Przeznaczenie umarłych - Kel Kade - ebook + audiobook

Przeznaczenie umarłych ebook i audiobook

Kade Kel

0,0
29,98 zł
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 29,98 zł

TYLKO U NAS!
Synchrobook® - 2 formaty w cenie 1

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym. Zamów dostęp do 2 formatów w stałej cenie, by naprzemiennie czytać i słuchać. Tak, jak lubisz.

DO 50% TANIEJ: JUŻ OD 7,59 ZŁ!
Aktywuj abonament i zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego, aby zamówić dowolny tytuł z Katalogu Klubowego nawet za pół ceny.

Dowiedz się więcej.
Opis

Koniec bohaterów.

Aaslo – syn niczyj, ogrodnik z lasu – miał wszystko zostawić za sobą, wyruszyć w podróż, zjednoczyć królestwa, wzniecić nadzieję. Był cieniem Wybrańca, jego przyjacielem, tym, który miał mu towarzyszyć. Ale gdy prawdziwy bohater ginie, a legenda kończy się zanim się zacznie, Aaslo zostaje sam.

Bez proroctwa. Bez błogosławieństwa. Bez szans.

Królestwa odwracają wzrok. Bogowie milczą. Potęgi świata uznają, że skoro Wybraniec nie żyje – nie warto już walczyć. Ale Aaslo nie potrafi się poddać. On i garstka złamanych ludzi – łotrzyków, marzycieli, desperatów – idą dalej.

Przeciwko logice. Przeciwko bogom. Przeciwko światu.

I choć nikt nie przepowiedział ich zwycięstwa, oni i tak zamierzają wygrać.

Za wszelką cenę.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 611

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 14 godz. 0 min

Lektor: Maciej Kowalik

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Co się działo później?

Spojrzałem na małego Corina. Pierwszy raz słuchał o Wojnie Mogiłowej i po jego szeroko otwartych oczach oraz ściągniętych wargach widziałem, że jest zdenerwowany, lecz jednocześnie oczarowany. Przypomniałem sobie, jak sam pierwszy raz siedziałem przy kominku we wspólnym domu, słuchając matki snującej tę historię. Była to opowieść dawna i zapewne z czasem zostanie zapomniana, ale naszym obowiązkiem było utrzymywać ją przy życiu tak długo, jak tylko ludzie zechcą jej słuchać.

Brat Corina, Maydon, zwrócił wzrok na mnie. Cieszyłem się, że mieli siebie nawzajem. Maydon pilnował brata pod nieobecność ich ojca – którego nie było już od jakiegoś czasu, ale nie byłem jeszcze gotów powiedzieć Corinowi, że zapewne nie wróci. Choć Wojna Mogiłowa dawno się skończyła, świata na pewno nie można było nazwać bezpiecznym.

Poczułem szarpnięcie za rękaw i obróciłem się do Corina.

– Leydah, co się stało z armią nieumarłych? Co zrobił Axus, gdy leśnik zniszczył wielkie potworne drzewo?

– No właśnie – włączyła się Brenna, również słuchająca po raz pierwszy. – A ja chcę wiedzieć, co się stało z Greylanem i Rostusem.

Kilkoro dorosłych zaśmiało się cicho z entuzjazmu dzieci. Mnie również cieszyło, że doceniają historię.

– Nie jesteście zmęczeni? – spytałem. – Możemy odłożyć opowieść do jutrzejszego wieczoru.

– Nie! – zajęczało równocześnie kilkanaścioro dzieciaków.

– Pro-o-szę – dopominał się Corin. Wskazał okno, za którym przechodziły dwie widmowe postacie, nie zwracając na nas uwagi. – Szwendacze są tam. Nic się nie dzieje. Jesteśmy tu bezpieczni. Powiedz nam, co się stało.

– No dobrze. Niedługo po bitwie pod Ruritonem armia nieumarłych ożywionych przez Aaslo zapadła się z powrotem w bagno, a Aaslo i jego przyjaciele wrócili do posiadłości markiza.

– Tylko tyle? – zdziwiła się Brenna. – Cała armia po prostu zniknęła? To niezbyt ekscytujące.

– Właśnie tym historia różni się od baśni, Brenno. Czasami coś się po prostu kończy i następuje to w nieekscytujący sposób. Ale w tym przypadku dobrze się stało. Widzicie, Aaslo nie wiedział tego, co my wiemy teraz. Gdyby nadal wlewał swą moc w te nieżyjące od dawna ciała, zostałby pociągnięty w bagno wraz z nimi.

– Ale Greylan i Rostus byli inni – rzekła pewnie Brenna, podniósłszy brodę. – Prawda?

– Zgadza się – odparłem. – Ale żeby dowiedzieć się, dlaczego byli inni, musicie pozwolić mi kontynuować opowieść. Widzicie, Aaslo i jego przyjaciele nie byli jedynymi, którzy starali się ustalić, co wydarzyło się podczas bitwy. Aaslo zdołał zrobić coś, co być może było nawet bardziej intrygujące niż ożywienie zmarłych. Zaskoczył bogów.

Po pomieszczeniu poniosły się nerwowe chichoty starszych dzieci, a niecierpliwe spojrzenia młodszych ponaglały mnie, żebym kontynuował.

– Zaskoczony bóg to zły bóg, zwłaszcza jeśli pokrzyżowano mu plany. Interwencja Aaslo odbiła się w całej Aldrei.

Nachyliłem się do malców i powiedziałem z pełną powagą:

– Wielu czekał los gorszy niż śmierć. Opowieść o Aaslo nie byłaby pełna bez opowieści o Cherri.

Co on tu robi? – spytał kobiecy głos, który zatrzepotał w myślach Aaslo niczym pieśń lasu.

– Chciałem zobaczyć to twoje stworzenie. Myślisz, że nie potrafię dostrzec dumy w twoich oczach, Arayallen? – Głos był niski i męski, a jednak równie melodyjny, jak pierwszy. Słychać w nim jednak było żałobny lament rozbrzmiewający obietnicą wolności i odpoczynku.

– Oczywiście, że jestem dumna, jak ze wszystkich moich udanych dzieł – odparła kobieta nazwana Arayallen. – Czujesz się zagrożony, Axusie?

Axusie? Aaslo pamiętał, że Myra wypowiadała to imię. Czy znalazł się w obecności bogów?

