Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
32 osoby interesują się tą książką
Kostrzewo to z pozoru zwykłe miasto. Kiedy zaledwie w ciągu paru dni dochodzi do zabójstwa młodej kobiety i porwania nastolatki, jest to dopiero początek koszmaru, którzy wstrząśnie miastem. Nikt nie domyśla się, że prawda stojąca za tymi wydarzeniami jest o wiele bardziej skomplikowana i makabryczna niż ktokolwiek mógłby przypuszczać.....
Cyryl Lewandowski porywając Adę Krawczyk, chciał zapełnić pustkę w swoim życiu, nie zważając na konsekwencje. Nie spodziewał się, że utworzy się między nimi magiczna więź, o której marzył. Nie spodziewał się, że ta relacja popchnie go w ramiona czystego, mrocznego, szaleństwa.
Czy w takim układzie możliwy jest happy end? A może pewnych grzechów nie da się odkupić?
Książka + 18
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 248
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Wojciech Nightmare
RADIO
SWEETHEART
Wrocław, 2025
Dla moich Przyjaciół, którzy zawsze mnie wspierają…
Prolog
Wycinek prasowy
BRUTALNE ZABÓJSTWO PRZY MAJOWEJ! KTO SPALIŁ CIAŁO KOBIETY W WINDZIE?
Dnia dwudziestego ósmego sierpnia dwa tysiące dziesiątego roku w bloku na ulicy Majowej w Kostrzewie dokonano makabrycznej zbrodni. Ofiara to dwudziestojednoletnia Agata S., której zwłoki odkrył sąsiad. Udało nam się z nim skontaktować, udzielił następującego komentarza:
– To była noc jak zwykle. Siedziałem w mieszkaniu i oglądałem telewizję, gdy nagle poczułem smród z klatki schodowej. Czuć było mieszankę spalenizny i gnijącego mięsa. Ten zapach nie zniknął przez kolejnych dwadzieścia minut. Stwierdziłem, że coś jest nie tak i poszedłem sprawdzić. Gdy wyszedłem na korytarz… Boże, pani Agatka… To był horror…
Mężczyzna odkrył w windzie płonące zwłoki kobiety i wezwał na miejsce policję. Zwróciliśmy się do rzecznika miejscowej komendy z prośbą o komentarz.
– Na tym etapie śledztwa nie możemy udzielić żadnych informacji z uwagi na jego dobro – poinformował.
Niemniej, jak nieoficjalnie udało nam się ustalić, czynności są prowadzone w kierunku podejrzenia morderstwa, a sekcja zwłok ofiary wykazała obecność dodatkowych obrażeń potwierdzających tę tezę. W mieszkaniu zabitej znaleziono rzekomo wiadomość od zabójcy. Niestety nie jest znana jej treść.
***
ZAGINIONA NASTOLATKA! CZYŻBY KOLEJNA OFIARA ZWYRODNIALCA Z MAJOWEJ?
Dnia pierwszego września dwa tysiące dziesiątego roku, zaledwie cztery dni po makabrycznym zabójstwie, zgłoszono policji zaginięcie piętnastoletniej Adrianny Krawczyk. Dziewczynka mieszkała w tym samym bloku co zamordowana Agata S.
Zgłoszenia dokonał ojciec nastolatki, który zgodził się udzielić mediom komentarza. Matka zaginionej ze względu na zły stan emocjonalny nie była w stanie tego zrobić.
– Córka wróciła do domu jak zwykle po szkole. Miała na sobie jeszcze plecak, kiedy poprosiłem, żeby wyniosła śmieci, jak zawsze zresztą. Wzięła je i wyszła. Zachowywała się normalnie, tak jak zwykle, nic nie wzbudziło mojego niepokoju. Kiedy mniej więcej po godzinie nie wróciła, zaczęliśmy się z żoną denerwować, a gdy ściemniło się, zaczęliśmy jej szukać. To nic nie dało, więc udałem się na komisariat, aby zgłosić zaginięcie. Boże, co się stało z naszą córeczką?
Policja prowadzi obecnie intensywne poszukiwania zaginionej. Do akcji włączyli się też mieszkańcy miasta, na razie bez rezultatów. Rzecznik prasowy komendy policji udzielił nam następującego komentarza:
– Są prowadzone czynności śledcze mające na celu ustalenie miejsca pobytu zaginionej. Miasto jest patrolowane, sprawdzamy też różne wątki. Ze względu na dobro postępowania nie mogę powiedzieć nic więcej.
Nieoficjalnie udało nam się ustalić, że jeden z kierunków śledztwa skupia się na powiązaniu zaginięcia Adrianny z dokonanym kilka dni wcześniej zabójstwem. Nie sposób nie odnieść wrażenia, że obie te sprawy łączą się, a za zniknięciem dziewczyny oraz zabójstwem Agaty S. stoi ta sama osoba. Wobec powyższego pojawia się pytanie: czy w naszym mieście grasuje seryjny morderca?
Rozdział 1
Cyryl
Do czego byłbyś w stanie posunąć się, by uciszyć ten przeszywający głos samotności i bolesną pustkę niezrozumienia? Pytanie brzmi jak wstęp do dramatycznej opowieści. Paradoksalnie, rzadko je sobie zadajemy, bo większość z nas szczęśliwie otaczają ludzie, którzy wypełniają trudne chwile wsparciem, a nierzadko nawet obdarzają nas tą cudowną, niemal mistyczną magią – miłością. To naturalne, że rzadko zatrzymujemy się, by przemyśleć coś, co wydaje się odległe, nietykalne... aż do momentu, gdy samotność puka do naszych drzwi.
Życie bywa nieprzewidywalne, o czym chyba każdy się przekonał. Czasem jeden moment jest w stanie wszystko diametralnie zmienić. Czy Fryderyk Clegg, bohater mojej ulubionej powieści Kolekcjoner, przewidywał, że gdy porwie piękną Mirandę Grey i uwięzi ją w swojej piwnicy w nadziei, że ta go pokocha, ona umrze na zapalenie płuc i skończy pochowana pod jabłonią? Podobnie Wolfgang Přiklopil, gdy uprowadził Nataschę Kampusch i więził ją przez osiem lat w swojej piwnicy, z pewnością nie sądził, że dziewczyna któregoś dnia ucieknie, a jemu przyjdzie rzucić się pod pociąg w obawie przed aresztowaniem. Obie te sprawy interesowały mnie. Wymienione osoby zdobyły się na wykreowanie swojej własnej rzeczywistości, miejsca, które zapewniało im akceptację, spełnienie potrzeb emocjonalnych i jakkolwiek pojmowaną miłość.
Ktoś z Was pewnie zaraz powie, że porwanie i więzienie to nie miłość, a ja odpowiem: miłość jest fundamentem wszystkiego, co dzieje się na tym świecie. Tak było i w mojej historii – choć ukryta, była tam obecna. Jednak moje losy nie przypominały tych klasycznych opowieści o obsesji. Tam granice były wyraźne: mężczyzna opętany chorobliwym pragnieniem bliskości porywa kobietę, zamieniając ją w ofiarę – ptaka w klatce, który rozpaczliwie pragnie wolności. Dobro i zło były jasno rozdzielone. U mnie było inaczej, w mojej historii panował moralny chaos, granice zacierały się, a jednoznaczne oceny stawały się niemożliwe.
Ta przygoda zaczęła się drugiego września dwa tysiące dziesiątego roku, choć w zasadzie sam jej początek miał miejsce dużo wcześniej. Obudziłem się o poranku z bólem karku spowodowanym nocą spędzoną na dmuchanym materacu. Spałem wprawdzie z jaśkiem pod głową, ale i tak nie mogłem wybrać dogodnej pozycji. Przewróciłem się na plecy i podniosłem do siadu, czując ból przenikający moją szyję. Spojrzałem na miejsce, gdzie powinien leżeć mój gość specjalny. Ku mojej uldze nadal tam był. Została – pomyślałem. – Niewiarygodne.
Wstałem z materaca i w samych bokserkach oraz koszulce pomaszerowałem w stronę łóżka. Leżała na nim piękna młoda nastolatka o długich czarnych włosach, bladej cerze i szczupłym ciele, które okrywała kołdra. Uśmiechnąłem się i w tym momencie dziewczyna otworzyła czarne oczy. Patrząc na nią zauważyłem, że w okolicy dekoltu jej koszulki znajduje się coś dziwnego, czerwona plama, która miała okazać się kluczem do rozwikłania pewnej tajemnicy.
– Witaj, moja piękna.
– Cześć – odparła cicho dziewczyna, podnosząc się tak, że plecami oparła się o ścianę.
Zapadło niezręczne milczenie, które postanowiłem spontanicznie przerwać.
– Chyba powinniśmy się sobie przedstawić. – Wyciągnąłem rękę. – Cyryl Lewandowski.
– Ada Krawczyk. Miło mi cię poznać.
Czyli respektuje zasadę numer jeden – szepnąłem w duchu. – Naprawdę niezwykłe.
Gdy to mówiła, na jej twarzy nie drgnął ani jeden mięsień. Wydało mi się to dziwne, ale nie skomentowałem.
– Mogę się ubrać? – spytała.
– Jasne. Mam się odwrócić?
– Jeślibyś mógł…
Zrobiłem to w milczeniu, zakładając, że dziewczyna jest w samym podkoszulku i bieliźnie. Nie powiem, miałem ochotę taką ją zobaczyć, ale uznałem, że nie wypada. W myślach odliczałem sekundy, zastanawiając się, czy spróbuje uderzyć mnie czymś w głowę albo uciec.
– Już możesz patrzeć.
Spojrzałem na nią. Miała na sobie podniszczoną bluzę i dżinsy. Wyglądała w nich bardzo skromnie i nijako, a jednocześnie na swój sposób uroczo.
– To co? Idziemy na śniadanie? – Uśmiechnąłem się.
– Pewnie.
Przemaszerowaliśmy do kuchni i otworzyłem lodówkę.
– To na co masz ochotę?
Ada przez chwilę milczała, wpatrując się w podłogę.
– Ale to znaczy, że mogę wybrać, co chcę?
Ogarnęło mnie zdziwienie. To nie było zachowanie typowe dla dziewczyny w jej wieku. Zwykle nastolatki, jeśli na coś im się pozwalało, wpadały w euforię, brały wszystko, co popadnie, nie mówiąc dziękuję. Tu sytuacja była odwrotna, Ada nie wyrażała żadnych emocji, pytając o coś tak oczywistego. Zupełnie jakby chciała upewnić się, że naprawdę to dostanie. Postanowiłem na razie nie drążyć tematu, skupiając się na obserwacji.
– Tak, zrobię ci to, na co masz ochotę.
