Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
1685 osób interesuje się tą książką
Hailee Jones od dziecka kochała się w Aidenie Waltersie. Przyjaźnili się, mieszkając obok siebie w miasteczku Leeks, aż w końcu się w sobie zakochali. Dziewczyna wspierała chłopaka, gdy zaczął grać w filmach, sądziła, że pozostaną razem już na zawsze.
Kiedy Aiden zaczął naprawdę błyszczeć w Hollywood, media zainteresowały się jego życiem prywatnym. Hailee powoli coraz bardziej zdała sobie sprawę, że ich związek przeszkadza mu w rozwijaniu kariery aktorskiej.
W końcu zrozumiała, że musi pozwolić mu odejść.
Minęło pięć lat. Aiden wrócił do rodzinnego miasta i zatrzymał się w hotelu, gdzie pracowała Hailee. Od teraz ona każdego dnia będzie widywała mężczyznę, któremu niegdyś złamała serce.
Mężczyznę, który wyraźnie żywi do niej urazę.
Mężczyznę, który patrzy na nią z niechęcią i złością.
Mężczyznę, który obiecał sobie, że już nigdy więcej się do niej nie odezwie.
Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia. Opis pochodzi od Wydawcy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 388
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tytuł oryginału: Northern Stars
Copyright © Brittainy C. Cherry 2022
Copyright © for Polish edition by Wydawnictwo NieZwykłe Zagraniczne, Oświęcim 2025
All rights reserved · Wszystkie prawa zastrzeżone
Redakcja: Anna Grabowska
Korekta: Katarzyna Dziedzicka, Kamila Grotowska, Martyna Góralewska
Skład i łamanie: Michał Swędrowski
Oprawa graficzna książki: Paulina Klimek
Projekt okładki: Hang Le
ISBN 978-83-8418-180-5 · Wydawnictwo NieZwykłe Zagraniczne · Oświęcim 2025
Grupa Wydawnicza Dariusz Marszałek
Rozmyślaj o pięknie życia. Obserwuj gwiazdy i biegaj z nimi.
Marek Aureliusz
Hailee
Osiem lat
Aiden był dzieckiem, którego nie dało się lubić.
– Nie możesz tak robić! – krzyknęłam na niego, bo nie podobała mi się jego mina.
Włożył brudne ręce do słoika z ciastkami, które wcześniej upiekłam z mamą. Zanim poszliśmy bawić się na podwórku, dostaliśmy już po jednym. Ale teraz, po powrocie do domu, Aiden zakradł się do kuchni i wspiął na blat. Był bardzo niegrzeczny!
– Mogę, a ty zamknij tę swoją pulchną buzię z policzkami jak u wiewiórki! – odpowiedział.
Nadęłam je, czując, że się czerwienię, i wzięłam się pod boki.
– Wcale nie mam policzków jak wiewiórka!
– To dlaczego tak wyglądają?!
– Przynajmniej nie tak jak tyłek goryla!
– Wolę mieć twarz jak tyłek goryla niż policzki jak wiewiórka.
– Nienawidzę cię!
– Mam to gdzieś! – odkrzyknął.
Aiden Walters był nieznośny. Bez przerwy stwarzał problemy, więc ciągle próbowałam go powstrzymać przed robieniem głupot. Kiedy mu odmawiałam, nieustannie mnie ignorował.
Weszłam na blat, usiadłam obok chłopca i wyrwałam mu słoik z ciastkami z rąk.
– Moja głowa przynajmniej nie jest taka wielka jak twoja! – rzuciłam i pokazałam mu język.
Odebrał mi słoik i lekko mnie szturchnął.
– Twoja głowa jest większa niż moja!
– Nie, nie jest!
– Tak, jest! Masz dużą głowę! Większą niż słoń!
Złapałam za słoik i zaczęłam ciągnąć do siebie.
– Zamknij się, Aiden!
– Ty się zamknij, Hailee! – krzyknął, również ciągnąc.
Tak się wydzieraliśmy, że aż mama weszła do kuchni.
– Co się tu dzieje?! – zapytała podniesionym głosem.
Tak się wystraszyliśmy, że puściliśmy słoik z ciastkami. Upadł na podłogę i roztrzaskał się w drobny mak.
Zamarliśmy.
Popatrzyliśmy na mamę.
Na katastrofę na posadzce.
Ponownie na mamę.
A potem znowu na rozbite naczynie.
– To jego wina!
– To jej wina!
Powiedzieliśmy to jednocześnie, wskazując na siebie nawzajem jako sprawców całego zamieszania. Oczywiście, że to była wina Aidena, ale zawsze kłamał. Nieustannie.
– Przyrzekam, mamuś! To on! Próbował wziąć ciastko, to mu powiedziałam, żeby zostawił, ale mnie nie posłuchał i…
– Mówiła, że mam dużą głowę i twarz jak tyłek goryla! – wypomniał, wydymając dolną wargę i pokazując mojej mamie szklące się oczy.
Boże! Jest dobrym aktorem!
– A on stwierdził, że mam policzki jak wiewiórka! – odparłam. – A wcale nie mam!
– Masz! – przedrzeźniał mnie.
– Nie mam!
– Masz!
– Nie, nie mam!
– Masz! Maaasz! – nucił.
Chociaż był w moim wieku, zachowywał się jak małe dziecko.
Mama chyba nie przejęła się naszymi argumentami, a potem sprzeczką. Zmarszczyła brwi, przeczesała palcami afro i pokiwała głową.
– Zejdźcie z blatu. Znacie zasady.
Jęknęliśmy.
– Ale… – zaczęliśmy jednocześnie.
Nie znosiłam tego, że aż tyle rzeczy robiliśmy w tym samym czasie, bo nie chciałam być taka jak Aiden. Nienawidziłam naszych podobieństw. Wkurzały mnie. Wolałam momenty, w których różniliśmy się od siebie – ponieważ bycie inną oznaczało, że nie miałam dużej głowy ani twarzy jak tyłek goryla.
Mama otarła czoło.
– Żadnych „ale”. Zejdźcie, a potem marsz do salonu. I natychmiast proszę się przytulić – zarządziła i przegoniła nas dłonią.
Zeszliśmy z blatu i udaliśmy się do salonu.
Mama widziała w talk-show jakąś kobietę, która zmuszała swoje dzieci, by się tuliły. Kiedy tylko się pokłóciły, nakazywała im, by obejmowały się i przepraszały za to, co zrobiły. Bez względu na okoliczności dzieci musiały się trzymać, dopóki się nie pogodziły.
Wolałam, żeby mama nie oglądała telewizji, ponieważ czerpała stamtąd kiepskie pomysły.
Nie znosiłam tego tulenia, bo zawsze musiałam to robić z Aidenem – koszmarnym kretynem, który nieustannie wpędzał mnie w kłopoty. Raczej on powinien przytulać samego siebie. Nie chciałam tego robić, ponieważ nie ukradłam ciastka!
