach, pomyślałam. – Jeśli dobrze pamiętam, wspominała, że Harrison uwielbia opisy i… aliterację. – To najmilsze, co miała o nim do powiedzenia. – Nie miała nic do jego stylu, tylko do historii.

Drgnął mięsień na jego policzku.

– Cóż, lubię aliterację w romansach. – Wziął obie książki i skierował się do kasy. – Dziękuję za polecenie, pani…

– Ellsworth – odparłam mechanicznie, po czym wzdrygnęłam się lekko, gdy te słowa wyszły z moich ust. Przecież już się tak nie nazywam. – Miłej lektury, panie…

– Morelli.

Skinęłam mu głową i odeszłam, czując, że odprowadza mnie wzrokiem, gdy pani Rivera kasowała jego książki.

To tyle, jeśli chodziło o spokój. A najgorsze w tej małej sprzeczce było to, że może miał rację i książki babuni były nieco nierealistyczne. Jedyną znaną mi osobą, która się szczęśliwie zakochała, była moja przyjaciółka Hazel, ale wyszła za mąż dopiero pięć lat temu, więc trudno było w tej chwili wyrokować.

Pięć minut później wjechałam na naszą ulicę i minęłam chatę Grantham, najbliższą z wynajmowanych przez babunię nieruchomości. Wydawała się pusta, co miało miejsce pierwszy raz od… zawsze. Znajdowaliśmy się zaledwie pół godziny jazdy autem od Breckenridge, co oznaczało niskie opłaty za wynajem, więc domy tutaj nigdy nie stały puste.

Cholera. Nie dogadałam się z zarządcą. Pewnie tego dotyczyła jedna z kilkunastu nieodsłuchanych wiadomości lub jeden z tysiąca nieprzeczytanych maili. Przynajmniej poczta głosowa przestała przyjmować nowe nagrania, ale stos listów się powiększał. Musiałam wziąć się w garść i zacząć działać. Reszty świata nie obchodziło, że Damian złamał mi serce.

Wjechałam na podjazd i zaparkowałam przed domem, w którym się wychowałam. Na półkolistym placu stał już samochód z wypożyczalni.

Mama musi tu być. Ogarniało mnie powiększające się zmęczenie.

Zostawiwszy bagaże na później, wzięłam tylko torebkę i udałam się do drzwi siedemdziesięcioletniego budynku w stylu kolonialnym. Nie ma kwiatów. Tu i ówdzie widać było przesuszone sadzonki, ale żadna z rabatek nie mieniła się kolorami, jak zwykle o tej porze roku.

W ciągu ostatnich kilku lat babunia była za słaba, by spędzać aż tyle czasu na klęczkach, więc przylatywałam pomagać jej w ogrodzie. Damian nie tęsknił za mną wtedy… Teraz przynajmniej wiem dlaczego.

– Halo? – zawołałam, wchodząc do przedpokoju. Żołądek skurczył mi się, gdy poczułam zapach dymu. Mama paliła w domu babuni? Drewniana podłoga wyglądała, jakby nie była myta od zimy, a na stoliku widać było grubą warstwę kurzu. Babunia dostałaby szału, widząc wnętrze w takim stanie. Co stało się z Lydią? Prosiłam zarządcę, by nie zwalniał gosposi.

Otworzyły się przeszklone drzwi salonu i wyszła do mnie mama. Na mój widok straciła nieco ze swojego olśniewającego uśmiechu, jednak szybko znów wyszczerzyła zęby.

– Gigi! – Rozpostarła szeroko ramiona i przez dwie sekundy klepała mnie po plecach, co dość dosadnie definiowało naszą relację.

Boże, nienawidziłam tego zdrobnienia.

– Mama? Co tu robisz? – zapytałam łagodnie, nie chcąc, by się załamała.

Spięła się jednak, cofnęła, a jej uśmiech osłabł.

– Czekam na ciebie, skarbie. Wiem, że mocno przeżyłaś śmierć babuni, a teraz straciłaś i męża. Pomyślałam więc, że powinnaś mieć miejsce, w którym będzie ci wygodnie. – Na jej twarzy malowało się współczucie, gdy omiotła mnie wzrokiem, złapała lekko za ramiona i uniosła brwi. – Wyglądasz na poturbowaną przez los. Wiem, że jest ci teraz ciężko, ale przyrzekam, następnym razem będzie łatwiej.

– Nie chcę żadnego następnego razu – wyznałam cicho.

– Jak my wszystkie. – Spojrzenie matki zmiękło jak nigdy wcześniej w stosunku do mnie.

Zgarbiłam się, bo w grubym murze, który wznosiłam wokół siebie od lat, pojawiła się szczelina. Może mama się zmieniła i właśnie rozpoczynała nowy rozdział życia? Minęło tak wiele czasu, odkąd znajdowałyśmy się pod jednym dachem, więc może nadeszła chwila, byśmy mogły…

– Georgia? – zapytał mężczyzna, otwierając przeszklone drzwi od salonu. – Czy on już jest?

Uniosłam brwi chyba pod sufit.

– Christopherze, dasz mi chwilę? Właśnie przyjechała moja córka. – Mama posłała mu uśmiech wart milion dolarów, na który złapała swoich czterech pierwszych mężów, następnie wzięła mnie za rękę i pociągnęła do kuchni, nim zdołałam zerknąć do salonu.

– Co się dzieje, mamo? I nawet nie waż się kłamać. – Proszę, bądź szczera.

Zmienił się wyraz jej twarzy, co przypomniało mi o tym, jak w okamgnieniu potrafiła zmieniać wszystkie plany, jednocześnie będąc całkowicie wycofaną emocjonalnie. Po mistrzowsku opanowała te dwie umiejętności.

– Zawieram transakcję biznesową – powiedziała powoli, jakby rozważała własne słowa. – Nie masz się czym przejmować, Gigi.

– Nie nazywaj mnie tak. Wiesz, że tego nie znoszę. – Gigi była dzieckiem, które zbyt długo oglądało świat przez okno, a ja dorosłam. – Umowa biznesowa? – Zmrużyłam oczy.