Dziewczyna spojrzała w głąb lodówki, lustrując wzrokiem jej zawartość, jakby chciała przekonać się, że jest prawdziwa.
– No to zjadłabym kanapkę z szynką i pomidorem.
– Się robi! – Posłałem jej kolejny uśmiech. – Wyciągnij tylko talerze z tej szafki.
Szybko przyrządziłem nam po dwie kanapki, podczas gdy Ada nakryła do stołu. Kiedy przyniosłem jedzenie, mój talerz spoczywał na blacie, zaś dziewczyna stała ze swoim w rękach, jakby na coś czekała. Scena wydała mi się co najmniej dziwaczna.
– Czemu nie siadasz?
– A mogę? Chcesz, żebym z tobą zjadła?
Konsternacja wzrosła, nie rozumiałem, dlaczego ona tak się zachowuje. Pierwsze skojarzenie, jakie mi się nasunęło, to postępowanie więźnia. Ada sprawiała wrażenie osoby niemającej własnej woli, bezwarunkowo podporządkowywała się temu, co mówiłem. Tak czynią osoby cierpiące na syndrom sztokholmski – przemknęło mi przez myśl. – Ale przecież ona jest tu jeden dzień, niemożliwe, żeby w tak krótkim czasie się pojawił. Co ty skrywasz, dzieciaku?
Postanowiłem na razie tego nie komentować.
– Pewnie, siadaj – odparłem.
Usadowiła się na krześle i wspólnie przystąpiliśmy do konsumpcji. Kiedy skończyliśmy, spojrzałem na zegarek. Wstałem z krzesła, odkładając talerz do zlewu.
– Muszę iść do roboty. Jakby ktoś dzwonił czy pukał do drzwi, nie otwierasz ani nie dajesz znaku życia, okay?
– Jasne jak słońce.
Z jednej strony sytuacja wydawała mi się wysoce surrealistyczna, wręcz bajkowa, z drugiej – bardzo podejrzana. Dziewczyna, wielomiesięczny obiekt mojej obsesji, zgodziła się ze mną pójść i zostać. W dodatku podporządkowywała się bezwarunkowo wszelkim poleceniom, co wiele ułatwiało. Nie musiałem zmagać się z takimi problemami jak chociażby Clegg, gdy przetrzymywał Mirandę w swojej piwnicy. To było szalenie fascynujące, niemniej wzbudziło moje podejrzenia co do szczerości intencji tej małej. Możliwe, że chciała uśpić moją czujność, a gdy wyjdę, uciec i nasłać na mnie gliny. Musiałem ją sprawdzić.
– Cześć, Ada – rzuciłem, wychodząc. – Wrócę około piętnastej. Możesz oglądać telewizję, tylko nie za głośno.
– Trzymaj się.
Wyszedłem z mieszkania na klatkę schodową, czując się jak skończony naiwniak. Było dla mnie oczywiste, że dziewczyna ucieknie. Nie mogłem jednak wycofać się z dotychczasowego schematu postępowania, poza tym był on… fascynujący.
Zszedłem kilka stopni niżej, by nie było mnie widać, i zatrzymałem się na około piętnaście minut, oczekując, że dziewczyna wyskoczy po pomoc. Nic takiego się nie stało. Znaczyło to, że prawdopodobnie chce ze mną zostać. Jest pierwszą nastolatką, piękną i niewinną istotą tak blisko mnie – myślałem. – W dodatku chyba tego chce… To w cholerę ryzykowne, ale muszę jej zaufać.
Zbiegłem po schodach i pełen niepewności ruszyłem w drogę nieświadomy, jak to wszystko się potoczy.
***
Ada
Istnieje coś poza tym światem – rzeczywistość, której nie sposób dostrzec zmysłami, ukryta za zasłoną doczesności. To miejsce, gdzie nie ma cierpienia, inny wymiar, który wydaje się niedostępny większości ludzi. Wielu trudno uwierzyć w istnienie zjawisk paranormalnych; nie potrafią dostrzec tego, co jest tuż obok, niemal na wyciągnięcie ręki. A jednak są na świecie osoby wybrane, medium, które mają dar przenikania tej tajemnicy. Dzięki nim umarli mogą przekroczyć granicę dwóch rzeczywistości, komunikując się z naszym światem i realizując swoją wolę. Kiedy do tego dochodzi, zawsze pojawia się zadanie, które medium musi wypełnić zgodnie z przekazanym przesłaniem.
Czy wierzysz, że zmarli mogą powracać zza grobu i nas nawiedzać? Czy zdajesz sobie sprawę, że odgłos trzaskania drzwi lub okien, który słyszysz w nocy, a nawet z pozoru zwykły przeciąg, są znakami od istot duchowych?
Moim życiem kierują dwie siły, jedna słabsza, druga silniejsza. Tą pierwszą, delikatniejszą, są Arkana, Wszechwiedzący Tarot, który odkrył przede mną tajemnice przyszłości, zanim ta zdążyła się wydarzyć. Dzięki kartom poznałam ukryty sens rzeczy i otrzymałam wskazówki, jak dążyć do szczęścia. Druga siła o nieporównywalnej potędze to zmarli, a właściwie jeden z nich, który napędza moje działania i wyznacza mój los. To właśnie te dwie moce zaprowadziły mnie drugiego września na ścieżkę, która na zawsze zmieniła moje życie.
Nowy rozdział rozpoczął się dzień wcześniej, gdy posłuchałam zarówno Tarota, jak i znaków z innego wymiaru. Poranek przywitał mnie w miejscu zupełnie obcym, a jednak wiedziałam, dlaczego tam się znalazłam. Pamiętałam każdy szczegół naszej wczorajszej drogi, mimo że nigdy wcześniej nie zapuszczałam się w te rejony Kostrzewa. Gdy otworzyłam oczy, ujrzałam go. Stał nade mną, przyglądając się mojej twarzy z uwagą, jakby chciał zapisać każdy jej szczegół w swojej pamięci na wieczność. Wysoki, dobrze zbudowany blondyn o oczach niebieskich jak bezchmurne niebo, w których migotała czułość, ubrany jedynie w bezrękawnik i bokserki, wyglądał fascynująco.
Zgodnie z wczorajszą umową przedstawiłam się, a on w odpowiedzi wyjawił mi swoje imię. Nie wiedziałam, czy jest ono prawdziwe, ale nie miało to dla mnie żadnego znaczenia. Od tamtej chwili stał się dla mnie Cyrylem. Liczyło się to, że poprzedniego dnia uratował mnie, odmienił moje życie.
Ton jego głosu był przepełniony czułością. Nie miał w sobie nic brutalnego, kojarzył się bardziej z dobrym wujkiem niż porywaczem. Poczułam wtedy, że moje serce bije szybciej, a w klatce piersiowej rozlewa się przyjemne ciepło.
Przyszła pora, żeby się ubrać. Z premedytacją poprosiłam go, aby się odwrócił. Nie chciałam, by zobaczył ślady po rytuałach. Bałam się, że mogą go odrzucić, tak jak innych, a wtedy każe mi się wynieść ze wspaniałego miejsca, do którego mnie zabrał. Na szczęście bez oporów spełnił moją prośbę. Szybko wrzuciłam na siebie dżinsy i bluzę, a potem oboje ruszyliśmy na śniadanie.
Myślałam, że będzie tak jak w domu, stąd nie prosiłam o nic, a po rozłożeniu talerzy chciałam poczekać, aż mój wybawca zje i dopiero wtedy zająć miejsce. Przeżyłam szok, kiedy powiedział, że mam sama wybrać, co chcę jeść oraz usiąść z nim przy jednym stole. Tego jeszcze nie było – pomyślałam skonsternowana. – Dlaczego jest dla mnie taki dobry?
Razem zjedliśmy posiłek, potem Cyryl powiedział, że musi iść do pracy. Pozostawił mi instrukcje, jak postępować i wyszedł. Nie zamierzałam łamać reguł, chciałam tu zostać już na wieczność, choć wiedziałam, że z powodu utraty krwi czas ten może ulec skróceniu. Czułam, jak moje żyły mrowią.
Gdy wyszedł, usiadłam na kanapie w salonie, rozmyślając. Zastanawiałam się, ile mu powiedzieć, czy w ogóle cokolwiek mówić. Przypomniałam sobie o moim plecaku i magicznej talii, którą trzymałam w bocznej kieszeni. Była to jedna z tych rzeczy, które musiałam przed nim ukryć. Bałam się, że mógłby mnie nie zrozumieć. Przypomniałam sobie, że są jeszcze rytuały moich rodziców i moja misja, prawdę o tym też mógłby źle przyjąć. Co mam robić?
– Na razie milczeć i obserwować rozwój sytuacji. – Głos Amadeusza rozległ się obok mnie.
– Łatwo ci mówić – odpowiedziałam. – To nie ty musisz ukrywać się przed złym światem, żeby zrealizować to, co słuszne.
– To prawda, ale nie zapominaj, że jesteś szalenie inteligentna. Na pewno coś wymyślisz.
– Racja.
Moje spojrzenie padło na telewizor. Zauważyłam, że pod spodem znajduje się odtwarzacz DVD, a obok dużo płyt. Wstałam z kanapy, zbliżyłam się i wzięłam jedną z nich do ręki. Była opatrzona z pozoru enigmatycznym tytułem: Ona w drodze do szkoły. Wyjęłam ją i wsadziłam do urządzenia. Odpaliło i po chwili na telewizorze ukazał się film przedstawiający mnie wchodzącą do placówki. A więc to prawda – pomyślałam. – Śledził mnie od pierwszego spotkania. Musiał mieć na moim punkcie ciężką obsesję. Fascynujące.
Poczułam przyjemny dreszcz ekscytacji przebiegający wzdłuż kręgosłupa. Nagranie dowodziło, że Cyryl od miesięcy chodził za mną z kamerą. Musiał naprawdę mocno mnie kochać, skoro zdobył się na taki wysiłek. To było piękne, miałam przed oczyma dowód jego miłości, a jednocześnie szaleństwa. Normalny nie jest – myślałam – inaczej by mnie nie nagrywał, ale czy on nie uznałby mnie za szaloną, gdybym powiedziała mu o Amadeuszu? Sądzę, że tak. Niemniej te nagrania budziły moją fascynację. Czułam, że wreszcie komuś na mnie zależy i to było cudowne. W tamtym momencie zapragnęłam mieć więcej takich nagrań razem z Cyrylem. Chciałam, żeby dokumentował każdą chwilę szczęśliwego życia, które właśnie otwierało się przede mną.
– Poproś go o to – zasugerował Amadeusz.
– Mam mu powiedzieć? Nie będzie zły?
– Myślę, że nie, a nawet go to uraduje. Poczuje, że akceptujesz jego styl bycia. To dużo.
