Polska Rzeczywiście Ludowa. Od Gierka do Jaruzelskiego - Opracowanie zbiorowe - ebook

Polska Rzeczywiście Ludowa. Od Gierka do Jaruzelskiego ebook

4,5

Opis

POLSKA RZECZYWIŚCIE LUDOWA Od Gierka do Jaruzelskiego to inicjatywa wydawnicza, która chce pokazać przeszłość – jednocześnie bliską i daleką – w całej jej złożoności. Jest wyrazem niezgody na czarny obraz PRL, w której propagandyści prawicy widzą jedynie zło. Autorzy kolejnego tomu w tej serii – m.in. Wiesław Żółtkowski, Dariusz Łukasiewicz, Ludwik Stomma, Małgorzata Kąkiel, Wiesław Kot i Andrzej Walicki  –  tym razem skupiają się na latach 1956–1989.  Pokazują procesy społeczne i gospodarcze (np. uprzemysłowienie i polityka mieszkaniowa) oraz wydarzenia polityczne (np. związane np. z normalizacją stosunków z Niemcami czy relacjami z opozycją polityczną pod koniec lat 80. i obradami Okrągłego Stołu) ) kształtujące życie Polaków przez te kilkadziesiąt lat. Prezentują wielką politykę i jej kulisy, ale też  warunki życia codziennego, zarówno ich jaśniejsze, jak i ciemniejsze strony. Sporo miejsca w książce zajmuje życie kulturalne – literatura, film, muzyka.

Uzupełnieniem przekrojowych studiów są dotyczące podobnych tematów wybrane artykuły z „Przeglądu” oraz ciekawe, nieznane do tej pory dokumenty archiwalne z byłego Archiwum KC PZPR.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 346

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (6 ocen)
4
1
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Projekt okładki: IZA MIERZEJEWSKA
Redaktor prowadzący: LESZEK KAMIŃSKI
Korekta: AGATA GOGOŁKIEWICZ
Opracowanie graficzne i łamanie: DOROTA MARKOWSKA-BURBELKA
Zdjęcie na okładce: JAN MOREK/FORUM
Zdjęcia w środku: akg-images/East News (211), Archiwum Akt Nowych (215), AP/East News (75), ASSOCIATED PRESS/FOTOLINK/East News (223, 228), Piotr Barcz/East News (109), Krzysztof Chojnacki/East News (191), East News (161, 195, 247), East News/INPLUS (11), East News/LASKI DIFFUSION (95, 251), East News/POLFILM (133), Leszek Fidusiewicz/REPORTER (85), Tomasz Gawałkiewicz/ZAFF/REPORTER (239), Jania Bolesław (10), Zygmunt Januszewski/TVP/EAST NEWS (81), Wojtek Łaski/East News (89, 219, 231, 263), Andrzej Marzec/East News (15, 51), Materiały prasowe (77, 125, 129, 139, 143,), Krzysztof Miller/AGENCJA GAZETA (179), Muzeum Historii Polski (229), NAC (39, 43), Zbyszko Siemaszko/FORUM (51), I. Sobieszczuk i L. Wróblewski/East News (59), Andrzej Szypołowski/East News (101), Małgorzata Tabaka (205), Andrzej Wiernicki/East News (91, 193), Wikipedia (13, 67, 267, 273, 275), Mieczysław Włodarski/REPORTER (105), Lech Zielaskowski/Reporter (269), Wiesław M. Zieliński/East News (63), Krzysztof Żuczkowski (70, 71), Krzysztof Żuczkowski repr. (49, 188)
Copyright © by Fundacja Oratio Recta Wszelkie prawa zastrzeżone All rights reserved
Wydanie pierwsze
ISBN 978-83-64407-48-2
Wydawca Fundacja Oratio Recta ul. Inżynierska 3 lok. 7 03-410 Warszawawww.tygodnikprzeglad.pl e-mail:[email protected]

Dekada Gierka, wybory Jaruzelskiego

Paweł Dybicz

Oddajemy do rąk Czytelników drugi tom z serii Polska Rzeczywiście Ludowa. Tym razem obok tekstów traktujących o całej PRL znalazły się opracowania dotyczące głównie dekady Edwarda Gierka i rządów ekipy generała Wojciecha Jaruzelskiego.

Do niedawna prześmiewcom i krytykom PRL dekada Gierka kojarzyła się jedynie z „długami Gierka”. Dziś, gdy dług publiczny wynosi 50% PKB, to „dług Gierka”, niespełna 10-procentowy, może uchodzić za marzenie rządzących polityków i ekonomistów. Warto przy tym pamiętać, że wtedy zaciągane za granicą kredyty wspomagały finansowanie inwestycji krajowych. A teraz na co się je bierze? Na wszystko, tylko nie na inwestycje, które decydują o rozwoju kraju, jego nowoczesności i potencjale.

Lata rządów ekipy generała Jaruzelskiego cechuje rzadka w dziejach państw nowożytnych droga przejścia, bez rozlewu krwi, od rządów autorytarnych do systemu demokratycznego. Od stanu wojennego do wyborów w 1989 roku. O ile zmiana systemu politycznego odbyła się drogą negocjacji, Okrągłego Stołu i wyborów, o tyle przejście od gospodarki socjalistycznej do kapitalistycznej było już głównie decyzją elit solidarnościowych tworzących rząd Tadeusza Mazowieckiego. Zmiana systemu gospodarczego to również zmiana własnościowa w polskim przemyśle. Jak było z industrializacją w PRL i co się stało z polskimi zakładami przemysłowymi, gdy je prywatyzowano, pisze Wiesław Żółtkowski.

Jedną z podstawowych bolączek społeczeństwa polskiego w tamtych czasach był brak własnych mieszkań. Problem ten na tle sytuacji mieszkaniowej w XX wieku opisał Dariusz Łukasiewicz. W polityce historycznej rodem z IPN kultura w tamtych czasach sprowadzona została do ingerencji cenzury oraz współpracy artystów i literatów z ówczesnymi służbami specjalnymi. Niemal całkowicie pomija się dokonania twórców kultury i sztuki oraz bardzo wysoki poziom ich dzieł. Owszem, w PRL powstawały też gnioty, ale czy w jakiejś epoce ich nie było? Czy w III RP nie jest ich o wiele więcej? O kulturze piszą Małgorzata Kąkiel i Wiesław Kot.

Swoistym uzupełnieniem wspomnianych zagadnień jest tekst mieszkającego od dawna we Francji Ludwika Stommy, który patrzy na Polskę Ludową z własnej perspektywy – osobistych przeżyć i obserwacji.

I wreszcie niezwykle ciekawy dokument, unikatowe zapiski Andrzeja Walickiego (pochodzące z jego Dziennika) z konferencji w USA, zorganizowanej w 10. rocznicę Okrągłego Stołu. Wielu jej uczestników – solidarnościowych twórców przemian w 1989 roku – w Polsce takich ocen jak wówczas w Ameryce nie wypowiada.

Uzupełnieniem obszernych tekstów znawców dziejów PRL są artykuły z „Przeglądu” oraz zamieszczone w Aneksie ciekawe dokumenty pochodzące z byłego Archiwum KC PZPR.

Losy przemysłu PRL

Polityka przemysłowa od planu trzyletniego do okresu transformacji i prywatyzacji

Wiesław Żółtkowski

Podejście do opisu przeszłości może być różne. Teraz gospodarkę Polski Ludowej pokazuje się poprzez wybrane fakty mające ilustrować nietrafione inwestycje czy niedostatek konsumpcji. Przeciwstawia się temu pojedyncze osiągnięcia gospodarcze II RP, co ma umocnić wizerunek państwa, którego kontynuatorem chce być obecna władza. Tymczasem historia nie powinna być postrzegana tylko jako prosta suma pojedynczych zdarzeń. Przeszłość trzeba widzieć całościowo jako rzeczywistość usystematyzowaną. A historii gospodarczej nie mogą zaciemniać indywidualne fakty polityczne[1]. Dlatego okresu stalinowskiego nie można sprowadzać tylko do przemocy politycznej. Należy pokazywać także ówczesne przemiany gospodarcze i społeczne, które zmieniały polskie społeczeństwo, jak to trafnie przedstawił Andrzej Leder, opisując rewolucję społeczną dokonaną w latach 1939–1956[2]. Rewolucję mającą siłę sprawczą najpierw w wojennej destrukcji, a później w przemianach własnościowych i strukturalnych gospodarki. Zmiany ustrojowe wyeliminowały stare podziały klasowe, w tym często jeszcze postfeudalne elity, a szerokim masom dały szanse na awans społeczny. Zlikwidowano znaczny analfabetyzm i zapewniono szeroki dostęp do edukacji. Prawie 30% ludności wiejskiej zostało oderwane od archaicznego rolnictwa i przeniosło się do przemysłu, gdzie wydajność pracy jest wielokrotnie większa. Świetny opis tych przemian społecznych znajdziemy w pracy Henryka Słabka[3]. W rezultacie rozwoju przemysłu nastąpiło unowocześnienie społeczeństwa.

Ochotnicy Służby Polsce przy budowie Nowej Huty.

Polityka przemysłowa PRL znajdowała źródło w dwóch czynnikach: nowej ideologii i zastanym położeniu gospodarki polskiej. Ideologią była przeniesiona ze Związku Radzieckiego koncepcja budowy przemysłu, przede wszystkim ciężkiego, opartego na węglu, stali i cemencie, bo to on stanowił podstawę do budowy innych przemysłów, zwłaszcza zbrojeniowego. Druga przesłanka wynikała z zacofania gospodarczego Polski, biednego kraju rolniczego, który dodatkowo został zniszczony działaniami wojennymi. Dlatego budowanie przemysłu było obiektywną koniecznością dla rozwoju kraju i doganiania wymogów nowoczesnej cywilizacji. Proces uprzemysłowienia okazał się bardzo złożony, poświęcono mu wiele książek, wcześniej oceniających go pozytywnie, a teraz propagandowo negatywnie.

Niniejszy tekst pokazuje wybrane zjawiska, charakteryzujące – zdaniem autora – ważne przemiany naszego gospodarowania w obszarze przemysłu.

Budowa Huty Katowice rodziła wiele dyskusji, ale dziś mało kto kwestionuje zasadność jej powstania. 3 grudnia 1976 roku. Pierwszy spust 30 ton surówki z wielkiego pieca nr 1.

Odłożona druga rewolucja przemysłowa

Symbolem drugiej rewolucji przemysłowej z końca XIX wieku była elektryczność, która wprowadziła nowe technologie produkcji i wytwarzania towarów zmieniających życie społeczeństw krajów rozwiniętych. W odróżnieniu od poprzedniego okresu produkcji manufakturowej rozwój nauki i techniki pozwolił na udostępnianie towarów i usług w skali wcześniej niespotykanej. Masowo produkowane wyroby były kierowane do własnych społeczeństw, a także stawały się wizytówką krajów za granicą. Pozwalały na rozwój eksportu, który pogłębiał podział pracy. Sprzedaż wyrobów przemysłowych i import żywności pozwalały na ograniczanie własnego rolnictwa i odchodzenie ludzi do pracy w mieście. Tym samym w XX wieku podstawy rozwoju gospodarczego krajów opierały się już na przemyśle. Budowa infrastruktury przemysłowej decydowała o zdolności kraju do rozwoju mierzonego produkcją dóbr, a równocześnie zmieniała społeczeństwa w kierunku przełomu cywilizacyjnego. Poziom bogactwa krajów przemysłowych i rolniczych zaczął się coraz szybciej różnicować. W Polsce dominowała produkcja rolnicza, a technika pozwalająca na masową produkcję dóbr przemysłowych została wprowadzona dopiero po 1945 roku, a więc kilkadziesiąt lat później niż w krajach rozwiniętych gospodarczo.