– Wszystko się ułożyło, gdy czekałam na twój przyjazd. Czy tak trudno w to uwierzyć? Pozwij mnie za to, że starałam się być dobrą matką. – Uniosła głowę i zamrugała gwałtownie, zaciskając lekko usta, jakbym ją zraniła.

Ale nie kupiłam tej miny.

– Skąd on zna moje imię? – Coś mi tu nie pasowało.

– Dzięki Damianowi wszyscy je znają. – Przełknęła ślinę i poklepała swój idealny francuski kok, co stanowiło jej tik nerwowy. Kłamała. – Wiem, że cierpisz, ale naprawdę uważam, że gdybyś dobrze rozegrała tę sytuację, mogłabyś go odzyskać.

Chciała mnie rozproszyć. Ominęłam ją z uśmiechem i weszłam do pokoju.

Z miejsc poderwało się dwóch mężczyzn. Obaj ubrani byli w garnitury, ale ten, który wcześniej zerkał przez uchylone drzwi, wydawał się starszy o dobre dwadzieścia lat od drugiego.

– Przepraszam za najście. Georgia Ells… – Cholera. Odchrząknęłam. – Georgia Stanton.

– Georgia? – Starszy pobladł. – Christopher Charles – przedstawił się powoli i zerknął na drzwi, którymi matka zrobiła swoje wielkie wejście.

Natychmiast rozpoznałam nazwisko. Wydawca babuni. Był dyrektorem w wydawnictwie, gdy dekadę temu, w wieku dziewięćdziesięciu jeden lat, napisała swoją ostatnią książkę.

– Adam Feinhold. Miło mi panią poznać, pani Stanton – powiedział ten młodszy. Obaj wyglądali na pobladłych, gdy przenosili wzrok pomiędzy moją matką a mną.

– A teraz, gdy wszyscy się już znają, nie chce ci się pić, Gigi? Nalejmy ci coś. – Mama podeszła do mnie, wyciągając rękę.

Zignorowałam ją i zajęłam duży fotel uszak przy kanapie, zapewniając sobie znajomą wygodę.

– A co dokładnie wydawca mojej prababci robi w Poplar Grove w Kolorado?

– Obaj panowie przyjechali zawrzeć umowę na książkę, oczywiście. – Mama usiadła na skraju kanapy blisko mnie i poprawiła sukienkę.

– Na jaką książkę? – zapytałam Christophera i Adama. Matka miała wiele talentów, ale pisanie do nich nie należało, a widziałam wystarczająco wiele transakcji wydawniczych, aby wiedzieć, że żaden wydawca nie wsiadał do samolotu, bo mu się nudziło.

Zakłopotani Christopher i Adam spojrzeli na siebie nawzajem, więc powtórzyłam pytanie.

– O jaką książkę chodzi?

– Wydaje mi się, że nie ma tytułu – odparł powoli starszy z mężczyzn.

Spiął się każdy mięsień w moim ciele. Istniała tylko jedna książka, której babunia nie zatytułowała, ani której nie sprzedała. Mama by się nie odważyła… prawda?

Christopher przełknął ślinę i spojrzał na moją matkę.

– Właśnie podpisywaliśmy dokumenty i mieliśmy odebrać maszynopis. Wszyscy wiemy, że Scarlett nie przepadała za komputerami. Nie chcemy ryzykować utraty podczas wysyłki czegoś tak cennego jak ten oryginał.

Zaśmiali się obaj niezręcznie, a mama do nich dołączyła.

– Jaka to książka? – Tym razem zapytałam mamę, czując, jak kurczy mi się żołądek.

– Jej pierwsza… i ostatnia. – Wychwyciłam w jej oczach wyraźne błaganie. Pogardzałam tym, że złapało mnie za serce. – Ta o dziadku Jamesonie.

Dostałam mdłości. Bałam się, że zwymiotuję na perski dywanik, który tak uwielbiała babunia.

– Nie jest dokończona.

– Oczywiście, że nie, kochanie. Ale dopilnowałam, by do napisania zakończenia zatrudniono najlepszego z najlepszych – odparła mama ze słodyczą, która nie ukoiła moich mdłości. – Nie sądzisz, że babcia Scarlett chciałaby, aby wydano jej ostatnie słowa? – Obdarzyła mnie uśmiechem, który dla postronnych mógł wydawać się promienny i pełen dobrych intencji, ale dla mnie niósł obietnicę kary, jeśli odważę się publicznie ją zawstydzić.

Nauczyła mnie go tak dobrze, że posłałam jej podobny własny.

– Myślę, mamo, że gdyby babunia chciała wydać tę książkę, to by ją dokończyła. – Jak mogła? Podpisała umowę za moimi plecami?

– Nie zgadzam się. – Uniosła brwi. – Mówiła, że ta książka to jej dziedzictwo, Gigi. Nie uporała się z emocjami, by ją dokończyć i uważam, że to właściwe, byśmy zrobili to za nią. A ty?

– Nie. I skoro to ja jestem jedyną wymienioną w testamencie powierniczką jej literackiego zaufania, liczy się jedynie moje zdanie. – Wyłożyłam tę prawdę tak beznamiętnie, jak tylko potrafiłam.

Matka porzuciła pozory i patrzyła na mnie w wielkim szoku.

– Georgio, na pewno nie odrzuciłabyś…

– Zatem obie panie macie na imię Georgia? – zapytał zdenerwowany już lekko Adam.

Zamrugałam, gdy fragmenty układanki wskoczyły na swoje miejsca i parsknęłam śmiechem.

– Nieźle. – Nie tylko zamierzała zawrzeć umowę za moimi plecami, ale również podpisała się za mnie.

– Gigi… – zaczęła błagać.

– Powiedziała wam, że nazywa się Georgia Stanton? – zapytałam, wpatrując się w mężczyzn.

– Ellsworth, ale tak. – Christopher pokiwał głową, cały czerwony na twarzy.

– No to nią nie jest. To Ava Stanton-Thomas-Brown-O’Malley… A może dalej Nelson? Nie pamiętam, czy zmieniłaś już nazwisko. – Uniosłam brwi, patrząc na matkę, która wstała gwałtownie, piorunując mnie wzrokiem.

– Kuchnia. Natychmiast.

