Po syntezie Ćwiczeń duchownych - Józef Augustyn SJ (red.) - ebook

Po syntezie Ćwiczeń duchownych ebook

Józef Augustyn SJ (red.)

0,0

Opis

Osobom, które odprawiły całe Ćwiczenia duchowne św. Ignacego Loyoli, domy rekolekcyjne proponują tak zwaną syntezę. Są to klasyczne ośmiodniowe rekolekcje, dzięki którym rekolektant może kontynuować ignacjańską ścieżkę. Stąd też po pięciu tomach Co zabrać ze sobą? proponujemy szósty, ostatni tom: Co zabrać ze sobą? Po syntezie "Ćwiczeń duchownych".

Książka zawiera pięć rozdziałów: Miłość w "Ćwiczeniach duchownych", Modlitwa w codzienności życia, Uczucia w życiu duchowym, Życie duchowe i ciało, Sny w życiu duchowym. Może ona stanowić ważną pomoc w wewnętrznej pracy nad sobą oraz w praktykowaniu życia duchowego, które - zgodnie ze słowami Ojca Ignacego - winno być "szukaniem i znajdowaniem Boga we wszystkich rzeczach". Wszystko bowiem, co człowiek przeżywa i co przydarza mu się codziennie, świadomie i nieświadomie, winno być naznaczone pragnieniem oddania Bogu chwały i służenia Mu.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 254

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Józef Augustyn SJ

PO SYNTEZIE ĆWICZEŃ DUCHOWNYCH

CO ZABRAĆ ZE SOBĄ

Wydawnictwo WAM

Kraków

© Wydawnictwo WAM, 2010Redaktor książki: Józef Augustyn SJ

Redakcja tekstu: Beata Ciastoń

Konsultacja: Andrzej Sarnacki SJ

Współpraca redakcyjna: Katarzyna Stokłosa

Projekt okładki: Andrzej Sochacki

ISBN 978-83-277-0445-0

NIHIL OBSTAT. Przełożony Prowincji Polski Południowej Towarzystwa Jezusowego

ks. Krzysztof Dyrek SJ, prowincjał, Kraków, 4 lipca 2008 r., l.dz. 171/08.

Przygotowanie ebooka

Piotr Druciarek

ISBN 978-83-277-0446-7

WYDAWNICTWO WAM

ul. Kopernika 26 • 31-501 Kraków

tel. 12 62 93 200 • faks 12 42 95 003

e-mail: [email protected]

www.wydawnictwowam.pl

DZIAŁ HANDLOWY

tel. 12 62 93 254-255 • faks 12 62 93 496

e-mail: [email protected]

KSIĘGARNIA WYSYŁKOWA

tel. 12 62 93 260, 12 62 93 446-447

faks 12 62 93 261

e.wydawnictwowam.pl

Wstęp

Jezuickie domy rekolekcyjne w Polsce mają zwyczaj proponować tak zwaną syntezę osobom, które odprawiły już fundament oraz cztery tygodnie Ćwiczeń duchownych. Synteza – to zwykle ośmiodniowe rekolekcje odprawiane w pełnym milczeniu oraz z prowadzeniem indywidualnym na temat zaproponowany przez rekolekcjonistę. Dzięki niej rekolektant – już po odprawieniu całych Ćwiczeń – może kontynuować ignacjańską ścieżkę. Stąd też Wydawnictwo WAM, po pięciu tomach Co zabrać ze sobą? proponuje szósty, ostatni tom minikolekcji rekolekcyjnej: Co zabrać ze sobą? Po syntezie „Ćwiczeń duchownych”. Niniejszy tom, podobnie jak pięć poprzednich, pragnie pomóc przenieść doświadczenie z rekolekcyjnych domów w codzienność życia.

Książka zawiera pięć rozdziałów. Pierwszy: Miłość w „Ćwiczeniach duchownych” stanowi swoiste przedłużenie ostatniej kontemplacji czwartego tygodnia, która zamyka Ćwiczenia, a jednocześnie otwiera rekolektanta na nowe „porekolekcyjne życie”. To pomost między czasem intensywnej modlitwy w rekolekcyjnym domu a szarą codziennością.

Rozdział drugi: Modlitwa w codzienności życia – to zaproszenie i zachęta do regularnej codziennej modlitwy, która dotykałaby realiów życia. Niektóre artykuły to nie tylko refleksja egzystencjalno-duchowa, ale także osobiste świadectwo modlitwy i życia wiarą.

Rozdziały trzeci: Uczucia w życiu duchowym, czwarty: Życie duchowe i ciało oraz piąty: Sny w życiu duchowym – w zamiarze redaktora tomu – mają stanowić ważną pomoc w wewnętrznej pracy nad sobą oraz w praktykowaniu życia duchowego, które – zgodnie ze słowami Ojca Ignacego – winno być „szukaniem i znajdowaniem Boga we wszystkich rzeczach”. Wszystko bowiem, co człowiek przeżywa w wymiarze somatycznym, psychicznym, intelektualnym, moralnym i duchowym, oraz wszystko to, co przydarza mu się codziennie, świadomie i nieświadomie, winno być naznaczone wiarą w obecność Boga oraz pragnieniem oddania Mu chwały i służenia Mu.

Książka Co zabrać ze sobą? Po syntezie „Ćwiczeń duchownych” została przygotowana w ramach redakcji kwartalnika „Życie Duchowe”. Redaktorem całej minikolekcji rekolekcyjnej Co zabrać ze sobą? jest redaktor naczelny kwartalnika Józef Augustyn SJ, autor publikacji rekolekcyjnych, zaangażowany od połowy lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku w animację Ćwiczeń duchownych w Polsce. Poszczególne tomy Co zabrać ze sobą? skierowane są zarówno to rekolektantów odprawiających ignacjańskie ćwiczenia, jak też osób, które są zainteresowane prowadzeniem autentycznego życia duchowego.

Wydawnictwo WAM pragnie serdecznie podziękować wszystkim, którzy pracowali nad sześcioma tomami Co zabrać ze sobą? – autorom, redaktorowi serii oraz osobom redagującym teksty. Niech ta wspólna praca i trud tak wielu przybliży ignacjańską drogę ludziom pragnącym w codzienności życia „szukać i znajdować Boga we wszystkich rzeczach”.

Wydawnictwo WAM

MIŁOŚĆ W ĆWICZENIACH DUCHOWNYCH

Antoine Lauras SJ

Miłość Boga u św. Ignacego Loyoli

Był czas*, kiedy pewna koncepcja duchowości ignacjańskiej kładła tak wielki nacisk na działalność i służbę, że doszło do stworzenia prawdziwej karykatury zarówno tej duchowości, jak i samego Ignacego. Wszystko zostało sprowadzone do swego rodzaju woluntaryzmu duchowego, który streścić można słowami jednego z dawnych jezuickich uczniów: „Jestem panem siebie, jestem nim i chcę nim być”. Tymczasem wyraźnie należy podkreślić, że„u Ignacego to, co najbardziej wiarygodne, uosabia miłość” (Joseph Stierli SJ). To istotna i fundamentalna prawda, wynikająca z postępowania Ignacego, jak i z jego nauk.

Miłość i pokuta

Ewolucja myśli Iñiga po jego nawróceniu jest typowa. Droga ta prowadziła najpierw przez wspominanie przeszłego życia i uświadomienie sobie, „jak wielki ciążył na nim obowiązek pokutowania za nie”. Dlatego uczynił postanowienie „zawsze prowadzić życie pokutne”, powodowany, jak mówił, odczuwaną do samego siebie nienawiścią. Złość na grzesznika, jakim był, szybko jednak uległa transformacji. Jak wyznał ojcu Gonçalves’owi da Cámara: „Postanowił praktykować wielkie umartwienia nie tyle dla wynagrodzenia za swe grzechy, ile raczej dla przypodobania się Bogu i uradowania Go”. Jego powiernik dodaje: „Odczuwał tak wielki wstręt do swych przeszłych grzechów i tak żywe pragnienie dokonywania wielkich rzeczy dla miłości Boga, że aczkolwiek nie był dufny w odpuszczenie swoich grzechów, to jednak niewiele poświęcał im uwagi w swoich zamiarach pokutnych”.Kiedy nawrócony rycerz opuszczał Loyolę, zdążając w kierunku Montserratu, w drodze rozmyślał, „jak zawsze miał zwyczaj, o wielkich czynach, których zamierzał dokonać dla miłości Boga”**.

