Poetyka doświadczenia - Ryszard Nycz - ebook + książka

Poetyka doświadczenia ebook

Ryszard Nycz

0,0

Opis

W książce "Poetyka doświadczenia. Teoria – nowoczesność – literatura" zarysowuję pewną koncepcję literatury oraz propozycję jej badania w sposób, który – w założeniu – respektować ma wielorakie powiązania tej literatury, jej teorii i metod jej badania z doświadczeniowym, kulturowym, cywilizacyjnym środowiskiem formacji nowoczesnej i późno- (bądź po-)nowoczesnej.

 

W części I formułuję pogląd na temat specyfiki przedmiotowej badań humanistycznych; pogląd wyprowadzony z tradycji dyscypliny (studiów literackich), z możliwości jej wpływowej orientacji (poetyki intertekstualne) oraz z pism T.W. Adorna, jednego z najwnikliwszych filozofów i badaczy nowoczesnej kultury. W części II projektuję zmodyfikowaną formułę uprawiania teorii literatury, która zapobiec ma tyleż jej marginalizacji, co rozparcelowaniu (podporządkowaniu zwłaszcza antropologii lub/i studiom kulturowym). W części III próbowałem określić zadania refleksji krytycznoliterackiej, wystawionej na wyzwania, jakie przed nią stawiają przemiany w funkcjach i statusie narodowej literatury, modelach tożsamości oraz w relacjach między globalnym i lokalnym wymiarem współczesnej kultury. W części IV studia przypadków krytycznie testują tradycyjne przekonanie o wyłącznie aplikacyjnym charakterze interpretacji wobec teorii.

 

Rolę podsumowania pełni praca ostatnia "Literatura: litery lektura". Zarysowuję tu zarówno koncepcję literatury jako poetyki doświadczenia właśnie, jak i szkic teorii jej pojmowania – w ramach której, w całości praktyk i procedur jej poznawania, proponuję wyróżnić trzy osobne, pod pewnymi względami, czynności: spontanicznego rozumienia, zrygoryzowanego intelektualnie interpretowania oraz doświadczenia czytania.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 474

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Redakcja i indeks Olga Klecel

Korekta Krystyna Petryk

Łamanie Robert Oleś / d2d.pl

Projekt okładki i stron tytułowych Kinga Pniewska

Publikacja dofinansowana przez Wydział Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego

© Copyright by Ryszard Nycz, 2012

ISBN 978-83-64703-15-7

Od autora

Pomysł tej książki zrodził się jeszcze przed dziesięcioma laty za sprawą subsydium profesorskiego FNP (znanego dziś pod nazwą programu Mistrz), jakie otrzymałem na badania w ramach projektu „Polska nowoczesność: poetyka i kultura”. Książka powstawała wprawdzie znacznie dłużej, niż trwał projekt (zamknięty w latach 2002–2005/6 i angażujący spory zespół współpracowników); niemniej bez możliwości, jakie stworzyło subsydium, praca ta nigdy by nie powstała, albo wyglądałaby zupełnie inaczej. Stąd pierwsze podziękowania i szczere wyrazy wdzięczności kieruję do Fundacji na rzecz Nauki Polskiej.

Czteroczęściowa budowa tomu odpowiada, mam nadzieję, planowanej zawartości. Część pierwsza, Preliminaria, obejmuje teksty, w których – poza podjętą w nich osobną problematyką – formułuję pogląd na temat specyfiki przedmiotowej badań humanistycznych oraz sposobu jej konceptualizacji; pogląd wyprowadzony z tradycji dyscypliny (studiów literackich), z możliwości jej wpływowej orientacji (poetyki intertekstualnej) oraz z inspirujących pism Theodora W. Adorna, jednego z najwnikliwszych, wedle mego przekonania, filozofów i badaczy nowoczesnej kultury.

Chodzi tu, po pierwsze, o uznanie tekstu (tekstowości, dyskursywności) za wspólną podstawę i dziedzinę przedmiotową humanistyki. A zarazem, po drugie, o modyfikację jej rozumienia. Humanistyczny tekst to nie jest – i nie powinien być traktowany jako – jedynie standardowy przedmiot; neutralny nośnik skończonych wyników poznawczej, twórczej pracy, gdzie indziej i kiedy indziej wykonanej; re-prezentacja tego, co wobec niego uprzednie i niezależne. To bowiem także zakumulowany w nim proces (regulowany profesjonalnymi procedurami) tworzenia, poznawania, badania oraz aktywowane w toku tego procesu środowisko warsztatowe i dziedzinowe, będące „funkcjonalnym odpowiednikiem laboratorium” (wedle określenia Latoura). Dopiero wszystkie te trzy wymiary, łącznie uwzględniane, pozwalają zdać sobie sprawę, jak sądzę, z natury naszego dyskursywnego „przedmiotu”.

Postuluję więc odejście od przedmiotowego wyłącznie jego ujmowania i podjęcie badań nad czynnościową koncepcją tekstu kulturowego, która łączy w sobie ściśle wiedzę dyscyplinową (wiedzę że) z wiedzą sprawczą (wiedzą jak). Tego rodzaju koncepcja tekstu zakłada jego ujęcie:

– holistyczne – tekstami kultury są tu wszelkie obiekty i praktyki nacechowane semiotyczną organizacją znaczenia, a więc teksty pisane i mówione, wizualne i muzyczne, performatywne (widowiskowe, zachowaniowe) i materialne;

– czynnościowe – rozumienie tekstu jako dyskursywnie zorganizowanego sposobu poznania nie odnosi się tylko do wytworzonego obiektu jako nośnika komunikatu, lecz obejmuje zakumulowany w nim proces wytwarzania wiedzy humanistycznej, metodyczną praktykę odkrywania prawidłowości i znaczeń świata kultury;

– sprawnościowe, praktyczne – prowadzące do wykształcenia umiejętności wytwarzania, przetwarzania, rozumienia i rozpowszechniania różnorodnych tekstów kultury (a więc profilujące określony model edukacji humanistycznej, kładącej nacisk na operacyjne użycie metod i teorii, które służyć ma tyleż krytycznemu badaniu przedmiotu i jego poznaniu, co jego „czynnemu rozumieniu” – tu w sensie „rozumienia się na czymś”, zdolności do wykonania).

Część druga, W stronę kulturowej teorii literatury, gromadzi trzy studia teoretyczne, projektujące zmodyfikowaną formułę uprawiania teorii literatury, dostosowanej (w mojej intencji) do wiedzy i potrzeb dzisiejszych. To znaczy taką, która uwzględnia zaszłe przemiany w rozumieniu literatury i dyscyplinowej wiedzy o niej, w innych dyscyplinach, nowych orientacjach badawczych i „zwrotach” – łącznie składających się na stopniowo się dokonującą rekonfigurację dzisiejszego pola wiedzy humanistycznej. Ma to być zarazem koncepcja takiej teorii literatury, która zapobiega tyleż jej marginalizacji, co rozproszeniu czy parcelacji (podporządkowaniu zwłaszcza antropologii i/lub studiom kulturowym) – a to poprzez redyscyplinizację, przeprowadzoną na nowych warunkach.

Projekt ten realizowany był wspólnie z zespołem Katedry Antropologii Literatury i Badań Kulturowych WPUJ – i wspólnym dyskusjom oraz pracy nad dwoma (dotychczas) tomami Kulturowej teorii literatury (2006, 2012) zawdzięczają te teksty swe bardziej wartościowe, a być może też bardziej oryginalne wątki. Odnosi się to również do idei poetyki doświadczenia, jaka wyłania się w efekcie dociekań nad naturą literac­kiego poznania oraz specyfiką wykrywania i formułowania kulturowej (humanistycznej) wiedzy o nim. Przyjemność pracy z tym świetnym zespołem badaczy jest niezasłużoną nagrodą, za którą mogę tu tylko Im – to znaczy Wam – podziękować.

Część trzecia, Problemy historii nowoczesnej literatury, zawiera prace, w których próbowałem określić zadania refleksji historycznoliterackiej, wystawionej na wyzwania, jakie przed nią stawiają przemiany w funkcjach i statusie narodowej literatury, modelach tożsamości (wspólnotowej i jednostkowej) oraz w relacjach między globalnym i lokalnym wymiarami współczesnej cywilizacji i kultury. Proponowałem też rozważyć konsekwencje, jakie dla pojmowania literatury (fikcjonalnej) niosą jej coraz ściślejsze powiązania z siostrzanymi dyskursami (autobiograficznym, dokumentarnym, eseistycznym) w dobie nowoczesności. Starałem się wreszcie uchwycić (i w miarę swych możliwości wyjaśnić) rolę, jaką odgrywa doświadczenie w dziejach nowoczesnej literatury, w zadaniach, jakie sobie stawia, w formach, jakie przybiera – i to w stopniu, który prawdopodobnie rozstrzyga o jej specyfice.

Prace w tej części (i parę innych) powstały w ramach zadania realizowanego (przez wiele lat) w Instytucie Badań Literackich PAN. I to nie tylko w jego strukturze „pracownianej” (Pracowni Poetyki Historycznej), ale też w toku prac badawczo-redakcyjnych zespołu czasopisma „Teksty Drugie”, którego niezwykle inspirujące środowisko tworzyło najlepsze z możliwych warunki dla rozwijania i stymulowania również własnych poszukiwań poznawczych. Za tę szczęśliwą dla mnie sposobność intelektualnie energetyzującego współbycia i współpracy chciałbym także Wam szczerze podziękować.

Część czwarta, Rozumienie, interpretacja, lektura, mieści teksty o zasadniczo interpretacyjnym charakterze (w tradycyjnym znaczeniu), lecz niepozbawione ambicji formułowania – w wyprowadzanych konsekwencjach z tych studiów przypadków – ogólniejszych hipotez czy prawidłowości. Kierują się one w strony, generalnie biorąc, powiązań między tekstem literackim, artykułowanym przezeń doświadczeniem oraz nowoczesną formacją kulturową. Ostatnia pomieszczona w książce praca Literatura: litery lektura pełnić ma, w mojej intencji, rolę podsumowania tych rozważań, zarysowując zarówno pewną koncepcję literatury, jak i szkic teorii jej pojmowania – w ramach której, w całości praktyk i procedur jej poznawania, proponuję wyróżnić trzy osobne, pod pewnymi względami, czynności: spontanicznego rozumienia, zrygoryzowanego intelektualnie interpretowania oraz doświadczenia czytania.

Praca nad tekstem – ta koronna konkurencja literaturoznawczej profesji – to zarazem praca z tekstem i praca tekstem. Czynność ostatnia jest kluczowa i, w moim przekonaniu, specyficzna dla działalności humanistycznej: nie tylko bowiem uzupełnia poprzednie, ale też je wchłania i przekształca. W ten sposób argumentacja książki zatacza koło, sprawdzając wyjściowe założenia (z Preliminariów). Tekst jest w pracy humanisty jednocześnie obiektem, partnerem i przewodnikiem. Przewodnikiem, który prowadzi do rozumienia innego, jeśli równocześnie pozwala, jak sugerował Bachtin, na rozumienie siebie w kategoriach innego.

Inaczej jest, jak wiadomo, w naukach ścisłych i przyrodniczych, gdzie tekst jest rodzajem sporządzonego post factum protokołu z gdzie indziej i kiedy indziej przeprowadzonych laboratoryjnych badań. Natomiast w humanistyce pracujemy, badamy tekstem; tworzony/konstruowany tekst bowiem współuczestniczy w rozwiązywaniu zadania, organizuje współdziałanie wszystkich elementów badawczego postępowania, integruje je w składniki metodycznie budowanego dyskursu. Rozwijanie efektywnie zorganizowanego tekstu (własnego) to zarazem aktywowanie sieci znaczących związków między elementami tekstu poznawanego oraz rozwijanie porządków (regularności, prawidłowości), za sprawą których tekst zyskuje miejsce i znaczenie w kulturze, a poznający nową formę udostępniania, również własnego, doświadczenia.