– Prawda.
Uznałam, że jak wróci, powiem mu. Wyłączyłam odtwarzacz i wróciłam na kanapę. Rozmyślałam o tym, co teraz dzieje się na zewnątrz. Przypuszczałam, że rodzice zgłosili moje zaginięcie, aby nie wzbudzać podejrzeń. Zapewne całe Kostrzewo mnie szuka – przemknęło mi przez myśl. – Jak zwykle w takich sytuacjach ludzie próbują się popisać i pomagają policji, przeszukując różne miejsca. Myślą, że zapewne ktoś mnie więzi. Żałosne.
– To prawda. Ludzie widzą tylko to, co chcą widzieć – skomentował Amadeusz.
– Pewnie niedługo zaczną mówić o mnie w telewizji.
– Być może tak się stanie.
Siedząc na kanapie, straciłam rachubę czasu. W pewnym momencie usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi.
– Ada, wróciłem! – Głos Cyryla rozległ się w mieszkaniu.
– Cześć – przywitałam się, gdy wszedł do salonu.
Spojrzał na wyłączony telewizor i zapytał:
– Oglądałaś coś?
Zawahałam się przez chwilę, czy powiedzieć mu prawdę. Bałam się, że będzie na mnie zły, ponieważ szperałam w jego rzeczach, ale postanowiłam zaryzykować.
– Cyryl… Widziałam nagrania, które zrobiłeś. – Z jego twarzy odpłynęła krew. – Czy moglibyśmy mieć ich więcej? Chciałabym, żeby nasze wspólne chwile były dokumentowane.
Jego mimika uległa zmianie. Teraz był wyraźnie pozytywnie zszokowany.
– W porządku. – Uśmiechnął się. – Od kiedy chcesz zacząć?
– Od teraz…
– Się robi. – Ruszył w stronę szafki znajdującej się w kącie pokoju. Wyjął z niej kamerę, zbliżył się do mnie, położył dłoń na moim ramieniu i uniósł włączone urządzenie, zaczynając sesję.
– Cześć wszystkim! Jestem Cyryl, a obok mnie siedzi Ada, moja współtowarzyszka.
– Cześć… – Pomachałam nieśmiało do kamery.
– Zebraliśmy się tu, żeby pokazać wszystkim, jacy jesteśmy szczęśliwi razem i żeby mieć dużo miłych wspomnień na przyszłość. – Położył dłoń na mojej głowie. – Ada poprosiła mnie dziś, żebym dokumentował nasze wspólne chwile. Robiłem to już wcześniej z ukrycia, ale teraz właśnie uzyskałem zgodę, z czego niezmiernie się cieszę.
Gdy mówił do kamery, zdawał się promienieć i wtedy poczułam to po raz pierwszy. Moją klatkę piersiową wypełniło przejmujące ciepło.
– To wszystko jest inaczej niż wygląda dla innych. Pewnie większość z was myśli, że zostałam porwana, ale to nieprawda. Przyszłam tu sama i chcę zostać już na zawsze.
– A mnie to niezmiernie cieszy! Będziemy sukcesywnie nagrywać nasze szczęście. Tymczasem pora się żegnać. Pa!
Wyłączył kamerę, a potem odwrócił się do mnie.
– Cieszę się, że to zaproponowałaś.
– Dobrze wypadłam?
– Idealnie.
Stwierdziliśmy, że oboje jesteśmy głodni, więc Cyryl zaczął robić obiad, a ja postanowiłam mu pomóc. Przygotowaliśmy kotlety z piersi kurczaka z ziemniakami i surówką. Posiłek spożyliśmy w milczeniu. Pod jego koniec Cyryl zapytał:
– To co miałabyś ochotę dziś robić?
Zastanowiłam się. W zasadzie sama nie wiedziałam. Od dawna nikt nie zadał mi tego pytania, stąd trudno było mi na nie odpowiedzieć, choć po głębszym przemyśleniu sprawy była jedna taka rzecz.
– Obejrzyjmy jakiś horror.
– Lubisz to? – Oczy Cyryla zalśniły.
– Tak, nawet bardzo. A ty?
– Uwielbiam. Oglądałem już dość dużo takich filmów. – Uśmiech przemknął mu po twarzy. – Co byś konkretnie chciała zobaczyć?
Zawahałam się, nie wiedząc, czy mój wybór przypadnie Cyrylowi do gustu. Nie znając go, musiałam zaryzykować. Po dłuższym namyśle zaproponowałam:
– Krwawy obóz Mario Bavy.
– Nie znam, ale poszukam w necie. Na pewno coś tam znajdę.
Poszedł do pokoju, w którym spaliśmy, przyniósł swojego laptopa i zaczął gorączkowo go przeglądać. Minuty mijały, a ja usiłowałam przypomnieć sobie, kiedy ostatni raz oglądałam jakiś film. Chyba dwa lata wcześniej – pomyślałam. – Zanim wszystko się zaczęło.
– Jest – ucieszył się Cyryl.
– Super.
– Przyniesiesz paluszki? Są w szufladzie obok zlewu.
– Jasne.
Ruszyłam do kuchni, z łatwością odszukałam paczuszkę i wróciłam do salonu. Chwilę później byłam już na dobre wkręcona w sadystyczne piękno filmu. Co jakiś czas patrzyłam na Cyryla, czy nie odwraca wzroku, ale zdawało mi się, że film podoba mu się w równym stopniu co mnie. Kiedy skończyliśmy, zatrzasnął laptopa.
– To było dobre!
– No, zwłaszcza ta scena z dziećmi!
Zegar wybił siódmą, porę kolacji. Tym razem zjedliśmy kanapki z masłem orzechowym. Były przepyszne, dawno nie jadłam czegoś równie dobrego. To nie może być prawda – myślałam, połykając kolejne kęsy. – Wszystko jest takie surrealistyczne. Mój porywacz zabrał mnie do krainy wiecznej szczęśliwości. Czy to się wzajemnie nie wyklucza?
– Powinno – skomentował Amadeusz. – Ale w życiu wszystko jest możliwe.
Skończyłam posiłek i poczułam, że ogarnia mnie zmęczenie. Spytałam, czy mogę iść pod prysznic. Cyryl z uśmiechem odparł, że tak, więc poszłam do łazienki, rozebrałam się i odkręciłam kran. Ciepły strumień rozlał się po moim ciele. Szybko umyłam głowę i resztę, a potem wzięłam ręcznik i owinęłam się nim ciasno. Kiedy wychodziłam z brodzika, stało się coś niezwykłego. Spojrzałam na uciekającą przez syfon wodę, dostrzegając ślady stóp. Wyglądało to tak, jakby chodziła tam niewidzialna postać i zostawiała swoje odciski. Oczywiście wiedziałam, kto ze mną jest.
– Amadeuszu – zwróciłam się do niego trochę zrezygnowana. – Znów wchodzisz za mną pod prysznic…
– No co? Przecież mówiłem, że nie odstąpię cię na krok.
– Racja.
Moje spojrzenie padło na lustro wiszące nad umywalką. Zastanawiałam się, czy Cyryl wypatrzył rano na moim ciele piętno. Bałam się, że mógł. Miałam nadzieję, że uznał plamy w okolicy dekoltu za defekt urody, ale nie miałam pewności. Strasznie mnie to dręczyło.
Wytarłam się, założyłam podkoszulek i majtki, po czym ruszyłam do pokoju, mijając Cyryla siedzącego w salonie na kanapie. Rzuciłam mu cześć, zasłaniając nogi ręcznikiem, a potem położyłam się na miękkim łóżku. Sen przyszedł szybko. W ostatnim przebłysku świadomości pomyślałam: Proszę, tak bardzo pragnę tu zostać… I odpłynęłam.
Rozdział 2
Cyryl
Życie pełne jest zwrotów akcji. Zaledwie przed rokiem, gdy wróciłem do Kostrzewa, nie spodziewałem się, że kolejnej wiosny obiektem mojej obsesji stanie się gimnazjalistka, co zaowocuje stworzeniem planu porwania. A już na pewno nie przypuszczałem, jak to wszystko ostatecznie się potoczy.
Zdawało mi się, że mam przed oczyma scenariusz, w którym nie sposób dokonać korekty, a tu proszę, sytuacja zupełnie się odwróciła. Do czasu przybycia Ady myślałem o swoim czynie jako o czymś podobnym do tego, co zrobił mój literacki idol, Fryderyk Clegg. Porwanie było jedynym sposobem na rozwiązanie moich problemów i otrzymanie bliskości od obiektu pożądania. Nie spodziewałem się jednak takiej reakcji. Miranda jak uwięziony motyl gorączkowo pragnęła uciec, miała Fryderyka za szaleńca, nienawidziła go, ale w mojej historii wszystko potoczyło się odwrotnie. Ada sprawiała wrażenie, jakby za wszelką cenę chciała ze mną zostać. Najwyraźniej faktycznie podobała jej się cała ta sytuacja. Zupełnie inaczej niż mojej pierwszej, Jasnowłosej – pomyślałem.
Ten układ nie był normalny, sam nie byłem normalny. Zastanawiałem się, czy skrzywdzę Adę tak jak Jasnowłosą. Myślałem o tym każdego dnia przed porwaniem. A teraz jest tu ze mną z własnej woli, taka piękna i niewinna, całkowicie zależna.
Miałem wrażenie, że śnię. Wszystkie moje marzenia o szczęściu spełniły się, wreszcie nie byłem sam. W dodatku moją towarzyszką została piętnastolatka, istota w idealnym dla mnie wieku. Byłem w siódmym niebie.
O tym wszystkim myślałem poprzedniego wieczoru, siedząc na kanapie, podczas gdy Ada brała prysznic. Nie będę kłamać, dźwięk lejącej się wody pobudzał moją fantazję. Pragnąłem znaleźć się blisko niej, ale wiedziałem, że muszę się powstrzymać. To nie mogło stać się za szybko. Nie chciałem skrzywdzić Ady tak jak Jasnowłosej; za każdym razem, gdy przypominałem sobie panikę blondynki, przeszywał mnie strach i poczucie winy.
Dodatkową przyjemność sprawił mi fakt, że Adzie spodobała się perspektywa nagrywania naszych wspólnych chwil. Naprawdę pragnąłem mieć z nią jak najwięcej nagrań, udokumentować cały spędzony wspólnie czas. Wiem, to nienormalne, żeby ofiara porwania godziła się na coś takiego, ale jednocześnie było to szalenie fascynujące.