„Wielkie pokuty” czy „wielkie czyny”, o których Iñigo marzył, były więc dla niego konkretnymi wyrazami miłości względem Boga. W ten sposób od początku żył przekonaniem, że „miłość winno się zakładać więcej na czynach niż na słowach”*** i uczuciach. Dlatego nie może szokować więź między miłościąa pokutą. To przecież w końcu miłość Boga jest centrum pragnień Ignacego przy podejmowaniu czynów pokutnych. To miłość Boga będzie go podtrzymywała, kiedy kilka lat później zostanie uwięziony na mocy oskarżeń świętej inkwizycji. Wtrącony do więzienia w Alkali jako student oświadczył człowiekowi, który chciał go stamtąd wyciągnąć: „Ten, dla którego miłości tutaj przyszedłem, uwolni mnie, jeśli to będzie dla Jego służby” (OP 60). Gdy został ponownie uwięziony, tym razem w Salamance, powiedział: „Nie ma tyle krat i łańcuchów w Salamance, ile bym ja pragnął, i więcej jeszcze, dla miłości Boga” (OP 69). Wymiar i głębię miłości Boga, przeżywanej przez Ignacego, wyraźniej niż Opowieść Pielgrzyma ukazuje Dziennik duchowny****. Często podkreślano, jak wiele tekst ten zawiera mistycznych aspektów przeżyć Ignacego, który przepełniony miłością pisał: „Piersi miałem przytłoczone od nadmiaru miłości, którą odczuwałem względem Trójcy Przenajświętszej” (Dziennik, s. 332). Można by tu przytoczyć niezliczone cytaty ze zwierzeń Ignacego o przeżywaniu ogromnej miłości do Boga, jaka opanowała jego duszę. Jednym z najbardziej charakterystycznych doświadczeń jest to zanotowane obszernie pod datą 4 marca 1544 roku. Oto, co przeżywał rankiem tego dnia, gdy rozważał introit Mszy o Trójcy Świętej, przygotowując się do celebracji:

„Cały byłem poruszony do pobożności i miłości, które kierowały się do Trójcy Przenajświętszej. […] Zacząwszy dalej, mówiłem do Jej Boskiego Majestatu; i naszły mię łzy i szlochania, i miłość tak silna, iż mi się wydało, że ponad miarę jestem zjednoczony z Jej jasną i słodką miłością; owszem zdało mi się, że to tak silne nawiedzenie Boże i ta miłość wyróżniają się lub są bardziej znamienite między innymi nawiedzeniami. […] A potem, gdym się ubrał w szaty, naszły mnie łzy w dużo większej obfitości, łkania i miłość bardzo silna, a wszystko ku miłości Trójcy Przenajświętszej. […] Kierując się do Jej Boskiego Majestatu, doznałem bardzo silnej miłości i zalałem się serdecznymi łzami. Za każdym razem podczas Mszy lub przed Mszą, gdy miałem szczególne nawiedzenia Boże, odnosiły się one wszystkie do Trójcy Przenajświętszej, podnosząc mię i pociągając do Jej miłości. Kiedym skończył Mszę i rozebrał się z szat, doznałem przy modlitwie przed ołtarzem tak wielkich szlochań i obfitości łez, skierowanych całkowicie ku miłości Trójcy Przenajświętszej, iż zdawało mi się, że nie zechcę wstać [z klęczek], odczuwając tak wielką miłość i taką słodycz duchową. Potem przy kominku wiele razy doznanie wewnętrznej miłości ku Niej i poruszenie do łez. Potem […] na ulicach aż do godziny trzeciej po południu doznawanie bardzo silnej miłości, ilekroć wspomniałem na Trójcę Przenajświętszą, a niekiedy poruszenia do łez” (Dziennik, s. 340-341).

Ten obszerny passus dobrze ukazuje intensywność i ogrom miłości, która wypełniała serce Ignacego, odkąd jego myśl zwróciła się ku Bogu. Już samo powtarzanie słowa „miłość” jest szczególnie poruszające. Spotkanie Boga jest dla niego w istocie spotkaniem niezmierzonej miłości; jego jestestwo jest tak wstrząśnięte, że poruszenia do łez, płacz i szlochania opanowują go całkowicie. Tym jednak, co należy szczególnie zachować w pamięci, jest fakt, że miłość ta jest wewnętrzną, silną i niezmierną miłością do Trójcy Przenajświętszej. Ma to oczywisty związek z łaską otrzymaną dwadzieścia lat wcześniej w Manresie. Z Opowieści Pielgrzyma dowiadujemy się, że od tego czasu „miał on wielkie nabożeństwo do Trójcy Przenajświętszej. […] I już na całe życie pozostało w nim to, iż doznawał wielkiej pobożności, ilekroć modlił się do Trójcy Świętej” (OP 28).

W kolejnych zapisach w Dzienniku Ignacy powraca niestrudzenie do tego tematu. W notatce zapisanej 6 marca 1544 roku wspomina o „bardzo silnej i serdecznej miłości ku istocie Trójcy Przenajświętszej” (Dziennik, s. 343). Nazajutrz notuje: „Przez dłuższą chwilę wielkie poruszenia, łkania i wielka obfitość łez, a pociągało mnie to całkowicie do miłości Trójcy Przenajświętszej” (Dziennik, s. 345). Dla scharakteryzowania tej miłości, tak mocno w nim obecnej, Ignacy nie waha się dobierać słów ukazujących jej prawdziwą naturę. Pod datą 30 marca 1544 roku pisze: „Wydawało mi się, że pokora, cześć i uszanowanie nie powinny być lękliwe, ale miłosne; i to tak się umocniło w mojej duszy, że mówiłem z ufnością: Daj mi pokorę miłosną, a także cześć i uszanowanie. […] Podobnie też odpychałem łzy, aby dawać baczenie na pokorę miłosną itd.”. A w następnych dniach pisze: „Podczas mszy i po niej łzy zmierzające do czci miłosnej itd. […] Nie znajdując czci i uszanowania miłosnego, trzeba szukać uszanowania płynącego z bojaźni [Bożej], rozważając własne uchybienia, ażeby otrzymać uszanowanie płynące z miłości” (Dziennik, s. 353-354).

Jest zatem oczywiste, że dla Ignacego pokora i uszanowanie są wewnętrznie związane z miłością. Jeśli twierdzi, że ani miłość, ani uszanowanie nie pozostają w jego mocy, to jest także przekonany, iż miłość będzie równocześnie przekształcać i motywować jego pokorę. Fundamentem jego miłości będzie pokorna świadomość, że jest grzesznikiem. Oto, dlaczego od „uszanowania płynącego z bojaźni”, jakie ta świadomość w nim budzi, przechodzi z pomocą łaski Bożej do „miłosnej pokory”.

Prymat miłości

Powtórzmy: tylko Boża miłość jest podstawą ignacjańskiej duchowości. Prawdę tę zawiera między innymi książeczka Ćwiczeń duchownych, na końcu których czytamy: „Ponad wszystko należy cenić usilną służbę Bogu, Panu naszemu, z czystej miłości” (Ćd 370). Stwierdzenie to zostanie podjęte i rozwinięte w Konstytucjach: „Wobec Stwórcy i Pana naszego ci mają więcej zasługi, którzy z większym zamiłowaniem oddają się posłudze wszystkich z miłości ku Boskiemu Majestatowi, tak w sprawach większej wagi, jak innych, niższych i bardziej pokornych”*****. „Miłość ku Boskiemu Majestatowi” winna być podstawą nie tylko ważnych decyzji i wielkich działań apostolskich, ale również najprostszych i najbardziej skromnych posług. Św. Paweł mówi: „Gdybym miłości nie miał, byłbym niczym” (por. 1 Kor 13, 2).

W Konstytucjach Ignacy nieustannie powraca do prymatu miłości we wszystkich rzeczach. „Wszystko czyniąc dla Jego Boskiej miłości i czci” (por. Konstytucje 118, 130, 132). Zauważmy, że związek między miłością a czcią okazywaną Bogu przypomina jasno to, co w Dzienniku duchownym Ignacy nazywa „czcią miłosną” i „miłosną pokorą”. Prymat miłości jest dla niego tak istotny, że pisze: „Celem Towarzystwa […] jest wspomaganie bliźnich w poznawaniu i miłowaniu Boga” (Konstytucje 446). Kiedy zaś omawia sprawę kolegiów zakładanych przez Towarzystwo, podkreśla cel, któremu należy się poświęcić: „Niech nauczyciele zwracają szczególną uwagę na to, by podczas wykładów – i jeżeli się sposobność nadarzy, także poza nimi – zachęcać uczniów do służby Bogu i umiłowania Jego samego” (Konstytucje 486). Przedtem jednak sami nauczyciele, jako członkowie Towarzystwa, powinni w następujący sposób przeżywać ostatni etap swojej formacji: „Dla tych zaś, których posłano na studia, przyniesie to pożytek, jeżeli po zakończeniu tej troski i staranności, z którą zabiegali o kształtowanie umysłu, w czasie ostatniej probacji ćwiczyć się będą w szkole miłości i przykładać się do rozwoju tych sfer ducha i ciała, które się przyczyniają […] do większego poznania i miłowania Boga” (Konstytucje 516). Wreszcie, kiedy Ignacy rozważa przyszłość i życie członków Towarzystwa, podkreśla: „Szczególnym węzłem jednoczącym ich między sobą i z ich głową jest umiłowanie Boga i Pana naszego, Jezusa Chrystusa” (Konstytucje 671).