Kraj

Energia elektryczna w mld kWh na 1 mln ludności

Wydobycie węgla kamiennego w mln ton na 1 tys. ludności

Produkcja stali w tys. ton na 1 mln ludności

Produkcja cementu w tys. ton na 1 mln ludności

Szwecja

1200

158

126,2

Niemcy

900

2,1

254

155,8

Belgia

600

3,37

385

283,1

Anglia

560

4,9

254

142,2

Francja

380

1,1

159

95,5

Włochy

320

47

91,2

Czechosłowacja

204

0,79

105

69,1

Polska

89

0,87

31

30,5

Wiele było przyczyn zapóźnienia rozwoju przemysłu w Polsce. Wprawdzie już w końcu XIX wieku nastąpiło ożywienie gospodarcze na ziemiach polskich należących do trzech zaborców, jednak w czasie I wojny światowej te i tak nieliczne zakłady przemysłowe zostały bardzo zniszczone. Ich odbudowa i rozwój przebiegały w trudnych warunkach jednoczenia kraju, światowego kryzysu gospodarczego i blokad handlowych w relacjach z sąsiadami. W tej sytuacji Polska dopiero w 1938 roku uzyskała dochód narodowy na poziomie 1913 roku. Zdobycze techniczne drugiej rewolucji przemysłowej były znane w II RP, ale funkcjonowały tylko szczątkowo. Większość społeczeństwa nie miała z nimi do czynienia. Polska w okresie międzywojennym stanowiła mieszankę niewielkich obszarów nowoczesności z dominującą postfeudalną strukturą społeczną, podtrzymywaną przez zacofane rolnictwo.

Produkowane w FSO na włoskiej licencji fiaty 125p obok maluchów królowały na polskich drogach.

Według spisu z 1931 roku 60% zawodowo czynnej ludności pracowało w rolnictwie, tylko 19,4% w przemyśle, 6,1% w handlu i 3,6% w komunikacji. Inwestycje przemysłowe zaczęły się dopiero pod koniec lat 30. i nie zdążyły przynieść oczekiwanych efektów. Nowe zakłady rozpoczynały produkcję tuż przed wojną, potem częściowo produkowały w czasie okupacji niemieckiej. Ich szybki rozwój nastąpił dopiero po 1945 roku. Wyobrażenie o poziomie rozwoju przemysłu w II RP pokazują dane o wielkościach produkcji ważnych wyrobów dla wybranych państw europejskich. Wskaźniki zostały obliczone na podstawie danych z rocznika statystycznego z 1938 roku i dotyczą roku 1936[4] (patrz tabela s. 12).

Produkcja miedzi, ołowiu i srebra występowała tylko w śladowych ilościach. Nie budowano statków, a produkcja samochodów dopiero raczkowała. Dane te pokazują dystans, jaki dzielił Polskę od innych krajów europejskich. Przed wojną produkcja podstawowych wyrobów, stanowiących bazę dla rozwoju przemysłu, była w Polsce od kilku do kilkunastu razy mniejsza niż w innych krajach europejskich. Dodatkowo ludność pracująca w rolnictwie odznaczała się niską kulturą przemysłową, a nadmierne przeludnienie wsi powodowało stosowanie w rolnictwie głównie pracy ręcznej, bez użycia maszyn.

II wojna światowa dramatycznie pokazała przewagę krajów przemysłowych nad rolniczymi, przewagę silnika spalinowego nad koniem. Po wojnie rozwój przemysłu stał się nie tylko potrzebą rozwoju cywilizacyjnego kraju, lecz także koniecznym warunkiem zbudowania nowoczesnej techniki wojskowej. Zwłaszcza że sytuacja międzynarodowa wskazywała na możliwy konflikt zbrojny. Podstawowym celem gospodarki Polski Ludowej było więc uprzemysłowienie realizowane za wszelką cenę. Dzisiaj często krytykuje się wybór takiej polityki przemysłowej, nastawionej na „wielkie budowy socjalizmu”, wymagającej dużego wysiłku ze strony społeczeństwa. Ale w ówczesnych realiach gospodarczych i politycznych kraju nie było alternatywy dla takiej polityki gospodarczej. Dopiero znacznie później pojawiały się możliwości pewnego wyboru, z których korzystano w różny sposób. Aby to zrozumieć, dobrze jest przypomnieć okres transformacji gospodarczej z 1989 roku, zwanej często szokiem Balcerowicza. Niezależnie od tego, co teraz opowiadają różni eksperci, w ówczesnej sytuacji kraju innej drogi też nie było. Czym innym natomiast był czas funkcjonowania tej polityki gospodarczej, bo jej zmiana mogła nastąpić dużo wcześniej. I wiele środowisk politycznych mogło to zrobić.

Zakłady Przemysłu Odzieżowego „Cora”, Garwolin. W latach 70. „Cora” była jedną z wiodących firm na polskim rynku odzieżowym, miała kilka oddziałów, m.in. w Garwolinie. Ubrania eksportowano do krajów Europy Wschodniej, Zachodniej, a nawet do USA.

Realizacji celu, którym było szybkie uprzemysłowienie kraju, w pierwszym okresie sprzyjało centralne planowanie pozwalające na sprawne uruchamianie wszelkich dostępnych zasobów. Ten sposób zarządzania gospodarką zresztą dominował w ówczesnej Europie. Był przeniesieniem centralnego zarządzania, które sprawdziło się w okresie wojny, na pierwsze lata odbudowy. Jednak o ile w krajach zachodniej Europy okres ten trwał krótko, to w Polsce stał się uniwersalną metodą zarządzania gospodarką. Można to częściowo wyjaśnić tym, że zapóźnienie gospodarcze Polski i ciągłe „doganianie Zachodu” stanowiło uzasadnienie stosowania nakazowych metod zarządzania, zwłaszcza że w rozwoju nastawionym na wzrost ilościowy w pewien sposób to zdawało egzamin.

Witold Kula w 1941 roku pisał: „Droga do zwiększenia dochodu społecznego jest faktycznie tylko jedna. Tą drogą jest uprzemysłowienie. Tylko ono kieruje ludzi do pracy przy narzędziach, które efekt pracy ludzkich mięśni zwielokrotniają”[5]. I dalej:

Wysunięcie na pierwszy plan sprawy produkcji ma jeszcze dalsze niezwykle doniosłe znaczenie. Regulując wielkość produkcji różnych kategorii dóbr, regulujemy tym samym dochód realny różnych klas społecznych. Jeśli zwiększamy produkcję jakiegoś dobra powszechnie konsumowanego, np. tanich materiałów odzieżowych, to tym samym czynimy artykuł ten tańszym i umożliwiamy ludności pełniejsze pokrycie potrzeb posiadania go, czyli zwiększamy jej dochód realny. Jeśli natomiast przeciwnie, zmniejszamy produkcję jakiegoś dobra luksusowego, np. samochodów osobowych, domków willowych itp., to tym samym czynimy dobro to bardziej niedostępnym, czyli zmniejszamy dochód realny klas uprzywilejowanych. Jeśli nawet ktoś uzyska większy dochód, nie będzie miał z nim po prostu co zrobić. Ograniczone są przecież możliwości zwiększania konsumpcji dóbr prostych: chleba, warzyw, zwykłych materiałów odzieżowych mieszkań, mebli itd. Droga postępowania rysuje się więc jasno: wszystkie siły poświęcić na produkcję dóbr pierwszej potrzeby, tym samym uczynić je tańszymi i doprowadzić do pełnego w społeczeństwie pokrycia owych pierwszych potrzeb, a jednocześnie uniemożliwić wszelkie ponadprzeciętne dochody i zaspokajanie potrzeb wyszukanych[6].

Te myśli wyrażone językiem analizy naukowej lepiej oddają sens uprzemysłowienia realizowanego po 1945 roku niż dokumenty władz politycznych i państwowych.

Przemysł europejski po II wojnie światowej

W uprzemysłowionych krajach europejskich w czasie wojny zostały zniszczone fabryki, maszyny i urządzenia techniczne, ale pozostała kadra z wysoką kulturą przemysłową. Napływ około 30 mld dolarów amerykańskich do Wielkiej Brytanii, Francji, Niemiec Zachodnich i Włoch pozwolił na szybką odbudowę zniszczonych zakładów. Instalowano nowoczesne maszyny i urządzenia na licencji amerykańskiej, bardzo unowocześnione w czasie wojny. To pozwalało szybko podnosić wydajność pracy. Równocześnie Niemcy i Włochy, nie budując własnego przemysłu zbrojeniowego, mogły rozwijać gałęzie przemysłu produkujące na rynek. Po okresie szybkiej odbudowy już w latach 50. kraje zachodniej Europy zaczęły odchodzić od tradycyjnych przemysłów ciężkich na rzecz produkcji na rynek. Węgiel zastąpiono tanią ropą arabską, rozwijano lekki przemysł chemiczny, przemysł elektromaszynowy i elektroniczny. Szybko zwiększano nakłady na prace naukowo-badawcze. Nastąpił okres znakomitej koniunktury gospodarczej, która została przerwana dopiero kryzysem naftowym 1973 roku, gdy radykalnie podniosły się ceny energii, co wywołało kilkuletnią recesję[7].

Etapy budowy przemysłu w Polsce

W Polsce rozwój przemysłu dokonywał się w innych warunkach. Wielkie zniszczenia wojenne dotyczyły gospodarki na niskim poziomie rozwoju. Budować trzeba było więcej, niż odbudowywać. Nie było też kadr cechujących się kulturą przemysłową ani zewnętrznego finansowania gospodarki. Inne były uwarunkowania wynikające z polityki międzynarodowej i wejścia w okres zimnej wojny.

Zespół pod kierownictwem profesora Andrzeja Karpińskiego przeprowadził analizę rozwoju przemysłu w PRL i jego losów w okresie transformacji ustrojowej po 1990 roku[8]. Udokumentowano szczegółowe dane dotyczące budowy nowych zakładów przemysłowych, które wskazywały kierunki polityki przemysłowej. Skromna struktura przemysłowa II RP, dodatkowo bardzo zniszczona w czasie wojny, wymagała podjęcia działań inwestycyjnych na wielką skalę. Inwestowanie zaczynano od budowy przemysłu ciężkiego, a więc rozwoju energetyki, w naszej sytuacji opartej na węglu, produkcji stali i cementu oraz innych towarów niezbędnych do wznoszenia nowych zakładów. Dotyczyło to też przemysłu maszynowego, dostarczającego urządzenia do budowy zakładów przemysłowych. Procesowi odbudowy kraju podporządkowane były działania do 1950 roku (zresztą plan odbudowy formalnie zakończono w 1948 roku). Później realizowano już plany rozwoju zakładające szybkie przeobrażenia gospodarcze. Plan sześcioletni z 1950 roku przewidywał harmonijny rozwój gospodarki, jednak wydarzenia związane z wojną koreańską i zaostrzenie konfliktów politycznych spowodowały jego radykalną zmianę w kierunku programu zbrojeń. Przemysł realizował zadania w zakresie budowy czołgów i samolotów oraz innego wyposażenia wojskowego – podporządkowano temu podstawowe zasoby kraju. W przemyśle zbrojeniowym pracowało wówczas około 120 tys. osób. Spowodowało to rezygnację z tej części planu, która dotyczyła gałęzi przemysłu produkujących na rynek. Ograniczenie produkcji wojennej nastąpiło dopiero po roku 1955, w wyniku odprężenia w stosunkach międzynarodowych.