Ponadto mieliśmy wspólne zainteresowania – horrory. Film, który Ada wybrała wczoraj, bardzo przypadł mi do gustu. Szczególnie porażające były sceny brutalnych morderstw, ale o to właśnie chodziło. Dziwiło mnie, że moja towarzyszka patrzy na film jak na nudną reklamę. Jej spojrzenie wydawało się zupełnie puste. Nawet ciarki trochę mnie przeszły na wspomnienie tego bezosobowego wzroku.
Kolejny zwrot akcji nastąpił trzeciego września, kiedy odkryłem część prawdy.
Zbudziłem się przed świtem i długo leżałem bez ruchu, patrząc w sufit. Rozmyślałem o wczoraj. Chciałem, żeby to wszystko trwało wiecznie, jednak zdawałem sobie sprawę, że muszę uważać. Policja na pewno mnie poszukiwała. Z tego, co słyszałem, pierwsze czterdzieści osiem godzin po zaginięciu dziecka jest kluczowe dla śledczych, później przyjmują zwykle tezę o śmierci poszukiwanego. Gdyby tylko w naszym przypadku to się sprawdziło – myślałem. – Tak bardzo nie chcę, żeby nas znaleźli.
Ból w plecach dał mi się we znaki. Podniosłem się do pozycji siedzącej, spojrzałem w stronę łóżka, na którym spała Ada i ogarnął mnie szok. Dziewczyna siedziała ze spuszczonymi nogami w samym podkoszulku i bieliźnie. Nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie fakt, że jej kończyny były pokryte czerwonymi okrągłymi punktami, w których od razu rozpoznałem blizny po przypalaniu papierosem.
Ada spojrzała w moją stronę. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji, ale w oczach dostrzegłem strach. Spuściła wzrok.
– Nie powinieneś tego zobaczyć.
W mojej głowie pojawiły się setki pytań. Zastanawiałem się, skąd ma te ślady. Biorąc pod uwagę ich rozmieszczenie, musiała być przypalana bardzo często.
– Aduś, kto ci to zrobił?
Zgarbiła się, unikając mojego spojrzenia.
– Rodzice.
Zamurowało mnie. Nie wiedziałem, co powiedzieć. Pewnie dla wielu to niepojęte, że ktoś może być tak okrutny dla własnego dziecka, ale przemoc rodzicielską znam z autopsji. Opiekunowie są zdolni do wszystkiego.
– Dlaczego mi nie powiedziałaś?
– Bo… bałam się, że nie będziesz mnie takiej chciał.
Nie wytrzymałem. Czułem, jak moje serce przepełnia żal i współczucie. Wstałem z materaca, zbliżyłem się do łóżka i objąłem Adę, mocno przyciskając ją do piersi. Pogłaskałem ją po czarnych włosach.
– Tu nikt nie będzie cię przypalać, jesteś bezpieczna. Nie musisz się bać.
– Dziękuję – szepnęła, odwzajemniając uścisk.
Czułem, jak moje serce przenika ciepło. Nie wiedziałem, skąd się brało, ale było wyjątkowo przyjemne i tę pozytywną energię chciałem przekazać Adzie. Trwaliśmy w uścisku dobre dziesięć minut, a potem ją puściłem.
– Dlaczego ci to zrobili?
Spodziewałem się, że odpowie jak ofiara przemocy: za karę. Sam sporo o tym wiedziałem, tym bardziej zdziwiło mnie, gdy odparła:
– Nie mogę na razie o tym rozmawiać. Nie jestem gotowa…
Jak się potem okazało, słusznie odebrałem tę wypowiedź jako unik. Ada nie chciała mówić o motywach swoich rodziców, co oczywiście w pewnym sensie było dla mnie zrozumiałe. Sam nie lubiłem wracać do traumatycznych wydarzeń. W moim wnętrzu tkwiły żelazne drzwi, za którymi zamknąłem złe wspomnienia i emocje, a klucz wyrzuciłem. Mógłbym go odnaleźć, ale nie chciałem, stąd uznałem decyzję Ady za racjonalną.
– Chodźmy coś zjeść – zaproponowałem z uśmiechem. Fakt, że towarzyszka niedoli mogła zrozumieć moją sytuację, napawał mnie radością. Pragnąłem, by także poczuła się szczęśliwa.
– Chętnie – powiedziała chłodno, choć dostrzegłem w jej oczach zadowolenie.
Udaliśmy się na śniadanie. Przyrządziłem nam sałatkę z pomidorów i mozzarelli posypaną bazylią. Spałaszowaliśmy ją, a kamera uwieczniła szczęśliwy poranek. Wstając od stołu, spytałem:
– Aduś, może kupię ci jakieś rzeczy lub wypożyczę książki z biblioteki?
Spojrzała na mnie zdumiona.
– Zrobisz to?
– Pewnie, powiedz tylko, co byś chciała.
Widać było, że myśli intensywnie.
– Poproszę bluzę z kapturem, bieliznę, trzy pary skarpet, dżinsy i dwa podkoszulki. Co do książek zdaję się na ciebie, ale musi to być horror lub thriller. Czy to… nie za dużo?
– Wcale. Dla ciebie kupię wszystko co najlepsze.
– Dziękuję.
Uśmiechnąłem się. W duchu już wiedziałem, jaką książkę wezmę, musiał to być Kolekcjoner Fowlesa. Pragnąłem go jej pokazać, aby zrozumiała mój punkt widzenia. Ostatecznie to ta powieść zainspirowała mnie do wszystkiego. Szybko narzuciłem kurtkę i ruszyłem do pracy.
Prowadziłem zakład fotograficzny w Kostrzewie. Mieścił się zaledwie kilka przecznic od mojego miejsca zamieszkania, więc chodziłem tam pieszo. Bardzo lubiłem i nadal lubię tę pracę, choć teraz wykonuję ją już w innym miejscu. Fotografowanie i nagrywanie różnych rzeczy było moją pasją od dziecka. Do tej pory pamiętam małego siebie z aparatem w ręku, cykającego fotki wszystkiemu dookoła. To była prawdziwa magia.
Do zakładu dotarłem po dwudziestu minutach intensywnego marszu. Wchodząc do środka, zauważyłem, że znajdujące się obok biuro detektywistyczne prowadzone przez niejakiego Piotra Jaworskiego jest już otwarte. Istniało ono, zanim otworzyłem w sąsiedztwie mój zakład. Cóż za ironia – pomyślałem. – Człowiek taki jak ja prowadzi swój interes obok biura detektywa, prawdopodobnie byłego policjanta. Świetnie. Oczywiście nie obawiałem się, że Jaworski zacznie się mną interesować. Niby czemu miałby to robić? Dla niego byłem jednym z wielu szarych obywateli, uczciwie pracującym fotografem. Nie miał powodu, by o cokolwiek mnie podejrzewać.
Tego dnia w pracy miałem ruch, jak to we wrześniu. Dzieciaki przychodziły zrobić sobie zdjęcia do legitymacji szkolnych, zarówno chłopcy jak i dziewczynki. Te ostatnie, zwłaszcza gimnazjalistki, zawsze zwracały moją uwagę. Były tak spokojne i niewinne, stojąc u progu wielkiej zmiany. Ich ciała miały w sobie coś dziecięcego, bardzo mnie pociągały.
Łatwo się domyślić, że czasem wykorzystywałem okazję i robiłem odbitki zdjęć ładniejszych dziewcząt w wieku od trzynastu do piętnastu lat. Zabierałem je do domu, kładłem na łóżku i przyglądając się uwiecznionym na nich twarzom, dotykałem swojego członka. Wspominałem przy tym moje spotkanie z Jasnowłosą i czułem się spełniony. Aż do chwili, kiedy poznałem Adę – pomyślałem. – Wtedy zapragnąłem czegoś więcej niż seks.
Tego dnia, mimo że w polu widzenia pojawiło się parę atrakcyjnych gimnazjalistek, nie zrobiłem żadnej odbitki. Czułem, że skoro Ada ze mną mieszka, powinienem pozostać jej na swój sposób wierny. Po zakończeniu pracy ruszyłem najpierw do sklepu, gdzie kupiłem rzeczy, o które prosiła moja towarzyszka. Nikt nie zwrócił uwagi, że dwudziestosześcioletni gość kupuje bieliznę dla nastolatki. Potem udałem się do biblioteki na ulicy Mickiewicza, wszedłem do środka i od razu zostałem powitany przez starą bibliotekarkę, panią Jadwigę, szczupłą okularnicę o farbowanych blond włosach.
– Dzień dobry, panie Cyrylu – zawołała radośnie, widząc, jak podchodzę do lady z kartami bibliotecznymi.
– Witam, pani Jadziu. Poszukuję Kolekcjonera Fowlesa i jakiegoś dobrego horroru.
– Znowu? Pan to ma obsesję na punkcie tej powieści. Wypożyczył pan ją już dwa razy.
– Wiem, bardzo mi się spodobała.
Pani Jadwiga szybko przejrzała karty biblioteczne. Stwierdziwszy, że powieść jest dostępna, poszła ją dla mnie znaleźć, ja zaś udałem się do działu horroru. Okazało się, że mieli na stanie dużo powieści Deana Koontza. Ostatecznie wybrałem Opiekunów. Podałem wszystko bibliotekarce. Wyjmując karty biblioteczne z książek, spojrzała na mnie.
– Boże, co się w tym mieście ostatnio dzieje…
– Nie rozumiem…
– Panie Cyrylu, niech pan nie udaje, że problemu nie ma. Mówię przecież o tym zabójstwie i porwaniu, o którym wszyscy gadają.
– Ach, o to pani chodzi! – Udałem olśnienie. – A co ludzie gadają?
– Że to jakiś psychopata musiał zrobić, bo kto normalny podpala ciało kobiety w windzie? I to jeszcze okaleczone…
Jej słowa zdziwiły mnie. Skąd Jadwiga znała szczegóły zbrodni? Musiałem się tego dowiedzieć.
– Jak to?
– Jej sąsiad, Józef Polański, ten, co znalazł zwłoki, mi powiedział. Niewiele widział przez płomienie, ale dostrzegł, że miała poprzecinane ścięgna Achillesa. Policja zabroniła mu o tym mówić, ale to było straszne i musiał to z siebie wyrzucić, więc powiedział mnie…
Poprzecinane ścięgna – pomyślałem ze zgrozą. – Jezu, jakaś masakra. Co za świr mógł to zrobić?
– A co do tej Ady, co ją uprowadzili… – Bibliotekarka zmieniła temat. – To dziwna sprawa była.
– Nie rozumiem…
– Bo wie pan, kojarzę ją z biblioteki i czytelni. Często przychodziła tu w wakacje, jakaś taka nawiedzona była.
– To znaczy?