Przeciw miłości własnej

Jakkolwiek wzniosły byłby ów prymat przypisywany miłości, nie należy ulegać iluzjom. Żyć tą miłością i w niej oznacza konfrontację z nieuchronnymi wymaganiami. Najbardziej fundamentalne z nich jest to, o którym powinien odważnie rozważać odprawiający Ćwiczenia: „Niech każdy pomyśli o tym, że we wszystkich rzeczach duchownych uczyni postęp tylko w tak wielkiej mierze, w jakiej wyrwie się ze swej miłości własnej, ze swej woli i ze swoich własnych korzyści” (Ćd 189 b). Żeby dojść do autentycznej miłości, trzeba przejść jakby przez śmierć samego siebie albo, mówiąc dokładniej, przez śmierć miłości własnej w najściślejszym znaczeniu tego słowa. Jest rzeczą jasną, że między miłością Boga i tym, co Ignacy nazywa „miłością cielesną”, w Pawłowym rozumieniu, istnieje zasadnicza niezgodność. Dlatego „ci, co chcieliby więcej [Go] kochać i odznaczyć się we wszelakiej służbie swego Króla wiecznego i Pana wszechrzeczy”, powinni „działać przeciw własnej zmysłowości i przeciw swej miłości cielesnej i światowej” (Ćd 97). Stąd wszystkie ćwiczenia zmierzają w tym kierunku, by ten, który im się poświęca, nie pozwolił opanować się miłości cielesnej, ale czynił wszystko dla miłości Boga.

W decydującym momencie wyboru Ignacy proponuje „rozmyślanie o Trzech parach ludzi, ażeby wybrać to, co lepsze” (por. Ćd 149-156). Tym, co charakteryzuje owych ludzi, jest to, że każdy z nich nabył dziesięć tysięcy dukatów, „ale nie w sposób czysty i należyty, jak przystoi z pobudki miłości ku Bogu. Wszyscy oni chcą się zbawić i znaleźć Boga, Pana naszego, w pokoju duszy, zrzucając z siebie ciężar i przeszkodę”, jaką jest dla nich „przywiązanie nieuporządkowane do tej nabytej rzeczy”. Chodzi więc o niezgodność zachodzącą między dwoma przywiązaniami oraz niezgodność między dwiema miłościami. Powiedziano, że sumę, o której mowa, należało nabyć „z pobudki miłości ku Bogu”. Znaczy to, że nie powinno się pragnąć posiadać żadnej rzeczy, jeśli w tym pragnieniu Bóg nie jest na pierwszym miejscu.

Tak więc pierwszą regułą „dla dokonania rozsądnego i dobrego wyboru” będzie pewność, „że miłość, która mnie skłania do wyboru danej rzeczy, zstępuje z góry, z miłości Boga”. Nie chodzi tu o odrzucenie wszelkiej miłości względem wybranej „rzeczy”, ale o jasne określenie, jaka jest pierwsza motywacja tej miłości. Dlatego Ignacy precyzuje, że „ten, co dokonuje wyboru, ma najpierw odczuć w sobie, że ta miłość, którą odczuwa w większym lub mniejszym stopniu do rzeczy będącej przedmiotem wyboru, jest wyłącznie miłością dla swego Stwórcy i Pana” (Ćd 184). Prawie te same słowa zostały użyte w rozważaniach na temat dawania jałmużny. Miłość, która skłania do tego, „powinna zstępować z góry, od miłości Boga, Pana naszego, tak bym odczuwał w sobie, że większa lub mniejsza miłość, którą mam do tych osób, jest miłością ze względu na Boga i żeby Bóg jaśniał w tej racji, dla której kocham je więcej” (Ćd 338).

Kochać „ze względu na Boga”! Stawianie takiego wymagania, nie ukrywajmy tego, mogłoby stać się źródłem nieznośnej postawy w naszych relacjach z bliźnimi, szczególnie gdy czytamy, że ideałem jest, kiedy „nie można już kochać żadnej rzeczy stworzonej, […] lecz tylko w Stwórcy wszystkich rzeczy” (Ćd 316). Jeszcze wyraziściej zostało to powiedziane w Konstytucjach. Jezuitom stawia się w nich żądanie, „aby we wszystkim szukali Boga, uwalniając się w miarę możności od miłości wszelkich stworzeń, tak by całą miłość przenieść na ich Stwórcę, Jego miłując we wszystkich stworzeniach, a wszystkie stworzenia w Nim” (Konstytucje 288). Dla człowieka nie ma nic bardziej nieznośnego, jak świadomość, że jest kochany w Bogu lub ze względu na Boga, a nie jako konkretna osoba ze wszystkimi swoimi zaletami i brakami.

W rzeczywistości jednak wyrażenie „kochać Boga w stworzeniach” jest wezwaniem do zajęcia zupełnie innej postawy. Chodzi o to, by nasze spojrzenie na stworzenia nie było powierzchowne, ale byśmy umieli dostrzec w nich obecność i obraz Boga. U podstawy takich zachowań leży przeżywanie tego, o czym każe nam rozważać Kontemplacja [pomocna] do uzyskania miłości: „Zwrócić uwagę na to, jak Bóg mieszka w stworzeniach, […] jak działa i pracuje dla mnie we wszystkich rzeczach stworzonych, […] jak wszystkie dobra i dary zstępują z góry” (Ćd 235-237). Oto, jak nowe spojrzenie na „rzeczy stworzone” daje mi miłowanie Boga! Gdy nie kocham stworzeń po to, by je posiąść, gdy ich się nie lękam jako zagrożenia dla siebie, wówczas mówią mi one o Tym, który je stworzył. […]

Jeśli prymat miłości Boga wymaga ode mnie, bym się wzniósł ponad miłość zbyt cielesną i egoistyczną, to taka miłość poszerza moje spojrzenie i serce do nowych wymiarów, które przeobrażają całą rzeczywistość, każąc „kochać wszystkie rzeczy w Bogu i Boga we wszystkich rzeczach”.

Miłość niezasłużonym darem

Powyższe wymogi i ideały mogą nam tylko lepiej uświadomić trud w dochodzeniu do tego rodzaju miłości. I jest to zbawienne, ponieważ zaczynamy zdawać sobie sprawę, że chodzi o całkowicie darmowy dar Boży. Mówiąc o strapieniu, Ignacy napisze, że „Bóg nam chce dać prawdziwe poznanie i uświadomienie sobie, […] że nie w naszej mocy jest zdobyć i zatrzymać […] silną miłość” (Ćd 322). Podkreśla przy tym, że „tylko Bogu właściwą jest rzeczą wchodzić do duszy, wychodzić z niej, sprawiać w niej poruszenia, pociągając ją całą do miłości swego Boskiego Majestatu” (Ćd 330). Było to zresztą sugerowane już na początku Ćwiczeń. W piętnastej adnotacji od dającego Ćwiczenia żąda się wyraźnie, by pozwolił „Stwórcy działać bezpośrednio ze swoim stworzeniem, a stworzeniu ze swoim Stwórcą i Panem”. Działanie to zostało streszczone tymi oto słowami: „Stwórca i Pan sam udzielał się duszy sobie oddanej i ogarniał ją ku swej miłości” (Ćd 15).

Jeśli tak się rzeczy mają, to szczególnie w chwili, gdy wątpimy w szczerość naszej miłości ku Bogu, nie powinniśmy nigdy ulegać znużeniu w modlitewnej prośbie o łaskę kochania Boga. Taką właśnie modlitwą kończy się ofiarowanie samego siebie, powtarzane po każdym z czterech punktów Kontemplacji [pomocnej] do uzyskania miłości: „Daj mi jedynie miłość Twą i łaskę, albowiem to mi wystarcza” (Ćd 234). Jeśli miłość jest darmowym darem Boga, to nie pozostaje nam nic innego, jak tylko otworzyć się na ten dar i przyjąć go. By dobrze uchwycić formę, jaką winno mieć owo przyjęcie, trzeba właściwie odczytać dwie prośby o łaskę proponowane nam przez Ćwiczenia.

Na początku Kontemplacji o Wcieleniu, otwierającej drugi tydzień, odprawiającego Ćwiczenia zachęca się do sformułowania prośby, którą będzie powtarzał we wszystkich następnych kontemplacjach: „Prosić o to, czego chcę. Tutaj prosić o dogłębne poznanie Pana, który dla mnie stał się człowiekiem, abym Go więcej kochał i więcej szedł w Jego ślady” (Ćd 104). Z kolei na końcu Ćwiczeń, rozpoczynającKontemplację [pomocną] do uzyskania miłości, łaską do uproszenia będzie: „Prosić o to, czego chcę. Tutaj prosić o wewnętrzne poznanie tylu i tak wielkich dóbr otrzymanych od Boga, abym w pełni przejęty wdzięcznością mógł we wszystkim miłować Jego Boski Majestat i służyć Mu” (Ćd 233).