Ekstrapolując te przesłanki na terytorium poetyki, powiedzieć można (w nieco karkołomnym skrócie), że każdy z tych typów zainteresowania tekstem prowadzi do innego sprofilowania zadań poetyki. Praca nad tekstem koncentruje się przede wszystkim na badaniu tekstu (dzieła sztuki) jako artystycznego przedmiotu – zamkniętego, formalnie skończonego oraz wyodrębnionego (autonomicznego) – i zmierza do uchwycenia reguł jego wewnętrznej organizacji, głębokiego porządku jego znaczenia; co jest tak wyrazistym rysem całej tradycji filologiczno-strukturalnej.

Praca z tekstem zaś kieruje nas ku innej tradycji: duchologiczno-hermeneutycznej (z jej teologicznymi odgałęzieniami), w której tekst (dzieło sztuki) nabiera cech podmiotu; stawia pytania lub udziela odpowiedzi, patrzy na nas (zarazem, zdaniem Benjamina, przykuwając uwagę i wymuszając auratyczny dystans) itp., itd. Tekst jest tu Innym, z którym się spotykamy, partnerem rozmowy – w toku której udostępnia się naszemu rozumieniu, poddaje interpretacji i przedstawieniu (reprezentacji) to, co po „tamtej stronie” w pewnej mierze już dane, wypracowane i w dziele jedynie zdeponowane: duchowy świat autora oraz dziejowy sens dzieła.

Natomiast praca tekstem, której opis i analiza jest lejtmotywem tej książki, aktywuje i wysuwa na czoło jeszcze inną część poetologicznego dziedzictwa; tę, w której poetyka jest przede wszystkim techniką (w rozmaitości jej historycznych znaczeń splecionych jednak wokół głównego; jako sposobu odkrywania): od technaksein kai theorein („wynalazczego obmyślania, by powstało coś z rzeczy, które mogą być albo nie być”, jak mówił Arystoteles) i sztuki inwencyjnego poszukiwania „brakującego słowa” (Steiner), po ideę „egzotopicznej” poetyki Bachtina (opartą na założeniu koniecznej niewspółobecności – czasowej, przestrzennej, kulturowej – rozumianego i rozumiejącego) i Adornowską koncepcję tekstu jako idiosynkratycznej procedury wynajdywania sieci językowo-pojęciowych relacji, w której rzeczy formują swą postać, udostępniającą się ludzkiemu poznaniu bądź przynajmniej zarysowującą się na horyzoncie rozumienia.

Swoim projektem poetyki doświadczenia wpisuję się świadomie w tę ostatnią tradycję myślenia. Poetyka jest w niej określeniem techniki pracy tekstem (obrazem etc.), operacyjnej „wiedzy jak” (jak przez manipulację dostępnymi środkami osiągnąć cel), sztuki wytwarzania – tzn. sposobem poznawczo-językowego (artystycznego) udostępniania takich postaci rzeczy, które bez tej wynalazczej interwencji nie doszłyby do swego uobecnienia. Dokonuje się to na terytorium doświadczenia właśnie, które – co najmniej od czasów Hegla – wymyka się opisowi w dualistycznych kategoriach podmiotu stojącego naprzeciw świata, tej i tamtej strony, wnętrza i zewnętrza, reprezentacji oraz uprzedniego i niezależnego wobec niej przedmiotu.

Daje się ono ująć raczej, można powiedzieć, jako terytorium inherentnie pograniczne, tzn. takie, w którego centrum znajduje się granica pojęta wszakże jako próg, obszar liminalnego zapośredniczenia, w którym to, co zewnętrzne, zostaje uwewnętrznione, a część uważana za najbardziej własną odsłania zewnętrzne pochodzenie; jako zwrotne sprzężenie ludzkiego i pozaludzkiego, konceptualno-językowego z doznaniowo-afektywnym; splot tego, co hybrydyczne i nietożsame. Tekst jest tu nie tyle obiektem czy partnerem, ile przede wszystkim przewodnikiem: jako nie tylko medium czy przekaźnik, ale także mediator, który – będąc pomiędzy – niejako wypracowuje to, co zapośrednicza (Debray); następnie jako ten, kto idąc przodem, wskazuje kierunek czy toruje drogę; wreszcie jako rodzaj bedekera po nowo odkrytych drogach i bezdrożach doświadczenia.

* * *

Choć starałem się śledzić i wykorzystywać inspiracje płynące z nowych słowników, w jakie wzbogaciła się współczesna humanistyka, Poetyka doświadczenia nie jest książką, która powstała w rezultacie uprawiania gospodarki ekstensywnej na naszym badawczym polu – poprzez systematyczne czy selektywne prezentowanie nowych orientacji czy zwrotów, włączanie nowych terytoriów, języków opisu czy badawczych procedur oraz przepisywanie, przekładanie czy reinterpretowanie tradycyjnej problematyki w nowym słowniku pojęciowym. Nie znaczy to, bym sądził, że tego rodzaju działalność nie wnosi niczego nowego; przeciwnie, nowa siatka pojęciowa pozwala zadawać inne pytania i uzyskiwać inne odpowiedzi – które wszakże przechodzą do porządku nad dawnymi dyscyplinowymi podziałami.

Podziały te nie są, oczywiście, odwieczne, powstały nie tak dawno temu (przed stuleciem lub niewiele wcześniej) i ewoluują wraz z rozwojem wiedzy. Nie znaczy to wszakże, że są niepotrzebne; w moim przekonaniu, rekonfiguracja pola wiedzy humanistycznej powinna prowadzić do jej redyscyplinizacji. Dlatego też myślę, że uprawa gospodarki intensywnej – jaką tu proponuję – ma swoją rację bytu w świecie nowej humanistyki (w szerokim jej rozumieniu). Zadanie przemyślenia i przepracowania tradycyjnych – to znaczy tu: nowoczesnych – podstaw wiedzy o literaturze (jej przedmiotu, teorii, metod, analitycznych i typologicznych kategorii) bezsprzecznie powinno być podejmowane, nawet jeśli wyniki tej pracy okażą się odległe od oczekiwań.

Na koniec – małe wyjaśnienie (z zakresu polityki naukowo-wydawniczej). Lokowanie własnej książki w redagowanej przez siebie serii wydawniczej może spotkać się z zarzutem konfliktu interesów. Nie mam wcale takiego przekonania (i nie miałem; nie jest to bowiem jedyna seria, którą redaguję). A oto najkrótsze uzasadnienie. W dawnym (choć nie tak bardzo dawnym) hieratycznie uporządkowanym świecie nauki, w którym Wysoka Instancja powoływała kogoś do pełnienia funkcji redaktora serii, należało bez wątpienia ściśle przestrzegać rozdzielności pełnionych ról – i powierzyć swój autorski produkt innej Wysokiej Instancji, która rozstrzygała o jego przeznaczeniu. W świecie dzisiejszym, gdzie żadna Wysoka Instancja (jeśli taka jeszcze istnieje) nie bierze na siebie ciężaru prowadzenia tego rodzaju działalności, powstanie serii jest kwestią środowiskowej inicjatywy (pieniądze bowiem daje – lub nie – kto inny), a jej ewentualne powodzenie i prestiż – czy, jak należałoby powiedzieć, marka – jest efektem splotu wielu okoliczności, w tym jednak przede wszystkim aktywnego udziału, zaangażowania tych, którzy zdecydowali się na to przedsięwzięcie. Gdyby publikowali gdzie indziej, oznaczać by to wszak mogło, że wspierają konkurencję lub nie podzielają założeń, których przyjęcia wymagają od innych; że, krótko mówiąc, są niczym drogowskazy, od których nie wymaga się przecież, by kroczyły drogą, którą pokazują…

Nie widząc siebie w roli takiego hieratycznego drogowskazu, ani nie będąc przekonanym do modelu humanistycznej działalności, który oddziela wyznaczanie celów od środków (dróg) umożliwiających ich osiągnięcie – podwójnie ryzykuję: swym wkładem i/lub powodzeniem ledwo zainicjowanego przedsięwzięcia. Niezależnie od wszystkiego innego, Poetyka doświadczenia nieźle się chyba nadaje do takiej interwencji: mówi o regułach tego, co nieprzewidywalne; logice wpisanej w sprawczą praktykę; sztuce inwencji, która tworząc odkrywa; „zmyśle udziału” (wedle celnego określenia poetki), który wciąga nas w kolejne ryzykowne przygody.

CZĘŚĆ PIERWSZA

PRELIMINARIA

O przedmiocie studiów literackich – dziś

1.

Literaturoznawstwo nie jest dziedziną, którą można rozpatrywać w stanie czystym („bezprzymiotnikowym”) bez uwzględnienia istotnych uwarunkowań – od etniczno-kulturowych po metodologiczno-światopoglądowe, w których bywa uprawiane i wykładane. Ograniczam się tutaj do tej jego odmiany, którą określić można jako polonistykę literacką. Ograniczenie to przyjmuję z dwóch istotnych (pomijam przygodne) powodów: (a) badania nad narodową literaturą i wyrastająca z nich refleksja teoretyczno-metodologiczna są podstawową formą istnienia literaturoznawstwa jako nowoczesnej dyscypliny humanistycznej; (b) współczesna międzynarodowa dyskusja o miejscu, roli, zadaniach, przedmiocie badań literackich dotyczy w głównej mierze właśnie tej jej „etnicznej” postaci, tzn. filologii narodowej (zob. m.in.: Graff 1989; Easthope 1999; Fish 2012; Ellis 1997; Rowe 1998; Ohmann 2003). Ponieważ jednak zamierzam tu trzymać się przedmiotu (którym jest właśnie ogólny problem naszego przedmiotu), ograniczenie to wpłynie jedynie w ograniczonym stopniu na argumentację i dobór przykładów. Na wstępie chciałbym zarysować generalną sytuację poprzez sformułowanie trzech sprawozdawczych tez „ogólnodyscyplinowych”, następnie wskazać na ważniejsze uwarunkowania naszego przedmiotu, by w części pozostałej skupić się na jego (relatywnej) specyfice.

2.

W dziejach nowoczesnej wiedzy o literaturze wyróżnić można dwie podstawowe tendencje (zob. Moran 2002). Pierwsza zmierza do uczynienia z narodowych badań literackich wyraziciela, strażnika i eksploratora wspólnotowej tradycji kulturowej oraz interdyscyplinarnego centrum całej (narodowej) humanistyki. Druga zaś dąży przede wszystkim do osiągnięcia statusu nowoczesnej nauki, tzn. autonomicznej dyscypliny o własnym przedmiocie i własnej metodzie, która stopniem ścisłości, profesjonalizacji, odrębności odpowiada statusowi innych nauk humanistycznych (nota bene, podobną dwutorowość dostrzegam w badaniach językoznawczych). W Polsce pierwszą tendencję inauguruje wystąpienie Chlebowskiego, sto trzydzieści lat temu (1884) w Krakowie na Zjeździe Naukowym im. Kochanowskiego (a następnie prace m.in. Chrzanowskiego i Chmielowskiego); drugą – teksty opublikowane trzydzieści lat później (1913–14) przez Kleinera, Wóycickiego i Łempickiego. Pierwsza próba poważniejszej konfrontacji obu nurtów w ich dojrzałej postaci miała miejsce w połowie lat trzydziestych (w Polsce, w okolicach Zjazdu im. Krasickiego w roku 1935); następna zaś – i prawdziwa – doszła do głosu na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych; a ich aktualne postaci wyznaczają dziś: inwazja różnoimiennych studiów kulturowych z jednej strony, a z drugiej dekonstrukcja i ogólnie biorąc tekstualizm poststrukturalistyczny. W Polsce zaś kluczową pozycję zajmuje standardowa postać literaturoznawstwa uprawianego w akademickich jednostkach naukowych, którą określić można jako filologiczno-strukturalistyczną; przy czym pierwszy człon reprezentuje opcję kulturową (z dominacją historii literatury o ambicjach ogólnohumanistycznych), drugi zaś autonomiczną (z dominacją poetyki teoretyczno-historycznej).