Mimo to zostaliśmy zmuszeni, żeby się objąć, przy czym cały czas narzekaliśmy.
Podeszła do nas mama Aidena, Laurie. Uśmiechnęła się na widok naszego uścisku.
– Znowu się posprzeczaliście? – zapytała.
– Jak zwykle – wtrąciła moja mama. – Mamy tu istnych Toma i Jerry’ego.
– Jeszcze się nie przeprosili?
– Nie.
Pani Laurie spojrzała na zegarek.
– No to pospiesz się, Aiden, bo nie pójdziesz zaraz na lekcje aktorstwa.
– Ale mamo! – jęczał.
– Żadnych „ale”. No już – poleciła.
Lubiłam panią Laurie, nawet jeśli miała głupiego syna. Kiedy u nich bywałam, dawała mi cukierki i pytała, jak tam lekcje pieczenia z mamą.
– Przepraszam, Hailee, że cię przezywałem – powiedział.
Nie mówił jednak szczerze, a tylko tak udawał, więc chyba te głupie lekcje aktorstwa coś mu dawały. Właśnie dzięki nim prawie płakał, gdy rozbił się słoik! Jakiś durny nauczyciel nauczył go tej sztuczki!
A mimo to uśmiechnęłam się, ponieważ przeprosił jako pierwszy. Nagle poczułam, że mama szturcha mnie w ramię.
– Przepraszam, że też cię przezywałam, Aiden – wymamrotałam.
– No i proszę. To było aż tak trudne? – zapytała mama.
– Tak – przyznaliśmy jednocześnie.
Znów podobieństwa. Ohyda.
Odskoczyliśmy od siebie. Pani Laurie zabrała Aidena na te głupie lekcje aktorstwa, a my z mamą wzięłyśmy się za pieczenie kolejnej blachy ciastek. To były najlepsze, jakie kiedykolwiek udało mi się zrobić. Gdy szłam spać, wzięłam jedno tak, żeby mama nie widziała.
Podeszłam do okna i spojrzałam na dom obok. Zobaczyłam, że Aiden również siedzi w swoim pokoju. Miałam najbardziej wkurzającego sąsiada na świecie i nie znosiłam tego, że kiedy patrzyłam przez szybę, widziałam jego paskudną twarz.
– Ej, frajerze! – krzyknęłam.
Uniósł głowę i podszedł do okna. Skrzywił się, gdy mnie dostrzegł.
– Czego chcesz, jeszcze większa frajerko?
– Od ciebie nic, największy frajerze na świecie!
– No to po co mnie wołasz?
– Bo chciałam ci powiedzieć, że jesteś frajerem i że upiekłam dzisiaj najlepsze ciastka, a ty ich nie dostaniesz.
Podniosłam smakołyk, na co Aiden zmrużył oczy.
– Daj mi!
– Nie.
Wyszedł przez okno, przebiegł przez podwórko i wskoczył do mojego pokoju. Wyrwał mi ciastko z ręki i uciekł, jedząc po drodze.
Myślał, że mnie wykiwał, a tak naprawdę ja wykiwałam jego. Zaczepiałam go po to, żeby spróbował mojego wypieku i powiedział, co o nim myśli.
Popatrzył na mnie już ze swojego pokoju.
– Masz rację – rzucił z pełnymi ustami. – To najlepsze ciastko, jakie jadłem, a ty go nie dostaniesz!
– Nienawidzę cię, Aidenie Waltersie.
– Ja ciebie też, Hailee Jones.
Wyłączyłam światło i położyłam się do łóżka. Aiden nie mógł tego zobaczyć, ale uśmiechałam się, ponieważ wiedziałam, że mój wypiek mu posmakował. I chociaż nie chciałam, żeby mi na tym zależało, to zdawałam sobie sprawę, że pragnęłam poznać jego myśli.
Chłopak z twarzą jak tyłek goryla stwierdził, że moje ciastka są dobre.
Spoko.
Aiden
Dziesięć lat
Nie wierzyłem w to, że Hailee miała chodzić na lekcje do pani Elk. Nie dość, że musiałem patrzeć na tę głupią dziewczynę, ilekroć wyjrzałem przez okno mojego pokoju, to teraz jeszcze miałem być z nią przez rok w tej samej klasie. Miałem jej dosyć. W poprzednim roku też chodziliśmy razem na lekcje, więc stroiłem do niej kretyńskie miny, bo wiedziałem, że ją to wkurza. Teraz byłem już w trzeciej klasie i nie chciałem jej oglądać. Głupia Hailee z policzkami jak u wiewiórki.
W trakcie przerwy wyszliśmy ze szkoły. Na placu zabaw na ziemi mieliśmy ogromną mapę Stanów Zjednoczonych. Lars Thomas stwierdził, że podzielimy się na dwie drużyny, a każdy zawodnik dostanie swój numer. Kiedy poda dany numer i stan, wywołani gracze będą musieli biec do odpowiedniego miejsca na mapie, starając się wyprzedzić przeciwnika.
„Wbij się w stan” – tak ochrzcił tę grę. Głupia nazwa, ale lubiłem wygrywać.
Hailee znalazła się w drużynie przeciwnej. I dobrze. Nie chciałem, żeby była w tej, która wygra. Cieszyłem się, gdy przegrywała.
Dostałem numer dwa, a Hailee trafiło się pięć.
Wszyscy wiedzą, że dwa jest lepsze niż pięć.
Lars wywołał dwójki i Kalifornię.
Bułka z masłem.
Wpadłem do odpowiedniego stanu, nim Peter w ogóle dotarł do Teksasu.
Uśmiechałem się, wracając do swojej drużyny. Posłałem Hailee zadowolone z siebie spojrzenie, na co przewróciła oczami. Wiedziałem, że wkurzyła ją moja wygrana. Nie mogłem się doczekać, aż jej drużyna polegnie z kretesem.
Lars odchrząknął.
– Dobra, piątki, szykujcie się!
Hailee zmrużyła oczy i przyjęła pozycję, jakby miała wyskoczyć niczym sprężyna. Rywalizował z nią Kevin. Liczyłem na to, że chłopak ją zmiażdży, żebym w nieskończoność mógł się z niej nabijać.
– Missisipi! – krzyknął Lars.
Pobiegli. Kurde, Hailee dotarła do odpowiedniego stanu przed Kevinem. Początkowo była z siebie dumna. Jednak nie trwało to zbyt długo.
– Oszukiwała! – krzyczał Kevin. – Niemożliwe, żeby ta pyzata hipopotamica mnie wyprzedziła! Stanęła na niewłaściwym stanie!
Popchnął ją tak mocno, że upadła na chropowaty beton, przez co zdarła dłonie do krwi.
Nie byłem pewien, co ją bardziej zabolało – ręce czy słowa chłopaka.
