Pucked Christmas - Ewelina Nawara - ebook
NOWOŚĆ

Pucked Christmas ebook

Nawara Ewelina

4,1

124 osoby interesują się tą książką

Opis

Święta w górach, przypadkowe spotkanie i iskra, której nie mogli zignorować…

Gigi marzy o ostatnich chwilach wolności, zanim trafi pod czujne oko wymagającego wuja. Wraz z najlepszą przyjaciółką wyjeżdża do zimowego kurortu, by zasmakować beztroski, przygód i odrobiny chaosu.

Chase, gwiazda hokeja, szuka w Montvarre ucieczki od presji i medialnych skandali. Nie spodziewa się jednak, że na stoku spotka dziewczynę, która dosłownie zwali go z nóg.

Między śmiechem, układem o niewyjawianiu sobie swoich nazwisk, tańcem a gorącą czekoladą rodzi się flirt, który szybko staje się czymś więcej. Ale czy magia Bożego Narodzenia wystarczy, by poradzić sobie z tajemnicami, różnicami i nieuchronnym końcem świątecznej przerwy?

Nowelka z Kolekcji świątecznej Inanny

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 132

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,1 (34 oceny)
16
7
9
1
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Markosia92

Nie oderwiesz się od lektury

przyjemna lecitka lektura na raz :)
20
Emcik03

Nie oderwiesz się od lektury

Bajeczna i zaskakująca 🙂 bardzo mi się podobała
10
EwaKKB38

Nie oderwiesz się od lektury

Współczesna bajka o księzniczce i kopciuszku (sportowiec), ale zakończenie dopiszesz sama. Polecam
10
MariolaWlodarskaa

Nie oderwiesz się od lektury

ale ...że to koniec?🤔 ...przekładam stonę a tu ...czegoś brakło....czytajcie oceniajcie ,fajna historia
00
MonikaRuc

Nie oderwiesz się od lektury

Króciutka ale bardzo urocza :)
00



Pucked Christmas

Ewelina Nawara

Wydawnictwo Inanna

Spis treści

Gigi

Chase

Gigi

NOTA COPYRIGHT

📖 Informacja o wersji demo

Lista stron

Strona 1

Strona 2

Strona 3

Strona 4

Strona 5

Strona 6

Strona 7

Strona 8

Strona 9

Strona 10

Gigi

Wrzuciłam kolejny sweter do walizki, która już i tak pękała w szwach. Nienawidziłam się pakować, ale lubiłam wyjeżdżać, choćby kawałek od domu.

Dom. Westchnęłam ciężko, bo nawet nie chciałam się zastanawiać, co tak naprawdę znaczyło to słowo.

– Nie marszcz się tak, bo będziesz okropnie wychodziła na zdjęciach – powiedziała Eve, moja najlepsza przyjaciółka. – Jesteś pewna, że to dobry pomysł?

– Lubię ten sweter – odpowiedziałam, nie patrząc na nią.

– Gigi, litości, nie mówię o swetrze, wiem, że się bez niego nie ruszysz. Pytam o wyjazd. Twój wujek będzie wkurzony.

Prychnęłam pod nosem. Wujek był wiecznie wkurzony, a już zawsze wtedy, gdy chodziło o coś związanego ze mną.

– Eve, za chwilę kończy się moje normalne życie, zamieszkam z wujkiem Alarikiem i nie będę mogła nawet pomarzyć o wyjeździe, poznawaniu nowych ludzi czy innych rozrywkach.

Na samą myśl o tym, co mnie czekało, po moich plecach przeszedł dreszcz. Nie żeby była to niespodzianka, zawsze miałam świadomość, że tak się wszystko skończy. Od wypadku rodziców miałam jasno nakreślone, jak będzie wyglądała moja przyszłość, i dokładnie wiedziałam, kiedy będę musiała zamieszkać z wujkiem Alarikiem. Gdyby to ode mnie zależało, zostałabym z ciocią Camille i wujkiem Arthurem, a później wybrałabym studia, pracę, znalazłabym mieszkanie. Oni tak naprawdę nie byli moim wujostwem, ale ciocia Camille to najlepsza przyjaciółka mojej mamy, która po śmierci rodziców od razu pojawiła się obok mnie. Camille i Arthur stanowili zupełne przeciwieństwo Alarica, brata mojego taty. I tak się składało, że byli też rodzicami mojej najlepszej przyjaciółki – Evaline. Wyobrażacie sobie wychowywać się ze swoją bestie? Miałam to szczęście, że mogłam zamieszkać w ich domu, bo gdyby nie oni… byłabym zupełnie sama, samotna i nikomu niepotrzebna. A z całą pewnością dorastałabym bez miłości i uwagi, których tak potrzebowałam jako sześciolatka. Otrząsnęłam się z nostalgicznych rozważań i zwróciłam do Eve:

– A ty jesteś już spakowana?