W jednym i drugim przypadku pragnienie uzyskania miłości, przyjęcie miłości, jest uwarunkowane „dogłębnym poznaniem Boga” i „dogłębnym poznaniem otrzymanych dóbr”. Z jednej strony – dogłębne poznanie, pogłębione jeszcze osobiście w kontemplacji Syna posłanego przez Ojca, ukaże mi, jaką miłością jestem kochany. Z drugiej – owo dogłębne poznanie, jako owoc kontemplacji, w zauroczeniu Bożymi dobrodziejstwami, może wzniecić we mnie chęć całkowitego oddania się pragnieniu jednej tylko rzeczy: „Daj mi jedynie miłość Twą i łaskę”. Istnieje zatem wewnętrzna więź między dogłębnym poznaniem Wcielonego Słowa oraz Boga obecnego i działającego we wszystkich rzeczach z jednej strony a większą miłością, miłością Boga we wszystkich rzeczach z drugiej.

W konsekwencji tego lepiej rozumiemy znaczenie i wagę dwóch wyrażeń z Konstytucji przytoczonych powyżej. Stwierdzenie, że „celem Towarzystwa jest wspomaganie bliźnich w poznawaniu i miłowaniu Boga”, można by ostatecznie zastąpić zdaniem: „Wspomaganie bliźnich w poznawaniu Boga, by ich w ten sposób doprowadzić do miłowania Boga”. Tak samo gdy Ignacy chce, by jezuici pod koniec swojej formacji ćwiczyli się w „szkole miłości”, zaznacza, że w ten sposób będą się oni ćwiczyli w tym wszystkim, co może im zapewnić „głębsze poznanie i większe umiłowanie Boga”. Dochodząc do coraz głębszego poznania Boga, będą Go coraz bardziej miłowali.

Głębokie poznanie Boga, naszego Pana, pozwala nam odkryć i przyjąć Jego miłość. Jednak jak ją przeżywać? Idąc za tym, co św. Jan Apostoł napisał w Pierwszym Liście (por. 1 J 3, 18), Ignacy przypomina na początku Kontemplacji [pomocnej] do uzyskania miłości, że „miłość winno się zakładać więcej na czynach niż na słowach”, po czym bezpośrednio precyzuje, w czym konkretnie powinna się ona wyrażać: „Miłość polega na obopólnym udzielaniu sobie, a mianowicie na tym, aby miłujący dawał i udzielał umiłowanemu tego, co sam posiada, albo coś z tego, co jest w jego posiadaniu lub w jego mocy; i znów wzajemnie, żeby miłowany udzielał miłującemu” (Ćd 231). Jeśli „sam Pan pragnie dać mi siebie samego, ile tylko może”, to miłowanie Boga będzie moją odpowiedzią na tę Jego miłość, która napełnia mnie dobrami. Żyć taką miłością to tyle, co „ofiarować i dać Jego Boskiemu Majestatowi wszystkie posiadane dobra i siebie samego wraz z nimi”. Z moich ust popłyną wówczas żarliwe słowa kogoś, kto składa ofiarę z całą szczerością serca: „Zabierz, Panie, i przyjmij […] cokolwiek mam i posiadam” (Ćd 234).

Całkowity dar z samego siebie ma się urzeczywistniać w jakże istotnej dla Ignacego postawie: w postawie służby. Wiadomo, jak ważne miejsce zajmuje w duchowości ignacjańskiej służba Bogu. By uniknąć deformacji wspomnianych na początku tego artykułu, jest rzeczą niezbędną dobrze zrozumieć, że miłość Boga i służba Bogu są wewnętrznie powiązane. Powróćmy tu do kilku cytatów, mających szczególne znaczenie. Od samego początku Ćwiczeń słyszymy, jak Ignacy zaleca dyskrecję osobie towarzyszącej rekolektantowi, by w ten sposób pozwoliła Stwórcy ogarnąć wierną duszę swoją miłością. Wówczas Pan „przysposobia ją ku tej drodze, na której będzie Mu mogła lepiej służyć” (Ćd 15). Miłowanie Boga prowadzi do służenia Bogu. Pod koniec Ćwiczeń Ignacy stwierdzi, że „ponad wszystko należy cenić usilną służbę Bogu, Panu naszemu, z czystej miłości” (Ćd 370). Przypomnijmy też prośbę, jaką proponuje nam poczynić na początku Kontemplacji [pomocnej] do uzyskania miłości: „abym […] mógł we wszystkim miłować Jego Boski Majestat i służyć Mu” (Ćd 233). Zwrot ten powtórzy w prawie tej samej formie, mówiąc o roli odegranej w teologii przez „doktorów pozytywnych, na przykład św. Hieronima, św. Augustyna, św. Grzegorza itd.”. Ich „właściwością” jest – jak pisze – „poruszać serca do miłości i służby we wszystkim Bogu, Panu naszemu” (Ćd 363).

Gdy jesteśmy przekonani, że służba jest bezspornym wyrazem autentycznej miłości, twierdzenie zawarte w fundamencie otwierającym Ćwiczenia nabiera nowego wymiaru. Jeśli bowiem prawdą jest, że „człowiek po to jest stworzony, aby […] służył Bogu”, to również prawdą jest, że został on powołany do miłowania Boga. Staje się więc oczywiste, że człowiek tym więcej będzie służył Bogu, im bardziej będzie Go kochał, im bardziej będzie dążył do tego, by „we wszystkich rzeczach kochać Boga, naszego Pana”.

Tłumaczył Bolesław Dyduła SJ

Antoine Lauras (ur. 1917), francuski jezuita związany z Facultés Jésuites „Centre Sèvre” w Paryżu. Publikuje na łamach kwartalnika „Christus”.

Hugo Rahner SJ

Miłość w Ćwiczeniach duchownych

Wydaje się******, że najgłębsza intencja i cel Ćwiczeń duchownych, jak przed czterystu pięćdziesięciu laty, tak i dziś pozostaje wciąż do przemyślenia i rozwinięcia. Chodzi o ukazanie istoty Ćwiczeń, o dowód na to, że są one – by użyć słów papieskiego Breve z 1548 roku – „połączeniem Pisma Świętego i doświadczenia życia duchowego” i jako takie stanowią drogowskaz chrześcijańskiej doskonałości, wykraczający ponad wszelkie czasowe uwarunkowania. Próba takiego dowodu prowadzi do pytania, o którym będzie tutaj mowa: Jakie jest miejsce miłości, uosobienia chrześcijańskiej doskonałości, w Ćwiczeniach duchownych?

Zdyscyplinowane mówienie o miłości

Kontemplację [pomocną] do uzyskania miłości św. Ignacy umieścił na końcu czterotygodniowych Ćwiczeń. Patrząc na same słowa i strukturę tekstu, wydaje się, że prawie w ogóle nie ma tam mowy o miłości. Dlatego też wysuwano wiele zarzutów o ascetyzm, o przedchrześcijańskie napinanie woli, o brak teocentrycznego ukierunkowania. W udzieleniu odpowiedzi na te także dzisiaj po cichu brzmiące zarzuty może być pomocne rozważenie historycznej sytuacji, w kontekście której udzielona została pierwsza papieska aprobata dla Ćwiczeń.

W Hiszpanii w początkach XVI wieku toczył się spór wokół Alumbrados, grupy, której zwolennicy zdawali się wyłącznie na wewnętrzne oświecenie. W ich instynktownej niechęci do tego, co w Kościele widzialne, zewnętrzne i związane z prawem, można było ze słusznością odczuć powiew sprzeniewierzonej protestanckiej Północy. Wewnątrz Alumbrados była też tajemna grupa zwana Dejados, która widziała najwyższy szczyt doskonałości w wyrzeczeniu się wszystkich własnych działań i w pasywnym wydaniu się Bożej miłości.

W takim duchowym klimacie pojawia się pewien nieuczony Iñigo z Loyoli z osobliwymi ćwiczeniami, a po kilku latach jego duchowi synowie z jakąś książeczką wypełnioną zapiskami uczynionymi ręką Iñigo. Niektórzy dopatrywali się wówczas w Ćwiczeniach wyrafinowanych wskazówek dla zdobycia owej „dającej pokój miłości”. Znamienne, że z jednej strony, w pierwszej apologii, jaką napisano w obronie Ćwiczeń, a opublikowano zaraz po papieskiej aprobacie, właśnie słowo „miłość” musiało być bronione. Z drugiej strony, to właśnie słowo i pojęcie tak naprawdę może być nazwane sercem Ćwiczeń Ignacego. Wszystkie zaproponowane ćwiczenia mają być bowiem od samego początku do końca odprawiane wśród duchowych poruszeń: pocieszeń i strapień, o których Ignacy mówi: „Pocieszeniem nazywam przeżycie, gdy w duszy powstaje pewne poruszenie wewnętrzne, dzięki któremu dusza rozpala się w miłości ku swemu Stwórcy...” (Ćd 316).