Tendencje te nie dawały się dotychczas pogodzić w ramach spójnego modelu dyscypliny, bowiem nie tylko inaczej ukierunkowują uprawianie badań literackich i definiowanie ich przedmiotu (kulturowe dokumenty ludzkiej – wspólnotowej i jednostkowej – samowiedzy versus reguły sztuki literackiej wyprowadzone z kanonicznej literatury), ale także odmiennie profilują modele literaturoznawczego (polonistycznego) kształcenia (edukacja ogólnohumanistyczna versus profesjonalne przygotowanie do określonego zawodu). Świadczy o tym m.in. istotny dziś dylemat badawczo-dydaktyczny: czy polonistyka (literaturoznawstwo) ma zniknąć, przekształcając się w studia polskie (badania kulturowe) – czy umacniać swą pozycję na szańcach klasycznego modelu specjalistycznego, dystansując się od wszystkiego, co nie jest profesjonalnym badaniem tekstu literackiego.

Literaturoznawcza dyscyplina (polonistyka literacka) nie może zrezygnować z żadnej z tych tendencji – ich antagonistyczna współobecność określa bowiem jej rozwój i charakter trwale hybrydowy: humanistyczno-specjalistyczny. Wypracowywanie aktualnego modelu jej uprawiania i wykładania winno zatem prowadzić do wykroczenia poza ów dualizm oraz myślenie w kategoriach opozycji (alternatywnych wyborów) i dążyć do skorelowania profesjonalnej specjalizacji z interdyscyplinarnością (pojmowaną nie tyle jako droga do transdyscyplinowej integracji, ile raczej jako stymulacja do krytycznej autorefleksji i redefinicji własnej dyscypliny, dostarczającej z kolei narzędzi do wglądu w problematykę całej humanistyki). Wypada nadto przyjąć, iż nie ma wiedzy poza- czy bezdyscyplinowej, a żaden badany przedmiot nie jest wyłączną własnością żadnej dyscypliny (staje się nią jako przedmiot dyscyplinowego poznania). Określenie z kolei owego wspólnego przedmiotu literaturoznawczego poznania winno uwzględniać jego funkcjonalno-konstruktywistyczny charakter językowy oraz występowanie w trzech głównych zakresach dziedzinowych: sztuki, kultury, ludzkiego doświadczenia.

3.

Podjęcie tej problematyki wymaga wstępnego rozpatrzenia kilku jej aspektów.

Aspekt pragmatyczno-hermeneutyczny. Pytania o przedmiot nie tylko można rozumieć pragmatycznie (tzn. jako pytania o to, co praktycznie stanowiło – i stanowi – przedmiot badań literaturoznawczych), ale nawet koniecznie trzeba tak uczynić, gdyż praktyka ta wpływa w istotnej mierze na powszechnie przyjmowane poglądy w tej kwestii. Praktyka owa dowodzi co najmniej dwóch rzeczy. Po pierwsze, badania literackie nie obejmowały nigdy całej literatury, lecz głównie jej część „kanoniczną” (wysokoartystyczną fikcję), spełniającą środowiskowe kryteria dzieła wartościowego, sztuki wartościonośnej i reprezentatywnej wobec zadań, którym miały służyć. Tego rodzaju subiektywna selekcja bywała najczęściej sankcjonowana na zasadzie zinstytucjonalizowanego zwyczaju (bez prób merytorycznego uzasadnienia takiego wyboru), co jest raczej specyficznym rysem literaturoznawstwa jako dyscypliny.

Stanisław Lem w dowcipnej polemice ze strukturalistyczną doktryną Todorova zauważył, że teoretyk tej orientacji, stosujący tego rodzaju ukryte preferencje, zachowuje się niczym terapeuta, który „brałby sobie za pacjentów wyłącznie chorych po kryzysie, właściwie – krzepkich ozdrowieńców”, lub niczym fizyk, który „sprawdzałby swą teorię na faktach, o których wiedziałby z góry, że ją sprawdzają”. I dodawał: „nie może zoolog pomijać karaluchów, że to takie paskudne stworzonka, ani kosmolog energetycznego bilansu kwazarów, że mu on rachunki rozsadzi” (Lem 2003, 86). Podstawowym problemem jest tu zatem objęcie zasięgiem teoretycznej konceptualizacji, historycznoliterackiej narracji, analitycznej uwagi, literatury funkcjonującej w innych obiegach niż wysokoartystyczny i w innych mediach niż językowe – a więc zwłaszcza literatury popularnej, filmowej, internetowej etc.

Po drugie, badania literackie wykraczały zawsze w pewnej mierze poza literaturę ku kwestiom należącym do zakresów innych nauk humanistycznych i społecznych – językoznawstwa, historii, filozofii, psychologii, socjologii, kulturoznawstwa, antropologii, nauki o sztuce i medioznawstwa… (co uzasadniano bądź naturalnym podążaniem za tematyką samej literatury, bądź potrzebą analizy jej funkcji, powiązań i zadań, bądź też specyfiką poszczególnych teorii literackich, zwłaszcza współczesnych). W przekonaniu badaczy literatury nie oznaczało to bynajmniej porzucenia przedmiotowej specyfiki dyscypliny, lecz raczej jej uznanie za interdyscyplinowe centrum humanistyki. Kultura bowiem (nie tylko polska) jest w dalszym ciągu „literaturocentryczna”; stąd poprzez literaturę i jej badanie najłatwiej i najefektywniej poznać można krąg specyficznych wartości, symboliczne imaginarium narodowe, modele tożsamości kulturowej (społecznej, jednostkowej) etc.

Aspekt historyczny. Pytania o przedmiot towarzyszą nieprzerwanie refleksji literaturoznawczej, zwłaszcza zaś od początku jej dyscyplinowej profesjonalizacji. Polska tradycja ma w tym względzie, jak wspomniałem, co najmniej sto trzydzieści lat. Refleksja ta dokumentuje proces głębokich przemian zarówno w odniesieniu do zakresów, celów, uwarunkowań dyscypliny, jak i – w nie mniejszym stopniu – jej głównego przedmiotu, tzn. historycznych przemian pojęcia literatury (czym tu nie mogę się zająć, a rzecz zasługuje na samodzielne potraktowanie – i ze względu na istotne zmiany tego zakresu, i ze względu na względną trwałość poglądu na cechy ją wyróżniające), a także jej usytuowania wobec społeczno-kulturowej rzeczywistości, jak również miejsca literaturoznawstwa wśród innych nauk humanistycznych. Dynamikę rozwoju dyscypliny określa, mówiąc w uproszczeniu, rywalizacja dwóch wspomnianych orientacji: kulturowo-humanistycznej oraz specjalistyczno-autonomicznej. By zilustrować różnicę między nimi, przypomnę dwa wczesne, klasyczne sformułowania, które nie zestarzały się na tyle, by uniemożliwić uchwycenie istotnej i dziś odmienności podejścia. Oto zdaniem Bronisława Chlebowskiego, „jeżeli historia literatury ma być traktowaną jako umiejętność, to trzeba uznać, że zjawiskami stanowiącymi przedmiot dziejów literatury są twory umysłowej działalności społeczeństwa, uwydatniające jego pojęcia i uczucia w zakresie wspólnym całej warstwie myślących i czujących jednostek” (Chlebowski 1960, 62). Natomiast wedle Juliusza Kleinera „przedmiotem badań literackich, czyli przedmiotem wiedzy o literaturze, jestzawartość tekstów jako odrębna sfera rzeczywistości ludzkiej” (­Kleiner 1913, 456–457).

Chlebowski akcentuje zatem doniosłość, powszechność oraz reprezentatywność literackiego świata pojęć i wyobrażeń dla danej (tu: polskiej) wspólnoty kulturowej. W tym ujęciu literatura nie odróżnia się wyraźnie od piśmiennictwa; jest tyleż emanacją „umysłowej działalności społeczeństwa”, co obiektem służącym poznaniu, utrwalaniu i rozpowszechnianiu jego aksjologiczno-symbolicznego uniwersum. Kleiner zaś odnajduje specyfikę literaturoznawstwa w „odrębnej sferze rzeczywistości ludzkiej”. W odróżnieniu od innych dziedzin ludzkiej aktywności semiotyczno-kulturowej, w których (jak zresztą generalnie w ujęciu Chlebowskiego) „tekst jest tylko środkiem, pośrednikiem, źródłem”, tutaj bowiem – jak pisze Kleiner – „tekst ma znaczenie sam przez się (…) stanowi samoistną sferę rzeczywistości”. I to przekonanie właśnie, podobnie jak jego pochodne – autonomiczny status tekstu literackiego (tzn. jego niezależność od genezy, kontekstu, intencji autorskiej i postawy czytelniczej), jego fikcjonalność i związane z nią zawieszenie referencyjności, a nawet poznawczej funkcji – staną się sztandarowymi założeniami tego głównego w XX wieku (wewnętrznego, czy ergocentrycznego, jak przywykło się go określać) nurtu badawczego. Ta pierwsza orientacja zaś, kulturowo-humanistyczna, pozostaje stałym partnerem, w najgorszym razie układem odniesienia, w najlepszym natomiast coraz poważniejszym rywalem „autonomicznego” literaturoznawstwa, jak to ma miejsce zwłaszcza w ostatnim trzydziestoleciu.

Aspekt teoretyczno-metodologiczny. Sposób określania przedmiotu jest również konsekwencją przyjętych założeń teoretycznych, zwłaszcza tych, które w danym okresie osiągają pozycję dominującą. Współczesna dyskusja w tym względzie jest rezultatem przełomowych lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych – tzn. zarówno przemian w obrębie dyscypliny (instytucjonalizacji literaturoznawstwa strukturalnego oraz dopełniających go po części, a po części podważających go badań z zakresu semiotyki kultury), jak przemian filozoficzno-metodologicznych w myśli humanistycznej. Mam tu na myśli przede wszystkim konsekwencje językowego oraz kulturowego zwrotu, których znaczenie polega na tym, że oddziałały nie tylko na badania literackie, ale i na całą humanistykę drugiej połowy XX wieku.

Ten pierwszy (zwrot językowy) sprowadzić można do dwóch tez podstawowych. Słabsza głosiła, iż wiedza o przedmiocie zależna jest od języka (oraz założeń pojęciowych), w których jest formułowana – co prowadziło do uświadomienia i sproblematyzowania epistemologicznych uwarunkowań podmiotu poznającego (bodaj najlepiej znaną postacią tego przeświadczenia jest gadamerowska teoria „przedsądów”) oraz retorycznych cech na pozór czysto opisowych i „przezroczystych” języków nauk humanistycznych (filozoficznego, antropologicznego, historiograficznego, językoznawczego i oczywiście literaturoznawczego – prace na ten temat są liczne i dość dobrze znane). Wedle tezy mocniejszej natomiast nie tylko punkt widzenia podmiotu, ale sama „przedmiotowość” przedmiotu poznania zależna jest od jego językowo-pojęciowego uchwycenia i określenia (najwyrazistsze warianty tego przekonania przynoszą zapewne dekonstrukcja i konstruktywizm). W rezultacie przyjęcia obu tych przeświadczeń okazywało się, że nie tylko nasze badawcze rozumienie rzeczywistości zależy od języka służącego do jej (na pozór neutralnego) opisu, ale że i samo (na pozór spontaniczne i bezpośrednie) identyfikowanie i opisywanie konkretnych rzeczy w świecie, doświadczanie codziennej rzeczywistości determinowane jest przez naszą uprzednią wiedzę (w tym zwłaszcza: sieć pojęciowo-językowych kategoryzacji), kontekst oraz imaginarium tradycji – stanowiących rodzaj quasi-naturalnej kodyfikacji naszych przedstawień.