Nakłady na inwestycje w kolejnych pięcioletnich planach rozwoju osiągały poziom 30–35% dochodu narodowego. Dla porównania można zauważyć, że teraz stopień inwestycji jest niewiele wyższy od połowy tych poziomów. Tak duże nakłady na inwestycje przekraczały zdolności do inwestowania mierzone posiadanymi zasobami materialnymi i ludzkimi, a były to plany bardzo ambitne, miały mobilizować zakłady pracy do zwiększonego wysiłku. Dlatego pojawiały się napięcia i trudności z ich pełnym wdrażaniem. W realizacji planów gospodarczych zawsze preferowano rozwój przemysłu, a w nim koncentrację inwestycji w przemyśle ciężkim. Rozwijanie tych gałęzi przemysłu pochłaniało prawie połowę nakładów inwestycyjnych. Dlatego w kolejnych okresach produkcja przemysłowa przekraczała planowane wielkości, podczas gdy zadania w zakresie produkcji rolnej czy płac realnych pozostawały niewykonane[9]. Prawidłowością stało się, że zgodnie z planami gospodarczymi w pierwszym okresie realizacji bardzo inwestowano w przemysł, a pod koniec osłabiano inwestycje, przeciągano czas budowy i podejmowano działania na rzecz przywracania równowagi ekonomicznej.

Inwestowanie w przemysł odbywało się bez dostępu w większej skali do kredytów zagranicznych i zewnętrznych funduszy pomocowych. Okresowe braki materiałów powodowały przeciąganie inwestycji, a w późniejszym okresie prowadziły także do ich zaniechania. Skutkowało to stratami w gospodarce, bo zainwestowane środki nie przynosiły oczekiwanej produkcji. Silny wzrost akumulacji musiał prowadzić do ograniczania konsumpcji w dochodzie narodowym. Uprzemysławiano kraj kosztem słabych warunków życia. Było to możliwe z jednej strony dlatego, że społeczeństwo doświadczyło wcześniej okrutnej wojny i przyzwyczaiło się do biedy, a z drugiej z powodu zmian narzuconych nową ideologią. Inwestycje w produkcję dóbr konsumpcyjnych podejmowano dopiero po protestach społecznych, wywoływanych niedoborami na rynku wewnętrznym.

Industrializacja prowadzona własnymi środkami wymuszała dostosowanie przemysłu do własnej bazy surowcowej, a zarazem kompleksowość produkcji. Dlatego kluczową rolę odgrywały węgiel i budowa nowych kopalni, a także miedź i siarka. Ważne były surowce służące do budownictwa, które miało zaradzić ogromnym niedoborom mieszkań. Równocześnie przemysł ciężki, produkujący stal i dający energię, był podstawą do stopniowej budowy innych przemysłów.

Polityka gospodarcza zakładała znaczny stopień samowystarczalności kraju. Dlatego uruchamiano produkcję zastępującą towary z importu oraz starano się rozbudowywać wszystkie branże przemysłu. Budowano statki, produkowano rowery, samochody i radia, maszyny rolnicze i sprzęt sportowy, wagony kolejowe i lokomotywy, obrabiarki do metalu i fortepiany, czołgi i szybowce, fortepiany i proszki do prania, tekstylia i sprzęt sportowy. Tym samym niewiele korzystano z efektu wzrostu wydajności pracy, jaką daje jej międzynarodowy podział.

Polski przemysł współpracował w ramach Rady Wzajemnej Pomocy Gospodarczej z innymi krajami bloku socjalistycznego, ale współpraca ta zakładała planową specjalizację tylko w określonych produktach. Nasze stocznie sprzedawały statki do ZSRR, przemysł ciężki korzystał z licencji radzieckich i z importu surowców, a zakłady produkowały dla krajów RWPG wyroby przemysłu maszynowego i niektóre dobra konsumpcyjne, na przykład odzież i żywność. Wymiana gospodarcza z RWPG miała dwa oblicza. Z jednej strony była dla Polski pewnym źródłem paliw i surowców oraz zapewniała licencje na różne wyroby przemysłowe. Kraje RWPG były też miejscem łatwego zbytu wszelkich towarów. Z drugiej strony, przynależność do RWPG ograniczała wymianę z bardziej rozwiniętymi krajami, szczególnie w zakresie dóbr wysokiej techniki i konsumpcyjnych. To pierwsze było korzystne w początkowym okresie uprzemysłowienia kraju, drugie ograniczało później jakościowy rozwój przemysłu. Wymiana handlowa w ramach RWPG była uwarunkowana politycznie, nie zawsze wynikała z rachunku ekonomicznego. Dlatego kraje zrzeszone dążyły do maksymalnego zachowania samodzielności gospodarczej. To ograniczało korzyści ze współpracy.

Ważne są fakty. W Polsce Ludowej do 1988 roku zbudowano około 1700 nowych zakładów przemysłowych zatrudniających ponad 100 osób każdy. Zakłady te stanowiły 54% wartości majątku produkcyjnego oraz 38% zatrudnienia w przemyśle. Jako duże i nowocześniejsze odpowiadały za 50% produkcji przemysłowej[10]. Trzeba też wskazać, że istotną część przemysłu stanowiły bardzo duże zakłady zatrudniające powyżej tysiąca osób. Takich mieliśmy 534, a ich udział w strukturze przemysłu był większy niż w rozwiniętych krajach Europy Zachodniej. Teraz sytuacja jest odwrotna. Mamy zbyt mało dużych zakładów, co jest słabością w koncentrującej się gospodarce.

Kierunki uprzemysłowienia kraju pokazuje charakterystyka branżowa nowych zakładów. Największy majątek produkcyjny powstał w hutnictwie, co wiązało się z potrzebą produkcji stali, będącej istotnym materiałem w każdym przemyśle, w budownictwie i transporcie kolejowym. Drugą wiodącą gałęzią była energetyka, produkująca prąd dla gospodarki i gospodarstw domowych. Duża koncentracja inwestycji wystąpiła jeszcze w czterech branżach. Dotyczyło to przemysłu chemicznego, spożywczego, mineralnego i górnictwa węglowego. Ważne znaczenie miały inwestycje w przemysł budowy maszyn, które są konieczne do wszelkiej działalności gospodarczej.

Majątek powstały w nowych zakładach w 79% należał do przemysłu ciężkiego, 17% do przemysłów konsumpcyjnych, a 4% do przemysłów wysokiej techniki[11]. Podstawowy wpływ na to miała skala kapitałochłonności inwestycji w różnych obszarach gospodarki. Wybudowanie huty czy elektrowni kosztuje więcej niż zbudowanie zakładu produkcji obuwia.

Proces inwestowania w przemyśle był szczególnie silnie realizowany w dwóch okresach. Dużo inwestowano w latach 1950–1960, zwłaszcza w okresie planu sześcioletniego, gdy zbudowano 540 nowych zakładów. Była to pierwsza faza uprzemysłowienia, którą charakteryzują takie inwestycje jak: Huta im. Sendzimira, Kopalnia Ziemowit, Zakłady Chemiczne w Oświęcimiu, fabryka nawozów w Kościerzynie, elektrownia w Turowie, Zakłady Przemysłu Bawełnianego „Fasty” w Białymstoku, Zakłady Przemysłu Bawełnianego „Uniontex” w Łodzi, Zakłady Przemysłu Odzieżowego „Cora” w Warszawie, Zakłady Azotowe „Kędzierzyn”, Zakłady Chemiczne „Oświęcim”, Zakłady Włókien Chemicznych w Gorzowie Wielkopolskim, Zakłady Gumowe w Dębicy, Zakłady Wyrobów z Tworzyw Sztucznych „Gamrat” w Jaśle. Dominowały inwestycje w górnictwie i tradycyjnych gałęziach przemysłu ciężkiego. Dzięki temu z opóźnieniem w stosunku do krajów Europy Zachodniej zbudowano przemysł na poziomie drugiej rewolucji przemysłowej. Był to proces trudny, ale pozwolił Polsce na wejście do grupy państw przemysłowych. Rozwój przemysłu spowodował, że ludność miejska wzrosła z 30% w 1938 roku do 48,3% w roku 1960. W 1970 roku w miastach mieszkało już 52,3% ludności.

Drugą fazą intensywnego uprzemysłowienia była dekada lat 70. Wybudowano wówczas 620 nowych zakładów przemysłowych. W tym okresie po raz pierwszy znaczną część inwestycji finansowano za pomocą kredytów zagranicznych, a linie produkcyjne budowano na licencjach kupionych za granicą. Dominowały znów zakłady w gałęziach przemysłu ciężkiego, ale powstały też 92 zakłady w przemysłach wysokiej techniki i 266 w przemysłach konsumpcyjnych. Symbolem tego okresu są zakłady przemysłowe dobrze znane w różnych częściach kraju. Na pewno należą do nich: Zakłady Górnicze „Rudna”, Fabryka Dywanów w Kowarach, Kombinat Górniczo-Hutniczy Huta Głogów, Fabryka Maszyn Rolniczych w Jaworze, Zakłady Przemysłu Odzieżowego Modus w Bydgoszczy, Zakłady Azotowe „Włocławek”, Zakłady Radiowe „Unitra-Eltra” w Bydgoszczy, Zakłady Przemysłu Odzieżowego „Teofilów” w Łodzi, Zakłady Kabli i Maszyn Kablowych w Krakowie, Zakłady Mięsne w Ostrołęce, Zakłady Przemysłu Dziewiarskiego „Cotex” w Płocku, Odlewnia Staliwa w Siedlcach, Zakład Kineskopów Kolorowych „Unitra-Polkolor” w Piasecznie, Elektrownia Kozienice, Cementownia „Strzelce Opolskie”, Zakłady Aparatury Chemicznej „Metalchem” w Opolu, Zakłady Przemysłu Dziewiarskiego „Jarlan” w Jarosławiu, Huta Szkła Jarosław, Zamrażalnia Owoców i Warzyw w Siemiatyczach, Fabryka Maszyn Spożywczych „Spomasz” w Białymstoku, Fabryki Mebli w Białymstoku, Elektrociepłownia Białystok, Zakłady Mięsne w Gdyni, Zakłady Celulozowo-Papiernicze w Kwidzynie, Gdańskie Zakłady Rafineryjne, Fabryka Kotłów Okrętowych w Gdańsku, Kopalnia Węgla Kamiennego „Śląsk”, Kopalnia Węgla Kamiennego „Świerklany”, Przędzalnia Bawełny „Przyjaźń” w Zawierciu, Huta Katowice, Huta Zawiercie, Huta Siemianowice, Przedsiębiorstwo Realizacji Kompletnych Obiektów Przemysłowych „Kombex” w Częstochowie, Fabryka Samochodów Małolitrażowych w Bielsku-Białej, Elektrownia Rybnik, Cementownia „Ożarów”, Huta Ostrowiec w Ostrowcu Świętokrzyskim, Elektrownia Połaniec, Zakłady Przemysłu Odzieżowego „Truso” w Elblągu, Kopalnie Węgla Brunatnego Konin i Adamów, Browar w Poznaniu, Zakłady Przemysłu Dziewiarskiego „Polo” w Kaliszu, Zakłady Opon Samochodowych w Poznaniu, Fabryka Samochodów Rolniczych „Polmo” w Poznaniu, Fabryka Mebli w Jarocinie, Przedsiębiorstwo Przemysłu Drzewnego w Barlinku.

Ta długa wyliczanka wybranych inwestycji brzmi jak apel dokonań polskich inżynierów i robotników. Były one istotne dla uprzemysłowienia i tym samym unowocześnienia kraju. W dekadzie gierkowskiej zakłady były budowane częściowo z wykorzystaniem kredytów, które zadłużyły Polskę. Ale były to długi zaciągnięte na budowę majątku produkcyjnego.