Pierwsze krytyczne oceny Ćwiczeń chciały zazwyczaj widzieć w nich przerośnięte pojęcie miłości, która pogardza wszystkim, co ziemskie i widzialne. Właśnie dlatego Ignacy przy ostatniej redakcji książeczki Ćwiczeń przywiązywał szczególną uwagę do tego, aby o miłości i o obojętności w stosunku do wszystkich ziemskich rzeczy tak trzeźwo i wyraźnie mówić, jak to tylko możliwe. Można by powiedzieć, że prawie stał na granicy rezygnacji z jakiejkolwiek formy wyrażenia tej miłości, która płonęła w jego sercu, a która została mu udzielona od czasu mistycznego przeżycia w Manresie.

Bez wielosłowia i liryzmu

Należy też wspomnieć o innej sprawie. Nawet gdy pominiemy klimat duchowy początku XVI wieku, trzeba przyznać, że Ignacy nie potrafiłby wyrażać się inaczej. Ignacy nie był człowiekiem słów. Pierwsza zasada jego Kontemplacji [pomocnej] do uzyskania miłości to jednocześnie hasło przewodnie jego własnego istnienia: „Miłość winno się zakładać więcej na czynach aniżeli na słowach” (Ćd 230). Mówienie o miłości musi pozostać wstrzemięźliwe i zdyscyplinowane – Ignacy miał instynktowną niechęć do określenia miłości zwykłymi frazesami.

„Ani dewocyjne wielosłowie, ani mistyczny liryzm” – tak jeden ze współczesnych poetów francuskich trafnie określił istotę ignacjańskiego sposobu mówienia. To, co jeden z niemieckich przekładów książeczki Ćwiczeń mówi o tekstach ignacjańskich, szczególnie ważne jest w stosunku do wszystkich tekstów, które mówią o miłości: „Prawie niezrównana, szlachetna surowość, krótkość i bezosobowość tekstu, którego porywający żar treści z konieczności potrzebuje, aby się w nim zasłonić i wyrazić”.

To doprowadza nas do ostatniej sprawy: dyscypliny słów, które nieśmiało tylko podsuwają wskazówki dotyczące wyżyn miłości. Ta dyscyplina ma własne, dokładnie przypisane miejsce w całościowej konstrukcji Ćwiczeń. One nie są kompendium całego duchowego życia czy tym bardziej teoretyczną teologią systematyczną. Ćwiczenia mają służyć przygotowaniu osoby na przyjęcie napływu miłości, która w porządku życia polega na wyborze jeszcze lepszego celu; która zawsze chce być pokorna i powtarza ów warunek: „Jeżeli tylko najświętszy Majestat zechce mię wybrać i przyjąć do takiego rodzaju i stanu życia” (Ćd 98).

Stąd, w pełni świadomie, w Ćwiczeniach jest mowa tylko o koniecznych do tego oczyszczeniu i oświeceniu (por. Ćd 10); trzeci element – zjednoczenie – został pominięty. Jest on bowiem zawsze możliwy, jeśli tylko człowiek nauczy się porzucać miłość własną (por. Ćd 189 b). O samej miłości nie należy już nic więcej mówić. Aby ją osiągnąć, nie potrzeba żadnej metody ani drogi. Do Boga Stworzyciela i Pana można się tylko „zbliżyć” i „delikatnie Go dotykać” (Ćd 20). Jedynym zadaniem Kontemplacji [pomocnej] do uzyskania miłości staje się zaznaczenie tej prawdy. Nie jakoby człowiek dotąd tej miłości nie „osiągnął” – ona przecież zawsze była w nim – ale by ją tylko w jakiś sposób „wyczuł” (por. Ćd 280), aby tę wieczną ulotność bardziej uchwycił. Właśnie temu służą podane na końcu słowa o miłości, które są nieśmiałe i rzeczowe, jak wszystko, co trudne do wypowiedzenia.

Ćwiczenia przeniknięte miłością

Mając w pamięci powyższe spostrzeżenia, możemy teraz spróbować uczynić słyszalnymi te cicho wspomniane słowa o miłości. Jest to istotne, ponieważ one przenikają przez Ćwiczenia duchowne od początku do końca jako ich najgłębszy cel oraz siła napędowa. Dzięki temu stanie się jasne, w jaki sposób umieszczona na końcu i jakby poza ramami czterech tygodni Kontemplacja [pomocna] do uzyskania miłości oferuje wyraźne streszczenie tego, co już było medytowane i zostało wymodlone.

Kontemplacja ta chce jeszcze raz z całą jasnością odsłonić formalne prawo, które wzniosło całą budowlę. Można porównać ją z umieszczoną na początku i poza pierwszym tygodniem Zasadą pierwszą i podstawową, czyli Fundamentem Ćwiczeń (por. Ćd 23). Obydwie propozycje modlitwy są na najgłębszym swoim poziomie jednym i tym sam, to – jak każda autentyczna teologia – primum i ultimum tej samej żywej struktury. Z tego powodu obydwa rozważania są w każdym momencie głęboko przeżywanych rekolekcji możliwe do dowolnego użycia.

Zasada pierwsza i podstawowa Ćwiczeń powtarza się więc dokładnie w medytacji o Wołaniu Króla z tą różnicą, że tutaj jest ona przetłumaczona na konkretną sytuację historiozbawczą naszego życia duchowego. Także Kontemplacji [pomocnej] do uzyskania miłości bynajmniej nie należy rozumieć jak koronującej sklepienie budowli kopuły. Może być ona równie dobrze rozważana na początku drugiego tygodnia albo użyta za każdym razem, gdy poznanie Bożej miłości ma zapalić odprawiającego Ćwiczenia, zwłaszcza podczas dokonywania życiowego wyboru. Dawni komentatorzy książeczki Ćwiczeń zwracali uwagę na takie właśnie użycie tej kontemplacji. Używa się jej do modlitwy na końcu Ćwiczeń zazwyczaj dlatego, że rekolektant na końcu dokonywania przekształcającego życie wyboru – w objęciach swojego Pana – staje się bardziej otwarty na Bożą miłość.

O tej miłości jako ostatecznej chrześcijańskiej sile kształtującej wszelkie życie duchowe jest już od samego początku Ćwiczeń ukryta, ale oczywista mowa. „Wewnętrzne odczuwanie i smakowanie rzeczy” (Ćd 2) jest tak samo miłością jak „wielkodusznie i z hojnością” (Ćd 5), a właśnie od zaproponowania tych dwu uwag wstępnych zwykło się rozpoczynać rekolekcje. To, co później tak rzeczowo rozwija się jako „wybór” i „namyślanie się”, zostało już na samym początku napomknięte przez słowo, które rozbrzmiewa choćby w owym tajemniczym zdaniu: „W tym poszukiwaniu woli Bożej sam Stwórca i Pan udziela się duszy sobie oddanej i ogarnia ją ku swej miłości i chwale” (Ćd 15).

Całościowy przebieg ćwiczeń został we wprowadzających wskazówkach opisany jako wynik zmagania toczącego się pomiędzy pocieszeniem i strapieniem w najgłębszych obszarach duszy. Dla zrozumienia tych „spraw subtelnych i zbyt wzniosłych” (Ćd 9) warto przejść na koniec książeczki, aby tam przeczytać genialnie trafny i brzemienny doświadczeniem opis pocieszenia, „poruszenia wewnętrznego, dzięki któremu dusza rozpala się w miłości ku swemu Stwórcy i Panu, […] radości wewnętrznej, która wzywa i pociąga do rzeczy niebieskich, […] dając odpocznienie i uspokojenie w Stwórcy i Panu” (Ćd 316).

W tych kilku nieśmiałych słowach można rozpoznać mistyka, który miał wgląd w tajemnicę Trójcy. Do takich wzlotów został przygotowany w czasie pokornej drogi, której owocem są Ćwiczenia. Podobnie kiedyś św. Augustyn w Wyznaniach zaintonował hymn do miłości, miłości, która błyszczy, grzmi i pachnie: „I oto płonę z tęsknoty za Twoim pokojem”.

Fundament Ćwiczeń zdaje się przemawiać z odsłaniającą wszystko trzeźwością. Tymczasem właśnie w tym tekście kryje się najskromniejsze i zarazem najbardziej przejmujące słowo miłości. Kończy się on bowiem zdaniem: „Jedynie tego pragnąc i wybierając, co nas więcej prowadzi do celu, do którego zostaliśmy stworzeni” (Ćd 23). W tym podstawowym słowie całej ignacjańskiej pobożności – magis – dopełnia się wszystko to, co nadejdzie.