Oczy zaczęły jej się szklić i wiedziałem, że zaraz się rozpłacze. Zanim popłynęły jej łzy, skoczyłem na Kevina i zacząłem okładać pięściami jego paskudną gębę. Później miałem przez to spore kłopoty, rodzice mówili, że nie mogę bić ludzi. Ale przecież nie widzieli oczu Hailee. Gdyby tam byli, też by go sprali na kwaśne jabłko.
Tamtego wieczoru obserwowałem pokój dziewczyny, a potem rzuciłem butem w jej okno, żeby na mnie spojrzała.
– Ej! Ej, frajerko! – krzyknąłem.
Otworzyła okno, więc wyszedłem przez swoje i zbliżyłem się do jej domu.
– Czego chcesz? – zapytała.
Miała na dłoniach plastry. Nie wiedziałem dlaczego, ale na ten widok zaczął mnie boleć brzuch. Gdybym znów mógł pobić Kevina za to, co jej zrobił, z pewnością bym się na to zdecydował. Nie lubiłem Hailee, ale nikt nie powinien był robić jej krzywdy.
– Niczego – wymamrotałem, drapiąc się po karku.
– To po co rzuciłeś butem w moje okno?
– Nie rzuciłem.
Zerknęła na trawnik, na którym leżał mój trampek.
Kopnąłem go, jakby przez to miała go odzobaczyć.
– Przyszedłem, żeby się dowiedzieć, czy dobrze się czujesz.
– A co cię to obchodzi?
– Nie obchodzi! – odparłem szybko, ale znów poczułem ucisk w brzuchu.
Nie wiem, dlaczego byłem taki zły. Hailee nawet nie musiała mówić tych swoich głupich tekstów, żeby mnie rozzłościć. Chyba byłem wściekły. Niekiedy czułem się jak tata i w ogóle nie rozumiałem swoich emocji.
– Okej – odpowiedziała.
Nie kłóciła się ze mną. Nie wyzywała mnie. Po prostu zamknęła okno, a kiedy nasze spojrzenia się spotkały, ciągle wydawała się smutna. Tak samo jak na placu zabaw. To również mnie wkurzyło. Albo zasmuciło. Albo jednocześnie wkurzyło i zasmuciło.
– Czekaj – poleciłem, żeby nie odeszła od okna.
– Co? – rzuciła krótko i bezpośrednio.
Patrzyłem na nią pustym wzrokiem.
Nie wiedziałem, co powiedzieć.
Nie umiałem określić, co czuję.
Wiedziałem jedynie, że chciałbym być przy niej, choć nie miałem pojęcia dlaczego.
– Jesteś dziwny – palnęła.
– Wcale nie.
– Wcale tak.
– Wcale nie!
– Wcale tak!
– Nieważne. Ale wszystko w porządku? – powiedziałem i ponownie potarłem kark. – Po tym, co tam się stało?
Znów wyglądała, jakby miała się rozpłakać, przez co żołądek skurczył mi się jeszcze bardziej.
– Nic mi nie jest.
– Och… okej. Dobra… Chciałem tylko sprawdzić.
– Super.
– Super.
– Dobranoc.
– Branoc – mruknąłem.
Odwróciłem się i zacząłem odchodzić.
– Ej, Aiden!
Zerknąłem na nią przez ramię i zobaczyłem, że otarła oczy. Nie wiedziałem, że czyjś smutek może być zaraźliwy.
– Tak?
– Myślisz, że jestem hipopotamicą, jak mówił Kevin?
Jutro wyrwę rękę temu debilowi. Serio.
– Nie. Kevin to kretyn i wygaduje same głupoty. Wszystko z tobą w porządku, Hailee. Nie jesteś hipopotamicą.
– Na pewno?
Przytaknąłem.
– Na pewno. – Przestąpiłem z nogi na nogę, wsadziłem ręce do kieszeni i wzruszyłem ramionami. – Niektórzy mogą nawet pomyśleć, że jesteś idealna.
Pokręciła głową.
– Nikt tak nie myśli.
– Ktoś na pewno.
– Och… Jasne.
– Dobra.
– Dobra.
– Hailee?
– Tak?
– Przestań płakać.
Pokręciła głową.
– Nie mogę…
– Aha… Okej.
– Dobra.
– Dobra. – Odchrząknąłem. Nie chciałem zostawiać jej zapłakanej, więc westchnąłem i wskazałem na trawę. – Chcesz poleżeć na trawniku i policzyć gwiazdy? Robimy tak czasem z mamą.
Wzruszyła ramionami, a potem się zgodziła.
Ułożyliśmy się obok siebie. Przez dłuższą chwilę nic nie mówiliśmy, a potem Hailee zaczęła powoli liczyć.
– Jedna… dwie… trzy…
– Cztery, pięć, sześć – wyliczałem, wskazując na niebo.
Doliczyliśmy do trzydziestu czterech, zanim Hailee odwróciła się do mnie. Nie miała już smętnych oczu, przez co ja też nie byłem już smutny.
– Pobiłeś przeze mnie Kevina – szepnęła.
– Noo…
– Wiesz, co to znaczy, prawda? Teraz musimy być przyjaciółmi – stwierdziła. Ponownie spojrzała na niebo i pokazała gwiazdę. – Trzydzieści pięć.
– Tę już policzyłaś.
– Wcale nie.
– Wcale tak.
– Nie!
– Tak!
– Aiden?
– Co?
– Teraz jesteśmy przyjaciółmi, więc czasami musisz się ze mną zgadzać. Czy ci się to podoba, czy nie. Tak właśnie robią przyjaciele.
Mruknąłem w odpowiedzi i przewróciłem oczami, po czym wskazałem na niebo, na tę samą gwiazdę co Hailee wcześniej.
– Trzydzieści pięć.
Aiden
Dwanaście lat
Byłem sławny.
Naprawdę sławny.
Oczywiście, niektórzy stwierdziliby, że przesadzam, ale co mogłem powiedzieć? Lubiłem dramatyzować. No i byłem sławny.
Nie miałem wątpliwości, że wkrótce stanę się rozpoznawalny. Uważałem nawet, że niebawem będę musiał zatrudnić własnego ochroniarza.
– Widziałaś reklamę? – zapytałem Hailee, kiedy staliśmy razem na przystanku, czekając na szkolny autobus.
Ostatnio zagrałem w jednej, przebrany w kostium taco. Ale byłem przekonany, że stałem się najsławniejszym człowiekiem na świecie.
Hailee szczerzyła szeroko zęby, ściskając w dłoniach paski plecaka.
– Rodzice ją nagrali i wieczorem puszczali w kółko. Jesteś sławny.
Uśmiechnąłem się i poklepałem jej afro uczesane w kucyki.
– Jeśli chcesz, to później dam ci autograf.