– Ha, ha! – zagrzmiał ten nazwany Axusem. – Ja? Zagrożony przez to coś? Duma przysłoniła ci rozum. On jest niczym. Mógłbym go w każdej chwili zmiażdżyć pod stopą.

Serce podeszło Aaslo do gardła, ale umysł spowijała mu mgła, która nie chciała się rozwiać. Jaskrawe, złociste światło przebijało się przez opar, ukazując wiszące nad nim postacie. Nie mógł się ruszyć. Nie mógł się odezwać. Ale słuchał, starając się odzyskać pełną świadomość. Dołączył trzeci głos, męski, przyzwyczajony do wydawania rozkazów i egzekwowania posłuszeństwa:

– Jeśli to zrobisz, będę musiał znaleźć następnego, i wtedy już nie powiem ci, kto to jest.

Axus westchnął.

– Twoje gierki są męczące, Trostili. Nie moglibyśmy z nimi skończyć?

Brzęknęło szkło, a potem Aaslo usłyszał chlupot płynu nalewanego do naczynia.

– Egzystencja jest męcząca, Axusie – stwierdził Trostili.

Kolejne słowa Axusa spłynęły mu z języka niczym chłód zimowej nocy:

– Mam uwierzyć, że cierpisz z nudy?

– Zdecydowanie nie. Mam przed sobą cel, powód istnienia, i zamierzam go wypełnić. Poza tym opracowałem nowe techniki, które chciałbym wypróbować. Tobie nie zrobi to różnicy. Proroctwo gwarantuje rezultat. Zostaw tego człowieka w spokoju i okaż trochę cierpliwości.

– Śmierć nie czeka na nikogo – syknął Axus.

– Nie bądź taki melodramatyczny – skomentowała Arayallen. – Odstaw go z powrotem. To nie jego miejsce.

– Przeniosłem go tylko częściowo...

– Wyłącznie dlatego, że nie jesteś dość silny, żeby wciągnąć go w pełni do naszego świata – odezwał się nowy głos. Był niski i silny, niósł w sobie wspomnienie ciepła i bezpieczeństwa. Postacie zastygły w bezruchu, a potem obróciły się ku przybyszowi. – Arayallen ma rację. Co sobie myślałeś, gdy sprowadzałeś tu człowieka?

– Disevy. Nie spodziewałem się ciebie – powiedział Axus.

– Najwyraźniej.

– To stworzenie w jakiś sposób zdobyło moją moc – rzekł z ożywieniem Axus, podchodząc bliżej Aaslo. – Chcę wiedzieć, w jaki sposób i w jakim stopniu.

– Czy ambrozja zamroczyła ci pamięć? – spytała Arayallen ze szczodrą dozą szyderstwa. – Kto teraz bawi się w gierki? Rozdajesz błogosławieństwa, a potem twierdzisz, że nic o nich nie wiesz?

– Zapewniam cię, że nie przyłożyłem do tego ręki – odparł Axus. – A co ty o tym wiesz, Arayallen?

– Co ja wiem? Że on się taki nie urodził. Żadne z moich dzieł nie posiada władzy nad zmarłymi. – Aaslo usłyszał ironię w jej głosie, gdy dodała: – Oprócz ciebie, rzecz jasna.

Axus słyszalnie zazgrzytał zębami.

– Musisz mi cały czas o tym przypominać?

– A co? – odrzekła słodko, a potem dorzuciła z udawanym nadąsaniem: – Jesteś niezadowolony ze swojej kompozycji?

– Absolutnie nie – odparł Axus. – W sumie to przeszłaś samą siebie. Czy twoje ego jest tak kruche, że potrzebujesz, żebym tak często się powtarzał?

– Dość – przerwał Disevy. – Odstaw człowieka z powrotem. I licz na to, że niczego nie zapamięta.

– Zapamięta? Nie jest nawet przytomny. Jego umysł znajduje się wciąż na Aldrei. Zaufaj mi trochę. Wiem, że ludzki umysł jest zbyt słaby, żeby znieść moc Celestrii.

– Siła jest względna – odparł Disevy.

– Co to miało znaczyć? – spytał Axus.

– Miało to znaczyć, że jeśli kolejny raz spróbujesz czegoś podobnego, spotka cię szybka i skuteczna kara.

– Grozisz mi, Disevy?

– Minęło wiele czasu, odkąd ostatni raz przywoływałem cię do porządku, Axusie. Zapominasz, że to ja władam tym panteonem. Być może twoja moc wzrosła, ale wciąż jestem od ciebie silniejszy.

– Takiś pewny? Podczas gdy ty marnujesz swoją moc na tak bezwartościowe stworzenia jak to coś, ja ją odzyskuję. Możesz podziękować Arayallen za jej liczne błędy projektowe i Trostilemu, że obraca je przeciwko sobie. W sumie to wy wszyscy i wasze błogosławieństwa jesteście odpowiedzialni za ich nieuchronny upadek i moje wyniesienie.

Łup!

– Błędy? – zawołała Arayallen. – Jak śmiesz?! Nie rozumiesz niczego o życiu, o rozwoju i ewolucji. Niepowodzenie jest konieczne do tego, by coś innego mogło się rozwinąć. Może nie zawsze doceniam jego metody, ale Trostili to rozumie.

– Słabością Trostilego jest smycz, jaką nałożyłaś mu na szyję, gdy go tworzyłaś.

– Niczego takiego nie zrobiłam.

– Zapędzasz się za daleko, Axusie – powiedział Trostili. – Powinieneś odejść, zanim postanowię sprawdzić tę twoją moc.

– Oczywiście, bracie. – Axus obrócił się i Aaslo wyczuł, że bóg pochyla się nad nim. Ogarnął go chłód i gdzieś w oddali wyczuł moc tak potężną, że mogłaby powalić go na kolana. – Ty, człowieku, zawiedziesz. Dusze twoja i wszystkich żałosnych stworzeń z twojego świata będą należały do mnie. Jesteś niczym. Aldrea jest mogiłą. – W miarę jak głos się oddalał, Aaslo słyszał w nim marudną nutę. – On nie jest wart mojego czasu. Pithor się nim zajmie.

Pozostali bogowie zaczęli rozmawiać, jakby Axusa już tam nie było.

