Pod skórą - Agata Czykierda-Grabowska - ebook

Pod skórą ebook

Agata Czykierda-Grabowska

4,4

Opis

Oskar wraca do domu po kilku latach nieobecności. Remont rodzinnego domu łączy z pracą w lokalnym klubie. To właśnie tam jego wzrok przykuwa dziewczyna wyłaniająca się z mgły. Ada spędza wakacje, oddając się swojej największej pasji. Prowadzi zajęcia taneczne, a wieczorami wraz ze znajomymi imprezuje w największym klubie w mieście. Pojawienie się Oskara wywraca jej życie do góry nogami. Tragedia podzieliła ich dawno temu. Nie da się o niej zapomnieć, jak nie da się zapomnieć o cierniu tkwiącym głęboko Pod skórą. Czy można wybaczyć zdradę? Czy w obliczu tego, kim byli i kim się stali, zapomną o nienawiści i ponownie sobie zaufają?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 475

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,4 (338 ocen)
203
92
31
11
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
alabomba

Nie oderwiesz się od lektury

Fajne
00
fakirek13

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna jak wszystkie t tej autorki
00
48504930984

Dobrze spędzony czas

Polecam tę książkę
00
Mangano

Nie oderwiesz się od lektury

Cudo
00
anet66

Dobrze spędzony czas

fajna, chociaż trochę za długie opisy
00

Popularność




Copyright © by Agata Czykierda-Grabowska
Okładka Monika Pirogowicz
Fotografie na okładce Copyright © Pixabay.com/Engin_Akyurt
Redakcja i korekta Dorota Mańka
Skład Monika Pirogowicz
ISBN 978-83-94850-25-8
Wydanie I, Warszawa 2017
Niniejsza powieść jest fikcją literacką. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci i zdarzeń jest przypadkowe.
BMDesign
Ul.Górczewska 224/98
01-460 Warszawa
Konwersja: eLitera s.c.

„MIŁOŚĆ TO JEDYNA SIŁA ZDOLNA PRZEKSZTAŁCIĆ WROGA W PRZYJACIELA”

MARTIN LUTHER KING

PROLOG

7 lat wcześniej...

Nienawidzę jej, pomyślał Oskar i rzucił z wściekłością piłką o ceglany mur oddzielający boisko od osiedla. Piłka odbiła się od ściany z głośnym łoskotem, a potem potoczyła z powrotem pod jego nogi. Zdradliwa suka, kontynuował w myślach. Gdyby nie to, że była dziewczyną, już dawno pokazałby, gdzie jest jej miejsce. Nie mógł na nią ani patrzeć, ani nawet słuchać. Unikał jej jak zarazy, ale nie zawsze mu się to udawało, bo w końcu chodzili do tej samej szkoły. Dzisiaj był jeden z tych dni, gdy nie zdołał wymigać się od kontaktu z nią. Udawał, że jej nie widzi, ale ona miała to gdzieś i znowu próbowała go zagadywać.

Nagle usłyszał za sobą głośne kroki. Chwycił piłkę do kosza w ręce i ruszył pospiesznie w stronę najbliższego przystanku autobusowego. Niestety kroki, przed którymi próbował umknąć, były coraz bliżej. Nie mógł rzucić się do biegu, ponieważ honor mu na to nie pozwalał. Nie chciał dać jej tej satysfakcji.

Aby jednak opanować wściekłość, zaczął odbijać piłkę od ziemi. Głuche dudnienie wtórowało jego pospiesznemu marszowi.

– Zaczekaj! – usłyszał za sobą znienawidzony głos, który za każdym razem rozrywał mu serce.

Nienawidził jej tak bardzo, że ledwie mógł nad sobą panować.

Udał, że jej nie słyszy i szedł dziarsko przed siebie. Kiedy zagrodziła mu drogę, chciał ją od siebie odepchnąć, ale powstrzymał się. Była w końcu dziewczyną i siostrą jego najlepszego kumpla, a do niedawna jego przyjaciółką.

Miała zaczerwienione policzki i szybko oddychała, a w jej oczach zobaczył łzy, za które znienawidził ją jeszcze bardziej.

– Po raz setny powtarzam ci, że nie miałam z tym nic wspólnego – powiedziała, ciężko przy tym dysząc. – Nic o tym nie wiedziałam – dodała, patrząc mu prosto w oczy.

– I mam w to uwierzyć? – zapytał z niedowierzaniem, przymykając powieki.

Oczywiście, że jej nie wierzył. Była podstępna i podła, jak jej koleżaneczki, z którymi prowadzała się od nowego roku szkolnego. Nienawidził jej tak samo, jak całej reszty tych głupich gęsi. Nie, pomyślał natychmiast. Nienawidzę jej bardziej. Ada znała go prawie od zawsze i dobrze wiedziała, gdzie uderzyć, żeby zabolało. I po co? Żeby móc przypodobać się nowym koleżankom? Po prostu go wykorzystała.

To ona była wszystkiemu winna.

– Mówię prawdę – zapewniła i naprawdę wyglądała na szczerą, ale Oskar nie dał się nabrać. – Nigdy bym cię nie zdradziła.

– Nieważne – postanowił niczego nie dać po sobie poznać, chociaż jego serce chciało jej uwierzyć. – Spadaj – ruszył przed siebie, wracając do odbijania piłki.

– To nie jaaa! – krzyknęła za nim, ale już tego nie słuchał.

Pozostał głuchy na jej słowa. Postanowił być głuchy na wszystko i wszystkich. Postanowił już nikomu nie ufać.

1.

Obecnie

Rzucił olbrzymią torbę podróżną na podłogę, położył się na łóżku i zakrył rękoma twarz. Był tak zmęczony, że nie mógł podnieść powiek. Zaczynał zapadać w płytki sen, ale z tego błogiego stanu wyrwało go pukanie do drzwi.

– Tak? – zapytał.

Mama wsunęła głowę do środka i uśmiechnęła się do niego czule. Oskar nie mógł się nadziwić, jak bardzo się postarzała przez ten ostatni rok. Wokół jej szarych oczu pojawiła się siateczka głębokich zmarszczek, a niegdyś kasztanowe włosy były teraz poprzetykane gęstymi pasmami siwizny. Chłopaka zalała kolejna fala wyrzutów sumienia, bo zostawił mamę samą na tak długi czas. I chociaż nie miał innego wyjścia, nie mógł sobie tego wybaczyć.

Zaraz po szkole średniej wyjechał do Niemiec. Studia były stratą czasu, na którą nie mógł sobie pozwolić. Potrzebował pieniędzy, i to szybko. Chciał się sam utrzymywać, aby odciążyć w tym matkę, a po jakimś czasie także ją wspierać. Z perspektywy czasu jego decyzja o wyjeździe okazała się słuszna. Praca była ciężka, ale Oskar czuł, że robi coś sensownego, a zgromadzona na koncie suma tylko go w tym utwierdzała. Nie zamierzał jednak do końca życia tak tyrać. Jego plan obejmował kilka lat na emigracji, a potem, po odłożeniu odpowiedniej kwoty, rozkręcenie własnego biznesu.

Cały rok pracował bez ustanku, ponieważ chciał zrobić sobie dłuższe wakacje w lecie. Terminowo wywiązał się z remontu willi swojego zleceniodawcy, bogatego niemieckiego przedsiębiorcy, i dzięki temu mógł sobie pozwolić na dwumiesięczny urlop.

Nie zamierzał go jednak trwonić na błogim lenistwie. Celem jego pobytu w rodzinnym mieście, oprócz spędzenia czasu z mamą, była przede wszystkim renowacja domu. Budynek nie wymagał wielu napraw, ale potrzebował odświeżenia. Oskar postanowił zająć się miejscem, w którym się wychował i przeżył dzieciństwo. To była też najcenniejsza rzecz, jaką posiadała jego mama. Nie mógł dopuścić, żeby dom niszczał na jej oczach.