– Jasne. Ale to by oznaczało, że musiałbyś napisać swoje imię, a pisanie nie jest twoją mocną stroną. Tak jak i czytanie. Dziwię się, że zdołałeś przeczytać scenariusz.
– Nic nie mówiłem w tej reklamie, więc nie było tak trudno.
– To nawet logiczne.
Przyjaciółka zawsze mi dokuczała. Tak, zgadza się. W ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy dziewczyna, której nienawidziłem, stała się moją najlepszą przyjaciółką. Przez ostatnie dwa lata często liczyliśmy gwiazdy, leżąc pomiędzy naszymi domami.
Jednak gdy dotarłem do szkoły, nikt mi nie gratulował. Zamiast mieć mnie za jakiegoś aktorskiego geniusza, uczniowie ze mnie drwili i mówili, że mój taniec w reklamie wyglądał tak, jakbym ocierał się kroczem o autobus. Wyśmiewali się ze mnie, mówiąc, że jestem najgorszym aktorem na świecie.
W porze lunchu siedziałem w składziku woźnego, płacząc ze wstydu. Hailee nie potrzebowała jednak dużo czasu, żeby mnie odnaleźć. Nawet kiedy nie mówiłem jej, dokąd idę, potrafiła mnie odszukać. Podejrzewałem, że najlepsi przyjaciele tak właśnie postępują – wiedzą, gdzie ukrywasz się w swoich najgorszych chwilach.
Weszła do składziku i zamknęła drzwi. Przez dłuższą chwilę się nie odzywała. Siedziała tuż obok mnie, pozwalając mi się wypłakać. Przy innych wstydziłbym się ronić łzy, ale wiedziałem, że Hailee nie wyśmieje mnie z tego powodu. Poza tym już wiele razy znajdowaliśmy się w odwrotnej sytuacji, gdy to ja pocieszałem ją.
W którymś momencie obróciła się do mnie, po czym położyła mi rękę na ramieniu.
– Wiesz, co mój tata mówi o tych, którzy krytykują wypieki mojej mamy?
– Co? – burknąłem i otarłem nos rękawem.
– Pieprzyć ich – stwierdziła rzeczowo.
Wybałuszyłem oczy.
– Nie powinnaś tak brzydko mówić.
– Powtarzam po tacie – wyznała, jakby słowa wcale nie wyszły z jej ust.
– Ale nie mówiłaś, że cytujesz.
Wzruszyła ramionami, jakby zupełnie się tym nie przejęła.
– Tata często mówi, że słowa są tylko słowami. To sposób, w jaki ludzie ich używają, sprawia, że są dobre albo złe. Nie użyłam ich w zły sposób. Rzuciłam to, żeby poprawić ci nastrój.
– Och – wymamrotałem.
– No i? – zapytała.
– No i co?
– Podziałało?
– Co takiego?
– No czy lepiej się teraz czujesz?
– A, to. – Pokręciłem głową. – Nie.
Zmarszczyła brwi i podrapała się po głowie. Niekiedy narzekała na to, że nie ma prostych kosmyków jak inne dziewczyny w naszej klasie. Ale przecież miała najlepsze włosy na świecie. Wszystko miała najlepsze – od uśmiechu, przez afro, po okrągły nos i piegi, które odziedziczyła po tacie. Hailee była miła dla oka. Czasami przyglądałem jej się nawet wtedy, gdy ona nie patrzyła na mnie.
Westchnęła, gdy uświadomiła sobie, że nie poprawiła mi nastroju.
– A chcesz wiedzieć, co powiedziała moja mama?
– Użyła słowa „pieprzyć”?
Sapnęła.
– Nie powinieneś tak mówić!
– Ale przecież ty wcześniej…!
– Mama mówi – przerwała mi – że ludzie najpierw się z ciebie śmieją, ponieważ nie rozumieją tego, co robisz, a później będą dociekać, jak tego dokonałeś. Nie możesz się więc teraz złościć, że nie pojmują. Są po prostu powolni.
– A co, jeśli nigdy nie ogarną?
– Kogo to obchodzi? I tak ich nie lubimy.
Miała rację.
Milczała przez chwilę.
– Sądzę, że byłeś najlepszym taco na świecie.
Ostatecznie wyszło na to, że tylko jej opinia miała jakiekolwiek znaczenie.
Hailee
Szesnaście lat
Dzięki rodzicom wiedziałam, co to miłość. Tata kochał mamę na wszystkie możliwe sposoby, a ona tak samo mocno kochała jego. Ich uczucie było ciche i głośne, uparte i uległe, dzikie i stabilne. Dorastałam więc w domu, w którym panowała bezwarunkowa miłość. Przez lata obserwowałam, jak rodzice się zmieniają, dostosowując do miliona przeróżnych sytuacji, ale jedyną niezmienną rzeczą był ich wzajemny podziw.
Mama mogła przytyć dwadzieścia kilo, a tata wciąż nie był w stanie oderwać od niej rąk. Tatę mogli zwolnić z pracy, a mama nadal patrzyła na niego tak, jakby był najcudowniejszym żywicielem rodziny pod słońcem. A kiedy któreś z nich miało marzenie, drugie kibicowało jak nikt inny na świecie. Wspierali się nawzajem, nawet jeśli w niektórych aspektach czuli się niekomfortowo. Ich miłość była równoważna – żadne z nich nie czuło się niedoceniane.
Chyba właśnie od rodziców wzięłam swoje wyobrażenie na temat tego, co oznacza kogoś kochać.
Przypuszczałam, że właśnie dlatego zamierzałam wspierać Aidena, nawet jeśli miałam się trochę rozczarować.
– Do Los Angeles? Na jak długo? – zapytałam, kiedy odziani w dresy siedzieliśmy na oszronionej trawie.
Był dopiero wrzesień, lecz chłód już opanował Wisconsin. To ta dziwna pora przejściowa na Środkowym Zachodzie, gdy rano jest zimno, w południe gorąco, a wieczorem znów człowiek się trzęsie. Aiden nazywał to piekłem. Jakoś nie mogłam się z tym nie zgodzić.
– Mówią, że prawdopodobnie na kilka miesięcy, ale może i rok – odparł.
To zdanie złamało mi serce. Aiden dostał szansę na rozwój kariery. Miał występować w serialu kręconym w Burbank w Kalifornii.
Rok.
Rok?!
Nie chciałam przesadzać, jednak byłam sobą, więc nieco dramatyzowałam, ponieważ rok bez mojego przyjaciela wydawał mi się wiecznością. Zastanawiałam się, jakim cudem miałam sobie poradzić przez trzysta sześćdziesiąt pięć dni bez jego obecności na przystanku. Bez jego towarzystwa na trawie. Bez jego wkurzania mnie.
Z kim niby mam liczyć gwiazdy?