Ten drugi zwrot (zwrot kulturowy) był z kolei z jednej strony ekstrapolacją (a w pewnej mierze również zaadaptowaniem) owych założeń do badań nad rzeczywistością kulturową, z drugiej zaś proklamacją prymatu wyjaśnienia kulturowego w odniesieniu do wszelkich, na pozór jedynie autonomicznych czy specyficznych, zjawisk. Tekst literacki był tu uznawany za składnik rzeczywistości kulturowej („rzecz”, „byt”, a nie jej/jego analogon czy reprezentację), która wszakże jawiła się w postaci utekstowionej, jako uniwersum dyskursu (a nie przedmiot jego odniesienia), a więc jako dziedzina, w której wszelkie obiekty miały status kulturowy i podlegały interpretacji w kulturowych kontekstach i kategoriach. Z tego punktu widzenia literatura jest po prostu nazwą na określenie tekstów o szczególnie złożonej dyskursywnie i semantycznie budowie, których od tekstów o mniej skomplikowanej organizacji nie oddzielają żadne nieprzekraczalne granice. Oznaczało to w praktyce usytuowanie literatury we wzajemnych związkach i na wspólnej płaszczyźnie z innymi kulturowymi wytworami oraz rozpatrywanie jej ze względu na różnorodną problematykę kulturową, a zatem przede wszystkim w kategoriach „pozaliterackich” (w tradycyjnym rozumieniu), tzn. jako świadectw, dokumentów czy „odzwierciedleń” społecznej, historycznej, kulturowej rzeczywistości.

4.

Dla literaturoznawstwa konsekwencje obu zwrotów oznaczały początkowo perspektywę ekspansji, spełnioną w pewnej mierze za cenę potraktowania narzędzi poetyki jako wspólnego podręcznego instrumentarium dla całej humanistyki (a więc z reguły bez respektowania ich literaturoznawczych funkcji i zastosowań). Dawały także nadzieję na odzyskanie „kontaktu z realnością” (Greenblatt 1999) – spełnione z kolei poprzez uznanie literatury (tekstów literackich) za część czy składnik rzeczywistości kulturowej (której „stekstualizowana” natura tyleż jednak włącza literaturę w ogół porządków tego uniwersum dyskursu, co wywłaszcza ją z wszelkiej wobec nich niepodległości). Pierwszym – i negatywnym – efektem tych procesów była (jak brzydko zaczęło się to określać) dedyscyplinizacja wiedzy o literaturze, wynikła z utraty odrębnego przedmiotu oraz eklektycznego wymieszania metod i technik badawczych. Widać to wyraźnie na przykładzie skrajnych wykładni określających przedmiot badań w obu wspomnianych na wstępie orientacjach. Łączy je (inaczej, niż dawniej bywało) wspólne uznanie dyskursywnego uniwersum jako swego przedmiotu, dzieli natomiast przypisywany mu status: podczas gdy studia kulturowe i nowy historyzm rozpatrują literaturę właściwie w kategoriach dokumentu jako część piśmiennictwa, to dekonstrukcja ujmuje piśmiennictwo, można powiedzieć, w kategoriach fikcjonalno-retorycznych struktur właściwych literaturze. Tak czy owak, rezultatem obu było zatarcie odrębności przedmiotowej badań literaturoznawczych.

Tendencja tego rodzaju była (czy jest jeszcze) do pewnego stopnia obecna także w innych dyscyplinach humanistycznych, na co wszakże reakcją większości z nich była wzmożona praca nad przywróceniem odrębności. Niestety, drugim negatywnym skutkiem było to, że działo się to często kosztem pozycji literaturoznawstwa, traktowanego z reguły jako negatywny układ odniesienia i w rezultacie spychanego na margines czy nawet poza granice specyficznych dla nauk humanistycznych zadań poznawczych. Jak się powiada – przywołuję tu reprezentatywny pogląd teoretyka historiografii Franka Ankersmita (Ankersmit 2004, 118n): w odróżnieniu od wiedzy o literaturze, której przedmiotem jest sam tekst (lub „tekst sam w sobie”) i gdzie z tej przyczyny problematyka poznawcza (wynikająca z rozważania relacji tekstu do świata) w ogóle się nie pojawia, przedmiot innej nauki humanistycznej jest (a) dostępny także na innej drodze poznania (można więc weryfikować trafność przedstawienia) oraz (b) jest przedmiotem jedynie re-prezentowanym, tzn. istniejącym uprzednio i niezależnie od reprezentacji. W tej optyce widziana, wiedza o literaturze jest zatem przydatna w roli skrzynki z narzędziami, ale nie jest potrzebna w funkcji efektywnej metody/metodyki badania, gdyż ze swej definicji uchyla istotne pytania poznawcze humanistyki.

Bez względu na trafność jak też skuteczność owej argumentacji warto sobie zdać sprawę z tego zewnętrznego wizerunku swoistych cech oraz pozycji przypisywanej naszej dyscyplinie, gdyż jak w krzywym zwierciadle uwidaczniają się w nim (w karykaturalnym przerysowaniu) cechy eksponowane, a przynajmniej głoszone w ramach samej wiedzy o literaturze. I te właśnie twierdzenia chciałbym teraz uczynić obiektem krytycznej uwagi, że – mianowicie – przedmiotem literaturoznawstwa jest „sam tekst” i że z tej przyczyny nie ma ono żadnych poważnych poznawczych zadań do wypełnienia. Nie bada ono bowiem – z założenia – relacji słów/tekstów do rzeczywistości, zajmując się immanentną, techniczną analizą retorycznych strategii organizacji tekstu oraz reguł budowania „wewnętrznego” znaczenia jego świata autonomicznej fikcji. W tej sytuacji – określającej, jak sądzę, aktualne uwarunkowania dyscypliny – najpilniejszym zadaniem jest, w moim przekonaniu, przywrócenie wymiaru poznawczego literaturze i jej badaniu oraz uznanie swoistości i prawomocności literackiego poznania.

O wartości poznawczej literatury zapewne nie trzeba nikogo przekonywać w naszym środowisku, choć, jak równie dobrze wiadomo, próżno szukać powszechnie akceptowanego uzasadnienia takiego twierdzenia. Toteż chciałbym tu jedynie wskazać kierunek możliwego rozwiązania, wychodząc od przywołania rozpoczętej przed trzydziestoleciem owej „tekstualnej rewolucji”. Jest ona bowiem traktowana zazwyczaj jako istotna przyczyna przypisywania literaturze pozapoznawczego statusu autonomicznej i autotelicznej językowej fikcji, choć (jak sądzę) zawiera w sobie również możliwości nowej problematyzacji jej swoiście poznawczych zadań. Z wielu ważnych świadectw (przede wszystkim literaturoznawczych) tych przemian chciałbym przywołać tutaj dwa tylko przykłady – i to właśnie spoza profesjonalnego dyskursu literaturoznawczego – przejawiania się tej problematyki: mianowicie, w naukowej i artystycznej praktyce (antropologicznej i poetyckiej). Są to przykłady o tyle szczególne, że zawierające swego rodzaju ogólne „definicje” (oparte na tej samej metaforze) pojęcia kultury czy cywilizacji, świata ludzkiego doświadczenia. Oba bardzo symptomatyczne, oba pochodzące z tego samego 1973 roku. Pierwszy pochodzi ze sławnego wstępu Clifforda Geertza otwierającego jego przełomową The Interpretation of Cultures: „Wierząc, wraz z Maksem Weberem, że człowiek jest zwierzęciem zawieszonym w sieciach znaczeń, które sam utkał, pojmuję kulturę jako owe sieci, których analiza nie jest zatem nauką eksperymentalną, poszukującą praw, lecz nauką interpretatywną, poszukującą znaczenia” (Geertz 2003a). Drugi zaś to wiersz Czesława MiłoszaWieść – który na podobną sławę również zasługuje – noszący datę „wiosna 1973”:

O ziemskiej cywilizacji co powiemy?

Że był to system kolorowych kul z zadymionego szkła,

W którym zwijała się i rozwijała nitka świetlnych płynów.

Albo że było to zbiorowisko pałaców promieniopodobnych

Wystrzelających z kopuły o zamczystych wrotach,

Za którymi chodziła potworność bez twarzy.

I że co dzień miotano losy, a komu wypadło nisko,

Prowadzony był tam na ofiarę: starcy, dzieci, chłopcy i dziewczęta.

Inaczej też może powiemy: że mieszkaliśmy w złotym runie,

w tęczowej sieci, w obłocznym kokonie

Zawieszonym na gałęzi galaktycznego drzewa.

A była ta nasza sieć utkana ze znaków:

Hieroglifów dla oka i ucha, miłosnych pierścieni.

I dźwięk rozlegał się w środku, rzeźbiący nam czas,

Migotanie, trzepotanie, świergot naszej mowy.

Bo z czego upleść mogliśmy granicę

Między wewnątrz i zewnątrz, światłem i otchłanią,

Jeżeli nie z siebie samych, z ciepłego oddechu,

Z farbki na ustach, gazy i muślinu,

Z tętna, co kiedy milknie, świat umiera?

Albo może o ziemskiej cywilizacji nic nie powiemy.

Bo nikt naprawdę nie wie, co to było.

(Miłosz 2003, 101)

Uwagi o obu tekstach ograniczam z konieczności do minimum. Geertzowi metafora człowieka tkającego – niczym pająk czy jedwabnik (pomijam rozległą i odległą genealogię tej metafory) – tkaninę/teksturę własnego świata służy do manifestacyjnego zerwania z pozytywistycznym modelem naukowego poznania. Skoro ludzki świat, świat kultury, jest strukturą znaczeń, którą postrzegać możemy jedynie od wewnątrz (bowiem granice języka są same językowej natury), to procedura postępowania polegająca na gromadzeniu faktów, celem ich uogólnienia, przekroczenia i wzniesienia się na poziom uniwersalnych prawidłowości, musi zostać uznana za utopijne uroszczenie. Metajęzykowy opis abstrakcyjnych systemów zastąpiony być zatem powinien przez interpretację znaczeń wydobywanych z rekonstruowanej symbolicznej struktury. Geertz najwyraźniej podziela właściwy literaturoznawcom respekt okazywany tekstowemu konkretowi, a propagowany przez niego „zagęszczony opis” złożonej retorycznie organizacji znaczeniowej kulturowego zjawiska ma status antropologicznej interpretacji, a nie neutralnej prezentacji (uprzedniego) odkrycia kulturowego faktu.

W wierszu Miłosza kluczowa metafora świata zawieszonego na – i zależnego od – pajęczej sieci ludzkich znaków pojawia się jako trzecia z kolei próba przybliżenia osobliwości ludzkiego istnienia (po quasi-przyrodnicznej wizji ujętej z jakby nieludzkiej czy pozaludzkiej perspektywy oraz wizji quasi-antropologicznej fantazmatycznego kosmicznego rytuału). W tekście wiersza wpisana jest ona w bogatą i złożoną siatkę kulturowo-literackich aluzji ewokowanych przez Miłoszowskie „akcydensy życia”, konkretne przejawy istnienia, a związanych w rodzaj narracji zarazem mitopoetyckiej i metapoetyckiej. Dla Miłosza (jak i dla Geertza) świat oczywiście nie jest tekstem, jednakże (podobnie jak i dla antropologa) nie udostępnia się nam inaczej niż w postaci „utekstowionej”. Granice „między wewnątrz i zewnątrz” przebiegają w nas samych i pochodzą z nas samych – to granice ciała i ludzkiej mowy, które są zarazem barierą (ograniczającą możliwości poznania), bramą (otwierającą doń dostęp) i osłoną (przed traumatycznym szokiem bezpośredniego kontaktu z Realnym – „potwornością bez twarzy”). Globalna poetycka metafora ontoepistemologiczna, acz nieweryfikowalna empirycznie, przynosi istotną wartość poznawczą, której nie daje się uzyskać w inny sposób. Jak cała sztuka poetycka, literatura (a może i sztuka w ogóle) jest – na tym prymarnym poziomie kontaktu języka ze światem – niezastępowalną formą modelowania, organizacji i artykulacji ludzkiego doświadczenia, które inaczej być może nie doszłoby do głosu i przedmiotowej postaci.

