Punkt rosy - Mat Nować - ebook + książka

Punkt rosy ebook

Nować Mat

0,0

Opis

Powieść rozgrywająca się w obozie, która nie jest jednak powieścią ani o wojnie, ani o zagładzie. Świat, w którym kaci stają się ofiarami: swojej przeszłości i pożądliwości, swoich namiętności i marzeń. Wojna jest tu z jednej strony doświadczeniem historycznym, ale z drugiej staje się psychologicznym laboratorium, w którym obserwować można zderzanie się postaw, charakterów i doświadczeń.

Albert Blume służy jako oficer w jednym z obozów koncentracyjnych w Polsce, nad którym pieczę sprawuje demoniczny komendant Zimmler. Pewnej nocy Albert wraz z przyjacielem Fritzem znajdują skrzynię, której zawartość na zawsze odmieni losy ich wszystkich. Powstaje tylko z pozoru prosty plan wyniesienia skrzyni z obozu i ucieczki. Może wszystko byłoby łatwiejsze, gdyby nie więźniarka, z którą Albert potajemnie się spotyka, gdyby nie jego sny, w których prześladuje go wizja nieba, czyśćca i piekła, gdyby nie przeszłość...

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 313

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Copyright © Mat Nować 2019

All rights reserved

Copyright © Sojka&Sojka spółka jawna, Warszawa 2019

Projekt okładki

Paweł Jońca

Redaktor

Anna Liebhart

Wydanie I

ISBN978-83-66324-12-1

wydawnictwo

niebieska studnia

www.niebieskastudnia.pl

niebieskastudnia.pl

facebook.com/niebieskastudnia/

instagram.com/niebieskastudnia/

[email protected]

Irze (między innymi)

fragment

Kaszle w pięść. Raz, drugi i trzeci. Jest spokojny, blednie. Wraca dawny Zimmler. Jeden z wielu.

– W każdym razie zdecydowałem się zlecić audyt kadr.

Pocę się. Nie jestem w stanie ukryć zdenerwowania. Gardło pokryte mam warstwą flegmy. Nie odezwałem się od chwili przekroczenia progu. Nie wiem, czy jeszcze umiem mówić. Przeraża mnie ta niepewność. Na szczęście Zimmler sięga po szklankę. Robię to samo. Mój żołądek wrzeszczy. Cygaro tli się w palcach, niechciane i zbędne.

Marzę, by spojrzeć na Fritza. Siedzimy w sposób, który uniemożliwia mi dostrzeżenie go. Boję się choćby przechylić głowę. Gdybym mógł usłyszeć jego głos… On także milczy. Nie przerwie tyrady Zimmlera nawet pod groźbą śmierci.

– Panowie posłuchają – mówi Zimmler. – Pozwolę sobie odczytać fragment raportu dotyczącego prowadzenia się młodszych oficerów.

Sięga po złożoną na biurku kartkę.

Przez chwilę – jedną z tych najkrótszych – mam wrażenie, że szuka okularów. Ale nie. Nie Zimmler. On tylko wyostrza wzrok, znajduje kąt widzenia, strzela okiem. Trafia.

Znów przełknięcie śliny głośniejsze od wybuchu bomby.

– Hauptsturmführer Jauch – zaczyna czytać – przez niefortunną wadę pijaństwa nie przynosi chluby III Rzeszy. Hauptsturmführer Bachmann: analogicznie do pierwszego. Hauptsturmführer Bursche: nie zasłużył na reprymendę. Hauptsturmführer Winckler: daje przykład kolegom. Hauptsturmführer Gimpel: dotąd bez nagany. Hauptsturmführer Yorck: jak świat światem nie widziałem go trzeźwego.

Zimmler przerywa i podnosi wzrok znad kartki, jakby chciał odpocząć bądź bez słów okazać nam, co o tym sądzi. Po chwili kontynuuje.

– Obersturmführer Schickmann: nie zdążyłem poznać. Obersturmführer Schrödinger: niespokojny duch, lecz najlepszy oficer. Obersturmführer Wanke – Zimmler patrzy na nas złym wzrokiem – kreska, nic, ani słowa, panowie. Obersturmführer Schoch Steffen: pijak i grubianin. Obersturmführer Schoch Marcel: lepszy od brata po stokroć. Obersturmführer Rich: nie miałem okazji przyjrzeć się jego prowadzeniu. Obersturmführer Koch: oficer dobry, lecz… Warchoł i hazardzista. Obersturmführer Anger: do niczego.

Twarz Zimmlera wykrzywia spazm bólu, zniesmaczenia i wzgardy. Odwraca kartkę.

– Untersturmführer Liebehenschel: hańbi Rzeszę. Untersturmführer Zimmermann: dobry jak mało który. Untersturmführer Otto: nie zetknąłem się. Untersturmführer Kögel: nadzieja dla niego może jeszcze nie umarła. Untersturmführer Müller: hańbi Rzeszę. Untersturmführer Zwick: analogicznie. Untersturmführer Guter: lepszy byłby z niego klaun niźli esesman. Untersturmführer Weiss: popija, bez godności. Untersturmführer Florstedt: nie ma wkładu w potęgę Rzeszy. Untersturmführer Fischer: nie zdążyłem poznać. Untersturmführer Reiher: darmozjad. Untersturmführer Schädel: prowadzi się dobrze.

Zimmler kończy. Zmęczenie odciska się na jego rysach.

– Jeśli chodzi o panów…

Serce odmawia pracy. Chwilowe niedokrwienie ogarnia mój mózg. Palce zaciskają się na poręczy fotela.

– Może panowie powiedzą mi, co to jest?

Rzuca arkuszem w kierunku biurka. Papier kołuje w powietrzu i spada na blat.

– To tylko wyimek, panowie – mówi Zimmler. – Niebywały bełkot. Prawdę powiedziawszy, więcej mówi mi o człowieku, który przeprowadził audyt, niż o jego obiektach. Kim jest inspektor, panowie zapytają? Bezpośrednim przełożonym inspekcjonowanych, odpowiem. Żaden z panów nie domyśliłby się tego, ja też nie.

Zimmler wypuszcza w przestrzeń gęste kłęby dymu.

– To ma być raport? – pyta. – Nie pokuszono się nawet o alfabetyczny spis nazwisk, a aspekt merytoryczny… Cóż.

Dymna kotara czyni z Zimmlera postać z zaświatów.

– Połowa to pijacy – mówi. – Reszta hańbi Rzeszę. Zupełnie jakby pijaństwo nie było dla oficera hańbą.

Podnosi szklankę i do dna wypija jej zawartość. Żaden tik nie psuje jego fizjonomii. Ton nieznoszący sprzeciwu, wzrok skupiony.

– Nie mamy kadr. To nasza bolączka, panowie. Ludzie. Odpowiednie osoby na odpowiednich stanowiskach. Jesteśmy bez zaplecza.

Chwila ciszy.

– Co gorsza – mówi – najlepsi okazują się zdrajcami.