Kto się temu słowu ofiaruje i wyda, ten jest ostatecznie pochwycony, ten w drugim tygodniu, w obliczu wzywającego Króla przyłączy się do tych, którzy „chcieliby więcej Go kochać i odznaczyć się we wszelakiej służbie swego Króla wiecznego” (Ćd 97), aż do „znoszenia zniewag i krzywd, aby Go w nich więcej naśladować” (Ćd 147), aż do trzeciego stopnia pokory, który „chce i wybiera raczej ubóstwo z Chrystusem ubogim niż bogactwo; zniewagi z Chrystusem pełnym zniewag” (Ćd 167).

Przez to jednakże jest tylko ukształtowane i uprzedzone to, co w Kontemplacji [pomocnej] do uzyskania miłości będzie wymadlane: „Zabierz, Panie, i przyjmij całą wolność moją, […] daj mi jedynie miłość Twą i łaskę, albowiem to mi wystarczy” (Ćd 234). W ten sposób fundament Ćwiczeń wprowadza wszystko, co zostanie rozwinięte w drugim i trzecim tygodniu oraz co formuje kształt całego życia, w którym zawsze trzeba podejmować wybór. Jest to, mówiąc z ewangeliczną prostotą, pragnienie: „aby Go więcej kochać i więcej naśladować” (Ćd 104). W tym świetle przezroczysty staje się cały tekst Ćwiczeń.

Konieczność czynu

Nowego znaczenia nabiera też Kontemplacja [pomocna] do uzyskania miłości. Obydwie uwagi wprowadzające (Ćd 230 i 231) podkreślają, czym jest miłość: „miłość winno się zakładać więcej na czynach niż na słowach” oraz „miłość polega na obopólnym udzielaniu sobie”. Miłość zdaje się związana z dwoma ważnymi słowami: „służyć” i „wydawać się”. To zaś dokonuje się w nieprzerwanej wymianie pomiędzy kochającym i ukochanym.

Jednakże w ten sposób został wyrażony całościowy przebieg Ćwiczeń: pokorne służenie Boga w Chrystusie, aż do oddania życia na krzyżu, oraz służenie człowieka, który kocha aż do upodobnienia się do Ukrzyżowanego w owym porządkującym życie „wyrwaniu się ze swej miłości własnej i ze swej woli” (Ćd 189 b). Dlatego rozważana kontemplacjajest po prostu ostatnim echem owej przedziwnej wymiany pomiędzy Bogiem a człowiekiem: jest kontemplacją Bożego dawania, zamieszkiwania, trudzenia się i zstępowania w dziele stworzenia i uświęcania; kontemplacją wstępującego z wnętrza duszy przemienionego człowieka: „zabierz Panie, i przyjmij, […] daj mi jedynie miłość Twoją i łaskę, albowiem to mi wystarczy” (Ćd 234).

Ignacy posiadał instynktowny i wyostrzony przez doświadczenie „węch” do wszystkiego, co nieautentyczne, co się łatwo chce tylko podawać za miłość. Tym wyróżnia się cała nauka św. Ignacego o miłości. Zawsze gdy w Ćwiczeniach poleca on, by się modlić o miłość, dołącza do tej modlitwy jakieś drugie słowo: „kochać i naśladować” (Ćd 104, 130), „kochać i służyć” (Ćd 233). To jest czysta ewangeliczna nauka ucznia, którego umiłował Pan: Miłość względem Boga polega na spełnianiu Jego przykazań (1 J 5, 3) i Kto ma przykazania moje i je zachowuje, ten Mnie miłuje(J 14, 21). Jeden z Ojców Kościoła z płonącym sercem powiedział, komentując ten fragment z Ewangeliiśw.Jana: „Świadectwem miłości jest czyn”. Pierwsi jezuici używali powiedzenia przejętego od św. Grzegorza Wielkiego: „Sprawdzianem miłości jest wykazanie się czynem”.

Powyższe słowa są w najgłębszym sensie ignacjańskich Ćwiczeń hojnym upodobnieniem się do wzgardzonego Pana. Tak właśnie zaczyna tryskać źródło miłości, tak zaczyna się także, nieśmiało i skrycie, jak przy każdej czystej miłości, wielkie dzieło przemiany świata, do którego człowiek wewnętrznie przemieniony czuje się powołany. W Ćwiczeniach duchownych Ignacy wkłada w usta Chrystusa Króla zdanie: „Wolą moją jest podbić świat cały i wszystkich nieprzyjaciół” (Ćd 95). Nie należy jednak tych słów odczytywać jako hasła programowego jezuickiego duszpasterstwa, lecz jako jedyny cel Ćwiczeń duchownych – przekształcenie wnętrza człowieka w ukrzyżowanego Chrystusa, ażeby miłość mogła wypływać bez żadnych ograniczeń i aby z wnętrza współukrzyżowanego serca, przez łagodną i nieustępliwą siłę miłości przekształcać świat. Pierwsi towarzysze Ignacego mawiali: „Kiedy najpierw nasze własne serce jest przemienione przez Bożą moc, skąd zdziwienie, że potem przez nasze zewnętrzne prace dokonuje się przemiana?”.

W ten sposób okazuje się, że doktryna o miłości, rozwinięta przez Ignacego w Ćwiczeniach, została rzeczywiście „stworzona z Pisma Świętego i doświadczenia życia duchowego” – jak ujął to Paweł III.Miłość to służba. To – jak pisał Ignacy w jednym z listów, pomijając wszystkie uniesienia serca, wszystkie łzy i nawet żar mistycznego życia – „silna i płodna w działanie wola służby Bogu i duszom – na tym polega istota miłości”.

Kiedy przed ponad czterystu laty papież przekazał do cenzury książeczkę Ćwiczeń duchownych dominikaninowi Aegidiusowi Foscarariemu, ten, na końcu manuskryptu, po dokładnym i bardzo uprzejmym sprawdzeniu całości, napisał piękne i jeszcze dzisiaj ważne słowa: „Chrześcijańska pobożność na dłuższą metę nie może się ostać bez jakiegoś rodzaju duchowych ćwiczeń i rozważań. Psalmista mówi bowiem: «kiedy rozmyślam, rozpala się moja dusza». Stąd moja ocena brzmi: żadne inne duchowe ćwiczenia nie są bardziej odpowiednie niż te oto tu przedłożone. Zrodzone są one bowiem bez wątpienia ze znajomości Pisma Świętego i z wieloletniego doświadczenia w sprawach duchowych”.

Tłumaczył Jacek Poznański SJ

Hugo Rahner (1900-1968), niemiecki jezuita, teolog, wykładowca Uniwersytetu w Insbrucku. W języku polskim ukazały się książki: Geneza i duch pobożności ignacjańskiej; Kościół i państwo we wczesnym chrześcijaństwie.

Mieczysław Bednarz SJ

Przeżywanie Dobra jako Daru Miłości

Dobra formacja kształtuje nie tylko ludzi prawych i dobrych, ale i szczęśliwych; szczęśliwych przez dzielenie się z innymi swoim szczęściem. Gdybym był rozgoryczony, rozczarowany i zawiedziony, a więc nieszczęśliwy, nie byłbym dobrze uformowany.

Bóg, Sędzia sprawiedliwy i miłosierny, wie, czy jestem prawy i dobry. Ludzie, wśród których żyję, też lepiej niż ja wiedzą, czy jestem prawy i dobry. Zdaję się na sąd Boga i ludzi. O tym jednak, czy jestem szczęśliwy, wiem ja sam, bo ja doświadczam mojego szczęścia. Inni o tyle tylko coś wiedzą lub mogą wiedzieć, o ile moja szczęśliwość jakoś im się udziela. Jeżeli nigdy, od wczesnej młodości aż do starości, nie żałowałem tego, że jestem jezuitą, jeżeli nigdy nie byłem kuszony, by przestać nim być, to jestem szczęśliwy w moim powołaniu.

Szkoła szczęścia

Mój wychowawca, św. Ignacy, nauczył mnie być szczęśliwym. Jego pisma, na których się przez wiele lat wychowywałem, tłumacząc niektóre po raz pierwszy na język polski – Ćwiczenia duchowne, Opowieść Pielgrzyma. Autobiografia, Dziennik duchowny, KonstytucjeTowarzystwa Jezusowego, Diariusz (Memoriale) obejmujący prawie cały ostatni rok jego życia (1555), wybór jego listów i maksym, czyli życiowych zasad postępowania – to wszystko było dla mnie szkołą szczęśliwości. Przez to wszystko św. Ignacy uczył mnie i urzekał.

Św. Ignacy nauczył mnie tak patrzeć na rzeczywistość, by we wszystkim dostrzegać Dobro wielkie i dobro małe. Dobro wielkie, które jest wielkim darem, i dobro małe, które też okazuje się darem, choć małym, ale pochodzącym od Dobra i Daru wielkiego. Dobro i dar są w wizji św. Ignacego nierozłączne. Czy zwraca się on do swego Stwórcy i Zbawcy, czy do istot stworzonych i zbawionych darem ukrzyżowanej Miłości, zawsze i we wszystkim widzi dobro, które jest darem.