Szukając uzasadnień dla tych powinowactw i pokrewieństw myśli humanistycznej i sztuki, można by dopowiedzieć, że pewien rodzaj transcendentalizmu językowego (kantyzmu bez transcendentalnego podmiotu, wedle określenia Ricoeura) wydaje się współcześnie dość powszechnie podzielanym założeniem i sztuki, i wiedzy humanistycznej. Skoro bowiem ludzkie pojęcie świata, kulturowa rzeczywistość jest społecznie skonstruowanym symbolicznym uniwersum, a więc tym, co może być przedmiotem przedstawienia, to cechy owego przedmiotu okazują się zależne od możliwości językowej reprezentacji. Widzimy to, co spodziewamy się zobaczyć, wiedza warunkuje (wyprzedza, umożliwia, ogranicza) identyfikację postrzeganego. Granice języka są w tym sensie granicami naszego świata, co nie znaczy, że nie mogą zostać poszerzone – literatura i sztuka od dawna, jak wiadomo, uznawane są za skuteczne środki osiągania tego celu. W świetle przywołanej antropologiczno-poetyckiej metafory osobliwość literackiego poznania okazuje się paradygmatycznym przypadkiem specyficznej natury humanistycznej wiedzy, pozostającej w stanie trwałego zawieszenia pomiędzy obu dziedzinami – skazanej bowiem na zawisłość od ludzkich narzędzi poznawczych, które zarazem: uniemożliwiają (bezpośrednie, pewne) uchwycenie realnego, otwierają do niego (przedstawieniowy, poznawczy) dostęp i osłaniają przed jego (groźnym, traumatycznym) naporem.

5.

Podsumowując, powracam do tez wyjściowych – po to, by je zrelatywizować, przeformułować, a nawet spróbować uchylić znaczenie ich tradycyjnych postaci. Trzy tezy sformułowane na wstępie miały charakter historyczno-systematyzujący – teraz w konkluzjach chciałbym skonfrontować je z (lub raczej zastąpić) trzema hipotezami analityczno-projektującymi: o naturze przedmiotu badań literaturoznawczych, specyfice literackiego poznania oraz charakterze autonomii przedmiotu poznania. Zatrzymałem się dłużej przy przemianach w metodologii i świadomości językowej literatury i humanistyki dlatego, że ich skutkiem wydaje się i zmiana położenia przedmiotu literaturoznawstwa, i nowy typ problemów, które jego badanie napotyka, i odmienny charakter relacji z innymi humanistycznymi dyscyplinami. Zmiana najważniejsza polega na uznaniu, iż „tekstowość” przedmiotu („tekstu samego w sobie” i autonomii literatury określanej w opozycji do rzeczywistości) nie wyróżnia już wiedzy o literaturze (ani wiedzy o języku, w jej nowszych przeformułowaniach), odkąd „tekstowy świat” okazuje się wspólnym terytorium nauk humanistycznych, i to terytorium dla nich specyficznym, jeśli nawet nie wyłącznym. Przez ów „tekstowy świat” trzeba by jednak rozumieć nie tylko – a nawet nie przede wszystkim – autonomiczny świat literackiej fikcji, lecz językowo-semiotyczne zapośredniczenie ogółu ludzkich kontaktów z doświadczaną rzeczywistością. W tym sensie można powiedzieć, że – w odróżnieniu od nauk przyrodniczych, ekonomicznych czy społecznych, opartych, jak się uznaje, na empirycznych badaniach rzeczywistości – nauki humanistyczne mają do czynienia, nie wyłącznie, lecz w istotnej mierze, z tekstowo (dyskursywnie) udostępnioną rzeczywistością.

Wskazane czynniki – starałem się wymienić najistotniejsze – są odpowiedzialne za coraz silniejsze obecnie narastanie tendencji do dedyscyplinizacji wiedzy o literaturze (a zapewne też humanistyki w ogólności) oraz do powstawania nowych dyscyplinowych konfiguracji w obszarze szeroko rozumianej wiedzy o kulturze. Uwzględniając ich realny wpływ i racjonalne uzasadnienie, należy – w moim przekonaniu – zdecydowanie dążyć do zrównoważenia ich oddziaływania wysiłkiem redefinicji dyscyplinowej specyfiki. Najkrócej mówiąc, podzielam zdanie tych, którzy sądzą, że specyfiki tej szukać trzeba: (a) w zapośredniczonym dyskursywnie dostępie do rzeczywistości; (b) w unikatowym (bo niedostępnym na innej drodze) typie poznania literackiego; (c) w zespoleniu dwóch znaczeń literackiej fikcji (i literatury jako fikcji) – jako kształtowania oraz jako eksperymentalnego wyobraźniowego poszukiwania (m.in. Altieri 1996, Taylor 2001, Iser 2006). W realizacji tego zadania obiecujące może być rozważenie poniższych hipotez wyjściowych.

Właściwym terenem badawczym wiedzy o literaturze nie jest ani cała kulturowa rzeczywistość, ani wyłącznie „sam tekst jako odrębna sfera rzeczywistości”, lecz owa rzeczywistośćtekstowo udostępniona, której relatywna specyfika tkwi w tym, że choć w istocie wykracza poza tekst, to faktycznie nie możemy wejść z nią w kontakt (przekazywalnyspołecznie) na innej drodze poznania. W tym sensie literatura jest zawsze czymś więcej niż „czystą” literaturą; albo też można powiedzieć – co na to samo wychodzi – że „czysta” literatura nie istnieje. Literatura – by się tu zdobyć na tymczasowe określenie – jest przede wszystkim (i poza wszelkimi innymi określeniami) sztuką artykulacji ludzkiego doświadczenia, w całej jego różnorodności i specyfice, ale zwłaszcza w tej jego części, do której nie mamy dostępu na innej drodze poznania. Terytorium to obejmuje rozległe i nieostre continuum zróżnicowanych przypadków, od światów istniejących wyłącznie w języku, przez tekstowe reprezentacje kulturowej rzeczywistości, po graniczne (tzn. nie tylko językowe, paratekstowe, quasi-semiotyczne) formy ujmowania „tekstury” realności. W tych ostatnich tkwią oczywiście problemy najistotniejsze (i tu lokują się współczesne dążenia badawcze do wykroczenia poza „więzienie języka”).

Dla zobrazowania różnicy pomiędzy tym szerszym i węższym zakresem przedmiotu można sięgnąć po metafory Derridy, Barthes’a czy Foucaulta lub (jeśli nie jest się zwolennikiem takich „nowomodnych” terminów) przypomnieć sobie drugą, suplementarną mimesis Arystotelesa (która, w odróżnieniu od pierwszej, naśladującej dzieła natury, uzupełnia to, czego ona sama nie jest w stanie urzeczywistnić). Ale wystarczy też posłużyć się starą metaforą zwierciadła, jeśli tylko pamiętamy, że zwierciadło nie służy jedynie do odbijania wyglądów rzeczy, które możemy widzieć i bez jego pomocy, ale również do zobaczenia tego, czego bez niego spostrzec nie możemy – mianowicie: nas samych, a pochodnie i tego, co staje się składnikiem naszego doświadczenia. Sam najkrócej powiedziałbym chętnie, że cechą swoistą tego potencjalnie literackiego terytorium jest jego tropiczna natura – łącząca w sobie tropy-ślady (oznakowe odciski i pozostałości po tym, co przeminęło), tropizmy (samoczynne, semisemiotyczne reakcje na otoczenie) oraz tropy retoryczne (tu rozumiane najogólniej: jako sposoby językowego przekształcenia bezkształtnej „przedprzedmiotowej” miazgi doświadczenia w „świat jako przedmiot uspołecznionego wypowiedzenia” – wedle określenia Brzozowskiego – tzn. językowo uchwytnych znaczących przedmiotów).

Poznanie tego, co przedstawione w przedstawieniu (że użyję teraz języka reprezentacji), nie jest poznaniem mniej wartościowym czy pozornym tylko dlatego, że nie daje się skonfrontować bezpośrednio z rzeczywistością, choć z pewnością pozostaje poznaniem odrębnego rodzaju. Odrębność ta z kolei polega na tym, że w tym przypadku wypowiedź nie jest wskazaniem (referencją) oraz opisaniem uprzedniego i niezależnego od niej przedmiotu, lecz w całości jawi się jako równoczesny akt ukazywania/formowania przedmiotupoprzez artykulację jego własności. Można by powiedzieć, iż każde przedstawienie jest w pewnej mierze zarazem konstrukcją i interpretacją tego, co przedstawione, a jego kształt, porządek i znaczenie nie daje się oddzielić od warunków i cech jego artykulacji. Z tego powodu weryfikacja czy podważenie danej reprezentacji następuje tu nie w wyniku konfrontacji z samą rzeczywistością, lecz poprzez przywołanie innej reprezentacji. Naukowe odkrywanie prawidłowości zastąpione jest w rezultacie przez interpretację znaczenia tego, co przedstawione.

To literackie poznanie zawiera w części dla siebie specyficznej wiedzę, której zdobycie nie jest możliwe w inny sposób: jest to właśnie wiedza, którą udostępnia nam literatura – o tym, co wprost nieuświadamiane, tłumione, inaczej niż w „pośredni” literacki sposób niedające się opisać, przedstawić czy opowiedzieć. Literacka (artystyczna) reprezentacja wnosi do humanistycznego poznania jeszcze jeden rys dodatkowy. Zawieszając bezpośrednie odniesienie do świata, fikcjonalizuje przedmiot i przez to, że uzależnia go od reprezentacji, kieruje uwagę na władzę przedstawiania. Mechanizmy retoryki obecności, czyli dyskursywno-literackie sposoby udostępniania realności okazują się w efekcie kluczowym, odrębnym, a także swoistym przedmiotem badań literaturoznawczych.

Generalnie biorąc, rozpatrywanie literatury w kategoriach wykluczających się alternatyw – tzn. albo jako kluczowego przewodnika po rzeczywistości kulturowej, albo jako autonomicznej dziedziny podległej specyficznym regułom literackości – nie wydaje się mieć przed sobą szczególnych perspektyw. Z kilku powodów. I dlatego, że reprezentatywność to specyficzna, a z kolei literacka specyfika nie do uzasadnienia (Widdowson 1999). I bardziej jeszcze dlatego, że sam dualistyczny styl myślenia o literaturoznawczym przedmiocie ogranicza istotnie możliwości jego efektywnej problematyzacji. Jak próbowałem tu najzwięźlej pokazać, ten osobliwy, nieuchwytny przedmiot kulturowy, ta „dziwna instytucja” (formuła Derridy) zwana literaturą, jest bowiem przynajmniej i równocześnie: językowym dziełem sztuki,tekstem kultury i retoryczną formą organizacji ludzkiego doświadczenia. Jako dzieło sztuki należy do autonomicznej rzeczywistości fikcjonalnej, spowinowaconej z innymi autonomicznymi światami (jak rzeczywistość innych sztuk czy rzeczywistość wirtualna). Jako tekst kultury należy z kolei do symbolicznego uniwersum złożonego z różnorodnych jednostek dyskursywnych dokumentujących, kształtujących i utrwalających samowiedzę jednostek i społeczności, a także mentalny (nie zawsze uświadamiany) wymiar kulturowych zdarzeń i zachowań. I na koniec, jako retoryczna forma organizacji i artykulacji doświadczenia (nawet najbardziej potwornego) jest składnikiem świata życia codziennego jednostek i zbiorowości, i to częścią szczególnie wartościową, bo pomagającą nie tylko wynajdywać w nim porządek i sens, ale także – jak mówi poeta – „znosić ból oraz nieszczęście”.