– Wybaczą nam panowie na chwilę. – Posłałam uśmiech zdumionym wydawcom, po czym zostawiłam ich i udałam się do kuchni. Chciałam usłyszeć jej wyjaśnienia.

– Nie zniszczysz mi tego! – syknęła, gdy znalazłyśmy się w pomieszczeniu, w którym babunia piekła w każdą sobotę.

Na blacie walały się naczynia, w powietrzu unosił się zapach zepsutego jedzenia.

– Co się stało z Lydią? – zapytałam, wskazując na bałagan.

– Zwolniłam ją. Była wścibska. – Matka wzruszyła ramionami.

– Od jak dawna tu mieszkasz?

– Od pogrzebu. Czekałam na ciebie…

– Daruj sobie. Zwolniłaś Lydię, bo wiedziałaś, że powiedziałaby mi o tym, że próbujesz sprzedać książkę. – Rozpalił się we mnie czysty gniew i zacisnęłam zęby. – Jak mogłaś?

Zgarbiła się.

– Gigi…

– Nienawidzę tego zdrobnienia, odkąd skończyłam osiem lat! Powtarzam, przestań mnie tak nazywać – warknęłam. – Naprawdę sądziłaś, że przejdzie, jeśli będziesz udawać, że jesteś mną? Przecież oni mają prawników, mamo! W końcu musiałabyś pokazać dokumenty.

– Wszystko szło świetnie, dopóki się tu nie pojawiłaś.

– A co z Helen? – zadrwiłam. – Powiedz, że nie zaoferowałaś maszynopisu z pominięciem agentki babuni.

– Zamierzałam ją powiadomić, jak tylko złożą ofertę. Przyrzekam. Przyjechali tu jedynie, by przeczytać materiał.

Pokręciłam głową na jej… Nawet nie wiedziałam, jak to opisać.

Westchnęła, jakbym to ja jej łamała serce i łzy napłynęły jej do oczu.

– Przepraszam, Georgio. Byłam zdesperowana. Proszę, zrób to dla mnie. Zaliczka pomogłaby mi stanąć na nogi…

– Poważnie? – Przyglądałam się jej. – Chodzi o pieniądze?

– Poważnie! – Uderzyła dłońmi w granitowy blat. – Moja własna babcia mnie wydziedziczyła i wszystko zapisała tobie. Dostałaś wszystko, a ja nic!

Wyrzuty sumienia zakłuły w niechronione fragmenty serca, te maleńkie, które nadal zaprzeczały, nie chcąc, zaakceptować faktu, że nie wszystkie matki chcą być mamami, w tym właśnie moja. Babunia nic jej nie zostawiła, lecz nie przeze mnie.

– Nie ma co sprzedać, mamo. Babunia nie dokończyła tej książki i wiesz, dlaczego tak się stało. Mówiła, że spisała tę historię tylko dla rodziny.

– Napisała ją dla mojego ojca! I należę do rodziny! Proszę, Georgio. – Wskazała na pomieszczenie. – Masz to wszystko. Daj mi chociaż tę jedną rzecz, a przyrzekam, że się z tobą podzielę.

– Nie chodzi o pieniądze. – Nawet ja nie czytałam tej książki, a ona chciała ją oddać?

– Mówi dziewczyna, która ma miliony.

Chwyciłam się krawędzi blatu kuchennej wyspy i odetchnęłam głęboko, starając się uspokoić serce i wprowadzić logikę do sytuacji, w której jej nie było. Czy zostałam zabezpieczona finansowo? Tak, ale miliony babuni zgodnie z jej wolą miały być przekazane na cele charytatywne, a mama nie była biedna.

Jednak była moją ostatnią żyjącą krewną.

– Proszę, skarbie. Posłuchaj warunków, jakie proponują. Tylko o to proszę. Możesz dać mi przynajmniej to? – zapytała drżącym głosem. – Tim mnie zostawił. Jestem… bez grosza.

Wyznanie to trafiło w moją świeżo rozwiedzioną duszę. Spojrzałam w jej oczy, tak podobne do moich, których barwę babunia opisywała jako „błękit Stantonów”. Była wszystkim, co miałam i nieważne przez ile gabinetów terapeutycznych przewinęłam się przez lata, nie zdołałam wyrzucić z siebie chęci zadowolenia jej. Udowodnienia własnej wartości.

Nie podjęłam decyzji w oparciu o chęć zysku, jak to sobie wyobrażała, lecz dlatego, że usłyszałam niepodobne do niej wyznanie.

– Wysłucham ich, ale to wszystko.

– Tylko o to proszę. – Pokiwała głową i obdarzyła mnie pełnym wdzięczności uśmiechem. – Naprawdę zostałam dla ciebie – szepnęła. – Po prostu przypadkowo natrafiłam na książkę.

– Chodźmy. – Zanim zacznę ci wierzyć.

Mężczyźni z lekką desperacją w głosach podali mi warunki, które zaproponowali wcześniej mojej matce. Widziałam w ich oczach świadomość, że kura znosząca złote jaja, jaką była ostatnia książka Scarlett Stanton, wymyka im się z rąk, choć tak naprawdę nigdy jej nie mieli.

– Będę musiała zadzwonić do Helen. Jestem pewna, że pamiętacie agentkę babuni – powiedziałam, gdy skończyli. – I nie ma mowy o prawach do ekranizacji jej dzieła. Wiecie, jakie miała zdanie na ten temat. Nie znosiła adaptacji filmowych.

Christopher zacisnął usta.

– I gdzie miejsce dla Ann Lowell? – Była redaktorką babuni przez ponad dwadzieścia lat.

– W zeszłym roku przeszła na emeryturę – odparł Christopher. – Adam jest obecnie naszym najlepszym redaktorem i przywiózł ze sobą najlepszego pisarza, który zdoła stworzyć koniec, mający podobno stanowić jedną trzecią książki. – Spojrzał na mamę, a ta pokiwała głową.

Czytała powieść? Poczułam gorycz zazdrości.

– Jest najlepszy – zapewnił Adam, spoglądając na zegarek. – Miliony sprzedanych egzemplarzy, fenomenalny, doceniany przez krytyków styl i co najlepsze, wierny fan Scarlett Stanton. Przynajmniej dwukrotnie przeczytał wszystkie jej dzieła i zajął sobie najbliższe pół roku na ten projekt, abyśmy mogli wydać książkę jak najszybciej. – Starał się posłać mi kojący uśmiech.