Nicości przeciwstawia się Byt, który jest Bogiem, najwyższy i nieskończony, Trójca udzielających się sobie Osób Boskich. Żadna nie jest dla siebie, ale dla dwóch pozostałych, każda stanowi dar, który uszczęśliwia, i dlatego każda okazuje się szczęśliwa. Ich miłość udzielająca się jest Ich wzajemnym szczęściem. Dla Nich być, to dawać się i tak być Miłością i Szczęściem. Amor in communicatione, jak mówi św. Ignacy w Ćwiczeniach duchownych (por. Ćd 231), miłość w udzielaniu się dotyczy przede wszystkim Boga-Trójcy, ale także wszystkich Jego stworzeń obdarzanych miłością i zdolnych do miłowania. To zasada proegzystencji, istnienia dla innych, ku innym, zasada altruizmu, zasada miłości uszczęśliwiającej i szczęśliwej. Dlatego też pierwsze, największe i najlepsze, czyli dające szczęście, przykazanie, wypływające z łona Trójcy Świętej przykazanie miłości, jest przykazaniem szczęścia.

Trzeba koniecznie zobaczyć Byt Wielki i małe byty jako dary, które winniśmy przyjmować z miłością wdzięczną i dzielić się nimi, oddając je Bogu, nieskończonemu Dawcy wszystkich darów, nieskończonej Miłości udzielającej się szczęśliwie wszystkiemu, co jest. Stwarzanie i zbawienie to dar Miłości. Pismo Święte mówi, że Bóg stwarza z miłości, z pragnienia, żeby Jego dary obdarzane istnieniem trwały dla innych i żeby Jego miłość w nich, dająca im byt, udzielała się i była w nich i przez nie szczęśliwa i uszczęśliwiająca.

Księga Mądrości mówi: Potężnie działać jest zawsze w Twej mocy i któż się oprze potędze Twojego ramienia? […] Nad wszystkim masz litość, bo wszystko w Twojej mocy, i oczy zamykasz na grzechy ludzi, by się nawrócili. Miłujesz bowiem wszystkie stworzenia, niczym się nie brzydzisz, co uczyniłeś, bo gdybyś miał coś w nienawiści, nie byłbyś tego uczynił. Jakżeby coś trwać mogło, gdybyś Ty tego nie chciał? Jak by się zachowało, czego byś nie wezwał? Oszczędzasz wszystko, bo to wszystko Twoje, Władco, miłujący życie! (Mdr 11, 21-26).

Przykazanie miłości Boga i bliźniego jest wyrazem woli Boga, który chce się udzielać, stwarzając byty-dary i chce je uszczęśliwiać swoją miłością, czyli sobą, bo poza Nim nie ma dla nich innego szczęścia. On je stwarza dla siebie nie po to, żeby je mieć, posiadać, ale żeby być ich szczęściem, jedynym szczęściem. To przykazanie miłości, czyli udzielania się i bycia szczęśliwym, wypływa z Miłości, która jest absolutnym, nieskończonym, transcendentnym Bytem i Darem. Jak Bóg-Trójca nie może przestać być Miłością i dlatego nie może przestać miłować w łonie Trójcy i poza Nią, tak też nie może przestać troszczyć się o szczęście, o zbawienie swoich stworzeń, swoich darów – powołanych.

Przykazanie to zwraca się do istot wolnych, żeby chciały – bez przymusu z zewnątrz – miłować i stawać się na obraz i podobieństwo Boga. Wybrać Boga w czasie, który wybrał nas w wieczności (por. Ef 1, 4-5), i to w swym umiłowanym Synu (Kol 1, 13), to największy i o wszystkim decydujący wybór, to najwyższy akt naszej wolności.

Dar i pomoc

Św. Ignacy w fundamencie Ćwiczeń (por. Ćd 23) przypomina mi, że zostałem stworzony, czyli obdarzony istnieniem, abym mego Stwórcę, który jest miłością Trzech udzielających się sobie Boskich Osób, miłował, stając się Jego chwałą przez oddawanie Mu czci i przez pełnienie Jego woli, która jest wolą Jego i mojej miłości, Jego i mojego szczęścia. On chce we mnie kochać, On chce być we mnie szczęśliwy przez wzajemne udzielanie się sobie: On mnie, a ja Jemu. Dzięki fundamentowi pojąłem, że mój byt stworzony, moje życie i moja śmierć, jest zanurzeniem w Miłości, która mnie chce w czasie i wieczności. W tym zanurzeniu, którego ja też chcę, odpowiadając miłością na Miłość, znajduje się moje jedyne prawdziwe, niewyczerpane szczęście. To Bóg-Trójca, to Bóg-Miłość jest moim szczęściem, które trzeba mi wybrać z nieprzymuszonej miłości. Czy taki Bóg-Stwórca takiemu stworzeniu mógłby nie dać przykazania miłości, czyli wydania się w Boże ręce?

Jest coś z naszej strony dziecięcego, a ze strony Boga ojcowskiego i zarazem oblubieńczego w tym wydawaniu się w ręce Boga, który nazywa siebie Ojcem i Oblubieńcem. O tych rękach Jezus mówi, że są to ręce mocne i wierne, z których nikt nas nie wydrze. To ręce Ojca i Syna, którzy stanowią jedno w Duchu ich Miłości. To ręce Boga kochającego nas zazdrosną miłością.

Nie od razu aż tak to zrozumiałem. Zrozumiałem jednak, że wszystko, co znajduje się „na obliczu ziemi”, jest stworzone z miłości jako dar i pomoc dla mnie, dla nas ludzi. Byty tego świata nie są tylko nijakimi rzeczami, rzuconymi byle jak, ale są darami zamierzonymi przez Boga i dawanymi ludziom jako pomoce, dawanymi mnie, abym dzięki nim kochał ich Dawcę i z miłości służył Mu wdzięcznie.

Jak Ten, który stworzył niebo i ziemię, pomaga mi tymi bytami-darami? Wzrusza mnie i pobudza do wdzięczności, dając mi aż tyle darów, bo wszystko, co istnieje, jest Jego darem. Wzruszenie i wdzięczność pomagają mi, bo stają się radością, a więc szczęściem. Ponadto te dary naprawdę pomagają mi żyć. O tych darach wielkich i małych, naturalnych i nadprzyrodzonych, dla wszystkich i dla mnie, mówi św. Ignacy w Kontemplacji [pomocnej] do uzyskania miłości. Bóg swoimi darami otwiera nas na tę miłość, do miłości pociąga, tą miłością we wszystkich darach nas obdarza.

Największe Dary

Dwa największe Dary od Ojca to Jego Syn i Duch Święty. Ich misją jest obdarzanie nas aż tak, abyśmy przez Syna w jednym Duchu mieli przystęp do Ojca(Ef 2, 18). Od Wcielenia, kiedy Syn Boży, dając się Maryi, dał się nam wszystkim, od śmierci na krzyżu, kiedy wydał się za nas wszystkich w ręce Ojca, od Zmartwychwstania, kiedy stał się dla nas wszystkich życiem i zmartwychwstaniem, od zesłania Ducha i wylania Go na Kościół i świat cały, trwa ustawiczne obdarzanie całej stworzonej w Synu rzeczywistości tymi dwoma największymi Darami. Trzeba w to uwierzyć, Darom tym i Ich Dawcy – Ojcu zaufać, Dawcę wraz z tymi Darami umiłować, przez Syna w Duchu oddawać się Ojcu. Oto, czego św. Ignacy, idąc w ślady św. Pawła, uczył mnie od fundamentu Ćwiczeń odprawianych pierwszy raz w nowicjacie. Studia teologiczne i doświadczenia duchowe tylko to we mnie pogłębiły i ugruntowały.

To była i jest wielka wizja Dobra, Daru, Miłości ogarniającej mnie ze wszystkich stron. „Bądź, Jezu, ze mną! Po mej prawicy, po mej lewicy. Ogarniaj mnie ze wszystkich stron!”. To słowa modlitwy św. Patryka. Z tej wizji rodzi się miłość do Dobra, do Miłości darzącej darami i do darów. To moja miłość jest darem, jest urzeczeniem darami, jest wdzięcznością za dary, jest służeniem tej Miłości przez oddawanie Jej darów i siebie. Ta miłość to szczęście, to chwała Dawcy w Jego darach, chwała Boga. Św. Ignacy nauczył mnie, że radowanie się Bogiem i Jego darami staje się chwaleniem Boga.