Problem długu zagranicznego jest istotnym elementem oceny polityki przemysłowej lat 70. Koncepcja polegała na wykorzystaniu kredytów zagranicznych w celu przyspieszenia rozwoju i modernizacji gospodarki. Łatwo uzyskiwane finansowanie zagraniczne, głównie z krajów zachodnich, było skierowane na zakup nowoczesnych technologii, ale później też na import zaopatrzeniowy oraz konsumpcyjny. Kredyty inwestycyjne miały być spłacane dochodami ze sprzedaży towarów wytworzonych w nowych zakładach. Efektywność nowych inwestycji była jednak niedostateczna i nie zapewniała wystarczających środków na spłatę kredytów. Mimo gospodarki planowej nie dopilnowano harmonizacji spłat kredytów z wpływami z eksportu. Ponieważ dochody z importu nie wystarczały na spłatę kredytów, zaciągano nowe kredyty na zakup komponentów do produkcji i import wyrobów konsumpcyjnych. W latach 70. łatwo uzyskiwano kredyty przy stosunkowo niskim oprocentowaniu. Dopiero w 1980 roku pojawiły się kłopoty z uzyskiwaniem nowych kredytów. I bardzo wzrosły stopy procentowe. To zwiększało obciążenie budżetu spłatą długu. Mimo utrzymującej się nadwyżki dodatniego salda towarów i usług w relacji z krajami zachodnimi nastąpiła utrata możliwości płatniczej Polski i podjęto ciągnące się przez lata 80. negocjacje z wierzycielami. Dla przypomnienia trzeba podać, że w 1989 roku dług Polski w walutach wymienialnych wynosił 41 mld dolarów, co stanowiło około 60% ówczesnego PKB. W następnym roku dług ten wzrósł już do 48,5 mld dolarów. Żeby lepiej rozumieć politykę przemysłową lat 70., trzeba przypomnieć, że obecnie realizowany rozwój gospodarczy też jest oparty na imporcie kapitału z Zachodu, a zadłużenie jest nominalnie większe i też wynosi około 60% PKB. Jednak tylko połowa tego długu jest zaciągnięta za granicą. To powoduje, że rodzi on mniejsze ryzyko wypłacalności[12]. Ale gdyby stopy procentowe się podwoiły, jak to się stało w latach 80., to też byłyby problemy z wypłacalnością budżetu.

Niezależnie od różnej efektywności nowych inwestycji przemysłowych lat 70. były one silnym impulsem nie tylko w zakresie efektów materialnych. Z jednej strony przyczyniły się do powstania bazy materialnej nowoczesnej cywilizacji. Z drugiej – stworzyły nowoczesną kulturę przemysłową, która okazała się istotnym czynnikiem w czasie transformacji gospodarczej po 1990 roku. Inwestycje lat 70. dały podwaliny pod rozwój nowoczesnych zakładów, korzystających ze zdobyczy nauki i informatyki. Zbudowano bazę przemysłową, która częściowo przyniosła zakładane rezultaty. Nie wszystko jednak się udało. Powtarzającym się problemem było wydłużanie się czasu wdrażania nowoczesnych technologii i mniejsza, niż zakładano, ich efektywność. Później produkcja została też ograniczona w związku z kryzysem lat 80., gdy z ekonomicznego punktu widzenia wystąpiła wielka nierównowaga między oczekiwaniami społecznymi a wydolnością gospodarki. Na Polskę zostały nałożone sankcje ekonomiczne, które utrudniały pracę zakładów przemysłowych. Produkcja wielu z nich została ostatecznie zredukowana w okresie transformacji ustrojowej, gdy polskie wyroby zderzyły się na rynku z bezwarunkowym importem, wynikającym z pełnego otwarcia gospodarki na międzynarodową wymianę towarów. Szczególnie dotknęło to przemysły wysokiej techniki, które nie przetrwały okresu transformacji ustrojowej.

Lata 80. to najpierw zmniejszenie, a w końcówce dekady zatrzymanie budowy nowych zakładów. Symbolem tego może być przerwana budowa elektrowni jądrowej.

Produkcja kluczowa dla uprzemysłowienia kraju

Miarą uprzemysłowienia kraju w drugiej rewolucji przemysłowej był wzrost produkcji podstawowych wyrobów. W tradycyjnych gałęziach przemysłu produkowano stal i cement, wydobywano węgiel kamienny i inne surowce. Podstawowe znaczenie miała też produkcja energii elektrycznej. W tych obszarach Polska była bardzo opóźniona w porównaniu z innymi krajami europejskimi. Tradycyjne gałęzie przemysłu związane były z transportem kolejowym i morskim, który przewoził ich wyroby. Różne gałęzie przemysłu służyły budownictwu, które zmagało się z wielkim niedostatkiem mieszkań. Miarą rozwoju przemysłu było rosnące zatrudnienie w tej części gospodarki. Poniższe wykresy obrazują wzrost wybranych elementów produkcji przemysłowej w Polsce Ludowej.

Źródło: Historia Polski w liczbach, GUS, Warszawa 2014, s. 334–335.

W czasie, gdy poziom gospodarki charakteryzuje się notowaniami spółek na giełdzie lub miarami wyrażonymi w pieniądzu, warto nazwać materialne wyroby przemysłu. Surówka to półprodukt otrzymywany z pieca hutniczego jako stop żelaza z węglem i innymi dodatkami. W podstawowym zastosowaniu jest surowcem do przeróbki na stal lub żeliwo. Stal jest w przemyśle materiałem uniwersalnym. Występuje jako stal konstrukcyjna z przeznaczeniem na elementy konstrukcji, część maszyn i urządzeń. Służy do wyrobu narzędzi, w tym do obróbki metali. Stale specjalne są przeznaczone do pracy w warunkach specjalnych, na przykład w wysokich temperaturach lub w agresywnym środowisku chemicznym. To jeden z najważniejszych materiałów stosowanych we wszystkich gałęziach gospodarki i podstawowy materiał w procesie uprzemysłowienia kraju.

Produkcja stali w 1938 roku wynosiła 1 542 tys. ton. Już w 1950 roku wzrosła o 62% (do 2 500 tys. ton), aby w 1970 roku wynieść 11 800 tys. ton, a więc prawie pięć razy więcej niż w roku 1950. To pozwoliło na budowę nowych zakładów przemysłowych, produkcję maszyn i urządzeń do różnych procesów technologicznych (patrz wykres 1).

Źródło: Historia Polski w liczbach, GUS, Warszawa 2014, s. 327–329.

Węgiel kamienny ma wiele zastosowań, ale w Polsce bywa używany przede wszystkim jako surowiec energetyczny. Dymiące kominy zakładów przemysłowych stały się opóźnioną w Polsce wizytówką drugiej rewolucji przemysłowej. Przeróbka węgla w postaci koksu jest podstawowym materiałem w hutnictwie żelaza jako wsad wielkopiecowy. Wydobycie węgla kamiennego w 1938 roku wynosiło 38,1 mln ton. W roku 1950 osiągnęło poziom 78 mln ton, a do 1970 roku wzrosło prawie dwukrotnie, do 140 mln ton (patrz wykres 2).

Cement otrzymuje się z surowców mineralnych (margiel lub wapień i glina). Służy on do przygotowywania zapraw cementowych, łączących materiały budowlane. Ważnym produktem cementu jest beton, który powstaje z połączenia cementu, kruszywa, wody oraz ewentualnie domieszek, dodatków lub zbrojeń. Z betonu wykonuje się konstrukcje mogące pracować pod dużym obciążeniem, takie jak fundamenty budowli czy stropy. Beton może mieć walory izolacyjne i architektoniczne. Cement i beton są podstawą każdej nowej budowli, różnych urządzeń infrastrukturalnych oraz nowoczesnych dróg.

W 1938 roku Polska produkowała 1,7 mln ton cementu. Wartość ta wzrosła o 50% w 1950 roku (do 2,5 mln ton), w latach 70. wynosiła stale ponad 12 mln ton. Było to zaplecze technologiczne dla aktywnego budownictwa mieszkań i inwestycji przemysłowych (patrz wykres 3).

Źródło: Historia Polski w liczbach, GUS, Warszawa 2014, s. 356–357.

Energia elektryczna w Polsce powstawała głównie w elektrowniach węglowych. Węgiel dostarczany do elektrowni jest spalany w piecach, które wytwarzają wysoką temperaturę. Powstała energia cieplna ogrzewa wodę, która staje się parą o wysokim ciśnieniu i temperaturze, napędzającą turbinę połączoną z generatorem prądu. Minimalną rolę odgrywały elektrownie wodne, które działają na podobnej zasadzie, tyle że energię mechaniczną, napędzającą turbinę, daje siła przepływu wody. W 1938 roku Polska produkowała tylko 3,7 mld kWh, co sytuowało nas w końcówce krajów Europy. Po wojnie elektryfikacja kraju była podstawowym celem władz. (Po rewolucji rosyjskiej popularyzowano hasło: komunizm to władza radziecka plus elektryfikacja). Powszechnym doświadczeniem mieszkańców większości polskich wsi, a tam żyła podstawowa część społeczeństwa, było zapalenie pierwszej żarówki elektrycznej. Też to pamiętam. W 1950 roku produkcja energii elektrycznej wzrosła do 9,4 mld kWh, a w końcu lat 80. osiągnęła poziom 136 mld kWh (patrz wykres 4).

Źródło: Historia Polski w liczbach, GUS, Warszawa 2014, s. 360–361.

Nawozy mineralne, potocznie zwane sztucznymi, są niezbędne w uprawie roślin w celu wzbogacenia gleby w składniki pokarmowe oraz polepszenia jej właściwości fizycznych, chemicznych i biologicznych. Użycie nawozów sztucznych było podstawowym czynnikiem radykalnego wzrostu wydajności produkcji rolnej. Wiodącą rolę odgrywały nawozy azotowe. Ich produkcja gwałtownie rosła do 1 030 tys. ton w 1970 roku. Po roku 1990 nadal się zwiększała, co wiąże się z uprzemysłowieniem produkcji rolnej (patrz wykres 5).

Źródło: Historia Polski w liczbach, GUS, Warszawa 2014, s. 355.

W II RP mieliśmy 20 tys. kilometrów linii kolejowych. Wzrost długości tych linii w PRL wynikał w dużej mierze ze zmiany granic państwa i przejęcia ziem zachodnich. W 1950 roku długość linii kolejowych wzrosła do 26 tys. kilometrów. Inwestycje polegały głównie na ich dostosowaniu do nowych wymogów elektryfikacji kolei. Transport kolejowy z rozbudowanymi zakładami produkującymi wagony i lokomotywy był ważnym elementem gospodarki (patrz wykres 6).

Źródło: Historia Polski w liczbach, GUS, Warszawa 2014, s. 372.

Polska przed wojną miała bardzo ograniczony dostęp do morza. Morska flota handlowa liczyła w 1938 roku 122 tys. BRT (pojemność rejestrowa brutto statku). Zmiany granic po II wojnie światowej otworzyły nasz kraj na transport morski. Już w 1950 roku mimo zupełnych zniszczeń wojennych osiągnęła ona 171 tys. BRT. Później rozwijała się dynamicznie do 3 639 tys. BRT w latach 80 (patrz wykres 7).

Źródło: Historia Polski w liczbach, GUS, Warszawa 2014, s. 372.

W Polsce przed wojną, po inwestycjach drugiej połowy lat 30., w przemyśle pracowało 101 tys. osób. Proces uprzemysłowienia kraju przemieszczał ludzi z rolnictwa do przemysłu, ze wsi do miasta. W 1946 roku w przemyśle pracowało już ponad 1,5 mln osób. Wiązało się to w dużej mierze z przesunięciem terytorium państwa ze słabo uprzemysłowionych ziem wschodnich na rozwinięte gospodarczo ziemie zachodnie, gdzie trzeba było odbudowywać istniejące już zakłady przemysłowe. Rosnące zatrudnienie w przemyśle osiągnęło w 1980 roku poziom 5,2 mln osób (patrz: wykres 8).