Ta potrójna przynależność – artystyczna (i artefaktualna), kulturowa i doświadczeniowa – tyleż chroni literaturę przed całkowitym włączeniem do którejś z tych dziedzin, co zabezpiecza jej względną niezależność. Zmierzam w ten sposób do podtrzymania tezy o autonomii, lecz nie tradycyjnie definiowanej. Należy w ogólności dopuścić myśl, że autonomia literatury – rozpatrywana zazwyczaj w kategoriach odrębnego zespołu praw w niej obowiązujących (w stosunku do szeroko rozumianej dziedziny podstawowej) – ma również inne znaczenia, wymagające szukania odmiennych sposobów jej określania i respektowania. A w szczególności rozważyć wariant – moim zdaniem, obiecujący w tym względzie – pojmowania ograniczonej autonomii w sensie, można powiedzieć, eksterytorialności:częściowa przynależność do danej dziedziny znajduje tu bowiem zawsze silną przeciwwagę w nieprzynależności pozostałych składników czy aspektów (wynikającej z ich przynależności do innych dziedzin), czego konsekwencją jest efekt warunkowej eksterytorialności literatury jako całości. Sądzę, że ta cecha naszego przedmiotu – jego, by tak powiedzieć, „niecałkiempodległość” wobec władzy jakiegokolwiek dyskursu – mogłaby stać się sensowną podstawą do budowania podobnie „eksterytorialnie” rozumianej, względnej odrębności współczesnej wiedzy o literaturze, która zachowując świadomość istotnej przynależności literatury do owych trzech terytoriów, winna w konsekwencji włączyć ich „literackie” wymiary w pełnoprawny zakres swego przedmiotu poznania. Wydaje się, że również ta własność powinna skłaniać do rozbrajania zarówno wewnątrzdyscyplinowych dychotomii, jak i międzydyscyplinowych zatargów, rywalizacji czy antagonizmów – zachęcając do współdziałania, konfrontowania profesjonalnych kompetencji i punktów widzenia, szukania wspólnej podstawy (lub bodaj krzyżowania się dróg) badawczego postępowania.

Poetyka intertekstualna: tradycje i perspektywy[1]

Uwagi wstępne

W polskiej tradycji literaturoznawczej – jak zapewne w większości tradycji badawczych wywodzących się z europejskich tradycji kulturowych – badania intertekstualne są trzecią wielką falą nowożytnej refleksji poetologicznej (po klasycznej teorii imitacji i emulacji, uprawianej od XVI do XVIII wieku, oraz po poromantycznej teorii wpływów i zależności, uprawianej od lat osiemdziesiątych XIX wieku do lat dwudziestych XX wieku), skoncentrowanej na sposobach określenia swoistości, funkcji oraz cech dzieła literackiego poprzez badanie jego powiązań z innymi tekstami (przede wszystkim literackimi, a pochodnie także nieliterackimi), wpisanymi w dyskursywne uniwersum kultury. Nowoczesna teoria intertekstualności jest oczywiście głęboko powiązana z tymi tradycjami, zarówno pozytywnie (poprzez przejęcie bądź przystosowanie do własnych potrzeb sporego repertuaru tego rodzaju literackich zjawisk i technik), jak i negatywnie – a to m.in. poprzez zakwestionowanie kluczowych dla nich kategorii: „doskonałości” w estetyce klasycystycznej (zakwestionowanie uniwersalnego statusu kanonicznego dzieła jako wzorca idealnego, określającego reguły twórczości jako normy jego imitacji) oraz „oryginalności” w estetyce romantycznej i poromantycznej (zakwestionowanie statusu dzieła jako możliwości kreacji źródłowej, prymarnej i niewytłumaczalnej w kontekście dotychczasowej twórczości).

Najogólniej mówiąc, w XX wieku kategoriom tym przeciwstawione zostaje pojęcie „nowości”, rozumiane jako rodzaj unikatowości relacyjnej czy sytuacyjnej, uzyskiwanej za sprawą niepowtarzalnej pozycji określanej siecią relacji intertekstualnych, a utrwalanej poprzez autorefleksyjne operacje nowoczesnego (w tym i awangardowego) dzieła oraz jego metajęzykowe odniesienia do „systemu” literatury. Z kolei kryzys pojęcia „nowości” jako regulatywnego ideału działania artystycznego w drugiej połowie XX wieku, świadomość wyczerpywania się bądź skutecznego zakwestionowania możliwości sformułowania w pełni nowej, oryginalnej czy własnej (autorsko) literackiej wypowiedzi, doprowadziła m.in.: w obszarze literatury – do wyeksponowania i jawnego stematyzowania sfery relacji między tekstami; w obszarze teorii zaś – do prób budowania ogólniejszych koncepcji dzieła i literatury opartych na wiedzy o roli tego intertekstualnego wymiaru w stanowieniu o ich kulturowym statusie.

Jak wiadomo, choć literatura pozostaje dalej uprzywilejowanym terenem badań intertekstualnych, to jednak ich zasięg od dawna już do niej się nie ogranicza. Rozpoznanie w intertekstualności istotnego wymiaru dyskursywnego uniwersum kultury spowodowało, że literaturoznawcze metody jej badania wykorzystywane są owocnie we wszystkich praktycznie dziedzinach współczesnej wiedzy o sztuce i kulturze – w historii sztuk plastycznych i architektury, muzykologii i filmoznawstwie, wiedzy o teatrze, tańcu i fotografii – a w wielu innych dyscyplinach wiedzy humanistycznej oraz subdyscyplinach wiedzy o kulturze traktowane są jako istotne źródło metodologicznych inspiracji (od językoznawstwa, filozofii, teorii historiografii, socjologii, psychologii kulturowej i antropologii po analizy dzisiejszych form internetowej sztuki, elektronicznej komunikacji czy cyberkultury). Zauważyć trzeba, iż tak rozległy zasięg operacyjny tej pierwotnie językowo-literackiej („tekstowej”) kategorii możliwy był do zaaprobowania albo w perspektywie semiotyki kultury, albo po przyjęciu konsekwencji „językowego zwrotu” w filozofii i naukach humanistycznych, uznających językowo-semiotyczną mediatyzację rzeczywistości kulturowej za nieusuwalny wymiar ludzkiej samowiedzy i doświadczania świata (a pojęcia „tekstu”, „dyskursu”, „narracji”, „języka figuralnego”, „stylu”, „kodu” etc. za część wspólnego instrumentarium humanistyki).

Wypada też dodać, że choć wiedza o historii sztuki i literatury pozwala nam wskazać na rozmaite antecedencje i tego typu jawnie intertekstualnych zjawisk (centon, potpourri, parodia, trawestacja, kontrafaktura, pastisz, wariacja, kolaż, montaż), i tego rodzaju rozumienia sztuki i literatury (teoria imitacji i emulacji, teoria wpływów i zależności) od starożytności po wiek XX, które by przemawiały na rzecz uniwersalnego, ponadhistorycznego charakteru tej kategorii, to jednak pewne jej cechy specyficzne (i specyficzne formy jej rozumienia) związane są niewątpliwie z przeobrażeniami nowoczesnej i ponowoczesnej sztuki i literatury (od przełomu XIX i XX wieku po współczesność), jak też z ewolucją refleksji teoretycznej, jaka dokonywała się stopniowo, szczególnie jednak intensywnie po przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX wieku. Należy nadto dopowiedzieć, iż choć intertekstualność zyskała status kluczowego terminu współczesnej teorii literatury i innych sztuk (o charakterze obiegowym, a więc jakby „samo-przez-się-zrozumiałym”), to próżno szukać w słownikach jej ustabilizowanego, wspólnie podzielanego znaczenia; zarówno indywidualne koncepcje, jak całe orientacje badawcze, nie wspominając o swoistości poszczególnych dyscyplin badań nad sztuką i kulturą, definiują to pojęcie w sposób istotnie odmienny, z trudem poddający się systematyzującej refleksji.

W tym stanie rzeczy obstawać będę w tym tekście za wartością pośredniego rozwiązania. Jeśli, z jednej strony, można pojmować badania intertekstualne jako „aspektową” teorię literatury o ponadhistorycznym, uniwersalnym zasięgu, z drugiej zaś jako formę „wewnętrznej” poetyki literatury nowoczesnej i ponowoczesnej, to warto rozważyć też możliwość trzecią: intertekstualnej poetyki jako uhistorycznionej teorii średniego zasięgu, tzn. o zasięgu ograniczonym do historycznych założeń przyjętych w danej epoce literacko-kulturowej, a obejmującym, oprócz tradycyjnie pojętej literatury, także nieliterackie dyskursy kulturowej rzeczywistości. Ograniczenie to nie świadczy wcale o wyjątkowości tego rodzaju ujęcia teorii. Płynie raczej z podzielania dość powszechnego w myśli XX wieku przekonania, iż każda teoria oparta jest na założeniach, a założenia te są z kolei historycznie i kulturowo uwarunkowane (nie ma więc teorii bezzałożeniowych ani też założeń o charakterze prawd uniwersalnych, choćby jedne i drugie chciały za takie uchodzić). Historyczny charakter w tym znaczeniu mają zatem także kolejne warianty teorii literatury, jakie się zapisały w dziejach doktryn literaturoznawczych. Jeśli w tej perspektywie nie ma sensu mówić o wyjątkowości ujęcia teorii tu rozpatrywanej, to można jednak zaryzykować tezę o pewnym wyjątkowym rysie jej samej. W przypadku intertekstualnej poetyki historyczność nie jest bowiem, jak sądzę, ani rezultatem rekonstrukcji nieświadomych założeń, ani świadomie przyjętą metodą historycznych badań. Szczególny rys poetyki intertekstualnej (w przyjętym tu jej rozumieniu) wiąże się z tym, że jej udziałem stało się odkrycie podwójnej historyczności – własnej i swego przedmiotu. Reszta – jej założenia, metody, zasięg, cele, także jej przemiany – to uznawanie kolejnych konsekwencji tego odkrycia.

W stronę historii teorii

Dla syntetyczno-przeglądowego celu tego szkicu wystarczy przypomnieć (skrajnie rzecz upraszczając), że termin ten zawdzięczamy inwencji metodologicznej Julii Kristevej, która wtedy właśnie (tzn. na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych) zreinterpretowała koncepcje Michaiła Bachtina w perspektywie założeń strukturalnej lingwistyki Saussure’a oraz własnych idei (inspirowanych z kolei Lacanowską psychoanalizą). W ten sposób, najkrócej mówiąc, Ferdynandowi de Saussure’owi (Saussure 1991) zawdzięczamy świadomość systemowej natury języka (a pochodnie kodów sztuki i kultury), relacyjnego charakteru znaczenia znaku (a pochodnie tekstu i dzieła sztuki) oraz projekt semiologii, jako nauki badającej systematycznie (metodą analizy strukturalnej) życie znaków w obrębie danej społeczności. Michaiłowi Bachtinowi (Bachtin 1970, 1982, 1986) zaś – świadomość społecznej natury języka: trwale splatającego poszczególne wypowiedzi w sieć wzajemnych powiązań, decydujących o ich kształcie i znaczeniu oraz formie personalizacji (indywidualizacji i uspołecznienia) wypowiadającego się podmiotu („dialogiczność”); zachowującego „pamięć” o wcześniejszych użyciach i punktach widzenia oraz antycypującego reakcje, późniejsze wypowiedzi i perspektywy ideologiczne podmiotu („dwugłosowość” słowa, „nastawienie na cudze słowo”); rozwarstwionego na gatunki, socjolekty i rejestry mowy, które aktywnie oddziałują na poszczególne wypowiedzi, przesądzając o ich heterogeniczności i hybrydyzacji („­różnojęzyczność”) oraz semantyczno-pragmatycznej unikatowości (wedle niego bowiem powtarzać się bowiem mogą teksty, nie wypowiedzi).