– Zrobiłam obiad. Chcesz zjeść teraz, czy jak się trochę prześpisz? – zapytała mama.

– Zaraz przyjdę – odpowiedział, głośno ziewając.

Mama wyszła z pokoju, ale zanim to zrobiła, uraczyła go kolejnym ciepłym uśmiechem. Oskar jechał samochodem kilkanaście godzin. Pędził bez przystanku, bo chciał jak najszybciej znaleźć się we własnym domu.

Poza remontem, czekała go weekendowa praca w charakterze barmana w klubie kumpla. Oskar zgodził się przyjąć tę ofertę nie tylko z powodu przyjacielskiej przysługi, ale przede wszystkim dlatego, że za jakiś czas sam chciał otworzyć taki lokal i liczył, że to doświadczenie bardzo mu się przyda.

– Ale się zmieniłeś – powiedziała mama, przyglądając mu się z drugiego końca stołu.

Oskar zmrużył oczy, gdy poraziło go popołudniowe słońce, wpadające przez okno.

– Chyba nie aż tak – uśmiechnął się, biorąc do ust kęs grillowanej piersi z kurczaka.

– Zmężniałeś – wpatrywała się w niego jak w obrazek. – Praca była ciężka? – zapytała, wstając od stołu, żeby zaparzyć kawę.

– Nie bardzo – skłamał, bo nie chciał jej dostarczać dodatkowych zmartwień.

Praca była bardzo ciężka, ale nie na tyle, żeby nie mógł jej podołać. Wydoroślał, bo nie miał innego wyjścia.

– Tak się cieszę, że jesteś i zostaniesz przez całe lato – postawiła przed nim kubek parującej kawy.

Przez otwarte okno wpadł podmuch ciepłego, ale rześkiego powietrza. Oskar wziął głęboki oddech i poczuł, jak wracają mu siły. Był w domu – w miejscu, w którym zawsze czuł się bezpiecznie i w którym zostawił milion wspomnień. Nie wszystkie były dobre, ale takie było życie.

– Ja też, mamo – przyznał szczerze.

Po obiedzie postanowił się jednak przespać. Wieczorem miał się spotkać z kumplem, który obiecał wprowadzić go w tajniki pracy za barem, więc nie zaszkodzi, jeśli trochę odsapnie. Kolega był właścicielem jednego z większych klubów w ich pięćdziesięciotysięcznym mieście i zdobycie kilku cennych informacji na temat funkcjonowania tego przybytku, bardzo by się Oskarowi przydało. Gdy tylko dotarł do swojego dawnego pokoju na piętrze, od razu wskoczył na łóżko. Przyłożył głowę do poduszki i natychmiast usnął.

Obudził się około siódmej wieczorem. Słońce nadal wisiało dość wysoko, a ciepły wiatr rozwiewał zasłony w oknach. Dzień był naprawdę piękny. Po tym, jak przespał prawie pięć godzin, poczuł, że wracają mu siły. Zjadł kolację, a potem przespacerował się po posesji w poszukiwaniu zniszczeń i zaniedbań. Musiał tak rozłożyć pracę w czasie, aby wyrobić się do końca urlopu. Miał nadzieję, że uda mu się skończyć wszystko trochę wcześniej, żeby mógł skorzystać z prawdziwych wakacji, ale tego nie był w stanie przewidzieć. Musiał to dobrze zaplanować.

Oskar uwielbiał układać harmonogramy pracy. Uwielbiał dzielić je na etapy i działać według wytycznych. Organizacja dawała mu poczucie bezpieczeństwa i moc sprawczą. Nie lubił funkcjonować chaotycznie i bez celu. Spontaniczność dopuszczał jedynie w błahych sprawach. Uważał, że jeśli człowiek chce do czegoś dojść, musi swoje kroki w tym kierunku odpowiednio zaplanować. Punkt po punkcie.

Tuż przed dziewiątą wyszedł z domu, wsiadł do auta i ruszył w stronę centrum. Jego rodzinna okolica znajdowała się na obrzeżach miasta, w cichej i zielonej dzielnicy, z dala od głównych dróg i sklepów. Oskarowi zawsze to odpowiadało. Lubił swobodę wynikającą z mieszkania w ustronnym miejscu.

Po piętnastu minutach zatrzymał się przy jednej z kamienic na starówce. Wokół unosił się zapach jedzenia, docierający z licznych kafejek, pizzerii i trattorii. Podczas wakacyjnych weekendów ta część miasta oblegana była przez tłumy ludzi. Odrestaurowane kamienice, tworzące ramę skwerku, przykuwały wzrok wielobarwnymi elewacjami. Wszystko tonęło w zieleni. Zewsząd spoglądały z klombów kwiaty, a drzewa rosły na każdym wolnym od kostki brukowej fragmencie ziemi. Nie można było odmówić temu miejscu uroku.

Oskar rozejrzał się dookoła i stwierdził, że od czasu wyjazdu nic się tu nie zmieniło. Bardzo stęsknił się za rodzinnym miastem. Chciał tutaj wrócić i osiąść na stałe, nie ciągnęło go do metropolii. Hałas i ciągła gonitwa były dla niego jak tortura i zło konieczne. Cały rok spędził w Kolonii, jednym z większych europejskich miast, i miał szczerze dość takiego życia w notorycznym pędzie. Potrzebował odpoczynku od tego szumu i natłoku ludzi, nawet jeśli jego wakacje miały odbyć się pod znakiem remontu domu i pracy w barze.

Lokal kumpla znajdował się w podziemiach jednej z kamienic, której tyły wychodziły na spory park. Kiedy przekroczył próg dużych drzwi, w jego nozdrza uderzył zapach starego, zbutwiałego drewna. W środku panował półmrok i chłód, ciągnący od kamiennych murów. Dudniąca muzyka odbijała się od ścian i wprawiała w wibracje podłogę wyłożoną deskami. Oskar ruszył w dół wąskimi, krętymi schodami. W ciasnym przejściu minął się z dwiema młodymi dziewczynami, które na jego widok wymieniły się znacząco spojrzeniami, a potem jedna z nich posłała mu zawadiacki uśmiech. Chłopak wprawdzie odpowiedział tym samym, ale tylko na tyle mogły liczyć. Nie lubił flirtów i tanich gadek. Nie obchodziły go stałe związki czy intymne relacje.

W ostatnim czasie jego zainteresowanie płcią przeciwną (nie licząc platonicznych znajomości) sprowadzało się jedynie do seksu, a to chciał załatwiać na czystych warunkach, czyli bez pozostawienia wrażenia, że taka przygoda to zaczątek bliższych więzów. Nie potrzebował budować trwałych związków. Nigdy zresztą nie spotkał kogoś, z kim chciałby czegoś więcej. Owszem, czuł silny pociąg do niektórych kobiet, z innymi stworzył coś na kształt przyjaźni, ale to było wszystko, co mógł z siebie wykrzesać.

Wszedł do głównej sali i zdumiał się rozmiarami pomieszczenia. Inaczej je pamiętał z czasów, gdy chodził do szkoły średniej. W tamtym okresie Splash był najpopularniejszym klubem w mieście. Oskar bywał tu prawie w każdy weekend.

Rozejrzał się i stwierdził, że to nie jego pamięć szwankowała, tylko klub rzeczywiście zyskał nową powierzchnię. W miejscu, w którym kiedyś biegła ściana działowa, pozostały dwa ceglane filary. Na środku znajdował się parkiet – w tej chwili opustoszały, a otaczały go niewielkie stoliki, przymocowane do ścian na wspornikach. Jako siedziska rozstawiono kolorowe pufy w kształcie sześcianów. Wystrój był prosty, ale dość przemyślany. Każdy ze stolików mógł być w razie potrzeby złożony, a lekkie pufy przeniesione na zaplecze.