Źródło: za A. Karpiński, S. Paradysz, P. Soroka, W. Żółtkowski, Od uprzemysłowienia w PRL do deindustrializacji kraju, Warszawa 2015, s. 81.

Niedostatek mieszkań był stałym problemem kraju. Przed wojną w rekordowym roku 1937 w Polsce wybudowano 108 tys. mieszkań. W pierwszym okresie po wojnie skupiano się przede wszystkim na przemyśle, co stwarzało podstawy do późniejszego rozwoju budownictwa, ponieważ zapewnione zostały potrzebne materiały i technologie budowy. W latach 60. budowano już 176 tys. mieszkań rocznie. Rekordowe wyniki na poziomie 300 tys. mieszkań osiągano w latach 70. W 1980 roku wybudowano 217 tys. mieszkań (patrz wykres 9).

Źródło: Historia Polski w liczbach, GUS, Warszawa 2014, s. 171.

Zróżnicowanie terytorialne inwestycji przemysłowych

Rozmieszczenie nowych zakładów przemysłowych wynikało z dwóch kryteriów. Pierwszym była lokalna baza surowcowa i istniejący potencjał przemysłowy. Z tego powodu największy nowy majątek przemysłowy powstał na terenie województwa śląskiego. Decydował o tym rozwój przemysłu ciężkiego, który był związany z lokalną bazą surowcową. Sprzyjała ona inwestycjom w hutnictwie i górnictwie. Rosnące znaczenie województwa pomagało też w lokalizowaniu tam innych inwestycji. Na drugim miejscu było województwo mazowieckie z inwestycjami bardziej zróżnicowanymi branżowo. W latach 70. tutaj i we Wrocławiu powstawały nowe zakłady wysokiej techniki. Specjalne znaczenie miało województwo dolnośląskie, rozwijające inwestycje w górnictwo i przetwarzanie miedzi. Budowa Nowej Huty w Krakowie oraz zakładów w Skawinie i Oświęcimiu wyróżniała województwo małopolskie. Ważna była rola kopalni węgla brunatnego i elektrowni w Bełchatowie oraz przemysłu włókienniczego w Łodzi.

Drugim kryterium rozmieszczania nowych inwestycji były przesłanki społeczne. Chodziło o inwestowanie w obszarach słabo uprzemysłowionych. Dlatego nowe zakłady powstawały na terenach wschodniej Polski, którą starano się aktywizować gospodarczo. Były to przedsięwzięcia mniej efektywne z ekonomicznego punktu widzenia, ale spełniające cele społeczne i polityczne. Mimo znacznych osiągnięć w budowaniu nowych zakładów przemysłowych w miastach wschodniej Polski tereny te ciągle pozostawały pod tym względem słabsze.

Mniej liczne były nowe inwestycje na terenach ziem przyłączonych do Polski po 1945 roku. Wynikało to z istniejącej tam silniejszej bazy przemysłowej, którą starano się odbudować i rozbudowywać, a nie budować nowe zakłady przemysłowe. Polityka rozmieszczenia inwestycji przemysłowych generalnie doprowadziła do zmniejszenia różnic pomiędzy województwami, choć ich nie wyrównała.

Skala likwidacji przedsiębiorstw przemysłowych po 1989 roku

Po 1989 roku nastąpiła zmiana ustroju politycznego powodująca radykalną transformację przemysłu. Zmieniły się zasady własności, zarządzania i międzynarodowe powiązania gospodarcze. Rozpoczęto gwałtowną prywatyzację, z jednej strony w celu wprowadzenia gospodarki wolnorynkowej, a z drugiej – zachowania równowagi budżetu. Aby zapewnić wypłacalność budżetu, sprzedawano szybko i często tanio. Spowodowało to radykalne zmiany w pejzażu przemysłowym kraju. W miastach po wielu zakładach przemysłowych pozostały puste miejsca. Wnioski zebrane w pracy na temat deindustrializacji kraju[13] wskazują na obiektywne przesłanki likwidacji części zakładów przemysłowych. Wynikały one z kilku przyczyn, do których można zaliczyć:

– inną strukturę otwartej gospodarki rynkowej niż gospodarka PRL;

– rezygnację z samowystarczalności gospodarki i szersze korzystanie z efektów podziału pracy;

– konsekwentne kierowanie się kategorią zysku i straty;

– przestarzałość części technologii w konkurencji z produkcją innych krajów;

– wzrost kosztów wytwarzania części produktów po urynkowieniu cen;

– wdrożenie norm ochrony środowiska prowadzące do zamykania niektórych zakładów.

W większości przypadków nie decydowały jednak racjonalne przyczyny likwidacji. Należały do nich następujące zjawiska:

– brak świadomej polityki przemysłowej, co prowadziło do chaotycznej prywatyzacji, a później do likwidacji zakładów, których sytuacja finansowa wynikała z restrykcyjnej wobec nich polityki fiskalnej i kredytowej;

– ideologiczne nastawienie na prywatyzację lub likwidację państwowych zakładów pracy, bez analizy długookresowych skutków;

– uzależnienie Polski od zagranicznego kapitału, który decydował o sposobie prowadzenia przemian w przemyśle. Prowadziło to do wyprzedaży lepszych zakładów i pozostawienia słabych do likwidacji;

– część inwestorów uczestniczących w prywatyzacji przejmowała zakłady nie po to, aby prowadzić dotychczasową produkcję, ale by przejąć rynek i sprzedawać tam swoje towary. Kupowano także zakłady w celu przejmowania atrakcyjnych nieruchomości, które nie były należycie wyceniane.

W efekcie tych działań po 1989 roku nastąpiła likwidacja 1675 zakładów przemysłowych, czyli około 25% zakładów istniejących w 1988 roku. Stanowiło to 32% majątku produkcyjnego i 35% zatrudnienia w przemyśle. Warto zauważyć, że w pierwszej kolejności sprzedano nowe zakłady wybudowane w latach 70. Najczęściej też nie zachowano ich produkcji, lecz zostały podporządkowane innym funkcjom określonym w międzynarodowych korporacjach. Oznaczało to na przykład funkcjonowanie tylko w roli podwykonawcy. Co pozostało z przemysłu PRL? Istnieje podstawowa infrastruktura przemysłowa zbudowana w Polsce Ludowej. Funkcjonują zakłady przemysłu ciężkiego mające nowych, zwykle zagranicznych lub państwowych właścicieli. Huty i cementownie zostały radykalnie zmodernizowane, ale produkują, bazując na tańszej sile roboczej oraz łagodniejszych normach ochrony środowiska. Podobnie jest z kopalniami węgla brunatnego i w części kamiennego, a także przemysłu ciężkiej chemii. Funkcjonują stare elektrownie węglowe i sieci przesyłowe zapewniające dostarczanie energii elektrycznej do gospodarki i domów. Działa część zakładów przemysłu maszynowego przy zredukowanym zatrudnieniu i skali produkcji. Szeroko rozwinięta jest produkcja samochodów w zakładach będących filiami zagranicznych koncernów samochodowych. Montują one samochody z części dostarczanych z różnych krajów. Inne zakłady przemysłu maszynowego produkują części jako podwykonawcy firm zagranicznych. W małej skali i głównie w zakładach mających zagranicznych właścicieli produkuje się części do helikopterów czy maszyny budowlane. Zlikwidowano produkcję zakładów wysokiej techniki, które w części zostały przekształcone w centra sprzedaży wyrobów zagranicznych koncernów.

Środki uzyskane ze sprzedaży majątku przemysłowego zbudowanego w PRL o wartości ponad 100 mld złotych (różnie można to obliczać) zostały skierowane głównie na finansowanie bieżącej konsumpcji. Można więc powiedzieć, że wysiłek inwestycyjny PRL został częściowo zmarnowany, ale dał równocześnie dochody dla budżetu państwa. Niestety nie wykorzystano środków finansowych uzyskanych w procesie prywatyzacji na prowadzenie świadomej polityki restrukturyzacji przemysłu poprzez finansowanie nowocześniejszych technologii. Nie prowadzono świadomej polityki przemysłowej. W tej sytuacji w praktyce politykę przemysłową kraju tworzyły zagraniczne korporacje, inwestując w produkcję podporządkowaną ich interesom. Ocena tego procesu może być różna. W gospodarce mamy silny sektor zagraniczny, który wiąże nas z rynkami innych krajów. Uzyskano znaczny wzrost produkcji przemysłu samochodowego, sprzętu AGD i mebli, które są produkowane pod markami międzynarodowych koncernów. Z jednej strony powoduje to uzależnienie od zewnętrznych decyzji biznesowych, ale z drugiej daje nam pozycję pewnego podwykonawcy silnych gospodarek krajów UE. Ten stan jest krytykowany przez obecne władze Polski, które jednak też nie potrafią prowadzić innej polityki gospodarczej. Mimo różnych deklaracji w praktyce cały czas realizujemy ten sam kurs polityki przemysłowej uzależnionej od kapitału zagranicznego.

Trzecia rewolucja przemysłowa

Pod koniec XX wieku rozpoczęła się trzecia rewolucja przemysłowa, której symbolem jest komputer i związane z nim możliwości rozwoju technologii informacyjnych. Na ten przełom nałożyły się radykalne zmiany ustrojowe w naszym kraju. I tak jak okres PRL był spóźnioną realizacją drugiej rewolucji przemysłowej, co doprowadziło do jakościowej zmiany gospodarczej i społecznej kraju, to załamanie gospodarcze lat 80. nie pozwoliło na aktywny udział w trzeciej rewolucji przemysłowej. Nowoczesne zakłady, zbudowane w większości na licencjach zagranicznych, utraciły zdolności finansowe. Ale równocześnie kadry przemysłowe zostały przygotowane intelektualnie do wejścia w okres trzeciej rewolucji przemysłowej, charakteryzującej się informatyzacją i robotyzacją. W praktyce po 1990 roku potwierdziła się zdolność kadr technicznych wykształconych w PRL do szybkiego wdrożenia nowych technologii importowanych z krajów zachodnich. Często przeszli oni do pracy w zagranicznych przedsiębiorstwach, które funkcjonowały w ramach międzynarodowych korporacji. I odegrali istotną rolę w modernizacji tej części przemysłu, który został włączony w proces międzynarodowej kooperacji.

W krajach gospodarczo wysoko rozwiniętych od początku lat 90. rozwój techniki przyczynił się do powstawania wielu nowych miejsc pracy w przemyśle przetwórczym. W Polsce włączanej do gospodarki europejskiej oznaczało to modernizację zakładów z branż przemysłów ciężkich, wiążącą się z wyraźnym zmniejszeniem zatrudnienia. Były to czasem redukcje z kilkunastu tysięcy zatrudnionych do 2–3 tys. Ale powstały także wymagające wysokiej kwalifikacji miejsca pracy w nowych branżach. Znajdowało się więc zatrudnienie dla osób o wysokich kwalifikacjach, przy braku stanowisk dla pracowników mających niskie umiejętności. To ci drudzy stanowili większość emigrujących do krajów Europy Zachodniej, odczuwającej brak kadr w obszarze usług i prac prostych.

Polski przemysł po okresie transformacji gospodarczej utrzymał swój udział w PKB na poziomie powyżej średniej krajów UE, ale ze specyficzną strukturą. Polega ona na generalnym braku innowacyjnej, rodzimej produkcji, przy silnym udziale w procesach produkcyjnych dużych międzynarodowych korporacji. W tych ciągach produkcji polskie zakłady są zwykle podwykonawcami, przez co są zależne od powodzenia podmiotów dających produkcję finalną. Jedni oceniają to jako zależność od obcych, drudzy jako dobry okres w gospodarczej historii Polski. Ocenę warunkuje wiele czynników, niekoniecznie racjonalnych.