– Wiedziałem, że Axus robi się coraz śmielszy, ale nie spodziewałem się po nim czegoś takiego – powiedział Trostili.

Aaslo zobaczył, że postać przesunęła się w jego stronę, i poczuł, jak grzmi w nim głos Disevy’ego:

– To jest ten, którego zwą Aaslo? Dostrzegam podobieństwo. To spory zbieg okoliczności, że akurat on był przyjacielem wybrańca.

– Co chcesz przez to powiedzieć? – spytał Trostili.

– To jedynie spostrzeżenie. Co się stało z jego ręką? Ludzie zwykle tak nie wyglądają.

Arayallen zachichotała.

– Och, to tylko drobny wypadek ze smokiem. Uzdrowicielka wpadła na całkiem sprytne rozwiązanie, nie sądzicie? Ludzie potrafią być naprawdę kreatywni, gdy zostaną poddani presji.

– Smok na Aldrei? Postanowiłaś pomóc Axusowi? – spytał Disevy.

– Oczywiście, że nie. Zupełnie nie obchodzą mnie jego pomysły. Po prostu trochę zabawiałam się z pupilem Trostilego.

– Doprawdy?

Aaslo uznał, że Disevy nie brzmiał na przekonanego. Niemniej wiedział już, komu powinien dziękować za częściową utratę człowieczeństwa. Gdyby go tam zatrzymali, mógłby nawet stracić resztę. Zupełnie jakby czytając mu w myślach, Arayallen spytała:

– Kto odstawi go z powrotem?

– Axus wydał energię, żeby go tu sprowadzić – powiedział Trostili. – On powinien go przywrócić.

– Myślisz, że użył tyle mocy tylko po to, żeby zaspokoić swoją ciekawość? – odparł Disevy, znowu brzmiąc na nieprzekonanego.

– Nie – przyznał Trostili. – Ale to nie ma większego znaczenia. I tak wkrótce wszyscy będą martwi i będę mógł przejść do innych unicestwień.

– Wzruszające – mruknął Disevy. – Przywrócę go do jego świata. Wy dwoje powinniście chyba gdzieś się znaleźć, prawda?

– Och? – odrzekła Arayallen. – To już ta pora? Fantastycznie. Uwielbiam odsłanianie nowych światów. Ten będzie taki piękny. Podobny do Aldrei, ale inny.

Dwie z postaci odsuwały się, aż Aaslo wreszcie przestał wyczuwać ich moc. Ostatni z bogów długą chwilę stał obok niego. W końcu Disevy odezwał się:

– Nie powinieneś był tu trafić. Nigdy nie powinniśmy byli się spotkać. – Aaslo zastanawiał się, czy Disevy uważa, że go słyszy. – Nie zamierzałem wtrącać się w ten projekt Axusa, ale Los najwyraźniej zdecydował inaczej. Posłuchaj uważnie, leśniku z Aldrei. Nie lekceważ Pithora. Może jest tylko człowiekiem, ale został podwójnie pobłogosławiony przez bogów śmierci i wojny. Twój świat go nie przetrzyma, a w ślad za tobą będzie postępować śmierć. Może nie zdołasz uratować Aldrei, ale niewykluczone, że możesz pomóc Celestrii.

Aaslo rzucił się naprzód i niemal spadł z sofy. Kręciło mu się w głowie i nie miał pojęcia, skąd się wziął... tam, gdzie był. Ważniejsze było jednak pulsowanie w policzku. Zamrugał kilka razy, żeby oczyścić sobie pole widzenia, i ujrzał parę dużych, brązowych oczu.

– I widzisz? Mówiłam wam, że się uda – powiedziała Teza.

Aaslo pogładził się po twarzy.

– Co... Czy ty mnie spoliczkowałaś?

Teza uśmiechnęła się krzywo.

– Jestem uzdrowicielką. To było terapeutyczne.

– Ja też muszę być uzdrowicielem. Zawsze lepiej się czułem, gdy ciskałem tobą po dziedzińcu szkoleniowym – wtrącił się Mathias.

– Musisz tak się przechwalać?

– Ocknąłeś się, prawda? – warknęła.

Wstała, kiedy Aaslo usiadł i postawił stopy na podłodze. Skrzywił się, gdy wbił szpony w miękką tkaninę sofy.

– Co się stało? – spytał.

Przez ramię wskazała na Mory’ego.

– Zemdlałeś. Chłopak twierdzi, że Żniwiarka mówiła mu, że już cię tu nie ma, ale nie jesteś martwy.

Zupełnie jakby przywołała je wzmianka o śmierci, dwie postacie wkroczyły do pokoju. Powoli przeszły przez nadmiernie zagracone wnętrze, by zająć miejsce w rogu. Iskierki złotego i pomarańczowego blasku lśniły w mlecznobiałym oparze wypełniającym ich puste oczodoły. Aaslo próbował nie patrzeć na nie, ale i tak przyciągały jego spojrzenie niczym płomień ćmę. Nie tylko on odczuwał taki dyskomfort. Jego towarzysze wpatrywali się w te stworzenia, nie mrugając, z pobladłymi twarzami i wybałuszonymi oczami. Aaslo zastanawiał się, kto jako pierwszy ucieknie... albo poczuje mdłości. Lekki, słonawy wietrzyk niosący woń oceanu przez otwarty salon mógłby być przyjemny, gdyby nie przenikający go odór śmierci. Choć zaraza została zniszczona, leżące za skarpą bagna, niegdyś bujnie porośnięte, pozostawały w stanie rozkładu. Zapewne miną tygodnie, zanim powrócą tam jakiekolwiek znaczące ślady życia.

Życia.

Życiu towarzyszyła śmierć. Zazwyczaj.

Aaslo znowu zerknął na trupy – milczących strażników tkwiących w rogu pokoju.

– No i? – odezwała się Myra. – Musisz coś powiedzieć, Aaslo.

Obrócił się i zobaczył, że nagle znalazła się u jego boku. Niematerialna sylwetka Żniwiarki nie blokowała światła bijącego od kominka, który płonął za nią. Kątem oka ujrzał, że Mory również na nią popatrzył. Aaslo uznał, że skoro chłopiec też ją widzi, to on sam jeszcze zupełnie nie oszalał.

– Brak dowodów nie świadczy o niewinności.