Bar znajdował się przy samym wejściu i ciągnął wzdłuż całej szerokości pomieszczenia. Kontuar zbudowano na niewielkim podwyższeniu, co dawało barmanom możliwość obserwowania sytuacji na parkiecie. Za barem było mnóstwo miejsca. Umożliwiało to swobodne i bezkolizyjne poruszanie się z jednego końca lady na drugi.

Oskar usiadł na plastikowym hokerze i przywołał drobną dziewczynę, która uwijała się przy wycieraniu szklanek.

– Co mogę ci podać? – zwróciła się do niego przyjaźnie, nie przerywając polerowania szkła.

Była ładną brunetką o zaokrąglonych kształtach. Miała mocny makijaż, który podkreślał jej nietypową, wręcz egzotyczną urodę.

– Radka, właściciela.

– Już po niego idę – odpowiedziała i wyszła na zaplecze.

Zanim zniknęła, Oskar rzucił okiem na jej zgrabny tyłek, opięty czarnymi dżinsami. Uśmiechnął się sam do siebie, uświadamiając sobie, że jeśli jego umowa z Radkiem dojdzie do skutku, takie widoki będzie oglądał częściej.

Po minucie dziewczyna wróciła, a tuż za nią pojawił się jego kumpel. Z Radkiem nie widzieli się od roku. Ich kontakt ograniczał się jedynie do rozmów telefonicznych i czata na Facebooku, ale nie mieli żadnego problemu, żeby dojść do porozumienia. Koledze za miesiąc miało się urodzić drugie dziecko i nie mógł spędzać tu tyle czasu, co wcześniej. Jego żona, z przyczyn oczywistych, także została wykluczona z grona personelu, dlatego Radek z radością przyjął jego gotowość do pracy. Wakacje były najbardziej intensywnym okresem w klubie. Studenci zjeżdżali do domów, a uczniowie, zerwani ze smyczy, balangowali kilka razy w tygodniu. Z opowieści Radka wiedział, że w weekendy robi się tu na prawdę tłoczno. To jedno się nie zmieniło.

– Siema, stary – przywitał się Radek.

Wymienili się uściskami dłoni i chwilę pogadali o starych dziejach, pracy w Niemczech i o tym, co działo się w mieście podczas jego nieobecności. Oskar znał Radka już kilka dobrych lat. Kumpel był od niego nieco starszy, ale to nie przeszkadzało im w dogadywaniu się. Poznali się na kursie wspinaczkowym, którego Radek był współorganizatorem i prowadzącym. To on zaszczepił w Oskarze miłość do tego sportu. Zajęcia wspinaczkowe stały się dla niego pewnego rodzaju terapią. Pomogły mu odciąć się od bolesnych wydarzeń i dały nadzieję na nowy początek.

Oskar szczerze podziwiał Radka za jego upór i wytrwałość w dążeniu do wyznaczonych sobie celów. Facet miał dopiero dwadzieścia sześć lat, a osiągnął już tak wiele i wszystko to zawdzięczał pracy swoich rąk.

– Właź za bar, bo zaraz zacznie się kocioł. Dziś się przyglądaj i pytaj o wszystko, a od jutra zaczynasz – powiedział i klepnął go na zachętę w ramię.

Oskar wiedział, że w ciągu tygodnia lokal, z dyskoteki, zmienia się w regularny bar. Dostawiane są stoliki, a z zawieszonych przy suficie dwóch pięćdziesięciocalowych telewizorów nadawane są jakieś wydarzenia sportowe albo emitowane teledyski. Jest o wiele spokojniej i luźniej.

– Jasne, ale tak, jak się umawialiśmy, mogę być wyłącznie od piątku do niedzieli. W tygodniu odpada – przypomniał mu, żeby się dobrze zrozumieli.

– Pamiętam – odparł i zaprosił go gestem na zaplecze.

Oskar ruszył za kumplem wzdłuż długiego, wąskiego korytarza. Mieściło się tam kilka pomieszczeń – magazyn, pokój socjalny, toaleta i biuro.

– Na zmianie w trakcie weekendów jest zazwyczaj dwóch barmanów. Będziesz trzecim, do pomocy. Jest też dwóch kolesi z ochrony. W weekendy nie bawimy się w kelnerowanie, więc wszystko załatwiamy przy ladzie.

Radek przedstawił mu resztę personelu, w skład którego wchodzili dwaj barmani, Sebastian i Rafał. Ala – dziewczyna, którą zastał przy kontuarze – pracowała zazwyczaj w tygodniu, ale z powodu braków kadrowych, teraz przychodziła także podczas weekendów. Kolesie z ochrony, Marcin i Piotr, przybywali około dwudziestej. Wstęp był wolny, ale Oskar podejrzewał, że nawet gdyby zdecydowano się na pobieranie opłat za wejście, to i tak miejsce byłoby oblegane. Panowała tu przyjazna atmosfera i, co najważniejsze, można było potańczyć do dobrej muzyki, miksowanej na żywo przez didżeja.

Zgodnie z zapowiedzią Radka, klub w ciągu niecałej godziny zapełnił się po brzegi. Oskar chwilę przyglądał się temu, co działo się za barem, ale nie lubił bezczynności, dlatego przyłączył się do pracy barmanów. Zadawał pytania odnośnie obsługi kasy fiskalnej i mieszania drinków. Co prawda, zaraz po przyjeździe do Niemiec załapał się na podobną fuchę, ale nie zagrzał tam długo miejsca, ponieważ szybko zorientował się, że przy remontach zarobi o wiele więcej. Ta chwilowa praca dała mu jednak pewne doświadczenie, które mógł teraz wykorzystać.

Głośna muzyka dudniła w tle, a na parkiecie zaczęło się pojawiać coraz więcej tańczących ludzi. Górne oświetlenie zmieniło się w drgającą feerię kolorów. Wzrok Oskara przesuwał się uważnie po klienteli, aż w pewnym momencie zatrzymał się na jednej z postaci – dziewczynie o długich, lekko pofalowanych włosach. Miała na sobie krótkie spodenki i dwa podkoszulki na ramiączkach. Wystukiwała biodrami każdy wydobywający się z głośników rytm. Właśnie rozbrzmiał kawałek „Faded” Alana Walkera, a z bocznych wentylacji wzbił się w górę tuman dymu. Oskar nie mógł oderwać od niej oczu. Wyglądała, jakby pojawiła się tu z innego wymiaru. Jej pozbawione jakiejkolwiek sztuczności ruchy po prostu go zahipnotyzowały.

Po chwili muzyka zmieniła się. Pojawiły się latynoskie rytmy, w tym „Nota de amor” Wisina i Carlosa Vivesa, a ruchy dziewczyny, jakby pod wpływem czarów, przeistoczyły się w uwodzicielskie i pełne gracji. Dopiero po jakimś czasie Oskar zauważył, że nie tańczyła już sama. Jakiś facet był tuż przy niej i położył dłonie na jej biodrach. Wyglądało na to, że nie był to ich pierwszy taniec, bo ruchy tych dwóch ciał były idealnie zsynchronizowane.

Z transu wyrwał go głos klienta. Oskar oderwał niechętnie wzrok od zjawy na parkiecie i obsłużył domagającego się piwa mężczyznę. Zaraz po nim pojawiły się dwie młode dziewczyny, które zalotnie uśmiechały się do Oskara. Odpowiedział tym samym, bo wiedział, jakie zasady panują w takich miejscach. Trzeba płynąć z każdym flirtem tak długo, o ile ten nie zechce wydostać się poza kontuar baru.

– Hej, jak masz na imię? – zapytała jedna z dziewczyn, ładna blondynka.

– Oskar – odpowiedział, przygotowując ich zamówienie.

– Jestem Karolina, a to – wskazała na koleżankę – Asia.

Uśmiechnął się do krótkowłosej dziewczyny, która, zawstydzona, szybko odwróciła wzrok. Oskar podał im drinki, przyjął pieniądze i przeszedł do następnego klienta, ale kątem oka szukał dziewczyny tańczącej we mgle.