Wreszcie Julii Kristevej (Kristeva 1967, 1980, 1984) zawdzięczamy z jednej strony depersonalizację Bachtinowskich stosunków dialogowych, zamienionych w anonimową sieć relacji pomiędzy tekstami należącymi do jednego systemu bądź różnosystemowych („transpozycja”), z drugiej zaś propozycję powiązania pojęcia intertekstualności z efektami szczególnej interferencji zachodzącej pomiędzy dwoma kluczowymi aspektami zarazem: procesu znaczeniotwórczego tekstu i procesu konstytucji nowoczesnego podmiotu – semiotycznym (tu: prywatny, irracjonalny, prelogiczny i antyspołeczny „język” ciała, instynktu, pragnienia) oraz symbolicznym (tu: racjonalny, uspołeczniony „język” podmiotu jako reprezentanta porządku życia publicznego). Zdaniem Kristevej, świadomość zerwania, niedającego się pogodzić antagonizmu między tymi obu aspektami pojawia się pod koniec XIX wieku, kiedy to wejście na scenę historii „rozszczepionego podmiotu” zbiega się z powstaniem świadomie intertekstualnej sztuki, która w sposób manifestacyjny ujawnia ów nieusuwalnie konfliktowy związek między siłami porządku i nieświadomości (fenotekstem a genotekstem), jaki skądinąd cechuje organizację wszelkich tekstów (w tym i „tekstów” kultury). Ten ostatni pogląd warto podkreślić: w myśl bowiem założeń promotorki tego terminu, intertekstualność jest specyficzną i historycznie określoną cechą sztuki nowoczesnej i ponowoczesnej.

Przywołanie tych trzech historycznych stanowisk ma i to dodatkowe uzasadnienie, że – jeśli potraktować je jako orientacyjne znaki ogólniejszych koncepcji – pozwala wskazać na trzy główne kierunki rozwoju intertekstualnych badań. Pierwsze stanowisko patronuje przede wszystkim systemowym badaniom nad literaturą i sztuką (Riffaterre 1982, 1988, Genette 1996) oraz nad intersemiotycznymi relacjami pomiędzy różnymi sztukami. Drugie – analizom podmiotowych relacji pomiędzy twórcami i/lub odbiorcami kultury jak też różnymi postaciami wzajemnego oddziaływania w przestrzeni społecznych dyskursów – m.in. dialogu, perswazji, wpływu, dyskursu wyzwalającego i ubezwłasnowolniającego – w rodzaju teorii wpływu (Bloom 2002), krytyki feministycznej (Showalter 1996, Gilbert, Gubar 1979) czy postkolonializmu (Said 2009, Bhabha 2010). Trzecie zaś – dociekaniom nad własnościami tekstu i tekstualności (jako opozycyjnymi wobec własności dzieła i literackości) oraz nad relacjami pomiędzy semiotyczną aktywnością kulturową a życiem, tzn. nad powiązaniem konwencjonalnych cech, strategii, formalnych technik „języka” sztuki z tym, co pozaliterackie, nieartystyczne, anestetyczne (materialne, biologiczne, popędowe, podświadome) w danym obiekcie artystycznym czy kulturowym (Barthes 1996, 1998, 1999, 1999a, Derrida 1996, 1999, 2000), czy nawet w ponadindywidualnym i prerefleksyjnym znaczeniotwórczym procesie dyskursywnym (tekstowej wytwórczości).

Wypada dodać, że to trzecie stanowisko, krytykowane niejednokrotnie za przesadny radykalizm tez (odrzucających w jakiejkolwiek postaci podmiotowe autorstwo, autonomię i integralność tekstu oraz stabilność jego znaczenia), co obniżało efektywność ich zastosowania do tekstów respektujących zasadniczo standardowe kryteria „dziełowości” (a takich jest zdecydowana większość), okazało się niezwykle skuteczne operacyjnie i produktywne w odniesieniu do nowej dziedziny zjawisk. Znalaz­ło mianowicie wykorzystanie w analizach intertekstualnego wymiaru elektronicznych książek i hipertekstów funkcjonujących w internetowej cyberprzestrzeni (Landow 1992, Wells 1997). Wypada też zastrzec, iż używane w odniesieniu do tego obszaru instrumentarium, choć wywodzi się w większości z terminologii intertekstualnej badaczy literatury (jak „hipertekst” – Genette, czy „leksja” – Barthes), nie daje się do nich sprowadzić, ma odrębne znaczenie; podobnie jak niewiele ma wspólnego internetowy sposób bycia z Barthes’a i Derridy swoistą ideologią tekstu – tzn. apologią demokratycznej, pluralistycznej, nieograniczonej tekstualności, wyzwolonej spod kontroli instytucji dyskursywnych, dominacji społecznych norm i opresji politycznej władzy.

Widziana w tej perspektywie polska tradycja badań intertekstualnych swój charakter zawdzięcza przede wszystkim – prócz oddziaływania rodzimej tradycji badawczej (Irzykowski 1911, Borowy 1921, Łempicki 1925, Hopensztand 1936) – inspiracji dwóch pierwszych stanowisk (przy marginalnym początkowo znaczeniu trzeciego). Mniej więcej równocześnie przebiegająca lektura prac de Saussure’a oraz Bachtina – w fazie budowania zrębów polskiego strukturalizmu na początku lat sześćdziesiątych – określiła na długo wyjściowe założenia (systemowo-dialogowe, a w rezultacie – komunikacyjne) tych badań. Prowadzono je w Polsce szczególnie intensywnie od wczesnych lat sześćdziesiątych do końca lat dziewięćdziesiątych, przy czym o ile w fazie pierwszej uczestniczyli aktywnie, prócz młodego pokolenia strukturalistów, stronnicy starszych tradycji metodologicznych, to w fazie ostatniej dołączyli do nich również zwolennicy poststrukturalistycznych (w tym i dekonstrukcjonistycznej) orientacji. Upraszczając można powiedzieć, że w każdym z dziesięcioleci dominowały nieco inne zainteresowania badawcze, a ich antycypacją, jak również swoistą ramą pojęciową stała się refleksja na temat tradycji literackiej czy literacko-kulturowej (Głowiński 1959, Sławiński 1967, Balbus 1990).

Lata sześćdziesiąte to przede wszystkim okres studiów nad zjawiskiem stylizacji (Skwarczyńska 1961, Bereza 1966, Balbus 1968, Balcerzan 1968, Głowiński 1971), a także nad aluzją literacką (Górski 1961) oraz cytatem i lingwistycznie ujętym „wyrażeniem cudzysłowowym” (Lissa 1965, Morawski 1966, Mayenowa 1967). Lata siedemdziesiąte to z kolei czas zainteresowań „intertekstualnym gatunkami” (jak parodia czy pastisz) oraz sposobami przywołania i transpozycji wzorców czy typów tekstów – od starożytnej formy silva i centonu po współczesny kolaż (Skwarczyńska 1970, Markiewicz 1967, 1971, Danek 1972, 1980, Głowiński 1973, 1980, Mayenowa 1974, Cieślikowska 1977, Bartoszyński 1978, Ziomek 1980). Wreszcie lata osiemdziesiąte i dziewięćdziesiąte to okres syntez i typologii zjawiska, które wtedy właśnie dopiero określane jest powszechniej mianem intertekstualności oraz prób wykorzystania go do badań nad relacjami sztuki (literatury) i kulturowej rzeczywistości (Nycz 1984, 1990, Kłosiński 1985, Głowiński 1986, 1997, Paszek 1986, Cieślikowska 1988, Markiewicz 1989, Balbus 1990, 1993, Bolecki 1991, Bartoszyński 1991, Ziomek 1992, Sławiński 1999, Fulińska 2000, Grochowski 2001).

Problematyka podejmowana w ramach tych badań obejmowała większość kluczowych kwestii. Wymienię tu trzy sprawy ogólne. Pierwsza: w jakiej mierze analiza nawiązań pomiędzy tekstami zmienia nasze poglądy na tradycyjny status tekstu-źródła (jako miejsca narodzin danego „oryginału” tekstowego bądź miejsca jedynie przetworzenia danej formuły czy motywu o obiegowym, trwale nigdzie niezakotwiczonym rodowodzie lub też o zakotwiczeniu, którego „pierwszość” nie daje się ostatecznie dowieść). Druga: czy w badaniach intertekstualnych uwzględniać winniśmy jedynie „świadome” nawiązania o intencjonalności wpisanej w strukturę tekstu badanego (to zaś rodzi pytanie o charakter tej autorsko-tekstowej intencji oraz o sposób jej badania), czy też wzgląd na specyficzny status tekstu literackiego (i każdego innego?) skłaniać winien do uznania swoistej „nieświadomości” tekstu i intertekstualności fakultatywnej – odniesień intersubiektywnie sprawdzalnych i akceptowalnych, a aktywizowanych za sprawą kontekstów aktualizowanych w procesie recepcji. Trzecia: czy terenem badań winne być jedynie wąsko rozumiane zrealizowane teksty językowe (i to te przede wszystkim, które mają status tekstu literackiego), czy też prawomocnym obszarem analiz mogą być również: aluzje niepolegające na przywołaniu najmniejszego elementu tekstowego, reminiscencje czy serie tematyczne i postaciowe, a nadto „teksty-kody”, typy i klasy tekstów, gatunki, style…, a nawet „teksty kultury”, uniwersum dyskursu i wreszcie kulturowa rzeczywistość – o tyle mianowicie, o ile jest ona uchwytna i poznawalna za sprawą językowo-retorycznych form organizacji ludzkiego doświadczenia.

Opowiadam się w każdej z tych kwestii za drugim, „szerokokulturowym”, stanowiskiem określającym charakter intertekstualności i badań jej poświęconych. Przede wszystkim z powodów – jak mniemam – merytorycznych, tzn. z powodu wiedzy, jaką dzięki tym badaniom zyskujemy na temat natury dzieła (tekstu) literackiego i literatury w ogóle. Generalnie biorąc, sądzę bowiem, iż intertekstualność jako pojęcie współczesnej wiedzy o literaturze i sztuce – wykorzystuję własną próbę definicji – to kategoria służąca do określenia tego wymiaru budowy i znaczenia tekstu (dzieła sztuki), który wskazuje na nieusuwalne, inherentne uzależnienie jego wytwarzania, przedmiotowego statusu, odbioru zarówno od istnienia innych tekstów i architekstów (reguł stylistyczno-gatunkowych, konwencji dyskursywno-rodzajowych, kodów semiotyczno-kulturowych), jak i od możliwości rozpoznania owych odniesień inter- i architekstualnych przez uczestników kulturowego poznania i procesu komunikacyjnego (Nycz 1990). Wynikająca z tej definicji konieczność uwzględnienia tego podwójnego (sytuacyjno-podmiotowego) uwarunkowania sposobu bycia i znaczenia tekstu literackiego stanowi, w moim przekonaniu, podstawowe założenie określające wszelkie dalsze wnioski dotyczące jego tożsamości i semantycznej organizacji. Ale jest też powód drugi tego wyboru: jego metodologiczna produktywność, pozwalająca w poetyce intertekstualnej widzieć zarówno trafne narzędzie badania literatury w jej zmieniających się historyczno-kulturowych kontekstach, jak i skuteczną poznawczo literaturoznawczą metodę analizy nieliterackich dyskursów kultury.

W stronę historycznej poetyki literatury

Nie zamierzając tu dalej streszczać bardzo zawikłanej i bogatej historii tego pojęcia – to zadanie na osobną obszerną książkę (vide m.in. Allen 2000, Orr 2003) – spróbuję zebrać te jego rozproszone charakterystyki, które sumują się w mniej więcej wspólnie podzielany korpus poglądów na dzieło sztuki (jego naturę, budowę, rozumienie, funkcjonowanie w kulturze), a więc ująć w sposób, który traktuje je jako wykładnik pewnej poetyki czy też historycznej teorii dzieła sztuki. Chodzi o interdyscyplinarną w swoim zasięgu historyczną poetykę nowoczesnej i ponowoczesnej sztuki i literatury – pod wieloma ważnymi względami istotnie odmienną od tradycyjnych poetyk, a doniosłą głównie z powodu zmian, jakie wprowadza do samych podstaw rozumienia sztuki oraz sposobów jej poznawania.