W Ćwiczeniach duchownych św. Ignacy uczył mnie szczęśliwej wizji bytów jako darów, szczęśliwej i uszczęśliwiającej miłości i służby Temu, który jest najwyższym Bytem, najlepszym Darem, stwarzającą i dającą dary Miłością, Miłością wszechogarniającą wszystkie przez Nią stwarzane i dawane byty-dary, także i mnie, Miłością, która jest nieskończonym i ustawicznie udzielającym się Szczęściem. Wydając się tej Miłości, wydaję się Szczęściu. To powinno być treścią mojego życia w czasie i wieczności.

Św. Ignacy uczył mnie także dobrego korzystania z darów Bożych – z Bożej Miłości udzielającej się i darzącej mnie darami – i dobrego korzystania z samych darów tej Miłości. Dobrze ich używam, kiedy wdzięcznie i służebnie oddaję je Bogu. Oddaję Mu dar mojego istnienia, istniejąc dla Niego, bo „w życiu i śmierci należę do Niego” (por. Rz 14, 8). Istnieję dla Niego, kiedy wierzę w Niego, ufam Mu i kocham Go nade wszystko, kiedy pragnę poznać Jego wolę i wypełniać ją z pomocą Jego darów.

Oddaję Mu dar mojej wolności, kierując ją ku Niemu, nie używając jej przeciw Niemu. Złe użycie wolności przeciw woli Dawcy wolności jest grzechem. A grzech według Ignacego uderza zawsze w Dobroć Boga, który chce mojego dobra i szczęścia; w dobroć stworzeń, bo je wydaję marności mojej złej woli, wypaczając ich celowość zamierzoną przez ich Dawcę; uderza wreszcie w moją dobroć, bo przez grzech ja staję się niedobry względem Boga i względem stworzeń oraz względem samego siebie, ponieważ używam darów Bożych przeciw mojemu prawdziwemu szczęściu.

Postawa wolności

By mnie bronić przed złym używaniem wolności, przed niszczeniem mojego szczęścia i mojej radości, przed działaniem przeciw woli i chwale Bożej, św. Ignacy uczy mnie takiej postawy duchowej, dzięki której staję się wolny ku dobru, ku miłości, ku służbie Bożej, ku dobremu używaniu darów Bożych, a zwłaszcza mojej wolności. Staję się wolny, bo nieskrępowany przywiązaniem do własnej woli, do tego, co sprzeciwia się mojemu prawdziwemu dobru i szczęściu; wolny, bo gotów na wszystko, czego Bóg ode mnie zażąda albo co zechce mi dać lub zabrać; wolny, bo tak wydany Bogu oraz Jego woli i tak będący do dyspozycji Boga, że przyjmę wszystko z Jego ręki.

Taka postawa duchowa stanowi podwalinę mojego szczęścia zanurzonego w woli miłującego mnie Boga. Bóg, który mnie kocha, najlepiej wie, co da mi szczęście. Zaufam Mu, wydając się w Jego ręce, zdając się na Jego wolę... Jeśli jestem tak wolny, to jestem otwarty na wszystko, co pochodzi od Boga. Nie śmiem i nie chcę przeciwstawiać Bogu siebie samego, Bożej woli mojej woli, mojego pojmowania szczęścia szczęściu, którego chce dla mnie mój Bóg.

Taka postawa jest równocześnie pokojem, owocem Ducha Świętego. Bez tego pokoju nie ma szczęścia; idzie on w parze z posłuszną miłością Bogu, z radością płynącą z tej miłości i z posłuszeństwa Bożej Miłości.

Św. Ignacy uczy mnie oddawać Bogu inne jeszcze dary otrzymywane od Niego. Niech się nie marnują, ale niech wracają do Dawcy. Dary nieoddane to dary zmarnowane i przepadłe.

Dar pamięci

Jaki dar poleca mi św. Ignacy oddać Bogu po darze wolności? Dar pamięci. Pamięci o Bogu jako Dawcy darów i o darach dawanych mi wciąż przez Boga. Taka pamięć jest wdzięczna, radosna i pokorna. Pamiętać o tym, że jestem wciąż kochany, czego dowodem są wszystkie codzienne dary – nadprzyrodzone i naturalne – to być szczęśliwym. Jeżeli pamięć o dawnych darach, wspominanie ich budzi radosną wdzięczność, to tym bardziej dary teraz dawane i pamięć o obecności Dawcy w darach jest uszczęśliwiającą pamięcią. Taka pamięć jest warunkiem szczęścia w drodze do błogosławionej wizji Boga w niebie.

Jak bardzo szkodziłem sobie zapominaniem o Bogu-Dawcy darów i o darach, dowodach miłości Boga do mnie! Ile dobra, ile radości i szczęścia zmarnowałem tym niepamiętaniem, tym zapominaniem! Ile było w tym nieuświadomionej niewdzięczności oraz takiego postępowania, jak bym nie był kochany i hojnie obdarzany w każdej chwili mojego istnienia!

Wdzięczna pamięć jest „wychodzeniem z siebie i przechodzeniem w Boga” z pomocą wszystkich Jego darów. Byty widziane jako dary Boga nie przesłaniają mi Boga-Dawcy, ale wciąż mi o Nim mówią, nawet te najmniejsze jak liść, kwiat czy te najdalsze, ogromne jak słońce, księżyc i gwiazdy na niebie. Taka pamięć jest możliwa w wierze, w skupieniu i uważności na obecność i działanie Boga Stwórcy w Jego stworzeniach, Boga Dawcy w Jego darach. Taka pamięć jest aktem wiary, wdzięczności i radości; taka pamięć jest modlitwą, kontemplacją, szczęśliwym przeżywaniem bliskości Boga, chodzeniem z Bogiem wszędzie.

Kontemplacja i działanie

Św. Ignacy uczył swoich synów, zwłaszcza tych bardzo zapracowanych, żeby chwalili Boga w swoich ciałach (1 Kor 6, 20). Takie pamiętanie o Bogu jest najbardziej ignacjańską modlitwą zalecaną w Ćwiczeniach duchownych i Konstytucjach. „We wszystkim szukać Boga, uwalniając się w miarę możności od miłości wszelkich stworzeń, tak by całą miłość przenieść na ich Stwórcę” (Konstytucje 288). To jest wielka lekcja Ignacego: lekcja modlitwy i szczęścia.

Człowiek wolny, żyjący pamięcią i modlitwą, jest człowiekiem pobożnym i szczęśliwym w każdej sytuacji życia. Za to jestem św. Ignacemu w całym moim życiu zakonnym wdzięczny. Otrzymałem od Boga dar rozumu, dar pojmowania prawdy, dar poznawania i rozeznawania. Ten dar trzeba Bogu oddawać, wierząc Mu, wierząc Jego słowom, które staram się pojmować i wcielać w swoje życie codzienne. Oddaję mój rozum Bogu, kiedy staram się, prosząc Ducha Świętego o światło, rozeznawać Jego wolę w moim życiu, a zwłaszcza w sytuacjach ważnych i trudnych, gdy trzeba decydować i wybierać. Św. Ignacy uczył mnie dobrych reguł rozeznania nie tylko dobra i zła, nie tylko tego, co pochodzi od Ducha dobrego lub od ducha złego, ale także tego, co jest lepsze, bardziej Bogu miłe, dla Jego większej chwały i ku większemu wspólnemu dobru ludzi, w tym i mojemu.

Św. Ignacy uczył mnie żyć rozumnie w Kościele Jezusa Chrystusa i rozumnie poddawać się działaniu Ducha Świętego, który „nami rządzi i kieruje dla zbawienia dusz naszych” (Ćd 365). Takie wydane Bogu używanie rozumu nie tylko broni przed błądzeniem, przed rozmijaniem się z prawdą, ale prowadzi do poznawania głębszej prawdy, do zanurzania się w natchnieniach i poruszeniach Ducha Bożego, do przyjmowania darów Bożej mądrości, umiejętności, rady, roztropności, czyniąc mnie otwartym na wszystko, co od Boga pochodzi i do Boga prowadzi, zarówno w moim osobistym życiu, jak i w życiu bliźnich.

Boże mój, dziękuję Ci za dar rozumu i oddaję Ci go w pokorze, prosząc: Oświecaj mnie i prowadź mnie zawsze przez Ducha Twojego. Niech On zawładnie moim rozumem!

Dar woli

Otrzymałem od Boga dar woli. Przez wolę św. Ignacy rozumie zdolność chcenia i to chcenia dobrego oraz skutecznego. Idzie tu za św. Pawłem: Bóg jest w nas sprawcą i chcenia, i działania zgodnie z Jego wolą (Flp 2, 13). Jest to przede wszystkim wola miłowania, wola chcenia Boga miłującego i umiłowanego ponad wszystko. Współpracując z rozumem poznającym prawdę, wola chce tej prawdy, wybiera ją jako dobro, oddaje się jej. A tą prawdą jest ostatecznie Dobro najwyższe, sam Bóg, który napełnia rozum mądrością, a wolę miłowaniem.