– W kółko czytała tylko horrory i książki o okultyzmie. Zwierzyła mi się kiedyś, że sporo wie o Tarocie i wywoływaniu duchów. Poza tym miała zacięty, chłodny wyraz twarzy, bywała apatyczna, ale nie to było najdziwniejsze. Bo wie pan… – Zniżyła głos. – Jak myślała, że nikt na nią nie patrzy, często mówiła do siebie. Czasem myślałam, że gada z kimś, kto jest tylko w jej głowie. Dwa razy nawet zemdlała.
– Myśli pani, że jest chora psychicznie?
– Nie jestem psychiatrą, guzik wiem o tych sprawach…
Rozmowę przerwał dobrze znany mi głos.
– A może powinna pani zgłosić to na policję?
Zmroziło mnie. Za mną stał Piotr Jaworski, prywatny detektyw. Był to człowiek średniego wzrostu, o brązowych włosach i piwnych oczach, ubrany w płaszcz. Trzymał w dłoni książkę. Znajdował się parę metrów za mną, ale zapewne wszystko słyszał. Szlag – pomyślałem. Zląkłem się, choć starałem się nie dać tego po sobie poznać.
– Nieładnie tak podsłuchiwać, panie Piotrze – zwróciła mu uwagę Jadwiga.
Mężczyzna zbliżył się do lady, spoglądając przenikliwie na bibliotekarkę.
– To poważna sprawa, zaginęła dziewczynka, więc każda informacja jest na wagę złota – pouczył.
– No dobrze, powiem, co wiem, jak tylko będę miała chwilę. – Pani Jadwiga nie kryła pretensji.
Jaworski uśmiechnął się, po czym spojrzał na mnie.
– Dzień dobry, panie Cyrylu. – Na moment jego wzrok przeniósł się na torbę, którą trzymałem. – Gratuluję szczęścia.
– Ale o co…
– Winszuję znalezienia dziewczyny, przecież kupuje pan damską bieliznę. – Puścił do mnie oko.
Cholera – pomyślałem, czując, że się pocę. – Zauważył!
– Dziękuję. – Starałem się zachować spokój. – Tak, poznałem kogoś, to raczej skryta, ale świetna kobieta.
– Najlepszego! – powiedzieli równocześnie detektyw i bibliotekarka.
Poczułem, że muszę oddalić się, bo zaraz puszczą mi nerwy. Szybko wziąłem książki, pożegnałem się i opuściłem budynek. Gdy wracałem do domu, w mojej głowie szalał sztorm. Detektyw mógł się czegoś domyślić, a wówczas, wraz z nalotem policji na mieszkanie, szczęście moje i Ady prysnęłoby natychmiast. Nie mogłem na to pozwolić. Uspokój się, Cyrylu – myślałem. – On nic nie wie. Pewnie jest zajęty swoimi sprawami i nic mu do twoich. Po chwili udało mi się niemal całkiem wyciszyć. Uznałem, że Jaworski na pewno mnie nie podejrzewa.
Pojawił się inny problem. Uświadomiłem sobie, że to, o czym wspomniała pani Jadwiga, było co najmniej niepokojące. Ada nie mówiła mi nic o okultystycznych zainteresowaniach, a przytoczone przez bibliotekarkę dziwne zachowanie mogło świadczyć o chorobie psychicznej. Ale czy to coś zmienia? – pomyślałem. – Też nie jestem normalny. Nawet jeśli Ada jest zaburzona, nie ma to wpływu na naszą relację. Zamierzałem mieć dziewczynę przy sobie, a to, że była ekscentryczna, nie przeszkadzało mi. Uznałem, że nawet jeśli obserwacje bibliotekarki są prawdziwe, możemy kontynuować nasze szczęśliwe życie bez pomocy specjalistów.
***
Ada
Człowiek często obawia się, że prawda o nim wyjdzie na jaw. Ciągle trzeba ukrywać coś przed światem, który nie jest miejscem życzliwym ani bezpiecznym. Zupełnie inaczej jest w wymiarze duchów, tam nie ma cierpienia ani problemów. Mogłam się o tym przekonać podczas moich licznych kontaktów z tymi bytami. Niestety doczesność rządzi się innymi prawami. Tu ludzie nie rozumieją wielu rzeczy, są do nich uprzedzeni.
Na pewno nie zrozumieliby, gdybym opowiedziała im o Amadeuszu oraz o reszcie spraw. W związku z tym bałam się powiedzieć komukolwiek, nawet Cyrylowi, chociażby o rytuałach moich rodziców i ich następstwach. Jak mówi powiedzenie, prawda zawsze wyjdzie na jaw i Cyryl odkrył w końcu efekty obrzędów.
Zbudziłam się przed moim gospodarzem, otworzyłam oczy i przez chwilę patrzyłam w sufit, rozmyślając o wczoraj. Cały zeszły dzień jawił się jako surrealistyczny, piękny sen, choć wiedziałam, że to była prawda. Nie mogłam uwierzyć, że jednego dnia można zaznać tyle szczęścia i to z niedoszłym porywaczem. Zabrał mnie do siebie – myślałam – daje dobre jedzenie, jest miły, dokumentuje nasze wspólne szczęście, ale czy to wszystko nie jest sztuczne?
– Nie wydaje mi się, by było – odpowiedział Amadeusz.
Na dźwięk jego głosu podniosłam się do siadu i opuściłam nogi wzdłuż łóżka.
– Tak myślisz?
– Pewnie. Facet zachowuje się jak zakochany, w przeciwnym razie po co by cię nagrywał?
Prawdą było, że nagrania dowodziły jego miłości. Nie zadałby sobie tyle trudu, żeby mnie obserwować, gdyby nic do mnie nie czuł. Domyślałam się jego preferencji seksualnych, były jasne od samego początku, ale nie przeszkadzały mi. Nawet gdyby próbował mnie wziąć, sama bym mu się oddała. Zresztą skończyłam już piętnaście lat, więc w świetle prawa nie popełniał przestępstwa, co bardzo mnie cieszyło. Nie chciałam, by trafił za kratki. Pedofil czy nie, ważne, że mu na mnie zależało.
– Dokładnie – stwierdził Amadeusz. – Spróbuj zbliżyć się do niego, na pewno tego chce.
– Dobrze.
– Tylko nie zapomnij o misji, masz mi kogoś przyprowadzić.
– Tak zrobię, przecież muszę spełnić twoje życzenie.
Poczułam, że ból w żyłach nasila się, strasznie mnie piekły, jakby spacerowało w nich stado jadowitych mrówek. To Amadeusz wyciągał ze mnie krew, by pożywić się i podtrzymać kontakt z tym światem.
– Bardzo cię boli?
– Trochę, da się przeżyć.
Zapadła chwila milczenia, podczas której patrzyłam na swoje poranione nogi. Wiedziałam, że rodzice robili, co konieczne, ale z drugiej strony czułam lekką złość, że tak to wyglądało. Dopiero po dłuższej chwili zdałam sobie sprawę, że Cyryl nie śpi. Ogarnął mnie strach. Bałam się jego reakcji, nie chciałam, aby mnie porzucił z powodu oszpeconych nóg. Zapytana o nie wyznałam prawdę. Mogłam skłamać, że sama się przypalałam, tylko po co. Raz próbowałam się zabić, ale odpowiedzialności za rytuały nie chciałam brać na siebie. Wyznałam prawdę.
Byłam wręcz pewna odrzucenia, ale stało się coś niespodziewanego, Cyryl objął mnie i przytulił. Jego dotyk był miękki i przyjemny, a czułe zapewnienia dawały poczucie bezpieczeństwa. W mojej piersi eksplodowała fala ciepła, duszę ogarnął spokój. Zrozumiałam, jak bardzo mu na mnie zależy.
– Widzisz? – szepnął Amadeusz. – Mówiłem ci, on cię kocha.
Ucieszyłam się, że Cyryl nie dopytuje o szczegóły. Nie chciałam mówić mu o rytuałach, ten temat był zbyt mocno powiązany z Amadeuszem, a Cyryl nie był gotowy na poznanie całej prawdy.
Zjedliśmy razem śniadanie. Ucieszyłam się, że Cyryl wypożyczy mi książki i kupi ubrania. To wszystko było jak sen. Kiedy wyszedł, usiadłam na kanapie, patrząc na telewizor. Myślałam o wszystkim, co ostatnio zaszło. Nie mogłam lepiej trafić, Cyryl był urzeczywistnieniem wszystkich moich marzeń. Chciałam zostać z nim na zawsze, ale przez porwanie szukało mnie całe miasto. Postanowiłam cieszyć się chwilą.
Poczułam charakterystyczny zapach fiołków stopniowo wypełniający pokój. To była woń Amadeusza pojawiająca się w różnych momentach, czasem z towarzyszeniem jego głosu, czasem bez niego. Była wyrazem siły, z jaką byt oddziaływał na świat widzialny. Dlaczego Amadeusz tak intensywnie pachniał? Cóż, jak twierdził, w jego świecie rośnie dużo kwiatów, więc podczas manifestacji po prostu czuć ich woń.
Zapach wypełnił mieszkanie do tego stopnia, że zrobiło się duszno. Nie mogąc wytrzymać, uchyliłam okno, żeby wpuścić trochę świeżego powietrza. Odchylając zasłonę, niemal padłam z wrażenia. Na dworze sypał czarny jak węgiel śnieg. Mroczne płatki spadały z nieba, zanikając tuż przed dotknięciem ziemi. Całe widowisko wydało mi się szalenie pociągające i piękne.
– To znak dla ciebie – roześmiał się Amadeusz. – Mogę wiele.
– Wiem.
Duch co jakiś czas urządzał pokaz siły. Wyczarowywał przeróżne, niemożliwe do zaistnienia rzeczy, na przykład śnieg w kolorze węgla. Był to sygnał, że potrafi czynić cuda. Amadeusz chciał mieć pewność, że nigdy w niego nie zwątpię i z należytą starannością wypełnię moje przeznaczenie.
Nie wiem, jak długo stałam przy oknie zauroczona tajemniczym zjawiskiem. Nie usłyszałam powrotu Cyryla i zamiast go powitać, wpatrywałam się w cud. Dopiero bliskość głosu mężczyzny wyrwała mnie z transu.
– Aduś, czemu stoisz przy oknie?
– Patrzę na czarny śnieg – wymsknęło mi się.
Widząc zaskoczoną minę Cyryla, pożałowałam tych słów. Zrozumiałam, że najpewniej uznał mnie za szaloną. Aby ratować sytuację, szybko dodałam:
– Przepraszam… Fantazja mnie poniosła. Chyba coś mi się przyśniło…
Jego spojrzenie zdradzało, że chyba mi nie dowierza. Bałam się ewentualnego wypytywania, które mogło doprowadzić do ujawnienia dalszych sekretów. Na szczęście Cyryl czule się uśmiechnął, unosząc siatkę z zakupami.