Dwie adoratorki Oskara wciąż siedziały przy barze i obserwowały go uważnie. Nie przeszkadzało mu to. Zdawał sobie sprawę, że podoba się kobietom. Nigdy jednak tego nie wykorzystywał.

– Jesteśmy tu co weekend i nie widziałyśmy cię wcześniej – powiedziała ta odważniejsza i pociągnęła łyk drinka przez słomkę. – To mój pierwszy dzień – odrzekł, cały czas uwijając się przy barze.

– Dobrze sobie radzisz.

– Dzięki.

Dziewczyny wróciły na parkiet, a on znalazł kilka minut na przerwę. Już miał wejść na zaplecze, gdy zobaczył zjawę z parkietu. Zmierzała w jego kierunku raźnym, szybkim krokiem. Natychmiast wrócił na swoje miejsce przy kontuarze i czekał, aż dziewczyna podejdzie bliżej i może zechce coś u niego zamówić.

Jej falowane włosy opadały na odsłonięte ramiona. Była zgrzana i rozpromieniona. Dłońmi zebrała długie kosmyki, ujarzmiła je, zwinęła w rulon i przytrzymała nad głową. Na samą myśl o jej zgrabnym, spoconym ciele, Oskar poczuł skurcz w kroczu. Dziewczyna była smukła, a w odpowiednich miejscach apetycznie zaokrąglona. Nie była wysoka, ale miała zgrabne nogi, co podkreślały obcisłe spodenki i buty na niewielkim obcasie. Nie mógł oderwać od niej wzroku, tak bardzo go do siebie przyciągała.

Dopiero co zarzekał się sam przed sobą, że nie będzie szukał przygodnych romansów, a teraz? Nie wybiła nawet północ, kończąca pierwszy dzień jego pobytu w rodzinnym mieście, a już myślał o nawiązaniu bliższych relacji z tajemniczą nieznajomą. To nie było w jego stylu. Oskar nie ulegał tak łatwo pożądaniu, bo – jak wszystko inne – i tę sferę swojego życia poddawał chłodnej kalkulacji. Zanim zdecydował się pójść z kobietą do łóżka, najpierw upewniał się, czy partnerka nie zechce czegoś więcej, czy przypadkiem nie będzie musiał jej często widywać i czy nie jest siostrą lub kuzynką jakiegoś kumpl. Było tego dużo, ale pozwalało mu to zachować kontrolę nad własnym życiem, a tego potrzebował najbardziej.

Jego zjawa pojawiła się już przy podwyższeniu, gdy nagle podniosła wzrok i spojrzała mu prosto w oczy. Wypuściła z dłoni prowizoryczny kok, ukręcony na czubku głowy, i ciężkie pasma włosów rozsypały się na jej ramionach. Oskar, zahipnotyzowany tym widokiem, zastygł w miejscu. Dziewczyna uniosła ze zdziwienia brwi, a następnie stanęła jak wryta, nie zwracając uwagi na ludzi, którzy próbowali się obok niej przecisnąć.

Rozpoznała go, tak jak i on rozpoznał ją. Minęły trzy długie sekundy, podczas których przyglądali się sobie intensywnie. Następnie dziewczyna odwróciła się na pięcie i ponownie weszła w tłum tańczących, jakby chciała się w nim skryć.

Oskar nie mógł uwierzyć, że to była ona. Adrianna. Ada. Ta, która kiedyś była jego najlepszą przyjaciółką, a potem stała się obiektem jego nienawiści. Dziewczyna, która nauczyła go, że nie należy ufać ludziom, nawet tym, których uważa się za swoich powierników. Dziewczyna, dzięki której posiadł umiejętność chłodnej kalkulacji i planowania.

Wziął głęboki oddech i wyszedł na zaplecze, a potem, przez tylne wyjście, na zewnątrz. Przeczesał dłońmi włosy i próbował wyrzucić z głowy tę magiczną chwilę, w której Ada zapomniała się w tańcu, a on poczuł, jakby znalazł się we śnie. Jednak to nie był sen ani bajka, tylko przykra rzeczywistość, a ona nie była warta jego uwagi. Wciąż czuł gorycz tego, co wydarzyło się, gdy miał piętnaście lat, ale to należało już do przeszłości. Oskar dawno przestał myśleć o Adzie. Nie istniała dla niego.

Wrócił do środka i od razu zabrał się do pracy. Starał się nie zerkać w tłum, a jeśli nawet to robił, na pewno nie po to, żeby szukać Ady. Przestała dla niego mieć jakiekolwiek znaczenie w dniu, w którym go zdradziła.

Wieczór i noc upłynęły spokojnie, bez większych problemów. Oskar szybko wyszkolił się w swoich obowiązkach. Chociaż dziś miał się tylko przyglądać, postanowił zostać do końca i pomóc załodze w sprzątaniu. Była czwarta nad ranem, gdy skończyli ogarniać lokal.

– Wielkie dzięki – powiedziała zmęczonym głosem Ala.

Dziewczyna uwijała się jak mała mrówka. Oskarowi bardzo dobrze się z nią współpracowało. Była szybka, zwinna, a ponadto miała niesamowity kontakt z klientami. Była też dobrą i cierpliwą nauczycielką.

Pożegnał się z Alą przed wyjściem i upewniwszy się, że nie potrzebuje podwózki, wsiadł do samochodu i ruszył w drogę powrotną. Był padnięty, ale jednocześnie dziwnie pobudzony. Wmawiał sobie, że nie miało to związku z dziewczyną z jego przeszłości.

Wszedł po cichu do domu i skierował się prosto do łazienki. Rozebrał się, wziął prysznic, a potem udał się do swojego pokoju i od razu rzucił na łóżko. Zamknął oczy, ale pod powiekami znowu czekała na niego dziewczyna skąpana w kolorowej mgle. Była z nim nawet wtedy, gdy zasnął. Tańczyła, a on nie mógł oderwać od niej wzroku. Widział, jak zamienia każdy dźwięk w ruch swojego pięknego ciała. Czuł, że nie powinien na nią patrzeć, że powinien odwrócić wzrok, ale to było niewykonalne. Chciał więcej i więcej.

Po pewnym czasie samo pochłanianie jej wzrokiem przestało mu wystarczać. Zapragnął dotknąć Ady. Wszystko się w nim buntowało. Pożądanie i nienawiść były jak jedna wielka kula, przetaczająca się przez całe ciało. Ale wtedy dziewczyna spojrzała mu w oczy i zmieniła się w nieruchomy kamień. Wszystko się skończyło.

Obudził się gwałtownie, a serce szalało mu w piersi jak rozpędzony bizon. Opadł ciężko na poduszkę i zamknął ponownie oczy. Chciał raz jeszcze przywołać jej obraz, ale, jak to bywało ze snami, wizja zaczynała się już zacierać. Inaczej miała się sytuacja z emocjami. Cały czas buzował w nim senny ogień. Wstał z łóżka i wskoczył pod chłodny prysznic. Próbował zmyć z siebie wspomnienie z wczorajszego wieczora i wrażenie po nocnych marzeniach, które trzymały go mocno w objęciach.

Po tym, jak się wysuszył i ubrał, zszedł na dół, gdzie w kuchni już czekała na niego mama ze śniadaniem. Na widok stosu naleśników, uśmiechnął się z zachwytem. Nikt nie robił takich placków z serem, jak jego mama.

Mocno ją objął, gdy wciąż trzymała w dłoniach patelnię. Roześmiała się beztrosko i kazała mu usiąść.

– Jakie to dobre – zamruczał pod nosem. – Rozpływa się w ustach, mamo – dodał, wpychając sobie prawie całego naleśnika.

– Powoli, Oskar, przecież nikt ci tego nie zabierze – powiedziała, przyglądając mu się z udawaną zgrozą.

– Tego nigdy nie można być pewnym – wymamrotał niezrozumiale, nie przerywając jedzenia.