Aaslo zacisnął zęby i wciągnął gwałtownie powietrze, po czym je wypuścił.

– Szaleństwo to nie zbrodnia – mruknął.

Wszyscy obrócili się do niego. Markiz wydął wargi, zupełnie jakby zamierzał się spierać w tej kwestii. Obok niego Peck złapał Mory’ego za ramiona i popatrzył na Aaslo wzrokiem wypełnionym nadzieją. Stojąca nad nim Teza przekrzywiła głowę, jakby rozważała wypowiedziane przez niego słowa, Ijen zaś zapisywał coś w swojej książce.

Myra westchnęła.

– Powiedz coś więcej, Aaslo. Wywołujesz w nich nerwowość.

– Ja wywołuję w nich nerwowość? – Aaslo machnął w stronę trupów Greylana i Rostusa tkwiących w rogu. – To oni stanowią problem, nie ja.

– Rozmawiasz ze Żniwiarką? – spytał Peck. – Co mówi?

– Nieistotne. – Dłoń Tezy wystrzeliła, żeby złapać Aaslo pod brodę. Nachyliła się tak, by jej twarz znalazła się tuż przy jego. – Gdzie byłeś?

– Tak, Aaslo, powiedz nam. Gdzie byłeś?

– Nie wiesz? – odparł leśnik, odrywając jej palce.

– Gdybym wiedziała, nie pytałabym! – wrzasnęła Teza.

– Nie, nie ty. Myślałem... Nieważne. – Aaslo podrapał się po szczecinie porastającej mu obolałe szczęki. – Musiałem śnić.

– Nie, Aaslo. Żniwiarka zabierająca zmarłych mówiła nam, że nie było cię tu. Że nie było tu twojej świadomości, części twojej duszy.

Aaslo wpatrywał się w przestrzeń niewidzącym wzrokiem, próbując sobie przypomnieć.

– Mówił, że nie zabrał mojej świadomości – wymamrotał.

– Kto? O kim mówisz? – spytała Teza.

Aaslo podskoczył, gdy ciemny cień zwrócił jego uwagę. Podniósł spojrzenie i skupił je na Ijenie, który nagle nad nim stanął. Profeta zatrzymał pióro nad książką i wpatrywał się wyczekująco w leśnika.

Aaslo zmrużył brwi.

– Czy wiesz, co się dzieje? – zapytał.

– Hmm, nie – odparł Ijen, obracając książkę, żeby Aaslo mógł zobaczyć treść... czy też jej brak. – Ta strona jest pusta. Czekałem, by móc ją wypełnić.

Leśnik nagle wstał i zachwiał się. Teza i Ijen odsunęli się, żeby zapewnić mu przestrzeń – a może woleli go nie dotykać. Być może ich zdaniem jego dziwne zachowanie było zaraźliwe. Zauważył, że markiz i Peck opierają się o ścianę jak najdalej od trupów i żaden z nich nie jest skłonny się przesunąć. Mory przysiadł na podłodze przy Pecku, otaczając rękoma kolana. Zamrugał, jakby widział ducha.

– Ja nie... nie wiem, gdzie byłem, ale myślę... że chyba byłem z bogami.

– Z bogami? – powtórzyła Teza, gdy Ijen zaczął zapisywać.

– Ty! Zostałeś pobłogosławiony możliwością znalezienia się w obecności bogów!

– Nie pobłogosławiony, tyko przeklęty – sprostował Aaslo. – Tamten obcy mag, Verus, mówił prawdę. Bogowie chcą zniszczyć Aldreę. Axus, bóg śmierci, zabrał mnie do ich świata wbrew woli pozostałych.

– Poznałeś Axusa? – odezwała się Myra z niepokojem. – Widziałeś bogów?

Aaslo podrapał się po brodzie.

– W sumie to nie do końca ich widziałem. Słyszałem ich rozmowę.

– Ilu ich było? – zapytał Ijen.

– Nie jestem pewien. Chyba przynajmniej czworo. Kłócili się. Jeden mówił, żebym nie lekceważył Pithora.

Markiz odsunął się od ściany i stanął przed Aaslo.

– Kim jest Pithor? Kolejnym bogiem?

– Nie – odparła Myra. – Jest nazywany Szafarzem Łaski, Jego Świetlistością. To człowiek, ale pobłogosławiony przez bogów, by mógł przewodzić armii śmierci.

Gdy Aaslo przekazał informacje od Żniwiarki, markiz odetchnął ciężko.

– Dobrze.

– Dobrze? – powtórzył Aaslo.

– Jest człowiekiem. To znaczy, że mamy szansę. Pokonamy tego Pithora i uratujemy Aldreę.

– Z jaką armią? – spytała Teza. – Tylko my? Adeptka uzdrawiania, profeta, dwóch złodziei, szlachcic i... czymkolwiek on jest? – Przy ostatnich słowach machnęła w stronę Aaslo. Skrzywił się w duchu i zastanowił, czy chodziło o jego zniekształconą powierzchowność, czy nowe odrażające moce.

Markiz znowu spojrzał na Aaslo.

– Czy żaden z tych bogów nie sympatyzował z naszą sprawą?

Aaslo podrapał się po łuskach na szyi.

– Nie wiem. To wszystko wciąż wydaje się nieco zamazane. Wydawali się całkiem przekonani, że czeka nas upadek. – Popatrzył na Myrę, która jedynie wpatrywała się w niego w zadumie.

– To raczej zniechęcające – uznał markiz.

– Nieźle ich zmotywowałeś, Aaslo.

– Wszyscy pozostali, cała armia zmarłych, zapadli się z powrotem w bagno – powiedział leśnik. Wskazał Greylana i Rostusa. – Z wyjątkiem tych dwóch. Co ich odróżnia?

– Znają cię!

– Dlaczego to miałoby być istotne?

– Co miałoby być istotne? – dopytywał markiz.

– Nieważne – mruknął Aaslo, przesuwając wzrokiem po listwach podsufitowych i gobelinach zdobiących dwie ściany pokoju. Do tej pory nie miał czasu rozejrzeć się po otoczeniu. Gdy tylko wchodził tu wcześniej, istotniejsze kwestie domagały się jego uwagi. Podobnie zresztą jak teraz, ale nie miał ochoty rozmyślać o bieżącym problemie.

– A zatem jesteś nekromantą – rzekł markiz.