Na samą myśl o tym chciało mi się płakać. Musiałam cieszyć się jego szczęściem, ponieważ miał wspaniałą okazję, by się rozwinąć. Grał już w poprzednim sezonie tego serialu, lecz wtedy nie był główną postacią. Teraz miało się to zmienić. Ciężko pracował, więc na to zasłużył.
Mimo to wiedziałam, że będę za nim bardzo tęsknić.
Nie miałam zbyt wielu przyjaciół. Właściwie miałam tylko Aidena, a on wyjeżdżał, żeby rozwijać karierę.
Podejrzewałam, że ten dzień kiedyś nadejdzie. Chłopak miał zbyt wielki talent, aby nie zostać najjaśniejszą gwiazdą na hollywoodzkim firmamencie. Jednak żałowałam, że nie mógł przebywać w dwóch miejscach naraz.
– Nie lubię prawić ci komplementów, bo wiem, że nadymam ci ego – rzuciłam.
– Tak, jest ogromne. I z każdą minutą rośnie coraz bardziej.
– To prawda. Głowa już ci urosła. Niemniej i tak to powiem, chociaż jeśli kiedykolwiek o tym wspomnisz, kopnę cię w szyję.
– Zapamiętam.
Bawiąc się trawą w palcach, wzruszyłam ramionami.
– Jestem z ciebie dumna. Osiągniesz niesamowite rzeczy i zdobędziesz wielu fanów, a mimo to chcę, żebyś wiedział, że to ja zawsze będę ci najbardziej kibicować.
Uśmiechnął się, mrużąc oczy.
– Czy moja Hailee właśnie się wzruszyła?
Moja Hailee.
Sama nie wiedziałam, dlaczego te słowa wywoływały trzepot w mojej piersi.
Pomachałam mu pięścią przed nosem.
– Dostaniesz prosto w grdykę, Aiden.
Uniósł ręce w geście poddania.
– Dobra, już dobra.
Z naszej dwójki to on był tą bardziej emocjonalną osobą. Wydawało mi się, że pomagało mu to w karierze. Tymczasem w moim przypadku otworzenie się stanowiło nie lada wyzwanie. Pod wieloma względami bardzo się od siebie różniliśmy. O mnie można było powiedzieć, że wszystko musiałam zaplanować, kochałam wykresy i statystyki. Natomiast Aiden był tym, który płynął z prądem. Niekiedy doprowadzał mnie tym do szału.
To znaczy, ja też to potrafiłam, ale tylko dopóty, dopóki wiedziałam, dokąd ten strumień płynie, jaką ma prędkość i jak daleko może mnie zanieść. Musiałam znać plusy i minusy płynięcia oraz wiedzieć, dlaczego ktokolwiek miałby wskakiwać do wody na główkę. Przecież wszystko można przemyśleć z wyprzedzeniem, żeby się później nie zdziwić.
Tak czy inaczej, byłam spokojna i opanowana. Nie przesadzałam, nie wyolbrzymiałam.
– Wiesz co? – zapytał. – To chyba była najmilsza rzecz, jaką kiedykolwiek mi powiedziałaś. Usłyszałem w tym, że będziesz za mną tęsknić.
Tak, będę.
Bardziej, niż zdołam wyrazić to słowami.
Zacznę płakać na samą myśl o tym, że mnie zostawisz.
Przewróciłam oczami.
– Tęsknota to jakże dramatyczna, słaba emocja, która powstrzymuje ludzi przed skupieniem się na tym, co w życiu najważniejsze.
Aiden się uśmiechnął.
– Też będę tęsknił, Hails.
– Kiedy wyjeżdżasz? – zagadnęłam.
– Tak właściwie to jutro.
Jutro? To znaczy… następnego dnia po dzisiejszym? Że niby w ciągu mniej niż doby?
O nie…
Moje serce. Czułam, jakby rozrywano mi je na strzępy. Najpierw powoli, a potem coraz szybciej.
W tym momencie uświadomiłam sobie, jak to jest mieć złamane serce. Zdumiewające, że mogło pękać tak cicho w towarzystwie innych osób. Rozumiałam, dlaczego niektórym nie podobało się to uczucie, więc go unikali. Nawet Aiden nie wiedział – choć siedział tuż obok – że właśnie cierpiałam każdą komórką swojego jestestwa. Że aż po duszę wpadłam w otchłań smutku. Nie mogłam tu siedzieć, ponieważ miałam wrażenie, że zaraz się rozpłaczę. A gdybym roniła łzy, Aiden źle by się czuł. Nie chciałam, żeby było mu przykro, bo przecież czekało go coś wspaniałego. Mimo to czułam, że najlepszy dzień jego życia był moim najgorszym, i nie umiałam sobie z tym poradzić.
Emocje i tak dalej.
Bleee…
Wstałam, otrzepałam mokre pośladki i podeszłam do okna.
– Czekaj… Dokąd się wybierasz? – odezwał się. – Dopiero tu wyszliśmy.
– Muszę dokończyć zadanie domowe.
Uniósł brwi.
– Ale… przecież powiedziałem ci, że jutro wyjeżdżam.
– Tak, słyszałam.
– Nie chcesz ze mną pobyć? Przed porannym wielkim pożegnaniem?
Porannym?
Nie zostanie nawet do popołudnia?
Czułam, że lada chwila się rozpłaczę.
– Nie trzeba. Udanej wyprawy, Aiden. Do zobaczenia za rok.
– Hailee, czekaj…
Nie przystanęłam. Weszłam do pokoju, zamknęłam okno, zaciągnęłam zasłony i dopiero wtedy się rozpłakałam. Aiden przez jakiś czas stukał w szybę, a potem wysłał mi wiadomość, ale nie odpisałam.
Aiden:
Wyjeżdżam o siódmej. Lepiej wyjdź wtedy, żeby się pożegnać, Hailee. Do zobaczenia rano.
Kiedy nastał nowy dzień, nie byłam gotowa, żeby się pożegnać. Mama usiadła na skraju mojego łóżka, a tata opierał się o futrynę drzwi.
– Powinnaś do niego wyjść, Hailee. Zaraz odjadą – poinformowała mnie mama.
Tata przytaknął.
– Widziałem, że już pakują się do auta.
– To nic – wymamrotałam, ściskając poduszkę. – Spotkam się z nim, gdy wróci.
– Hailee… – Mama westchnęła. – Będziesz żałować, jeśli go nie uściskasz. To twój najlepszy przyjaciel.
Mówiła tak, jakbym o tym nie wiedziała. Zdawałam sobie jednak sprawę, że ten uścisk będzie jak ostateczne pożegnanie. Byłam przekonana, że Aiden odniesie sukces, dostanie kolejne szanse i powody, aby tu nie wracać. Zostawiał mnie, a ja marzyłam, byśmy chociaż ostatni rok w szkole mogli spędzić razem. Wręcz pragnęłam tego.