Mama pokręciła głową i wróciła do krzątania się po niewielkiej kuchni. Odkąd Oskar sięgał pamięcią, to miejsce zawsze wyglądało tak samo. Stare, ale zadbane meble z sosnowej sklejki, zasłony w biało-niebieską kratę, zestaw chochli wiszących nad kuchenką i drewniany okap, pokryty niemożliwą do wyczyszczenia warstwą tłuszczu. Nic tu do siebie nie pasowało, ale Oskar kochał każdy najmniejszy kąt tej części domu. Był synonimem ciepła i dzieciństwa.

Wieczorem wracał do baru, dlatego remont postanowił rozpocząć jutro z samego rana. W głowie miał już gotowy harmonogram prac i przybliżony czas, w jakim zamierzał go zrealizować.

Po śniadaniu, najedzony i zadowolony, wyszedł na podwórze z kubkiem kawy i rozgościł się na drewnianej ławce, stojącej pod karłowatą jabłonią. Był piękny dzień, a błękitu nieba nie blokowała nawet najmniejsza chmurka. Oskar odchylił głowę, wystawił twarz do słońca i zamknął oczy. Zewsząd dochodził śpiew ptaków i cykanie owadów. Szum olbrzymich topoli i kasztanowców tłumił dźwięki dochodzące z ulicy. Wszystko było skąpane w niedzielnym spokoju. Przez ostatni rok brakowało mu chwil takich, jak ta. Nie musiał myśleć, nie musiał planować. Po prostu odpoczywał.

*

Niemal cały dzień spędził z matką, próbując wynagrodzić jej ponad roczną rozłąkę. Ugotowali wspólnie obiad, a potem nadrabiali stracony czas, rozmawiając o wszystkim, co się wydarzyło podczas jego nieobecności. Późnym popołudniem Oskar zdecydował się odwiedzić jeszcze jedno miejsce. Nie przyznał się mamie, dokąd się wybiera, ale tylko dlatego, że chciał pobyć tam bez niczyjego towarzystwa.

Zatrzymał auto na parkingu i rozejrzał się dookoła. Cmentarz znajdował się przy wyjeździe z miasta od strony północnej. O tej porze panowała tu niezmącona cisza, wynikająca z pory dnia. Gdy zachodzi słońce, ludzie nie odwiedzają nekropolii. Oskarowi było to bardziej niż na rękę, bo chciał być teraz sam.

Tuż za bramą z kutego żelaza skręcił w alejkę wysadzaną tujami, a następnie w ledwie widoczną ścieżkę, wijącą się pomiędzy masywnymi nagrobkami. Kiedy zbliżał się do celu, zwolnił. Chciał się przygotować do tych odwiedzin, chociaż to było prawie niemożliwe. Minęło już ponad siedem lat, a on wciąż czuł skurcze w sercu, gdy stawał przed niewielkim pomnikiem z jasnobeżowego marmuru. Miejsce było zadbane, rośliny wokół wypielęgnowane, a w murowanym wazonie stał bukiet świeżych lilii. Do tej wiązanki Oskar dołożył pęk białych róż, które kupił w pobliskiej kwiaciarni.

Usiadł na ławeczce ustawionej na wprost grobu i po chwili wahania dotknął palcami nagrzanego kamienia. Tylko w ten sposób mógł się przywitać z siostrą. Minęło tyle czasu, a on wciąż pamiętał ten dzień, jakby wydarzył się zaledwie wczoraj. Wszystko się w nim ściskało na wspomnienie Oli. Miał wrażenie, że w zwolnionym tempie ogląda tamte straszne wydarzenia, które na dobre rozbiły jego rodzinę i zniszczyły wszystko, co kochał. Właśnie dlatego bywał tu tak rzadko, bo zamiast odnajdywać spokój, wracał do przeszłości i rozgrzebywał bolesne wspomnienia.

Nie mógł jednak tak całkowicie jej tu zostawić. Zawsze się nią opiekował i zawsze czuł się za nią odpowiedzialny, nawet teraz. Nic się pod tym względem nie zmieniło. Wciąż ją kochał. Mówi się, że śmierć to koniec. Jeśli tak jest w rzeczywistości, to dlaczego wraz z nią nie znika też miłość? Dlaczego, gdy ktoś umiera, nie możemy wyrzucić go z serca? I dlaczego śmierć nie zabiera ze sobą bólu i rozpaczy? Westchnął, czując kolejny skurcz, jakby ktoś zgniatał jego wnętrzności dłonią. Obawiał się, że już do końca życia tak będzie. Że już na zawsze będzie w nim rana, która nigdy się nie zabliźni.

Słońce chowało się za drzewami, gdy zdecydował, że czas wracać do domu. Miał tylko dwie godziny, żeby coś zjeść i przysiąść na chwilę do komputera. Musiał raz jeszcze przejrzeć tabelę z kosztorysem remontu.

Zanim zszedł do kuchni, sprawdził na telefonie pocztę i wiadomości z Facebooka. Nie znalazł tam nic, co mogłoby go zainteresować, dlatego szybko schował komórkę do torby. Zjadł kolację, wziął prysznic, pożegnał się z mamą buziakiem w policzek, a potem pojechał do klubu. Dobrą stroną tej pracy był fakt, że nie musiał się przebierać, ani w jakiś szczególny sposób szykować. Radek nie wymagał stroju służbowego, a czarne dżinsy i prosty, biały T-shirt były jak najbardziej okej.

Po przekroczeniu progu lokalu, od razu zabrał się do pracy. Prawie w biegu chwycił naczynia wyciągnięte chwilę wcześniej przez koleżankę ze zmywarki i zaczął je polerować. Tłumaczył sobie, że to wcale nie jest sposób na zajęcie myśli i rąk, aby nie wspominać dziewczyny z przeszłości, tylko jego wrodzona pracowitość.

– Aż się palisz do roboty – zaśmiała się Ala.

Była ubrana w sportową, białą koszulkę z niewielkim dekoltem i czarne, obcisłe spodnie. W zasadzie to dobrali się dzisiaj ubiorem idealnie, chociaż zrobili to całkiem przypadkiem.

– Ktoś musi – zażartował. – Jak wyglądają niedziele? – zapytał, zastanawiając się, czego ma się dziś spodziewać.

– A, to różnie bywa. Wiesz, czasami pustki, a czasami tłum. W zasadzie loteria – powiedziała i zaczęła porządkować alkohole.

Sebastian i Rafał przygotowywali salę rozstawiając stoliki i pufy, a następnie sprawdzając nagłośnienie. Punkt dziewiąta pojawili się pierwsi klienci. Nie minęło wiele czasu, a klub zapełnił się ludźmi. Co prawda ich liczba nie dorównywała frekwencji z poprzedniego dnia, ale i tak wszyscy pracownicy mieli ręce pełne roboty.

Oskar co kilka minut przesuwał wzrokiem po zadymionej sali i chociaż sam się do tego nie przyznawał, wiedział, kogo miał nadzieję tam zobaczyć. Aby odsunąć myśli od wczorajszego incydentu, całą swoją uwagę próbował skupić na pracy. Podobnie jak pierwszego dnia, stał się główną męską atrakcją klubu. Dziewczyny zagadywały go, komplementowały i otwarcie z nim flirtowały. Oskar do perfekcji opanował sztukę zbywania takich zalotów bez konieczności otwartego deklarowania, że nie jest zainteresowany. Wystarczył uśmiech i odpowiedni żart. Nie wykluczał jednak, że kiedyś skorzysta z propozycji którejś z kobiet. Był przecież normalnym mężczyzną i nie mógł zbyt długo obywać się bez seksu. Wiedział jednak, że wszelkie tego typu relacje będzie musiał przenieść poza pracę. Nie chciał na samym początku narobić sobie kłopotów.