Mieszkalnictwo w PRL

Od braku mieszkań socjalnych do braku pieniędzy na mieszkania komercyjne

Dariusz Łukasiewicz

Zastygły dyskurs o PRL po 1989 roku

Jak wiadomo, beneficjenci każdego aktualnego ustroju zawsze są wrogo nastawieni do ustroju poprzedniego. Kapitalistyczni mieszczanie smołą pisali historię szlachty i feudalizmu, w PRL często przesadnie zaczerniano stronice z historią II RP, ale też w III RP zamieniano historię PRL w mroczne, ponure i diabelskie tło dla dziejów „wolnej” i „demokratycznej” Polski. W ten sposób wszystkie aktualne elity tworzą legitymizację swojej władzy poprzez delegitymizację „niesłusznych” elit z przeszłości. Tak też się stało obecnie zasadą, że PRL jest u nas przedstawiana zbyt pesymistycznie, a III RP zbyt optymistycznie. Dotyczy to zwłaszcza tematyki mieszkaniowej, ponieważ dzisiejsza sytuacja w tej materii jest bardzo dramatyczna[1]. Po wprowadzeniu urynkowienia gospodarki popyt na mieszkania całkowicie się załamał. W 1996 roku oddano do użytku 62 tys. mieszkań, mniej niż w roku 1953 i 21,8% tego, co w 1978. Odbudowa rynku mieszkaniowego trwa do dzisiaj[2].

Marian Frąckowiak już w 2008 roku pisał, że trudna sytuacja mieszkaniowa po 1945 roku mogła być usprawiedliwiona katastrofą wojenną, ale w tej chwili nic już jej nie tłumaczy, a tymczasem Polska ma najmniejszą w Europie liczbę mieszkań na 1000 mieszkańców (poza Albanią), co w roku 2019 jest nadal aktualne[3].

Trudności budownictwa mieszkaniowego w Polsce Ludowej zostały zidentyfikowane i opisane przez pryzmat bolączek i niedomogów, niejako od środka, już w latach 80. i od tamtych czasów niewiele w tej skrajnie ponurej i wrogiej charakterystyce się zmieniło. Tymczasem na mieszkalnictwo potrzebne jest spojrzenie nie wewnętrzne, ale zewnętrzne, komparatystyczne, trzeźwe i strukturalne. Z perspektywy stanu przed 1945 rokiem i po 1989. 30 lat temu doskonale widoczne były mankamenty PRL, ale nie wady III RP, które dzisiaj już dobrze znamy. Ówczesne opowieści o wadach PRL oraz to, jak te wady rozumiano, zapowiadały też jednak wady III RP, i to bardzo wyraźnie. Tyle mówiono, że zamiast rozdzielnictwa potrzebna jest komercjalizacja i prywatna własność, która nas uszczęśliwi, że nie powinno być złudzeń co do tego, co nastąpi – i to nastąpiło.

Sprawy mieszkaniowe w 1980 roku należały do ważnych powodów narzekań i kontestowania sytuacji w kraju. Postulaty stoczniowców w 1980 roku wyrażały potrzebę zwiększenia liczby budowanych mieszkań, skrócenia kolejek, a także bardzo konkretnie i przyziemnie – zwiększenia przydziałów mieszkań dla samych stoczniowców. W porozumieniach gdańskich odnotowano, że sprawa będzie realizowana. Władze poszczególnych województw miały przedstawić program tej realizacji, który zostanie poddany społecznej dyskusji. W porozumieniach szczecińskich odnotowano postulat, że rząd doprowadzi do skrócenia czasu oczekiwania na mieszkanie do pięciu lat. We wrześniu 1981 roku „Solidarność” podjęła następującą uchwałę związkową: „Związek domaga się respektowania podstawowego prawa człowieka do własnego mieszkania (...)”[4]. Takie zapisy nie miały bynajmniej egzotycznego charakteru. Prawo każdego człowieka do mieszkania zostało zapisane już w konstytucji Republiki Weimarskiej[5].

Ruiny Gdańska w czerwcu 1945 roku. Widok z ciężarówki pełniącej funkcję autobusu.

Mieszkalnictwo socjalne versus komercyjne

Reprezentantem nowego, czyli komercyjnego, kursu w polityce mieszkaniowej był Aleksander Paszyński[6], który w 1989 roku wypowiadał się na temat rzekomej całkowitej katastrofy polityki mieszkaniowej państwa po 1945 roku. Paszyński uważał, że wysokość czynszów powinna być podniesiona do poziomu pokrycia kosztów eksploatacji i remontów domów, przede wszystkim jednak widział konieczność przeniesienia mieszkania ze sfery socjalnej do sfery konsumpcji. Podobnie Hanna Kulesza krytykowała politykę mieszkaniową, która rzekomo nauczyła Polaków bierności i czekania na mieszkanie, „bo się ono należy”. Polaków uznano za ludzi o specyficznej, zdegradowanej mentalności, których trzeba uczyć odpowiednich zachowań na rynku mieszkaniowym. W 1992 roku przedstawiono w Sejmie RP Memoriał mieszkaniowy, zgodnie z którym państwo przestaje się zajmować mieszkalnictwem, a obywatele sami wezmą swoje sprawy w swoje ręce. Ich los będzie zależał od znajomości praw rynku i od przedsiębiorczości. Z punktu widzenia zwykłego Kowalskiego było to całkowite szaleństwo. Program sprowadzał się do tego, że większość wchodzących w życie młodych Polaków nie będzie miała gdzie mieszkać. Radykalizm tej zmiany, kiedy już nastąpiła, i odrzucenia elementów kultury państwa dobrobytu związany był z ówczesną neoliberalną logiką i stylem myślenia. Wynędzniali w kryzysie Polacy w sprawach mieszkaniowych zostali pozostawieni sami sobie. Początkowo Paszyński zapowiadał rozmaite okresy przejściowe, ale w praktyce niewiele z tego zostało[7]. Panowało jednak rzeczywiście zupełnie niezgodne z doświadczeniem gospodarki kapitalistycznej przekonanie, że cudowny rynek wszystko załatwi i poza niewielką grupą leni i pijaków wszyscy będą szczęśliwi[8]. Tamte czasy cechowało zupełnie niedorzeczne idealizowanie kapitalizmu i jego skutków, które trafiało na podatny grunt niewiedzy Polaków. W dokumencie „Nowy Ład Mieszkaniowy” zauważano potrzebę zorganizowania rynku mieszkań na wynajem dla osób niezamożnych, ale niczego w tej sprawie nie zrobiono. Polityka PRL na tym tle to szczyt odpowiedzialności, ale może sytuację po 1989 roku tłumaczy kompletna ruina państwa polskiego na początku lat 90. Oczekiwano wówczas, że towarzystwa budownictwa społecznego (TBS) zapewnią najpierw 20 tys. mieszkań rocznie, a potem 40–50 tys., w 2005 roku miało to być 60 tys., a w 2020 – 100 tys. Skończyło się to wszystko wielkim niewypałem i marginalną produkcją oraz propagandowymi frazesami w mediach. Według Głównego Urzędu Statystycznego, w 2018 roku w ramach TBS wybudowano 1,5 tys. mieszkań, oprócz tego 3 tys. mieszkań spółdzielczych, 1860 komunalnych i 128 zakładowych. Dlaczego tak mało? Media zwykle wyjaśniają błędnie, że Polacy preferują mieszkania własnościowe. W rzeczywistości po prostu kolejne rządy, przytłoczone innymi wydatkami, skapitulowały w zakresie budownictwa socjalnego.

Sytuację jakoś też ratował ogromny zasób mieszkaniowy bloków wzniesionych w czasach PRL, który kumulował się ze skarlałym budownictwem po 1989 roku. Przy Okrągłym Stole szermowano argumentami konieczności uwłaszczenia i upodmiotowienia społeczeństwa, przez co rozumiano zwiększenie obciążeń finansowych Polaków, jak i obowiązek samodzielnego zabiegania o mieszkanie poprzez kredytowanie indywidualne. Jednocześnie uznano istnienie wielkiej luki mieszkaniowej i konieczność zwiększenia liczby budowanych mieszkań w latach 90. do 8–10 na tysiąc mieszkańców, tak jak w wysoko rozwiniętych krajach europejskich. Akcent położony został jednak wyraźnie na odejście od rozdzielnictwa i przejście do swobodnego obrotu oraz nabywania mieszkań na własność, co faktycznie oznaczało zadbanie jedynie o interesy wąskiej grupy zamożnych elit. W rzeczywistości lata 90. przyniosły całkowite załamanie rynku budownictwa mieszkaniowego[9].

Pochodzący z różnych środowisk ludzie lewicy, jak Mieczysław Rakowski czy Karol Modzelewski, ostrzegali, że nowy ustrój oznacza wielkie nierówności społeczne, które są dotkliwe dla warstw słabszych ekonomicznie, a więc dla większości. Polsce groził raczej los biednego kraju typu latynoskiego niż perspektywy zasobnego kapitalizmu europejskiego. Teorii dependystycznych (zakładających istnienie centrum i peryferii) nie brano jednak w ogóle pod uwagę. Polacy żyli w fantazmacie mitu zachodniego raju i w bajkowym przekonaniu, że kapitalizm dla pracowitych i zdolnych z pewnością oznacza dostatek. Kapitalizm typu zachodnioeuropejskiego był świętością, do której zmierzaliśmy w ślad za oddalającym się horyzontem, jak to nazywał Jerzy Jedlicki. Zupełnie przestano wierzyć w dosyć oczywiste opisy przedwojennej nędzy czynszówek w zacofanym kraju Europy Wschodniej[10]. To niesprecyzowane poczucie wyższości kapitalizmu wyrażał wówczas Lech Wałęsa mówiący (o pluralizmie), że komuniści rozwijają Polskę, idąc piechotą, gdy Zachód jedzie samochodami. Konieczna jest więc zmiana ustrojowa. Prymitywny neoliberalizm cieszył się powodzeniem, ale Tadeusz Kowalik twierdził, że przecież w czasach przemian ustrojowych rozważano również model szwedzki[11]. W takich warunkach rodziły się nowe iluzje na temat przeszłości i teraźniejszości budownictwa mieszkaniowego.

Zrujnowane kamienice Targu Drzewnego w Gdańsku. Na pierwszym planie pomnik ofiar wojny (Kriegerdenkmal), poświęcony żołnierzom z Gdańska i okolic, którzy walczyli w wojnach prowadzonych przez Prusy.

W prostej prawicowej ideologii wszystko, co dobre, było prywatne, a publiczne – złe, nierentowne, koślawe i brzydkie. Wszelkie publiczne, a przede wszystkim państwowe przedsięwzięcia miały być nieskuteczne, kosztochłonne, obarczone wadą centralizmu i biurokratyzmu. Mówiło się tak o szkolnictwie, zdrowiu, emeryturach, no i właśnie o mieszkalnictwie. Mieszkalnictwo komunalne[12], spółdzielcze oraz wszelkie społeczne formy budownictwa mieszkaniowego uznano za przykrą i niechlubną konsekwencję istnienia marginalnej grupy leni, śpiochów, dziwkarzy, alkoholików i nieudaczników, którzy istnieją w każdej społeczności. Nie przyjmowano do wiadomości ogólnie znanego faktu, że to przytłaczającej większości Polaków nie stać na mieszkanie własnościowe i że nie ma ona zdolności kredytowej. Myślano przez pryzmat interesów i sytuacji ludzi zamożnych. Ten stan rzeczy rzutuje również obecnie na postrzeganie mieszkalnictwa PRL i nie zmienił się do dzisiaj. Powyżej średniej pensji brutto zarabia 1/3 naszych rodaków. Średnia z trudem zapewnia zdolność kredytową na zakup mieszkania, a gdzie ma mieszkać z rodziną reszta Polaków, która zarabia poniżej tej średniej, skoro brakuje mieszkalnictwa socjalnego, wynajem komercyjny zaś jest horrendalnie drogi? W latach 1991–2016 tylko 2,1% wybudowanych mieszkań stanowiły mieszkania komunalne, a 0,6% mieszkania zakładu pracy. W 2015 roku mieszkania TBS stanowiły tylko 1,4% zasobów, a komunalne 8% (1,1 mln), gdy w 1989 roku 18% zasobów mieszkaniowych, mieszkania zakładów pracy 13,3%, a mieszkania spółdzielcze 24,9%. Tak więc zasób mieszkań socjalnych ulega radykalnemu ograniczeniu. Wprawdzie stan techniczny w kolejnych dziesięcioleciach poprawia się i prawie wszystkie mieszkania w mieście mają wodę, ubikację oraz łazienkę, ale na wsi w województwach lubelskim czy podlaskim wciąż jeszcze ponad 30% mieszkań łazienki jest pozbawionych[13]. W moim przekonaniu ogromną polską emigrację na Zachód należy dodać do głodu mieszkaniowego w Polsce, szacowanego na 1,5 mln rodzin. Tu leży też przyczyna kryzysu demograficznego, a tym samym problemów z płatnościami świadczeń ZUS, ponieważ pokolenia wschodzące są coraz mniej liczne w stosunku do pokoleń schodzących. Rośnie też liczba młodych ludzi do 35. roku życia, mieszkających z rodzicami i niemających warunków do założenia rodziny.

Odgórna modernizacja w PRL

Zuniformizowane, a dzięki temu tanie mieszkania, produkowane w wielkich fabrykach domów według jednolitych schematów, pozwalały w Polsce Ludowej na odgórną modernizację egalitarnego społeczeństwa i prowadziły do upowszechniania się mieszczańskich wzorów zamieszkiwania, bo to przecież mieszczanie mieli przed wojną wielopokojowe, sfunkcjonalizowane mieszkania, podzielone na sypialnie, pokoje dziecięce i jadalnie oraz łazienki, kuchnie i toalety. Teraz taki model stał się szerzej dostępny dla klas niższych, co dla mas było wielkim awansem cywilizacyjnym.

By zrozumieć problem odgórnej modernizacji, konieczne jest jednak bardziej systematyczne scharakteryzowanie sytuacji mieszkalnictwa. Z ekonomicznego i historycznego punktu widzenia Polska od stuleci należała do zacofanej, rolniczej i feudalnej, słabszej Europy Wschodniej. W XIX wieku dystans między Europą Wschodnią i Zachodnią rósł i do 1938 roku to się nie zmieniło[14].

Po II wojnie światowej polska infrastruktura urbanistyczna na skutek działań wojennych i okupacji lat 1939–1945 została całkowicie zrujnowana. Straty w nowych granicach Polski liczone są na 43% izb mieszkalnych[15]. Chodzi tu zresztą nie tylko o mieszkania – a miało to być 1,85 mln mieszkań[16] – ale też o drogi, szkoły, szpitale, instalacje kanalizacyjne i wodociągowe. W każdym razie znaczna część zasobu mieszkaniowego została zniszczona, przy czym najlepsze warunki osiedlania się były na ziemiach zachodnich. Gdy w Łodzi i Krakowie na izbę przypadało 1,8 mieszkańca, a w Warszawie i Lublinie 2,2, to we Wrocławiu i w Szczecinie 1,3. Jeszcze w 1947 roku ludność wielu wsi w rejonach walk mieszkała w szałasach, ziemiankach i barakach. Najtrudniejsza jednak była sytuacja wielkich aglomeracji, więc ludzie szukali szczęścia, osiedlając się w mniejszych miastach. Rozmiary problemów mieszkaniowych po 1945 roku ilustruje nasilenie skarg do wszelkich organów kontrolnych, przede wszystkim partyjnych, gdzie sprawy lokalowe stanowiły główny przedmiot zainteresowania. Najwyższa Izba Kontroli stwierdzała wszędzie ogromne braki w mieszkaniach[17].

Warunki powojennej nędzy uniemożliwiały odbudowę środkami prywatnych przedsiębiorstw całej urbanistycznej tkanki miejskiej i wiejskiej. Nie było po prostu normalnej gry popytu i podaży. Żaden kolonialny biznes deweloperski niczego by u nas wówczas nie sprzedał. Zamiast tego mieliśmy więc odgórną modernizację kraju prowadzoną przez jedynego wielkiego dysponenta kapitału, który mógł podejmować decyzje inwestycyjne i rozdawnicze. W zrujnowanej Europie Zachodniej początkowo podobnie zasadnicze znaczenie również miało budownictwo socjalne. O niewątpliwych wadach i słabościach tej sytuacji słyszymy od 30 lat.

Tymczasem kategoryzacja i problematyzacja oceny PRL – w tym tematyki budowlanej – w propagandzie medialnej i politycznej prawicy wydaje się całkowicie błędna. W rzeczywistości na wstępie trzeba powiedzieć, że w biednej zrujnowanej przez wojnę PRL i przy ówczesnej prymitywnej technologii, w analogicznym okresie, co w III RP, wybudowano dwukrotnie więcej mieszkań. Należy też zaznaczyć, że dodatkowo sytuacja mieszkaniowa po 1945 roku była z różnych powodów o wiele trudniejsza niż obecnie. Przede wszystkim Polska przeobrażała się z kraju rolniczego w przemysłowy, z czego wynikała ogromna migracja ze wsi do miasta, zwłaszcza w latach 50., za którą mieszkalnictwo w ogóle nie nadążało i sytuacja z zakwaterowaniem w wielkich miastach nawet się pogarszała. Znaczy to, że przenosząca się do miast ludność potrzebowała nowych mieszkań. Do tego dochodził powojenny wyż demograficzny, co powodowało, że utrzymywał się znaczny niedobór lokali. Aby jakoś rozładować sytuację, budowano coraz mniejsze izby, dlatego średnia powierzchnia mieszkania w okresie 1960–1970 zmniejszyła się o mniej więcej 10 metrów kwadratowych, z 50 na 40. Stosowano też rozmaite triki, na przykład zmniejszano łazienkę, rezygnując z wanny na rzecz prysznica albo żeby obniżyć koszty budowy, zastępowano drewniane podłogi płytami pilśniowymi i linoleum. Mimo to w 1950 roku różnica między liczbą rodzin i mieszkań wynosiła 1267 tys., w 1960 – 1227 tys., w 1970 – 1284 tys., a w 1978 – 1610 tys. W 1988 roku ta różnica wynosiła 1250 tys. Taka różnica między liczbą gospodarstw domowych i mieszkań utrzymuje się do dzisiaj[18].

Budownictwo mieszkaniowe– mieszkania wybudowane w miastach w tys. w poszczególnych latach

rok

mieszkania

1933

28,3

1936

47,7

1937

108,7

1955

94,5

1965

176,4

1980

217,1

2004

108,1

Źródło: Historia Polski w liczbach, GUS, Warszawa, 2014, s. 171.

Jeżeli obecnie na kobietę w wieku rozrodczym przypada jedno urodzone dziecko, to w PRL była to dwójka. Szybki przyrost demograficzny oznaczał konieczność zapewnienia tym ludziom jakichś warunków mieszkaniowych[19], za czym szedł coraz większy rozmach polityki mieszkaniowej. Było to zjawisko zupełnie nowe, ponieważ przed II wojną światową głównie prywatne budownictwo mieszkaniowe było słabe i rocznie powstawało tylko kilkadziesiąt tysięcy nowych mieszkań[20]. W PRL budowano średnio od 200 tys. do 280 tys. mieszkań, co oznaczało imponujący wynik. Ponadto zdecydowanie na lepsze zmieniła się forma mieszkania. Prawicowe analizy podają zupełnie irracjonalnie, że okres przed 1939 rokiem charakteryzowały piękne architektonicznie kamienice, domy i dworki, które miały „jakiś charakter i duszę”, podczas gdy blokowiska były całkowicie ich pozbawione. Wszystko to jest bardzo malownicze i romantyczne, ale też nieprawdziwe. Dominującą formę zabudowy miejskiej w II RP (ale też w innych krajach, jak Niemcy) stanowiły nędzne i brudne kamienice czynszowe, gdzie rodziny gnieździły się w jednej lub dwóch izbach, w złych warunkach sanitarnych, stłoczone na ciasnej przestrzeni i pozbawione ubikacji i łazienki. Pod koniec lat 30. prąd miało tylko 57% miast i zaledwie 3% wsi. Postęp cywilizacyjny zaczął się tu w drugiej połowie i w końcu XIX wieku oraz początku wieku XX, obejmując rodziny zamożne i średniozamożne. To tam docierały prąd, gaz, bieżąca woda i toalety ze spłuczką, stopniowo pojawiały się coraz doskonalsze formy ogrzewania, także ogrzewanie centralne. Prawica utożsamia to elitarne mieszkanie sprzed stulecia z mieszkaniem charakterystycznym dla całej epoki. Jest to jednak nieporozumienie. Mieszkania dla robotników w tamtych czasach oznaczały życie całej rodziny w jednej izbie, często z oświetleniem jeszcze gazowym, a za to bez gazu z sieci, z kiepskim ogrzewaniem, w wysokiej kamienicy bez windy, gdzie na piąte piętro wnosi się po schodach wodę w wiadrach. W Łodzi w 1921 roku 56,7% mieszkań miało tylko jedną izbę. Bardzo dużo mieszkań cechowało więc przeludnienie. Powstawały dzielnice biedadomków dla bezrobotnych, nazywane Pekinem albo Abisynią. Spółdzielnie mieszkaniowe w 1938 roku liczyły zaledwie 23 tys. członków, stanowiły więc margines budownictwa mieszkaniowego. Całkiem niewielkie znaczenie miała budowa mieszkań robotniczych przez fabryki.

W porównaniu z tym mieszkania peerelowskie w blokach były charakterystycznym dla całej Europy przejawem skoku cywilizacyjnego i awansu świata robotniczego do klasy średniej czy mieszczaństwa. Budownictwo blokowe występowało bowiem nie tylko w Europie Wschodniej – najpierw pojawiło się w Europie Zachodniej, a jego początki datują się już na lata 20.–30. XX wieku. Mieszkania w blokach przenosiły robotników z jednoizbowej klitki do zróżnicowanej powierzchni mieszkalnej z podziałem na sypialnię, pokój dzienny i dziecięcy, przede wszystkim z kuchnią, łazienką i toaletą. Prąd, kanalizacja, wodociąg i gaz stały się normą, dostępną wcześniej dla nielicznych[21]. W związku z tym przy wielkich migracjach ze wsi do miasta występowały też trudności z asymilacją. Dariusz Jarosz opowiada o powojennym Wrocławiu, gdzie przesiedleńcy dewastowali instalacje i wyposażenie mieszkań, wyrywając klepki, rury czy instalacje centralnego ogrzewania. Wyłamywano bramy i drzwi wejściowe do budynków, zanieczyszczano piwnice, klatki schodowe, bramy, strychy i podwórza. W warunkach miejskich hodowano świnie, krowy, kozy i owce. Nie powinno to specjalnie bulwersować, bo badacze francuscy pokazują podobne obrazki ze swojego kraju, gdzie wieśniacy, gdy zamieszkali w blokach miejskich, w wannie trzymali węgiel albo hodowali króliki[22]. Tak wyglądało stopniowe oswajanie się z nowoczesnością. Wiek XX stawał się na Zachodzie czasem masowej kultury i rosnącego egalitaryzmu, zwłaszcza po I wojnie światowej i po rewolucjach: rosyjskiej 1917 roku i niemieckiej 1919 roku. Także wielkie kryzysy ekonomiczne wymuszały inne myślenie. W Niemczech były to druzgocące lata 1914–1918, z przejściem na system kartkowy, kryzysy 1923–1924 i 1929 roku. Ludzie z czasów PRL wielokrotnie podkreślali, że tworzyli Polskę Ludową w kontekście wielkiego kryzysu 1929 roku, który powodował ogromny pesymizm wynikający z niestabilności ekonomicznej ustroju kapitalistycznego i jego społecznych dysproporcji.