Stało się. Ktoś to wreszcie powiedział na głos. Był nekromantą.

– Nie ma czegoś takiego jak nekromancja – warknął Aaslo.

Markiz i wszyscy pozostali spoglądali na niego wymownie. Aaslo słyszał, jak Mathias nuci coś w tle pod nosem. Zasłonił twarz dłońmi, z których jedna była pokryta łuskami i wyrastały z niej szpony, co stanowiło kolejne przypomnienie, w jakim stopniu jego życie uległo zmianie, odkąd opuścił las. Osunął się na sofę i podniósł wzrok na markiza.

– Musimy tak to nazywać?

Ijen mamrotał w roztargnieniu, przerzucając strony swojej książki.

– Nazywanie tego inaczej nie zmieni prawdy.

– Brzmi jak twój ojciec.

Aaslo warknął.

– Śmierć, mówiła. Magdelay powiedziała mi, że na mojej ścieżce profeci widzą jedynie śmierć.

Ijen kiwnął głową potwierdzająco.

Peck zerknął w kierunku trupów. A potem nachylił się do przodu i wyszeptał głośno:

– Nie mógłbyś sprawić, żeby, no wiesz, znowu umarli?

– Nie sądzisz, że zrobiłbym to, gdybym wiedział jak?

– Po prostu zrób to, co wcześniej, tylko na odwrót – poradził Peck.

– Nie wiem, co zrobiłem wcześniej. Nie zastanawiałem się wtedy. To się po prostu stało, zupełnie jakbym działał instynktownie. Reszta wróciła do stanu martwoty, oprócz tych dwóch. Dlaczego? – Aaslo rozejrzał się po pokoju, ale ujrzał jedynie twarze bez wyrazu. Zatrzymał wzrok na Ijenie, który patrzył na niego beznamiętnie. Profeta również nie wiedział albo nie chciał zdradzić, co wie.

– Ja nie zabrałam ich dusz – poinformowała Myra.

Aaslo obrócił się ku niej.

– Co?

– Ty to zrobiłeś – wyjaśniła. – Gdy umarli, chciałam je wziąć, ale ty je wziąłeś zamiast mnie.

– Ja wziąłem ich dusze?

– Zabiłeś ich? – spytał markiz głosem, w którym wyraźnie rozbrzmiewało oskarżenie.

Aaslo popatrzył na niego gniewnie.

– Nie. Już ci mówiłem, że to zaraza ich zabiła.

– Zatem co to za mówienie o zabieraniu dusz? – dopytywał markiz.

– Żniwiarka mówi, że gdy umarli, zabrałem ich dusze, zanim ona do nich dotarła.

– Słyszałeś to, Peck? – wypalił Mory. – On jest złodziejem, jak my, tyle że kradnie dusze.

– Nie jestem żadnym złodziejem – odparł Aaslo.

– A jednak jesteś. Złodziej dusz.

– To ma sens – powiedziała Teza, zerkając w zadumie na trupy. Spośród wszystkich obecnych wydawała się najmniej przejmować ich obecnością. – Istnieje forma magii wykorzystująca krew do stwarzania mocy i zyskiwania kontroli nad innymi stworzeniami, nawet nad ludźmi. Oczywiście w Uianie jest zakazana. Mogę sobie wyobrazić, że przejęcie czyjejś duszy dawałoby jeszcze większy potencjał.

– Nigdy nie słyszałem, by jakaś istota z tego świata dysponowała zdolnością kradzieży dusz, nawet pośród magicznego ludu – rzekł Ijen. – Taka potęga nie mogłaby pochodzić od napotkanego przez ciebie stworzenia.

– No to skąd pochodzi? – spytał Aaslo.

Profeta zamrugał w jego stronę.

– Skąd mam to wiedzieć?

– Jesteś profetą – prychnął leśnik. – Masz tę książkę!

Ijen stuknął palcami w rzeczony tom.

– Zapewniam cię, że nie ma tu niczego, co mogłoby pomóc. Znam tylko rezultat, a nie drogę dojścia do niego. Ale – postukał się piórem w wargi – sam mówiłeś, że Żniwiarka wpadła w strumień mocy podczas jej przekazywania. Może zdobyłeś część jej umiejętności.

Teza zaczęła coś mówić, a może był to markiz, ale Aaslo nie słuchał. Wzrokiem odnalazł mrok nocnego nieba widocznego za otwartą ścianą. Ziewnął głęboko i powieki zaczęły mu same opadać.

– Idź do łóżka, Aaslo. Będziesz spał jak zabity.

Otworzył oczy i zerknął na nieruchome trupy. Zaraz potem zorientował się, że znowu wszyscy na niego patrzą.

– Co? – rzucił.

– Źle się czujesz? – zapytał markiz.

– Po prostu jestem zmęczony – odparł leśnik. – Możemy wrócić do tej rozmowy rano?

Markiz poprawił sobie kołnierz.

– Tak, na pewno wszyscy jesteśmy wyczerpani. – Skinął w stronę Greylana i Rostusa. – Ale co z nimi?

– Powinieneś zamknąć ich w celi – rzekł Peck. – Wiem, że ją masz.

– I dowiedziałeś się o niej, gdy zakradałeś się do posiadłości?

Peck wyprostował się i przeciągnął dłonią po aksamitnej kurtce.

– Jesteśmy szanującymi się ludźmi – oznajmił tonem, który Aaslo uznał za jak najlepszą próbę naśladowania szlachcica. – Nie zakradamy się. My, hmm, sprawdzaliśmy zabezpieczenia w imieniu naszego pana.

Markiz pokręcił głową, popatrzył na Greylana i westchnął ciężko. Przeszedł przez pomieszczenie i stanął kilka kroków od trupa.

– Słyszysz mnie? Jesteś tam wciąż?

Greylan nie odzywał się, kierując mleczny wzrok na markiza.

– Jeśli naprawdę nie żyjesz, to będę opłakiwał twoją stratę. Może nie zawsze pozostawaliśmy zgodni, ale byłeś dobrym i lojalnym żołnierzem dla mnie, a wcześniej dla mojego ojca.