Około północy poprosił o przerwę i wyszedł przez zaplecze na tyły klubu. Gdy zamknęły się za nim ciężkie, metalowe drzwi, poczuł się, jakby nagle znalazł się w innym świecie. Zniknęła dudniąca muzyka, ucichły rozmowy i śmiech. Nastała błoga cisza, zakłócana jedynie szumem drzew i pohukiwaniem nocnych ptaków. Ta część budynku sąsiadowała z parkiem miejskim, którego granice wyznaczał niski parkan, obrośnięty żywopłotem. Noc rozświetlał księżyc w pełni, a w powietrzu czuć było świeżo skoszoną trawę i nasiąkniętą wilgocią ziemię. Idylla.

Oskar oparł się o zimną, betonową ścianę i zamknął oczy. W tej samej chwili usłyszał przytłumioną rozmowę. Głosy stawały się coraz donośniejsze i teraz docierały do niego tuż zza kontenera stojącego pod rozłożystym kasztanowcem, na lewo od wejścia. Zignorowałby je, gdyby do jego uszu nie doleciało jedno imię.

– Masz na imię A-da? – obcy mężczyzna przeciągnął wyraz, jakby chciał go posmakować. – Ładnie. To jak będzie, idziemy do mnie? – kontynuował podniecony.

– Powiedziałam: odwal się! – syknęła dziewczyna. – Czego w tym nie rozumiesz? – dodała zdenerwowana i chociaż minęło tyle lat, od razu rozpoznał ten głos. – Zostaw mnie w spokoju albo pożałujesz – zagroziła.

– Głupia pizda – ton głosu mężczyzny zmienił się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

– Spierdalaj! – dziewczyna nie tłumiła już gniewu.

Była wzburzona, ale też przestraszona. Oskar do ostatniej chwili nie chciał się wtrącać, ale gdy dotarł do niego stłumiony krzyk, a potem wysyczane przez zęby „Puść mnie!”, nie mógł już chować się w cieniu i udawać, że to go nie dotyczy.

– Uspokój się, suko, bo będzie bardziej bolało – męski, oślizgły szept niemal wywołał u niego mdłości.

Chłopak ujawnił się wychodząc zza kontenera. To, co zobaczył, zmroziło mu krew w żyłach. Rosły koleś przytrzymywał Adę za nadgarstki, jednocześnie przygniatając ją swoim ciężarem do pnia drzewa. Oskar, bez sekundy namysłu, ruszył w ich stronę. Złapał faceta za kaptur od bluzy i szarpnął do tyłu. Mężczyzna zatoczył się, ale nie upadł.

– Co jest, kurwa?! – wykrzyknął, lecz Oskar już go nie widział.

Wpatrywał się w Adę, jakby nie wierzył, że to ona. W jej zielono-brązowych oczach zobaczył najpierw strach, a potem zaskoczenie. Oddychała szybko, poprawiając na sobie sukienkę i krótką, dżinsową kurtkę. Wyglądała zjawiskowo, ale ten fakt zanotował gdzieś poza świadomością, ponieważ przez jego głowę przelatywały teraz miliony wspomnień.

Mierzyli się spojrzeniami kilka sekund, nim wzrokiem powędrowała ponad jego ramię. Wtedy błyskawicznie odwrócił się i w ostatniej chwili zdążył uchylić przed ciosem, który próbował wymierzyć w jego stronę rozjuszony napastnik. Oskar zamachnął się z całej siły i uderzył faceta w twarz. Koleś zachwiał się, a potem złapał za swój nos, z którego trysnęła krew. Posłał Oskarowi nienawistne spojrzenie, ale zamiast mu oddać, zaczął uciekać w stronę głównego wejścia do parku. Z oddali odważył się jeszcze krzyknąć:

– Kiedyś się policzymy. A ty, suko, dostaniesz za swoje! – rzucił do Adrianny.

Oskar chciał ruszyć za tym oszołomem w pogoń, ale tamten zniknął już w zacienionej parkowej alejce. Zrezygnował z pościgu obiecując sobie, że jeśli go spotka, odpłaci mu za to, co zrobił.

Chłopak zwrócił się w stronę Ady. Dziewczyna odchrząknęła, odrzuciła do tyłu długie włosy i raz jeszcze poprawiła luźną sukienkę. Była wciąż wzburzona, ale Oskar widział, jak z całych sił próbuje się opanować.

– Dziękuję... panu – powiedziała, wprawiając go tym w lekkie osłupienie.

Panu?, pomyślał, unosząc brwi aż do nasady włosów.

– Zabawne – odrzekł z kpiną. – To już nawet mnie nie pamiętasz? – pokręcił głową, próbując tym samym odgonić piekące uczucie zawodu.

– To chyba ty nie pamiętasz, skoro mi powiedziałeś, żebym udawała, że się nie znamy – odburknęła.

A więc to tak, pomyślał. Otworzył usta, żeby zaprzeczyć, ale szybko je zamknął, bo zdał sobie sprawę, że miała rację. Tak jej kiedyś powiedział. Miliony lat temu.

– Być może tak było. Nie kojarzę – udał obojętność, żeby jej udowodnić, że już zapomniał o wszystkim, co ich kiedyś łączyło.

Kłamał oczywiście. Pamiętał wszystko.

Dziewczyna prychnęła i wyminęła go, trącając przy tym ramieniem. Oskar, widząc jej jawne lekceważenie, i to zaraz po tym, gdy stanął w jej obronie, stracił nad sobą wszelką kontrolę. Złapał Adę za rękę i przyciągnął do siebie. Całkowicie zaskoczona, poddała się temu nagłemu gestowi. Wtedy uderzył w niego jej obezwładniający zapach – mieszanka owocowych perfum i specyficzna woń ciała. I właśnie to niesamowite połączenie pomieszało mu zmysły. Zamiast pozwolić jej odejść i jak najszybciej zapomnieć o tym, co tu zaszło, Oskar nachylił się nad dziewczyną i na moment zastygł w bezruchu, wgapiając się w jej twarz, jak w jakieś nadnaturalne zjawisko.

Ada nieznacznie otworzyła usta, a w jej oczach pojawił się ogień zapowiadający nadchodzącą furię. Znał to. Wiedział, co zaraz nastąpi. Miał świadomość, że za moment zmiecie go fala jej złości, a mimo to, a może właśnie dlatego zrobił coś totalnie głupiego. Chwycił rękoma jej twarz i wbił się w usta dziewczyny, jakby był rozbitkiem na pustyni, a ona pierwszym od dłuższego czasu łykiem życiodajnej wody.

Adrianna znieruchomiała na milisekundę, a potem odepchnęła go od siebie tak mocno, że prawie upadł. Zrobiła krok w przód i wymierzyła mu siarczysty policzek, który zamiast go otrzeźwić, tylko bardziej go podniecił. Suma jej gniewu i nagłego pożądania wywołała w nim tsunami, nad którym nie potrafił zapanować.

Tym razem on chwycił ją za nadgarstki i niemal siłą przyciągnął do siebie. Oparł dziewczynę o ścianę tuż przy drzwiach do klubu i ponownie zaczął całować. Zabrakło mu tchu w piersiach, a jej delikatne i miękkie wargi wprawiły go w stan euforii porównywalnej do alkoholowego rauszu.

Co się ze mną dzieje?, przemknęło mu mgliście przez umysł. Przecież jej nienawidzę. Zdradziła mnie. Nie była warta nawet jednego jego spojrzenia, ale teraz... teraz nic nie miało znaczenia. Chodziło mu tylko o to, żeby wdychać ten odurzający zapach i smakować jej słodkie usta.

Ada najpierw próbowała wyrwać się Oskarowi, ale po chwili poddała się. Rozchyliła szerzej usta, a on zaczął badać ich wnętrze swoim językiem. Powoli i z zapamiętaniem. Dziewczyna jęknęła z rozkoszy, co tylko wzmogło jego nieprzytomne pożądanie. Puścił jej nadgarstki i przesunął dłonie na kark Adrianny. Gwałtownymi ruchami zsunął z jej ramion kurtkę, a po chwili zrobił to samo z bawełnianą sukienką. Kiedy dotknął ustami jej ramienia, wszystko inne przykryła gęsta mgła. Zgubił w niej cały swój rozsądek i realny osąd rzeczywistości. Ada odgięła do tyłu głowę, dając mu do siebie lepszy dostęp, co natychmiast wykorzystał, przeciągając językiem po skórze na jej szyi.