– Przyniosłem rzeczy i książki.
– Ojej, dziękuję ci. Naprawdę nie musiałeś…
– Musiałem, jesteś moim gościem specjalnym.
Zawstydzona spuściłam wzrok. Cyryl podał mi dwie książki, Kolekcjonera i Opiekunów.
– Powieść Fowlesa, moja ulubiona. – Wskazał na pierwszą z nich. – Zainspirowała mnie do całej tej akcji z tobą.
– Ciekawe, w takim razie przeczytam ją od razu.
– Super, a tymczasem zjedzmy obiad. – Uśmiechnął się. – Burczy mi w brzuchu.
– Dobra myśl.
Ustawiliśmy kamerę tak, by stół mieścił się w kadrze i zjedliśmy wczorajsze kotlety. Były przepyszne.
– Masz talent kulinarny – przyznałam.
– Fajnie, że tak uważasz.
Zapadła niezręczna cisza, którą przerwało pytanie Cyryla:
– Który z autorów grozy jest twoim ulubionym?
– Edgar Allan Poe.
Uwielbiałam jego niesamowite opowieści. Szczególnie podobały mi się trzy nowele, Ligeja, Serce oskarżycielem i Tajemnica Marii Roget, choć inne nie były gorsze. Sporo z nich mogłabym nawet uznać za inspirujące.
– To dość poważna literatura jak dla nastolatki – zauważył Cyryl. – Większość z was czytuje fantastykę.
– Cóż, mnie ona nie pociąga. Wszystkie te uniwersa przepełnione magią zupełnie do mnie nie trafiają, są drętwe.
Zaśmiał się, a potem rzucił:
– Widzę, że mamy więcej wspólnego niż mi się wydawało.
Poczułam ciepło w sercu. Wiedziałam jedno, zatraciłam się w życiu, które stworzył dla mnie porywacz, choć nie powinnam tak nazywać mojego wybawcy. Nie zamierzałam nigdy rezygnować z naszego wspólnego życia.
Po obiedzie pomogłam zmywać naczynia. Po skończonej robocie Cyryl zapytał mnie, co chciałabym robić.
– Może obejrzymy jeszcze jakiś film? – zaproponowałam.
– Dobra, ale tym razem to ja wybieram.
Zgodziłam się. Wieczorem Cyryl odnalazł w swoim laptopie film zatytułowany Sekretne okno. Muszę przyznać, że historia rozwodzącego się pisarza przypadła mi do gustu. Zaintrygowały mnie zwłaszcza ostatnie słowa lektora: Jej śmierć pozostanie tajemnicą… Zastanawiałam się, czy może się zdarzyć, że policja nie wpadnie na trop mordercy. Taka możliwość istniała, przeczytałam kiedyś w magazynie Detektyw o sprawie zabójstwa, któremu towarzyszyło oskórowanie ofiary. Pewnego dnia po prostu wyłowiono ludzką skórę z rzeki i do dziś nie złapano sprawcy. Sugerowano, że interesował się Milczeniem owiec, ale nie był to konkretny trop. Sprawa utkwiła w martwym punkcie.
– I jak, podobał się film? – Cyryl uśmiechnął się do mnie.
– Był super, dawno nie widziałam czegoś równie dobrego.
– Cieszę się.
Po filmie poszłam do pokoju. Wyjęłam z plecaka talię Tarota i przyglądałam się jej przez chwilę. W kartach była zapisana moja przyszłość. Chciałam wykonać rozkład, ale stwierdziłam, że zrobię to następnego dnia, gdy Cyryla nie będzie w mieszkaniu. Mógłby mnie nie zrozumieć. Ponownie ukryłam karty, siadając na łóżku. Wszystko, czego doświadczyłam w ciągu dwóch dni, przypominało fabułę baśni. Miałam wrażenie, że rycerz na białym koniu porwał mnie do magicznej krainy, w której nie ma cierpienia. Zastanawiałam się, jak długo to potrwa.
Rozdział 3
Cyryl
Bywa, że stopień ludzkiej głupoty może wyprowadzić z równowagi. Tyczy się to zwłaszcza dziennikarzy. Prasa zawsze kojarzyła mi się z hienami cmentarnymi dybiącymi na cudze nieszczęście. Nie wiedząc nic o sprawie, snują osądy na podstawie pomówień, czego doświadczyłem czwartego września po przeczytaniu porannej prasy.
Zbudziłem się około siódmej, gdy Ada jeszcze spała. Myślałem o wczoraj. Wspólne oglądanie filmów sprawiało mi dużą radość, podobnie jak posiłki spożywane dotychczas w samotności. Na myśl o mojej od wielu lat pustelniczej egzystencji poczułem smutek. Na moment w mojej głowie zamajaczył dobrze znany obraz, stary dom na obrzeżach miasta. Jego kanciaste pokrycie z szarych dachówek, okna jak ślepia potwora i drewniane drzwi prowadzące wprost na dno mojego koszmaru bardzo wyraźnie stanęły mi przed oczyma. Zadrżałem, gwałtownie siadając. Cholera, Cyryl! – pomyślałem ze złością. – Miałeś się tego nie bać, a ciągle tkwisz w przeszłości!
Wczorajszy incydent ze śniegiem również nie dawał mi spokoju. Byłem pewien, że Ada naprawdę widziała coś za oknem. To, co o jej zachowaniu powiedziała bibliotekarka, kładło się skazą na wizerunku mojej towarzyszki. Z książek, które czytywałem, głównie w temacie depresji i innych schorzeń psychicznych, wynikało, że halucynacje są objawem towarzyszącym schizofrenii oraz chorobom mózgu. Fakt, że Ada widziała coś, czego nie było, sugerował, że być może cierpi na jakieś zaburzenie z kręgu psychozy. Martwiło mnie to.
Wstałem z materaca, ubrałem się i nie budząc Ady, wyszedłem z mieszkania. W osiedlowym kiosku kupiłem gazetę. Mężczyzna w budce rzucił na odchodne:
– Niech pan koniecznie przeczyta, bardzo obszernie piszą o wszystkim, co dzieje się w mieście.
Przypuszczałem, że chodzi o porwanie Ady. Swoją drogą byłem ciekaw, co media o mnie sądzą. Zapewne uważają mnie za dewianta, który uprowadził nastolatkę, a teraz ją więzi – myślałem ze smutkiem. – W zasadzie mają rację, ostatecznie pedofilia to zboczenie.
Zastanawiałem się nad tym tysiące razy. Moja seksualność nie była akceptowana przez społeczeństwo. Dlaczego z tego powodu nie mogłem nikogo mieć? Czemu wszyscy, których kochałem, zawiedli mnie lub opuścili? Nigdy nie zaakceptuję samotności, nie ma mowy – pomyślałem, otwierając drzwi mieszkania.
Wszedłem do pokoju. Spoglądając na śpiącą Adę, poczułem szybsze bicie serca. Pragnąłem jej bardzo, ale nie zamierzałem niczego wymuszać. Na myśl o gwałcie zrobiło mi się niedobrze. Chciałem, aby oddała mi się z własnej woli albo wcale. Jesteś hipokrytą – szepnął mój wewnętrzny daimonion. – Prawie skrzywdziłeś Jasnowłosą, przez kilka miesięcy planowałeś porwanie i mówisz o dobrowolności? Śmiechu warte.
Otworzyłem gazetę na pierwszej stronie. Artykuł o zniknięciu Ady od razu rzucił mi się w oczy. Z każdym przeczytanym słowem narastał we mnie gniew. Dziennikarz połączył brutalne morderstwo z porwaniem, którego dokonałem. Pismak zrobił ze mnie psychopatycznego zabójcę, co mnie zirytowało, choć przecież tego typu spekulacje były logiczne. Moja Ada była sąsiadką zamordowanej Agaty S., jej zniknięcie mogło być powiązane z morderstwem, choć w rzeczywistości oba czyny nie miały ze sobą nic wspólnego. Czytając artykuł, nie mogłem powstrzymać obrzydzenia. Zgniotłem gazetę i cisnąłem ją w kąt, nikt nie miał prawa nazywać mnie mordercą. Swoją drogą – myślałem, nie mając świadomości, że później zmienię zdanie – ciekawe, co za świr zabija kogoś w taki sposób? Przeciąć ścięgna i podpalić ciało w windzie, do tego trzeba mieć naprawdę zryty beret.
Spostrzegłem, że zaspana Ada podnosi się, spoglądając na mnie.
– Czym tak rzucałeś?
– Gazetą.
Wydawała się zdziwiona.
– Czemu?
Zastanawiałem się, czy opowiedzieć o artykule. Nie chciałem denerwować dziewczyny kłamstwami dziennikarzy.
– Było tam coś, co mnie wkurzyło. Nieważne, chodźmy na śniadanie.
Skinęła głową i zsunęła kołdrę, żeby się ubrać. Mimowolnie rzuciłem okiem na jej bieliznę i ciało w początkowej fazie rozkwitu. Było tak piękne, niewinne, symbolizowało całą miłość, jaką mogłem jej okazać. Poczułem, że zalewa mnie pożądanie, chciałem jej dotykać. Opanuj się – zganiłem się w duchu. – To za wcześnie, relacja z Adą powinna mieć choć namiastkę romantyzmu. Przecież zawsze go pragnąłeś, prawda?
Dokładnie tak było. Może się to wydać absurdalne, ale byłem pedofilem-romantykiem. W idealnym świecie, który często tworzyłem w fantazjach, ja i moja wybranka siadywaliśmy przy stole w otoczeniu świec. Panował wręcz podniosły nastrój. Ona miała od trzynastu do piętnastu lat, uśmiechała się do mnie, co odwzajemniałem. Rozmawialiśmy na różne tematy, wreszcie wstawaliśmy, zbliżaliśmy się do siebie, a ja ujmowałem jej małą dłoń. Nasze usta łączyły się w pocałunku, następnie kładliśmy się na dywanie, rozbieraliśmy się i baraszkowaliśmy do rana.
– Cyryl? – Monotonny głos Ady wyrwał mnie z romantycznego transu. – Idziemy na to śniadanie?
Piękna wizja zniknęła. W kuchni przygotowałem kanapki, Ada nakryła do stołu. Panowała błoga cisza, którą przerwał dźwięk dochodzący z szafy. Ada odwróciła się gwałtownie, a po chwili bezruchu wstała i otworzywszy szafę, przyglądała się rzeczom, które spadły z wieszaków na podłogę.
– Aduś, co się dzieje?
– A nic, chciałam zobaczyć, co się stało.
Wróciła do stołu. Zachowanie dziewczyny wydało mi się podejrzane. Wątpiłem, by zrezygnowała z posiłku jedynie w celu sprawdzenia, co stuka w meblach. Być może chodziło o jakieś zaburzenia, ale nie wiedziałem, jak o to zapytać. Obawiałem się, że pod wpływem nacisków Ada zbuduje wokół siebie mur. Postanowiłem odpuścić, co było błędem.
Po posiłku musiałem iść do pracy.
– Wychodzisz? Przecież jest sobota…
– Wiem, ale niestety muszę – skrzywiłem się. – Mój zakład jest czynny w pierwszą sobotę miesiąca do trzynastej.
– W porządku.
Pożegnałem Adę i opuściłem mieszkanie. Po drodze rozważałem, czy udać się wreszcie do martwego domu, jak lubiłem go określać. Nazwa nawiązywała do powieści Dostojewskiego, to miejsce latami zabijało we mnie wszystko, co dobre. Zadrżałem, wspominając drzwi piwnicy. Czułem się jak mały chłopiec, który tylko na moment przyczaił się w ciele dorosłego mężczyzny. Ten dom zniszczył cię do reszty – szepnął mój daimonion. – Stałeś się pedofilem i przestępcą. Jesteś tak zastraszony, że nie masz odwagi wybrać się choćby do psychologa.
Dotarłem do zakładu fotograficznego, mimowolnie zerkając w stronę biura detektywa. Miałem nieodparte wrażenie, że Jaworski wyczytał coś z mojej twarzy. Po namyśle stwierdziłem, że mój niepokój podczas rozmowy z bibliotekarką nie stanowił przecież dowodu winy. Większość mieszkańców reagowała w ten sposób na wieść o morderstwie i porwaniu. Uznawszy, że detektyw nic na mnie nie ma, podjąłem rozmyślania o świrze, który zamordował nieszczęsną S. Nie przypuszczałem, że moje przeczucia co do Jaworskiego okażą się prawdziwe.
***
Ada
Arkana są wielkie, potrafią wskazać przyszłość, odkrywając wydarzenia zaplanowane dla nas przez los. Nauczyłam się tego w domu, gdzie tradycja wróżenia była przekazywana z pokolenia na pokolenie. Na obecnym etapie wtajemniczenia umiałam posługiwać się tylko dwiema formami rozdania, rozkładem trzech kart i krzyżem celtyckim. Moja matka znała ich o wiele więcej, a babcia była prawdziwą specjalistką.
Dzięki mocy kart udało mi się trafić w ramiona Cyryla. W noc poprzedzającą porwanie siedziałam przy małej lampce. Rodzice spali, nie obserwowali mnie, więc byłam bezpieczna. Wyjęłam talię, wylosowałam trzy karty i zadając pytanie, kładłam je przed sobą. Tarot to nie poker, pokazuje prawdziwą przyszłość, jakkolwiek zła by nie była. Gdybym zobaczyła, że czeka mnie śmierć, nie bardzo bym się tym przejęła.
Pierwszą kartą w rozkładzie był Cesarz symbolizujący władczego mężczyznę, a kolejną Rydwan oznaczający rychłą podróż, choć nigdzie się nie wybierałam. Odsłoniwszy ostatnią kartę, doznałam szoku. Kochankowie oznaczali miłość dwojga ludzi. Rozkład mówił wprost, że w moim życiu pojawi się mężczyzna i zabierze mnie w podróż, której finałem będzie prawdziwa miłość. Nic nie rozumiem, czyżby czekał mnie związek? Ale jakim cudem? – myślałam.
– Pożyjemy, zobaczymy – odezwał się Amadeusz. – Może los wreszcie wyciągnął do ciebie rękę?
– Biorąc pod uwagę rozkład, nie ma mowy o pomyłce. – Szybko schowałam karty.
– W takim razie musisz się przyszykować. Spakuj niezbędne rzeczy i oczekuj jutro spotkania ze swoim wybawcą.
Tak też zrobiłam i już następnego dnia znalazłam się w mieszkaniu Cyryla.
Kolejny raz zajrzałam w przyszłość czwartego września. Zbudził mnie szelest papieru, a potem dźwięk czegoś uderzającego z impetem o ścianę. Gwałtownie podniosłam się z łóżka i zobaczyłam Cyryla trzęsącego się ze złości. Szybko zrozumiałam, że powodem jego wybuchu była gazeta, którą zgniótł i rzucił. Nie drążyłam tematu, zamiast tego oboje udaliśmy się na śniadanie.
W trakcie posiłku miała miejsce kolejna manifestacja obecności Amadeusza. Siedzieliśmy przy stole, byłam naprawdę szczęśliwa, a moje myśli odpłynęły na moment od tematu misji. Nagle usłyszałam, że w szafie coś spadło. Cyryl zignorował dźwięk, ale ja wiedziałam, że był to znak. Gwałtownie wstałam i zajrzałam do środka. Widząc leżące ubrania, od razu pojęłam, że to Amadeusz je strącił, aby zwrócić moją uwagę. Ostatecznie miałam coś jeszcze do zrobienia, miałam przecież misję.
Moje zachowanie nieco zdziwiło Cyryla, ale nie zadawał pytań i niebawem wyszedł do pracy. Usiadłam na kanapie, tym razem nie patrząc bezmyślnie na telewizor. Otworzyłam Kolekcjonera i powieść bardzo szybko mnie wciągnęła. Przemyślenia głównego bohatera wydały mi się fascynujące, byłam ciekawa, jak skończy się historia i czy Miranda zrozumie, jak wielkim uczuciem darzy ją Fryderyk. Przeczytałam około dwóch trzecich książki, a potem poczułam nieodpartą ochotę na wróżby. Niepewność jutra dobijała mnie. Poszłam do swojego pokoju, wyjęłam talię kart z plecaka i przetasowałam je. Ostatecznie zapytałam Arkana, co czeka mnie i Cyryla kolejnego dnia. Wylosowałam trzy karty, powoli je odsłaniając.
Pierwszą kartą w rozkładzie był Rydwan oznaczający kolejną podróż. Możliwe, że gospodarz planował gdzieś mnie zabrać. Druga, Gwiazda, symbolizowała nadzieję czekającą w najbliższej przyszłości. Odkryłam ostatnią kartę. Ku mojej radości byli to Kochankowie, znów symbol łączącego nas uczucia. Rozkład sugerował, że Cyryl zabierze mnie gdzieś z nadzieją na umocnienie relacji, a droga ta doprowadzi do przerodzenia się naszej znajomości w związek.
Wiedziałam, że chcę być z Cyrylem. Nigdy nie miałam chłopaka i jego posiadanie uważałam za cudowny stan.
– Widzę szczęście w twoim wnętrzu – rzucił Amadeusz.
– Tak.
– A sprawdzałaś, co go tak zdenerwowało? Myślę, że warto.
Spojrzałam w kąt, gdzie leżała zmięta gazeta. Otworzyłam ją i od razu podzieliłam oburzenie Cyryla. Na pierwszej stronie widniał wstrętny artykuł dotyczący śmierci mojej sąsiadki. Łączono w nim moje porwanie z tym, co stało się w naszym bloku. Skandal!–pomyślałam. – Jakim cudem te hieny mogą wiązać obie sprawy?
– Dla kasy zrobią wszystko – skomentował Amadeusz. – Nawet napiszą nieprawdę.
– Ale to niesprawiedliwe, Cyryl nie miał z tym nic wspólnego! A poza tym to jest źle przedstawione.
– Wiem, ale co poradzisz na głupotę ludzi?
Resztę dnia spędziłam bezczynnie na kanapie. Około piętnastej w mieszkaniu rozległo się wyczekiwane przeze mnie powitanie. Cyryl wparował do salonu i usiadł obok mnie.
– Jak w pracy?
– Spoko, klienci garną się do mnie jak opętani. A ty co robiłaś?
– Czytałam Kolekcjonera.
– I jak ci się podoba? – ożywił się Cyryl.
– Książka jest fajna, przeczytałam ponad połowę. Zastanawia mnie, jak to się skończy.
– Nie powiem ci – uśmiechnął się mój gospodarz. – Żadnych spoilerów.
Podczas obiadu postanowiłam zapytać o jego pracę.
– Jesteś fotografem, prawda?
– Tak, mam własne studio. Kocham tę robotę, wiesz? Uwielbiam robić ludziom zdjęcia.
– Właściwie dlaczego?
Zawahał się. Widziałam, że zwleka z odpowiedzią, jakby nie do końca potrafił przedstawić powody wyboru zawodu.
– Po prostu lubię uwieczniać ludzi, zwłaszcza dzieci. – W jego głosie brzmiała nieodgadniona tęsknota. – To dziwne, ale mam wrażenie, że robiąc zdjęcie, zatrzymuję czas. Dopóki patrzysz na postać uwiecznioną na odbitce, ona pozostaje niezmieniona na wieczność.
Odniosłam wrażenie, że Cyryl boi się przemijania lub… własnego dorastania. Nie rozumiałam tego, w miarę upływu czasu człowiek zbliżał się do chwili wyzwolenia z kajdan okrutnego świata, mógł przejść na drugą stronę, do rzeczywistości duchowej.
– Myli się – stwierdził poirytowany Amadeusz. – Zdjęcia wcale nie zatrzymują czasu, tylko nasz duch jest nieśmiertelny. Na razie go nie uświadamiaj. Gdy przyjdzie czas, dam ci znać, a wówczas pokażesz mu prawdę.
Skinęłam niezauważalnie głową, wracając do rozmowy.
– Fajnie, że masz taką pasję.
Dokończyliśmy jedzenie, a potem Cyryl zapytał, co chciałabym dziś robić.
– Może w coś zagramy?
– Bierki?
– Czemu nie.
Cyryl sięgnął do szuflady po pudełko bierek, wyjął garść patyczków i puścił. Plastik rozłożył się z charakterystycznym stukiem.
– Kto zaczyna?
Cyryl uśmiechnął się.
– Zdecydują kamień-papier-nożyce.
Nie spodziewałam się takiej odpowiedzi. Sądziłam, że sam zdecyduje. Niemniej ta zabawa była przyjemna. Przez całe życie nikt nie traktował mnie w tak przyjacielski sposób.
– Raz, dwa, trzy! – wypowiedzieliśmy równocześnie, pokazując dłonie.
Miałam kamień, a Cyryl nożyce.
– Zaczynasz – rzucił wesoło, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć.
Sięgnęłam po pierwszą bierkę, a potem po następne. Kolejka zmieniała się za każdym razem, gdy któreś z nas niewłaściwie ujęło patyczek. Ostatecznie to ja triumfowałam, w co nie bardzo mogłam uwierzyć.
– Gratuluję. – Cyryl pocałował mnie w rękę, gdy ostatnia bierka znalazła się w mojej dłoni.
Miałam wrażenie, że to sen, z którego prędzej czy później obudzę się, lądując w pełnej przemocy szarej codzienności.
– To jest prawdziwe – wtrącił się Amadeusz. – Uwierz wreszcie, że komuś na tobie zależy.
Chciałam mu odpowiedzieć, że chyba nie potrafię, ale obecność Cyryla wymuszała milczenie.
– Spoko runda – zwróciłam się do gospodarza. – Dawno nie bawiłam się tak dobrze. Naprawdę mnie uszczęśliwiasz.
– Nie ma sprawy – szepnął Cyryl.
Po kolejnej partii zjedliśmy obiad, a potem czytaliśmy aż do kolacji. Cyryl zapytał, czy mam ochotę obejrzeć jakiś film, ale tym razem odmówiłam. Byłam zmęczona i położyłam się wcześniej do łóżka. Nasz kolejny szczęśliwy dzień dobiegł końca.
Rozdział 4
Wspomnienia Piotra Jaworskiego
Życie nieustannie stawia przed nami wyzwania. Dla jednych jest to wygranie meczu piłki nożnej czy zdanie egzaminu, a dla innych uporanie się ze śmiercią bliskich. Niezależnie od typu każda z tych sytuacji wiąże się z wysiłkiem i jest swoistym testem w dniu próby.
Odchodząc z policji i zakładając agencję, nie przypuszczałem, że przyjdzie mi zająć się prawdziwą sprawą kryminalną w mieścinie, jaką jest Kostrzewo, w dodatku postępowaniem dotyczącym morderstwa i porwania. Podjąłem się go na własną rękę, bez zlecenia i nieodpłatnie. Doskonale pamiętam każde wydarzenie, które doprowadziło mnie do tego punktu.
Wszystko zaczęło się dwudziestego dziewiątego sierpnia dwa tysiące dwudziestego roku po powrocie mojej córki Natalii z krótkiego spaceru. Korzystała z ostatnich wolnych dni przed rozpoczęciem roku szkolnego i nic nie zapowiadało, że przyniesie wiadomość, która wywróci całą moją rzeczywistość do góry nogami.
Był dzień jak co dzień. Siedziałem na kanapie w salonie po skończonej pracy. Rozmyślałem o końcowej rozmowie z klientem, bogatym biznesmenem, na temat poczynionych przeze mnie ustaleń. Mężczyzna w połowie miesiąca zlecił mi obserwację swojej żony pod kątem jej wierności. Nie doszukałem się oznak zdrady, co klient przyjął z ulgą. Lata pracy w policji nauczyły mnie, aby nie przekreślać przedwcześnie żadnej możliwości, jednak w tym przypadku dalsze prowadzenie czynności nie miało sensu.
Mieszkałem z córką w czteropokojowym lokalu. Kiedyś zajmowały je także dwie inne osoby, jednak wskutek tragedii zostaliśmy we dwoje. Żyło nam się na tyle dobrze, na ile dobrze może być ludziom po przebytej traumie. Natalia uczęszczała do szkoły integracyjnej, miała przyjaciółkę Ankę i planowała podjęcie studiów psychologicznych. Ja z kolei wiodłem monotonny żywot, pracując nad kolejnymi sprawami i starając się ze wszystkich sił zapomnieć o przeszłości.
Czajnik wyłączył się z charakterystycznym pyknięciem. Zalałem herbatę sobie i córce, usiadłem przy stole w dużym pokoju i popatrzyłem na kubek. Moim ciałem zawładnęła stagnacja, nie chciało mi się absolutnie nic. Jaworski, weź się w garść – zganiłem się w duchu. – Musisz być silny i robić swoje.
Usłyszawszy domofon, podbiegłem do drzwi. Na klatce schodowej rozległ się charakterystyczny szczęk.
– Cześć, tato – przywitała się córka. – Jak zawsze na czas.
– To moja specjalność. Witaj, słonko.
Natalia, sparaliżowana od pasa w dół, od małego jeździła na wózku inwalidzkim. Wszystkiemu winien był wypadek.
– Zaparzyłem dla nas herbatę. – Odsunąłem się, aby Natalia mogła wjechać.
– Jaką?
– Jagodową, twoją ulubioną.
Córka ustawiła wózek w salonie przy stole. Zamknąłem drzwi i usiadłem naprzeciwko niej. Sączyliśmy napar w milczeniu, gdy Natalia podjęła temat uruchamiający lawinę dalszych zdarzeń.
– Słuchaj, tato – zaczęła. – Gdy jeździłam po mieście, spotkałam Anię.
– Co u niej?
– Opowiedziała mi straszną historię.
– Jaką? – zapytałem zaintrygowany.
Natalia przez chwilę wbijała wzrok w swój kubek.
– O drugim morderstwie w naszym mieście.
Zakrztusiłem się herbatą. Spojrzałem na córkę, aby sprawdzić, czy nie żartuje, ale jej twarz była poważna. W takich chwilach kojarzyła mi się z sędzią ogłaszającym wyrok, bezrefleksyjnym i beznamiętnym. Poczułem gulę w gardle, powróciły wspomnienia i stare emocje.
– Kogo zabito?
Natalia wzięła głęboki wdech.
– Młodą kobietę mieszkającą na Majowej, jakąś Agatę… Sikorę. Ania mówi, że wczoraj znaleźli ją w windzie.
– W windzie? – Moje zdziwienie pogłębiło się.
– Tak. Podobno ten, kto to zrobił, wrzucił ją tam martwą, oblał czymś łatwopalnym i podpalił.
Słowa córki wwiercały mi się w mózg.
Nie byłem zszokowany, pracując w policji, zwłaszcza we Wrocławiu, gdzie mieszkałem na rok przed naszą tragedią, widziałem różne rzeczy, między innymi pocięte na kawałki zwłoki nastolatki. Sprawcą był jej kolega z klasy. Dzieciak zapragnął sprawdzić, jak to jest zabić kogoś, więc zaprosił koleżankę do siebie pod nieobecność rodziny i zatłukł ją młotkiem, aż ściany pokoju spłynęły krwią. Spędził z jej zwłokami kilka godzin, a następnie rozkawałkował je nożem i rozrzucił w okolicy. Skazano go na dożywocie, dzięki Bogu był pełnoletni. W sądzie powiedział, że nie żałuje tego, co zrobił i z przyjemnością spróbowałby jeszcze raz.
Tylko że już nie pracowałem w policji, a w dodatku przeżyłem osobistą tragedię skutkującą wyrwą w sercu. Wszelkie zbrodnie wytrącały mnie z równowagi, więc odszedłem ze służby i założyłem agencję.
– Jezu – wyszeptałem.
– To nie wszystko. – Natalia odwróciła wzrok. – Ta kobieta miała podobno poprzecinane ścięgna Achillesa…
Zatkało mnie.
– Jak to? Przecież to tak jak u…
– Wiem, o czym myślisz, tato. Też o tym pomyślałam.
Gwałtownie wstałem od stołu i zacząłem chodzić po pokoju. Kotłowały się we mnie rozmaite emocje: strach, niepewność, a nawet, co zaskakujące, ekscytacja. Zaświtała mi myśl, że te sytuacje mogły być powiązane. Ostatecznie to było drugie morderstwo w Kostrzewie w ciągu ostatnich pięciu lat, a ofiara miała również przecięte ścięgna Achillesa. Ten sam modus operandi – zastanawiałem się gorączkowo. – Tylko czy sprawca wytrzymałby bez zabijania tak długo? Poza tym ofiary, tam był chłopczyk, a tu dorosła kobieta. To się nie klei, chociaż te nieszczęsne ścięgna… W mojej głowie odżyła nadzieja na rozwiązanie sprawy, która zatruła mi życie.
– To było na Majowej, tak?
– Majowa trzydzieści osiem, mieszkanie trzecie – wyjaśniła Natalia. – Zamierzasz powęszyć, tato?
Zawahałem się, musiałem wejrzeć w swoje poczerniałe od bólu wnętrze, żeby udzielić odpowiedzi.
W głębi duszy pragnąłem zająć się tą sprawą na własną rękę, ale jednocześnie czułem strach. Zerknąłem za okno, niebo nagle pociemniało pomimo lata, co doskonale odzwierciedlało moje uczucia względem miasta. Od lat miałem poczucie, że ta miejscowość zniszczyła mi życie, stając się moim grobem. Tu skończyło się wszystko, co miało jakikolwiek sens. Jedyną osobą, której istnienie powstrzymywało mnie przed palnięciem sobie w łeb, była Natalia.
Myśląc o tym, miałem absurdalne skojarzenie z automatycznym dyspozytorem, który mówi, jaki numer na klawiaturze masz wybrać, aby połączyć się z wydziałem w firmie zajmującej się dostawą Internetu. Dla mnie istniały trzy przyciski: żyj i idź do pracy, wybierz samobójstwo oraz pomyśl o swojej córce. Zawsze, gdy nachodziła mnie myśl o tym drugim, wybierałem numer trzy. To pomagało. Teraz doszedł czwarty przycisk: znajdź sprawcę.
– Tak, zajmę się tym.
Natalia jakby posmutniała.
– Co się stało, kochanie?
– Nic, tato… Jak o tym usłyszałam, chciałam, żebyś się tym zajął, bo wiem, że od lat to cię gryzie. Mnie zresztą też, więc chciałabym… Być po prostu… choć trochę bliżej prawdy.
Położyłem dłoń na policzku córki.
– Ja też, skarbie.
Tego dnia nie wracaliśmy do tematu zwłok w windzie. Życie wróciło do pozornej normy. Tak bywało zawsze, wokół działy się tragedie, a wszystko i tak toczyło się swoim rytmem. Ludzie bardzo szybko zapominali, a ci, którzy pamiętali, musieli z tym żyć. Nikogo przy tym nie interesowało, jak to zrobią.
Po kolacji Natalia zamknęła się w swoim pokoju, rozmawiając z kimś przez telefon, a ja usiadłem za biurkiem. Zastanawiałem się, od czego zacząć śledztwo. Pierwszym logicznym krokiem była rozmowa z Anną, koleżanką córki. Dziewczynka mogła wiedzieć coś o ofierze. Powinienem również zlokalizować osobę, która znalazła zwłoki i mogła okazać się cennym źródłem informacji. Kolejnym etapem była rozmowa z rodziną ofiary, o ile zgodziliby się przekazać jakieś dane prywatnemu detektywowi. Nie miałem innych pomysłów, ale te trzy wydawały się sensowne. Zapisałem je na kartce, którą zostawiłem na biurku i poszedłem do sypialni.
Spałem płytko, śniąc o zsypie na śmieci. Około pierwszej obudziłem się spocony i nie zmrużyłem oka aż do świtu.