Nie za bardzo jednak w to wierzyłam. Takie myślenie życzeniowe nie pasowało do mojego pragmatycznego stylu życia.
Słyszałam, że ulicą przejechał jakiś samochód. Serce waliło mi jak młotem.
Tata wszedł w głąb pokoju i usiadł obok mnie. Wyglądał niczym agresywny futbolista, lecz tak naprawdę był wielkim misiem i najłagodniejszą osobą, jaką znałam. Miał ciepłe, brązowe oczy i serdeczny uśmiech. Cały wręcz emanował dobrocią.
– Hailee… wyobraź sobie, że przy każdym wyjeździe do Los Angeles albo dokądkolwiek indziej nie żegnam się z twoją mamą. Nie uważasz, że bym ją tym zranił?
– Oczywiście, że tak.
– A nie byłoby ci smutno, gdybym nie pożegnał się i z tobą?
– Tak…
– To dlaczego chcesz to zrobić Aidenowi?
Otworzyłam usta, żeby mu odpowiedzieć, ale mogłam jedynie drżącym głosem szepnąć:
– Boję się, że nie wróci.
– Rozumiem twoje obawy. Nie będę udawał, że Aiden nie jest niesamowicie utalentowany, bo to nieprawda. Jednak przede wszystkim to twój przyjaciel, a bliskich należy witać i żegnać.
– Nawet wtedy, kiedy to trudne?
– Zwłaszcza wtedy. – Tata pochylił się i pocałował mnie w czoło. – Dla miłości można robić trudne rzeczy, kochanie. Miłość sprawia, że są trochę łatwiejsze.
Miłość.
Zastanawiałam się, czy to właśnie ona łączyła mnie z Aidenem. Miłość.
Potrafię robić trudne rzeczy.
Wstałam z mocno bijącym sercem i wybiegłam z pokoju, a potem z domu. Gdy stanęłam na trawie, dostrzegłam, że Aiden odjeżdża.
Nie.
Poczułam, że serce rozpada mi się na kawałki.
Puściłam się pędem w dół ulicy.
– Aiden! – wykrzykiwałam, machając rękami niczym wariatka. – Aiden, czekaj!
Czułam palenie w płucach i wszystko mnie bolało, ponieważ nie byłam wprawną biegaczką, niemniej dla Aidena mogłam przebierać nogami. Pędziłam tak szybko, jak mogłam, aż miałam łzy w oczach. Kiedy dostrzegłam światła stopu w samochodzie, próbowałam zatrzymać się gwałtownie, ale mimo to wpadłam w tył auta.
Dyszałam nieregularnie, a serce o mało nie wyskoczyło mi z piersi, gdy otworzyły się tylne drzwi pojazdu. Pot rosił mi czoło, kiedy stałam na ulicy odziana w dres.
Aiden wysiadł. Gdy mnie zobaczył, uśmiechnął się szeroko i wziął się pod boki.
– Czy ty właśnie za mną biegłaś? – rzucił z zadowoleniem.
Przewróciłam oczami, starając się uspokoić oddech i nie upaść, ponieważ bolały mnie kolana. Nie było tajemnicą, że nie miałam nóg niczym klacz wyścigowa, a raczej jak dziewięćdziesięciotrzylatka w domu seniora.
Skrzyżowałam spocone ręce na piersi.
– Skoro tak mówisz, Aiden.
Zbliżył się do mnie.
– Jesteś tu, żeby powiedzieć, jak bardzo będziesz za mną tęsknić?
– Co? Nie. Już ci mówiłam, że tęsknota to dramatyczna, słaba emocja, która…
– …powstrzymuje ludzi przed skupieniem się na tym, co w życiu najważniejsze. Tak, tak, bla, bla, bla…
Zbliżył się i mnie objął. Był dobry w okazywaniu uczuć, a ja nie za bardzo.
– Przestań. Spociłam się.
– To się o mnie wytrzyj, Hails.
– Puszczaj.
– Odwzajemnij uścisk, a to zrobię.
Westchnęłam.
– Dobra, ale tylko po to, żebyś mnie puścił.
Przytuliłam go, a kiedy położył dłonie na moich plecach, zapragnęłam wtopić się w niego i nigdy się nie odsuwać.
– KC – szepnął mi do ucha.
Wiedział, że nie umiem okazywać uczuć ani o nich mówić, więc „KC” było najbliżej tego, żebyśmy powiedzieli sobie „kocham cię”.
Czasami czułam się, jakbym miała defekt. Przecież wychowali mnie ludzie, którzy byli bardzo emocjonalni. Mój najlepszy przyjaciel też był pełen czułości. Jednak z jakiegoś powodu miałam problemy z własnymi uczuciami.
Nikt mnie jednak nie zmuszał, żebym je wyrażała. Bliscy pozwalali mi być sobą i akceptowali moje dziwaczne granice.
– KC – odparłam cicho, ze łzami w oczach.
Puścił mnie, a ja natychmiast zatęskniłam za jego objęciami.
I za nim.
Nie miałam pojęcia, jak mogło brakować mi kogoś, kto wciąż stał przede mną.
Potarłam kark.
– Aiden?
– Tak?
– Co, jeśli wyjedziesz i nie wrócisz? Jeśli całkowicie się zmienisz? Jeśli Hollywood zmieni cię na gorsze? – zapytałam, będąc na granicy rozpłakania się.
Przytłoczyła mnie rzeczywistość, kiedy spojrzałam na samochód z pracującym silnikiem. Aiden naprawdę wyjeżdżał, i to na rok, jeśli nie na dłużej. Zrozumiałam, że właśnie tracę najlepszą część siebie.
Uśmiechnął się.
– Wiedziałem, że będziesz za mną tęskniła.
– Mówię poważnie, Aiden. – Przygryzłam dolną wargę, starając się nie płakać. – A co, jeśli wyjedziesz i zapomnisz o tym, kim jesteś?
– Jeżeli zapomnę, kim jestem, znajdę do ciebie drogę. Na pewno mi się uda.
– Obiecujesz?
– Obiecuję.
Po raz ostatni rzuciłam mu się na szyję. Wydawał się trochę zdziwiony, lecz się nie odsunął. Uwielbiał dotyk. Rozkoszował się nim.
– Przepraszam, Hailee – powiedział tata Aidena, wysiadając z auta – ale jeśli chcemy zdążyć na samolot, musimy już jechać.
Chłopak ponownie mnie uściskał.
– Dokończymy naszą listę rzeczy do zrobienia przed ukończeniem liceum, Hailee. Zadzwonię i razem ją zaktualizujemy. Wrócę. Przyrzekam.
– Nie dawaj słowa, jeśli nie zdołasz go dotrzymać.
Położył dłonie na moich ramionach.
– Przyrzekam.
Wsiadł z powrotem do samochodu. Stałam pośrodku ulicy, przyglądając się, jak auto odjeżdża.