Nagle, obok nich, ktoś z impetem otworzył drzwi. Odskoczyli od siebie jak poparzeni. Oskar długą chwilę stał nieruchomo, próbując dojść do siebie i pojąć, co się właściwie wydarzyło. Gęstą ciszę zagłuszały tylko ich ciężkie, szybkie oddechy.

– A, tu jesteś! – powiedział Rafał i posłał mu wymowne spojrzenie.

– Już idę – odpowiedział mu lekko zachrypniętym głosem Oskar.

Usłyszał zamykanie drzwi, ale nie spojrzał w tamtym kierunku. Jego całą uwagę pochłaniała była przyjaciółka, która w tej chwili wyglądała na kompletnie oszołomioną. Przynajmniej nie jestem w tym sam, pomyślał usatysfakcjonowany. Ada naciągnęła na ramiona kurtkę i ostentacyjnie wytarła wierzchem dłoni usta. Na jej twarz powrócił wyraz pogardy i wściekłości.

– Nigdy więcej nie waż się tego robić! – powiedziała zimno, popychając go do tyłu, żeby zrobić sobie przejście.

Oskar nic na to nie odpowiedział, bo też nie bardzo wiedział, jak to skomentować. Cały czas znajdował się w szoku i jego reakcje były opóźnione. Nagle jednak oprzytomniał i dopadły go wątpliwości. Czy właśnie nie zachowałem się jak tamten skurwiel, który rzucił się na nią jak zwierzę?

– Zaczekaj!

Ada zatrzymała się gwałtownie, a potem odwróciła do niego. Jej twarz wykrzywiał grymas gniewu i zniesmaczenie, za co Oskar nie mógł jej w tej chwili winić. Przełknął ciężko ślinę, czując się podle. To prawda, że się nienawidzili, ale nic nie tłumaczyło takiego zachowania.

– Czego chcesz? – wysyczała wściekle.

– Przepraszam – powiedział szczerze. – Nie wiem, dlaczego to zrobiłem. To się nigdy więcej nie powtórzy – chciał się odwrócić i odejść, ale w głowie pojawiła się nieprzyjemna myśl. – Nie idź tamtędy sama. Wejdź ze mną do klubu przez zaplecze, potem wyjdziesz frontowyi drzwiami na główną ulicę. Masz jak wrócić do domu?

Nie mógł jej tak zostawić, a już na pewno nie powinien pozwolić Adzie na spacer przez park, gdzie mógł na nią czekać tamten świrus.

Dziewczyna chwilę przetrawiała w myślach tę propozycję, przygryzając przy tym swoje pełne i słodkie wargi. Chryste, co się ze mną dzieje?, myślał przerażony. Nigdy nikogo tak nie pragnął. Przecież to nie miało sensu. Ona była duchem z jego przeszłości, nikim więcej. Nigdy niczego do niej nie czuł, skąd więc to nagłe wariactwo?

– Dobra – ruszyła do drzwi na zaplecze, a gdy stanął zbyt blisko niej, syknęła: – tylko mnie nie dotykaj.

Oskar poczuł się tak, jakby go ponownie spoliczkowała, ale tym razem to nie miało nic wspólnego z pożądaniem. Teraz było mu po prostu wstyd.

Popełnił błąd. Olbrzymi błąd, który nigdy więcej nie może się powtórzyć. To wszystko nie miało żadnej logiki, a on nie był już tym samym człowiekiem, który wyjechał stąd przed trzema laty. Przez ten czas Ada przecięła jego myśli jedynie kilka razy i zawsze wiązało się to z gorzkim posmakiem w ustach. Nie, pomyślał z zacięciem, nie dam się w to po raz kolejny wciągnąć.

Zacisnął szczęki tak mocno, aż poczuł ból w zębach. Ada nic dla niego nie znaczyła, a to chwilowe szaleństwo było efektem wciąż krążącej w jego organizmie adrenaliny po szarpaninie z tamtym kolesiem. Na ten incydent złożyła się też jego abstynencja seksualna, która zaczynała mieszać mu w głowie. Musiał znaleźć sobie dziewczynę. I to szybko.

Wpuścił Adę do środka i poprowadził przez długi korytarz. Jej krok był sprężysty i pewny siebie, ale po tym, jak obejmowała się ramionami, poznał, że jest wzburzona i zagubiona. Wciąż pamiętał takie rzeczy.

Oskar ciągle czuł na języku jej smak, a w nozdrzach zapach. Z całych sił próbował pozbyć się wizji, w której ich obłapianie na tyłach klubu ma ciąg dalszy, ale nie był na tyle silny. W jego myślach dziewczyna była już naga i gotowa. Wypuścił głośno powietrze z płuc i potarł ręką kark.

Dotarli do drzwi prowadzących za kontuar baru. Adrianna pchnęła je z impetem, niemal uderzając nimi w Rafała, który odskoczył w ostatniej chwili, rzucając w powietrze jakieś przekleństwo. Oskar usłyszał za sobą swoje imię, ale nie zareagował, ponieważ Ada weszła właśnie w tłum tańczących ludzi. Rozpychała się łokciami, torując sobie drogę do wyjścia. Podążył za nią bez chwili zastanowienia. Rozsądek nakazywał, aby w tym miejscu dać już sobie spokój, wycofać się, wrócić do pracy i zapomnieć o tym, co się wydarzyło na tyłach klubu. Nic z tego. Wmawiał sobie, że to troska o jej bezpieczeństwo, że tak zachowałby się w stosunku do każdej innej napadniętej kobiety, ale prawda była bardziej niepokojąca. Odkąd zobaczył ją wczoraj na parkiecie, nie mógł przestać o niej myśleć. Wykradziony pocałunek tylko bardziej mu zaszkodził. Zawładnęła nim dziwna i trudna do nazwania obsesja, której po prostu się poddał.

Gdy znalazł się na zewnątrz, natychmiast rozejrzał się dookoła, szukając wzrokiem właścicielki granatowej sukienki i jasnoniebieskiej kurtki. Szybko ją wypatrzył. Maszerowała chodnikiem wzdłuż głównej ulicy, prowadzącej do serca starówki. Okolica była jasno oświetlona i wciąż przechadzało się po niej sporo ludzi. Jednym słowem – żadnych jawnych zagrożeń dla młodej dziewczyny. Jak to dobrze, że przed chwilą zaakceptował fakt, iż w jego zachowaniu wcale nie chodziło tylko o jej bezpieczeństwo, bo nie mógłby obalić powyższego argumentu.

Ada, nieświadoma tego, że ma ogon, z werwą kroczyła przed siebie. Jej energiczny chód tłumiły gumowe podeszwy trampek. Oskar głośniej zaszurał butami, zdradzając swoją obecność. Dziewczyna zwolniła, zatrzymała się i z przestrachem odwróciła w jego stronę. Gdy zorientowała się, że to tylko on, odetchnęła z ulgą, ale jej oczy zwęziły się niebezpiecznie w dwie małe szparki.

– Oskar, po co za mną idziesz? – zapytała na pozór spokojnym głosem.

Sposób, w jaki wypowiedziała jego imię, przywołał kolejne wspomnienia. Tym razem z czasów, gdy między nimi było jeszcze dobrze. Wiedział, że nie powinien bawić się we wspominki, bo to była najprostsza droga do pułapki.

– Chcę zobaczyć, jak wsiadasz do taksówki. Nie wiem, co to był za koleś, ale chyba nie miał przyjaznych zamiarów – wyjaśnił z ironią i dodał do tego wzruszenie ramion.

– Poradzę sobie. Wtedy też bym sobie poradziła – powiedziała buńczucznie.