Ale poległ.

Zmrużyłam oczy.

– Zatrudniliście człowieka, który ma dopisać zakończenie do książki babuni?

Adam przełknął ślinę.

– Przyrzekam, naprawdę jest najlepszy. A ponieważ pani mama chciała z nim porozmawiać, żeby mieć pewność, że to dobra decyzja, więc też tu przyjechał.

Zamrugałam zdziwiona, że mama okazała się tak przewidująca i że pisarz… Nie.

– Nie pamiętam, kiedy ostatnio musiał brać udział w rozmowie o pracę – przyznał ze śmiechem Christopher.

Myśli w mojej głowie posypały się do króliczej nory niczym przewrócone domino. Niemożliwe.

– Jest tu w tej chwili? – zapytała mama. Zerknęła na drzwi i wygładziła sukienkę.

– Właśnie przyjechał – odpowiedział Adam, zerkając na swojego Apple Watcha.

– Usiądź, Georgio. Wprowadzę naszego gościa. – Mama poderwała się z miejsca i pospieszyła do drzwi, zostawiając naszą trójkę w niezręcznej ciszy, przerywanej jedynie tykaniem starego zegara.

– W zeszłym roku na gali spotkałem się z pani mężem – oznajmił Christopher i sztywno się uśmiechnął.

– Byłym mężem – poprawiłam.

– No tak. – Skrzywił się. – Uważam, że jego ostatni film był przereklamowany.

Właściwie każdy film Damiana – oprócz tych opartych na książkach babuni – był przereklamowany, ale nie zamierzałam o tym mówić.

Z przedpokoju dał się słyszeć głęboki śmiech. Włoski na karku stanęły mi dęba.

– Jest! – oznajmiła radośnie mama i otworzyła przeszklone drzwi.

Wstałam, gdy wszedł za matką i jakoś udało mi się zachować równowagę, gdy się zza niej wychylił.

Porzucił flirciarski uśmieszek i spojrzał na mnie, jakby zobaczył ducha.

Żołądek związał mi się w supeł.

– Georgio Stanton, poznaj, proszę… – zaczął Christopher.

– Noaha Harrisona – dokończyłam.

Noah, nieznajomy z księgarni, kiwnął głową.

Nie obchodziło mnie, jak grzesznie atrakcyjny był ten facet. Jedyny sposób, w jaki dostanie maszynopis babuni, to po moim trupie.

 

Rozdział 2

 

 

 

Noah

 

 

 

 

 

Scarlett, moja Scarlett.

Mam nadzieję, że znajdziesz ten list dopiero, gdy będziesz pośrodku Atlantyku – zbyt daleko, aby zmienić decyzję, którą podjęłaś w swojej pięknej, upartej głowie. Wiem, że na to przystaliśmy, ale niszczy mnie myśl, że nie zobaczę Cię przez miesiące, a nawet lata. Trzymam się jedynie dzięki wiedzy, że będziesz bezpieczna. Dzisiejszej nocy, zanim wymknąłem się z łóżka, by to napisać, próbowałem sobie Ciebie zapamiętać. Zapach Twoich włosów, to jaka w dotyku jest Twoja skóra. Światło w Twoim uśmiechu, sposób, w jaki zaciskasz usta, gdy się droczysz. Twoje oczy – piękne, niebieskie oczy – które za każdym razem powalają mnie na kolana. Nie mogę się doczekać, aż ponownie ujrzę je pod niebem Kolorado. Jesteś silna, moja ukochana, i odważniejsza niż ja kiedykolwiek będę. Nigdy nie podjąłbym się tego, z czym Ty teraz musisz się mierzyć. Kocham Cię, Scarlett Stanton. Kochałem Cię od naszego pierwszego tańca i będę kochał do końca życia. Pamiętaj o tym, gdy będzie dzielił nas ocean. Ucałuj ode mnie Williama. Zapewnij mu bezpieczeństwo. Nim zdążysz za mną zatęsknić, wrócę do Ciebie i będziemy w miejscu, w którym nie słychać alarmów przeciwlotniczych, nie ma bombardowań, żadnych misji ani wojny – tylko nasza miłość.

Do zobaczenia wkrótce.

Jameson

 

––––––––––––––––––––

 

Stanton. Ta piękna, irytująca kobieta z księgarni to cholerna Georgia Stanton.

Zaniemówiłem po raz pierwszy od wielu lat.

Nigdy nie przeżyłem jednego z tych niesamowitych, tak często przeze mnie opisywanych momentów, kiedy ktoś zaledwie rzuca okiem na obcą osobę i od razu wie. Do czasu aż zobaczyłem ją w księgarni. Odwróciła się do mnie z książką mojej ulubionej autorki w rękach i ze smutkiem w oczach… I to była właśnie taka chwila. Magia zniknęła, gdy zrozumiałem, co mówi.

Nikt nie pisze tak przepełnionych bólem, depresyjnych, udających historie miłosne obyczajów jak Noah Harrison. Słowa kobiety powróciły echem w mojej głowie, parząc niczym rozgrzane żelazne narzędzie do wypalania piętna.

– Noah? – Chris wskazał ostatnie wolne miejsce, choć spotkanie wyglądało bardziej na interwencję.

– Oczywiście – mruknąłem, ale zbliżyłem się do Georgii. – Miło mi panią oficjalnie poznać.

Dłoń kobiety była ciepła w uścisku, w przeciwieństwie do jej krystalicznych, niebieskich oczu. Nie dało się zaprzeczyć temu uczuciu, natychmiastowemu przyciąganiu, nawet teraz, gdy wiedziałem, kim naprawdę jest. Nic nie mogłem na to poradzić. Jej słowa w księgarni pozostawiły mnie bez słów i teraz ponownie ledwo mogłem zebrać myśli.

Była oszałamiająca – naprawdę piękna. Włosy falowane i tak czarne, że niemal bił z nich granatowy odcień, a kontrast z delikatną skórą o barwie kości słoniowej przywodził na myśl epitety określające Królewnę Śnieżkę. Nie dla ciebie, Morelli. Ona nie chce mieć z tobą nic wspólnego.

Ale pragnąłem jej. Miałem poznać tę kobietę. Czułem to każdą komórką mojego ciała.

– Naprawdę kupił pan własne książki? – zapytała, unosząc brwi, gdy puściłem jej rękę.

Zacisnąłem zęby. Oczywiście, że tylko to zapamiętała.

– Miałem je odłożyć i pozwolić, by myślała pani, że mnie przekonała?

– Pochwalam konsekwencję. – Uniósł się kącik jej niesamowicie ponętnych ust. – Ale dzięki temu ta chwila mogła być nieco mniej niezręczna.

– Myślę, że ta opcja przepadła, gdy stwierdziła pani, że wszystkie moje książki czyta się tak samo. – I nazwałaś seks niezadowalającym. Potrzebowałem dosłownie jednej nocy, aby pokazać jej, jak bardzo mógł być satysfakcjonujący.

– Bo tak jest.

Musiałem przyznać – nie wycofywała się łatwo. Chyba nie tylko ja byłem tutaj uparty.

Odchrząknęła druga przebywająca w pomieszczeniu kobieta, a Chris i Adam mruknęli coś do siebie, przypominając mi, że nie było to spotkanie towarzyskie.

– Noah Harrison. – Uścisnąłem dłoń starszej kobiety, omiatając wzrokiem rysy jej twarzy. To musiała być… matka Georgii?

– Ava Stanton – powiedziała z olśniewająco białym uśmiechem. – Mama Georgii.

– Chociaż bez trudu mogłyby panie uchodzić za siostry – dodał Chris i zaśmiał się lekko.

Musiałem stłumić chęć przewrócenia oczami.

Georgia się nie powstrzymała, przez co ledwo zapanowałem nad uśmiechem.

Usiedliśmy i znalazłem się naprzeciwko Georgii, która rozsiadła się w fotelu, założyła nogę na nogę i w jakiś sposób, odziana w dżinsy i czarną koszulkę, wyglądała na zrelaksowaną i dystyngowaną jednocześnie.

Chwila. Nagle poczułem, że skądś ją kojarzę – nie tylko z księgarni. Przemknęły mi przez głowę obrazy gali. Czy już się spotkaliśmy?

– Noah, może opowiesz Georgii i oczywiście Avie, dlaczego powinny zaufać ci z niedokończonym dziełem pani Scarlett Stanton? – zachęcił Chris.

Zamrugałem.

– Słucham? – Byłem tu, by odebrać maszynopis. Kropka. To jedyny powód, dla którego niemal wyszedłem z siebie, by powiedzieć „tak”. Chciałem być pierwszym, który go przeczyta.

Adam odchrząknął i spojrzał na mnie błagalnie.

Poważnie?

– Noah? – Ruchem głowy wskazał na kobiety.

Chyba tak. Nie wiedziałem, czy się śmiać, czy krzywić.

– Bo obiecuję, że go nie zgubię? – Uniosłem głos na końcu, zmieniając to oczywiste stwierdzenie w pytanie.

– Pocieszające – rzuciła Georgia.

Zmrużyłem oczy.

– Noah, wyjdźmy do przedpokoju – polecił Adam.

– Zrobię wszystkim coś do picia! – zaproponowała Ava i pospiesznie wstała.

Georgia odwróciła wzrok, gdy podążyłem za Adamem przez przeszklone drzwi do holu.

Dom był skromnie urządzony jak na posiadłość Scarlett Stanton, ale ozdobne gzymsy i kunsztownie wyrzeźbiona balustrada przy wachlarzowych schodach wskazywały na wysoką jakość wykończenia i gust poprzedniej właścicielki. Zupełnie jak jej nieskazitelny, urzekający charakter pisma – wyrafinowany, ale bez zbędnych zawijasów – tak samo dom sprawiał wrażenie kobiecego bez ani jednej kwiecistej tkaniny z piekła rodem. Wszystko było eleganckie i dopasowane… Przypominało mi Georgię, oczywiście pomijając jej temperament.

– Mamy problem. – Adam przeczesał palcami ciemnoblond włosy i posłał mi spojrzenie, które wcześniej widziałem tylko raz – kiedy znaleźli literówkę na jednej z moich okładek, a książki poszły już do druku.

– Zamieniam się w słuch. – Skrzyżowałem ręce na piersi. Adam był jednym z moich przyjaciół i wykazywał się takim rozsądkiem, jakim tylko można było w nowojorskim wydawnictwie, więc jeśli mówił, że mieliśmy problem, to go mieliśmy.

– Matka pozwoliła nam wierzyć, że jest córką – palnął prosto z mostu.

– W jaki sposób? – Jasne, obie kobiety były piękne, ale wyraźnie było widać, że Ava jest starsza o dekadę… lub dwie.

– W taki, że nie wiadomo, kto ma prawa do książki.

Poczułem, jak lunch podchodzi mi do gardła. Teraz wszystko stało się jasne – matka chciała, żebym dokończył książkę… a Georgia nie. Cholera jasna.

– Mówisz mi, że umowa, którą negocjowaliśmy przez ostatnie tygodnie, nie dojdzie do skutku? – Zacisnąłem zęby. Nie tylko znalazłem czas na to przedsięwzięcie, ale zawiesiłem na kołku całe swoje życie i wróciłem dla niego z Peru. Chciałem tej cholernej książki i myśl, że mogła wyślizgnąć mi się z palców, była nie do zniesienia.

– Jeżeli nie zdołasz przekonać Georgii Stanton, że jesteś idealnym kandydatem, który zdoła dokończyć tę książkę, to tak, właśnie to mówię.

– Ja pierdolę. – Żyłem dla wyzwań, w wolnym czasie przekraczałem granice swojego ciała i umysłu poprzez wspinaczkę i pisanie, a ta książka stanowiła dla mnie mentalny Everest – coś, co wypychało mnie poza strefę komfortu. Dopasowanie się do głosu innego autora, zwłaszcza takiego, którego uwielbiałem, nie byłoby jedynie zawodowym osiągnięciem. W grę wchodziły również aspekty osobiste.

– Dokładnie – zgodził się Adam.

– Spotkałem się z nią wcześniej. Nie podobają jej się moje książki. – Co nie wróżyło dla mnie za dobrze.

– Tak to odebrałem. Proszę, powiedz, że nie byłeś dupkiem jak zwykle. – Nieznacznie zmrużył oczy.

– Ech, „dupek” to pojęcie względne.

– Cudownie – rzucił z sarkazmem.

Potarłem czoło między brwiami, starając się, wymyślić sposób na zmianę opinii kobiety, która najwyraźniej wyrobiła ją sobie na długo przed naszym spotkaniem. Nie pamiętałem, kiedy po raz ostatni ciężka praca czy odrobina uroku nie przyniosły mi tego, czego pragnąłem, a w mojej naturze nie leżało wycofywanie się czy przyznawanie do porażki.

– A może dam ci chwilę na zebranie myśli, po czym wrócisz i sprawisz, że wydarzy się cud? – Klepnął mnie w ramię i zostawił przy drzwiach. Słuchałem, jak Ava krząta się po kuchni.

Z tylnej kieszeni wyjąłem telefon i wybrałem numer osoby, która bez wątpienia mogła udzielić mi bezstronnej porady.

– Czego chcesz, Noah? – Głos Adrienne przebił się przez kakofonię krzyków jej dzieci w tle.

– Jak mam przekonać kogoś, komu nie podobają się moje książki, że nie jestem beznadziejnym pisarzem? – zapytałem cicho, odwracając się twarzą w kierunku kolejnych drzwi w korytarzu.

– Czy ty naprawdę zadzwoniłeś do mnie tylko po to, żebym dopieściła twoje ego?

– Nie żartuję.

– Wcześniej nie obchodziło cię, co myślą o tobie ludzie. Co się dzieje? – zagadnęła łagodniejszym głosem.

– To niedorzecznie skomplikowane i mam jakieś dwie minuty, żeby znaleźć odpowiedź.

– Dobra. Po pierwsze, nie jesteś beznadziejnym pisarzem, uwielbiają cię miliony, a to coś znaczy. – Dźwięki w tle ucichły, więc pewnie zamknęła drzwi.

– Musisz tak mówić, jesteś moją siostrą.

– Nie podobało mi się przynajmniej jedenaście z twoich książek – odparła wesoło.

Stłumiłem śmiech.

– Dziwnie dokładna liczba.

– Nie ma w niej nic dziwnego. Mogę ci dokładnie wymienić, które mi się…

– Nie pomagasz, Adrienne. – Wpatrywałem się w niewielką wystawę fotografii na stoliku, pośród których znajdowało się kilka różnych szklanych wazonów. Ten, który wyglądał jak oceaniczna fala, był z pewnością ręcznie dmuchany i stał obok zdjęcia chłopca. Zrobiono je zapewne w późnych latach czterdziestych. Było też takie, na którym uchwycono bal debiutantek, na którym była… Ava? Dalej ponownie dziecko, ale tym razem chyba Georgia w ogrodzie. Nawet gdy była mała, wyglądała na poważną, może nawet smutną, jakby świat zawiódł ją już wtedy. – Jakoś nie sądzę, by poinformowanie Georgii Stanton, że mojej siostrze również nie podobają się moje książki, pomogło w całej tej sytuacji.

– Mówię tylko, że nie znoszę twoich fabuł, nie stylu pis… – urwała. – Czekaj, powiedziałeś Georgia Stanton?

– Tak.

– Cholera – mruknęła.

– Mam już pewnie tylko z pół minuty. – Każde uderzenie serca czułem jak odliczanie. Jak to się stało, że wszystko się tak szybko popsuło?

– Co ty, do licha, robisz z prawnuczką Scarlett Stanton?

– Pamiętasz, jak mówiłem, że to skomplikowane? I skąd wiesz, kim jest Georgia Stanton?

– Dlaczego ty tego nie wiesz?

Ava przeszła przez przedpokój, niosąc niewielką tacę z czymś, co wyglądało na szklaneczki z lemoniadą. Posłała mi uśmiech i prześlizgnęła się przez szczelinę w uchylonych drzwiach.

Czas się kończył.

– Słuchaj, Scarlett Stanton zostawiła niedokończony maszynopis, a Georgia, która nie znosi moich książek, ma zdecydować, czy dostanę to zlecenie.

Siostra aż sapnęła.

– Powiedz coś.

– Dobra, dobra. – Milczała, a ja niemal mogłem zobaczyć, jak pracują trybiki w jej mózgu. – Powiesz Georgii, że pod żadnym pozorem Damian Ellsworth nie może reżyserować, produkować czy węszyć wokół tej historii.

Zmarszczyłem czoło.

– To nie ma nic wspólnego z prawami do adaptacji filmowej. – Facet i tak był do bani. Napisałem temu reżyserowi niejedną kiepską recenzję.

– No weź, jeśli dokończysz dzieło Scarlett Stanton, to będzie wielka sprawa.

Z tym akurat nie mogłem się spierać. Scarlett od czterdziestu lat gościła na listach „New York Timesa”.

– Co Damian Ellsworth ma wspólnego ze Stantonami?

– Ha, wiem o czymś, o czym ty nie masz pojęcia. Jak dziwnie… – dumała.

– Adrienne – warknąłem.

– Pozwól mi się tym przez chwilę delektować – poprosiła.

– Zaraz stracę umowę.

– Skoro tak to ujmujesz. – Wyobraziłem sobie, jak przewraca oczami. – Ellsworth od tygodnia jest byłym mężem Georgii. Reżyserował Zimową pannę młodą…

– Książkę Stanton? Tę o gościu, który utknął w małżeństwie bez miłości?

– Tak, tę. W każdym razie został przyłapany na romansie z Paige Parker. Ironia, co? Dowód ma urodzić się lada dzień. Nigdy nie robisz zakupów w sklepie spożywczym? Georgia od pół roku nie schodzi z okładek wszystkich brukowców. Nazwali ją Królową Lodu, bo nie chciała okazywać emocji i, no wiesz, film.

– Mówisz poważnie? – To była mądra, ale okrutna sztuka o dumnej żonie, która, o ile pamiętam, umarła, zanim mąż i jego kochanka odnaleźli szczęście. Wygląda na to, że sztuka imituje życie.