Pithor obrócił się, gdy rozdarcie w zasłonie zamknęło się za obrzydliwym stworem. Nie cierpiał stykać się z bestiami z Przyświata, ale rozmowa z vightem stanowiła niewysoką cenę za możliwość odebrania słów bogów. Przeszedł przez ciemny ośmiokątny pokój do okna i rozwarł okiennice. Uśmiechnął się. Dla tego widoku warto było wchodzić kilka razy dziennie po schodach wieży. Właśnie tam, w najwyższej komnacie pałacu, znajdował się najbliżej światła, najbliżej blasku wszechmocnego Bayalina, boga słońca. Oczywiście nie był on jego bogiem, ale nie miało to zbytniego znaczenia. Oddanie i lojalność względem Axusa zapewnią mu miejsce w panteonie.

Za jego plecami otworzyły się i zamknęły drzwi. Pithor odwrócił się i rozejrzał po pokoju, w którym znajdowały się wyłącznie meble: biurko, kilka regałów z książkami, długi stół i kilka krzeseł. Deski podłogi zaskrzypiały pod ciężkimi krokami, gdy przeszedł do biurka stojącego na środku komnaty. Usiadł na wyściełanym krześle z wysokim oparciem, oparł łokcie na blacie i skrzyżował palce.

– Dziękuję ci za przyjście – powiedział. – Mam dla ciebie zadanie.

Powietrze przed nim drgnęło, a potem zdawało się odsunąć, żeby ukazać osobę.

– Niech błogosławiona będzie Jego Świetlistość – rzekła kobieta z solidną dozą sarkazmu.

– Niech błogosławiony będzie Przyświat – odparł Pithor, ignorując jej ton.

Kobieta usiadła na krześle naprzeciwko biurka.

– Niech będzie – potwierdziła.

Pithor przyglądał się jej przez chwilę, a Sedi najwyraźniej nie miała nic przeciwko temu. Przypuszczał, że magini przywykła do tego po kilku tysiącach lat. Była niska, choć utrzymywała, że dawniej uważano ją za wysoką. Twarz miała wąską, o wyraźnych rysach, choć nieustannie widniał na niej wyraz apatii. Rdzawe przebłyski w ciemnych włosach dopełniały ciemnopomarańczowy blask, jakim zdawały się świecić jej brązowe tęczówki. Pithor przez krótką chwilę zastanawiał się, czy jest to spowodowane wyjątkową mocą kobiety, ale uznał, że go to nie obchodzi.

– Masz nowy cel – oznajmił.

Sedi skinęła głową, jakby nie spodziewała się niczego innego. Może rzeczywiście tak było, pomyślał.

– Według Axusa powinno pójść łatwo.

– Czyżby? Nie wyglądasz na przekonanego. – W jej drwinach niemal słychać było wesołość, ale Pithor wiedział, że nie jest ona prawdziwa.

– Nie wątpię, że jest on ledwie kamykiem pod butem Axusa. Ale ty nie jesteś Axusem.

– Wątpisz zatem w moje umiejętności?

Pithor zacisnął zęby.

– Nie. Jestem w pełni świadom twojej skuteczności. Czasami bogowie zapominają, że nie wszyscy zostali pobłogosławieni ich łaskami.

– Jeśli uważasz, że ten cel jest tak niebezpieczny, to dlaczego sam się nim nie zająłeś?

– Jestem zajęty. – Nie zamierzał poddać się jej gierkom. Sedi próbowała wyciągnąć z niego informacje, ale on na to nie pójdzie.

Wzruszyła ramionami.

– No dobrze, to o kogo chodzi? Króla? Generała? Jednego z tych żałosnych magów?

– Słyszałem, że to leśnik.

– Leśnik? Tylko tyle?

– Axus nie był zbyt rozmowny, ale wygląda na to, że ten człowiek zdobył jakieś magiczne zdolności.

Sedi strzepnęła nieistniejący pyłek z dopasowanej czarno-brązowej skórzanej kurtki, a potem położyła sobie dłoń na udzie. Drugą stworzyła małą kulkę białego światła i w roztargnieniu obracała ją między palcami. Pithor widywał już u niej takie zachowanie i wiedział, że zwykle oznaczało znudzenie.

– Jak myślisz, dlaczego Axus miałby ukrywać informacje o zdolnościach tego leśnika?

– Nie wiem, ale mam pewność, że powiedziałby mi, gdyby były istotne.

Sedi przygasiła nieco światło i wychyliła się naprzód.

– A jeśli on nie wie?

– To absurd! Jak mógłby nie wiedzieć? – zdziwił się Pithor.

Magini oparła się z powrotem i wzruszyła ramionami.

– Wcześniej ten leśnik nie miał żadnych mocy, a teraz je ma. Axus nie jest wszechwiedzący. Zapewne jeszcze tego nie odkrył.

– A co ty wiesz o tym leśniku? Coś przede mną skrywasz?

– To nic takiego. W zeszłym miesiącu wykonałam drobne zlecenie dla Trostilego. Zebrałam drużynę idiotów w Tyelli. Zabili starca, spalili budynek. Idioci zginęli, rzecz jasna. Nie mogłam pozwolić, żeby potem rozsiewali plotki.

– Co to ma wspólnego z leśnikiem?

– W sumie to nie wiem – odparła Sedi. – Trostili chciał, żebym pchnęła byłych towarzyszy leśnika z powrotem w jego stronę.

– By odkryć jego lokalizację?

– Nie. Posłaniec Trostilego nie mówił, żebym ich śledziła.

Pithor znowu zagryzł zęby.

– Może to się rozumiało samo przez się?

Sedi oparła się na podłokietniku i położyła podbródek na pięści.

– Gdyby tego chciał, toby powiedział. Nie mam czasu na zastanawianie się nad wolą bogów.

– Czasu ci nie brakuje – warknął Pithor.

– Jeśli nam się uda, może go jednak zabraknąć – odparła.

– Jak to „jeśli”? Proroctwo...

– Tak, tak, wiem wszystko o proroctwie. Żyję już długo... zbyt długo. W nic nie uwierzę, dopóki tego nie zobaczę. – Magini wyszczerzyła zęby w uśmiechu. – A czasami nawet wtedy nie wierzę.

Wiedział, że to istotny argument, jeśli wziąć pod uwagę jej moce. Mimo to proroctwo było jasne. Zguba Światłości nie żył, a on, Pithor, poprowadzi armię Axusa do zwycięstwa. Plaga życia zostanie zmazana z powierzchni świata, żeby bogowie mogli zacząć swoją pracę na nowo.