– Doprawdy? – wciąż stał przyklejony do chodnika.

Nie mógł przestać na nią patrzeć. Tak bardzo się zmieniła, odkąd widział ją po raz ostatni. To było na imprezie kończącej wakacje. Ostatnia wspólna biba przed wyruszeniem w świat. Byli tam wszyscy, więc nie mogło zabraknąć i Oskara. Nie interesowała go jednak zabawa czy lejący się strumieniami alkohol. Nie interesowali go znajomi, na których się zawiódł. Nie, nie wybrał się tam dla nich. Pojawił się tam dla niej. Chciał ją raz jeszcze zobaczyć.

Przed imprezą udało mu się unikać Ady przez cały długi miesiąc, ale gdy zbliżał się dzień wyjazdu do Niemiec, czuł coraz większy psychiczny dyskomfort. Zrozumiał wtedy, że może jej już nigdy więcej nie zobaczyć, a ta impreza to ostatnia okazja do takiego spotkania. Cały wieczór karmił się jej widokiem, słuchał jej śmiechu i obserwował jak tańczy. Tylko raz otwarcie na siebie spojrzeli. Jeden jedyny, ostatni raz, a potem Oskar opuścił imprezę, jednocześnie zamykając za sobą ten rozdział w życiu.

Zawsze uważał Adę za ładną dziewczynę. Miała oryginalną urodę, której nie dało się jednoznacznie zdefiniować. Oskar poznał w swoim życiu mnóstwo pięknych dziewczyn, ale nie byłby teraz w stanie przywołać z pamięci twarzy którejkolwiek z nich. Fizjonomię Ady mógłby natomiast opisać w najdrobniejszych szczegółach, nawet gdyby ktoś wyrwał go ze snu w środku nocy. Miała duże, brązowo-zielone oczy, otoczone długimi rzęsami. Gdy się uśmiechała, lewy kącik jej drobnych, ale ładnie zarysowanych ust odchylał się do góry bardziej niż prawy. Na lewej skroni miała malutki pieprzyk, a na prawym policzku niewielką bliznę w kształcie litery V – pamiątkę po upadku z roweru w wieku jedenastu lat. Całości tego pięknego obrazka dopełniały wyraziste kości policzkowe i niewielki dołek w brodzie, który aż prosił się o to, żeby go dotykać.

Tak więc Oskar zawsze uważał Adę za ładną dziewczynę, ale musiał przyznać, że teraz stała przed nim prawdziwa piękność. Przynajmniej tak ją w tej chwili postrzegał. Już sam nie był pewien, czy aby nie miał omamów albo jakiejś psychozy. Może ona wcale się nie zmieniła, tylko on nagle zwariował i widział rzeczy, które nie istnieją.

– Wal się – prychnęła i wyciągnęła telefon.

Wykonała szybkie połączenie do korporacji taksówkowej i wrzuciła aparat do torebki. Odwróciła się do niego ostentacyjnie tyłem i założyła ręce na piersi, udając że go tam nie ma. Najpierw Oskara to wkurzyło, a potem rozbawiło. Korzystając z tego, że go nie widzi, uśmiechnął się szeroko. Po chwili jednak spoważniał i zrobił to w ostatnim momencie, ponieważ Ada bez o strzeżenia odwróciła się w jego stronę. Spuściła ręce wzdłuż tułowia i zwinęła dłonie w pieści. Wygląda jak ucieleśnienie przyjazności, pomyślał z kpiną.

– Po cholerę tu stoisz? Wracaj do środka i nie sap mi nad ramieniem – powiedziała wściekle.

– To wolny kraj i mogę sobie stać, gdzie mi się podoba – odparował i skrzyżował ręce na piersi.

Nikt mi nie będzie mówił, gdzie i kiedy mam stać, pomyślał poirytowany.

– Ile ty masz lat? Pięć? – zapytała, podnosząc wysoko brwi.

– Pewnie też zapomniałaś, ale pomogę ci: mam tyle samo lat, co ty – powiedział powoli, jakby mówił do osoby o niskim ilorazie inteligencji.

Podeszła do Oskara i mrużąc oczy, wymierzyła w niego palec.

– Jeśli ktokolwiek coś zapomniał, to tylko TY, gnoju – niemal na niego syknęła.

– Nic się nie zmieniłaś – powiedział z ironią. – Na zewnątrz miła i ułożona, ale w środku zdradliwa jędza – dodał, czując w środku palącą wściekłość i uczucie zdrady, które po tylu latach ponownie do niego powróciło.

– Gówno o mnie wiesz i gówno o mnie kiedykolwiek wiedziałeś. Zawsze widziałeś tylko siebie i czubek swojego nosa, a teraz... teraz, po takim długim czasie, stajesz przede mną i... siłą mnie całujesz, obrażasz i prześladujesz jak jakiś psychopata... – mówiła, dysząc z wysiłku, jaki sprawiła jej ta przemowa. – Nie wiem, czy już całkowicie zwariowałeś, ale szczerze mówiąc, to też gówno mnie obchodzi. Nie chcę cię znać. Nie dotykaj mnie, nie zbliżaj się do mnie i udawaj, że mnie nie znasz – rzuciła, odwróciła się na pięcie i ruszyła w boczną ulicę.

Jej długie, ciemne włosy zafalowały na ramionach. Oskar chwilę analizował tę tyradę obraźliwych epitetów. Znowu przestał myśleć i ruszył za nią. Może rzeczywiście był psychopatą, ale po prostu nie potrafił się od niej odczepić. Po tylu latach chciał jej wszystko wygarnąć. Chciał jej za wszystko odpłacić.

– Czy masz świadomość, że przez to, co zrobiłaś, moja matka musiała się leczyć? – powiedział tuż za jej plecami. – Myślisz, że powiesz swoje i tak po prostu sobie pójdziesz? Odwrócisz się, jak wtedy? Myślisz, że ci na to pozwolę? – z jego ust wyskakiwały słowa, których nie kontrolował, ale wiedział, że każde z nich było prawdziwe.

Ada zatrzymała się w miejscu. Oddychała tak ciężko, że jej ramiona podnosiły się i opadały w szybkim tempie.

Odwróciła się do niego gwałtownie i popchnęła go. Stracił równowagę i gdyby nie przytrzymał się latarni, siła tego pchnięcia przewróciłaby Oskara na ziemię. Dziewczyna zrobiła krok w jego stronę i szturchnęła mocno w pierś.

– Nic nie zrobiłam! I wbij to sobie wreszcie do tego tępego łba!!! To ty się odwróciłeś ode mnie, nie ja od ciebie – tym razem chciała uderzyć go w twarz, ale Oskar przytrzymał jej dłoń. – To ty rzuciłeś fałszywe oskarżenie, to ty powinieneś czuć się winny. Nie ja. Ja nic nie zrobiłam. Powtarzam to po raz ostatni. I ostatni raz się przed tobą tłumaczę – w jej oczach była wściekłość, rozpacz, ból i... szczerość, której się nie spodziewał.

Próbowała wyszarpnąć się z jego uścisku, ale na nic się to zdało, bo trzymał drobne nadgarstki Ady tak mocno, jakby chciał ją na zawsze uwięzić.

Nie wiedział, co jej na to odpowiedzieć. Nie miał już tej pewności sprzed siedmiu lat. Nie wiedział, czy kłamała, czy mówiła prawdę. Nie znał też sposobu na to, aby się tego dowiedzieć.

– Posłuchaj... – zaczął, ale zawahał się, kiedy dziewczyna spojrzała na niego spod zmarszczonych brwi.

Westchnął ciężko i puścił ją, a ona natychmiast się odsunęła. Wyprostowała się i spojrzała ponad jego ramię. Oskar odwrócił się i zobaczył, że podjechała taksówka. Ada chwilę wpatrywała się w niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy, ale po chwili wyminęła go i pobiegła w stronę auta. Wsiadła do samochodu, nie oglądając się za siebie.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki