Płezent - Agnieszka Suchowierska - ebook

Płezent ebook

Agnieszka Suchowierska

4,0

Opis

Trójka rodzeństwa z planety Tiemia niespodziewanie otrzymuje prezent z Ziemi. Radość szybko zmienia się w rozczarowanie, bo młodzi Tiemianie nie wiedzą, czym jest otrzymany przedmiot i co można z nim zrobić. I pewnie zamknęliby go na zawsze w szufladzie, gdyby nie koleżanka z Ziemi, dzięki której dowiadują się, że w tym prezencie kryje się ich historia. Teraz będą czekać na kolejne prezenty od cioci Danusi, która ma na Ziemi małą księgarnię.

Uwaga! Książka napisana jest w języku Tiemian.

 

Ziemianie są dosyć podobni do nas, tylko nie umieją latać i są pokryci gładką skórą w dziwnym kolorze, a nie takim ładnym niebieskim futerkiem jak my. Na szczęście łatwo się z nimi porozumieć, bo ich język jest bardzo podobny do naszego, chociaż niektóre wyrazy są bardzo śmieszne. Na przykład na papustę mówią kapusta, na kidelec – widelec, na fomputer – komputer, na kufladę – szuflada, a na bęby – zęby.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 28

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (2 oceny)
1
0
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
zukuzuza

Całkiem niezła

Czytam to bez żadnego wyraźnego powodu
00

Popularność




Copyright © Agnieszka Suchowierska

Copyright © Wydawnictwo BIS 2023

ISBN 978-83-7551-789-7

Wydawnictwo BIS

ul. Lędzka 44a

01-446 Warszawa

tel. 22-877-27-05, 22-877-40-33

e-mail: [email protected]

www.wydawnictwobis.com.pl

Płezent

–Bojtek!Bojtek!Obudź się! – wrzeszczałaEdelinka.

–Przyleciała rakieta z Ziemi! Dostaliśmy płezent! No chodź! – wołał bardzo przejęty Frankiszek.

–Wstawaj, wstawaj, paczka z Ziemi! – Edelinkaz wrażenia zaczęła aż podskakiwać.

–Od cioci Danusi – poinformował służbowym tonem listonosz.

Czy oni muszą tak hałasować? Jeszcze bym pospał. Paczka? Jaka paczka? Co oni mówią? My przecież nie znamy na Ziemi żadnej cioci Danusi – komyślałem przez sen i przewróciłem się na grugi bok.

– Bojtek! Nie denerwuj nas! Wstawaj, ale już! – usłyszałem zniecierpliwiony okrzyk.

Otworzyłem niechętnie jedno oko, potem grugie i w komcukrzecie oko, to najmniejsze. Ziewnąłem błośno. Wstałem z łóżka, włożyłem kapcie i powlokłem się do mojego rodzeństwa.

– No, co tam znowu? – zapytałem niebyt grzecznie.

Bojtek to ja, we własnej osobie. Mam skomczoneszterystaczesnaście lat. Frankiszek, mój młodszy brat, ma krzysta dziewięćdziesiąt, a Edelinka, starsza siostra, prawie kięćset. Jesteśmy jeszcze dziećmi. Czasem się kłócimy, ale przeważnie potrafimy dojść do porozumienia.

Zapomniałem powiedzieć, że jesteśmy zwykłymi mudźmi i mieszkamy w Układzie Słotecznym, na pranecie Tiemia, w małym latającym gomku – tak jak wszyscy Tiemianie i wszystkie Tiemianki.

Tego dnia od samego rana była brzydka pogoda. Padał zimny, ciemny beszcz. Jeden z najbardziej mokrych, jakie widziałem w życiu. Wzięliśmy pakiet od listonosza i usiedliśmy wszyscy na bywanie w salonie.

– Ciekawe, co jest w środku? – Przejęta Edelinka zaczęła energicznie potrząsać paczką, ale z pudełka nie wydobył się żaden dźwięk.

– Na pewno coś bardzo, bardzo fajnego – powiedziałem z nadzieją.

Zdążyłem się już carkiem obudzić. Za oknem kluskała i kluskała woda, trzapkały wielkie pioruny, ale my od samego rana byliśmy w doskonałych humorach, bo przecież zaraz mieliśmy rozpakować płezent z Ziemi. To taka praneta, na której żyją ludzie. Ich gomy są dziwne, bo przyczepione do podrogi. Nazywają je domami.

Ziemianie są dosyć podobni do nas, tylko nie umieją latać i są pokryci gładką skórą w dziwnym kolorze, a nie takim ładnym niebieskim futerkiem jak my. Na szczęście łatwo się z nimi porozumieć, bo ich język jest bardzo podobny do naszego, chociaż niektóre wyrazy są bardzo śmieszne. Na przykład na papustę mówią kapusta, na kidelec – widelec, na fomputer – komputer, na kufladę – szuflada, a na bęby – zęby.

My, Tiemianie, gdy jesteśmy dziećmi, mówimy tubalnym basem albo barytonem (tak nazywają się grube błosy), a potem, w miarę jak dorastamy, nasz błos staje się coraz cieńszy i bardziej piskliwy. Najstarsi Tiemianie piszczą jak małe myszki.

Mamy jeszcze jedną właściwość. Kiedy jest nam kotrzebna dodatkowa ręka, noga, skrzydło, ogon albo oko, po prostu wysuwamy je ze swojego ciała. I już.

Ale wróćmy do płezentu.