Zmiany te zapewne najłatwiej uchwycić przez porównanie z tradycyjną koncepcją dzieła, którą formułowała estetyka formalistyczna. Mówiąc ogólnikowo o estetyce formalistycznej, jestem świadom, że wprowadzam tu swoiście mityczną konstrukcję, nie tyle odkrywaną w pismach jej zwolenników, co kreowaną przez przeciwników jako cel swych krytycznych odniesień (jest to wszakże typowy mechanizm artystycznej i estetycznej zmiany, a jego wyjaśnienia dostarcza m.in. intertekstualna poetyka). Chodzi o esencjalistyczną koncepcję podmiotu i tekstu ucieleśnioną w micie dzieła samego w sobie, które swą wyniosłą tożsamość przeciwstawia pospolitym obiektom kulturowym – hybrydycznym tworom o płynnych znaczeniach zależnych od zmiennych kontekstów. Wedle tego poglądu, dzieło sztuki godne tego miana jest rodzajem misternego zasobnika („dobrze sklepioną urną” wedle okreś­lenia Keatsa), który w swym wnętrzu tyleż zabezpiecza zawartość przed wpływem zewnętrznych okoliczności oraz pragmatycznymi zakusami niekompetentnych odbiorców, co tę drogocenną treść w niezmiennej postaci przechowuje i konserwuje.

Można chyba się zgodzić, że ta wizja dzieła sztuki jako samowystarczalnego obiektu artystycznego o stałym (acz nierzadko skrajnie trudnym do uchwycenia i zrozumienia) znaczeniu pojawia się w różnych wariantach w rozmaitych nurtach teorii sztuki i literatury początku XX wieku (z reguły, co prawda, w elitarystyczno-modernistycznych, rzadziej w awangardowych); równocześnie jednak nietrudno dostrzec, że wiele nowoczesnych dzieł sztuki dopuszcza odmienne interpretacje swej budowy, a niektóre wprost proklamują swój sprzeciw wobec takiej wykładni. By zilustrować tego rodzaju wczesne symptomy zmiany poetyki, posłużę się sławną metaforą autotematyczną, zawartą w Jądrzeciemności Josepha Conrada, jednym z kluczowych dzieł powstałych jeszcze na progu epok (powst. 1899, wyd. 1900), a otwierających już problematykę stricte nowoczesnej sztuki:

Marynarskie opowieści to zgrzebna prostota, cały ich sens zmieści się w połówce łupiny orzecha. Jednakże Marlow nie był typowym marynarzem (wyjąwszy upodobanie do snucia opowieści); według niego znaczenie zdarzenia nie tkwi w nim niczym jądro, a jest na zewnątrz, otacza opowieść, która wysnuwa je jakby opary nad żarem ognia, na podobieństwo mglistych aureoli widocznych niekiedy w widmowej poświacie księżyca.

(Conrad 2000, 13; podkr. – RN)

Choć dzieło Conrada nie jest mozaiką cytatów, a jego znaczenie nie otwiera się ostentacyjnie na zmienne okoliczności czy swobodną inwencję czytelników (acz obrosło już całą biblioteczką najrozmaitszych wykładni), to stanowi doniosłe świadectwo śledzonych tu przeobrażeń poetyki. Z trzech powodów. Po pierwsze, dlatego, że proklamuje radykalne przemieszczenie lokalizacji znaczenia: nie jest już ono do odnalezienia we wnętrzu dzieła, lecz w obszarze uznawanym dotąd za jego „zewnętrze”; w sferze związków, odniesień i wpływów tyleż artystycznej tradycji, co doświadczanej rzeczywistości. Po drugie, zmienia atrybuty owego znaczenia: jest to znaczenie zdecydowanie relacyjne (nie „niezmienne”), będące, można powiedzieć, efektem szczególnej interferencji zachodzącej pomiędzy trzema czynnikami: (a) tekstowymi strategiami organizacji znaczenia oraz zaktywizowanymi przez nie, z jednej strony, (b) podmiotowymi kompetencjami poznawczymi a, z drugiej strony, (c) artystyczno-kulturowymi kontekstami. Po trzecie, streszczające te złożone relacje impresjonistyczno-symboliczne określenie („aureola widoczna niekiedy w widmowej poświacie”) przywołuje historyczną fazę tradycji, w której kształtowały się artystyczno-estetyczne założenia dzieła i zarazem sygnalizuje ich możliwe konsekwencje dla jego poetyki.

Zauważmy bowiem, że te dwa opozycyjne pod wieloma względami kierunki – impresjonizm i symbolizm – miały m.in. tę ważną cechę wspólną, że odrzucały gotową wiedzę o przedmiocie jako o uprzednio znanym odrębnym obiekcie o stałych, sobie właściwych, rozpoznawalnych cechach. I dla impresjonizmu, i dla nowoczesnego symbolizmu tymczasem (choć z różnych powodów) nie istnieją cechy przedmiotu niezależne od warunków, w których się on pojawia i jest postrzegany. W rezultacie – i jest to zresztą powód, dla którego m.in. uznać wypada (moim zdaniem) fuzję impresjonizmu i symbolizmu za moment „narodzin” świadomości nowoczesnej sztuki – „warunki” stają się integralną częścią percypowanego obiektu. Jeśli zgodzimy się, że tak jest, to musimy też przystać na konsekwencje: (a) cechy przedmiotu (w tym i danego dzieła sztuki) okazują się współzależne od warunków oraz (b) od sposobów („wyposażenia” podmiotowego medium) poznania, w których i poprzez które owe własności są identyfikowane; (c) rezultaty poznania skażone zostają na trwałe niepewnością i przygodnością; (d) własnościom artystycznego obiektu (w tym i jego znaczeniu) przysługuje ten sam „słaby” ontologicznie status (Vattimo 2006, 2003, Zawadzki 2003), co wszelkim innym przedmiotom kulturowego poznania.

Z tego punktu widzenia zatem można powiedzieć, że owo „przemieszczenie” znaczenia oraz przydanie mu dynamicznego, zmiennego i nieokreślonego charakteru to cechy antycypujące koncepcję dzieła nowoczesnego; dzieła, które swą kluczową wartość „nowości” uzasadnić może tylko relatywnie: przez krytyczne odniesienie się do – bądź karykaturalne czy parodystyczne zdeformowanie – dzieł, reguł, konwencji i tradycji, na których tle nowatorstwo jego organizacji formalnej może zostać uznane. A jeśli tak, to za czytelny znak kryzysu estetyki modernistycznej i antycypację nowych zasad konstrukcji można uznać zakwestionowanie kategorii „nowości” jako regulatywnego ideału artystycznych poszukiwań. W polskiej tradycji literackiej locusclassicus tego motywu estetycznego znużenia (nowością, oryginalnością) czy też wyczerpania możliwości języka sztuki znajduje się w swoistym manifeście świadomie intertekstualnej literatury, jakim jest powstały w 1951 roku Trans-­-Atlantyk Witolda Gombrowicza (Gombrowicz 1986 – vide zwłaszcza kluczową w tym względzie, słynną scenę dyskusji argentyńskiego erudyty z polskim nowatorem). Lecz podobne motywy znaleźć można oczywiście w dziełach z tego czasu innych późnych modernistów, Jorge Luisa Borgesa (skądinąd pierwowzoru postaci owego argentyńskiego erudyty), Tomasza Manna czy Vladimira Nabokova.

Choć oczywiście wielcy twórcy nowoczesnej literatury byli w pełni świadomi charakteru swego nowatorstwa jako krytycznego przetworzenia tradycji i odnowienia reguł sztuki w rezultacie rearanżacji dostępnych, w tym zwłaszcza pozakanonicznych i pozaartystycznych, środków wyrazowych – to w skrajnych strategiach działania pisarskiego modernistyczne nowatorstwo jawi się niejednokrotnie jako efekt amnezji pamięci kulturowej bądź skutek retoryki perswazji artystycznej narzucającej wrażenie tworzenia czegoś absolutnie „nowego”, w rezultacie stłumienia czy zatarcia śladów „już powiedzianego” i „już wynalezionego”. Świadomie intertekstualna twórczość późnych modernistów zaś, eksponująca swe powiązania z uniwersum tradycji i kultury, staje się w tej perspektywie manifestacyjnym wyrazem „powrotu stłumionego”: przywróceniem sztuce (w tym także wychylonej w przyszłość „nowej” sztuce) jej historyczności – zakorzenienia w przeszłości, podatnego na zmiany czasowego charakteru, wymiaru historycznego.

W ostatnim półwieczu przywracanie literaturze jej statusu pamięci kulturowej (Iser 2006) nie oznacza tylko dialogów z tradycją i przywoływania, a często także włączania przeszłości w strukturę dzieła. Jej cechą szczególnie interesującą – stanowiącą jeden z dwu ostatnich jak dotąd kierunków ekspansji (i zastosowań) intertekstualnej poetyki – jest „powrót” rzeczywistości, odnajdywany w zwrocie ku intertekstualnej reprezentacji doświadczenia, pamięci kulturowej i historycznej rzeczywistości kulturowej (Erll 2008, Saryusz-Wolska 2009). Użycie cytatu, międzytekstowe nawiązania nie muszą bowiem wcale świadczyć tylko o przynależności dzieła do świata sztuki, hermetycznie odgrodzonego od kulturowej rzeczywistości. Jak to prosto a przenikliwie sformułował Czesław Miłosz, „używanie cytatów, odwoływanie się do poprzedników nie musi być inkrustacją literackimi klejnotami. To jest odwoływanie się do wymiaru historycznego, który jest bardzo istotną częścią rzeczywistości” (wypowiedź z 1980, cyt. za: Gorczyńska 2002, 303).

Użycie technik intertekstualnych w służbie zadań mimetycznych, poznawczych, referencyjnych niesie w sobie, naturalnie, ryzyko zakwestionwania możliwości spełnienia tych zadań, z powodu groźby estetyzacji i „tekstualizacji” rzeczywistości, w sensie sprowadzenia jej do miraży języka, gry intertekstów i wirtualizacji realności (Baudrillard 1996, Jameson 1996a). Ale może wszakże przynosić również poważne rezultaty poznawcze – mianowicie jako narzędzie krytycznej reprezentacji ukrytego „konstrukcjonizmu” naszego poznania i doświadczanej realności, weryfikującej przekonanie, że „tekstowe”, to znaczy zsemiotyzowane i zmediatyzowane kulturowo, formy organizacji wiedzy i doświadczenia są istotnym, nierozdzielnie związanym składnikiem naszego pojęcia rzeczywistości. A ponieważ dzieło, w tej optyce widziane, zawiera w sobie ową historyczną rzeczywistość jako „wewnętrzny” składnik swej konstrukcji, to uznać wolno, że samo może być pojmowane również jako jej składnik, a więc bardziej w kategoriach partycypacji niż klasycznej reprezentacji (jako forma pojetycznej samowiedzy kultury).

Co zaś do pierwszego „antypoznawczego” (bo zawieszającego referencjalność) sposobu wykorzystania technik intertekstualnych, to zauważyć trzeba, iż zmienić wypada radykalnie jego ocenę, gdy dochodzi do kwalifikacji jego funkcjonowania w nowej historycznie (i przede wszystkim technologicznie) dziedzinie: wirtualnej rzeczywistości elektronicznych mediów, gdzie efekt „wirtualizacji” realności, krytykowany w niektórych przejawach ponowoczesnej literatury, stanowi w tym przypadku w pełni adekwatne ujęcie internetowej czasoprzestrzeni. W tym obszarze wszelkie techniki intertekstualne znajdują dla siebie nie tylko ogromne pole działania, ale i nowe możliwości rozwoju. Pojawiające się tam strategie realizacji oraz interaktywnej lektury elektronicznych książek i hipertekstów uznać można za rodzaj ekstrapolacji, jak też urzeczywistniania czy nawet wzbogacania potencjału (niedającego się w pełni wykorzystać w „tradycyjnym” medium druku) intertekstualnych technik literatury w nowym środowisku liternetu i cyberprzestrzeni. Jak się zatem wydaje, zarówno jeden, jak drugi sposób wykorzystania intertekstualnych technik literatury: do uobecniania historycznych form organizacji doświadczenia i społecznych konstruktów kulturowej rzeczywistości oraz do konstruowania i rekonstruowania elektronicznych hipertekstów w przestrzeni internetowej – otwierają przed intertekstualną poetyką nie tylko istotne perspektywy poznawcze, lecz i rozległe obszary badań.

Intertekstualność a nowoczesność i ponowoczesność