Wróciłam do domu i zastałam rodziców na ganku. Mama zmarszczyła brwi.
– Uściskać cię, Hailee? – zaproponowała.
– Nie. Nienawidzę przytulasów.
Tata potarł nos, pokiwał głową i powiedział:
– Tak, wiemy, ale… uściskać cię?
Łzy w końcu popłynęły, więc potaknęłam.
– Dobra, ale tylko ten jeden raz.
Aiden
Siedemnaście lat
Obecnie
Samuel Walters chciał być aktorem chyba od zawsze, ale jego życie nie potoczyło się tak, jak by tego pragnął.
Większość młodych lat spędził w Kalifornii, próbując wyrobić sobie nazwisko w branży filmowej. Przetrwał dzięki spaniu na kanapie i jedzeniu zupek chińskich z kuzynem Jakiem, który wolał imprezować, niż spełniać marzenia. Kłopoty wręcz kochały Jake’a. Mimo to Samuel trwał przy nim podczas każdego jego wzlotu i upadku. Kiedy Jake nabroił, kuzyn wyciągał go z bagna.
Gdy Samuelowi przejadły się zupki, zrobił sobie przerwę od życia w Kalifornii i postanowił wrócić do niewielkiego miasteczka Leeks w stanie Wisconsin, bo chciał zaoszczędzić nieco pieniędzy. Później zamierzał znów dążyć do realizacji wcześniejszych planów, lecz w międzyczasie zakochał się w Laurie. Była piękną, inteligentną, uczuciową kobietą. „L” w jej imieniu oznaczało lojalność, którą obdarzyła Samuela. Niekiedy jednak ta sama litera oznaczała letarg. Laurie poroniła i potrzebowała mieć swojego partnera przy boku.
Samuel podczas swojego ostatniego wyjazdu do Kalifornii dowiedział się, że kuzyn będzie miał dziecko z dziewczyną, z którą uprawiał przygodny seks. Po porodzie matka zrzekła się praw rodzicielskich, a Jake – wiedząc, że nie zdoła dać maleństwu tego, co powinien zapewnić dobry ojciec – poprosił Laurie i Samuela, żeby zaadoptowali chłopczyka.
Gdy byłem mały, sądziłem, że Laurie i Samuel Waltersowie są moimi prawdziwymi rodzicami, a Jake jest pokręconym wujkiem, który co jakiś czas nas odwiedza. Kiedy podrosłem na tyle, by pojąć rodzinne zawiłości, rodzice wyznali mi prawdę o adopcji. Powiedzieli, że wszyscy jesteśmy rodziną, ale nasza jest trochę inna. Nie znałem nazwiska biologicznej matki i nic o niej nie wiedziałem.
W wielu aspektach bardzo przypominałem tatę. Mimo że nie byłem jego rodzonym synem, zdecydowanie niedaleko pada jabłko od jabłoni.
Ja, Aiden Walters, od zawsze chciałem być aktorem, a moje życie potoczyło się tak, jak to sobie wymarzyłem.
Gdy dorastałem, oglądałem z tatą klasyki kina. Mając pięć lat, cytowałem Casablancę, a kiedy skończyłem siedem, znałem na pamięć każdą sekundę filmu Ich noce. W wieku ośmiu lat powiedziałem ojcu, że chcę zostać aktorem, na co on się rozpłakał. Do dziś nie byłem pewien, czy z radości, czy ze smutku. Może po trosze w wyniku obu tych emocji. Zawsze mówił, że musiał zrezygnować ze swoich marzeń, by mnie wychować, i chociaż twierdził, że niczego nie żałuje, wiedziałem, że widział odbicie własnych pragnień, gdy obserwował rozwój mojej kariery. Właśnie z tego powodu tak bardzo się w nią zaangażował. Pragnął, by potoczyła się tak, jak zawsze życzył sobie tego dla siebie.
Dlatego też tata aktualnie sprzeczał się ze mną na temat tego, co mu przed chwilą powiedziałem. Najwyraźniej dostał udaru cieplnego, chociaż znajdowaliśmy się w klimatyzowanym pomieszczeniu.
– Chwila, chwila, chwila, poczekaj… Cofnijmy się. Dopiero co zdobyłeś nagrodę Emmy, Aiden – przypomniał, chodząc po naszym wynajętym mieszkaniu w Los Angeles. – Emmy! Teraz co tydzień ktoś proponuje ci rolę. Masz wiele okazji, żeby wejść na wyższy poziom aktorstwa. Jakim cudem właśnie w tym momencie postanowiłeś zrobić sobie przerwę? Niemożliwe.
– Uważam, że to świetny pomysł – wyznała mama i usiadła obok mnie na kanapie. – Przecież Aiden bardzo ciężko pracuje już od niemal dekady.
– Ale dopiero się wybił, Laurie – wymamrotał tata. – Nie bez powodu istnieje różnica pomiędzy efektami ciężkiej pracy a sukcesem. Dopiero teraz osiągnął to drugie. Czas wznieść się na wyżyny.
– Albo wrócić do Leeks i dokończyć szkołę średnią ze swoją najlepszą przyjaciółką. Jestem pewna, że to również jest ważne. Prawda, Aiden?
Tata lekceważąco machnął ręką.
– Liceum można ukończyć wszędzie. W zeszłym roku świetnie sprawdziło się nauczanie domowe. Jest wzorowym uczniem!
– To nie jest kwestia ocen, tylko doświadczeń – spierała się mama. Jeśli chodziło o wybór między życiem zawodowym i zdrowiem psychicznym, zawsze stawała po stronie tego drugiego. – Nie zdoła drugi raz pójść do ostatniej klasy i doznać pełni związanych z tym etapem przeżyć, za to role może teraz odrzucić, by później dostać inne.
– Będę latał na przesłuchania, jeśli zajdzie taka konieczność – zapewniłem. – A jeżeli pojawi się jakiś angaż ze snów, obiecuję, że go przyjmę, tato. Ale po prostu… – Głos zaczął mi się łamać, ponieważ w spojrzeniu taty dostrzegłem rozczarowanie. Tak bardzo pragnąłem, by jego oczy były podobne do moich. – Ja, eee… Ja… – próbowałem dokończyć, lecz słowa utknęły mi w gardle.
Przeczesałem palcami potargane, brązowe włosy i starałem się wymyślić, co powiedzieć, by nie zabrzmieć jak głupek.
Irracjonalnie obawiałem się zawieść rodziców. Zacząłem się pocić, starając się przedstawić tacie swój punkt widzenia. Nawet nie wiedziałem, dlaczego aż tak bardzo się denerwuję. Chciałem być dobrym aktorem, co jednak nie oznaczało, że byłem szczęśliwy. Ogarnął mnie wielki smutek, choć przecież nie powinien, bo odniosłem sukces.