– Musisz pytać? – prychnęła ze zmarszczonym nosem. – Spakowałam się jakieś trzy dni temu, znasz mnie, nie lubię zostawiać niczego na ostatnią chwilę.

Przewróciłam oczami. Eve była cudowną przyjaciółką, ale czasami jej perfekcja doprowadzała mnie do szału. Nie tylko dlatego, że wiedziałam, iż nigdy jej nie dorównam. Ale także dlatego, że przez to nie mogła ze mną panikować podczas pakowania na ostatnią chwilę. Nie szukała razem ze mną ulubionych swetrów, nie parowała w pośpiechu skarpet, które leżały rozrzucone w szufladzie z bielizną. Eve od zawsze była perfekcjonistką, wiecznie ubrana w idealnie pasujące do siebie ciuchy, z fryzurą ułożoną już do śniadania, a od kiedy jej mama pozwoliła nam używać kosmetyków, dziewczyna nakładała makijaż tuż po otworzeniu rano oczu. A ja? Dobry dzień był wtedy, gdy umyłam zęby przed pierwszym posiłkiem. Reszta to… chaos. Ale wiedziałam, że ten chaos już wkrótce zniknie, zostanie zastąpiony zimnymi wnętrzami, kalendarzem ułożonym przez kogoś innego, ubraniami wybranymi przez wuja i jego specjalistów. Moje niebieskie pasemka już zniknęły, przykryte brązem podobnym do naturalnego koloru włosów.

– Możesz spakować też mnie – powiedziałam. – Wtedy będę pewna, że niczego nie zapomniałam.

– Nie jedziesz na koniec świata, dasz radę wpaść tutaj, jeśli czegoś zapomnisz – przypomniała mi. – Mama nawet by się ucieszyła, gdybyśmy nocowały w domu.

Przewróciłam oczami, bo tego to akurat byłam pewna. Ale ja chciałam poczuć ostatni smak prawdziwej wolności. No i okres przedświąteczny ściągnął do Montvarre sporo turystów, a kurort Cheneval, znajdujący się w pobliżu naszego miasteczka, tętnił życiem. I ja pragnęłam tego zakosztować, zniknąć wśród tych ludzi, zapomnieć o problemach i czekających mnie trudnych tygodniach, które spędzę pod czujnym okiem wuja Alarica.

– Na pewno byłaby też zachwycona, gdybym przyprowadziła na kolację jakiegoś nowo poznanego przystojnego turystę – zaśmiałam się, a Eve skrzywiła na moje słowa. – Tak myślałam. Dlatego przestań krytykować, tylko mi pomóż, żebyśmy mogły wyruszyć w tę przygodę!

– Dlaczego mam przeczucie, że wpakujesz mnie w jakieś kłopoty…

– Ja? Nigdy w życiu – odpowiedziałam i wyszczerzyłam się w uśmiechu. – Nie mam zamiaru pakować ani siebie, ani ciebie w żadne kłopoty. Chcę się zabawić, pojeździć na desce, wypić zbyt dużo grzanego wina i objeść się czekoladą.

– Idę dorzucić do walizki ze trzy opakowania leków przeciwbólowych, będziesz ich potrzebować – mruknęła Eve, wychodząc z mojego pokoju.

Udało mi się upchnąć wszystkie rzeczy do wielkiej walizki i zamknąć ją bez pomocy. Podreptałam do łazienki, wzięłam szybki prysznic, przebrałam się w wygodne ubrania, nałożyłam delikatny makijaż i byłam gotowa do wyjścia. Eve zadbała o zapakowanie naszego sprzętu do jazdy na snowboardzie, więc wrzuciłam do bagażnika już tylko swoją walizkę. Znalazłam przyjaciółkę w kuchni i od razu ukradłam jej z ręki kubek.