– To naprawdę smutne. – Westchnęła. – Zazwyczaj unikała mediów, ale teraz… cóż, jej historia jest wszędzie.

– Cholera. – Zagryzłem zęby. Żadna kobieta na to nie zasługiwała. Ojciec nauczył mnie, że mężczyzna ma taką wartość, jaką wartość ma jego słowo, a śluby są jego najwyższą formą, słowem ostatecznym. Właśnie dlatego nigdy się nie ożeniłem. Nie składam obietnic, których nie jestem w stanie dotrzymać i nigdy nie byłem z kobietą, dla której byłbym gotów porzucić wszystkie inne. – Okej. Dzięki, Adrienne. – Podszedłem do drzwi salonu.

– Powodzenia. Czekaj! Noah?

– Tak? – Zatrzymałem się z dłonią na klamce.

– Zgadzaj się z nią.

– Słucham?

– Tu nie chodzi o ciebie, ale o jej prababkę. Zostaw swoje wielkie ego za drzwiami.

– Nie mam…

– Tak, masz.

Prychnąłem. Nie ma nic złego w tym, że jest się w czymś najlepszym i ma się tego świadomość, ale romanse nie były tym, co zwykle pisałem.

– Jeszcze coś? – zapytałem z sarkazmem. Moja siostra wytknie mi każdą wadę.

– Hm, powinieneś powiedzieć jej o mamie.

– Nie. – Na pewno do tego nie dojdzie.

– Noah, mówię ci, dziewczyny lecą na facetów, którzy kochają swoje mamusie na tyle, by im czytać. Podbijesz jej serce, wierz mi, ale nie staraj się przy tym flirtować.

– Nie flir…

Wybuchła śmiechem.

– Za dobrze cię znam i kocham cię, ale widziałam zdjęcia Georgii Stanton i zdecydowanie to nie twoja liga.

Jakoś nie mogłem się z nią nie zgodzić.

– Milusio. Dzięki i też cię kocham. Do zobaczenia w przyszły weekend.

– Tylko nic ekstrawaganckiego!

– To, co kupię mojej siostrzenicy na urodziny, pozostanie między nią a mną. Do zobaczenia. – Rozłączyłem się i wróciłem do salonu. Na wszystkich twarzach, które na mnie spojrzały gościła nadzieja. Oprócz twarzy Georgii.

Niespiesznie podszedłem do miejsca, w którym poprzednio siedziałem. Zatrzymałem się, aby spojrzeć na zdjęcie, któremu przyglądała się Georgia.

Na fotografii znajdowała się Scarlett Stanton. Siedziała za masywnym biurkiem w okularach na nosie i pisała na tej samej starej maszynie, na której stworzyła wszystkie swoje książki. Obok niej na podłodze siedziała oparta plecami o biurko Georgia. Wyglądała na jakieś dziesięć lat.

To ona była właścicielką praw do książki prababki… nie jej matka, która była wnuczką Scarlett, co oznaczało, że relacje w tej rodzinie wykraczały daleko poza moje pojmowanie.

Zamiast usiąść, stanąłem plecami do kominka za fotelem, zacisnąłem palce na jego oparciu i spojrzałem na Georgię, tak jakbym patrzył na skałę, na którą chcę się wspiąć i szukał odpowiedniego sposobu i najlepszej drogi.

– Chodzi o to – powiedziałem wprost do Georgii, ignorując wszystkich innych w pokoju – że nie podobają się pani moje książki.

Uniosła brwi i lekko przechyliła głowę w bok.

– Ale to w porządku, ponieważ ja uwielbiam książki Scarlett Stanton. Wszystkie. Każdą jedną. Nie jestem człowiekiem, który nienawidzi literatury romantycznej, za jakiego mnie pani uważa. Dwukrotnie przeczytałem wszystkie dzieła pani prababci, niektóre nawet więcej razy. Miała unikatowy styl, pisała niesamowicie emocjonalnie, co ogromnie podziwiam w romansach. – Wzruszyłem ramionami.

– W tym się zgadzamy – odparła Georgia, jednak w jej tonie nie wychwyciłem uszczypliwości.– W tym gatunku literackim nikt nie może równać się z pani prababcią i nikomu nie powierzyłbym dokończenia jej książki, a znam kilku pisarzy. Jestem tym, którego pani potrzebuje. Jestem tym, który odda tej powieści sprawiedliwość. Wszyscy inni piszący na poziomie, którego wymaga ta książka, będą chcieli zmienić fabułę według władnego uznania lub odcisnąć na niej własne piętno. Ja nie – przyrzekłem.

– Nie? – Obróciła się w fotelu.

– Jeżeli pozwoli mi pani dokończyć tę książkę, pozostanie ona jej dziełem. Będę niestrudzenie walczył, aby czytała się, jakby to ona napisała drugą połowę. Nie zdoła pani powiedzieć, gdzie skończy się jej tekst, a zacznie mój.

– Ostatnią jedną trzecią – poprawiła Ava.

– Cokolwiek będzie trzeba. – Nie odwróciłem wzroku, gdy Georgia wpatrywała się we mnie hardo. O czym, do cholery, myślał Ellsworth? Kobieta była wspaniała, przepiękna, miała cudowne krągłości, bystry umysł i cięty język. Żaden facet przy zdrowych zmysłach nie zdradzałby takiej kobiety jak ona. – Wiem, że ma pani wątpliwości, ale zamierzam pracować tak długo, aż panią przekonam.

Myśl tylko o interesach.

– Ponieważ jest pan tak dobry – rzuciła z sarkazmem.

Stłumiłem uśmiech.

– Ponieważ jestem aż tak dobry.

Przyglądała mi się uważnie, gdy stary zegar tykał obok, po czym pokręciła głową.

– Nie.

– Nie? – Zacisnąłem zęby ze złości.

– Nie. Ta książka jest niesłychanie osobista dla naszej rodziny…

– Dla mnie również. – Cholera. Naprawdę mogłem przegrać tę sprawę.

Puściłem fotel i potarłem kark.