Często miewałem okropne myśli. W mojej głowie miały sens, ale poza nią niekoniecznie. Większość moich zmartwień wydawała się niedorzeczna.
Nie znaczyło to, że problemy znikały.
Potrafiłem się martwić i dobrze to ukrywać. Przeważnie towarzyszące mi osoby nie miały pojęcia, jak bardzo panikowałem w duchu.
Kiedyś po przesłuchaniu do roli zapytano mnie, jakim cudem byłem w stanie tak głęboko wejść w psychikę niestabilnej emocjonalnie postaci. Miałem ochotę wykrzyczeć, że dla mnie to bardzo łatwe.
Ojciec wyglądał, jakbym wyrywał mu serce. Być może nawet tak było.
Przez lata irracjonalnie obawiałem się, że jeśli zawiodę rodziców, to przestaną mnie kochać. Ta natrętna myśl nigdy jednak nie miała podparcia. Nienawidziłem, kiedy lęki ze mną wygrywały. Czułem się wtedy pokonany, ponieważ strach zmuszał mnie, bym mu się poddał. Z logicznego punktu widzenia wiedziałem, że miłość rodziców nie osłabnie, nawet jeśli ich rozczaruję. Mama jasno dawała do zrozumienia, że prawdopodobnie będzie kochała mnie jeszcze bardziej.
– Aiden po raz ostatni chce być dzieckiem, Samuel – powiedziała mama. – Zamierzam go wspierać. Prawdę mówiąc, ty również powinieneś. Ciężko pracował, więc powinien mieć wpływ na to, w którą stronę potoczy się jego życie. Niezależnie od twoich preferencji, Aiden wraca do Leeks, żeby ukończyć szkołę, a potem zobaczymy, co zadecyduje.
Dobra, może jednak jedno z moich rodziców zauważało moją panikę.
Tylko dwie osoby tak naprawdę potrafiły mnie zrozumieć. Na szczęście mama była jedną z nich.
To najpiękniejsza kobieta na świecie – oszałamiająca, czarnoskóra, z kasztanowymi, sięgającymi do pasa lokami. Miała zaraźliwy, szeroki uśmiech, który przypominał koc wyjęty prosto z suszarki – ciepły i kojący. Jej brązowe oczy zawsze pałały szczerością i miłością. Kiedy się śmiała, potrafiła dostać czkawki. A gdy czuła, że jej syn zamyka się w sobie, wstawiała się za nim.
– Co zadecyduje? – powtórzył ostro tata. – Ma wielki talent i może zostać gwiazdą. Hollywood teraz stoi przed nim otworem. Wiesz, ilu ludzi zabiłoby za taką szansę?
– To wcale nie znaczy, że to dla niego dobre – argumentowała mama.
Ojciec spojrzał na mnie surowo, ale dostrzegłem przebłysk smutku w jego oczach. W tym właśnie momencie zdałem sobie sprawę, że nie żyję własnym marzeniem, a tym taty. Spędził z Jakiem sporo czasu w Kalifornii, pragnąc być sławnym. Częściowo wiedziałem, dlaczego porzucił te plany, lecz niekiedy zastanawiałem się, czy naprawdę jest ze mnie dumny, czy tylko zazdrosny. Rozważałem, czy duma i zazdrość mogą być współlokatorami, którzy kłócą się codziennie w duszy człowieka, a mimo to pozostają w koegzystencji.
Tata skrzyżował ręce na piersi.
– Nie chcesz zostać aktorem? Po tym wszystkim? Gdy tak wiele poświęciliśmy?
I oto znów pojawiła się nieodparta chęć, by ze strachu schować się w kącie.
– Nie wzbudzaj w nim poczucia winy – nakazała mama.
Tak, powiedz mu, mamo!
Przynajmniej ona nie bała się odezwać.
– Wcale tego nie robię. Po prostu pytam. – Podszedł do mnie. – Aiden, bądź ze mną szczery. Chcesz zostać aktorem?
Spojrzeniem wyjaśnił, że istniała tylko jedna satysfakcjonująca go odpowiedź. Tylko jedna miała sprawić, że poczucie winy i panika znikną z mojej piersi. Jedna, która go nie rozczaruje. To były jego marzenia, nie moje.
– Tak. Oczywiście.
Ojciec westchnął z ulgą.
– Widzisz? On tego chce.
Mama popatrzyła na mnie, przechylając głowę, ale się nie odezwała. Wiedziała, że kłamię, lecz nie zamierzała mi tego wytykać.
– Chcę tylko przez chwilę doświadczyć nauki w ostatniej klasie liceum. Jeśli ktoś zaproponuje mi rolę, to znów odejdę ze szkoły. Tato, pogodzę karierę i liceum. Dam radę.
Ojciec zmarszczył brwi i nos, nim w końcu się poddał.
– W chwili, w której szkoła zacznie kolidować z twoją karierą, przejdziesz na nauczanie domowe.
Dziwny pogląd jak na rodzica, ale nie zamierzałem się kłócić.
– Zgoda.
Kiedy skończyłem tę trudną rozmowę, poszedłem do swojego pokoju, opadłem na łóżko i wyjąłem komórkę, żeby wysłać wiadomość.
Aiden:
Zgadnij co.
Hailee:
Poznałeś Timothéego Chalameta i dałeś mu mój numer?
Aiden:
Nie.
Hailee:
Aha. W takim razie nic mnie to nie obchodzi.
Śmiałem się nie zgodzić, jednak postanowiłem zignorować ten jej sarkazm.
Aiden:
Wracam do domu, żeby dokończyć szkołę. Razem wykreślimy punkty z naszej listy.
Na początku pierwszej klasy przygotowaliśmy z Hailee listę rzeczy, które mieliśmy zrobić przed ukończeniem szkoły średniej. Niestety, nim wyjechałem, odhaczyliśmy tylko kilka pozycji. Miałem więc sporo do nadrobienia. Im bardziej myślałem o tym, by wrócić do domu i znów być dzieckiem z moją przyjaciółką, tym bardziej się tym ekscytowałem.
Hailee:
Serio?
Aiden:
Tak. Niebawem wrócę i będę Cię wkurzał.
Pojawiły się kropeczki, ale zniknęły, by za chwilę znów mrugać. Najwyraźniej Hailee zastanawiała się, co mi odpowiedzieć. Moja najlepsza przyjaciółka po mistrzowsku potrafiła pisać wiadomości tylko po to, by je usuwać, a nie wysyłać. Zapewne rozważała, czy mi uroczo odpowiedzieć, czy odpyskować. Moja wspaniała słodko-gorzka towarzyszka.
Aiden:
Cisza? Nie wymyśliłaś jeszcze, jak się ze mną podroczyć?
…
…
…
Hailee:
Streszczaj się, frajerze.
Trochę cwaniactwa, odrobina uroku. Taka najbardziej mi się podobała.