– Możesz sobie zrobić własną kawę, wiesz? – prychnęła, ale bez złości, więc tylko wyszczerzyłam się do niej w uśmiechu.

– Wtedy musiałabym czekać, a twoją mam od razu. Możemy się zbierać – rzuciłam.

Eve przewróciła oczami i podała mi pudełko.

– Jesteś najlepsza – powiedziałam, gdy ją przytuliłam.

– Znam cię, teraz nie chcesz śniadania, a po pięciu minutach od wyjazdu płakałabyś, że jesteś głodna. Masz więc śniadanie na wynos. A teraz faktycznie się zbierajmy, nim rodzice wpadną na pomysł, by jednak pojechać z nami.

Tyle wystarczyło, bym niemal wybiegła z kuchni w stronę garażu. Eve się uparła, że to ona nas zawiezie, a jej rodzice zgodzili się na to po długich dyskusjach. Gdyby to zależało od nich, dostałybyśmy kierowcę, który śledziłby później każdy nasz ruch w kurorcie, a następnie przekazywał wszystko Camille i Arthurowi.

***

– Czujesz to? – zapytałam, gdy wysiadłam z samochodu.

– Zimne powietrze, brak zasad i alkohol płynący strumieniami? – rzuciła od niechcenia Eve.

– Miałam na myśli zapach wolności, ale twoja odpowiedź również jest prawidłowa – zaśmiałam się. – Sądziłam, że zarezerwowali nam miejsce w hotelu, nie w prywatnym domku.

– Cóż, oni są przekonani, że zatrzymałyśmy się w hotelu, ale ja zmieniłam rezerwację – odpowiedziała zupełnie poważnie.

– Eve! Ty przebiegła bestio! – Uściskałam ją. – To będzie najlepsza przerwa zimowa!

Kurort Cheneval był jednym z bardziej popularnych i wygodnych miejsc do odpoczynku i… imprezowania. W dodatku wiedziałam, że mogę się tu czuć bezpiecznie, a ewentualnych wysłanników wujka wypatrzę z daleka, bo będą się rzucać w oczy w swoich idealnych garniturach.

Wniosłyśmy bagaże do domku i Eve od razu, bez pytania mnie o zdanie, wybrała sypialnię. Cóż jej strata, bo z mojego okna rozciągał się przepiękny widok na góry. Wzdychałam cicho, napawając się krajobrazem, ciszą i… wolnością.

– Rozpakuj walizkę i wychodzimy! – krzyknęła Eve ze swojej sypialni.

– Dobrze, mamooo! – odkrzyknęłam ironicznie, ale zabrałam się do wyjmowania rzeczy.

To będą piękne dwa tygodnie, myślałam, układając ubrania w szafie. Muszą być cudowne, bym mogła wspominać je później, gdy wuj zamknie mnie już w stworzonej przez niego złotej klatce.

Chase

Po locie transatlantyckim ostatnie, na co miałem ochotę, to słuchanie Aidena, mojego przyjaciela, podrywającego stewardesę. Ale właśnie byłem do tego zmuszony, bo ten idiota blokował mi wyjście z samolotu.

– Musisz mu wybaczyć – zwróciłem się do młodej kobiety wysłuchującej zalotów Aidena. – Nie za często wypuszczamy go z domu, dlatego ma taki słowotok. Dziękujemy za twoją pomoc w trakcie lotu. Miłego dnia – powiedziałem z uśmiechem, a ona zachichotała w odpowiedzi.

Pchnąłem kumpla w stronę schodów, na tyle mocno, by ruszył tyłek, ale nie za mocno, by nie poleciał głową w dół. Będzie nam jednak potrzebny po przerwie świątecznej, gdy wrócimy do meczów.

– Nienawidzę cię – wysyczał. – Jeszcze chwila i dostałbym jej numer.

– Albo został zatrzymany za nagabywanie pracownicy linii lotniczej – prychnąłem. – Ona była zwyczajnie uprzejma.

– Gówno prawda, wpadłem jej w oko – zaprzeczył zdecydowanie.