– Proszę posłuchać, kiedy miałem szesnaście lat, mama miała poważny wypadek samochodowy i… całe wakacje siedziałem przy jej łóżku i czytałem jej książki pani prababci. – Opuściłem informację, że było to częścią kary, którą wyznaczył mi ojciec. – Nawet te satysfakcjonujące fragmenty. – Uśmiechnąłem się lekko, gdy uniosła brwi. – Dla mnie również jest osobista.

Na chwilę jej spojrzenie złagodniało, nim uniosła głowę.

– W takim razie byłby pan skłonny przystać, by książka nie została podpisana pana nazwiskiem?

Żołądek mi się skurczył. Szlag, od razu zadała śmiertelny cios, co?

Zostaw ego za drzwiami. Z naszej dwójki to Adrienne zawsze miała więcej rozsądku, ale przystanie na jej radę było równie bolesne jak ścieranie duszy na tarce do sera.

Czy największym marzeniem mojego życia było to, by moje nazwisko znalazło się na okładce obok Scarlett Stanton? Oczywiście, ale przecież chodziło o coś więcej. To nie kłamstwo, że kobieta była jedną z moich idolek i po dziś dzień mama stawiała jej dzieła nawet ponad moimi.

– Jeśli utajnienie mojej pracy nad maszynopisem jest tym, co zapewni panią, że jestem tu dla książki, a nie dla rozgłosu, przystanę na to – odparłem powoli, aby wiedziała, że mówię poważnie.

Popatrzyła ze zdziwieniem i otworzyła usta.

– Jest pan pewien?

– Tak. – Dwukrotnie zacisnąłem zęby. To nic innego jak brak dokumentowania wspinaczki na jakąś skałę, prawda? Będę miał świadomość, że to zrobiłem, nawet jeśli nikt się o tym nie dowie. Przynajmniej będę pierwszym, który przeczyta maszynopis, nawet zanim zrobią to Chris czy Adam. – Ale będę prosił o pozwolenie, bym mógł powiedzieć swojej rodzinie, jako że i tak zdążyłem już to zrobić.

Rozpogodziła się, po czym szybko zapanowała nad wyrazem twarzy.

– Jeśli, i podkreślam, jeśli, pozwolę ją panu ukończyć, będę musiała zaakceptować ostateczną wersję książki.

Złapałem znowu za oparcie fotela i wbiłem palce w materiał.

Adam prychnął.

Chris wymamrotał przekleństwo.

Ava przenosiła wzrok z twarzy córki na moją, jakby oglądała mecz tenisa.

Nawet przy wszystkim, co tu się działo, czułem, jakbyśmy w tym pokoju byli tylko ja i Georgia. Zaszła między nami zmiana – nawiązaliśmy połączenie. Czułem to już w księgarni, lecz teraz było silniejsze. Bez względu na to, czy było to tylko wyzwanie, wzajemne przyciąganie, możliwość dostania maszynopisu, czy coś innego, było tak namacalne jak prąd elektryczny.

– Zdecydowanie możemy omówić redakcję, ale Noah przynajmniej od dwudziestu książek ma w umowach prawo ostatecznego zatwierdzania tekstu – zaprotestował spokojnie Adam, wiedząc, że to jeden z moich ostatecznych warunków. Kiedy już wiedziałem, dokąd zmierza dana historia, pozwalałem, aby bohaterowie zabierali mnie do jej końca i byłem zdeterminowany, żeby wygładzić tekst najlepiej jak się da.

Ale to nie była moja historia, prawda? To dziedzictwo jej prababki.

– Dobra. Zgadzam się być drugim. – Postąpiłem wbrew sobie, ale zamierzałem przystać na ten warunek.

Chris i Adam patrzyli na mnie zdumieni.

– Ten jeden raz – dodałem, spoglądając na moich wydawców. Agent chyba by oszalał, gdybym ustanowił w tym względzie precedens.

Georgia bardzo powoli oparła się w fotelu.

– Najpierw muszę przeczytać maszynopis, a potem porozmawiać z Helen, byłą agentką babuni.

Zakląłem szpetnie w duchu, ale pokiwałem głową. To tyle, jeśli chodzi o bycie pierwszym.

– Zarezerwowałem miejsce w pensjonacie Szemrzący Potok, więc zostawię pani adres…

– Wiem, gdzie to jest.

– Jasne. Zostanę do końca tygodnia. Jeśli wcześniej wypracujemy umowę, wezmę maszynopis i listy do Nowego Jorku i zacznę pracę. – Dobrze, że lubiłem wędrować po górach, bo miałem tutaj sporo miejsc do odwiedzenia, gdy ona będzie decydować. Chociaż nie chciałem tego przyznawać, nie miałem już wpływu na tę umowę.

– Zgadzam się – przytaknęła. – I będzie mógł pan podpisać się na książce.

Serce gwałtownie mi przyspieszyło. Najwyraźniej zdałem test.

Chris, Adam i Ava westchnęli jednocześnie.

Georgia otworzyła szeroko oczy i spojrzała na matkę.

– Chwila.

Spiął się każdy mięsień w moim ciele.

– Jakie listy?

 

 

Ciąg dalszy w wersji pełnej

 

 

 

 

 

Tytuł oryginału: The Things We Leave Unfinished

 

Copyright © 2021 by Rebecca Yarros

All rights reserved

 

Translation copyright © 2023 by Grupa Wydawnicza FILIA

This edition is published by arrangement with Alliance Rights Agency

c/o Entangled Publishing, LLC

 

Wszelkie prawa zastrzeżone

 

Żaden z fragmentów tej książki nie może być publikowany w jakiejkolwiek formie bez wcześniejszej pisemnej zgody Wydawcy. Dotyczy to także fotokopii i mikrofilmów oraz rozpowszechniania za pośrednictwem nośników elektronicznych.

 

Wydanie I, Poznań 2023

 

Projekt okładki: Bree Archer

Zdjęcia na okładce:

CatLane/Getty Images

Cappels/Getty Images

Pkanchana/Getty Images

 

Redakcja, korekta, skład i łamanie: Editio

 

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej:

„DARKHART”

Dariusz Nowacki

[email protected]

 

 

eISBN: 978-83-8280-704-2

 

 

Grupa Wydawnicza Filia sp. z o.o.

ul. Kleeberga 2

61-615 Poznań

wydawnictwofilia.pl

[email protected]

 

SERIA: HYPE