Trójka murarska stała się symbolem odbudowy kraju.

Paternalistyczny socjalizm feudalny

Wbrew częstym wyobrażeniom własność prywatna w mieszkalnictwie nie dominowała nigdy, a posiadanie własnego domu uważano raczej za luksus. W społeczeństwie przeważały przecież warstwy niezamożne, których nie było na to stać. W większości przypadków mieszkanie się wynajmowało, a wcześniej występowały feudalne formy własności[23]. Przed rozbiorami i jeszcze w XIX wieku 80% populacji żyło na wsi i byli to przede wszystkim chłopi poddani. Pan zobowiązany był wspomóc swojego włościanina w budowie domu, czy to poprzez przyznanie mu drewna ze swojego lasu, czy poprzez pomoc parobków albo sąsiadów. Sam dom chłop jedynie użytkował i szlachcic mógł takiego człowieka przenieść w inne miejsce, jako że należał on do ludności niewolnej. Mówimy tu jednak o samodzielnych gospodarzach na dwuwłókowych lub włókowych gospodarstwach z pełnym sprzężajem, a byli przecież jeszcze ubożsi zagrodnicy i wreszcie komornicy, którzy mieszkali u kogoś kątem. W jeszcze gorszej sytuacji znajdowali się parobkowie i służące, czyli służba domowa, do której należały też dzieci oddawane do pracy na folwark szlachcica. W mieście czeladnicy i uczniowie mieszkali u mistrza kątem na poddaszu, pod schodami, w oficynie czy w suterenie. Pod groźbą chłosty musieli wykonywać polecenia właściciela, nawet w zakresie spraw osobistych i na przykład wieczorne wyjście z domu do karczmy wymagało uzyskania jego zgody. Musimy zdać sobie sprawę, że do czasów rozbiorów w miastach kobiety służące stanowiły 20–30% wszystkich kobiet – rozmiary zjawiska były ogromne. Nie inaczej czeladnicy i uczniowie w miejskim rzemiośle. W rezultacie za rozszerzoną formę rodziny uważa się nawet ówczesne gospodarstwo domowe, będące jednocześnie zakładem pracy, ponieważ mistrz miał nad czeladnikami i służbą władzę ojcowską, a więc dotyczącą ich życia prywatnego.

Potocznie za typową dla dawnego budownictwa formę architektoniczną uważa się szlachecki dworek i pałac, podczas gdy szlachta stanowiła jedynie 10% populacji, a i to w większości byli drobni gospodarze, których dwory nie różniły się zbytnio od chat chłopskich. Dwory szlacheckie jeszcze w XVIII wieku były przede wszystkim drewniane i niezbyt okazałe, a często wymagały remontu. Nawet w pałacach zazwyczaj używano tylko jednej czy kilku izb i to je opalano. W wielkich salach wszyscy skupiali się wokół kominka, a samo ogrzewanie pozostawiało wiele do życzenia. Bardzo dużo obiektów leżało w ruinie i wymagało natychmiastowego remontu. Obrazki marnego stanu dworskiej zabudowy znane nam z Zemsty Aleksandra Fredry nie są zmyślone[24]. Zmierzam do tego, że bajkowe, lukrowane obrazy o dostatnim życiu naszych przodków są całkowicie lub częściowo nieprawdziwe i mają charakter pokrzepiający i patriotyczny, a więc propagandowy.

Warszawa, 1952 rok. Trójka murarska, przodownicy pracy, przy odbudowie Starego Miasta.

W miastach własnościową formą mieszkalnictwa były mieszczańskie kamienice, których specyfika w stosunku do czasów obecnych polegała na tym, że dom obok mieszkania prywatnego rzemieślnika, jego rodziny, pracowników i służby stanowił jednocześnie ich miejsce pracy[25]. Przedkapitalistyczna produkcja przybierała tego rodzaju formy. Kapitalizm oddzielił miejsce zamieszkania od miejsca pracy, a więc czeladnicy i uczniowie majstra stali się wolnymi ludźmi i zamieszkiwali osobno, co nierzadko oznaczało pogorszenie ich sytuacji. Mieszkając osobno, byli wolnymi ludźmi i mogli założyć rodzinę, ale musieli płacić za wynajęcie mieszkania, na co byli zbyt ubodzy. Tak więc dla warstw niższych, czyli przytłaczającej części narodu, jeszcze do XX wieku sytuacja mieszkaniowa przedstawiała się niezwykle marnie. Interpretacje przeciwstawiające rzekomo dobre życie dawnych Polaków ciężkim czasom Polski Ludowej są niedorzeczne. To właśnie po 1944 roku podjęto wysiłki zakrojone na ogromną skalę i ogromnym nakładem środków, aby odbudować tkankę mieszkaniową i przystosować ją do nowych, bardziej egalitarnych warunków.

Zapowiedzi zmian w kierunku socjalnym po I wojnie światowej

W XX wieku socjalny charakter mieszkalnictwa stopniowo się wzmacniał. Należało uspokoić rewolucyjne nastroje w Europie (1917, 1919) i spacyfikować negatywne skutki kryzysów gospodarczych. Wzmocniło to popularność socjaldemokracji. Nasiliły się inicjatywy władz komunalnych i państwa, osłabły działania prywatnych inwestorów[26]. Teodor Toeplitz, radny warszawski i należący do czołowych działaczy Warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej, jednej z pierwszych stołecznych spółdzielni, powstałych na Żoliborzu w 1921 roku, w 1929 roku pisał, że człowiek, który ma pieniądze, może zapewnić sobie takie mieszkanie, jakie mu odpowiada,

ale czy znajdzie je ten inteligent, czy robotnik, którego niewielkie zarobki ledwie pozwalają na to, by od pierwszego do pierwszego przeżyć i w którego budżecie komorne choćby najmniejsze jest zawsze trudną do załatwienia pozycją. Znalezienie takiego mieszkania i przed wojną [I wojną światową – przyp. red.] było dla ludzi tylko z pracy żyjących u nas zagadnieniem nieomal nie do rozwiązania[27].

Autor ten ówczesne domy czynszowe, nazywane koszarami czynszowymi lub domami koszarowymi, opisywał jako ciasną i wysoką zabudowę, stawianą tak, aby oszczędzić na gruncie, z ciemnymi mieszkaniami zwróconymi w stronę wilgotnej studni podwórza. Krytyki blokowisk są zmodernizowanym wariantem dobrze znanego od starożytności (Rzym, Londyn, Paryż) potępienia wynaturzeń wielkiego miasta. Żyjącym jakoby w grzechu i brudzie metropoliom przeciwstawiano wiejskie lub podmiejskie indywidualne budownictwo, w praktyce polskiej dwór ziemiański[28]. W rzeczywistości idea blokowisk wywodziła się właśnie z chęci realistycznego naprawienia brudnego i nędznego, ciasnego i wilgotnego miasta przedmodernistycznego. Cuchnące ścieki, błoto ulicy i rynsztoki miały zostać zastąpione przez rozległe przestrzenie, odpowiednio wyposażone technicznie, dobrze oświetlone i higieniczne mieszkania, place zabaw dla dzieci i parki. Tonące w błocie miasto przemysłowe jako industrialny koszmar opisywał szczególnie wyraziście Karol Dickens (Coketown w powieści Ciężkie czasy). Tak też sytuacja przedstawiała się w zbyt szybko rozrastającym się Berlinie, gdzie budownictwo mieszkaniowe nie nadążało za industrializacją i przyrostem liczby ludności. Rosły więc ceny, a z nimi ciasnota, mieszkano w suterenach i oficynach, na strychach i poddaszach. Z powodu ceny gruntu zbyt wysokie były kamienice, w których noszenie wiader z wodą na górne piętra stanowiło katorgę[29]. Poznański architekt Władysław Czarnecki opisywał takie powszechne przed wojną sytuacje na tamtejszej starówce: „Widziałem tam mieszkania w głębokich wilgotnych piwnicach bez okien i światła dziennego. Jakaś staruszka chora, dogorywająca, leżała na sienniku ze zbutwiałą słomą. Prosiła, aby coś zrobić, aby ją szczury żywcem nie zjadły”[30]. Do rzeczywistości tych czasów należało sublokatorskie podnajmowanie łóżka na godziny i wspólne wynajmowanie pokojów, co w 1932 roku opisywał Zbigniew Uniłowski w powieści Wspólny pokój. W desperacji z powodu warunków egzystencji jeden z podnajemców wiesza się tu w nocy w toalecie, bo za dnia jest do niej kolejka[31].

Zmiany były więc potrzebne. Już państwo wilhelmińskie u schyłku XIX wieku podejmowało wiele prób przeciwdziałania złej, rewolucyjnej sytuacji. Wspierano mieszkania zakładowe, spółdzielnie mieszkaniowe, bo rynek, a szczególnie spekulacje za bardzo windowały ceny[32]. Władze miejskie i państwo dofinansowywały inicjatywy mieszkaniowe poprzez kredyty, ubezpieczenia i stopy procentowe. Powstawały komunalne kamienice z obniżonymi czynszami dla robotników. To wszystko działo się również w Poznaniu. W 1912 roku ogłoszono tu konkurs na mieszkanie robotnicze rozpisany na dwie parcele. Sugerowano, że mieszkania mają mieć dwa pokoje z kuchnią i ubikacją. Dla rodziny dwa pokoje były niezbędne, aby dzieci nie spały razem z rodzicami. Już w XIX wieku wywoływało to oburzenie opinii publicznej. W zwycięskim projekcie dla mieszkańców przewidziano też łaźnię i pralnię w piwnicy[33].

Po I wojnie światowej w obliczu zniszczeń wojennych i wielkiego głodu mieszkaniowego wzmocniła się tendencja do budowy tanich masowych domów na odpowiednim poziomie higieny. Liczyły się tu niskie czynsze, ale i zieleń, place zabaw oraz zdrowe otoczenie. Znaczenie miała cała infrastruktura urbanistyczna: biblioteki, żłobki, przedszkola, szkoły, szpitale, kluby, sale gimnastyczne, poczty, pralnie i łaźnie[34]. Tych instytucji było zwykle zbyt mało w stosunku do liczby mieszkańców, ale w kamienicach czynszowych nie było ich wcale. Do nowych warunków dostosowywano przepisy budowlane, gdzie dopuszczano niższe pomieszczenia. Podczas rządów socjaldemokracji w Wiedniu w latach 1919–1934 wybudowano w ten sposób 61 tys. mieszkań komunalnych. Zrezygnowano z ozdób i sztukaterii na rzecz elewacji prostych i funkcjonalnych oraz domów z małymi mieszkaniami o powierzchni 40–50 metrów (mieszkalna kuchnia, pokój, toaleta) i prostymi modernistycznymi meblami. Funkcjonalność stanowiła podstawowe zadanie, dla którego starano się obniżać koszty i stosować materiały zastępcze[35]