Pokręciłem głową, bo kim byłem, by go przekonywać, że stewardesa nie miała zamiaru ani dawać mu swojego numeru, ani tym bardziej się z nim spotkać. Niech żyje w swojej iluzji.

Odebraliśmy bagaż, a później przeszliśmy kontrolę bezpieczeństwa szybciej niż kiedykolwiek w Stanach. Cóż, zawsze lubiłem Europę. Zapakowaliśmy się do wynajętego samochodu, a ja wsunąłem się za kierownicę i ruszyłem w drogę, kierowany wskazówkami GPS-a.

– Wiesz, że trener nas zabije, gdy się dowie, że polecieliśmy do europejskiego kraju tylko po to, żeby pojeździć na desce? – zapytał Aiden, kiedy powoli pokonywaliśmy dystans dzielący nas od kurortu, w którym wynajęliśmy domek.

– Czego trener nie wie, to go nie zaboli. Poza tym nie tylko po to tu przylecieliśmy – odpowiedziałem. – Ten syf wokół ciebie, twojego kuzyna i naszej drużyny zdecydowanie zachęcał do wyjazdu gdzieś, gdzie nikt nas nie rozpozna.

– Tak jakbyś ty był święty i wcale nie trafiał na nagłówki plotkarskich czasopism i blogów – parsknął Aiden.

Przewróciłem oczami, bo co mogłem więcej powiedzieć. Detroit Falcons, nasza drużyna, ostatnio stała się bardzo popularna. Niestety przyciągaliśmy więcej negatywnej prasy niż pozytywnej. To – plus nasze wyniki, które były dalekie od satysfakcjonujących – tworzyło frustrację zarówno wśród fanów, dziennikarzy, jak i cóż, nas, graczy. I być może, tylko być może, zareagowałem zbyt gwałtownie, gdy jeden z pismaków mnie zaskoczył, kiedy wychodziłem z przyjaciółmi z restauracji. I również tylko być może moja pięść wylądowała na jego szczęce, kiedy zapytał, czy to prawda, że kuzyn Aidena sypia z córką trenera. Oczywiście ta sytuacja to czyste spekulacje, ja nie zamierzałem się do niczego przyznać. Nikt tego nie uwiecznił, a świadkowie, moi przyjaciele, także nie potwierdzili słów poszkodowanego. Więc z prawnego punktu widzenia wszystko rozeszło się po kościach. Ale z medialnego? Cóż, znokautowanie jednego z popularniejszych dziennikarzy „Detroit Sports Beat” nie mogło się skończyć dobrze dla sportowca. Każda moja pomyłka na lodzie, każde potknięcie zostały rozłożone na czynniki pierwsze i opisane ze złośliwością, z którą nie mogłem nic zrobić. Trener był wkurzony. PR był wkurzony. Właściciel drużyny wpadł we wściekłość i kazał nam naprawić ten bałagan i zabronił pakować się w kłopoty w trakcie przerwy.

Właśnie dlatego zaproponowałem Aidenowi wyjazd. Mnie potrzebna była chwila oddechu, a jemu – trochę ruchu trzymającego go z daleka od baru. Obaj korzystaliśmy. Jednak najpopularniejsze kierunki wyjazdów zimowych były obłożone, a te bardziej ekskluzywne, w których mogliśmy liczyć na ochronę, pełne ludzi gotowych sprzedać pismakom każdą ploteczkę. Stąd pomysł wyjazdu do Montvarre, małego europejskiego państewka. Właściciele Cheneval, gdzie zrobiłem rezerwację, zapewnili mnie, że gwarantują prywatność. Zapewnili też, że dziennikarze doskonale wiedzą, co ich czeka w przypadku naruszenia tej prywatności i pisania o gościach kurortu.

– No cóż, Vegas to to nie jest – mruknął Aiden, gdy dojechaliśmy na miejsce.

– W Vegas byłbyś już narąbany i bez kasy – zaśmiałem się. – Mnie się tu podoba – dodałem.

Bo tak było. Zapierający dech w piersi widok na góry w oddali, a przede mną rozrzucone drewniane domki i jeden większy budynek, jak zakładałem recepcja, na wprost nas. A wokół drzewa. I spokój.

– Dobra, chodźmy się zameldować, bo już mi zimno – mruknął kumpel.

– I ty jesteś hokeistą? – prychnąłem.

– Tylko w trakcie sezonu. W przerwach mój organizm staje się ciepłolubny. Rusz tyłek.

W recepcji odebraliśmy klucze, małą mapkę ośrodka oraz wskazówki, jak dotrzeć do naszego lokum. Cieszyłem się, że mieliśmy miejsce parkingowe przed wejściem i nie musieliśmy od recepcji iść pieszo.

– Zanudzę się tu na śmierć – westchnął Aiden, a ja zacząłem żałować, że zabrałem go ze sobą.

– Wstałeś z łóżka lewą nogą? A może dawno nie zaliczyłeś? Bo zrzędzisz tak, że będę zmuszony wykopać dołek, by ukryć twoje zwłoki – mruknąłem, zajęty wnoszeniem walizki do salonu. – Wypożyczyłem nam sprzęt, jutro go dostarczą. Dziś się rozejrzymy, zjemy coś w restauracji, może pospacerujemy?

– Czy my mamy po pięćdziesiąt lat? Spacerki? Powiedz mi, że jest tu jakiś bar. – Nim zdążyłem odpowiedzieć, Aiden wyrwał mi pakiet informacyjny z mapką kurortu. – Całe szczęście! Są dwa bary! Może jednak przeżyję.

Nie skomentowałem, zostawiłem go samego i poszedłem po schodach na górę, gdzie znajdowały się dwie sypialnie. Wybrałem tę większą, niech Aiden ma na co narzekać, i rozpakowałem swoje rzeczy.

Miałem nadzieję, że ten wyjazd będzie dla mnie szansą na prawdziwy odpoczynek. Bo byłem zmęczony. Nie tylko hokejem. Raczej tym, co się wiązało z życiem, jakie prowadziłem. Zdecydowanie zbyt szybko dopadło mnie to uczucie zmęczenia presją, uwagą i nienawiścią ze strony internautów. Miałem dopiero dwadzieścia pięć lat, wierzyłem, że przede mną jeszcze wiele sezonów z łyżwami na stopach. Jednak ostatnie miesiące dały mi w kość. Urazy, których nie sposób uniknąć w hokeju, też odcisnęły swoje piętno. Ale naprawdę najbardziej ciążyło mi to, co powiedziała Brooke, nasza specjalistka od PR-u… Jeśli wizerunek Falconsów się nie poprawi, czekają nas brutalne roszady personalne, a ten, kto przyciąga najwięcej negatywnej prasy, zmieni drużynę. Dla mnie Detroit było domem, a Falcons – rodziną. Nie wyobrażałem sobie przeprowadzki, rozstania z miastem, ze swoim teamem. Gdybym wiedział to wszystko, nim zareagowałem, nim uderzyłem dziennikarza, tobym się powstrzymał. Cholera, uśmiechnąłbym się do niego i odszedł. Może nawet poklepałbym go po ramieniu i pogratulowałbym mu tak świetnego pytania. Ale nie mogłem zmienić przeszłości, miałem jednak wpływ na przyszłość. I na teraźniejszość. Dlatego wyjechałem do miejsca, w którym nikt mnie nie zna. W którym będę mógł być sobą. Już zapomniałem, jak to jest, gdy wychodzisz z domu i nikt nie zwraca na ciebie uwagi.

– Chase! – krzyknął Aiden, czym przerwał moje rozważania. – Zbieraj tyłek, powitalne drinki na nas czekają.

I tyle ze spokojnego odpoczynku, pomyślałem.

– Daj mi chwilę, wezmę prysznic i się przebiorę! – odkrzyknąłem. Nie miałem zamiaru iść do baru po wielogodzinnym locie.

– Tylko się pospiesz!

Powinienem zarezerwować coś z daleka od barów i alkoholu, może wtedy i Aiden doszedłby do siebie. Przetarłem twarz dłonią. Nie mogłem go cisnąć, nie, gdy przeszedł nie tylko publiczne rozstanie, lecz także pranie brudów przez swoją eks. Jego pierwsza miłość, jedyna dziewczyna, z którą się spotykał, z którą, jak myślał, budował przyszłość i rodzinę, zostawiła go dla innego. I jak się okazało, dziecko, które nosiła, wcale nie było Aidena, jak początkowo próbowała mu wmówić, a jednego z pracowników biurowych Falconsów. Koleś stracił pracę, Aiden się pogubił, jego była natomiast ogłosiła zaręczyny i zaczęła przygotowania do ślubu. A później opowiadała w wywiadach, że Aiden ją zaniedbywał, nie poświęcał jej czasu, że hokej był zawsze najważniejszy. Mój kumpel stał się coraz częstszym gościem barów, gdzie próbował zagłuszyć ból złamanego serca. Jak już wspominałem, nad Falconsami zebrały się ciemne chmury, które powoli dusiły nas wszystkich. Miałem jednak nadzieję, że Montvarre będzie przerwą, jakiej obaj potrzebowaliśmy, i szansą, że zza tych chmur wyłoni się słońce, choć jeden jego promyk.

Gigi

Nim się rozpakowałyśmy, wybiła pora lunchu, więc zamiast na stok, wybrałyśmy się do restauracji, żeby coś zjeść.

Przyjaciółka zrobiła kilka zdjęć naszych dań, a później pstryknęła fotkę nam i wysłała ją do mamy.

– Wiesz, że będzie dopytywać o to, co robimy, wolę więc dać coś, co pokazuje, że jesteśmy grzeczne, a ty nie pakujesz mnie w kłopoty. – Wzruszyła ramionami. – A teraz powiedz, co masz w planach.

– Zjemy i idziemy na deskę – odpowiedziałam. – A później kolacja i bar, w którym będziemy się świetnie bawić, bo ty swoją odpowiedzialność i poważne podejście do życia zostawisz w domku.

Eve zmierzyła mnie spojrzeniem, które jasno mówiło, co myślała o moich słowach. Ale ja ją znałam, wiedziałam, że czasami musiała zrzucić ten ciężar idealnej wizji samej siebie i po prostu… być sobą – młodą, piękną, wolną kobietą, która miała u stóp cały świat. Bo moja przyjaciółka była piekielnie inteligentna, uparta i zdeterminowana, więc mogła osiągnąć wszystko. Cóż, w przeciwieństwie do mnie… Wuj opracował już jasny plan na moją przyszłość i w tej kwestii nie zostawił mi za wiele do powiedzenia.

– No dobra, załóżmy, że zgodzę się trochę wyluzować i nie przejmować się tym, że ktoś doniesie mamie, co tutaj będziemy robić. Co dostanę w zamian? – zapytała.

– Poza świetną zabawą w towarzystwie twojej najlepszej przyjaciółki? – prychnęłam. – Jedna przysługa ode mnie, bez pytań, bez szczegółów. Jeden raz zrobię to, co powiesz.

Eve uniosła brew i przyglądała się mi przez chwilę w milczeniu.

– Cokolwiek, kiedy tylko zechcę? Bez ograniczeń, twojego marudzenia, miliona pytań i namawiania do czegoś innego?

– Tak jest. Więc jak? Pozwolisz samej sobie na dobrą zabawę?

– To mamy umowę. Chociaż na twoim miejscu już bym się bała, o co poproszę. Może zechcę rezydencję w Valmoncie? Albo jeszcze lepiej w Paryżu, albo w Los Angeles.

Zaśmiałam się w głos, bo po pierwsze, wiedziałam, że nigdy o to nie poprosi, a po drugie, w obecnie to ona miała do dyspozycji więcej pieniędzy na koncie niż ja. Moje było ciągle monitorowane i każda większa transakcja musiała być zaakceptowana przez wuja – przynajmniej do moich dwudziestych pierwszych urodzin.

– Nie boję się, Eve – odpowiedziałam jej. – Gdybyśmy znalazły się w odwrotnej sytuacji, ty miałabyś się czego obawiać, ale znam cię i wiem, że jeśli wykorzystasz tę przysługę, to tylko na coś ważnego.

– Jeśli będziesz mnie drażnić, poproszę, żebyś zrobiła sobie tatuaż na czole – prychnęła.

– Nie zrobisz tego – odpowiedziałam śpiewnym tonem. – Musiałabyś do końca życia patrzeć nie tylko na tatuaż, ale także na zdjęcia i moje podobizny z nim. Nie wyrządziłabyś sobie takiej krzywdy.

– Jesteś okropna – powiedziała z uśmiechem.