Zmęczony patrzeniem na jej pełną samozadowolenia twarz, Pithor postanowił wrócić do rzeczy.

– Axus chce, żebyś zabiła tego leśnika, a potem jego towarzyszy.

– Dlaczego sam tego nie zrobi? Ach, tak. Nie może.

– On to robi. Za twoim pośrednictwem.

– Jesteś pewien, że właśnie tego chce?

– Wyraził się dość wyraźnie.

– Hmm, nie uważasz tego za dziwne?

– Czego?

– Że Trostili najwyraźniej faworyzuje tego leśnika, podczas gdy Axus chce jego śmierci. Wydawało mi się, że są po tej samej stronie.

– Bo są. Trostili chce jedynie wojny. Axus chce w niej zwyciężyć. Poza tym leśnik zabił Verusa, a jedna z jego towarzyszek zabiła Obridaya.

– Ach, czyli chodzi o zemstę.

– Axus nigdy nie byłby tak małostkowy. Chodzi o wypełnienie proroctwa. Jeśli nie czujesz się na siłach...

– Nie traktuj mnie protekcjonalnie. Martwię się tylko, że Axus może przeceniać swoje możliwości.

– Uważasz, że wiesz lepiej niż bóg?

– Jesteś młody, Pithorze. Wciąż postrzegasz ich z dziecięcą naiwnością.

– Młody? Od trzech dziesięcioleci nikt nie nazwał mnie młodym i zdecydowanie daleko mi do naiwności.

– Niemniej Axus musi zwyciężyć. Jeśli Trostili zamierza interweniować, lepiej będzie zaczekać.

– Decyzja nie zależy od ciebie. Oboje służymy temu samemu panu. Wykonujemy jego polecenia.

– Oczywiście – odrzekła ze zrezygnowaniem Sedi. – Gdzie teraz jest ten leśnik?

– Ostatnim razem widziano go w Ruritonie, w południowym Uianie.

Magini skrzywiła się.

– Nie cierpię bagien. Może zaczekam, aż pójdzie w jakieś przyjemniejsze miejsce.

– Po prostu dopilnuj, żeby to zostało zrobione.

Kobieta zsunęła się z krzesła i na powrót otulała światłem, aż zniknęła.

Miękkie kroki przemknęły po deskach podłogi. Drzwi otworzyły się i zamknęły na pozór same z siebie.

Pithor oparł się na krześle i westchnął. Nienawidził kontaktów z Sedi, ale nie mógł zaprzeczyć, że była jego najcenniejszym zasobem. Wiedział, czego chciała, a zatem wiedział też, że zawsze będzie wierna Axusowi.

Aaslo wygrzebał się z łóżka z umysłem wciąż zmąconym snem. Nie pamiętał szczegółów, oczywiście oprócz zakończenia. Zawsze było takie samo. Ktoś tracił głowę.

– Chyba ty straciłeś swoją wtedy co ja.

– Chyba masz rację.

– Bracia we wszystkim.

Aaslo wyciągnął przed siebie smoczą łapę i zacisnął szpony.

– Dlaczego? – mruknął.

– Dlaczego co?

– Dlaczego jesteśmy braćmi we wszystkim? Dlaczego w ogóle się spotkaliśmy?

– Nie rozumiem pytania.

– Nie potrafię przestać się zastanawiać, czy gdybyśmy się nie spotkali, wciąż byś żył, a świat nie zmierzałby ku zagładzie.

– A może wciąż byłbym martwy i nikomu nie chciałoby się go ocalić?

Aaslo wstał i zachwiał się, gdy przed oczyma zatańczyły mu mroczki. Miał problemy ze skupieniem się i uznał, że musiał spać zbyt długo na jednym boku. Nie zawracał sobie głowy grzebieniem. Kilka razy przeciągnął szponami przez włosy, a później ochlapał twarz wodą z miednicy, wyczyścił zęby i ubrał się w parę luźnych brązowych spodni i zieloną tunikę. Zapiął pas, do którego była przypięta torba z głową Mathiasa, i podniósł miecz. Przyjrzał się pięknie zdobionej rękojeści, a potem usiadł z jękiem na łóżku.

– Stajesz się leniwy?

– Chcę do domu.

Rozległo się pukanie do drzwi.

– Aaslo? – dobiegł stłumiony głos Tezy. – Nie śpisz?

Westchnął, wstał i otworzył drzwi. Dziewczyna popatrzyła na niego, otwierając szeroko oczy.

– Jestem niemal gotowy.

Wyglądała jak skamieniała, gdy stała z pięścią wciąż uniesioną do ponownego zapukania.

– Uch...

– Co?

Pokręciła głową, jakby otrząsała się z mgły.

– Hmm, chyba powinieneś przyjrzeć się sobie w lustrze.

– Nie mam. I nie obchodzi mnie, że jestem potargany.

– Nie chodzi o to...

– A o co? – warknął.

Wypadł z pokoju i pomknął pstrokatym korytarzem ozdobionym gobelinami, wazami i popiersiami zapewne przedstawiającymi postacie historyczne, lecz ani jednym lustrem. Teza goniła za nim, gdy obchodził narożnik i wkraczał do sali jadalnej.

– Nie jest tak źle – powiedziała, ale nie brzmiała na przekonaną. Podobnie jak inni obecni, którzy zajęli już miejsca przy stole, żeby wziąć udział w porannym posiłku. Paplanina i uprzejmości urwały się, gdy wszyscy popatrzyli na niego. Aaslo w odpowiedzi skrzywił się gniewnie i przeszedł przez salę, żeby spojrzeć w wielkie lustro wiszące pomiędzy lichtarzami na przeciwnej ścianie.

– Co to ma być, na bogów?! – zawołał.

Nachylił się, jakby z mniejszej odległości zwierciadło mogło poprawić sytuację. Nie poprawiło. Widział przed sobą swoją twarz, ale lewe oko było jaskrawopomarańczową, płomienną kulą ze źrenicą o kształcie rombu. Było to oko gada – stwora, który niemal go zabił. Aaslo obrócił się do Tezy. Ścisnęła nerwowo dłonie i przygryzła wargi, odwzajemniając jego zszokowane spojrzenie.

– Hmm, a jak twój wzrok? – spytała z wahaniem.

– Mój wzrok? Spójrz na mnie! Jestem potworem.

– Ale z ciebie brzydal. Może jeszcze wyrośnie ci ogon.

– Napraw to!

– Nie mogę – bąknęła, a loki zakołysały się jej wokół twarzy.

Markiz podniósł się od stołu i podszedł, by stanąć przed leśnikiem. Z miną wyrażającą zaniepokojenie i ciekawość przyjrzał się obcemu oku.

– To jak twój wzrok? – spytał.

Aaslo zerknął na pozostałych, a potem przepchnął się obok markiza, żeby stanąć przed Ijenem.

– Co się dzieje? Powiedz mi, że to nie jest na stałe.

Ijen wstał i położył leśnikowi rękę na ramieniu.

– Nie dziwi mnie ten widok. W sumie to zaskoczyło mnie, że tak nie wyglądałeś, gdy się poznaliśmy. Wydawało mi się, że być może ścieżka uległa zmianie, ale teraz widzę, że czas nieco się zsynchronizował.

– Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.

Profeta westchnął.

– Obawiam się, że twoje oko tak wygląda we wszystkich moich pozostałych wizjach.

– A co z resztą? – spytał Aaslo. – Będę się nadal zmieniał?

Ijen rozłożył ręce.

– Nic takiego nie widziałem.

Leśnik odetchnął z ulgą i grozą.

– Nie ma ogona – mruknął.

– Uch, nie. A chciałbyś mieć? – zapytał Ijen.

– Oczywiście, że nie!

– Wydajesz się mieć obsesję na punkcie posiadania ogona.

– Tylko dlatego, że ciągle o tym wspominasz.

– Nie pamiętam, żebym choć raz wspominał o ogonie – odrzekł Ijen. – Jak twój wzrok?

Aaslo zmierzwił sobie włosy i chwycił się za nie.

– Dlaczego wszyscy tak nagle przejmujecie się moim wzrokiem?

– Czy naprawdę musimy wskazywać, że masz smocze oko? – odezwał się markiz.

– Widzę, że je mam. I samo to powinno wzbudzać waszą troskę.

Mory wyciągnął rękę i palcem trącił łuski.

– Miałeś już wcześniej łapę. Czemu nie oko?

– To chyba lepiej niż nie żyć, prawda? – spytała niepewnie Teza.

Aaslo osunął się na krzesło opuszczone przez markiza.

– W co ja się zmieniam?

– W siebie, Aaslo. Zamieniasz się w siebie.

– To nie jestem ja.

– Teraz już jesteś – odparł Ijen. – Czy rozważałeś, że może ci to pomóc w twojej misji?

– W jaki sposób ma mi pomóc posiadanie smoczego oka?

Ijen wzruszył ramionami.

– To zależy. Jak twój wzrok?

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

Podziękowania

Dziękuję mojemu przyjacielowi i pisarzowi Benowi Hale za wsparcie, jakiego udzielił mi podczas pisania tej powieści. Jak zawsze dziękuję też mojej córce za jej miłość i wiarę we mnie. Specjalne podziękowania kieruję do mojego agenta i redaktora za ich cierpliwość i zrozumienie.

Od autorki

Mam nadzieję, że spodobała się wam lektura drugiego tomu cyklu „Tajne proroctwo”. Odwiedźcie stronę www.kelkade.com, żeby zapisać się do mojego newslettera i otrzymywać aktualizacje oraz wieści. Rozważcie pozostawienie recenzji albo komentarzy, żebym mogła poprawiać i rozwijać rozpoczęte cykle. Wypatrujcie w 2025 roku „Sanktuarium dusz”, trzeciego tomu cyklu! Zerknijcie też na moją drugą serię, „Kroniki Mroku”.

O autorce

Kel Kade mieszka w Teksasie. Jest pełnoetatową pisarką i specjalistką w zakresie nauk geologicznych. Dzięki entuzjastycznej reakcji, z jaką czytelnicy przyjęli cykle „Kroniki Mroku” i „Tajne proroctwo”, Kade może teraz tworzyć wszechświaty rozciągające się w czasie i przestrzeni, konstruować przestępcze imperia, snuć spiski prowadzące do obalenia okrutnych tyranów i zanurzać się w fantastyczne tajemnice.

Dorastając, Kade wiodła wojskowe życie, wciąż podróżowała i mieszkała w nowych miejscach. Doświadczenia z innymi kulturami i lokalizacjami zaszczepiły w niej żądzę wędrówki i otworzyły jej młody umysł na świadomość, że Ziemia jest ogromna i dzika. W pisarstwie Kade widać jej rozległe zainteresowania nauką, historią starożytną, antropologią kulturową, sztuką, muzyką, językami obcymi i duchowością, uwidocznione w różnorodności przedstawionych miejsc i kultur.

Copyright © 2022 by Dark Rover Publishing LLC Copyright © 2025 by Fabryka Słów sp. z o.o.

Tytuły oryginałów: Destiny of the Dead

WYDANIE I

ISBN 978-83-8375-105-4

Kod produktu: 4000615

Wszelkie prawa zastrzeżone All rights reserved

Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy.

REDAKTORKA PROWADZĄCA Joanna Orłowska

TŁUMACZENIE Piotr Kucharski

REDAKCJA Magdalena Stonawska

KOREKTA Katarzyna Pawlik

ILUSTRACJE, GRAFIKA NA OKŁADCE ORAZ PROJEKT Szymon Wójciak

MAPA Paweł Zaręba

SKŁAD WERSJI ELEKTRONICZNEJ [email protected]

PRODUCENT Fabryka Słów sp. z o.o. ul. Poznańska 91 05-850 Ożarów Mazowiecki [email protected]

DANE DO KONTAKTU Fabryka Słów sp. z o.o. ul. Chmielna 28B/4 00-020 Warszawa www.fabrykaslow.com.pl [email protected] www.facebook.com/fabryka instagram.com/fabrykaslow/

WYDAWCA Robert Łakuta

DYREKTORKA WYDAWNICZA Izabela Milanowska

MARKETING Luiza Kwiatkowska Urszula Słonecka

SPRZEDAŻ INTERNETOWA

ZAMÓWIENIA HURTOWE Dressler Dublin sp. z o.o. ul. Poznańska 91 05-850 Ożarów Mazowiecki