– Auć, nie mów tak, ranisz moje uczucia – zaśmiałam się.

Nie mogłam się doczekać, aż znajdziemy się na stoku, więc chwilę po lunchu wyciągnęłam Eve do naszego domku, gdzie się przebrałyśmy, po czym ruszyłyśmy przed siebie. Krótki spacer dzielił nas od wyciągu i już po kilkunastu minutach stałyśmy na górze, gotowe, by pokonać drogę w dół. Śnieg chrzęścił pod butami, gdy dopinałam wiązania. Mróz delikatnie szczypał mnie w nos, a zimny wiatr przypominał, że jesteśmy w górach. Zerknęłam na Eve, która czekała gotowa, w idealnie zapiętej kurtce i z nienagannie ułożonymi włosami schowanymi pod kaskiem. Tymczasem mnie niesforne kosmyki zaczęły się wymykać z warkocza.

– Wyglądasz, jakbyś się szykowała na zawody – powiedziałam i uśmiechnęłam się pod nosem. – Nie zapomnij tylko flagi startowej.

– A ty wyglądasz, jakbyś za chwilę miała zrobić sobie krzywdę – odpowiedziała spokojnie i poprawiła gogle. – Proszę cię, spróbuj tym razem w nikogo nie wjechać.

– Oj tam. Raz się zdarzyło. – Machnęłam ręką, jakby to był drobiazg i wcale nie wydarzył się więcej niż ten jeden raz. – Po prostu lubię trochę prędkości, a inni ruszają się za wolno.

Eve tylko pokręciła głową, jednak po chwili uśmiechnęła się lekko, jakby przypomniała sobie obietnicę z restauracji. Posłałam przyjaciółce buziaka i ruszyłam. Pierwszy kawałek stoku był łagodny, idealny, żeby złapać rytm. Zgięłam kolana i pozwoliłam desce nabrać prędkości, poczułam przypływ adrenaliny i… szczęścia. Skręt w prawo, w lewo, mały podskok, nic trudnego, ale i tak miałam frajdę jak dziecko.

Zatrzymałam się niżej, na pierwszym możliwym punkcie, i od razu zdjęłam gogle. Oddychałam ciężko, szczerząc się w uśmiechu. Eve zjechała chwilę później, elegancko, bez szaleństw, w typowym dla niej zorganizowanym stylu.

– Widziałam ten skok – powiedziała, gdy przystanęła obok mnie. – Chcesz mnie przyprawić o zawał?

– Przestań, to był malutki hopek – roześmiałam się. – Po prostu się rozgrzewam.

– Ty nigdy się po prostu nie rozgrzewasz – westchnęła, poprawiając rękawice. – Jeszcze trochę i będę musiała cię odholować do szpitala.

– Spokojnie, Eve. Mam plan. – Puściłam do niej oczko. – Teraz ci pokażę, jak powinno się jeździć na desce.

– I to jest właśnie to, czego się boję – mruknęła, ale ustawiła się za mną, gotowa do kolejnego zjazdu.

Ruszyłam znowu, trochę szybciej niż wcześniej, i czułam, jak serce wali mi w piersi. To był dokładnie ten rodzaj chaosu, którego potrzebowałam.

Wbrew obawom Eve pokonałyśmy stok bez upadków, złamań czy potrącenia innych turystów. Ja uznałam to za sukces, a przyjaciółka odetchnęła z ulgą.

– Widzisz, nic złego się nie dzieje, gdy wrzucasz na luz i cieszysz się zimową aurą – powiedziałam do niej i odpięłam deskę snowboardową. Zaczęłam iść tyłem, żeby widzieć Eve, która wciąż jeszcze walczyła ze swoją. – Wszystko wyszło idea… – urwałam, bo nagle się z czymś zderzyłam i upadłam w zaspę.

– Faktycznie, wszystko wyszło idealnie – parsknęła przyjaciółka, a ja po chwilowym szoku rozejrzałam się, żeby sprawdzić, co się tu właśnie wydarzyło.

Na śniegu obok siebie zobaczyłam wyłożonego chłopaka. Najwidoczniej to na niego musiałam wpaść.

– Przepraszam – dukałam, próbując się podnieść. – Ale powinieneś patrzeć, gdzie idziesz – dodałam, zajęta otrzepywaniem się ze śniegu.

– Wybacz, księżniczko, jednak to ty szłaś tyłem i dosłownie mnie staranowałaś – odpowiedział lekko zachrypniętym głosem.

– No właśnie, szłam tyłem, ty przodem, więc mnie widziałeś – prychnęłam.

Eve podała mi rękę i pomogła wstać, po czym dyskretnie wymamrotała, żebym przeprosiła. Spojrzałam na nią oburzona, ale wtedy dotarło do mnie, że faktycznie to była moja wina. Westchnęłam.

Do nieznajomego podszedł drugi chłopak, który ucieszony widokiem kumpla leżącego na śniegu, pstryknął mu fotkę.

– Przepraszam, nie chciałam na ciebie wpaść. Po prostu dziś tu przyjechałyśmy i jestem bardzo podekscytowana.

Koleś się podniósł i zdjął kask, dzięki czemu mogłam zobaczyć, że jest naprawdę przystojny. Brązowe oczy błyszczały łobuzersko, ciemne włosy miał w totalnym nieładzie, ale i tak prezentował się naprawdę dobrze. Więcej niż dobrze. Oczywiście, skoro już musiałam się skompromitować, to przed takim ciachem.

– Nie powinienem narzekać, w końcu nie każdy może powiedzieć, że piękna dziewczyna dosłownie poleciała na niego na stoku, prawda? – stwierdził wesoło i się uśmiechnął, prezentując seksowny dołeczek w policzku. – Jestem Chase, a ty?

– Gigi – odpowiedziałam i pociągnęłam Evę, by jak najszybciej się od niego oddalić.

– Powinnaś zapytać mnie o numer! – wykrzyknął za nami, a ja poczułam ciepło rozchodzące się po policzkach. – W końcu mogłaś mnie zranić.

Zaśmiałam się w głos i odwróciłam do niego.

– Jeśli coś ci się stało, będziesz musiał mnie znaleźć – odpowiedziałam i puściłam oczko.

Gdy odeszłyśmy od nich na tyle, by już nas nie słyszeli, Eve uderzyła mnie w ramię.

– Miało być bez wypadków, Gigi! – syknęła.

– Jestem cała i zdrowa – odparłam. – I wpadłam na niezłe ciacho. – Zachichotałam. – Mam ochotę na gorącą czekoladę.

– Jesteś niepoprawna – zaśmiała się Eve.

– I za to mnie kochasz. – Złapałam ją pod ramię i splotłam nasze ręce.

Eve była dla mnie jak siostra, więc naprawdę się cieszyłam, że możemy spędzić ten czas razem, bez oficjalnych kolacji zaplanowanych bez pytania nas o zdanie i bez niespodziewanych wizyt wysłanników mojego wujka. Tutaj, z nią, nie musiałam nikogo udawać. Miałam tylko nadzieję, że przyjaciółka też zrozumie, iż czasami może sobie pozwolić na zrzucenie maski i bycie po prostu sobą.

NOTA COPYRIGHT

Pucked Christmas

Copyright © Ewelina Nawara

Copyright © Wydawnictwo Inanna

Copyright © MORGANA Katarzyna Wolszczak

Wszelkie prawa zastrzeżone. All rights reserved.

Wydanie pierwsze, Bydgoszcz 2025 r.

ebook ISBN 978-83-7995-884-9

Redaktor prowadzący: Marcin A. Dobkowski

Redakcja: Joanna Błakita | proAutor.pl

Korekta: Agata Nowak | proAutor.pl

Projekt i adiustacja autorska wydania: Marcin A. Dobkowski

Projekt okładki: Ewelina Nawara | proAutor.pl

Skład i typografia: Bookiatryk.pl

Przygotowanie ebooka: Bookiatryk.pl

Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy.

MORGANA Katarzyna Wolszczak

ul. Kormoranów 126/31

85-432 Bydgoszcz

[email protected]

www.inanna.pl

Najtaniej kupisz na www.madbooks.pl

📖 Informacja o wersji demo

📖 Wersja demonstracyjna

To jest wersja demonstracyjna zawierająca 10% treści książki.

Aby przeczytać pełną treść, skorzystaj z pełnej wersji EPUB.

Konwersja i przygotowanie ebooka Bookiatryk.pl